Ryokan Mizu ni ume
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Nadal pozwalał sobie na egoizm, na jego wielkie dawki nawet. Jednak nikt nie był z tego względu pokrzywdzony. Ten egoizm - on nie był braniem. On nie był pasożytem, który przylepiał się do skóry i już nie chciał z niego zejść. Nie był komarem, który wypijał soki i odlatywał, pozostawiając tylko bolącą, swędzącą i przeszkadzającą ranę, która pogłębiała się ty bardziej, im mocniej starałeś się przynieść samemu sobie ulgę. To było życie w duecie, które obu przynosiły zyski. Asaka miała swoje potrzeby, które należało spełnić i sama chciała się spełniać jako dumna członkini rodu i jako kobieta. Przede wszystkim chciała się rozwijać i stworzyć dom, w którym wszyscy byli szczęśliwy. Jak ten, które doznała w domku skrytym w kolorowym ogrodzie pełnym pachnących kwiatów. On miał swoje własne potrzeby, które chciał zapełniać. Śmieszny był to egoizm, pragnienie posiadania drugiej osoby - ta obsesja, jak już to ustalili, która była dobra, zdrowa, bo dzięki niej ciągle starały się obie strony i nikt nie był zaniedbany. Kiedy któreś robiło dwa kroki w tył, to pierwsze się nie cofało i nie robiło kroku w przód. Stało, obracało się i wyciągało ręce. Pochylało, jeśli trzeba było, albo siadało na ziemi, oplatając nogi rękoma, żeby cierpliwie zaczekać. Jak nazwać ten egoizm inaczej niż miłością?
Odetchnął cichutko, zaplatając ręce na poduszce i przewracając się na bok, żeby móc patrzeć ciągle na Asakę. Jego powieki były ciężkie, jego myśli jeszcze bardziej. Z każdą chwilą tej rozmowy był coraz bardziej senny i coraz bardziej rozproszony. Zastanawiał się nad tak wieloma rzeczami i jednocześnie nad żadną. Przemyślenia przychodziły i rozbijały się bez śladu niczym miękka chmurka, co zleciała z nieba prosto nad podeschniętą, zwiędniętą trawę w tym królestwie nieskończonej zimy. Bardzo późnej zimy, skoro widać było w niektórych miejscach przebiśniegi. Asaka pasowała do tego miejsca. Królowa Zimy, jak czasami ją nazywał. Była piękna, wodna nimfa, która mogła oczyścić każde jezioro pokryte lodem z brudu i martwych ryb. Mogła pobudzić kwiaty do życia pomimo zmarzliny i roztopić kolejne płatki, aby zamieniły się w ożywczy deszcz. Pomiędzy cieniami chmur wypadać będą promienie słońca, by namalować na niebie kolorową tęczę. Królowa. Bogini. Nimfa. Zwykła kobieta, która miała niezwykłe pokłady siły. Powinna stać na piedestale ze spiżu, by podziwiały ją pokolenia i czerpały z niej inspirację do swoich wielkich i małych czynów.
- Tak. Byłem i jestem nadal tchórzem. - Wydawało się, jakby mówił to jakieś milion razy. Wydawało się, jakby nigdy tego nie powiedział. Tej wcale-nie-tajemnicy, która dla niego, przed sobą samym, była oczywista. Bał się tak wielu rzeczy, że czasem zapominał, że te rzeczy to ledwo maleńkie lęki przerabiane na obrzydzenie. Jak strach przed ludźmi czy więzieniem. Zamknięta za tamą rzeka nadal była rzeką - tylko czy szczęśliwą, gdy nie mogła dłużej przemierzać kwitnących wiosną pól i umierających jesienią? - Doceniam wszystko, co mam i zdobyłem. Bo kiedyś niczego nie miałem. - Dlatego kręcił nosem na niedobre jedzenie, ale nigdy niczego nie pozwalał wyrzucać. Był gotów jeść wysuszony już po ugotowaniu ryż czy podeschły chleb, byle tylko go nie wyrzucić. Dlatego dbał o meble, które posiadali i ogród, którego doglądał ogrodnik. Wszystko w poszanowaniu nawet do rzeczy martwych. W największym poszanowaniu do ludzi, którzy okazali mu dobroć. Choć z tym ostatnim czasem różnie bywało. Trwałe było do bardzo wąskiego grona. I tylko Asaka mogła być jego boinką.
Zamoczył chętnie dzioba w herbacie, podniósł się specjalnie po nią, widząc, jak Asaka jej nalewa i potem dosładza miodem. Oblizał wargi, siadając w siad skrzyżny i grzecznie czekając... dobierając się do manju, który niecnie podkradła białowłosa, korzystając z jego nieuwagi. Nie siedział jednak grzecznie wyprostowany. Prawie zległ na stole, opierając się o niego bardzo niedbale, kiedy zagryzał łakoć i śledził hipnotyzujący ruch mieszania czarki.
- Niektóre rzeczy nie mają drugiego dna i są dokładnie takie, na jakie wyglądają. Tak jak moje słowa. Nazywali mnie psem, wilkiem, tygrysem, ale żmiją jeszcze nigdy. Nie wiem, dlaczego. - Podrapał się po podbródku w zastanowieniu, opóźniając chwilę dobrania się do herbaty, żeby zmyć posmak sake z języka ciepłym wciąż naparem. Albo raczej, zanim w kącie jego oka nie pojawiła się roślina, która swoim karmazynem zawstydziła wystrój całego pomieszczenia. Rosła w oczach, tak jak rosły kwiaty w ogrodzie przez całą wiosnę. Od maleńkiego pączka, który potem stawał się dumną różą lub polnym makiem. Tak i ten urósł - tylko nie trzeba było na niego czekać do końca następnego sezonu. I zamiast grzecznie bujać się z wiatrem, ten przesunął się po jego nosie sprawiając, że Shikarui odchylił się w tył odruchowo i przymknął oczy na moment. Potrzepał głową jak kot, którego coś zaswędziało w nochala i zakrył go dłonią, pocierając lekko. Drugą ręką odruchowo chciał złapać kwiatka, ale jego ruchy były wciąż ciężkie po wczorajszym dniu. W połączeniu ze zmęczeniem drobinki kryształu zdążyły opaść na ziemię z cichym odgłosem kryształowych drobinek deszczem sypiących się na panele.
Niektóre tematy nie były proste dla żadnej ze stron i nie we wszystkich czuli się komfortowo. Jednak niektóre rzeczy też trzeba było powiedzieć, już się przecież tego nauczyli na samych sobie. Przeszli przez to, zrozumieli - zwłaszcza zrozumiał do czarnowłosy, który się po prostu dostosował. Ten temat jednak został szybko wyczerpany - temat Akiego, a raczej przeszłości z nim. Shikarui sam nie chciał tego rozpamiętywać. Opowiadał jej już o niektórych ich przygodach, nie było ich wiele. Teraz pozostał smak soli i pyłu na języku, który należało szybko zmyć, żeby nie popsuć sobie smaku manju. Nie było nic do dodania, bo podsumowanie zostało podsunięte pod nos. Tak, Aka był osobą toksyczną, mimo to Shikarui nadal nie był na niego zły. I pozostała mu tylko myśl, że naprawdę chciał, by to wypadło inaczej. Aka kochał swoje wyobrażenie, ale czarnowłosy nie był w tym wcale lepszy, skoro tak dobrze ocenił Uchihę. Za naiwność się czasami płaciło bardzo wysoką cenę, a ta... ta nawet nie stała koło tych wysokich. Zbyt wiele lat w końcu minęło, by wylewać gorzkie łzy. Obrócił głowę w kierunku białowłosej, w końcu przestając się macać po nosie, dojadając manju małymi gryzkami. No, teraz mieli zdecydowanie ważniejsze rzeczy do roboty niż... a nie, moment - mieli? Bo wydawało się raczej, jakby mieli wyjechać na wakacje, oglądając walki. Tymczasem dostali solidną dawkę nerwów i przemocy.
- Takie miejsce tworzymy. Niedługo z dziećmi. Zobaczysz. - Groźba, obietnica, przepowiednia? Czarnowłosy powoli położył się na poprzednie miejsce, w pozycji na boku, żeby spoglądać na Asakę i jej śliczny uśmiech, którym rozganiała każdą z chmur. Jego oczy zamknęły się szybko. Równie szybko rozluźniło całe ciało. Tak, już niczym nie trzeba się martwić. Byli bezpieczni. Nie trzeba się martwić.
Odetchnął cichutko, zaplatając ręce na poduszce i przewracając się na bok, żeby móc patrzeć ciągle na Asakę. Jego powieki były ciężkie, jego myśli jeszcze bardziej. Z każdą chwilą tej rozmowy był coraz bardziej senny i coraz bardziej rozproszony. Zastanawiał się nad tak wieloma rzeczami i jednocześnie nad żadną. Przemyślenia przychodziły i rozbijały się bez śladu niczym miękka chmurka, co zleciała z nieba prosto nad podeschniętą, zwiędniętą trawę w tym królestwie nieskończonej zimy. Bardzo późnej zimy, skoro widać było w niektórych miejscach przebiśniegi. Asaka pasowała do tego miejsca. Królowa Zimy, jak czasami ją nazywał. Była piękna, wodna nimfa, która mogła oczyścić każde jezioro pokryte lodem z brudu i martwych ryb. Mogła pobudzić kwiaty do życia pomimo zmarzliny i roztopić kolejne płatki, aby zamieniły się w ożywczy deszcz. Pomiędzy cieniami chmur wypadać będą promienie słońca, by namalować na niebie kolorową tęczę. Królowa. Bogini. Nimfa. Zwykła kobieta, która miała niezwykłe pokłady siły. Powinna stać na piedestale ze spiżu, by podziwiały ją pokolenia i czerpały z niej inspirację do swoich wielkich i małych czynów.
- Tak. Byłem i jestem nadal tchórzem. - Wydawało się, jakby mówił to jakieś milion razy. Wydawało się, jakby nigdy tego nie powiedział. Tej wcale-nie-tajemnicy, która dla niego, przed sobą samym, była oczywista. Bał się tak wielu rzeczy, że czasem zapominał, że te rzeczy to ledwo maleńkie lęki przerabiane na obrzydzenie. Jak strach przed ludźmi czy więzieniem. Zamknięta za tamą rzeka nadal była rzeką - tylko czy szczęśliwą, gdy nie mogła dłużej przemierzać kwitnących wiosną pól i umierających jesienią? - Doceniam wszystko, co mam i zdobyłem. Bo kiedyś niczego nie miałem. - Dlatego kręcił nosem na niedobre jedzenie, ale nigdy niczego nie pozwalał wyrzucać. Był gotów jeść wysuszony już po ugotowaniu ryż czy podeschły chleb, byle tylko go nie wyrzucić. Dlatego dbał o meble, które posiadali i ogród, którego doglądał ogrodnik. Wszystko w poszanowaniu nawet do rzeczy martwych. W największym poszanowaniu do ludzi, którzy okazali mu dobroć. Choć z tym ostatnim czasem różnie bywało. Trwałe było do bardzo wąskiego grona. I tylko Asaka mogła być jego boinką.
Zamoczył chętnie dzioba w herbacie, podniósł się specjalnie po nią, widząc, jak Asaka jej nalewa i potem dosładza miodem. Oblizał wargi, siadając w siad skrzyżny i grzecznie czekając... dobierając się do manju, który niecnie podkradła białowłosa, korzystając z jego nieuwagi. Nie siedział jednak grzecznie wyprostowany. Prawie zległ na stole, opierając się o niego bardzo niedbale, kiedy zagryzał łakoć i śledził hipnotyzujący ruch mieszania czarki.
- Niektóre rzeczy nie mają drugiego dna i są dokładnie takie, na jakie wyglądają. Tak jak moje słowa. Nazywali mnie psem, wilkiem, tygrysem, ale żmiją jeszcze nigdy. Nie wiem, dlaczego. - Podrapał się po podbródku w zastanowieniu, opóźniając chwilę dobrania się do herbaty, żeby zmyć posmak sake z języka ciepłym wciąż naparem. Albo raczej, zanim w kącie jego oka nie pojawiła się roślina, która swoim karmazynem zawstydziła wystrój całego pomieszczenia. Rosła w oczach, tak jak rosły kwiaty w ogrodzie przez całą wiosnę. Od maleńkiego pączka, który potem stawał się dumną różą lub polnym makiem. Tak i ten urósł - tylko nie trzeba było na niego czekać do końca następnego sezonu. I zamiast grzecznie bujać się z wiatrem, ten przesunął się po jego nosie sprawiając, że Shikarui odchylił się w tył odruchowo i przymknął oczy na moment. Potrzepał głową jak kot, którego coś zaswędziało w nochala i zakrył go dłonią, pocierając lekko. Drugą ręką odruchowo chciał złapać kwiatka, ale jego ruchy były wciąż ciężkie po wczorajszym dniu. W połączeniu ze zmęczeniem drobinki kryształu zdążyły opaść na ziemię z cichym odgłosem kryształowych drobinek deszczem sypiących się na panele.
Niektóre tematy nie były proste dla żadnej ze stron i nie we wszystkich czuli się komfortowo. Jednak niektóre rzeczy też trzeba było powiedzieć, już się przecież tego nauczyli na samych sobie. Przeszli przez to, zrozumieli - zwłaszcza zrozumiał do czarnowłosy, który się po prostu dostosował. Ten temat jednak został szybko wyczerpany - temat Akiego, a raczej przeszłości z nim. Shikarui sam nie chciał tego rozpamiętywać. Opowiadał jej już o niektórych ich przygodach, nie było ich wiele. Teraz pozostał smak soli i pyłu na języku, który należało szybko zmyć, żeby nie popsuć sobie smaku manju. Nie było nic do dodania, bo podsumowanie zostało podsunięte pod nos. Tak, Aka był osobą toksyczną, mimo to Shikarui nadal nie był na niego zły. I pozostała mu tylko myśl, że naprawdę chciał, by to wypadło inaczej. Aka kochał swoje wyobrażenie, ale czarnowłosy nie był w tym wcale lepszy, skoro tak dobrze ocenił Uchihę. Za naiwność się czasami płaciło bardzo wysoką cenę, a ta... ta nawet nie stała koło tych wysokich. Zbyt wiele lat w końcu minęło, by wylewać gorzkie łzy. Obrócił głowę w kierunku białowłosej, w końcu przestając się macać po nosie, dojadając manju małymi gryzkami. No, teraz mieli zdecydowanie ważniejsze rzeczy do roboty niż... a nie, moment - mieli? Bo wydawało się raczej, jakby mieli wyjechać na wakacje, oglądając walki. Tymczasem dostali solidną dawkę nerwów i przemocy.
- Takie miejsce tworzymy. Niedługo z dziećmi. Zobaczysz. - Groźba, obietnica, przepowiednia? Czarnowłosy powoli położył się na poprzednie miejsce, w pozycji na boku, żeby spoglądać na Asakę i jej śliczny uśmiech, którym rozganiała każdą z chmur. Jego oczy zamknęły się szybko. Równie szybko rozluźniło całe ciało. Tak, już niczym nie trzeba się martwić. Byli bezpieczni. Nie trzeba się martwić.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Widziała, że zmęczenie nerwami, dniem, tym co było wczoraj, trudną do przespania nocą dawało się Shikiemu we znaki, a wcale przecież nie było późno. Bo co, nawet nie było jeszcze południa. Dodać do tego sake rozlewającą się po ciele i proszę bardzo – Sanada leżał tutaj na podłodze i chyba był coraz bardziej senny. To dobrze, przydałoby mu się przespać w końcu i wypocząć porządnie, z jednym zmartwieniem mniej: że przynajmniej władza Watarimono da im spokój i mają oboje czyste konto. Sprawa z Akim rozwiązała się sama, choć chyba nie tak, jak wszyscy chcieli, Toshiro to samo. Teraz na głowie zostawało im tylko jedno: co na to wszystko Klepsydra? Asaka nie chciała mieć w nich wrogów. Naprawdę uważała, że najlepiej byłoby ich odszukać i poprosić na rozmowę, może tylko Ichirou, bo on wydawał się mieć łeb na karku, a przynajmniej to z nim wolałaby rozmawiać, a nie z Seinaru, który wydawał się mieć ją kompletnie w poważaniu. Chciała wyjaśnić tę sytuację, by wiedzieć na czym stoją i żeby nie trzeba się było nad tym zastanawiać i denerwować. Żeby można było spać spokojnie… albo i nie. Ale lepsze było to niż niepewność. Tym niemniej po tym co powiedział jej Ichirou nie sądziła, by mieli na nich „polować” jak to sobie wymyślił Shikarui. Jednak ceniła sobie spokój ducha swojego męża, bo gdy on był niespokojny, to automatycznie i ona też zaczynała się taka robić.
- Jakoś tego nie zauważyłam – przyznała bez ogródek. Nie, chyba nigdy jej tego nie mówił, albo przynajmniej sobie nie przypominała takiej sytuacji. Widać było konsternację na jej twarzy, jej zamyślenie, zmarszczone i ściągnięte brwi, gdy starała sobie przypomnieć jakąkolwiek sytuację, w której mogłaby powiedzieć, że Shikarui to tchórz. Nic jej nie przychodziło do głowy. Ona też doceniała wiele, bo był moment, w którym miała niedużo i wszystko co miała straciła w ciągu jednej chwili. Wiedziała więc bardzo dobrze jak to jest nie mieć nic. Tak jak Shikarui nic kiedyś nie miał, nawet wolności.
- Wiem o tym, dlatego pytam się co zmanipulowałeś, skoro mogę cię nazywać podstępną żmiją, żmijko – mówiła tak o nim czule, nie jako wyzwisko, czy obrazę. Zdrobniła go do „żmijki” i uśmiechała się ciepło a jednocześnie figlarnie, bo to była przekomarzanka. - Łabądku – dodała po chwili, przypomniawszy sobie wczorajszą rozmowę w onsenie. Nie skomentowała innych jego nazw, a już z pewnością nie zamierzała komentować tego psa. Nie był psem. Nie był zwierzęciem przede wszystkim. Był Shikaruiem, człowiekiem, drugą połową jej serca, jej ukochanym. Miała więc dla niego tylko najczulsze określenia.
Shikarui nie był zły na Akiego, ale Asaka była wściekła. I nie chciała mieć z tym chłopakiem już zupełnie nic do czynienia. Nie chciała go więcej widzieć, ani nie chciała go więcej słyszeć. Nie chciała, by nagle Shiki znowu do niego wypisywał wiadomości i zastanawiał się, czy jeszcze żyje. Jedni zasługiwali na odrobinę czasu na myśli, a inni zdecydowanie nie. Uchiha był osobą, na którą Asace szkoda było tego czasu. Bezczelny typ, który przyniósł tylko ból i wyrzuty, kłamstwa, w które wierzył i rzeczywistość, którą manipulował dla własnego spokoju ducha. Białowłosa nie mogła tego zaakceptować i nie zamierzała tego tolerować. Shikarui może i był człowiekiem, który się przyglądał, gdy ktoś obraża jego żonę (choć wczoraj skończyło się na kopniaku delikwenta, który użył na niej techniki), ale Asaka nie zamierzała w ciszy patrzyć, jak ktoś obraża jej męża. I ją przy okazji.
- Najwyższy czas, co? – zaśmiała się krótko, patrząc w lekko drgającą taflę herbaty w czarce. Kobieta była ewidentnie zamyślona. - Moglibyśmy zacząć od jednego dziecka, a nie od razu od kilku – tak sobie myślała, że… chciałaby dwójkę. Ale nie koniecznie na raz, bo już w ogóle nie mieliby życia z takim utrapieniem. A Asaka nie wiedziała czy przypadkiem i Shikiego nie trzeba by było pilnować momentami, by nie robił czegoś głupiego. Chociaż… Wydawał się czasami lekkomyślny, ale niczego nie robił bez pomyślunku. Naprawdę sądziła, że będzie wspaniałym ojcem. - Chcesz pójść spać? – zapytała po chwili, ciszej, nie chcąc go obudzić jeśli faktycznie zasnął. Miała nadzieję, że nie. Że da radę się podnieść i położyć na materacu do spania, a nie na nieco-miększej-od-drewna podłodze, pod kołdrą, gdzie mogłaby do niego dołączyć, przytulając się do niego czule. A nie tak z nogami pod stołem jak teraz. Jeśli jednak zasnął, to z westchnieniem wstała, by wziąć z posłania kołdrę i go po prostu przykryć.
- Jakoś tego nie zauważyłam – przyznała bez ogródek. Nie, chyba nigdy jej tego nie mówił, albo przynajmniej sobie nie przypominała takiej sytuacji. Widać było konsternację na jej twarzy, jej zamyślenie, zmarszczone i ściągnięte brwi, gdy starała sobie przypomnieć jakąkolwiek sytuację, w której mogłaby powiedzieć, że Shikarui to tchórz. Nic jej nie przychodziło do głowy. Ona też doceniała wiele, bo był moment, w którym miała niedużo i wszystko co miała straciła w ciągu jednej chwili. Wiedziała więc bardzo dobrze jak to jest nie mieć nic. Tak jak Shikarui nic kiedyś nie miał, nawet wolności.
- Wiem o tym, dlatego pytam się co zmanipulowałeś, skoro mogę cię nazywać podstępną żmiją, żmijko – mówiła tak o nim czule, nie jako wyzwisko, czy obrazę. Zdrobniła go do „żmijki” i uśmiechała się ciepło a jednocześnie figlarnie, bo to była przekomarzanka. - Łabądku – dodała po chwili, przypomniawszy sobie wczorajszą rozmowę w onsenie. Nie skomentowała innych jego nazw, a już z pewnością nie zamierzała komentować tego psa. Nie był psem. Nie był zwierzęciem przede wszystkim. Był Shikaruiem, człowiekiem, drugą połową jej serca, jej ukochanym. Miała więc dla niego tylko najczulsze określenia.
Shikarui nie był zły na Akiego, ale Asaka była wściekła. I nie chciała mieć z tym chłopakiem już zupełnie nic do czynienia. Nie chciała go więcej widzieć, ani nie chciała go więcej słyszeć. Nie chciała, by nagle Shiki znowu do niego wypisywał wiadomości i zastanawiał się, czy jeszcze żyje. Jedni zasługiwali na odrobinę czasu na myśli, a inni zdecydowanie nie. Uchiha był osobą, na którą Asace szkoda było tego czasu. Bezczelny typ, który przyniósł tylko ból i wyrzuty, kłamstwa, w które wierzył i rzeczywistość, którą manipulował dla własnego spokoju ducha. Białowłosa nie mogła tego zaakceptować i nie zamierzała tego tolerować. Shikarui może i był człowiekiem, który się przyglądał, gdy ktoś obraża jego żonę (choć wczoraj skończyło się na kopniaku delikwenta, który użył na niej techniki), ale Asaka nie zamierzała w ciszy patrzyć, jak ktoś obraża jej męża. I ją przy okazji.
- Najwyższy czas, co? – zaśmiała się krótko, patrząc w lekko drgającą taflę herbaty w czarce. Kobieta była ewidentnie zamyślona. - Moglibyśmy zacząć od jednego dziecka, a nie od razu od kilku – tak sobie myślała, że… chciałaby dwójkę. Ale nie koniecznie na raz, bo już w ogóle nie mieliby życia z takim utrapieniem. A Asaka nie wiedziała czy przypadkiem i Shikiego nie trzeba by było pilnować momentami, by nie robił czegoś głupiego. Chociaż… Wydawał się czasami lekkomyślny, ale niczego nie robił bez pomyślunku. Naprawdę sądziła, że będzie wspaniałym ojcem. - Chcesz pójść spać? – zapytała po chwili, ciszej, nie chcąc go obudzić jeśli faktycznie zasnął. Miała nadzieję, że nie. Że da radę się podnieść i położyć na materacu do spania, a nie na nieco-miększej-od-drewna podłodze, pod kołdrą, gdzie mogłaby do niego dołączyć, przytulając się do niego czule. A nie tak z nogami pod stołem jak teraz. Jeśli jednak zasnął, to z westchnieniem wstała, by wziąć z posłania kołdrę i go po prostu przykryć.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
- Miałem zabrać cię na wycieczkę pod Watarimono. - Wszyscy wszystko na raz - na ich prywatnych wakacjach. Tu powinien być spokój. Trochę uśmiechu, rozrywki. Nacieszenie się nowymi budynkami, za którymi Asaka lubiła się rozglądać. Nie znał tego miasta, ale mogliby kupić mapę, tak jak zawsze kupowali. Zapytać o ciekawe miejsce - podobno dzielnica świątynna była przepiękna, a najładniejsza wiosną, kiedy rośliny dostawały szansę, żeby rozkwitnąć w tym nieprzyjaznym klimacie. Shikarui snuł całkiem sporo planów i całkiem spora ich część wychodziła przypadkowa, tylko dlatego, że zauważył okazję. Ci wszyscy wepchnęli się bardzo gwałtownie a każdy z nich był niespodziewany. Mieli serię powrotów, a żaden z tych powrotów nie był miły. Miał być. Pokiełbasiło się to. Wypalił z tym dość ni z gruchy ni z pietruchy, ale wśród tych myśli była nie tylko ta, że planował zupełnie inaczej spotkanie z Akim. Planował też inne spotkanie z Asaką. Nie miała przeżywać tu tragedii, miała kwitnąć na tej wyspie, nie tak dalekiej od rodzinnego domu fizycznie - dalekiej przez to, jaki rodzaj drogi trzeba było pokonać. Fale wzburzały nie tylko nastroje w samym Wataimono, ale również płyny w żołądku Asaki. Na szczęście teraz byli na stałym lądzie i sztorm się skończył. Brak huków wojny, brzmiących bębnów w bębenkach usznych, sprawiał, że nawet Shikarui wiedział, że może sobie pozwolić na sen bez obaw. Echo ich ciągle przetaczało się przez ten pokój, bo wojna dotarła nawet tutaj - do miejsca, które miało być bezpieczną bazą wypadową. Jak ta, którą robią dzieci z krzeseł i koca, wrzucając do środka kilka poduszek. Kiedy masz przy sobie kogoś, kto może stworzyć pod tym kocem niezniszczalną barierę, nie martwisz się o zbyt wiele rzeczy. Może trochę o to, czy Amaterasu będzie łaskawa i zapali rankiem słońce albo o to, czy kolejna technika manipulacji umysłem na zawsze zmieni kolor chmur. Armagedon był wczoraj - dziś pora im było zająć się prawdziwymi problemami. Jak to, żeby śnić i nie przejmować się niczym. Dać sobie spokój z zamartwianiem się. Mógł powiedzieć teraz, że było mu obojętne, co dalej się stanie i jaką niespodziewajkę przygotowała dla nich Pani Los. W natłoku obietnic, jakie składała z palcami skrzyżowanymi za plecami, w pewnym momencie zaczynało się machać ręką na jej machlojstwa i zaczynało żyć po swojemu. Dlatego on, bohater tej opowieści, zamierzał po swojemu śnić.
- Kłamiesz. Kto mi się przygląda co wieczór, jak rozkładam pułapki. - To był wynik tego strachu, piękny owoc, który zrodził. Całe szczęście, że teraz nie było ich wielu, inaczej strażnicy spoglądaliby na nich jeszcze dziwniej. Uśmiechnął się lekko, lecz tylko w myślach, do tego, że ona tego nie zauważała. - To dobrze. Dla ciebie będę wielkim wojownikiem. Tylko trochę pośpię najpierw. Od jutra będę wojownikiem. - Zaczynał coraz mniej wyraźnie mówić, ale nie przez alkohol, to nie był bełkot. Z każdym zdaniem wyciszał się coraz bardziej, dlatego cichł również jego głos. Stawał się mrukliwy przez to, że zapadł w sen, centymetr po centymetrze. Jakby schodził z wyjątkowo przemyślanej liny, która prowadziła w czerń doskonałą. Nie przerażała a cieszyła swoimi objęciami. Kiwała głową na powitanie jak ten zawsze poważny sąsiad, który od dziesiątek lat kiwa ci tak samo, codziennie, po waszej wspólnej przygodzie, w której pomogliście sobie wzajem. Czy dało się pomóc Snu? Asaka udowodniła, że tak. Od tamtej pory częściej widział, jak Czerń kiwa do niego z szacunkiem. Z tego powodu sam kiwał jej chętniej.
- Tamten Hyuga w Daishi... ciągle to pamiętam. Nic nie czuję, ale chyba mną to wstrząsnęło. Kiedy sama myślałaś... że cię zdradziłem. - Mrukliwy głos wydobywał się z jego ledwo otwierających się ust. Mówił do białowłosej lwicy nadal tak, że dało się zrozumieć, w ostatnim zdaniu nawet się poprawił na końcówce, niepewien czy dosłyszała. I już robił przerwy, jakby musiała minął połówka sekundy na zebranie myśli i przypomnienie sobie tego, co w ogóle miało zostać powiedziane. Kąciki jego warg drgnęły, kiedy usłyszał łabądka. Tak, dużo tych porównań, całkiem sporo, wszystkie tak samo zabawne. Jego znak zodiaku aż za dobrze opisywał, kim był. I właśnie tym się czuł - Shikaruim Sanadą, potomkiem Jugo o niezwykłych zdolnościach. Nie musiał dłużej szukać. Nie trzeba było grzebać wśród zwierząt i dopasowywać barwę ich futra do jego wyglądu.
- Mmm... najpierw jedno. Ale może być też piątka... - Jego uśmiech rozciągnął się teraz szeroooko, jego umysł chyba otarł się o wyjątkowo mięciutką owieczkę, która skakała nad płotkiem na zielonej polance. Pewnie właśnie policzył piątą. Na następne pytanie nie pojawiła się odpowiedź, bo ta, która o to pytała, ta perełka w jego sercu, najsmaczniejszy serniczek z najlepszymi brzoskwinkami, ciepła herbatka na ból brzuszka, mogła sama się przekonać, że oddech Sanady się uspokoił na tyle, że musiał już spać. Tak z czarką w łapce, którą trzymał przy sobie, już pustą - tą po pysznej herbatce, którą zapomniał odstawić.
- Kłamiesz. Kto mi się przygląda co wieczór, jak rozkładam pułapki. - To był wynik tego strachu, piękny owoc, który zrodził. Całe szczęście, że teraz nie było ich wielu, inaczej strażnicy spoglądaliby na nich jeszcze dziwniej. Uśmiechnął się lekko, lecz tylko w myślach, do tego, że ona tego nie zauważała. - To dobrze. Dla ciebie będę wielkim wojownikiem. Tylko trochę pośpię najpierw. Od jutra będę wojownikiem. - Zaczynał coraz mniej wyraźnie mówić, ale nie przez alkohol, to nie był bełkot. Z każdym zdaniem wyciszał się coraz bardziej, dlatego cichł również jego głos. Stawał się mrukliwy przez to, że zapadł w sen, centymetr po centymetrze. Jakby schodził z wyjątkowo przemyślanej liny, która prowadziła w czerń doskonałą. Nie przerażała a cieszyła swoimi objęciami. Kiwała głową na powitanie jak ten zawsze poważny sąsiad, który od dziesiątek lat kiwa ci tak samo, codziennie, po waszej wspólnej przygodzie, w której pomogliście sobie wzajem. Czy dało się pomóc Snu? Asaka udowodniła, że tak. Od tamtej pory częściej widział, jak Czerń kiwa do niego z szacunkiem. Z tego powodu sam kiwał jej chętniej.
- Tamten Hyuga w Daishi... ciągle to pamiętam. Nic nie czuję, ale chyba mną to wstrząsnęło. Kiedy sama myślałaś... że cię zdradziłem. - Mrukliwy głos wydobywał się z jego ledwo otwierających się ust. Mówił do białowłosej lwicy nadal tak, że dało się zrozumieć, w ostatnim zdaniu nawet się poprawił na końcówce, niepewien czy dosłyszała. I już robił przerwy, jakby musiała minął połówka sekundy na zebranie myśli i przypomnienie sobie tego, co w ogóle miało zostać powiedziane. Kąciki jego warg drgnęły, kiedy usłyszał łabądka. Tak, dużo tych porównań, całkiem sporo, wszystkie tak samo zabawne. Jego znak zodiaku aż za dobrze opisywał, kim był. I właśnie tym się czuł - Shikaruim Sanadą, potomkiem Jugo o niezwykłych zdolnościach. Nie musiał dłużej szukać. Nie trzeba było grzebać wśród zwierząt i dopasowywać barwę ich futra do jego wyglądu.
- Mmm... najpierw jedno. Ale może być też piątka... - Jego uśmiech rozciągnął się teraz szeroooko, jego umysł chyba otarł się o wyjątkowo mięciutką owieczkę, która skakała nad płotkiem na zielonej polance. Pewnie właśnie policzył piątą. Na następne pytanie nie pojawiła się odpowiedź, bo ta, która o to pytała, ta perełka w jego sercu, najsmaczniejszy serniczek z najlepszymi brzoskwinkami, ciepła herbatka na ból brzuszka, mogła sama się przekonać, że oddech Sanady się uspokoił na tyle, że musiał już spać. Tak z czarką w łapce, którą trzymał przy sobie, już pustą - tą po pysznej herbatce, którą zapomniał odstawić.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Byli tutaj zaledwie drugi dzień, do końca turnieju było jeszcze trochę czasu. Dwa dni jeszcze dokładniej, a i coraz mniej walki, więc i dzień nie powinien się już tak dłużyć na trybunach. Nie, żeby spędzili tam jakoś wybitnie dużo czasu do tej pory… Pierwsze walki nie były zbyt porywające, ale Asaka chciała zobaczyć przynajmniej jakieś kolejne. Jutrzejsze na przykład. Bo dzisiaj to wolała odpocząć w ryokanie.
- Mamy jeszcze trochę czasu, zdążysz mnie zabrać wszędzie – i nie musieli też stąd wyjeżdżać zaraz tego samego dnia, w którym kończył się turniej. Asaka podejrzewała, że tego dnia i kolejnego port będzie oblegany i znalezienie dla siebie przeprawy przez morze do Daishi nie będzie wcale proste. A Asaka potrzebowała na statku spokoju, naprawdę. Mogła więc poczekać ten dzień dłużej nawet.
Rzeczywiście, z Asaką był bezpieczny i chyba dużo czasu zajęło, nim mózg Shikiego pojął to w pełni. Że gdy ona czuwała – on mógł się wyłączyć, bo za nic w świecie nie da go skrzywdzić. Czasami w trakcie misji gdy zmieniali się na warty zdarzało jej się lekko przysnąć, gdy ich pilnowała, ale to zawsze był bardzo czujny sen. Jeden fałszywy ruch i zaraz otwierała oczy – ale to bywało rzadko, bo rzadko dochodzili do momentu, w którym była tak zmęczona, by przespać wartę. Zresztą i tak otaczała ich namiot kryształem, zostawiając trochę miejsca na powietrze i w większości byli naprawdę bezpieczni. Tutaj też mogli spać spokojnie. Zapłacili sporo pieniędzy za pokój w ryokanie w dobrej dzielnicy. W przybytku z renomą, i ochroniarze też pewnie tutaj jacyś byli. Asaka nie zawracała sobie tym zbytnio głowy, a przynajmniej nie teraz.
- Bo to słodkie. Robisz to za każdym razem z taką zawziętością i dokładnością. Lubię patrzeć jak jesteś czymś tak pochłonięty – nie widziałam w tym absolutnie żadnej oznaki tchórzostwa. Ostrożność nie była brakiem odwagi. Była tym, co sprawiało, że żyło się dłużej – a to, w jaki sposób ciągle robił to Shiki było coś uroczego. Może ktoś inny powiedziałby, ze jest świrnięty, ale Asaka dobrze wiedziała, że gdyby taka osoba przeżyła choć połowę tego co jej mąż, to nie byłoby żadnego głupiego komentarza. - Przecież jesteś – słyszała co tam mamrotał pod nosem i chociaż mówił składnie, to chyba przestawał już kontaktować, skoro mówił takie głupotki. Urocze głupotki. Wyglądał tak młodo, gdy zamykał oczy, a rysy twarzy mu się wygładzały w spokoju, włosy opadały na twarz niekontrolowanie. Gdy tak się tulił do poduszki, którą mu przyniosła, by było mu wygodniej. Jak młodzieniec taki, kto by powiedział, że już żonaty? Starający się o dziecko? Doświadczony w boju shinobi?
- Czujesz bardzo dużo, kochanie – odpowiedziała mu spokojnie. Nic nie czuje? Gdyby tak było, to nie miałby pragnień. Nie czułby smutku, bólu, nawet tego urywanego, nie czułby szczęścia. Nie czułby tego wszystkiego do Asaki, nie zależałoby mu bo na czym? Poruszyło ją to co powiedział. Balansując na krawędzi snu był bardziej prawdziwy, choć starał się być taki przy niej coraz częściej. Asaka wstrzymała aż powietrze na moment, patrząc na przysypiającego Shikaruiego, ale wciąż mówił przecież świadomie. Wiedział o czym. I do kogo. Poruszyło to nią i ujęło za serce – to jak bardzo się tym przejął i jak mocno zapadło mu to w pamięć. Znaczy, że było ważne. Znaczy, że mu zależało. Znaczy, że nie było tak jak mówił i czuł. Całym sobą i całkiem sporo, ale nie pokazywał tego po sobie i nieczęsto dopuszczał to do myśli najwyraźniej. - To była ulotna chwila, mój głupi błąd, bo nie znałam cię wtedy tak dobrze. Bardzo żałuję, że tak pomyślałam. Nigdy więcej w ciebie nie zwątpiłam i nie zwątpię – obiecała mu to, bo mogła dać takie słowo. To było trzy lata temu, to krótkie zwątpienie, za które bardzo szybko go przepraszała. - Jestem tylko człowiekiem, też czasem popełniam błędy – ale do błędów trzeba było umieć się przyznać. Nie każdy chciał. Asaka słyszała, że Shikarui mówi urywanie, będąc naprawdę jedną nogą w śnie. Ale wciąż do niej mówił. Sądziła więc, że jeszcze chwilę wytrzyma.
- Piątka? O rany i kto nad tą zgrają zapanuje? – musieliby zrezygnować z zawodu shinobich i być pełnoetatowymi rodzicami. Nic tylko płodzić te dzieci i wychowywać. To zdecydowanie nie było marzenie Asaki. Ale chciała mieć rodzinę, taką pełną. Chciała mieć dzieci. Shikarui zdawał się nie zauważać, że przestała kręcić nosem i nie mówiła „nie chcę jeszcze dziecka” i inne tego typu. Uśmiechnęła się do niego, słysząc jego miarowy oddech. Baranki, które przeskakiwały nad płotkiem musiały być dzisiaj bardzo łaskawe, skoro skończyło się na pięciu.
Raz jeszcze uniosła się zza stołu, tym razem dużo ciszej jednak. Mogłaby załamać ręce, że zasnął jej w takim miejscu i nawet tak zrobiła, a jeszcze bardziej je załamała widząc, że ściskał pomiędzy palcami pustą czarkę. Kobieta schyliła się, jej włosy prześlizgnęły się przez jej ramię, majtając z przodu, łaskocząc dłoń Sanady. Asaka lekko ją dotkęła, przejeżdżając po jego palcach, by poruszyć dwoma z nich i uwonić czarkę z jego uścisku. Odłożyła ją po cichu na stolik, nim wstała by zabrać kołdrę z posłania i mu je zrobić tutaj, koło stołu, prowizoryczne i mniej wygodne, no ale już trudno. Okryła go tą kołdrą i pochyliła się, by ucałować go na dobry sen w czółko. Mały słodziak.
- Mamy jeszcze trochę czasu, zdążysz mnie zabrać wszędzie – i nie musieli też stąd wyjeżdżać zaraz tego samego dnia, w którym kończył się turniej. Asaka podejrzewała, że tego dnia i kolejnego port będzie oblegany i znalezienie dla siebie przeprawy przez morze do Daishi nie będzie wcale proste. A Asaka potrzebowała na statku spokoju, naprawdę. Mogła więc poczekać ten dzień dłużej nawet.
Rzeczywiście, z Asaką był bezpieczny i chyba dużo czasu zajęło, nim mózg Shikiego pojął to w pełni. Że gdy ona czuwała – on mógł się wyłączyć, bo za nic w świecie nie da go skrzywdzić. Czasami w trakcie misji gdy zmieniali się na warty zdarzało jej się lekko przysnąć, gdy ich pilnowała, ale to zawsze był bardzo czujny sen. Jeden fałszywy ruch i zaraz otwierała oczy – ale to bywało rzadko, bo rzadko dochodzili do momentu, w którym była tak zmęczona, by przespać wartę. Zresztą i tak otaczała ich namiot kryształem, zostawiając trochę miejsca na powietrze i w większości byli naprawdę bezpieczni. Tutaj też mogli spać spokojnie. Zapłacili sporo pieniędzy za pokój w ryokanie w dobrej dzielnicy. W przybytku z renomą, i ochroniarze też pewnie tutaj jacyś byli. Asaka nie zawracała sobie tym zbytnio głowy, a przynajmniej nie teraz.
- Bo to słodkie. Robisz to za każdym razem z taką zawziętością i dokładnością. Lubię patrzeć jak jesteś czymś tak pochłonięty – nie widziałam w tym absolutnie żadnej oznaki tchórzostwa. Ostrożność nie była brakiem odwagi. Była tym, co sprawiało, że żyło się dłużej – a to, w jaki sposób ciągle robił to Shiki było coś uroczego. Może ktoś inny powiedziałby, ze jest świrnięty, ale Asaka dobrze wiedziała, że gdyby taka osoba przeżyła choć połowę tego co jej mąż, to nie byłoby żadnego głupiego komentarza. - Przecież jesteś – słyszała co tam mamrotał pod nosem i chociaż mówił składnie, to chyba przestawał już kontaktować, skoro mówił takie głupotki. Urocze głupotki. Wyglądał tak młodo, gdy zamykał oczy, a rysy twarzy mu się wygładzały w spokoju, włosy opadały na twarz niekontrolowanie. Gdy tak się tulił do poduszki, którą mu przyniosła, by było mu wygodniej. Jak młodzieniec taki, kto by powiedział, że już żonaty? Starający się o dziecko? Doświadczony w boju shinobi?
- Czujesz bardzo dużo, kochanie – odpowiedziała mu spokojnie. Nic nie czuje? Gdyby tak było, to nie miałby pragnień. Nie czułby smutku, bólu, nawet tego urywanego, nie czułby szczęścia. Nie czułby tego wszystkiego do Asaki, nie zależałoby mu bo na czym? Poruszyło ją to co powiedział. Balansując na krawędzi snu był bardziej prawdziwy, choć starał się być taki przy niej coraz częściej. Asaka wstrzymała aż powietrze na moment, patrząc na przysypiającego Shikaruiego, ale wciąż mówił przecież świadomie. Wiedział o czym. I do kogo. Poruszyło to nią i ujęło za serce – to jak bardzo się tym przejął i jak mocno zapadło mu to w pamięć. Znaczy, że było ważne. Znaczy, że mu zależało. Znaczy, że nie było tak jak mówił i czuł. Całym sobą i całkiem sporo, ale nie pokazywał tego po sobie i nieczęsto dopuszczał to do myśli najwyraźniej. - To była ulotna chwila, mój głupi błąd, bo nie znałam cię wtedy tak dobrze. Bardzo żałuję, że tak pomyślałam. Nigdy więcej w ciebie nie zwątpiłam i nie zwątpię – obiecała mu to, bo mogła dać takie słowo. To było trzy lata temu, to krótkie zwątpienie, za które bardzo szybko go przepraszała. - Jestem tylko człowiekiem, też czasem popełniam błędy – ale do błędów trzeba było umieć się przyznać. Nie każdy chciał. Asaka słyszała, że Shikarui mówi urywanie, będąc naprawdę jedną nogą w śnie. Ale wciąż do niej mówił. Sądziła więc, że jeszcze chwilę wytrzyma.
- Piątka? O rany i kto nad tą zgrają zapanuje? – musieliby zrezygnować z zawodu shinobich i być pełnoetatowymi rodzicami. Nic tylko płodzić te dzieci i wychowywać. To zdecydowanie nie było marzenie Asaki. Ale chciała mieć rodzinę, taką pełną. Chciała mieć dzieci. Shikarui zdawał się nie zauważać, że przestała kręcić nosem i nie mówiła „nie chcę jeszcze dziecka” i inne tego typu. Uśmiechnęła się do niego, słysząc jego miarowy oddech. Baranki, które przeskakiwały nad płotkiem musiały być dzisiaj bardzo łaskawe, skoro skończyło się na pięciu.
Raz jeszcze uniosła się zza stołu, tym razem dużo ciszej jednak. Mogłaby załamać ręce, że zasnął jej w takim miejscu i nawet tak zrobiła, a jeszcze bardziej je załamała widząc, że ściskał pomiędzy palcami pustą czarkę. Kobieta schyliła się, jej włosy prześlizgnęły się przez jej ramię, majtając z przodu, łaskocząc dłoń Sanady. Asaka lekko ją dotkęła, przejeżdżając po jego palcach, by poruszyć dwoma z nich i uwonić czarkę z jego uścisku. Odłożyła ją po cichu na stolik, nim wstała by zabrać kołdrę z posłania i mu je zrobić tutaj, koło stołu, prowizoryczne i mniej wygodne, no ale już trudno. Okryła go tą kołdrą i pochyliła się, by ucałować go na dobry sen w czółko. Mały słodziak.
Ukryty tekst
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Spał smacznie i głęboko. Wprost przeciwnie do długości, z jaką zasypiał, ciemność trwała naprawdę długo. Wyłaniała na wierzch niepokoje, była niestabilna przez przemęczenie, stawała się wynikiem całej sumy i mnożenia wydarzeń minionych dwóch dni. A ten drugi się nawet jeszcze nie skończył. Byłby zły, gdyby się obudził? Przerażony tym, co robi Asaka? Jego powieki leciutko unosiły się, kiedy słyszał głośniejszy ruch, który i tak był szelestem, ale zaraz opadały w dół. Świat oglądany przez kurtynę długich rzęs był zasmużony ich czernią i mało wyraźny. Asaka tu była, kręciła się, coś robiła. To wystarczyło. Było jeszcze wiele czasu, jak sama powiedziała, więc mogli udać się dosłownie wszędzie. Słowa krążyły po umyśle jak wąż, co sunie po wartkim strumieniu i porusza się po nim bez problemu - lecz płynie tylko z nurtem. Nie próbuje pokonać jego siły. Mogli udać się wszędzie, tylko Shikarui chciał opuścić to miasto jak najszybciej. Watarimono zapisało się ciężkim rozdziałem w jego życiu i zamierzał jak najszybciej wynająć łódź i stąd umknąć. Nie od razu pierwszego dnia po zakończeniu turnieju, bo sam by wtedy oszalał z nadmiernej ilości ludzi, ale na pewno nie chciał tu zostawać na przekroczenie tej wyspy wzdłuż i wszerz. Nie chciał już szukać jej sekretów i nawet Asaka nie cieszyła się jego zabudowaniami i oryginalnym stylem. Panująca tu równość nie była zachęcająca - raczej odtrącała swoją hipokryzją. Niby równi, a jednak... jak porównywać prostego wieśniaka do dumnego samuraja goniącego za bushido? Równi i równiejsi. Ci bardziej upodleni i ci bardziej wysławiani. Nie, tu nie było sprawiedliwości. Watarimono odcisnęło pieczęć kajdan mocno spinającej ręce i nie pozwalającej się poruszyć. Wściekłego tłumu, który żądał satysfakcji. Dziwnych twarzy, które wytykały palcami, oskarżając o popieranie Antykreatora.
Czarnowłosy obudził się na dobre dopiero popołudniem. Był na tyle zmęczony, że nawet wiele się nie wiercił - zasnął jak kamień, bardzo głęboko, zupełnie jak nie on. Jego umysł stracił całkowicie poczucie tego, gdzie czas się zaczynał a gdzie kończył. Słońce zdążyło już mocno zniżyć się na horyzoncie, przejść całą drogę do południa i minąć centralny punkt nieboskłonu, już myśląc o tym, żeby ustąpić miejsca księżycowi. Odetchnął i sięgnął dłonią do zlepionych oczu, by je przetrzeć, zanim lekko uniósł się na przedramieniu i je otworzył. Pokój był zamalowany złocistymi odcieniami wpadającymi przez zamknięte okna. Odszukał najpierw spojrzeniem Asakę, która, jak się okazało, ślęczała nad książkami. Pewnie medycznymi - przeszło od razu przez jego myśli, wciąż zajęte obcowaniem z ciemnością, która okazała się tym razem dla niego wyjątkowo łaskawą Panią. Koc, którym został nakryty, zsunął się z niego i było to największe zmartwienie, z jakim powinien budzić się codziennie - o to, że zasnął na podłodze przy stole, jak pijak, a nie o to, czy ktoś zakradał się nocą i czy coś nie zginęło. Czy są nadal bezpieczni i czy wróg nie czai się za drzwiami.
- Miałem dobry sen. - Zsunął z siebie koc całkowicie i zaczął go składać w kostkę. - Uczysz się nadal iryojutsu? - Jego wzrok zsunął się z białowłosej na stolik i przesunął po znajdujących tutaj naczyniach, które nie zostały posprzątane. No oczywiście, że nie, białowłosa by ich nie ruszyła, bo głośniejsze stuknięcie porcelany (czyli w skali normalnej całkiem ciche) od razu by go wyrwało ze snu. Kochana kobieta. Przeciągnął dłonią po twarzy, chcąc zmyć i ściągnąć z niej resztki snu, które zostały na jego policzkach, nosie, wargach. Resztki te szybko ulatywały i pozostawiały go spokojniejszym. O wiele bardziej spokojnym niż rankiem czy wczorajszego wieczoru. Zamknęli za sobą pewien rozdział i czarnowłosy miał nadzieję, że kluczyk, który został wyrzucony do wiadra z pomyjami już nie wróci - kłódka zaś pozostanie nieruszona i nikt nie zapragnie sprawdzić, co znajdywało się za nimi.
- Byłaś na turnieju? - Nie potrzebował pytać o to, czy spał długo czy krótko - widział po oświetleniu w pokoju, że miał spanie jak niedźwiedź. Pewnie dlatego teraz czuł się taki rozespany. Przynajmniej nie musiał cierpieć na problemy z kacem czy bolącą głową, a ta bolała tylko przed snem. Wypełniona zbyt dużą ilością śmieci, które mieszały się nieskładnie z tymi istotnymi. Będzie potrzebował trochę czasu na medytację, żeby wszystko to uspokoić. Albo dobrego wysiłku fizycznego. Mimo zadanego pytania w zasadzie znał na nie odpowiedź. Oczywiście, że nie poszła. Nie zostawiłaby go tutaj w takim stanie bez słowa, bez żadnej wiadomości, wiedząc, że jego myśli teraz biegały chaotycznie i po najdziwniejszych drogach. Bezpiecznie czuł się tylko dlatego, że ona tutaj była. Nie naraziłaby go na szok obudzenia się w pustym pokoju. Normalnie nie było to problemem. Dziś jednak problemy łatwo było stworzyć.
- Masz rację. Piątka to za dużo. - Kontynuował wątek z wczoraj jak gdyby nigdy nic. Dobrze pamiętając, co było do niego mówione i co sam mówił, zanim całkowicie się wyłączył. Albo raczje pamiętając przez mgłę, bo nie wszystkich rzeczy był pewien, przynajmniej kiedy już przysypiał. Oczywiście, że zauważył, że Asaka się już nie peszyła i nie wzbraniała. Trawił to jednak pomału i pomału też sprawdzał, na ile ta gotowość i przyswojenie tego przez kobietę było pewnego rodzaju ułożeniem, a na ile rzeczywiście czuła się gotowa.
Czarnowłosy obudził się na dobre dopiero popołudniem. Był na tyle zmęczony, że nawet wiele się nie wiercił - zasnął jak kamień, bardzo głęboko, zupełnie jak nie on. Jego umysł stracił całkowicie poczucie tego, gdzie czas się zaczynał a gdzie kończył. Słońce zdążyło już mocno zniżyć się na horyzoncie, przejść całą drogę do południa i minąć centralny punkt nieboskłonu, już myśląc o tym, żeby ustąpić miejsca księżycowi. Odetchnął i sięgnął dłonią do zlepionych oczu, by je przetrzeć, zanim lekko uniósł się na przedramieniu i je otworzył. Pokój był zamalowany złocistymi odcieniami wpadającymi przez zamknięte okna. Odszukał najpierw spojrzeniem Asakę, która, jak się okazało, ślęczała nad książkami. Pewnie medycznymi - przeszło od razu przez jego myśli, wciąż zajęte obcowaniem z ciemnością, która okazała się tym razem dla niego wyjątkowo łaskawą Panią. Koc, którym został nakryty, zsunął się z niego i było to największe zmartwienie, z jakim powinien budzić się codziennie - o to, że zasnął na podłodze przy stole, jak pijak, a nie o to, czy ktoś zakradał się nocą i czy coś nie zginęło. Czy są nadal bezpieczni i czy wróg nie czai się za drzwiami.
- Miałem dobry sen. - Zsunął z siebie koc całkowicie i zaczął go składać w kostkę. - Uczysz się nadal iryojutsu? - Jego wzrok zsunął się z białowłosej na stolik i przesunął po znajdujących tutaj naczyniach, które nie zostały posprzątane. No oczywiście, że nie, białowłosa by ich nie ruszyła, bo głośniejsze stuknięcie porcelany (czyli w skali normalnej całkiem ciche) od razu by go wyrwało ze snu. Kochana kobieta. Przeciągnął dłonią po twarzy, chcąc zmyć i ściągnąć z niej resztki snu, które zostały na jego policzkach, nosie, wargach. Resztki te szybko ulatywały i pozostawiały go spokojniejszym. O wiele bardziej spokojnym niż rankiem czy wczorajszego wieczoru. Zamknęli za sobą pewien rozdział i czarnowłosy miał nadzieję, że kluczyk, który został wyrzucony do wiadra z pomyjami już nie wróci - kłódka zaś pozostanie nieruszona i nikt nie zapragnie sprawdzić, co znajdywało się za nimi.
- Byłaś na turnieju? - Nie potrzebował pytać o to, czy spał długo czy krótko - widział po oświetleniu w pokoju, że miał spanie jak niedźwiedź. Pewnie dlatego teraz czuł się taki rozespany. Przynajmniej nie musiał cierpieć na problemy z kacem czy bolącą głową, a ta bolała tylko przed snem. Wypełniona zbyt dużą ilością śmieci, które mieszały się nieskładnie z tymi istotnymi. Będzie potrzebował trochę czasu na medytację, żeby wszystko to uspokoić. Albo dobrego wysiłku fizycznego. Mimo zadanego pytania w zasadzie znał na nie odpowiedź. Oczywiście, że nie poszła. Nie zostawiłaby go tutaj w takim stanie bez słowa, bez żadnej wiadomości, wiedząc, że jego myśli teraz biegały chaotycznie i po najdziwniejszych drogach. Bezpiecznie czuł się tylko dlatego, że ona tutaj była. Nie naraziłaby go na szok obudzenia się w pustym pokoju. Normalnie nie było to problemem. Dziś jednak problemy łatwo było stworzyć.
- Masz rację. Piątka to za dużo. - Kontynuował wątek z wczoraj jak gdyby nigdy nic. Dobrze pamiętając, co było do niego mówione i co sam mówił, zanim całkowicie się wyłączył. Albo raczje pamiętając przez mgłę, bo nie wszystkich rzeczy był pewien, przynajmniej kiedy już przysypiał. Oczywiście, że zauważył, że Asaka się już nie peszyła i nie wzbraniała. Trawił to jednak pomału i pomału też sprawdzał, na ile ta gotowość i przyswojenie tego przez kobietę było pewnego rodzaju ułożeniem, a na ile rzeczywiście czuła się gotowa.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Nie bez powodu znalazła sobie takie zajęcie, by za dużo się nie ruszać, a jedynym szelestem były odwracane kartki książki. Księgi w zasadzie, bo nie była to lekka lekturka. Pełna była rycin różnego rodzaju, mniej czy bardziej skomplikowanych, tyczących się ludzkiego ciała, i pełna była też tekstu. Jego zrozumienie też zajmowało czas i doświadczenie; kosztowało wiele poświęconego czasu, który Asaka starała się podczas podróży mimo wszystko wygospodarować na to, by systematycznie się uczyć. W końcu zaczęła zbierać tego plony. A ten moment, gdy Shikarui zasnął, był wręcz idealny na to, by odciągnąć myśli od tego całego chaosu i skupić się na czymś produktywnym. Siedziała więc większą część czasu w miejscu, a gdy już się przemieszczała, to naprawdę na paluszkach, najciszej jak się dało. Kilka razy nalała sobie do czarki przestygłą już herbatę, ale poza tym nie sprzątnęła tych wszystkich naczyń, nie. Wydawało się, że spędziła kilka dobrych godzin w jednym miejscu, a przynajmniej mogło to tak wyglądać z perspektywy Shikiego, ale była to nieprawda, bo trochę się jednak ruszała. Rozrabiała. I musiała to potem najciszej jak tylko się da posprzątać tak, by męża nie obudzić i by nie dać mu znać jak głupio się zachowała. Co nie było takie proste i bez wody nie udało jej się wszystkiego dobrze domyć ze skóry i o tym wiedziała. Przynajmniej podłoga była czysta (w miarę), i tylko bandaże będzie musiała sobie nowe kupić, albo stare wyprać i wyparzyć. Jeszcze dłużej i ciszej musiała iść, by narzędzia zbrodni pochować – w tym pobrudzonego kunaia. Bo jak mówiłam – wody niet. Na pierwszy rzut oka nie było jednak nic widać. Dopiero na drugi i gdyby wstała można było zauważyć nie do końca domyła tę podłogę, bo zostały lekkie smugi, ale i tak lepsze to, niż dopieranie ubrań. Podłogę wystarczyłoby przetrzeć. Asaka wiedziała doskonale, że prędzej czy później wyda się co tutaj wyprawiała, ale w tej chwili – uniosła po prostu głowę znad książki i uśmiechnęła się leciutko do Shikiego, który otworzył oczy i zaczął nimi wodzić po pomieszczeniu.
- Tak, uznałam, że to dobry moment, skoro sobie zasnąłeś w tak kiepskim miejscu. Ale już skończyłam, tak tylko sobie przeglądam teraz obrazki – stwierdziła całkiem zgodnie z prawdą zresztą i wygładziła dłonią stronę, na której się zatrzymała. - Co ci się śniło? – była tego całkiem ciekawa. Kiepskie miejsce do spania, bo gdyby nie ten stół to pewnie by sobie nie zawracała głowy czytaniem książki i uczeniem się, a po prostu położyłaby się obok niego i przytuliła, samej zasypiając, pewnie równie szybko co i on. No ale skoro to nie było najwygodniejsze miejsce, a i ten stolik sporo przeszkadzał, to zrezygnowała z tego pomysłu. Może to i lepiej. Przynajmniej robiła coś produktywnego. W miarę. - Nie byłam. Siedziałam sobie tutaj i bezczelnie patrzyłam jak śpisz – trochę czasu i na tym spędziła, to fakt, na wgapianiu się w jego spokojną, śpiącą twarzy, gdy w końcu oddał się w ramiona snu. Tak chętnie i ufnie, że Asaka nie miała serca tego przerwać. Mogła go przecież obudzić, lekko dotknąć ramienia i wyszeptać coś słodkiego na uszko, zaprowadzić go do futonów. Ale nie, nie chciała go budzić, bo wiedziała jak trudno mu jest zasnąć, nawet pomimo tego, że dzień wcześniej też jej przysnął na tarasie. Ale to było co innego. Więc obserwowała go śpiącego dzisiaj przez dłuższą chwilę, tak jak przez moment umościła mu wygodniejsze gniazdko. Bez czarki w dłoni i z kołdrą wokół ramion jak z takim kokonem trzymającym upragnione ciepełko.
- Co? – zupełnie nie złapała tej myśli, nagłej zmiany tematu. Dla niej minęło kilka godzin, dla niego ledwie sekunda – bo w jednej chwili nie spał, a w drugiej już tak. Złote oczy zmrużyły się, nie podejrzliwie, ale w taki sposób, który jasno uwidocznił jej wzmożony proces myślowy; zastanawiała się co jest grane i o co chodzi. Nie rozumiała z tego zbyt wiele. - Ale o co chodzi? Chyba jestem nie w temacie – poddała się w końcu, zupełnie nie łapiąc tego, że Shikarui dokończył myśl sprzed kilku godzin. Kilku godzin i wielu, wielu słów przeczytanych w książce. I jeszcze wielu przepłyniętych przez głowę. - Ale skoro już nie śpisz… Nie chcesz iść na jakiś obiad może? Nie jesteś głodny?
- Tak, uznałam, że to dobry moment, skoro sobie zasnąłeś w tak kiepskim miejscu. Ale już skończyłam, tak tylko sobie przeglądam teraz obrazki – stwierdziła całkiem zgodnie z prawdą zresztą i wygładziła dłonią stronę, na której się zatrzymała. - Co ci się śniło? – była tego całkiem ciekawa. Kiepskie miejsce do spania, bo gdyby nie ten stół to pewnie by sobie nie zawracała głowy czytaniem książki i uczeniem się, a po prostu położyłaby się obok niego i przytuliła, samej zasypiając, pewnie równie szybko co i on. No ale skoro to nie było najwygodniejsze miejsce, a i ten stolik sporo przeszkadzał, to zrezygnowała z tego pomysłu. Może to i lepiej. Przynajmniej robiła coś produktywnego. W miarę. - Nie byłam. Siedziałam sobie tutaj i bezczelnie patrzyłam jak śpisz – trochę czasu i na tym spędziła, to fakt, na wgapianiu się w jego spokojną, śpiącą twarzy, gdy w końcu oddał się w ramiona snu. Tak chętnie i ufnie, że Asaka nie miała serca tego przerwać. Mogła go przecież obudzić, lekko dotknąć ramienia i wyszeptać coś słodkiego na uszko, zaprowadzić go do futonów. Ale nie, nie chciała go budzić, bo wiedziała jak trudno mu jest zasnąć, nawet pomimo tego, że dzień wcześniej też jej przysnął na tarasie. Ale to było co innego. Więc obserwowała go śpiącego dzisiaj przez dłuższą chwilę, tak jak przez moment umościła mu wygodniejsze gniazdko. Bez czarki w dłoni i z kołdrą wokół ramion jak z takim kokonem trzymającym upragnione ciepełko.
- Co? – zupełnie nie złapała tej myśli, nagłej zmiany tematu. Dla niej minęło kilka godzin, dla niego ledwie sekunda – bo w jednej chwili nie spał, a w drugiej już tak. Złote oczy zmrużyły się, nie podejrzliwie, ale w taki sposób, który jasno uwidocznił jej wzmożony proces myślowy; zastanawiała się co jest grane i o co chodzi. Nie rozumiała z tego zbyt wiele. - Ale o co chodzi? Chyba jestem nie w temacie – poddała się w końcu, zupełnie nie łapiąc tego, że Shikarui dokończył myśl sprzed kilku godzin. Kilku godzin i wielu, wielu słów przeczytanych w książce. I jeszcze wielu przepłyniętych przez głowę. - Ale skoro już nie śpisz… Nie chcesz iść na jakiś obiad może? Nie jesteś głodny?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Na razie ta mała tajemnica, słodki sekrecik ciężkiej pracy i poświęcenia włożonego w trening, by doskonalić swoją sztukę iryojutsu, pozostawała właśnie tym - tajemnicą. Nic nie miało się wydać przy tym pierwszym spojrzeniu spokojnych już, ametystowych oczu, nawet nie przy drugim oszacowaniu stanu pokoju, w którym stan. Osąd, jaki na razie wydał był jednaki - czysto. Wszystko było dokładnie takie samo, jakim je zostawił przed obudzeniem. Niemal jakby spodziewał się, że nastąpi jakieś przemeblowanie. Koniec świata w amoku wszystkiego, co Watarimono pokazało swoimi kolorami. A raczej ich brakiem. Zmiany były, tylko bardzo skrzętnie pochowane przez Asakę. Poukrywała je pod swoją spódniczką, cwaniura. I tylko w swoim wnętrzu zapychała prawdę wielką szczotką, żeby czasem szambo nie wylało i nie pokazało prawdy. W końcu musiało wywalić. Konsekwencje miały nadejść... ale chyba wcale nie gówniane. Oddalenie momentu szczerości i tego, że czujne oczy Sanady wyłapią zmiany, działało akurat na korzyść. Umysł Sanady zdąży się obudzić, nie będzie gwałtownego skakania, zrywania się, szukania zagrożenia. Chyba. Zagrożenie zazwyczaj nie sprząta po sobie plam krwi.
- Całkiem wygodne. - Obrócił się i przesunął palcami po wygrzanej przez jego własne ciało podłodze. Twardej, zdecydowanie twardej. A mimo to czarnowłosy czuł się swobodnie wyspany. Warunki spartańskie nie były dla niego żadną przeszkodą do tego, żeby spać i czerpać z tego snu pełen odpoczynek. Z jakiegoś powodu lubił w końcu te drzemki na dachu, chociaż tam powinno być jeszcze mniej wygodnie - z dachówkami znaczącymi się wyraźnym brakiem równości pod plecami. Nie wyłapał zupełnie, że to miała być aluzja co do tego, że było to bardzo kiepskie miejsce, bo nie pozwoliło Asace zwinąć się w kłębek i samej przespać razem z nim. - Nic. Dlatego był dobry. - Podniósł się ze swojego miejsca i przeszedł do maty, żeby odłożyć tam złożoną pościel i stanąć za Asaką. Rzeczywiście strona była obrócona na obrazkach, gdzie zaraz obok, drobnym maczkiem, widać było wszystkie przypisy i wyjaśnienia, czego dany fragment ilustracji miał dotyczyć. Książki o anatomii i wszystkie, których potrzebowała do nauki iryojutsu, nie należały do najtańszych. Niektóre trzeba było wręcz szukać, zamawiać, żeby ktoś je skopiował bądź sprowadził. Nic dziwnego, przecież mało osób posiadało wiedzę tego typu, a im bardziej skomplikowana była i im bardziej Asaka chciała się rozwijać w tym kierunku, tym bardziej trzeba było grzebać za odpowiednimi tytułami. Warte było to świeczki. Tak jak i jej wysiłki były warte poświęconego czasu.
- W porządku. - Akurat ona mogła spoglądać na niego, ile tylko chciała, było to zawsze tak samo przyjemne. Pochylił się, żeby oprzeć dłonie na jej ramionach i ucałować w policzek. Rozumiał tę potrzebę obserwacji, w końcu sam aż nazbyt często siedział i gapił się na nią, nawet kiedy nic nie robiła - czytała. Tym bardziej był to przyjemny widok, kiedy się na czymś skupiała, kiedy trenowała chociażby. Jej twarz miała wtedy zupełnie inny wyraz, taki... odległy. Niedostępny. Świata poza nią i jej techniką nie było - ten taniec nie zapraszał do tanga osoby trzeciej. I był to piękny widok. Piękny tym bardziej, że jej kryształ był wspaniały w swojej barwie.
- Powiedziałaś, że nad piątką dzieci ciężko będzie zapanować. - Tak, dla niego w istocie było to zamknięcie i otworzenie oczu, dla niej minęło kilka dobrych godzin, w których robiła różne... RZECZY. Niedobra kobieta. Była w temacie bardzo! Tylko temat został, ekhem, odłożony w czasie. Niespecjalnie, raczej całkowicie przypadkowo. - Jestem bardzo głodny. Turniej się skończył, więc możemy pospacerować. Słyszałem, że mają tu bardzo ładną dzielnicę świątynną. - Shikarui nie lubił siedzieć w domu. W mieszkaniu. W pokoju. Nie to, że nie lubił bezczynności... chociaż nie, to właśnie chodziło o bezczynność. Przynajmniej teraz, kiedy wszystko nadal było żywe i rzeczywiście miło było zająć myśli. Zresztą nawet w ich domu wolał przesiedzieć czas na dworze, ale tam było zupełnie inaczej. Tam czuł się komfortowo, tam był na swoim terenie. Watarimono mocno pokazało mu, że te ziemie należą do samurajów i ninja nie mają tutaj wiele do gadania. Odszedł od Asaki, żeby zsunąć pogięte kimono z ramion, odwiązując uprzednio obi.
- Zamierzam zrezygnować z tytulatury u Kousekich. - Wydawałoby się, że to nagła decyzja, ale to krążyło po jego głowie od wczorajszego dnia i był tego niezwykle pewien. Tego, co chce osiągnąć i jak chce to osiągnąć. - Mam reputację, jaką mam. Ludzie na mój widok kładą rękę na broń. Będę pomagać klanowi tak, jak to robię najlepiej. Z cienia. - Zdjął kimono i złożył je, sięgając do szafy po nowe. Całkowicie proste, czarne. - Jeśli wzmocnimy twoją pozycję w klanie i tak dostaniemy wszystko, czego chcemy. - Albo czego on chce? Nie. Pragnienie tego, aby Koseki stało się wielkim rodem było współdzielone. W pierwszej kolejności było to pragnieniem Asaki, które on pochwycił, stworzył do idei. Dał się jej opanować. Przez moment już nawet w to wątpił. Miał chwilę wątpliwości, czy to wszystko jest warte jego zaangażowania, czy nie bardziej chciałby się wycofać i żyć spokojnie, bez udziału tego... wszystkiego. Wydawałoby się, jakby ten sen ściągnął z niego cały syf poprzednich dwóch dni, ale to nie byłaby prawda. Jedynie pomógł się trochę ukoić i był jedynie zakończeniem wszystkich trudów, jakie włożyła Asaka w próbę ukojenia go. Bardzo udaną próbę.
- Całkiem wygodne. - Obrócił się i przesunął palcami po wygrzanej przez jego własne ciało podłodze. Twardej, zdecydowanie twardej. A mimo to czarnowłosy czuł się swobodnie wyspany. Warunki spartańskie nie były dla niego żadną przeszkodą do tego, żeby spać i czerpać z tego snu pełen odpoczynek. Z jakiegoś powodu lubił w końcu te drzemki na dachu, chociaż tam powinno być jeszcze mniej wygodnie - z dachówkami znaczącymi się wyraźnym brakiem równości pod plecami. Nie wyłapał zupełnie, że to miała być aluzja co do tego, że było to bardzo kiepskie miejsce, bo nie pozwoliło Asace zwinąć się w kłębek i samej przespać razem z nim. - Nic. Dlatego był dobry. - Podniósł się ze swojego miejsca i przeszedł do maty, żeby odłożyć tam złożoną pościel i stanąć za Asaką. Rzeczywiście strona była obrócona na obrazkach, gdzie zaraz obok, drobnym maczkiem, widać było wszystkie przypisy i wyjaśnienia, czego dany fragment ilustracji miał dotyczyć. Książki o anatomii i wszystkie, których potrzebowała do nauki iryojutsu, nie należały do najtańszych. Niektóre trzeba było wręcz szukać, zamawiać, żeby ktoś je skopiował bądź sprowadził. Nic dziwnego, przecież mało osób posiadało wiedzę tego typu, a im bardziej skomplikowana była i im bardziej Asaka chciała się rozwijać w tym kierunku, tym bardziej trzeba było grzebać za odpowiednimi tytułami. Warte było to świeczki. Tak jak i jej wysiłki były warte poświęconego czasu.
- W porządku. - Akurat ona mogła spoglądać na niego, ile tylko chciała, było to zawsze tak samo przyjemne. Pochylił się, żeby oprzeć dłonie na jej ramionach i ucałować w policzek. Rozumiał tę potrzebę obserwacji, w końcu sam aż nazbyt często siedział i gapił się na nią, nawet kiedy nic nie robiła - czytała. Tym bardziej był to przyjemny widok, kiedy się na czymś skupiała, kiedy trenowała chociażby. Jej twarz miała wtedy zupełnie inny wyraz, taki... odległy. Niedostępny. Świata poza nią i jej techniką nie było - ten taniec nie zapraszał do tanga osoby trzeciej. I był to piękny widok. Piękny tym bardziej, że jej kryształ był wspaniały w swojej barwie.
- Powiedziałaś, że nad piątką dzieci ciężko będzie zapanować. - Tak, dla niego w istocie było to zamknięcie i otworzenie oczu, dla niej minęło kilka dobrych godzin, w których robiła różne... RZECZY. Niedobra kobieta. Była w temacie bardzo! Tylko temat został, ekhem, odłożony w czasie. Niespecjalnie, raczej całkowicie przypadkowo. - Jestem bardzo głodny. Turniej się skończył, więc możemy pospacerować. Słyszałem, że mają tu bardzo ładną dzielnicę świątynną. - Shikarui nie lubił siedzieć w domu. W mieszkaniu. W pokoju. Nie to, że nie lubił bezczynności... chociaż nie, to właśnie chodziło o bezczynność. Przynajmniej teraz, kiedy wszystko nadal było żywe i rzeczywiście miło było zająć myśli. Zresztą nawet w ich domu wolał przesiedzieć czas na dworze, ale tam było zupełnie inaczej. Tam czuł się komfortowo, tam był na swoim terenie. Watarimono mocno pokazało mu, że te ziemie należą do samurajów i ninja nie mają tutaj wiele do gadania. Odszedł od Asaki, żeby zsunąć pogięte kimono z ramion, odwiązując uprzednio obi.
- Zamierzam zrezygnować z tytulatury u Kousekich. - Wydawałoby się, że to nagła decyzja, ale to krążyło po jego głowie od wczorajszego dnia i był tego niezwykle pewien. Tego, co chce osiągnąć i jak chce to osiągnąć. - Mam reputację, jaką mam. Ludzie na mój widok kładą rękę na broń. Będę pomagać klanowi tak, jak to robię najlepiej. Z cienia. - Zdjął kimono i złożył je, sięgając do szafy po nowe. Całkowicie proste, czarne. - Jeśli wzmocnimy twoją pozycję w klanie i tak dostaniemy wszystko, czego chcemy. - Albo czego on chce? Nie. Pragnienie tego, aby Koseki stało się wielkim rodem było współdzielone. W pierwszej kolejności było to pragnieniem Asaki, które on pochwycił, stworzył do idei. Dał się jej opanować. Przez moment już nawet w to wątpił. Miał chwilę wątpliwości, czy to wszystko jest warte jego zaangażowania, czy nie bardziej chciałby się wycofać i żyć spokojnie, bez udziału tego... wszystkiego. Wydawałoby się, jakby ten sen ściągnął z niego cały syf poprzednich dwóch dni, ale to nie byłaby prawda. Jedynie pomógł się trochę ukoić i był jedynie zakończeniem wszystkich trudów, jakie włożyła Asaka w próbę ukojenia go. Bardzo udaną próbę.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Tak, cóż, wolała, by prawda albo się nie wydała wcale, albo by Shiki już się rozbudził, a nie wyciągał jakichś dziwnych, błędnych wniosków półprzytomny i rozespany, gdy sen jeszcze kręcił się w jego oczach i umyśle, wołając, że hej, ta poduszka jest tak niesamowicie wygodna. Poduszka i kołderka – jasne. Ale podłoga? Milsza od zwykłej drewnianej, bo wyłożona miękką matą tatami, ale to nadal była podłoga.
- Jakoś wątpię. Nogi pod stołem, czarka po sake w łapce – zaczęła wymieniać, unosząc nieco swoje brwi ni to w zdziwieniu ni to rozbawieniu tym, że mógł powiedzieć, że było mu wygodnie. Jasne, człowiek zmęczony zaśnie wszędzie, nawet na kamieniu, a przecież w różnych warunkach już im przychodziło sypiać w podróży (choć oboje woleli zatrzymywać się jednak w karczmach i ryokanach po drodze niż spać w szczerym polu). Tym niemniej mając w tym samym pomieszczeniu możliwość spania na posłaniu, podłoga była takim sobie wyborem. A on jeszcze mówi, że było całkiem wygodnie. Hmpf! Przynajmniej się wyspał. Asaka jednak nie do końca była zadowolona, bo nie mogła się dołączyć. Wyciągnęła do góry i za siebie dłoń, gdy stanął za nią, zerkając na książkę. Chciała go lekko poklepać po udzie, objąć nawet delikatnie i na moment oddać mu ciężar własnego ciała, gdy się tak oparła o niego, unosząc głowę do góry. Już nie patrzyła na zaznaczoną stronę w książce, którą nadal trzymała drugą ręką, by jej się nagle nie zamknęła i nie zgubiła. - Widzę, że się wyspałeś. Ktoś tu ma dobry humor – mruknęła i uśmiechnęła się do niego. Rzeczywiście, jej pragnienie by nauczyć się leczyć, pomagać chorym, a przede wszystkim móc wspomóc potrzebujących na polu bitwy nie było tanim zainteresowaniem. Na biednego jednak nie trafiło, na całe szczęście.
Wiedziała, że może go sobie oglądać, dostała na to przyzwolenie, gdy pierwszy raz zaprosiła go do swojego domu i poznał już jej matkę. Wytknęła mu wtedy, że przyciąga w karczmach wzrok innych, kobiet zwłaszcza i choć tego nie skomentował, powiedział jej, że ona może się patrzyć. Więc patrzyła. Nie tak często jak Shiki na nią, bo zwykle miała do roboty nieco więcej, ale gdy już nadarzyła się okazja, to grzechem było nie skorzystać, czyż nie? Lubiła jednak oglądać jak trenuje, och zwłaszcza wtedy chamsko gapiła się zwykle na jego seksownie zarysowane plecy. Albo gapiła się jak w skupieniu rozkłada wszystkie linki, żyłki i notki, gdy kładli się spać – i też ją to bawiło (zwłaszcza gdy coś więcej wypiła, jak u pewnego gospodarza z krówkami). Albo tak jak dzisiaj, w rzadkich przypadkach gdy on spał, a ona wyjątkowo nie.
- A…! No tak – wzięła w końcu dłoń z książki i pacnęła się nią lekko w czoło. Głupia ona. No głupia bo kartka zaraz odskoczyła, i choć okładka została na stole, to cały środek jej się zamknął i ani znaku o miejscu, w którym skończyła. Białowłosa wypuściła powietrze przez nos w fuknięciu, ale powstrzymała się przed komentarzem i z głośnym westchnięciem po prostu zamknęła książkę. To był definitywny znak, że koniec czytania. Pora iść na obiad, skoro Shikarui taki głodny był. Nic dziwnego. Ona też zaczynała czuć, że najwyższa pora coś w końcu zjeść. - No bo będzie. Wyobrażasz to sobie? Weź to upilnuj jak jedno ryczy i czegoś chce, mówić jeszcze nie potrafi i musisz zgadywać drugie właśnie zaczyna chodzić i się o wszystko obija, a trzecie już chodzi i próbuje się wcisnąć wszędzie i wszystko go interesuje. Zwłaszcza niebezpieczne narzędzia. A ja wymieniłam dopiero trójkę, to co dopiero z piątką. To nie na moje nerwy chyba – ale… ale przecież zgodził się z nią, że piątka to za dużo, więc po co ona to jeszcze tłumaczy…? - A. No bo powiedziałeś, że mam rację. Dobra, za dużo gadam znowu – jak to ona, trudno było sprawić, by zamknęła w końcu jadaczkę, gdy się już rozkręciła. - Po prostu chodźmy coś zjeść – tak, zdecydowanie im się to przyda. Asaka czuła się odrobinkę, ociuuupinkę słabo, może to stąd ten nagły popis głupoty, na szczęście się zreflektowała. Miała już wstać, by samej się przygotować do wyjścia, ale poruszyła się niespokojnie w miejscu i szybko o tym zapomniała, wgapiając się w plecy Shikiego. Jego ubranie było teraz wygięte przez tę nagłą drzemkę na podłodze, ale to nic. To jego kolejne słowa zatrzymały ją w miejscu i przedłużyły moment wydania się wielkiej tajemnicy, którą tutaj skrywała. Zapatrzyła się i zamrugała, nie bardzo wiedząc co jest grane.
- …dlaczego? – powiedziała w końcu. Najpierw nie chciał mieć nic wspólnego z Kosekimi, później zrobił jej prezent i w rozmowie z liderem wyraził chęć dołączenia do rodu, narobił jej tym ogromnej nadziei. Rozumiała, że dla lidera to nie jest takie proste, dać komuś niezwiązanego z klanem od razu wyższą rangę, tak jak chciał Shikarui – a Kazuo nie powiedział definitywnego nie. Prosił, by Shiki przyszedł do niego następnym razem i dostanie wtedy odpowiedź. To pewnie angażowało radę rodu w rozmowy o tym, zajmowało ich czas. A teraz… Teraz mówił, że jednak zrezygnuje. Więc po co to wszystko? Asaka poczuła, jakby ktoś przez długi czas mówił jej o prezencie, który ma dostać i na którym jej zależało tylko po to, by w końcu jej powiedzieć „wiesz co? Jednak nic z tego”.
Dlatego tak długo mieliła sprawę w głowie. I dlatego tak długo się nie odzywała, nawet wtedy, gdy Shikarui pociągnął temat dalej. Nie było sensu udawać, że sprawiło jej to radość, że jej dobry, ledwie odzyskany humor nadal trzyma się w miejscu. Nie trzymał. Bo nastrój zaliczył ostry zjazd, z górki na pazurki, wpadając do jej żołądka z plaskiem tak, że poczuła rozchodzący się po jej ciele chłód.
Już można było odnieść wrażenie, że się nie odezwie, że zamurowało ją w miejscu całkiem i zostanie tak, siedząca na podłodze, że nie ruszy się stamtąd. Cóż, rzeczywiście się nie ruszyła. Ale w końcu dała znać, że jest tutaj i że żyje.
- Reputacja u dwóch osób, którym się wydaje, że pozjadali wszystkie rozumy to nie jest to, co myśli o tobie cała reszta. Wydaje mi się, że w Shiroi-iwie zapamiętali nas z zupełnie czegoś innego. Tak jak w Sogen w tej wiosce. Nie wiem w czym tutaj przeszkadza tytulatura, która może tylko pomóc. Zwłaszcza, jeśli nie będzie mnie akurat obok – odezwała się w końcu, ale na niego nie patrzyła. Jakoś tak wszystkiego jej się znowu dzisiaj odechciało.
- Jakoś wątpię. Nogi pod stołem, czarka po sake w łapce – zaczęła wymieniać, unosząc nieco swoje brwi ni to w zdziwieniu ni to rozbawieniu tym, że mógł powiedzieć, że było mu wygodnie. Jasne, człowiek zmęczony zaśnie wszędzie, nawet na kamieniu, a przecież w różnych warunkach już im przychodziło sypiać w podróży (choć oboje woleli zatrzymywać się jednak w karczmach i ryokanach po drodze niż spać w szczerym polu). Tym niemniej mając w tym samym pomieszczeniu możliwość spania na posłaniu, podłoga była takim sobie wyborem. A on jeszcze mówi, że było całkiem wygodnie. Hmpf! Przynajmniej się wyspał. Asaka jednak nie do końca była zadowolona, bo nie mogła się dołączyć. Wyciągnęła do góry i za siebie dłoń, gdy stanął za nią, zerkając na książkę. Chciała go lekko poklepać po udzie, objąć nawet delikatnie i na moment oddać mu ciężar własnego ciała, gdy się tak oparła o niego, unosząc głowę do góry. Już nie patrzyła na zaznaczoną stronę w książce, którą nadal trzymała drugą ręką, by jej się nagle nie zamknęła i nie zgubiła. - Widzę, że się wyspałeś. Ktoś tu ma dobry humor – mruknęła i uśmiechnęła się do niego. Rzeczywiście, jej pragnienie by nauczyć się leczyć, pomagać chorym, a przede wszystkim móc wspomóc potrzebujących na polu bitwy nie było tanim zainteresowaniem. Na biednego jednak nie trafiło, na całe szczęście.
Wiedziała, że może go sobie oglądać, dostała na to przyzwolenie, gdy pierwszy raz zaprosiła go do swojego domu i poznał już jej matkę. Wytknęła mu wtedy, że przyciąga w karczmach wzrok innych, kobiet zwłaszcza i choć tego nie skomentował, powiedział jej, że ona może się patrzyć. Więc patrzyła. Nie tak często jak Shiki na nią, bo zwykle miała do roboty nieco więcej, ale gdy już nadarzyła się okazja, to grzechem było nie skorzystać, czyż nie? Lubiła jednak oglądać jak trenuje, och zwłaszcza wtedy chamsko gapiła się zwykle na jego seksownie zarysowane plecy. Albo gapiła się jak w skupieniu rozkłada wszystkie linki, żyłki i notki, gdy kładli się spać – i też ją to bawiło (zwłaszcza gdy coś więcej wypiła, jak u pewnego gospodarza z krówkami). Albo tak jak dzisiaj, w rzadkich przypadkach gdy on spał, a ona wyjątkowo nie.
- A…! No tak – wzięła w końcu dłoń z książki i pacnęła się nią lekko w czoło. Głupia ona. No głupia bo kartka zaraz odskoczyła, i choć okładka została na stole, to cały środek jej się zamknął i ani znaku o miejscu, w którym skończyła. Białowłosa wypuściła powietrze przez nos w fuknięciu, ale powstrzymała się przed komentarzem i z głośnym westchnięciem po prostu zamknęła książkę. To był definitywny znak, że koniec czytania. Pora iść na obiad, skoro Shikarui taki głodny był. Nic dziwnego. Ona też zaczynała czuć, że najwyższa pora coś w końcu zjeść. - No bo będzie. Wyobrażasz to sobie? Weź to upilnuj jak jedno ryczy i czegoś chce, mówić jeszcze nie potrafi i musisz zgadywać drugie właśnie zaczyna chodzić i się o wszystko obija, a trzecie już chodzi i próbuje się wcisnąć wszędzie i wszystko go interesuje. Zwłaszcza niebezpieczne narzędzia. A ja wymieniłam dopiero trójkę, to co dopiero z piątką. To nie na moje nerwy chyba – ale… ale przecież zgodził się z nią, że piątka to za dużo, więc po co ona to jeszcze tłumaczy…? - A. No bo powiedziałeś, że mam rację. Dobra, za dużo gadam znowu – jak to ona, trudno było sprawić, by zamknęła w końcu jadaczkę, gdy się już rozkręciła. - Po prostu chodźmy coś zjeść – tak, zdecydowanie im się to przyda. Asaka czuła się odrobinkę, ociuuupinkę słabo, może to stąd ten nagły popis głupoty, na szczęście się zreflektowała. Miała już wstać, by samej się przygotować do wyjścia, ale poruszyła się niespokojnie w miejscu i szybko o tym zapomniała, wgapiając się w plecy Shikiego. Jego ubranie było teraz wygięte przez tę nagłą drzemkę na podłodze, ale to nic. To jego kolejne słowa zatrzymały ją w miejscu i przedłużyły moment wydania się wielkiej tajemnicy, którą tutaj skrywała. Zapatrzyła się i zamrugała, nie bardzo wiedząc co jest grane.
- …dlaczego? – powiedziała w końcu. Najpierw nie chciał mieć nic wspólnego z Kosekimi, później zrobił jej prezent i w rozmowie z liderem wyraził chęć dołączenia do rodu, narobił jej tym ogromnej nadziei. Rozumiała, że dla lidera to nie jest takie proste, dać komuś niezwiązanego z klanem od razu wyższą rangę, tak jak chciał Shikarui – a Kazuo nie powiedział definitywnego nie. Prosił, by Shiki przyszedł do niego następnym razem i dostanie wtedy odpowiedź. To pewnie angażowało radę rodu w rozmowy o tym, zajmowało ich czas. A teraz… Teraz mówił, że jednak zrezygnuje. Więc po co to wszystko? Asaka poczuła, jakby ktoś przez długi czas mówił jej o prezencie, który ma dostać i na którym jej zależało tylko po to, by w końcu jej powiedzieć „wiesz co? Jednak nic z tego”.
Dlatego tak długo mieliła sprawę w głowie. I dlatego tak długo się nie odzywała, nawet wtedy, gdy Shikarui pociągnął temat dalej. Nie było sensu udawać, że sprawiło jej to radość, że jej dobry, ledwie odzyskany humor nadal trzyma się w miejscu. Nie trzymał. Bo nastrój zaliczył ostry zjazd, z górki na pazurki, wpadając do jej żołądka z plaskiem tak, że poczuła rozchodzący się po jej ciele chłód.
Już można było odnieść wrażenie, że się nie odezwie, że zamurowało ją w miejscu całkiem i zostanie tak, siedząca na podłodze, że nie ruszy się stamtąd. Cóż, rzeczywiście się nie ruszyła. Ale w końcu dała znać, że jest tutaj i że żyje.
- Reputacja u dwóch osób, którym się wydaje, że pozjadali wszystkie rozumy to nie jest to, co myśli o tobie cała reszta. Wydaje mi się, że w Shiroi-iwie zapamiętali nas z zupełnie czegoś innego. Tak jak w Sogen w tej wiosce. Nie wiem w czym tutaj przeszkadza tytulatura, która może tylko pomóc. Zwłaszcza, jeśli nie będzie mnie akurat obok – odezwała się w końcu, ale na niego nie patrzyła. Jakoś tak wszystkiego jej się znowu dzisiaj odechciało.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Czuł się zadziwiająco dobrze jak na to, co działo się w ostatnim czasie. Nie lekko, nie całkowicie swobodnie, ale dobrze. Przepłynęło przez niego jakiegoś rodzaju oczyszczenie, sen zmył te najgorsze emocje, które wczoraj tak wybuchały i dzisiejszego ranka miały swoją kumulację. Pogładził swój najcenniejszy skarb na świecie po głowie, kiedy kobieta powierzyła mu część ciężaru swojego ciała, zerkając na niego tak na opak. Tak do góry nogami. Ciekawy musiał to być widok dla niej - dla niego był bardzo ciekawy. Byli w tym całkowicie niepoprawni, w tym, jak bardzo siebie wzajem kochali mimo tego, że płynął czas i wszystko i wszyscy wokół się zmieniali. Nawet oni sami. Nie byli jednakowi, oboje dojrzeli, przekonali się o pewnych rzeczach, nabrali więcej doświadczenia, mieli okazję poznać większą ilość ludzi. Nic nie było takie samo jak przedtem. Nie oznaczało, że było gorsze, oj nie. Wygładzenie myśli sprawiło, że podszedł do wszystkich spraw na trzeźwo, bez tych gwałtownych emocji, z którymi nie był sobie w stanie poradzić. Najważniejszym krokiem i wnioskiem było powiedzenie sobie samemu, że nie ma się czego bać i uświadomienie tego dogłębnie. Gładzenie Asaki po włosach było dowodem na to, że życie się wcale tak bardzo nie zmieniło, wrogów wielu nie przybyło, a świat wcale nie odwrócił się do nich plecami z przekleństwem bogów na swoich twardych ustach. Dotyk przeznaczenia nieczęsto bywał całkowicie gładki. Zazwyczaj jego chropowate i ostre krańce raniły skórę i przecinały nawet ducha, ale były też takie chwile, w których było to przyjemne. I przypominało zabawę białymi jak śnieg, który tak bardzo lubił, włosami.
Złapał za dłoń, którą Asaka pacnęła się w czoło i pochylił tak, by wraz z jej ręką odprowadzić ją na stolik, na którym wcześniej spoczywała. Opadająca karteczka była symbolem tego, że najwyższa pora oderwać się od nauki i zrobić coś jakże szalonego! Czyli zjeść obiad. Przejść się po świątyniach. Pomodlić. Popodziwiać spokojniejszą stronę Watarimono - być może tam Asaka znajdzie coś, co się jej spodoba. Bo Shikiemu przydałaby się teraz dobra modlitwa w uświęconym miejscu, gdzie całkowicie mógłby pozbyć się zagnieceń cisnących się pod bielmem czaszki. Kiwał mądrze głową, potakując, kiedy Asaka zaczęła wymieniać dzieci, jedno za drugim, a każde w innym wieku. Wyobrażał sobie to razem z nią - i była to całkowicie urocza wizja. Było mu nawet obojętne, jakiej dzieci będą płci. Za to zastanawiał się, który gen odziedziczą - bo nawet sobie nie wyobrażał, żeby miały jakiegoś nie odziedziczyć, taka myśl nie przemknęła mu przez głowę - w przeciwieństwie do myśli, czy możliwe było, żeby dziecko odziedziczyło gen Jugo. Czy w nim samym było cokolwiek, co by to umożliwiło. Nie żeby mu na tym zależało - za to było... zastanawiające.
- Nigdy nie mówisz za dużo. - Tak lubił słuchać jej różnych wywodów, że nie było chwili, w której powiedziałby jej "za dużo gadasz". Chociaż czasami zdarzało się, że ją uciszał - nigdy jednak w normalnych sytuacjach, kiedy mogli swobodnie rozmawiać, tak jak teraz. Czasem były to jakieś bardziej oficjalne spotkania, tak jak pierwsze spotkanie z Ichirou, czasem chwile, w których skupienie i cisza były niezbędne - kiedy bardzo mocno musiał się na czymś skupić, kiedy próbował coś usłyszeć. Ile takich chwil było w ciągu tych trzech lat można chyba zliczyć na palcach jednej ręki.
- Nie minimalizuj, nie mówimy o dwóch osobach. Zasięg przynajmniej tej jednej osoby jest daleki. - Obrócił się w kierunku białowłosej, z rozchylonym kimonem i pasem obi w ręku, spoglądając na nią. Milczała przez dłuższą chwilę i teraz wyglądała na... zawiedzioną? Czym właściwie? Było tutaj czym się smucić? - Nie podoba ci się to, że rezygnuję z tej oficjalnej tytulatury? - Nie zamierzał zmienić swojego zdania w tym temacie. Nie spodziewał się zbierać jakichkolwiek laurów, a całe to wydarzenie przypomniało mu o tym, czego najbardziej nie lubił - blasku świateł. Przypomniała mu o tym, że wolał sczeznąć w małym, zakiśniętym lochu, niż narazić Asakę na niebezpieczeństwo. Przypomniała mu o wielu rzeczach - o tych, które były dość mocno skryte, ale teraz wyszły na wierzch wyraźne i jasne. Przynajmniej dla niego.
Złapał za dłoń, którą Asaka pacnęła się w czoło i pochylił tak, by wraz z jej ręką odprowadzić ją na stolik, na którym wcześniej spoczywała. Opadająca karteczka była symbolem tego, że najwyższa pora oderwać się od nauki i zrobić coś jakże szalonego! Czyli zjeść obiad. Przejść się po świątyniach. Pomodlić. Popodziwiać spokojniejszą stronę Watarimono - być może tam Asaka znajdzie coś, co się jej spodoba. Bo Shikiemu przydałaby się teraz dobra modlitwa w uświęconym miejscu, gdzie całkowicie mógłby pozbyć się zagnieceń cisnących się pod bielmem czaszki. Kiwał mądrze głową, potakując, kiedy Asaka zaczęła wymieniać dzieci, jedno za drugim, a każde w innym wieku. Wyobrażał sobie to razem z nią - i była to całkowicie urocza wizja. Było mu nawet obojętne, jakiej dzieci będą płci. Za to zastanawiał się, który gen odziedziczą - bo nawet sobie nie wyobrażał, żeby miały jakiegoś nie odziedziczyć, taka myśl nie przemknęła mu przez głowę - w przeciwieństwie do myśli, czy możliwe było, żeby dziecko odziedziczyło gen Jugo. Czy w nim samym było cokolwiek, co by to umożliwiło. Nie żeby mu na tym zależało - za to było... zastanawiające.
- Nigdy nie mówisz za dużo. - Tak lubił słuchać jej różnych wywodów, że nie było chwili, w której powiedziałby jej "za dużo gadasz". Chociaż czasami zdarzało się, że ją uciszał - nigdy jednak w normalnych sytuacjach, kiedy mogli swobodnie rozmawiać, tak jak teraz. Czasem były to jakieś bardziej oficjalne spotkania, tak jak pierwsze spotkanie z Ichirou, czasem chwile, w których skupienie i cisza były niezbędne - kiedy bardzo mocno musiał się na czymś skupić, kiedy próbował coś usłyszeć. Ile takich chwil było w ciągu tych trzech lat można chyba zliczyć na palcach jednej ręki.
- Nie minimalizuj, nie mówimy o dwóch osobach. Zasięg przynajmniej tej jednej osoby jest daleki. - Obrócił się w kierunku białowłosej, z rozchylonym kimonem i pasem obi w ręku, spoglądając na nią. Milczała przez dłuższą chwilę i teraz wyglądała na... zawiedzioną? Czym właściwie? Było tutaj czym się smucić? - Nie podoba ci się to, że rezygnuję z tej oficjalnej tytulatury? - Nie zamierzał zmienić swojego zdania w tym temacie. Nie spodziewał się zbierać jakichkolwiek laurów, a całe to wydarzenie przypomniało mu o tym, czego najbardziej nie lubił - blasku świateł. Przypomniała mu o tym, że wolał sczeznąć w małym, zakiśniętym lochu, niż narazić Asakę na niebezpieczeństwo. Przypomniała mu o wielu rzeczach - o tych, które były dość mocno skryte, ale teraz wyszły na wierzch wyraźne i jasne. Przynajmniej dla niego.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Lubiła być gładzona i głaskana, lubiła zabawę jej włosami, czesanie jej, delikatne drapanie po główce. Mogłaby wtedy po prostu przymknąć oczy i pozwolić by przyjemne dreszcze zalewały ciało oddające się powoli miękkim ramionom snu. To był łatwy sposób by ją uspokoić, albo sprawić, ze zasypiała jeszcze szybciej, jeśli już leżała sobie w łóżku, odpoczywając. Teraz jednak na siedząco po prostu wpadała w błogostan i nawet jeśli w pierwszej chwili przyglądała się z tej dziwnej pozycji lawendowookiemu, to szybko zamknęła oczy, pozwalając by rzucił na nią czar. Było jej tak dobrze, mogłaby siedzieć tak długo, ale nie było na to czasu – a raczej był, tylko chwila była mało odpowiednia. Trzeba było wyjść stąd, zjeść, poudawać, że coś się robi i że po coś się tutaj przyjechało, a nie tylko siedzieć zamkniętym w pokoju ryokanu. Poszwędanie się po osadzie było tak samo dobrym pomysłem jak wszystko inne, a o niebo lepsze od siedzenia w miejscu, które można było pozwiedzać.
Dłoń ponownie spoczęła na stoliku, odprowadzona tam przez czarnowłosego. Ten słuchał ją chyba i kiwał głową, choć Asaka nie potrafiła teraz powiedzieć czy dlatego, że się z nią zgadzał, czy dlatego, że podobała mu się wizja, którą właśnie nakreśliła. Było coś uroczego w tym co opowiadała, to prawda, trójka dzieciaków-rozbójników brzmiała jak utrapienie, ale też kobieta poczuła dziwną tęsknotę, której nigdy wcześniej nie czuła: za tym czego nie ma, a co mogliby i chcieli mieć. Wyprostowała w końcu szyję, dziwnie tym poruszona, rozejrzała się po pokoju poruszając jedynie oczami. Dla niej też nie miało znaczenia jakiej ich dzieci będą płci, choć miała nadzieję, że któreś będzie chłopcem mogącym dalej nieść nazwisko, jakie otrzymała od męża. Nie miało też dla niej znaczenia czy i jakie odziedziczą kekkei genkai. Czy będzie to jej, Shikiego czy żadne – nic z tego nie definiowało człowieka jako lepszego czy gorszego shinobi. Mieli po prostu różne możliwości. Co do tego czy mogłoby odziedziczyć klątwę Jugo… Pewnie była taka możliwość, skoro ojciec Shikiego pochodził z tego szczepu. Asaka nie wiedziała jak to było z tym dziedziczeniem, więc i nie do końca rozumiała jak to się odbywa. Miała za małą… wiedzę medyczną zapewne. Więc i nie zaprzątała tym sobie za bardzo głowy, choć oczywiście chciała, by ich dzieci jakiś limit odziedziczyły. Nie zmieniłoby to jednak faktu, że kochałaby je tak samo mocno jak bez nich.
- Kłamiesz. Czasem mówię – nie musiał udawać, bo była tego świadoma. Miała niewyparzoną gębę i czasami celowo kusiła los, jak wtedy z Ichirou. Cóż, nie wyszło źle, tak przynajmniej sądziła, ale wiedziała, że nie zawsze będzie tak kolorowo. Zresztą niezbyt się wtedy męża usłuchała, choć posłała mu takie, spojrzenie, ale to takie spojrzenie – pełne podziwu. Poza tym na misjach, gdy tylko Shikarui prosił by zamknęła jadaczkę, bo potrzebuje się skupić, robiła to bez zająknięcia. Ich życie było ważniejsze od tego, że musi sobie pogadać i powiedzieć co myśli o tym i o tamtym.
- A ty nie wyolbrzymiaj. Zasięg Hyuga Reiko jest chyba większy niż jednej z osób, którym się nie spodobałeś – dwa lata myślenia o sprawie i tylko dzień, by zmienić zdanie. Asaka już widziała kto ma na niego większy impakt – ona czy obcy. - Nie podoba. Przede wszystkim nie rozumiem po co w takim razie zawracałeś głowę Shirei-kanowi, który pewnie musiał w rozmowę o przyjęciu cię na wyższej randze zaangażować swoją radę. I jak ty to sobie teraz w zasadzie wyobrażasz? Że co? Że ja będę się pięła po szczeblach kariery, a ty co będziesz robić? Dla kogo będziesz pracować? Co będziesz mówić innym? Dlaczego Shirei-kan ma ci powierzać swoje tajemnice, skoro nie chcesz oficjalnej tytulatury? I w czym by ona niby przeszkadzała? Nie trzeba się nią przecież nigdzie przedstawiać jeśli się nie chce. A może powstrzymać czyjeś głupie zapędy, jeśli ma dobro swojego własnego rodu na sercu. Po co ryzykować pogorszenie stosunków z innym rodem, gdy ma się przed oczami jego oficjalnego przedstawiciela i to na wysokiej randze? Nie zawsze będziemy robić wszystko razem, a już mi udowodniłeś, że potrafisz się wpakować w kłopoty. I co, gdyby nie było mnie następnym razem na miejscu? Nikt nic nie zaryzykuje, bo przecież zrezygnowałeś z oficjalnej tytulatury i jesteś nikim w oczach innych. A wtedy ja stracę wszystko co mam. Zastanawiałeś się dlaczego ninja nie trzyma się w lochach? – odwróciła głowę. Oczywiście, zrobi co zechce. Nie zamierzała jednak udawać, że jej się to podoba. To było tak… nagłe. Jak wszystko zresztą. Shikarui nie wtajemniczał ją w swoje plany. Ani dwa lata temu, ani teraz też nic się nie zmieniło. Och nie, przepraszam, zmieniło. Tym razem poinformował co zamierza. Ale to tyle. Już podjął decyzję, a nawet jej nie powiedział, że ma jakieś wątpliwości. Ona za to miała ich sporo – co do jego decyzji. Zabrała dłonie ze stołu i splotła je ze sobą na udach. Nie chciała, by Shikarui widział, że lekko jej drżą. - Rok temu chciałeś naprawić reputację Jugo w oczach innych rodów. Nie wiem jak chcesz to zrobić mając gdzieś tytulaturę i jej nie chcąc. Chyba, że tego też już ci się odechciało, to dobrze wiedzieć.
Dłoń ponownie spoczęła na stoliku, odprowadzona tam przez czarnowłosego. Ten słuchał ją chyba i kiwał głową, choć Asaka nie potrafiła teraz powiedzieć czy dlatego, że się z nią zgadzał, czy dlatego, że podobała mu się wizja, którą właśnie nakreśliła. Było coś uroczego w tym co opowiadała, to prawda, trójka dzieciaków-rozbójników brzmiała jak utrapienie, ale też kobieta poczuła dziwną tęsknotę, której nigdy wcześniej nie czuła: za tym czego nie ma, a co mogliby i chcieli mieć. Wyprostowała w końcu szyję, dziwnie tym poruszona, rozejrzała się po pokoju poruszając jedynie oczami. Dla niej też nie miało znaczenia jakiej ich dzieci będą płci, choć miała nadzieję, że któreś będzie chłopcem mogącym dalej nieść nazwisko, jakie otrzymała od męża. Nie miało też dla niej znaczenia czy i jakie odziedziczą kekkei genkai. Czy będzie to jej, Shikiego czy żadne – nic z tego nie definiowało człowieka jako lepszego czy gorszego shinobi. Mieli po prostu różne możliwości. Co do tego czy mogłoby odziedziczyć klątwę Jugo… Pewnie była taka możliwość, skoro ojciec Shikiego pochodził z tego szczepu. Asaka nie wiedziała jak to było z tym dziedziczeniem, więc i nie do końca rozumiała jak to się odbywa. Miała za małą… wiedzę medyczną zapewne. Więc i nie zaprzątała tym sobie za bardzo głowy, choć oczywiście chciała, by ich dzieci jakiś limit odziedziczyły. Nie zmieniłoby to jednak faktu, że kochałaby je tak samo mocno jak bez nich.
- Kłamiesz. Czasem mówię – nie musiał udawać, bo była tego świadoma. Miała niewyparzoną gębę i czasami celowo kusiła los, jak wtedy z Ichirou. Cóż, nie wyszło źle, tak przynajmniej sądziła, ale wiedziała, że nie zawsze będzie tak kolorowo. Zresztą niezbyt się wtedy męża usłuchała, choć posłała mu takie, spojrzenie, ale to takie spojrzenie – pełne podziwu. Poza tym na misjach, gdy tylko Shikarui prosił by zamknęła jadaczkę, bo potrzebuje się skupić, robiła to bez zająknięcia. Ich życie było ważniejsze od tego, że musi sobie pogadać i powiedzieć co myśli o tym i o tamtym.
- A ty nie wyolbrzymiaj. Zasięg Hyuga Reiko jest chyba większy niż jednej z osób, którym się nie spodobałeś – dwa lata myślenia o sprawie i tylko dzień, by zmienić zdanie. Asaka już widziała kto ma na niego większy impakt – ona czy obcy. - Nie podoba. Przede wszystkim nie rozumiem po co w takim razie zawracałeś głowę Shirei-kanowi, który pewnie musiał w rozmowę o przyjęciu cię na wyższej randze zaangażować swoją radę. I jak ty to sobie teraz w zasadzie wyobrażasz? Że co? Że ja będę się pięła po szczeblach kariery, a ty co będziesz robić? Dla kogo będziesz pracować? Co będziesz mówić innym? Dlaczego Shirei-kan ma ci powierzać swoje tajemnice, skoro nie chcesz oficjalnej tytulatury? I w czym by ona niby przeszkadzała? Nie trzeba się nią przecież nigdzie przedstawiać jeśli się nie chce. A może powstrzymać czyjeś głupie zapędy, jeśli ma dobro swojego własnego rodu na sercu. Po co ryzykować pogorszenie stosunków z innym rodem, gdy ma się przed oczami jego oficjalnego przedstawiciela i to na wysokiej randze? Nie zawsze będziemy robić wszystko razem, a już mi udowodniłeś, że potrafisz się wpakować w kłopoty. I co, gdyby nie było mnie następnym razem na miejscu? Nikt nic nie zaryzykuje, bo przecież zrezygnowałeś z oficjalnej tytulatury i jesteś nikim w oczach innych. A wtedy ja stracę wszystko co mam. Zastanawiałeś się dlaczego ninja nie trzyma się w lochach? – odwróciła głowę. Oczywiście, zrobi co zechce. Nie zamierzała jednak udawać, że jej się to podoba. To było tak… nagłe. Jak wszystko zresztą. Shikarui nie wtajemniczał ją w swoje plany. Ani dwa lata temu, ani teraz też nic się nie zmieniło. Och nie, przepraszam, zmieniło. Tym razem poinformował co zamierza. Ale to tyle. Już podjął decyzję, a nawet jej nie powiedział, że ma jakieś wątpliwości. Ona za to miała ich sporo – co do jego decyzji. Zabrała dłonie ze stołu i splotła je ze sobą na udach. Nie chciała, by Shikarui widział, że lekko jej drżą. - Rok temu chciałeś naprawić reputację Jugo w oczach innych rodów. Nie wiem jak chcesz to zrobić mając gdzieś tytulaturę i jej nie chcąc. Chyba, że tego też już ci się odechciało, to dobrze wiedzieć.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Wolał być ostrożny, zapobiegać, niż potem leczyć rany. To, co wydarzyło się w Watarimono, przypomniało mu dosadnie, kim jest i kim nie będzie. Na pewno nigdy nie będzie bohaterem, bo nawet nie chciał nim być. Jego wszystkie plany i marzenia, które snuł, roztaczając je tak przed sobą jak i przed Asaką, były naprawdę wielkie i zawierały w sobie angażowanie naprawdę wielkich osób. Nie oznaczało to, że nie było w nich miejsca na maluczkich. Jak na przykład na dzieci. Każde pojedyncze pionki były ważne, nawet ten najmniejszy, całkiem zwyczajny, mógł się stać królową, jeśli tylko stworzyło się mu odpowiednią okazję i odpowiednio o niego zadbało. Potrafił docenić siłę pojedynczych jednostek, które były pozornie słabe, by obserwować, jak rosną, jak i tych, które już siłę w rękach miały i wykorzystywały ją do zdobywania tego, czego pragnęły. Żaden z planów, które przez ostatnie lata starannie wprowadzał w życie, małymi kroczkami, nie został odrzucony. Upewnił się wręcz w tym, że musi go wprowadzić i uczynić żywym.
- Nie wyolbrzymiam. A ty nie zamykaj oczu na konsekwencje decyzji i jej skutki na przyszłość. - W jej oczach był idealnym mężem i był czuły, troskliwy i kochany. Ale nie był taki i nigdy nie chciał być taki dla reszty świata. Wydarzenia, które wplątały ich w cug skutków i przyczyn w prowincji Hyuga, tak jak i w Sogen, były tylko tym, co Asaka miała przed swoimi oczami, nie tym, na czym wycentrowane było jego spojrzenie. Asaka nienawidziła nieśmiertelnych Jashinistów, chciała chronić swój dom - należało więc się ich pozbyć. Asaka została zaatakowana przez dziwną chorobę - należało się jej pozbyć. Asaka nie chciała zostawić na drodze prostych kupców - należało się ich pozbyć. Zawsze to tak działało. I nigdy się na to nie skarżył. Nie przeszkadzało mu to. Wydawało mu się, że jeszcze jakiś czas temu uważał to wszystko za ważne, wspięcie się wyżej, jak Asaka powiedziała - odratowanie honoru jego klanu. Gówno prawda. To wszystko było nic nie wartą perzyną, zajawką i chłonięciem tej paski od białowłosej. Kim jestem? - na pewno nie Jugo. Na pewno nie Ranmaru. Na pewno nie Kosekim.
Nakręciła się. Najpierw zamarła, wcięta, nakręcona w ciszy własną myślą, która ją zmroziła, a teraz wylała ją na wierzch w całości. Wiedział, jak się z nią obchodzić w takich sytuacjach i w przeciwieństwie do tego, co wydarzyło się w ostatnich dniach, ta go nie przytłaczała. Nie przeszkadzała mu. Za to potwierdziła myśl, że lepiej jak najszybciej uciec z Watarimono, póki jego przekleństwo nie sięgnęło samego szpiku ich kości. Rozpadało świat na zewnątrz i teraz próbowało wedrzeć się do wnętrza. Czarnowłosy nie zamierzał na to pozwolić. Białowłosa chyba jednak miała już dość napiętych nerwów, ale i też jej reakcja nie była dziwna. Ognisty temperament dawał o sobie znać, a faktem było, że czarnowłosy często stawiał ją przed faktem dokonanym, kiedy się na coś zdecydował. To były te chwile, w których nie istniało dla niego "nie". Chwile, w których robił dokładnie to, co chciał.
- Zamierzam zrezygnować z pięcia się po szczeblach tytułów, nie ze służby. - Odparł spokojnie, nieprzejęty jej... przejęciem. Przynajmniej tak to wyglądało, ale też tak to wyglądało bardzo często. Nigdy nie wpadał w złość, nie dawał się porwać jej emocjom, nie podsycał jej ognia. Był wodą, żywą i spokojną, która podmywała gorejące węgle. - Uznam twoje pytanie o zastanowienie się za pytanie retoryczne. Jest niemal obraźliwe. Biorąc pod uwagę dalszą część mojej wcześniejszej wypowiedzi. - Nałożył fragment kimona na drugi i przesunął pas obi po swoim pasie, wiążąc je powoli, elegancko, by potem obrócić je w tył, żeby nie prezentować się jak męska dziwka. - Ja ci udowodniłem, że potrafię pakować się w kłopoty? - Och, w jego tonie zabrzmiała zimna nuta. Tak i też spojrzał na Asakę - zimno. Nie tylko jej nerwy były nadszarpnięte tymi wydarzeniami. Choć... nie, on się nie denerwował. Za to teraz - oceniał. - Nie ośmielaj się wypominać mi czegoś takiego raz jeszcze. - To była zagrywka poniżej pasa, uderzająca we wszystko, co zrobił po jej myśli, w których czasem wątpliwości o tym, jak postąpić, istniały, a czasem były oczywiste. Ale zdecydowanie to nie Asaka miała prawo do oceniania tego, kto tu się pakował w kłopoty. Bo to jej wymagania plątały większość wydarzeń. I nigdy nie uważał, żeby to była jej wina, nigdy zresztą winnych nie poszukiwał, ale jej wytknięcie palcem przejeżdżało ostrymi pazurami po jego myślach. Poczuł się urażony. Wypomnieniem, które zrobiła, bo on "bez niej to pakował się w kłopoty". - Jesteś bardzo szybka do wytykania palcem. - Wyciągnął włosy zza miękkiego materiału jednym ruchem. Falą uniosły się za nim i opadły jedwabiem na jego plecy. Krucza kurtyna zapadająca nad tą rozmową. - Mam gdzieś Jugo i ich problemu. Niech zgniją w swojej marnej wiosce. I nie dbam o Kosekich. Nie dbam o żaden klan. Jedyne, co mnie obchodzi to twoje dobro i twoje marzenie, żeby twoi bliscy byli bezpieczni. Wolę zgnić w lochu, niż pociągnąć któreś z tych marzeń na dno. - Czy to było rozczarowujące? Nie powinien tego robić, a wiedział doskonale, co robi. Kąsa. Wyciąga igły. Mimo to właśnie to zrobił. Tylko czemu? Tylko po co? Znów klarowność jego myśli została odcięta przez uczucia. Mieli rację, mieli cholerną, całkowitą rację. Oto jest właśnie moment, w którym doskonała broń umierała - moment, w którym zaczynała posiadać zbyt dużo serca. A mimo to... nie było cieplejszej rzeczy od niego. I nie było lepszych doświadczeń niż te, które odmierzało jego bicie. - Zamierzałem ci powiedzieć, że planuję dołączyć do Sakki.
- Nie wyolbrzymiam. A ty nie zamykaj oczu na konsekwencje decyzji i jej skutki na przyszłość. - W jej oczach był idealnym mężem i był czuły, troskliwy i kochany. Ale nie był taki i nigdy nie chciał być taki dla reszty świata. Wydarzenia, które wplątały ich w cug skutków i przyczyn w prowincji Hyuga, tak jak i w Sogen, były tylko tym, co Asaka miała przed swoimi oczami, nie tym, na czym wycentrowane było jego spojrzenie. Asaka nienawidziła nieśmiertelnych Jashinistów, chciała chronić swój dom - należało więc się ich pozbyć. Asaka została zaatakowana przez dziwną chorobę - należało się jej pozbyć. Asaka nie chciała zostawić na drodze prostych kupców - należało się ich pozbyć. Zawsze to tak działało. I nigdy się na to nie skarżył. Nie przeszkadzało mu to. Wydawało mu się, że jeszcze jakiś czas temu uważał to wszystko za ważne, wspięcie się wyżej, jak Asaka powiedziała - odratowanie honoru jego klanu. Gówno prawda. To wszystko było nic nie wartą perzyną, zajawką i chłonięciem tej paski od białowłosej. Kim jestem? - na pewno nie Jugo. Na pewno nie Ranmaru. Na pewno nie Kosekim.
Nakręciła się. Najpierw zamarła, wcięta, nakręcona w ciszy własną myślą, która ją zmroziła, a teraz wylała ją na wierzch w całości. Wiedział, jak się z nią obchodzić w takich sytuacjach i w przeciwieństwie do tego, co wydarzyło się w ostatnich dniach, ta go nie przytłaczała. Nie przeszkadzała mu. Za to potwierdziła myśl, że lepiej jak najszybciej uciec z Watarimono, póki jego przekleństwo nie sięgnęło samego szpiku ich kości. Rozpadało świat na zewnątrz i teraz próbowało wedrzeć się do wnętrza. Czarnowłosy nie zamierzał na to pozwolić. Białowłosa chyba jednak miała już dość napiętych nerwów, ale i też jej reakcja nie była dziwna. Ognisty temperament dawał o sobie znać, a faktem było, że czarnowłosy często stawiał ją przed faktem dokonanym, kiedy się na coś zdecydował. To były te chwile, w których nie istniało dla niego "nie". Chwile, w których robił dokładnie to, co chciał.
- Zamierzam zrezygnować z pięcia się po szczeblach tytułów, nie ze służby. - Odparł spokojnie, nieprzejęty jej... przejęciem. Przynajmniej tak to wyglądało, ale też tak to wyglądało bardzo często. Nigdy nie wpadał w złość, nie dawał się porwać jej emocjom, nie podsycał jej ognia. Był wodą, żywą i spokojną, która podmywała gorejące węgle. - Uznam twoje pytanie o zastanowienie się za pytanie retoryczne. Jest niemal obraźliwe. Biorąc pod uwagę dalszą część mojej wcześniejszej wypowiedzi. - Nałożył fragment kimona na drugi i przesunął pas obi po swoim pasie, wiążąc je powoli, elegancko, by potem obrócić je w tył, żeby nie prezentować się jak męska dziwka. - Ja ci udowodniłem, że potrafię pakować się w kłopoty? - Och, w jego tonie zabrzmiała zimna nuta. Tak i też spojrzał na Asakę - zimno. Nie tylko jej nerwy były nadszarpnięte tymi wydarzeniami. Choć... nie, on się nie denerwował. Za to teraz - oceniał. - Nie ośmielaj się wypominać mi czegoś takiego raz jeszcze. - To była zagrywka poniżej pasa, uderzająca we wszystko, co zrobił po jej myśli, w których czasem wątpliwości o tym, jak postąpić, istniały, a czasem były oczywiste. Ale zdecydowanie to nie Asaka miała prawo do oceniania tego, kto tu się pakował w kłopoty. Bo to jej wymagania plątały większość wydarzeń. I nigdy nie uważał, żeby to była jej wina, nigdy zresztą winnych nie poszukiwał, ale jej wytknięcie palcem przejeżdżało ostrymi pazurami po jego myślach. Poczuł się urażony. Wypomnieniem, które zrobiła, bo on "bez niej to pakował się w kłopoty". - Jesteś bardzo szybka do wytykania palcem. - Wyciągnął włosy zza miękkiego materiału jednym ruchem. Falą uniosły się za nim i opadły jedwabiem na jego plecy. Krucza kurtyna zapadająca nad tą rozmową. - Mam gdzieś Jugo i ich problemu. Niech zgniją w swojej marnej wiosce. I nie dbam o Kosekich. Nie dbam o żaden klan. Jedyne, co mnie obchodzi to twoje dobro i twoje marzenie, żeby twoi bliscy byli bezpieczni. Wolę zgnić w lochu, niż pociągnąć któreś z tych marzeń na dno. - Czy to było rozczarowujące? Nie powinien tego robić, a wiedział doskonale, co robi. Kąsa. Wyciąga igły. Mimo to właśnie to zrobił. Tylko czemu? Tylko po co? Znów klarowność jego myśli została odcięta przez uczucia. Mieli rację, mieli cholerną, całkowitą rację. Oto jest właśnie moment, w którym doskonała broń umierała - moment, w którym zaczynała posiadać zbyt dużo serca. A mimo to... nie było cieplejszej rzeczy od niego. I nie było lepszych doświadczeń niż te, które odmierzało jego bicie. - Zamierzałem ci powiedzieć, że planuję dołączyć do Sakki.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
Tyle, że jego siła też brała w tym wszystkim udział. On też miał wpływ na innych, tak jak inni mieli na niego. I tak, każdy pionek mógł stać się królową czy królem. On też. Szachy nie były o tym, jak wszystkie pionki chronią swoją królową. Bo nawet ona była po to, by obronić króla.
- To samo mogłabym powiedzieć tobie. Więc mówię. Nie zamykaj oczu na konsekwencje decyzji i ich skutki na przyszłość – to było już burknięcie, niezadowolone burknięcie z jej strony. Rzadko kiedy odwracała kota ogonem, ale w tym wypadku po prostu jej to pasowało, bo to, co do niego mówiła, było właśnie po to, by uświadomił sobie konsekwencje swoich decyzji i jak może wyglądać przyszłość. To, że miała zupełnie inne zdanie niż on to kompletnie osobna kwestia. Kwestia Jashinistów była zupełnie inna, bo to dopiero po tamtej sytuacji zrozumiała jaką są plagą. To Shikarui przecież chciał się dowiedzieć czegoś od tego całego jamutambyło, szukał dla nich zajęcia i tam też robił co chciał. Przymilał się, dawał się dotykać, ustalał kto z nimi pójdzie a kto nie. Ją nikt nie zapytał o zdanie czy towarzystwo jakiegoś kolesia zakochanego w swoim mieczu jej odpowiada. Nie odpowiadało. To, że przy okazji uwikłali się w całą sprawę w Shiroi-iwie, sprzątnęli dwójkę Jashinistów i wylądowali w gabinecie lidera to też osobna sprawa i wcale nie było tak, że Asaka od początku chciała ich sprzątnąć. I przecież nie goniła za nimi aż do Daishi a mogła, skoro wyraźnie słyszeli, że to tam podobno mają zmierzać.
- Więc wyrażaj się precyzyjnie, bo dla mnie to brzmiało jak zamierzenie odmówienia wszystkiego, co ma ci do zaoferowania Kazuo-dono – była zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Dość miała tych wszystkich nerwów i złości, wszystkich przykrych niespodzianek, które ich – i ją – spotkały tutaj odkąd tylko przybyli. Dla niej „nie chcę tytulatury” i „nie chcę się piąć po szczeblach tytułów” brzmiało jak dwie osobne sprawy. Pierwsza to odmówienie wszystkiego, a druga to odmówienie starania się, by kolejne tytuły otrzymywać. Będą to będą, nie będą to nie będą. Zresztą Asaka nigdy nie robiła wszystkiego tylko po to, by zyskać wyższą rangę. Tak po prostu wyszło, ale nie zamierzała nimi gardzić, koro Shirei-kan uznał, że jest ich godna. - Bo było retorycznym – Shikarui nie był głupi i nigdy go za głupiego nie uważała, nawet wtedy, gdy zadawał dziwne pytania dotyczące zupełnie oczywistych rzeczy. Nie rozumiała więc skąd ten dziwny wniosek, że wspaniałomyślnie wręcz uzna, że to było pytanie retoryczne. Obraźliwe? Raczej otwierające oczy. Kobieta widocznie się spięła słysząc takie bzdury, a już zwłaszcza wtedy, gdy usłyszała ten ton. Zimny ton, do którego nie przywykła, by był kierowany do niej. Chyba… chyba nigdy nie był. Pierwszy raz usłyszała, by tak do niej powiedział i wręcz poczuła jak serce na chwilę jej zamarło, zmroziło się – a jej oczy, duże złote oczy, otworzyły się w pełni, robiąc jeszcze większe. Patrzył na nią tak samo jak do niej mówił. Nie tak jak zawsze, nie miękko i z czułością. Zimno. Miała pustkę w głowie. Każda mądra odpowiedź wyleciała jej z głowy. Shikarui nie zastanawiał się nad tym dlaczego Seinaru i Ichirou w ogóle założyli, że może coś odwinąć i poszli za nim, robiąc co robiąc. Oczywiście Shikarui nie zrobił nic złego i Asaka go nie winiła, ale to, że tak założyli w ogóle, nie było dla niej zaskoczeniem. Musieli widzieć jego zachowanie w Iglicy. Jego szaleńczy śmiech. Asaka miała nadzieję, że być może mogło to zostać pominięte przez towarzyszy ich podróży, ale najwyraźniej nie zostało. Więc tak, było to pakowaniem się w kłopoty, przez to, co czasami opętywało Shikiego – i miała mu to powiedzieć, ale nie znalazła w sobie słów. Znalazła tylko ból i niedowierzanie, że może tak do niej mówić i tak na nią patrzeć. Że widzi w niej wroga. Znowu. On poczuł się urażony, tak jak i ona, tylko, że do jej urażenia dołączyło jeszcze coś. Zabolało. Zabolało, że uznał, że jest szybka do wytykania palcem. A potem zabolało jeszcze bardziej, gdy uznał, że ma gdzieś Jugo i Kosekich. Zabolało, bo sądziła, że jest inaczej. Cały czas się łudziła, chyba przez to, że sam chciał dołączyć do tego rodu. I sam opowiadał o tym, że chce pociągnąć za sobą Jugo. Teraz okazywało się to jednym wielkim kłamstwem utkanym… po co właściwie? Na początku ich znajomości była zdystansowana, tak bardzo, że szpile, które wbijał, o ile to robił, nie robiły żadnego wrażenia i efektu. Z czasem jednak dystans zniknął, tak jak metaforyczna kryształowa zbroja – bo tej fizycznej nie potrafiła jeszcze wtedy zrobić. Teraz z kolei poczuła się taka… Taka odsłonięta. Że nie spodziewała się ataku i takich słów akurat z jego strony. Ale czego ona się spodziewała po tym wyjeździe i co się z tego udało? Nic. Wszystko było zupełnie na opak. - Jeśli zgnijesz w lochu, a nie zgnijesz, bo prędzej cię zetną, jeśli komuś się nie spodobasz za bardzo i zostaniesz złapany, to jedno z tych marzeń pójdzie bardziej niż na dno. Ale to już nie będzie twoje zmartwienie, prawda? Bo jakie zmartwienia mają zwłoki? – inna sprawa, że jej zdaniem nie było powodu, by miał być przez kogokolwiek przetrzymywany w lochu. To był ten egoizm, o którym mówiła. Że jedno ginie za drugie, szczęśliwe, że to drugie może żyć, a drugie… Drugie zostaje samo. Z wyrwą w sercu, której nijak nie da się zapełnić. Z pragnieniem, by dołączyć do ukochanej osoby jak najszybciej, bo życie bez niego nie ma smaku i sensu. Jest puste. A co to za życie? Wiedząc, że miało się wszystko, a teraz nie będzie się miało już nic? Asaka w moment poczuła jak ścisnęło się jej serce, mając taką wizję przed oczami. Odwróciła od niego wzrok, nie chciała widzieć tego chłodu w jego spojrzeniu, nie teraz, gdy musiała sobie wyobrażać świat bez niego.
- Żaden Doko ani Akoraito, któremu nie w głowie tytuły, nigdy nie usłyszy nawet o Sakki – jedno kłóciło się z drugim. Asaka niewiele wiedziała o Sakki, elitarna jednostka, zaufani Shirei-kana. Szpiedzy, wykonujący jego wolę. Tyle wiedziała. Ale było oczywiste, że bez zaufania nie sięgnie się po tę funkcję. A zaufanie jest pokazywane oferowanymi tytułami. Od siebie też trzeba coś dać. Zaangażowanie. Umiejętności. To, że można na kimś takim polegać. Oddanie. Coś za coś, czy nie? Głos Asaki był słaby. Ledwo słyszalny. Obiad? Odechciało jej się cokolwiek jeść. Chciała zostać tu i się obudzić, odkryć, że wcale nie są w Watarimono, a w Daishi, w ciepłym, wygodnym łóżku.
Nie dbam o Kosekich. To jedno tłukło jej się po głowie.
- To samo mogłabym powiedzieć tobie. Więc mówię. Nie zamykaj oczu na konsekwencje decyzji i ich skutki na przyszłość – to było już burknięcie, niezadowolone burknięcie z jej strony. Rzadko kiedy odwracała kota ogonem, ale w tym wypadku po prostu jej to pasowało, bo to, co do niego mówiła, było właśnie po to, by uświadomił sobie konsekwencje swoich decyzji i jak może wyglądać przyszłość. To, że miała zupełnie inne zdanie niż on to kompletnie osobna kwestia. Kwestia Jashinistów była zupełnie inna, bo to dopiero po tamtej sytuacji zrozumiała jaką są plagą. To Shikarui przecież chciał się dowiedzieć czegoś od tego całego jamutambyło, szukał dla nich zajęcia i tam też robił co chciał. Przymilał się, dawał się dotykać, ustalał kto z nimi pójdzie a kto nie. Ją nikt nie zapytał o zdanie czy towarzystwo jakiegoś kolesia zakochanego w swoim mieczu jej odpowiada. Nie odpowiadało. To, że przy okazji uwikłali się w całą sprawę w Shiroi-iwie, sprzątnęli dwójkę Jashinistów i wylądowali w gabinecie lidera to też osobna sprawa i wcale nie było tak, że Asaka od początku chciała ich sprzątnąć. I przecież nie goniła za nimi aż do Daishi a mogła, skoro wyraźnie słyszeli, że to tam podobno mają zmierzać.
- Więc wyrażaj się precyzyjnie, bo dla mnie to brzmiało jak zamierzenie odmówienia wszystkiego, co ma ci do zaoferowania Kazuo-dono – była zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Dość miała tych wszystkich nerwów i złości, wszystkich przykrych niespodzianek, które ich – i ją – spotkały tutaj odkąd tylko przybyli. Dla niej „nie chcę tytulatury” i „nie chcę się piąć po szczeblach tytułów” brzmiało jak dwie osobne sprawy. Pierwsza to odmówienie wszystkiego, a druga to odmówienie starania się, by kolejne tytuły otrzymywać. Będą to będą, nie będą to nie będą. Zresztą Asaka nigdy nie robiła wszystkiego tylko po to, by zyskać wyższą rangę. Tak po prostu wyszło, ale nie zamierzała nimi gardzić, koro Shirei-kan uznał, że jest ich godna. - Bo było retorycznym – Shikarui nie był głupi i nigdy go za głupiego nie uważała, nawet wtedy, gdy zadawał dziwne pytania dotyczące zupełnie oczywistych rzeczy. Nie rozumiała więc skąd ten dziwny wniosek, że wspaniałomyślnie wręcz uzna, że to było pytanie retoryczne. Obraźliwe? Raczej otwierające oczy. Kobieta widocznie się spięła słysząc takie bzdury, a już zwłaszcza wtedy, gdy usłyszała ten ton. Zimny ton, do którego nie przywykła, by był kierowany do niej. Chyba… chyba nigdy nie był. Pierwszy raz usłyszała, by tak do niej powiedział i wręcz poczuła jak serce na chwilę jej zamarło, zmroziło się – a jej oczy, duże złote oczy, otworzyły się w pełni, robiąc jeszcze większe. Patrzył na nią tak samo jak do niej mówił. Nie tak jak zawsze, nie miękko i z czułością. Zimno. Miała pustkę w głowie. Każda mądra odpowiedź wyleciała jej z głowy. Shikarui nie zastanawiał się nad tym dlaczego Seinaru i Ichirou w ogóle założyli, że może coś odwinąć i poszli za nim, robiąc co robiąc. Oczywiście Shikarui nie zrobił nic złego i Asaka go nie winiła, ale to, że tak założyli w ogóle, nie było dla niej zaskoczeniem. Musieli widzieć jego zachowanie w Iglicy. Jego szaleńczy śmiech. Asaka miała nadzieję, że być może mogło to zostać pominięte przez towarzyszy ich podróży, ale najwyraźniej nie zostało. Więc tak, było to pakowaniem się w kłopoty, przez to, co czasami opętywało Shikiego – i miała mu to powiedzieć, ale nie znalazła w sobie słów. Znalazła tylko ból i niedowierzanie, że może tak do niej mówić i tak na nią patrzeć. Że widzi w niej wroga. Znowu. On poczuł się urażony, tak jak i ona, tylko, że do jej urażenia dołączyło jeszcze coś. Zabolało. Zabolało, że uznał, że jest szybka do wytykania palcem. A potem zabolało jeszcze bardziej, gdy uznał, że ma gdzieś Jugo i Kosekich. Zabolało, bo sądziła, że jest inaczej. Cały czas się łudziła, chyba przez to, że sam chciał dołączyć do tego rodu. I sam opowiadał o tym, że chce pociągnąć za sobą Jugo. Teraz okazywało się to jednym wielkim kłamstwem utkanym… po co właściwie? Na początku ich znajomości była zdystansowana, tak bardzo, że szpile, które wbijał, o ile to robił, nie robiły żadnego wrażenia i efektu. Z czasem jednak dystans zniknął, tak jak metaforyczna kryształowa zbroja – bo tej fizycznej nie potrafiła jeszcze wtedy zrobić. Teraz z kolei poczuła się taka… Taka odsłonięta. Że nie spodziewała się ataku i takich słów akurat z jego strony. Ale czego ona się spodziewała po tym wyjeździe i co się z tego udało? Nic. Wszystko było zupełnie na opak. - Jeśli zgnijesz w lochu, a nie zgnijesz, bo prędzej cię zetną, jeśli komuś się nie spodobasz za bardzo i zostaniesz złapany, to jedno z tych marzeń pójdzie bardziej niż na dno. Ale to już nie będzie twoje zmartwienie, prawda? Bo jakie zmartwienia mają zwłoki? – inna sprawa, że jej zdaniem nie było powodu, by miał być przez kogokolwiek przetrzymywany w lochu. To był ten egoizm, o którym mówiła. Że jedno ginie za drugie, szczęśliwe, że to drugie może żyć, a drugie… Drugie zostaje samo. Z wyrwą w sercu, której nijak nie da się zapełnić. Z pragnieniem, by dołączyć do ukochanej osoby jak najszybciej, bo życie bez niego nie ma smaku i sensu. Jest puste. A co to za życie? Wiedząc, że miało się wszystko, a teraz nie będzie się miało już nic? Asaka w moment poczuła jak ścisnęło się jej serce, mając taką wizję przed oczami. Odwróciła od niego wzrok, nie chciała widzieć tego chłodu w jego spojrzeniu, nie teraz, gdy musiała sobie wyobrażać świat bez niego.
- Żaden Doko ani Akoraito, któremu nie w głowie tytuły, nigdy nie usłyszy nawet o Sakki – jedno kłóciło się z drugim. Asaka niewiele wiedziała o Sakki, elitarna jednostka, zaufani Shirei-kana. Szpiedzy, wykonujący jego wolę. Tyle wiedziała. Ale było oczywiste, że bez zaufania nie sięgnie się po tę funkcję. A zaufanie jest pokazywane oferowanymi tytułami. Od siebie też trzeba coś dać. Zaangażowanie. Umiejętności. To, że można na kimś takim polegać. Oddanie. Coś za coś, czy nie? Głos Asaki był słaby. Ledwo słyszalny. Obiad? Odechciało jej się cokolwiek jeść. Chciała zostać tu i się obudzić, odkryć, że wcale nie są w Watarimono, a w Daishi, w ciepłym, wygodnym łóżku.
Nie dbam o Kosekich. To jedno tłukło jej się po głowie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Shikarui nie był zdenerwowany bo rzadko kiedy bywał. Nie miał na co się złościć. Na siebie? Na nią? Na hipokryzję, która teraz oblepiła ciało Asaki i sprawiła, że Shikarui tylko lekko uniósł brwi? Lecz nie w zdziwieniu. Raczej w zdegustowaniu. Nie było niczego przyjemnego w jego spojrzeniu i prawdą było, że nigdy tak na nią nie spoglądał i nigdy tak do niej nie mówił. Ton, ten chłodny, był przeznaczony do innych ludzi, którzy go irytowali swoją istotą. Spojrzenie, które jej posyłał, było przeznaczone dla osób, których opinią się nie przejmował. Zdanie Koseki zawsze było dla niego ważne. Przejmował się tym, co sądzi i tym, czego chce. Jednak teraz nie mógł znaleźć w sobie żadnego przejęcia - tak jak przy rozmowie z Akim. Jakby wszystko to wyparowało po równi i zostawiło go doskonałego - bo nie opatrzonego znamieniem miłości. Wydawałoby się, że bez przyćmiewających uczuć, ale one tam były i miały się doskonale źle. Doskonale wypaczenie. Robiły fikołki i zjeżdżały z wypolerowanych beli obdartych z kory, które robiły za zjeżdżalnie. Śmiały się jak dzieci, które robią wyjątkowo nieszkodliwego psikusa, ściskając wszystko do jednej, maleńkiej kuleczki. Taka kula luda, która po rozpryśnięciu mogłaby poranić wszystko wokół, ale my już na tym etapie wiedzieliśmy, że nie wybuchnie. Miała się za to roztopić i zostawić po swojej bytności paskudne błoto, w których utkną nogi i od którego pobrudzą się drogie ciuchy. Nie odpowiedział na jej słowa, bo nie było żadnej potrzeby. Jak rozmowa ze ścianą w pustym pokoju - powiesz coś, a ona powtórzy twoje echo. Możesz z tego wyciągnąć własne wnioski, ale po co? Pozostaje tylko irytacja, że coś cię małpuje w sposób, który w twoim mniemaniu jest nieudolny. Mocnym żelazem skuł się jego umysł i jego serce w zaledwie ułamku sekundy. Od lodowej kuli powiał mróz, który osłonił go swoim płaszczem. I znów - pozory nieprzeniknienia, które były ślepą reakcją na kolejną sytuację, w której wszystko zmuszało cię do walki z nowym wrogiem. Wrogiem! Jeszcze zanim zasnął przecież mówili, że rozmowy z Asaką nigdy nie były walką, a tu proszę - prawdziwa wojna, co grzmiała bębnami i wytaczała ciężkie działa do boju. Wydawało mu się, że wszystko w jego głowie było klarowne. Kolejne "wydawania". Kolejne sądzenia, że widział wszystko wyraźnie. Pewnie potem zobaczy, że był zbyt ślepy, a może zostanie przy swoim, bo jak zawsze - nie potrafił czuć się winnym. Potrafił tylko przepraszać za czyny, których nawet nie żałował, wiedząc tylko o tym, że sprawiły przykrość i za to, że ktoś przykrość odczuł, można przeprosić. I za to, że nie ma ludzi nieomylnych - każdemu zdarza się pomylić, zrobić coś źle, powiedzieć coś nie tak. To były już słowa Asaki. Wiadomym zaś było, że białowłosa lubiła stawiać na swoim i zadzierać nos, czarnowłosy o tym doskonale wiedział. Dlatego nie zamierzał wchodzić z nią w dysputy - zwłaszcza takie, w których wiedział, że się nie dogadają i tylko pogłębią kłótnie. Bo ta pierwsza rzecz na pewno by tak zrobiła. Jak zawsze - wolał przemilczeć. To była jego metoda na bardzo wiele spraw. Rozwiązanie, które wcale nie było dobre. Nie zawsze.
- Ja nie jestem Doko i nie jestem Akoraito. - Utrzymywał na niej niezmienne spojrzenie nawet kiedy odwróciła wzrok i kiedy skryła ręce pod stołem, a które drżały z emocji, z bólu, który przecinał jej serce. Jego idealny świat, który tak ciężko budował i na który tak mocno pracował, rozprysnął się po raz kolejny. Tym razem nie było osób trzecich, które by w tym grzebały i angażowały swoje cztery litery. Tym razem był on sam - przerażająco czysty, pozbawiony wszystkich masek i złudzeń, pozbawiony słodkiej otoczki, którą sam sobie wmawiał. Nie. Nie da się oszukać natury. Nie można oszukiwać samego siebie, że można stać się kimś, kim się nie jest. Nie można ciągle udawać i gonić za ty, czego się nie dostanie. Najwyższa pora spojrzeć sobie w oczy, stanąć przed lustrem i poznać samego siebie - od podszewki. Paląc las, który przysłaniał nam widok na coś wspaniałego. I coś bardzo bolesnego w całym ujęciu, które tutaj padło. Która z prawd była prawdziwa? Bo przecież to wszystko, co działo się do tej pory... nie było żadnym kłamstwem. To nie tak, że był fałszywy wobec Asaki, innych czy samego siebie. Coś się musiało zmienić - być może nieodwracalnie a być może chwilowo. Albo to ta zmiana na lepsze była tylko chwilowa, nim Shikarui przypomniał sobie, jaki był naprawdę.
Patrząc na Asakę nie potrafił w sobie znaleźć chęci do pocieszenia jej, chociaż wiedział, że powinien to zrobić, jak robił to zawsze. Powinien złagodnieć, skoro nie odczuwał złości czy bólu, powinien się uśmiechnąć, pogłaskać ją i przeprosić. Tak byłoby jeszcze trzy dni temu. Teraz wydawała mu się obcą kobietą. Zawirowała wokół niego zagrożeniem i przywiodła do głowy myśl, że jeśli nie będzie uważny to kryształ może opleść go zanim się dobrze spostrzeże. To wystarczyło, żeby jego mięśnie lekki się napięły. Cóż za głupota, irracjonalna, przekreślająca wszystko to, czego przez lata się nauczyliśmy. To dopiero była paranoja! Trzecia myśl sprawiła, że znów się rozluźnił. Nie trwało to sekundy, nawet nie dwie - rozciągnęło się w minutę ciszy, jaka zapadła pomiędzy nimi. On stojący w oddali, ona siedząca, próbująca przetrawić bębniące w umyśle zdanie. Jedno, jakże ważne. A przecież i ono nie było kłamstwem.
Chciał wyjść, opuścić to miejsce, pójść na obiad i spacer, by w końcu ukoić swoje myśli, a nie tkwić w tym pomieszczeniu, które zaczynało na niego działać klaustrofobiczne. Chciał się znaleźć wszędzie - byle nie tutaj. Zamiast tego jednak westchnął pod nosem i otworzył okno, by wpuścić do pomieszczenia świeże powietrze. Zaplótł ręce na klatce piersiowej i skierował wzrok na zewnątrz, wsłuchując się w coraz głośniejsze miasto. Chyba turniej dzisiaj się zakończył, wnioskując po tym, jak wiele ludzi znalazło się na ulicach. Oparł się łopatkami o ścianę i skrzyżował nogi przed sobą.
Chłód koił.
- Ja nie jestem Doko i nie jestem Akoraito. - Utrzymywał na niej niezmienne spojrzenie nawet kiedy odwróciła wzrok i kiedy skryła ręce pod stołem, a które drżały z emocji, z bólu, który przecinał jej serce. Jego idealny świat, który tak ciężko budował i na który tak mocno pracował, rozprysnął się po raz kolejny. Tym razem nie było osób trzecich, które by w tym grzebały i angażowały swoje cztery litery. Tym razem był on sam - przerażająco czysty, pozbawiony wszystkich masek i złudzeń, pozbawiony słodkiej otoczki, którą sam sobie wmawiał. Nie. Nie da się oszukać natury. Nie można oszukiwać samego siebie, że można stać się kimś, kim się nie jest. Nie można ciągle udawać i gonić za ty, czego się nie dostanie. Najwyższa pora spojrzeć sobie w oczy, stanąć przed lustrem i poznać samego siebie - od podszewki. Paląc las, który przysłaniał nam widok na coś wspaniałego. I coś bardzo bolesnego w całym ujęciu, które tutaj padło. Która z prawd była prawdziwa? Bo przecież to wszystko, co działo się do tej pory... nie było żadnym kłamstwem. To nie tak, że był fałszywy wobec Asaki, innych czy samego siebie. Coś się musiało zmienić - być może nieodwracalnie a być może chwilowo. Albo to ta zmiana na lepsze była tylko chwilowa, nim Shikarui przypomniał sobie, jaki był naprawdę.
Patrząc na Asakę nie potrafił w sobie znaleźć chęci do pocieszenia jej, chociaż wiedział, że powinien to zrobić, jak robił to zawsze. Powinien złagodnieć, skoro nie odczuwał złości czy bólu, powinien się uśmiechnąć, pogłaskać ją i przeprosić. Tak byłoby jeszcze trzy dni temu. Teraz wydawała mu się obcą kobietą. Zawirowała wokół niego zagrożeniem i przywiodła do głowy myśl, że jeśli nie będzie uważny to kryształ może opleść go zanim się dobrze spostrzeże. To wystarczyło, żeby jego mięśnie lekki się napięły. Cóż za głupota, irracjonalna, przekreślająca wszystko to, czego przez lata się nauczyliśmy. To dopiero była paranoja! Trzecia myśl sprawiła, że znów się rozluźnił. Nie trwało to sekundy, nawet nie dwie - rozciągnęło się w minutę ciszy, jaka zapadła pomiędzy nimi. On stojący w oddali, ona siedząca, próbująca przetrawić bębniące w umyśle zdanie. Jedno, jakże ważne. A przecież i ono nie było kłamstwem.
Chciał wyjść, opuścić to miejsce, pójść na obiad i spacer, by w końcu ukoić swoje myśli, a nie tkwić w tym pomieszczeniu, które zaczynało na niego działać klaustrofobiczne. Chciał się znaleźć wszędzie - byle nie tutaj. Zamiast tego jednak westchnął pod nosem i otworzył okno, by wpuścić do pomieszczenia świeże powietrze. Zaplótł ręce na klatce piersiowej i skierował wzrok na zewnątrz, wsłuchując się w coraz głośniejsze miasto. Chyba turniej dzisiaj się zakończył, wnioskując po tym, jak wiele ludzi znalazło się na ulicach. Oparł się łopatkami o ścianę i skrzyżował nogi przed sobą.
Chłód koił.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Ryokan Mizu ni ume
- Szkoda, że nie potrafisz odpowiedzieć na inne moje pytania – wyszeptała, nadal na niego nie patrząc. Gapiła się na swoje splecione dłonie, ale tak naprawdę to wcale ich nie dostrzegała. Nic nie dostrzegała. Długie, białe włosy przesypały się przez jej ramiona do przodu i zasłoniły twarz z obu stron, przysłaniając jej też świat, na który wcale nie chciała teraz patrzeć. Bo jej świat… Jej świat zachowywał się teraz jak ktoś zupełnie obcy. Nie, nie obcy, widziała go takim wielokrotnie, tylko nigdy w stosunku do niej samej. Więc to była maska? Ta manipulacja, o której mówił kilka godzin wcześniej? Wiedział, że go kocha, a on jej pragnął, więc gdy przekonał się, że go nie zostawi, to postanowił pokazać swoje prawdziwe kolory względem niej samej? Co więc było prawdą, a co kłamstwem? Czy wszystko co mieli między sobą tym kłamstwem było? Na czym więc był zbudowany ten związek? Na wzajemnym szacunku, miłości i kłamstwie.
- Nie jesteś, zgadza się. Więc kim jesteś i kim chcesz być? – skoro zamierzał służyć bez tytulatury to… To co w sumie? Kim będzie? Nikim? Kimś? Jak go nazwać? Jak go określić? Po czym poznać, że zasłużył? Gdzie leżała granica? No i przede wszystkim – pytanie, które zadała mu wcześniej, ale na które nie raczył odpowiedzieć: w czym ta tytulatura niby przeszkadzała, skoro nie musiał się nią przedstawiać, jeśli nie chciał, przed obcymi? Na ziemiach Kosekich tylko by mu pomogła. W sprawach ważnych na innych ziemiach też tylko by mu pomogła. W innych przypadkach, w których nie chciał – nie musiał o niej mówić. Tak jak Asaka nie powiedziała jakiej jest rangi w Midori, mówiąc o swoich umiejętnościach i przedstawiając ją i męża. Przedstawiła się jednak z pełnego tytułu na posterunku, by kapitan straży wiedział, że nie ma do czynienia z głupim pachołem, którego można ot tak sobie zbyć jednym zdaniem.
Ani razu nie podniosła głosu, wręcz w toku tej kłótni stawała się coraz cichsza i cichsza. Nie było emocji, które by się wylewały, mocnych słów mających dosadnie pokazać gdzie jest czyje miejsce – jak przy Toshiro czy Akim. Bo w tej relacji każdy swoje miejsce znał; był mąż, głowa rodziny i jego decyzje były ostateczne, i była ona, żona, która musiała się dostosować. Zrugana jednak nie okazała skruchy słowami, po prostu zamilkła, nie wierząc własnym uszom, że to się dzieje naprawdę. Nie, nie ośmieliłaby się drugi raz wypomnieć mu tego, że pakuje się w kłopoty. Ale to wszystko nie znaczyło, że potrafiłaby to wszystko tak po prostu przyjąć do wiadomości i grać wokół czegoś, co jej zupełnie nie leżało.
- Dlaczego ciągle mnie tak traktujesz? Jak wroga? – zapytała w końcu, głucho, gdy Sanada przeszedł koło niej po boleśnie długiej ciszy, by dostać się do okna, które otworzył. Do pokoju wpadł podmuch naprawdę zimnego powietrza, sprawiając, że kobieta się wzdrygnęła i zatrzęsła, a dreszcz, który przeszedł po jej ciele nie był tym przyjemnym i wyczekiwanym, jak po głaskaniu po głowie. - Dlaczego wszystkie ważne decyzje podejmujesz sam i nigdy nie pytasz mnie o zdanie, a tylko stawiasz przed faktem dokonanym? – tuż przed ślubem, na ślubie, zaraz po, dużo później też. I teraz. Dzisiaj. Przed chwilą. Nie miała nawet ostrzeżenia, to nie tak, ze się wahał, że chciał poznać jej opinię, że dał jej czas na to, b się oswoić, przemyśleć i przemielić wszystko w głowie. Po prostu miał nagle swoją decyzję, znikąd i o, a ona, jak zwykle, musiała się do wszystkiego dostosować. - Gdyby coś się między nami stało, coś popsuło, coś przestało ci pasować, to też któregoś dnia po prostu byś mi powiedział, że odchodzisz i to tyle, i nie dał nawet szansy na naprawienie tego? – bo zaczynała myśleć, że tak właśnie by zrobił. Nie zakładała wcale, że miałoby tak być, to był tylko przykład, ale… czy rzeczywiście taki nierealny? Zwłaszcza w obliczu tego, że dowiedziała się, że ma gdzieś Jugo, za którymi tyle gonił i nie dbał o Kosekich. Ona była jednym z nich, wszystkie ich cechy głęboko w niej zapisane i uwidocznione. Więc jeśli nie dbał o Kosekich to znaczyło, że nie dbał też o nią? Albo nagle mógł przestać, tak jak nagle uznał, ze ma gdzieś Jugo?
Nie groziła mu, nigdy mu nie groziła właściwie. Dzisiaj też nie. Nawet do głowy jej nie przyszło, że mogłaby tutaj teraz opleść go kryształem. Po co? Był najdroższą jej osobą, więc dlaczego miałaby to robić, wiedząc doskonale co mogłoby się wtedy stać? Na ostatnie pytanie też jej nie odpowiedział. O to, jakie zmartwienia mają zwłoki.
Oddychała płytko. Czuła to zimno i lekkie szczypanie oczu. - Nie teraz. Czemu akurat teraz? Shikarui nie chciał tutaj być, a jednak został, a Asaka ten jeden raz, jeden jedyny raz poczuła, że to było o jeden raz za dużo na jej głowę. Przestała trzymać się za dłonie i złapała się jedną z nich za stół, podtrzymując się, by przenieść swój ciężar na mebel i pomóc sobie wstać. Lekko chwiejnie, bo nogi jej zdrętwiały i czuła słabość po utracie krwi. Nadal miała brudną od krwi nogę, ale tego widać nie było, wszystko skryte pod spódnicą. W tych emocjach jednak zapomniała o tym, że siedziała na podłodze w tamtym miejscu nie bez powodu. Smugi źle wytartej krwi z podłogi były teraz doskonale widoczne, a Asaka? Asaka nie chciała słuchać o tym dlaczego traktuje ją jak wroga. Nie chciała znowu słuchać o tym, że jest idealnym mężem i bardzo się stara, ale są rzeczy, które chce robić tylko dla siebie, gdy ona wszystko robiła dla nich obojga. Nie chciała też patrzeć w lawendową, chłodną taflę, której nigdy nie chciała widzieć skierowaną do niej samej, jakby nie wiadomo co zrobiła. A jedyne co robiła, to wyraziła swoje niezadowolenie i niezrozumienie, zadawała pytania, na które nie dostała żadnej odpowiedzi. Więc nie rzuciła mu spojrzenia, wciąż skryta za kurtyną białych włosów i skierowała się powoli, niezbyt pewnie w kierunku drzwi. Bardzo chciała stąd wyjść.
Bardzo chciała się wydostać.
Tak bardzo, że nawet nie zabrała niczego, by narzucić sobie na ramiona.
- Nie jesteś, zgadza się. Więc kim jesteś i kim chcesz być? – skoro zamierzał służyć bez tytulatury to… To co w sumie? Kim będzie? Nikim? Kimś? Jak go nazwać? Jak go określić? Po czym poznać, że zasłużył? Gdzie leżała granica? No i przede wszystkim – pytanie, które zadała mu wcześniej, ale na które nie raczył odpowiedzieć: w czym ta tytulatura niby przeszkadzała, skoro nie musiał się nią przedstawiać, jeśli nie chciał, przed obcymi? Na ziemiach Kosekich tylko by mu pomogła. W sprawach ważnych na innych ziemiach też tylko by mu pomogła. W innych przypadkach, w których nie chciał – nie musiał o niej mówić. Tak jak Asaka nie powiedziała jakiej jest rangi w Midori, mówiąc o swoich umiejętnościach i przedstawiając ją i męża. Przedstawiła się jednak z pełnego tytułu na posterunku, by kapitan straży wiedział, że nie ma do czynienia z głupim pachołem, którego można ot tak sobie zbyć jednym zdaniem.
Ani razu nie podniosła głosu, wręcz w toku tej kłótni stawała się coraz cichsza i cichsza. Nie było emocji, które by się wylewały, mocnych słów mających dosadnie pokazać gdzie jest czyje miejsce – jak przy Toshiro czy Akim. Bo w tej relacji każdy swoje miejsce znał; był mąż, głowa rodziny i jego decyzje były ostateczne, i była ona, żona, która musiała się dostosować. Zrugana jednak nie okazała skruchy słowami, po prostu zamilkła, nie wierząc własnym uszom, że to się dzieje naprawdę. Nie, nie ośmieliłaby się drugi raz wypomnieć mu tego, że pakuje się w kłopoty. Ale to wszystko nie znaczyło, że potrafiłaby to wszystko tak po prostu przyjąć do wiadomości i grać wokół czegoś, co jej zupełnie nie leżało.
- Dlaczego ciągle mnie tak traktujesz? Jak wroga? – zapytała w końcu, głucho, gdy Sanada przeszedł koło niej po boleśnie długiej ciszy, by dostać się do okna, które otworzył. Do pokoju wpadł podmuch naprawdę zimnego powietrza, sprawiając, że kobieta się wzdrygnęła i zatrzęsła, a dreszcz, który przeszedł po jej ciele nie był tym przyjemnym i wyczekiwanym, jak po głaskaniu po głowie. - Dlaczego wszystkie ważne decyzje podejmujesz sam i nigdy nie pytasz mnie o zdanie, a tylko stawiasz przed faktem dokonanym? – tuż przed ślubem, na ślubie, zaraz po, dużo później też. I teraz. Dzisiaj. Przed chwilą. Nie miała nawet ostrzeżenia, to nie tak, ze się wahał, że chciał poznać jej opinię, że dał jej czas na to, b się oswoić, przemyśleć i przemielić wszystko w głowie. Po prostu miał nagle swoją decyzję, znikąd i o, a ona, jak zwykle, musiała się do wszystkiego dostosować. - Gdyby coś się między nami stało, coś popsuło, coś przestało ci pasować, to też któregoś dnia po prostu byś mi powiedział, że odchodzisz i to tyle, i nie dał nawet szansy na naprawienie tego? – bo zaczynała myśleć, że tak właśnie by zrobił. Nie zakładała wcale, że miałoby tak być, to był tylko przykład, ale… czy rzeczywiście taki nierealny? Zwłaszcza w obliczu tego, że dowiedziała się, że ma gdzieś Jugo, za którymi tyle gonił i nie dbał o Kosekich. Ona była jednym z nich, wszystkie ich cechy głęboko w niej zapisane i uwidocznione. Więc jeśli nie dbał o Kosekich to znaczyło, że nie dbał też o nią? Albo nagle mógł przestać, tak jak nagle uznał, ze ma gdzieś Jugo?
Nie groziła mu, nigdy mu nie groziła właściwie. Dzisiaj też nie. Nawet do głowy jej nie przyszło, że mogłaby tutaj teraz opleść go kryształem. Po co? Był najdroższą jej osobą, więc dlaczego miałaby to robić, wiedząc doskonale co mogłoby się wtedy stać? Na ostatnie pytanie też jej nie odpowiedział. O to, jakie zmartwienia mają zwłoki.
Oddychała płytko. Czuła to zimno i lekkie szczypanie oczu. - Nie teraz. Czemu akurat teraz? Shikarui nie chciał tutaj być, a jednak został, a Asaka ten jeden raz, jeden jedyny raz poczuła, że to było o jeden raz za dużo na jej głowę. Przestała trzymać się za dłonie i złapała się jedną z nich za stół, podtrzymując się, by przenieść swój ciężar na mebel i pomóc sobie wstać. Lekko chwiejnie, bo nogi jej zdrętwiały i czuła słabość po utracie krwi. Nadal miała brudną od krwi nogę, ale tego widać nie było, wszystko skryte pod spódnicą. W tych emocjach jednak zapomniała o tym, że siedziała na podłodze w tamtym miejscu nie bez powodu. Smugi źle wytartej krwi z podłogi były teraz doskonale widoczne, a Asaka? Asaka nie chciała słuchać o tym dlaczego traktuje ją jak wroga. Nie chciała znowu słuchać o tym, że jest idealnym mężem i bardzo się stara, ale są rzeczy, które chce robić tylko dla siebie, gdy ona wszystko robiła dla nich obojga. Nie chciała też patrzeć w lawendową, chłodną taflę, której nigdy nie chciała widzieć skierowaną do niej samej, jakby nie wiadomo co zrobiła. A jedyne co robiła, to wyraziła swoje niezadowolenie i niezrozumienie, zadawała pytania, na które nie dostała żadnej odpowiedzi. Więc nie rzuciła mu spojrzenia, wciąż skryta za kurtyną białych włosów i skierowała się powoli, niezbyt pewnie w kierunku drzwi. Bardzo chciała stąd wyjść.
Bardzo chciała się wydostać.
Tak bardzo, że nawet nie zabrała niczego, by narzucić sobie na ramiona.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Ryokan Mizu ni ume
Och, potrafił. Inna sprawa, że nie zamierzał. Te pytania były teraz błahe, niemądre, niewarte tego, żeby w ogóle się wysilał do jakichkolwiek odpowiedzi. Nie miał nawet ochoty się odzywać. Mógłby coś poburczeć, przytaknąć, skrzywić się, jak to często robił, ściągnąć brwi w niezadowoleniu, jak to miał w zwyczaju, ale nie miał mądrych słów i nie miał zdań w samym sobie, które pasowałyby do tego, żeby je wypowiedzieć. Nie chciał niczego mówić, bo na jego język cisnęły się tylko te najgorsze rzeczy, których Asaka usłyszeć nie powinno. To nie była kolejna rzecz do schowania - to były słowa, które plotła ulotna, niemiła chwila. Jak łatwo dobry sen i dobre plany przeradzały się w klinujące dobrą rzeczywistość bolce? Wciśnięte w młode i świeże drewno uszkadzały ich strukturę i zamiast wzmacniać konstrukcję, doprowadzały do jej całkowitego rozchwiania. Tak właśnie burzono mury, które grzebały stary świat. Młodzi idealiści mogli krzyczeć o wolności i tchnąć idee nowego życia w martwe dusze, tylko nikt nie wiedział, ile tych nowych sił było słomianymi zapałami. I on potrafił takie mieć - chwilowe zachcianki, które przemijały, nagłe zrywy, które mamiły słodkimi obietnicami, ale szybko minęła na nie zachęta. Stygło świeżo upieczone ciasto, mijał jego zapach i mijała też potrzeba, żeby sięgnąć po kawałek, gdy raz dostało się po ręce, żeby nie ruszać. W końcu ciasto kończyło przykryte ściereczką - a dziecko zapominało. Goniło za motylami i próbowało dosięgnąć siedzącego wysoko na piecu kota i mijała jego myśl o tym, że tuż obok niego leżało coś naprawdę dobrego, co mógłby zdobyć, gdyby tylko trochę dłużej poczekał. Trochę dłużej pamiętał.
Oparł i potylicę o ścianę, przesuwając wzrokiem po nierównie spacerujących przechodniach, po murach przysłaniających niebo, po wygiętych dachach, w których lśniły promienie słońca. Odpowiedź na to jedno pytanie, które tutaj padło wydawało się oczywiste i proste. Nie było już wątpliwości i trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Przestać gonić za zupełnie śmiesznymi ideałami. Podawać się za kogoś, kim się nie było. No, więc kim jesteś? Zdrajcą. Własnego rodu. Mordercą. Własnej rodziny. Mężem. Naprawdę kochającym. Wolnym duchem. Tym, co lubił chodzić własnymi drogami. Iluzjonistą. Paskudnym i nałogowym kłamcom, który do perfekcji opanował sztukę kłamstw. Aż tu prysły, sponiewierały się, rozpadły jak wazon trącony przez przypadek dłonią służki, ten bardzo drogi, bardzo cenny, wszak pamiątka rodzinna, prezent przed wiekami wręczony przez jednego z pierwszych liderów do rąk przodka! Bez różnicy - każdy zbity wazon był tylko zbitym wazonem. Jego próby posklejania go złotem, które lubiono tutaj praktykować, tworzyły z niego mierną karykaturę tego, czym był naprawdę. Cieniem jego prawdziwej, dumnej i pięknej formy. Tylko że u ludzi to nie powinno tak działać. Ludzie powinni ewoluować jak motyle - przeradzać się z kokon w stonogę, a potem z tej poczwarki w piękne istnienie. Skierował wzrok na plecy białowłosej i jej wymizerniałą sylwetkę. Wyjątkowo nędzną, gdy tak pochylała się w przód. Chyba nigdy jej tego nie powiedział, że bardzo, ale to bardzo chciał zobaczyć na początkach ich znajomości, jak ta dumna i harda kobieta upada. Jak klęczy bez mocy i jest pożerana przez samą siebie. I oto dopiął swego. Oto jest - doczekał się. Niezbyt planowane. Niezbyt chciane... bo te pragnienia zmieniały się bardzo gładko. Jednak brnęły zawsze ku lepszemu - przysięgam! Więc może i tym razem uda się pogrzebać stary świat. Czarnowłosy nie zrobił dwóch kroków w tył. On przeskoczył całą przepaść, żeby znaleźć się w punkcie, z którego kiedyś wyruszał. I jednocześnie nie był już taki sam.
- Wyraziłem się jasno. Co nie pasuje do tego, kim ty chcesz, bym był. - Te wszystkie oczekiwania były wywyższone. Zawyżone. Te, które on stawiał przed sobą i te, na których teraz zależało Asace. Rozmowa, która zrodziła się znikąd. Tylko dlatego, że Asaka dopisała sobie wszystkie słowa i emocje, a jego nieco zdziwiło to, co sobą zaprezentowała. Nieco, bo wiedział, że dla niej, w przeciwieństwie do niego, to wszystko było bardzo ważne. Te słowa, ta duma z tego, kim była. Ich radość była ważna, jaką dzielili z tego powodu. To... wszystko to było istotne i nie powinno dzielić. Ba! Czarnowłosy nie zamierzał tego dzielić. Lekko zmieniła się jego perspektywa i zrozumiał, czego najbardziej potrzebuje i do czego zamierza dojść. Cała reszta była niezrozumiała, bo zrodzona z tego, że jego wypowiedź nie została wymuskana. Teraz horror rodził się w głowie białowłosej - i to też nie tak, że czarnowłosy był głupiutki, nie, nie. Zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił. I dlaczego tak zareagowała. To było bardzo nieprzyjemne i mściwe odreagowanie na niej. Niepoprawne, tak. To było już naprawdę niepoprawne.
- Nie traktuję cię jak wroga. Przestań teraz ustawiać rzeczywistość, jak ci pasuje. - O, to już było zupełnie znikąd i sprawiło, że Shikarui uniósł brwi w zdumieniu, skąd to wyssane z palca zdanie. Do tej sytuacji - tak, potraktował ją "niesprawiedliwie", jak to powiedziałyby osoby trzecie. Jak to sama bym powiedziała. Lecz - zawsze? To sprawiło, że się skrzywił, ale nadal - nie było w nim złości, czy irytacji. Głosy nie było podniesione. Kłótnia, która nie była kłótnią. Kłótnia, która była kłótnią o nic. Kłótnia, która... która co właściwie? Doprowadziła Asakę na skraj. - Bo taki jestem. - Odpowiedział już łagodniej na następne pytanie. Taki był zawsze. I to akurat była szczera prawda, która nijak nie łączyła się dla niego z tym pierwszym. Jedno z drugim miało wspólne jedno - nic. Nie, nie było w tym sprawiedliwości, nie było tego, co powinno istnieć - dzielenia się. Ale rzeczywiście - w końcu wszystko wracało do tego, że właśnie taki był. Nieidealny. Całkowicie nieidealny.
- Jakie ty masz wyobrażenie? Że wszystko mi zawsze pasuje? Nie jest tak. Zamierzasz mi teraz też powiedzieć, że traktuję cię jak psa? - Miał cofnięcie do rozmowy, która została przeprowadzona rano. Cofnięcie do czasu, kiedy wszystko przestało mu pasować u Akiego i stało się dokładnie tak, jak powiedziała - po prostu odszedł. Jednak nie odszedł na zawsze i nie zniknął bez słowa. Czekał. Aka wiedział, gdzie go szukać - on czekał. Na Asakę by nie czekał. Nie dlatego, że jej nie kochał. Kochał ją tak bardzo, że nigdy by nie odszedł. Tak jak nie odszedł teraz, pomimo tego, że miał ochotę wyjść i przestać słyszeć tego słabego głosu, który go podrażniał swoją maleńkością.
- Gdzie się wybierasz w takim stanie? - Podszedł do niej w kilku krokach i złapał ją za rękę. Nie mocno, ale wystarczająco, żeby ją zatrzymać, żeby przyciągnąć ją do siebie. Żeby ją objąć, kiedy jego głos stał się ponownie miękki, mrukliwy. Taki jak zawsze. Oparł dłoń na jej głowie. - Zrobisz sobie krzywdę. Zostań, ja mogę wyjść, jeśli potrzebujesz pobyć sama.
Oparł i potylicę o ścianę, przesuwając wzrokiem po nierównie spacerujących przechodniach, po murach przysłaniających niebo, po wygiętych dachach, w których lśniły promienie słońca. Odpowiedź na to jedno pytanie, które tutaj padło wydawało się oczywiste i proste. Nie było już wątpliwości i trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Przestać gonić za zupełnie śmiesznymi ideałami. Podawać się za kogoś, kim się nie było. No, więc kim jesteś? Zdrajcą. Własnego rodu. Mordercą. Własnej rodziny. Mężem. Naprawdę kochającym. Wolnym duchem. Tym, co lubił chodzić własnymi drogami. Iluzjonistą. Paskudnym i nałogowym kłamcom, który do perfekcji opanował sztukę kłamstw. Aż tu prysły, sponiewierały się, rozpadły jak wazon trącony przez przypadek dłonią służki, ten bardzo drogi, bardzo cenny, wszak pamiątka rodzinna, prezent przed wiekami wręczony przez jednego z pierwszych liderów do rąk przodka! Bez różnicy - każdy zbity wazon był tylko zbitym wazonem. Jego próby posklejania go złotem, które lubiono tutaj praktykować, tworzyły z niego mierną karykaturę tego, czym był naprawdę. Cieniem jego prawdziwej, dumnej i pięknej formy. Tylko że u ludzi to nie powinno tak działać. Ludzie powinni ewoluować jak motyle - przeradzać się z kokon w stonogę, a potem z tej poczwarki w piękne istnienie. Skierował wzrok na plecy białowłosej i jej wymizerniałą sylwetkę. Wyjątkowo nędzną, gdy tak pochylała się w przód. Chyba nigdy jej tego nie powiedział, że bardzo, ale to bardzo chciał zobaczyć na początkach ich znajomości, jak ta dumna i harda kobieta upada. Jak klęczy bez mocy i jest pożerana przez samą siebie. I oto dopiął swego. Oto jest - doczekał się. Niezbyt planowane. Niezbyt chciane... bo te pragnienia zmieniały się bardzo gładko. Jednak brnęły zawsze ku lepszemu - przysięgam! Więc może i tym razem uda się pogrzebać stary świat. Czarnowłosy nie zrobił dwóch kroków w tył. On przeskoczył całą przepaść, żeby znaleźć się w punkcie, z którego kiedyś wyruszał. I jednocześnie nie był już taki sam.
- Wyraziłem się jasno. Co nie pasuje do tego, kim ty chcesz, bym był. - Te wszystkie oczekiwania były wywyższone. Zawyżone. Te, które on stawiał przed sobą i te, na których teraz zależało Asace. Rozmowa, która zrodziła się znikąd. Tylko dlatego, że Asaka dopisała sobie wszystkie słowa i emocje, a jego nieco zdziwiło to, co sobą zaprezentowała. Nieco, bo wiedział, że dla niej, w przeciwieństwie do niego, to wszystko było bardzo ważne. Te słowa, ta duma z tego, kim była. Ich radość była ważna, jaką dzielili z tego powodu. To... wszystko to było istotne i nie powinno dzielić. Ba! Czarnowłosy nie zamierzał tego dzielić. Lekko zmieniła się jego perspektywa i zrozumiał, czego najbardziej potrzebuje i do czego zamierza dojść. Cała reszta była niezrozumiała, bo zrodzona z tego, że jego wypowiedź nie została wymuskana. Teraz horror rodził się w głowie białowłosej - i to też nie tak, że czarnowłosy był głupiutki, nie, nie. Zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił. I dlaczego tak zareagowała. To było bardzo nieprzyjemne i mściwe odreagowanie na niej. Niepoprawne, tak. To było już naprawdę niepoprawne.
- Nie traktuję cię jak wroga. Przestań teraz ustawiać rzeczywistość, jak ci pasuje. - O, to już było zupełnie znikąd i sprawiło, że Shikarui uniósł brwi w zdumieniu, skąd to wyssane z palca zdanie. Do tej sytuacji - tak, potraktował ją "niesprawiedliwie", jak to powiedziałyby osoby trzecie. Jak to sama bym powiedziała. Lecz - zawsze? To sprawiło, że się skrzywił, ale nadal - nie było w nim złości, czy irytacji. Głosy nie było podniesione. Kłótnia, która nie była kłótnią. Kłótnia, która była kłótnią o nic. Kłótnia, która... która co właściwie? Doprowadziła Asakę na skraj. - Bo taki jestem. - Odpowiedział już łagodniej na następne pytanie. Taki był zawsze. I to akurat była szczera prawda, która nijak nie łączyła się dla niego z tym pierwszym. Jedno z drugim miało wspólne jedno - nic. Nie, nie było w tym sprawiedliwości, nie było tego, co powinno istnieć - dzielenia się. Ale rzeczywiście - w końcu wszystko wracało do tego, że właśnie taki był. Nieidealny. Całkowicie nieidealny.
- Jakie ty masz wyobrażenie? Że wszystko mi zawsze pasuje? Nie jest tak. Zamierzasz mi teraz też powiedzieć, że traktuję cię jak psa? - Miał cofnięcie do rozmowy, która została przeprowadzona rano. Cofnięcie do czasu, kiedy wszystko przestało mu pasować u Akiego i stało się dokładnie tak, jak powiedziała - po prostu odszedł. Jednak nie odszedł na zawsze i nie zniknął bez słowa. Czekał. Aka wiedział, gdzie go szukać - on czekał. Na Asakę by nie czekał. Nie dlatego, że jej nie kochał. Kochał ją tak bardzo, że nigdy by nie odszedł. Tak jak nie odszedł teraz, pomimo tego, że miał ochotę wyjść i przestać słyszeć tego słabego głosu, który go podrażniał swoją maleńkością.
- Gdzie się wybierasz w takim stanie? - Podszedł do niej w kilku krokach i złapał ją za rękę. Nie mocno, ale wystarczająco, żeby ją zatrzymać, żeby przyciągnąć ją do siebie. Żeby ją objąć, kiedy jego głos stał się ponownie miękki, mrukliwy. Taki jak zawsze. Oparł dłoń na jej głowie. - Zrobisz sobie krzywdę. Zostań, ja mogę wyjść, jeśli potrzebujesz pobyć sama.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości