Największa prowincja Wietrznych Równin zamieszkana przez Ród Inuzuka. Pomimo swoich rozmiarów, prowincja jest zręcznie zarządzana przez Ród, a to dzięki niezwykle efektywnemu przemieszczaniu się członków rodu na swoich psach. Yusetsu od północy sąsiaduje z morzem, od północnego zachodu z prowincjami Karmazynowych Szczytów, od południowego zachodu z prowincjami Samotnych Wydm a z kolei od zachodu z Shigashi no Kibu. Takie umiejscowienie pozwala na rozwój w prowincji zarówno handlu morskiego jak i lądowego. Niektóre osady zamieszkują członkowie podzielonego wewnętrznie Szczepu Terumi.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Proszę, wystarczyło wypełznąć z namiotu i nagle okazywało się, że wszyscy już nie śpią. Sama Asaka spędziła tę noc na siedząco, co nie było jakimś zaskoczeniem, jako, że gdyby była taka potrzeba, to i na stojąco by zasnęła, ale za to teraz czuła, że jej mięśnie są trochę zastane. Rozciągała więc teraz mięśnie rąk, przy okazji słuchając Reiry, by móc odpowiedzieć jej na pytania. Tak jak spodziewał się Shikarui – Reira nie powiedziała nic, widząc tych wszystkich martwych mężczyzn. – Zazwyczaj pracują. Mogą zapytać nas o imię, nazwisko i z jakiego jesteśmy klanu. Może o cel naszego wejścia na teren Soso. Raczej nic więcej – tak, cóż, jeżeli zaczną pytać więcej, to cała przykrywka mogła pójść z dymem, ale istniała szansa, że taka grupka ninja okaże się cennym nabytkiem dla Yamanaka. A jak wiadomo – darowanemu koniu nie zagląda się w zęby. A może wystarczy, że to reszta będzie gadać zamiast Reiry. Shikarui wyłonił się z namiotu z humorem iście dziecięcym. Jabłko w ręce, drugie rzucone w stronę dziewczyny, która złapała je chyba w ostatnim momencie, nim dostała w głowę; zblazowanie na ustach… Ale wyglądał o niebo lepiej niż w nocy. Widać porządna dawka snu była mu bardziej niż potrzebna, żeby się zregenerować. Asaka uśmiechnęła się do niego lekko, gdy już miała jabłko w ręce i sama wgryzła się w owoc. Nie myślała jeszcze o żadnym śniadaniu, ale słowa Shikiego sprawiły, że poczuła lekki głód. Na szczęście to dało się prędko naprawić – bo przecież nie udali się w podróż bez zapasu jedzenia. Ani jedno, ani drugie, tak głupie nie było. Pojawienie się Teirena, niedługo po Reirze, sprawiło, że dość dobry humor Asaki prysnął, tak samo jak pęka bańka mydlana puszczona na wiatr. Temperatura wokół kunoichi mogłaby się nawet ochłodzić o kilka stopni, a ona nawet by tego nie zauważyła. Spojrzała krótko na rudowłosego, po czym przeniosła wzrok na jej zleceniodawczynię, a później na kupę ciał ułożonych w jednym miejscu. - To ja zostanę z panią Reirą. Pomogę jej się odpowiednio przygotować i zrobię coś z tymi ciałami – wskazała na nie kiwnięciem głowy, chociaż to chyba nie było konieczne. Asaka może i wyglądała na chucherko, ale… pozory bardzo lubiły mylić. Nie inaczej było w tym wypadku. - Zobaczy pani co mam na myśli. Przy okazji… jest gdzieś w okolicy medyk? Wolałabym, żeby ktoś na wszelki wypadek obejrzał to moje ramię – tutaj zwróciła się już bardziej do Reiry, dość tajemniczo odpowiadając na jej pytanie odnośnie zrobienia broni. Wolałaby, żeby to Shiki został tutaj wraz z nią, ale może lepiej byłoby, gdyby jednak poszedł z Teirenem i też jakąś kasę wynegocjował? Znając jego, to nie przepuściłby takiej okazji, dlatego nie zamierzała się w związku z tym wdawać w dyskusje. A gdy wszystko już zostało ustalone, Asaka w pierwszej kolejności poszła z Reirą do domu, pomóc jej poszukać i wybrać jakąś odpowiednią torbę i spakować rzeczy, które zazwyczaj nosili ze sobą shinobi. Tam też skupiła swoją chakrę, by wytworzyć dla kobiety cztery, małe, najzwyklejszego kształtu shurikeny – z tą różnicą, że te wykonane były z lekko prześwitującego kryształu koloru głębokiego rubinu. Dziewczyna podała je jej, by ta mogła je sobie zachować. A w razie czego była to też jakaś tam broń. Mało skuteczna w dłoniach kogoś niewprawionego, ale może akurat w czymś jej pomogą – w czymś więcej niż tylko w dopełnieniu wizerunku kunoichi. - Znikną za kilka tygodni, ale do tego czasu mogą się przydać. Gdy już to było załatwione, wyszła z domu Reiry, by pomóc w wykopaniu dołu, do którego wrzuci się te wszystkie ciała… To było gospodarstwo, więc chyba nietrudno było znaleźć gdzieś w posiadaniu rudowłosej ze dwie łopaty. Dobrym miejscem na to wszystko było to, gdzie już znajdowały się groby – tam pod śliwą, która mogłaby w swe czułe ramiona przyjąć kolejną, bezimienną jedenastkę.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Magicznie temperatura opadła, a pomyślałby kto, że było tak jasno, że słonko tak świeciło..! Shikarui aż spojrzał w niebo, przysłaniając oczy ręką, żeby się upewnić, czy czasem nie zgasło, czy kie jakie licho odpowiadało za te wahania temperatur? Słońce robiło się coraz słabsze, coraz krócej wisiało na niebie, a dni wraz z tym coraz krótsze. Zima zbliżała się wielkimi krokami i czarnowłosy niemal już czuł jej ukąszenia na skórze. Kiedy to wszystko minęło, jak zdążyło przeminąć tak szybko i sprawnie? Życie wreszcie się układało, ale było dominem - im więcej klocków stawiasz i im piękniejsze obrazki układałeś, tym łatwiej było je strącić. A wtedy potrafiło się posypać wszystko, zazwyczaj jednak zadowalało się zbijaniem surowej części, żebyś czasem się nie znudził i był zmuszony poukładać ją raz jeszcze. Bez żadnej litości. Na wargach czarnowłosego pojawił się nieznaczny uśmiech, opuścił głowę, zerkając z jedną uniesioną brwią na Reirę. Dzisiaj mieli zagłębić się na wrogie tereny, ale dopóki nie przekroczą granicy - byli bezpieczni. Nawet jeśli czekała ich przeprawa ze strażą, jeśli rzeczywiście poginęli tu cywile, było zbyt wielu świadków, którzy mogli powiedzieć - oni pierwsi zaatakowali. I nikogo, kto opowiedziałby się po stronie zmarłych. Taki był przywilej zwycięzców, że zwyciężonych nikt nie pytał, czy nie mieli racji. Dlatego to zwycięzcy pisali historię. Gdy nie było świadków - tylko ta ich historia była tą prawidłową. Pewne sekrety odchodziły wraz z pierwszym wrzaskiem koguta.
- W porządku. - Zgodził się czarnowłosy. Smród trupów nie przeszkadzał mu wczoraj, nie przeszkadzał i dzisiaj, kiedy jadł jabłko. Nie był przyjemny, to jeden z tych zapachów, do których niemal nie da się przyzwyczaić, ale jeszcze nie śmierdziały tak tragicznie, by rzygać na kolorowo. Zwłaszcza, że noce były już mroźne. - W razie czego dwunastego trupa zakopię po drodze. - Powiedział to tym samym tonem, którym obwieścił, że jest głodny, kiedy wychylił się na powrót z namiotu i narzucił na ramiona czarny płaszcz, a na plecy kołczan z łukiem. Żartował?
Heh.
Nie czekając na specjalne wiwaty ruszył w kierunku miasta, żeby tam załatwić wszystkie formalności, rozliczyć się ze strażom, którzy to strażnicy na pewno chcieli zobaczyć miejsce docelowe. Nie stronił od towarzystwa Teirena, ale na pewno na niego uważał. Zresztą - tak samo jak przy Renie. W towarzystwie obcych zawsze chodził ostrożniej, zawsze czuwał, w każdym momencie spodziewając się ciosu między łopatki. Teiren chciał pogadać to proszę bardzo - tylko z Shikaruiego był bardzo mrukliwy gość. Przynajmniej na początkach znajomości. Jeśli strażnicy chcieli zaprowadził ich razem z Teirenem do domostwa Reiry. Wyjaśnił sprawę krótko, jasno i na temat: ze zleceniodawczynią mieli udać się w podróż, gdy przybyli Teiren i Ren, obwieszczając, że nadciąga grupa bandytów, którzy idą za nimi. Zaatakowali dom zleceniodawczyni, więc musieli się bronić. Ach i wcześniej Reira została napadnięta przez samuraja. Koniec pieśni. Tak czy siak wrócili na miejsce zbiórki. Musieli się w końcu przygotować przed prawdziwą podróżą. To jest - Asaka i Shiki byli gotowi. Pytanie tylko, czy Ren i Teiren również.
Najwidoczniej Asaka miała ze sobą nieco ubrań na zmianę i dobrze, przynajmniej nie będą się aż tak rzucać w oczy. Tym bardziej widok krwi raczej nie wywoływał zaufania u innych osób. Szczególnie kiedy byli w stanie wojny. Reira po pierwszym szoku zdawała się już praktycznie nie pamiętać, że na terenie jej gospodarstwa leży 11 zwłok ludzi ułożonych w stos. Niektóre były całkiem wybrakowane, a ich flaki leżały tuż obok. Zapach również nie dawał o sobie zapomnieć przybierając na sile z każdą godziną gnicia ich zwłok. W końcu zawitał też Shikarui i Teiren. Widać było, że dwójce ninja nie przypadł on za bardzo do gustu, jednak jak dotąd nie sprawował się źle. No może oprócz tej wpadki z nie poinformowaniem ich o tym, że wśród bandytów znajdują się też cywile.
Kiedy Namikaze przedstawił swój pomysł, Teiren zaproponował, aby dwie osoby udały się poinformować straż o wykonaniu zadnia, a dwie zostały tutaj zajmując się trupami. Białowłosy już wcześniej zadeklarował chęć pochowania ciał, a rudowłosy miał zwój z zadaniem, więc wcześniej stworzone dwójki musiały się w tym momencie rozdzielić. Zarówno Asaka jak i Shikarui zapewne nie byli z tego powodu zbytnio zadowoleni. Tak na prawdę Renowi było to obojętne, ponieważ tak na prawdę to nikogo z nich nie znał. Ani Asaki. Ani Teirena. Ani Shikaruia. Dlatego też bez różnicy było mu z kim skończył. Dziewczyna zadeklarowała, że pomoże Reirze, więc i tak większość roboty spadła na niego, z resztą nikt inny nie chciał się jej podjąć.
Kiedy patrzył na to jak Shikarui troszczył się o Asakę i wzajemnie przypomniało mu to relację z jego starszą siostrą. W pewnym momencie w swoim życiu nawet w domu miał ciężko, jednak ona pomimo tego, że większość ludzi się od niego odwróciło stała za nim murem. Kiedy rodzice go obwiniali, to ta zapewniała, że wszystko jest dobrze i to nie była jego wina. Ba, teraz to wiedział, że tak na prawdę on nie był niczemu winien. Jednak dlaczego akurat teraz zebrało mu się na te wspominki? Czyżby zaczęła doskwierać tęsknota za domem? Za kimś kto się nim opiekował? Szczególnie teraz, w takich czasach.
Nie.
Teraz była jego kolej, aby opiekować się innymi. Aby dawać im nadzieję na lepsze jutro. Tak jak było to w przypadku Mikasy. Tym bardziej czekało go nieco bardziej wyszukane zadanie, ponieważ musiał odeskortować Reirę do swojego męża, może też i dziecka? Nie bardzo kojarzył czy wychwycił to wcześniej z rozmowy, czy też nie. Nieważne. Chodziło tylko o to, aby kolejna rodzina mogła się sobą wzajemnie cieszyć. W rozmyślaniach dostrzegł jak z oddala wyłania się białowłosa kunoichi, która przyszła pomóc kopać mu dół, a następnie zająć się ciałami. Nie była zbyt rozmowna, więc Ren również nie naciskał. Większość czynności wykonywali w milczeniu, a może nawet wszystkie? Nie było to chyba jednak aż tak istotne. W końcu udało im się dopiąć celu i ciała zostały pochowane, teraz wystarczyło poczekać na powrót Teirena i Shikaruia, a następnie wyruszyć do Daishi.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
A więc ustalono… Teiren wraz z Shikaruiem mieli się udać do strażnicy i właściwie to zrobili to niezwłocznie, bez ociągana się. Ta krótka wymiana zdań między nimi jeszcze bardziej ochłodziła temperaturę i mało brakowało, a Asaka zgrzytnęłaby zębami ze złości. Sanada jednak potrafił o siebie zadbać i dziewczyna miała nadzieję, że… ech, oboje wrócą tutaj jak najprędzej, tak, żeby w końcu mogli wyruszyć dalej. Białowłosa zaczynała się niecierpliwić, a do tego jeszcze bardziej martwić o to, czy przypadkiem wojna nie pochłonęła już Daishi. Jak miała się jej rodzina…? Ojciec, matka, brat, siostra, reszta klanu…? Zwykli ludzie? Czy ogień wojny przypadkiem nie rozprzestrzenił się dalej, niczym choroba, trawiąca kolejne osady, kolejne wioski. Jak pożoga. Pożoga, której nie da się ugasić. Pożoga, która zimnym strachem zalęga się w sercu. - Zaraz coś wymyślimy – obiecała jej, starając się wyrzucić z myśli tę zarazę, chorobę, która swoimi lepkimi palcami strachu zaciskała serce i duszę. Osada była kawałek stąd, nie mieli wiec czasu na łażenie tam i z powrotem. Asaka wiedziała, że to nie jest aż tak poważna rana, ale jednak… Była na tym punkcie cholernie przewrażliwiona. Zakażenie rany oznaczało jej paskudzenie się, gorączkę, gorszą sprawność, owrzodzenie, może konieczność amputacji… Nie, ni było tak źle, ale złotooka wyobraźnię na tym polu miała naprawdę bujną. Widok chorych ludzi, pokonanych przez chorobę, nie mających szans na ozdrowienie wciąż gdzieś kołatał się jej po głowie, wyciągając na wierzch stare, spalone wspomnienia, które już dawno powinny ulecieć, tak jak ulatuje proch porywany przez wiatr. A jednak nigdzie nie zginęły, bo wciąż były na miejscu, i odzywały się nieproszone. Tak jak teraz. Reira mogła obejrzeć jej ranę i to wcale nie był głupi pomysł. Póki były w domu, póki Asaka nie zajęła się kopaniem dołu, to był odpowiedni czas, by się tym zająć. Tuż po tym, jak znalazły już torbę i dziewczyna zrobiła dla rudowłosej kryształowe shurikeny – uśmiechając się przy tym, gdy kobieta pochwaliła jej zdolność – ściągnęła koszulkę, by Reira miała dostęp do jej zabandażowanej rany. – Możesz zachować swoje imię i nazwisko, tak myślę. Dostałaś ode mnie kryształowe shurikeny, możemy więc powiedzieć, że, tak jak ja, jesteś z klanu Koseki. To nie wzbudzi podejrzeń, bo przecież pochodzimy właśnie z Daishi – Asaka pozwoliła na obejrzenie swojej rany na prawym ramieniu i na ewentualne majstrowanie przy niej różnymi specyfikami. A gdy już skończyły i wszystko było ustalone, ubrała się i wyszła pomóc Renowi. Filozofia kopania dołów nie była zbyt wielka. Zadanie było żmudne, ale konieczne, Asaka więc nie narzekała, ani nie jęczała, a skoro Teirena nie było w pobliżu, to miała też lepszy humor. Ren wydawał się być normalnym chłopakiem, sprawiał też wrażenie sympatycznego gościa. A Asaka, choć na pierwszy rzut oka mogła się wydawać gburowata, nie zamierzała tych trzech godzin spędzić na milczeniu. - Więc… Ren. Skoro będziemy jakiś czas razem podróżować, to chyba powinniśmy się chociaż trochę poznać. Skąd pochodzisz? – zagadała go w którymś momencie, zerkając na wielkość dołu i ilość ziemi obok, chcąc ocenić, czy faktycznie nie lepiej byłoby kilka ciał zakopać tutaj, i dalej zająć się kopaniem kolejnej dziury. Tak chyba byłoby wygodniej.- Wykopmy trzy doły, wtedy się mniej narobimy – zaproponowała mimo wszystko. A czas leciał.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Zostawić Asakę z Renem, czy nie zostawić? Zostawić, czy nie zostawić. Zostawić, nie zostawić, zostawić, nie zos...
Shikarui obudził się dziś w wyjątkowo dobrym humorze i nawet Teiren nie mógł go zepsuć. Uśmiechnął się więc do Asaki i lekko puknął ją palcem w czoło - ten jego znajomy, nieco krzywy uśmiech. Nie musiała się martwić, przejmować, promieniować chłodem, który odbierał ciepła dzisiejszym promieniom słońca. Dziś wszystko było na swoim miejscu, ona również była na prawidłowym. Nie musieli przecież wcale dalej iść z Teirenem, jeśli aż tak go nie lubiła. Pozbycie się go wydawało się dość proste, skoro tak mocno psuł krwi białowłosej, ale nie było przecież konieczne. Niewskazane wręcz przez pryzmat interesów, jakie nieśli. Zresztą, co by nie mówić... był krwią z jego krwi. Przedstawicielem jednej z tych rodzin, których zostało bardzo niewiele na tym świecie. Jego gest w stronę kunoichi miał lekko rozgonić opary złości, która cisnęła się i kłębiła w jej wnętrzu i jednocześnie dać zapewnienie, że nie ma się czym martwić. Bo nie miała. Jeszcze tylko ustalili tą "wspólną wersję". Prosta piłka - no bandyci se byli, chcieli napaść, bronili Reiry.
- Jeśli o mnie chodzi rzuciłbym Reirę wilkom na pożarcie. - Ochrona Reiry, ha... Tak, był łasy na pieniądze, ale nie miał skłonności samobójczych. Na kontynencie było mnóstwo miejsc, w których można było dobrze zarobić, wiele osad, które ciągle potrzebowały shinobi. Oczywiście - najbardziej pożądani byli na samych wojnach, tam najlepiej też płacili, ale zarobek i satysfakcja z niego musiała być wprost proporcjonalna do tego, co można było stracić. A Sanada nie był gotów tracić swojego życia dla ryo w momencie, gdy nie było takiej konieczności. Przyjrzał się czerni, która oplotła na moment jego ciało. Akuma no Kigo? Tego się akurat nie spodziewał. Sądził, że Teiren jest Jugo, nie że został przeklęty przez ich energię.
- Odziedziczyłem je po matce. - Odpowiedział dość okrężnie. Nie miał ochoty o tym dyskutować. To nie był temat, o którym chciał rozmawiać z kimkolwiek, tym bardziej z kimś obcym. Delikatny, bo wpełzający pod jego skórę, będący słabością całego jego życia, skomplikowaną siecią negatywów, które plątały się w jego głowie. - Podczas wojny z Uchiha cały mój ród został zamordowany. - Wojna? Ciężko to było nazwać wojną. To była jednostronna masakra. - Taak... dobrze jest spotkać kogoś z rodziny. - Spojrzał na Teirena. Nie poznawał jego twarzy, może rzeczywiście nie widział go nigdy w wiosce Jugo, zresztą... to wcale nie byłoby takie dziwne.
Dotarli w końcu do straży, gdzie Teiren załatwił formalności - krótko i na temat.
- Bandytów było więcej, większe komplikację, więc i cena wzrosła. - Wyjaśnił swój fakt pojawienia się w strażnicy. Innymi słowy: dawej pieniądz. Uwinęli się z tym szybko i wrócili do Reiry, Asaki i Rena, żeby ewentualnie pomóc im z kopaniem. No skoro Asaka kopała to on też, bez piśnięcia słówkiem nawet o zapłacie albo o tym, że on to ma to w dupie i w ogóle to nie.
Ren spojrzał tylko na kunoichi, która rozmawiała z Reirą. Zajęła się omawianiem szczegółów tego jak powinna wyglądać, a także w razie czego co powinna powiedzieć. Pomysł, aby wyglądem bardziej przypominała ninja był wręcz doskonały. Nie spodziewał się, że ktoś taki jak ona wpadnie na coś takiego. Dodatkowo Asaka mogła stworzyć jej broń z krzystału, co też było niczego sobie pomysłem. Wtedy oprócz ubioru będzie miała też broń, która powszechnie znajduje się w arsenale ludzi zajmujących się tym zawodem. Zawsze mogła wziąć coś po jakimś z poległych bandytów, jednak chyba się na to nie zapowiadało. W każdym razie wszystko wyglądało na to, że powoli kończą dogadywać ostatnie szczegóły. W tym czasie Ren szukał jakiegoś dobrego miejsca, aby wszystkich pomieścić pod ziemią. Przecież wiadomym było, że nie będzie kopał nie wiadomo jak głębokiego dołu, aby ułożyć ich w jedną wielką wierzę. Potrzebował choć trochę terenu, aby jakoś w miarę ich rozsądnie ulokować. Wiadomo, że nie będzie kopać każdemu z nich osobna każdego grobu bo będzie to zbyt czasochłonne.
W końcu zdecydował się na to, aby wykopać dziury pod jakimś drzewem. Był to jakiś punkt orientacyjny, tak aby w razie czego Reira wiedziała gdzie mniej więcej mogą leżeć ciała. Nie czekał więc zbyt długo i zaczął po prostu kopać. Raz za razem wykopując dół, niezbyt głęboki, jednak dość szeroki, tak aby mniej więcej dało się położyć jednego obok drugiego, aby nie leżeli na sobie. Przynajmniej tak w miarę możliwości.
W końcu zjawił się jednak Asaka. Białowłosa kunoichi z rodu Koseki. Towarzyszka Shikaruia. Dziewczyna swą aparycją przyciągała wzrok jednak w obecnej sytuacji myśli Namikaze krążyły raczej wokół spraw mniej przyziemnych. Na jej widok tylko smutno się uśmiechnął kontynuując kopanie, które było dość czasochłonne i męczące. Mimo tego posiadał na prawdę spory zapas sił z racji tego, że mimo wszystko udało mu się całkiem dobrze w nocy wypocząć. Nawet pomimo małej ilości snu, tak na prawdę bardzo mało go potrzebował, aby dobrze funkcjonować. Nie spodziewał się jednak, iż ta zacznie jakąś konwersację zagadując skąd po chodzi.
- Pochodzę z pustyni, a konkretniej z Tsurai. Odległej prowincji, która swoim klimatem zupełnie odbiega od innych, bo jest tam tylko... Piasek i ogromne pustynie. A Ty? - zagadnął pomimo tego, iż wiedział, że raczej pochodzi właśnie z Daishi, prowincji, do której zmierzają. Słyszał całkiem sporo o Kosekich, a raczej o ich umiejętnościach tworzenia kryształu. Dodatkowo znał też ich nominalną prowincję, jednak w życiu bywa różnie. Być może dziewczyna akurat pochodziła z innego regionu, a była tylko potomkiem tamtego rodu. Na jej propozycję odnośnie wykopania trzech dołów tylko przytaknął i zamierzał zrobić tak jak powiedziała.
- A jak to się stało, że podróżujesz z Shikaruiem? Oczywiście jeśli mogę spytać. Wygląda na dość specyficzną osobę, jednak po chwili obserwacji można dostrzec, że wiele rzeczy robi na pozór, a przynajmniej tak mi się wydaje. - zagadnął, aby nie być dłużnym, w końcu jeśli dziewczyna go zagadnęła, to zapewne nie będzie chciała stronić od dalszej konwersacji.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Musnął ją lekko palcami po czole, posyłając tak rzadko widoczny na jego twarzy uśmiech. Nie było żadnych słów na do widzenia, przecież się nie żegnali – to wczoraj było do tego bliżej, choć żadne z nich tego nie powiedziało. Ona nie potrafiła, nie chciała. Tak jak nie chciała teraz. Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech, zaś jej serce zabiło odrobinę mocniej, ale… to tyle. Albo aż tyle. Nie było czasu na roztkliwianie się, bo robota czekała. A oni przecież niedługo wrócą. Wrócą i w końcu pójdą dalej. Nie chciała przy sobie towarzystwa Teirena, ale prawda była taka, że w grupie było bezpieczniej. A jeśli to sprawi, że będą się przemieszczać szybciej, to była gotowa na to poświęcenie. Reira była taka… prawdziwa. Nic w tym, co robiła, nie było fałszywe. Sposób, w jaki troszczyła się o rodzinę: męża i dzieci, które zostały w Daishi, a ona była tutaj. Jej rozpacz, ból, determinacja były cholernie wiarygodne i zdziwiłabym się, gdyby okazały się podrobione. Jej uśmiech, jej strach – wszystko, co sobą reprezentowała świadczyło o tym, że kocha i że ma wiele do stracenia. Bo wszystko. Asaka z małą fascynacją przyglądała się specyfikowi i roślinom, które rudowłosa przyniosła. To, jak światło odbijało się na powierzchni fiolki, rozpraszając zielonkawe promyczki na dłoni kobiety. Kunoichi nie odzywała się właściwie przez cały czas, pozwalając Reirze robić swoje czary-mary ze swoją raną. Gdy ta powiedziała jej, że będzie piekło, odruchowo zacisnęła zęby – i faktycznie, popiekło, popiekło i po chwili irytujące uczucie minęło, pozostawiając po sobie… W zasadzie nic, nawet echa tego, że rana mogła zaboleć, jeśli za mocno zawiąże się bandaż czy dotknie zranione miejsce. Nic takiego jednak się nie stało. Asaka w zdziwieniu uniosła wyżej ciemne brwi. - Dziękuję… Od razu lepiej – wprawa, z jaką Reira ją opatrywała, była naprawdę godna podziwu. Nie było w jej gestach zawahania, najmniejszego, które kazałoby myśleć, że kobieta jednak nie do końca wie, co robi. Bo wiedziała. Dawało się przy tym odczuć jej delikatną rękę, dłoń matki, która opatruje kolano swojego dziecka, które bawiąc się na podwórku przewróciło się, zdzierając ubranie i skórę aż do krwi. Dłoń matki… Asaka pamiętała to dokładnie z dzieciństwa. Może i była białowłosym ziółkiem i nie koniecznie spełnieniem marzeń swojej matki, ale jednak czuła jej miłość. To było słodko-gorzkie wspomnienie, bo choć minęło tyle lat… To jednak w jakiś sposób kuło w serce. Groby na całe szczęście przeznaczone były dla kogo innego; Asaka nie zamierzała wyzionąć ducha na tych obcych ziemiach zanim w ogóle się dowie, czy z jej rodziną wszystko jest dobrze. Miała jeszcze wiele spraw do załatwienia, słów do wypowiedzenia, gestów do wykonania… Miała to wszystko stracić tutaj? Niedoczekanie. - Z Tsurai? – Asaka słyszała o klanie, który zamieszkiwał Tsurai. I choć nie widziała tego, co wyczyniał Ren na powierzchni, to jakiś odgłos wybuchu dotarł do jej uszu. Tyle, że to równie dobrze mogła być notka wybuchowa. Jednak gdy powiedział, że pochodzi z Tsurai… Coś jej zaświtało. - Jesteś Haretsu? – nic innego nie przychodziło jej do głowy, choć teraz wydawało się dość logiczne. - Ja z Daishi. Zamierzałam się tam wybrać, a pani Reira tak naprawdę trafiła się zupełnym przypadkiem – co prawda Ren o to nie zapytał, ale i tak dodała swoje. Sądziła, że zaraz będzie o to pytanie, skoro… wybierali się na wielką wyprawę do Daishi. - Trafiliśmy na siebie w karczmie w Sogen już… spory kawałek czasu temu. Od słowa do słowa okazało się, że też pochodzi z Daishi i się tam wybiera. Zaproponował, żebym poszła z nim. I tak jakoś zostało, chociaż niezbyt nam się spieszyło – i prawdę mówiąc to pomimo tego, że mieli iść razem do Daishi, mieli nie ładować się w tę wojnę… Shikarui jednak zdecydował się iść razem z nią, choćby do paszczy lwa, dlatego też białowłosa nie zamierzała pozwolić, by na Daishi się skończyło. Jeżeli oczywiście nie okaże się, że i tamta prowincję pochłonęła wojna. Zbyt polubiła Sanadę i zbyt dobrze jej się z nim pracowało, by pozwolić mu odejść, gdy tylko będą u celu. - Specyficzną? To na pewno – ale jej to odpowiadało. Jakiś czas później Shikarui i Teiren byli z powrotem. Oboje. Cali. Zdrowi. Bez śladu bójki czy walki, alko jakichkolwiek innych kłopotów. Sprawa z grobami była już w zasadzie zakończona. Wszyscy chyba też byli już w miarę gotowi. Na twarzy Asaki widać było ulgę, gdy zobaczyła Shikiego. Zaś Teirena zamierzała ignorować… Tyle, że otworzył swoją gębę. - Niech będzie, byle szybkie. Dość już czasu straciliśmy. Ja chciałam dotrzeć do Seiyamy, przez Soso będzie najszybciej. Pani Reira nie mówiła gdzie dokładnie chce się dostać. I jesteśmy już gotowi.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
To był naprawdę dobry dzień. Dlatego wątpił, żeby cokolwiek mogło go popsuć.
Dół dla ciał został już wykopany, strażnicy nie wepchali się ze swoimi butami na ten teren, nikt nie chciał tego sprawdzać. Sprawa została zagrzebana. Wraz z nią grzebano wszystkie smutki i wątpliwości. Nikt nie sięgnął po bat, by obłożyć nim sobie plecy, nie było umartwionych min, ale może cierpieli, tak jak cierpieć potrafili ci ponoć najbardziej dobrzy, najbardziej mądrzy i najbardziej waleczni - po cichu. Gdzieś w zakamarkach swojego wnętrza, do którego tylko oni mieli dostęp. Głęboko, głęboko w podmroku... tylko kogo to w sumie obchodziło?
Shikarui złożył namiot i zapieczętował cały sprzęt podróżny znów w zwoju. Nadal był głodny, ale się nie przypominał, samo jabłko wystarczyło, naprawdę. Wystarczyłoby i jutro, i pojutrze, gdyby siły należało zbierać na zapas i oszczędzać je na ostatni moment, kiedy nie będzie już żadnego z jabłek. Nawet jeśli teraz nie było takiej potrzeby, to jego umysł był już na tyle skupiony na samej podróży, że nie czuł najmniejszej potrzeby się przypominać. Widząc tu Teirena, Przeklętego, w którego twarz spoglądał, w którego oczach mógł się przejrzeć i gdzie jedyne, co potrafił sobie uroić to niechęć i odparcie. Widział to, co rzeczywiście mogły dostrzec jego bystre oczy, czy może jednak to, co chciał w nich zobaczyć, czy raczej: czego się spodziewał? Terein wydawał się dość zadowolony, mimo całej swojej złości, mimo obawy. Czy to jednak kolejna rzecz, jaką sobie ubzdurał? Myśli nie plątały mu się nachalnie po umyśle, nie były nieskładnym, przeszkadzającym bałaganem, który naprawdę mógł cokolwiek zepsuć. Układał się chłodem i spokojem, obmywał brzegi lodowcowej wyspy, która sunęła niezmiennie tym samym torem po błękicie oceanów, podmywając ją, doprowadzając do kruszenia, dobudowując z drugiej strony, a szlifując z trzeciej.
To był zdecydowanie dobry dzień. Musiał być, skoro dostali nadprogramową zapłatę kosztem kolejnej blizny na ciele Asaki.
Czarnowłosy poprawił długie rękawy, które przylegały do jego przedramion i wysoki kołnierz, który przysłaniał jego szyję. Czarne włosy pałętały się wokół jego twarzy, rozpuszczone, częściowo opadając na jasne oczy. Przysiadł na ławce przy domu czekając na wszystkich, przymknięty w swoim własnym świecie, wydawałoby się, że całkowicie przy tym nieobecny. Obca wyspa, obce oceany, a mróz wcale nie dopisywał tym, co woleli ciepłe nurty, oddzielony swoim podmrokiem, przez który nie łatwo było się przedostać, jeśli nie miało się wystarczająco odwagi, odporności i nie było się na tyle ciekawym, jak to jest usłyszeć "spierdalaj" w taki sposób, że czujesz ekscytację przed zbliżającą się podróżą. Słusznym było stwierdzenie, że jedynie wydawał się nieobecny. Jego zmysły ciągle śledziły otoczenie, a wbite w las oczy nie wirowały po dawno zapomnianych obrazach przywoływanych z pamięci, a obserwowały te cienie, które tańczyły pod zielenią koron. I próbowały nas pożreć. Lubił trwać w ciszy i spokoju, natomiast trafiła im się większa kompania, z którą mieli pozostać przynajmniej przez kilka następnych dni podróży. Jakoś... nawet mu to dzisiaj nie przeszkadzało, przynajmniej nie teraz. W końcu Asaka słusznie pomyślała, że w drużynie łatwiej, to na pewno. Sądząc zaś po zdolnościach tej dwójki - w ogóle nie staną sie problemem.
W końcu mieli trochę czasu aby odetchnąć. Każdy z nich miał chwilę czasu dla siebie, aby przemyśleć to co się stało, a także aby zresetować się przed kolejną misją, która była już tuż tuż. Ren przecież zapewnił dwójkę ninja, że pomoże im podczas kolejnej misji kiedy będą się przeprawiać przez prowincję należącą do Yamanaka. Nigdy wcześniej nie doświadczył wojny na własnej skórze, jednak uważał, że jest to bezsensowny przelew krwi. Zapewne ktoś poczuł się zbyt ważny, albo rościł po prostu sobie prawa do czegoś, co nie należało do niego i przez to wybuchł konflikt, który miał pochłonąć setki, jak nie tysiące niewinnych istnień. Chore, imperialistyczne zapędy ludzi, którzy władali danymi prowincjami sprawiały, że inni poświęcali się w ich sprawie. Zazwyczaj było też tak, że żadna ze stron nie była bez winy i najbardziej i tak cierpiała ludność cywilna, a Ci na górze? Patrzyli tylko w schronieniu jak przebiega zaplanowane przez nich natarcie. W każdym razie wojna była jak najbardziej realna i to właśnie przez jej realia będą musieli przebrnąć, aby dostać się do Daishi.
- Tak, znasz nasz ród? W sumie zdziwiłbym się gdybyś nie znała, bo ja kojarzę ród Koseki. - odpowiedział wpatrując się w blade oblicze kunoichi. Musiał to być niezły zbieg okoliczności, że zarówno on jak i ona mieli białe włosy. Nieczęsto spotykał kogoś o podobnej aparycji.
- Ja również wybierałem się do Daishi. Najwidoczniej będziemy mogli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Misja i cel naszej podróży. - oznajmił włączając się do rozmowy. Zapewne chciała nieco wybadać teren skoro mieli razem podróżować. Białowłosy nie miał nic przeciwko, on również wolał kogoś lepiej poznać skoro mieli niedługo na sobie polegać.
- Huh. No rozumiem, więc wygląda na to, że wszyscy się tam wybieramy. Mam nadzieję, że nam wszystkim się uda. - powiedział i lekko się uśmiechnął. O ironio, cóż za przypadek.
Po jakimś czasie grób został wykopany i zwłoki pochowane. Wyglądało na to, że poradzili sobie bez problemu, więc można było odetchnąć z ulgą. Co oczywiście zrobiła Asaka na widok swojego czarnowłosego towarzysza. Namikaze również poczuł ulgę, tyle że z innego powodu.
W końcu zostało zaproponowane śniadanie. Propozycja, która była wręcz nie do odmówienia, ponieważ od dłuższego czasu Ren nic nie jadł. Z drugiej strony nie czuł głodu jednak wiedział, że musi jeść, aby mieć siłę. Jeśli wszystko przebiegło pomyślnie to byli gotowi do drogi.
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
- Znam – odpowiedziała Renowi. Znała, a przynajmniej znała z opowieści. Chyba wszyscy w Daishi, a przynajmniej wszyscy shinobi, ich znali. - W takim razie to dobrze się składa. Nikt przynajmniej nie będzie nadkładać drogi. Nadkładać, taaa… Dobrze powiedziane. Wszyscy tam zmierzali, z większą bądź mniejszą ochotą. I Asaka wciąż była niesamowicie wdzięczna czarnowłosemu, że nie pozwolił jej ta iść samej, choć była na to gotowa. Choć chciała go tutaj zostawić tylko po to, by nie mieszać go w wojnę, od której chciał się trzymać z daleka. Ale… On nie chciał. Bo wolał iść z nią. Asaka nie zastanawiała się za dużo – dlaczego. Choć chyba powinna. Tak samo jak nad tym, że nie potrafiła powiedzieć „żegnaj”. To jedno śniadanie mogło ich postawić na nogi na znacznie dłużej niż się w pierwszym momencie wydawało, dlatego też Asaka bardzo się na to nie buntowała. Raz zjedzą coś porządnego przed wyruszeniem w drogę i przynajmniej przez jakiś czas będą mieli więcej siły na podróż… Albo raczej kwestia było, żeby to Reira miała siłę. Bo ninja jakoś sobie poradzi, zdarzało się przecież nie raz, że w pogoni za kimś nie było czasu na jedzenie. A kto wie co będzie ich czekało za granicą? Asaka tylko kiwnęła głową na słowa Teirena i jakoś niezbyt się tym przejęła. Kasa ją teraz mało obchodziła – bo w tej chwili te pieniądze niewiele zmienią. Praktycznie nic nie zmienią, bo przecież nie przekupią Yamanaków, żeby ich puścili a najlepiej to żeby skończyli tą cholerną wojnę. Jednak na przyszłość na pewno warto je mieć. Nie zamierzała jednak stać teraz nad Shikaruiem aż ten da jej jej część zapłaty za pomordowanie bandytów i ich spitych koleżków. Tych samych, którzy teraz dosłownie wąchali kwiatki od spodu. Shiki przysiadł na ławeczce przed domem i dobrze, niech odpoczywa, niech zbiera siły na przeprawę przez góry, które widzieli już w oddali, a które tak naprawdę były bliżej niż się to wydawało. Nie przerwała tej jego chwili spokoju. Reira udała się do kuchni, a Asaka ruszyła razem z nią, z zamiarem pomocy z przygotowaniem tego jedzenia. We dwie uwiną się z tym znacznie szybciej niż w pojedynkę, a czas naprawdę ich gonił. W końcu wszystko było gotowe, mogli więc zasiąść do stołu i najeść się przed podróżą. Dziewczyna życzyła reszcie smacznego, po czym zabrała się do jedzenia, bez zbędnego gadania. Przytaknęła tylko, gdy Reira zaczęła mówić o tym co ustaliły i nie wtrąciła się w resztę rozmowy. Zbyt zajęta była smakowaniem ryżu i warzyw, by sobie tym przerywać, poza tym rudowłosa zwróciła się do Shikiego i Rena – żeby usłyszeć też ich zdanie, skoro z Asaką rozmowę zdążyła już przeprowadzić. - Chodźmy już – po śniadaniu, gdy wszystko było już uprzątnięte, dziewczyna naprawdę chciała już iść. I nie zamierzała czekać ani sekundy dłużej. Wszystko miała już spakowane, na ramionach miała ciepły płaszcz, na dłoniach rękawiczki z blaszkami bez palców, na plecach przytroczony był złożony wachlarz. A każda sekunda dłużej na tych ziemiach byłaby zwykłym marnotrawstwem. Nogi same prowadziły ją do granicy.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Taka mała, pokręcona drużyna, w której każdy miał inne motywacje i inne cele. Jedyne, co ich łączyło, to droga, jaką mieli przebyć - tak się przynajmniej mogło wydawać. Dla niego cel był w tym momencie bardzo istotny ze względu na zapłatę, jaką mu zaoferowano. Ta praca, całkowicie przyziemna, kotłowała się wokół niego niepokojem przyszłych dni, zszywała jego mięśnie i pompowała je specyfikiem wymuszającym danie z siebie jeszcze więcej. Pięćdziesiąt gram zaczerpniętych teraz, kolejnych dwadzieścia zachowanych na potem. Procent dla przyjemności zapakowano do walizki i planowano wydać na kredyt. Ta ważna misja, nader istotna, pozwalała na pozbycie się Reiry, szalony bieg pod wysokimi drzewami i nie oglądanie się szczególne za siebie. Pozwalał na wiele. Komplikowało go jedynie to, że ten cel mieścił w sobie jeszcze jeden, pomniejszy - byłby nieistotnym elementem, do wspomnianego porzucenia, gdyby nie to, że wokół niego zakręciła się dwójka ninja, którzy wywracali jego oczywistości do góry nogami. Nic nie jest wystarczająco pewne, kiedy po twojej prawej idzie Jugo, a po lewej ktoś, kto dotknięciem potrafi z ciebie zostawić niewyraźny, sfajczony flak. Nie robiło to jednak na nim takiego wrażenia, jak powinno. Wypaczony Kami no Hikage nie postrzegał wojny w tych samych mistycznych wymiarach, w których spoglądali na nią ludzie - tam wrogowie stanowiący twoją równość byli mniejszością. Byli zaś ci, którzy z wielką chęcią - i wielką łatwością - mogli sprawić, że sam przed nimi klękniesz na kolana. Nie będą musieli się przy tym specjalnie starać.
Wstał z ławki, gdy kobieta przestała się kręcić po kuchni i zawołała wszystkich na śniadanie, żeby do nich dołączyć. Zjeść przy wspólnym stole, nie w samotni dziczy, nie przy pustym stoliku karczmy. Czarnowłosy naprawdę nie przepadał za domami, a jednak od dłuższego czasu jadał w nich ze spokojem - i co ważniejsze - z przyjemnością. Nawet jedzenie w tym towarzystwie wcale nie było takie złe. Nie mogło być, gdy jedzący tu ludzie zostali wrzuceni do worka "ujdą". A w jego wypadku to niemal jak deklaracja przyjaźni! "Niemal", niestety, robiło tu dużą różnicę. Usiadł na wolnym miejscu i zaczął niemal połykać podstawione mu pod nos jedzenie.
- Dobry pomysł. - Nawet nie naburczał na Reirę, że się w ogóle odzywała, to musiał być dobry dzień! Najlepszy! Zerknął na kobietę, kiedy ta zwróciła się bezpośrednio do niego. Do niego? I do Rena? Uniósł jedną z brwi, przeżuwając ryż, jakby w ogóle nie dosłyszał pytania, czy też: prośby o podzielenie się wskazówkami i sugestiami. Zlustrował ją spojrzeniem - osobę, która miała udawać Kouseki. Sama była jedną wielką sugestią - bezużyteczna, zostaw tam, skąd zabrałeś, więc co chciała niby usłyszeć? Jednak nawet Shikarui potrafił docenić jej determinację. Przesiąknięta była nią na tyle, że teraz, kiedy wyłapał jej spojrzenie, pozwolił jej prześlizgnąć się do jego świata i musnąć jego rąbek. To, co Asaka robiła od dawna. Zaufała Reirze i chyba nawet, w jakiś mały sposób, podziwiała jej oddanie, wielkie serce, które pchało ją naprzód.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, Pani. - Przeciągał słowa we flegmatyczny sposób, jakby się zastanawiał nad czymś. Na przykład nad tym, czy w ogóle chce z nią rozmawiać. Ewentualnie jakby jej tutaj pomóc i jak jej doradzić. W rzeczywistości jednak była to swojego rodzaju drwina. Bo taki sposób to znaczy: jaki? - Ktokolwiek z was był już na wojnie? - Skierował spojrzenie na Rena, potem na Teirena. Odpowiedź Asaki znał. - Nie ma żadnych złotych rad. Biegnij jak najszybciej i módl się, żeby w twoje ciało nie została wymierzona strzała, Pani. - Wstał od stołu, odstawiając miseczkę, by przenieść się na zewnątrz. Po myśli błądziła mu myśl, czy z Asaką wszystko już było w porządku - i z jej ramieniem i jej samopoczuciem, kiedy zdecydowała się pokopać wszystkie te trupy. Ułożyć z nich stos, a w nich tych, co zostali spaleni żywcem.
- Twoja dola. - Wręczył jej w dłonie mieszek z ryo, kiedy wyszła już z wnętrza budynku i skierowała swoje kroki w stronę granicy. - Jak twoje ramię?