Popielniczka z kryształu, to było najważniejsze w tym momencie, jednak to pytanie wybiło także zielonowłosego z jego rytmu, a w tym dodatkowo przeszkadzał mu dym tytoniowy, który skutecznie go podrażniał. By po chwili ciszy i krótkiej wymianie spojrzeń kiwnąć głową do swojego przyjaciela na znak, że taka popielniczka może istnieć. Jednak czy to było istotne w tej chwili? Właśnie było im przedstawiane zadanie, które najwyraźniej nie miało należeć do najłatwiejszych. W końcu musieli jakimś cudem wytropić szajkę przestępczą, która rozprowadza ten dziwny biały proszek o dość dziwacznym działaniu. Jednak wszystko mieli już wyjaśnione i to co zrobią zależało jedynie od ich ambicji, czy wystarczy im jedynie zdobycie informacji, czy będą chcieli pobawić się w łowców i samemu rozwiązać cały problem. - Podejmę się tego zadania, mój przyjaciel zapewne też. - odparł w imieniu obojga, w końcu trzeba było dać jakąś odpowiedź, nawet jeżeli w głosie młodzieńca było słychać nutkę niepewności co do tego. Jednak teraz przyszedł czas na dodatkowe pytania, które raczej mogłoby ułatwić im pracę. - Gdzie to się dokładnie zaczęło? I chciałbym zobaczyć ten dziwny proszek jeżeli istnieje taka możliwość, nie chciałbym go pomylić z czymś innym. - dodał po chwili, już nieco pewniejszym głosem, a na pewno już nie załamującym się w taki dziwny sposób. W końcu posiadając informacje gdzie to się zaczęło i posiadając chociaż przez moment próbkę tego towaru, będzie im łatwiej później wytropić cel. Jednak właśnie w tym momencie doznał kolejnego olśnienia. - Na wolności jest jakaś osoba od niego uzależniona? - zapytał się na sam koniec, posiadając w tym momencie lekki błysk w oku, jednak jego istnienie tam było bardziej dziwne niż można by się tego spodziewać. Chłopiec zwyczajnie starał się wstrzymywać od kaszlu, aż do jego oczu napływały łzy. Jednak w tym momencie czuł się już całkiem dobrze, a przede wszystkim przyzwyczajał się do dość nieprzyjemnego zapachu fajki.
0 x
Wszystko co powiem, może być głupie i nikt nie ma prawa, użyć tego przeciwko mnie.
Krótki wygląd: Przeciętnego wzrostu i wagi chłopiec, którego pokryte bliznami ciało skryte jest pod prostą, dwukolorową szatą. Twarz jako szczególnie szpetna jest całkowicie zakryta maską.
Po uwadze na temat popielniczki, Jun'ichi pozwolił dalszą część rozmowy poprowadzić swojemu przyjacielowi. Z uwagą wsłuchiwał się w to co mówi i co chwile przytakiwał, potwierdzając tym samym swoją chęć pomocy przy rozwiązaniu tej sprawy. Dopiero teraz, kiedy zaczął nieco głębiej rozmyślać na tym problemem, zrozumiał że tego typu substancja może rozprzestrzeniać się nie tylko w tej osadzie, ale pewnego dnia dotrzeć nawet do innych miejsc, np, do jego rodzinnej wioski. Ta myśl sprawiła, że młody Hyuga zaczął traktować to zadanie z większą powagą, obawiając się już nie tylko o życie i zdrowie rodziny Naokiego, ale również innych, nawet obcych mu klanów.
Jak myślisz, Naoki? Co kieruje ludźmi, którzy stoją za takimi ciemnymi interesami? Oczywiście wiem, że mają ochotę zarobić kosztem zdrowia innych, ale... jak przesiąkniętym złem człowiekiem trzeba być, by w ogóle móc to robić? Co to za grzech? Chciwość? Tak myślę... smutne, że ludzie kierują się w życiu takimi rzeczami. Ciekawe jaki byłby świat bez nich. - powiedział kaleka do Naokiego, kiery opuścili już budynek władz wioski. Myślę, że powinniśmy zacząć od biedniejszych dzielnic. Tam może uda się nam znaleźć kogoś, kto miał styczność z tym świństwem i może doprowadzi nas do tego, kto to sprzedaje. A dalej... bez użycia siły będzie ciężko, ale musimy nauczyć się rozwiązywać problemy nie tylko pięścią i chakrą.
0 x
I do not want the sun to rise if she will not be there
Wszystko zostało wyjaśnione, może sam młodzieniec nie użył do tego najlepszych słów, a raczej pytań. Jednak otrzymał odpowiedzi na wszystko co go interesowało, teraz przynajmniej miał pewność jak rozpoznać osobę uzależnioną od tej dziwnej mączki ryżowej, ale sam wygląd tej substancji mógł powodować pewne problemy, w końcu wyglądała jak zwykły produkt, ale jej właściwości były zupełnie inne przez co rozpoznanie jej na pierwszy rzut oka może być o wiele trudniejsze niż sam młodzieniec to zakładał na samym początku.
Jednak grzecznie podziękował za wszystkie odpowiedzi i poświęcony czas urzędnika by wprowadzić ich w tajniki zadania, oczywiście ono samo zostało zaakceptowane przez młodzieńca, a następnie razem ze swoim towarzyszem opuścił pokój, oraz siedzibę władzy by wyjść na zewnątrz ponownie skrywając się pod swoją maską, która raczej upodabniała go do osoby spod ciemnej gwiazdy. - Chciwość, to chyba najlepsze określenie. Ciężko byłoby podać to pod inny. - odparł spokojnie, nieco zdziwiony pytaniem swojego towarzysza, w końcu pierwszy raz poruszał takie zagadnienia, zazwyczaj je omijając, a raczej zapominając o takich podstawowych rzeczach.
Kolejna wypowiedź, była już bliżej obecnego ich zadania, samo miejsce do którego planowali się udać także pasowało jako element do rozpoczęcia swej działalności w sprawie rozwiązania problemu dziwacznego narkotyku. - Fakt, rozwiązanie tego spokojnie będzie lepsze, dla każdego. Biorąc pod uwagę, że zaczynają rozprowadzać towar w coraz bardziej bogatszych dzielnicach oznacza, że czują się coraz pewniej, a to powinno nam ułatwić sprawę w ich zlokalizowaniu. Jednak będziemy musieli uważać by samemu przypadkiem tego nie zażyć. Szansa na to, że ktoś użyje tego narkotyku jako broni jest raczej wysoka. Maski powinny nam pomóc w przefiltrowaniu tego, ale chyba przydałoby się żeby były odrobinę grubsze, zwłaszcza twoja. - dodał po chwili, kierując się samemu w stronę drugiego grzechu, jaki mogli popełnić w tym momencie producenci i handlarze narkotyków, a mianowicie pychy.
Teraz jednak pozostało dotrzeć do najbiedniejszych części osady i przebadać tamtą sprawę. Oczywiście sama produkcja narkotyku równie dobrze, a raczej zapewne mogła odbywać się w innych mniejszych okolicznych wioskach, bądź też w jaskini pośród gór, których raczej było tutaj pełno, tak samo jak gorących źródeł.
0 x
Wszystko co powiem, może być głupie i nikt nie ma prawa, użyć tego przeciwko mnie.
Krótki wygląd: Przeciętnego wzrostu i wagi chłopiec, którego pokryte bliznami ciało skryte jest pod prostą, dwukolorową szatą. Twarz jako szczególnie szpetna jest całkowicie zakryta maską.
Poruszenie tematu popełnianych przez ludzi grzechów sprawiło, że Jun'ichi zamyślił się na dłuższą chwilę. Kiedy zastanowił się nad tym, gdziekolwiek sięgał jego wzrok, świat przepełniały grzechy ludzi łaknących pieniędzy, sławy, wpływów, władzy, a wszystko to kosztem słabszych bądź nieświadomych ludzi, których życia okazywały się być bezwartościowe i traktowane tylko jako narzędzia do osiągnięcia celu. Jun'ichi przypomniał sobie panienkę Ayame, która jako pierwsza okazała mu ludzie uczucia, zrozumienie i szacunek, a następnie targnęła się na swoje życie, nie mogąc znieść nacisków ze strony klanu. To właśnie tamtego dnia kaleka zaczął mieć wątpliwości co do wspaniałości własnego klanu, zaczął też odczuwać narastającą potrzebę własnoręcznego naprawienia tej sytuacji lub chociaż uratowanie od podobnego losu kilku innych istnień.
Myślisz, że ktoś użyłby narkotyku jako broni? Uzależniony nie zmarnowałby tego, a handlarz nie pozbyłby się tak cennego towaru. O to bym się nie martwił, ale może w ogóle zapomnijmy na jakiś czas o rozwiązaniach siłowych. Wykonajmy misję tak, żeby Twój szef był zadowolony, czyli po cichu i skutecznie. Z moimi oczami będziemy mogli śledzić dowolną osobę, wystarczy znaleźć kogoś uzależnionego albo handlującego. Może wystarczyłoby przed takim zgubić parę Ryo i od razu pobiegłby po kolejną dawkę? To mogłoby nas doprowadzić do kolejnego ogniwa całego procederu, a może nawet do wytwórni. - powiedział Jun'ichi, sugerując tym samym by skierowali się do biednych dzielnic, gdzie łatwiej będzie znaleźć kogoś uzależnionego nawet na ulicy, gdzie w bardziej zamożnych częściach osady musieliby zapewne nieźle się natrudzić by kogoś takiego odszukać.
0 x
I do not want the sun to rise if she will not be there
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Nowy dom był piękny. Nadal pusty, można było usłyszeć w nim echo własnego głosu i tej drugiej osoby, która przy tobie stała w progu. Ta pustka była odświeżająca. Spędzili już czas zastanawiając się, jakie dokładnie meble sprowadzić, gdzie je postawić, jak rozdysponować miejsce, chociaż zastanawiali się nad tym przez te dwa lata, które spędzili w podróży. Naprawdę spory kawałek czasu. Mieli wyjechać na moment, zwiedzić kawałek świata, dotrzeć do krain lodu, skąd planowali sprowadzić zbroje. Tymczasem natknęli się po drodze na wiele wydarzeń, które przetrzymały ich na dłużej niż planowali. Nie to, żeby tym czasem byli ograniczeni. Mówili w końcu liderowi, że nie wiedzą, kiedy dokładnie wrócą, a sam niedźwiedź władający tymi terenami nie naciskał. Podróż, nie ważne, jak długa, była pełna znaczenia i sensu, jeśli wynosiło się z niej dobre wspomnienia. Oraz kawał wiedzy, którą oni zdołali posiąść podczas tej wyprawy. Zapowiadał się długi poranek spędzony w gabinecie poznaczonym niedźwiedzimi pazurami.
Pamiętając, że Kazuo nie kazał się zapowiadać - nie zrobili tego. Nie dlatego, że byli tak wielce niegrzeczni, a przynajmniej Shikarui. Nie do końca była okazja. Prosto z podróży udali się na swoją posesję, żeby wypocząć, porządnie się wyspać, odświeżyć po dłuuugich kilometrach spędzonych na trakcie. Byli zakurzeni, spoceni. Na pewno niewyjściowi. Dopiero następnego dnia można było ruszyć na spotkanie. Odpowiednio się ubrać. Zostawić te podróżne manele w kącie jednego z pokoi, bo akurat sterta zwojów była wątpliwie potrzebna w ramach tych odwiedzin. Zamiast przeciągać to spotkanie na kilka kolejnych dni, skierowali się od razu do siedziby władzy z myślą, że prawdopodobnie zostaną szybko przyjęci. Shikarui był bardzo ciekaw, czy w ramach polityki klanowej coś się ruszyło do przodu w kwestii zagarniania ziem pozostałych klanów pod swoją pieczę. Pod rzekomą koniecznością jednoczenia się, w końcu - wspólny wróg, Han, zagrożenie pokazujące, jak potrafi dzielić - a Kazuo potrafił łączyć! Naturalny przywódca! Pierdu, pierdu, wszyscy wiemy, jak wyglądała prawda. Kazuo wydawał się całkiem łasy na to wszystko, podłoże polityczne było idealne. Tylko czy skorzystał? Shikarui nie widział żadnych zmian. Z drugiej jednak strony - czy takie zmiany byłyby widoczne gołym okiem? Być może projekt został porzucony, a może wcale nie był taki łatwy do wprowadzenia w życie, jeśli chciało się go zrobić w miarę... stabilnie. Bezkrwawo. Po dobroci? Tak, "po dobroci" to dobre określenie.
Minęli recepcję i skierowali się prosto do znajomego korytarza, żeby zatrzymać się przed drzwiami lidera. Strażnicy, których twarzy czarnowłosy nie kojarzył, równie dobrze mogli być nowi jak i ci, których kiedyś oglądali. Przelotne, nic nie znaczące osoby. Pewnie ci strażnicy również widzieli tyle twarzy shinobi wokół, że zapominali takich jak oni - pojawiających się raz na dwa lata. Heh, dobre sobie. Może teraz będą pojawiać się częściej..?
- Sanada Shikarui i Sanada Asaka to lidera. - Zapowiedział się strażnikom. Kiedy zostali zaproszeni - wszedł razem z Asaką do środka.
Przede wszystkim – nowy dom był ich własny. Nie było tam nikogo innego prócz nich, no i tej pustki, ale brak mebli nie był większym problemem, kiedy mieszkało się pod jednym dachem z kimś z rodu Kosekich. Z kimś, kto odziedziczył rodowe Kekkei Genkai. Nie było więc problemu, by kryształowy, krwistoczerwony stół stanął w kuchni i by mieli gdzie zjeść późny obiad otrzymany od macochy Asaki. Nie było problemu, by poukładać swoje graty na prowizorycznych szafkach, żeby nie walały się po podłodze. A gratów mieli przecież całkiem sporo. Jedyną skończoną rzeczą w ich domu był ogród, którym zajęła się Minako pod ich nieobecność. I ten – był piękny. Nie zwiastował też takiej pustki w domu, do którego się wchodzi. Ten moment na – jak się wydawało – krótką podróż poślubną naprawdę się przeciągnął. I oto byli z powrotem w Daishi po zwiedzeniu ponad połowy mapy, byli wszędzie z wyjątkiem pustyni. Byli w Kyuzo, gdzie przypadkiem natknęli się na sektę, a Hyuga Reiko obiecał szepnąć słówko Kosekiemu Kazuo w zamian za to, jak bardzo im pomogli. Byli na Wietrznych Równinach i dłuższy czas w Sogen, gdzie Shikarui podziękował liderce Uchiha i odszedł ze służby. Szli do Ryuzaku no Taki, gdy po drodze zaskoczyła ich kwarantanna i zaraza, w środek której zostali wręcz siłą wmieszani. Byli na Morskich Klifach gdzie zdążył zmienić się Cesarz, bo po pierwszym słuch zaginął. Byli w Midori, w lesie na granicy trzech prowincji wraz z innymi najemnikami próbując rozwiązać problem z lasem, który… wyparowuje. Moc i zniszczenie jakie niósł ze sobą Demon i Uchiha Yoshimitsu śniło jej się po nocy do teraz. W końcu wrócili do Ryuzaku no Taki, spełniając chęć Shikiego, by czarne ptaki zwróciły na niego uwagę. No i żeby zdobyć krowy, ale to była już zachcianka Asaki. I w końcu byli w domu. W d o m u.
Jedno było pewne – mieli Kosekiemu Kazuo, Shirei-kanowi, do powiedzenia bardzo, bardzo dużo. Odnośnie Morskich Klifów. I odnośnie Demona. W końcu byli w samym środku tamtego piekła. Byli i przeżyli. Och, no i odnośnie pojebów od Jashina jak sam to powiedział. Nie tylko o tych z Kyuzo, ale też o Shidze, który był tutaj, w Daishi, na ich weselu. I był też w jaskini Pięcioogoniastego. I… nie wrócił. Była pewna, że kto jak kto, ale Shirei-kan zrozumie. Zresztą obiecał, że się zastanowi nad tym, czy Shikaruiowi, po powrocie, nie dać wyższej rangi niż początkujący Doko. W końcu już teraz pracował dla Kosekich, choć jeszcze nie oficjalnie. I był nieco za dobry jak na Doko.
Białowłosa skłoniła głowę przed kobietą zasiadającą przed biurkiem w recepcji. Minęła tablicę z ogłoszeniami i jakiegoś Doko, który szukał dla siebie zlecenia. Szła ramię w ramię z Shikim, niższa od niego o nieco ponad głowę, drobniejsza w budowie ciała zdecydowanie; czerń i biel, yin i yang. Szła tą drogą już kilka razy, wiedziała gdzie skręcić, którymi schodami wejść na wyższe piętro i który korytarz tam obrać. Gdy zatrzymali się przed drzwiami i Shiki ich przedstawił – ponownie skłoniła głowę. Czekali, aż któryś z nich wejdzie do środka i powie liderowi kto czeka. Ostatecznie dali mu czas, by się przygotował – dzień. Choć mieli zgodę na to, by przyjść bez zapowiedzi. Asaka wiedziała, że kopnął ich wtedy ogromny zaszczyt, ale minęło tyle czasu, ze w dobrym guście było dać czas Shirei-kanowi, by sobie przypomniał i by mógł się przygotować.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Brali pod uwagę, że lidera może akurat nie być. W sumie to Shikarui miał mizerne pojęcie o tym, czy ci na samej górze siedzą ciągle na dupsku, na miłym foteliku, przed swoim własnym biureczkiem, przy którym pewnie siedzieli jego poprzednicy i wpatruje się non stop w te cholerne pergaminy i dokumenty, dumając nad życiem i śmiercią. Na wielką skalę, bo przecież dumał nie nad sobą. Dumał nad wszystkimi mieszkańcami tych ziem. Mógł im rozkazać iść na pewną śmierć - ruszyć marszem, ramię w ramię, forsować mury i niszczyć domy. Potem kazałby na ich miejsce wznieść nowe, z kryształu, opierające się odpowiedziom przeciwników, tym agresywnym, tym łaknącym zemsty i powrotu do tego, co kiedyś było ich. Myślał tak? Czy może ruszał na długie wyprawy, zostawiając to miasto, ten zalążek raju, którego Sanada pragnął, w rękach jakichś swoich zastępców? Druga opcja była mało prawdopodobna. Jeszcze nie słyszał, żeby jakikolwiek władca oddał ją na "tymczas". Ludzie lubili władzę i kiedy jej raz zasmakowali to robili się łasi i chcieli więcej. Po co więc ryzykować? Możliwe jednak, że Kazuo miał sprawy do załatwiania poza tym gabinetem, w którym miał okazję go poznać. Dlatego tak, liczyli się z tym, że może go nie być. Mógł również być, ale akurat zajmować się jakąś istotną sprawą bądź z kimś rozmawiać. I znów - drugie? Chyba nie. Nie było słychać żadnych rozmów przez ciężkie drzwi, które dzieliły gabinet od korytarza. Więc tak, kiepsko byłoby, gdyby przeszkodzili w czymś naprawdę ważnym. Na szczęście miało się okazać, że nawet jeśli przeszkodzili to lider uznał, że są tego warci. By przerwać to, co robił i zaprosić ich do środka.
Wkroczył przodem do wnętrza, kiedy strażnicy otworzyli drzwi. Gdyby nie to, że ta maniera była całkiem popularna, maniera strażników-odźwiernych, pewnie można by to nawet uznać za miłe. Tak było zwykłą koniecznością z ich strony i dopełnieniem formalności od strony osób, przed którymi drzwi otwierano. Po przekroczeniu progu ukłonił się nisko, jak tradycja tego wymagała przed osobami wyższej rangi. Tym bardziej przed Shirei-kanem. Choć akurat można było uwierzyć, że Kazuo należał do tych, którzy zaczynali cię obrzucać kurwami, kiedy ciągle dygałeś według obyczajów i padałeś na kolana za przewinienia.
- Wplątaliśmy się w wiele zagadnień. Przynosimy wiele wieści. - Odezwał się czarnowłosy, zajmując zaproponowane miejsce. A raczej najpierw łapiąc za te krzesła, oba, żeby wynieść je przed biurko, aby wygodnie się rozmawiało. Postawił je obok siebie, wskazując najpierw gestem siedzisko swojej żonie, zanim sam miejsce zajął.
- Przynosimy wieści od Hyuga. Mamy w okolicach problem z kultem Jashina. Organizacja rozwinęła się bardzo prężnie i zamierzała przenieść na tereny Daishi. Powstrzymaliśmy część ich działalności w Kyuzo. Przechodząc przez ziemię Uchiha wplątaliśmy się w szeroko zakrojoną akcję Aburame. Próbowali zatruć całą okolicę. Problem również udało się rozwiązać. Powody działania Aburame pozostają nieznane. Nie sądzę jednak, by Daishi było narażone z ich strony na atak. Dotarliśmy również do Cesarstwa. Cesarz zaginął, władzę przejął lider Ranmaru. Poprzedni Shirei-kan zapadł się pod ziemię. Wydaje mi się, że widziałem go przed paroma tygodniami pod Ryuzaku no Taki, nie jestem pewien. Widziałem Shirei-kana raz, podczas koronacji. Mężczyzna podawał się za Kenshiego. Nosił karambit, który jest charakterystycznym symbolem dla wojsk Cesarskich. Braliśmy również udział w wyprawie na ziemiach Prastarego Lasu. Trwa tam aktualnie wojna Aburame z Nara. Tam również usidlono bijuu, czego byliśmy świadkami. - Spojrzał na białowłosą na moment. Wdrażanie się w szczegóły zawsze lepiej jej wychodziło.
Weszła do pomieszczenia za mężem, jak się należało. Pomimo tego, że to ona była tutaj starsza, czy wyższa od niego rangą, on nadal był mężczyzną i jej mężem, co stawiało go nieco wyżej, nawet jeśli na co dzień tej „władzy” nad nią nie wykorzystywał. Shikarui naprawdę był niesamowicie spokojnym i ugodowym człowiekiem – tym trudniej było w to uwierzyć, gdy widziało się go w akcji na polu bitwy, ale nadal… takie właśnie były fakty. Ukłoniła głowę przed liderem – tak też się przecież należało. Okazać szacunek. - Taaak, dwa lata… Trochę nam zeszło po prostu. Pisałam ze dwa razy do rodziny, ale bez większych konkretów. Za dużo się działo, by te informacje nadawały się na listy, które każdy może sobie przeczytać – tak, nie było ich tak długo, że naprawdę prosto można było dojść do wniosku, że coś musiało się im stać. W zasadzie to stało się dużo, ale na szczęście nie im dokładnie, dlatego mogli stać teraz tutaj przed Shirei-kanem, który wyglądał jakby nie postarzał się nawet o dzień. Czy było to takie dziwne…? Asaka tez nie wyglądała na starszą, a na pewno nadal nie wyglądała na swój wiek.
Usiadła na jednym z krzeseł, które przysunął dla nich Shikarui i uśmiechnęła się lekko słysząc żart Shirei-kana. Musiał być w dobrym humorze, skoro tak sobie tutaj żartował. Shikarui zresztą zaraz potwierdził jej słowa, a po tym krótkim zachęceniu od Kazuo… sam zaczął. Białowłosa nie mogła wyjść z podziwu nad tym, że Shikarui potrafił właściwie dwa lata bardzo wielu perypetii skrócić do ledwie kilku zdań. I to takich, które wcale nie tłumaczą wiele, a wręcz generują kolejne pytania, na które zaraz ktoś będzie musiał odpowiadać. Kobieta westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana wiedząc, że tym ktosiem będzie ona. Patrzyła jednak na Shirei-kana, ciekawa jego reakcji na wieści, jakie przynosili. Zwłaszcza… na tę ostatnią. - Ta sprawa w Kyuzo miała miejsce już jakiś czas temu. Hyuga-dono wspominał, że się z tobą skontaktuje w tej sprawie, Shirei-kan. Wierzę, że zostało to rozwiązane i powstrzymane, bo świr, który nadal żyje, chociaż jego ciało jest pocięte na kawałki to… - Asaka bardzo prędko po ostatniej wizycie w Siedzibie Władzy zrozumiała, dlaczego Kazuo nazywał kultystów „pojebami do Jashina”. W ten jeden dzień, gdy zobaczyła to na własne oczy, wszystko stało się jasne. - Właściwie tam w Sogen to nie była sprawa Aburame. Przesłuchiwany faktycznie był Aburame i rozprzestrzeniał truciznę za pomocą komarów, które kontrolował, ale podczas przesłuchania mówił, że jest jakąś Złotą Łuską i pracuje dla rodziny Akiyama – co zupełnie nic Asace nie mówiło. - Był przydzielony do zadania przetestowania trucizny w warunkach polowych i to właśnie robił. Wszystkie tamte wyniki badań zostały przez niego spalone, próbki trucizny dostali Uchiha, żeby mogli opracować antidotum. To chyba tyle – trucizna nie była śmeirtelna w normalnych dawkach i też nie do tego miała służyć. Nie chciała jednak kazuo zarzucić gradem informacji, które być może go nie interesują. Będzie chciał, to zapyta. Albo po prosi o raport na piśmie. - Z tym Cesarzem to śmieszna sprawa. Gdy byliśmy w Ryuzaku no Taki zaczepił nas nieznajomy w drewnianej masce na twarzy. Miał ze sobą mnóstwo broni i twierdził, że porzucił swoje imię dla dobra swojego ludu. Mówił, że nie jest nukeninem i że nikt go nie wygnał, a że wygnał się sam. Mówił z silnym akcentem kogoś z Morskich Klifów, no i miał ten karambit ze sobą. Shikarui prześwietlił później jego maskę stąd te podejrzenia. Przy nas zresztą ściągnął jej kawałek. Nie wiem jak wyglądał poprzedni Cesarz, ale ten mężczyzna miał na pewno jedno złote oko i białe włosy i brodę. Chociaż wyglądał… No dość młodo. Nasze podejrzenia nie są bezpodstawne – dodała jeszcze, uznawszy, że wytłumaczenie Shikiego jest niekompletne. Bo było, a Kazuo miał prawo – ba, powinien zobaczyć cały obrazek, który widzieli oni.
Westchnęła głośno i nawet lekko potarła skronie, przy okazji zgarniając na bok swoje długie, białe dzisiaj rozpuszczone włosy. Historia, jaką miała za chwilę opowiedzieć była najbardziej pojebana z historii jakie kiedykolwiek słyszała. I to mając w pamięci opowieść o zniszczeniu Kami no Hikage. Poza tym zamierzała to zrobić szczegółowo. A to zajmie chwilę. Ale hej… nie pierwszy to już raz, prawda? - Ta ostatnia sprawa… Musisz usłyszeć całość, Shirei-kan. Pewnie już coś na ten temat słyszałeś, ale osób, które były przy samym zajściu było niewiele, a jeszcze mniej nas w ogóle przeżyło. Na pewno słyszałeś o tym, że Nara szukali najemników do pomocy ze sprawdzeniem co dziwnego dzieje się na ich ziemiach. Część terenu pod ich władaniem i las… Nagle powstało tam mnóstwo gejzerów, temperatura wzrosła nieprzyjemnie, paliły się drzewa, roślinność usychała… Nara ustalili, że ma to jakiś związek z jedną z ich gór, Iglicą. Nas i innych najemników podzielili na dwie grupy. Jedna miała zejść pod ziemię w głąb Iglicy, a jedna miała przeprowadzić zwiad na powierzchni wokół góry. Shikarui, ja oraz Nishiyama Toshiro – Asaka bardzo się starała żeby nie zrobić żadnej miny, ale lekki grymas i tak przyozdobił jej twarz, gdy wspomniała o byłym już przyjacielu, który zresztą również służył Kosekim i całkiem możliwe, że Kazuo go nawet kojarzył – i jeszcze ośmiu najemników zgłosiliśmy się do zwiadu. Łącznie było nas w grupie trzynaście osób. My, Asahi Ichirou i Kuroi władający piaskiem, Seinaru Kei z Teiz, Yami z Shigashi no Kibu, Shirone Nanami medyczka, Uchiha Masako, jakiś chłopak, którego imienia nigdy nie poznałam oraz jeszcze jeden Uchiha – Masaki. Dowodzili nami Nara Gyori oraz Senju Kyoko. W drużynie, która zeszła pod iglicę było więcej osób. Yoichi i Murai z Krawego Pokolenia, Uchiha Chise i jej towarzysz Hitsukejin Shiga, o którym ostatnio rozmawialiśmy i który był na naszym weselu… Przy okazji okazało się, że to kolejny wyznawca Jashina, za którym był wywieszony list gończy. Była tam jeszcze Rida, kolejna medyczka. Tozawa Akarui, mnich Kai, Kyoushi służący Uchiha. Był też ktoś o imieniu Juranu i Hiroki. Tych znam z imienia. Było jeszcze kilka osób, ale nie poznaliśmy ich z imienia i po wszystkim nie wrócili z nami do obozu. W ogóle część z osób, które wymieniłam też nie wróciło. Jak już mówiłam… Przeżyła nas garstka – na pewno doszły do Kazuo jakieś słuchy, ale wątpiła, by znał szczegóły tak dokładnie i z pierwszej ręki. Toshiro daje się jeszcze siedział w Ryuzaku, gdy oni ruszyli do domu, więc nie było nikogo, kto mógłby o wszystkim powiadomić lidera prowincji znajdującej się na zadupiu zadupia. - Daruję sobie opowieść o tym, jak szliśmy przez teren, gdzie trzeba było uważać na nogi przez buchające co chwila gejzery. Było tam tak gorąco, że Mokuton nie dawał sobie rady, ale nasz Shoton był w stanie sobie poradzić. W którymś momencie Shikarui zauważył pędzące na nas trzy osoby. Okazało się, że było to dwóch Akimichi i Yamanaka, którzy rzucili się na nas, żeby się nas pozbyć. Na szczęście obeszło się bez strat, a po wszystkim Toshiro i ten Masako zaczęli wyciągać z nich informacje. Okazało się, że pracują dla kogoś, kto nazywa samego siebie Ichikatsu, a gdzieś pod Iglicą znajduje się broń o sile setek ninja mogąca niszczyć całe wioski – Kazuo już wiedział co to za broń, bo Shikarui zrobił mały spoiler, ale nie było to teraz takie ważne. - Próbowali się do tej broni dokopać i ją zniszczyć, by ograniczyć straty. Ten Ichikatsu przedstawił się im jako ktoś, kto jako jedyny z Rady przeżył po tym, co wydarzyło się na Kami no Hikage. Nie widzieli go, kontaktował się z nimi listami. Później Shikarui wypatrzył Ranmaru, który też należał do tej grupy i szliśmy jego tropem. Po drodze natknęliśmy się na trupy przeżarte przez robaki Aburame. A później na powieszonych Nara. Jeszcze później ten Ranmaru nas zaatakował z łuku, zestrzelił naszego dowódcę, który zginął na miejscu. Okazało się, że łucznik posłał na nas dwa niewykrywalne klony, których się pozbyliśmy, ale oryginału nigdy nie znaleźliśmy. Bo gdy mieliśmy iść w kierunku wspomnianego obozu pod górą żeby go zbadać, Ogoniasta Bestia siedząca w jaskini pod nami wywaliła kawał ziemi i zrobiła dziurę głęboką na prawie sto metrów. Siedział tam na dole razem z przetrzebioną pierwszą grupą – dziewczyna odchrząknęła, bo aż zachrypła od tego gadania, a ile jeszcze przed nimi… - Wtedy dopiero się zaczęło. Ten cały Uchiha Masaki okazał się być Uchiha Yoshimitsu, mieliśmy więc spotkanie niemal wszystkich członków Krwawego Pokolenia, tylko zaginionego Cesarza zabrakło. Yoshimitsu zepchnął Senju Kyoko na dół, zginęła na miejscu. Zaraz sam wskoczył do dziury, pojawiał się i znikał. Sprawił, że Bestia robiła dokładnie to, co sam chciał. Shinobi z dołu i od nas atakowali go wszystkim czym mieli i nic, ataki jakby w ogóle w niego nie trafiały. Zupełnie jakby go tam nie było. Część naszej drużyny rozdzieliła się by wrócić i zawiadomić Nara o tym, co się wyrabia, mieli wezwać posiłki. Reszta robiła co mogła by przeżyć. Głazy odrywały się od granic przepaści i spadały na dół, ci na dole mieli naprawdę fatalne warunki, by przeżyć. No i większość nie przeżyła. My zobaczyliśmy w tym jeszcze jedną korzyść, żeby pozbyć się Jashinisty z listem gończym, bo obawiam się, że w normalnych warunkach nie byłoby to możliwe. Wzięłam Shikaruiego i Toshiro na wachlarz, Shiki ściął ziemię na przepaści by ta zsunęła się na dół. Demon wtedy oberwał i stracił przytomność, a my zlecieliśmy na wachlarzu na dół. W międzyczasie Yoshimitsu chciał nas wszystkich uśpić genjutsu i chyba nie wszyscy dali radę się z niego wydostać, więc niektórzy… no cóż, zostali pogrzebani pod walącymi się głazami. Nim kamienie spadły, Shikarui wysadził nogi mnicha. A gdy byliśmy na dole, ten przeklęty Jashinista sam się wysadził. Siebie i Chise. Nawet nie wiedziałam, że Jashinista może się wysadzić. Poza tym na dole był jeszcze tylko Yoichi i Kai, Kyoushi i Murai dołączyli po chwili, a Rida wydostała się wcześniej. Nikogo więcej nie było. Jak się później dowiedzieliśmy od Ridy – po drodze część z nich nie była wystarczająco szybka i zostali ranieni gejzerem. Jakaś dziewczyna z pustyni i ich dowódca zginęli na miejscu, a Pusty dobił pozostałą dwójkę by ich nie spowalniała. Poza tym ich grupa znalazła pod górą jakiś podziemny kompleks, bibliotekę, i trupy Aburame. Z zapisków dowiedzieli się, że Aburame celowo sprowadzili pod iglicę Jinchuuriki, żeby go uruchomić gdyby polityka nowej liderki Senju im nie podeszła. Tyle, że ten Jinchuuriki był stary i zmarł ze starości, a wtedy zapieczętowany w nim Pięcioogoniasty Demon się uwolnił, uwił tam gniazdko i zaczął siać, chyba dość nieświadomie, spustoszenie na ziemiach Midori. W bibliotece znaleźli genezę powstania Ogoniastych Bestii i informacje o tym, że można taką zapieczętować w człowieku. Gdy znaleźli śpiącego demona zaczęli się kłócić o to co z nim zrobić i w kim go zapieczętować, bo okazało się, że Kai wiedział jak to zrobić, ale wtedy bestia się obudziła i zdenerwowała. I to wtedy wyrwał tą dziurę, a nasza drużyna wkroczyła do akcji. Wracając więc na właściwe tory opowieści, gdy demon stracił przytomność… Cała reszta zeszła na dół. Yoichi stracił rękę i niedługo później zajęła się nim ta medyczka, Nanami. Kai uparł się, by wybrać kogoś do zapieczętowania bestii w człowieku, na co zgłosiło się kilka osób. Gdy jednak zaczął proces – demon się ocknął i znowu się zaczęło. Wtedy w pierwszej kolejności próbowaliśmy się osłonić przed jego cholerną parą, a później usiłowaliśmy go przyszpilić by się tak nie wierzgał. Ichirou wezwał skądś wielkiego kota, który zrobił klony i go trzymał, ja usiłowałam kryształowym smokiem. Reszta starała się osłonić. Demon jednak zdążył zrzucić z siebie Kaia, który nadział się na jakieś kolce i zaczął nam umierać na oczach. Nie było więc za dużo czasu. Zwłaszcza, ze wściekły demon po raz kolejny wyrzucił z pyska ogromną energię, która zdumchnęła Pustego jakby nigdy nie istniał. Myślałam, że nie dotrwamy do końca prawdę mówiąc. Ale się udało. Demon zniknął. Ale nim tak się stało, powiedział do nas kilka słów. Zupełnie ludzkim głosem... Niech sobie przypomnę co on powiedział… - Asaka zmarszczyła brwi. Im więcej o tym wszystkim myślała, tym wydawało jej się to wszystko bardziej abstrakcyjne niż na początku. - Ach tak. „Ludzie. Jednak Kurama miał rację - nigdy się nie zmieniają” – dziewczyna zacisnęła pięści na kolanach. Nie powiedziała Krukom w kim jest zapieczętowany demon i nie mogła powiedzieć tego też Shirei-kanowi. Jedyne co mogła zrobić, to dać mu kilka wskazówek, a przynajmniej wyeliminować kilka typów. - Daliśmy słowo, że poza nasz krąg nie wyjdzie w kim zapieczętowana jest bestia. Mogę jednak powiedzieć, że nie jest to nikt z nas, ani ja, ani Shiki, ani Toshiro. Nie jest to też nikt przesadnie znany – co eliminowało taki typ jak Ichirou, Seinaru czy Yoichiego. Kwestią honoru było dotrzymać słowa, a Asaka złamałaby je dopiero wtedy, gdyby sprawa zagrażała dobru Daishi. Miała nadzieję, że Kazuo to zrozumie. W końcu była to wartość ważna dla Kosekich – honor, lojalność. - Wiem, że to dużo. Jeżeli Shirei-kan sobie życzy, mogę to wszystko spisać w raporcie, by łatwiej było do tego wrócić – wierzyła jednak, że to naprawdę ważna sprawa. Członek krwawego pokolenia próbujący kontrolować legendarną ogoniastą bestię, OGONIASTĄ BESTIĘ, zgrupowanie mające jakiś związek ze zniszczoną Radą i Kami no Hikage. To jasną, czystą linią prowadziło do Hana.
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Nie każdy był mówcą. Nie każdy mówcą być chciał. Asaka mówić lubiła, więc oddanie jej raportu, nawet jeśli nie był on zabawny, było sensowne. Wszystkie te szczegóły, szczególiki... każdy mankament, na który się napatoczyli - to, o czym lider usłyszeć musiał. Gdyby był tutaj sam... ach nie. Nigdy nie dotarłby do tego punktu sam, bo nigdy nie zdecydowałby się na służbę akurat w Daishi, akurat u lidera tych, którzy nawet ze śmiercionośnej broni tworzyli sztukę. Można było mówić o podejrzeniach, przypuszczeniach, przecież co dwie głowy to nie jedna. Usłyszenie innego punktu widzenia poszerzało horyzonty.
- Przede wszystkim wspominał, że mierzył się z Muraiem z Krawego Pokolenia. I wygrał z nim. Miał wiele ciekawych opowieści, których zwykły ninja by nie doświadczył.- Przesuwał palcem po tsuyi krótkiego miecza, który nosił przy pasie. Leniwie, pomalutku, w miarę rozwijania się historii. Nie spoglądał cały czas na shirei-kana. Słuchał. Pomimo tego, jak treściwa była to opowieść i że sam brał w niej udział tyle już razy, to słuchał uważnie. Właśnie gdyby było coś, co warto by było dopowiedzieć. Zastanawiał się jednak, na ile kariera bycia shinobi była zabawna. Na ile pięcie się po drabinach, nabieranie "na znaczeniu" było dla niego istotne. Było? Aby budować, aby kreować, aby wykorzystać to, jak piękną bronią byli Koseki i zacząć zgarniać dla siebie coraz więcej i więcej..! Chciwość gubiła, a Shikarui był bardzo chciwy. Chciał wszystko - i gdy tego naprawdę pragnął znikały hamulce. Do celu zazwyczaj da się dojść na kilka sposobów, Natsume miał całkowitą rację - różnica polegała na tym, że to "zazwyczaj" pozostawiało sporo możliwości, w których inne drzwi były pozamykane. Wędrujesz drogą, a tam żadnych rozdroży. Tylko gęsty las, w który nie możesz wkroczyć. Zbyt wiele węży wiło się w cieniach rzucanych przez liście. -To było przypadkowe spotkanie na drodze. Nie miało podłoża interesów. - Przypadki chodzą po ludziach. Zwykłe pogadanki... chociaż niemal niemożliwym wydawało się natknięcie na kogoś takiego - oto był. Chyba był. Shikarui poddawał to sporym wątpliwościom. Jednak był z natury dość podejrzliwy. -Nie ma pewności, że był to Cesarz. Jeśli był... to bardzo odmieniony. - Sprostował, aby Kazuo nie brał czasem tego za pewni. To jedynie przypuszczenia. Zgadywanki, których nie potwierdzą, ale która to zgadywanka nie wydawała się taka wcale głupia, wnioskując po wszystkim, co usłyszeli.
- Yoshimistsu posłużył się Mangyeko Sharinganem, żeby zapanować nad bestią. Jego zasoby chakry topniały bardzo, bardzo szybko. Kiedy był wyczerpany, teleportował się w pusty korytarz. Po tym zniknął. Nie widziałem go w zasięgu wzroku, choć wtedy nie szukałem na przestrzeni 9 kilometrów. Nadal mieliśmy demona na głowie. - Shikarui doskonale wiedział, gdzie był Yoshimitsu. Mógł zwrócić na niego uwagę innych. Mógł zrobić całkiem wiele rzeczy, żeby go zatrzymać. Nie chciał. Yoshimitsu, ten szaleniec... Shikarui go polubił. Był bardzo jasnym płomieniem, który wybuchał wyjątkowo jasnym ogniem. Ten zaś był oczyszczający na swój sposób. Zresztą, dla spokoju ducha lidera, nie zamierzał też wspominać, że sam chciał sprowokować demona, żeby ten wyrżnął osoby w dole, zamiast gadać i się czaić. I to po nieudanym sabotażu Yoshimitsu przejął stery. To były sekrety, które pozostaną między nim i Asaką. I które wywołały niepewność w grupie, poddając w wątpliwości, czy Sanada są godni zaufania. Och, ona była. A to przecież on uchodził często za tego bardziej miłego.
Teraz już spoglądał na Kazuo wprost. Historia zrobiła na nim ogromne wrażenie. I wygląda na to, że użytkownik kryształu, który również tam z nimi był, nie miał okazji jeszcze zdać raportu. Dożył w ogóle? Jego ciało było takie słabe... Równie dobrze coś mogło się mu stać w drodze. Jak na oko Shikiego - nie wyglądał na zbyt lotnego i zdolnego sobie poradzić w każdej sytuacji. To dobrze. To była szansa zabłyśnięcia i tak też się stało. Przedstawili swoją wartość jako ninja, którzy mimo spotkania z taką bestią przeżyli. Przeżyli również dużo więcej zagrożeń, które nie pozostawiły na nich śladu. Stawało się też oczywiste, dlaczego to wszystko trwało tak cholernie długo.
- Przyszło mi do głowy... że łatwo byłoby wykorzystać osłabienie Cesarstwa. Drogą morską kontakt nie byłby trudny. Poparcie silnego rodu w zamian za... stal kantańską, na przykład... mogłoby być dla nich całkiem cenne. Nie jest również ryzykowne. Ryuzaku no Taki nadal jest w rozpadzie po Kami no Hikage, a zachodnia część jest zajęta swoimi wojnami. Cesarstwo może samo się zjeść. Zanim się zje, można je eksploatować.
Oczywiście, że Shikarui był przy tym potrzebny. Przede wszystkim był tam z nią, i może i nie lubił za dużo gadać, to jednak aspirował do tego, by zacząć oficjalnie służyć rodowi Koseki. Nawet ostatnio poprosił Kazuo o to, by przydzielił mu wyższą rangę niż Doko, a lider obiecał, że się nad tym zastanowi. No i czy byle Doko byłby w stanie te wszystkie informacje wyciągnąć? Wątpliwe. Poza tym Shikarui był tu potrzebny po jeszcze jedną rzecz: jako mentalne wsparcie. No i lwią część tych informacji zdobył on i jego oczy, o czym Asaka kilka razy wspominała. Bez niego to wszystko by się nie udało. Był więc się tutaj pokazać. Pokazać, że mu zależy. Asaka nie zamierzała zgarniać dla siebie wszystkich laurów. - Zaczepił nas bo chciał sobie z kimś porozmawiać. Powiedział, że wędruje z miejsca na miejsce i nie ma okazji z nikim porozmawiać o codziennych sprawach. A później wylądowaliśmy na wspólnym ognisku i herbacie –doprecyzowała jeszcze po chwili, gdy jej mąż wytłumaczył kilka kwestii związanych z chyba-byłym-Cesarzem. Zgadywanie zgadywaniem, mówili, ze nie mają pewności, jednak prawdopodobieństwo było… i to dość spore. Zbieg okoliczności zbyt duży.
Nie przerywała, gdy Shikarui znowu zajął się mówieniem. Tym razem o Yoshimitsu, odpowiadając na pytania Kazuo. - Tak, demon był niesamowicie ruchliwy i dwa razy próbował posłać w kogoś tę swoją niszczycielską energię, która wywaliła całą tę ziemię i skały w powietrze. Kogoś chyba zresztą pożarł, więc musieliśmy uważać na jego łeb i na te wszystkie pięć ogonów, które miał. Bo chyba nie wspomniałam… To był Pięcioogoniasty. Był cały biały, miał taki obły pysk jak u jakiejś ryby, mnóstwo ostrych zębów, ale tułów i resztę ciała jakby… od kozy? Miał kopyta, to na pewno. Dziwnie wyglądał – z tym sabotażem to nie było do końca tak. Owszem, chcieli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, znokautować demona i zrobić porządek z Shigą, i zresztą Asaka o tym wspomniała. Że gość okazał się być szurniętym Jashinistą z listem gończym na głowie i, że gdyby nie to zamieszanie to nie mieliby z nim szans jeden na jednego. To znaczy… Pewnie by mieli. Całkiem możliwe, że w tamtym wypadku tylko Asaka mogła sobie poradzić z tym świrem, zamykając go w krysztale, ale byłoby trudniej, bo uwaga tego wariata byłaby całkowicie poświęcona im. A przecież wystarczyłoby, że ich draśnie i byłoby po wszystkim. Tym niemniej gdyby nie głazy, które zleciały na łeb Kokuo, to mieliby na pewno dużo większy problem z poskromieniem demona i nad tym nie było nawet co gdybać. Bo takie były fakty. Te kilka chwil spokoju kupiło im ogromną ilość czasu i zupełnie przechyliło szalę zwycięstwa na ich stronę.
Jak na ironię, Asaka nie miała pojęcia, że ten chłopak, który nie przedstawił im się z imienia, i który przyszedł z młodą Masako, należał do tego samego rodu co ona. Nie widziała, by tworzył coś z kryształu, nic sam nie powiedział – nie przyszło jej nawet do głowy, że chłopak mógłby tutaj przyjść i zdać raport. Ale nawet gdyby – to nie było go przy końcowej akcji, nie widział więc dokładnie co się działo. Nie było go też w namiocie z Ridą, która opowiedziała im co działo się w pierwszej grupie – i co Asaka też przedstawiła Shirei-kanowi, przedstawiając mu zupełnie całą historię, z dwóch stron. - Spiszę więc w domu i jak najszybciej przekażę kompletny raport – zaproponowała to sama, bo doskonale wiedziała, że dla kogoś, kogo tam nie było, może to być za dużo. Wszystkie imiona i nazwiska, umiejętności, wydarzenia – wszystko tutaj było ważne. Bo to była l e g e n d a, która okazała się prawdą i do tego zrobiła takie spustoszenie. A ktoś chciał nad nią zawładnąć. Ktoś… Yoshimitsu. Sprawa, o której Asaka i Shikarui musieli jeszcze porozmawiać, bo ciągle ktoś był obok, ciągle nie było okazji.
Zdziwiła się słysząc propozycję męża odnośnie kontaktu z Cesarstwem, ale się nie wtrąciła. W sumie nie brzmiało to jak zły pomysł.