Kyoushi wysłuchał pytania Minako bez uśmiechu, który do tej pory malował mu się na twarzy. W tle szum festiwalu jakby przygasł – albo to on sam go przestał słyszeć. Patrzył na nią chwilę dłużej, a błysk humoru w oczach zastąpiło coś cięższego.
– Duża siła? – powtórzył jej pytanie powoli, tonem kogoś, kto właśnie usłyszał, że ktoś chce się dobrowolnie wsadzić głowę do paszczy lwa. Nachylił się lekko do przodu, jakby chciał, by usłyszała to tylko ona, choć głos miał tak samo wyraźny jak wcześniej.
– Demon to nie jest prezent od losu, Minako. To nie medal za odwagę ani sekretna technika w ładnym pudełku. To utrata siebie, krok po kroku, aż pewnego dnia patrzysz w lustro i nie wiesz, kto tam stoi. To nienawiść ludzi, którzy widzą w tobie tylko broń… albo zagrożenie. A na końcu – klatka. I ktoś, kto pilnuje, żebyś się z niej nie wydostała, nawet jakbyś błagała o powietrze. - Jego głos nie był głośny, ale miał w nim coś z ostrza, które wbija się w ziemię tuż przy czyjejś stopie, żeby pokazać, że następny ruch może być w serce.
– Pomyśl o tym, zanim następnym razem powiesz, że chciałabyś takiej “mocy”. Bo większość, która tak mówi, nie ma pojęcia, co to znaczy. I nie zasługuje, żeby się o tym przekonać. - Zamilkł na moment i ugryzł kawałek szaszłyka, jakby sam chciał coś przełknąć, poza mięsem. Rzut oka na Soueia, który jadł jakby świat miał się jutro skończyć, i znów na Minako – już z powrotem z tym półuśmiechem, który odciągał uwagę od ciężaru wcześniejszych słów.
– Ale co ja tam wiem. Może masz w sobie tyle determinacji, że przeżyłabyś to lepiej ode mnie. – dodał z kpiącą lekkością, choć w głosie było słychać, że nie wierzy w żadne “lepiej”. Gdy Minako wspomniała o Piaskowym Szopie, Kjosz na chwilę przestał słuchać zewnętrznego świata, jakby coś innego przyszło mu do głowy.
– Matatabi. – odezwał się w myślach do kota, który zawsze był gdzieś tuż pod jego skórą. – Twój brat-łajza. Szop z pustyni. Nadal żywy? - Odpowiedziała mu tylko cicha, wibrująca gdzieś w głębi świadomości kocia nuta, przypominająca ogon muskający kark. “Żyje. I nadal biega, gdzie wiatr go zaniesie. Tak jak zawsze. Nawet klatki go nie zatrzymają.” Kjosz parsknął cicho pod nosem, na tyle, że mógł to uchodzić za odchrząknięcie.
Na koniec, gdy Minako odpowiedziała na jego “pytanie kontrolne”, odchylił się na krześle z rozbawieniem.
– Bijatyka i flaszka. Słuszna kolejność. Szaszłyk się zgadza. – Zamilkł na ułamek sekundy, po czym dodał z tym samym zawadiackim błyskiem w oku:
– A nagroda? Hmm. Ani kopa w dupę, ani kota za uchem. Ale może… zaproszenie na wspólną flaszkę po tym całym cyrku, jeśli dalej będziesz miała ochotę zadawać się z demonami. Bo, jak sama widzisz, nie każdy jest na to gotów. - Ugryzł resztę szaszłyka, jakby temat był zamknięty – ale patrzył na nią uważnie, czekając, czy coś w jej oczach zdradzi, że słowa o demonie naprawdę w nią trafiły. A w tle.. w tle tylko słyszał jak Ichirou daje jakiś popis. Marny-popis hehe.
Festiwal
- Kyoushi
- Posty: 2702
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
- Minako
- Posty: 302
- Rejestracja: 28 paź 2022, o 13:56
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: - Długie, brązowe włosy
- Błękitne oczy
- Śniada skóra
- Malowane wzorki na dłoniach - Widoczny ekwipunek: - Kabury na udach
- Ochraniacz na czole
- Rękawice bez palców z blaszkami
- Odznaka shinobi na szyi
- Ciężarki na nogach - Link do KP: viewtopic.php?p=199953#p199953
- Multikonta: Saori
- Souei
- Posty: 1334
- Rejestracja: 29 gru 2020, o 12:45
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=9235
Re: Festiwal
Musiał przyznać, że słowa Kyoushiego naprawdę kryły w sobie głęboką prawdę. On zawsze w połowie gadał jak potłuczony, więc to musi być ten zgubny wpływ Ogoniastego Demona. Souei wzdrygnął się na taką ponurą wizję zatracania samego siebie, ale reszta też nie brzmiała jakoś bardzo optymistycznie. I tak jak uważał, że miejsce dziecka jest w domu dziecka, tak Biju należały do natury tego świata, tak jak je kiedyś jakiś Mędrzec stworzył. Pieczętowanie ich, zamykanie w ludziach i robienie z nich broni czy odstraszacza było tak naprawdę igraniem z ogniem. Każdy rozsądny człowiek to wiedział, ale niestety ci, którzy podejmują decyzje za wszystkich, raczej rzadko są rozsądni.
Souei sam nigdy nie widział Kyoushiego w jego demonicznej formie w akcji, ale nie czekał na to jakoś szczególnie. Shiroyasha odpowiadał mu w takiej postaci w jakiej jest, a ponadto Matsuda nigdy nie widział go przez pryzmat Nibiego. Dla niego Kyoushi obrońca muru i jakiś tam bohater dziewic oraz Kyoushi pijący z nim żmijówkę to wciąż jeszcze dwie różne osoby, ale Pazur uważał to za zaletę. Poznanie go od tej prawdziwej, ludzkiej strony było przywilejem, bo to przecież, jak się okazuje, żywa legenda, sławniejsza na świecie nawet bardziej niż Ichirou we własnej osobie.
- Trzeba mi było to wszystko powiedzieć zanim zaczęliśmy się kumplować, wiesz? To bym się dwa razy zastanowił. - Skwitował ponury wywód Siwego, który był chyba jednak trochę podkręcony dla dramatycznego efektu. Nie widać było po nim tych wszystkich kryzysowych stanów, choć może razem nie doświadczyli razem prawdziwej podbramkowej sytuacji. Los chciał, że tam gdzie Kyuubi spuścił mu łomot, tam akurat Matsudy zabrakło. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
Na zaproszenie Minako spojrzał tylko poważnym wzrokiem, lecz nie zdążył jej już odpowiedzieć. Chyba nareszcie się zaczynało, więc pochłonął to co miał na patyku i ruszył w ślad za dziewczyną, choć bez takiego pośpiechu i akrobacji. W końcu dotarł w to samo miejsce co ona, gdy zaczynało się wyczekiwane przemówienie. Nie widział momentu przekazania białej kiecki, ale wystrojony w nią Ichirou wyglądał... inaczej niż zwykle. Pierwszy raz widział go w takiej sytuacji, choć przecież jego sława również go wyprzedzała. Mimo to, do tej pory widywali się tylko w Fugu, różnych spelunkach i kameralnym otoczeniu. Wyglądało jednak na to, że dopiero teraz Asahi jest w swoim świecie i swoim żywiole. Wystawiony na widok tysięcy osób, pławiący się w wiwatach i oklaskach, gdy publiczność chłonęła każde jego słowo. Wtedy dotarło do Soueia, że do tej pory poznał swoich towarzyszy tylko częściowo. Paradoksalnie, zaczął od tej drugiej, prywatnej, bardziej osobistej strony. Teoretycznie tej ważniejszej, bo prawdziwszej, ale bez tej zewnętrznej otoczki również nie miał pełnego obrazka. Kyoushi, oprócz tego że był ochlejmordą i obszczymurem, był szanowanym i budzącym postrach wojownikiem Uchiha. Ichirou oprócz zniewieściałego marzyciela najemnika był również jednoosobową armią Sabaku, który teraz został wyniesiony na piedestał przez swój lud. To dało Matsudzie wiele powodów do przemyśleń i otworzyło mu nieco oczy na to, w jakiej elicie się obraca.
Słuchał przemówienia Asahiego, choć z żadną jego częścią nie mógł się utożsamiać. Nie był przecież stąd i ich wspólne plany nie dotyczyły ani tej osady, ani pewnie nawet tej prowincji. Niemniej jednak imponujące było to, że nawet głosząc takie frazesy był w stanie porwać tłum, który najwidoczniej nie potrzebował wiele, aby zacząć świętowanie. Naprawdę go tak kochali, że będą aż tańczyć z powodu jego wyboru? Czy może jest tam ktoś, kto na posągu tylko ćwiczył odrąbanie mu głowy? Usiadł po turecku na dachu, na którym stali wraz z Kyoushim i Minako.
- A ten stary rudzielec to kto? Ten cały Jou? - Zaczepił, bo w sumie to nikt mu go wcześniej nie przedstawił. Wyglądało na to, że to po nim pałeczkę przejmuje Diaboł Świtu.
- Ichirowi bardziej do twarzy w tym białym. Dobry wybór. - Podsumował krótko, bo koniec końców nie miał żadnej innej wiedzy na temat, czy rzeczywiście jest to trafna nominacja. Wiedział tylko, że w niektórych kręgach Asahi budzi mieszane uczucia, ale to tamci byli źli, a Ichoru ten dobry, prawda?
Souei sam nigdy nie widział Kyoushiego w jego demonicznej formie w akcji, ale nie czekał na to jakoś szczególnie. Shiroyasha odpowiadał mu w takiej postaci w jakiej jest, a ponadto Matsuda nigdy nie widział go przez pryzmat Nibiego. Dla niego Kyoushi obrońca muru i jakiś tam bohater dziewic oraz Kyoushi pijący z nim żmijówkę to wciąż jeszcze dwie różne osoby, ale Pazur uważał to za zaletę. Poznanie go od tej prawdziwej, ludzkiej strony było przywilejem, bo to przecież, jak się okazuje, żywa legenda, sławniejsza na świecie nawet bardziej niż Ichirou we własnej osobie.
- Trzeba mi było to wszystko powiedzieć zanim zaczęliśmy się kumplować, wiesz? To bym się dwa razy zastanowił. - Skwitował ponury wywód Siwego, który był chyba jednak trochę podkręcony dla dramatycznego efektu. Nie widać było po nim tych wszystkich kryzysowych stanów, choć może razem nie doświadczyli razem prawdziwej podbramkowej sytuacji. Los chciał, że tam gdzie Kyuubi spuścił mu łomot, tam akurat Matsudy zabrakło. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
Na zaproszenie Minako spojrzał tylko poważnym wzrokiem, lecz nie zdążył jej już odpowiedzieć. Chyba nareszcie się zaczynało, więc pochłonął to co miał na patyku i ruszył w ślad za dziewczyną, choć bez takiego pośpiechu i akrobacji. W końcu dotarł w to samo miejsce co ona, gdy zaczynało się wyczekiwane przemówienie. Nie widział momentu przekazania białej kiecki, ale wystrojony w nią Ichirou wyglądał... inaczej niż zwykle. Pierwszy raz widział go w takiej sytuacji, choć przecież jego sława również go wyprzedzała. Mimo to, do tej pory widywali się tylko w Fugu, różnych spelunkach i kameralnym otoczeniu. Wyglądało jednak na to, że dopiero teraz Asahi jest w swoim świecie i swoim żywiole. Wystawiony na widok tysięcy osób, pławiący się w wiwatach i oklaskach, gdy publiczność chłonęła każde jego słowo. Wtedy dotarło do Soueia, że do tej pory poznał swoich towarzyszy tylko częściowo. Paradoksalnie, zaczął od tej drugiej, prywatnej, bardziej osobistej strony. Teoretycznie tej ważniejszej, bo prawdziwszej, ale bez tej zewnętrznej otoczki również nie miał pełnego obrazka. Kyoushi, oprócz tego że był ochlejmordą i obszczymurem, był szanowanym i budzącym postrach wojownikiem Uchiha. Ichirou oprócz zniewieściałego marzyciela najemnika był również jednoosobową armią Sabaku, który teraz został wyniesiony na piedestał przez swój lud. To dało Matsudzie wiele powodów do przemyśleń i otworzyło mu nieco oczy na to, w jakiej elicie się obraca.
Słuchał przemówienia Asahiego, choć z żadną jego częścią nie mógł się utożsamiać. Nie był przecież stąd i ich wspólne plany nie dotyczyły ani tej osady, ani pewnie nawet tej prowincji. Niemniej jednak imponujące było to, że nawet głosząc takie frazesy był w stanie porwać tłum, który najwidoczniej nie potrzebował wiele, aby zacząć świętowanie. Naprawdę go tak kochali, że będą aż tańczyć z powodu jego wyboru? Czy może jest tam ktoś, kto na posągu tylko ćwiczył odrąbanie mu głowy? Usiadł po turecku na dachu, na którym stali wraz z Kyoushim i Minako.
- A ten stary rudzielec to kto? Ten cały Jou? - Zaczepił, bo w sumie to nikt mu go wcześniej nie przedstawił. Wyglądało na to, że to po nim pałeczkę przejmuje Diaboł Świtu.
- Ichirowi bardziej do twarzy w tym białym. Dobry wybór. - Podsumował krótko, bo koniec końców nie miał żadnej innej wiedzy na temat, czy rzeczywiście jest to trafna nominacja. Wiedział tylko, że w niektórych kręgach Asahi budzi mieszane uczucia, ale to tamci byli źli, a Ichoru ten dobry, prawda?
0 x

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość