Posterunek straży
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posterunek straży
Zima w bardzo podobny sposób kołysała człowiekiem. Miała parzące palce i nie pozwalała o sobie zapomnieć, a gdy już cię objęła zostawałeś przy niej na dłużej. Kaja wcale nie chciała wypuścić ze swojego kryształowego zamku pełnego cudów, a on wcale nie chciał go opuścić. Nie mógł chcieć. Po pocałunkach twardych ust, posmarowanych śniegiem i zmarzliną, sam stał się w końcu zmarzliną. Gerda musiała wędrował zostawionym dla niej śladami, żeby odnaleźć przyjaciela, którego wywieziono w saniach zaprzęgniętych w piękne rumaki. Wyprzedzono ją, zrobiono to niespodziewanie, dlatego musiała szukać, pytać i błądzić... Opalony piękniś? Tak, tak, do strażnicy szedł..!" Winny. Pozostawione ślady nie były płatkami śniegu sypiącymi się z włosów Królowej Lodu, która zbiła swoje bezcenne lusterko i sprawiła, że Kaj nie czuł nic - dlatego nie chciał wrócić. Nie były też śladami kopyt końskich odbitymi na uklepanej, zmarzniętej ziemi, w części rozdeptanej przez setki butów, które się przewinęły przez Watarimono. Nie było w końcu Królowej. Nie było sań. A lusterko... na ten dzień schowano pulsujące czarem lusterko, aby zobaczyć, jak daleko utknęła jego drobina w piersi mężczyzny, już nie chłopaka.
Kamień był dojmująco zimny, a zwitek materiału podsunięty pod głowę kontrastował z tym chłodem. Szarpiące bólem mięśnie i obolałe ciało nie zachęcało do ruchu, ale to, że więzień się obudził, było wiadome od razu. Zmienił się jego oddech. Świadomość wracała powoli z odmętów i była wyjątkowo parszywym, rozpływającym się w dłoniach glutem, który przecieka przez palce, ale jednocześnie nie może się odłączyć od swojej całości. Obudził się dokładnie tak samo, jak zasnął. W stresie. Zaczerpnął głośniejszego oddechu, łapiąc negatywne impulsy swojego ciała, kiedy poruszył rękoma, chcąc je podciągnąć. Nie mógł. Słyszał i czuł czyjąś obecność w pokoju, nie była ona jednak natarczywa. Uchylił powieki, a zebrane myśli nie rozbiły się w pył i nie zaczęły wbijać do serca tylko z powodu spinki, która tutaj leżała. Wcześniej spinała włosy, utrzymując wszystkie kosmyki w miejscu. Teraz utrzymała chociaż kawałeczki jego świadomości tam, gdzie powinna zostać. Wystarczające do tego, by obrócił pulsującą bólem głowę w stronę nieznajomego w celi. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, ot - człowiek jak człowiek. A może ninja? Czerń jeszcze nie łączyła wątków. Składała się na ból i potępienie, sumę strachów wciąż dręczących Shikaruiego po nocach w koszmarach zebranych przez wszystkie lata, choć minęło już tak wiele czasu. Sprowadzony na jawę koszmar miał mieć tragiczne skutki, których prawidłowo obawiał się Król Piasku - bo to nie Królowa Zima zabrała Kaja. Ten Kaj zaś wcale nie był niewinnym chłopcem, by współczuć, by łkać, by pochylać się nad nim. Trącać kijem, jak psa, o tak. Do tego nadawał się doskonale.
Szybko opuścił wzrok, gdy widok schodzącej ku niemu sufitowi i przesuwającej się, jak drzwi po szynach, ściany, sprawił, że ponownie zakręciło mu się w głowie, ściskając i potęgując każde z wetkniętych w niego uczuć. Chyba tylko ta spinka dzieliła go od cieniutkiej linii, na której stał. Linii, która pokazywała drugą stronę - histerii, szaleństwa, ogłupienia. Gdy nie mieli dowodów winy, mogliby go zatrzymać za bycie wariatem. Heh, jakże trafne byłoby to zatrzymanie... I wszyscy tak ocierali się o prawdę, muskali ją krańcem palców, nie pojmując całego obrazu. Kto zresztą miałby ten obraz zobaczyć? Miał na to szansę tylko Diabeł Świtu. Ciepły jak zagrzewany pierwszymi muśnięciami słońca piasek o poranku. Nawet zimno, które sobą prezentował, było parzące. Jak ten dotyk Królowej Lodu.
Czuł się przerażająco słaby. Słaby, bezbronny i zaszczuty. Nie szukał już kontroli - po prostu się poddał. Cela śmierdziała nieprzyjemnie potem i smrodem surowego kamienia. Bogowie jedni wiedzą, po jakich wydarzeniach była ona czyszczona. Dreszcze coraz mocniej wstrząsały jego ciałem, chociaż nie miały wiele wspólnego z panującym tutaj chłodem - Shikarui był naprawdę wytrzymałym bydlakiem i dobrze znosił temperatury zarówno wyższe jak i niższe. A jednak trząsł się jak galareta.
Kamień był dojmująco zimny, a zwitek materiału podsunięty pod głowę kontrastował z tym chłodem. Szarpiące bólem mięśnie i obolałe ciało nie zachęcało do ruchu, ale to, że więzień się obudził, było wiadome od razu. Zmienił się jego oddech. Świadomość wracała powoli z odmętów i była wyjątkowo parszywym, rozpływającym się w dłoniach glutem, który przecieka przez palce, ale jednocześnie nie może się odłączyć od swojej całości. Obudził się dokładnie tak samo, jak zasnął. W stresie. Zaczerpnął głośniejszego oddechu, łapiąc negatywne impulsy swojego ciała, kiedy poruszył rękoma, chcąc je podciągnąć. Nie mógł. Słyszał i czuł czyjąś obecność w pokoju, nie była ona jednak natarczywa. Uchylił powieki, a zebrane myśli nie rozbiły się w pył i nie zaczęły wbijać do serca tylko z powodu spinki, która tutaj leżała. Wcześniej spinała włosy, utrzymując wszystkie kosmyki w miejscu. Teraz utrzymała chociaż kawałeczki jego świadomości tam, gdzie powinna zostać. Wystarczające do tego, by obrócił pulsującą bólem głowę w stronę nieznajomego w celi. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, ot - człowiek jak człowiek. A może ninja? Czerń jeszcze nie łączyła wątków. Składała się na ból i potępienie, sumę strachów wciąż dręczących Shikaruiego po nocach w koszmarach zebranych przez wszystkie lata, choć minęło już tak wiele czasu. Sprowadzony na jawę koszmar miał mieć tragiczne skutki, których prawidłowo obawiał się Król Piasku - bo to nie Królowa Zima zabrała Kaja. Ten Kaj zaś wcale nie był niewinnym chłopcem, by współczuć, by łkać, by pochylać się nad nim. Trącać kijem, jak psa, o tak. Do tego nadawał się doskonale.
Szybko opuścił wzrok, gdy widok schodzącej ku niemu sufitowi i przesuwającej się, jak drzwi po szynach, ściany, sprawił, że ponownie zakręciło mu się w głowie, ściskając i potęgując każde z wetkniętych w niego uczuć. Chyba tylko ta spinka dzieliła go od cieniutkiej linii, na której stał. Linii, która pokazywała drugą stronę - histerii, szaleństwa, ogłupienia. Gdy nie mieli dowodów winy, mogliby go zatrzymać za bycie wariatem. Heh, jakże trafne byłoby to zatrzymanie... I wszyscy tak ocierali się o prawdę, muskali ją krańcem palców, nie pojmując całego obrazu. Kto zresztą miałby ten obraz zobaczyć? Miał na to szansę tylko Diabeł Świtu. Ciepły jak zagrzewany pierwszymi muśnięciami słońca piasek o poranku. Nawet zimno, które sobą prezentował, było parzące. Jak ten dotyk Królowej Lodu.
Czuł się przerażająco słaby. Słaby, bezbronny i zaszczuty. Nie szukał już kontroli - po prostu się poddał. Cela śmierdziała nieprzyjemnie potem i smrodem surowego kamienia. Bogowie jedni wiedzą, po jakich wydarzeniach była ona czyszczona. Dreszcze coraz mocniej wstrząsały jego ciałem, chociaż nie miały wiele wspólnego z panującym tutaj chłodem - Shikarui był naprawdę wytrzymałym bydlakiem i dobrze znosił temperatury zarówno wyższe jak i niższe. A jednak trząsł się jak galareta.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posterunek straży
Kwiat, który miała we włosach, nie był żadną bronią. Nie był też żadną wiadomością. Ot, zwykła ozdoba, która podkreślała delikatność urody Asaki; prezent, jedna z niewielu ozdób, którą dostała od Shikiego, ale jakże cenna i idealnie dobrana. Białowłosa nieczęsto miała okazję nosić biżuterię więc tym bardziej się dzisiaj cieszyła, że mogła. Chciała zostawić ją Shikiemu, coś co należało do niej i co miała dzisiaj przy sobie by wiedział, że wie, gdzie jest i że nie jest tutaj sam. Że myśli o nim. Ciągle o nim myślała, więc… Jedyny komunikat był w sumie całkowicie jasny i Asaka bez słowa skargi podała strażnikowi to małe, wdzięczne, delikatne kanzashi, by mógł je sobie obejrzeć, ponaciskać z różnych stron i się upewnić, że grzebyk jest drewniany, a szpila go podtrzymująca została w rękach Asaki. To nie była broń, a najzwyklejsza w świecie ozdóbka.
- W takim razie musiał zostać sprowokowany. Nie widzę innej możliwości, skoro poszedł się uspokoić – a po co Ichirou i Kei mieli kłamać? Nie sądziła, by w takiej sytuacji Laluś z Pustyni ją okłamał, chociaż powiedział jej tak naprawdę wielkie nic i zostawił ją z jeszcze większym mętlikiem w głowie i wątpliwościami niż wtedy nim się tutaj pojawiła. Ale przynajmniej próbował, doceniała to. Nie wiedziała za to jaką rolę w tym wszystkim odegrał Seinaru, a z nim miała do czynienia jeszcze mniej niż z Ichirou, więc nie była do końca pewna co o nim sądzić. - Nie rozumiem tylko co się wydarzyło podczas tego przesłuchania, że zemdlał. I dlaczego w ogóle był przesłuchiwany przez nich? Nie rozumiem tego, nikogo przy tym nie było? Skoro nic nikomu się nie stało, a mój mąż jest teraz nieprzytomny, to dlaczego to wszystko? – dlaczego był traktowany jak zbrodniarz, dlaczego był w celi, dlaczego zemdlał, dlaczego był skuty… Dobrze, bali się, bo podobno był agresywny. Miała jednak nadzieję, że po tych wszystkich wyjaśnieniach przynajmniej go rozwiążą, bo zupełnie nie było to konieczne. Nie ustał na nogach a nagle ma mieć przypływ sił?
Asaka mówiła co wie, a sama przyznała, że nie była przy całej sytuacji i mogła się posiłkować tylko domysłami. Zupełnie tak jak kapitan straży, który wiedział jeszcze mniej niż ona.
- Mam nadzieję, że szybko się obudzi. Martwię się o niego, takie coś naprawdę nigdy nie miało miejsca – kobieta odgarnęła za ucho włosy, które teraz przy braku spinki je podtrzymującej, spłynęły na jej twarz, trochę jej przeszkadzając. - Tak, znamy się. Poznaliśmy się około rok temu. Spędziliśmy ze sobą trochę czasu, z Ichirou poznałam się nieco lepiej, był bardziej gadatliwy od Keia. Ale nie było między nami żadnego konfliktu, pomiędzy moim mężem też nie. I mam nadzieję, że po dzisiaj również go nie będzie – wyjaśniła jeszcze, odpowiadając na dwa ostatnie pytania Otoshiego.
- W takim razie musiał zostać sprowokowany. Nie widzę innej możliwości, skoro poszedł się uspokoić – a po co Ichirou i Kei mieli kłamać? Nie sądziła, by w takiej sytuacji Laluś z Pustyni ją okłamał, chociaż powiedział jej tak naprawdę wielkie nic i zostawił ją z jeszcze większym mętlikiem w głowie i wątpliwościami niż wtedy nim się tutaj pojawiła. Ale przynajmniej próbował, doceniała to. Nie wiedziała za to jaką rolę w tym wszystkim odegrał Seinaru, a z nim miała do czynienia jeszcze mniej niż z Ichirou, więc nie była do końca pewna co o nim sądzić. - Nie rozumiem tylko co się wydarzyło podczas tego przesłuchania, że zemdlał. I dlaczego w ogóle był przesłuchiwany przez nich? Nie rozumiem tego, nikogo przy tym nie było? Skoro nic nikomu się nie stało, a mój mąż jest teraz nieprzytomny, to dlaczego to wszystko? – dlaczego był traktowany jak zbrodniarz, dlaczego był w celi, dlaczego zemdlał, dlaczego był skuty… Dobrze, bali się, bo podobno był agresywny. Miała jednak nadzieję, że po tych wszystkich wyjaśnieniach przynajmniej go rozwiążą, bo zupełnie nie było to konieczne. Nie ustał na nogach a nagle ma mieć przypływ sił?
Asaka mówiła co wie, a sama przyznała, że nie była przy całej sytuacji i mogła się posiłkować tylko domysłami. Zupełnie tak jak kapitan straży, który wiedział jeszcze mniej niż ona.
- Mam nadzieję, że szybko się obudzi. Martwię się o niego, takie coś naprawdę nigdy nie miało miejsca – kobieta odgarnęła za ucho włosy, które teraz przy braku spinki je podtrzymującej, spłynęły na jej twarz, trochę jej przeszkadzając. - Tak, znamy się. Poznaliśmy się około rok temu. Spędziliśmy ze sobą trochę czasu, z Ichirou poznałam się nieco lepiej, był bardziej gadatliwy od Keia. Ale nie było między nami żadnego konfliktu, pomiędzy moim mężem też nie. I mam nadzieję, że po dzisiaj również go nie będzie – wyjaśniła jeszcze, odpowiadając na dwa ostatnie pytania Otoshiego.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posterunek straży
Strach rządził królestwem zwierząt. Rządził też i ludźmi. Pierwotne, najbardziej paskudne instynkty budziły się wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewaliśmy, a wtedy robiliśmy rzeczy, na które nikt nas nie przygotował. Oczywiście - możliwe, że tak właśnie było. Czule głaszcząca po głowie matka, ten właściciel psa i żona broniąca męża - oni wszyscy byli kiedyś nauczeni, czego wolno a czego nie wolno. Kłamać na przykład - tego nie wolno, bo bluźnisz przeciwko bogom. Kiedy jednak dziecko kogoś pobiło, piec zagryzł, a mąż zdradził - będziesz mówić prawdę? Może skłamiesz? A może... może właśnie nie wiesz, co zrobisz, bo nie wyobrażasz sobie takiego nieszczęśliwego obrotu sytuacji? Zostajesz na nią rzucony niespodziewanie. Nikt nie ostrzegał, babka nie rzuciła mądrych rad, pradziadek nie zdradził życiowych opowieści. To stało się nagle. Uderzyło tak samo sprawnie, jak dziki wiatr Wietrznych Równin nagle zrywał się do galopu i porywał ze sobą trzcinowe dachy. Gdy więc rządził tobą strach, dopuszczałeś się nieraz rzeczy bardzo niegodnych i niehonorowych. Shikarui znał siebie na tyle, że spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie dbania o to, by dobrze wypaść. Znał też Asakę, by wiedzieć, że chociażby wywieźli go na koniec świata, to ona go znajdzie. Nie będzie drapać pazurami w ściany i gryźć, nie. Zapyta. Odezwie się gładko. Drobna kobietka, niepozorna, która nazwie się Sentokim i zadziwi wielu. Zrobi wszystko co możliwe, żeby pomóc, ale nie zabierze się do tego od złej strony. Ta spinka na ziemi, a właściwie jej część, szeptała do niego niezrozumiałe słowa, ale czułe, słyszał, że były czułe. Była ciepła, choć podłoga była zimna. I może to faktycznie lepiej, że kamień był dojmująco chłodny. Ktoś mu to kiedyś mówił, albo pamięć go zawodziła i była to jego własna myśl, że póki czujesz ból, póty masz pewność, że na pewno nie przeniosłeś się na drugą stronę. I on sam nie miał teraz co do tego najmniejszej wątpliwości.
Nie do końca za to rozumiał tego, że leży związany, a obok jest zupełnie obca osoba. Osoba, która nie mogła wiedzieć, że zły stan nie był w aż takiej lwiej części spowodowana fizycznym stanem organizmu, a bardziej psychicznym przytłoczeniem. Klaustrofobią, maniami i nerwami. Głos nieznajomego brzmiał jednak na tyle miękko, że czarnowłosy zległ bezwładnie i przestał walczyć z samym sobą, co zrobił nawet chętnie. Chętnie zamknął znów oczy, próbując łapać jak najwięcej tlenu w płuc, bo ciągle wydawało mu się, że ma go za mało. Przecież tu, w tak malutkiej celi, w tak małych ścianach, minimalistycznym suficie... tu nie mogło być dużo tlenu! Tak jak nie było Ichirou i Seinaru. Nie bardzo łączył wątki, czemu nie było ich, a była tutaj spinka, którą Asaka wsunęła w swoje włosy. Lubił, kiedy nosiła takie rzeczy. Nie poddawał w wątpliwości, że obaj panowie są gdzieś za ścianą, może w innym pokoju i tylko - czekają. Potem już tylko zostanie postawienie jednego zapisku, pieczątki, może szept na ucho lidera... Ten strach, rozumiesz go? Ten strach jest tym, że możesz umrzeć w każdej chwili. Więc już się nie boisz. Odkrywasz za to, że to, że jeszcze nie umarłeś, jest twoją największą tragedią.
To nie było obce uczucie.
Czarnowłosy uniósł się do pozycji siedzącej, ciągle się trzęsąc i wypił - cokolwiek mu podawali. Słodki zapach i zielona herbata... jego myśli, pomięte i niespokojne, wyłagodniały na moment, przeniesione do naświetlonego słońcem domu, do ulotnych firan i czarującego uśmiechu kobiety, która przygotowywała herbatę. Uśmiechała się zabawnie, czasem marszczyła nosek, kiedy do tej herbaty trafiał miód, ale nigdy niczego nie powiedziała. Chociaż tak lubiła mówić, było bardzo wiele rzeczy, których nigdy nie mówiła... pochylała się, prześliczna nimfa, nad nim i tylko dla niego. Dla żadnego innego mężczyzny. Tylko dla niego... Nie, to nie była dla niego żadna ujma. Honor, duma i godność nie były czymś, co Sanada Shikarui posiadał. To był za to dla niego kolejny strach, że jego organizm jest wzmacniany z tylko jednego powodu...
Kiedy usłyszał kroki na korytarzu naprężył mięśnie i uderzył wręcz plecami w ścianę, jakby chciał się z nią wtopić w jedność. Oj tak - spróbował rozerwać więzy, ale zdecydowanie brakowało mu jeszcze na to sił. Pieczęć tylko szarpnęła, zapiekła i na moment przypomniała ciału, że hoho, stoop! Nigdzie nie będziesz biegał, nie tak szybko! Jego oczy rozpaliły się wściekłą czerwienią i... i zaraz się uspokoił. Natychmiastowo rozluźnił i nawet jego oddech zyskał na normalności, a biegające wokół oczy jak u dzikiego zwierzęcia utknęły spokojnie w drzwiach, do których sylwetki się zbliżały. W tym ona. Ciepło tak wielkie, że spłynęło na niego, jakby stanął w blasku Amaterasu, a ta ucałowała go w czoło. Niestety wcale nie oznaczało to, że uspokoił się w pełni. Trzymał głowę nisko, jak tygrys w swojej dżungli, który przede wszystkim chroni gardło, był podkulony, podkurczony. Karny.
Nie do końca za to rozumiał tego, że leży związany, a obok jest zupełnie obca osoba. Osoba, która nie mogła wiedzieć, że zły stan nie był w aż takiej lwiej części spowodowana fizycznym stanem organizmu, a bardziej psychicznym przytłoczeniem. Klaustrofobią, maniami i nerwami. Głos nieznajomego brzmiał jednak na tyle miękko, że czarnowłosy zległ bezwładnie i przestał walczyć z samym sobą, co zrobił nawet chętnie. Chętnie zamknął znów oczy, próbując łapać jak najwięcej tlenu w płuc, bo ciągle wydawało mu się, że ma go za mało. Przecież tu, w tak malutkiej celi, w tak małych ścianach, minimalistycznym suficie... tu nie mogło być dużo tlenu! Tak jak nie było Ichirou i Seinaru. Nie bardzo łączył wątki, czemu nie było ich, a była tutaj spinka, którą Asaka wsunęła w swoje włosy. Lubił, kiedy nosiła takie rzeczy. Nie poddawał w wątpliwości, że obaj panowie są gdzieś za ścianą, może w innym pokoju i tylko - czekają. Potem już tylko zostanie postawienie jednego zapisku, pieczątki, może szept na ucho lidera... Ten strach, rozumiesz go? Ten strach jest tym, że możesz umrzeć w każdej chwili. Więc już się nie boisz. Odkrywasz za to, że to, że jeszcze nie umarłeś, jest twoją największą tragedią.
To nie było obce uczucie.
Czarnowłosy uniósł się do pozycji siedzącej, ciągle się trzęsąc i wypił - cokolwiek mu podawali. Słodki zapach i zielona herbata... jego myśli, pomięte i niespokojne, wyłagodniały na moment, przeniesione do naświetlonego słońcem domu, do ulotnych firan i czarującego uśmiechu kobiety, która przygotowywała herbatę. Uśmiechała się zabawnie, czasem marszczyła nosek, kiedy do tej herbaty trafiał miód, ale nigdy niczego nie powiedziała. Chociaż tak lubiła mówić, było bardzo wiele rzeczy, których nigdy nie mówiła... pochylała się, prześliczna nimfa, nad nim i tylko dla niego. Dla żadnego innego mężczyzny. Tylko dla niego... Nie, to nie była dla niego żadna ujma. Honor, duma i godność nie były czymś, co Sanada Shikarui posiadał. To był za to dla niego kolejny strach, że jego organizm jest wzmacniany z tylko jednego powodu...
Kiedy usłyszał kroki na korytarzu naprężył mięśnie i uderzył wręcz plecami w ścianę, jakby chciał się z nią wtopić w jedność. Oj tak - spróbował rozerwać więzy, ale zdecydowanie brakowało mu jeszcze na to sił. Pieczęć tylko szarpnęła, zapiekła i na moment przypomniała ciału, że hoho, stoop! Nigdzie nie będziesz biegał, nie tak szybko! Jego oczy rozpaliły się wściekłą czerwienią i... i zaraz się uspokoił. Natychmiastowo rozluźnił i nawet jego oddech zyskał na normalności, a biegające wokół oczy jak u dzikiego zwierzęcia utknęły spokojnie w drzwiach, do których sylwetki się zbliżały. W tym ona. Ciepło tak wielkie, że spłynęło na niego, jakby stanął w blasku Amaterasu, a ta ucałowała go w czoło. Niestety wcale nie oznaczało to, że uspokoił się w pełni. Trzymał głowę nisko, jak tygrys w swojej dżungli, który przede wszystkim chroni gardło, był podkulony, podkurczony. Karny.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posterunek straży
Nikt nie był krystaliczny. Zabawne. Nie, istnieli ludzie krystaliczni, ale dusze takie nie były. Asaka nie była niewinna, miała swoje na sumieniu, i niewinny z pewnością nie był Shikarui. W innych przypadkach. Tutaj zaś, Asaka zmartwiona kondycją ukochanego. I to nie tak, że chciała go wybielić, po prostu została bez wiedzy, bez informacji, widząc swojego męża nieprzytomnego na ziemi. Minęło zbyt mało czasu, a wydarzyło się zbyt wiele. Zbyt wiele niewiadomego, rzecz jasna. I puzzle, które dostawała, w ogóle nie pasowały do układanki, której ramy już przed sobą miała. Chciała zrozumieć, ale nie potrafiła. Shikarui był okazem zdrowia, zawsze trzymał się lepiej od niej, nigdy nie narzekał na nic. Widziała go już wykończonego długotrwałym używaniem Pieczęci, ale nigdy nie… Nigdy nie zemdlał. Tak, zdarzało mu się kiepsko trzymać na nogach, tak, ze musiała go podtrzymywać. Zwykle po prostu był zmęczony i musiał w końcu pójść spać. Ale to nie tak, że od razu. I to nigdy nie był problem. A tutaj zemdlał. Tak po prostu zemdlał. I Asaka nie wiedziała już, czy coś mu podano, czy został zatruty, czy zastosowano na nim jakąś tajemniczą technikę, czy co…
- To, że był zmęczony mnie nie dziwi. Jugo są zmęczeni po tym, jak ich emocje wezmą górę. A to się musiało w takim razie stać, skoro rzeczywiście zostali zaatakowani – czego Asaka rzecz jasna wiedzieć nie mogła. I nie wiedziała. - Przesłuchanie było na tyle sprawne, że Shikarui zemdlał, co mu się nie zdarza – dopowiedziała po Otoshim. Bezczelnie czy nie – takie były fakty, a to nie powinno mieć miejsca. No i jeszcze Seinaru i Asahi sobie poszli. Przyszli, przesłuchali, Shikarui był nieprzytomny, a oni tak po prostu sobie poszli, zostawiając z tym zmartwieniem kapitana straży i ją samą. Widać było, że ani dla niej ani dla niego nie była to komfortowa sytuacja. Dla niego kładło się to cieniem nad kompetencją podwładnych a dla niej było to zmartwienie przede wszystkim o zdrowie Sanady, a po drugie o to, co się właściwie stało i kiedy go stąd wypuszczą. Bo musieli wypuścić, prawda? Skoro nikomu nic się nie stało…? Nikomu oprócz Shikiego.
Wstrzymała oddech, gdy do pokoju wpadł mężczyzna meldując, że Shikarui odzyskał przytomność. Otoshi nie musiał jej dwa razy powtarzać, żeby do niego iść; Asaka po prostu poderwała się z krzesła i wyszła z pomieszczenia zaraz za nim, by jak najszybciej dostać się do celi, w której trzymali Sanadę. Na szczęście nie było daleko.
Siedział skulony pod ścianą, wtulając się w nią jakby chciał w niej zniknąć. Biedny, jakby zaszczuty, nie wiedzący co się w ogóle dzieje. Asaka miała świadomość, że ma klaustrofobię. Że boi się takich pomieszczeń, boi się skucia w kajdany (na szczęście kajdan żadnych nie było, tylko gruby sznur, ale i tak…), że boi się tego, co może się tutaj zaraz wydarzyć. Serce jej pękało, gdy widziała go takiego, pokonanego wręcz. W jej oczach nie było przygany, nie było oceny jego zachowania, nie było niezadowolenia. Tylko zmartwienie.
- Och, Shikarui – wyrwało jej się, gdy byli już w środku i go zobaczyła. Jak przestraszone, dzikie zwierzę. - Kochanie, nic się nie dzieje – próbowała go uspokoić i zrobiła krok do przodu. Chciała do niego podejść i uklęknąć przy nim, przejechać dłońmi po jego przestraszonej twarzy, unieść jego głowę, by na nią spojrzał – i zrobiła to, chyba, że ktoś jej przeszkodził. - Czy konieczne jest, by był związany? Nic nikomu przecież nie zrobił – zapytała tak czy siak. - Jak się czujesz? Boli cię coś? Rokushiba-san chciał ci zadać kilka pytań odnośnie tego, co się wydarzyło. Jesteś w stanie coś opowiedzieć? – tak bardzo się martwiła, że w nosie miała nawet to, że okazuje mu taką czułość publicznie. W tym momencie nieważne było to, co zrobił Toshiro, nieważne było pojawienie się Akiego. Ważny był tylko on.
- To, że był zmęczony mnie nie dziwi. Jugo są zmęczeni po tym, jak ich emocje wezmą górę. A to się musiało w takim razie stać, skoro rzeczywiście zostali zaatakowani – czego Asaka rzecz jasna wiedzieć nie mogła. I nie wiedziała. - Przesłuchanie było na tyle sprawne, że Shikarui zemdlał, co mu się nie zdarza – dopowiedziała po Otoshim. Bezczelnie czy nie – takie były fakty, a to nie powinno mieć miejsca. No i jeszcze Seinaru i Asahi sobie poszli. Przyszli, przesłuchali, Shikarui był nieprzytomny, a oni tak po prostu sobie poszli, zostawiając z tym zmartwieniem kapitana straży i ją samą. Widać było, że ani dla niej ani dla niego nie była to komfortowa sytuacja. Dla niego kładło się to cieniem nad kompetencją podwładnych a dla niej było to zmartwienie przede wszystkim o zdrowie Sanady, a po drugie o to, co się właściwie stało i kiedy go stąd wypuszczą. Bo musieli wypuścić, prawda? Skoro nikomu nic się nie stało…? Nikomu oprócz Shikiego.
Wstrzymała oddech, gdy do pokoju wpadł mężczyzna meldując, że Shikarui odzyskał przytomność. Otoshi nie musiał jej dwa razy powtarzać, żeby do niego iść; Asaka po prostu poderwała się z krzesła i wyszła z pomieszczenia zaraz za nim, by jak najszybciej dostać się do celi, w której trzymali Sanadę. Na szczęście nie było daleko.
Siedział skulony pod ścianą, wtulając się w nią jakby chciał w niej zniknąć. Biedny, jakby zaszczuty, nie wiedzący co się w ogóle dzieje. Asaka miała świadomość, że ma klaustrofobię. Że boi się takich pomieszczeń, boi się skucia w kajdany (na szczęście kajdan żadnych nie było, tylko gruby sznur, ale i tak…), że boi się tego, co może się tutaj zaraz wydarzyć. Serce jej pękało, gdy widziała go takiego, pokonanego wręcz. W jej oczach nie było przygany, nie było oceny jego zachowania, nie było niezadowolenia. Tylko zmartwienie.
- Och, Shikarui – wyrwało jej się, gdy byli już w środku i go zobaczyła. Jak przestraszone, dzikie zwierzę. - Kochanie, nic się nie dzieje – próbowała go uspokoić i zrobiła krok do przodu. Chciała do niego podejść i uklęknąć przy nim, przejechać dłońmi po jego przestraszonej twarzy, unieść jego głowę, by na nią spojrzał – i zrobiła to, chyba, że ktoś jej przeszkodził. - Czy konieczne jest, by był związany? Nic nikomu przecież nie zrobił – zapytała tak czy siak. - Jak się czujesz? Boli cię coś? Rokushiba-san chciał ci zadać kilka pytań odnośnie tego, co się wydarzyło. Jesteś w stanie coś opowiedzieć? – tak bardzo się martwiła, że w nosie miała nawet to, że okazuje mu taką czułość publicznie. W tym momencie nieważne było to, co zrobił Toshiro, nieważne było pojawienie się Akiego. Ważny był tylko on.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posterunek straży
Patrzył na nią, kiedy się zbliżała wielkimi oczami. Pieskimi oczyma. Szła tak delikatnie, lekko. Gerda znalazła Kaja. Pamiętasz? Tak się kończyła ta bajka, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie, oprócz... oprócz Królowej. Chciała zatrzymać chłopca dla siebie, chciała cieszyć się jego towarzystwem, lecz teraz odpuściła. Czemu? Dlaczego? Co było cenne a co nie ważne czasu? Najwyraźniej zastraszony chłopiec miał teraz nie być wart jej wspomnienia. Za to wszyscy, którzy się tutaj zebrali, mieli wspominać jeszcze bardzo długo. Wtulił policzek w jej dłoń, zamykając znowu oczy, wymieniając duszący tlen na jej zapach. Nie miała tak zimnej skóry jak mieli Yuki, nie miała też skóry ciepłej jak Sabaku, ale miała też skórę cieplejszą od tych zimnych kamieni i cudownie realną. Rzeczywistą. Piękna lilia o białych płatkach i ognistym zabarwieniu wnętrza. Powierzył jej ciężar swojej głowy a ona się pod nim nie załamała. Za to załamała swoje ręce zielonooka Śmierć siedząca wśród ksiąg. Ciii... Przyłożyła swój paluszek do jego własnych ust. Ja jeszcze nigdzie nie odchodzę. Jej obecność miała pozostać tylko pyłem na wietrze. Shikarui więc wszedł w ten pył tylko po to, by stanąć w oknie i z radością otworzyć je na oścież, by do zakurzonej biblioteki wsunęło się jego słońce. Z tym wiatrem, którego jego Śmierć nie mogła okiełznać. I nie mogła jej zwabić do słoika.
Jego oczy przestały lśnić czerwienią i spojrzał na strażnika po rozchyleniu powiek, który zamiast wisieć nad nim jak kat nad grzeszną duszą, podszedł i kucnął. Wcale nie był chętny do oderwania się od dłoni Asaki, która teraz, o zgrozo, bardziej pasowała do roli matki próbującej ogarnąć swoje dziecko niż kobiety próbującej wspomóc męża. Przeniósł na nią nerwowo przeszklone i czerwone oczy barwy ametystów i pokiwał lekko głową w odpowiedzi twierdzącej, tylko... na które w sumie pytanie? Przełknął ciężko ślinę w suchym gardle. Skup się. Skup! O czym to... wydarzenia? Jego wzrok znów błysnął w kierunku kapitana. Raczej nie wyglądało to dobrze - trochę jak wariat, trochę jak szaleniec... a przecież kiedy się tutaj zjawili był tylko zmęczony i grzeczniutki. Wydarzenia... jakie? Tam, w korytarzu. Korytarzu. Korytarzu.
- P... p... poszedłem... - Sam nie poznawał własnego głosu, ale obecność Asaki - o bogowie, dzięki wam wszystkim za nią, przecież nie zasłużyłem... Obecność Asaki nie tylko przesunęła linię jego granicy histerii, ale również mazała ją wyraźną, białą linią. Przestrzeń nie była już tylko przestrzenią - była przede wszystkim nią. Jej osobą, jej włosami plecionymi dłońmi samych Kitsune, była oceanem jej oczu, była jej wyciągniętymi dłońmi i równo wypiłowanymi paznokciami. Czerń i ona - w bieli, wyraźna, lśniąca. Uśmiechnięta. Wcale nie święta, wcale nie delikatniutka, wcale nie bez skaz, a jednak doskonała. Taka wyraźna, że Shikarui przestał się chwiać. Ona sprawiła, że przestał. Złapała go, podparła i śpiewała swoim pięknym głosem, plotła nad nim czar bezpieczeństwa, okrywając go woalem pyłu utkanego ze słonecznym nici, by oczy Śmierci stały się odległe. Nim woal opadł, dostrzegł tylko, jak zapatrzona w książki Śmierć uśmiecha się pod nosem do swoich myśli.
- Ichirou... i Seinaru... zaczęli mnie gonić. W-wystraszyłem się. Uciekałem. Ichirou zablokował mi drogę. Wyciągnął piasek. Seinaru biegł od tyłu. Zamknęli mnie. Od... odpowiedziałem atakiem. Fizycznym. Nie mogłem używać technik. Byliśmy pod areną. Myślałem, że chcą mnie zabić. Kiedy widziałem, że mnie gonią, chciałem ich odciągnąć od Asaki. To... działo się... bardzo szybko... - Oj błyskawicznie wręcz. Żadna ze stron nie miała szans się zastanowić nad aktem, gdy ten się po prostu dokonał. - S-straciłem panowanie nad senninką. Złapali mnie. Zanieśli tu. - Coś mówili. O coś pytali... a tak. Pytali, pytali... - Pytali, czy goniłem Toshiro. Nie goniłem. - Ale to wcześniej, zanim tutaj..! Aaach, nie ważne. Nie ważne. - Ichirou... użył techniki przesłuchiwania z genjutsu. Chcieli informacji. Pytali... - Pytali o co? Skup się, skup się! Ajaaj, Shikarui pamiętał, o co pytali. Tylko wspomnienia tych pytań... ach. - Pytali o przyczynę mojego zachowania. O senninkę. O Antykreatora.
Shikarui nie miał pojęcia, jak wiele zostało przekazane kapitanowi. Na ile sprawdza on już uzyskane informacje a na ile nie wie nic, a tamta dwójka czeka nadal gdzieś... gdzieś... no gdzieś. W chwilowym mignięciu swoich oczu nie skupił się na kimkolwiek innym, gdy zobaczył Asakę tak blisko. Na moment, w którym mógł się skupić na dwóch osobach - Asace i kaptanie, mógł chociaż trochę pozbierać swój umysł do kupy na tyle, żeby zaczął odtwarzać wydarzenia sprzed... ciężko powiedzieć w sumie. Ulga, którą przyniósł eliksir, wiele w tym pomagała.
- Twierdzili, że stanowię zagrożenie. Pytali, czy jestem sługą Antykreatora. Ichirou mówił, że widział znaki przekleństwa Juugo na innej osobie. Chyba myśleli... że naprawdę służę Antykreatorowi. Kiedy... powiedziałem, że chcę go powstrzymać... powiedział jeszcze, że nie mieli wobec mnie morderczych zamiarów. Potem... straciłem przytomność. - Bardzo, bardzo się starał, żeby dobrze dobrać słowa, żeby nie wypowiedzieć imienia "Han". A i tak miał wrażenie, że jego słowa to bełkot, co dopiero całe zdanie.
Jego oczy przestały lśnić czerwienią i spojrzał na strażnika po rozchyleniu powiek, który zamiast wisieć nad nim jak kat nad grzeszną duszą, podszedł i kucnął. Wcale nie był chętny do oderwania się od dłoni Asaki, która teraz, o zgrozo, bardziej pasowała do roli matki próbującej ogarnąć swoje dziecko niż kobiety próbującej wspomóc męża. Przeniósł na nią nerwowo przeszklone i czerwone oczy barwy ametystów i pokiwał lekko głową w odpowiedzi twierdzącej, tylko... na które w sumie pytanie? Przełknął ciężko ślinę w suchym gardle. Skup się. Skup! O czym to... wydarzenia? Jego wzrok znów błysnął w kierunku kapitana. Raczej nie wyglądało to dobrze - trochę jak wariat, trochę jak szaleniec... a przecież kiedy się tutaj zjawili był tylko zmęczony i grzeczniutki. Wydarzenia... jakie? Tam, w korytarzu. Korytarzu. Korytarzu.
- P... p... poszedłem... - Sam nie poznawał własnego głosu, ale obecność Asaki - o bogowie, dzięki wam wszystkim za nią, przecież nie zasłużyłem... Obecność Asaki nie tylko przesunęła linię jego granicy histerii, ale również mazała ją wyraźną, białą linią. Przestrzeń nie była już tylko przestrzenią - była przede wszystkim nią. Jej osobą, jej włosami plecionymi dłońmi samych Kitsune, była oceanem jej oczu, była jej wyciągniętymi dłońmi i równo wypiłowanymi paznokciami. Czerń i ona - w bieli, wyraźna, lśniąca. Uśmiechnięta. Wcale nie święta, wcale nie delikatniutka, wcale nie bez skaz, a jednak doskonała. Taka wyraźna, że Shikarui przestał się chwiać. Ona sprawiła, że przestał. Złapała go, podparła i śpiewała swoim pięknym głosem, plotła nad nim czar bezpieczeństwa, okrywając go woalem pyłu utkanego ze słonecznym nici, by oczy Śmierci stały się odległe. Nim woal opadł, dostrzegł tylko, jak zapatrzona w książki Śmierć uśmiecha się pod nosem do swoich myśli.
- Ichirou... i Seinaru... zaczęli mnie gonić. W-wystraszyłem się. Uciekałem. Ichirou zablokował mi drogę. Wyciągnął piasek. Seinaru biegł od tyłu. Zamknęli mnie. Od... odpowiedziałem atakiem. Fizycznym. Nie mogłem używać technik. Byliśmy pod areną. Myślałem, że chcą mnie zabić. Kiedy widziałem, że mnie gonią, chciałem ich odciągnąć od Asaki. To... działo się... bardzo szybko... - Oj błyskawicznie wręcz. Żadna ze stron nie miała szans się zastanowić nad aktem, gdy ten się po prostu dokonał. - S-straciłem panowanie nad senninką. Złapali mnie. Zanieśli tu. - Coś mówili. O coś pytali... a tak. Pytali, pytali... - Pytali, czy goniłem Toshiro. Nie goniłem. - Ale to wcześniej, zanim tutaj..! Aaach, nie ważne. Nie ważne. - Ichirou... użył techniki przesłuchiwania z genjutsu. Chcieli informacji. Pytali... - Pytali o co? Skup się, skup się! Ajaaj, Shikarui pamiętał, o co pytali. Tylko wspomnienia tych pytań... ach. - Pytali o przyczynę mojego zachowania. O senninkę. O Antykreatora.
Shikarui nie miał pojęcia, jak wiele zostało przekazane kapitanowi. Na ile sprawdza on już uzyskane informacje a na ile nie wie nic, a tamta dwójka czeka nadal gdzieś... gdzieś... no gdzieś. W chwilowym mignięciu swoich oczu nie skupił się na kimkolwiek innym, gdy zobaczył Asakę tak blisko. Na moment, w którym mógł się skupić na dwóch osobach - Asace i kaptanie, mógł chociaż trochę pozbierać swój umysł do kupy na tyle, żeby zaczął odtwarzać wydarzenia sprzed... ciężko powiedzieć w sumie. Ulga, którą przyniósł eliksir, wiele w tym pomagała.
- Twierdzili, że stanowię zagrożenie. Pytali, czy jestem sługą Antykreatora. Ichirou mówił, że widział znaki przekleństwa Juugo na innej osobie. Chyba myśleli... że naprawdę służę Antykreatorowi. Kiedy... powiedziałem, że chcę go powstrzymać... powiedział jeszcze, że nie mieli wobec mnie morderczych zamiarów. Potem... straciłem przytomność. - Bardzo, bardzo się starał, żeby dobrze dobrać słowa, żeby nie wypowiedzieć imienia "Han". A i tak miał wrażenie, że jego słowa to bełkot, co dopiero całe zdanie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posterunek straży
Już nawet nie chciała się kłócić o to, że Shikarui jest związany bezpodstawnie, że robią tutaj jakąś fuszerkę, że co to w ogóle są za porządki, że jakichś dwóch gości go tutaj zaciągnęło, zemdlał, poszli jak gdyby nigdy nic, a Shiki jest związany. Pewnie zrobiłaby awanturę, gdyby miała na to trochę więcej siły, ale te dzisiejsze chyba już z niej uleciały, a obecnie wszystko co miała pompowała w Shikiego i w swoje zmartwienie. Kobieta lekko głaskała Sanadę po policzku, gdy ten wtulił się w jej dłoń. Może i wyglądało to tak, jakby matka zajmowała się swoim dzieckiem, ale Asaka matką nie była. Może i Shikarui nigdy nie odczuł matczynej miłości, ale w tym momencie chyba nie było to takie ważne. Może i… Przecież podobno każdy mężczyzna w pewien sposób jest dzieckiem, nawet jeśli jest dorosły. A Shiki… W tym momencie wychodziły na wierzch wszystkie jego strachy, klaustrofobiczne myśli podsycane małym pokoikiem, ilością osób w środku i linami na nadgarstkach. Uśmiechnęła się do niego lekko, zachęcająco, chcąc dodać mu otuchy, gdy patrzył na nią tak nerwowo, przestraszony i zaszczuty. - Bogowie, co tu się wydarzyło? Nigdy go takim nie widziała, takim skulonym w sobie. Zawsze brał co zapragnął, pewien siebie, nawet jeśli przysuwał się do niej bliżej wtedy, gdy znajdowali się w tłumie.
Wiedziała jak szybki był piasek Ichirou. Wiedziała też jak szybki był Kei. I jak szybki był jej mąż. Byli tak szybcy, że jej oczy nie nadążały za tą szybkością, więc potrafiła sobie wyobrazić to, co się tam wydarzyło. A raczej próbowała – a do tego musiała sobie dodac to, że Ichirou musiał być jeszcze szybszy, skoro zablokował drogę Shikiemu i wyciągnął piasek. Mówiła kapitanowi, że musieli go sprowokować. I teraz była wręcz pewna, że miała rację. Wypuściła lekko przez nos powietrze, gdy powiedział, że nie użył żadnej techniki, bo nie chciał, by coś się stało jej – jej siedzącej na trybunie, gdy oni byli pod nią. Myślał o niej nawet w szale. To było… Było w tym coś uroczego. Kojącego. Wiedząc, że nawet agresja nie była w stanie sprawić, by o niej nie myślał w kategoriach takich, że należy ja chronić.
- Techniki przesłuchiwania z genjutsu na kimś, kto poszedł się uspokoić? – powtórzyła za nim i po prostu nie wierzyła własnym uszom. - Przepraszam, ale czy to już nie wykracza poza kompetencje? Czy Shikarui jest jakimś zbrodniarzem, żeby wchodzić mu do głowy i zmuszać do mówienia sądząc, że sam nie powiedziałby prawdy? – teraz nikt go chyba nie trzymał pod genjutsu, co? A potrafił mówić. I powiedział wszystko. Nawet wspominając o Antykreatorze, a mogłoby to zostać źle zrozumiane. Asaka na moment tylko odwróciła wzrok, wlepiając swoje spojrzenie w kapitana Otoshiego i nie wyglądała na zadowoloną z zaistniałej sytuacji. W tym momencie naprawdę uważała, że ktoś tutaj przekroczył swoje uprawnienia, jakiś hatamoto czy nie, cokolwiek to znaczy. Dla niej brzmiało to niebezpiecznie podobnie do chomąto. Widziała dwa razy jak była na kimś ta technika używana. Raz przez kapitana Uchiha, który przesłuchiwał zbrodniarza zarażającego ludzi nieznaną techniką, i podpalacza; drugi raz widziała użycie tej techniki na dwójce Akimichi, którzy pojawili się znikąd i ich zaatakowali wszystkim co mieli. A Shikarui? Shikarui się wystraszył, że jest atakowany i nie użył żadnej techniki. Więc pewnie rzucił się z mieczem na Ichirou, skoro to on został zaatakowany, a ten go powstrzymał. I na tym się akcja zakończyła. W odpowiedzi dostał mieszanie w głowie.
Asaka zaczynała czuć po prostu złość. Skąd te durne pytania o Antykreatora? Spotkali już kiedyś kogoś z podobnymi znakami, tak? Innego Jugo? Czy kogoś takiego jak Shikarui? Nie żeby to się w ogóle czymś różniło, bo różniło się dokładnie niczym. Czy może spotkali kogoś, kto mówił o Antykreatorze i stąd ten pomysł? - Ja pierdole. Tylko tyle mogła powiedzieć. Antykreator był solą w jej oku i unikała tego tematu z Shikim, ale to nie na niego zaczynała się złościć. Tylko na Seinaru i Ichirou. Że zrobili taki cyrk, a potem poszli sobie, udając, że nic się nie stało, zostawiając Shikiego samego w takim stanie w jakim się znajdował. Zrobili mu coś jeszcze? Oprócz tej techniki? Asaka miała wrażenie, że ten dzień to jedna wielka karuzela spierdolenia. I genjutsu fiesta. Jak nie Toshiro, to… kto? Seinaru? Czy może Ichirou? Któryś z nich potrafił się posługiwać genjutsu?
Jej dłoń nie przestawała gładzić policzka czarnowłosego nawet na chwilę.
Wiedziała jak szybki był piasek Ichirou. Wiedziała też jak szybki był Kei. I jak szybki był jej mąż. Byli tak szybcy, że jej oczy nie nadążały za tą szybkością, więc potrafiła sobie wyobrazić to, co się tam wydarzyło. A raczej próbowała – a do tego musiała sobie dodac to, że Ichirou musiał być jeszcze szybszy, skoro zablokował drogę Shikiemu i wyciągnął piasek. Mówiła kapitanowi, że musieli go sprowokować. I teraz była wręcz pewna, że miała rację. Wypuściła lekko przez nos powietrze, gdy powiedział, że nie użył żadnej techniki, bo nie chciał, by coś się stało jej – jej siedzącej na trybunie, gdy oni byli pod nią. Myślał o niej nawet w szale. To było… Było w tym coś uroczego. Kojącego. Wiedząc, że nawet agresja nie była w stanie sprawić, by o niej nie myślał w kategoriach takich, że należy ja chronić.
- Techniki przesłuchiwania z genjutsu na kimś, kto poszedł się uspokoić? – powtórzyła za nim i po prostu nie wierzyła własnym uszom. - Przepraszam, ale czy to już nie wykracza poza kompetencje? Czy Shikarui jest jakimś zbrodniarzem, żeby wchodzić mu do głowy i zmuszać do mówienia sądząc, że sam nie powiedziałby prawdy? – teraz nikt go chyba nie trzymał pod genjutsu, co? A potrafił mówić. I powiedział wszystko. Nawet wspominając o Antykreatorze, a mogłoby to zostać źle zrozumiane. Asaka na moment tylko odwróciła wzrok, wlepiając swoje spojrzenie w kapitana Otoshiego i nie wyglądała na zadowoloną z zaistniałej sytuacji. W tym momencie naprawdę uważała, że ktoś tutaj przekroczył swoje uprawnienia, jakiś hatamoto czy nie, cokolwiek to znaczy. Dla niej brzmiało to niebezpiecznie podobnie do chomąto. Widziała dwa razy jak była na kimś ta technika używana. Raz przez kapitana Uchiha, który przesłuchiwał zbrodniarza zarażającego ludzi nieznaną techniką, i podpalacza; drugi raz widziała użycie tej techniki na dwójce Akimichi, którzy pojawili się znikąd i ich zaatakowali wszystkim co mieli. A Shikarui? Shikarui się wystraszył, że jest atakowany i nie użył żadnej techniki. Więc pewnie rzucił się z mieczem na Ichirou, skoro to on został zaatakowany, a ten go powstrzymał. I na tym się akcja zakończyła. W odpowiedzi dostał mieszanie w głowie.
Asaka zaczynała czuć po prostu złość. Skąd te durne pytania o Antykreatora? Spotkali już kiedyś kogoś z podobnymi znakami, tak? Innego Jugo? Czy kogoś takiego jak Shikarui? Nie żeby to się w ogóle czymś różniło, bo różniło się dokładnie niczym. Czy może spotkali kogoś, kto mówił o Antykreatorze i stąd ten pomysł? - Ja pierdole. Tylko tyle mogła powiedzieć. Antykreator był solą w jej oku i unikała tego tematu z Shikim, ale to nie na niego zaczynała się złościć. Tylko na Seinaru i Ichirou. Że zrobili taki cyrk, a potem poszli sobie, udając, że nic się nie stało, zostawiając Shikiego samego w takim stanie w jakim się znajdował. Zrobili mu coś jeszcze? Oprócz tej techniki? Asaka miała wrażenie, że ten dzień to jedna wielka karuzela spierdolenia. I genjutsu fiesta. Jak nie Toshiro, to… kto? Seinaru? Czy może Ichirou? Któryś z nich potrafił się posługiwać genjutsu?
Jej dłoń nie przestawała gładzić policzka czarnowłosego nawet na chwilę.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posterunek straży
Mogło to brzmieć naprawdę śmiesznie. Opowiedziane w skrócie o tym, jak wyszkolony ninja się boi. Jak ucieka w popłochu, chociaż nie było przed czym. Pozostawało wiele do wyjaśnienia, wiele przyczyn, wiele powodów. Myśli, co zalewały wtedy głowę, strachu, który tak rósł. Nie, strażnicy nie znali całości. Nie wiedzieli, co się wydarzyło w Iglicy. Nie wiedzieli, że dwójka mężczyzn miała prawa być podejrzliwa. Ba, sam Shikarui nie wiedział - i pewnie się nie dowie - że chcieli tylko powiedzieć "hej, gdzie tak pędzisz?". Był za to teraz pewien, że chcieli informacji. Łatwo było sobie dorobić teorię, że chcieli informację o Hanie, podejrzewając czym są znaki na ciele. Ichirou pytał o to przecież nie bez przyczyny, tak..? Zaskakujące miało być tylko to, że mieli machnąć na to ręką. Najpierw niby wielce zainteresowani, a potem... potem co? Czarnowłosy nie wiedział, czy próbowali go cucić, czy było to bezskuteczne, czy może jednak nie dostali takiej odpowiedzi, jakiej się spodziewali. Że... że co, że jest sługą Hana? Zagłębiając się w to dalej całkowicie traciło to spójność i sens. Z drugiej strony - nie wszystkie zachowania, zwłaszcza tak chorych postaci, jakimi byli ninja, musiały być spójne. Tak czy siak Sanada był teraz zbyt zajęty pojmowaniem obecnej sytuacji, by starać się przeanalizować poprzednią.
- To była samoobrona. - Uściślił, żeby nie było co do tego żadnych wątpliwości. Bo on nie miał. Nie zaatakowałby ich od tak, o zgrozo, to byłby wyrok śmierci! Podpisany wyrok śmierci. Słyszysz, Zielonooka? Podpisany wyrok dla Ciebie. Prawda... ach, z prawdą to tak było, że każdy miał swoją. Kiedy zaś brakuje ci informacji i nie jesteś w stanie czegoś dostrzec, ta twoja staje się tym bardziej tą jedyną. - Senninka. Widzieli senninke, zanim zszedłem z trybun. Byli nią zainteresowani. - Taki wniosek wykluł się w głowie Shikiego już wcześniej, już podczas przesłuchań. Że panowie byli po prostu głodni wiedzy... a ledwo liznęli powierzchnię tego, co czarnowłosy mówił. A mówił... i tak stanowczo za dużo. Peplał i peplał... rozgadywał się, bo za bardzo się ich bał. Całkiem zabawne, że Syn Sol uważał, że były to próby wyłgania się. Bo czarnowłosy bardzo mocno współpracował. - Wcześniej Toshiro, o którego pytali... wrzucił Asakę w genjutsu. Chyba myśleli, że idę za nim. Zgaduję. Nie wiem, czego chcieli. Niczego złego nie zrobiłem. - I akurat to była prawda. Wina, brak winy... winny jest ten, co pierwszy rzucił kamieniem. W oczach Shikaruiego był to Ichirou i samuraj. Ostatnie, na co wyglądał ich dziki bieg, było pragnienie "rozmowy". Zwłaszcza, gdy używasz technik, by komuś zablokować drogę.
- Mieli prawo? Tak działa prawo? Atakowanie kogoś, a potem przesłuchiwanie pod urojonymi oskarżeniami? Brak zrozumienia tylko dlatego, że ma się inne geny? - Zapytał z... właściwie z czym? Jego głos nadal brzmiał na tak samo wycieńczony i tak samo wystraszony. Wciąż nie wiedział, co oni wiedzą. Brak poczucia winy sprawiał, że nie czuł się pokrzywdzony. Za to zdawał sobie sprawę doskonale z tego, że ludzie jednak nie funkcjonowali tak jak on. No - w większości.
Nigdy nie sądził, że powróci dzień, w którym wolałby umrzeć, niż przeżyć. Dzisiaj był ten dzień. W najbardziej niespodziewanym miejscu. Przy okazji całkowicie przyjemnego wydarzenia, który miał przygnać dawną znajomość. W czasie, kiedy Asace załamał się kawałek świata, ale zamiast uginać nogi to stała bez słowa skarżenia się. Słowa Asaki podsunęły mu bardzo gładko tę myśl, która sama pewnie nie zakwitłaby w jego mózgu. Mieli prawo? Mieli? Może mieli. Prawo działało całkiem zabawnie wobec ninja. Zwłaszcza tak bezpańskich jak on. Nic go nie chroniło, a jedyną osobą, która stała za jego plecami, była Asaka. Sam przecież do tego doprowadził - swoją zdradliwą gadzią naturą.
- P-pan żartuje..? - Powiedział to. Powiedział to po chwili grobowej ciszy, bardzo krótkiej, a przeciągającej się w wieczność. Ale w jego umyśle wcale nie było ciszy. W jego głowie była od razu odpowiedź "tak!". Nie. Poplecznik... śmieszne słowo. Sugerowało to, że przecież podąża się za ideami danej osoby. Shikarui nie podążał za celem Hana. A jednak nie mógł powiedzieć, że nie jest poplecznikiem. Nie podczas techniki Ichirou. Czuł się nim. W końcu podziwiał tego człowieka i wciąż był mu tak wdzięczny... zaraz, wdzięczny? Można być wdzięcznym za przekleństwo? To "tak" zamarło. Temat, który był solą w złotych oczach, a który nie doprowadzał do łez. Jedynie do ciężkich przetarć powiek.
- Nie. Nie... Myśli pan, że wtedy w samoobronie zastanawiałbym się nad życiem setek ludzi na arenie? - Phahaha... pewnie, że Shikarui miał w dupie życie tych setek. Za to dbał przynajmniej o dwa życia tam. Gdyby trzeba było poświęciłby ich tam wszystkich! Bez mrugnięcia jednym oczkiem. Może nawet i z uśmiechem na wąskich usteczkach. Kiedyś postawiłby sobie za cel wyeliminowanie wszystkich jednostek, które miałyby choćby co do tego podejrzenia, ale teraz podejrzenia miało już sporo osób. Więc..? Więc po prostu było o wiele więcej pracy do wykonania. Więcej głów do pościnania. Jakoś tak to jest, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Może dlatego Shikarui sypiał tak źle. Z tą różnicą, że on niewiele wiedział - i świadomość tego była największym koszmarem.
Starał się jak mógł mówić z jak największym sensem i ignorować wszystko wokół. jak te więzy, które mocno spinały jego ciało, żeby czasem nie wyrwał się do składani pieczęci. Akurat wiedział, że nawet jeśli Seinaru i Ichirou przekazali straży wszystko to tutaj nie było się czym martwić. A jednak - spokój? Oj nie. Sanada grzecznie wypił drugą fiolkę. Obecność Asaki ratowała jego niebo i ziemię. Podtrzymywała jego stron i rozsuwała nieco ściany. Dziękuję. Ale jeszcze nie teraz. Nie w tym momencie. W jej rękach rozpadał się o wiele łagodnie. Spadał w czerń o wiele swobodniej. Nie musieli zostawać sami, gdy mieli siebie wzajem.
- To była samoobrona. - Uściślił, żeby nie było co do tego żadnych wątpliwości. Bo on nie miał. Nie zaatakowałby ich od tak, o zgrozo, to byłby wyrok śmierci! Podpisany wyrok śmierci. Słyszysz, Zielonooka? Podpisany wyrok dla Ciebie. Prawda... ach, z prawdą to tak było, że każdy miał swoją. Kiedy zaś brakuje ci informacji i nie jesteś w stanie czegoś dostrzec, ta twoja staje się tym bardziej tą jedyną. - Senninka. Widzieli senninke, zanim zszedłem z trybun. Byli nią zainteresowani. - Taki wniosek wykluł się w głowie Shikiego już wcześniej, już podczas przesłuchań. Że panowie byli po prostu głodni wiedzy... a ledwo liznęli powierzchnię tego, co czarnowłosy mówił. A mówił... i tak stanowczo za dużo. Peplał i peplał... rozgadywał się, bo za bardzo się ich bał. Całkiem zabawne, że Syn Sol uważał, że były to próby wyłgania się. Bo czarnowłosy bardzo mocno współpracował. - Wcześniej Toshiro, o którego pytali... wrzucił Asakę w genjutsu. Chyba myśleli, że idę za nim. Zgaduję. Nie wiem, czego chcieli. Niczego złego nie zrobiłem. - I akurat to była prawda. Wina, brak winy... winny jest ten, co pierwszy rzucił kamieniem. W oczach Shikaruiego był to Ichirou i samuraj. Ostatnie, na co wyglądał ich dziki bieg, było pragnienie "rozmowy". Zwłaszcza, gdy używasz technik, by komuś zablokować drogę.
- Mieli prawo? Tak działa prawo? Atakowanie kogoś, a potem przesłuchiwanie pod urojonymi oskarżeniami? Brak zrozumienia tylko dlatego, że ma się inne geny? - Zapytał z... właściwie z czym? Jego głos nadal brzmiał na tak samo wycieńczony i tak samo wystraszony. Wciąż nie wiedział, co oni wiedzą. Brak poczucia winy sprawiał, że nie czuł się pokrzywdzony. Za to zdawał sobie sprawę doskonale z tego, że ludzie jednak nie funkcjonowali tak jak on. No - w większości.
Nigdy nie sądził, że powróci dzień, w którym wolałby umrzeć, niż przeżyć. Dzisiaj był ten dzień. W najbardziej niespodziewanym miejscu. Przy okazji całkowicie przyjemnego wydarzenia, który miał przygnać dawną znajomość. W czasie, kiedy Asace załamał się kawałek świata, ale zamiast uginać nogi to stała bez słowa skarżenia się. Słowa Asaki podsunęły mu bardzo gładko tę myśl, która sama pewnie nie zakwitłaby w jego mózgu. Mieli prawo? Mieli? Może mieli. Prawo działało całkiem zabawnie wobec ninja. Zwłaszcza tak bezpańskich jak on. Nic go nie chroniło, a jedyną osobą, która stała za jego plecami, była Asaka. Sam przecież do tego doprowadził - swoją zdradliwą gadzią naturą.
- P-pan żartuje..? - Powiedział to. Powiedział to po chwili grobowej ciszy, bardzo krótkiej, a przeciągającej się w wieczność. Ale w jego umyśle wcale nie było ciszy. W jego głowie była od razu odpowiedź "tak!". Nie. Poplecznik... śmieszne słowo. Sugerowało to, że przecież podąża się za ideami danej osoby. Shikarui nie podążał za celem Hana. A jednak nie mógł powiedzieć, że nie jest poplecznikiem. Nie podczas techniki Ichirou. Czuł się nim. W końcu podziwiał tego człowieka i wciąż był mu tak wdzięczny... zaraz, wdzięczny? Można być wdzięcznym za przekleństwo? To "tak" zamarło. Temat, który był solą w złotych oczach, a który nie doprowadzał do łez. Jedynie do ciężkich przetarć powiek.
- Nie. Nie... Myśli pan, że wtedy w samoobronie zastanawiałbym się nad życiem setek ludzi na arenie? - Phahaha... pewnie, że Shikarui miał w dupie życie tych setek. Za to dbał przynajmniej o dwa życia tam. Gdyby trzeba było poświęciłby ich tam wszystkich! Bez mrugnięcia jednym oczkiem. Może nawet i z uśmiechem na wąskich usteczkach. Kiedyś postawiłby sobie za cel wyeliminowanie wszystkich jednostek, które miałyby choćby co do tego podejrzenia, ale teraz podejrzenia miało już sporo osób. Więc..? Więc po prostu było o wiele więcej pracy do wykonania. Więcej głów do pościnania. Jakoś tak to jest, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Może dlatego Shikarui sypiał tak źle. Z tą różnicą, że on niewiele wiedział - i świadomość tego była największym koszmarem.
Starał się jak mógł mówić z jak największym sensem i ignorować wszystko wokół. jak te więzy, które mocno spinały jego ciało, żeby czasem nie wyrwał się do składani pieczęci. Akurat wiedział, że nawet jeśli Seinaru i Ichirou przekazali straży wszystko to tutaj nie było się czym martwić. A jednak - spokój? Oj nie. Sanada grzecznie wypił drugą fiolkę. Obecność Asaki ratowała jego niebo i ziemię. Podtrzymywała jego stron i rozsuwała nieco ściany. Dziękuję. Ale jeszcze nie teraz. Nie w tym momencie. W jej rękach rozpadał się o wiele łagodnie. Spadał w czerń o wiele swobodniej. Nie musieli zostawać sami, gdy mieli siebie wzajem.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posterunek straży
Co za stek bzdur. Wyprzedza cię gościu, a musiał biec naprawdę szybko, by zablokować drogę Shikiemu i wyciąga piasek. Za plecami drugi typ. Ty jesteś na skraju kontroli na dobą, emocje biorą górę, atakujesz – bo się boisz, skoro ktoś jest tak szybki i ma już piach jak na zawołanie, że wystarczy tylko myśl. A potem mówią ci, że mieli prawo być podejrzliwi. Czyżby? Dlatego, że zaatakował w samoobronie? Jak ktoś wyciąga na ciebie broń to co to jest? Gdy ledwo trzymasz się w ryzach. Boisz się o swoje życie. Normalny człowiek by tak zareagował. Chciałby się ratować ucieczką. A gdy nie ma ucieczki, bo każda droga jest zablokowana? Co wtedy? Wtedy zaczynasz gryźć. A oni mówią, że mieli prawo być podejrzliwi. Asaka po prostu nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała i było to po niej widać.
- Kei i Ichirou byli na trybunie razem z nami i widzieli całe zajście, które doprowadziło Shikaruiego do takich nerwów. Gdy wychodzili, niby „do kibelka” – tutaj Asaka zrobiła pokazowy cudzysłów, dając znać, ze tylko cytuje - powiedziałam im wyraźnie, by dali Shikiemu miejsce i że z Jugo na granicy szału trzeba delikatnie. Słyszeli to. I zignorowali skoro nagle jeden z nich znalazł się przed Shikim z wyciągniętym piaskiem. Narazili zdrowie swoje, zdrowie mojego męża i zdrowie masy innych ludzi, którzy mogli tam wtedy być. To nie tak, że nie wiedzieli, bo wiedzieli. Po prostu mieli to gdzieś – mało brakowało, a zaczęłaby zgrzytać zębami. A zaczynała się naprawdę robić wściekła. - Świetnie, więc można ot tak zaciągnąć ktoś siłą do celi i zmuszać do odpowiedzi na pytania, bo panowie mieli ochotę sobie porozmawiać, tak? Doprowadzili go do straty przytomności i po prostu sobie poszli, bo to nie był już ich problem, tak? Nie obchodzi mnie to, czy ta technika boli czy nie, zakładając w ogóle, że to była ta technika, w co zaczynam wątpić, skoro zemdlał. Ale co zrobił Shikarui, by być w ten sposób potraktowany? Czy to jest tutaj w Watarimono normalne, że zezwala się ot tak wchodzić komuś do głowy i robić tam co się tylko chce? Bo miało się jakieś śmieszne podejrzenia, do których samemu się doprowadziło? – bo zobaczyli tatuaże, które im się z czymś skojarzyły. Albo faktycznie sądzili, ze pójdzie za Toshiro, by mu spuścić łomot. Coś przed czym się w zasadzie powstrzymał na trybunie. Bo zbiegło się to z tym, jak Nishiyama wychodził z trybun. Zgoda, wyglądało to podejrzanie. Ale jakoś Asace nie przyszło do głowy, ze jej mąż polezie za Toshiro. Oczywiście, była naiwna. Ale tym razem jej naiwność nie obróciła się przeciwko niej, bo faktycznie za nim nie poszedł. - I jeszcze mój mąż siedzi tutaj związany jakby nie wiadomo co zrobił.
Zaprzeczył. Nie był poplecznikiem, sługą Antykreatora, co powiedział w sumie już wcześniej. Jak wspomniał, że chciałby go powstrzymać. Asaka wiedziała, że Shikarui darzy Hana szacunkiem, że jest mu wdzięczny za Senninkę i tak dalej. Że go w pewien sposób podziwiał. Cóż, był Jugo, tak jak Shikarui w sercu i z urodzenia był Jugo. Widocznie czuł z nim jakąś rodzinną więź. Nigdy jednak nie powiedział wprost, że chciałby za nim iść. To znaczy po pijaku Shiki wygadywał różne głupie rzeczy, ale na trzeźwo jej to sprostował. I tylko dlatego byli tutaj teraz razem, bo gdyby potwierdził na trzeźwo to, co mówił pod wpływem alkoholu, to Asaka nie chciałaby mieć z nim nic wspólnego i na tamtym etapie znajomości Shiki pewnie by ją zwyczajnie zabił. Żeby nie było świadków. A jednak byli tutaj razem, trzy lata razem, a teraz jako małżeństwo. To mówiło o tym bardzo wiele. Ale chyba nie spodziewał się tego pytania, bo wyglądał na równie zaskoczonego i zbitego z pantałyku co Asaka, która wpatrywała się jak ciele w malowane wrota w kapitana O. gdy zadał swoje ostatnie pytanie. Bogowie złoci, co tu się wydarzyło, że doszło do takich pytań. Och… ooch… Musieli pytać o Senninkę rzeczywiście. Co to jest i skąd ją ma. Cóż. Było jeszcze lepiej. Zadali swoje pytania o Hana, powiedzieli coś o tym strażnikom i poszli w pizdu. A burdel zrobił się sam.
- Kei i Ichirou byli na trybunie razem z nami i widzieli całe zajście, które doprowadziło Shikaruiego do takich nerwów. Gdy wychodzili, niby „do kibelka” – tutaj Asaka zrobiła pokazowy cudzysłów, dając znać, ze tylko cytuje - powiedziałam im wyraźnie, by dali Shikiemu miejsce i że z Jugo na granicy szału trzeba delikatnie. Słyszeli to. I zignorowali skoro nagle jeden z nich znalazł się przed Shikim z wyciągniętym piaskiem. Narazili zdrowie swoje, zdrowie mojego męża i zdrowie masy innych ludzi, którzy mogli tam wtedy być. To nie tak, że nie wiedzieli, bo wiedzieli. Po prostu mieli to gdzieś – mało brakowało, a zaczęłaby zgrzytać zębami. A zaczynała się naprawdę robić wściekła. - Świetnie, więc można ot tak zaciągnąć ktoś siłą do celi i zmuszać do odpowiedzi na pytania, bo panowie mieli ochotę sobie porozmawiać, tak? Doprowadzili go do straty przytomności i po prostu sobie poszli, bo to nie był już ich problem, tak? Nie obchodzi mnie to, czy ta technika boli czy nie, zakładając w ogóle, że to była ta technika, w co zaczynam wątpić, skoro zemdlał. Ale co zrobił Shikarui, by być w ten sposób potraktowany? Czy to jest tutaj w Watarimono normalne, że zezwala się ot tak wchodzić komuś do głowy i robić tam co się tylko chce? Bo miało się jakieś śmieszne podejrzenia, do których samemu się doprowadziło? – bo zobaczyli tatuaże, które im się z czymś skojarzyły. Albo faktycznie sądzili, ze pójdzie za Toshiro, by mu spuścić łomot. Coś przed czym się w zasadzie powstrzymał na trybunie. Bo zbiegło się to z tym, jak Nishiyama wychodził z trybun. Zgoda, wyglądało to podejrzanie. Ale jakoś Asace nie przyszło do głowy, ze jej mąż polezie za Toshiro. Oczywiście, była naiwna. Ale tym razem jej naiwność nie obróciła się przeciwko niej, bo faktycznie za nim nie poszedł. - I jeszcze mój mąż siedzi tutaj związany jakby nie wiadomo co zrobił.
Zaprzeczył. Nie był poplecznikiem, sługą Antykreatora, co powiedział w sumie już wcześniej. Jak wspomniał, że chciałby go powstrzymać. Asaka wiedziała, że Shikarui darzy Hana szacunkiem, że jest mu wdzięczny za Senninkę i tak dalej. Że go w pewien sposób podziwiał. Cóż, był Jugo, tak jak Shikarui w sercu i z urodzenia był Jugo. Widocznie czuł z nim jakąś rodzinną więź. Nigdy jednak nie powiedział wprost, że chciałby za nim iść. To znaczy po pijaku Shiki wygadywał różne głupie rzeczy, ale na trzeźwo jej to sprostował. I tylko dlatego byli tutaj teraz razem, bo gdyby potwierdził na trzeźwo to, co mówił pod wpływem alkoholu, to Asaka nie chciałaby mieć z nim nic wspólnego i na tamtym etapie znajomości Shiki pewnie by ją zwyczajnie zabił. Żeby nie było świadków. A jednak byli tutaj razem, trzy lata razem, a teraz jako małżeństwo. To mówiło o tym bardzo wiele. Ale chyba nie spodziewał się tego pytania, bo wyglądał na równie zaskoczonego i zbitego z pantałyku co Asaka, która wpatrywała się jak ciele w malowane wrota w kapitana O. gdy zadał swoje ostatnie pytanie. Bogowie złoci, co tu się wydarzyło, że doszło do takich pytań. Och… ooch… Musieli pytać o Senninkę rzeczywiście. Co to jest i skąd ją ma. Cóż. Było jeszcze lepiej. Zadali swoje pytania o Hana, powiedzieli coś o tym strażnikom i poszli w pizdu. A burdel zrobił się sam.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Posterunek straży
Stan jego ciała ułatwiał skupienie się, ta samo jak obecność Asaki czy to, że kapitan nad nim nie wisiał jak kat - a mógł. Po opuszczeniu tej wyspy będzie mógł powiedzieć, że straż zachowuje się całkiem sensownie... ale już jego samurajowie nie bardzo. Niby Seinaru był wyjątkiem od reguły w swoim zachowaniu, ale z drugiej strony - czy wyjątki nie kompromitowały reguły? Natomiast nadal ciężko było mu się skupić. Przybrać swoją rutynową maskę uprzejmego manipulanta. Nie był w stanie. Tylko po słowach Asaki wyłapał lekką broń, którą dostał w ręce. No tak, no przecież. Kiedy z kimś walczysz to walczysz. Kiedy jesteś tym złym to idziesz po trupach do celu. O kurcze, czy to nie tak właśnie jest? Jego skóra odzyskała chociaż normalny kolor po leku, czymkolwiek był - działał. Wypadałoby podziękować lekarzowi, ale wszystkie siły skupił teraz na przesłuchiwaniu. Na tym, żeby nie skłamać. Żeby powiedzieć rzeczywiście wszystko tak jak było, tylko... bez pokazywania swojej obrzydliwej natury. W końcu niektóre z masek były noszone przez cały czas. Jakby były przyszyte do ciała.
Czy był zły na strażników? W przeciwieństwie do Asaki ani trochę. Zadziwiające było to, że ta kobieta po wszystkich przeżyciach dnia miała jeszcze siłę na te uniesienie, że nie była w tanie zgasnąć, tylko podnosiła z żaru płomień. Była zła, wściekła, ale nad sobą panowała. Okazywała szacunek tutejszej straży, ale i go oczekiwała. Czarnowłosy robił swoją analizę - pomalutku. Człowiek, który przed nim klęczał, nie był zwykłym strażnikiem. W jego twarzy było coś mądrego, coś przenikliwego. Coś sympatycznego. Mimo strachu, by spoglądać mu w oczy, w trakcie tej rozmowy czarnowłosy w końcu się do tego przekonał. Każdego wilka da się oswoić. Być może ta wyspa miała się już na zawsze kojarzyć Shikiemu z tym człowiekiem. Z jego przenikliwym spojrzeniem, jak przenikliwy był wiatr pląsający pomiędzy pergaminowymi budynkami. Posiadał wiedzę o genjutsu. Nie pytał kim jest Juugo. Nie pytał o senninke. Nie pytał "pan oszalał, że mówi o Antykreatorze?" Jego pytanie niosło ze sobą pełen ciężar odpowiedzi, jaką miał dać. Więc Asaka mówiła, a on patrzył w oczy strażnika i zmuszał się do myślenia pomiędzy wszystkimi ciężkimi oddechami w ciągle kręcącym się wokół niego ataku paniki. Ponadto - Seinaru nie zdał mu raportu. Tylko... czemu? To było tak abstrakcyjne, że nie mieściło się w jego głowie - dlatego nie zamierzał tego roztrząsać. Za to poczuł, że karty naprawdę były po jego stronie.
Śmierć zamknęła książkę z cichym klapnięciem, kiedy on obrócił się w końcu w jej stronę po wygrzaniu w ciepłym słońcu. Wyglądało na to, że skończyła rozdział tej historii. Odeszła.
- Spokojnie... nic się nie stało... - Zwrócił się do Asaki, obracając ku niej wolno głowę. Oj stało, stało! Ale nie było potrzeby teraz wylewania żalu na strażników. Jakoś... huh, chyba nawet nie mógłby powiedzieć, że miał to w nosie. Wystarczy walki na dziś. Jej uniesiony głos roztoczył nad nim ochronną kopułę, mocny i zdecydowany. Tym razem nie był sam. Tym razem nie musiał przedzierać się własnymi rękoma przez morze krwi, żeby się wydostać. Nie było już Saki, ale miał przy sobie Asakę. Z jakiegoś powodu bogowie podtykali mu pod nos osoby, które były w stanie się nim zająć. Czym na to zasłużył - nie wiedział. Historia lubi się powtarzać, ale nigdy nie powtarzała się dwa razy tak samo.
Odcięcie więzów przyjął z drżącym i łapczywym złapaniem powietrza po kawałku ulgi, która silnym dreszczem przetoczyła się przez jego ciało. Kropelka potu znów potoczyła się po jego skroni.
- Z pana pytaniem o Antykreatora... - Jasne, że mógł niczego nie mówić. Mógł to zostawić takim, jakim było. Nie skłamał. Nie skłamał w tym, że nie był poplecznikiem Antykreatora w rozumieniu, w jakim rozumiało go społeczeństwo. TO jedno słowo "poplecznik". - Nie jestem jego zwolennikiem, ale jestem z nim silnie związany. Antykreator pochodzi z mojego klanu. Z Juugo. I byłem jego ofiarą na Kami no Hikage, gdy miasto runęło. Kocham mój klan i moje ziemie. Nigdy, nigdy nie poparłbym czynów kogoś, kto chce zniszczyć wszystko to, co kocham. Jeśli potrzebuje pan naocznego świadka wydarzeń z tamtego miejsca, które potwierdzą, że byłem jednym z walczących przeciwko niemu... Uchiha Aka jest uczestnikiem turnieju. Był tam wtedy. Hyuuga Hanzo, może mówi panu coś to imię, potwierdzi, że ledwo to przeżyłem. - Mógł zostawić wiele niedopowiedzeń tutaj. Nie chciał natomiast, żeby te niepowiedzenia powstały. Pomimo tego, jak nie znosił o tym mówić. Nie lubił nawet o tym rozmawiać z Asaką. Bo to... tak się składało, że chociaż Shikarui tkał wiele kłamstw, to były takie pojedyncze, które były jego najdoskonalszymi - ponieważ okłamywał samego siebie. Zerwanie tej pajęczyny sprawiało, że musiał bardzo wiele czasu poświęcić na jej odbudowanie - jak po tamtej rozmowie z Asaką w Ryuzaku no Taki. Pająk spędza czas na plecenie sieci. Tragiczne było tylko to, że to, co dla pająka było normalnością i ładem, było też chaosem dla muchy.
- P-pomożesz mi? - Wiedział, że nie musiał nawet pytać białowłosej, że i tak by mu pomogła, kiedy starał się podnieść na własne nogi. Po tym leku czuł się zadziwiająco... lekki. Jak na to, co odczuwał przed przebudzeniem i zaraz po nim. - Dziękuję. - Zwrócił się do medyka, po czym do kapitana. - Panu również. Mój klan nie powinien być usprawiedliwieniem dla moich czynów. Niestety chakra natury jest bardzo zdradliwą panią. - Pamiętał te słowa. Wypowiedział je właśnie Han. - Nie ośmielimy się opuścić wyspy. Będziemy do pana dyspozycji w razie potrzeby jakichkolwiek wyjaśnień. To, co panu tu powiedziałem... mam nadzieję, że uszanuje pan tajemnicę klanową. Służę Daishi i choć podzielenie się tymi informacjami nie jest zdradą, są to informacje tajne. Seinaru i Ichirou potwierdzą moje słowa, choć pytali o mniej rzeczy. - Ale pytali pod działaniem techniki.
- Chodźmy. - Powiedział cicho do białowłosej, wspierając się na jej ramieniu po odebraniu leku od medyka. Mimo tego, jak była malutka, była też cholernie silną kobietą, potrafiła zawstydzić wielu mężczyzn.
Odebrał swój sprzęt od strażników i w spowolnionym tempie, zbyt ślimaczym nawet jak na jego codzienny flegmatyzm, przyczepił z powrotem miecze do pasa, torbę, wyrzutnię kunai. Dopiero wtedy wyszli na zewnątrz, gdzie prawie całkowicie ugięły się pod nim kolana. Migrena, mdłości, ten ciągle przyśpieszający oddech wpadł w hiperwentylację. Czarnowłosy machnął ręką na Asakę, że musi usiąść. I musiał, chociażby tu i teraz, na ziemi - nie był w stanie iść dalej. Pochylił się, schował głowę między kolana i czekał. To przejdzie. Kiedyś zawsze przechodziło. Teraz nie mogło być inaczej. Musiało być inaczej. Inaczej - bo lepiej.
W końcu już naprawdę nigdy więcej miał nie być sam.
I ty nie zostaniesz sama.
Czy był zły na strażników? W przeciwieństwie do Asaki ani trochę. Zadziwiające było to, że ta kobieta po wszystkich przeżyciach dnia miała jeszcze siłę na te uniesienie, że nie była w tanie zgasnąć, tylko podnosiła z żaru płomień. Była zła, wściekła, ale nad sobą panowała. Okazywała szacunek tutejszej straży, ale i go oczekiwała. Czarnowłosy robił swoją analizę - pomalutku. Człowiek, który przed nim klęczał, nie był zwykłym strażnikiem. W jego twarzy było coś mądrego, coś przenikliwego. Coś sympatycznego. Mimo strachu, by spoglądać mu w oczy, w trakcie tej rozmowy czarnowłosy w końcu się do tego przekonał. Każdego wilka da się oswoić. Być może ta wyspa miała się już na zawsze kojarzyć Shikiemu z tym człowiekiem. Z jego przenikliwym spojrzeniem, jak przenikliwy był wiatr pląsający pomiędzy pergaminowymi budynkami. Posiadał wiedzę o genjutsu. Nie pytał kim jest Juugo. Nie pytał o senninke. Nie pytał "pan oszalał, że mówi o Antykreatorze?" Jego pytanie niosło ze sobą pełen ciężar odpowiedzi, jaką miał dać. Więc Asaka mówiła, a on patrzył w oczy strażnika i zmuszał się do myślenia pomiędzy wszystkimi ciężkimi oddechami w ciągle kręcącym się wokół niego ataku paniki. Ponadto - Seinaru nie zdał mu raportu. Tylko... czemu? To było tak abstrakcyjne, że nie mieściło się w jego głowie - dlatego nie zamierzał tego roztrząsać. Za to poczuł, że karty naprawdę były po jego stronie.
Śmierć zamknęła książkę z cichym klapnięciem, kiedy on obrócił się w końcu w jej stronę po wygrzaniu w ciepłym słońcu. Wyglądało na to, że skończyła rozdział tej historii. Odeszła.
- Spokojnie... nic się nie stało... - Zwrócił się do Asaki, obracając ku niej wolno głowę. Oj stało, stało! Ale nie było potrzeby teraz wylewania żalu na strażników. Jakoś... huh, chyba nawet nie mógłby powiedzieć, że miał to w nosie. Wystarczy walki na dziś. Jej uniesiony głos roztoczył nad nim ochronną kopułę, mocny i zdecydowany. Tym razem nie był sam. Tym razem nie musiał przedzierać się własnymi rękoma przez morze krwi, żeby się wydostać. Nie było już Saki, ale miał przy sobie Asakę. Z jakiegoś powodu bogowie podtykali mu pod nos osoby, które były w stanie się nim zająć. Czym na to zasłużył - nie wiedział. Historia lubi się powtarzać, ale nigdy nie powtarzała się dwa razy tak samo.
Odcięcie więzów przyjął z drżącym i łapczywym złapaniem powietrza po kawałku ulgi, która silnym dreszczem przetoczyła się przez jego ciało. Kropelka potu znów potoczyła się po jego skroni.
- Z pana pytaniem o Antykreatora... - Jasne, że mógł niczego nie mówić. Mógł to zostawić takim, jakim było. Nie skłamał. Nie skłamał w tym, że nie był poplecznikiem Antykreatora w rozumieniu, w jakim rozumiało go społeczeństwo. TO jedno słowo "poplecznik". - Nie jestem jego zwolennikiem, ale jestem z nim silnie związany. Antykreator pochodzi z mojego klanu. Z Juugo. I byłem jego ofiarą na Kami no Hikage, gdy miasto runęło. Kocham mój klan i moje ziemie. Nigdy, nigdy nie poparłbym czynów kogoś, kto chce zniszczyć wszystko to, co kocham. Jeśli potrzebuje pan naocznego świadka wydarzeń z tamtego miejsca, które potwierdzą, że byłem jednym z walczących przeciwko niemu... Uchiha Aka jest uczestnikiem turnieju. Był tam wtedy. Hyuuga Hanzo, może mówi panu coś to imię, potwierdzi, że ledwo to przeżyłem. - Mógł zostawić wiele niedopowiedzeń tutaj. Nie chciał natomiast, żeby te niepowiedzenia powstały. Pomimo tego, jak nie znosił o tym mówić. Nie lubił nawet o tym rozmawiać z Asaką. Bo to... tak się składało, że chociaż Shikarui tkał wiele kłamstw, to były takie pojedyncze, które były jego najdoskonalszymi - ponieważ okłamywał samego siebie. Zerwanie tej pajęczyny sprawiało, że musiał bardzo wiele czasu poświęcić na jej odbudowanie - jak po tamtej rozmowie z Asaką w Ryuzaku no Taki. Pająk spędza czas na plecenie sieci. Tragiczne było tylko to, że to, co dla pająka było normalnością i ładem, było też chaosem dla muchy.
- P-pomożesz mi? - Wiedział, że nie musiał nawet pytać białowłosej, że i tak by mu pomogła, kiedy starał się podnieść na własne nogi. Po tym leku czuł się zadziwiająco... lekki. Jak na to, co odczuwał przed przebudzeniem i zaraz po nim. - Dziękuję. - Zwrócił się do medyka, po czym do kapitana. - Panu również. Mój klan nie powinien być usprawiedliwieniem dla moich czynów. Niestety chakra natury jest bardzo zdradliwą panią. - Pamiętał te słowa. Wypowiedział je właśnie Han. - Nie ośmielimy się opuścić wyspy. Będziemy do pana dyspozycji w razie potrzeby jakichkolwiek wyjaśnień. To, co panu tu powiedziałem... mam nadzieję, że uszanuje pan tajemnicę klanową. Służę Daishi i choć podzielenie się tymi informacjami nie jest zdradą, są to informacje tajne. Seinaru i Ichirou potwierdzą moje słowa, choć pytali o mniej rzeczy. - Ale pytali pod działaniem techniki.
- Chodźmy. - Powiedział cicho do białowłosej, wspierając się na jej ramieniu po odebraniu leku od medyka. Mimo tego, jak była malutka, była też cholernie silną kobietą, potrafiła zawstydzić wielu mężczyzn.
Odebrał swój sprzęt od strażników i w spowolnionym tempie, zbyt ślimaczym nawet jak na jego codzienny flegmatyzm, przyczepił z powrotem miecze do pasa, torbę, wyrzutnię kunai. Dopiero wtedy wyszli na zewnątrz, gdzie prawie całkowicie ugięły się pod nim kolana. Migrena, mdłości, ten ciągle przyśpieszający oddech wpadł w hiperwentylację. Czarnowłosy machnął ręką na Asakę, że musi usiąść. I musiał, chociażby tu i teraz, na ziemi - nie był w stanie iść dalej. Pochylił się, schował głowę między kolana i czekał. To przejdzie. Kiedyś zawsze przechodziło. Teraz nie mogło być inaczej. Musiało być inaczej. Inaczej - bo lepiej.
W końcu już naprawdę nigdy więcej miał nie być sam.
I ty nie zostaniesz sama.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Posterunek straży
Sama była zdziwiona, że jeszcze ma siłę się w ogóle złościć. Że jest w stanie wykrzesać z siebie na tyle emocji, by w ogóle pokazać to, jak bardzo jest zdenerwowana. Tak to już jest, że jak się człowiek martwi to denerwuje. Jedni krzyczą, chcąc dać upust swoim emocjom, drudzy po prostu wzdychają z ulgą. Asaka na początku była dość pokorna, nie wiedząc co się dzieje, ani co przyjdzie jej zastać. Później przyszła ulga, że Shikarui żyje, a jeszcze później kolejne zmartwienie, że w ogóle jest w tak kiepskim stanie. Dopiero później przyszła złość, o której myślała, że nie ma już siły. Ale ta niesprawiedliwość, ten absurd całej sytuacji po prostu nie mieścił jej się w głowie, choć potrafiła sobie wyobrazić różne rzeczy. Właśnie ta bezsilność, niezrozumienie, zmartwienie – wszystko to sprawiło, że w końcu nie wytrzymała i się uniosła.
- Przepraszam, to jest dzień pełen nerwów od samego rana – przeniosła na chwilę wzrok na Otoshiego, gdy Shikarui powiedział, że nic się nie stało. Nie no, stało, oczywiście, że się stało, ale skoro on był taki spokojny i potrafił to wszystko znieść, to mogła spróbować i ona. Bardzo się starała. Nie chciała w żadnym wypadku pogorszyć sytuacji. Po prostu zmartwiona żona nagle znalazła się na posterunku straży i nie miała zielonego pojęcia co tu się odpierdoliło. Jeszcze rozumiała, że Ichirou mógł mieć to w nosie, nie jego wyspa, nie jego biznes. Zadali mu pytania, czegoś ciekawego się dowiedzieli no i można mieć to w nosie. Przynajmniej tyle, że cokolwiek jej powiedział, gdy tutaj przyszła. Była mu wdzięczna. Naprawdę. Że nie skrzywdził Shikiego, że pomyślał, że należą jej się jakieś odpowiedzi. Seinaru natomiast nawet na nią nie spojrzał. Jakby jej tutaj w ogóle nie było. Zrobił zamieszanie, jako jakiś tam Hatamoto, cokolwiek to było, i poszedł stąd jak gdyby nigdy nic. Bez słowa do niej, jedynie mówił coś straży i no po prostu poszedł. Jakby go to już w ogóle nie dotyczyło, ani nie obchodziło – i tego Asaka zrozumieć po prostu nie potrafiła. Choć bogowie jej świadkami, że naprawdę bardzo próbowała. No ale taka abstrakcja nie mieściła jej się po prostu w głowie. - Nie chcę robić kłopotów, po prostu się martwię i wiele z tego tutaj nie rozumiem – dodała jeszcze i zamilkła, na moment puszczając Shikiego by przetrzeć oczy i skronie. Bardzo bolała ją już głowa. Od wrażeń, od nerwów, od tego wszystkiego.
Nie spodziewała się jednak, że Shikarui jeszcze coś dopowie po tym, gdy przecięto jego więzy. Że będzie tak szczery co do Antykreatora. Że w ogóle się szarpnie na gest, by to jakoś bardziej wytłumaczyć. Nie musiał. Ale może tak było lepiej. Postawić sprawę jasno tu i teraz, by kapitan miał pełen obraz sytuacji bez niedomówień, by mógł te wszystkie odpowiedzi przeanalizować sobie sam. Dla niej to było o tyle zaskoczenie, że w normalnych warunkach z nią o tym nie rozmawiał. Wiedziała więc ogólnie co tam się wydarzyło, gdy Han przekazywał mu swoją chakrę, ale nic bardzo szczegółowego. Co ją bolało, że nadal są tematy, które ich dzielą i pozostają gdzieś tam w myślach niedokończone; ledwie rozgrzebane po pijaku. A Shikarui bardzo się wystrzegał przed alkoholem. Nie chciał pić nawet wtedy, gdy byli sami, tylko we dwoje. Jakby bał się, że mógłby wtedy powiedzieć coś, co ich przekreśli na zawsze. Asaka szczerze wątpiła, by w tym momencie była taka rzecz, przez którą by się od niego odwróciła całkowicie.
Shikarui rzeczywiście był mistrzem w okłamywaniu – samego siebie. Do tego stopnia, że nadal nie połapał się jak wiele z tego wszystkiego Asaka zdążyła poskładać, poukładać w swojej głowie i przywyknąć czekając, aż lawendowooki zbierze się na odwagę i powie to, co chodzi mu po głowie, a co dla niej samej zaskoczeniem nie będzie żadnym.
- Oczywiście – co to za pytanie w ogóle. Sama podniosła się z podłogi i wyciągnęła do męża ręce, by mógł je złapać, a ona pociągnąć go do siebie i zmusić do wstania na własne nogi. Stała obok, gotowa złapać go w każdej chwili, gdyby miało zakręcić mu się w głowie i miał ponownie wylądować na ziemi. W końcu do teraz nie wiedziała co się stało, że zemdlał. - Ja również dziękuję – skłoniła lekko głowę do kapitana straży, bo przynajmniej on wydawał się tu kompetentny i niegłupi. No i był przy tym sympatyczny. Czy była to maska, by wyciągnąć z Asaki więcej? Nie zastanawiała się nad tym. Może i podziałało, chociaż w tym zdenerwowaniu Asaka i tak powiedziałaby wszystko co wie, byle tylko wyciągnąć swojego męża z tej idiotycznej sytuacji. Nie kłamałaby, sama by się nie odważyła. Ale sądziła, że naprawdę nie zrobił niczego złego. Że był to zły moment, złe miejsce i choć intencje były dobre – to wykonanie pozostawiało naprawdę wiele do życzenia. To było jak samospełniająca się przepowiednia. Seinaru poszedł za Shikim, by nie doszło do żadnej rozróby i by nic nie przeszkodziło jego awansowi, o czym Asaka rzecz jasna nie wiedziała, a skończyło się na tym, że niejako sami do tej sytuacji doprowadzili, chcąc jej zapobiec. Złotooka podziękowała jeszcze medykowi, odbierając od niego fiolkę medykamentu dla Sanady.
Asaka pomogła Shikiemu ubrać torbę, kaburę czy karwasz, żeby nie przemęczał się za bardzo i podała mu ramię, by za nie złapał, nim wyszli. Raz jeszcze podziękowała medykowi i kapitanowi, potwierdzając, że nie ruszą się z Yinzin. Że pewnie skorzystają z onsenu, bo to wcale nie taki zły pomysł. Wyszli. A gdy Shikarui ledwo stał na nogach i potrzebował usiąść, Asaka wytworzyła mały kryształowy klocek, na którym ten mógł usiąść jak człowiek. Nie będzie przecież siadać na ziemi. Nie przy niej, nie było takiej potrzeby. Stała przed nim, gładząc delikatnie jego kruczoczarne włosy, gdy pochylił się chowając głowę między nogami, nie przejmując się zupełnie przechodniami. Gdy w końcu był w stanie się podnieść, tym razem otoczyła go ręką w talii, by przytrzymać go bliżej siebie, a kryształowy twór, rzecz jasna, przestał istnieć.
Nie, nie był sam. Miał ją i udowadniała mu na każdym kroku, że może na nią liczyć i że może być dla niego oparciem. Gdyby zaś ona miała zostać teraz sama? Nie. Prędzej serce by jej pękło, nie byłaby w stanie żyć już bez niego.
Poprowadziła go uliczkami powoli do ryokanu, gdzie mieli wynajęty pokój, by zostawić tam część rzeczy i już więcej nie kusić losu.
[z/t] + Shikarui
- Przepraszam, to jest dzień pełen nerwów od samego rana – przeniosła na chwilę wzrok na Otoshiego, gdy Shikarui powiedział, że nic się nie stało. Nie no, stało, oczywiście, że się stało, ale skoro on był taki spokojny i potrafił to wszystko znieść, to mogła spróbować i ona. Bardzo się starała. Nie chciała w żadnym wypadku pogorszyć sytuacji. Po prostu zmartwiona żona nagle znalazła się na posterunku straży i nie miała zielonego pojęcia co tu się odpierdoliło. Jeszcze rozumiała, że Ichirou mógł mieć to w nosie, nie jego wyspa, nie jego biznes. Zadali mu pytania, czegoś ciekawego się dowiedzieli no i można mieć to w nosie. Przynajmniej tyle, że cokolwiek jej powiedział, gdy tutaj przyszła. Była mu wdzięczna. Naprawdę. Że nie skrzywdził Shikiego, że pomyślał, że należą jej się jakieś odpowiedzi. Seinaru natomiast nawet na nią nie spojrzał. Jakby jej tutaj w ogóle nie było. Zrobił zamieszanie, jako jakiś tam Hatamoto, cokolwiek to było, i poszedł stąd jak gdyby nigdy nic. Bez słowa do niej, jedynie mówił coś straży i no po prostu poszedł. Jakby go to już w ogóle nie dotyczyło, ani nie obchodziło – i tego Asaka zrozumieć po prostu nie potrafiła. Choć bogowie jej świadkami, że naprawdę bardzo próbowała. No ale taka abstrakcja nie mieściła jej się po prostu w głowie. - Nie chcę robić kłopotów, po prostu się martwię i wiele z tego tutaj nie rozumiem – dodała jeszcze i zamilkła, na moment puszczając Shikiego by przetrzeć oczy i skronie. Bardzo bolała ją już głowa. Od wrażeń, od nerwów, od tego wszystkiego.
Nie spodziewała się jednak, że Shikarui jeszcze coś dopowie po tym, gdy przecięto jego więzy. Że będzie tak szczery co do Antykreatora. Że w ogóle się szarpnie na gest, by to jakoś bardziej wytłumaczyć. Nie musiał. Ale może tak było lepiej. Postawić sprawę jasno tu i teraz, by kapitan miał pełen obraz sytuacji bez niedomówień, by mógł te wszystkie odpowiedzi przeanalizować sobie sam. Dla niej to było o tyle zaskoczenie, że w normalnych warunkach z nią o tym nie rozmawiał. Wiedziała więc ogólnie co tam się wydarzyło, gdy Han przekazywał mu swoją chakrę, ale nic bardzo szczegółowego. Co ją bolało, że nadal są tematy, które ich dzielą i pozostają gdzieś tam w myślach niedokończone; ledwie rozgrzebane po pijaku. A Shikarui bardzo się wystrzegał przed alkoholem. Nie chciał pić nawet wtedy, gdy byli sami, tylko we dwoje. Jakby bał się, że mógłby wtedy powiedzieć coś, co ich przekreśli na zawsze. Asaka szczerze wątpiła, by w tym momencie była taka rzecz, przez którą by się od niego odwróciła całkowicie.
Shikarui rzeczywiście był mistrzem w okłamywaniu – samego siebie. Do tego stopnia, że nadal nie połapał się jak wiele z tego wszystkiego Asaka zdążyła poskładać, poukładać w swojej głowie i przywyknąć czekając, aż lawendowooki zbierze się na odwagę i powie to, co chodzi mu po głowie, a co dla niej samej zaskoczeniem nie będzie żadnym.
- Oczywiście – co to za pytanie w ogóle. Sama podniosła się z podłogi i wyciągnęła do męża ręce, by mógł je złapać, a ona pociągnąć go do siebie i zmusić do wstania na własne nogi. Stała obok, gotowa złapać go w każdej chwili, gdyby miało zakręcić mu się w głowie i miał ponownie wylądować na ziemi. W końcu do teraz nie wiedziała co się stało, że zemdlał. - Ja również dziękuję – skłoniła lekko głowę do kapitana straży, bo przynajmniej on wydawał się tu kompetentny i niegłupi. No i był przy tym sympatyczny. Czy była to maska, by wyciągnąć z Asaki więcej? Nie zastanawiała się nad tym. Może i podziałało, chociaż w tym zdenerwowaniu Asaka i tak powiedziałaby wszystko co wie, byle tylko wyciągnąć swojego męża z tej idiotycznej sytuacji. Nie kłamałaby, sama by się nie odważyła. Ale sądziła, że naprawdę nie zrobił niczego złego. Że był to zły moment, złe miejsce i choć intencje były dobre – to wykonanie pozostawiało naprawdę wiele do życzenia. To było jak samospełniająca się przepowiednia. Seinaru poszedł za Shikim, by nie doszło do żadnej rozróby i by nic nie przeszkodziło jego awansowi, o czym Asaka rzecz jasna nie wiedziała, a skończyło się na tym, że niejako sami do tej sytuacji doprowadzili, chcąc jej zapobiec. Złotooka podziękowała jeszcze medykowi, odbierając od niego fiolkę medykamentu dla Sanady.
Asaka pomogła Shikiemu ubrać torbę, kaburę czy karwasz, żeby nie przemęczał się za bardzo i podała mu ramię, by za nie złapał, nim wyszli. Raz jeszcze podziękowała medykowi i kapitanowi, potwierdzając, że nie ruszą się z Yinzin. Że pewnie skorzystają z onsenu, bo to wcale nie taki zły pomysł. Wyszli. A gdy Shikarui ledwo stał na nogach i potrzebował usiąść, Asaka wytworzyła mały kryształowy klocek, na którym ten mógł usiąść jak człowiek. Nie będzie przecież siadać na ziemi. Nie przy niej, nie było takiej potrzeby. Stała przed nim, gładząc delikatnie jego kruczoczarne włosy, gdy pochylił się chowając głowę między nogami, nie przejmując się zupełnie przechodniami. Gdy w końcu był w stanie się podnieść, tym razem otoczyła go ręką w talii, by przytrzymać go bliżej siebie, a kryształowy twór, rzecz jasna, przestał istnieć.
Nie, nie był sam. Miał ją i udowadniała mu na każdym kroku, że może na nią liczyć i że może być dla niego oparciem. Gdyby zaś ona miała zostać teraz sama? Nie. Prędzej serce by jej pękło, nie byłaby w stanie żyć już bez niego.
Poprowadziła go uliczkami powoli do ryokanu, gdzie mieli wynajęty pokój, by zostawić tam część rzeczy i już więcej nie kusić losu.
[z/t] + Shikarui
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości