Stanowiąca część Cesarstwa wyspa położona jest na południe od skupiska wysp Kantai, a także na południowy zachód od krajów kupieckich. Na wyspie znajduje się siedziba Rodu Ranmaru , jednak głowa rodu rezyduje na Hanamurze, piastując stanowisko Cesarza. Temperatura panująca na wyspie jest znacznie niższa od tej na Kantai co nad wyraz pokazują góry śnieżne a także licznie występujące wichury. Ludzie zamieszkujący wyspę utrzymują się z polowań oraz połowów.
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 3 cze 2024, o 23:57
Jego jedyny kontakt z "bogolskimi dziećmi" to cholerny Księżniczek, więc powiedzieć, że miał o takowych złą opinię to jak nic nie powiedzieć. Nikt na niego nie działał tak bardzo jak ten blondas, być może, przynajmniej nikogo sobie nie przypominał jakkolwiek podobnego. Jedyne do czego się ten gnojek nadawał to siedzenie na dupie i zamknięcie mordy, w tym był optymalny, a i z tym bywał problem. Przynajmniej przy Shabondamie zwykle nie mówił za wiele tak długo jak nie został poproszony, więc jakoś, ledwo bo ledwo, ale udawało się im koegzystować. Zwłaszcza, że i sam Aoi służył za wzór cierpliwości i cnót, dzięki czemu Yuto zawdzięczał możliwość rozwoju w ich załodze i pomoc w przystosowywaniu do warunków panujących w cesarskiej armii, a nie jakichś bogatych dworkach czy gdzie tam grzał on swoją paniczykową dupę.
Izumi była inna. Nie widział w niej tego, co widział we wcześniej wspomnianym osobniku. Ona nie zachowywała się tak, jakby cały świat miał łożyć się u jej stóp i bić pokłony, za samą jej egzystencję. Nie wyglądała na taką, która uznawałaby, że wszystko się jej należy. Nawet na nią nie patrzył jak na "bogolską", możliwe, że nie zdawał sobie z tego faktu sprawy. Nawet było to prawdopodobne. I w dalszym ciągu nie był w stanie widzieć w niej tego co widział w Yuto. Wszystko co było z nią lub dookoła niej związane drażniło go przez to jeszcze bardziej. Może wszystko wyolbrzymiał, ale jednak. Nie znał jej historii, też nie, żeby był zainteresowany jej genealogią w choćby najmniejszym stopniu. Ale jednak, bogata rodzina, a była całkiem inna niż Księżniczek. I nie to jedyne go drażniło. Wszelkie przeciwieństwa czy powiązania z Akari, które wykazywała mniej lub bardziej bezpośrednio, choć raczej nigdy celowo, które może nie rzucałyby się tak w oczy, gdyby nie nieszczęsne przeznaczenie ukazane w butelce, niezależnie od tego jakby to brzmiało.
Hiroyukiemu machnął jedynie ręką na znak potwierdzenia. Dwie butelki, prosta sprawa. Zapamięta, jedzenie dla siebie. Dwie butelki dla Ito, przynajmniej jedna dla niego samego. A może też duet? Tak. Duet, może czegoś co nie będzie potęgowało jego rozdrażnienia. Wypicie Księżyca? Lepiej nie.
A w kuchni? Działał sprawnie, niczym podczas służby na statku, jakby liczyła się każda sekunda. Nie zareagował na jej słowa nawet w najmniejszym stopniu jedynie kontynuując to co chciał zrobić. Zamoczenie palca w zimnej wodzie, aby chociaż w minimalnym stopniu raz, żeby być może zmniejszyć utratę krwi, która i tak mogła wyglądać jakkolwiek jedynie dla dziecka, ale nie patrzył na realne zagrożenie zdrowia. Bardziej na potencjalną upierdliwość samej rany, poplamienie krwią czegokolwiek, choćby jedzenia, możliwość złego gojenia się rany, czy samo upierdliwe pieczenie podczas przygotowywania czegokolwiek w kuchni, czy to warzyw czy owoców, a nie daj, któryś z bogów, żeby sól się tam dostała.
Zdecydowanie nie kierował się jakąkolwiek faktyczną "troskliwością" o dziewczynę, nie. To, że uważał ją za wyjątkowo atrakcyjną, cóż. Było niezaprzeczalnym faktem powstałym z połączenia wielu wspomnianych też wcześniej elementów, ach te nieszczęsne kontrasty, ale jednak. Praktyczność. Nawet, jeżeli miałoby to brzmieć dziwacznie, to właśnie tym się kierował. Był skupiony na postawionym przed sobą samym zadaniem. Alkoholem przepłukał ranę, nawet nie myśląc o tym by skierować cokolwiek z szyjki do własnej, pewnie poranionej, gardzieli.
-Nie zawsze. - odpowiedział krótko. Czy zawsze ratował? Skądże, nie miał za wielu okazji, żeby móc to z jakąkolwiek pewnością stwierdzić. Ale owijał jej palec, zaciskając mocno, na tyle oczywiście, żeby jego pętla nie okazała się poważniejszym zagrożeniem dla zdrowia dziewczyny. No i spotkały się ich spojrzenia. Definitywnie nie działał z troski. Nie zaczął działać z troską. Czy ta wyjątkowo krótka sekunda mogła to zmienić? Nie wiedział. Co do zasady, niewiele wiedział, a jeszcze mniej niż wiedział to chciał rozumieć. Jeżeli zapytać go o to, dlaczego to robił, definitywnie przed niecałą minutą postawiłby wyłącznie na potencjalne zagrożenie dla efektywności Izumi. Teraz? Pewnie powiedziałby to samo, choć już nie będąc tego całkowicie pewnym. Jednak z pewnością jak z wiedzą. Jak długo "po prostu działał", to był pewny. Jeżeli musiał się zastanowić... cóż.
-Głupotę? - spojrzał na nią, uśmiechnął się niemrawo. Dla niego to nie była głupota, choć jakby ktokolwiek z boku na to spojrzał to rzeczywiście było to głupie, nawet bardzo. -Takie rany lubią się źle bliźnić. I paskudnie bruździć. - Tak, praktyczne uzasadnienie, nawet mądre. Przynajmniej mądrzejsze niż sam fakt, że to rzeczywiście zrobił. -Nie pierwsze stracone w taki sposób. - Och, było to znaczące niedopowiedzenie. Olbrzymie niedopowiedzenie. Zakrawające na zakrzywianie rzeczywistości. Poprzednie, w które została wtarte krew, cóż... zostało skazane na "śmierć" w całkowicie innych okolicznościach. Kciukiem prawej dłoni podrapał się po jej spodzie, blizna zaczęła go niemiłosiernie swędzieć. Właściwie, tylko dlatego to powiedział.
I puścił jej rękę w momencie jak skończył tłumaczyć dlaczego nie nazwałby tego głupotą. Patrzył się na nią, oczywiście, nie uciekał wzrokiem. Nawet może za bardzo polubił jej twarz. Jeżeli można było to tak określić. A zamówienie jedzenia? Zapomniał. Butelki... coś tam brzdękało. Pewnie szkło słyszane z sali, choć możliwe, że to tylko echo w jego głowie.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 4 cze 2024, o 01:02
27/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
Izumi zamrugała nerwowo. „Nie zawsze”, ale teraz tak? Pewno byle panna poczułaby się wyjątkowo, tym bardziej w pewien sposób zauważona przez marynarza z, bądź co bądź, osławionej floty jaśnie panującego im Cesarza. Ale nie ona. Cały ten ambaras, choć miły, przechodził przez filtr doświadczeń dziewczyny – tego, jak bardzo nienawidziła być postrzegana jako jednostka arbitralnie słaba, bądź, po prostu „słabsza”. Takimi dyrygowano nie tylko dla samego faktu, ale i przeświadczenia, że bez należytej tresury nie poradzą sobie w wielkim świecie. Uznawano więc, że muszą mieć zwierzchnika, który podejmie decyzje za nich. W przypadku kobiet, a nią właśnie była, początkowo był to ojciec, brat, później, wraz z osiągnięciem wymaganego wieku – mąż. To nigdy jej się nie widziało. Nie potrafiła krzywić się w oczekiwanym grymasie i nie składała nóżek aż do samego zamążpójścia, co więcej przeświadczona o bezcelowości buntu, posłusznie czekała na odpowiedni moment, by wybiec z domu i nigdy więcej do niego nie wrócić. Nieważne co. Nie potrzebowała przecież nikogo, by się o nią troszczył, by wskazywał drogę, kiedy doskonale potrafiła to zrobić sama. Lata ciężkiej pracy, hektolitry łez bezsilności i obolałe od pracy na równi z mężczyznami mięśnie tylko po to, by w najmniej spodziewanym momencie zostać „damą w opałach” w oczach kogoś, kto nie czynił tego nazbyt często. Co za bezsens. Pewnie dlatego zareagowała tak, a nie inaczej i dość chłodno, acz wciąż z wyrozumiałością przeplataną wgraną w cechy charakteru „sympatycznością” powiedziała:
— To dobrze, bo ze mnie ani dama, ani w opałach. Poradziłabym sobie.
Może i pochodziła z „bogolskiej” rodziny, podobnie jak Yuto, ale nie czyniła sobie z tej słusznie minionej przeszłości żadnej karty przetargowej. Co więcej, na wsze sposoby próbowała się wypisać z tego elitarnego klubu. Była uparta. Uparta do tego stopnia, że każdą pomoc, która wynikała z czyjejś, choćby niezamierzonej, troski uznawała za personalną obrazę. Oczywiście, była dorosła i potrafiła zrozumieć, że „ludzie tak już mają”, ale ta obecna w podświadomości niechęć do klasyfikacji własnego „ja”, jako czegoś, czemu należy się pomoc, była w niej niezwykle mocno zaznaczona. Jeśli już miałaby trafiać do jakiejś grupy porządkowej, należałoby ją opisać w następujący sposób: jednostki, które są wytworem samego siebie, a nie całego świata, którzy, choć nie zwojowali świata, to nie dali się przekonać do jego zasad. Tak. Izumi chodziła po świecie, nie świat po niej.
Nim zdążył odpowiedzieć, spojrzała kontrolnie na obwinięty kimonem palec. Dzięki lodowatej wodzie nie broczył już tak bardzo, jak wcześniej, ale wciąż – i nie dało się temu zaprzeczyć – krwawił. Nie widziała w tym jednak żadnego powodu do zmartwień. Nie pierwszy raz, zapewne również nie ostatni, przecięła skórę na opuszkach ostrzem i brakiem rozwagi. Nie śmiała winić za tę sytuację Aoiego, bo koniec końców, nie mógł wiedzieć, że stali klienci doskonale zdają sobie sprawę, że kuchenne drzwiczki należy powoli domknąć, nie zaś puścić wolno, bo łupną tak, że obudzą zmarłych.
— Wygląda… Nieźle. — To musiał być rodzaj jakiegoś niewerbalnego „dziękuję, dobra robota”. Na nic więcej nie mógł liczyć, zważywszy na to, jak bardzo niekomfortowa była dla niej cała ta sytuacja. Cóż, może jeszcze zdąży to zrobić, gdy przetrawi wszelkie wątpliwości i uśpione lęki. Na pewno nie teraz. I nie za pięć minut. Ani nawet trzydzieści. — Możliwe, nie mam biegłości w ranach. Nie jestem wojowniczką, a jeśli już, to co najwyżej kuchennego noża — westchnęła bezradnie i powróciła obezwładniającym spojrzeniem na twarz rycerza bez białego konia. Klaczy na pewno, co do ogiera, cóż, tu można mieć wątpliwości, jeśli znać historię Shabondamy. Izumi jej nie znała i zapewne nawet o tym przez sekundę się nad tym nie zastanawiała. Co innego specyficzny dobór słów. Tak. Już przy barze, kiedy poprosił o słońce zamknięte w butelce, w pewien sposób była ciekawa, co drzemie w środku mężczyzny. Owszem, kto pyta, ten nie błądzi, ale trzeba też wiedzieć, kiedy jest odpowiedni czas, by to robić. Wyglądało na to, że nastał właśnie w tym momencie.
— W taki… Co się stało z poprzednimi? — zapytała wyraźnie zaciekawiona, zaraz po tym dodała z obecnym w tonie, podobnież na twarzy, sceptyzmem: — Raczej nie chcesz mi powiedzieć, że swoje kimono przerabiasz na bandaże, kiedy wystraszysz karczmarkę.
Izumi zrobiła nieoczekiwany krok w przód, tak, by ich sylwetki dzieliło ledwie paręnaście centymetrów i zadarła głowę.
— Mogę ci się jakoś odwdzięczyć? Nie lubię być dłużna. — Karmazynowe tęczówki kobiety zdawały się błyszczeć jeszcze wyraźniejszą barwą. Może to ta krew tak na nie działała? Cholera wie. Różne dziwy chodziły po świecie. Ona była najwyraźniej jednym z nich. I to takim, które coraz mocniej przestawało mieć wymiar przypadku. Albo sobie to uroił. Wyolbrzymił. Chciał, by było faktem, choć nim nie było. — W ostateczności uznam, że tak długie patrzenie na mnie jest zapłatą samą w sobie i to ty staniesz się dłużnikiem, choć wydajesz się mieć już istniejący pakt do spłacenia.
Skończywszy, odwróciła się nagle i oparła łokieć, na nim zaś twarz, o pobliski, wysoki stół w kształcie okręgu. Nogą zaś, która dzięki temu ruchowi odsłoniła skórę powyżej łydki, zaciągnęła zapraszająco krzesło. Zupełnie jakby wydawała mu niemy rozkaz.
— Próbujesz o czymś zapomnieć, Aoi? — zapytała z dziwnym, nieodgadnionym uśmiechem. Niepokojącym? Tak, definitywnie był niepokojący, jeśli zestawić go z tym, co powiedziała ledwie parę sekund wcześniej. Nieważne, że wyglądał dokładnie tak samo, jak wszystkie inne, którymi obdarzyła go tego dnia. Może… Może od początku te wygięte kąciki ust powinny wywołać w nim niepokój, a zwiodła go ładna buzia? Cholera.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 4 cze 2024, o 01:57
Chwała niech będzie losowi, który pozwolił mu wychowywać się w prostej rodzinie. Wyjątkowo obce były mu wszelki zwyczaje elit, bo też zazwyczaj z nimi nie obcował, a przynajmniej nie na poziomach, gdzie miałoby to jakiekolwiek znaczenie. W armii wszyscy byli równi, tak długo jak zgadzali się ze sobą rangą. Tak, hierarchia wojskowa była dla niego dużo prostsza do zrozumienia i realnego postrzegania jako coś znaczącego, niż wartość człowieka wynikająca z jego urodzenia, a co za tym idzie - wszelkie idące za tym obowiązki, jak chociażby za mąż pójście. Co z tym się też wiązało, ostatnich kilka lat spędzonych w marynarce, a wcześniej szkoląc się na lądzie, nauczyło go dużo prostszego postrzegania kobiet niż jako damy w opałach. Może "prostsze" to złe słowo, powiedzenie, że każdy stanowił o swoim losie byłoby zdecydowaną przesadą, a zarazem parodią jego własnego życia w ciągu ostatnich tygodni czy miesięcy. Właściwie, jakby to nie brzmiało, postrzeganie ludzi na podstawie ich zawodu czy rangi, zrównało kobiety niemalże do takiej samej pozycji jak mężczyzn. Niemalże, bo oczywiście, zwykłego męskiego cywila niekoniecznie potraktowałby z taką "troską" jak Izumi. Staruszkę napotkaną wcześniej... lepiej nie myśleć. Ale jednak, "bogolskie" podejście do obowiązków czy postrzegania innych było mu całkowicie obce.
Uśmiechnął się. Tak po prostu, słusznie. Nie uważał jej za damę w opałach, nawet jeżeli mogły tak brzmieć jego słowa. Właściwie, odpowiedział tak, jak zasugerowała mu to pytaniem. Po prostu, zadziałał. Nie myślał. Niestety. Rzadko myślał. Zwłaszcza kiedy chodziło konsekwencje wynikające z bycia wodzonym na łańcuchu, który Amaterasu oplotła wokół jego duszy. Jak pies. Decydował o sobie, tak długo jak odpowiadało to właścicielowi. Tak tutaj, jeszcze nie czuł zaciskającej się kolczatki. Zmiana w jego mimice, ta na plus, nie wynikała z odpowiedniego szarpnięcia za smycz. Ot, zadziała się samoistnie.
Nie wątpię. Tak chciał odpowiedzieć, nawet przez moment nie wątpił w jej możliwości poradzenia sobie z tym niewielkim problemem. On po prostu chciał uczynić to bardziej efektywnym, nawet jeżeli wydawał się być nachalny (i był) w swoim działaniu, jak już zostało to powiedziane, pomyślunek nie był czymś, czym mógł się szczycić w takich chwilach. Nawet jeżeli analizował wiele rzeczy, przy kobietach, zwłaszcza tych, które wykraczały jakimkolwiek aspektem poza logikę jaką się kierował, analizować nie potrafił niczego, wszystko sprowadzało go do jednej z dwóch opcji - działania lub bierności. I niezależnie od wyboru, zdawał się i tak biernie chłonąć każdy rzucony mu ochłap wolnej woli. I sam, podążając za jej wzrokiem spojrzał na palec. Nie była to najlepsza robota, oczywiście. Ale swoją rolę miało spełnić, na to liczył.
-Tak, nieźle. - wymamrotał bardziej niżeli powiedział to pełnym głosem. -Kuchenne są najgorsze. - Wysilił się na drobny żart, kto wie, gdyby ktoś pokusił się na statystyki, być może to właśnie te noże dzierżone przez gospodynie przyczyniały się do największej ilości ran? Nawet tych niewinnych nacięć na opuszkach palców podczas obrabiania mięsa czy krojenia warzyw. A mówił z doświadczenia, sam, kiedy był dużo młodszy, spędzał dużo czasu z nożem - przeważnie obrabiając czy filetując ryby, ale jednak.
Poprzednimi? Żałował, że musiał to wcześniej powiedzieć. Powinien przewidzieć takie pytanie. Nie mógł powiedzieć prawdy. Nie mógł też pokazywać tego, że samo pytanie było dla niego... nie ciężkie. Trudne. Tak samo trudne, jak trudno powiedzieć o tym, że wiedziało się duchy czy o tym, kiedy będąc małym dzieckiem zerknęło się przypadkiem za drzwi dorosłych, wtedy, kiedy te powinny być zamknięte.
-Uwierzyłabyś? - zaśmiał się chcąc ukryć swoje zmieszanie, a następnie uniósł dłoń pokazując bliznę po cięciu wykonanym przez Akari, jakby to miało być odpowiedzią dotyczącą poprzednich kimon, a przynajmniej tego ostatniego. -Byłem nieostrożny. - I uśmiechnął się słabo, tak. Najlepsze kłamstwo na jakie było go stać. Takie, które tak właściwie można było nawet określić mianem prawdy. Był nieostrożny, wyjątkowo nieostrożny. I zdecydowanie nie uczył się na swoich błędach. Choć czy to był błąd?
Zaskoczyła go zbliżając się. Spojrzał w dół chcąc patrzeć w jej oczy, kiedy skróciła dystans. Czuł mrowienie na karku, jakby jego własny organizm wysyłał mu sygnały ostrzegawcze. Jej oczy go przyciągały. Ignorował sygnały. Zawsze to robił. Co mówiliśmy o uczeniu się?
Dług?
Nic nie była mu dłużna. Nie robił tego dla jakiegokolwiek uznania. Albo robił? Nie wiedział co robił. Przeklinał samego siebie.
-Chcesz mojego długu, co? - Słowa o pakcie dotarły do niego za późno. Za późno jego świadomość była w stanie przetworzyć wszystkie znaki każące mu się wycofać, wypić alkohol. Nie alkohol Słońca. Cokolwiek co pił Hiroyuki, tak. To bylo bezpieczniejsze. A może już za dużo wypił i sobie za wiele wyobrażał? Nie. To na pewno nie to. Zignorował słowa o pakcie mając nadzieję, że jedynie wyobraźnia płatała mu figle. Specjalnie chciał spędzić ten czas "wewnątrz", żeby uciec od doskwierającego mu wzroku Amaterasu.
I podszedł do niej lustrując jej nogę, kierując spojrzenie stopniowo ku górze, aby ponownie zawiesić je na twarzy Izumi. Wykonał polecenie, które nie zostało wypowiedziane, nie potrafił od tego uciec, nie chciał od tego uciec. Pomimo wszystkiego, każdego najmniejszego znaku na niebie i ziemi, który widział po wejściu do "Śnieżnego Niedźwiedzia", nie uciekł, kiedy jeszcze miał okazję. Gorzej. Pozwolił się złapać w sidła, które miały pochwycić ów stworzenie.
-Nie. Nie ma rzeczy, o której mógłbym chcieć zapomnieć. - I tak rzeczywiście było. Przyciągało go zagrożenie, przyciągała go ta przeklęta niewiadoma, jaką była Akari. Niezależnie co sobie wmawiał, niezależnie od tego jak bardzo myślał o uciecze, czy skryciu się przed palącym spojrzenie, nie śmiał o tym zapominać. Głęboko wiedział, że nawet gdyby chciał, sprawiłoby mu to więcej niezrozumiałego bólu niż samych wątpliwości budziło to wszystko co w związku z tym go otaczało.
Usiadł na krześle.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 4 cze 2024, o 03:15
29/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
— Tak myślisz? Ciężko cię zwieść — zachichotała.
Brzmiało źle. Niewinnie. Nie, brzmiało okrutnie prowokująco. Nie. Brzmiało po prostu jak rozmowa. Tak? Tak.
— Powinnam? Nieostrożny marynarz cesarskiej floty, temu ciężko wierzyć — odbiła sarkastycznie i podążyła oczyma za uniesioną dłonią. Fioletowe brwi ściągnęły się ku sobie, a oczy Izumi napełniły się swego rodzaju zmartwieniem. Może nawet strachem. Przecież mówiła, że nie ma doświadczenia w bitwach, nikogo nie powinno dziwić, że lęka się ich następstw. — Kto ci to zrobił?
Cięcie wyglądało na zbyt czyste jak na nieostrożność. Walka? Tak, z pewnością założyła walkę. Kwestia tego z jakim wrogiem. Na dobrą sprawę, od długich miesięcy Aoi był tym największym, niemożliwym do pokonania. Dzierżył ostrze, którym później czynił sobie szkodę.
— Hmm… — zamruczała w zamyśleniu i odrzuciła włosy w tył. Fioletowe pukle opadły kaskadą wpierw na wąskie ramiona, później zaś ślizgnęły na plecy. Miała piękne, długie włosy, lecz gdyby zechcieć trudzić umysł podejrzliwością, nazbyt gładkie i zadbane, jak na mroźny klimat Hyuo. Możliwe, że w mieli Rikubetsu specyfiki, które pomagały chronić włosie przed zniszczeniem. Tylko pewno byłby wtedy osławione na cały kontynent, a przecież nigdy niczego o nich nie słyszał. Może, choć to zaledwie przypuszczenie, po prostu nie zwracał nań uwagi? Jeśli tylko przypomnieć słowa Madame… Tak, mógłby przysiąc, że słyszy je bardzo wyraźnie, zupełnie jakby tu była; odbijały się echem po czaszce, wtórowały, niekiedy zmieniały barwę – od groźby po pieszczotę.
Nierozważna meduza tak panicznie trwoży się słońca.
Lękasz się słońca, wątpisz i toniesz w pewności, nie zdołasz spojrzeć w nieboskłon, będziesz ślepcem.
Był nim?
Izumi oderwała lico od zgięcia łokcia. Wyprostowała się. Na powrót przestała wyglądać jak drapieżnik. Znów patrzyła na niego tymi swoimi sarnimi, wielkimi oczami, przy których źrenice wyglądały jak dwa, czarne guziki przyszyte do prostej szmacianki. Tak uległe, tak przyjemne, tak kojące. Tak… Martwe? Chłodne? Jak to w ogóle możliwe, skoro czerwień z natury określana była jako „ciepła” barwa? A jednak. W jedną tylko krótką chwilę zdawały się zmienić kontrast, natężenie jasności i nasycenie. Oczy nie kłamią: tak przynajmniej mówiono. A te jej, cóż, zdawały się niczym więcej jak obrazą dla prawdy. Zupełnie jak ta krew, która wybrudziła podłoże, one także spływały nieproszone. I za nic w świecie nie dało się od nich oderwać, choćby pragnęło się tego niezwykle mocno.
— Zawsze lepiej mieć dłużnika, niż być dłużnikiem. Która opcja bardziej ci odpowiada? — odparła, w głosie zamkniętą miała powagę. A gesty? Och, te także były obecne. Płynne, czynione z wyczuciem, zupełnie tak, jakby właśnie w tym momencie wygrywała najpiękniejszą znaną ludzkości pieśń. Miała ładne, długie i smukłe palce ozdobione rzędem biżuterii. Złoto i srebro. Symbol rajskiej światłości i ten, który odpowiadał ochronie przed chorobami. O ironio. Amaterasu była gorsza niż jakiekolwiek choroby, które panowały na świecie. Doprowadzała do szaleństwa, podejrzliwości względem każdej materii. Wszystko było nią, a jednocześnie… Zupełnie nic. Nie było jasnych odpowiedzi. Nawet jednej. — Twój kredyt rośnie — zauważyła filuternie, łapiąc mężczyznę na kontynuowaniu „długiego patrzenia”. Ostrzegała, a on i tak to robił.
Tak właśnie wyglądało tracenie zmysłów, powolne popadanie w obłęd. Przecież ta kobieta, zupełnie mu obca, tak daleka od Madame, mogła jedynie przypadkiem trafiać na słowa klucze, które filtrowane przez ciemiężoną głowę dawały taki, a nie inny efekt. Los śmiał mu się w twarz, bogowie, przeciw którym miał bluźnić, czynili z niego zabawkę. Izumi nie spuszczała z Shabondamy wzroku nawet na chwilę. To nie było otulające, nie. To dręczyło jak najgorsza z tortur, żrący kwas wymieszany z koszenilą, którym polewano jego ciało.
— Skoro nie chcesz zapomnieć, czemu chciałeś pić słońce? Ludzie piją, żeby zapomnieć — ciągnęła coraz mocniej przyciszonym, ciepłym tonem. Sięgnęła niesfornego, bladoróżowego kosmyka Aoiego, umieszczając go za uchem. Miała tak przyjemnie gładkie dłonie. Jedynie ten polowy bandaż, który sam przecież umieścił na wskazującym, przetarł nieprzyjemnie policzek. — Wydajesz się zdenerwowany albo… Zagubiony?
Fioletowłosa wzięła oddech i uśmiechnęła się ze współczuciem, kciukiem gładząc pobladły policzek. A może… Może się z niego śmiała? Głęboko w duszy, kryjąc się nieumiejętnie, odczuwała radość z męczarni, w jakie pośrednio go wpędzała? Obie opcje wydawały się równie prawdopodobne. Jeśli jednak ta druga, była zdecydowanie dotkliwsza, niż to, co zrobiła Akari. Bardziej zwodnicza. Jak wilk przebrany za owcę, którą wpuszczono wraz ze stadem na pastwisko. I jakież byłoby zdziwienie pastuszków, którzy wróciliby je przepędzać, widząc, że wszystkie padły ofiarą szczęk potwora? Cóż, najpewniej równie wielkie, co te, w którym obecnie trwał Shabondama. Tak oni, jak i on, mogli tylko zgadywać, gdzie popełnili błąd. Kiedy mogli zrozumieć, w czym biorą udział. Oh, jakże łatwo jest decydować, jak należało postąpić, gdy już jest źle.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 4 cze 2024, o 04:08
Dawał się zwodzić. Ten śmiech, nie był w stanie zrozumieć co oznaczać. Czy chciała z nim flirtować, manipulować, rozmawiać. Nie mialo to najmniejszego znaczenia. Po prostu, był. Te, zdawało się, niewinne brzmienie było czymś, co tylko dodatkowo go alarmowało. Dostrzegał tyle sprzeczności, że jego otępiały umysł nie był w stanie zrozumieć wszystkiego jakkolwiek poprawnie. To co myślał zlewało mu się z tym co faktycznie słyszał. Czy ciężko było go zwieść? Może i by tak było, gdyby on sam sobie tego nie robił. Gdyby nie zachowywał się jak ptak, którego ciągnie do jaskrawo mieniących się przedmiotów, gdzie nie bacząc na zagrożenia chcą ów rzecz zdobyć. On nie wszedł tu z myślą jakiejkolwiek zdobyczy, skądże. A został... Nie wiedział dlaczego został. To było w tym wszystkim najgorsze. Klątwa zdawała się go pochłaniać w całości, kiedy tylko chciał uciec od Słońca, promienie Madame sięgały go na inne sposoby. I było mu z tym dobrze. Było mu z tym źle. Było mu z tym wspaniale. Było mu z tym okropnie. Cholera, sinusoida uczuć, którą czuł nie pozwalała mu się skupić.
Było doskonale.
-Jest... wiele rodzajów nieostrożności. - Tak, definitywnie był nieostrożny. Niezależnie czy był marynarzem, czy był człowiekiem. Cholera, nawet jakby był samym admirałem floty, dalej byłby nieostrożny. I to w cale nie przy posługiwaniu się ostrzem. Nieostrożnie wkroczył do świątyni samej personifikacji Amaterasu, a ta blizna była tego pamiątką. I pakt, który na całe szczęście został przemilczany. Ale nie mógł pozostawić jej bez odpowiedzi, choć bardzo tego chciał, tak sam aparat mowy zdawał się buntować. -Czy możemy uznać, że zrobiłem to sam? - Jeszcze starał się ją uspokoić, gdyby tylko była taka potrzeba. O ile samookaleczenie mogłoby pozbawić kogokolwiek zmartwień, ale czy skłamał? Sam wpędził się w leże samej Bogini, nierozważnie wkroczył do miejsca, gdzie tracił jakąkolwiek przewagę. Jednak czy rzeczywiście ją tracił? Skądże. Oddał ją w pełni samodzielnie. I cholera, wciąż tego nie żałował. Nawet tej nieszczęsnej blizny, która nigdy nie pozwoli mu zapomnieć, nawet kiedy się otrząśnie i Słońce przestanie go prześladować. I cóż, już wcześniej raczej dał do zrozumienia, że raczej nie było to dzieło jego rąk.
Wciąż się w nią wpatrywał, podziwiał każdy jej ruch, to jak opadały jej włosy. Nie. Nie mogła mieć nic wspólnego z Akari, nawet i z Księżycem za wiele było różnic, by móc jakkolwiek je połączyć. Uśmiechnął się, wyglądało to jakby uśmiechał się do Izumi, kiedy ta odrzuciła swoje włosy, ale nie. Uśmiechał się do samego siebie, starając się przekonać własne Ja o tym, że przesadza. O tym, że sam się wpędza w nieszczęsną grę swojej duszy, do której wszelkie roszczenia stracił przed wieloma tygodniami.
A jednak, w jego głowie niczym echo rozbrzmiewające między klifami, odbijały się wewnątrz jego czaski słowa samej Bogini. Wciąż nie rozumiał ich w pełni, był ślepcem. Definitywnie. Ślepcem, głupcem, kimkolwiek tylko jeszcze by go nazwała, on by nie zaprzeczył. Nie byłby w stanie kłócić się z jej argumentacją, nawet tą nigdy niewypowiedzianą. Tą widoczną wyłącznie w spojrzeniu, wyczuwalną w dotyku, czy nawet smaku ust. Przeklinał ten konkretny dzień na Tenkyu.
I błogosławił go.
W momencie, kiedy ona się wyprostowała, on sam odchylił się na krześle do tyłu, jakby chcąc ją zlustrować z chociaż minimalnie większej odległości. Jej oczy. Były... inne? Nawet potrząsnął głową, jakby chciał ocucić się z tego snu, koszmaru, tego czymkolwiek to było. Ten chłód, który widział nie był tym samym co go przyciągnęło do niej wcześniej. Nie. Jego zmysły szalały jeszcze bardziej, jeszcze bardziej walczyły ze sobą o podjęcie decyzji co do dalszego działania. Zostać? Wstać? Udawać, że w sumie minął się z Izumi i jakimś dziwacznym sposobem nie spotkał jej w kuchni? Nie. Został. Tak. Nawet jeżeli coś głęboko w jego głowie krzyczało, pragnęło uwolnienia duszy, umysłu, wszystkiego co było spętane przeszłymi wydarzeniami, a bieżące jedynie zdawały się mocniej zaciskać klatkę jego serca.
-Nasz dług się równoważy. - odpowiedział zaskakująco pewnie na to jak się teraz czuł. Tak, zdawał się podejmować jakąkolwiek walkę wykorzystując pozostawioną przez nią furtkę. Dała my wybór, skorzystał z niego, choć i tak powątpiewał czy w sposób w jaki powinien. Akari też dawała mu wybór, choć bez nazywania go, wybrał jej ciepło. Ciepło, które jedynie wzmacniało te przeklęte więzy. -Wpatrujemy się wzajemnie, prawda? - Wyzwanie. Tak. Postanowił jakkolwiek się postawić, jeżeli tak można było to nazwać, zwłaszcza, że wciąż był przykuty do krzesła niewidzialnymi okowami, które zabraniały mu się podnieść niezależnie od podejmowanego wysiłku.
-By rozrzedzić mgłę. - Choć cieszyła go, kiedy przybijali do Hyou, radowała go ucieczka przed palącym Słońcem, które pomimo niskich temperatur wciąż odczuwał jakby paliły go piaski Atsui, a nawet nigdy tam nie był, tak jednak... jednak tęsknił za Słońcem. O ile to uczucie dało się nazywać tęsknotą, a nie kolejnym stopniem na drodze ku faktycznemu szaleństwu. Jedna część krzyczał o niej jak o oprawcy, druga jak o zbawcy. On... on sam był pośrodku. Pragnął tego szaleństwa. Tego spokoju, który wtedy osiągał, jeżeli tylko można było to tak określić. -Chciałbym wiedzieć jak się czuję. - Wszystko w nim się mieszało, mówiąc "nie wiedział niczego" powiedziałby chyba największą prawdę swojego życia.
Jej dotyk był inny. Inny niż dotyk Akari. Nie był porównywalny. Nie był gorszy. Nie był lepszy. Był inny. Bardziej niezrozumiały w całym jej jestestwie jakie miał okazję do tej pory poznać. Czy w ogóle ją poznawał? Czy też pastwiła się nad nim jak kot nad myszą zapędzoną w kozi róg? Amaterasu była dla niego bardziej zrozumiała, choć jednocześnie bardziej mieszała mu w głowie. Mieszała mu nawet teraz, choć nie było jej w pobliżu. Poza nieboskłonem.
Tęsknił za Słońcem.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 4 cze 2024, o 23:48
31/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
— Na przykład? — Izumi nie odpuszczała. Co z tego, że Shabondama zarzucał i wierzgał ogonem niczym ryba, skoro dalej był w siec? Z tych gęstych oczek nie dało się uciec, nie mógł się przez nie przecisnąć, choć, jak widać, próbował. — Możemy. Byłam tylko ciekawa cóż to za nieostrożności. Może któreś z nich popełniam i skończę z podobną raną? A takie lubię się źle bliźnić. I paaaskudnie bruździć. Cały twój wysiłek poszedłby na marne.
Tego jeszcze brakowało; by to jeszcze Izumi wciskała nóż aż po samą rękojeść. Ba, nie poprzestała nawet na tym, to jej nie wystarczyło – przekręcała ostrze utkwione w trzewiach raz w jedną, raz w drugą stronę. I wyglądało, jakby robiła to z czystą i zamierzoną premedytacją. Im bardziej się szamotał, tym było gorzej, pętelki sieci plątały się jeszcze mocniej. Powrót do korzeni, co? Do czasów, gdy z wrzuconą do morza plecionką oczekiwał należytego łupu.
— To tak nie działa marynarzyku — stwierdziła persyflażowo, finiszując frazę butnym uśmiechem. Za każdym razem, kiedy przemawiała, zdawało się, że los wcale nie był taki zły. A raczej: nie aż tak zły, jak być mógł. Może w smaku nieco cierpki i trudny w przełknięciu, ale zawsze pozostawiał po sobie wspomnienie słodyczy, którą najchętniej oblepiłoby się nie tylko język, ale i usta. — Spójrz, tu jest źródło mojego długu — kontynuowała, wskazawszy podbródkiem opatrzony przez niego palec. Natychmiast po tym powróciła do świdrowania orzechowych oczu Aoiego i dodała: — Tu zaś… Twojego. Nie w sposób traktować ich równoważnie, jeśli sposób oczekiwanej zapłaty znacząco się różni.
Była w tym jakaś racja. Przeto już na samym początku rozmowy Izumi określiła, za co należy się honorarium i w jaki sposób doszło do zaciągnięcia kredytu. Ta zresztą pożyczka, którą uczynił, najwidoczniej była na lichwiarskim procencie. O czym, jak to mieli w zwyczaju „przedsiębiorcy” tego rodzaju, nie został poinformowany. Cóż. Tacy jak ona posiadali, ich zaś nie posiadał nikt. Karmili się ludzkimi potrzebami i próżnością, dumnie przypinając do ubrania ozdobną broszkę z symbolem weksla in blanco.
— Mgłę? W alkoholu? — powtórzyła sceptycznie i zmrużyła oczy. Po chwili wypuściła zebrane w płucach powietrze nosem i pokręciła z niedowierzaniem głową. — Próbowałeś kiedyś wdmuchać powietrze z palonych ziół do butelki? Podpowiem: dym pozostaje przy szyjce, a co gorsze, gęstnieje.
Rzucił rękawicę, ona bez zawahania ją podniosła.
Doprawdy… Dziwnie skomplikowana ta ludzka natura, jeśli poddać ją krytyce. Czerwonooka była najwyraźniej równie ciężka w zwodzeniu, co Shabondama. Równie… Nie, nie równie. Przewyższała Aoiego doświadczeniem, ukrywanym z niewyjaśnionego powodu intelektem i błyskotliwością. Była lustrem odbijającym wyraźną wiarę w ułudę; w ten ładne opakowany, rozczarowujący prezent. A on, wiedziony najpewniej nieuświadomioną, naiwną ufnością we własne możliwości, w to, że może panować nad sytuacją, niewerbalnie rozkazać, by spojrzała w lewo czy prawo, tak naprawdę wpadł w zastawione, choć to wciąż nie było jasne, przez nią sidła. Czy to były te „różne rzeczy”, o których wspominał Hiroyuki? Cóż, możliwe. Brylowanie wśród bogatych ludzi musiało wymagać odnajdywania się w niekończących intrygach: albo w roli drapieżnika, albo ich ofiary.
Była wilkiem w owczej skórze.
Albo owcą w skórze wilka.
Izumi spojrzała na drzwi. Krótko, kontrolnie. Jej oczy na powrót wróciły do pierwotnego koloru: były ciepłe i kojące. Tak samo, jak na początku, uśmiech, który pojawił się na jej twarzy w międzyczasie, otulił ciasno zmysły. Musiał mieć w sobie jakąś zaklętą moc uspokajania oddechu i jednoczesnego burzenia krwi. Jedynym, co Shabondama mógł na ten moment zrobić, to udawać, że wcale nie tracił gruntu, przekonywać, iż jego krew płynie jednostajnym strumieniem, a oddech nie zatrzymuje się między tchawicą a płucami. Odwzajemnić cichy, przysłonięty wolną ręką, chichot, którym Izumi nieoczekiwanie nasyciła przestrzeń. Nieważne, że pewnie wcale nie było mu do śmiechu.
— Wiedza często okazuje się większym cierpieniem, niż jej brak. — Usiadła na krześle po przeciwnej stronie stołu i splotła ręce pod brodą. — Nie lepiej się temu poddać, tej… Tej pokusie, by przestać mierzyć wszystko rozumiem?
Kobieta ułożyła głowę na palcach, policzek zaś oparła o wygięty, wystający nadgarstek i przełożyła prawą nogę przez lewe kolano. Trąciła go. Przypadkiem? Nie, raczej nie. Wszystko, co ostatnio działo się w jego życiu, miało jakiś sens, którego nie potrafił objąć umysłem. Może nie powinien nawet próbować? Może w tym była odpowiedź? W tym… Przebiegłym, ciepłym uśmiechu, tak mocno kontrastującym z męczącą go wizją. W tych oczach, które były jednocześnie prawą i kłamstwem. Lustrem tego, co działo się w jego wnętrzu. Nieokiełznanym paradoksem, sztormem na otwartym morzu, po którym płynął prowizoryczną tratwą.
— Z jakiegoś powodu ludzie morza zawsze szukają zaginionego lądu, choć nie mają w tym żadnego interesu. Później kluczą ulicami, gubią się we własnych myślach. Po co to szaleństwo? Jesteśmy tylko pionkami w rękach bóstw; jednego dnia stwierdzą, że możesz oddychać, następnego ten oddech zabiorą — toczyła. — Nie wiem, czy to odpowiednia metoda, ale skoro nasz los i tak jest zależny od ich niezrozumiałej woli, to właściwym byłoby czynić dokładnie tę myśl, która pojawia się jako pierwsza. Bez wątpliwości. Z doświadczenia powiem, że jest to szalenie przyjemne.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 5 cze 2024, o 00:58
Bawiła się nim nie mając choćby odrobiny litości, a on, jak kot wabiony szelestem papieru i tak kontynuował swoją pogoń, starając się zyskać z tego jak najwięcej, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, a przynajmniej nie całkowicie, że on jest tym dającym rozrywkę, a nie czerpiącym. Przynajmniej nie w w stopniu, który mógłby być nazwany równoważnym. Dysproporcja była znacząca, a jego umysł stawał się jeszcze większym mętlikiem. Przytaknęła mu, aby zaraz po tym temu zaprzeczyć. Nawet zaśmiał się z uznaniem, na to jak dał się wpędzić w jej pułapkę. Niczym mysz, którą złapano w pułapkę. Nie taką, która mogła zabić, och nie. To była żywołapka, aby złapaną myszkę móc zachować w klatce jak pupila, żeby cieszyć się jak ta będzie radośnie popiskiwać dostając okruszki z pańskiego stołu myśląc, że trafiła do raju na ziemi. Pozbawiona jednak zostawała wolności, a jednak żyła względnie szczęśliwie, choć uwięziona.
A on wciąż wierzgał.
-Mój wysiłek? - spojrzał na nią pytająco, delikatnie nachylił się w jej kierunku, chcąc minimalnie skrócić dystans, kiedy wciąż nie odrywał od niej wzroku. Od tych oczu, które choć nie oblewały go tą niewinną radością, którą widział wcześniej, choć zdawały się być zimniejsze. Stawiał im wyzwanie, a przynajmniej próbował. -Ani z Ciebie dama, ani w opałach. - Chytry uśmieszek zagościł na jego twarzy, rzucał jej wyzwanie. A przynajmniej, próbował, podjąć tę nierówną walkę, jeżeli nawet dało się tak nazwać sytuację, w której ryba i tak była już pochwycona i jedynie oczekiwała na wyrok - pochwalić się i wypuścić czy pochwycić i podtrzymywać przy życiu, byle zachowała świeżość jak najdłużej? -Mój wysiłek nie jest Ci potrzebny, mylę się?
Był głupcem, chcąc się uwolnić jedynie komplikował pętający go węzeł.
Podtrzymywał swój uśmiech po usłyszeniu... pieszczotliwego określenia. Obraźliwego. Czegoś pomiędzy? Niezależnie od intencji, nie mógłby mieć jej za złe, był wobec niej malutki, niczym zabłąkane szczenię trzymające się jedynej osoby, którą akurat miało w pobliżu. Niezależnie od tego czy ta osoba okazywała ciepło czy obojętność. On łaknął tej obietnicy, która niosła się w powietrzu, w większym lub mniejszym stopniu zobowiązania. Nawet nie rozumiejąc czym ona była. Wisząca niczym fatum, pakt, którym był związany i był mu wypominany we wszystkim tylko co widział, we wszystkim co słyszał. Ona go wykorzystywała do granic ludzkiej świadomości, choć w jej człowieczeństwo nie wątpił. W jej intencje? Oddałby wiele, żeby móc pojąć cokolwiek choćby w najmniejszym stopniu, a miał tak niewiele.
Rozumiał jej dług, a właściwie, pojmował do czego się odnosił nawet bez wskazywania tego przez nią. Źródło jego długu natomiast, te wykraczało poza jego zdolności, plątał się we własnych myślach, jak mógł jakkolwiek sensownie przetworzyć ciężar jej słów? Waga odważająca konsekwencje jego działań przestała funkcjonować dawno temu. Tak naprawdę był wyjątkowo zdolny. Zdolny do ignorowania jakichkolwiek konsekwencji, które niosą za sobą jego działania. Wszelkie oddziaływania niosły jakiś skutek, on nie był w stanie przewidywać tego co się stanie jeżeli zrobi jedną rzecz, a co dopiero cały ciąg przyczynowo skutkowy, który postawił go w tej sytuacji.
-Różni się? Skąd ta pewność? - Nie wiedział dlaczego ów oczekiwana zapłata miałaby się różnić, choć sam początkowo żadnej nie oczekiwał, tak z każdą sekundą spędzoną na rozmowie z nią, na zabawie w kotka i myszkę, w której to on był maluczkim stworzeniem w obliczu łowcy, zdawał się rozumieć czego mógłby chcieć. Czy rzeczywiście było to odmienne od oczekiwań Izumi? Jeżeli jego dług wciąż rósł, było to możliwe. Jednak nie robił niczego, co mogłoby przynieść mu wybawienie. Pogrążał się lichwiarskim śnie, nie mogąc poruszyć się na tyle gwałtownie, aby jej twarz uciekła sprzed jego oczu. Mógł jedynie szczekać, sprawiać pozory oporu nie widząc możliwości posiadania choćby cienia realnej kontroli. A i tak starał się opierać.
Był psem.
Ona miała smycz.
Gęstniał nie tylko dym. Jego umysł z każdą chwilą był coraz bardziej mętny, a każde jej spojrzenie, każdy jej gest, każde jej słowo jedynie narzucało woal na jego postrzeganie, pozornie bezpieczne, niewinne, realnie jednak ograniczające jego postrzeganie. Wszystko co wypowiadało zdawało się obracać jego słowa przeciwko niemu. Mieszał się we własnych zeznaniach. Gdyby to był sąd, już dawno zostałby skazany. Czy ona była sędzią decydującym o jego losie? Na pewno o jego najbliższych chwilach. Nie był w stanie otworzyć ust, aby wytoczyć kolejne działo mające odpowiedzieć na jej atak. Jedynie skinął głową oddając jej zasłużone honory, choć starając się nie pokazywać swej uległości. Ot, najzwyklejsze przytaknięcie w dyskusji. Choć nie czuł się na siłach, żeby móc ją jakkolwiek mamić. Pozwalał sobie wyrwać ster. Pozwalał, choć nie było w tym jego woli. Syreni śpiew ściągał go na skrywane pod wodą skały.
W momencie, kiedy ciepło wróciło na jej lico, on sam, chociaż pozornie, poczuł się pewniejszy. Mimo, że była wciąż tą samą kobietą, przed którą wewnętrznie się kulił jednocześnie krocząc ku niej, to spojrzenie działało kojąco. Nawet jeżeli jedynie zwodziło. Miał silną wolę, mógł postawić jej opór. Był tego pewny. Tak jak pewna swej wolności była ośmiornica wyciągnięta na rybacką łódź, spowita siecią i wrzucona do zamkniętej, ciemnej skrzyni.
-Mylisz się myśląc, że wszystko mierzę rozumem. - W końcu, ponownie zdołał cokolwiek z siebie wypluć, jakiekolwiek słowa. Będące jednak prawda. Może i chciał rozumieć, tak dawno się poddał w żałobnej nadziei, że faktycznie będzie to osiągalne. Minęło tak wiele czasu od spotkania Akari, a on spoglądając na Słońce czuł jak topi się jego skóra, choć ta wciąż pozostawała w nienaruszonym stanie. Nawet to co przydarzało mu się odkąd pojawili się na Rikubutsu zadawało się przeczyć jakiekolwiek możliwości pojęcia czegokolwiek rozumiem. Jedyne co mu pozostawało to płynąć z nurtem, licząc, że płuca nie wypełnią się wodą.
Czując dotyk na swoim kolanie, choć chwilowy, być może przypadkowy, nachylił się ku niej, z opartymi na udach, dłońmi zwisającymi pomiędzy kolanami. Wsłuchiwał się w jej słowa. Nie mogła być świadoma tego jak blisko była prawdy. Nie. Musiała to wszystko mówić idąc jedynie za swoją myślą, za swoim życiem. Nie mogła wiedzieć, że rzeczywiście był zaledwie pionkiem, zapewne nic nie wartym, w rękach bóstw. Dwóch bóstw, a jednego szczególnie, choć i Księżyc każdej nocy spoglądał na niego gniewnie.
Pierwsza myśl.
Ponownie chwycił jej nadgarstek, ten sam, który ściskał kilka chwil temu zbliżając jej dłoń do jego twarzy. Ucałował zraniony palec, chroniony przez materiał jego kimona. Po tym geście nie uwolnił zakładnika, a jedynie spoglądał na twarz damy w opałach. Wróć. Nie damy. Nie w opałach. Na twarz Izumi, to imię wyjątkowo do niej pasowało. Bardziej niż myślał na samym początku.
Była życiem.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 5 cze 2024, o 02:58
33/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
Izumi z pewnością dostrzegła, iż Shabondama sprytnie pominął proste pytanie wymagające konkretnej odpowiedzi. Niemniej, nie skomentowała tego w żaden sposób, ni gestem, ni słowem. Jakby przeświadczona, że zgłębianie tej materii nie jest warte inwestowania większej ilości energii. Nie miała w zamiarze zamieniać błogiej, lekkiej (przynajmniej dla niej) rozmowy na nieprzyjemne śledztwo. Co prawda, jak stróż prawa: wpadła na trop, pytanie samo wsunęło się na jej pełne usta i pozwoliła mu się wyrwać, jednakże nie czepiała się słów dużej, niż wymagała tego niewinna gra w „kotka i myszkę”. A to, kto, jaką miał rolę, zmieniało się co sekundę. A może nie?
— Skądże — przyznała, ale mimo przeciętego dystansu, nie cofnęła się, nie zwróciła oczu w przeciwnym kierunku.
Więc jednak drapieżnik stojący naprzeciw drapieżnika. Tylko, zamiast rzucić się sobie do gardeł, jak to miały one w zwyczaju, mierzyli się wzajemnie i osądzali. Przyjaciel czy wróg? Oboje operowali na zwierzęcych, pierwotnych zmysłach. Chodzili na dwóch nogach, to prawda, nie mieli futra, potrafili złożyć całkiem składne zdania, a mimo to – nie różnili się od nich ani odrobinę. Ale to przecież żaden grzech. Tych jeszcze nie wynaleziono, więc – bóstwom niech będą dzięki – mieli prawo bluźnić do woli. Nie mogli jednak powiedzieć, że tego pragnęli. Musieliby skłamać.
Pragnęli tego, czego będą pragnąć, jeśli wzbudzą w sobie wystarczająco silne pragnienie.
— Nie różni się? Skąd ta pewność? — odbiła zjadliwie. Była równie urokliwa, co pyskata. Na dodatek znała swoją wartość i doskonale wiedziała, jak na tym zyskiwać. Różnymi zresztą metodami, często niejasnymi aż do momentu, w których sama uznawała, że pora na ujawnienie. Cóż. Różniła się od kobiet, które dotychczas spotkał. Setki, tysiące twarzy nie tylko w portach, ale i miastach. Wszystkie nużące i niewyróżniające się niczym. Co jednak tych, które odbiły piętno w umyśle; oczywiście, podzielała pewne cechy zarówno z Madame, jak i Księżycem, ale one były boginiami. Tego nie w sposób porównywać, tym bardziej że Izumi zdecydowanie była człowiekiem. W dodatku takim, który, zaznajomiony z własną niemocą wyciskał cytrynę aż miąższ nie zmienił się w papkę.
— Nie mierzysz. Chcesz mierzyć. Inaczej nie wspominałbyś o pragnieniu wiedzy — poprawiła go z widoczną w oczach satysfakcją. To, co zrobiła, było jak uderzenie po rękach; ckliwe wspomnienie dziecięcych kłamstw. Może trochę nim był. Maluczkim chłopcem mówiącym matce, że nie śmiał ruszyć słodyczy, a ciastka wykradły myszy. Doprawdy, nie istniał dla niej nic lepszego, niż bierne przysłuchiwanie się kłamstwom, dawanie poczucia, że się w nie wierzy, by ostatecznie przeciąć lichy sznur jednym tylko zamachem. Podobnie czyniła z tym metaforycznym sterem. Wkładała w odbieranie rudlu tyle mocy, iż, gdyby rzeczywiście porwała się na morze, mogłaby okazać się znakomitym kapitanem. Wyrywała się do tej funkcji nieustannie, za nic w świecie nie chcąc, by mógł skręcić w dogodny dla siebie kierunek. Chciała prowadzić i prowadziła.
Aoi natomiast się temu poddawał. Świadomie czy nie, chylił pod nią sylwetkę nie tylko w wyobrażeniach, ale również w rzeczywistości. W nagrodę, choć niektórzy – już za moment, już za chwilę – mogliby nazwać to karą, pozwoliła ująć swój nadgarstek. Nie protestowała. Wręcz przeciwnie, z uznaniem przesunęła spojrzeniem na to, co podzielało kolor jej tęczówek. A to trzeba powiedzieć: materiał kimona wybarwił się na iście królewską czerwień. Za uzyskanie podobnej barwy płacono krocie.
— Jesteś uroczy — powiedziała, a jeden z jej wabiących kącików ust uniósł się zawadiacko. Pokręciła głową z rezygnacją i dodała: — Lichwiarze mieliby z ciebie wspaniały użytek. Ostrzegam i ostrzegam, a ty stale zaciągasz kolejne pożyczki bez uiszczenia choćby pierwszej raty. Powoli zaczynam wątpić, że będziesz w stanie je spłacić.
Duchota jak w Samotnych Wydmach, ciężkie powietrze i jeszcze trudniejszy, nabierany coraz głębiej oddech. Tymczasem siedzieli po przeciwnych stronach stołu i w napięciu wpatrywali się w swoje twarze. Izumi toczyła o widzianych nędzarzach, o ludziach, którzy szukali nieodgadnionych lądów, gubiąc się po drodze do własnych domostw. Aoi zaś zdawał się to chłonąć i wypierać, przyjmować i zaprzeczać jednocześnie. Oboje, chyba w równym stopniu, starali się udawać, że ta rozmowa nie polega na przeciąganiu liny, nieustannym ścieraniu się nie tylko spojrzeniem, ale również słowem. Co ciekawe, chyba tak właśnie należało robić; nie wypada bowiem rozwiązywać zagadek i tajemnic nazbyt szybko, bo grozi to osłabieniem późniejszego zapału do dyskusji. Niezależnie od tego, czy występowałyby w niej pełne słowa, czy jedynie monotonne sylaby. W dyskusji oczywiście. Wartkiej i zażartej.
— Chcesz się napić? — zapytała po długiej chwili nieprzerywanej niczym ciszy i, nim odpowiedział, przysunęła wolną ręką karafkę. Bez szklanek, bez czarek. Naczynie też było puste. A ona? Cóż, nawet nań nie zerknęła, najwyraźniej doskonale zaznajomiona z faktem, że w środku ostało się co najwyżej parę zagubionych kropel, nic więcej. Mimo to nie wstała, nie zaproponowała uzupełnienia. Ot, uparcie lustrowała reakcję Shabondamy spod przymkniętych do połowy powiek. — Wydajesz się bardzo spragniony.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 5 cze 2024, o 03:57
Poczuł ulgę, kiedy zdawała się odpuścić temat jego rzekomej nieostrożności. Wiedział, że realne próby wytłumaczenia tego mogłyby rodzić tylko kolejne pytania lub, co gorsza, podważać jego poczytalność, w którą sam nigdy nie powątpiewał, choć miewał problem z zaufaniem własnym myślom, gdyż te nieprzerwanie wpędzały go w kolejne problemy, kochane kłopoty, które przyciągał w równym stopniu, jak one przyciągały go ciągnąc za nieszczęsną nić losu ozdobioną znamionami klątwy. Jeden z grzechów został mu odpuszczony, choć nie wyraził pokuty, o co zdawała się upominać blizna na jego dłoni niemiłosiernie paląc go do samych kości, co w realnym świecie odzwierciedlone było irytującym swędzeniem, które starał się ukryć układając dłoń na własnym kolanie, licząc, że chłód materiału pozwoli ukoić to drażniące uczucie, choćby minimalnie, choćby na jedną krótką chwilę.
I uśmiechnął się słysząc jej przytaknięcie. Jego wysiłek nie był jej potrzebny, a jednak, trzymała go krótko, choć nie używała do tego nawet odrobiny siły. Przynamniej nie tej fizycznej, niczego czego wymagałby dotyk. Ot, rzucała na niego urok tępiący zmysły. Bądź pobudzający je do stopnia, który nie różnił się niczym od pewnego ich upośledzenia, jak substancje psychoaktywne, które pozwalały dostrzegać nieistniejące spektakle świata, jednocześnie zaburzając percepcję wszystkiego co rozgrywało się w teatrze życia. I jak nałogowiec, ciągnęło go do kolejnych dawek, kiedy rozsmakował się tylko w jednej, niewielkiej próbce. Definitywnie wiedziała co robi. Nie była niewinna, choć znakomicie przybierała taką pozę. Nawet, jeżeli przestawał wierzyć w owcze przebranie dziewczęcia, i tak dawał się mu uwodzić. Nawet, jeżeli jako niewielka myszka miał być ofiarą dla węża, nie byłoby to pierwsze prześladujące go poświęcenie, którego by dokonał.
-Pewność? - Och nie, nie był on pewny, nawet jeżeli chciała jedynie odbić jego pytanie dopasowując je do swojej wizji, tak cóż. W obszarze pewności zdecydowanie nie był osobą, z którą dało się dyskutować. Jeżeli czegokolwiek był w swoim życiu pewnym, to tego, że nie był pewnym niczego. Samo zapytanie o różnice bardziej wynikało z braku zrozumienia dla jej założenia niżeli świadomości jakiegoś jedynego słusznego stanu rzeczy, nie śmiałby stwierdzać, że coś wie i jest to niezaprzeczalne, gdyż wiedział, że wtedy pomyłka mogłaby być wyjątkowo kosztowna. Cholera, nawet nie mógł być pewny swojej śmierci. -Zaledwie przeczucie. - Ufał temu dużo bardziej niż jakiemukolwiek przeświadczeniu o jedynej słuszności swoich interpretacji.
Pomyliła się. Przynajmniej w jego mniemaniu.
-Chcę wiedzieć, gdybym chciał mierzyć, musiałbym jeszcze to zrozumieć. Wolałbym jednak niektórych rzeczy nie rozumieć. - I tak było z tym co czuł względem obecnej sytuacji. Względem Amaterasu i Tsukiyomi. Chciałby wiedzieć jak się czuje, chciałby wiedzieć jak można nazywać to uczucie, tę niemoc względem kolejnych przekleństw rzucanych na niego przez Bogów. Wiedzieć w czym leżała jego wina, za którą był tak brutalnie karany brakiem możliwości zapomnienia. Wiedzieć dlaczego nie chciał tej możliwości. Pił by zapomnieć, jedynie wszystko się pogłębiło. Chciał mieć wiedzę, nie chciał jednak tego rozumieć. Zrozumienie przyniosłoby mu kolejne pytania, kolejne problemy, kolejne wyjątkowo przebiegłe zbiegi okoliczności, których w tej chwili nie dostrzegał. Obawiał się, że zrozumienie przysporzy mu więcej problemów niż pożytku. Wiedza zawsze szła przed zrozumieniem. Tak jak człowiek, najprostszy z prostych wiedział, że oddycha. Wiedział, że bez tego umrze. Ale czy każdy rozumiał co sprawiało, że oddychanie faktycznie było niezbędne? Przyjmowali to za porządek świata, nie zagłębiali się w rozumienie. Człowiek wiedział, że po dniu następowała noc. Ale czy rozumiał jak to się działo? Wiedział, że istnieją Bogowie, ale czy w pełni rozumiał ich działania? Zrozumienie oznaczałoby znalezienie rozwiązania, wyjścia z labiryntu, w którym się znajdował.
Nie chciał go opuścić.
-Zawsze spłacam swoje długi. - Delikatnie się pokłonił, na tyle na ile pozwalała zajmowana przez niego pozycja. -Czy wyglądam jak ktoś, kto zaciągałby dług, którego nie mógłby spłacić? - Och, był gotów na wiele, a przez swoją nierozumną naturę, nawet nie zastanawiał się czym mogłoby być to "wiele", ale skoro już oddał swoją duszę, czy faktycznie mógłby istnieć niespłacalny dług?
Oczywiście, że był spragniony. Yuzushu byłoby wybawieniem i to nie tylko, ze względu na samo zwilgocenie suchego przełyku. Choć mimo panującego zaduchu, czuł się wyjątkowo... nie. Nie był zrelaksowany, choć gdyby powiedzieć, że był odprężony i spięty jednocześnie, trudno byłoby to nazwać kłamstwem. Był zmęczony i wypoczęty. Sprzeczności towarzyszyły jego wnętrzu tak długo, że nawet samemu ich nie dostrzegał. Zdawały się one wypełniać pustkę pozostawioną po "Ja", które zostało bez chwili zastanowienia oddane w ręce Bogini.
Zaskoczyło go, że podała puste czarki z równie pustą karafką. Ale nie dawał tego po sobie poznać, nie. Zamierzał grać w jej grę, czerpać z niej tyle, ile się dało. Dłonią sięgnął po naczynie bliżej niego, delikatnie nim zakręcił jakby sprawdzając gęstość wypełniającej go substancji. Uniósł go, zaczerpnął aromatu wspaniałego trunku, który w tej chwili wypełniał przedmiot niemalże po same krawędzi, a przynajmniej Shabondama tak zdawał się traktować tę niewidzialną ludzkim okiem substancję.
Przełknął obietnicę.
Był spragniony.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 5 cze 2024, o 18:42
35/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
Karmazynowe oczy na moment skryły się pod powiekami. Nie odpowiedziała od razu. Pozwoliła, by Shabondama złapał oddech, by poczuł się miękko i bezpiecznie. Skoro i tak się szamotał, mogła sączyć z tej chwili dowolną ilość rozkosznego smaku wygranej. A tak właśnie było: wygrywała. Cały czas i bez przerwy. Nawet kiedy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, wciąż trzymała ciężką, choć niezwykle smukłą dłoń na wydarzeniach. Nic jej nie umykało. Nie mogło. Źrenice Izumi widziały znacznie więcej, niż inne; sięgały dalej, przecinały sylwetki i umysły. Dopiero wtedy, gdy zbytek słodyczy zaczął odkładać się w śliniankach, rozsunęła kotary.
— Przeczucia nie są aby zawoalowaną nazwą na to, czego się pragnie? — odparła makiawelicznie.
Pytanie retoryczne, tak, zdecydowanie uznała powyższe za pewnik, którego nic nie będzie w stanie naruszyć. Coś, z czym nie wchodzi się w dyskusję, bo jest bezcelowe. Bezcelowe, mistyczne tłumaczenie. A przecież to zupełnie ludzkie. Pragnąć tego, czego się potrzebuje, ale również tego, co zbędne. Oba przynoszą podobny efekt, tę samą przyjemność. W najgorszym przypadku zbliżoną. Nie lepszą, nie gorszą. Taką, jaką się chce. Jak bardzo się pozwoli.
— Zaczynasz pojmować, w czym rzecz. Nie zastanawiać się, nie próbować rozumieć. Brać i dawać. Nic więcej, nic mniej — wyrecytowała niemalże, nie czyniąc z tej materii okazji do dłuższej utraty czasu. W końcu odnaleźli wspólny język w wątku, który był dla niej szalenie ważny, nabrała pewności. Przekonana, że czerpanie z życia takim, jakie było, ze świadomością, iż pewne sprawy zostały określone bez udziału wolnej woli, byłoby dla ludzi znacznie lżejsze, chciała się tym dzielić. Albowiem w jej świecie wiedza, nie była darem, a przekleństwem. Nauczyła się tego bardzo szybko, jeszcze w dzieciństwie, gdy z uwagą obserwowała zwierzęta rolne biedaków. Świnie. Świnie były świetnym przykładem – choć patrzono nań z odrazą, całe życie taplały się w błocie z niesłabnącą uciechą. Nie miałyby jej, gdyby wiedziały. Dlatego, przekonana, iż postępowaniem fauny rządzą najczystsze, nieprzefiltrowane prawa bóstw, nietknięte niszczącą wszystko i wszystkich ręką człowieka, wycięła z nich to, co wygodne. To, co wpasowywało się w ideę: nie czynić z tego, co pierwotne, wstydu, jeżeli przynosi radość i ukojenie. Nie rozdrapywać, nie pytać „dlaczego”. Brać.
Uniosła jedną z brwi. „Zawsze” brzmiało jak pusty frazes, pozwoliła mu jednakowoż dokończyć myśl i chyba tylko po to, by dalej prowokować.
— Tak — odparła bezpardonowo, nie zastanawiając się nad tą kwestią dłużej, niźli wymagało wypowiedzenie trzech liter. — Może zmienię zdanie, gdy odzyskam część należności. Pewnie masz ich znacznie więcej, w innych portach. Na twoje szczęście, ja jestem cierpliwa — dodała dla zwykłego, trywialnego przekąsu, aniżeli rzeczywistego wytknięcia oczywistości.
Wiedziała, kim był i co o ludziach podobnego zawodu mówiono. Więcej, sądząc po pasji, z jaką obserwowała wszystkich wokoło, potrafiła wytypować, kiedy słowa te były plotką, a kiedy faktem. Najwyraźniej taki stan rzeczy jej odpowiadał. Może, a było to całkiem prawdopodobnie, ten rodzaj relacji był znacznie bliższy temu, co pasowało do życia kanarka, który za nic w świecie nie chciał dać się zamknąć w złotej klatce. Może. Nie… To było pewne. Żyła w inny sposób, wedle innych zasad, o ile w ogóle jakiekolwiek miała; niezaprzeczalnie chciała odciskać swój ślad w świecie, choćby tylko małym jego skrawku. Nie przeszkadzały jej szepty zza pleców. Namawiała do nich, bo miała odwagę głosić opinie, które nie były miłe i poprawne, ale za to obdarte z tego, co wypada, a co nie. Jeśli miała za nie pokutować w taki czy inny sposób – uczyniłaby to bez wyrzutu. Ba, robiła to nawet teraz.
Kiedy sięgnął karafki, Izumi wytężyła dotychczas przydymiony wzrok, wyostrzyła wizję, skupiła źrenice na ściągniętej ku gardle grdyce, która pociągnęła ze szkła eteryczną mieszankę. Wydawało się, że zaprezentowany przez Aoiego spektakl, czyniony na pohybel powściągliwości, trafił w jej gusta – zagadkowy uśmiech przybrał na wyrazistości, na nieskrywanym już zadowoleniu. Tak, to, co oboje robili, było najprawdziwszą sztuką niedopowiedzeń i spojrzeń, mówiących zresztą więcej, niż były w stanie usta. Mogliby silić się na zdania, optować za prostotą, która – czy tego chcieli, czy nie – nasycała każdy z ichnich czynów. Tylko… Po co? Po co, skoro w ciszy, nie wydostając z siebie żadnego dźwięku, przekazali zdania dłuższe, niż kiedykolwiek odkąd rozpoczęli rozmowę. Szkoda psuć taką zabawę, kiedy była tak orzeźwiająca.
— Co to pragnienie robi z ludźmi? — westchnęła z udawanym przejęciem i, postawiwszy dłoń na powierzchni stołu, wstała. Sunęła palcami, aż dotarła niebezpiecznie blisko sylwetki Shabondamy. Zupełnie tak, jakby ścierała kurz, coś, co ukrywało prawdziwy obraz. Stołu. Ich samych. Obu na raz. Brakowało ledwie parę centymetrów, posunięcia palcami w przód, dalej od obrzeży, by chwycić nie za szkło, a rękę aktora. Czy to zrobiła? Oczywiście, że nie. To byłoby zbyt proste, jak na dualizm, który z pasją wspierali wszystkimi swoimi działaniami. Zwróciwszy się frontem do twardo ociosanego stolika, pochyliwszy się nad nim, złapała za pustą karafkę. Nie osłabła w spojrzeniu nawet wtedy, gdy zarzucała sidła ledwie kątem oka. — Pójdę ją napełnić — zwieńczyła półszeptem, powoli prostując plecy. Rzeczywiście była gotowa donieść upragnionej, życiodajnej wody. Przecież o tym rodzaju pragnienia mówili. Żadnym innym. Bynajmniej. Nie.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 5 cze 2024, o 20:16
Uśmiechnął się szerzej niż do tej pory, chciał się zaśmiać na jej słowa aby wyrazić w ten sposób uznanie względem jej założenia. Nawet jeżeli przegrywał, za nic w świecie nie zamierzał dać po sobie poznać, że tak rzeczywiście było. Ich drobne przepychanki, o ile można było tak określić tę słowną batalię, pełną domysłów, metafor i uników, choć te ostatnie głównie realizowane były przez niego, żeby nie powiedzieć, że tak naprawdę jedyne co robił to starał się uciekać z drogi co rusz zastawianych przez nią nowych sideł, a kiedy w nie już wpadał, z największą ostrożnością wyciągał łapę, nie chcąc pozostawić niczego "na szczęście", jak królik złapany w pułapkę myśliwego. A nawet jeżeli i zostałby pochwycony, udawał, że taka sytuacja nigdy nie mogła mieć miejsca. Był, cały i zdrowy. Bez cienia wątpliwości, pewny siebie, wyjątkowo jak na niego w takich sytuacjach. W rozmowie z Izumi czuł się dużo pewniej niż miało to miejsce w kontaktach z Boginią, ludzki pierwiastek go ośmielał do tego, aby stawiać opór - nawet jeżeli lichy, wciąż był podjęciem rękawicy.
-Są? - Pomimo tego, ze sama zdawała się znać wszystkie odpowiedzi i tak śmiał podważyć jej słowa, nie mógł ulec jej argumentom, niezależnie jak celnym, tak łatwo. Nie chciał dać jej chełpić się swoją pewnością przewagi, jaką nad nim posiadała, sam zdawał się myśleć, że nikt nie zyskiwał przy przeciąganiu tej niewidzialnej liny, co rusz szarpiąc każde z nich natrafiało na sprzeciw drugiej strony, nawet jeżeli ona widziała to zdecydowanie inaczej. Był za głupi by przyznać swoją porażkę. -Czy ktoś mający "złe przeczucia" pragnie tego, aby spotkało go coś złego? Jeżeli przeczuwam opady, czy to oznacza, że pragnę zmoknąć? - Droczył się, starając stawiać na logikę, tam gdzie nie było na nią przestrzeni. Zbyt wiele zbiegów okoliczności miało miejsce tego dnia, aby dało się to pojąć jakimkolwiek ciągiem przyczynowym.
-Już dawno porzuciłem próby zrozumienia, wiedząc, że jedyne co dzięki temu bym osiągnął to szaleństwo. - I tak rzeczywiście było, nie próbował interpretować już wielu rzeczy, które mu się przytrafiły, był jedynie maluczkim stworzeniem w całym wszechświecie istnień, gdzie jego losem bawiły się stworzenia niemożliwe do pojęcia rozumiem, a już zwłaszcza nie jego. Nawet, jeżeli Akari miałaby się okazać najzwyklejszym śmiertelnikiem, wątpiłby to do ostatnich chwil swojego życia, ba. Wątpiłby nawet po śmierci, nie widząc jej wśród Bogów. Dlaczego miałaby go zaszczycić swym obrazem? Jego życiem kierowało zbyt wiele przypadków nie mających prawa się wydarzyć, nie kierując się wszelką logiką świata, aby śmiał próbować to wszystko pojąc rozumem. Stąd też lęk, który zdawał się odczuwać względem Amaterasu, strach, który go niewolił i przyciągał. Ból, którego pożądał. Ale nie wiedział dlaczego.
Izumi natomiast wzbudzała inne emocje, identycznie uzależniające. Chłonął kontrasty, ignorował podobieństwa.
Uniósł brew zaraz po niej, "tak"? Kolejny raz musiał wstrzymywać śmiech, na szczęście radził sobie doskonale, maskując to uśmiechem czy delikatną zmianą pozycji. Ale zaskoczyła go, nie pierwszy raz. Zapewne też nie ostatni. Choć wielce lekkomyślne było założenie, że ta odpowie dokładnie przeciwnie, a tu, cóż. Twierdząca odpowiedź, ale nie byli sobie dłużni, nie w odpowiadaniu na pytania, które na to nie czekały. Chociaż w tej rozgrywce mieli niekwestionowany remis. Jednak, podobało mu się. Czy miał długi względem innych? Żadne warte odnotowania nawet w najgłębszych zakamarkach pamięci, więc bezpiecznym założeniem było, że takowe nie istniały. Przynajmniej nie takie, o które ktokolwiek śmiałby się upomnieć. Bo nawet jeżeli, co mogłaby zyskać osoba, którą zdążył już wymazać z pamięci? Ha! Wymazać, to by sugerowało, że spędziła w niej dłuższą chwilę. Niestety. Wszelkie pamiątki wygrawerowane w myślach były wyparte. Nie przytoczyłby żadnego imienia, żadnej twarzy, żadnej sytuacji.
Poza palącym chłodem Słońca.
Groźbą dziennego Księżyca.
Ożywczym ciepłem Wiosny.
-Na Twoje szczęście, nie zamierzam nadużywać cennej cierpliwości. - Nie zaprzeczył, choć cisnęło mu się na język, tak wstrzymał się, jednak przydarzyła mu się obawa. Obawiał się, że wypomnienie nieistotności wszelkiej innej lichwy mogłoby zostać źle odebrane. Choć, jednak, łudził się, że ta nie Dama może i byłaby zadowolona z podkreślenia jej wyższości nad wszelkim innymi kobietami - oczywiście, wyłącznie śmiertelniczkami. Tak jednak, jego porażka byłaby jednoznaczna i niepodważalna. Nie chciał oddać jej wygranej poprzez rzucenie nieodpowiednich słów, nawet jeżeli mogłaby nimi chełpić swoją duszę. Nie. Mimo wszystko, wciąż wierzgał nie podważając zaciągniętych w innych portach, a oczka sieci wpijały się coraz mocniej w jego skórę.
Obserwował jej reakcję, kiedy odstawiał czarkę. Powietrze było wyjątkowo orzeźwiające, kojącym ciepłem łagodziło jego krtań, nawet jeżeli tylko iluzorycznie. Nieistniejący płyn przybierał smak jej spojrzenia i uśmiechu, był wyjątkowo gęsty i rozgrzewający. Pozostawiał posmak satysfakcji.
Był pewien tego, że go nie dotknie. Nie. W tej chwili zburzyłoby to wszystko co do tej pory się działo, zachwiałoby posadami wykreowanego przez nich świata. Nieskrywana celowość byłaby gryzącą się skazą na powstałym obrazie. Muśnięcie, niby to przypadkowe, jak to miało miejsce przed kilkoma chwilami, owszem. Tak bezpośredniość. Skądże. Nawet nie obserwował jej dłoni, choć rozważał, aby sięgnąć po karafkę, aby samodzielnie chwycić jej rękę. Nie. Powstrzymał się po raz kolejny przed przyznaniem się do porażki. Podniósł się po jej ostatnich słowach. W pełni naturalnie, tak jakby najzwyczajniej w świecie wstawał od stołu, bez choćby cienia ponaglenia.
-Lub od tego zacznę spłatę zaciągniętego długu. - Delikatnie skinął głową, samemu oferując swoją pomoc. Czyż nie w ten sposób miał ulżyć wciąż rosnącej należności?
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 6 cze 2024, o 00:10
37/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
— Przeczucia ściągają uwagę bóstw — powiedziała zagadkowo. — Lubią je spełniać.
Szaleństwo. Rozdarte „ja” rychło do niego prowadzi. Chcieć i nie chcieć. Dostrzegła niuanse, detale, które zwykle pomijano. Tak i w nim widziała więcej, niż którakolwiek z codziennie widzianych osób. Często, podobnież jak w tym momencie, wybierała drogę celowej ślepoty. To wygodne. Nie odpowiedzieć, trawienie nad nierozwiązaną werbalnie materią pozostawić ciszy. Ciszy i zarysowanemu na wybarwionych wargach uśmiechowi o nieokreślonym znaczeniu, który już po chwili ustąpił zduszonemu śmiechowi.
— To dobrze, jeśli już nie zamierzasz — sparafrazowała, czyniąc tym samym aluzję do jednego, konkretnego, użytego przez niego słowa.
„Zamierzam” – a więc dotychczas to robił. Celnie uwypuklała wady, ten chlapiący na boki język, nad którym nie panował, choć próbował temu zaprzeczać. Nie musiała krytykować wprost, nie musiała nic. A jednak subtelnie doradzała odpowiednie wybory, kierowała uwagę tam, gdzie chciała, by padło światło. Jak ci uliczni kanciarze-magicy, którzy zadzwonią nagle dzwoneczkami, wprowadzą zamęt, by przełożyć monetę z celnie wskazanej przez gracza misy, cóż, wprost do swojej kieszeni. W przeciwieństwie do nich Izumi niekiedy pozwalała, by wygrał. Złoto było jej zbędne. Chodziło o rozgrywkę. Tę, która sama w sobie była szalenie ciekawa, nie potrzebowała wzbogacać jej o dodatkowe „ozdobniki”.
Izumi ściągnęła łopatki w wyuczonej, prostej postawie. Miała szalenie ładne plecy, chociaż zasnute śnieżnobiałą koszulą do połowy obręczy barkowej, tak widoczne wgłębienie przy kręgosłupie… Bez cienia wątpliwości mógłby policzyć każdy z vertebris, ułożyć palec na cienkiej, gładkiej skórze i przesuwać w górę, aż natknąłby się na linię włosów. Tak kuszących, śliskich w dotyku włosów. Tak cudownie pachnących włosów. Wciąż ustawiona bokiem, wprawiła kosmyki w ruch, kierując głowę w prawo.
W dusznym powietrzu zatańczyła doprawdy hipnotyzująca, pełna kontrastu kompozycja. I choć każda nuta, składająca się na tę jadalną wręcz mieszankę, wydawała się wyciągnięta z zupełnie innego wymiaru, tak całościowo – rozkosz dla zmysłów, gourmand. Przewodziła niepokojąca, pudrowa fantazja: soczysta wiśnia zbyta naprędce rześkim, pikantnym anyżem. Oba upadły w moment, gdy przy drugim wdechu w nozdrza wkręciła się lukrecja; słodka i gorzka jednocześnie. Ah, jeszcze ten delikatny, acz górujący w każdej sekundzie waniliowy fiołek wyrastający tuż obok wąskich, splecionych gęstym bluszczem, korzeni irysa. Irracjonalne. Niebanalne. Nielogiczne. Zagadkowe.
Milczała, bezczelnie lustrując wyrosłą obok sylwetkę Shabondamy. Nie śpieszyła się, ba, lenistwo wylewało spacerującymi z wolna źrenicami, tym płytkim oddechem unoszącym klatkę piersiową na ledwie . Nagle pociągnęła barkiem resztę ciała, oczy błysnęły jej jak sroce, która, dostrzegłszy świecidełko, chce się do niego jak najszybciej zbliżyć. Tak też zrobiła. Uczyniła krok, wyciągnęła lewą dłoń i ujęła srebrny medalion, by obrócić go w placach. Nie wiedziała, co symbolizuje, oczywiście, że nie, ale nie przeszkadzało jej to w oddaniu naszyjnikowi całej uwagi. W myśl od razu wpadł kamień filozoficzny, ukazywany w podobny sposób; miała okazję o nim przeczytać w zapomnianych przez świat księgach, które kolekcjonował jej ojciec. Uśmiechnęła się, przywołując wspomnienie wiszącego jarzma rychłej śmierci, gdy chyłkiem wdzierała się do zwykle zamkniętej na klucz biblioteki.
Wtedy po raz pierwszy poczuła nęcący, zapadający w pamięć smak ryzyka.
— Od napełnienia karafki? — zapytała i uniosła podbródek, wymieniając dotychczasowy obiekt obserwacji na oczy Aoiego. Paręnaście centymetrów różnicy we wzroście dyktowało warunki; kto je narzuca, a kto im ulega. Przynajmniej w kontekście fizyczności – gdyby chciał zedrzeć z jej pełnych ust ten butny uśmieszek, nawet nie mogłaby stawiać oporu. Dlatego w handlu zastępczym tak ważna była dobra, cierpliwa i skrzętnie przeprowadzona ocenia nabywanego w drodze umowy, nie zawsze werbalnej, substytutu. Wytężać słuch, słuchać głosu pragnień. Wytężać wzrok, by je zobaczyć. W końcu: złapać oddech, zrobić rachunek zysków i strat. Zdecydować.
Chciała to powtórzyć.
Wyłonić tę jaskrawą, choć zapomnianą przez stagnację w niesprzyjającym Rikubetsu, reminiscencja wbijanego pomiędzy żebra miecza Demoklesa, który spalał zimną krew. Niebezpieczny luksus i władza. Pozłacane obrzeża łoża i niekończąca się uczta. Metafora męczącego, przeszłego życia, wyparta przez monotonię. I jedno, i drugie musiało w końcu trafić w odpowiednie miejsce. Kosa na kamień. Doprawdy burzliwe połączenie. A tak nieludzko kuszące.
— Czy zaspokojenia pragnienia?
Kolejne, jeśli poddane zbytowi myślenia, niedomówienie. Przeto mogła sugerować umoczenie ust wprost do obrzeży baczki, stojącej zresztą przeciwlegle względem tej, w której zanurzyła skaleczony palec. Mogła. Owszem. Choć… Najpewniej była to zaledwie kolejna pośród setek pułapek, które zastawiła nań w czasie rozmowy. Taka, która ukażę prawdę i naznaczy kłamstwo. Odkryje wszystko. Zweryfikuje każdą literę. Podda próbie utworzone z nich zdania.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 6 cze 2024, o 01:26
Uśmiechnął się krzywo na wspomnienie o bóstwach, miał nadzieję od nich uciec, chociaż teraz, przynajmniej tutaj. Już kilkukrotnie jednego dnia jak na złość pokazywano mu, że wszelka ewakuacja spod boskiej ręki była niemożliwa, tak próbował, nawet jeżeli wiedział, że nie zadzieje się to na długo. Chociaż był pewnym, że wróci sam, choćby padło jedno słowo, skieruje swe kroki ku objęciom Amaterasu, łudząc się, że rzeczywiście poczułby ich ciepło, nawet jeżeli ryzykowałby tym samym cierpienie godne piekielnych płomieni. Bóstwa lubiące spełniać przeczucia, och. Nie miał żadnych, kiedy udał się do przeklętego zamtuzu, nie myślał o niczym konkretnym spotykając Księżyc, a i tak stały się rzeczy, o których nawet nie śmiał śnić, koszmary na których samo wspomnienie mógłby zjeżyć się włos na głowie, spełnienie marzeń, o których istnieniu nie wiedział. Ach.
-Bóstwa lubią zaglądać w najgłębsze zakamarki duszy, znając więcej niż same przeczucia. - Tyle mówiła jego wiedza wyniesiona z obcowania z dwie boginiami, jakże różnymi od siebie, oferującymi mu tak odmienne stany, zaglądające w jego wnętrze w sposób, jaki nikt tego nie robił, zwłaszcza Słońce wypalające go w całości, tylko po to, aby proces powtarzać w nieskończoność - nawet, wtedy kiedy starał się skryć, sam gnał ku jego promieniom, będąc świadomym zagrożenia, a jednocześnie celowo je ignorując. A konsekwencje? Był więcej niż ślepcem, określenie go głupcem byłoby obrazą dla wszystkich, których inteligencja była poniżej normy. Również zdusił swój śmiech.
Przecież oddał duszę.
I wciąż łapała go za słówka, wychwytywała potknięcia, których sam nie dostrzegał, elementy wypowiedzi, które dla niego nie miały żadnego ukrytego znaczenia czy sugestii, ta je nazywała nawet nie używając opisów, a jedynie posługując się swoim głosem. Równie dobrze mogłaby wytknąć go palcem, aby wypomnieć nawet to jak żałośnie się prezentował wchodząc do karczmy, kiedy Ito przytrzymywał mu drzwi jak jakiejś panience, odebrałby to niewiele bardziej jak obrazę niż obecne nadawanie wypowiedzianym przez niego zdaniom znaczeń, których nie miał w swojej głowie, kusząc się nad interpretację, dopowiadając to, co było jej potrzebne. A może miała rację? Nie. Musiał być pewny tego co mówił, nawet jeżeli nie był pewny niczego, cóż więcej mu pozostawało?
-Już, wcześniej, później . - doprecyzował puszczając niewinne oczko jakoby rzeczywiście miała nastąpić jakakolwiek przyszła sposobność do skorzystania z gościnności kobiety. -W końcu zaprosiłaś mnie do siebie. - Sama zaprezentowała mu krzesło na którym mógł usiąść, niezależnie od tego, czego w tamtym momencie oczekiwała. Celowo użył zwrotu "do siebie", nie "do stołu", nie "abym usiadł", choć którekolwiek z tej dwójki byłoby faktycznie precyzyjniejsze niż wypowiedziane przez niego słowa, skoro jednak lubiła wykorzystywać jego słowa, zostawił jej więcej niż minimalnie rozsunięte drzwi, przez którą wcześniej bezwstydnie przeciskała palce, aby poruszyć haczyk blokujący je przed całkowitym otwarciem. Pozostawione w ten sposób wrota aż prosiły się o włamanie i ograbienie całego wnętrza.
Obserwował ją, chwytając wzrokiem wszystko co ukazywała przy każdym ruchu, podziwiał jej plecy, którym piękna nie była w stanie odebrać koszula, a nawet więcej czyniła ją jeszcze wspanialszą, wręcz krzycząc, że nie istniały rzeczy mogące podważyć jej pewność siebie. Może nawet, gdyby nie samoświadomość, którą się wykazywała, jej uroda nie zwróciłaby jego uwagi, nie w taki sposób jak to czyniła teraz. W tej chwili, łapczywie chwytał wszelkie gesty, jakby te były mu niezbędne do życia, jak wymęczony maratończyk liczący się z każdym zaczerpniętym wdechem, nic zdawało się nie móc uciec jego spojrzeniu, tak jak każda drobinka powietrza ze zdwojoną siłą przepływała przez wymęczonego wędrowca.
A jej zwodniczych aromatów nie mógł otępić nawet aromat przygotowywanych wcześniej potraw. Oferowała mu dokładnie to, czego chciał, czego potrzebował, ku zaskoczeniu, czyniła to nieświadomie. Otaczające ją zapachy znacząco różniły się od prześladujących go ziół palonych przez Madame, których sam miał przyjemność posmakować, a na samo wspomnienie poczuł ucisk w płucach, jakby osiadły przed tygodniami dym chciał o sobie przypomnieć, jak gdyby wciąż nie opuścił jego ciała. Czy może była to wyłącznie fantazja umęczonego umysłu Shabondamy? Spragnionego ciała, które wcześniej jedynie mogło upajać się niewypowiedzianymi obietnicami, jak te, których gęstość przełknął z podanej mu przed momentami czarki?
Kolejne zaskoczenie.
Nie spodziewał się tego, że chwyci jego medalion, ale pozwolił jej na to, nie wykazując nawet odrobiny oporów. Przyglądał się jej, tak jak ona przyglądała się błyszczącej ozdobie, choć nie ośmielił się jej dotknąć pomimo świerzbiących palców dłoni domagających się tekstury jej skóry. Wargi, które zdawały się wyjątkowo suche, choć ich realny stan nie różnił się niczym od tego, z którym przyszedł do leża "Śnieżnego Niedźwiedzia". Jednak był cierpliwy. Jej uśmiech natomiast, był kolejnym zaskoczeniem. Czy znała ten symbol? Czy był jej zupełnie obcy? Nie wiedział, która opcja byłaby dla niego korzystniejsza, to też nie silił się na próby weryfikacji, już wystarczającą ilość razy był krok od ugrzęźnięcia w ruchomych piaskach, w które bez końca próbowała go wprowadzić.
Zadane pytania wywołały uśmiech na jego twarzy, choć delikatny, to zauważalny. Ach, nie wiedział czy tym razem rzeczywiście wygrywał w ich małej grze, czy może przewaga wysokości pozwalała mu tak się czuć. Przecież patrzył na nią z góry, czy mogła z nim dyskutować? Choć wcale nie czuł, że znajdował się pozycji wyższości, jeżeli chodziło o to, co się w tej chwili rozgrywało między nim a nią. Czuł wiele rzeczy, ale na pewno nie była to faktyczna przewaga. Choć kusiła go kontynuacja tej małej zabawy.
Niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do jej.
Chwycił nieskalaną dłonią za karafkę.
-Nie to chciałaś zrobić? - Wpatrywał się w jej oczy chąc ujrzeć jakąkolwiek reakcję. Wyjątkową radość sprawiała mu obrana przez nich rozrywka. Oczywiście, że miał na myśli uzupełnienie naczynia wodą lub jakąkolwiek inną substancją, której by sobie zażyczyła. Czy nie?
Druga dłonią objął jej podbródek.
-Czy to nie lichwiarz powinien decydować o sposobie spłacenia długu?
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 6 cze 2024, o 03:28
39/28
„I porąbany dzień i porąbany łeb, razem Bracia, aż po zmierzch”
Aoi — Misja C
Nie śmiała zaprzeczać. Co więcej, całą swoją postawą wyraziła aprobatę dla tegoż stwierdzenia. Musiałaby zresztą włożyć płaszcz hipokryzji, chcąc bronić tezy, jakoby nigdy nie doświadczyła przeszywającego, niematerialnego rozpostarcia żeber przez palce bóstw tylko po to, by odważyły masę duszy. Przeszła wiele prób, nie zawsze bez szwanku. Nie wiedziała jednak, czy w ten czas byli z niej zadowoleni. Wielce prawdopodobne, że nigdy potem się nad tym nie zastanawiała, uznając, że skoro dostąpiła takiego wyróżnienia, najwyraźniej czyniła właściwie. Religia. Wiara. Pusty frazes. Czym bowiem różniło się wychwalanie grzechem od dobroci? Argument zawsze można było znaleźć. Dlatego, z lenistwa, przestała sądzić. Dobre czy złe. Bez znaczenia. Zgodnie z przyjętą doktryną – płynęła z wartkim nurtem wydarzeń, oddając już nie tylko z racji braku wyboru, ale i świadomie, los tym, którzy mieli nad nim władzę. Pożądanie. Złoto. Konwenanse. To też bogowie. Tylko inni, z mniej ciekawą historią, obdarci z wyniosłych imion. Tak, właśnie tak było.
Uśmiech. Tylko tyle i aż tyle. Więcej nie potrzebowała, by potwierdzić wysłanie imiennej inwitacji. Może od teraz, zamiast słów będą używać mrugnięć, ruchów gałek ocznych i kącików ust? Cóż, byłoby to jakieś nowe, poruszająca umysł zjawisko w świecie, choć pełnym brutalności i nieoczekiwanych wydarzeń, to jednak potwornie monotonnym. Nie przeszkadzałoby jej to. Doskonale odnajdywała się w komunikatach werbalnych, ale w tych, do których zdania nie były wcale konieczne – jeszcze lepiej. Milczenie to złoto, tak właśnie powtarzała jej matka, gdy buntowała się przeciw narzuconemu porządkowi rzeczy, nie raz cierpiąc później ciepło na policzku. Ale była w tym prawda. Maluczka. Dopasowana. Urobiona jak glina. Gdyż rzeczywiście, dopiero po latach, odkryła, iż najpotężniejsza siła tkwiła w ciszy. Ludzie się jej nie spodziewali, co dawało przewagę. Jeżeli dołożyć odpowiednią taktykę, moc rosła. Gadatliwość wymieniania w dogodnym momencie na absolutny brak dźwięków.
Dlatego wciąż karmiła go ciszą, a kąciki tych butnych i bluźnierczych ust jedynie wyciągnęły się wyżej, gdy Aoi ujął przeklętą karafkę. Puściła ją chwilę później, ale tylko po to, by następnie ująć własność przez palce mężczyzny. Na oślep, choć jej oczy, ah te oczy, one też zdawały się patrzeć jakby intensywniej; przebijać przez rogówkę, uderzać brutalnym ciosem o źrenicę i poszerzać przesmyk do soczewki, w której szukały nieodgadnionych dziwów.
— Nie — stwierdziła lakonicznie i zaskakująco szczerze.
Prowokowała tymi niepowodzeniami, przeplatanymi co rusz z bezczelną prawdą. Nie cierpiała niepotrzebnych słów. Gesty były bardziej wartościowe niż one. Problem w tym, że niezwykle mocno interesował ją ogień, coś, co parzy i uzurpuje, a wzniecenie takiego wymaga należytej pracy, często cholernie długiej. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego. Nie jej było o tym decydować, co innego poddawać się wyrokom bóstw, które, w przeciwieństwie do tych rodzicielskich, były łatwiejsze w przyswojeniu.
Znów ta nagła zmiana. Spuściła uniżenie spojrzenie, na ten cholerny symbol, który przez przypudrowanie wspomnieniami, wiercił dziurę w umyśle. Ryzyko. Dreszcze sunące po szyi, wrząca krew. Potrzebowała tego wszystkiego i choć określiła się jako postać „cierpliwą”, tak w jedną sekundę ta cierpliwość się skończyła.
Może jednak remis?
— Masz rację, kiepski ze mnie lichwiarz — przyznała, tym razem bez zwłoki, w dodatku z manierą całkowicie niewinnego człowieka, który nigdy nie ośmieliłby się choćby pomyśleć o sprawach, które przekazywało jej spojrzenie. Cóż, dopiero teraz źrenice Izumi odbijały to, co wcześniej tak skrzętnie ukrywała. Zresztą, projekcje dość gwałtownie przeszły do sfery materialnej. Nagle i nieoczekiwanie ściągnęła z twarzy dłoń mężczyzny i skierowała ją na srebrne, ściśnięte orzechowym sznurkiem fiszbiny. Prosty mechanizm. — …Wciąż nie wiem, czy chcę zapłaty w złotych monetach, pięknych kamyczkach nawleczonych na błyszczącą żyłkę, a może… Może jednak wystarczy mi bliskie towarzystwo marynarza w kuchni tłumnie odwiedzonej tawerny? — kontynuowała z udawanym przejęciem i roztargnieniem, jednocześnie ucząc go wprawy w uwalnianiu kolejnych stopni gorsetu od cienkich splotów rzemyka. Przynajmniej z początku. Mało który mężczyzna wiedział w ogóle jak to robić, oddanie Shabondamie absolutnej władzy w tym zakresie mogłoby niepotrzebnie przedłużyć to, co powoli przypominało udrękę prawdziwego ździercy.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Aoi
Postać porzucona
Posty: 211 Rejestracja: 25 mar 2024, o 08:52
Wiek postaci: 24
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Długie, bladoróżowe włosy. Brązowe oczy, fioletowe usta. Zwykły strój: ciemno fioletowe kimono z delikatnymi akcentami kwiatów sakury, spinka we włosach z kwiatem malwy. Na statku - standardowy mundur cesarski.
Widoczny ekwipunek: Dmuchawka do baniek (z wygrawerowanymi kwiatowymi zdobieniami), naszyjnik z symbolem Jashina, odznaka klanu Shabondama, Karambit zasunięty za pasem obi, 2xKabura, katana
Link do KP: viewtopic.php?p=215542#p215542
GG/Discord: laertes9788
Multikonta: Ai, Nuō, Sister
Post
autor: Aoi » 6 cze 2024, o 04:08
Lubił ciszę, ale tylko w dwóch przypadkach. Każdy z nich dotyczył kobiet, choć w obu przypadkach było to całkowicie odmienne znaczenie, które pociągało go za milczeniem. W pierwszym, kiedy obawiał się poparzyć, gdy nie wiedział czy milczenie jest spowodowane popełnionym przez niego błędem i chęcią wymierzenia mu kary, którą przyjąłby z największym błogosławieństwem, jakoby ta miała być pokutą za wyrządzone przez niego krzywdy, za dokonane bluźnierstwa w obliczu bóstw, których sam nie dostrzegał, a jednocześnie wiedział, że i tak zasługiwał na katowski topór, pozbawiający go czegoś cenniejszego niż głowy, a jednocześnie obdarowujący jeszcze większymi błogosławieństwami.
Tak było w przypadku Akari, kiedy starał się ważyć każde słowo, każdy choćby najdrobniejszy gest obawiając się, że delikatny ruch gałek oczy niezgodny z wolą Madame doprowadziłby do wygnania go ze świątyni Amaterasu. Gdy bał się podejmować ryzyko, nawet jeżeli zamiast smagnięcia piekielnym ogniem otrzymałby nagrodę, która nigdy mu się nie śniła, aż w końcu przełamał impas dotyczący tylko jego osoby i pocałował Boginię. Wtedy był gotów przyjąć uderzenie mogące stopić skórę na jego twarzy pozostawiając jedynie odsłoniętą kość policzkową, gdyż jedynie przegrałby, gdyby nie podjął ryzyka.
I zyskał bogactwo.
Z Izumi natomiast, cisza pozwalała mu się skupić, jednak nie by działać ostrożnie Skądże, karczmarka nie wzbudzała w nim lęku, a już na pewno nie taki rodzaj, jaki mógł odczuwać wyłącznie kajając się przed bogami. Nie przewidywał otrzymania żadnej kary, a jedynie straconą szansę, którą mógłby przeboleć. Nie bał podejmować się rzucanych wyzwań, rywalizować w ten specyficzny sposób, który oboje przeżywali na swój sposób. Zdawał sobie sprawę z tego, że i ona była zainteresowana jego osobą, nawet jeżeli jedynie na moment, jedną chwilę, o której oboje szybciej zapomną niżeli do niej doszło. Nie miało to dla niego znaczenia, liczyła się cisza, która jednocześnie zbliżała ich do niewypowiedzianego celu, końca jednego pojedynku, początku drugiego. Zapowiedzi kolejnych.
Kłamstwem by było, gdyby i tak go nie potrafiła zaskoczyć. Robiła to z każdą chwilą, za każdym razem w inny sposób. Samo wypuszczenie karafki nie było niespodziewane, to, że w końcu doszło do pierwszej z nieskrywanej celowości ich kontaktu, już tak. Utrzymywał naczynie, swą czystą dłonią trzymając je pewnie, nie chcąc by jego upadek mógł zachwiać uzyskaną równowagą tych dwóch mikroświatów, którymi byli, z którego mógł powstać jeden w znacznie większej skali.
A jej oczy go więziły.
Nie potrafił się od niej oderwać, nie chciał się od niej oderwać. Choćby cały tłum wszedł do pomieszczenia, on nie drgnąłby nawet na milimetr, nie chcąc przerywać tego co czuł, to spojrzenie zdawało się widzieć jego ubezwłasnowolnioną duszę, a on stał przed nią nagi, nie skrywając niczego. I kolejne zaskoczenie. Jedno proste "Nie", oczywiście. Nie zaskoczył go sam fakt, że napełnienie karafki było sprawą co najmniej trzeciorzędną. Zaskoczyła go jej bezpośredniość. Zakładał, że przemilczy tę część, przyznając się jedynie gestem, który poprzedził jej słowa. Niespodzianki, którymi go obdarowywała jedynie zachęcały go do kontynuacji. Ludzkie gry były zdecydowanie prostsze od niewypowiedzianych zagadek boskiego jestestwa.
Skóra jej twarzy była wyjątkowo przyjemna w dotyku, delikatniejsza niż wszelkie wyobrażenia. Jego dłoń, pomimo słonecznej skazy była w stanie docenić piękno człowieka, kruchość i niewinność, którą, pomimo jej gestów czy wcześniejszych rozgrywek, zdawał się wyczuwać. Tę niewinność i ciepło, którym urzekła go od pierwszych chwil uwiązując wokół jego szyi smycz, choć ta zdawała się zostać przez nią poluzowana dając mu wolność, z której nie śmiał skorzystać. Była przeciwieństwem Bogini, dokładnym spełnieniem jego potrzeb.
Pragnienia?
Chłonął jej nauki starając się jak najsprawniej uwolnić jej życiodajny oddech, rozwiązując sznurowania fiszbinów, nie zrażając się swoją niekompetencją w tym zakresie. Pozwalał się prowadzić, nie stawiał oporu większego niż zapięcia jej gorsetu. Wciąż zdawała się kontynuować grę, chociaż poprzez same słowa, pomijając aspekt niejasnych gestów, których wieloznaczność mogłaby przyprawić niejedną osobę o zawrót głowy. Działania były dalej bezpośrednie, pomimo wypowiedzi, które zdawały się próbować zasiać wątpliwość w Shabondamie, mogłoby i się to udać, gdyby sam nie był pewien swoich chęci. Zwykle brakowało mu pewności, tak teraz miał jej aż nadto. Schylił się jeszcze głębiej, przybliżając swoje usta do boku jej głowy.
-Oczywiście, spokojnie się zastanów. - Wyszeptał swoim oddechem pieszcząc jej ucho, wargami niemalże iskając jej skórę, nie zostawiając jej przestrzeni na możliwość jakiegokolwiek spokoju, choć wiedział co skrywało się za jej słowami, wciąż pozwalał na pieszczenie słowami.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość