Tego dnia czuła się rzeczywiście znacznie lepiej. Wyspana, najedzona – spięła nawet włosy w ciasny kok, żeby nie leciały jej na twarz, a przewidywała, że dzisiaj mogłyby się bardzo, ale to bardzo poplątać. Wilgoć w powietrzu nie nastrajała pozytywnie, powietrze było jakieś ciężkie i nie oddychało się tak łatwo, do tego miało się wrażenie, że ubranie lepi się do ciała…
– A ma robić coś konkretnego? – Asaka jeszcze w trakcie mówienia ułożyła dłonie w pieczęć Konia a następnie Barana, co zaskutkowało pojawieniem się tuż przed nią przejrzystego, rubinowego lustra, które musiała teraz wyminąć.
Klon, ubrany i uczesany identycznie tak jak ona wyłonił się z kryształowej tafli po chwili i nawet przekręcił głowę w stronę lewego ramienia uśmiechając się do Shikiego dokładnie tak, jak zrobiłaby to Asaka – która dla żartu powtórzyła to, co robił jej klon. Tak czy siak, cokolwiek miał robić kryształowy twór – poszedł za Shikaruiem.
Sama ruszyła w inną stronę, żeby w razie czego nie przeszkadzać i nie stać na linii rażenia. Widziała, że Shiki gapi się na nią, zamiast skupić się na jej idealnej kopii, co samo w sobie wywoływało lekki uśmieszek. Nie przeszkadzało jej to w żaden sposób, ona była przecież nie lepsza, chociażby wczoraj woląc patrzeć na jego umięśnione plecy, zamiast trenować. Ściągnęła z pleców wachlarz, który od razu rozłożyła i zamachała nim kilka razy na próbę, chcąc wyczuć jego ciężar i to, w jaki sposób najlepiej go trzymać. Na początek chciała zacząć z absolutną podstawą podstaw, czyli z przesyłaniem swojej chakry na broń. Dla niektórych mogło to być bardzo toporne narzędzie, ale Asaka widziała w tym pewien potencjał, no i miała kilka pomysłów, zaś ciężar broni nie stanowił dla niej żadnego problemu. Nie potrzebowała do tego żadnej pieczęci wystarczyło po prostu… skupić się, o tak, złapać swoją chakrę i przetransferować ją na skórzane wnętrze, po którym miała się rozlać. Żółtooka nie miała z tym problemu – więcej zachodu stanowiło przelanie odpowiedniej ilości, bo po pierwszym razie już wiedziała, że przesadziła. Niepotrzebnie. Jeszcze raz. Druga próba okazała się bardziej pomyślna i Asaka była całkiem zadowolona.
Chwilę później jednocześnie skoczyła i przekręciła w dłoniach wachlarz, ustanawiając go poziomo i… Zawisła w ten sposób w powietrzu, jakiś metr od ziemi, stojąc na jego powierzchni całkiem wyprostowana. Z tej pozycji mogła odwrócić się i nawet poszybować wyżej, co też uczyniła, jednocześnie obserwując poczynania Shikaruia i jej biednego klona, który stał uwięziony w jakiejś lepkiej mazi i nie potrafił nawet unieść nogi wyżej niż na trzy centymetry, bo ciecz i tak zaraz przyciągała jego nogę do podłoża.
– Coś ty jej zrobił? – Asaka krzyknęła z góry, mając przyłożoną dłoń do oczu, chcąc nieco uchronić się od słońca, które wyjrzało właśnie spomiędzy chmur, świecąc jej prosto w twarz.