Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Widoczny ekwipunek: - Torba biodrowa. - Duży zwój na plecach.
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Tak w sumie było lepiej. To była jedna z bardziej wartościowych rzeczy, które miał przy sobie, a chłopaczkowi ufał na tyle, by mógł mu postawić za zadanie bycie Kurierem. No i należało mu się za wyciągnięcie jego i Misae na linkach z tego całego ambarasu przy nalocie Dzikich. Gdzieś tam z tyłu głowy był przekonany, że nie zatrzyma go dla siebie - tu akurat nie wiedział czemu, miał po prostu takie głosy w głowie mówiące, że tak po prostu będzie. -Oby, bo jak nie to Cię znajdę i Ci nakopię. Ja już więcej z niego nie wyczytam. Tylko musisz mi przysiąc Będziesz go wykorzystywać tylko do dobrych celów, do czynienia dobra i tylko dobra. Tak mi dopomóż piach - wpatrywał się poważnie w Tetsuro jakby miał powtórzyć tą przysięgę, by za chwilę dodać: -Nie no kurwa bez przesady, używaj do czego Ci potrzebne, oby Ci to kiedyś tyłek uratowało.
To nad czym zastanawiał się też Staruszek to to, skąd taka nerwowa atmosfera? To on był tutaj więźniem, Takeru to idiota i paranoik, dlatego się nie dziwił jego zachowaniu, ale reszta? Jak na więźnia, to Kuroi nie zrobił... no nic w sumie prócz czczego gadania sobie, a i tak tego było mało. Nikt nie interweniował, nikt nie musiał nic zrobić prócz wymiany pęt na kajdany przez tego tam Kaguyi, który i tak za bardzo się tym nie przejął. A reszta? Tacy z nich wartownicy jak z koziej dupy trąba, prędzej pasażerowie na gapę. Podobnie jak Kuroi, tylko ten był dodatkowo "pozbawiony wolności". Był ciekaw, czy ludzi przemieniających się w zupełności w wodę też zapinali w kajdany, wsadzali za kratki i krzyczeli "HAHA TERAZ NIE UCIEKNIESZ", czy to samo robili z ludźmi, którzy potrafili swoją chakrą w mgnieniu oka poradzić sobie z kajdanami. Roztopić, przeciąć, zrzucić. Było mnóstwo sposobów, by nie składając żadnej pieczęci mieć wolne dłonie. A mimo to ktoś uznał to za idealny pomysł. Sam Kaguya, który zakładał mu to "narzędzie tortur" mógłby wysunąć kość i pyk, przeciąć metal. Mimo to wszyscy jednogłośnie zdecydowali, że to wystarczy. O ironio.
Kuroi nie miał zamiaru nigdzie uciekać, w sumie to ta podwózka była mu nawet na rękę, bo miał zamiar wybierać się w te strony sam, a to prowiant trzeba było kupić, a to konia, a potem wielbłąda nająć, a to trzymać drogę, rozbijać obozowiska. A tak... w sumie to wszystko robili za niego, a on mógł się wygrzewać w promieniach słońca i korzystać z uroków pustyni. Częściej powinien być więźniem. Żeby było śmieszniej, to nie zdążyli dotrzeć jeszcze do celu, a już wysłali im komitet powitalny z prowiantem, z ładnie ubranymi wojownikami pustyni, jeszcze ubranka nawet im dowieźli! Takie to bajery mieli w Kuwecie, a Sogen dalej przejebało z Dzikimi. Już na miejscu sam do końca nie był ciekaw skąd... skąd te tłumy i wiwaty. Hej, pamiętacie o tym, że po naszej stronie muru pojawił się ktoś nowy i to rozwali całą stabilizację i da komuś powód do wojny, nie? -Jesteśmy na miejscu moi mili! To była piękna podróż, nie zapomnę jej nigdy - rzucił do reszty, gdy dotarli do niestety pustej sali, gdzie nie było ani Jou, ani kogoś od Maji. No jednak mogli się lepiej przygotować, skoro wysłali przodem orszak. -Rozpocznijmy to przedstawienie, niech wam - a mi zwłaszcza - szczęście sprzyja
Osamu zachowywał spokój mimo, że teraz buzowały w Nim dwie emocje. Jedna to ogromne szczęście z powodu powrotu na pustynię ale z drugiej strony obrzydzenie bo co prawda byli u siebie ale u tych parszywych Sabaku. Jeszcze prowadzili tego dziada na udawany sąd bo przecież te psy nie skażą swojego choćby nie wiadomo co. Przykrym było, że Kaguya muszą brać w tym udział albowiem ktoś mógłby pomyśleć, że stają w obronie kuweciarzy. Taisho-sama był skupiony w pełni na tym żeby wysłuchać swojego podopiecznego. Coraz bardziej imponował on Osamu... Kiedy się poznali widać było, że nie jest jakoś bardzo Nim zainteresowany ale teraz po okazaniu siły zaczynało się to zmieniać. -Myślę, że gdybym był na Twoim miejscu Taisho-sama... Na pewno postąpiłbym tak samo. Białowłosy rozumiał, że każdy może mieć swoje zdanie ale Shinobich wiąże coś więcej niż ich widzimisię. -Uważam, że pomimo tego że Uchiha mogą mieć pretensję do Kuroia to jednak podjąłeś jedyną możliwą decyzje. Od sądów są liderzy klanów inaczej bylibyśmy jak zwierzęta. Odpowiedział spokojnie... Jasne, że można było go zostawić ale wtedy mogłoby to wtsrząsnąć całą Unią, a na to nikt nie mógł sobie pozwolić. -Dodatkowo spójność i przyszłość Unii mogłaby na tym ucierpieć. Starszy z Kaguyów naprawdę wyrastał na idola dla młodego Osamu... W takich chwilach chłopak bardzo żałował, że nie był czystokrwisty. Taisho zadawał kolejne pytania, jednak te już wiązały się z samym Uesugim i jego planami odnośnie przyszłości. -Na pewno chciałbym zająć się pracą dla klanu albowiem to mój największy honor i cel. Młodziak zawsze taki był. Nigdy nie zdradziłby klanu, nigdy nie zadziałałby na jego szkodę. Klan ponad własne życie, tak został wychowany i tak zamierzał żyć. -Zawsze chciałem należeć do Sakki jak mój ojciec wiele lat temu ale zanim się to wydarzy czeka mnie jeszcze sporo pracy. Odpowiadał szczerzę i bez zbędnego zastanawiania się. Taisho-sama niejako zakończył ich konwersację mówiąc, że wystąpi o awans dla Osamu. Uśmiech chciał wyrwać się z jego poważnej miny, a duma rozrywała go na kawałki. Nie wiedział jak się zachować... Walczył z całych sił żeby nie zacząć ściskać swojego dowódcy. -Jestem zaszczycony i zrobię wszystko żeby Cię nie zawieść, Taisho-sama. Kiedy tylko został zwolniony od swojego idola to dość szybko wrócił na swoje miejsce tym razem jednak ustawiając się nieco bliżej swoich gości z Sogen. Nie chciał być niemiły ale wcześniej nie miał czasu na to żeby chociaż trochę z Nimi porozmawiać. -Takeru-sama. Uchylił nieco głowę przed starszym mężczyzną i po chwili skinął w kierunku Mijikumy. -Jak Wam się podobają te... Tu przerwał i splunął na piasek. -...złote pałace Sabaku? Nienawidził tutaj być. Wcześniej wierzył w porządek i sojusz jaki dawała Unia ale Kuroi to bardzo mocno zmienił. Uesugi nie chciał być tutaj nawet sekundy dłużej, a najchętniej zmiażdżyłby całą tę osadę. -Przepraszam za Naszego więźnia ale Sabaku już tak mają, że nie potrafią się zachować. Uśmiechnął się nieco zakłopotany ale miał poczucie obowiązku, że jako główny "wartownik" powinien odpowiadać za swojego więźnia. Rozglądał się po wiwatujących tłumach i sam nie wiedział co czuć. Tłumy maluczkich i pogardzających Nim ludzi. Wysłali Kaguya do piekła na ziemii, a teraz udają że świętują ich powrót. Spora ilość patroli, które pojawiały się w mieście nie robiła na Nim wrażenia. Sabaku zawsze żyją w strachu więc nawet nie zwracał na to specjalnie uwagi. Wszyscy shinobi, którzy byli w konwoju niemal od razu zostali zabrani do Siedziby Władzy, w której to miał odbywać się ten cyrk na kołach. Ciekawe co to wszystko przyniesie tak dla Unii jak i dla Kaguya...
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły, zielone włosy, szmaragdowe oczy. Ubrany w białą, jedwabną kuszulę i piaskowe spodnie. Na szyi nosi jasnozieloną chustę.
Widoczny ekwipunek: Kabury na obu nogach na udzie Złoty medalion Ayatsuri na szyi pod chustą