Ryokan Mizu ni ume
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Nie pomyślał – a ona bała się tego. Wszystko przez to, co zobaczyła w tych lawendowych oczach, wtedy tak zimnych, jak chłodny wieczór i te kwiatu poruszane lekko na wietrze. Słońce już zachodziło, tam na tym obrazku. A tutaj, w Watarimono, jeszcze nie, choć było ku temu coraz bliżej. Walki na dzisiaj musiały się już skończyć, one nigdy wcale nie trwały aż tak długo, i teraz ludzie musieli już się wylać z areny i trybun na resztę osady, czekając na ostateczny zachód słońca. Asaka lubiła tę porę dnia, lubiła patrzyć, jak słońce skrywa się za horyzontem, rysując cały świat najróżniejszymi kolorami na niebie. Tak samo lubiła jego wschód, gdy ciemność przegrywała z jasnością. Rzadko kiedy jednak wstawała tak wcześnie, by mogła to oglądać. Więc bała się, przez pewien dłużący się dzisiaj czas, że on jednak odejdzie. Ale jednak cały czas miała nadzieję na to, że się ze sobą dogadają. Pogodzą.
Mówią, że nadzieja jest matką głupich, ale podobno każda mama kocha swoje dzieci. Nie każda mama, bo inaczej nie byłoby określenia „wyrodna matka”, ale nadzieja wyrodną nie była. A przynajmniej nie ta, która opierała się na naprawdę solidnych podstawach.
Zaś to, co dla Shikiego było niemożliwe… Asaka cały czas starała się stać obok i wyciągać do niego ręce, by złapać go mocno i pociągnąć. By wstał. Nie otrzepałaby kolanek, bo to Sanada mógł zrobić sam, za to chciała dać mu siłę, by w ogóle podnieść się, a potem schylić, by je wytrzeć. Albo po prostu zmienić ubranie, jakby to Shiki miał w zwyczaju. Lubił świeże, czyste kimona. O intensywnie czarnym kolorze. Proste, niepogniecione. Nie zapaprane krwią… czyjąś czy własną z obdrapanych kolan. Nie otrzepywała kolan z prostego powodu: jego matką nie była, ani niczyją w zasadzie nie była. A pomoc nie oznaczała, że będzie się coś robiło za kogoś, bo to żadna pomoc. To było okaleczanie. Upośledzanie.
- Nie czuj się zagrożony przeze mnie – odkleiła się od niego w końcu i uniosła głowę, by zajrzeć mu w twarz, oczy. - Przecież nie zrobiłabym ci krzywdy – Asaka sama była zadziwiona tym, co robi z nią ten związek. Że odnalazła w sobie rzeczy, których wcale nie spodziewała się znaleźć, jak swoją łagodność i cierpliwość do drugiej osoby. Nie sądziła też, że mogłaby kogokolwiek tak bardzo pokochać, że aż przysłoniłby jej świat swoją osobą. A jednak dało się. Dało się, i białowłosa nie żałowała ani sekundy spędzonej w obecności Sanady. Każdy Tygrys się czegoś bał, a gdy się bał, to kąsał. Tylko, że jej bać się nie musiał. I choć bolało trochę to, że jednak tak o niej pomyślał, to cieszyła się, że to rozumiał i że już jej nie odtrącał. Nie wiedziała tylko co zrobić z tym, że nie dbał o jej ród. Ród był jej rodziną. A ta rodzina, matka, ojciec, rodzeństwo, przyjęli Shikiego do siebie jak swojego. Nigdy nie był obcym w jej domu rodzinnym. Czy o takich ludzi nie warto było jednak dbać? - Mmhm… - to miłe, że chciał o to zadbać. Uśmiechnęła się nawet w pewien smutny sposób, unosząc nieco brwi, gdy tak na niego zerkała. - Nie mam pojęcia jak się przed tym bronić – teraz był taki chętny do tej obrony, do skakania i stawiania czoła przeciwnościom, ale jak to zrobić? Jak to zrobić akurat z tym? Jak wyćwiczyć się, by nie miało to takiego wpływu? Uniosła też dłonie, by położyć je lekko na policzkach czarnowłosego, gdy powiedział, że chce o nią dbać. Teraz jej uśmieszek nie był już taki smutny, ale nadal był nieśmiały. Ze skrajności w skrajność i nie mówię wcale o niej, a o tym, co mówił Shikarui.
- Ja też – odpowiedziała mu, przytulając się raz jeszcze, ale tym razem jej dłonie oplotły się wokół szyi i barków mężczyzny i stanęła na palcach, by oprzeć podbródek o jego ramię, delikatnie całując go w szyję. Tak jak on to kiedyś zrobił u niej w domu. O co wtedy chodziło…? Ach tak. Prosił ją, by nigdzie nie odchodziła. Pytał, czy na niego zaczeka.
Zaczekała.
Mówią, że nadzieja jest matką głupich, ale podobno każda mama kocha swoje dzieci. Nie każda mama, bo inaczej nie byłoby określenia „wyrodna matka”, ale nadzieja wyrodną nie była. A przynajmniej nie ta, która opierała się na naprawdę solidnych podstawach.
Zaś to, co dla Shikiego było niemożliwe… Asaka cały czas starała się stać obok i wyciągać do niego ręce, by złapać go mocno i pociągnąć. By wstał. Nie otrzepałaby kolanek, bo to Sanada mógł zrobić sam, za to chciała dać mu siłę, by w ogóle podnieść się, a potem schylić, by je wytrzeć. Albo po prostu zmienić ubranie, jakby to Shiki miał w zwyczaju. Lubił świeże, czyste kimona. O intensywnie czarnym kolorze. Proste, niepogniecione. Nie zapaprane krwią… czyjąś czy własną z obdrapanych kolan. Nie otrzepywała kolan z prostego powodu: jego matką nie była, ani niczyją w zasadzie nie była. A pomoc nie oznaczała, że będzie się coś robiło za kogoś, bo to żadna pomoc. To było okaleczanie. Upośledzanie.
- Nie czuj się zagrożony przeze mnie – odkleiła się od niego w końcu i uniosła głowę, by zajrzeć mu w twarz, oczy. - Przecież nie zrobiłabym ci krzywdy – Asaka sama była zadziwiona tym, co robi z nią ten związek. Że odnalazła w sobie rzeczy, których wcale nie spodziewała się znaleźć, jak swoją łagodność i cierpliwość do drugiej osoby. Nie sądziła też, że mogłaby kogokolwiek tak bardzo pokochać, że aż przysłoniłby jej świat swoją osobą. A jednak dało się. Dało się, i białowłosa nie żałowała ani sekundy spędzonej w obecności Sanady. Każdy Tygrys się czegoś bał, a gdy się bał, to kąsał. Tylko, że jej bać się nie musiał. I choć bolało trochę to, że jednak tak o niej pomyślał, to cieszyła się, że to rozumiał i że już jej nie odtrącał. Nie wiedziała tylko co zrobić z tym, że nie dbał o jej ród. Ród był jej rodziną. A ta rodzina, matka, ojciec, rodzeństwo, przyjęli Shikiego do siebie jak swojego. Nigdy nie był obcym w jej domu rodzinnym. Czy o takich ludzi nie warto było jednak dbać? - Mmhm… - to miłe, że chciał o to zadbać. Uśmiechnęła się nawet w pewien smutny sposób, unosząc nieco brwi, gdy tak na niego zerkała. - Nie mam pojęcia jak się przed tym bronić – teraz był taki chętny do tej obrony, do skakania i stawiania czoła przeciwnościom, ale jak to zrobić? Jak to zrobić akurat z tym? Jak wyćwiczyć się, by nie miało to takiego wpływu? Uniosła też dłonie, by położyć je lekko na policzkach czarnowłosego, gdy powiedział, że chce o nią dbać. Teraz jej uśmieszek nie był już taki smutny, ale nadal był nieśmiały. Ze skrajności w skrajność i nie mówię wcale o niej, a o tym, co mówił Shikarui.
- Ja też – odpowiedziała mu, przytulając się raz jeszcze, ale tym razem jej dłonie oplotły się wokół szyi i barków mężczyzny i stanęła na palcach, by oprzeć podbródek o jego ramię, delikatnie całując go w szyję. Tak jak on to kiedyś zrobił u niej w domu. O co wtedy chodziło…? Ach tak. Prosił ją, by nigdzie nie odchodziła. Pytał, czy na niego zaczeka.
Zaczekała.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Ryokan Mizu ni ume
- Niekończący się i niewyczerpany temat właśnie niedługo miał się zakończyć, jednak na pewno nie za sprawą Kjoszowskiego, który wciąż to ciągnął, bo po prostu lubił pogadać o pierdołach, gdy już się rozkręcił. A to był ten moment, gdy był rozkręcony jak bęben w pralce. Nic dodać nic ująć, jednak potrafił się powstrzymać. Chociaż na chwilę. Wszystko dzięki kolorowookiej, która doskonale postąpiła, gdy chwyciła go pod rękę i zabrała z miejsca zdarzenia. Dzięki temu opanował się i nie zdecydował się zniszczyć Maname na miejscu. A przecież mógł. W normalnych warunkach nie pozostałaby po niej mokra plama (w tym wypadku jednak pozostałaby mokra plama). Chcąc nie chcąc, został skutecznie otumaniony przez panienkę o KSZTAŁTNYCH zaletach, które ukrywała tak w trzech czwartych. Teraz to przysłuchiwał się ich konwersacji na temat tego jak mógłby wyglądać Kuroi o czarnej grzywie. Jednak na pewno nie pozostawił tej zaczepki ze strony Kuronia ot tak, nie przeszła mu koło uszu, nie nie.
- Pamiętaj, że na pewno nie ciebie – odpowiedział tak od niechcenia, a wtedy już było po ptakach, po prostu poszło dalej w świat. Jego uśmiech zwiastował nieszczęście, a odpowiedź był po prostu – prosta i skuteczna. Resztę pozostawił w oczach wyobraźni nie tylko kruczowłosego, ale i kolorowookiej kobietki. Ruszając już wraz z nią, ten spacer nie był jakoś oszałamiająco długi. W końcu Kjosza nie można długo utrzymać na uwięzi, a przy okazji myślał głównie o tym… Że była po prostu głodna – musiał usłyszeć to burczenie w brzuchu, nie było to możliwe by ktoś z tak rozległą percepcją to przeoczył. Właśnie to motywowało go by odnaleźć źródło pożywienia jak najszybciej to możliwe. To chyba była troska, której nigdy wcześniej nie czuł. Zabrawszy się za wejście i rozglądanie, w końcu to Kuroń znalazł stosowne miejsce z dala od ludzi. Było świetne. Miejsce pod ścianą dla Kuroia, to on wcale nie zamierzał siadać z dala. Będąc tam usiadł oczywiście obok Misae, nie zamierzał się jednak rozpychać, wciąż wolał mieć ją obok siebie niż naprzeciwko. Mimo, że miałby tam ZNACZNIE lepszy widok, który mógł pozazdrościć jedynie kruczowłosemu. Wtem przypomniała mu się inna białowłosa i to… No właśnie to. To na co nie zwrócił do tej pory uwagi u Misiałę, a na co MUSI zwrócić uwagę. Jednak to będzie później, teraz skupił się na dotrzymywaniu towarzystwa i po prostu byciu sobą. Chociaż w tak wykwintnym miejscu może się to skończyć w dwojaki sposób. Albo zostanie stąd wyrzucony na zbity pysk albo roznieci tu pożar i… Też zostanie wydupcony z tego miejsca. Sytuacją potrójnej przegranej. Kompan – kobieta – miejsce. Wszystko skreślone za bycie sobą. To była tragedia w siedmiu aktach.
Po chwili pojawił się komentarz Kuroia, który niezwykle rozbawił Kjudasza, który aż zasłonił usta ze śmiechu. To było dobre z pięścią do nosa. Nie spodziewał się takiego żartu z ust czarnowłosego, ale był wyśmienity. Na miejscu jak żaden inny.
- Osz… - otarł jeszcze łezkę ze śmiechu i z kulturą już odpowiedział dziewczynie – Zawsze powinniśmy się dobrze bawić. Nie ważne w jakiej sytuacji. Więc teraz też będziemy się bawić. Z przyjemnością napiłbym się czegoś mocniejszego na szybką rozgrzewkę, a później tym kontynuował zabawę! Dołączycie? – zapytał śmiało, widząc kogokolwiek kto donosił cokolwiek wiedział co musi zamówić. Najmocniejszy alkohol w tych stronach o doskonałym smaku i jakości. Było to Awamori. W tak wykwintnej restauracji przecież nie będzie walił podrzędnego wina czy jakiejś taniej ryżowej wódy. Jedzenie? Jakiekolwiek.
- Czy wyglądamy na takich co jedzą coś specjalnego? Tutejsza kuchnia będzie wystarczająca. Chyba, że masz ochotę nas czymś zaskoczyć Misae? – zapytał wprost, spoglądając na nią, dokładnie lustrując w tym świetle, które bardzo DOBRZE komponowało się z jej cerą i nie tylko…
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Niektóre krzywdy nie powinny być wybaczane. Z drugiej strony - które? Łatwo było ustawić limit, kiedy nie działy się one w chwili obecnej. Gdy chwila pozostawała słodka, bezpieczna i ulotna. Dopóki nie widziałeś za blisko swojej twarzy zakurzonej drogi pełnej wykolejeń. Nozdrza wciągały drobinki ziemi do siebie i dusiły płuca. Śmierdziało - te wszystkie buty, które przeszły tym centymetrem terenu i wszystkimi metrami dalej. Oczy dojrzeć mogły wszystkie nierówności i wklepane w grunt nieczystości, których nie wysprzątano na koniec dnia odpowiednio. Nie możesz się ruszyć, bo twój ruch zależy od kogoś innego. Nie możesz podnieść głowy, bo nie chcesz widzieć tego, co przed sobą. Byli ludzie, których kark nigdy nie pękał - i Asaka należała do tej grupy. Rozchwiane kręgi nie zrywały najważniejszej rzeczy, a każdy krach zaraz przekręcał zawiasy, by wszystko znalazło się z powrotem na swoim miejscu. Po każdym pęknięciu zostawał na kości ślad, którego nie dało się zmyć, zakryć ni zamalować. To nic. Wojownik musiał z dumą nosić niedoskonałości, aby pamiętał o wszystkim, co przetrwał, a co nie zdołało go zabić. Tym nie mniej - łatwo mówić, kiedy żadne otwarte złamanie nie wyzierało z rany, gdy siedzisz w ciepłym pokoju i zamawiasz właśnie butelkę śliwkowego wina, mocnego, słodkiego i bardzo zdradliwego. Jak zdradliwe były słowa - te, które tak łatwo przychodziły. Równie łatwo schodziły z ust, gdy rzucano cię na te kolana. Najbardziej popularnym frazesem z tych oznaczonych kompletną porażką tego zdarzenia było sakramentalne "nigdy". Więc? Więc niektóre krzywdy nigdy nie powinny zostać wybaczone. Ustal jeszcze, jakie to krzywdy i zastanów się, czy mówisz o nich klęcząc, czy upojony śliwkowym winem. W tej pierwszej sytuacji nawet gotów jestem ci uwierzyć.
- Szybko wróciła do mnie myśl, że zachowuję się irracjonalnie. - Uspokoił ją tak jak wcześniej uspokoił samego siebie. Nie potrzebował nawet wiele się wysilać, przekonywać i szukać argumentów. Heh, w końcu najlepsze dyskusje prowadzimy tylko z samym sobą, bo bez znaczenia, co wybierzemy - zawsze wygramy. Skacząc ze strony na stronę, podając najbardziej absurdalne argumenty - piękno i doskonałość słów objawiała się tylko w głębi głowy. To, co na zewnątrz, było już przerobionym materiałem. Niektórzy nawet twierdzili, że wszystko, co powtórzone drugi raz jest jedynie cieniem prawdziwego piękna. Dlatego sztuka była pustą dziedziną, która jedyne, co robiła, to odtwarzała.
- Umysł można wypracować. Dopóki będziemy razem, nie musisz się tego obawiać. - Genjutsu było potężne, ale nie na tyle potężne, żeby móc stawić czoła im obu. Nie kiedy byli w duecie. Bywały jednak te chwile, kiedy nie byli razem - krótkie, ulotne, ale jak widać - wystarczyły. Wystarczyło też jednak uciąć zaufanie, które się miało do ludzi. Naiwne. Durne. Głupie. Zrównaj wszystko do jednego poziomu a zobaczysz, jak niewiele warte są osoby, które próbujesz nazywać "przyjaciółmi". Na górze tylko zostaw tych, którzy mogli ci zagrozić. Na nich uważaj, ich się wystrzegaj. Niech będą "wyżej" - wtedy będziesz mieć na nich zawsze oko. Nie umkną niepostrzeżenie, nie zrobią ruchu, którego nie dojrzysz. Wiem, wiem, ludzkie oczy są bardzo ułomne, tak wiele im umyka..! Ale tobie nie może. Nie możesz sobie na to pozwolić. Sięgasz głębiej i wyciągasz na wierzch swoje paranoje, żeby podać każdej z niej dłoń i powiedzieć, że najwyższy czas brać się do pracy, ale... one witają się, kulturalnie, jak zawsze. I cichną. Malutkie. Grzecznie. Powinny wrzeszczeć - milczały. Dobrze, zgoda. Dziś był wyjątkowy dzień na zachowanie ciszy.
Dreszcz rozlał się po całym jego ciele od dotyku rozmiękczającego jego ciało. Jego uścisk stał się nawet mniej wyraźny na jej ciele na krótką chwilę. Miałeś uważać! Lecz nie na nią. Wtopił się w ścianę, oddany jej ramionom, unosząc głowę automatycznie, jakby prosząc o więcej. Nie, nie jakby. Ze słodkim ja też dźwięczącym w uszach i membraną rozchodzącym się po jego skórze.
- Szybko wróciła do mnie myśl, że zachowuję się irracjonalnie. - Uspokoił ją tak jak wcześniej uspokoił samego siebie. Nie potrzebował nawet wiele się wysilać, przekonywać i szukać argumentów. Heh, w końcu najlepsze dyskusje prowadzimy tylko z samym sobą, bo bez znaczenia, co wybierzemy - zawsze wygramy. Skacząc ze strony na stronę, podając najbardziej absurdalne argumenty - piękno i doskonałość słów objawiała się tylko w głębi głowy. To, co na zewnątrz, było już przerobionym materiałem. Niektórzy nawet twierdzili, że wszystko, co powtórzone drugi raz jest jedynie cieniem prawdziwego piękna. Dlatego sztuka była pustą dziedziną, która jedyne, co robiła, to odtwarzała.
Ukryty tekst
- Umysł można wypracować. Dopóki będziemy razem, nie musisz się tego obawiać. - Genjutsu było potężne, ale nie na tyle potężne, żeby móc stawić czoła im obu. Nie kiedy byli w duecie. Bywały jednak te chwile, kiedy nie byli razem - krótkie, ulotne, ale jak widać - wystarczyły. Wystarczyło też jednak uciąć zaufanie, które się miało do ludzi. Naiwne. Durne. Głupie. Zrównaj wszystko do jednego poziomu a zobaczysz, jak niewiele warte są osoby, które próbujesz nazywać "przyjaciółmi". Na górze tylko zostaw tych, którzy mogli ci zagrozić. Na nich uważaj, ich się wystrzegaj. Niech będą "wyżej" - wtedy będziesz mieć na nich zawsze oko. Nie umkną niepostrzeżenie, nie zrobią ruchu, którego nie dojrzysz. Wiem, wiem, ludzkie oczy są bardzo ułomne, tak wiele im umyka..! Ale tobie nie może. Nie możesz sobie na to pozwolić. Sięgasz głębiej i wyciągasz na wierzch swoje paranoje, żeby podać każdej z niej dłoń i powiedzieć, że najwyższy czas brać się do pracy, ale... one witają się, kulturalnie, jak zawsze. I cichną. Malutkie. Grzecznie. Powinny wrzeszczeć - milczały. Dobrze, zgoda. Dziś był wyjątkowy dzień na zachowanie ciszy.
Dreszcz rozlał się po całym jego ciele od dotyku rozmiękczającego jego ciało. Jego uścisk stał się nawet mniej wyraźny na jej ciele na krótką chwilę. Miałeś uważać! Lecz nie na nią. Wtopił się w ścianę, oddany jej ramionom, unosząc głowę automatycznie, jakby prosząc o więcej. Nie, nie jakby. Ze słodkim ja też dźwięczącym w uszach i membraną rozchodzącym się po jego skórze.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Mizu ni ume
-Brzmi też smacznie z tego co słyszę - popatrzył wymownie na brzuch dziewczyny, której kiszki zagrały marsza. Nic dziwnego - stoisz tyle czasu na arenie, przyglądasz się walkom i nie jesz nic przez pół dnia, po czym nagle zostajesz zaatakowany przez takie zapachy. Gdyby nie to, że przed przyjściem zjadł małe co nieco też pewnie by mu kiszki marsza grały, na całe szczęście nie dały jeszcze o sobie znać. Na szczęście jedzenie już niedługo mogło wylądować na ich stoliku, a patrząc na to jaki lokal wybrał białowłosy to... miał bardzo duże wymagania. To nie było pierwsze lepsze miejsce, do którego wpadasz na chwilę, by coś zjeść - to było coś więcej. Lokal o wysokiej klasie, do którego weszło dwóch obdartusów - no przynajmniej jeden. Może i pozostali goście zwrócą na nich uwagę, nie było to w sumie ważne dopóki obsługa Ryokanu nie przyjdzie i ich po prostu nie wyprosi. Nie spodziewał się, by tak miało się stać - ludzie mieli swoje dziwactwa, ale dopóki płacili wszystko było w jak największym porządku.
-A no tak, faktycznie! - dobra zabawa, taaaaak. To miejsce nie było problemem samo w sobie, zwłaszcza w takim towarzystwie, w jakim znalazł się Piaskowy Dziadek. Nigdy sam nie przepadał być tym "prowadzącym" takie spotkania, ale jak widać Kyoushi odnajdywał się w tym najlepiej z całej trójki, niczym wodzirej na weselu, który co i rusz podnosi do góry tych gości, którym za wygodnie się zrobiło na krzesełkach i prowadzi ich w wir imprezy cokolwiek to miało oznaczać -Pewnie Kjosz, z Tobą zawsze! - odrzucił jednak tym razem z entuzjazmem - chyba po raz pierwszy odkąd wspólnie zaczęli rozmowę. Niewiele było sytuacji, gdy do Kumy dochodziły jakieś mocne emocje, większość wydawała się stłumiona. Jednak czuł się dobrze w towarzystwie szermierza, dziewczyna na obecną chwilę też mu podpasowała, chociaż bardziej pasuje tutaj określenie "nie przeszkadza". Nie znał jej na tyle, by wydawać osądy na ten temat. Nie miał przeciwko czemuś mocniejszemu, ot dla rozluźnienia atmosfery i przebicia tej pierwszej ściany, przy której mogli się niedługo znaleźć.
-Raczej nie, już próbowałem tutejszych smakołyków i są... całkiem przyzwoite, ale nie jest to coś co by porwało mój żołądek i wyniosło go w niebiosa. - wzruszył ramionami, bo faktycznie jedzenie było smaczne, ale spodziewał się czegoś więcej. Może jego smaki po prostu nie były przyzwyczajone do tutejszych, były zbyt oderwane od tego świata i po prostu nie zgrywały się razem w jedną całość.
-Kogo obstawiacie jako wygranego w turnieju? - zapytał, póki Kyoushi był zajęty cóż... dosyć wyrafinowanym, lecz nadal zauważalnym zerkaniem w biust Misae. Kuma raczej tego nie robił i nie to że się powstrzymywał od tego, ot wolał nie robić tego w taki sposób. Pewne rzeczy się nie nudziły, choćbyś miał i lat dwa razy więcej niż Kuroi, to i tak będzie to fascynować i zwracać uwagę. Mniejszą lub większą - zawsze jakąś. Wolał jednak bardziej skupić się na rozmowie i zobaczyć co siedzi w głowie białowłosej, niż trochę niżej. Sam ciekawił się jakie mają zdanie na temat walczących - dwóch użytkowników podobnych zdolności, dwóch władców piachu, lecz każdy z innej parafii. Obydwoje mieli charakterek, chociaż Kuweciarz po prostu był freakiem... Nic dziwnego, że miał już faworyta na ten pojedynek i to nie tylko ze względu na osobę, lecz na to w jaki sposób walczyła.
-Skąd pytanie o moje pochodzenie? - zapytał się dziewczyny nieco z zaskoczenia, bo wolał nie poruszać tego tematu, gdy w pobliżu było tyle uszu i oczu. Tutaj jednak było ich zdecydowanie mniej, jedynie co i rusz przechadzająca obsługa czy gejsze. W sumie był to idealny moment, by dowiedzieć się czegoś więcej - zwłaszcza o tej technice, którą użyła na Kuweciarza. Ciekawa rzecz, chociaż nie do końca wiedział jak działa.
-A no tak, faktycznie! - dobra zabawa, taaaaak. To miejsce nie było problemem samo w sobie, zwłaszcza w takim towarzystwie, w jakim znalazł się Piaskowy Dziadek. Nigdy sam nie przepadał być tym "prowadzącym" takie spotkania, ale jak widać Kyoushi odnajdywał się w tym najlepiej z całej trójki, niczym wodzirej na weselu, który co i rusz podnosi do góry tych gości, którym za wygodnie się zrobiło na krzesełkach i prowadzi ich w wir imprezy cokolwiek to miało oznaczać -Pewnie Kjosz, z Tobą zawsze! - odrzucił jednak tym razem z entuzjazmem - chyba po raz pierwszy odkąd wspólnie zaczęli rozmowę. Niewiele było sytuacji, gdy do Kumy dochodziły jakieś mocne emocje, większość wydawała się stłumiona. Jednak czuł się dobrze w towarzystwie szermierza, dziewczyna na obecną chwilę też mu podpasowała, chociaż bardziej pasuje tutaj określenie "nie przeszkadza". Nie znał jej na tyle, by wydawać osądy na ten temat. Nie miał przeciwko czemuś mocniejszemu, ot dla rozluźnienia atmosfery i przebicia tej pierwszej ściany, przy której mogli się niedługo znaleźć.
-Raczej nie, już próbowałem tutejszych smakołyków i są... całkiem przyzwoite, ale nie jest to coś co by porwało mój żołądek i wyniosło go w niebiosa. - wzruszył ramionami, bo faktycznie jedzenie było smaczne, ale spodziewał się czegoś więcej. Może jego smaki po prostu nie były przyzwyczajone do tutejszych, były zbyt oderwane od tego świata i po prostu nie zgrywały się razem w jedną całość.
-Kogo obstawiacie jako wygranego w turnieju? - zapytał, póki Kyoushi był zajęty cóż... dosyć wyrafinowanym, lecz nadal zauważalnym zerkaniem w biust Misae. Kuma raczej tego nie robił i nie to że się powstrzymywał od tego, ot wolał nie robić tego w taki sposób. Pewne rzeczy się nie nudziły, choćbyś miał i lat dwa razy więcej niż Kuroi, to i tak będzie to fascynować i zwracać uwagę. Mniejszą lub większą - zawsze jakąś. Wolał jednak bardziej skupić się na rozmowie i zobaczyć co siedzi w głowie białowłosej, niż trochę niżej. Sam ciekawił się jakie mają zdanie na temat walczących - dwóch użytkowników podobnych zdolności, dwóch władców piachu, lecz każdy z innej parafii. Obydwoje mieli charakterek, chociaż Kuweciarz po prostu był freakiem... Nic dziwnego, że miał już faworyta na ten pojedynek i to nie tylko ze względu na osobę, lecz na to w jaki sposób walczyła.
-Skąd pytanie o moje pochodzenie? - zapytał się dziewczyny nieco z zaskoczenia, bo wolał nie poruszać tego tematu, gdy w pobliżu było tyle uszu i oczu. Tutaj jednak było ich zdecydowanie mniej, jedynie co i rusz przechadzająca obsługa czy gejsze. W sumie był to idealny moment, by dowiedzieć się czegoś więcej - zwłaszcza o tej technice, którą użyła na Kuweciarza. Ciekawa rzecz, chociaż nie do końca wiedział jak działa.
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
To, co powinno być wybaczone, a co nie, zależało tylko i wyłącznie od danej osoby. Od jej wrażliwości, jej prawd, jej krzywd, moralności i dumy. Zwłaszcza od krzywd. Wytrzymałości i życzliwości. Asaka potrafiła być pełna wiary, służyć miłym słowem i chęcią podtrzymania rozmowy, ale miała też w sobie coś takiego, co nie pozwalało jej wybaczać, jeśli targało to zbyt mocno to, co sama chciała. Tak jak ona kiedyś przyparła Shikiego do muru, tak zrobił to Toshiro z nią. Tylko, że sytuacja była inna, i relacja była inna. Tak naprawdę, Shikarui nic nie musiał jej mówić, to nie było tak, że wślizgnęła się do jego głowy i zmusiła jego usta do poruszenia się, a gardło do wydania głosu. Poczuł się przymuszony i brudny, nie chciał mówić, ale powiedział i bogowie jej świadkiem, że naprawdę dla ich dobra. Ich – tego związku dwóch osób, pomiędzy którymi nie było miejsca na nikogo obcego. Ją i Toshiro nie łączyło nic, nawet wspólne poglądy. To nie tak, że dał jej wybór w tym, czy go wysłuchać czy nie. Przyparta do muru chciała uciec, ale nawet ta ucieczka nic by nie dała, bo i tak musiała go wysłuchać. I zrobił to tak, że słyszała tylko ona nie mając tak naprawdę wyboru. Czy chciałaby czy nie, jej uszy musiały słuchać, bo on, nie będąc ani jej rodziną, ani jej mężem, ani jej Shirei-kanem, zapragnął być wysłuchany. Asaka nie wybaczała. Nie takich rzeczy i nie takich krzywd. Tak samo jak nie miała wybaczyć Akiemu jego słów i jego sztyletów, wbijających się prosto w serce Shikiego. Po to tylko, by odłupać dla siebie jakieś kawałki lodu, żeby zabolało, żeby poczuł się tak, jak on czuł się przez cztery lata. Nie przez Shikiego, nie – z własnej winy i własnego wyboru. Nie, Asaka nie wybaczała takich krzywd. I potrafiła być sama niesamowicie zimna, w kontraście do ognia jej charakteru i temperamentu. Shikarui jednak jej nie skrzywdził Zabolało, był strach, ale to było zupełnie coś innego. Inna relacja, inne przyzwolenia, inne wszystko. Shikarui mógł pozwolić sobie na więcej. Ale też i wymagano od niego więcej.
Naiwna.
Głupia.
Więcej szczęścia niż rozumu. Kiedyś tolerowała swoją głupotę, ale z czasem zaczęło się to zacierać. Kiedyś była lekkoduchem, teraz… Dorosła. Naprawdę mogła powiedzieć, że dorosła. Bo i nie musiała myśleć jedynie o sobie, ale też o drugiej osobie.
Poczuła, jak wręcz wcisnął się w ścianę, oddając jej swój ciężar, gdy złożyła ten słodki pocałunek na jego szyi. Miał być krótki, miał być jeden, ale widząc, czując jego reakcję, nie mogła na tym poprzestać. Delikatne jak te uderzenia motylich skrzydełek pocałunki wspięły się wyżej, centymetr po centymetrze, w miarę, jak Asaka stawała na palcach coraz wyżej, by ostatecznie sięgnąć ucha, hacząc po drodze o linię żuchwy. Miała wrażenie, że go zaskoczyła, jak zelżał jego uścisk, ale ona trzymała go mocno i pewnie. Zwłaszcza wtedy, gdy palce jej dłoni wślizgnęły się pomiędzy dłuższe włosy lawendowookiego. To nie były niewinne, niezobowiązujące pocałunki, ale wcale nie musiały niczego udawać, ani sprawiać pozorów. Nie po takim czasie.
Ukryty tekst
- Nigdy tego nie musiałam. Nigdy nie poczułam, że to coś, czego potrzebuję. Teraz chyba jednak… Jak niby pracować nad umysłem? Nie wiem nawet od czego zacząć – tym bardziej nie lubiła być bez niego. Nie w trakcie walki. Ale poza nią, na trybunach, zwyczajnie się nie spodziewała, że coś się wydarzy. Nie takiego. Naiwna.
Głupia.
Więcej szczęścia niż rozumu. Kiedyś tolerowała swoją głupotę, ale z czasem zaczęło się to zacierać. Kiedyś była lekkoduchem, teraz… Dorosła. Naprawdę mogła powiedzieć, że dorosła. Bo i nie musiała myśleć jedynie o sobie, ale też o drugiej osobie.
Poczuła, jak wręcz wcisnął się w ścianę, oddając jej swój ciężar, gdy złożyła ten słodki pocałunek na jego szyi. Miał być krótki, miał być jeden, ale widząc, czując jego reakcję, nie mogła na tym poprzestać. Delikatne jak te uderzenia motylich skrzydełek pocałunki wspięły się wyżej, centymetr po centymetrze, w miarę, jak Asaka stawała na palcach coraz wyżej, by ostatecznie sięgnąć ucha, hacząc po drodze o linię żuchwy. Miała wrażenie, że go zaskoczyła, jak zelżał jego uścisk, ale ona trzymała go mocno i pewnie. Zwłaszcza wtedy, gdy palce jej dłoni wślizgnęły się pomiędzy dłuższe włosy lawendowookiego. To nie były niewinne, niezobowiązujące pocałunki, ale wcale nie musiały niczego udawać, ani sprawiać pozorów. Nie po takim czasie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Ciągle pamiętał, jak Asaka martwiła się tym, czy jej sprzeczności nie są dziwne, czy nie będzie jej wyzywał od hipokrytek, ale dla niego wszystkie jej sprzeczności grały ze sobą w doskonałej harmonii. Człowiek musi zrozumieć naturę ognia, żeby zacząć go oceniać - czym innym była białowłosa, jeśli nie Płomieniem? Oczywiście - żoną, Sentoki, Kouseki, córką, dajcie bogowie, by i przyszłą matką. Jedna osoba przybierała wiele tytułów i obowiązków, wraz z nimi wiele przywilejów, ale przede wszystkim była tym, czym była jej natura - sobą. Płomienną sobą, która wybuchała, kiedy próbowano ją skrzywdzić, szaleńczo starając się podtrzymać swój żar, konsekwentnie pełzła po szkielecie domu, kiedy dawano jej możliwość działania i spokojnie czuwała, gdy oferowano jej stabilność - prosty knot z dodatkiem odrobiny wosku, żeby mogła być samowystarczalną. Już dawno nie była, dlatego to on był jej knotem, jej paliwem, jej deskami, na których mogła się rozwijać. Tak widział swoją rolę. Kiedy ona sięgała dalej, on sięgał razem z nią. Kiedy ona błyszczała, on szedł krok w krok z nią - w cieniu. Natura płomienia była bowiem wybuchowa - tak powszechnie uważano, nie bez powodu. Ogień jest żywiołem destrukcji, uwielbiającym wyniszczać, potrzebuje ofiary, aby rosnąć. Niby złośliwy, okrutny bożek, który ciągle czegoś wymaga, a potem tylko obraca to w popiół. Łatwo zapomnieć jednak, że ten bożek oferuje ciepło o każdej porze roku i dnia. To on daje światło w najciemniejszej godzinie i najgłębszej jaskini. To jego obawiają się stada wilków i to przed nim uciekają szczury. To dzięki niemu kwitły kwiaty, a człowiek może się swobodnie uśmiechać, zabijając swoje koszmary. Taką osobą była Asaka - którą łatwo było ocenić, ale o wiele trudniej dostać się do jej głębokiego wnętrza, w którym stos emocji pęczniał i opadał, rósł to rozpływał się w przypływie chwili. Zrozumienie tego było kluczem do nauczenia się funkcjonowania z nią.
Jej pocałunek zupełnie rozproszył jego rozmyślenia nad poprzednim tematem i zaciął słowa w jego gardle. Znów, po raz kolejny, nie miał ochoty mówił i odpowiadać. Tylko teraz powód był zupełnie inny. Teraz to nie lód - teraz to całkowite roztopienie jego wnętrza. Wszystko zostało odłożone na potem, na później, a przecież tematy kłębiły się i rosły. W porządku - niech rosną. Shikarui miał dla nich przygotowane osobne biblioteczki, na które były porozkładane. Kiedy przyjdzie pora, wystarczy jedno hasło. Przyciągnie do siebie kredens i otworzy jego przejrzyste szybki, by dać wgląd do odpowiednio poopisywanych teczek, skoroszytów, dzienników i segregatorów. Druga strona sama nie była chwilowo chętna do tego, żeby zajmować sobie nimi ręce i słowami zatykać usta, kiedy wargi sięgały do skóry i obdarowywały pobudzającymi pocałunkami. Uległ jej więc, układając się pod jej rękami i pocałunkami dokładnie tak, jak mu zagrała. Lekko zgiął palce na jej ciele i zsunął je w dół, na jej wygięte plecy, choć jego uścisk był taki, jakby z westchnieniem uleciała z niego cała siła. W żadnym wypadku. Odcięcie zmysłów pobudzały resztę. Zamknięcie oczu, odcięcie siebie samego od dotyku, wszystko pozwalało skupić się na jednym tylko bodźcu. Gęsia skórka przecięła jego ciało, kiedy jej usta zawędrowały aż do ucha. Giął się jak kot ze swoimi pomrukami. Nie, oczywiście, że nie było w tym zupełnie niczego niewinnego. Sam Shikarui ze swoimi fantazjami mógł być określanym wszystkimi przymiotnikami - tylko nie "niewinny". Przez to Asaka ani trochę mu nie odstawała.
Jej pocałunek zupełnie rozproszył jego rozmyślenia nad poprzednim tematem i zaciął słowa w jego gardle. Znów, po raz kolejny, nie miał ochoty mówił i odpowiadać. Tylko teraz powód był zupełnie inny. Teraz to nie lód - teraz to całkowite roztopienie jego wnętrza. Wszystko zostało odłożone na potem, na później, a przecież tematy kłębiły się i rosły. W porządku - niech rosną. Shikarui miał dla nich przygotowane osobne biblioteczki, na które były porozkładane. Kiedy przyjdzie pora, wystarczy jedno hasło. Przyciągnie do siebie kredens i otworzy jego przejrzyste szybki, by dać wgląd do odpowiednio poopisywanych teczek, skoroszytów, dzienników i segregatorów. Druga strona sama nie była chwilowo chętna do tego, żeby zajmować sobie nimi ręce i słowami zatykać usta, kiedy wargi sięgały do skóry i obdarowywały pobudzającymi pocałunkami. Uległ jej więc, układając się pod jej rękami i pocałunkami dokładnie tak, jak mu zagrała. Lekko zgiął palce na jej ciele i zsunął je w dół, na jej wygięte plecy, choć jego uścisk był taki, jakby z westchnieniem uleciała z niego cała siła. W żadnym wypadku. Odcięcie zmysłów pobudzały resztę. Zamknięcie oczu, odcięcie siebie samego od dotyku, wszystko pozwalało skupić się na jednym tylko bodźcu. Gęsia skórka przecięła jego ciało, kiedy jej usta zawędrowały aż do ucha. Giął się jak kot ze swoimi pomrukami. Nie, oczywiście, że nie było w tym zupełnie niczego niewinnego. Sam Shikarui ze swoimi fantazjami mógł być określanym wszystkimi przymiotnikami - tylko nie "niewinny". Przez to Asaka ani trochę mu nie odstawała.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Rzeczywiście była jak ogień. Gdy obchodziło się z nią ostrożnie, to przyjemnie ogrzewała. Dawała możliwość by przeżyć. Jak prawdziwy, który pozwalał przygotować strawę, ogrzać zziębniętych, wypalić rany i choroby. Bez ognia nie było życia. Ale gdy ktoś za mocno podsycał ją złym słowem, złymi uczynkami, to buchała ze złością, gotowa spopielić niemal wszystko na swojej drodze. Potrzebowała powietrza by wzrosnąć i żyć i tym powietrzem był Shikarui. To on kontrolował jej wielkość. Więcej powietrza wzniecało ogień, mniej – przygaszało, że aż mógłby zniknąć. Tak jak i ona usychała bez niego. Shikarui powiedziałby pewnie, że jest wodą, bo kochał wodę – ale i woda doskonale mogła sobie poradzić z ogniem. Ale Asaka sądziła, że do jego osobowości bardziej pasowało powietrze. Dopasowywał się jak one, mistrz adaptacji, powietrze nadawało kierunek i popychało do działania i tak samo robił Shikarui, dążąc po trupach do upragnionego celu. Powietrze było wolne – tak jak wolny był Shikarui. A przecież nie lubił stąpać po ziemi i wspinał się jak kot na dachy i drzewa. I był nieprzewidywalny jak ono. I zagubiony jak powietrze. Potrzebował drogowskazu. Był zamknięty w swoim świecie, oderwany zupełnie od rzeczywistości i lubił przyglądać się innym. Obserwować. To nie była woda. To było powietrze, zdecydowanie.
Teraz i ona nie oczekiwała na żadne odpowiedzi, a przynajmniej nie na te słowne. Nie sądziła, że jej wcale-nie-niewinny pocałunek wywoła w nim taką burzę i że tak się rozmiękczy i podda wszystkiemu co robiła, jak miękka plastelina poddawała się dłoniom, które chciały z niej coś urzeźbić. Rzadko kiedy był taki bierny, zwykle to on coś między nimi inicjował, gdy widział, że Asaka nie ma nic przeciwko, ale tym razem role się odwróciły i mężczyzna zupełnie się jej poddał. Nie to, by jej się to nie podobało. Tak długo jak jej nie odsuwał – tak było dobrze. Na krótki moment otworzyła oczy, chcąc zobaczyć jego reakcję i gdy widziała jego przymknięte w dodatku z tym pomrukiem – uśmiechnęła się lekko, co mógł poczuć na własnej skórze, gdy na powrót przeniosła pocałunek na jego policzek. I to westchnienie, gdy jego dłonie zsunęły się na jej plecy, ale bez tej siły, którą ją zwykle zagarniał ją do siebie. Jej rzęsy lekko załaskotały policzek, gdy na powrót zamknęła oczy. Jeszcze dwa pocałunki delikatne jak piórko i przeniosła wolną dłoń na jego drugi policzek, lekko odwracając głowę w swoją stronę, kierując nim. Jedna dłoń na policzku, druga we włosach, a jej usta ostatecznie wylądowały tam, gdzie pierwotnie zmierzały, bardzo okrężną drogą – na jego ustach. Z początku łagodnie, by ostatecznie zagarnąć powietrze z jego płuc dla siebie w głębokim pocałunku. Przysunęła się do niego bliżej.
Potrzebowała tego. Tak jak ogień potrzebował powietrza. Po tej dzisiejszej kłótni, po emocjach, jakie targały nią od samego rana. Co z tego, że była trochę osłabiona – to nic. Potrzebowała jego i tylko jego. I potrzebowała ujścia dla nerwów i uczuć plączących się po jej wnętrzu. Potrzebowała na powrót poczuć się kompletna po tym, jak dzisiaj jej serce było bardzo bliskie rozlecenia się na kawałki.
Teraz i ona nie oczekiwała na żadne odpowiedzi, a przynajmniej nie na te słowne. Nie sądziła, że jej wcale-nie-niewinny pocałunek wywoła w nim taką burzę i że tak się rozmiękczy i podda wszystkiemu co robiła, jak miękka plastelina poddawała się dłoniom, które chciały z niej coś urzeźbić. Rzadko kiedy był taki bierny, zwykle to on coś między nimi inicjował, gdy widział, że Asaka nie ma nic przeciwko, ale tym razem role się odwróciły i mężczyzna zupełnie się jej poddał. Nie to, by jej się to nie podobało. Tak długo jak jej nie odsuwał – tak było dobrze. Na krótki moment otworzyła oczy, chcąc zobaczyć jego reakcję i gdy widziała jego przymknięte w dodatku z tym pomrukiem – uśmiechnęła się lekko, co mógł poczuć na własnej skórze, gdy na powrót przeniosła pocałunek na jego policzek. I to westchnienie, gdy jego dłonie zsunęły się na jej plecy, ale bez tej siły, którą ją zwykle zagarniał ją do siebie. Jej rzęsy lekko załaskotały policzek, gdy na powrót zamknęła oczy. Jeszcze dwa pocałunki delikatne jak piórko i przeniosła wolną dłoń na jego drugi policzek, lekko odwracając głowę w swoją stronę, kierując nim. Jedna dłoń na policzku, druga we włosach, a jej usta ostatecznie wylądowały tam, gdzie pierwotnie zmierzały, bardzo okrężną drogą – na jego ustach. Z początku łagodnie, by ostatecznie zagarnąć powietrze z jego płuc dla siebie w głębokim pocałunku. Przysunęła się do niego bliżej.
Potrzebowała tego. Tak jak ogień potrzebował powietrza. Po tej dzisiejszej kłótni, po emocjach, jakie targały nią od samego rana. Co z tego, że była trochę osłabiona – to nic. Potrzebowała jego i tylko jego. I potrzebowała ujścia dla nerwów i uczuć plączących się po jej wnętrzu. Potrzebowała na powrót poczuć się kompletna po tym, jak dzisiaj jej serce było bardzo bliskie rozlecenia się na kawałki.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Ryokan Mizu ni ume
Zakończenie turnieju sprawiło, że na ulicach stało się tłoczniej. Całą masa ludzi wylała się z areny wracając do swojego normalnego życia nie mogąc już dzisiejszego dnia zobaczyć ani walki więcej. Wśród nich był Hikari, który odczekał największy tłok nie lubiąc się przeciskać między ludźmi chowając się w ryokanie przy rzeczce. Dlaczego akurat ten? To proste, większość go omijała. Wraz z luksusowym wyglądem przychodziły równie luksusowe ceny odstraszające zapewne nawet klasę średnią. Jego osobiście jako shinobiego to nie ruszało, zawsze miał zarobki przewyższające jego wydatki.
Wnętrze było zadbane, pełne intensywnej czerwieni i zapachów dochodzących z różnych potraw co wywołało cichutkie burczenie w brzuchu Terumiego. Śniadania zbyt obfitego nie zjadł, musiało się to skończyć jakimś odzewem po tak długim czasie. Chcąc to naprawić szybko wszedł na piętro rozglądając się za wolnym stolikiem, ale jego wzrok zatrzymał się na pewnej białej czuprynie odpowiedzialnej za rzut dziewczynką. Oczywiście zwrócił uwagę na osoby z nim siedzące, ale jego myśli kręciły się głównie wokół sprawcy małego zamieszania w zachodnim sektorze. Prawdę mówiąc każdym innym razem by usiadł gdzieś w kącie zupełnie o tym zapominając, ale ten raz był wyjątkowy. Miał do czynienia z znajomym Ichirou, a nie zauważył aby ktokolwiek później zwrócił mu uwagę. Przez dzielącą ich odległość nie posiadał pewności, czy białowłosy nie dostał już ochrzanu, ale drugi raz nie zaszkodzi więc podszedł do trójki siedzącej na uboczu kładąc wcześniejszemu rozrabiace dłoń na ramieniu.
- No siwy nieźle zaszalałeś na trybunach. Za rzut dałbym jakieś sześć punktów z dziesięciu!
Hikari zaczął rozmowę lekko humorystycznie, z uśmiechem na ustach. Waląc kogoś w tył głowy niespodziewanie nigdy nie znajdzie u niego posłuchu, trzeba jakoś zainteresować rozmówcę.
- Tylko wiesz, że to wcale nie było bezpieczne? Następnym razem jak możesz weź się powstrzymaj, albo daj znać to wyjdziemy gdzieś abyś mógł się wyszaleć.
Wnętrze było zadbane, pełne intensywnej czerwieni i zapachów dochodzących z różnych potraw co wywołało cichutkie burczenie w brzuchu Terumiego. Śniadania zbyt obfitego nie zjadł, musiało się to skończyć jakimś odzewem po tak długim czasie. Chcąc to naprawić szybko wszedł na piętro rozglądając się za wolnym stolikiem, ale jego wzrok zatrzymał się na pewnej białej czuprynie odpowiedzialnej za rzut dziewczynką. Oczywiście zwrócił uwagę na osoby z nim siedzące, ale jego myśli kręciły się głównie wokół sprawcy małego zamieszania w zachodnim sektorze. Prawdę mówiąc każdym innym razem by usiadł gdzieś w kącie zupełnie o tym zapominając, ale ten raz był wyjątkowy. Miał do czynienia z znajomym Ichirou, a nie zauważył aby ktokolwiek później zwrócił mu uwagę. Przez dzielącą ich odległość nie posiadał pewności, czy białowłosy nie dostał już ochrzanu, ale drugi raz nie zaszkodzi więc podszedł do trójki siedzącej na uboczu kładąc wcześniejszemu rozrabiace dłoń na ramieniu.
- No siwy nieźle zaszalałeś na trybunach. Za rzut dałbym jakieś sześć punktów z dziesięciu!
Hikari zaczął rozmowę lekko humorystycznie, z uśmiechem na ustach. Waląc kogoś w tył głowy niespodziewanie nigdy nie znajdzie u niego posłuchu, trzeba jakoś zainteresować rozmówcę.
- Tylko wiesz, że to wcale nie było bezpieczne? Następnym razem jak możesz weź się powstrzymaj, albo daj znać to wyjdziemy gdzieś abyś mógł się wyszaleć.
0 x
Cause i'm the real fire.
- Misae
- Posty: 1564
- Rejestracja: 17 gru 2017, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
- Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
- Link do KP: viewtopic.php?p=68018#p68018
- GG/Discord: Misae#1695
Re: Ryokan Mizu ni ume
Miło było oglądać jak panowie się przekomarzali. Świadczyło to o ich dobrej znajomości. Mimo wszystko obcy nie dogadują tak sobie bez stresu. Tak zachowują się osoby, które dobrze wiedzą, że mogą sobie na to pozwolić i druga strona się nie obrazi. To dobrze. Dobrze jest umieć zachować dystans kiedy był na to czas. Z tego co zdążyła zauważyć to na pewno Kuroi potrafił zdobyć się na powagę kiedy wymagał tego czas. Kyo był nieco inny. Nie posądzała aby nie potrafił zachować kamiennej twarzy, jednak zakładała, że sytuacja musiałaby być mocno pod ścianą. Zabawa na trybunie na pewno się do tego nie zaliczała.
-Prawda? - odparła lekko zarumieniona na słowa Kuroi'a chcąc jak najlepiej zachować luźność głosu. Zdecydowanie pachniało tam apetycznie. Zdecydowanie miała ochotę zapełnić swój mały brzuszek jakimś porządnym obiadem. Szczególnie kiedy białowłosy zarządził niemal coś mocniejszego. Kuma od razu mu zawtórował z całkiem sporym jak na jego dość stonowane odpowiedzi entuzjazmem. No nic. Nie będzie jedyna siedziała przy herbacie. Wierzyła, że mężczyzna, który czasem sprawiał wrażenie jakby coś gryzło go w majtki i kazało się ciągle ruszać, wybierze im dobry trunek. Nie miała okazji pić jeszcze miejscowego specjału, a nie sądziła by czekała ją lepsza okazja.
-Poproszę... ale raczej nie jestem osobą dużo pijącą, więc mogę nie dotrzymać wam towarzystwa - ostrzegła. Była najdrobniejsza z tej trójki, do tego z jeszcze pustym żołądkiem - wiedziała, że nawet nie będzie miała czasy utrzymać ich tempa. Ale jeden czy dwa napitki nie zaszkodzą. Dobry alkohol wspomaga trawienie przecież.
-W takim razie zdam się na obsługę - zaśmiała się kiedy w sumie zgodnie stwierdzili, że nie wiedzą. Jej pełna uśmiechu reakcja głównie była na słowa kota. Nie odpowiedziała czy wyglądają czy nie. Po prostu zdecydowała się kiedy podszedł ktoś z obsługi zamówić specjał dnia i kawałek ryby bez przypraw. Choć nie zwracała dużej uwagi na małego liska to jego delikatne przebieranie łapkami i wychylenie łepka z koców coraz bardziej świadczyło o tym, że nie tylko ona była bardzo głodna w tym towarzystwie.
O walkach niestety nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Większość jej wiedzy opierała się na tym co przekazał jej Minoru w momencie jej przyjścia. Obejrzała tylko trochę. Potem już wszystko się potoczyło.
-Trudno mi powiedzieć, bo nie widziałam wszystkich walk... a nie będę ukrywać, że ostatnie rozgrywki przerwał mi incydent na trybunach. Ale mam wrażenie, że walka w - wyznała szczerze, ale chętnie posłucha ich opinii. Już miała zadowolona oddać pałeczkę mówienia w ich ręce, kiedy została niemal wywołana do tablicy. Nie spodziewała się tak nagłego powrotu do jej pytania.
-W sumie ciekawość... może zabrzmi to dość naiwnie, ale po długiej przerwie od wypraw postanowiłam zwiedzić jeszcze trochę świata póki jestem jeszcze trochę młoda. Można powiedzieć, że jestem troszkę wyposzczona? Człowiek chce się uczyć i dowiedzieć jak najwięcej - wyjaśniła najszczerzej jak tylko potrafiła. Nie było tam żadnego ukrytego drugiego czy trzeciego dna. Dodała nawet ulubioną sentencję, którą w Soso swego czasu słyszała regularnie - Jak to powtarza moja mama, ojcu - "nie jestem ciekawa ale lubię wiedzieć"
Miała nadzieję, że taka odpowiedź będzie choć trochę satysfakcjonująca. Po chwili czekało ją kolejne zaskoczenie. Dołączył do nich kolejny jegomość. Obróciła się lekko by móc na niego spojrzeć, wszak skoro stał za kotem to i za jej plecami. Początkowo przykryła usta by ukryć lekki śmiech. Czyli jednak miała rację co do mądrości sposobu nauki Kyoushi'ego. Nie żeby tego nie wiedziała, ale z ust nieznajomego. Dopiero po chwili uniosła wyżej wzrok by mu się przyjrzeć. O kurczę! Czyli jednak nie była wyjątkowa! Nie kryła lekkiego zaskoczenia. TE OCZY. Odetchnęła lekko, sprowadzając na twarz typowy dla siebie pełen uśmiechu wyraz. W sumie była mieszanką Kyo i nieznajomego... w sumie nieco lepszą bo posiadała cycki. Nie odzywała się. Skoro czerwonooki znał tego pana to jemu zostawiła pole do rozmowy i może przedstawienia towarzyszy. Miała dziwne przeczucie, że czeka ją pełen rozrywki wieczór.
-Prawda? - odparła lekko zarumieniona na słowa Kuroi'a chcąc jak najlepiej zachować luźność głosu. Zdecydowanie pachniało tam apetycznie. Zdecydowanie miała ochotę zapełnić swój mały brzuszek jakimś porządnym obiadem. Szczególnie kiedy białowłosy zarządził niemal coś mocniejszego. Kuma od razu mu zawtórował z całkiem sporym jak na jego dość stonowane odpowiedzi entuzjazmem. No nic. Nie będzie jedyna siedziała przy herbacie. Wierzyła, że mężczyzna, który czasem sprawiał wrażenie jakby coś gryzło go w majtki i kazało się ciągle ruszać, wybierze im dobry trunek. Nie miała okazji pić jeszcze miejscowego specjału, a nie sądziła by czekała ją lepsza okazja.
-Poproszę... ale raczej nie jestem osobą dużo pijącą, więc mogę nie dotrzymać wam towarzystwa - ostrzegła. Była najdrobniejsza z tej trójki, do tego z jeszcze pustym żołądkiem - wiedziała, że nawet nie będzie miała czasy utrzymać ich tempa. Ale jeden czy dwa napitki nie zaszkodzą. Dobry alkohol wspomaga trawienie przecież.
-W takim razie zdam się na obsługę - zaśmiała się kiedy w sumie zgodnie stwierdzili, że nie wiedzą. Jej pełna uśmiechu reakcja głównie była na słowa kota. Nie odpowiedziała czy wyglądają czy nie. Po prostu zdecydowała się kiedy podszedł ktoś z obsługi zamówić specjał dnia i kawałek ryby bez przypraw. Choć nie zwracała dużej uwagi na małego liska to jego delikatne przebieranie łapkami i wychylenie łepka z koców coraz bardziej świadczyło o tym, że nie tylko ona była bardzo głodna w tym towarzystwie.
O walkach niestety nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Większość jej wiedzy opierała się na tym co przekazał jej Minoru w momencie jej przyjścia. Obejrzała tylko trochę. Potem już wszystko się potoczyło.
-Trudno mi powiedzieć, bo nie widziałam wszystkich walk... a nie będę ukrywać, że ostatnie rozgrywki przerwał mi incydent na trybunach. Ale mam wrażenie, że walka w - wyznała szczerze, ale chętnie posłucha ich opinii. Już miała zadowolona oddać pałeczkę mówienia w ich ręce, kiedy została niemal wywołana do tablicy. Nie spodziewała się tak nagłego powrotu do jej pytania.
-W sumie ciekawość... może zabrzmi to dość naiwnie, ale po długiej przerwie od wypraw postanowiłam zwiedzić jeszcze trochę świata póki jestem jeszcze trochę młoda. Można powiedzieć, że jestem troszkę wyposzczona? Człowiek chce się uczyć i dowiedzieć jak najwięcej - wyjaśniła najszczerzej jak tylko potrafiła. Nie było tam żadnego ukrytego drugiego czy trzeciego dna. Dodała nawet ulubioną sentencję, którą w Soso swego czasu słyszała regularnie - Jak to powtarza moja mama, ojcu - "nie jestem ciekawa ale lubię wiedzieć"
Miała nadzieję, że taka odpowiedź będzie choć trochę satysfakcjonująca. Po chwili czekało ją kolejne zaskoczenie. Dołączył do nich kolejny jegomość. Obróciła się lekko by móc na niego spojrzeć, wszak skoro stał za kotem to i za jej plecami. Początkowo przykryła usta by ukryć lekki śmiech. Czyli jednak miała rację co do mądrości sposobu nauki Kyoushi'ego. Nie żeby tego nie wiedziała, ale z ust nieznajomego. Dopiero po chwili uniosła wyżej wzrok by mu się przyjrzeć. O kurczę! Czyli jednak nie była wyjątkowa! Nie kryła lekkiego zaskoczenia. TE OCZY. Odetchnęła lekko, sprowadzając na twarz typowy dla siebie pełen uśmiechu wyraz. W sumie była mieszanką Kyo i nieznajomego... w sumie nieco lepszą bo posiadała cycki. Nie odzywała się. Skoro czerwonooki znał tego pana to jemu zostawiła pole do rozmowy i może przedstawienia towarzyszy. Miała dziwne przeczucie, że czeka ją pełen rozrywki wieczór.
0 x

- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Ryokan Mizu ni ume
- Pojawiając się w tymże przybytku nie planował niczego. Jedyne czego chciał to usiąść, dać upust pragnieniom dziewczyny, która widocznie i słyszalnie była głodna, a przy okazji mogliby się coś napić. Dzięki temu może i jego rozmówcy się bardziej rozluźnią, mimo że wcale jacyś spięci nie byli. W końcu takie towarzystwo pasowało i Kjoszowi. Yami i Akarui byli o wiele bardziej spięci, mimo że byli jego najbliższymi przyjaciółmi w obecnych czasach. Cóż, jednak nie do końca rozumieli luzu czerwonookiego, który nie zamierzał się podporządkowywać dosłownie nikomu i niczemu. Tym bardziej w kwestii tego jak ma żyć. Będąc już tutaj to nie mogło się inaczej skończyć niż chlańskiem z Kuroniem, który wyglądał na zaprawionego w boju menela. Zupełnie jak białowłosy poszarpaniec. Białowłosy poszarpaniec i szalenie, wszystko w jednym i jakże dobrze kreowało postać, która właśnie miała zabawiać się ze swoimi znajomymi. Zaczynało robić się iście zajebiście. Na jego słowa o alkoholu najbardziej optymistycznie zareagował Kuroi. No i to był po prostu zapalnik dla „Szaleńca”. Gdyby mógł to pewnie wyskoczyłby zza stołu i potańczył wraz z Kuroniem, kręcąc ponętnie ciałkiem w sposób jakże zabawny i ruchliwy. To wszystko tylko by uczcić znalezienie kogoś z kim będzie mógł się zapić na amen.
- No i na takie odpowiedzi czekałem! DAJCIE NAPITEK – powiedział bardzo donośnie. No i zaczął robić wioskę w swoim stylu. Jego uśmiech nie schodził z twarzy, przez co mógł zdecydowanie zatrzeć ślady wieśniactwa. W końcu był prostym synem kowala, co on tam wiedział o etykiecie. Nawet jakby wiedział to go wcale nie obowiązywała. Nie chciał być jak każdy. Nie chciał też słuchać innych. Wybrał drogę, w której nikt ani nic mu nie przeszkodzi, nawet w tak prostych czynnościach jak zamawianie trunków i jedzenia. – To w takim razie niech będzie po prostu danie dnia, przysmak szefa kuchni, nie wiem, dajcie coś, bo nam dama zejdzie z głodu, byle szybko! – powiedział od obsługi, która miała pojawić się tuż po chwili. – No i oczywiście alkohol, proszę nie zapomnieć o Awamori dobry panie! – zakończył, by spoglądać subtelnie na piękną Misae, a przy okazji ciesząc miskę do swojego kompana naprzeciwko. Nie potrzeba było tutaj słów by się dobrze bawić. Na pytanie Kuronia o zwycięzcę nie podjął tematu. Nie wiedział po prostu, a nie zajmował się wróżeniem z fusów.
- Kto by nie wygrał… Więcej tam szczęścia niż siły. Żadnej z tych osób może poza Masako nawet nie było w ostatnich wydarzeniach pod Iglicą, która notabene nie popisała się i zawiodła nieco klan. W tym i mnie, ale nie można oczekiwać cudów. – tutaj mówił dość poważnie, bo podjęli poważny temat. Nie zamierzał żartować z pogrzebu. Jednocześnie wypowiedziała się także białowłosa, która mówiła śmiało o sobie. – Ambitna i zainteresowana. To chyba nic złego, prawda? – zapytał, spoglądając w stronę Kumy, a wtem poczuł dłoń na swoim ramieniu. Wyluzowany, odwrócił głowę w stronę tego, który stał tuż nad nim. Kruczowłosy o imponującej długości włosach również z heterochronią. To dziś kolejna osoba w jego życiu, którą spotyka z takimi wyjątkowymi oczami. Padło hasło siwy, które już raz słyszał, jednak tylko i wyłącznie z ust Ichirou. Rozpoczął humorystycznie, jednak po chwili stał się o wiele bardziej surowy, jakby miał być czyimś ojcem albo kimś kto wie co zawsze robić. Nie umknęło to białowłosemu. Widać było, że był pewny siebie, bo mało osób chciałoby zbliżyć się do czerwonookiego. Nie czuł zagrożenia, więc na wszystko mógł pozwolić, jednocześnie nie było to zbyt komfortowe, że dotykał go ktoś obcy.
- Następnym razem będzie dziesięć na dziesięć i zdejmę także samuraja, obserwuj – powiedział, spoglądając po chwili na dłoń, by ja zdjął. Z jego twarzy nie schodził uśmiech, szczególnie taki delikatny w kąciku ust. – Gdyby nie zasłużyła to by nie poleciała. Każdy upadek jest nauką, ten byłby nauką szacunku, którego nie miała choćby do tej pani obok mnie. O, więc kolejny z którym mogę się zmierzyć na Yinzin poza Asagim? Wspaniale! – trochę się nakręcił, jednak teraz był sam trochę głodny. – Jednak pozwól, że odłożymy to na później, dosiądź się jak już postanowiłeś mnie zaczepić i poznać powód dla którego cisnąłem tą kretynką przez barierki, bo po to tu jesteś, prawda? – zapytał otwarcie, wskazując miejsce tuż naprzeciw, obok Kuroia, który mógł się przecież nie zgodzić by nowa osoba dosiadła się do stolika. Ale nieznajomy zainteresował Kyousha. Nikt, dosłownie nikt nie wyzywał go do ‘wyszalenia się’. Dosłownie każdy kto z nim obcował, że to najgorsza możliwa opcja do wyzwania białowłosego, który nie zahamowałby się by spalić wszystko dookoła, by zniszczyć wszystko nie dbając kompletnie o cokolwiek. Może to i lepiej, że nie wziął udziału w tym turnieju, gdzie większa część trybun zostałaby zniszczona…
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Obrócił głowę w jej stronę i rozchylił w końcu powieki, gdy ich usta złączyły się w pełnym pasji pocałunku. Ty, który skradał powietrze, którym miał się stać. Zaciskał, to rozluźniał, palce na jej pasie, zaczęły one wsuwać się między spódnicę a jej skórę, szukały zaczepienia, ale zamiast zrobić cokolwiek, jedynie przesunęły się po jej ciele nieco do przodu, szukając oparcia na jej biodrach, już mocniejszego. Pewniejszego. Potrzebował tego. Potrzebował jej. Powietrza, które nie należało do niego. Wolności, która opisana była ramami bladych ramion.
Reszta dnia i nocy upłynęła szybko. Zazwyczaj człowiek zatrzymywał się w takich chwilach i ze zdumieniem unosił brwi, zastanawiając się, jakim cudem nie zauważył upływających godzin. Tak było tylko zazwyczaj - nie zawsze. W tym wypadku było tylko lekkie zdziwienie, że słońce już zachodzi i że w brzuchach tak pusto, tak burczy, a przecież wypadałoby zjeść jakikolwiek obiad. Drugi dzień turnieju wpadł w leniwy zastój, jakby śnili, mimo kroczenia pomiędzy żywymi, realnymi ludźmi. Znów wszystko stało się spokojniejsze. Nawet z worem pełnym tematów, które mieli między sobą do obgadania, nawet mimo przeprosin, którymi usypane były panele za nimi. Tworzyły dywan, w który można było się zawinąć i już nie odnaleźć. Zagubić początek, koniec i zapomnieć, kiedy byliśmy w środku tego wszystkiego. Na pewno nie miał on szybkiego końca. Przestał być taki szorstki, zimny i nieczuły, zamienił w miękki i przyjemny, kiedy stąpamy po nim w dniu dzisiejszym. To, co wczoraj? Nie zapominaj. Zapamiętaj, bo choć ziemia spalona, choć popiół wszędzie, to tam właśnie wyrastały najżyźniejsze plony, gdzie ongiś wylał cały wulkan.
- Mam nadzieję, że to ostatni raz. - Poranki w Mizu ni ume były spokojne. Nijak nie miały się do hałasu, który rozlegał się na parterze tego przybytku wczorajszego wieczora, kiedy już wszyscy ludzie powracali ze swoich wycieczek, gdy nie było na arenie ciekawych wydarzeń do oglądania, kiedy nie przelewano krwi i nie przypalano skóry żywym ogniem. I tak nie można było narzekać na ten przybytek - służba tutaj pilnowała, żeby wszyscy goście posiadali komfort ciszy i nocnego spokoju, choć i nie było niczego dziwnego w tym, że młodzież wynajmowała pokoje do popicia sake i po komentowania wydarzeń minionego dnia. Shikarui właśnie poprawiał wierzchnią szatę, układając każdy centymetr zagięcia, by leżał perfekcyjnie i doskonale. Nie zadowalały go półśrodki. - Następnym razem zaoferuję ci własną nogę. - To tak... nawiązując do wczorajszego odkrycia. Chociaż wcale nie zareagował gwałtownie. Na początku oczywiście było zdziwienie, niepokój o to, co się stało, kiedy on spał. Nie brakło zdziwienia, kiedy otrzymał swoją odpowiedź i dowiedział się, co tam zaszło. Nakazał najpierw sprzątaczce to posprzątać i ewidentnie zastanawiał się nad tym, jak to w ogóle skomentować, bo jak sam powiedział - nie wie nawet, co powiedzieć. Na zrozumienie Asaka nie musiała długo czekać. Pojawiło się ono naprawdę prędko, czarnowłosy skinął kilka razy lekko głową i stwierdził, że rozumie. Że rozumie, że się nie dziwi, że sam by zrobił dokładnie to, co ona. Że to naprawdę godne podziwu - takie oddanie sztuki ninja. Że za to ją kocha - za to, jakiego poświęcenia potrafi się dopuścić i za to, jaką pasją jest dla niej własny rozwój. Obsesja, kolejna, jedna z wielu. Powinna być zaliczona do tej niezdrowej, ale hej - przecież... nic złego się nie stało, prawda? Tym razem. Te dwa słowa były kluczem, dla którego, mimo wszystko, mimo pochwały, Shikarui naprawdę nie chciał więcej widzieć czegoś takiego. - Mało to wieśniaków biega? Złapiemy jakiegoś i będzie obiekt testowy. - Im bardziej chcesz się uczyć i rozwijać, tym większych problemów szukasz. Tym razem było głębokie cięcie. Co będzie potem? To było kolejne istotne pytanie w tym wszystkim, które padło przy wczorajszej rozmowie. Dlatego umiar był tutaj potrzebny. Nie przygana, nie ocena, nie zniechęcenie - tylko znalezienie lepszego sposobu. W jakimś sensie, pomimo tego, co powiedział teraz, nie do końca miał to na myśli. Było to dziwne dla niego samego, że poczuł, że to nie jest rozwiązanie. Że ten wieśniak też ma przecież rodzinę.
- Gotowa? - Obrócił się do niej sprawdzając, czy mogą już kierować się do wyjścia. Do spokojnego spaceru i znalezienia cichej knajpki, w której spokojnie będą mogli zjeść śniadanie. Jak na razie czarnowłosy nie miał najmniejszej ochoty pchać swojego nosa na arenę. Asaka zaś nie miała ochoty iść tam bez niego. Wiedział, że powinni się pokazać, chociaż na chwilę... może zajrzą. Przewiną się, by nie można było powiedzieć, że ich nie było. Zresztą - już się pokazali pierwszego dnia. Pewnie kilku ludzi miało okazję poplotkować o tym fenomenalnym wydarzeniu.
Pozbierali się i ruszyli z budynku wzdłuż rzeki wolnym krokiem w poszukiwaniu miejsca, które nie zostanie zalane ludźmi, gdy już wszyscy zaczną zbierać się na turniej. Shikarui zrobił przez te trzy dni wyjątek - nie miał najmniejszej ochoty biegać po ty mieście samemu tylko po to, by rozprostować kości. Jego ochoty... ograniczały się do spokojnego śniadania. Tym razem naprawdę spokojnego.
[z/t Shikarui i Asaka]
Reszta dnia i nocy upłynęła szybko. Zazwyczaj człowiek zatrzymywał się w takich chwilach i ze zdumieniem unosił brwi, zastanawiając się, jakim cudem nie zauważył upływających godzin. Tak było tylko zazwyczaj - nie zawsze. W tym wypadku było tylko lekkie zdziwienie, że słońce już zachodzi i że w brzuchach tak pusto, tak burczy, a przecież wypadałoby zjeść jakikolwiek obiad. Drugi dzień turnieju wpadł w leniwy zastój, jakby śnili, mimo kroczenia pomiędzy żywymi, realnymi ludźmi. Znów wszystko stało się spokojniejsze. Nawet z worem pełnym tematów, które mieli między sobą do obgadania, nawet mimo przeprosin, którymi usypane były panele za nimi. Tworzyły dywan, w który można było się zawinąć i już nie odnaleźć. Zagubić początek, koniec i zapomnieć, kiedy byliśmy w środku tego wszystkiego. Na pewno nie miał on szybkiego końca. Przestał być taki szorstki, zimny i nieczuły, zamienił w miękki i przyjemny, kiedy stąpamy po nim w dniu dzisiejszym. To, co wczoraj? Nie zapominaj. Zapamiętaj, bo choć ziemia spalona, choć popiół wszędzie, to tam właśnie wyrastały najżyźniejsze plony, gdzie ongiś wylał cały wulkan.
- Mam nadzieję, że to ostatni raz. - Poranki w Mizu ni ume były spokojne. Nijak nie miały się do hałasu, który rozlegał się na parterze tego przybytku wczorajszego wieczora, kiedy już wszyscy ludzie powracali ze swoich wycieczek, gdy nie było na arenie ciekawych wydarzeń do oglądania, kiedy nie przelewano krwi i nie przypalano skóry żywym ogniem. I tak nie można było narzekać na ten przybytek - służba tutaj pilnowała, żeby wszyscy goście posiadali komfort ciszy i nocnego spokoju, choć i nie było niczego dziwnego w tym, że młodzież wynajmowała pokoje do popicia sake i po komentowania wydarzeń minionego dnia. Shikarui właśnie poprawiał wierzchnią szatę, układając każdy centymetr zagięcia, by leżał perfekcyjnie i doskonale. Nie zadowalały go półśrodki. - Następnym razem zaoferuję ci własną nogę. - To tak... nawiązując do wczorajszego odkrycia. Chociaż wcale nie zareagował gwałtownie. Na początku oczywiście było zdziwienie, niepokój o to, co się stało, kiedy on spał. Nie brakło zdziwienia, kiedy otrzymał swoją odpowiedź i dowiedział się, co tam zaszło. Nakazał najpierw sprzątaczce to posprzątać i ewidentnie zastanawiał się nad tym, jak to w ogóle skomentować, bo jak sam powiedział - nie wie nawet, co powiedzieć. Na zrozumienie Asaka nie musiała długo czekać. Pojawiło się ono naprawdę prędko, czarnowłosy skinął kilka razy lekko głową i stwierdził, że rozumie. Że rozumie, że się nie dziwi, że sam by zrobił dokładnie to, co ona. Że to naprawdę godne podziwu - takie oddanie sztuki ninja. Że za to ją kocha - za to, jakiego poświęcenia potrafi się dopuścić i za to, jaką pasją jest dla niej własny rozwój. Obsesja, kolejna, jedna z wielu. Powinna być zaliczona do tej niezdrowej, ale hej - przecież... nic złego się nie stało, prawda? Tym razem. Te dwa słowa były kluczem, dla którego, mimo wszystko, mimo pochwały, Shikarui naprawdę nie chciał więcej widzieć czegoś takiego. - Mało to wieśniaków biega? Złapiemy jakiegoś i będzie obiekt testowy. - Im bardziej chcesz się uczyć i rozwijać, tym większych problemów szukasz. Tym razem było głębokie cięcie. Co będzie potem? To było kolejne istotne pytanie w tym wszystkim, które padło przy wczorajszej rozmowie. Dlatego umiar był tutaj potrzebny. Nie przygana, nie ocena, nie zniechęcenie - tylko znalezienie lepszego sposobu. W jakimś sensie, pomimo tego, co powiedział teraz, nie do końca miał to na myśli. Było to dziwne dla niego samego, że poczuł, że to nie jest rozwiązanie. Że ten wieśniak też ma przecież rodzinę.
- Gotowa? - Obrócił się do niej sprawdzając, czy mogą już kierować się do wyjścia. Do spokojnego spaceru i znalezienia cichej knajpki, w której spokojnie będą mogli zjeść śniadanie. Jak na razie czarnowłosy nie miał najmniejszej ochoty pchać swojego nosa na arenę. Asaka zaś nie miała ochoty iść tam bez niego. Wiedział, że powinni się pokazać, chociaż na chwilę... może zajrzą. Przewiną się, by nie można było powiedzieć, że ich nie było. Zresztą - już się pokazali pierwszego dnia. Pewnie kilku ludzi miało okazję poplotkować o tym fenomenalnym wydarzeniu.
Pozbierali się i ruszyli z budynku wzdłuż rzeki wolnym krokiem w poszukiwaniu miejsca, które nie zostanie zalane ludźmi, gdy już wszyscy zaczną zbierać się na turniej. Shikarui zrobił przez te trzy dni wyjątek - nie miał najmniejszej ochoty biegać po ty mieście samemu tylko po to, by rozprostować kości. Jego ochoty... ograniczały się do spokojnego śniadania. Tym razem naprawdę spokojnego.
[z/t Shikarui i Asaka]
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Ryokan Mizu ni ume
Napitek, to słowo brzmiało tak pięknie. Zwłaszcza w ustach białowłosego, który przecież nie miał na myśli ledwo zamoczenia ust w trunku do jedzenia. Oj nie, dosadność w jego głosie, a także i jego charakter powodowały, że każdy mógł się spodziewać nieco większej popijawy. Pewnie nie do pięknie zwanego odcięcia, bo byli w towarzystwie damy i to najprawdopodobniej wysoko urodzonej, więc nie wypada - a miejsce jeszcze bardziej krzyżowało te plany - ale przecież wszystko mogło się wydarzyć, prawda? Syn kowala, syn kupca - ostatnio spotykał sporo synów kogoś na swojej drodze, chociaż w przeciwieństwie do Yamiego ten był tak wyrazisty jak tylko się da. Nie dało się go pomylić z nikim, całym sobą po prostu emanował tą energią. Był prostym chłopakiem i chyba to najbardziej przekonywało Kumę do niego. Nie krył się z niczym, nie ukrywał, jak miał zamiar wyrzucić dziewczynę z trybun to to robił. Nie znał dań z karty, bowiem nawet do niej nie zerknął? Wybrał to co akurat było dostępne i na pewno będzie, bowiem w takim miejscu zawsze to było. Kuroi uśmiechnął się pod nosem i zerknął na człowieka, który podszedł do ich stolika. Przypałętał się ktoś nowy - drugi w drużynie czarnowłosych i Kuma miał dziwne wrażenie, że skądś znał tego człowieka. Nigdy go jednak nie widział na oczy, więc skąd taka myśl? Może po prostu w poprzednim wcieleniu, gdy jeszcze nie był Kuroiem mógł go spotkać na swojej drodze, spędzić miło czas chociaż zbyt krótko, by zapadło to w pamięci i po prostu nie przeszło na kolejne generacje. Kuma był jednak starszy od tego młodzieniaszka, więc nie było to do końca możliwe. Był chyba kolejnym śmieszkiem - może także aspirował do klepki, bo jednej mu brakowało? Ten rzut był przecież perfekcyjny! No może byłby, gdyby dziewczyna nie została złapana i otrzymałaby spotkanie trzeciego stopnia z areną.
-Szczerze powiedziawszy dobrze by było, gdyby jednak na chwilę by się przymknęła. Dawno nie spotkałem kogoś tak irytującego... - westchnął ciężko pod nosem i pokręcił głową przypominając sobie Maname. Brrr! To nie było coś, co chciałby zatrzymać w swojej pamięci na dłużej, najlepiej pozbyłby się tego tak szybko jak tylko można.
-Widzisz no, pustynia pokazała na co ją stać, może dlatego w ostatnim pojedynku walczy dwóch użytkowników piasku? - wrócił do tematu walczących -Chociaż z przyczyn wiadomych raczej kibicuję dziewczynie. Udało mi się ją nieco poznać jest... bardzo interesująca - pokiwał głową, spotkanie z Youmu zdecydowanie do takich należało. Podobnie jak on i Kyoushi, tak Misae i użytkowniczka stalowego piasku różniły się znacząco.
-To by wiele wyjaśniało. Ciekawość nie jest zła, pewnie gdyby nie ona to nie spotkalibyśmy się tutaj w tak szanownym gronie. No i niestety jesteśmy z podobnego rejonu, ale nie doszukiwałbym się jakichś powiązań - wzruszył ramionami, nie znał Shenzhena, a jego rodzina jakoś nigdy nie trzymała się z resztą, więc on sam nie uznawał nikogo za swoją rodzinę. Ta składała się z trzech osób, w tym i jego samego. To że zdolności Sabaku były przekazywane z pokolenia na pokolenie wraz z krwią średnio go interesowało. Mogli pochodzić od jednego przodka, ale posoka zdążyła się już tak rozwodnić i przemielić z innymi rodami, że nie warto było ruszać tego tematu.
-Kjosz rośnie Ci liczba przeciwników, a ja nadal nie widziałem Cię na arenie. Coś mi tutaj nie gra - popatrzył wymownie na białowłosego, licząc że w końcu podejmie rzucaną (przez siebie jakby nie spojrzeć) rękawicę i w końcu ruszy do walki! Obijał się w porównaniu do Kakita, który odbył już swój epicki pojedynek, a jeszcze w międzyczasie zdążył się ożenić, ale o tym niestety nie mogli wiedzieć -W sumie liczyłem że popędzisz za tą dziewczyną i pokażesz jej swoje prawdziwe lekcje - wyobraził sobie jak wpada tam i zaczyna ją ganiać po arenie ucząc przez najstarszy ludzkości znany sposób czyli przez przemoc fizyczną jak powinna się zachowywać.
-Znamy się może? - zapytał nowoprzybyłego i zrobił mu nieco miejsca, by mógł sobie spokojnie usiąść.
-Szczerze powiedziawszy dobrze by było, gdyby jednak na chwilę by się przymknęła. Dawno nie spotkałem kogoś tak irytującego... - westchnął ciężko pod nosem i pokręcił głową przypominając sobie Maname. Brrr! To nie było coś, co chciałby zatrzymać w swojej pamięci na dłużej, najlepiej pozbyłby się tego tak szybko jak tylko można.
-Widzisz no, pustynia pokazała na co ją stać, może dlatego w ostatnim pojedynku walczy dwóch użytkowników piasku? - wrócił do tematu walczących -Chociaż z przyczyn wiadomych raczej kibicuję dziewczynie. Udało mi się ją nieco poznać jest... bardzo interesująca - pokiwał głową, spotkanie z Youmu zdecydowanie do takich należało. Podobnie jak on i Kyoushi, tak Misae i użytkowniczka stalowego piasku różniły się znacząco.
-To by wiele wyjaśniało. Ciekawość nie jest zła, pewnie gdyby nie ona to nie spotkalibyśmy się tutaj w tak szanownym gronie. No i niestety jesteśmy z podobnego rejonu, ale nie doszukiwałbym się jakichś powiązań - wzruszył ramionami, nie znał Shenzhena, a jego rodzina jakoś nigdy nie trzymała się z resztą, więc on sam nie uznawał nikogo za swoją rodzinę. Ta składała się z trzech osób, w tym i jego samego. To że zdolności Sabaku były przekazywane z pokolenia na pokolenie wraz z krwią średnio go interesowało. Mogli pochodzić od jednego przodka, ale posoka zdążyła się już tak rozwodnić i przemielić z innymi rodami, że nie warto było ruszać tego tematu.
-Kjosz rośnie Ci liczba przeciwników, a ja nadal nie widziałem Cię na arenie. Coś mi tutaj nie gra - popatrzył wymownie na białowłosego, licząc że w końcu podejmie rzucaną (przez siebie jakby nie spojrzeć) rękawicę i w końcu ruszy do walki! Obijał się w porównaniu do Kakita, który odbył już swój epicki pojedynek, a jeszcze w międzyczasie zdążył się ożenić, ale o tym niestety nie mogli wiedzieć -W sumie liczyłem że popędzisz za tą dziewczyną i pokażesz jej swoje prawdziwe lekcje - wyobraził sobie jak wpada tam i zaczyna ją ganiać po arenie ucząc przez najstarszy ludzkości znany sposób czyli przez przemoc fizyczną jak powinna się zachowywać.
-Znamy się może? - zapytał nowoprzybyłego i zrobił mu nieco miejsca, by mógł sobie spokojnie usiąść.
0 x
- Hikari
- Martwa postać
- Posty: 2488
- Rejestracja: 24 sie 2015, o 18:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=1307&p=12435
Re: Ryokan Mizu ni ume
Hikari podszedł do towarzystwa upominając tak zwanego siwego, z którego ramienia zdjął zaraz później dłoń. Wyglądało przez chwilę jakby o niej zapomniał łapiąc kontakt wzrokowy z Misae. Posiadała to samo przekleństwo co on, był to bodajże jego pierwszy raz gdy się spotkał z różnymi kolorami źrenic w oczach. Z takiego osłupienia wyrwały go słowa białowłosego obiecującego następnym razem się poprawić i ściągnąć jeszcze samuraja! Słysząc to nie mógł powstrzymać delikatnego śmiechu. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Ten facet, miał coś w sobie ciekawego. Za to z całą resztą wypowiedzi nie mógł się zgodzić, nawet gdy najstarszy mężczyzna w towarzystwie wspierał białowłosego. Posiadał pewne doświadczenie mówiące coś zupełnie odwrotnego.
- Wiesz, aby przyjąć naukę do głowy ona musiałaby wciąż być w całości na miejscu. Zresztą, w ten sposób szacunku nie zyskasz. Jak samuraj ją tam podrzucił była pokorniejsza? Wątpię z doświadczenia.
Mówiąc to zrobił kilka kroków, aby znaleźć się obok stolika. Niegrzeczne było, że większość siedzących musiała się do niego odwracać. Początkowo nie spodziewał się zostawać w towarzystwie dłużej, ale gdy rozmowa się rozciągała byłoby niegrzeczne stać tak dłużej. Szczególnie po zaproszeniu aby się przysiąść.
- Prawdę mówiąc przyszedłem tylko coś zjeść. Widziałem całą sytuację z innej trybuny, a słysząc od wspólnych znajomych jak kiepska jest tutaj straż wolałem się upewnić abyś już nikim nie rzucał.
Wzruszył ramionami wyjaśniając sytuację, kiedy zrobiono mu miejsce z pytaniem czy się może nie poznali wcześniej. Przez chwilę przypatrzył się mężczyznie, ale nie przypominał sobie tej twarzy. Przy tylu podróżach ciężko byłoby zapamiętać każdą z którą wymieniło się chociażby zdanie. Dopiero wtedy w umyśle zaświeciło światełko, wciąż się nie przedstawił co było bardzo niegrzeczne.
- Wybaczcie, że wciąż się nie przedstawiłem. Nazywam się Hikari Terumi i miło mi was poznać.
Po szybkiej naprawie swojego błędu przeszedł do odpowiedzi na prawdziwe pytanie mu zadane przysiadając się w zrobione wolne miejsce.
- Kiedyś mogliśmy się minąć, dużo podróżuję po świecie. Jakiś czas służyłem na murze, pomagałem odbijać Atsui, latałem po wietrznych równinach czy ostatnio w górach opowiedziałem się po stronie Yamanaka... Mimo to szczerze, nie kojarzę.
W taki oto sposób dołączył do towarzystwa, na koniec zadając jedno pytanie gdy ponownie mu zaburczało lekko w brzuchu co mógł usłyszeć tylko kolega siedzący obok.
- Nie będziecie mieli przeciwko jakbym coś również zamówił? Umieram z głodu.
- Wiesz, aby przyjąć naukę do głowy ona musiałaby wciąż być w całości na miejscu. Zresztą, w ten sposób szacunku nie zyskasz. Jak samuraj ją tam podrzucił była pokorniejsza? Wątpię z doświadczenia.
Mówiąc to zrobił kilka kroków, aby znaleźć się obok stolika. Niegrzeczne było, że większość siedzących musiała się do niego odwracać. Początkowo nie spodziewał się zostawać w towarzystwie dłużej, ale gdy rozmowa się rozciągała byłoby niegrzeczne stać tak dłużej. Szczególnie po zaproszeniu aby się przysiąść.
- Prawdę mówiąc przyszedłem tylko coś zjeść. Widziałem całą sytuację z innej trybuny, a słysząc od wspólnych znajomych jak kiepska jest tutaj straż wolałem się upewnić abyś już nikim nie rzucał.
Wzruszył ramionami wyjaśniając sytuację, kiedy zrobiono mu miejsce z pytaniem czy się może nie poznali wcześniej. Przez chwilę przypatrzył się mężczyznie, ale nie przypominał sobie tej twarzy. Przy tylu podróżach ciężko byłoby zapamiętać każdą z którą wymieniło się chociażby zdanie. Dopiero wtedy w umyśle zaświeciło światełko, wciąż się nie przedstawił co było bardzo niegrzeczne.
- Wybaczcie, że wciąż się nie przedstawiłem. Nazywam się Hikari Terumi i miło mi was poznać.
Po szybkiej naprawie swojego błędu przeszedł do odpowiedzi na prawdziwe pytanie mu zadane przysiadając się w zrobione wolne miejsce.
- Kiedyś mogliśmy się minąć, dużo podróżuję po świecie. Jakiś czas służyłem na murze, pomagałem odbijać Atsui, latałem po wietrznych równinach czy ostatnio w górach opowiedziałem się po stronie Yamanaka... Mimo to szczerze, nie kojarzę.
W taki oto sposób dołączył do towarzystwa, na koniec zadając jedno pytanie gdy ponownie mu zaburczało lekko w brzuchu co mógł usłyszeć tylko kolega siedzący obok.
- Nie będziecie mieli przeciwko jakbym coś również zamówił? Umieram z głodu.
0 x
Cause i'm the real fire.
- Misae
- Posty: 1564
- Rejestracja: 17 gru 2017, o 10:38
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
- Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
- Link do KP: viewtopic.php?p=68018#p68018
- GG/Discord: Misae#1695
Re: Ryokan Mizu ni ume
Misae pokręciła z dezaprobatą. Spodziewała się tak luźnego podejścia od ich kotka, ale zdecydowanie osoby pracujące w Ryokan'ie raczej do tego nie przywykli. No ale z drugiej strony chyba za tą szczerość w byciu sobą tak polubiła białowłosego i byłaby hipokrytką jeśli teraz miałoby jej to przeszkadzać. W najgorszym razie nigdy więcej tu nie zje, a biorąc pod uwagę, że nie jest to region jej częstych wizyt nie byłaby to aż taka strata porównując z miłym towarzystwem i ciekawym obrazkiem do oglądanie. Kiedyś jeśli rodzice jednak zdecydują się wydać ją za mąż, albo dostanie za jakiś czas list, że ma wracać bo ceremonia już czeka zdecydowanie zaprosi Kyo do udziału, z nim ceremonia na pewno nie byłaby nudna.
Nim ktoś z obsługi zdążył uciec od dziwnych gości, Yamanaka zatrzymała go delikatnie i uśmiechnęła się słodko.
-Przepraszam! Jeżeli to nie problem, to poproszę jeszcze rybę, najlepiej gotowaną i bez przypraw, z połową porcją ryżu bez octu, bardzo dziękuję! - starała się brzmieć jak najbardziej czarująco i na swój sposób przepraszająco. Jej życzenie nie było, aż tak codzienne, no ale Tomoe nie mógł dostać doprawionego jedzenia bo czeka ją długa noc w mrozie wychodzenia z nim na podwórko. Choć patrząc jak lisek się niecierpliwi zapewne gdyby mógł zaraz by wskoczył innemu klientowi do talerza. By odciągnąc uwagę od tego zwróciła oczy na czerwonookiego.
-Awamori? Jakiś miejscowy trunek? - zapytała, mając nadzieję, że nie pomyli nazwy. Nie żeby zaraz ktoś miał ją za to zganić, ale wyglądało to zdecydowanie nieprofesjonalnie. Kuma nie był skory zdradzić zbyt wielu szczegółów ale ta nie zamierzała naciskać. Skoro uznał, że nie powinien powiedzieć więcej to i ona nie chciała psuć przyjemnego wieczoru wisząc mu na ramieniu i marudząc, że ma jej wyznać więcej.
-Trzeba będzie chyba wznieść toast za ciekawość i spotkania. I rozumiem. Mimo oczywistych podobieństw w wyglądzie i technice zdecydowanie traci w porównaniu do Ciebie Kuroi-san, jeśli chodzi o choć odrobinę ogłady i zdrowego rozsądku - miała nadzieję, że powiedziany przez nią komplement będzie jasny w odczycie i nie obrazi najstarszego z obecnych porównanie z Shenzhenem nawet jeżeli on wypadał w nim lepiej. Kyo nie zamierzał zagłębiać się w turniej podobnie do niej. Szczęście? W każdym pojedynku potrzebne jest szczęście. Człowiek rzuca kunai'e, ale to bogowie je noszą... czy jakoś tak to było. Za to Kuroi zamierzał podzielić się chociaż swoimi sympatiami w turnieju, więc było do czego się odnieść.
-Interesująca? To może będzie warto pójść jak na kolejną rundę jak już się zaczną. - rzuciła luźną propozycję, którą również miała nadzieję, że wyłapią. W sumie zabawne. Wychowała się z chłopakami, a dalej wierzyła, że potrafią oni wyłapywać aluzje które dla kobiet były wyjątkowo oczywiste i czytelne. Czy i dla nich? Czas niedługo pokaże. Na razie mieli skupić się na nowoprzybyłym jegomościu, który okazał się być jednak nie tylko dla niej ale i dla nich kimś nieznanym. No ale oni dopiero co byli dla siebie zupełnie obcy i gdyby nie loty Maname nigdy by pewnie do siebie nie zagadali.
Nie umknęło jej to, że chłopak chyba w podobnym szoku zapatrzył się na to co było u nich wspólne - te niezwykłe i piękne oczy. No ale to dobrze, bo przynajmniej sama patrząca na chwilę na niego w milczeniu nie wyglądała jakoś specjalnie dziwnie i niepokojąco.
Na wspomnienie skoku w sumie nie wiedziała czy się śmiać czy płakać. Uznała, że patrząc na to jak panowie się wzajemnie podjudzają poczuła, że musi ponownie w jej życiu przyjąć roli cichego zdrowego rozsądku i nieco przytemperować sytuację.
-Dobrze, że nic się nie stało... sądzę, że ona i tak byłaby jaka była, a nie ma co denerwować straży. Najważniejsze, że udało się zażegnać konflikt z tamtym chłopakiem. - patrząc jaka pewna siebie i niewzruszona całym zajściem była, Yamanaka nie miała wątpliwości, że dziewczynie brakowało piątek klepki. Ona sama byłaby przerażona i liczyła się z dużym uszkodzeniem ciała gdyby samuraj nie zainterweniował. Kto wie? Może była jeszcze w taki wieku kiedy nie była ani ona ani nikt jej bliski w ciężkim stanie. Zaleta młodości. Za to miały być teraz poruszane dużo ciekawsze tematy. Pierwszym z nich był Asagi. Nie widziała samuraja od... dawna.
-Kakita-san? - dopytała aby upewnić się, że to nie tylko zbieżność imienia, ale mówili o tej samej osobie.
-Może lepiej odłożyć pojedynki na "po spotkaniu". Zdecydowanie właściciele nie przywykli w takim miejscu do latających noży czy kul ognia - z jednej strony żartowała, ale z drugiej liczyła, że podzielą jej rozsądną opinię. Najpierw przyjemna rozmowa, a potem mogą klepać się po pysiach.
-Yamanaka Misae, miło mi poznać - skoro na przedstawił się podając nazwisko, to nie wypadało by dalej o nim nie wspominała. Nie żeby była to jakaś specjalna tajemnica. Ktoś kto raz widział przedstawiciela jej klanu od razu rozpoznawał oczy bez źrenic. A że dobrze zrobiła nie ukrywając pochodzenia, dowiedziała się kiedy nowoprzybyły wspomniał o wojnie. O TEJ WOJNIE.
-Byłeś na wojnie, Terumi-san? - niemal podskoczyła zainteresowana. Miała nadzieję, że powie coś więcej. Od razu gdy zapytał o możliwość zamówienia jedzenia uśmiechnęła się bardzo promiennie i zachęcająco.
-Zapraszam, my już czekamy na jedzenie
0 x

- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
Re: Ryokan Mizu ni ume
Moje przyjście pewnie widzieli wszyscy w ryokanie, oczywiście jeśli tego chcą 

0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość