Żartowałam.
150, 150... nie, nie to bardzo nie to, co miało zostać powiedziane. Dlatego od razu po pomyłce, gdy powiedział, co miał do powiedzenia, poprawił się bardzo wyraźnie, by nikt nie miał wątpliwości, że odległość mogła być o wiele większa.
- 350. - Każdy może się przejęzyczyć, no co zrobisz. Niektórzy bohaterowie mają po prostu bardziej ogarniętych prowadzących od innych.
Jutsu znów poszły w ruch. Błysnęła chakra wokół, powstały potężne ściany, które miały zablokować nadchodzące ataki. Te widoczne i te niewidoczne. W schronieniu zrobionym zarówno przez Senju jak i Asakę można było naprawdę usiąść i nic nie robić. W zasadzie - czekać aż, na przykład, Masaki coś zrobi? Właściwie dlatego Sanada trwał w miejscu przez tych kilka sekund, przyglądając się strzale - przynajmniej tak to wyglądało. W rzeczywistości przyglądał się wszystkiemu dookoła z opuszczoną głową, przerabiając błyskawiczne procesy myślowe. Wdrażając wszystkie prawdopodobne i te nieprawdopodobne. Jak to, że było 2 Ranmaru. Nie bez kozery o tym powiedział. Instynkt podpowiadał mu, że to mogło być tutaj istotne. Bardzo istotne. Gdy strzelają do ciebie z jednej strony nie robiło to takiego problemu. Co jednak, kiedy pierwsza ze strzał ma za zadanie jedynie odwrócić uwagę?
Racja, fuinjutsu miało wiele zastosowań. Przynajmniej dokładnie tyle, ile Sanada znał tę sztukę - a w sumie znał jej niewiele. Ha! na tyle, na ile. Nie dziwiła go ta pustka i nie wiedział też, czemu inni się temu dziwią. Ludzie tak już funkcjonowali, uczył się tego od zawsze - kiedy udaje ci się coś osiągnąć, nagle wymagają więcej. Kiedy uznają, że mogą na tobie polegać, wymagają już wszystkiego. I nie miał im tego za złe - tym małym robaczkom - bo było mu to obojętne. Dawał dokładnie tyle, ile chciał dać - nie więcej i nie mniej. Dokładnie wtedy, kiedy chciał dać - nie wcześniej. To, że tak bardzo polegali na jego oczach wynikało tylko z ich własnej bezsilności tego, jak bardzo byli dziećmi plątającymi się we mgle. Zawsze gotowi wpaść w pułapkę wroga, ponieważ byli ograniczeni tylko do tego, co dostrzegali przed sobą. Nie sądzisz, że to nawet zabawne? Grono zdziwień i maleńka garść pretensji. Dlatego nie skomentowałeś ani wszystkich pytań i zdziwień ani krzyku, który wydobył się z gardła Yamiego. Limit słów przypadających na najbliższy czas został wykorzystany. Wszystko było teraz bardziej istotne od tego, co oni sobie myślą. Tak, tak, Przyjacielu - mówił dopiero teraz, bo dopiero teraz okazało się to istotne. Dopiero teraz, bo nie było wielu takich mądrych, co gotowi byli obcym zdradzać wszystkie ASy w swoim rękawie i sekrety należące do klanu. To, jak się wróg skrył, potwierdzało, że dobrze wiedzieli, z jakim sensorem mają do czynienia. Inaczej nie robiliby sobie takiego kłopotu. Tylko - zaraz. 9 kilometrów... ile czasu zajęło przejście tego? Musieli być schowani od dłuższego czasu, by mieć pewność, że nie pomylą się o kilka metrów. Ile chakry ich to kosztowało? Może rzeczywiście wystarczy to przeczekać? Może...
Może czas się ruszyć. Silny wybuch i pęknięcie kryształu było do tego świetnym napędem. Podniosłeś więc głowę w kierunku, gdzie powstały nowe ściany zgodnie z hasłem Yamiego. Widział jego ruch mimo tego, że na niego nie patrzył. Tak, trawa. Oczywiście, że musi się gdzieś uginać. Strzała leciała w miarę prosto - więc nie stoją na drzewie. Inaczej jej podróż odbyłaby się pod kątem. Zignorował zupełnie chwilowo strzały z żyłkami lecące w stronę Króla Pustyni i jego drużyny. Nie stwarzały one zagrożenia - nie były w stanie skręcić pod takim kątem z punktu, w którym się znajdywały, żeby trafić w ich plecy. Większym powodem było jednak to, że w sumie to nie miał ochoty na darcie mordy w ich stronę. Najwyższa pora, żeby Król Pustyni pokazał, na co go stać. Przecież dwie maleńkie strzały nie mogły dla niego stanowić jakiegokolwiek wyzwania, prawda? Chyba że miały na sobie notki.
- Strzały penetrujące, 90 metrów. Ruszamy. - Rzucił tylko i wyskoczył w górę. Tak, by znaleźć się nad barierą. Od razu wyciągnął łuk i strzelił w tym samym kierunku, z którego dobiegła strzała z notką wybuchową do niej przyczepioną. To w biegu, wszystko w ruchu, jednocześnie. Ponieważ zamierzał odbić od bariery i ruszyć biegiem w kierunku, z którego dostrzegł strzały, gdy tylko te znalazły się w polu jego widzenia. Przytrzymał łuk w jednej ręce, wypatrując jakiegoś ruchu. Jakiejś zmiany. Czegokolwiek, co potwierdzałoby konieczność łucznika do zmiany pozycji przez wybuch notki, albo może i nawet zachwiania niewidzialności. Uskakiwał przed każdą ewentualną strzałą. Dalsze trwanie za zasłoną nie miało najmniejszego sensu. Z taką siłą wróg w końcu się przebije i to przebicie zadziała na niekorzyść ich wszystkich. Dlatego należało przystąpić do kontrofensywy. Nawet zbroja Asaki nie dawała protekcji przed taką siłą. Mieli do dyspozycji techniki fuutonu Asaki i Yamiego. Poradzenie sobie z takim cwaniakiem wydawało się kwestią czasu.*
*Rzecz jasna postać biegnie w kierunku łucznika znajdującego się na plecach drużyny, czyli białej strzałki.
TECHNIKI: