Osada Sokoyama

Terytorialnie największa prowincja Karmazynowych Szczytów, zamieszkana przez Ród Kōseki. Daishi graniczy od północy i zachodu z morzem, na wschodzie z Soso, zaś południowa granica oddziela ją od Kyuzo i obszaru niezbadanego. Efektem tego jest możliwość tworzenia bardzo dochodowych szlaków handlowych i handlu morskiego przy - niestety - utrudnionym utrzymywaniu bezpieczeństwa włości. Podobnie jak pozostałe prowincje, dominuje tu krajobraz górski i lasy iglaste, z tą różnicą że dużo tu fauny - w tym tej drapieżnej, co na dłuższą metę może być dosyć niebezpieczne dla podróżników. Na ziemiach tych mieszkają również shinobi ze Szczepu Jūgo.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Co ona najlepszego narobiła? Nic takiego. Po prostu była – i była sobą, nikim innym. Zadufaną w sobie samolubną suką, która uważała, że jest lepsza od innych, bo była jedną z Kosekich. Tak czy nie? Shikarui powinien znać odpowiedź na to pytanie. A co on najlepszego zrobił, że te złote oczy nie chciały go spuszczać z widoku? Że chciały ciągle go mieć przy sobie, że chciały się nim opiekować?
- Reira mi zmieniła. W większości się już zagoiło… Jutro ściągnę go całkiem. Nie boli w ogóle – chwilowo jeszcze nie wyglądało to najpiękniej, ale strupy już miały to do siebie, że ogólnie nie wyglądały. Nie musiały, w końcu i tak odpadały.
Tak, byli brudni i spoceni, to fakt, jednak Asaka, z jej wariactwem na punkcie ran i chorób przemywała tę ranę czystą wodą bardzo dokładnie. Wolała momentami nawet się nie napić, a umyć ranę i założyć czysty opatrunek. Kwestia zmarznięcia to inna sprawa, ale zdążyła wyciągnąć już cieplejszy płaszcz, trzymany jak dotąd w zwoju robiącym jej za szafę, to i nie było aż tak zimno. Ale i tak trzeba się będzie przygotować na zimę, która na tych terenach potrafiła dać w kość. I… to było miłe, że pytał. Przynajmniej wiedziała, że się martwi i że w jakimś sensie na pewno mu zależy – choć to wiedziała już po tym, jak bez słowa zdecydował się pójść za nią na tereny objęte wojną.
- Nie… Los i czas i tak wszystko weryfikują – i znowu przychodził jej na myśl Teiren, który ją osądził, mierząc ją swoją miarą. A czy na koniec okazała się taką osobą, za jaką ją miał? A przecież już swój sąd wydał – wyrok został postawiony, a jego skutkiem było… co właściwie? Pięść na jego szczęce? To na pewno. - Chodziło mi o przykład Reiry. Jak w ogóle można komuś kazać wybierać między sobą, a między tymi, których się kocha? Czym ona zawiniła? Jak w ogóle można podjąć taką decyzję? Jak znam życie to wybrałaby ich, a siebie skazała na śmierć. A to byłoby egoistyczne, bo skazałaby ich na życie bez niej, na odczuwanie pustki i straty, a ona… Jej byłoby już wszystko jedno. Trup to trup – coś o tym wiedziała, prawda?
W czasie pomiędzy trafieniem do Seiyamy a krążeniem po Daishi z resztą niedobitków epidemii do jej dziesięcioletniej głowy napływały najróżniejsze myśli. W większości złości i nienawiści do świata, ludzi czy rodziny, która tak samolubnie ją opuściła. Wiadomo, nie do końca się to pokrywało z rzeczywistością, ale… przemyślenia tak czy siak zostały w niej głęboko, a obserwując świat dalej, gdy dojrzewała, widziała co robią ludzie. I jak bardzo ranią swoich bliskich myśląc, że robią coś dla nich dobrego.
Lubił ją słuchać, więc mówiła… Ona lubiła gadać, on lubił słuchać. Dlaczego miałaby nie uważać, że nie jest godny życia? Nie patrzyła na przeszłość – nie znała tej jej, ale ludzie robili różne rzeczy. Wierzyła, że każdy może się zmienić, tak jak i ona się zmieniła. Ważne było tu i teraz, a nie jakieś kiedyś. Po tym, co widziała w Shikaruiu teraz, po tym jak zachowywał się aktualnie, nie miała powodów, by go skreślać. Nie znała go kiedyś i to się nie zmieni. Opowieści to opowieści, historia to historia, a teraz jest teraz.
- Taaak… Dokładnie to – dlatego nie potrafiła przejść obojętnie obok przywiązanych do drzewa ludzi i pilujących ich bandytów, którzy zdaje się chcieli ich spalić… Dlatego nie mogła przejść obojętnie obok Reiry, która chciała dostać się do swojej rodziny. Nic za darmo, wiadomo, ale to były powody, jedne z wielu, dla których działała tak, a nie inaczej. - Dobrze, to mi wystarczy – przecież nie wszystko wychodziło od razu, prawda? Czasem trzeba było wielu prób, nim załapało się w czym rzecz. Jak podczas treningu. A Shikarui był bardzo pojętny, absolutnie niegłupi. Uśmiechnęła się do niego.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

Taka z niej samolubna suka była, że aż ciepłym okładem kładła się na obolałe ciało i mięśnie. Taka samolubna, że troszczyła się o niego. Tak samolubna, że wolała się z nim rozstać, chociaż rozdzierała ją ta myśl i to uczucie, chociaż wcale nie chciała. Tak samolubna, że... Oh, Asaka była egoistką, tak jak i on - i co z tego? Była nią do zdrowego stopnia, w którym każdy powinien nim być. Jeśli nie jesteś pomóc samemu sobie i zapewnić sobie komfortu, nie jesteś w stanie też pomóc innym. Chory choremu nie pomoże - proste. Shikarui potrzebował pomocy na wielu płaszczyznach i chętnie z niej korzystał. Łapał jej dłoń - ciekawe, czy podawała ją świadomie? Mógłby dostrzec więcej - wszystkie rzeczy, które dla niego robiła, doceniał każdą pojedynczą, ale gdyby tylko trochę się zastanowił, przemyślał to... To co? Miał bardzo wiele czasu na przemyślenie wszystkiego. Oboje mieli. Żaden drugiego nie poganiał, byli chorzy na swoje własne sposoby, spaczeni dawnymi czasami, ale dzięki temu wiedzieli też, gdzie należy wsunąć rękę pod ramię, żeby jak najlepiej podeprzeć, jeśli zaczniesz się chwiać. Chociaż, tak na dobrą sprawę, wcale nie wiedzieli o sobie jakoś olśniewająco wiele.
- To dobrze. Pociemniało mi aż przed oczami, jak zobaczyłem, że cię dosięgnęli. Cała tamta akcja była zła. - Nie dlatego, że pomordowali niewinnych, bo to mu nieprzeszkadzało. Była chaosem, w którym nawet jemu ciężko się było odnaleźć. Biegający Teiren i Ren rozpraszali, nie potrafił się odpowiednio skupić, cele latały jak oszalałe, a wśród nich "sojusznicy", więc i nie można było rzucić mgły. To znaczy - można było i nawet to rozważał, ale pewnie zaraz by oboje to cholerstwo rozpędzili. Już się tego nauczył, że ci, których próbujesz bronić, włażą ci pod nogi i chociaż mają być pomocą - przeszkadzają. Rzecz jasna Ren i Teiren dużo zrobili, tak jak i Asaka - Ren i ona w sumie najwięcej. Nie w tym rzecz, kto ilu ubił. Nie byli w przedszkoli. - Dobrze, że pozbyliśmy się Teirena. Nawet nie wiesz, ile razy go zabiłem w swoich myślach i na ile sposobów, kiedy tylko się odsłaniał. - Ona wybaczyła Teirenowi, ale on nie. Sanada nie zwykł wybaczać. Pamiętał każdą, najmniejszą krzywdę, a na Teirena był tak samo wściekły jak na tamtego mężczyznę, któremu wypruł flaki, a który odważył się zaatakować Asakę. Wcale na zezłoszczonego nie wyglądał - przynajmniej nie teraz. Standardowa ostoja spokoju. Znużona wędrówką.
Słowa Asaki dały mu do myślenia. Brzmiały... znajomo.
- Też kiedyś to zrobiłem. - Nie, nie to, że dał komuś wybór. To też, ale nie o tym aktualnie mówił. - W Kami no Hikage. Widziałem, że nadciąga Wojna. Istota o tak potężnej chakrze, że nie była nawet ludzka. Potwór. Mogłem tylko pchnąć Akiego do ucieczki i samemu odciągnąć jej uwagę. Ten wybór był prosty. Ale on wtedy stanął obok mnie i jeszcze był na mnie zły, że zgrywam bohatera. - Uśmiechnął się na to wspomnienie. - A jaki ja byłem na niego wściekły... - Miał ochotę darować Wojnie roboty i samemu go rozszarpać. Na szczęście, jak Asaka wiedziała, był happy end. Przynajmniej względnie. O tym, że sam by wykorzystał od razu taką sposobność przeciwko innym nie powiedział nic. Asace by się to nie spodobało. Powinien zmienić swój tryb myślenia, ale... czy to by nie było dla niego miłe? Móc zginąć za... nie, pewnie, że by nie było miłe. Chciał żyć, do cholery! Zasłużył na to, żeby żyć!
- Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej skomplikowane się to wydaje. - Przyznał. Rozpatrywał to pod kątem wszystkiego tego, co robiła Asaka, ale chociaż to rozumiał, to większość tych rzeczy, w jego wykonaniu, była niedorzeczna. Nielogiczna. - Skoro nie lubię, jak inni są wyżsi ode mnie, to nie mogę być wyższy od innych? - Uśmiechnął się nawet lekko z tego żarciku. Bo tu już wystosował żarcik, nie pytał na poważnie.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Oczywiście, że była egoistką. Egoistką, nie altruistką. Ale to było bardziej skomplikowane, niżby się wydawało na ten pierwszy rzut oka. Nie miała w zwyczaju martwić się o wszystko i wszystkich, bo chyba by oszalała. Po co miała się martwić o obcych? O kogoś, kto zaraz zniknie z twojego życia – dlaczego tracić czas i marnować na tę osobę myśli i zmartwienia? Po co, skoro można tę energię podarować komuś innemu, komuś znacznie bliższemu sercu, niż byle podróżny, z którym szło się krok w krok przez dwa kilometry. Ona wolała te myśli przeznaczać na swoją rodzinę, która była niemalże na wyciągnięcie ręki. Na Shikiego, który nie był jej w żadnej mierze obojętny.
- Prawdę mówiąc to zdziwiłam się, że im się udało… I bardziej byłam zła na siebie, że tego nie przewidziałam niż na to, że w ogóle się to wydarzyło – Asaka spod ziemi miała mały wgląd w tamto pole bitwy. Nie wiedziała więc jaki chaos tam panował, mogła się tylko domyślać… Wiele rzeczy wtedy poszło nie tak i nie była to niczyja wina.
Cóż, wiedziała na przyszłość, żeby po wciągnięciu pierwszego przeciwnika po prostu uciekać. A ta rana była ostrzeżeniem, że następnym razem może nie być tak kolorowo. Asaka domyślała się, że Shikarui widział co się wydarzyło pod ziemią. To dlatego wpadł w… szał? To z jej powodu? Cieszyć się czy płakać? W tej chwili miała do tego stosunek ambiwalentny.
- Teiren… Taaa… Bezczelny typ – ona z kolei starała się go ignorować, żeby przypadkiem nie wywołać jakieś kolejnej, małej wojenki, w której trzeba będzie coś komuś wyjaśnić pięścią. Sądziła, że już z tego wyrosła tak prawdę mówiąc i ta jedna sytuacja pokazała jej jak daleko jest jeszcze do tego, by miała nad sobą pełną kontrolę. Jednak później już się pilnowała. - Przypomniał mi o rzeczach, które chciałabym zostawić daleko za sobą – nie wzięła do końca na serio słów, które powiedział, o tym ile razy zabił go w myślach. Wzięła to po prostu za… figurę retoryczną. Może właśnie dlatego, że właśnie nie wyglądał na zezłoszczonego? Chociaż wtedy wyglądało, jakby mówił bardzo poważnie, żeby się zabierał i nie wracał.
- No właśnie. O tym dokładnie mówię. Ludzie rzucają swoje życie na szalę nie myśląc o późniejszych konsekwencjach – o tym, że ludzie robili różne rzeczy pod wpływem chwili, nie myśląc co będzie potem, mogłaby napisać książkę. Pięciotomową. Sama była właśnie owocem takiej bezmyślności. I inni musieli z tymi konsekwencjami żyć. - Nawet nie myśl, żeby mi kiedyś wykręcić taki numer. Potrafię być bardzo impulsywna. I niesamowicie złośliwa – Kami no Hikage było już pewnym symbolem, to, co się tam wydarzyło stawało się żywą legendą dla tych, którzy tam nie byli – jak dla Asaki właśnie.
Wiedziała, że ten Aka Uchiha jest kimś ważnym dla Sanady, że uratował mu życie. Czy i ona nie powinna być mu za to wdzięczna? Że chłopak o kruczoczarnych włosach mógł tutaj dzisiaj z nią siedzieć i opowiadać o tym czy o tamtym? Chyba powinna. Więc była. Kwestia Wojny to była inna sprawa, której dziewczyna nie komentowała, chociaż starała się to w jakiś sposób ułożyć w swojej głowie.
- To nie jest takie trudne – mogło się takie wydawać, to fakt. Ale gdy już się załapało, to nagle wszystko stawało się proste. Grunt to było znaleźć swoją własną drogę i sposób w jaki chciało się przeżyć to jedno życie, które zostało nam dane – tak przynajmniej uważała białowłosa. A Sanadzie nie chciała nic narzucać. Pytał, więc odpowiadała. Prosił, żeby nauczyła go być lepszym człowiekiem… Innego sposobu nie znała. - A skoro ja nie lubiłam tego, że wszyscy się na mnie gapią, to miałam im wybić oczy? – cóż… prawie. Wybijała zęby. Parsknęła pod nosem.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

Jeśli rozdzielasz samego siebie na zbyt wiele kawałków, rozdajesz swoje części, swoje serce, poświęcasz kawałki myśli każdemu, kto tego zapragnie, w końcu zaczyna brakować ciebie samej. Nie ma cię dla samej siebie. Skoro zaś nie ma cię dla samej siebie, jesteś też cieniem dla tych, dla których zawsze byłaś najważniejsza. Taki był utarty zwyczaj, że ludzie łapali całą rękę, kiedy dawałeś im palec. Ciężko ich za to winić, co? Każdy przecież chce coś uszczknąć dla siebie i zapewnić sobie w miarę godne życie. Najlepiej te najbardziej godne, a przede wszystkim WYgodne. Tylko że istniała różnica między wołaniem na kogoś per "egoisto", a per "samolubna suko". Taka maleńka, widzisz? Wiem, wiem, wystarczy zamienić parę literek, tam coś zabrać, tam dodać i już w zasadzie robi nam się to samo, więc bez różnicy. Podejście motłochu, że rzucać mięsem można, kiedy czuje się wystarczająco pokrzywdzonym, żeby nie widzieć przy tym nawet milimetra tej winy własnej. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby tylko jedna ze stron brukała sprawę syfem, a druga była olśniewająco w tym biała.
- Jak działa ta technika? Widzisz, co dzieje się nad tobą? - Nie miał pewności, chociaż widział ją kilkukrotnie w akcji - i za każdym razem nie było większych problemów, żeby przeciwnika namierzyć. To było problematyczne. To znaczy - dla przeciwnika było, kiedy ktoś nagle ci znika i nie masz pojęcia, gdzie może wyskoczyć następnym razem. Asaka radziła sobie z tym naprawdę nieźle. Im więcej daną technikę ćwiczysz, tym bardziej naturalnie ci wychodzi, staje twoim drugim ja, przestajesz się zastanawiać nad jej wykonywaniem - po prostu robisz. Bez żadnej większej filozofii. Cholera, ich rozmowy zadziwiająco często kręciły się wokół technik. Jak tacy psychofani, co nie mogli się po prostu od tego tematu oderwać.
- Ten podbródkowy był idealny. - Pochwalił, czego nie zrobił wtedy tam, wcześniej. Ale pochwała się należała. Och, cudownie rozstrzygnęła tę sytuację! - Powiedz, powinienem był wtedy wcześniej wkroczyć między was? Zastanawiałem się nad tym. Byłem gotowy zareagować, gdyby Teiren się na ciebie rzucił. Wydawało mi się, że będziesz czuć satysfakcję ze zwycięstwa, kiedy sobie poradzisz. Zamiast tego widziałem gorycz. - W niej, głęboko w niej, która przelewała się i zostawała na wszystkim, o co się otarła. Smutna sprawa. Tak jak to wspomnienie musiało być smutne, kurewsko bolesne, które Teiren wyciągnął na wierzch.
- Wolałabyś zginąć zamiast mnie? Czy razem ze mną? - To nie miało sensu, w jego mniemaniu. Było bardzo ciekawe, ale nie bardzo rozumiał, czym się kierowali w tym wypadku. Tym, że nie chcą czuć się źle? Lecz rany goją się z czasem. Niektóre pozostają na zawsze jako bolesne i brzydkie blizny, łatwo je było rozerwać, ale człowiek został stworzony do przystosowywania się, w genach miał wpisane przetrwanie. Jedna śmierć przecież nie przekreślała tego całkowicie, a pozwalała dalej żyć. - Nie mogę tego obiecać. - To znaczy: mógł, bo mógł ją okłamać, ale nie chciał. W żadnym wypadku nie chciał. - Chociaż... ze względu na tę złośliwość, chyba rozważę to jeszcze raz. - Żartował, rzecz jasna. Temat śmierci był chyba zawsze ponury, chociaż jego rzadko kiedy ruszał tak prawdziwie. Tutaj miał wrażenie, że Asaka nie czułaby się dobrze, gdyby jeszcze chwilę to potrwało. Byłaby, przede wszystkim, zła. Nikt nie chciał się przecież czuć źle.
- A lubisz, kiedy ktoś ci wybija oczy? To przecież tak nie działa. - No właśnie, to była bardzo dużo i bardzo otwarta filozofia, którą należało uzupełnić o bardzo wiele warunków i wyjątków. Jak ten, że kiedy trzeba, to bez względu na to, czy tobie to niemiłe - czyń tak drugiemu. Poderżnij skurwysynowi gardło, jeśli ten chciał poderżnąć je tobie. - Ta filozofia jest mi już bliższa. Oko za oko. Ząb za ząb. - Niemilość za niemiłość.
Dobroć za dobroć.
Widzisz? Działało w obie strony.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Ale były też sytuacje, gdy motłoch tak po prostu przyklejał łatkę. A ty…? Ty się już nawet nie starasz, bo… po co, skoro żaden wysiłek niczego nie zmieni? Asaka w pewnym sensie była olśniewająco biała, może nawet srebrzystobiała. Bywała też krystalicznie czysta. Do czasu. Wszystko zawsze trwało do czasu. Każdy miał jakiś swój limit. A Asaka nie należała do najcierpliwszych osób na świecie. Wystarczyła drobna iskra, by ogień zapłonął. Shikarui nie mylił się w swoim skojarzeniu, że białowłosa miała iście ognisty temperament.
- Nie widzę. Wyczuwam trochę. Jakby… hm, drobne wibracje? Nie wiem jak to wytłumaczyć. To nie działa na duże odległości. Ale wiem mniej-więcej gdzie znajduje się przeciwnik, więc mogę się pomału oddalić, albo spróbować go wciągnąć pod ziemię – w sumie to zapomniała już o tym jak głupio musi to wyglądać z góry, gdy twój przeciwnik znika i nie jesteś w stanie stwierdzić gdzie się znajduje. Oglądała tę technikę wielokrotnie, chociażby w wykonaniu swojego ojca, czy innych dzieciaków, które uczyły się opanować podstawy. A to, że często rozmawiali o różnych technikach… Czy to źle? Podróżowali razem. Chyba warto było rozumieć i wiedzieć czego spodziewać się po osobie, która ma cię wspierać na ewentualnym polu walki.
- Nie pierwszy i nie ostatni w moim życiu, wierz mi – Asaka powiedziała to z przekąsem i odwróciła głowę, którą oparła na dłoni opartej na łokciu, i zagapiła się w okno.
Nigdy mu nie mówiła o swoim burzliwym dzieciństwie ani o tym, jak niemalże niereformowalna była i jak rozwiązywała wszelkie konflikty. Była bardzo… problematycznym dzieckiem. Dzieckiem, które w ten sposób starało się zwrócić na siebie uwagę innych, żeby ktoś powiedział, że nie jest taka czy owaka, ale przynosiło to tylko odwrotny skutek, który wcale nie sprawiał, by się uspokajała. Jeden kamyczek ciągnął za sobą całą lawinę.
- Nikt nigdy się za mną nie wstawił, więc nie wiem czy powinieneś. Może. Widziałeś gorycz, bo ją czułam. Myślałeś, że to pierwszy raz, gdy słyszę podobne słowa? Niestety nie. Powinnam się już przyzwyczaić, a jednak to zawsze boli tak samo – odwróciła się od okna i lepiła swoje złote oczy w Sanadę. Wchodzili na niebezpieczne wody, ale Asaka nie była zła. Była… zmęczona. Zrezygnowana. Shikarui nie wiedział o niej wielu rzeczy, tak jak ona nie wiedziała ich o nim. Tak to już było. Z czasem te karty powoli się odkrywały.
- Nie, Shikarui. Wolałabym, żeby żadne z nas nie ginęło – i znowu, to ten właśnie wybór. Ty czy ja? Egoistyczne myślenie, że odda się za drugą osobę życie, a ta osoba będzie z tego powodu szczęśliwa? Nie, nie będzie. Już wizja umierania razem była sensowniejsza, gdy żadne nie nadstawia karku za to drugie. To brzmiało fair. Tylko czy było fair dla ich innych bliskich? Dla rodziny Asaki? Dla Akiego? - Ale jeżeli już mam wybierać z tych dwóch ubogich opcji, to wolałabym tę drugą. Bez przywilejów, jak równy z równym. Nie chciałabym mieć twojego życia na sumieniu. I nie chciałabym też, żebyś ty miał moje na swoim - nie mógł obiecać czego? Że nie zrobi czegoś głupiego?
Asaka chyba powinna go ostrzec, że ma uczulenie na głupotę innych i żeby nie szedł tą drogą, bo była gotowa mu ją z czystej złośliwości zagrodzić własnym ciałem. Nie będzie żadnego stawania twarzą w twarz z przeciwnikiem, by ona mogła uciec. Nie ma opcji. I tak, powoli robiła się poirytowana; głodna, zmęczona, zziębnięta to i zła. I jeszcze trzeba mu było takie proste rzeczy tłumaczyć. Proste dla niej.
- Tak, ząb za ząb, gdy już nie ma innej możliwości – i owszem, nie zamierzała się z tą myślą kłócić, bo sama była pełna gniewu i byłaby skora do zemsty. To nie był spokojny duch, zdecydowanie nie. Ale w sytuacjach takich jak tamta, z Hyugą, czym innym miała się kierować jak nie tym, co wyznawała w pierwszej kolejności?
Oczywiście, że to działało w obie strony. Na tym to właśnie polegało.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

Ten próg wytrzymałości malał z czasem, im bardziej na ciebie wjeżdżali, tym bardziej chciałeś się bronić. Nawet jeśli chcesz być jak najlepszy i jak najbardziej dobry, to kiedy nikt wokół nie docenia twoich starań, a widzą tylko dziury w spodniach i podarte kolana, poddajesz się. Po długim biegu w końcu przysiadasz, zatrzymujesz się. Poddajesz. Jedni utrzymywali się dłużej, drudzy wygrywali i w końcu osiągali to, czego pragnęli, trzeci odpadali bardzo prędko, a słone łzy szkliły ich oczy cały czas. Czwarci zaś zamieniali swój smutek w gniew i to jego czynili swoją siłą. Obie wiemy, którym z tych typów była Asaka. Dlatego, chociaż jej domeną był wiatr i ziemia, nie przypominała Shikaruiemu żadnego z tych żywiołów, a właśnie płomień. Możesz się przy nim ogrzać, wniesie światło do twojego życia, oparzysz się, jeśli wyciągniesz do niego rękę nieuważnie i będziesz chciał go uszkodzić, ale i spali twoich wrogów, jeśli tylko dasz mu szansę i zaufasz na tyle, żeby nie próbować go kontrolować. Spali też wszystko, co kontrolować go będzie próbowało. Jednych traktowała łagodniej, drugich atakowała na miejscu - dawno już minęły czasy buntu, kiedy chciała być doceniona za wszelką cenę, hormony odbijały i prowadziły do samonapędzającej się agresji. Ona nie chciała, żeby inne dzieci tak na nią reagowały, odpowiadała akcją na reakcję, a reakcja prowadziła do powrotu akcji ze zdwojoną siłą. Strasznie ponura karuzela, która nie cieszyła oczu pastelowymi barwami, bo dawno z niej odpadła farba, połuszczone resztki przylepiały się do palców, a to, co wystawało, pokryte było rdzą. Brzydką, brudną rdzą. Niewiele dzieci chciało się kręcić na takiej, jeszcze mniej dorosłych chciało puszczać swoje latorośle do miejsca, gdzie mogło się im coś stać, gdyby brakowało jednej śrubki, albo stal w jednym z punktów była już tak nadżarta przez czas, że mogłaby w każdej chwili pęknąć. Uczynić krzywdę tym, którzy przed krzywdą powinni być bronieni. Szkoda, że nie było chętnych do bronienia Asaki.
- Gdybyś się przyzwyczaiła, nie bolałoby. A na ból są tylko dwa sposoby. Możesz od niego uciec albo możesz pozwolić, by wypalił twoje serce. - Asaka się do niego przyzwyczaiła w ogólnym rozumieniu. Do tego, że tak ją nazywają - na ten swój pokrętny sposób. Nie dziwiło ją to już, po prostu nadal bolało i nie chciał jej wmawiać, że było inaczej. Nie o to mu chodziło. Ona nie mogła pozwolić na to, żeby jej serce zostało wypalone, więc ciągle trzymała się pułapu, w których już nie uciekasz, ale też nie ulegasz autodestrukcji. Zdaje się, że wybrała tę najlepszą z opcji, stając naprzeciwko swoich własnych koszmarów. Ambitnie i odważnie. Nie każdego było na to stać, ba! Większość nie mogła sobie na to pozwolić.
Nie zgadzał się z nią, ale nie powiedział tego. Wolałby przeżyć. To wcale nie było sprawiedliwe - śmierć obojga. Po co? Dlaczego, skoro jedno mogło ciągle żyć i nosić to drugie w sercu? Tak długo, jak pamiętasz, tak długo żyć będą wiecznie, a kiedy umrą i nie będzie już kto miał pamiętać, sens się rozpłynie. Nie powiedział tego jednak. Może drzemało w tym coś, czego jeszcze nie rozumiał, co musiał dopiero zasmakować? Ale wolałby poświęcić drugą osobę i samemu przeżyć, niż umierać z myślą, że umiera, kurwa, na darmo. Życie było zbyt cenne, żeby nim szastać, a czarnowłosy nie był pojebanym rycerzem na białym koniu. Tylko raz w swoim życiu zachował się w ten sposób, bo wiedział, że nie ma żadnego innego wyjścia z tamtej sytuacji. Było tylko albo-albo, żadnych ustępstw. Przynajmniej takie było z perspektywy kalkulacji, jakie wtedy podjął, bo ostatnie, co robił, to działanie impulsywne, choć... to się ostatnio zmieniło. Nie wiedział nawet czemu. Chyba dlatego, że zaczynał pojmować z całą mocą, jak cenne były emocje. Z drugiej strony chciał pchać się na wojnę znając ryzyko, bez względu na niebezpieczeństwo. Gdyby coś nie wypaliło i natrafili na prawdziwych przeciwników to nie byłoby za dobrze.
- Polubiłaś Reirę? Wydawało mi się nie grać sporo elementów w tej historii. - Kelnerka w końcu postawiła przed nimi zamówienie i mogli zająć się jedzeniem. - Zrobiła na mnie dobre wrażenie, tylko głupie. Już ci to mówiłem - że kiedy ci na kimś zależy, pędzisz na złamanie karku. Nie ważne dokąd.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Z charakteru i sposobu życia Asaka rzeczywiście mogła nie przypominać żadnego z żywiołów, które kontrolowała – wiatr potrafił wzniecać ogień i czynić go mocniejszym, zaś ziemia potrafiła zostać przezeń spopielona bądź mogła ten żywioł zgasić całkowicie. Zależy co, zależy jak. Z kolei Shikarui… on władał wodą i dokładnie ją przypominał. Spokojny, czasami ślamazarny, falował zgodnie z przypływami i odpływami. Jednak i w jego sercu i umyśle potrafiła rozpętać się burza, sztorm. Potrafił sprawić, że ta spokojna na co dzień woda przestawała być taka cicha. Potrafił, mógł i chciał rozpętać piekło. I wiecie co? Potrafił też ugasić ogień, który rozpalał się zbyt mocno w sercu białowłosej. Tak jak ona potrafiła swoim ogniem ocieplić chłodną wodę jego serca.
- Przyzwyczaiłam się – czy tak nie było? Było. Trudno się nie przyzwyczaić, gdy całe twoje życie ktoś szydzi i mówi, że jesteś gorsza. Gdy trafiła pod skrzydła Kosekich i gdy udowodniła, że nie jest tak całkowicie bezużyteczna, większość z tych tekstów się skończyła, a może ona przestała zwracać uwagę, skoro miała jakiś cel w życiu? Czasami jednak każdy miał momenty słabości, nawet ona. Tak jak wtedy, podczas drogi. A Teiren drażnił ją już od samego początku, to jak zwracał się do Shikiego… On mógł być piekielnie zazdrosny, ale Asaka była nie lepsza i gotowa była pokazywać zęby w ostrzeżeniu jak każda lwica chroniąca swojego terenu. Czas, w który trafił Teiren wbijając swoją szpilkę był bardzo niekorzystny; zmartwienie o rodzinę, dziwne plotki na granicy, problemy stwarzane przez strażników… Potrafiło się tego namnożyć. - Mogłabym też sprawić, by każdy, kto ten ból sprawia, poczuł go dwa razy mocniej – nie, nie była tak krystalicznie czysta na każdym kroku. Ale teraz też nie do końca mówiła poważnie, ot, po prostu podchwyciła temat i zaraz złe myśli wyrzuciła na tył głowy. Wiedziała, że Shikarui nie miał nic złego na myśli, że starał się jej pomóc. Tylko czy był na to sposób…? - Kiedyś tak robiłam. Ale to walka z wiatrakami. Złość rodziła jeszcze większą złość. To było niekończące się koło nienawiści, gniewu i niezrozumienia.
Nosić w sercu drugą osobę? Chyba jej wspomnienie, karykaturę tego, kim się było. Wyidealizowaną do dziwnego poziomu, nierzeczywistą. W czym to pomagało? Mogłeś z tą trzymaną w sercu osobą porozmawiać? Mogłeś jej dotknąć, przytulić? Mogła złapać cię za rękę by dodać otuchy w złych chwilach? Mogła słuchać, albo odpowiadać na zadawane pytania? Skarcić, gdy robiłeś coś źle? Nie. Wspomnienie to tylko wspomnienie, zimne echo, które z czasem, który mijał, przynosiło tylko ból. Że nie zrobiło się wystarczająco wiele, że nie powiedziało się niektórych rzeczy. Tak, w którymś momencie godzisz się z tym i… żyjesz dalej, zapominając coraz bardziej, albo pogrążasz się w rozpaczy, która rozrywa serce, wiedząc, że czasu już nie cofniesz. I co? Asaka i Shikarui byli zupełnie różni na tym polu. Ona nie chciałaby żyć wiedząc, że żyje tylko dlatego, że się za nią poświęcił. I nie chciała, by on odczuwał to samo z jej powodu. To czy by faktycznie tak czuł to zupełnie inna kwestia. Ale… cóż. Już raz coś takiego zrobił, już raz chciał się za kogoś poświęcić. I co… Warto było? Najwyraźniej tamta osoba myślała bardzo podobnie do białowłosej, że to totalna głupota.
- Na swój sposób polubiłam. Przypominała mi moją matkę – tak? A którą? Asaka miała na myśli swoją macochę, ale o tym Shikarui nie miał prawa wiedzieć. Tak jak nie wiedział, że jej biologiczna matka od dawna nie żyje. - Bo wiele w tym nie grało. Nie dawało mi to spokoju przez większość drogi. Tak jak ta sprawa z listem. Nie wiem… Dobrze, że mamy to z głowy – zabrała łokcie ze stołu, robiąc miejsce na talerz, który przyniosła kelnerka. Jedzenie przyjemnie pachniało i wyglądało na to, że Asaka na chybił-trafił zamówiła daishyński klasyk. Mięsiwo i ryż – zresztą nic dziwnego, skoro większość zwykłych ludzi była tutaj myśliwymi albo rybakami. Akurat jedzenia w tej zapomnianej przez resztę świata prowincji było pod dostatkiem. - Oczywiście, że tak. A ja czym się od niej różnię, co? Zrobiłam i robię dokładnie to samo – za nim pewnie też by tak pędziła na złamanie karku, ale nie powiedziała tego na głos.
Za to zabrała się za jedzenie, bo aż jej w brzuchu zaburczało, gdy już talerz wylądował przed nosem.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

Nienawiść, co? Byli od siebie tak różni, tak odmienni. Silna moralność i jej brak, woda i ogień, biel i czerń. Słodkość bzu i cierpkość agrestu. Tylko czym by było twoje dobro, gdyby nie moje zło i czym byłoby światło, gdyby nie odrobina cieni? Mędrcy od dawna wiedzieli, że nie wolno pozbywać się całkowicie jednego na korzyść tego drugiego, inaczej równowaga zanikała i znikały różnicę między złem a dobrem. Dobro blakło, jałowiało - w końcu gasło zupełnie. Stawało się neutralną rzuconą na pustą przestrzeń. Jak powietrze wpuszczone do pomieszczenia - niby zmienia się zapach, zaczynasz oddychać pełną piersią, ale żadnych widocznych nie ma. W końcu przyzwyczajasz się do tego powietrza i zapominasz, żeby docenić to, co zostało ci dane. To powietrze mogło być też smogiem. Zaczynasz się podduszać, czujesz coraz słabiej. Jeśli masz odrobinę szczęścia, to będziesz tak żyć - w stanie osłabienia, ale wciąż zdolny do trwania, ale co słabsi zasną, odejdą - będą pewnie po nich płakać. Albo i nie? W końcu kto niby miałby na to siły i chciał tracić cenną wodę, której było ile błogosławieństwa - czyli wcale. Powietrze jak powietrze - w obu opcjach wyglądało tak samo i oba zawierały te same pierwiastki - najcenniejszą dla życia mieszankę. Tlen. Na tym etapie nadchodzi morał tej bajki, pewnie już się domyśliłaś - jedno bez drugiego istnieć nie mogło, więc zawierało siebie wzajem w sobie samym.
- Dobrze, że się poddałaś. Nie warto podejmować walki, która nie jest do wygrania. - A walczyć z wiatrakami? Niee... Choć gdy miało się odrobinę samozaparcia, dużo czasu i jeszcze więcej cierpliwości - było to możliwe. W końcu - jego walka również kiedyś była walką z wiatrakami, tylko że te dwie zasadniczo się różniły. On nie wojował ze światem tak jak ona, z opiniami, ze spojrzeniami. On przed nimi uciekał i się przed nimi krył, kiedy ona się do nich przyzwyczaiła i zaczęła je ignorować. Przynajmniej starać się ignorować do punktu, w którym nie były bolesne. Teraz dumnie wypinała pierś do przodu i wcale twardej nie zgrywała, ona twarda była - potrafiąca przyjąć na klatkę piersiową to, co rzucał na nią świat i ogólna opinia. Tylko czasem, gdy granica była przekraczana, pokazywała, co o tym myśli. Nie było w tym niczego złego, a jednak - tutaj znów się różnili. Shikarui zazwyczaj wolał pozostawić fałszywą opinię o sobie samym, kiedy rozchodziły się jego drogi z jakąś osobistością, tak było bezpieczniej. Kłótnie, pokazywanie kto miał rację, udowadnianie, jaki tok myślenia jest lepszy - serio, tak bardzo było mu to obojętne. Przezwisko Teirena wyplute w jego kierunku też.
- Mam nadzieję, że tylko w tych dobrych aspektach. - Skrzywił się, mając wrażenie, że jeśli rzeczywiście Reira jest podobna do matki Asaki, to się raczej nie polubią. Nie żeby mu na tym zależało, było mu to raczej obojętne, ale pewnie Asaka by chciała, żeby ta wizyta w jej domu była bardziej pozytywna i nie zakłócona jakimiś scysjami. Włącznie z mrukliwością i krzywieniem się jego samego. Skinął głową i zajął się jedzeniem. Ciepły posiłek przyjemnie rozgrzewał i rozluźniał. Jeszcze chwila i naprawdę będzie mógł rzucić się w kimę, zapominając chociaż na tą jedną noc o bożym świecie.
- Przypomniało mi się, jak kiedyś jeden mężczyzna stanął ze mną do walki z patelnią. Patelnią. - Pokręcił lekko głową z niedowierzaniem do samego siebie. - Potknął się w końcu i wywalił mi nią tak mocno w głowę, że nie mogłem się otrząsnąć. - Teraz w sumie było to zabawne, ale wtedy - ani trochę. Ooo, jak bardzo sobie przeskrobał tą jedną rzeczą... To wiedział już tylko Shikarui. Mężczyzna od patelni, rzecz jasna, zmarł. - Wyobrażam sobie, że tak samo bolą twoje lepy na twarz. Zanotowałem, żeby nigdy z tobą nie zadzierać.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Czasami aż trudno było uwierzyć, że Asaka nosiła w sercu tak wielkie zadry, które wyzwalały na światło dzienne dość spore pokłady nienawiści i gniewu. Złości. Pomijając pierwsze wrażenie, w którym w dziewięciu przypadkach na dziesięć jawiła się całkowitym gburem i osobą, która tylko marzy o sposobności, by spuścić komuś wpierdol, choćby prewencyjny. Ale tak na co dzień, gdy już poznało się ją bliżej, widać było, że jest to całkiem pogodna i skora do żartów osoba. I w dodatku gaduła. A to… Trochę kłóciło się z obrazem, jaki kunoichi nosiła głęboko w sercu. Nie było to co prawda całkowite spustoszenie i ruina, bo na tamtej wypalonej lata temu ziemi zaczęły już kiełkować pierwsze rośliny.
- Wiem o tym – a jednak tę walkę podejmowała, przynajmniej do pewnego momentu.
Później miała ważniejsze i bardziej absorbujące rzeczy do roboty, ja chociażby udowodnienie swojej nowej rodzinie, że jest czegoś warta. Niczego innego wtedy nie chciała – poklask całego świata stracił na znaczeniu gdy chciała, by te najbliższe osoby dostrzegły w niej kogoś, albo coś, kto ma nieco więcej wartości, niż obdartus i bękart, którym była. Że przyjęcie jej pod swój dach nie było błędem, że i ona może pokazać, że na coś ją stać. Że potrafi kontrolować chakrę, że może okazać się kimś pomocnym, jeśli tylko dadzą jej szansę, by z kokonu urodził się motyl, który w pełni rozwinie swoje bajecznie kolorowe skrzydła. Dali jej tę szansę i pokazali, że świat nie jest taki zły, na jaki wygląda. A skoro ona miała jakąś wartość… To każdy na świecie ją miał, prawda? Rzecz jasna prócz tych, których jej silna moralność skreślała od razu, jak tamtego Hyugę.
- Tak… Chodzi mi o to, że tak samo jak ona walczyłaby o swoją rodzinę, chociaż znając ją, to w zupełnie inny sposób. Nie płaszczyłaby się przed nikim, to nie tego rodzaju osoba – jej matka była przecież z krwi i kości daishynką, w dodatku nosiła po mężu nazwisko rodowe. Musiała mieć swój honor i dumę, tak samo jak miała je Asaka.
W swojej płaczliwości i cwaniakowaniu nie miały absolutnie niczego wspólnego – Reira i macocha Asaki. No i ostatecznie matka Asaki była kunoichi, a nie zwykłym człowiekiem, który musi się przebierać za ninję, żeby przepuścili ją przez granicę.
- Nie wiem co cię tak dziwi – uniosła jedną brew widząc niedowierzanie na twarzy Shikiego. I już miała mu mówić, że patelnią to można całkiem nieźle oberwać, ale ubiegł ją i sam dokończył resztę historii. I nawet morał się znalazł. - Wyobraź sobie jak bardzo musi boleć oberwanie kryształową patelnią – dodała jeszcze i zaśmiała się pod nosem w małej przerwie pomiędzy pochłanianiem jedzenia. Oczywiście bardzo współczuła Sanadzie, że miał nieprzyjemność oberwania patelnią po głowie, chociaż chyba bardziej współczuła jego przeciwnikowi. Domyślała się jak się to skończyło, skoro czarnowłosy siedział tutaj przed nią. - Już ci mówiłam, że nie podniosłabym na ciebie ręki – dosłownie i w przenośni. - Ale dobrze, że zanotowałeś, bo potrafię być bardzo kreatywna.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

W to uwierzyć wręcz nie sposób, dopóki nie usłyszało się od niej paru słów więcej, nie chciało się zrozumieć paru rzeczy więcej. Nawet jeśli historia była ukryta, jej kawałeczki wypływały. Jak to, że jej ojciec żył, jak to, że była gnębiona, jak to, że chciała dbać o swój dom i gotowa była pędzić, żeby się przekonać, czy na pewno wszystko w porządku.
- Przekroczenie granic uspokoiło cię trochę. - To nie było pytanie, ale na pewno zagajenie. Nietrudno było zauważyć, że przestała się tak mocno prężyć i wypatrywać niedostrzegalnego, odkąd weszli w głąb tych ziem, a tu zamiast płonących domów i smug dymu, zobaczyli klucze ptactwa odlatującego na zimę, stada wron i gawronów, które umiłowały taki klimat i spokojne funkcjonujące wioski, które mijali po drodze, a w których nikt nie wzdragał się na widok shinobich, które przez nie przechodzili, jakby samych diabłów dostrzegli. Z tego kokonu, który wyrósł na terenie Karmazynowych Szczytów, wyrósł naprawdę piękny motyl. O mocnych skrzydłach malowanych śladami historii, która wiła się pokrętnie, jaskrawo i ogniście. Ogień podsycał wiatr, ale i był łagodzony przez zasadniczość ziemi, jej stałą niezmienność. Podobało mu się to, co widział, od samego początku, kiedy tylko zobaczył ją wchodzącą do karczmy. Promieniowała emocjami i zdecydowaniem, a choć tego ostatniego mu nie brakowało, to lubił, kiedy to nie on posiadał w dłoniach inicjatywę. Ta nie zagubiła się i nie została przejęta w pełni przez kobiece dłonie, a rozłożyła na nich tak równo, że nie potrafił nawet wyczuć, czy to jednak on prowadzi, czy to już ona. Tak samo jak zauważył, że przestał właściwie zliczać tę energię, którą ongiś oszczędzał do chorego stopnia. Tak poprawiający się świat na pewno nie mógł być zły. Oddalał się o miliony mil od wszystkiego, co Shikarui złem by nazwał.
- Opowiesz o niej? - Nie to, że nie mógł poczekać, pewnie za te dwa tygodnie trafią pod dom Asaki, ale był ciekaw, jaka ta jej matka naprawdę jest. Na pewno wspaniałą kobietą - to źle, że tak zakładał? Pewnie nie. Lepiej zakładać tak, niż pluć sobie w brodę po myśleniu, że jest okropną zołzą, nauczony doświadczeniem i przyrównaniem do Reiry. Reira zołzą nie była. Tylko zdesperowaną matką, która nie potrafiła wytwarzać kryształowych patelni, żeby komuś przywalić i musiała się zadowolić tymi najzwyczajniejszymi. Zaśmiał się, słysząc następne słowa Asaki.
- Nie chcę sobie tego wyobrażać. - Ale i tak wyobraził, chociaż zazwyczaj z abstrakcyjnymi wyobrażeniami miał problem. Wychodziło na to, że to wcale aż tak abstrakcyjne nie było i że bliżej mu było do rzeczywistości, niż sama Asaka mogłaby podejrzewać o to głowę czarnowłosego. Nawet nie znał twarzy jej macochy, niczego o niej nie wiedział, ale to nic - Asaka jak żywa z patelnią w łapie i tym swoim groźnym spojrzeniem. - Ręki, a patelni? - Wyciągnął jeden kącik ust leniwie w górę. Sam żonglował niedopowiedzeniami, bo była to najlepsza broń z możliwych. Nie kłamiesz, po prostu... nie przyznajesz się do kruczków zawieranych w umowie.
Jedzenie było dobre, akurat co jak co, ale na żarcie nigdy nie wybrzydzał. Nawet jak czasem przychodziło zjeść w drodze bardziej podeschły chleb, bo ten świeższy wpychał Asace. Tym nie mniej tutejsza kuchnia jakoś nie fascynowała tak jak ta u Akimichi na przykład.
- Musimy kiedyś wrócić do Yakinku, takie dobre żarcie tam mieli... - Ano, zupełnie inny poziom, ale i tamtejszy ninja uwielbiali jeść. - Kiedyś będę taki gruby jak Akimichi od tego jedzenia. - Uśmiechnął się krzywo. Nie było na to żadnej szansy, czarnowłosy mimo flegmatyczności był w zasadzie w ciągłym ruchu - teraz w ruchu razem z Asaką. Żaden z nich nie miał większej szansy na przytycie. - Idę postrzelać z łuku, potowarzyszysz mi? - Zapłacili kelnerce odmierzoną kwotę, Shikarui jeszcze zamówił dzbanuszek z herbatą i wyszedł - sam lub razem z Asaką - na świeże powietrze. Łatwo było znaleźć kawałek terenu, gdzie nikt się nie kręcił i nie przeszkadzał. Niby za długo wcale w tym tłumie się nie kręcili, a jednak cisza i spokój były naprawdę miłe. Ba, miasta nie męczyły Shikaruiego, bardzo je lubił, bo lubił obserwować, a w naturze można było co najwyżej popatrzeć, jak trawa sobie rośnie, a potem jak gnije pod śniegiem. Mało to zabawne. Ustawił tackę na ławeczce, która była tu ustawiona. Rozgrzany jedzeniem i ciepłem karczmy, rozluźniony, z wybornym towarzystwem i herbatka do tego. Czego chcieć od życia więcej? Chyba tylko paru więcej lat, żeby za szybko nie kończyła się ta sielanka, która tutaj tak przyjemnie płynęła.
Wyznaczył sobie cel - kilka drzew rosło obok siebie, niemal w równym rządku. Dwa, cztery - reszta rosła dalej, nie tak gęsto, żeby spokojnie nie można było między nimi przechodzić i by nie przedzierało się słońce. Te dość chętnie wyglądnęło zza chmur. Wiatr się nieco uspokoił, idealna pogoda na to, żeby nieco się wygrzać, wyczekując zimy. Nałożył strzałę na cięciwę, naciągnął ją i puścił niemal od razu, pozwalając jej się wbić w sam środek pnia. Żadne to wyzwanie - pień wielki, odległość wcale nie taka duża. Wyciągnął dwie strzały i nałożył je obie, celując w to samo miejsce. Świsnęły w powietrzu i wbiły się - tuż obok tej pierwszej, która była wyznacznikiem, punktem osi dla reszty. Znów sięgnął po dwie. Tym razem posłał je w różne drzewa. Również sięgnęły celu - chociaż przez dłuższą chwilę mierzył, wyrównywał oddech. Tego jeszcze nigdy nie próbował, ale ta myśl goniła go już od tamtego wydarzenia z bandytami. Tymi, których Ren i Teiren ściągnęli za sobą. Trafiły. Wbiły się w dwa różne drzewa - jedno to, które już zostało poranione i drugie zaraz obok. Dobrze. PRzekrzywił nieco głowę i spojrzał na Asakę.
- Chcesz spróbować? - Zaoferował, wyciągając łuk w jej kierunku. I chociaż to wcale nie było takie oczywiste, to był to chyba największy próg zaufania, największy honor, jakim mógł obdarzyć drugą osobę. Powierzyć mu tę niewiastę, której poświęcił najwięcej - swoją broń. Drewno było naprawdę diabelsko zadbane i chociaż nosiło na sobie pojedyncze ślady użytkowania, to dobrze i regularnie impregnowane - wyglądało niemal jak nowe. Tak samo jak i cięciwa. Bez żadnych ozdobników, prosty łuk, który miał służyć do tego, by zabijać - nie do tego, by wyglądać.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

- Słowa tamtego strażnika na granicy z Yusetsu mocno mnie zaniepokoiły. Te plotki… - plotki, że Koseki włączyli się do wojny po stronie Hyuga… I w normalnych okolicznościach nie byłoby w tym nic dziwnego, chyba większość osób mieszkająca w Daishi miała świadomość, że shirei-kan Kosekich jest w dość przyjaznych stosunkach z liderem Hyuga, a na Soso patrzy niczym na bardzo smakowitą kość, którą można obgryźć i wyssać z niej szpik. Tylko czy to były normalne warunki? Yamanaka nie wypowiedzieli im wojny, więc po co mieliby się mieszać? Poza tym gdyby to była pewna wiadomość, to po prostu by ich nie wpuścili, bojąc się, że to jakaś dywersja. Czy coś. Jednak tych plotek ignorować nie chciała. A później przeszli przez dziwacznie spokojne Soso, Koseki kręcili nosami na granicy, ale… Nie wyglądało wcale na to, by było tak źle. No i tutaj, w Daishi, życie płynęło spokojne, a przynajmniej na tyle spokojnie, na ile mogło na tych bądź co bądź niebezpiecznych ziemiach. - Ale tutaj… Tutaj wszystko wygląda dokładnie tak samo jak to zapamiętałam, gdy rok temu zostawiłam Daishi za sobą – w gruncie rzeczy znał ją już trochę, widział dokładnie kiedy była zdenerwowana, a kiedy nie. Zaś Asaka, mimo, że nie usłyszała pytania na końcu zdania, dała się wciągnąć w tę rozmowę. - Nie twierdzę, że te plotki to brednie, ale mam wrażenie, że niewiele mają wspólnego z rzeczywistością – niepokój o rodzinę wciąż gdzieś się kręcił w sercu białowłosej, i kręcić się będzie, póki nie dostanie potwierdzenia na własne oczy, ale nie był on już tak żywy, jak w Yusetsu.
Heh, gdyby i jej nie podobało się to, co widziała, bądź to, co słyszała, to zupełnie inaczej to wszystko by się potoczyło. Shikarui nie był żadnym zleceniem, nie musiała z nim wykonywać żadnej misji, nie musiała z nim podróżować, nie musiała go nawet tolerować. Tak jakoś po prostu się złożyło, że urzekły ją pewne spokojne, wypełnione taflą lawendy oczy, nie przeszkadzała jej ta zwykło-niezwykła rozmowa, która rozpoczęła się w karczmie, a ciągnęła aż do domu chłopaka o kruczoczarnych włosach. Gdyby miał inny charakter, bardziej wybuchowy, bardziej dominujący, spięcia byłyby nieuniknione. A tak? Woda spokojnymi falami obmywała kostki, wtłaczając w ciało spokój, który był tak potrzebny w tym opakowaniu, które miało za zadanie trzymać złość i gniew w ryzach. Nawet nie zastanawiała się nad tym, kto prowadzi. Decyzje wypływały zbyt naturalnie, a żadne drugiego do niczego nie przymuszało. Nawet idąc tutaj Asaka nie chciała go zmuszać, do pakownia się w to wszystko. A jednak byli tutaj razem, nie poruszając nigdy więcej tamtego tematu.
- O mamie? Silna, zdecydowana osoba. Wiele poświęciła dla rodziny, gdzie ja pewnie nie byłabym tak wyrozumiała – Asaka mówiła tutaj o sobie i o tym, że Minako wcale nie musiała jej zaakceptować i wychowywać, a jednak to zrobiła. Zaś żółtooka wątpiła, czy ona byłaby gotowa zrobić to samo, gdyby była na jej miejscu. Pewnie by nie była. - Nie zawsze dobrze się dogadywałyśmy. Ale to złota kobieta. Zawsze chciała dla nas wszystkich jak najlepiej – dla niej, dla jej przyrodniego rodzeństwa, dla męża. Dla klanu.
- Spryciarz – mruknęła pod nosem całkiem rozbawiona jego bezbłędną dedukcją, że… ręki to może i nie, ale były inne narzędzia. Patelnie, wałki, talerze, wachlarze, nogi… - Patelni też nie – dodała po chwili, bo jednak w tej umowie, przynajmniej z jej strony, kruczków żadnych nie było.
Jakoś tak to było, że obiadki mamy zawsze smakowały najlepiej. I Asaka była przyzwyczajona do tego, że czasami przymiera się głodem, zaś potrawy, które jedli w Yakiniku były niebem w gębie, to jednak z rozrzewnieniem myślała o tym, co przyrządzała mama. Obie matki w zasadzie…
- No, wiedzieli co dobre. Pewnie, chętne bym tam wróciła – to pewnie była głownie zasługa przypraw, but still... kunoichi nie żałowała ani sekundy i ani jednego wydanego ryo w gospodzie w Sakai. Yakiniku dobrze jej się kojarzyło też z innego powodu, a powód ten siedział właśnie naprzeciwko niej, jednak nie powiedziała tego na głos. - Mhm, chcę to zobaczyć – jakoś nie mogła sobie wyobrazić Shikaruia z nadprogramowymi kilogramami, a akurat ona w abstrakcyjnym myśleniu była całkiem niezła. Już nieraz mózg wyprowadził ją na jakieś dziwne, mulaste brzegi i teraz radź sobie sama.
Kiwnęła głową w potwierdzeniu, że pójdzie z nim – bo co ona tutaj będzie robiła sama? To zadziwiające, do czasu, aż nie poznała Sanady, wolała siedzieć sama i żeby nikt nie zawracał jej głowy, a teraz… Teraz zdecydowanie wolała być gdzieś w pobliżu niego, choćby miała po prostu siedzieć na trawce… I gapić się na jego plecy. Ale tym też nie zamierzała się dzielić. Zapłacili w karczmie, zabrali herbatę i wyszli z zamiarem trafienia na polankę znajdującą się nieopodal. Nie błądzili zbyt długo po osadzie i w końcu trafili tam, gdzie trafić chcieli.
Ściągnęła wachlarz z pleców i ułożyła go pionowo, opartego o ławeczkę, na której sama usiadła, mając po jednej stronie dzbanuszek z herbatą. Dziewczyna zawinęła się płaszczem niemal jak naleśnik, ale przeszkadzać Shikiemu nie zamierzała; grzecznie sobie siedziała i obserwowała co wyczynia, pozwalając swoim myślom krążyć. Widziała jak Sanada ćwiczy jakieś ruchy z łukiem, a jej własny mózg powiódł ją do wspomnień, gdy ćwiczyła walkę z ojcem. Od początku przejawiała skłonności do walki wręcz, a nie jakąkolwiek bronią i oprócz podstaw z gwiazdkami i kunaiami nie męczyli jej niczym innym. Zaś do taijutsu nikt namawiać jej nie musiał.
Strzały wbiły się w drzewa, a Asaka przekrzywiła głowę, przyglądając się jak lotki drgają na lekkim wietrze. Strzała… Jak tatuaż, który miał jej przypominać, by nie patrzeć wstecz. A jednak patrzyła, tylko nie zatracała się w tych wspomnieniach, które potrafiły tylko sprawić ból. Patrzyła, jak strzała drga delikatnie, a z rozmyślań wybudził ją znajomy głos.
- Co? – w pierwszej chwili białowłosa patrzyła z niezrozumieniem wypisanym na twarzy i w głosie, patrząc na Shikiego jakby się z choinki urwał. W końcu do niej dotarło. - Ale że ja? Lepiej nie, jeszcze coś zepsuję – wątpliwe, bo trzymając ten łuk w drobnych dłoniach obchodziłaby się z nim jak z jajkiem, tym nie mniej… Wolała nie ryzykować. Uśmiechnęła się do niego lekko. Tym niemniej jej dłonie stworzone były do czegoś innego.
Jak na przykład do tego, by złożyć je w pieczęć, by stworzyć kryształowe zwierciadło, z którego wyszedł równie kryształowy klon, który jednak na kryształowy nie wyglądał.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

- Plotki o tym, że Koseki dołączyli do wojny? - No jasne, że o to jej chodziło, ale Shikaruiego to akurat nie martwiło. On się przejmował czymś zgoła innym - że kolejny raz, kiedy będą chcieli się przeprawić, strażnicy też będą chcieli zobaczyć przemianę Jugo. Powoli oswajał się z tą myślą, zresztą nie po to stał się członkiem tego klanu, żeby teraz nie chwalić się, ekhem, swoimi zdolnościami. Tak, tylko że to naprawdę, kurwa, bolało. I jakoś wcale nie śpieszyło mu się do obnoszenia ze swoim genem Jugo. Tym nie mniej pamiętał, że strażnicy wspominali (mało powiedziane), jakoby Koseki niemalże już trwale dołączyli do zmagań. Może tak było. Skoro w centrum Soso nie czuć było żadnych śladów wojny, czemu tutaj miałby ją ktokolwiek odczuwać? Sądząc po ostatnich ciekawostkach, jakie głosili ludzie, chyba nic się aż tak drastycznie nie zmieniło. Jeszcze tego brakowało tylko, żeby zamiast pokoju, do wojny miała przyłączyć się kolejna prowincja. Nie żeby mu zależało... ale jednak zależało, tak po swojemu. Gdyby Koseki rzeczywiście włączyli się oficjalnie do konfliktu, Asasak na pewno chciałaby zostać, dołączyć do niego. Damn. Wyciągnął cztery strzały i nałożył na cięciwę, ale czuł wyraźnie, że to zbyt wiele - nawet nie tylko dla niego samego, żeby ogarnąć wzrokiem w poprawny sposób swoje cele, ale przede wszystkim dla jego łuku. Sprzęt nie bardzo radził sobie poprawnie z takim obciążeniem. Strzały - cztery na raz - świsnęły w powietrzu i wbiły się w pnie, ale już nie tak równiutko jak te poprzednie. Gdyby celem był człowiek, ruchomy cel, zapewne by nie trafiły.
- Do wojny dołączają najemnicy, zdziwiłbym się, gdyby Koseki, układający się z Hyuga, pozostali całkowicie obojętni. Yamanaka nie mogą sobie jednak pozwolić na walkę na dwóch frontach, a wygląda na to, że nikt aktualnie nie kwapi się do poparcia ich sprawy. - Obniżył na moment łuk, badając swoje wyniki i podszedł do pni, żeby wyciągnąć strzały i schować je do kołczanu, nim wrócił na swoje miejsce.
- A nie niedoceniasz się czasem? - Dopytał, słysząc o tym, że ona chyba nie byłaby w stanie aż tak poświęcić się rodzinie, zgarnąć w garść aż tyle cierpliwości. To ostatnie chyba rzeczywiście, akurat cierpliwość nie była jej mocną stroną. - Rzuciłaś się w ogień wojny tylko po to, żeby przekonać się, czy u nich wszystko w porządku. To dość sporo. - Nałożył pięć strzał na cięciwę i posłał je na wiatr, na porwanie. Ale tutaj już było jeszcze mniej kolorowo, jedna ze strzał wpadła w ziemię, dając dowód na to, że to zdecydowanie zbyt wiele. Miał wrażenie, że Asaka również chciała być jak jedna ze strzał, która trafia w cel, ale pudłowanie za bardzo jej nie przeszkadzało. Jeśli się przewróciła - otrzepywała spodnie i mogła lecieć jeszcze raz - chociażby i tą samą trasą. Była naprawdę wytrwała, a ta wytrwałość dawała jej siłę, która popychała ją w przód - prosto w ramiona działania. Opuścił łuk i spojrzał na siedzącą Asakę, która wyglądała jak wyjęta z obrazka - tego bardzo dobrego, ładnego i wykonanego z najwyższą precyzją. Barwy nie były pastelowe - były soczyście wyraziste. Karmelowe cukierki i czerwone landrynki, chłodne marshmallow o białej barwie i ciekły miód przelewający się między nim. To był wyjątkowo spokojny obraz.
- Musimy też zobaczyć pustynię, morza piasków. Jeden z członków Krwawego Pokolenia zamieszkuje te tereny, może dalibyśmy radę go spotkać... Chociaż po zimie wolałbym ruszyć do Kantai. Tamtejsza stal jest najlepsza, a zależy mi na wykuciu mieczy i zbroi. - Złapał znów za kilka strzał i strzelił, odpowiednio się do tego przykładając, ale sprzęt już nie wyrabiał. Jeśli go przeciąży, groziło mu złamanie. Zebrał znów strzały i odłożył sprzęt przy ławeczce, popijając herbatkę i odpoczywając, kiedy teraz Asaka postanowiła się pochwalić, tworząc kryształowe lustro. Nigdy mu się nie znudzi oglądanie technik kryształu. Wyglądały bajecznie. Nie wspominając o tym, jak silne potrafiły być.
- Poćwiczę z tobą. - Zaoferował się, wstając, kiedy już seria ciosów zakończyła się zwycięstwem nad klonem. Stanął przed nią, cofając lekko jedną nogą w tył i wyciągając przed siebie luźno jedną rękę, żeby w razie czego mieć szansę na zablokowanie nadchodzącego ciosu. - Przyznam, że i ta czysta siła ma w sobie finezję. Taka seria ataków wymaga odpowiedniej szybkości i koordynacji ruchów.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Kiwnęła głową, chcąc potwierdzić to, o co jej chodziło. Właśnie o tę nieszczęsną wojnę. O wojnę i o to, że jeżeli faktycznie się dołączyli, jeśli jej rodzina się dołączyła… Ona też będzie musiała. Tak to już było tutaj w Daishi. Tak to już było u Kosekich, że jedność klanu była niesamowicie ważna dla wszystkich. Mogą nie chcieć, ale taki był ich obowiązek jako członków rodu – robić to, co zażyczył sobie shirei-kan. Ją też martwiły pytania na drugiej granicy. Skoro pytali raz, będą pytali też drugi… A może nie? Ostatecznie Asaka nadal miała przy sobie dokumenty poświadczające, że zobowiązali się wykonać coś dla Yamanaka, a skoro tak, to nie powinni robić problemów. A jak trzeci raz będą przechodzić… to chyba będą już pamiętać? A jak nie, to Asaka znowu im przypomni, że nie każdy miał możliwość coś udowodnić. Shikarui miał… ale wtedy wyglądał na zszokowanego, zagubionego… Poza tym Asaka nadal nie wiedziała do końca w jakich momentach wyzwala się ta pieczęć. I na ile jest w stanie się kontrolować. Ale po co ryzykować?
- Jesteśmy neutralni. Mniej lub bardziej. Nie wiem jakie jest stanowisko lidera, ale… ech, i tak się pewnie niedługo dowiemy. Nie miałam przez rok kontaktu z rodziną. Czuję, że mama będzie zła, że ani razu nie napisałam – pewnie umierała ze strachu, że coś jej się stało, jak to matka.
Z drugiej strony, z całej pięcioosobowej rodziny, Asaka była chyba najbardziej gwałtowna, i raczej wątpliwe było, by dała sobą pomiatać czy dyrygować. Widziała już wiele, więc… czemu nie miałaby sobie poradzić? Jednak to był też obosieczny miecz. A jednak… poradziła sobie całkiem nieźle, i nawet uratowała jakiegoś dzieciaka z łap niedźwiedzi. Dość bezinteresownie… Kto by się spodziewał.
- Nie to miałam na myśli. Moja matka robiła rzeczy, których wcale nie musiała i których chyba wcale nie chciała. Za co jestem jej dozgonnie wdzięczna. Bo ja bym nie umiała się aż tak poświęcić – zadry, ciernie… sporo ich było.
Białowłosa Koseki mogła wyglądać, jakby pochodziła ze szczęśliwej rodziny, niestety nie tak wyglądała rzeczywistość, choć w którymś momencie jej sytuacja bardzo się polepszyła i dostała wszystko, o czym kiedyś mogła tylko marzyć i śnić. Tylko czy to był odpowiedni moment, by o tym rozmawiać? Złotooka odwróciła na chwilę głowę od strzał, które wypuszczał Shikarui, by przyjrzeć się ptakom, które właśnie zerwały się do lotu z łopotem skrzydeł. Nie, nie przeszkadzało jej pudłowanie, była w tym całkiem dobra, a przynajmniej mogła łatwo stwierdzić, które drogi należy skreślić. Całkiem nieźle uczyła się na błędach. I miała wrażenie, że czarnowłosy również.
- Ren stamtąd pochodzi, z Tsurai. Może udałoby się i jego spotkać – sama też była ciekawa pustyni. Zresztą… nie tylko pustyni; była ciekawa świata, chciała zobaczyć co się da, poznać inne społeczności, kultury – ludzi niekoniecznie i z mniejszą chęcią. Ale też. Już kiedyś rozmawiali o Krwawym Pokoleniu, Sanada był przez chwilę przekonany, że Asaka jest w tym samym wieku – ale nie była. - Kantai? Jeżeli chcesz moglibyśmy chyba wypłynąć z Daishi, żeby ominąć ten cały cyrk na granicach… - Asaka zamyśliła się. Skoro na Wyspach było coś, czego Shikarui tak bardzo potrzebował, to osobiście nie miała nic przeciwko. Teraz jednak docierało do niej, jak bardzo samowystarczalna jest. Nie potrzebowała broni, bo sama była bronią – jak by na to nie patrzeć. Zbroja… Ta zawsze się przydawała, ale tak na dobrą sprawę, to sama mogła ją dla siebie wykonać i to dużo mocniejszą od stali. Czekało ją jednak jeszcze trochę pracy. - Nigdy nie pływałam po morzu, wiesz? – dodała po chwili zmyślenia. Sogen ani trochę jej nie zachęcało z tymi wszystkimi ludźmi i zapachami, jakoś… dużo lepiej przyjmowała do siebie wybrzeże w Daishi. Było… dziksze. Spokojniejsze. Ale jednak nigdy nie czuła potrzeby ładować się na statek.
Ooo? Asaka uniosła brwi w zdziwieniu, że Sanada zaoferował się, by z nią poćwiczyć. Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę w ciszy, w której jej klon przeszedł spokojnie obok nich i zajął miejsce na ławce; milczący, ślepy strażnik wykonujący rozkazy swojego stwórcy.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Shikarui »

Całe szczęście, że te dokumenty mieli, bo już widział ten cyrk, jaki by się odstawiał, gdyby chcieli iść w drugą stronę. A po co, a dlaczego, a bileciki do kontroli! Mogli się w miarę swobodnie przemieszczać w tym momencie, a jeszcze swobodniej będzie, kiedy już wykonają pracę dla Yamanaka i nie będą się musieli przejmować dawnym długiem. Nie żeby Shikarui się przejmował jakoś szczególnie, mimo wszystko to był dodatkowy zarobek, a pieniądz przecież nie śmierdzi. Tylko jakoś to snucie się, przekraczanie w tę i z powrotem magicznej linii, słabo mu się uśmiechało.
- Tak sądzisz? - To takie złe, nie pisać do kogoś? Chyba tak. Troszeczkę. Jednak chce się wiedzieć, co u tej konkretnej osoby, na której nam zależy, słychać. Shikarui był bardzo, bardzo blisko tego, żeby powiedzieć, że on też chciałby napisać list. Tego, żeby poprosić ją o pomoc, bo przecież by go nie wyśmiała i na pewno by mu pomogła, ale w końcu nie poważył się na to. Zapadka została uruchomiona, w dół powędrowała ciężka brama - i zamknięte zostały wrota królestwa, które jeszcze moment temu gotowe było wpuszczać do siebie wszystkich podróżnych bez pytania o to, skąd są i dokąd zmierzają. Ważne było to, że przychodzili i przynosili ze sobą życie. Nie czuł się jak uderzony młotem i wcale nie bolało. Ot, po prostu taka myśl, żeby tego nie robić, jeszcze nie teraz. W końcu przyjdzie ten odpowiedni moment. Na przykład gdy będą już w rodzinnym domu Asaki.
- Rozumiem. - Czy na pewno rozumiał? On też zrobił parę rzeczy w swoim życiu, których nie chciał - nie cofnąłby czasu, nie miał żalu, przyjął konsekwencję tych czynów i szedł do przodu oznaczony ich skutkami. Tak samo było z Asaką. Tym nie mniej nie, nie rozumiał, bo nie mógł zrozumieć - nie z perspektywy Asaki. Nie wiedział zbyt wielu rzeczy, żeby zrozumieć, ale u niego to słowo było jak proste przytaknięcie, zaakceptowanie tego, co się do niego mówiło i zazwyczaj wcale nie oznaczało, że dumał nad tematem, pojął jego sedno i wszystkie konwenanse, dlatego teraz naprawdę rozumiał.
- Możemy spróbować go znaleźć. Może będzie chciał wyruszyć razem z nami. - Przytaknął, bo akurat tego białowłosego zdążył nawet polubić. Albo raczej - zdążył go nie-nie lubić. To już całkiem sporo! Był w miarę oszczędny w słowach, zdolny i co najważniejsze - potrafił się troszczyć o innych. Lubił bardzo takie cechy, chociaż w jego guście promieniował zbyt małą gamą emocji. Tłamsił je w sobie, nie pozwalając zazwyczaj wydostać na świat. Gdyby znał go dłużej, może mógłby wydać jakąś bardziej obfitą ocenę. - To dobry pomysł. Nie mam nic przeciwko podróżowaniu, ale nie chcę kręcić się teraz po prowincji Yamanaka. - Chociaż, chociaż... - Jak będziemy już w Saimin, możemy zajrzeć do mojej znajomej, Inoshi. Dawno jej nie widziałem i jestem ciekawy, co u niej słychać. - Zaproponował. Skoro i tak się tam wybierali, to i mogli na moment zboczyć, żeby wypić herbatkę z kimś. Chociaż ze względu na wojnę była duża szansa, że nie będzie jej w domu.
- Naprawdę? - Uniósł nieco jedną brew. - Uwielbiam morze. Zastanawiałem się, czy nie przenieść się do Cesarstwa, albo Ryuzaku no Taki. - Przyznał. Nie czuł się przywiązany do żadnego miejsca, nie czuł, żeby jakiekolwiek miejsce do niego w pełni należało, aż wreszcie - nie czuł, żeby on czuł, jakby jakieś miejsce naprawdę go chciało. Nie to, że czuł się niepotrzebny, dobry shinobi był potrzebny wszędzie, a on nie miał problemów z samooceną - był przecież niezły. To był zupełnie inny rodzaj odczuwania.
Obserwował uważnie ruchy Asaki - chociaż było w tym więcej ciekawości. Nigdy nie miał bezpośredniej styczności z taijutsu, sam zresztą nie był stworozny do walk bezpośrednich i jeśli komuś tu finezji w tym brakowało - to jemu. Fakt, w tym topornym kopaniu i laniu pięścią, aż zostanie z ciebie mielony, finezji nie było, on widział to inaczej, bo nie miał zbytniego porównania. Przecież walki wręcz nie przyrówna się do machania mieczem czy strzelaniem z łuku. A może jednak? Jego oczy zapłonęły na czerwono, kiedy Asaka napięła mięśnie i wybiła się w powietrze, zamierzając z buta w niego wjechać. Nawet nie próbował tego blokować. Ba - nawet nie wiedział, jakby miał to zblokować! Oparł wyprostowaną dłoń na jej nodze i usunął się na bok, schodząc z jej toru skoku. Był taką jej, hehe, płachtą na byka.
- Hm, hm... - Przybrał tę samą postawę, znów przyglądając się z ciekawością. Tak kalkulując to w swojej głowie... to pewnie złamałaby mu nos, gdyby wyskoczyła odpowiednio wysoko, albo jakby tak wjechała w brzuch... no bolałoby. - Nie wiem, czy wychodzą ci bezbłędnie, ale na pewno są ciekawe. - Marne to pocieszenie, ale i to nie miało być pocieszeniem. - Moja matka uczyła mnie strzelać z łuku i szermierki.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Osada Sokoyama

Post autor: Asaka »

Jedynym polem do pytań będą dwa dodatkowe nazwiska w papierach… Nazwiska osób, których z nimi nie było i których miało nie być. Teiren, znając życie, pewnie się wróci do Soso załatwić to zlecenie, może nawet go spotkają, ale Reiry już tam nie zobaczą. Inna sprawa, że sprawa Reiry i jej rodziny była cholernie pomocna i na rękę Yamanaką – powinni być niejako wdzięczni, tylko za co ten cyrk? Gdyby rudowłosa wcześniej powiedziała jak wygląda sytuacja, jaka jest rola jej męża… To mogło wyglądać przecież kompletnie inaczej, bo niejako już robili robotę dla nich. Ochraniali kogoś, kogo bliski załatwiał broń dla rodu Soso. Sam fakt tego, że muszą się wrócić i wykonać robotę Asace nie przeszkadzał – jak się rzekło: pieniądz nie śmierdzi; problematyczne było natomiast to, że białowłosa chciała zobaczyć swoją rodzinę i że nałożyli na nich limit czasowy… I szczerze? Aż się dziwiła, że nie było jeszcze protestów na to, że po części całe Daishi jest przyblokowane przez Yamanaka i Hyuga, a ich jedynym kontaktem z resztą świata… jest morze. A może były protesty, tylko że do nich one jeszcze nie dotarły? Przecież dopiero co trafili do jednej z większych osad Daishi.
- Tak mi się wydaje. Już słyszę to… Asaka ty zakało rodziny, martwiliśmy się o ciebie, niewdzięczna córko, ani słówka nie wysłałaś że żyjesz i gdzie jesteś ostatnie zdanie wypowiedziała zmienionym, podniesionym głosem, który miał imitować barwę głosu Minako… Nie bardzo to wyszło, ale efekt został osiągnięty. Na koniec parsknęła śmiechem i puściła do niego oko. - Trochę mi czas umknął, nie sądziłam, że to niemal rok mi minął na siedzeniu w Sogen – bo podobno szczęśliwi czasu nie liczą. Nie do końca – Asace było po prostu wszystko jedno. Przynajmniej wtedy.
Sama kwestia pisania… Jak wspomniałam: ręce Asaki były stworzone do czegoś innego i choć pisać potrafiła, to bazgroliła jak kura pazurem, przynajmniej według macochy, która nieraz zlała ją po łapach za niedostateczne przykładanie się. Powiedzmy sobie szczerze, czytać i pisać nauczyła się późno jak na ninja z dobrej rodziny i ostatnie co by zrobiła, to wyśmianie Shikaruia. Gdyby tylko jej powiedział, sama zaproponowałaby mu pomoc. Najprawdopodobniej nawet chciałaby go tego nauczyć, bo doskonale wiedziała, że dla kogoś takiego musi to być wstydliwy temat. Domyślała się, X zamiast imienia i nazwiska na podpisie był piekielnie wymowny, ale Koseki nauczyli ją czym jest takt. I nie pytała; czekała aż sam zacznie ten temat.
- Przypominał mi mojego brata. Ren – stwierdziła tak po prostu, łapiąc myśl w garść. To miało oznaczać ni mniej-ni więcej, że faktycznie mogą spróbować go poszukać, tak przy okazji, gdy już będą na tej pustyni, ale nie zanosiło się, by to miało prędko nastąpić. Robota dla Yamanaka, odwiedzenie jej domu, przeczekanie przynajmniej części zimy, Kantai… To brzmiało jak mnóstwo miejsc do odwiedzenia i mnóstwo rzeczy do zrobienia. - Ja też nie chcę. Ta wojna jest wszystkim cholernie nie na rękę – wszystkim, łącznie z Yamanaka i Hyuga, chyba, chociaż o coś się musieli zetrzeć, skoro w ogóle wybuchła, choć do tej pory był święty spokój. - W porządku. To Yamanaka? – no jasne, skoro pochodziła z Soso… Chociaż cholera wie tak naprawdę. Skoro będą na miejscu, to co szkodzi sprawdzić. - A wiesz gdzie mieszka? – zapytała jeszcze. Nie wiedziała co to za Inoshi, nie wiedziała skąd się znali i jak dobrze, może więc warto było o to zapytać teraz, żeby się nie okazało, że będą w Saimin i… i co teraz?
- Naprawdę. Co w tym takiego dziwnego? – przecież mówiła mu, że do zeszłego roku nie opuszczała Daishi, to co miałaby robić na morzu? Łowić ryby? No… Nie. - Domyśliłam się, że uwielbiasz morze. Tak jak i każdą inną wodę, co? – wydawał się taki… jeszcze bardziej spokojny, gdy bywali nieopodal jakiegoś zbiornika wodnego. Asaka nie była głupia. Sama czuła się dobrze niemalże wszędzie. Cóż… Powietrze było wszędzie. - Dużo jest prowincji z dostępem do morza – powiedziała po chwili. Kaigan, Ryuzaku, Wyspy, Sogen – choć tam linię brzegową mieli biedną, Antai, Yusetsu, Soso… Nawet Daishi, co dla większości ludzi z jakiegoś powodu było kompletnym zaskoczeniem i szokiem. Asaka nie do końca wiedziała dlaczego. Natomiast sama kompletnie nie myślała o tym, gdzie zamieszkać. Z drugiej strony była związana ze swoim rodem, więc jakby rozumiało się samo przez się...?
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
ODPOWIEDZ

Wróć do „Daishi”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości