Ryokan Mizu ni ume

Awatar użytkownika
Aka
Martwa postać
Posty: 244
Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
Wiek postaci: 23
Ranga: Szczur
Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
GG/Discord: Aka#1339

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Aka »

To że się stresował było chyba oczywiste - w końcu codziennie nie spotykasz się z rodziną swojego byłego chłopaka, na rozmowę przy dobrej herbacie i powspominanie dawnych czasów. To jednak, co wydarzyło się w tym Ryokanie przeszło najśmielsze oczekiwania Akiego. Przygotowywał się na tą rozmowę - zarówno fizycznie jak i psychicznie, jednak to, co zaczęło wie tutaj dziać... nawet w najgorszym koszmarze nie przypuszczał, że dawny przyjaciel, ktoś kto o niego dbał, wraz ze swoją żoną zrobią sobie z niego pośmiewisko.
Nie, nic nie było w porządku. Wszystko szło nie tak, jak powinno było iść i Aka wcale nie był na nikogo obrażony. Gdyby był, to by tutaj nie przyszedł, a słowa Shikaruia o wiarze nie miały tutaj absolutnie żadnego potwierdzenia. Sanada mógł sobie wierzyć w co tylko chciał- nawet w latającego potwora Spaghetti, ale wiara w złe intencje Akiego czy w jego niepewność to była herezja w czystej postaci. Aka był dobrym człowiekiem - zawsze, wszędzie. Nieważne co by się działo, w jakim byłby stanie - zawsze walczył i pomagał. A Shikarui go demonizował i robił z niego potwora na oczach swojej żony, gości i pracowników tego przybytku, którzy teraz stali i przyglądali się całej tej szopce. Jeżeli Shikarui kochał wbijać szpile w ludzi, to mógł wreszcie cieszyć się i patrzeć, jak całkiem radosny chłopak, który przyszedł tu chwilę temu teraz zamienia się we wrak człowieka. Sanada kochał posyłać ludzi na dno i mścić się na nich za krzywdy, których doznał, jednocześnie kłamiąc w żywe oczy, że przecież lód już dawno stopniał.
- Proszę, przestańcie... - głos mu się załamał i było to wyraźnie słychać. Mocno wpił palce w ramiona, tak, że aż mięśnie go zabolały. Ta sytuacja go przerosła. Myślał, że ma do czynienia z dojrzałymi ludźmi, tymczasem Asaka z każdą chwilą udowadniała, że to ona jest tą obrażalską. - Ja... Ja... ona chciała usłyszeć o tym... na trybunach... Ja nie chciałem tego mówić dwa razy... To boli, przestańcie... - wymamrotał do Shikaruia, gdy ten zapytał o powód poruszenia tego wątku, gdy Asaka rozpoczęła swoją scenę wylewania żali o to, że Aka powiedział jak się czuje. - P-przecież chcieliście wiedzieć... Ja t-tylko powiedziałem wam co czułem... - czuł jak przerażające zimno wdziera się na jego karka. Jak dreszcze przechodzą jego ciało, jak żołądek podchodzi mu do gardła, a serce bije szybciej. O wiele szybciej.
Nie, nie sięgnął po kartkę. Miał taki zamiar, nawet wyciągnął dłoń w kierunku pana Sanady, ale szybko ją cofnął, gdy usłyszał wściekłą Asakę. Każde słowo żony było dla niego jak cios w policzek. Nie potrafił tego znieść. Nie, gdy każde słowo z ust Asaki było zwyczajnym kłamastwem lub półprawdą. Zaczął się powoli wycofywać, wyraźnie stłamszony i zniszczony. Jeżeli to spotkanie miało być rewanżem i zemstą za to, jak czuł się Aka przez ostatnie cztery lata to Shikarui mógł być z siebie dumny. Chyba lepszego, bardziej dewastującego drugiego człowieka zwycięstwa nie dało się odnieść. Wygrał i to w jakim stylu.

- Asaka, o czym T-ty mówisz? - to nie było pytanie skierowane do niej, raczej puszczone w eter. Nie miał siły na nią patrzeć. Czuł się tak poniżony i gnębiony jak nigdy wcześniej - a przecież to nie była jego wina. Rozmowy o Toshiro nie kontynuował na prośbę Shikaruia, rozmowę o jego nieobecności kontynuował na prośbę Shikaruia, a teraz był jebany po całości za to, że śmiał w ogóle otworzyć usta. Nie odpowiedzial w żaden sposób na durny w jego mniemaniu argument, że ludzie codziennie umierają i że przecież wcale nie miał tak źle, bo przecież niektórzy umierali na zarazę. I co z tego, że umierali powoli i boleśnie? W jaki sposób miało to ukoić serce Akiego, który stracił rodziców? To, że ktoś miał gorzej miało go w jakiś sposób pocieszać?
I co się marzesz, że ci rękę urwało? Tamtemu głowę urwało i nie marudzi...

- Nie, Asaka, proszę... To nie tak... T-to wszystko nie tak... - próbował to opanować, gdy Asaka rozpoczynała swój monolog, ale na nic się to zdało. Dziewczyna była pod wpływem emocji, tak samo jak Aka. Ubzdurała sobie wiele rzeczy, które były nieprawdziwe, jak chociażby to, że nie ma do niej szacunku. Dwa razy zwrócił się do niej personalnie, raz do Shikaruia mówiąc Ty i twoja zona i dla niej to było obrazą? A jak miał się do niej zwracać, jeżeli nie po imieniu i nie po faktycznym stanie cywilnym? Przecież wszystko co powiedział było prawdą, tekstem całkowicie pozbawionym negatywnych skojarzeń czy złych intencji. To była całkowicie normalna, najnormalniejsza tytulatura jakiej każdy używa w normalnej, nieformalnej rozmowie. Tymczasem Asaka strzelała focha, jak gdyby Aka co najmniej ją obraził. - Nie, nie! Wcale tak nie uważam, nie nazwałem Cię tak, to nieprawda! - i nawet jego słowa nie były w stanie przekonać dziewczyny, która czuła się potraktowana jak idiotka. Uchiha nie rozumiał czemu i nie był w stanie zrozumieć. Nie rozumiał kobiet, w tym Asaki, która wymyśliła rzeczy, które wcale nie miały miejsca.
Łzy pociekły po policzku Akiego. Cenne trofeum, którym mógł się teraz cieszyć Shikarui, siedzący w fotelu. Zapewne był z siebie dumny - Aka zepsuł mu dzień, on zepsuł mu najbliższy miesiąc, jeżeli nie więcej. Zabawne, życzyć komuś powodzenia podkładając mu kłody pod nogi i doprowadzając go do płaczu na oczach własnej żony i gapiów, którzy teraz z ogromnym zaciekawieniem przyglądali się temu dramatowi.

Aka to nie Toshiro, by móc w sobie zduszać emocje. Nie potrafił tego i... nawet nie próbował. Nie było sensu. Było ich zbyt dużo. Zbyt złych. Krew buzowała się w nim - był wściekły, ale to smutek, który zasiała w jego sercu ta dwójka przyćmił wszystko.
- Ja... ja tylko powiedziałem co czułem... - był zrozpaczony, stłamszony i do reszty rozbity. Gdy na szkle pojawi się choć drobna rysa, to kolejne uderzenie może jeszcze bardziej je zniszczyć. Łatwiej rozbić. A teraz... cóż. Z tego lustra nie było już co zbierać. - To nie tak... to wszystko nie tak. Mieliśmy sobie wszystko wyjaśnić i zacząć z czystą kartą... Wszystko nie tak. Wszystko... - załkał spoglądając na Shikaruia. - Przepraszam... przepraszam... - Aka nie zamierzał zostać sam-na-sam z Shikaruiem. Nie zamierzał też stamtąd odejść. On po prostu stamtąd wybiegł. Miał tego wszystkiego dość. Emocje które się w nim zgromadziły przez te wszystkie lata wreszcie znalazły ujście i choć byly szczere, to nie znalazły uznaia w oczach Sanada. A Chłopiec z Blizną na szyi jedynie mówil o tym, o czym sami chcieli usłyszeć. Przyszedł tu w dobrych intencjach. Pech chciał, że trafił na złych ludzi.



z/t
0 x
Obrazek
I'd rather watch my kingdom fall
I want it all or not at all
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Czy ktoś taki jak Aka miał naprawdę czelność mówić o pierwszych wrażeniach? Osoba myśląca o człowieku, który oddał mu wszystko, co miał, że jest zły? Osoba, która pomimo tego, że ta osoba poświęciła mu swoje myśli, swoje serce, była uważana za tego, co potraktowała go jak psa? Myślenie o tym, że Shikarui znęcał się nad nim, że chciał zrobić sobie na nim pożywkę, mimo ciepłego przyjęcia, mimo wszystkich otrzymanych listów, mimo pamięci o nim nawet wtedy, kiedy myślał, że już dawno był zagrzebany pod piachem? Aka był jak tęsknota za morzem. Mógł nie istnieć, mógł w ciszy drzemać w świecie, lecz bywały takie chwile, gdy ta tęsknota wychodziła na zewnątrz i przypominała o sobie. Tęsknota dokładnie taka, jaką czuł każdy człowiek za osobą, z którą spędziło się dobre chwile, nawet pomimo tych złych i tego, że wcale dobrze się nie dogadywali. Aka odbierał same złe wrażenia i tworzył same złe oceny - i to pomimo tego, że powinien całkiem dobrze znać przedstawiciela klanu Jugo. Tak, doprawdy, taka osoba była jedną z tych, co byli bez winy, więc pierwsi rzucali kamieniem. Nie było sensu pytać o ich logikę i powody. Nie było sensu pytać o przyczyny, ponieważ zawsze były przestawione. Nie było sensu szukać wyjaśnień, ponieważ nigdy nie mogły zadowolić. Po raz kolejny Aka się mylił i Shikarui miał o ich przeszłości podobne zdanie, co Asaka - że nigdy nie był przez niego kochany. Aka mógł być dobry. Dobry - bo troszczył się o swoje sumienie i dobre samopoczucie. Kiedy pomagasz człowiekowi, robi ci się trochę lżej na duchu, możesz zająć głowę problemami innych i nie myśleć o swoich. Tak jak z miłością. Do Shikiego dotarło, jakie to wszystko było tanie i jak chore w swoich posadach. To, czego nie mógł dojrzeć wcześniej, bo Aka był dla niego osobą, która okazała mu dobroć i pokazała świat w niesamowitych kolorach, których wcześniej nie dostrzegał. Dopiero teraz, po tym, co pokazała mu Asaka, po tym, co zostało tu powiedziane, zaczął widzieć, jak bardzo Uchiha nie liczył się z nim od samego początku. W jego życiu nie było miejsca na drugą osobę - był tylko on sam i jego urojenia. Jego słabości, z którymi nie chciał nawet stawać twarzą w twarz. To nie tak, że tego nie pojmował - strachu przed walczeniem z własny umysłem. Nawet nie tak, że nie pojmował obsesji. Jego własny ojciec i matka, których to rodziców tak chętnie wyciągnięto przy rozmowie przez Akiego (nawet nie pamiętasz, że opowiadałeś o swoich rodzicach, prawda, Aka?) opowiedzieli mu wszystko, co musiał wiedzieć i zrozumieć o obsesjach i chorobliwych miłościach i pragnieniach. Czuł je na swojej skórze i był ich owocem. Kiedyś byli głupi i młodzi, a na koniec... na końcu ich opowieści została już tylko głupota. Każdy z nich umarł pragnąc tego samego - zemsty.
Biała, czysta karta dla Akiego była już bardzo dawno przygotowana. Opatrzona tylko pozytywnymi odczuciami przeszłości dzięki temu, co ich połączyło i tego, że Shikarui był pewien, że może mu ufać. Było tak niewiele osób, które sprawiały, że Shikarui w ogóle myślał o zaufaniu. Sanada nawet to pokazał, przyklepnął - powiedział do niego, że przecież minęło tyle lat, że przecież są teraz obcymi sobie osobami. I mimo tego, że nie wyglądał, sam był teraz tak samo opętany emocjami jak ta dwójka tutaj. Tylko że w nim nie było złości - była rezygnacja. Wylana po sam czubek naczynia, w którym mógł ją zmieścić, gorycz. Więc gorycz za co? Za to, że, jak sam Aka twierdził, powiedział on tylko to, co chciano tutaj usłyszeć? Nie. To wszystko... to... jak to w ogóle ubrać w słowa? Nie ubierał. Nie miał siły się już odzywać, wtrącać, dodawać, słuchać. On naprawdę życzył Akiemu wszystkiego dobrego. I naprawdę chciał, żeby już wypierdalał. Zabrał ze sobą swoje emocje i jak podtarł nimi własne dupsko, skoro nie dostrzegał, co było tutaj problemem. No bo na pewno nie on! On zrobił wszystko dobrze, był grzeczny i usłużny! Czarnowłosy również czuł się, jak to zostało ujęte, za stary na akcje rodem wyjęte z lat nastych. Kiedy to dziewczęta zalewały się łzami, bo facet je zostawił, kiedy to płakały w matczyne koszule, bo on zamknął jej drzwi przed nosem, na pewno więc ją porzuci! Bo trzymał tamtą za rękę - to zdrada jak nic! A to tak przecież nie działało. Nie powinno tak działać. Zresztą - niech się dzieje wola Nieba! Wolą Niebios nie było najwyraźniej żadne pogodzenie.
Nie podniósł głowy, kiedy Asaka wyszła. Nie podniósł jej również, kiedy Aka wybiegł. Nie podnosił jej i na długo później. Jeśli to wszystko rzeczywiście było nie tak, jak sam Aka twierdził, to czemu w ogóle przygotował to swoje "nie tak" przez tak długi czas..? Ach, no tak - przecież on nie widział w tym niczego złego. W jego oczach to oni mieli na to złą i nieodpowiednią reakcję. Nie miał siły podnieść głowy, więc co dopiero miał się podnieść na nogi. Poukładać sobie to wszystko w głowie, pomieścić, odstać w ciszy przez minutę nad kolejnym grobem. Shikarui nigdy nie wierzył w przekleństwa, a teraz zapytał w napęczniałym umyśle samego siebie - czy mieli rację? Czy wieszczka miała rację mówiąc, że będzie przeklęty i doprowadzi do zguby wszystkiego, czego się dotknie? Nie, nie, głupota. Z nim było wszystko w najlepszym porządku. Ludzie różnili się swoimi charakterami, każdy miał coś za uszami, każdy miał swoje historie. Ile czasu potrzeba było, żeby sobie coś takiego powiedzieć? Czarnowłosy zupełnie stracił poczucie czasu. Jego starannie przygotowana herbata zdążyła ostygnąć i stracił na nią zupełnie ochotę. Nie czuł spojrzeń służby na swoich plecach. Pewnie gotowi byli uśmiechać się pod nosem na te podniesione głosy, które miały tu miejsce, na dramat, jaki się rozegrał - melodramat.
Po ty czasie - czasie niewiadomym, czasie x, podniósł się, karząc posprzątać stolik. Nikogo nie będzie cieszyła zimna herbata przy pustym stoliku. Skierował się do pokoju, ich wspólnego, gdzie dojrzał Asakę. Wolno, ale nie dlatego, że nie chciał do niej iść - wręcz przeciwnie. Tylko jego ciało znów było z ołowiu. Chciał się położyć. Przespać ten dzień. Prześnić pobyt w tym mieście. Delikatnie zapukał w drzwi, zanim sięgnął do framugi, by ją odsunąć, dając chwilę czasu, by poinformować ją, że się zbliża. Zamknął je za sobą, ściągnął buty w otwartym przedsionku i ściągnął z siebie wierzchnie haori. Nie potrzebował niczego grubszego. Co za koszmar. Za wielka pomyłka - przyjazd na ten turniej. I znów - kto mógł to wszystko przewidzieć? Wyszedł w kierunku białowłosej, by objąć ją ramionami.
- Przepraszam cię. Nie tego się spodziewałem. - Tylko jak można się było spodziewać czegoś takiego? Chyba się po prostu nie dało.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Do pośmiewiska było tutaj bardzo daleko – nikt się nie śmiał. Bo nikogo ta sytuacja nie bawiła. Była okropna. Bolesna i to dla całej trójki, nawet dla Shikiego, który nie był tak szybki w układaniu i nazywaniu swoich emocji, by móc reagować tak żywiołowo jak Asaka. Ona jednak nie krzyczała. Nie darła się, nie robiła widowiska dla obcych. Byli tutaj sami, może prócz służącego, którego nawet wcześniej nie zauważyła. Nie uważała też, by cokolwiek co tutaj powiedziała było kłamstwem czy półprawdą. Tak jak Aka mówił o rzeczach ze swojego punktu widzenia, tak ona mówiła ze swojego. Być może szerszego, którego Aka w swoim egocentryzmie w ogóle nie brał i nie chciał brać pod uwagę. Powiedziałabym, że to nie był jednak problem Asaki – ale to dopiero byłoby kłamstwo. Bo to już teraz był jej problem. Stał się nim w momencie, gdy Aka postanowił włączyć ją w słuchanie tego cyrku. Bo to nie było tak, że Aka przyszedł, powiedział co swoje i nara. Nie, to dotykało ją i Shikiego tak samo mocno, o czym chłopak ewidentnie nie zdawał sobie sprawy. Bo przecież jego ból był najważniejszy, prawda?
- Nie chciałam. Powiedziałam jedynie, że rozumiem, że dostałeś zaproszenie, skoro wiesz kim jestem. Powiedziałam ci też, że rozumiem i że nie mam ci tego za złe – to było tyle, a resztę Uchiha dopowiedział sobie sam. Wtedy nie wiedziała jednak po prostu tego, że niebieskooki nie przeczytał zaproszenia na czas bo… użalał się nad sobą, błąkając po świecie. Czy to coś zmieniało? Nie, nie bardzo, bo nadal, gdyby dostał zaproszenie na czas i się nie zjawił bez słowa, jej zrozumienie byłoby takie samo – sądziła, że tak właśnie było. To, że przeczytał wiadomości później i się nie zjawił też było zrozumiałe, no bo jak miał, skoro o niczym nie wiedział? - Wytłumaczeniem się było jedynie to, że nie było cię w domu, więc nie dostałeś na czas naszych wiadomości. Całą resztę postanowiłeś dodać sam, nie licząc się w ogóle z tym, że jest to nieodpowiednie i że pewnych rzeczy się nie mówi – nie rozumiał. Nie chciał rozumieć. Liczyło się tylko to, że chciał poczuć się lepiej i wywalić wszystkie swoje złe emocje na Shikiego. W jej obecności. To nie było „tylko” powiedzenie co czuł. To było „aż”. Asace uświadomiło to wszystko jak chorym, obsesyjnym i toksycznym człowiekiem był Aka. Co takiego widział w nim Shikarui? Nie rozumiała. I tak jak Aka czuł się zraniony przez jej słowa – jak sądziła, słowa rozsądku – tak ona czuła się zraniona przez „tylko powiedziałem co czułem”. Bo nie zastanowił się ani przez chwilę nad uczuciami innych, na piedestał wysuwając tylko swoje. Jej argument nie miał ukoić bólu serca Akiego po stracie rodziców. Miało mu uświadomić, że nie jest pępkiem świata i nie tylko shinobi umierają, a zwykli ludzie również. Chciała mu pokazać, że jego „och jestem taki samotny bo RODZICE MNIE ZOSTAWILI, a potem Shikarui” to tak naprawdę jedynie „och jestem taki samotny bo Shikarui mnie zostawił”. Skrócenie tego do rzeczywistości jaka faktycznie się prezentowała psuło cały „mocny” efekt, jaki Aka chciał wywrzeć na dwójce jego słuchaczy. Chciała mu to pokazać, ale Uchiha nie chciał oglądać prawy. Wolał za to żyć w swoim małym świecie i w swoich małych kłamstwach, oszukiwać się, że jest wspaniały, a cały świat wokół, z Shikaruiem na czele – zły i okrutny. Nie chciał spojrzeć prawdzie w oczy i nic dziwnego. Prawda w oczy kole.
A ona? Sanada po prostu była uczulona na ludzką głupotę i jej nie tolerowała. Wyszła zanim zobaczyła słone łzy na policzkach Akiego.
* * * W pokoju zasunęła za sobą drzwi, ale nie zamknęła ich na żaden zatrzask. Niech tylko ktoś nieupoważniony spróbuje wejść do środka, to nie zamierzała się z kimś takim pieścić i jej pięść na pewno wylądowałaby na nosie takiego delikwenta, bo nie po to płaciła, by ktoś się „włamywał” do wynajętego pokoju. Chwilę stała, ściskając pięści ze złości, usiłując się uspokoić, ale serce waliło jej jak szalone. Nie potrafiła zrozumieć jak można być takim zadufanym w sobie egocentrykiem. Jak można nie dostrzegać tego, jak czyny wpływają na innych. Jak słowa mogą zranić, wypowiedziane w złym czasie i miejscu. W ogóle wypowiedziane. Jak można nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji swoich akcji. Aka sobie nie zdał. Wymyślił sobie przemówienie i poleciał, nie biorąc pod uwagę wszystkiego wokół. A później zdziwienie.
Ściągnęła z siebie kimono i nie zadała sobie nawet trudu, by je poskładać czy schować, po prostu wpierdzieliła je na podłogę. W samej bieliźnie położyła się na futonie i owinęła kołdrą po same uszy, zwinąwszy się w kłębek. Nie czekała na nic konkretnego, nawet nie mierzyła upływającego czasu. Po prostu leżała, wiercąc się co chwila z boku na bok, starając się nie myśleć, ale i tak nic z tego nie wychodziło. Nie wiedziała ile czasu upłynęło, ale teraz wściekłość zamieniła się w zrezygnowanie. Shikarui nie wracał… Czy rozmawiał z Akim? Czy… coś innego? Nie wiedziała. Nie chciała jednak patrzyć na Uchihę, a co dopiero go słuchać, więc uznała, że tak było lepiej dla wszystkich.
Pukanie do drzwi sprawiło, że lekko poderwała się na łóżku i kołdra opadła jej trochę, odsłaniając ramiona. Rzuciła spojrzeniem na lewo i prawo szukając czegoś, co mogłaby na siebie włożyć, nim otworzy drzwi i sprawdzi w czym rzecz, ale nie zdążyła, bo te za chwilę otworzyły się same. Już miała coś powiedzieć bezczelnemu komuś kto wchodzi do środka bez pytania, ale… To był Shikarui, więc zamknęła od razu buzię i westchnęła z ulgą, patrząc na niego przez moment badawczo.
- Akurat ty nie masz mnie za co przepraszać, bo to nie twoja wina. Tez się tego nie spodziewałam – odpowiedziała po chwili i wyprostowała się, siadając na materacu, pozwalając by kołdra opadła jej do pasa, pokazując właśnie to, że siedziała tutaj w samej bieliźnie.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Trzeba iść i pooglądać walki, trzeba stworzyć Asace przestrzeń do nauki jej jutsu, trzeba wziąć pod uwagę, że może warto porozmawiać z Ichirou, że straż ciągle może czegoś oczekiwać, trzeba... trzeba było tak wiele rzeczy zrobić w tym życiu. Jak mówić, że trzeba jedynie jeść, spać i pić?
Nie nie mieściło się w głowie pokrytej kruczymi włosami. Rozczesanymi, ułożonymi ładnie na plecach i barkach jeszcze tego ranka, teraz jak same myśli - jakoś nieskładnie, jakoś nieładnie. Myśli wysypywały się z głowy i uderzały o ziemię, rozchodziły się we wszystkie strony, turlając jak szklane kuleczki. Miały dokąd uciekać. Nawet kiedy usiadł obok Asaki, wyciągając przed siebie nogi, pieczołowicie poprawiając kimono, by leżało idealnie na jego ciele, chociaż ona była niemal całkowicie naga, okryta jedynie cienkim materiałem bielizny po ty, jak ją już już przytulił. Była ciepła, dlatego sięgał po nią delikatnie swoimi zmarzniętymi dłońmi, by nie wsunąć ich na jej plecy, nie dotknąć karku. Każdy ruch flegmatycznego wyciągnięcia materiału był jak próba wyprostowania kartek w zeszycie - pomiętych i nie nadających się do niczego. Po wyprostowaniu, przygnieceniu ich, jedna po drugiej, mogły zacząć znów nadawać się do pisania, rysowania i tworzenia poematów. Poznawania świata. Wyglądał tak jak zawsze - leniwie. Panicz, co posiadał swoje włości, odpowiednią sumę pieniędzy, by dobrze się prezentować i jednocześnie jak ninja, który może w każdej chwili sięgnąć po miecz przy pasie. Miecze, które teraz odpiął w końcu od obi i ułożył obok, równo obok siebie. Poprawił je odrobinę, chyba były krzywo. Łatwo było unikać tematu i udawać, że go nie było. Pozostawiać te niedopowiedzenia, z których słynął. Nie to jednak próbował tutaj zrobić. Bogowie musieli mu teraz wybaczyć dawne czyny sercowe i sprawić, by jego myśli znów mogły być białymi zeszytami, do których kopiowany był akceptowany świat widziany dwójką ametystowych oczu. Zamiast tego bóstwa wolały go karać za jego nieczułość. Za to, że tak wieloma sercami i umysłami wzgardził. Całkiem sprawiedliwie, nie uważasz?
- Aka uciekł zaraz po tobie. Nie miał już nic do powiedzenia. Mamrotał, że chciał inaczej i kolejne przeprosiny. - Nie wiedział, czy ją to interesuje. Ten chłopak na pewno ją nie interesował, za to wiedział, że interesuje ją, jak on się w tym wszystkim umościł. Nie umościł. Był oderwany od swojego miejsca i swojego świata. Dzisiejsza rozmowa zepchnęła go całkowicie z tronu kreatora. Zmusiła do padnięcia na kolana i zastanowienia się nad tym, co ty tutaj w ogóle robisz. Jedyną kotwicą była Asaka. Linią, po której można było zawsze wrócić i odnaleźć się na nowo. - Jestem zmęczony. - Ta wiara - uschnięta, nijaka. Ten instynkt, co zawsze był nieomylny - tyle razy go zawiódł w ostatnich dniach, tak źle poprowadził. Złość i trwoga tworzyły przez to wszystko zgiełk, ale cichy. Milczący krzyk, za którym powędrowałyby tłumu. Taki sam krzyk musiał panować na pogrzebach królów. Jego zmęczenie sięgnęło kresu tego, co był w stanie na siebie przyjąć i wytrzymać. Wyszarpnęło z niego ostatki. To minie.
Przesunął się na macie i ułożył obok Asaki, przysuwając do niej, by spoglądać na jej twarz. Sięgnął po jej drobną dłoń. Przyciągnął ją lekko do siebie i przyłożył do swojej klatki piersiowej, zamykając oczy. Miał ochotę to przespać. Jeśli to wszystko miało przejść, to niech już przejdzie. Niech przeminie. Zostawi ich w spokoju. To nie świat był zepsuty - to ludziom bardzo wiele brakowało. I to oni czynili zło. Więc dość już ludzi wokół. Nie potrzebował nikogo innego poza Mori Asaką.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Trzeba było w życiu wiele rzeczy, ale do tego potrzebny był cel. Ktoś go pozbawiony rzeczywiście „musiał” tylko jeść, pić, oddychać i spać. Nie – nawet tyle nie musiał. Mógł się zabić i uwolnić świat i siebie od tego brzemienia, którego ewidentnie nie chciał. A może chciał pomocy? Nie da się jednak pomóc komuś, kto jest przekonany o swojej racji i nie widzi swoich błędów, a Asaka nie była osobą chętną pomagać każdemu. Zwłaszcza komuś, kto zachowywał się tak jak Aka. Shikarui był zupełnie innym człowiekiem – który miał swój cel i do niego dążył. Wiedział gdzie ma braki, a gdzie nie. A tam, gdzie je miał… Powiedział kiedyś Asace, że chce się od niej nauczyć żyć godnie – chciał tej pomocy, drogowskazu, a skoro potrafił o tym powiedzieć, przyznać się do tego, że nie jest ideałem, to wskazywała mu to chętnie. To, że związali się ze sobą, duszą, sercem, myślą i ciałem to zupełnie inna sprawa, która przyszła później. Nie była jednak żadnym sędzią i nie posiadała wiedzy iloma sercami i umysłami wzgardził Shikarui – nie uważała więc nic.
Wyciągnęła do niego ręce widząc, że przechyla się do niej, gdy już siedział przy niej na podłodze. Zarzuciła mu je na szyję i objęła mocno, jedną z dłoni gładząc jego kark, a drugą wplątując w kruczoczarne włosy. Swoją głowę oparła na jego ramieniu, nos wciskając w zagłębienie pomiędzy szyją a barkiem. Odetchnęła głęboko, nic sobie nie robiąc z chłodnych teraz dłoni męża, które usiłowały nie dotknąć jej ciała, by nie wzbudzić nagłego, niepożądanego dreszczu.
- Pierdolenie – odpowiedziała krótko, choć jej głos zagłuszony był nieco przez to, w jakiej pozycji znajdowała się jej głowa. Była jednak na tyle blisko, że Shiki spokojnie to słyszał. - Może i chciał inaczej, ale wziął pod uwagę tylko siebie – zacisnęła swoje ramiona mocniej, jeszcze bardziej przysuwając się do Sanady. - Widziałeś jak się do tego przygotował? Nawet włosy obciął – mruknęła jeszcze, nim Shikarui stwierdził, że jest zmęczony, co nastąpiło kilka cichych chwil, i tulenia się do jego szyi, później. - To połóż się przy mnie.
Puściła go, by mógł położyć się obok niej, na boku, tak by mógł na nią patrzeć. I ona odwróciła się do niego bokiem i położyła, patrząc na niego. Nie zabrała ręki, gdy złapał za jej dłoń i położył na swojej klatce piersiowej. Czuła przez materiał ubrania bicie jego serca, widziała zmęczenie rysujące się na jego młodej, przystojnej twarzy. Po chwili zresztą przesunęła tę dłoń wyżej – najpierw na jego szyję, a później na policzek, by tam oprzeć, delikatnie gładząc kciukiem jego skórę. Przysunęła się też odrobinę do niego, poprawiwszy kołdrę na sobie, bo mimo wszystko było zimno.
- Może spróbuj się przespać? – mała propozycja, ale w jego wykonaniu i tak mogła być trudna do osiągnięcia.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3835
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Nie rozumiał tej rozmowy, tym bardziej tego, że ponoć tak długo było przygotowywane przez Akiego. Zastanawiał się nad słowami? Jeśli tak, to zastanawiał się nad tym, jak najmocniej rozerwać jakąkolwiek znajomość. Skoro chciał zerwać znajomość, to po co w ogóle się fatygował i po co potem twierdził, że chciał zacząć na nowo? Takim sposobem, nie potrafiąc wybrać idealnego, złotego środku, zostawało się właśnie samemu. Nawet jeśli teraz było to męczące, irytowało, bolało, wyczerpało skrajnie, to przejdzie, naprawdę przejdzie. Pozostanie kilka nowych blizn, takich niewidocznych, ale przecież czarnowłosy nie należał do tych osób, które je rozdrapywały dobrowolnie. Pozwalał goić się ranom. Tylko wtedy można było być zdrowym. Tylko w zdrowiu można było sięgać po swoje cele. Mieli jeszcze tak wiele rzeczy do zrobienia, że poddanie się nie wchodziło w grę, choć zarówno wczoraj jak i dzisiaj Shikarui skapitulował. Wyciągnął białą flagę i wbił ją głęboko w ziemię obok swojej nogi, nie mając zamiaru się opierać, walczyć czy starać. Szukał doskonałości, ale nie przeszkadzało mu, kiedy Asaka wyciągała się przy jego boku i przypatrywała temu, jak był bezbronny i jak zdawał całą broń, jaką miał przy sobie, zamykał oczy i był takim, jakim matka go stworzyła - bezbronnym. Ciężko było tylko uwierzyć w to, że jakikolwiek ninja był bezbronny, nawet jeśli nie miał przy sobie swojej broni. Sami byli bronią - termin jakże znielubiony przez białowłosą. Rozumiał już, dlaczego. Nauczyła go i pokazała mu. Nie mogło to zmienić jego zdania o ninja, ale też sprawiało, że przestał dostrzegać jedynie wymienialną broń. Nie wszystkich dało się zastąpić - kiedyś myślał zupełnie inaczej. Bardziej ufał broni niż ludziom. Bardziej kochał swój łuk niż jakiegokolwiek człowieka. To po nim wiedział, czego się spodziewać, wiedział, kiedy pociągnie go dalej i pozwoli trafić do celu, a kiedy zawiedzie. Nawet jeśli martwe przedmioty psuły się, zupełnie jak ludzie, to przez tyle lat ani razu nie zawiodły go w najbardziej krytycznych chwilach jak i tych lepszych. W przeciwieństwie do tych dwunożnych, co tak się chwalili, że byli dobrzy, że dobre mieli serce i czyste intencje. Sam był przecież fałszywą, podłą żmiją. Był nią - ale nie wobec tych, którym sam zaufał. Ta liczba nie rosła - tylko ulegała wykruszeniu. Nic nie zapowiadało tego, żeby miała się powiększyć w najbliższym czasie. Miał tylko nadzieję, że to, co wydarzyło się na tej przeklętej wyspie, nie wpłynie na Asakę na tyle trwale, żeby mocno zarysować jej codzienność.
- Tak zamierzam. Potrzebuję energii... - Powiedział na wydechu, niby tak lekko. Był wszak tak ciężki. Jego oczy nie zdążyły się dobrze zamknąć, nie zdołał dobrze poczuć delikatnego dotyku, nasycić się ciepłem i zapachem, jego umysł jeszcze nie zleciał poziom niżej, kiedy do drzwi rozległo się pukanie. Czarnowłosy zerwał się z posłania jak oparzony, jego dłoń wylądowała natychmiast na mieczu. Dwie sylwetki. Cienie dwóch sylwetek malowały się za pergaminową ścianą. Ichirou? Seinaru? Klepsydra tutaj przyszła? Po nich? Jego myśli nie zdążyły się na dobre rozgalopować, ponieważ jego oczy zaraz pozwoliły mu dojrzeć, kto tam stoi. Kapitan. Rozpoznawał go.
- Cokolwiek się stanie, musisz na mnie zaczekać. - Zwrócił się do Asaki, podnosząc się z posłania. I nie, nie chodziło mu o czekanie tutaj. Ale ona wiedziała. Jego scenariusze, których się bał... nie miał już energii na strach. Palce gładko ześlizgnęły się z miecza, a on sam poprawił swoje włosy i ułożenie kimona. - Ubierz się. Przyszedł kapitan straży. - Jego obawy okazały się jakże prawdziwe! Oto i ziszczony koszmar! Nie pozwolił Asace długo czekać na wyjaśnienia, trzymać jej w niepewności. Skierował się do drzwi i otworzył je tak, by wsunąć się za nie, przed kapitana i zaraz zamknąć za sobą, bez grama nawet zdziwienia.
- Dzień dobry. Nie przeszkadza pan. - Stali tak naprzeciwko siebie - zmęczony kapitan i zmęczony Shikarui. Wczoraj może i zdenerwowany, wykończony fizycznie, ale dziś wyglądał tak, jakby spotkał się już ze Śmiercią, więc strach stał się obcy. Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo było to prawdziwe..! Każde realne spotkanie z jego chorym umysłem, w którym Śmierć wcale nie była brzydka. Kiedyś była wytęsknioną myślą o ukojeniu. Uwolnieniu. Nigdy jednak nie pokochał jej tak bardzo, jak kochał Życie. Życia zaś teraz nie kochał tak, jak kochał Asakę.
- Spodziewałem się pana wizyty. - Powiedział wprost, bez ogródek. Zwracał się z szacunkiem, formalnie do mężczyzny, doceniając to, że nie mamrocze szybko i niezrozumiale w tym dialekcie z Lazurowego Wybrzeża. Jego dialekt był czystym, płynnym językiem prosto z Karmazynowych Szczytów. - To nie jest niekomforotowe, to oszczędza mi zachodu, a panu pracy. Jak każdy ninja - mam wiele rzeczy do ukrycia. Nie zawierają się w tym rzeczy, które przeczyłyby moim zaznaniom - zarówno przed Ichirou, państwa Hatamoto jak i panem. - Mimo to nie zapraszał panów do środka... - Przepraszam za przetrzymanie. Żona musi się oporządzić. - Nie wysilił się na uśmiech, choć zdawał sobie sprawę, jak mogło to zabrzmieć. Tak jak i sam kapitan, tak i on mówił cicho. Ściany lubiły mieć uszy... ale nie było takich ścian, które mogłyby cokolwiek ukryć przed Sanadą. Jego oczy rozbłysnęły czerwienią, kiedy obrócił twarz w kierunku mężczyzny w białym kimonie. Czy miał to do ukrycia? Teraz już myślał trzeźwo. Zdawał sobie sprawę z tego, co mogło zostać powiedziane, a co nie.
- Zapraszam. - Wskazał dłonią wnętrze pokoju, kiedy już Asaka zaprosiła ich do wnętrza czy też wyjrzała za nimi zza drzwi. - Byłabyś tak dobra i przyniosła panom herbaty? Chyba że panowie sobie nie życzą. - Zwrócił się do białowłosej. Rzecz jasna za to odpowiedzialna była służba, ale służba nie stała kołkiem w całym pokoju. No i kapitan... umówmy się, sam wyglądał tak, jakby miał już dość afery, która została stworzona, bo... co właściwie? Shikarui nadal nie rozumiał wczorajszego dnia. Dzisiejszego też nie. Nie rozumiał zachowania całego tabuna ludzi, który z jakiegoś powodu właził mu pod nogi PRZYPADKIEM! Splotem przeznaczenia, które wyjątkowo się wyzłośliwiało. - Panowie przyszli domówić parę faktów. - Jego paranoje dotyczące tego, że straż się zjawi, była słuszna. Ludzie nie muszą mówić całej prawdy. Podejrzewał, ze zarówno Seinaru jak i Ichirou mogli zeznawać na jego niekorzyść. Może nawet okłamać całkowicie. Pytanie, jakie zadał mu kapitan wcześniej, nie dawało mu spokoju. To, że przyszedł dopiero dzisiaj - też było dziwne. Ale... czarnowłosemu teraz naprawdę nie zależało. I chyba było to nawet widać po jego spojrzeniu. Całkowitą jałowość. Przemęczenie emocjonalne, które pozostawiało człowieka pustego i odpornego na naprawdę wiele.
Poprowadził gości do stolika, by tam swobodnie usiedli i przygotowali się do tego, co miało się tutaj odbyć - czyli do przesłuchania.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Przypatrywała mu się, jego twarzy, gdy zamknął oczy, delikatnie uginając się pod jej łagodnym dotykiem. To nie był udany wyjazd, nie były to najlepsze dwa dni ich życia – choć z pewnością nie najgorsze, bo do takich było im jeszcze daleko. Oby się nie powtórzyły. Przecież… Mieli siebie, prawda? Asaka głośno wypuściła powietrze przez nos i sama miała się położyć na materacu, przytulić do czarnowłosego i pospać razem z nim, ale nie zdążyła. Pukanie było ciche i nienatrętne, ale i tak oznaczało, że przespanie obecnej sytuacji musi jeszcze chwilę zaczekać. Białowłosa podejrzewała, że to może ktoś z ryokanu czegoś od nich chciał, albo ktoś pomylił może pokój? Bo nie sądziła, że Aka wrócił – nie, tego jednego była wręcz pewna.
- Hmm? Zawsze na ciebie czekam – nie do końca zrozumiała, o co mu teraz chodziło, a raczej… Nie wiedziała co go skłoniło do tego, by to powiedzieć. Dla niej było to oczywiste i jasne jak słońce; czekała na to, aż będzie gotowy do wielu rzeczy. Nie fizycznie, bo przecież w większości był obok niej, a rzecz rozchodziła się o te, które działy się w głowie. Nawet się nie zdziwiła, że złapał za miecz, ani że jego oczy rozbłysły na krótką chwilę czerwienią. - Coo? – spodziewała się, że sprawa może nie być jeszcze zakończona, ale chyba nie była gotowa na to, że znowu ktoś coś będzie od nich chciał w tym konkretnie momencie. Pewnie wszystko dlatego, że dwóch osobników zaczęło bajzel i go nie sprzątnęło do końca, wychodząc sobie z posterunku jakby sprawa ich nie dotyczyła. Nie wiedziała do nagadali strażnikom, ale zgadywała, że kapitan musiał później pójść wyjaśnić z nimi kilka spraw. Najwyraźniej się rozmówili i… No w jednej chwili Asaka w głowie miała wiele pomysłów, głównie wszystko rozbijało się o głupie „pewnie coś ponaginali. Albo ktoś coś źle zrozumiał…”. Zwłaszcza, że Shikarui podczas rozmowy z kapitanem na posterunku powiedział, że chyba źle go zrozumieli i myśleli, że jest sługą Antykreatora. To by wiele wyjaśniało, czyż nie? - Dobra. Dobra, już się ubieram – powiedziała i zaczęła się gramolić spod kołdry, gdy Shikarui poszedł się przywitać i rozegrać sytuację tak, by obcy się na nią nie patrzyli.
Słyszała ich cichą rozmowę, przynajmniej odrobinę, gdy ścieliła posłanie i zbierała nabałaganione przez siebie ubrania z podłogi. Nie ubrała jednak porannego kimona, bo nie chciała się bawić w wiązanie wszystkiego, zresztą… Miała wrażenie, ze przyniosło jej pecha, choć było w czerwonym – szczęśliwym – kolorze. Zamiast tego założyła na siebie podobny zestaw jak dnia poprzedniego, tylko spódnicę miała w kobaltowym kolorze, przyciemniających się przy dole. Obowiązkowo z ładnymi haftami. Nie miała czasu zaplatać włosów, więc puściła je luźno, bez żadnych kolorowych spinek czy czegoś takiego. Wszystko popieczętowałą, nie chcąc przyjmować… gości do bałaganu, nawet jeśli tylko wynajmowali ten pokój, i po chwili sama podeszła do drzwi, by je otworzyć.
Przywitała dwóch mężczyzn niewielkim ukłonem i skłonieniem głowy.
- Dzień dobry, proszę wejść. Przepraszam za zwłokę – powiedziała i spróbowała się nawet uśmiechnąć, ale cały trud wczorajszego dnia i dzisiejszego poranka sprawił, że wyglądała naprawdę na zmęczoną. Zmęczoną i zwyczajnie smutną. - Tak, oczywiście. Zaraz kogoś poproszę, żeby nam przyniesiono – wyminęła towarzystwo po tym, jak weszli już do pokoju i zaraz odszukała jakiegoś służącego bądź kelnera by poprosić o dwa dzbanki herbaty, cztery czarki i jakieś słodkości, może manju.
Chwilę później była z powrotem, mówiąc, że zaraz ktoś przyjdzie i przyniesie co trzeba.
- Tak jak mówiliśmy wczoraj… Zostaliśmy na wyspie, w razie gdybyśmy byli potrzebni, by wyjaśnić całą sytuację. Chyba lepiej zadać kilka pytań więcej niż bawić się w zgadywanki i domysły – powiedziała po chwili i stanęła za siedzącym Shikim, czekając aż przyniesiona zostanie herbata i słodkie bułki, by mogła spełnić swoją rolę i wszystkim nalać herbaty. Akurat Asaka doskonale znała swoje miejsce i rolę, pomimo bycia kunoichi i to wcale nie na pierwszej randze w hierarchii rodu. Asaka nie miała ochoty bawić się z kapitanem w kotka i myszkę, więc miała nadzieję, że dość szybko przejdą do konkretów.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3835
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Ciekawe, czy podobnie wędrowali ci, którzy widzieli przed sobą szafot. O spętanych rękach, ale wcale nie bojąc się śmierci. Witali ją jak krewnego, który mieszkał dwie dzielnice dalej i czasami zaglądał na herbatę. Tą, którą wzgardzono tutaj. Nie przeszkadzało to Sanadzie i wątpił, żeby przeszkadzało Asace. Ciekawe, czy tak czują się ludzie, którzy nie do końca mogą powiedzieć, że wszystko im obojętne, bo kolejna fala goryczy wypływała z czary. Była już przepełniona, wstrząśnięto stołem, na którym stała i pozwolono, żeby wylała się na boki, spływając po kutych, złotych brzegach o gębach przedstawiających paszcze oni. Do połowy pusta czy do połowy pełna - bez różnicy, postanowiono zadbać o to, żeby jej opis ukrócić do jednego: pełna. Czy rzeczywiście te pytania ciekawiły Shikaruiego? Nie koniecznie. Jego życie się wcale nie kończyło. To, jak blisko, wydawało mu się, znajdował się Hana było najlepiej strzeżonym sekretem, ale ktoś postanowił teraz gonić za każdym Jugo, którego zobaczy, a którego ciało owinięte jest czerniami. Tak to było? Nie, też inaczej. Bo przecież czarnowłosy nikogo nie winił i nie czuł się pokrzywdzony. Na razie - tak można mówić teraz. Na razie jego serce było nieskażone zemstą, na razie chciał tylko spokoju, ucieczki z tej wyspy i długiego, bardzo długiego snu u boku Asaki. Dla nich to była praca - tej dwójki, którzy tutaj przyszli. Profesjonalne, uprzejme zachowanie, bo nie musieli robić tak wiele. Już samo oskarżenie o współprace z realnym zagrożeniem... Sanada nad jednym teraz się zastanawiał - czy on sam zachowałby przy życiu kogoś, kto powiedziałby mu, że podąża za jego wrogiem? Skądże. Ściąłby pewnie za byle podejrzenie i nigdy nie wnikał w prawdę. Powiedziałby potem tylko jedno: tak, tak, ten mężczyzna był naszym wrogiem! Skoro był, można było zebrać na ten temat plotki, to wystarczyło. Ogromną ironią wydawało mu się to, że on sam jeszcze żyje. Zupełnie jakby uporczywa potrzeba utrzymania go przy życiu przez Asakę była silniejsza od woli bogów i wszystkich nieszczęść, które w zamian za zadośćuczynienie zbierały się nad jego głową.
Usiadł przy stoliku i przymknął oczy, składając dłonie na udach. Usiadł na łydkach. Wyprostowany, spokojny. Ledwo dostrzegał zarys stolika zza długich, gęstych rzęs. Stolika, na którym brakowało ciepłej herbaty. Nie opierał się dłoni, nie opierał się temu, jak jego umysł zaczął działać, w pełni zdając sobie sprawę z tego, co się odbywa. Co ma się odbyć. Asaka też to wiedziała - widziała tę technikę już w akcji. A jednak, kiedy już się stało, kiedy nie można było powiedzieć dość, jednak nie!, paskudna niemoc i przytłoczenie tym, że nie miało się żadnego wyboru zwalało z nóg, bo było się zbitym wilkiem zagonionym do kąta, choć wcześniej uczono go polować. Pozbawiało pionu. Mimo to czarnowłosy trzymał plecy wyprostowane - ale tylko fizycznie.
Pytanie, które mu zadało, było dokładnie tym, czego oczekiwał. Dokładnie tym, czego się spodziewał.
- Moja odpowiedź nie będzie unikiem od pytania a jego rozszerzeniem. - Wiedział, że strażnicy za nic mają jego pobudki, jego myśli prywatne, jego... jego wszystko. Dla nich liczył się sam efekt. Historia tego, co się stało, oglądana jego oczyma. Obraz mógł być namalowany tylko przez jego słowa. Lecz rzeczywiście - tutaj przynajmniej można było rozmawiać, w przeciwieństwie do celi. - Spotkałem Hana w Kami no Hikage. Jego Jeździec, Wojna, ruszył mi i mojemu towarzyszowi naprzeciw. Pozbawiła nas obu przytomności i zakuła w kajdany w lochu. Nie wiem gdzie. Nie pamiętam. Potem pojawił się Han. Po długiej dyspucie z moim towarzyszem pokazał swoją prawdziwą formę Juugo. Powiedział, że może mi wręczyć dar natury, którego odmówiły mi geny. Pochodzę z rodziny Juugo, z jakiegoś powodu Han znał moją rodzinę, która nie żyje od wielu już lat. Odmówiłem mu. Wykpiłem jego prośbę. Uświadomiłem sobie jednak, że ludziom takim jak on się nie odmawia. Miałem obok kogoś, kto był mi bardzo bliski. Nie mogłem narażać jego życia. Można więc powiedzieć, że wręczył mi ją zgodnie z moją wolą. Był brzytwą, której się złapałem, żeby nie utonąć. Jak się miało okazać to, czy bym się zgodził czy nie nie robiło różnicy. Mojemu towarzyszowi poderżnięto gardło... - Zatrzymał się i przełknął ślinę, mrugając kilka razy. Jakoś zabrakło mu tchu. Jakoś teraz... teraz wydawało mu się, ze to naprawdę za dużo. Znów i znów, przeżywanie tego na nowo. Tego okropnego uczucia, tego... to już więc był trzeci raz, jak pogrzebał Akiego? - Han wykonał wiele pieczęci na moim ciele. Ledwo przeżyłem. Zostawił tam, w tym lochu, mnie i Akiego. I odszedł. Gdyby nie pomoc z zewnątrz, umarlibyśmy. - To mieszało mu znów w głowie. Kiedy jego horyzont się poszerzał, zaczynał dostrzegać coraz więcej rzeczy. Coraz więcej ślepych punktów w tym całym gównie. Coraz bardziej nie rozumiał i coraz bardziej chciał zrozumieć. Dlaczego Han to zrobił. Czego chciał. Czego oczekiwał. Co miał sam osiągnąć i czy w ogóle miał cokolwiek osiągać? Czuł się jak porzucone przez ojca dziecko. - Zdaję sobie sprawę z tego, że Hanzo jest mistrzem manipulacji, nie jestem głupi, poznałem historie. Intencje moje i Hana się ze sobą nie pokrywają i nie jestem jego sługą. Za to nie da się ukryć, że noszę w żyłach jego dar i nigdy się nie dowiem, czy tamtego dnia miałem wybór, skoro i tak skazany zostałem na śmierć. Nie ukrywam jednak, że możliwość posiadania senninki jest jedyną przyczyną, dla której mogę jeszcze podnosić głowę i bez wstydu stanąć nad grobem rodziny. - Są takie rzeczy, z których powinno się spowiadać tylko przed bogiem. Szumiąca w uszach krew i płynące wraz z nią myśli, co wypływały na brzeg, całe czerwone, łatwiej jednak było odnaleźć żywym. Tym, którzy bawili się w bogów, kontrolując ludzki umysł.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Asaka »

Wynajmowali pokój w ryokanie, a to nie oznaczało, że sama będzie tę wodę gotować. Mieli pieniądze, na biednych nie trafiło i Asaka miała zamiar po prostu poprosić służbę o zaparzenie herbaty i przyniesienie im. Tak wypadało – chociażby dlatego, że dwójka strażników pofatygowała się tutaj osobiście. Nie wysłali posłańca, który kazał im się stawić na posterunek, nie – przyszli tutaj sami i tutaj zamierzali rozegrać całą sprawę. W komfortowych warunkach, nie przeciągając sytuacji do tego stopnia, w którym i ona i przede wszystkim Shikarui zaczęliby się niepotrzebnie denerwować. Od wczoraj mieli na swojej głównie tyle niechcianych emocji i stresu, że naprawdę nie potrzebowali więcej i za to Asaka była kapitanowi Otoshiemu, rudowłosemu samurajowi, niesamowicie wdzięczna. Było widać, że przez moment jest zagubiona, jakby nie wiedziała co ma zrobić, bo naprawdę chciała kogoś poprosić o przyniesienie herbaty i ugoszczenia ich tutaj, ale nie zamierzała nikogo do niczego zmuszać. Przez moment wahała się, czy jednak nie wyjść, czy nie załatwić sprawy, ale wyglądało na to, że jednak po chwili się rozmyśliła.
Westchnęła zauważalnie i i tak stanęła za Shikaruiem, gdy ten usiadł na ziemi przy niskim stoliku. Widziała jego spięcie, sama była spięta, bo denerwowała się całą sytuacją. To przecież nie było nic miłego. Zmuszać kogoś techniką do mówienia prawdy – i tylko dlatego, że dwójka innych osób urządziła sobie samowolkę i zrobili to jako pierwsi, zaczynając tę spiralę naprawdę nieprzyjemnych sytuacji. Przez to, w jaki sposób to załatwili – narobili roboty strażnikom, a zwłaszcza kapitanowi, i dołożyli zmartwień Asace i Shikiemu. Pewnie nieświadomie, ale tak się dzieje, gdy nie do końca przemyśli się swoje działania i wyżej się sra niż dupę ma. Ichirou może i miał tyłek wysoko, ale Seinaru…? Wiedziała o nim tylko tyle, że wygrał poprzedni turniej i że był niespełna rozumu, bo kopał pięcioogoniastego w tyłek. Teraz zaś poczuł się, że skoro turniej urządzany jest w siedzibie samurajów, to on musi trzymać porządku. Tak go trzymał, że sam do nieporządku doprowadził. Samospełniająca się wróżba. Oczywiście wróżba zwiastująca nieszczęście, bo cóżby innego. Fatum.
- Nie dziwię się. Shikarui wspominał wczoraj, że Seinaru-san i Ichirou-san chyba źle go zrozumieli – odpowiedziała Otoshiemu i za chwilę sama skłoniła się raz jeszcze nowemu-nieznajomemu mężczyźnie, Jingenowi. - I to też mnie nie dziwi, skoro moje ostrzeżenie też woleli zignorować – dodała jeszcze, po czym wycofała się zza pleców Shikiego i przysiadła przy stoliku obok niego, złożywszy splecione ze sobą dłonie na kolanach. Denerwowała się chyba bardziej od Shikiego.
Za moment uniosła głowę i posłała blady uśmiech rudowłosemu.
- Nie, proszę. Nie ma powodów, by przedłużać – potwierdziła w zasadzie za Shikaruiego, nim Sasaki dotknął dłonią jego kruczoczarnej czupryny, rozpoczynając technikę i przesłuchanie.
Białowłosa w pierwszym momencie patrzyła się tępo w stolik, po czym uniosła jedną dłoń do własnych skroni, masując je delikatnie. Wyglądało to tak, jakby bolała ją głowa – i bolała. Od nadmiaru wrażeń, nerwów… wszystkiego w zasadzie. Dopiero po chwili monologu Shikiego zabrała dłoń i spojrzała na Otoshiego, wypatrując jego reakcji. Trudno było jej tego słuchać. Nigdy nie słyszała o żadnym lochu i skucia kajdanami. Nie wiedziała jak to się odbyło. Natomiast to, że dzięki Sennince Shikarui nie wstydził się stać nad grobami rodziny wiedziała – od początku właściwie, bo powiedział to po pijaku zdaje się. Nie rozumiała tego, bo dla niej to, co sam posiadał i potrafił było stokroć cenniejsze od klątwy szczepu Jugo i dla niej był piękny takim jakim jest. To, co rozumiała natomiast to to, że jej mąż ma kompleksy wtłoczone w jego umysł przez lata traktowania gorzej niż przedmiot przez własnego ojca. Nienawidziła tego – jego rodziny. Jedyne co ją cieszyło to to, że przyszedł na świat i żył. Że mogła go poznać i się zakochać. Kochać go dalej. To, jaki był jego ojciec i co robiła jego matka – to było dla niej straszne i Asaka już dawno poprzysięgła sobie, że będzie dla Shikiego taką rodziną, jakiej nigdy wcześniej nie zaznał. By mógł poczuć czym naprawdę jest życie.
Nie przeszkadzała, ani nie wtrącała się. Na koniec jedynie odwróciła już spojrzenie od kapitana straży i przeniosła je, zatroskane, na męża, szukając jego dłoni ułożonych na udach, by delikatnie nakryć je swoją, dużo drobniejszą, chłodną, chcąc dodać mu odrobinę otuchy. Była z nim niezależnie od tego, co się działo i miało wydarzyć. Przecież zawsze na niego czekała.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3835
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Kiedy człowiek chciał czegoś od tego drugiego - stawał się często miły. Do różnych ludzi trzeba było różnego podejścia, to prawda. Im za to płacono - za to, żeby robili swoje, ale wcale nie oznaczało to, że uprzejmi musieli być. Shikarui i Asaka musieliby z nimi współpracować tak czy siak, prawdopodobnie mogliby narobić tylko troszkę więcej problemów, gdyby sprawy toczyły się bardziej gwałtownie. Lub narobić jakichś głupstw, które przekreśliłyby bardzo wiele. Niekoniecznie głupstw, które miałyby zaszkodzić - w ich mniemaniu byłyby jedynie ochroną wobec agresywnych władz obcego państwa, które chciało ucisnąć osoby, które wcale na to nie zasługiwały. Wszystko zaczynając od nachalnego i hiperaktywnego Hatamoto tego kraju. Coś w tym było - z tą samosprawdzającą się przepowiednią. Tak bardzo pragniesz, żeby się coś nie wydarzyło, tak bardzo próbujesz temu zapobiec, że w ostatniej chwili orientujesz się, że w zasadzie sam doprowadziłeś do tego wydarzenia. Ach, nie. Potrzeba było jeszcze refleksji, świadomości własnych błędów, analizy własnego charakteru. To nie była domena wszystkich. Zbyt wielu ludzi, przekonanych święcie o swojej racji, porzucali pomyłki i nie lubili się na nich uczyć. Nie lubili się przyznawać do tego, że popełnili błąd. Shikarui nie lubił stawać na opak do własnych niedoskonałości, bo brak ich świadomości sprawiał, że nie można było się poprawić. I tu pewnego rodzaju nieświadomym kłamstwem było to, co powiedział do dwóch przedstawicieli Lazurowego Wybrzeża. To wcale nie była jedyna przyczyna tego, że mógł tak wysoko unosić podbródek, nie. Przyczyna tego była inna. Bardziej głęboka, rozbudowana. I sam sobie to uświadomił, kiedy to powiedział, po chwili. Ta jedna rzecz... Tylko nie sądził, żeby akurat to interesowało teraz panów. Akurat to, czy to był jedyny powód do tego, że mógł uchodzić w swoich własnych oczach za wartościowego, czy może były też inne elementy. Jego to obchodziło. Asakę to obchodziło. Jego powodem do tego, że mógł myśleć o dumie, była Asaka.
- Pytacie o ideę zniszczenia chakry, ponieważ uważa, że przynosi jedynie zniszczenie? Nie. Nie zgadzam się z nią. - Przed chwilą nawet powiedział, że to chakra jest jego powodem do dumy, więc i jego radością. Nie brakowało jednak hipokrytów na tym świecie, toteż nic dziwnego, że to pytanie padło. Uświęcone na ustach tych, którzy chcieli dociec prawdy i przekonać się, czy osoba, która rozmawiała z Hanzo twarzą w twarz jest niebezpieczna. - Mamy sprzeczne cele. Nigdy z nim nie pracowałem. Po tym, jak zostawił nas w lochu, nigdy go nie widziałem i nie kontaktowałem się z nim. - Shikarui nie unosił swojego spojrzenia. Siedział, względnie spokojnie, zaciskając palce na czarnym materiale kimona i ciągle wpatrywał się w blat przed sobą. Jego palce zacisnęły się tylko mocniej, kiedy poczuł dotyk Asaki, w zamian za to po momencie rozluźniły. Jego wzrok przesunął się na jej bladą dłoń, potem na jej twarz. Ciężko powiedzieć, czy jego oczy cokolwiek teraz wyrażały poza sięgającym najgłębszych zakamarków jego duszy zmęczeniem. Przez moment zaciskał szczęki, przesunął zębami o zęby, przez moment jego barki były spięte. Nie ważne, jak wiele razy o tym powie, nigdy nie będzie do takich spowiedzi przyzwyczajony. Ze świadomością tego, że ledwo jesteś w stanie samego siebie kontrolować - i swoje słowa, ponieważ ktoś musi wiedzieć. Za jego plecami nie stał żaden klan. Za jego plecami nie było lidera, który by go poparł. Nie było rodziny, która dobijałaby się o niesłusznie oskarżenie go. Nie było przyjaciół, którzy powiedzieliby, że przecież nie czyni samego zła! Przecież w całym jego pokręceniu tak wiele ludzi zostało ocalonych. Była tylko jedna Asaka. Ta jedna kobieta potrafiła jednak robić za cały oddział wojska.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3835
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Ryokan Mizu ni ume

Post autor: Shikarui »

Wszystko zdążyło się skończyć zanim przyniesiono zaparzoną herbatę. Wychodzący mężczyźni prawie zderzyli się w przejściu ze służącym, który nie był zadziwionym dodatkową parą w pokoju. To, że służący z herbatą się jednak zjawił, było raczej zadziwieniem dla samych wychodzących jak i osób wynajmujących ten pokój, skoro Asaka w końcu zdecydowała się nie pójść po zamówienie. Miłego turnieju, co? Ten turniej mógł zaliczać się już do wszystkiego, ale nie do miłego. Czarnowłosy nawet nie zdobył się na słowne pożegnanie. Skinął tylko głową, ciągle czując na głowie dotyk palców chłodnych od mroźnego powietrza Lazurowych Wybrzeży. Były strasznie ciężkie. Porażały umysł do głębi i mieliły w zębach, żując dokładnie - wypluwały resztki, które były dla podniebienia nie do zniesienia. Te resztki były cenne. Mogłyby wzbudzić wątpliwości. Niepewność co do intencji Shikaruiego. Musiałyby wzbudzić - on sam w nie wątpił. Nie ufał własnym myślom, które związane były aż do śmierci zaręczynami z emocjami. Łączenie logiki z sercem to nie był związek, na którym można było cokolwiek zbudować. On niszczył, był toksyczny, wyżerał jadem i kwasem, wstrząsał najgłębiej podpiwniczonymi domami.
Rozluźnił uścisk palców i pochylił się do przodu. Służący wszedł, uśmiechnął się uprzejmie do Asaki, postawił tacę z herbatą.
- Zauważyłem, że nie zdążyli państwo wypić herbaty i mają gości. Mam nadzieję, że będzie smakować. Biała herbata z płatkami czereśni oraz hibiskusem. - Był na tyle blisko Shikiego, że ten powinien go słyszeć całkiem wyraźnie. Jednym uchem wlatywało, drugim wylatywało. Stworzony przeciąg szastał wszystkimi okiennicami.
- Butelkę sake. - I nic więcej nam tu do szczęścia nie potrzeba.
Shikarui uniósł wzrok na wychodzącego, starszego służącego, który elegancko się pokłonił, kiedy zamykał za sobą drzwi. Chcieli zamknąć drzwi do przeklętej chakry. Nie wolno, nie trzeba, nie chcę. Gdyby tylko mieli sposób... mieli, och mieli! Shikarui znał sposób! Pamiętał pieczęci - WSZYSTKIE. Półprzytomnie pamiętał, jak leżał na zimnej ziemi, w kręgu, a Han poruszał palcami miarowo, ale pewnie. To było niedopowiedzenie - to, że Shikarui uważał, że Han wiedział, że wcale nie zostaną tam sami. To, że to nie Han poderżnął Akiemu gardło, tylko Nes. To, że zbeształ Wojnę i ich uwolnił. A mimo to jego serce zalało się wątpliwościami. Czemu i po co? Nigdy ich nie miał! Nigdy nie rozpatrywał świata w milionach możliwości, biorąc go takim, jakim jest, akceptując, nie podważając, więc czemu teraz wszystko w nim chciało wywrócić rzeczywistość do góry nogami?! Przesuwał wzrokiem po pomieszczeniu, oddychając coraz szybciej, czując już palenie na skórze, kiedy symbole pod ubraniem rozwinęły się pięknym kwiatem, ozdobą skóry. Bez nich był pełnowartościowy, tak? Tak mówiła Asaka. Kiedy cały świat stawał na głowie, ona nadal stała w tym samym punkcie, zmartwiona tylko, wyszurana wszystkim, co się tutaj wydarzyło, wytrącona z równowagi, ale nie obracała się i nie zmieniała toru lotu jak chorągiewka.
- Nie wygrają ze mną byle śmieci z Klepsydry. - Wszystkie te skrajne emocje były ziarnami. Czyny innych, słowa i akcje były skutkami, które rozsiewały je i poiły wodą. W końcu ziarna te obrodziły w soczysty owoc gniewu. To jednak nie był dzień jego porażki. To dzień triumfu. - Hahaha... Hahaha! - Shikarui przyłożył dłoń do twarzy, zamykając oczy i odchylił się do tyłu, jedną ręką podpierając o podłogę. Zaniósł się głośnym, donośnym śmiechem, jakby to wszystko tyle tylko było warte - głupi żart, który ktoś sobie zrobił kosztem jego i Asaki. Ten śmiech niósł się przez chwilę po pokoju i nie brzmiał na histeryczny, ale chyba właśnie takie miał podłoże. Podłoże, które było za bardzo przeciążone. Ile jeszcze Asaka mogła udźwignąć tego wszystkiego? W tym domu pojawiła się wielka dziura i nie było widać dna piwnicy. To tyle, jeśli o podpiwniczenia chodziło.
- Jak można być tak blisko prawdy i do niej nie dotrzeć. - Odezwał się, gdy już uspokoił śmiech, spoglądając na Asakę z uśmiechem. Jego oczy znów płonęło czerwienią. - Znów moja mądra żona miała rację. Głupcy. Dlaczego ja się martwiłem głupcami. - Sam był głupcem. Głupcem, który pozwolił się w to wszystko zaplątać, bo zbyt pewnie się poczuł. Jakie wnioski stąd wyciągnąć? - Skłamałem. - Czuł się jakby już był pijany, a sake nawet nie była przyniesiona. - Senninka nie jest moim jedynym powodem. Ty jesteś moim powodem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Watarimono (Osada Samurajów)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość