Ryokan Mizu ni ume

Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Czuła pod swoimi palcami jego napięte mięśnie dłoni, gdy zacisnął je pod wpływem jej dotyku. To nie miało być wzięcie go z zaskoczenia, ani żaden atak – kobieta domyślała się, jak trudne musi być dla niego ponowne przeżywanie tego wszystkiego w tak krótkim czasie i to jeszcze wbrew jego woli i jej dłoń miała mu dodać otuchy. Widziała jak ma napięty kręgosłup, ramiona, szczęki, gdy milknął na chwilę, czekając na dalsze pytania. Jeśli bogowie pozwolą, to Asaka będzie musiała zająć się tym, by go dzisiaj rozluźnić, by nie czuł tych wszystkich nerwów – choć odrobinę ściągnąć ten ciężar z jego barków. Jego palce zacisnęły się mocniej same na sobie, ale po kilku sekundach uczucie napięcia zelżało, jakby jej chłodny dotyk był takim kojącym, chłodnym okładem na rozpalone gorączką czoło.
- Toshiro się osłonił – dodała jeszcze, wyjaśniając całą sytuację. Nikt w przyrodzenie nie dostał, choć Shikarui zdecydowanie tam celował. - Jak mówiłam już, Shikarui stanął w mojej obronie, bo tamten użył na mnie genjutsu, z którego inna osoba mnie wyciągnęła. Nie wydaje mi się, żeby używanie na kogokolwiek technik w zwykłej rozmowie nie było powodem do tego, by druga osoba mogła się zdenerwować. Zwłaszcza jeśli chodzi o materię rzeczy, których gołym okiem nie widać – przecież pod tym genjutsu mogły się dziać różne rzeczy i nikt, oprócz Asaki, nie wiedziałby jakie. Poczuła jednak, że raz jeszcze musi to wyjaśnić, bo najwyraźniej panowało tutaj jakieś przyzwolenie do tego, by traktować ludzi technikami genjutsu ot tak. Najpierw Toshiro Asakę, a później Ichirou Shikaruiego. Bo jeden chciał pogadać bez świadków, a drugiemu wydawało się, że wzięcie kogoś na posterunek pod pretekstem pijaństwa to odpowiednie ku temu wytłumaczenie. Wiele złych i niepotrzebnych rzeczy zdarzyły się wczorajszego dnia. - W każdym razie dopilnujemy, by nic z tego już się nie powtórzyło. Dziękujemy za wyrozumiałość – chyba najlepiej było tego dnia po prostu nie wychodzić do innych ludzi i odpocząć we własnym towarzystwie, nie nękani przez nikogo więcej. Oboje tego przecież potrzebowali jak na lekarstwo. Sytuacja z Toshiro to była jedna sprawa, cały ten cyrk, który wyszedł z tego później najwyraźniej zakończył się tu i teraz – choć wszystko było okupione nerwami. Była jednak sprawa z Akim z dzisiejszego poranka i Asaka czuła, że ma już swój limit.
Białowłosa wstała z kolan, by ukłonić się wychodzącym mężczyznom na pożegnanie. Jej mąż mógł nie mieć siły, ale wypadało, by chociaż ona to zrobiła.
- My również dziękujemy. I dziękuję, że chcieliście nas wysłuchać, Otoshi-san, Sasaki-san. Życzę miłego dnia, choć pewnie będziecie mieli jeszcze dużo pracy – uśmiechnęła się lekko, widać było, że złotooka czuła ulgę. Wiedziała jednak, że dla tych dwojga sprawa nie jest jeszcze zakończona, bo muszą przekazać raport ustny liderowi. Czy coś z tego dalej wyniknie? Nie wiedziała, ważne było jednak to, że jej mąż nie został uznany za zagrożenie i że najwyraźniej będą mieli spokój przynajmniej od tej sprawy. Asaka nie przyjechała tutaj zadzierać w końcu z prawem.
Zdziwiła się wizytą służącego, ale w sumie… W sumie to przyjęła to z pewną ulgą. Bo po tym wszystkim herbata będzie jak znalazł.
- Dziękujemy bardzo, na pewno będzie wyśmienita. Przepraszam? Czy moglibyśmy poprosić jeszcze o manju? A może ty coś chcesz, Shikarui? – zwróciła się do kelnera, a później do męża, który w końcu się odezwał i zadziwił Asakę. I z tym zaskoczeniem na twarzy Asaki służący się pokłonił i wyszedł, obiecując, że zaraz wszystko przyniesie, czego sobie zażyczyli.
Zostali sami, całkiem sami w zamkniętym pokoju, tylko ona i on i… Białowłosa miała już zapytać skąd ta nagła chęć na sake, gdy zobaczyła jak ciernisty wzór rozwija się na jego skórze szyi i pnie się wyżej, jak róża o ostrych kolcach rosnąca w zastraszającym tempie. Sanada rozszerzyła oczy w zdziwieniu, bo nie tego się teraz spodziewała, serce zabiło jej mocniej, nie wiedząc czego się w sumie spodziewać dalej, ale nie sądziła, że rzuci się na nią w agresji czy coś takiego. Wiele razy klątwa aktywowała się w jej obecności i nigdy tego nie zrobił. Złotooka zrobiła więc kilka kroków do przodu, by przytulić się do niego, przylgnąć do niego, przykładając chłodne dłonie do jego pleców – ale materiał skutecznie przed tym chłodem bronił. Tak, dla niej był tak samo piękny i wartościowy bez nich. Prawdę mówiąc jego oczy – te lawendowe spojrzenie podobało jej się nawet bardziej niż wtedy, gdy tęczówki zmieniały barwę na czerwień. Ale i tamte bardzo jej się podobały, to co potrafił za pomocą ich robić. Najbardziej jednak po prostu lubiła gdy był sobą. Tak całkowicie sobą. Jak wtedy gdy siedział przy niej w kuchni i obserwował co gotuje im na obiad, albo jak wtedy gdy wygrzewał się na słońcu jak kot, jednym okiem tylko patrząc, jak Asaka usiłuje zmusić własną chakrę do posłuszeństwa. Albo wtedy, gdy udało mu się zasnąć w nocy, a ona przebudzona na krótką chwilę wtulała się w niego delikatnie, byle tylko go nie zbudzić.
- Nie wiem po co to wszystko było. Dla mnie to jedno wielkie niedomówienie i przerost formy nad treścią – wymruczała, nim Shiki zaczął się śmiać jakby go coś opętało i odchylił głowę. Wtedy i ona odsunęła się od niego odrobinę, przyglądając mu się uważnie. - To znaczy? Co masz na myśli? – jak blisko prawdy i do niej nie dotrzeć? Zmarszczyła ciemne brwi w konsternacji i niezrozumieniu o co mu tym razem chodzi. Nie siedziała w jego głowie, nie wiedziała w czym rzecz. Nie wiedziała co o tym myśleć. Po tym wybuchu histerycznego śmiechu i stwierdzeniach, że po co on się w ogóle martwił. - Przecież nie da się kłamać pod tą techniką – mruknęła, choć w pierwszej chwili jakby ją wcięło i zamroziło. Poczuła ulgę słysząc te wszystkie wyjaśnienia, ale gdy on powiedział teraz, że skłamał… Czy więc mógł kłamać w innych momentach? Jak? Nie wiedziała co się dzieje, a przecież powinna być właśnie rozczulona, bo powiedział, że Senninka nie jest jedynym powodem, dla którego może podnosić głowę z dumą i bez wstydu stać nad grobem rodziny w Nawabari. W jakiś sposób łechtało to jej ego, ale nie rozumiała w tym momencie zbyt wielu rzeczy.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Dzisiejszego ranka nie przygotowywał się na wskazywanie winnych. Wszyscy mieli spotkać się na równym gruncie, pozbawionym uraz, pozbawionym osądów. Tymczasem Los miała zdecydowanie inne plany wobec niego. Asaka potrafiła spojrzeć na to wszystko z dystansu, z jakiego on zazwyczaj przymierzał się do strzału. Całe kilometry dzieliły ją od tego, by zdecydować się na podpisanie postawionego osądu. Musiała wszystko zrozumieć, pojąć, musiała zadbać o to, by byli oboje bezpieczni, a przecież to nie tak, że nie winiła nadętego Hatamoto za całą tę sytuację. Czy może wina była tu po stronie Ichirou, który ot tak sobie postanowił użyć techniki? Gdzie winni? Tutaj? W tym miejscu, w tych ramionach po tym, jak już służący wyszedł, a Shikarui oparł swoje dłonie na ramionach zamkniętych na jego klatce piersiowej. Bo on widział winnego tutaj. Z czysto zdroworozsądkowego poglądu uważał, że przecież jest tutaj, gotowy do zamknięcia, do zatrzymania! Miał się uważać za lepszego człowieka? Oj tak, to na pewno! I nijak nie kłóciło się to z tym, że wciąż uważał się za tak samo okrutnego i bezwzględnego.
Jego klatka piersiowa unosiła się w mocnych oddechach. Trzymał ją mocno - te ręce, które trzymały i jego, nie chcąc, żeby go puściły i się odsunęły. Niemal oparł się na nich, uwiesił. Coś, czego możesz się złapać, kiedy toniesz i nigdy nie będzie brzytwą. Odchylona w tył głowa zaraz wróciła do przodu. Nie wykręcał się nienaturalnie, żeby ją dojrzeć. Nie musiał. Czuł ją całym sobą, kiedy przylgnęła do jego pleców. Jedyna taka osoba, której warto ufać. Wierzyć. Opierać się na niej. Nie zniknie, nie odejdzie, nie pomacha palcem, kiedy nie będzie takiej potrzeby.
- Sam nie wiem, co mam na myśli. Wszystko jest takie poplątane. - Ta cała wesołość bardzo szybko uleciała, jak z balonika, który został puszczony po nadmuchaniu i nikt nie zadbał o to, żeby go zawiązać. Shikarui nie mógł powiedzieć, że nikt o niego nie dbał. Miał własnego stróża, który dla niego skrystalizowałby pół tego świata. W ty te niedomówienia i wszystkie bzdury, które wykwitły w paskudnym wzorze. - Trzymaj mnie mocno, żebym niczego nie chciał zniszczyć. - A miał taką ochotę. Chciał wywrócić ten pokój do góry nogami, a potem pogrzebać całe to miasto pod wodną falą. Niech zatonie ze wszystkimi swoimi mieszkańcami i gośćmi, którzy zebrali się w wielkiej budowli poświęconej bogom. Niech bogowie patrzą, jak to, co stworzyli i wydawało im się dobre, tonie bezpowrotnie.
- Nienawidzę tego świata. Nienawidzę tych ludzi. Niech sczezną. - Nawet nie brzmiało to już tak, jakby cokolwiek miało być teraz przez niego znienawidzone. Pochylił głowę znów w przód, ciągle trzymając się kurczowo przedramion Asaki. To nie tak, to wcale nie tak... wcale nie nienawidził tego świata - ale w tym momencie wydawało mu się to jedyną prawdą. I jednocześnie całkowicie kochał przecież ich mały skrawek ziemi, który chciał ocalić przed wszystkim - w tym i przed tymi ludźmi. Nie chciał już nikogo wpuszczać do ich życia. Nie chciał gości, tych fałszywych przyjaźni, nie chciał już zwracać żadnej dobroci, którą mu okazano i otrzymywać jej. Wszystko to było sztuczne. Ułudne.
- Nie można. - Mówił coraz ciszej i coraz spokojniej, schowany za kurtyną włosów. Cieszył się, że teraz jego twarz jest niewidoczna, że Asaka na nią nie patrzy, że przez kilka chwil mógł się ukryć. Instynkt nakazywał mu ucieczkę. Daleko stąd, gdzieś, gdzie można będzie się zaszyć w kącie i przeczekać wichurę, która nawiedziła Watarimono. Czy ta wichura nie miała jego imienia..? - Uświadomiła mi prawdę. - Jak ważne to wszystko było. Jak ważna ona była. Nie da się już przecież kochać mocniej. - Dziękuję, że jesteś i znosisz to wszystko. Boli mnie głowa. Wszystko już mi się pomieszało. - Wnioski... wniosków było naprawdę dużo. Nakładały się na siebie, niektóre sobie przeczyły. Ciężko było z nich wyciągnąć coś pozytywnego. Oj były, były te pozytywy! Jak to, co powiedział - coś tak istotnego, czego nie ubrał w słowa do tej pory, co było zawsze z nim, w nim, ale nie potrafiło znaleźć dosadnego uziemienia. Teraz miało. Negatywy chwilowo przytłaczały, ale przecież to minie. Tak jak to, że jesteś zmęczony. Teraz przynajmniej mieli pewność, że te niedomówienia były wyjaśnione.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Nie było żadnych gwałtownych ruchów, ani z jednej, ani z drugiej strony. Dłonie Asaki gładko wślizgnęły się na plecy Shikiego, sunąc po aksamitnym materiale jego kimona i tak samo gładko, choć ze zdecydowanie większą siłą jego dłonie oparły się na jej ramionach. Mocno. Może nawet za mocno, ale w tym momencie białowłosa po prostu zacisnęła zęby, pozwalając lawendowookiemu na to, by się… wyżył? Nie, chodziło o to, by pozwolić mu się uspokoić. Ścisnąć swoją złość, agresję, żądzę niszczenia tak mocno, by ją ujarzmić i po wszystkim pozwolić po prostu odsapnąć. Nie szukała winnych, bo nie musiała – w jej głowie winny był Toshiro, który musiał postawić na swoim i przymusić ją do rozmowy za wszelką cenę, i winni byli Seinaru oraz Asahi, bo pomimo ostrzeżenia nie byli delikatni i doprowadzili do małej „tragedii” – a przynajmniej dla nich, bo tamtych dwóch panów miało wszystko w rzyci, zadowoleni, że zajęli się „zagrożeniem”. Własnoręcznie wywołanym.
Odsunęła się naprawdę na niewielką odległość, na wyciągnięcie ramion, by ciągle mieć go na oku – ale Shikarui chciał zatrzymać ją w miejscu. Jakby całe jego ciało chciało powiedzieć „nie puszczaj, nie zostawiaj mnie samego!”, więc ciągle była obok, podtrzymując ciężar jego ciała, który na niej oparł. I jej dłonie zsunęły się z jego pleców na ramiona, trzymając je, tak jak on trzymał jej.
- Uspokój się i zbierz myśli. Wtedy mi powiesz co ci chodzi po głowie i co tak trudno nazwać słowami – jego humor zmieniał się jak w kalejdoskopie. Histeryczny śmiech szybko został zastąpiony przez… co właściwie? Panikę? To złe słowo, ale widać było, że jego nastrój zmieniał się od jednej skrajności do drugiej. Od euforii do, hm, chyba świadomości tego, że Klątwa wywiera na nim piętno i że musi nad tym zapanować. On musiał, nie Asaka – ale ona była tutaj, by mu pomóc. Chociaż trochę. - Trzymam cię mocno tak jak zawsze. Oddychaj. To minie – w końcu na pewno minie. A jeśli nie minie… Zawsze mogła go zamknąć na chwilę w krysztale, by mógł się uspokoić i nie zniszczyć wszystkiego dookoła – ale nigdy tego na nim nie zrobiła i nie chciała robić, chyba, że nic już innego by jej nie pozostało. Shikarui miał rację, miał kogoś, kto bardzo o niego dbał. O jego zdrowie, samopoczucie, życie i emocje. O wszystko – o niego całego.
- I ja i ty oboje jesteśmy częścią tego samego świata – odpowiedziała mu na to, nie przejmując się za bardzo tym wyznaniem o nienawiści do wszystkiego i wszystkich. To akurat wiedziała, że nie było prawdą - bo gdyby było, to po co to wszystko? Po co by się tak starał i kurczowo trzymał życia, jak czegoś najcenniejszego, skoro nienawidził świata, w którym przyszło mu żyć?
Jej dłonie zjechały w uścisku z jego ramion na przedramiona, a w końcu dłonie, które zaraz splotła ze swoimi i raz jeszcze zrobiła krok do przodu, ciągnąc ich złączone dłonie za swoje plecy, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, by ją objął. Nie puściła jednak jego dłoni, a zacisnęła je mocniej, swój uścisk na jego rękach, i przylgnęła do niego tak, że Shiki mógł teraz oprzeć swoją głowę na jej. Sanada wcale nie był niski.
- No właśnie. Więc jak niby mogłeś skłamać? – no dobrze, czyli nie kłamał, Asaka starała się oddychać miarowo, tuląc się do swojego męża i próbując zrozumieć cokolwiek z jego nieskładnych myśli i tego, że sam nie wiedział w większości o co mu w ogóle chodzi. Ach, uświadomił sobie prawdę, gdy już powiedział to, w co wierzył do tej pory. Asaka uśmiechnęła się lekko, coś, czego Shikarui nie mógł widzieć, chyba, że właśnie oglądał świat czerwonymi oczami. Miło było to usłyszeć, wiedzieć, że ma na niego taki wpływ, że dawała mu w pewnym sensie powód do życia i do tego, by trzymał głowę wysoko. Tak strasznie dobrze było usłyszeć, że wszystko, co się robiło, nie szło na marne.
- Od tego jestem i będę dalej – odpowiedziała mu prosto, biorąc jeden głębszy wdech i oddając jeszcze dłuższy wydech. Potrzebowała tego odetchnięcia, bardzo. - Wierzę. Od nerwów i stresu głowa potrafi mocno rozboleć. Mnie też trochę boli. Chodź, usiądziemy, wypijesz herbatę. Zrobi ci się lepiej. Pan przyniesie zaraz coś słodkiego dla ciebie. Prześpisz się, a twoje myśli same się wtedy poukładają – była gotowa w końcu odsunąć się od niego bardziej, ale wciąż trzymała jego dłonie. W końcu jednak trzeba było usiąść, by nalać herbatę. To znaczy zrobiła to, o ile Shikarui nie trzymał jej ciągle w miejscu, nie chcąc myśleć o tym, że mogłaby go puścić.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Pokiwał głową. Najpierw spokój, najpierw zbieranie myśli, potem mówienie. Najpierw pozbieranie samego siebie - potem zbieranie wszystkiego innego. Najpierw... najpierw to wszystko. Najpier on sam, potem reszta świata. Małe kroczki przed wielkimi planami. Z zamkniętymi powiekami ciężko było widzieć zapisane w zeszycie opowieści, które mówiły już o przyszłości, za to łatwo było zobaczyć te, które się już przeczytało setki razy. O wspólnie spędzonych chwilach, o fantastycznych treningach, niewinnych i subtelnych, o śmiech, tarzaniu się po śniegu i bieganiu po górach, by zdobyć coraz wyższe i wyższe i poznać najgłębsze doliny i kaniony, jakie stworzyła Matka Natura pośród tych zielonych lasów. Ją jedną chciał tutaj zatrzymać. Nauczył się jej na pamięć, dlatego nie musiał otwierać oczu i nie musiał stać przed nią. Zbliżać się bardziej... nawet gdyby była tysiące mil stąd, wiedziałby, jak zaginają się jej biodra i jak białe włosy pieszczą jej policzki i szyję, która płynnie schodziła w nienapięte barki. Wszystko to wiedział. Nie potrzebował do tego żadnego skupienia. Dlatego jak opętany ją trzymał, żeby czasem nie została porwana przez ten sztorm, który panował w Watarimono. Czy panował tylko w jego własnej głowie? Wył i syczał, grzmiał i jęczał, niespokojna woda i niespokojne powietrze. Ziemia tylko trwała w bezruchu i pioruny nie uderzały. Nie musiały. Te dwa żywioły wystarczyły, by stworzyć kataklizm. Więc głaskaj go z włosem i pozwól się uspokoić tak, jak każda klęska naturalna musiała minąć. Coś, czego nie da się okiełznać, można tylko łagodzić skutki i chronić przed zniszczeniami to (i tych), co najbardziej się kocha.
Oddychał głęboko. Bardzo głęboko. Mocno pracowała jego klatka piersiowa i temu chwilowo poświęcił wszystkie swoje myśli. Naprawdę za mocno ją trzymał. Powinien trochę odpuścić, zreflektować się, ale ten kurczowy uścisk był jego ratunkiem. Takim samym, jak ratunek jej zaciśniętych ramion. Ile trwała ta chwila? Minutę? Tylko sekundy? Wystarczająco długi i wystarczająco krótko, żeby się zmęczył i żeby w końcu jego palce puściły jej skórę. Ułożył rękę na swojej piersi, czując mocne bicie serca, które zwalniało i zwalniało. Nie zamierzało przestać bić. Jakby mogło? Nie należało już do niego, by sam mógł o jego biciu i niebiciu decydować. Nadal nie podnosił spojrzenia. Włosy kurtyną przysłaniały jego policzki, opadały na czoło, tworzyły wokół niego półcienie, gdy wpatrywał się we własne uda. Stracił swój rezon i siedział jakoś tak krzywo - na boku. Nawet nie wiedział, kiedy zsunął się z własnych łydek. Bardzo wszystko to brzydko wyglądało. Bardzo niegodnie, nieładnie i nie tak, jak chciałby wyglądać. Zwłaszcza przed nią. To jej chciał imponować, to przed nią chciał być najlepszy, to dla niej chciał się starać i być ty grzecznym chłopcem, który wcale nie musi mordować każdego, kto nawinie się pod jego nogi. W końcu ją puścił. W końcu była wolna i mogła zrzucić ciężar jego palców. Słodki ciężar. W końcu też on podźwignął lekko swoją głowę i pokiwał niemrawo głową. Tak, tak - herbata. Przesunął włosy w tył, zaczesując je, by przestały przeszkadzać. Akurat kiedy przyszedł służący i postawił na stolik sake i dwie czarki. Oraz zamówione manju - co najważniejsze. Czarnowłosy tylko machnął ręką, zbywając go bez słowa, żeby ten darował sobie dalsze pytania.
Kim byłeś, zanim świat powiedział ci, kim masz być? Pamiętasz? Nie. Nie można zapamiętać czegoś, czego nigdy nie było. Świat żądał - świat dostawał. Los nie była łaskawą Panią. Jej ścieżki nie były malowane miodem, nie przepływało przez nie mleko. Miał swój mały ułamek, czas na ciernie. Przez kilka dni, może kilka tygodni, zanim znów powróci słodycz i beztroska. Shikarui nawet nie mógł powiedzieć, że teraz bardziej doceniał to, co miał. Mógł za to powiedzieć, że bardziej znienawidził to, czego nie miał w przeszłości, jak i to, czego otrzymał zbyt wiele. Nie lubił gdybać, a jego mózg był pełen teraz gdybania. Gdybym dostał więcej, gdybym był inny, gdyby oni byli inni, a gdybym odmówił wtedy Hanowi..? Wszystkie jęczenia jego własnego umysłu zbierały się w jeden jazgot.
Czarnowłosy sięgnął po sake, nalał sobie i Asace czarkę i wypił na jedno przechylenie. Skoro był tam jazgot tak głośny, głośniejszy nie mógł się stać. Zalany winną wodą zostanie przemyty, rozproszony, aż niewiele z tego zostanie prócz konieczności ułożenia się do snu. Potrząsnął lekko głową od nagłego uderzenia ciepła alkoholu, do którego mimo wszystko nie był wybornie przyzwyczajony.
- Co ja bym bez ciebie zrobił. - Odetchnął. Głęboki wdech, tak, tak - tak mówiła. Oddychaj. Sięgnął po łakocia, żeby zagryźć nim odrobinę goryczy, którą pozostawiało na krańcu języka sake. Wszystko w takim pędzie przelatywało przez jego głowę, że to było aż szalone.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Z przyszłością to było w końcu tak, że nie była oczywista, a niezbadana. Nie była spisana w żadnym miejscu, do którego śmiertelnik mógłby mieć dostęp; a może to po prostu język, w jakim ją napisano był niezrozumiały dla żyjących. Niewidoczny. Znaki, których nie mógł zobaczyć człowiek. Czy to dlatego koty czasami siedziały i wpatrywały się w jedno miejsce jakby coś tam było, gdy w rzeczywistości nie ma nic? Nic widocznego dla nas rzecz jasna. Dlatego jedyne, co było jasne – to ta przeszłość, zapisana własnymi czynami i słowami. Niekoniecznie myślami, bo te bywały zdradliwe i potrafiły się niesamowicie splątać ze wszystkim innym. Tak jak plątały się właśnie w głowie Shikaruiego, tworząc tam istne tornado, które wzburzało morze i zwiastowało ogromny sztorm. Nad jego głową tańczyły bardzo ciemne i gęste chmury i Asaka jedyne co mogła zrobić, to spróbować je odgonić. I to właśnie robiła. Sama chętnie wracała do niektórych wspomnień, nie tych odległych o dwadzieścia lat, bo tych starała się nie tykać nawet kijem przez szmatę, ale tych odległych o dwa-trzy lata. Były jej miłe, jak miłym był jej mężczyzna, który się tak rozwalił na podłodze, lgnąc do niej i jej dotyku. Ten był przecież przeznaczony tylko dla niego.
Asaka nie miała nic przeciwko kilku siniakom, jeśli to tylko pozwoliłoby mu się uspokoić. Widocznie potrzebował ją trzymać tak mocno, złapać się jej tak, by donikąd nikt go nie zabrał – nie porwał ten wir, który utworzył się na powierzchni wody. Była jego kotwicą, trzymającą go w miejscu. A może po prostu nie czuł w tym momencie swojej siły? Tak jak wielokrotnie w innych, zdecydowanie bardziej przyjemnych momentach, w których też jej to wcale nie przeszkadzało. Teraz jednak wiedziała jak sobie poradzić z siniakami. Wystarczyło przecież odrobinę chakry i… Już po niczym nie było śladu. Asaka nie miała nic do ukrycia i nikt nikomu nie robił krzywdy, jednak było to wygodne o tyle, że nikt już nie będzie dziwnie patrzył i zastanawiał się za dużo czy przypadkiem mąż jej nie bije. Nie bił. Nigdy. Położyła wyprostowaną dłoń na jego dłoni – tej samej, którą właśnie przyłożył do swojej klatki piersiowej, oddychając tak bardzo głęboko. Chyba nawet słyszała to jego mocno walące serce, zwłaszcza, że wokół było tak cicho. Tę ciszę przerywało tylko jej własne poruszanie się i szelest ubrania. No i to, że się odzywała i tę ciszę przerywała. Nie musiał dla niej pięknie siedzieć i się prezentować, zwłaszcza nie w tej sytuacji. To i Asaka zupełnie nie zwracała uwagi na to, że lawendowooki siedzi tak nieporządnie.
- Bardzo dziękujemy – Shikarui go zbył, ale Asaka nie, to i podziękowała starszemu służącemu za sake i słodkości, a gdy wyszedł, cicho zamknęła drzwi na zasuwkę, by nikt im już tutaj nie chodził niechciany. Byli tutaj teraz tylko we dwójkę, ona, on, herbata, sake i manju.
Sięgnęła po żeliwny imbryk by nalać do czarek herbatę, dla siebie i dla niego, gdy Shikarui zabrał się za polewanie sake. Kobieta nawet nie zdążyła odłożyć czajnika, gdy jej mąż tak po prostu na raz wypił wszystko co sam sobie nalał. To dla niej była nowość – bo tak rzadko sięgał po alkohol, i ostatnio to chyba tak szybko pił na ich własnym ślubie w obecności kapłana.
- Zaskoczyłeś mnie z tym sake – powiedziała po chwili, po tym jak już się uśmiechnęła, na to niby-stwierdzenie, niby-pytanie, że co by bez niej zrobił. Jak to co? Już dawno postradałby życie, albo zgnił w jakimś lochu. Nie… Nie zgniłby raczej. Tak niebezpiecznych osób się w lochach nie trzymało, to było nieopłacalne. Bez niej nie starałby się żyć godnie, kto więc wie dokąd by go to wszystko zaprowadziło…? Asaka nie zaczynała gdybać, bo tego nie znosiła. Nim powoli sięgnęła do swojej czarki z sake, wpierw dolała drugą kolejkę Shikiemu. Dopiero wtedy pomału sama zabrała się za wypicie swojej, jednak mniej ochoczo i na trzy razy, a wszystko nieelegancko zapiła herbatą, którą wcześniej sobie przygotowała. - Chyba ostatnio tak chętnie i sam z siebie piłeś na naszym ślubie, a to było już dwa lata temu – niby wypomnienie, ale w sumie to żart. Żart i przypomnienie mu czegoś, czego sam nigdy nie liczył. - Lepiej się już czujesz?
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Było bardzo wiele stabilności w tym człowieku, którego oskarżano o to, że nigdy nie da się przewidzieć, co zrobi. Było w nim bardzo wiele przewidywalności. Wiadomym było, że na przyjęciu odszuka wszystkie słodkości, jakie wyłożą tam na tacę i że samemu nie wwiąże się w jakąś rozmowę. Nie zacznie oglądać się za innymi kobietami i nie będzie zainteresowany rozmowami na temat tego, kiedy ostatni raz mężczyźni ostrzyli swoje topory. Kiedy dostanie do ręki ziemniaka, obierze go tak, że zrobi się z niego prostokąt, a jeśli kazać mu powyrywać chwasty, to powyrywa, co chwastami będzie mu się wydawało. Włącznie z ozdobnymi roślinami. Wiadomym było, że za wszelką cenę będzie chronił swoich bliskich i że zawsze na drzwiach jego pokoju będzie wisiała notka wybuchowa, gdyby ktoś chciał się nocą przemknąć niezauważenie. Nalepiona tak, by aktywowała się po otworzeniu drzwi. Nie będzie nawiązywał kontaktów z ludźmi, od których niczego nie chciał. Nie będzie kupować wszystkich pierdół wystawionych na targu, chociaż zawsze ciekawie się im przyglądał. W niepewnościach postawi niewygodne pytania, bo prowadziła nim ciekawość i zada je wobec obcych tak, żeby powiercić w ich spokojnym sumieniu i poranić ich, prozaicznie niegroźnie. Wiadomym było, że posadzony przy shogi nie straci cierpliwości i nie będzie wykonywał nieprzemyślanych ruchów. Tak jak i wiadome było, że nie podniesie ręki na Asakę, nawet w gorących nerwach pożerających jego ciało. Tych wiadomych było naprawdę wiele. Nadal pozostawały jednak te chwile, w których traciło się swój rezon i zachowanie było skrajnie różne od codzienności. W bałaganie nie dało się udawać, że siedzi się w uporządkowanym pokoju. Być może rzeczywiście tylko koty to potrafiły - wpatrując się w przyszłość, kiedy cały ten bajzel był już posprzątany i zupełnie inni ludzie przechodzili przez nasz dom.
- Już nic więcej się nie wydarzy, żebym nie mógł się napić. - To nie było stwierdzenie i nie było pytanie - łączyło oba w jedno. Popatrzył na czarkę uniesioną na poziom swojej twarzy i podsunął ją nad stolik, zachęcając Asakę do tego, żeby mu jeszcze dolała. Zdradliwe procenty lubiły mieszać w głowie. Lubiły rozgrzewać i rozluźniać. Asaka pozwoliła mu się na nowo przekonać do zapach sake, którego mocno nie znosił. Ludzie pijali ją do obiadów, kolacji, była jak woda, tylko bezpieczniejsza - przerobiona, więc wolna od szkodliwych substancji, które czasem powodowały bóle brzucha, jeśli pobrane z nieodpowiedniego źródła. - Dwa lata? - Lata i daty były dla białowłosej ważne i starał się jak mógł pilnować dwóch z nich - jej urodzin i rocznicy ślubu. Niestety mimo ogromnego wysiłku nigdy nie mógł zapamiętać, ile to już lat minęło. A naprawdę się starał. Czasem siedział i próbował sobie przypominać, powtarzał sobie w głowie namolnie konkretną liczbę i..! I zanim się obejrzał, mijał kolejny rok, cyferka się zmieniała a on zaczynał się gubić. No bo jak to - po co się zmieniła? Czy to ważne, że się zmieniła? Ważne było tylko to, ze miała dwadzieścia kilka lat, do trzydziestki jeszcze sporo czasu, a bogowie nadal nie pobłogosławili ich dzieckiem. To było ważne. - Mam wrażenie, że znamy się od lat. Moja druga połowa. Musiałem znać cię od zawsze. - To było takie nienaturalne. Dwa lata, rok znali się przed ślubem. Tyle się wydarzyło w tym czasie i tyle zdążyli wspólnie przejść - piękne. Sentymentalne. Wzbudzające w tym bałaganie pewnego rodzaju melancholię, ale to nic. Melancholia była dobra w odpowiedniej ilości. Ta zaś była o wiele lepsza niż pustka, bo wymiatała poprzednie emocje, które burzyły się i zmieniały bardzo szybko. Teraz już cichły i odchodziły.
- Tak. - Lepiej nie oznaczało jeszcze, że czuje się dobrze, ale przynajmniej minęło tsunami, które całkowicie go pochłonęło na kilka chwil. Odetchnął znów. - Dobrze, że nadal są rzeczy, którymi cię zaskakuję. - Zapił słodycz kolejnym solidnym chluśnięciem sake. Jego wzrok zsunął się na przedramiona Asaki, które tak kurczowo trzymał przez dłuższą chwilę. Teraz już wszystko się uspokoiło, ciernie zniknęły, a blade skóry nie stykały się ze sobą, można było wrócić do przeszłości nie tak okrutnie dalekiej a tej całkiem bliskiej. - Nie złapałem cię za mocno? - Nie widział śladów na jej ciele, bo były zasłonięte kimonem. Przydałoby się teraz samego siebie uderzyć w twarz za lekką przesadę i tak na zdrowie - na ogarnięcie się, na otrząśnięcie z tego przedziwnego stan, w którym wszystko było pomrukiem. Miękkim, rozpływającym się pomrukiem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Wyroki o nieprzewidywalności Shikaruiego wydawali tylko ci, którzy tak naprawdę wcale go nie poznali. Zobaczyli, przebywali z nim przez chwilę i wydawało im się, że wiedzą o tym człowieku już wszystko, gdy prawda ścieliła się zupełnie w inny sposób. Wydawał się – i zresztą całkiem słusznie! – cholernie niebezpiecznym człowiekiem, zgoda, ale prawda była taka, że Sanada był też bardzo poukładaną osobą. Miał te swoje małe rytuały, które Asaka tak dobrze znała. Jak chociażby to, że będzie spać do późniejszego ranka a gdy wstanie, to najchętniej pójdzie trochę poćwiczyć, by rozgrzać mięśnie na cały dzień. Dopiero wtedy będzie gotowy zjeść śniadanie. Resztę dnia najchętniej spędzi na jakimś dachu, skąd będzie mieć widok na innych, a inni nie będą mieć wglądu na niego – i będzie obserwować, wygrzewając się jednocześnie na słonku. Taki właśnie był Shikarui. Białowłosa nie miała większych problemów by zgadnąć co jej mąż zrobi w takiej a takiej sytuacji, bo większość ich już widziała na własne oczy. A to, że nie zaczynał się rozglądać za innymi kobietami było dla niej ogromną ulgą. Lawendowooki nie był przecież jedynie jej mężem, nie był przykrym obowiązkiem wmuszonym jej przez rodziców. Był jej najlepszym przyjacielem, powiernikiem jej myśli, właścicielem jej serca i kilku jeszcze innych rzeczy. To, że był jej mężem i należała do niego, to był tak na dobrą sprawę tylko dodatek, który całą sprawę podkreślał i przesądzał. Wiedziała jednak, że nawet i bez tego byliby sobie tak samo bliscy, choć małżeństwo wiele spraw ułatwiało. Na przykład eliminowało głupie pytania, bądź odpowiadało na wiele niepotrzebnych. Jak to, dlaczego go szukała po całym Watarimono i przyszła na posterunek żądając wyjaśnień. Asaka wiedziała i przewidywała jak się zachowa, ale dzisiejsza sytuacja była nową chyba dla obojga i złotooka starała się do niej dopasować, układając swoje ciało raz po raz tak czy tak, by lepiej pasowało do tego dziwacznego, nagle znalezionego puzzla.
- Nie o to chodzi, przecież ci nie zabraniam – Asaka wypuściła powietrze przez nos w cichym parsknięciu na to ni to pytanie, ni to stwierdzenie, bo uznała, że wyciągnął z jej zdziwienia zupełnie błędne wnioski. - Chodzi o to, że nigdy nie chcesz się ze mną napić nawet wieczorem przy kolacji w podróży, gdy też wiesz, że za niedługo po prostu pójdziemy spać i też nic więcej się nie wydarzy takiego, że byś tego nie mógł – spoglądała spod firany czarnych rzęs na stół, siedząc naprzeciwko niego, ale w końcu uniosła spojrzenie jasnych oczu wprost na niego. Łagodne, zmęczone spojrzenie. - Możesz się przecież napić kiedy tylko chcesz – dodała jeszcze, czując, że to też wymaga klaryfikacji, bo Shikarui brzmiał, jakby szukał wymówek. Bredził zazwyczaj po alkoholu, ale chyba faktycznie dzisiaj gorzej już nie będzie. Najwyżej mu każe pójść spać i tyle. Asaka sama nie była wielkim pijakiem, lubiła od czasu do czasu wypić trochę sake, ale to nigdy nie były duże ilości, które mogłyby przyćmić jej umysł. Też nie takie, by cuchnęło od niej w nocy alkoholem, a Shikarui musiał uciekać, by tego nie czuć. Asaka, choć pijała często, to mało, i mimo wszystko nie miała mocnej głowy, więc gdy już się nadarzyła okazja, że wypiła więcej… ktoś wtedy musiał się nią zająć. Tak jakoś padało na jej męża, który chyba już wiedział dokładnie jak się z nią obchodzić, gdy wypiła nieco za dużo i zbierało się na to, że zaraz zacznie leżeć na stole. - Dwa – odpowiedziała na pytanie retoryczne i zanurzyła usta w sake, gubiąc tam cichy śmiech. - Szybko zleciało, nie? Sama nie wiem kiedy. Gdy byłam młodsza nigdy nie sądziłam, że spotkam kogoś, kto będzie chciał wziąć mnie za żonę, i kogo ja będę chciała wziąć za męża. Zawsze myślałam, że albo do końca życia będę sama, albo Shirei-kan wciśnie mi jakieś polityczne małżeństwo mające zapewnić spokój pomiędzy rodami. Nigdy bardziej nie cieszyłam się z tego, że jestem bękartem niż w dniu naszego ślubu – co za ironia! Ależ ją wzięło na wspominki. To był chyba taki moment. Moment, w którym oboje mieli tak dość, że chwytali się tych miłych wspomnień, które ustawiały ich w miejscu, w którym właśnie się znajdowali. Nie było źle – było wspaniale, bo mieli siebie, choć ostatnie dwa dni były wyjątkowo trudne i przykre. - Zabawne, prawda? Że oboje musieliśmy wyruszyć do Sogen by tam się poznać i przypaść sobie na tyle do gustu, żeby się nie pozabijać pierwszego dnia wspólnej podróży – złote oczy rozbłysły w lekkim uśmiechu uwidaczniając lekkie wygięcie jej pełnych ust. - Jugo z Daishi i Koseki z Daishi poznali się w karczmie w Sogen i postanowili razem wrócić do domu. A potem już nie chcieli się opuścić. Jeśli to nie jest przeznaczenie, to nie wiem co nim jest. Bogowie lubią się zabawić, skoro swoją drugą połowę można znaleźć nawet na drugim końcu świata – przesadzała teraz oczywiście, ale faktem było, że poznali się naprawdę daleko od domu. Uważała też, że to był wszelki dowód na to, że byli sobie pisani. Przecież nie mogło być inaczej.
Nie pytała czy jest dobrze. Bo wiedziała, że nie jest, nie była ślepa ani głupia. Ulgą było natomiast to, że faktycznie było lepiej; że złapał to minimum kontroli nad własnym ciałem i życiem i teraz się tego trzymał.
- Sama się czasem zaskakuję, a co dopiero ty. Zawsze będziesz mnie zaskakiwać, nawet odrobinę – ale tak, to oznaczało, że nie wpadli w rutynę. I że mają jeszcze trochę kart do odkrycia przed samymi sobą. - Nie bardziej niż kiedykolwiek – odpowiedziała po prostu i sama sięgnęła po słodką bułkę z nadzieniem, przez moment na niego nie patrząc. Tak, złapał ją mocno i pewnie jeszcze siniaków dzisiaj widać nie będzie, ale jutro, pojutrze…? Nie zamierzała się tym przejmować, bo przecież nic się nie stało. Bolało przez chwilę, ale nie był to straszny ból, no i tak jak powiedziała – nie pierwszy to raz. Ha! Była pewna, że Shikarui załapie aluzję.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Sam próbował się dopasować do tego puzzla. Poznać jego krańce, jego kształty - był przedziwny, bo nie miał czterech brzegów. Miał zupełnie inne kolory - wszystkie, jakie tylko poznał! - i nie pasował do żadnego z fragmentów obrazków, jakie tutaj widział. Z jakich sam był ułożony. Nie pasował, do niczego, absolutnie się nie sprawdzał i nie było odpowiedzialnego malarza za jego dostawienie, a jednak - był jego. W niepoznaniu rozpoznawał go jako swojego. W niezrozumieniu rozumiał, ze pochodzi tylko i wyłącznie z jego głowy. Tej stałej, pragnącej kontrolować. Znaleziony puzzel był całkowitą odwrotnością pragnienia kontroli. Był zlepionym ze wszystkiego chaosem, dlatego tworzył to, czego nie chciał. Tworzył "nic". Tak powinien zostać zatytułowany nowy obraz, który zostanie ułożony z jego pomocą. Jedno - wielkie - Nic. W takiej chwili o wiele łatwiej było usiąść na podsuniętym przez Asakę krześle i skorzystać z tego, że zechciała nalać czarkę sake, herbaty i zamówiła coś słodkiego. Jeśli on zadba, zatroszczy się, to ty możesz skupić się na tym, co aktualnie najważniejsze - poznaniu tego "nic", aby przekształcić je w możliwe do wykorzystania walory. Bez pośpiechu! Wszystko, co robione gwałtownie, przynosiło często smak porażki i zaskoczenia, tego negatywnego zaskoczenia.
- Aach. - Nie pomyślał, że mu zabrania. Czego mogłaby mu zabronić? Czego chciałaby zabronić? Tego, żeby robił sobie krzywdę, jej, bądź jej bliskim - tego by zabroniła. Nie pragnął tego, nie musiała więc zabraniać. Tego, że niszczyłby rzeczy ważne bądź unosił się gniewem w sytuacjach, które tworzyłyby zagrożenie. Śmiechu w rujnującej się jaskini, gdzie szalał demon. Tego by zabraniała - i dobrze! Niech zabrania! Niech działa, żyje i wyraża siebie zawsze i wszędzie, taka przecież była jej natura! Wspaniała i dzika, jak ogień. Ludzie często zapominali, że ogień nie był tylko zwiastunem zniszczenia. Przede wszystkim był narzędziem nadziei, ciepła i życia. - Majaczę po nim, gadam bzdury, myśli się rozpływają. Tracę kontrolę. - Oto, jaki był alkohol. Nawet w małej ilości pozostawiał po sobie jakieś dziwne wrażenie rozluźnienia, obsunięcia się norm, które uznawało się za stabilność codzienności. Alkohol prowadził do tego, że zaczynał zachowywać się w sposób nieprzewidywalny nawet dla samego siebie. - Za każdym razem jak sięgam po czarkę myślę o Masayukim. Zastanawiam się, ile jego samego jest we mnie i dochodzę do wniosku, że dużo. Naprawdę bardzo dużo. Jestem tak samo obsesyjny jak on. - Shikarui nie lubił wspominać przeszłości i wiedział już teraz, w ty punkcie, że oszukiwał samego siebie sądząc, że w ogóle ona nie bolała i nie miał światu niczego za złe. Dopiero teraz, bo dopiero dziś zalały go myśli, że przecież mogło być inaczej. On mógł być inny. Czy to znaczyło, że lepszy? Przeszłości nie da się zmienić, dlatego nie można nad nią płakać i sterczeć. Nie robił tego. Nie znosił użalania się - było słabe. Uczucia, o które tak długo walczył, nie były panienkami na zamówienie i nie otaczały cię ramionami tylko wtedy, kiedy rzuciłeś im monety. Uczucia były żywe, prawdziwe i często bardzo gorące - jak ogień. Mogły niszczyć, ale mogły też sprawiać, by wszystko wokół rosło. Jak wielu zdawało sobie sprawę, że ziemia po wylewie wulkanu jest najżyźniejszą, jaką ten świat nosił? Asaka oswoiła go z alkoholem na tyle, że wiedział, że nie ma w nim niczego złego. I nie było, dopóki to ona piła. Tak i nie przeszkadzało mu to, że czasami wypijała więcej i wtedy pilnował jej, żeby trzymała się w kupie, żeby nie przesadziła. Był taki moment, w którym to on mówił jej "dość".
- Tak... zleciało bardzo szybko. - Przytaknął jej, kiedy zaniosła się uroczym śmiechem, wracając do wspomnień. Tych dobrych i pozytywnych. Jakim cudem ta kobieta miała tyle siły, by nadal się śmiać? Uśmiechać? Tak wiele mówić i łapać się pozytywnego świata? W barwach złota i pomarańczy świat ogrzewany był po ciepłej stronie życia, to prawda. - Jesteś... przedziwna. Zawsze dostrzegasz tak wiele pozytywów i szczęścia. - Chyba nigdy jej tego nie powiedział, chyba się do tego przyzwyczaił... chyba, bo ciągle go to dziwiło, tak jak teraz. Ale cieszyło go to. Czerpał sam z jej energii. Zatruwał się tą dobrą trucizną i wykorzystywał dla samego siebie - taki egoista. Im bardziej ona była szczęśliwa, tym bardziej szczęśliwy był on. - Świat jest bardzo mały, kiedy jest się ninja. - Pokiwał lekko głową. Spotkanie w Sogen... tak daleko od domu. W miejscu nielubionym przez Asakę i ukochanym przez czarnowłosego, który przez bardzo długi czas uważał, że dom jest tam, gdzie twoje serce. Nadal tak uważał. Budynek w Daishi był cenny, ale na ile cenny? Był przyjemnym azylem, ale mógłby postawić go gdziekolwiek indziej. A jednak nie byłby szczęśliwy, gdyby tamten dom runął. Gdyby coś się stało.
- Jugo. - Powtórzył za nią głucho. Jugo i Koseki, którzy spotkali się w jednej karczmie. Połączeni i podzieleni jednocześnie. Tak wiele się zmieniło, tak mnóstwo rzeczy..! - Przez tyle lat byłem ślepy. Taki dumny z pieczęci. Rodzaj siły nie miał znaczenia, siła jest najważniejsza. Pozwala brać to, czego chcesz. Chronić to, co masz. Wszystko w tym świecie obraca się wokół siły i posiadania. - Poprawił swój siad, ale wcale nie na elegancki. Przesunął nogi, rozluźnił się bardziej, oparł na stoliku i dolał sobie jeszcze sake. I Asace, jeśli tylko chciała. Tym razem nie wypił czarki tak łapczywie. - Widziałem ludzi, którzy mieli nic i byli bardzo szczęśliwi. Nawet nie byli ninja. - Biedni, upodleni, ale szczęśliwi - bo mieli siebie. Bo tak jak Asaka potrafili czuć całym sercem i wiedzieli, że Los uśmiechała się do wszystkich, jeśli tylko dało się jej szansę. - I jesteś jeszcze ty, ciesząca się z bycia bękartem. Muszę się na nowo zastanowić, kim jestem. I kim chciałbym zostać. Chciałem nowego świata, a straciłem wszystko przez jedno potknięcie. - Alkohol miał to do siebie, że łatwo rozwiązywał usta i z Shikaruiem nie było żadnej różnicy, wyjątku ani cudu. Między innymi dlatego nie lubił pić.
- To dobrze. - A to zadziorka mała! Ale tak, dobrze, dobrze. To, co się działo w ich sferze intymnej, pozostawało tam. To, co działo się dziś, odbiegało zaś od łóżkowych zabaw. Więc dobrze-niedobrze. Shikarui nie był wybitnie silny, siła nigdy nie była jego priorytetem w ćwiczeniach. Mimo to nie należał też do najsłabszych osób.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Puzzel pochodził z jego głowy, to się zgadzało, a to, że nie pasował do całej reszty to tylko dlatego, że został źle wycięty. Jego kolory pasowały, tylko nie te rogi, które trzeba było poprawić. Gdyby wyszlifować je odpowiednio, to zaraz znalazłoby się miejsce, w którym pasowałby jak ulał do całego obrazu – i nie byłoby to „jedno wielkie nic”. Wielkie nic nie niosło ze sobą tyle chaosu i niezrozumienia, niepoukładanych myśli. Wielkie nic nie powodowało takiego zamieszania. Nic było też nieważne, a ta sprawa zdecydowanie nie mogłaby zostać jako taka zakwalifikowana.
Było kilka takich rzeczy, które Asaka mogłaby mu zabronić, ale zrobiłaby to w ostateczności. Jeśliby to sprawiało, że jego życie jest zagrożone na przykład. Albo życie jej rodziny, ale to już wiedział.
- Boisz się, że powiesz coś, po czym obrażę się śmiertelnie i odejdę bez pożegnania? – to miał być taki malutki żart, przytyk do tego, że pierwszy raz gdy razem pili alkohol mógł właśnie tak się skończyć. Ona z wielkim kacem późno zwlekła się z łóżka, Shikarui od rana trenował nad jeziorem i gdyby przez cały dzień nie wyszła z wynajętego pokoju, to pewnie by pomyślał, że ona nie chce go znać. Ale na szczęście dostała jego wiadomość. I na szczęście przemyślała sprawę, dając mu szansę na wytłumaczenie się już bez obecności alkoholu. Asaka naprawdę nie sądziła, by istniało coś, co mógłby powiedzieć po pijaku, co sprawiłoby, że by odeszła. - A mi się wydaje, że do niego jest ci bardzo daleko. Nie uważam, żebyś miał powtórzyć jego błędy – zawierzanie słowom jakiejś przyćpanej wieszczki, zamykanie swojego dziecka i jego matki w klatce na następne dziesięciolecie, szukanie sobie nowej żony i płodzenie z nią kolejnego dziecka, które miało już „normalne” oczy. I cały ten bajzel, kajdany, blizny… Blizn już nie było. - Nie pozwoliłabym ci na to – och, nie zabroniłaby mu, bo jak zabronić taką rzecz? Po prostu nie pozwoliłaby, by ktokolwiek tak potraktowałby ją i jej dziecko. Zresztą… Sądząc po tym, jak bardzo Shikarui chciał powiększyć tę rodzinę, to nie wiedziała co musiałoby się stać, by zrobił to samo co jego ojciec. By w ogóle chciał zrobić to samo. Przecież był w świecie i widział różnych shinobi. A klanowe zdolności nie zawsze były przekazywane i nie była to niczyja wina. Tak oto brat Asaki zrodzony z tej samej matki i ojca co jej siostra nie posiadał klanowej zdolności, a młodsza od niego Hotaru już tak. Tak samo jak Asaka. Tak już po prostu było. I nikt nie był w tym domu gorszy. - Jego obsesja sięgała znacznie dalej od jakiejkolwiek twojej, Shikarui. Zresztą… Uważasz, że co jest twoją? – oczywiście, że przeszłość bolała, zwłaszcza tak makabryczna jak jego. Jak tu nie mieć nić światu za złe? Nie da się. Jednak życie nie mogło być tylko jednym wielkim pasmem porażek; został doświadczony bardzo wcześnie i boleśnie w swoim życiu, ale Los i do niego w końcu się uśmiechnęła, stawiając na jego drodze dobrych ludzi. Ludzi, którzy byli chętni mu pokazać inną stronę życia. To, że nie wszystko jest takie czarne i czerwone. Nie było nic złego w chwili słabości, momencie na użalanie się nad sobą, o ile nie było to zbyt częste. Shikarui nie był tego typu osobą i choć Asaka nie znosiła mazgajów, to potrafiła tę słabość wybaczyć mężowi. Wiele przeszedł i wiele go to wszystko kosztowało, więc miał pełne prawo czuć się źle. Zagubiony, słaby. Przecież to była tylko chwilowa słabość. Więc czekała cierpliwie gotowa tulić go i głaskać po włosach tak długo, aż na nowo poczuje w sobie siłę do życia.
- Bo życie to nie tylko złe chwile, ale przede wszystkim te dobre. Doceniam je, bo wiem, że wystarczy jeden moment i już ich nie ma. A ciebie chcę mieć jak najdłużej. Sprawiasz mi tak wiele radości odkąd się poznaliśmy, wprowadziłeś w moim życiu spokój i chęć do tego, by coś ze sobą zrobić, rozwijać się. Motywujesz mnie. Mam po co żyć więc jak mogę nie dostrzegać tyle pozytywów i szczęścia? – rzeczywiście nigdy jej tego nie powiedział, a odpowiedź była tak banalnie prosta. Tym właśnie była przecież miłość. - Nigdy nie wywróciłeś mojego życia do góry nogami, ale przyszedłeś do niego, jakby od zawsze czekało tam na ciebie miejsce. Tak naturalnie, jak to, że po nocy wstaje dzień – chciałoby się powiedzieć, że nie było między nimi burzliwych emocji i napięcia, ale to nie prawda. Było i to sporo, jednak oboje szanowali swoje granice. Do czasu.
- Oczywiście, że tak. A to, czym dysponujesz, daje ci ogromną przewagę. Przecież o tym wiesz. Nigdy nie byłeś słaby – może z samego począteczku tak, ale każdy przecież gdzieś zaczynał. Mówiła mu to za każdym razem tyle już lat – że ma piękne oczy. Że ma niesamowite oczy. Oboje na nich polegali i pewnie dlatego w ogóle jeszcze żyli. Zgadzała się też zawsze, że bez siły nie da się bronić tego, co się chce i kocha. Dlatego nie rozumiała co go tak fascynowało w Akim, który miał to wszystko gdzieś. - Po prostu znaleźli swój cel w życiu i to, co sprawia im radość. Zwykłych ludzi nie interesuje siła, bo jej do niczego nie potrzebują – to też było proste. Ninja byli inni. - Cieszę się z tego, bo mogę być z tobą. Gdybym była z prawego łoża, to pewnie już dawno miałabym męża, którego wcale bym nie chciała i nie kochała, jak Hotaru – a tak… miała spokój tak długie lata. Gdy Hotaru będzie w jej wieku gdy wychodziła za mąż, to pewnie sama będzie już dawno po ślubie. Nawet pomimo tego, że jej ostatni narzeczony zmarł. - Albo tak jak ta moja kuzynka – ten od niej też zmarł, niewiele przed ich własnym weselem, co za pech. - Zastanów się, poczekam. A co niby straciłeś? – o jakim potknięciu mówił? Tego nie wiedziała. Podsunęła mu za to swoją czarkę po sake w momencie, gdy nalewał i sobie. Lubiła, gdy się tak otwierał, choć zazwyczaj przy alkoholu musiała go po kilka razy dopytywać co ma na myśli. Tak, alkohol rozwiązywał usta Shikiego, ale akurat ta para uszu była całkowicie bezpieczna do tego, by go wysłuchać.
Uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, że Shikarui zrozumiał to, co do niego powiedziała. Fakt był taki, że nie zrobił jej krzywdy ani teraz, ani nigdy indziej, w sypialni czy poza nią. Nie był delikatnym kochankiem, choć potrafił być, gdy się postarał, ale Asace nigdy to nie przeszkadzało. Kilka siniaków to przecież nie był koniec świata, a te na jej nogach i tak potrafiły się pojawiać w zupełnie losowych momentach i nie potrafiła znaleźć winowajcy. Kilka dodatkowych siniaków na ramionach i barkach nie powinno być więc problemem, zwłaszcza, że nie odkrywała ich przed światem, a jedyną osobą, która mogła je oglądać był Shikarui. Ewentualnie ludzie z onsenu, jeśli jeszcze raz się tam wybiorą, ale chyba sobie odpuszczą obecnie.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Szlifowanie, właśnie! Tego było potrzeba temu ułamkowi! Odpowiedniego dopasowania! Do zrobienia - najpierw tylko trzeba się przekonać, że on naprawdę pasuje, a Shikarui, spoglądając teraz na tę plątaninę barw, był pewien, że jest całkowicie nie na miejscu. Nie chciał go, odtrącał - tylko ile można? Walczyć, tak z samym sobą? Jak zupełny przegraniec, jak ten, który nie ma odwagi stanąć z samym sobą twarzą w twarz i wziąć to, co należne jemu samemu. Nie można odtrącać swojej części, jeśli nam się nie podoba. Trzeba nad nią pracować, doskonalić. Akceptacja i przebaczenie szły ze sobą w parze. Bardzo łatwo było odczuwać gniew i nienawiść, łatwo było uciekać. Jak trudno jest wybaczyć wie chyba każdy człowiek, który próbował. To wymagało dużej siły woli, mądrości i wspomnianej akceptacji tego, że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, a na niektóre wpływają inni. Inni, którzy nie są nieomylni i jak każdy - popełniają błędy. Czarnowłosy miał narzędzia wokó siebie, które mógł użyć do kształtowania swojego puzzla, ale na razie pozwolił im kurzyć się jeszcze przez kilka dni. Mając u swojego boku Asakę wiedział, że nie musi się śpieszyć. Chciał przed nią wypadać jak najlepiej i jednocześnie wiedział, że nie trzeba niczego ukrywać. Nieważne, co powie i zrobi, ona nie drgnie nawet o krok. Ponieważ to, jacy byli, korzenie, które zapuścili, nigdy się nie zmienią. Nawet gdy wyrosną nowe gałęzie, obrodzą w nowe liście, pozmieniają kolory, a niektóre z gałązek zostaną zrzucone, serce zawsze było jedno. Niestałe - powiedziałby ktoś. I słusznie - ludzkie emocje były bardzo niestałe. Była jednak taka miłość, która zdarza się tylko raz. I nie da się jej zastąpić ni wypełnić kimkolwiek innym. Oto, jak wiele się zmieniło w rozumowaniu człowieka, który uważał, że nie ma ludzi niezastąpionych. Trzeba pociąć swoje palce nożem i podpisać pakt z Diabłem, by poznać niektóre prawdy i ceny.
- Już się tego nie boję. - Minęła era strachu, niepokoi i braku zaufania do samego siebie. W niezrozumieniu i braku poznania tego, kim jest w dniu dzisiejszym, jedno wiedział i jedno pozostawało niezmienne - był mężem Asaki. Przed byciem ninja, przez byciem Jugo czy Ranmaru, przed tym wszystkim był przede wszystkim jej drugą połówką. Jeśli upadnie - upadnie razem z nim Asaka. Jeśli upadnie Asaka, upadnie i on. To nie jest kraj dla słabych i kiepskie miejsce dla mazgai. A on się już mazał w tym upadlającym jego umysł i ciało mieście. - Zawsze we mnie wierzysz. Twoja wiara jest moją siłą. - Nie mogła niczego innego przecież powiedzieć, a jednak wcale nie skopiowała jego myśli. Jej niezachwiana wiara... ta sama, której żądał od niego Aka. Jej wiara była poparta nią samą - czynami, słowami, spojrzeniami. Aka chciał czegoś pustego, czemu nie można było zaufać. Nie na tym etapie, nie po tym wszystkim, nie po wylanych słowach i zrzuceniu swoich własnych błędów i paranoi na kogoś innego. To była dopiero słabość! Był spokojny przy białowłosej, bo nie było takiej rzeczy, której mógłby przy niej żałować. Jasne, były niektóre złe czyny, niektóre złe słowa, były niedopowiedzenia i niektóre uniki, jakie robił, były jego manipulatorskie sztuczki, które były częścią niego, ale żadnej z tych rzeczy nie żałował. Jak nie żałował żadnej z ich kłótni, patrząc nawet na te piękne początki ich poznania się. Teraz mieli jeszcze piękniejszy czas - tylko dziura została wypalona świeczką Watarimono. To nic, to nic. Ten puzzel, ten obrazek... jeszcze stworzymy lepszy. Naprawimy wszystko - razem.
- Ty jesteś moją obsesją. - Zupełnie jak obsesją Masayukiego była jego żona. Asaka nie widziała między nimi podobieństw, ale on widział i - bogowie, przebaczcie! - było ich naprawdę wiele! Im wyżej się podnosił i mocniej stawał, tym bardziej je dostrzegał. - Masayuki nie zawsze był tak zepsuty. - Bronił go? Nie, skądże. Gdyby ten człowiek ożył... Shikarui już nie żywił do niego nienawiści. Gdyby ten człowiek ożył, szukałby u niego akceptacji. - Ale masz rację, nie będę taki jak on, bo pomiędzy tobą a mną nie ma całego świata. A ja lubię się uczyć na błędach innych. - Nie, czarnowłosy nie potrafił powiedzieć, czy jego obsesje i paranoje były mniej płytkie od tych, za którymi zatopił się Masayuki. Na pewno go nie zatruły i nie doprowadziły do szaleństwa. Jego własna obsesja kochała go i zawsze była przy nim. Nikt nie próbował mu udowodnić, że będzie przyczyną jego upadku i nie starał się wmówić, że partia bękarta jest partią złą. - Ja cieszę się, że wszyscy Sanada nie żyją. Nikt mi nie powie, że moja wspaniała żona, bękart, nie może nosić tego nazwiska. - Wszystko miało dobre strony, a Shikarui nie żałował tego, co zrobił. Dzięki temu czynowi w końcu wziął kawałek przeznaczenia w swoje ręce i wypełnił je. Odzyskał upragnioną wolność, w której się zakochał. W otwartych wiatrach, nieskończonych morzach i bezkresnych górach.
- Możesz mnie nazwać podstępną żmiją za moje manipulatorstwo. - Ulotnie się uśmiechnął, dość słabo, ale jednak, bo myśl, równie ulotna co uśmiech, była nawet zabawna. Wyczuwał przecież, że tak samo wiele słów Asaki były zaczepkami i próbami wciągnięcia go na intelektualne wyżyny, żeby sam się rozchmurzył. - Byłem wtedy już bardziej cywilizowany, bo Aka wtłukł mi do głowy, że nie jestem psem. Przeistoczenie się w człowieka nadal zajęło wiele lat. - Dobrze się to wspominało, naprawdę. Ich pierwsze chwile razem, poznawanie się, podążanie za sobą, to, jak gładko i szybko się ze sobą dogadali. - Byłem bardzo naiwny. Wystarczyło pogłaskać mnie z włosem i już merdałem ogonem. To było... zadziwiająco proste życie. - Teraz wszystko było bardziej skomplikowane i zawiłe. Plączące się w ludzkich emocjach i myślach. W konieczności stawiania przed sobą i innymi nowych wyzwań. - Ale ty byłaś jak morze, a ja zwykłą rzeką. Widziałaś kiedyś rzekę, która oparłaby się morzu? - Przechylił lekko głowę na ramię, ściągając jedną rękę ze stolika, by podeprzeć się nią za sobą, o podłogę. Wzniósł czarkę w toaście, kiedy i ta Asaki była pełna. Nie musiał mówić, za co ten toast. To oczywiste - za nich. I tylko za nich.
- Naprawdę rozważałem zabicie męża Hotaru. - Tak, tak, alkohol zdecydowanie rozwiązywał mu język. Czasami aż za bardzo! Ale... to wcale nie powinno być jakoś mocno szokujące. Shikarui eliminował wszystko, co nie pasowało do jego idealnego obrazka świata. Uciekał się do wszystkich środków, żeby osiągnąć swoje cele. Niektóre były naprawdę bardzo, bardzo odległe, ale to wcale nie sprawiało, że jego zaangażowanie w nie było mniejsze. - Więcej nie mogę się od ciebie oddalać, bez ciebie jestem słaby. Dopiero razem tworzymy harmonię. - Powiedział to w sposób, który można było uznać za niemal natchniony. Jakoś tak... wzniośle. Bo i w jego mniemaniu wzniosłe było to przekonanie. I tak przyjemnie wyzwalające.
- Powiedziałem, że straciłem? Widzisz, dlatego nie lubię alkoholu. Zaczynam więcej mówić, ale nieprecyzyjnie. Nie lubię braku precyzji. Brak precyzji zazwyczaj prowadzi do śmierci na polu walki, a rozmowy są jak wojna. Słowa jak strzały. Na szczęście przy tobie mogę mówić wszystko. Tylko nadal - nieuporządkowane zdania to nieuporządkowane myśli. - Odstawił kolejną pustą czarkę na stolik. - Chciałem powiedzieć, że mogłem stracić.
Nie był jeszcze pijany, ale już wszedł mu ten stan. Nadal był fizycznie zmęczony, wykończenie psychiczne tylko przyśpieszało uderzenie procentów do głowy. Całkiem nieelegancko z tego względu przechylił się całkowicie w tył i zległ na plecach, z rozłożonymi rękoma, na podłodze przy stoliku, kierując wzrok na sufit. Jak kot patrzący w jeden punkt. Ten, w którym niczego nie ma.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Chciała go takiego, jakim był w swoim sercu. Ze wszystkimi stałościami i pewnościami, a także z tymi słabostkami i swoją nieidealnością. Ze swoim niezrozumieniem świata i z tym, jak bardzo chciał się nauczyć o co w tym wszystkim chodzi. Nie musiał być przed nią perfekcyjni, bo coś takiego przecież nie istniało. Nie chciała, by cokolwiek przed nią ukrywał, bo te sekreciki większe niż mniejsze już kiedyś pomiędzy nimi były i nie przyniosły niczego dobrego. Nawet wtedy nie uciekła, a przecież mogła, było jeszcze tak mało czasu, jaki ze sobą spędzili, a teraz…? Teraz już by nie mogła. Wtedy nie chciała, a teraz było to po prostu niemożliwe. Za bardzo się w tym zatraciła, zakochała; miłością, która wcale nie wyglądała na przemijającą z czasem. Ona też miała swojego rodzaju obsesję na punkcie męża, ale nie należała do tych chorych i destrukcyjnych. Ot, wydawałoby się, że zwyczajny związek zwyczajnych ludzi. Tyle, że shinobi nie byli zwyczajni.
- A kiedyś się bałeś? – zdumiała się trochę, unosząc wyżej obie ciemne, mocno wyrysowane brwi, które tak bardzo dodawały jej ładnej buźce drapieżności, zwłaszcza wtedy, gdy mocno spięła włosy. Dziś jednak były rozpuszczone, podkreślając owal jej lekko pociągłej twarzy, dodając jej pewnego rodzaju miękkości. - Byłabym wyjątkowo kiepską żoną, gdybym nie wierzyła we własnego męża. I to takiego, którego chciałam sama, a nie którego poznałam z woli rodziców – to poniekąd był jej obowiązek, ale nie był nijak wymuszony. Wierzyła w niego, bo taka po prostu już była. Można było powiedzieć, że jest naiwna, może. Ale nie można było być idealnym, jak już zostało powiedziane, a ze wszystkich możliwych i dostępnych wad ta wydawała się wyjątkowo nieszkodliwa: wiara (wcale nie ślepa) we własnego męża i w to, że sobie poradzi.
- Tak jak ty jesteś moją. To coś złego? – powolutku wgryzła się w słodką bułkę, którą zwinęła z widoku Shikiego, nim ten pochłonie je wszystkie i nie patrzyła na niego tak uważnie, nie widziała więc dokładnie jego mimiki, ale i tak nie miało to większego znaczenia. Ta nie zmieniała się na twarzy Sanady zbyt często tak czy siak. - A kiedy nie był? Bo wydaje mi się, że wiara w jakąś durną przepowiednię baby, która za dużo wypaliła jakiegoś dziwnego zielska i wydawało jej się, że widzi przyszłość, to naprawdę skrajna głupota – znowu, samospełniająca się przepowiednia. Nie chcesz czegoś tak bardzo… że sam do tego dokładnie doprowadzasz. Tak jak Seinaru na turnieju, tak Masayuki z zagładą własnego rodu z rąk swojego syna. Asaka nie miała szacunku do zmarłego ojca Shikiego i on o tym wiedział. Nie miała go od pierwszej chwili, w której usłyszała, co Sanada Masayuki w ogóle wyrabiał. - Z tym moim urodzeniem to nie jest do końca tak. W domu nikt mnie nie traktował jak bękarta, bo ojciec się do mnie przyznał i mogłam przyjąć jego nazwisko. Zresztą długo go używałam. No i odziedziczyłam kekkei genkai. Jestem i byłam traktowana jak pełnoprawny członek rodziny. Gdybym miała wyjść za kogoś spoza Seiyamy to pewnie nikt by się nawet nie zająknął, że jestem z nieprawego łoża. To po prostu w Seiyamie sąsiedzi pamiętali i dlatego ojciec nawet nie próbował mnie komuś wcisnąć, bo po pierwsze swoje wiedzieli i sobie dopowiadali, a po drugie za bardzo rozrabiałam. – Asaka uśmiechnęła się z przekąsem. - Więc całkiem możliwe, że nikt by ci nie mówił, że nie mogę nosić tego nazwiska, bo mogliby żyć w niewiedzy – ale Asaka też nie żałowała, że Shikarui zrobił co zrobił. Może powinna, bo zginęło wielu „niewinnych” ludzi, ale jak to jest? Kto bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem. Oni wszyscy doprowadzili do upadku tamtej rodziny, to zniszczenia dziecka, które było pewnie słodkim, uroczym chłopakiem ciekawym świata. Ciekawość została zabita, stłamszona. Tak jak dobroć. Zastąpiona tym – bo tylko to Shikarui znał. Manipulacją, zabijaniem i ciemnością.
- Tak? A co podstępnie zmanipulowałeś, żmijko? – ich? To, że byli teraz razem? Małżeństwo? Fakt, wystrzelił z tym przy jej matce tak niespodziewanie, że Asaka nie potrafiła znaleźć ani słowa, by się wtedy odezwać, ale do teraz nie wiedziała skąd wziął się ten pomysł. Czy długo nad tym myślał, czy chciał tego, dążąc powoli, od momentu, w którym udowodnili sobie wzajemnie, że nie są sobie obojętni – tam wtedy, na brzegu jeziora, gdy pierwszy raz poddali się chwili, dzieląc bardzo ognisty pocałunek. Shikarui chciał wtedy więcej, ale białowłosa mu na to nie pozwoliła – więc czy myślał o tym od wtedy? Czy może przyszło mu to do głowy dopiero w momencie, gdy mu się oddała? - Ach, to stąd to kwieciste porównanie, że zostawiłeś go samego jak psa? To dopiero manipulacja, ale niezbyt zręczna jak na mój gust. Przynajmniej na mnie nie zadziałała – aż zgrzytnęła zębami i sięgnęła po napełnioną czarkę z sake upijając dwa łyki. Ależ ją ten temat drażnił, tak jak drażniła ją cała rozmowa z Uchihą. Chłopak przegiął, przekroczył pewne granice kilka razy i nie dostrzegał ostrzegawczych znaków, brnąc w zaparte i w swoją i tylko swoją rację. Reszta się dla niego nie liczyła. Ale czy to był powód, dla którego Shiki tak lubił tego chłopaka, który według Asaki niczego sobą nie reprezentował? Bo był miły dla lawendowookiego, szukając kogoś, kto uciszy jego samotność? Miły i… to wystarczyło? Nie każdy miły człowiek był wartościowy i dobry. - Teraz brzmisz, jakbym was rozdzieliła, a ty nie miałeś siły się przede mną bronić – burknęła w sumie, bo nie była z tego zadowolona. To samo zarzuciła Akiemu, który w taki a nie inny sposób obrócił całą rozmowę. Nie to, by miała coś za złe Shikiemu, bo nie miała, po prostu wspomnienie o Akim nie wywołało w niej przyjemnych odczuć. Ale wiedziała, że i tak będą musieli o tym porozmawiać prędzej czy później. Bo było chyba dość jasne, że kobieta nie będzie chciała mieć niczego do czynienia z gościem, który zrobił takie przedstawienie na tarazie. Kochałem cię, a ty mnie zostawiłeś samego jak psa. Te słowa ciągle kołatały się po jej umyśle i wywoływały naprawdę posmak goryczy na języku.
- Nie męża, a narzeczonego – nie, rzeczywiście nie brzmiała na zaskoczoną. Brzmiała na absolutnie nieporuszoną, jakby często prowadzili ze sobą takie dyskusje. - Kto wie, może by się polubili. Minako i mój ojciec też byli zeswatani na siłę, że tak powiem, a proszę jaką dobraną parę razem tworzą. Keira też nie była z początku zachwycona swoim narzeczonym, a jak go poznała to się przekonała. Szkoda, że skończyło się tym podwójnym pogrzebem – byli wtedy w Seiyamie, to było w czasie półrocza, w jakim Shikarui pomieszkiwał w jej rodzinnym domu, przygotowując się do ślubu. Pogrzeb był małą, krótką przerwą w tym wesołym czasie. Pogrzeb jej kuzyna i jego przyszłego szwagra, dwóch bliskich osób kuzynki, z którą nie miała już za dużo kontaktu. - Też nie lubię, jak nie jesteś obok mnie – przyznała, uśmiechając się leciutko na to wzniosła wyznanie. Nawet się lekko zarumieniła. Czy sprawiły to jego słowa, czy alkohol…? A może jedno i drugie? Prawda była jednak taka, że róż delikatnie wpłynął na jej policzki, może nawet trochę płochliwie, w sposób, jaki zdawał się nakręcać czarnowłosego. - Rozmowa ze mną to wojna? – rozbawił ją tym stwierdzeniem, bo było zabawne, nawet jeśli coś w tym było. Asaka lubiła stawiać na swoim i drażniło ją, gdy ktoś opowiadał bzdury. Jednak rozmowy z Shikim od zawsze traktowała zupełnie inaczej, nie jako walka, nie jak przeciąganie sznura na swoją stronę. To zawsze była lekka wymiana poglądów, może dlatego, że Shikarui nigdy mocno nie stawiał na swoim i tak fascynowała go postawa Asaki, że chciał się od niej uczyć. - Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
- Źle się czujesz? – uniosła się nawet trochę, gotowa wstać, sprawdzi czy dobrze się czuje, skoro tak nagle położył się na ziemi i zamilkł, wpatrując w sufit. Może alkohol mu zaszkodził? Albo alkohol w połączeniu z tymi wszystkimi nerwami? Wczoraj zemdlał. Całkiem zrozumiałe więc było to, że się martwiła w tym momencie.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

- Nie jestem pewien. Bardziej się bałem przyznania niektórych rzeczy przed sobą samym. - Jak to było kiedyś? Przed rozmową w Ryuzaku? Czego dokładnie się bał, czego nie dostrzegał, a co widział? Czy bał się, że Asaka go zostawi? Wydawało się to nieprawdopodobne. Nie może odlecieć skowronek, którego trzymasz na złotej nitce... ale właśnie - co się stanie, kiedy złoto okaże się jedynie starym metalem, którego kolor zakryto dla zmylenia zmysłów i przyjemności? Stało się nic. Linka jednak była ze szczerego złota, tylko należało ją odświeżyć i odnaleźć jej prawdziwe barwy. To, co ich spotkało w Ryuzaku, dowiodło tego. Tak jak i było potwierdzeniem, że przed sobą nie muszą niczego udawać, mogą być po prostu sobą. Nie doskonali, nie idealni, nie strasznie słabi i żałośni - po prostu sobą. W rytmie serca, w ty, co grało w duszy. Sobą, to znaczy kim? Role im przydzielone nie były oddzielne, łączyły się. Równowaga pomiędzy nimi była do odnalezienia i sięgnięcia po nią, tylko najpierw - przebrać świeże ciuchy, wydostać się z mamiących oparów, usiąść prosto, jak należy, nie tak przekrzywionym i przy zapach sake mieszającym się z dobrym zapachem herbaty. - Ze wszystkich wysiłków, jakie podjąłem w życiu, zajęcie twojego życia było moim najlepszym. - Tak, tak, najlepsza inwestycja. Najlepsze, co mogło się wydarzyć, żeby wszystko zaczęło się w końcu układać w dobrym kierunku. W rozumieniu ról, jakie posiadali, mieli pewne obowiązki, by rzeczy wychodziły po prostu dobrze. Na szczęście te obowiązki były czystą przyjemnością. Nie bolały i nie zawracały głowy do stopnia, w którym miało się ochotę czymś rzucić. Wszystko przychodziło łatwo, chętnie i z pasją.
- Nie wiem. To coś złego? Ludzie uważają zabijanie drugiego człowieka za złe, ale kiedy zabijasz inną osobę w ich imieniu to nagle staje się dobre. Całe to pojęcie dobra i zła jest bardzo enigmatyczne i przestałem sobie zawracać tym głowę. Wolę robić to, na co mam ochotę. - Jasne, że wiedział, czym jest zło i czym jest dobro. Rozumiał je, bo się go nauczył. Jednak nie rozumiał go tak, by wypełniało go jakimikolwiek nakłonieniami w jedną czy drugą stronę. Były obok - poza nim. Świat je ustalił, więc się dopasowywał, a w dostosowywaniu się był naprawdę dobry. - Przepowiedziała prawdziwą przyszłość. Może bogowie ją oświecili w swej mądrości. - Co on by zrobił, gdyby dostał taką przepowiednię? Zwariowałby? W dzielonych paranojach, obawach i obsesjach? Nie znał odpowiedzi na to pytanie i nawet nie chciał się nad tym zastanawiać. Jednak wiedział, że przeznaczenia nie da się odmienić. Więc robienie tego tak, jak zrobił to jego ojciec, mijało się z celem. Chciał uciec przed czymś, czego nie mógł uniknąć - i został za to jeszcze brutalniej pokarany. Tak, takie wytłumaczenie miało sens. - Był głupcem, że próbował uniknąć przepowiedni. Musiał rozgniewać bogów. - Wzruszył lekko ramionami, dzieląc się tym przemyśleniem z Asaką. Tak jak i dzielił się prawie wszystkim, co wiatr Watarimono przywiał do umysłu.
- Może. Nigdy się nie dowiemy. Lubię czasami o tym myśleć i wyobrażać sobie, jakby wyglądało nasze życie, gdyby moja rodzina żyła. - Oczywiście te wyobrażenia bardzo daleko odbiegały od rzeczywistości, w jakiej sam spędził dzieciństwo. W tych wyobrażeniach jego matka i ojciec kochali się na zabój, tak jak kochali na początku swojej znajomości, jak było mu opowiadane, wszyscy zaś żyli szczęśliwie, dzieleni tylko kłótniami, które zawsze przez rodziny się przewijały. Zwłaszcza te większe. Jak na Jugo Sanada byli naprawdę sporą rodziną. Przerzedzoną w części przez Uchiha, a w reszcie przez... wiadomo.
- Jestem niewinny. - Podstępna żmijka? Nie, nigdy! Przecież był prawdziwym aniołkiem, wzorem cnót, zachowań najlepszych! Przykładem przyszłych pokoleń! Całkiem zabawne to było. Asaka naprawdę potrafiła się przekomarzać, albo to tylko na niego tak dobrze to działało. Potrafiła człowiekowi poprawić nastrój. Nawet jeśli ten jego nie chciał się na razie piąć na wyżyny przez zmęczenie. Przynajmniej robiło się trochę lżej w pewien sposób. W drugi coraz ciężej - przez sake i zmęczenie. - Mnie zabolało. - Ten wyrzut był absurdalny. Te słowa... były absurdalne. Kreowały jakąś zupełnie odmienną, abstrakcyjną rzeczywistość, która z impetem zderzyła się ze światem Sanady i pozostawiła go absolutnie zdumionego po zniszczeniach, jakich dokonała. Silny podmuch rozwiał jego włosy, żeby dokładnie mógł na wszystko spoglądać. - Tak brzmi? Nie. To naturalne, bo pisane przeznaczeniem. A ja się nie chciałem bronić. Nie wiem więc, czy gdybym chciał to miałbym siłę. - Co za dziwny wniosek. - Rzekę zawsze można zatrzymać tamą. Rzeka może zmienić swój bieg i zakończyć się na jeziorze. Woda zna swoje drogi i ma swoje sposoby. - Tak jak i on miał wybór - teoretycznie. Teraz jak o tym myślał to w ogóle nie mogło być mowy o wybieraniu, bo Asaka zwyczajnie była mu pisana. Byli doskonałą parą z niebios, złączoną być może od kilku już wcieleń.
Odetchnął, leżąc na ziemi i wsłuchując się w opowieści o związku jej siostry. Mógł być szczęśliwy, kto wie. Tylko Mojry, jeśli zgrabnie przebierały palcami po niciach. Nie była to wiedza, po którą człowiek mógł sięgać.
- Czasami najprawdziwsza. - Obrócił głowę w jej stronę i wytknął ją palcem, ale w bardzo flegmatyczny sposób, w ramach żartu, nie na poważnie jej cokolwiek wyrzucając. - Niektóre z nich można było zakończyć tylko bitwą na śnieżki. - Wyjątkowo lubił tamto wspomnienie i malowało się pięknym obrazem w jego wspomnieniach. Ocieplało, pomimo tego, że śnieg mroził.
- Jest w porządku. Jestem tylko zmęczony. Pokonało mnie przyciąganie podłogi.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Starło się nic, bo Asace zależało i chciała dać mężowi szansę na to, by jej zaufał. Czas, by się oswoił i chęć do tego, by się otworzył, zobaczył, że nic złego się nie stanie, gdy wypowie swoje myśli na głos. Musiała go wtedy trochę przycisnąć, bo co krok wychodziły rzeczy, o jakich nie wiedziała, a powinna. Dowiadywała się czegoś, o czym nie miała pojęcia i wychodziła na ignorantkę, która nie interesuje się mężczyzną, z którym związała swoje życie, a to nie była prawda, bo interesowała się, tylko on jej do tej wiedzy nie dopuszczał. A jej się kończyła ta anielska cierpliwość. Nie zostawiłaby go, ale te tajemnice w końcu przerodziłyby się w brak ufności z jej strony. Shikarui jednak rzeczywiście w pierwszej kolejności musiał przyznać się przed samym sobą i wyspowiadać z grzechów we własnej głowie.
- Hmm, najsurowszy sędzia. Najsurowszy, a czasami najłagodniejszy – „my sami”, to miała na myśli. Zależało od sytuacji. Gdy jednak coś się przyznało przed samym sobą, to już trudno byłoby się oszukiwać. - Więc cieszę się, że w ogóle zwróciłeś na mnie uwagę – i że w ogóle zechciał ten wysiłek podjąć. Komu innemu mogłoby zabraknąć odwagi.
- Dopóki się to nie wymyka spod kontroli to nic złego, tak uważam – gdy obsesja nie zaczyna kontrolować życia i sprowadzać go na złą drogę, tak jak na złą drogę sprowadziła Masayukiego. - Nie lubię tego całego przyzwolenia na twierdzenie, że shinobi jest narzędziem i to nie on był ręką, która zabiła. Wygodne, ale nieprawdziwe – dlatego tak wyglądała jej rozmowa z Kenseiem. Nie lubiła jego podejścia, bo było życiem w kłamstwie. Ale to on żył w kłamstwie, a nie ona. Ona po prostu nad tym nie rozmyślała, ale zabicie kogoś na misji czy poza nią się nie różniło, bo było tym samym czynem. Zresztą nigdy też nie przyjęła zlecenia, które mówiło wprost: zabij. Przeszkody, które trzeba było wyeliminować, zwykle same pchały się pod ostrze. - Taa… Przepowiedziała przyszłość, która by się nie zdarzyła, gdyby ktoś się nie bał, że się ona spełni. Ludzie nie powinni znać swojej przyszłości bo to właśnie się potem dzieje. Głupieją, a obsesja staje się złem. Gdyby nie ta „przepowiednia”, to nie sądzę, byś miał tak trudne życie jak miałeś – i pewnie wszystko skończyłoby się inaczej, ale znowu, nie było co gdybać. Asaka widziała dwóch winowajców tej całej sytuacji: babę, która to „przepowiedziała”, choć powinna milczeć, i ojca Shikiego, który w to uwierzył i pragnął temu zapobiec. Z własnej winy doprowadził do tragedii. W sercu białowłosej z kolei nie było ani grama litości dla tego człowieka. Asaka też dzieliła się tym co myśli, bo po prostu nie potrafiła tego zaakceptować. Gdyby stanęła kiedyś na rozdrożu i ktoś oferowałby jej wiedzę o tym, co zdarzy się w przyszłości – za nic w świecie nie chciałaby tego słyszeć. To mogłoby ją zniszczyć, to co ma, jej szczęście, absolutnie wszystko. Nie chciała też wiedzieć kiedy umrze. A mimo to marzyła o tym, by mogła dożyć starości (wcale nie spokojnej, bo wiedziała, że to niemożliwe) jak jej babcia, tyle że u boku ukochanego, z wiedzą, że ich dziecko, czy dzieci też wiedzie (czy wiodą) szczęśliwe życie. Naprawdę, niczego bardziej nie pragnęła.
…czy to znaczyło, że jej instynkt macierzyński w końcu doszedł do głosu i pora była by przestać robić te wszystkie uniki?
- Może też trafilibyśmy na siebie któregoś dnia w Sogen. Albo może Shirei-kan chciałby mnie uwikłać w jakieś polityczne małżeństwo z waszym szczepem? – uśmiechnęła się nawet, bo nawet nie brała pod uwagę, że w tej innej rzeczywistości mieliby nie być razem. Naprawdę uważała, że byli sobie pisani, a skoro tak, to to przeznaczenie by się wypełniło w taki czy inny sposób. Prędzej czy później by na siebie trafili, była pewna. Wolałaby tylko nie być przyczyną rozpadu jego innego małżeństwa, choć sama wiedziała, że gdyby była do takiego zmuszona z kim innym, a później poznała Shikiego i tak samo straciła głowę, to byłaby w stanie uciec. A przynajmniej tak sądziła teraz. Pewnie dlatego, że nie stała przed wyborem: miłość albo obowiązek. Miłość albo klan.
- A mówią, że tylko winny się tłumaczy. No już, spowiadaj się, co podstępnie zmanipulowałeś? – nie była zła, nie wyglądała na złą i nie brzmiała na złą. Brzmiała i wyglądała na rozbawioną i zainteresowaną tematem, który im się tutaj wykluł. - Wiem. Każdego by zabolało. Mnie też zabolało, a nie dotyczyło mnie bezpośrednio. Nie mogłam tego słuchać, tego steku bzdur, dlatego mu tyle wygarnęłam. Takich rzeczy się nie robi i nie mówi. A ja widziałam, że aż nie wiedziałeś co powiedzieć – nie miała Shikiemu nic za złe. Jedyny winny w jej oczach był tutaj Aka, który nie miał w sobie za grosz taktu i dumy. Gdyby ją miał, to wiele z tego zachowałby dla siebie, a przede wszystkim – nie użalałby się nad sobą przez cztery lata. Kto to widział? Cztery lata leczyć się z kilkumiesięcznej znajomości? Ten człowiek był chory na głowę – tak jej to wychodziło. - To właśnie jest obsesja, z której nie wychodzi nic dobrego – obsesja człowieka, który nie zna swojego miejsca. Nie obsesja Asaki czy Shikiego względem nich samych, tylko obsesja osoby trzeciej na punkcie jednego z nich. - Trochę tak zabrzmiało. Przepraszam, może to dlatego, że ciągle mam tamtą rozmowę w głowie, a jej wydźwięk był właśnie taki – słowa Akiego brzmiały jak wyrzut, a jego intencja, by ona też tego wysłuchała była dla niej niejasna i tak się wtedy tam poczuła: jak intruz, bo śmiała poznać Shikiego, a on wybrał ją. A ona wtedy nawet nie wiedziała, że kiedyś coś łączyło Sanadę i niebieskookiego. Ale może tak właśnie było? Przeznaczenie chcące ich połączyć na przekór wszystkiemu, bo ich dusze złączone były ze sobą od dawna?
Odstawiła na stół pustą czarkę po sake – zaczynało być jej przyjemnie ciepło, ale jeszcze nie tak, by myśli zaczynały jej się plątać. Dla niej dwie czarki i to takie małe (a nie takie jak na ślubie, huh) nie robiły jeszcze tego, co robiły z lawendowookim.
- Tęsknisz za tym okładem jaki ci zaserwowałam, co? Fajnie było być wysmarowanym śniegiem? I żeby naleciał na plecy za koszulę? – przyjęła tę „walkę”, nic sobie nie robiąc z wytknięcie paluchem. Była mistrzynią wszystkich takich potyczek, wyćwiczyła się na dzieciakach z osady, które uciekały przed nią w popłochu, gdy przychodziła bitwa na śnieżki. Zawsze było wiadomo kto wygra: zapaśnik Asaka, mistrzyni prawego sierpowego prosto w nochal.
Wstała, słysząc, że jest „tylko” zmęczony. Nie podeszła jednak do Shikiego, a na boso przeszła się do miejsca, w którym były rozłożone na podłodze futony do spania. Zabrała stamtąd jedną z poduszek i dopiero zbliżyła się do mężczyzny, by przy nim kucnąć i wsunąć mu ją pod głowę. Bez słowa. I równie bez słowa wróciła do stolika na swoje miejsce.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Już nie było sekretów, które mogłyby ich poróżnić. nie było niedomówień, które mogłyby ich od siebie odepchnąć. Nadal pozostawało wiele rzeczy do powiedzenia, wiele do usnucia bajek i opowieści, ale żadna z nich nie była tkana grubymi nićmi. Wszystko było klarowne - te niedojrzane nitki były zaledwie smaczkami, , które mimowolnie nie chciały przechodzić przez jego gardło. Nigdy przez to nie powiedziałby, że Asaka się nie interesuje. Interesowała. Chciała wiedzieć, poznawać, lubiła go przecież słuchać i lubiła, kiedy on zaczynał więcej mówić. To, że on potrzebował czasu na przemyślenia i musiał zawsze wszystko ułożyć w swojej głowie nie było czarami manipulacji i próbami robienia uników. Cieszyła go ta możliwość, że przy Asace nie musiał ciągle stawać na paluszkach i być w ciągłej gotowości, jak to robił przy ludziach. Męczyło go to. Kochał jej obecność właśnie dlatego, że mógł być sobą i nie ograniczać samego siebie, nie tworzyć sztucznych wymuszeń. Ten problem panował od samego początku - nie jej problem, nie to, że jej nie ufał, nie to, że bał się, że ona zniknie. On się bał samego siebie - nawet teraz, w tym momencie. Wciąż były te nieprzebyte, dzikie korytarze tej puszczy, gdzie drzemały demony, w których oczy nie lubił spoglądać. Fakt, że był tchórzem, nie ułatwiało w zbieraniu chęci, aby stawić im czoła. Zmuszony, aby spojrzeć w ich oczy skończył pijąc za dużo sake i leżąc na podłodze przy stoliku. I... wcale nie było źle. Tak jak złe nie były obsesje, które łączyły go z Asaką. Cieszył się tak samo jak ona, że nie wycofał się w tych najważniejszych momentach, że nie zrezygnował. To było dość skomplikowane, kiedy się na to patrzyło z Watarimono. Cofając się nieco zasnutym alkoholem umysłem wstecz.
- To dziwne... - Przechylił się w przód, podnosząc na moment, ale tylko po to, żeby na nią spojrzeć i wypić jeszcze kilka łyków z czarki. - Instynktownie za tobą podążałem. Musiałem zignorować instynkt, który kazał mi uciekać. - Genialna, jakże olśniewająca myśl! Nie, wcale nie. Wybierał. Wiele było wyborów, które doprowadziły do tego, żeby w końcu mogli być razem. - Mam na myśli, wiesz, zawsze byłem tchórzem. - Nigdy się tego nie wstydził, bo nigdy nie uważał, żeby było czego się wstydzić. Wolał się wycofać i nie zajmować problemami, które jego samego nie dotyczyły. Tak jak na przykład tamci ludzie na trakcie, których spotkali. Jak wojna, przez którą musieli przejść, żeby dostać się do Daishi. Było wiele spraw, które wolał przemilczeć i wiele rzeczy, które wolał zignorować. Teraz wszystko wyglądało trochę inaczej. Niewielu by go nazwało tchórzem, ale też i teraz czuł wyraźnie, że w jego wnętrzu jest moc, która może dogłębnie poruszyć bardzo wielu i coraz mniej przeszkód znajduje się, które mogłyby go powstrzymać. Gdy nabierasz pewności siebie, zaczynasz się obawiać coraz mniejszej ilości rzeczy. Tylko te małe pomieszczenia stanowiły jego nieskończoną paranoję. - Również się cieszę. To były najlepsze decyzje mojego życia. - I wcale nie były łatwe. Niektóre były wręcz bardzo trudne. Okupione walką z samym sobą, żeby się przemóc i zdecydować, rozważyć, co jest bardziej istotne dla niego samego i bardziej warte uwagi. Ona była - więc oto są. Tak i cieszył się, że ona nie pozostawała dłużna. Nigdy nie chciała powiedzieć "nie". Nie chciała powiedzieć "nie kocham cię".
Pokiwał lekko głową, dopijając kolejną czarkę sake. Tak, zgadzał się z tym, co zostało powiedziane. Zresztą - "złego". Zło. Więc skro Asaka mówiła, że to nie jest złe, a nie mogło być - kochali się, nigdy nie krzywdzili - to nie mogło być więc złe. Nigdy też tego w takich aspektach nie rozpatrywał. Z tym "ale". Ale gdyby się wymknęło spod kontroli? Gdyby ON się wymknął spod kontroli? Ten najspokojniejszy człowiek na ziemi. Nie wyobrażał sobie tego, co nie oznaczało, że nie zadał tego pytania. W ciszy własnego wnętrza. Bez strachu i obaw, bo jak bać się czego, co jest takie nierealne. Nawet nieprawdy jednak bolały, kiedy uderzały prosto w twarz. Tak jak zabolały słowa Akiego. Po wypiciu tego, co miał, przewalił się z powrotem na podłogę. Również nie chciał znać swojej przyszłości. Nie zamierzał nikogo o nią pytać, bo była pułapką - jak pułapką była wiara w słowa tamten kobiety. Prawdziwe objawienie zesłane przez bogów, czy zatrucie zielem - tego nigdy nikt się nie dowie, ale czarnowłosy odkrył, że jakoś nigdy w niej nie doszukiwał się całej winy. Zupełnie tajemnicza osoba przybierała w jego wyobrażeniu twarz wyjątkowo pomarszczonej kobiety o przerzedzonych włosach, przez którą przemawiali sami bogowie. Mieli rację, ona miała rację, więc ostatnie, co sądził, to to, że jej przepowiednia była nieprawdziwa. Że kłamała i źle wróżyła. Każdy rodzi się pod jakąś gwiazdą, każdy ma swoje przeznaczenie i rolę do odegrania w życiu. Kobieta po prostu zobaczyła, jaka była jego rola. To, że wtedy była przy tym porodzie, nie było przypadkiem. Nie mogło jej nie być, a jego rodzice nie mogli nie usłyszeć jej słów. Kansho-in nie była bez winy. Nie był pewien, w którym momencie wszystko się tak gwałtownie zmieniło między jego rodzicami, Saki nie opowiedziała mu wszystkiego, a była jedyną osobą, która chciała z nim rozmawiać. Była jak babcia. Babcia, która umarła zdecydowanie zbyt wcześnie. Zatopił się w tych myślach i wspomnieniach, starając sobie przypomnieć twarz Saki i jej głos, słowa, które do niego kierowała. Przypominał sobie twarz szalonej matki i jej słodki, trujący głos szepczący do jego ucha. Chyba nie pamiętał zbyt wiele poza podsycaniem jego nienawiści do Masayukiego. Pamiętał za to doskonale kołysankę, którą mu śpiewała. Hipnotyzującą.
- Na pewno byśmy się odnaleźli. - Był tego pewien. Jeśli nie w Sogen, natrafiliby na swoje ślady gdzie indziej. Przeznaczenie by ich odnalazło i pozwoliło im spełnić to, co pisane w gwiazdach. W niepoznanej i nieprzewidzianej przez nich przyszłości.
- Dlatego ja się nie tłumaczę. - Skoro tylko winny się tłumaczył, to on będzie milczeć jak grób! Przecież był niewinny! Ta gra słów była czystą zabawą, gdzieś kręcącą się na granicy z prawdą. Dla żadnego z nich nie było to sekretem, ale też i sekretem nie było, że manipulatorstwa nie było między nimi. No chyba że takiego delikatnego głaskania, żeby poprawić któremuś z nich humor. Działało w obie strony - tylko czy to manipulatorstwem w ogóle można nazwać? - Nie wiedziałem. - Przyznał. Wszystko działo się za szybko, słowa leciały zbyt szybko, emocje wybuchały zbyt jasno. A co najgorsze - były wielkim stekiem bzdur. Nie był na to przygotowany. To jest dopiero tragedia - niczego nie oczekiwać, a i tak się zawieść. Tak samo jak Asaka z pewnością nie oczekiwała niczego od Toshiro. Bardzo głęboko się rozczarowali. - Znowu możemy tylko zgadywać, co by było, gdyby. Nie miałem żadnych wątpliwości, chciałem cię mieć dla siebie. To co było między mną a Aką rozpłynęło się po tych kilku miesiącach czekania na niego w Sogen, zanim się jeszcze pojawiłaś. Już przynajmniej wiesz, czemu się kłóciliśmy i czemu nie układało nam się dobrze. Aka ciągle to robił. Zmieniał fakty, nigdy nie było "nas", był tylko "on". Zawsze było mu za mało wszystkiego. Chciał słów, a ja miałem tylko czyny. Teraz kiedy o tym myślę sądzę, że byłem po prostu szczęśliwy, że ktoś jest dla mnie dobry. Wydawało mi się to całkiem normalne, moi rodzice wiecznie na siebie wrzeszczeli, więc czemu miało być inaczej? Byłem głupszy niż jestem teraz. I o wiele mniej szczęśliwy. - Obrócił głowę, żeby spojrzeć na Asakę. - Lubię śnieg. Śnieg to woda. - Akurat kiedy kobieta wstała, więc mógł śledzić to, jak idzie do maty, podnosi poduszkę i wraca, żeby wsunąć ją pod jego głowę. Uśmiechnął się do niej promiennie wręcz. - Bardzo szczęśliwy jestem teraz.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

A i tak był czas, że i przy niej na tych paluszkach stawał i na nich tańczył, balansując na krawędzi. Zapominając się raz po raz co już powiedział i wiedziała, a co celowo pominął, a jemu się przypadkowo wymsknęło, bo wyleciało mu z głowy. Alarmowała go wtedy, ona i jej kończąca się cierpliwość, ostrzegawczy ton, który miał w sobie wyrzut, że nic jej nie mówi, że traktuje ją jak obcą, albo jak swojego wroga. Pamiętała, że to mu kiedyś powiedziała – by jej tak nie traktował. Na szczęście przestał. Ten wzorowy mąż, który jeszcze półtorej roku temu myślał, że będąc w związku może sobie pozwolić na egoizm. Mógł, oczywiście, ale to była prosta droga do tego, by się to wszystko rozpadło. Był taki moment, że nie chciał jej mówić o rzeczach; że chciał coś zostawić tylko dla siebie, jakby bał się, że Asaka to wyszarpie i podepcze, a on zostanie z niczym. Gdy ona każdą decyzję podejmowała z myślą o nich, a nie o sobie.
- Cieszę się, że wtedy poszedłeś za mną w tę wojnę. Nie umiałam się pożegnać, a potem nagle pojawiła się ta kobieta i moment minął, i nikt nie powiedział „do widzenia” – trochę też jak takie zrządzenie losu. Stali i patrzyli na siebie, wiedząc, że to pożegnanie, że koniec ich wspólnej przygody i żadne z nich nie chciało tego przyznać, otworzyć buzi i powiedzieć „żegnaj” ani nawet głupiego „do zobaczenia”. I wtedy pojawiła się Reira, szukając pomocy, proponując pieniądze. Nagle Shikarui w jednej chwili zdecydował, że idzie, bo tamta kobieta założyła, że wybierają się oboje i… Poszedł. Nie odwrócił się na pięcie, by Asaka mogła oglądać tylko jego oddalające się plecy. To było już jakiś czas po ich pierwszym pocałunku i Asaka jeszcze długi czas czuła na sobie jego widmowy dotyk, choć Shikarui wcale niczego nie robił, ani nie próbował, jak to sam powiedział, jej posiąść wbrew jej woli. Ale mogli to wszystko stracić w jednej chwili. Uratowanej przez mazgającą się kobietę, chcącą wrócić do swojej rodziny w Daishi. - Naprawdę? – zaskoczył ją z tym tchórzostwem, bo sama nie potrafiłaby tak stwierdzić. Tak, sam nie pakował się w większość kłopotów, ale i ona wolała je uniknąć, tak jak tych ludzi na drodze. Wmieszali się przez nią, to racja, ale na początu Asaka też nie była zainteresowana tematem. Chodziło o to, co bandyci robili i też o to, że jeśli nie wtedy, to mogliby na nich trafić po drodze później. W mniej dogodnych warunkach. - Wiesz jak to jest. To, co przychodzi łatwo rzadko się docenia – bo nie było warte zachodu.
Asaka przysunęła do siebie pustą już czarkę Shikiego i sięgnęła po butelkę sake ponownie. Nalała sobie, jemu, znowu, pomału przesuwając naczynie po stole, by czekało już na niego pełne, gdy Shiki ponownie uzna, że ma ochotę jeszcze się napić. Nie poganiała go, nie wymuszała na nim tempa, po prostu widziała, że ma ochotę się napić, więc mu to umożliwiła, nie pytając – bo przecież taka też była jej rola. Przy okazji napełniła też drugą parę czarek ciepłą herbatą, która nadal tutaj parowała i zawahała się na moment, ale ostaecznie sięgnęła po miód by posłodzić tę należącą do lawendowookiego. Ją też przysunęła na jego część stolika i uśmiechnęła się lekko do leżącego mężczyzny, który wcale na nią nie patrzył i pewnie nie widział jej uśmieszku. Wtedy też napiła się znowu – rozgrzewającej sake, nie tak dobrej jednak jak ta, którą produkowano w Karmazynowych Szczytach, a po kilku łyczkach napiła się herbaty, by przełamać smak i lekkie uderzenia alkoholu.
- Ale jak już zacząłeś to dokończ, bo umieram z ciekawości – Asaka miałaby odpuścić, gdy już się czegoś uczepiła? A pff, w życiu! To nie byłaby ona! Ciekawiło ją o takiego chodziło po głowie Shikiego, że zezwolił jej na nazywanie go podstępną żmiją za jego manipulacje. Więc skoro tak, to z jakiego powodu? Oczywiście Asaka wiedziała jaki potrafił być, jak czasami się podlizywał innym i doprowadzał ją tym do szału, ale odniosła wrażenie, że tutaj, teraz, dzisiaj, chodziło o coś troszkę innego. Więc zamierzała drążyć i zamierzała wygrać tę potyczkę. O ile tak to można było w ogóle nazwać. A Shikarui wiedział doskonale jak bardzo ma upartą żonę. Tak bardzo, że właśnie z podłogi koło jego policzka zaczęła wyrastać kryształowa łodyżka, niczym jakiegoś kwiatu rosnącego w blasku słońca w zatrważająco szybkim tempie (jak na kwiatka oczywiście) i ta łodyżka pstryknęła go w policzek, po czym rozsypała się w drobny mak. Asaka parzyła na to wszystko przez rzęsy, bo musiała mieć na oku miejsce, w którym bawiła się kryształem, zaczepiając swojego męża, ale tak jak zawsze gdy go tykała zaczepnie, czy to nogą czy ręką, tak teraz też udawała, że to wcale nie ona. Przecież nóżki i rączki miała przy sobie!
- Ty chciałeś kogoś, kto będzie dla ciebie dobry, a on chciał kogoś, kto zapełni uczucie samotności. Oboje chcieliście byle kogo. Może działało to na początku, a później okazało się, że każde z was chce innych rzeczy i inne są ważne – mruknęła pod nosem. Trochę dziwnie się czuła, analizując poprzedni związek Shikiego, ten sprzed lat, zanim się jeszcze poznali, ale pomimo dziwności tego tematu, to nie czuła się z tym bardzo źle. Nie czuła zazdrości, ani teraz, ani wcześniej, ani wczoraj. Rok temu też nie. Moment na zazdrość o Akiego był krótki i bardzo ulotny na całe szczęście. Nie chciała jednak tego tematu przedłużać za bardzo i słuchać o tym jak im było razem, bo mimo wszystko czuła się nieswojo. Shikarui mógł z nią porozmawiać o wszystkim, ale to nie znaczyło, że przy każdym temacie miała się czuć komfortowo. Przy tym się nie czuła. - Aka jest bardzo… Toksyczną osobą – powiedziała w końcu i zamilkła, nie ruszając jednak resztki sake czy herbaty, jakie miała przed sobą w czarkach. Ważyła słowa, które właśnie wypowiedziała. Taki miała w tym momencie obraz tego chłopaka. Chłopaka czy mężczyzny? Zachowywał się jak gówniarz i wyglądał też bardzo młodo, nie potrafiła powiedzieć ile mógł mieć lat. To, co dzisiaj usłyszała z ust Akiego i teraz od rozwalonego na podłodze, zmęczonego Smoka jasno dawało jej obraz kogoś bardzo zapatrzonego w siebie, nie skupiającego się na innych, kto nie nadawał się do związku, a przynajmniej nie z taką osobą, jaką był Shikarui. Ale nie rozumiał tego i zamiast odpuścić, to pielęgnował w sobie jakieś uczucie, wspomnienie uczucia, wyidealizowane i jednocześnie znienawidzone zamiast zrozumieć, że czasami ludzie po prostu do siebie nie pasują i nie ma się o co wściekać. A on się wściekał. Że coś poszło nie po jego myśli. Tak, to zdecydowanie było toksyczne. Dla niego samego i dla całego otoczenia. Ktoś, kto szukał byle kogo, by nie czuć samotności był strasznie łatwym człowiekiem winnym samemu sobie. A Shikarui nie miał po prostu dobrego wzorca. Nie wiedział, że można żyć inaczej, bez kłócenia się o wszystko, bez wrzeszczenia na siebie. A jednak dało się. Widział to w jej domu, gdzie Takanobu i Minako mieli swoje spięcia, ale niezbyt częste. I widział to obecnie; Asaka była łagodną kobietą wbrew pozorom. Wiele wymagała od siebie, od Shikiego też, ale rzadko robiła jakieś wyrzuty, a i Shiki nie dawał się podejść i złapać haczyk by się kłócić. Burzowe chmury szybko więc były rozganiane. - Dom ma być miejscem, gdzie każdy może odetchnąć, a nie wracać do niego z myślą, że lepiej ci poza nim, bo przynajmniej nie ma tej osoby, z którą się ciągle kłócisz. To nie twoja wina, nie wiedziałeś jak ma być – ale Aka chyba wiedział? Czy może jego rodzice też się o wszystko ze sobą kłócili i wydzierali na siebie? Nie wyglądało na to, ale Asace jedyne co wyglądało to to, że Aka miał za złe swoim rodzicom, że byli shinobimi. - Ja też. Bardzo – uśmiech za uśmiech. Ale Shikarui zbierał jej uśmiechy nawet wtedy, gdy on się takim nie odwdzięczał.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
ODPOWIEDZ

Wróć do „Watarimono (Osada Samurajów)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości