
Baśń od losu [ D ]
5 / 15
Sae Senju Kartę? Z początku barman się zszokował tym specyficznym pytaniem dziewczyny, ale najwyraźniej tutaj nie było ono zbyt często zadawane. Wystawił więc kilka butelek alkoholu bez emblematów, przez co różniły się one obecnie jedynie kolorem. Od przeźroczystych niczym woda napojów, aż po bardziej kolorowe trunki, w których upatrzeć dało się na pewno sake czy wino ryżowe wyższej jakości, z których słynęło przecież Antai, będące jedną z okolicznych prowincji. Czy tak faktycznie było? Z logicznego punktu widzenia zwykła karczma raczej nie wykosztowałaby się na tyle, aby je sprowadzać specjalnie po to, by zwykli farmerzy i rybacy mieli nieco lepszy alkohol w buzi. W końcu przyszli oni się tylko tutaj napić, co Sae mogła zauważyć po krótkim rozeznaniu się w zawartościach rąk i stołów klientów.
Widząc, jak ręka mężczyzny ucieka sprzed swojej zdobyczy, która postanowiła się odsunąć, uśmiechnął się jedynie pod nosem i ze swoim zawadiackim wyrazem twarzy, a także lekko podpitymi oczyma, spojrzał w kierunku dziewczyny. – Każda odmawia, a potem chce więcej. Musisz się jedynie nieco rozluźnić, no, Benshi, dej no tutaj! – Jedną ręką zbliżył się do wystawionych butelek na barmańskiej ladzie i właściwie nie pytając o zgodę, pochwycił jedną z nich. Pierwsza lepsza, bo to nie ma znaczenia już w jego stanie. Nim jednak zapragnął podarować ten trunek młodej damie z klanu Senju, sam wypił z gwinta kilka łyków, opróżniając niemalże do połowy butelkę. – Nie wiem i dobrze, niech ją Oni znajdą i zeżrą! Uciekają, bo myślą, że znajdą lepsze życie, ale ty sama do nas przybyłaś. Potrzebujesz męskiego wsparcia w tę noc? – Choć Sae trzymała się z całych sił i nie pokazywała strachu, to nagłe objęcie wolną ręką w okolicach szyi mogło nieco zaskoczyć. Jeżeli i do tej pory nie dostał z łokcia w brzuch, a sam żadnego zagrożenia nie wyczuł, błyskawicznie próbował przysunąć dziewczynę do swojego spoconego tułowia, lecz czy mu się to udało nie jest już takie pewne.
Właściwie nikt nie reagował na całą tę scenkę, która się tam odbywała. Niektórzy podśmiewywali się pod nosem upijając dalej alkohol, a jeszcze inni nawet nie zauważyli tego, że do karczmy weszła młodziutka dziewczyna. – Botan – odezwał się chrapliwy głos zza pleców. Jeżeli Sae była odwrócona w kierunku drzwi wyjściowych, zauważyć mogła nieco wyższego od swojego oprawcy staruszka, poubieranego w wielorakie warstwy czarnych tkanin związanych tu i ówdzie, zwisających zarówno zza pleców niczym peleryna i z okolic łokci dając dość szerokie rękawy, w których schowane miał swoje ręce. Poruszał się wolno, stawiając każdy krok bardzo uważnie. Ostatnie siwe włosy, które oparły się łysieniu, spadały na jego zmarszczone czoło. – Kto to jest i czemu się z nią tutaj szlajasz. – Wyraźny akcent dla ludzi z Wietrznych Równin. Choć dało się go zrozumieć, było to dosyć trudne, kiedy słowa zlewały się w jeden bełkot. Swój wzrok przeniósł od razu na Sae, bo chyba sam nie liczył, że otrzyma jakąś odpowiedź od mężczyzny.