W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Taiyō
Posty: 132 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Kasshokara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 23 mar 2024, o 01:07
Żółty sznurek, drewniany klocek; tyle zapamiętała. Inaczej – w sidła pamięci pochwyciła również napis, jaki miałby się nań zwitku znaleźć. Sęk w tym, że z informacji nie mogłaby, choćby chciała, uczynić żadnego użytku – analfabeta jak w mordę strzelił. Niektóre znaki odczytywała, fakt, ale sprawiało jej to niebagatelną trudność. Równie dobrze mogłaby wbić ostrze we własną szyję, bo próba rozczytania w trakcie „przeszpiegów” miałaby finalnie podobny koniec. Tę ułomność, bo nie w sposób nazwać tego inaczej, niż elementarną wadą, zachowała dla ukochanej ciszy.
I choć normalnie Taiyō była rozgadana, czemu zaprzeczyć po prostu nie można, tak teraz zdawała się dostrzegać zalety milczenia. Przykrywało jej ujemne cechy, maskowało nietakt, jakim zwykle obdarzała wszystkich wokoło, a przede wszystkim – pozwalało zachować względną stabilność na, a jakże, niestabilnym terenie. Udawanie, że wie, o czym mówi, że pytania, które zadaje, mają jakiś głębszy sens, niż nagły impuls, zrodzony chyba tylko z woli załamującego nad nią ręce losu, wychodziło jej całkiem nieźle, płynnie można rzec.
— Mhm, tak, w porządku. Tyle mi wystarczy — mruknęła, mrużąc przy tym oczy, jakby doskonale rozumiała, co płynęło między słowami starucha. To, że ani trochę, że jeszcze nie zdążyła wynurzyć się z pierwszej fali wniosków, a już zachłysnęła się drugą, było najmniej istotne. Na razie. Bo przecież w końcu będzie musiała odnowić wyrazy, zlepki liter, w pamięci i coś na nich zyskać. Może siebie, może nowe życie, może… Coś. Czymkolwiek miałoby to być.
Ponieważ cały czas wszystko zawalała, a trudno jej było tego nie robić, żyła życiem, w którym ciągle miała mniej, niż chciała. Więc, zamiast chcieć więcej, zmuszała się do tego, żeby chcieć jeszcze mniej, i z czasem nie chciała już niczego, nawet jedzenia czy powietrza. Potem pojawiła się Akiyama, więc jeszcze bardziej pragnęła jedynie być duchem, bo wtedy wszystko by się skończyło; obowiązki i problemy, które miały to do siebie, że dwoiły się i troiły jak króliki. Dzięki stanowi, w jakim była, czuła się co najmniej niezniszczalna. Nic nie można było jej odebrać. Bo i tak nic już nie miała. To była ta dobra strona powolnego dogorywania. Jeśli człowiek nie ma nic do stracenia, może ryzykować wszystkim, na co mu tylko przyjdzie ochota. Zwłaszcza zdrowiem. To właśnie zamierzała zrobić. Oddać się adrenalinie, wejść do klatki z lwem i nazwać go uroczym kiciusiem. Może nawet pogłaskać po pysku z zerową refleksją, że ręka, którą przyłożyła do futra, może zostać oderwana od całości.
Z takim nastawieniem, nader energicznym, poczłapała w kierunku drzwi. Złapała za klamkę, pchnęła w przód, ale nagle, wiedziona pewnie ostatkiem wątpliwej jakości rozumu, odwróciła się przez ramię i zadała pytanie. Głupie. Nielogicznie. Ważne, że dla niej miało sens. To, że obelżywe, ah, z prawdą się nie dyskutuje. Nazwała rzeczy po imieniu – gość wyglądał jakby był zbyt żywy na śmierć i za bardzo martwy na ciągnięcie tego dalej.
— Jeśli umrzesz, nim wrócę, do kogo się zgłosić?
Otrzymawszy odpowiedź, mniej lub bardziej oczekiwaną, nie dyskutowała dalej. Po prostu wróciła na właściwy tor czynności, chcąc załatwić sprawę p o ż y c z o n e g o zwoju jak najszybciej. Cholera, chciała odzyskać płótna, a z warunkami starucha, tego Akiyamskiego, było tak, że na wzór hydry lernejskiej, jeśli rozwiązać jedno – pojawiały się dwa następne. Długie to i męczące. Prawie jak wędrówka ludu wybranego.
0 x
#f38834
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Aoi ☼ [D] — „Mówiono, że z diabłem ma pakt”
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa”
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda”
Mukutaro
Posty: 240 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » wczoraj, o 00:25
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[23/14]
Wszystko kiedyś się kończy, prawda? Nawet te bardzo przyjemne momenty, relaksujące chwile. Rzeczy, które chciałoby się, żeby trwały dłużej. Przy większej ilości sake, w lepszych okolicznościach. Ale niestety, presja, rzeczy poza naszą kontrolą, które karzą zaprzestać przyjemności. Wracać do normalnego, regularnego życia. Do obowiązków. Na pewno tak będzie musiał zrobić Shitsumaru. Wrócić do brata, do załatwiania spraw ich kompanii. Może do ponownego opuszczenia Shigashi. A Taiyō? Ona była W TRAKCIE swoich obowiązków. Zabrała już zwój i teraz wystarczyło tylko się ulotnić, pokiwać główką kilka razy. Spławić typa. Mogła co prawda zrobić to wcześniej, już mając zwój w dłoni. Mogła się ubrać, wyjść, ale nie. Została. Po co dokładnie?
- Do usług. - uśmiechnął się słysząc podziękowania. Poczuć się jak u siebie... Nie żeby była "u siebie". W miejscu, do którego była przykuta. Czy to się zaliczało? Czy to faktycznie były słowa wypowiedziane szczerze, czy może kolejny element jej wymyślonej naprędce tożsamości? W końcu, jak sama przed sobą przyznawała, nienawidziła tego miejsca. Więc chyba szczerze i wyjątkowo bez sprzeczności. Te, niestety, wydawały się pogłębiać z każdym kolejnym słowem, każdą chwilą spędzoną z Shitsumaru. Może faktycznie warto było uciec od niego wcześniej? Zanim wojna jej myśli przyniesie pierwsze straty? Zanim niechciane słowa opuszczą jej usta, zaprzepaszczając cały wysiłek i całą ciężką pracę włożoną w to zadanie? Ale trzeba powiedzieć to w jasny sposób - Taiyō nie była w tym momencie uosobieniem efektywności.
- Jak mam ci ten... zwój. Jakbym go znalazł. Prawda? - co dziewczyna zrobiła bardzo szybko, było wyczuciem tej zmiany w jego zachowaniu, kiedy nie chciała podać mu swojego adresu. Biedny, chyba liczył na kolejne spotkania. Kolejne popijawy, dalsze zacieśnianie znajomości. Argument ze zwojem - prawda, nienajgorszy. Ale to chyba nie była jego główna motywacja i główny powód do obiekcji. Bardzo niesubtelny, ale alkohol robił swoje. Przynajmniej to udało się zrobić Taiyō bardzo skutecznie - zmiękczyć go kolejnymi dawkami procentów.
- To ja dziękuję. Do zobaczenia, Rina-chan! - powiedział na odchodnym, kiedy ta wchodziła do szatni. Tam wzięła z ukrycia swój łup i szybko się ubrała. Była pierwszą, która wyszła z gorących źródeł. Rzecz jasna stojący przy ladzie mężczyzna pożegnał ją serdecznie i zgodnie ze sztuką właściciela przybytku odprawiającego gościa. Reszta była już historią. Przykrą, dla obydwu stron, historią.
Dziewczę nie było na szczęście śledzone, nie miała żadnego ogona, tajemniczego adoratora czy żądnego zemsty Shitsumaru. Rina wiedziała, gdzie iść, żeby uciec przed niepożądanym wzrokiem. W które miejsca samotna kobieta unikająca uwagi nie powinna się zapuszczać. Kolejna nieoczywista zaleta pracy w takim mieście, dla takich ludzi. Droga do szpitala była więc prosta i przyjemna, mimo że nieco naokoło. Większość okien była ciemna i bez śladu światła świec, w pomieszczeniu ze starcem jednak coś się paliło. Mężczyzna nie spał, można było mu dostarczyć zwój. I dobrze, lepiej teraz, niż następnego dnia. Nikt nie przeszkadzał dziewczęciu w wejściu i w dotarciu do pomieszczenia. W momencie otworzenia drzwi jednak, staruszek nie był sam. Obok niego krzątała się jakaś pielęgniarka, poprawiając poduszkę, zabierając puste naczynia. Na stoliku obok łóżka był napełniony kubek z wodą, kilka czarnych pigułek w niewielkim pudełku, prawdopodobnie leki na noc, i prawie całkowicie wypalona świeca.
- Przepraszam, ale godziny odwiedzi... - pielęgniarka chciała wygonić dziewczynę, ale staruszek w łóżku przerwał jej nieco błagalnym tonem.
- Pięć minut. Proszę. Dla wnuczki. - maślane oczka i starcza charyzma najwidoczniej zadziałały, bo kobieta po chwili namysłu kiwnęła głową potwierdzająco.
- Dobrze. Pięć minut. - i opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Byli teraz sami. Starzec nie zaczął, nie zapytał. Z widocznym oczekiwaniem na twarzy czekał na to, co powie jego pionek. Po co przyszedł. Obwieścić sukces bądź porażkę. Prosząc o więcej czasu. W jego oczach, w tym momencie mogło być to cokolwiek.
0 x
Taiyō
Posty: 132 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Kasshokara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » wczoraj, o 01:53
Rina przestała istnieć z chwilą, gdy po raz ostatni zwróciła się do Shisu. I on, podobnie jak alter-ego, także zniknął. Nie wróci, choć w przeciwieństwie do dziewczęcia z granicznego miasta – przynajmniej istniał. Może to nawet gorzej. W każdym razie: tworzenie fałszywych person przynajmniej w zamyśle powinno chronić Watanabe przed przywiązywaniem się do osób, które napotka w czasie „grania” postaci, którą wymyśli. Tak, niestety, nie było. Nie tym razem – bowiem coś pod czaszką podpowiadało jej, od samego zresztą początku, że sprawa nie jest czarno-biała. Naturalnie, niewiele to zmieniało dla całości, ale zagadnienie samo w sobie mogłoby pomóc Słońcu wyzbyć się gorzkości, jaką wciąż miała na umyśle. Prawie tak, jakby zżarła łyżkę dziegciu. Albo dwie.
Na pierwszy plan wysunęła się Taiyō i jej prawa dłoń, która pchnęła drzwiczki szpitalnej sali. Nie spodziewała się nikogo w środku poza symbolem zamierzchłych czasów, a tu proszę – młode dziewczę, w kwiecie wieku. Gdyby nie sugestywny strój, cóż, pomyślałaby o niej zupełnie inaczej, niźli myśli się o medykach. Skoro było go stać na wynajęcie członka mafii, cóż… Do takich lubiły się zlatywać młódki. Żadna to tajemnica.
Odruchowo, nieco skonsternowanie, spojrzała na pielęgniarkę, a później na starca. Godziny odwiedzin? Nie sądziła, że coś takiego istnieje w świecie shinobi. Była jednakże gotowa, by wymyślić bajkę i dla służbistki, ale uprzedzona przez zleceniodawcę – uśmiechnęła się promiennie, dziewczęco i urokliwie. Jakby, rzeczywiście, cieszyła się na widok swego dziadka i późniejszej zgody na odwiedziny. Nieważne, że, tak jak za pierwszym razem, starszy napawał ją niezrozumiałym obrzydzeniem. Trochę jakby widziała personifikację brzydkiego zarazka. Nie, żeby dała to po sobie poznać, ale właśnie takie myśli przelatywały jej przez głowę, gdy maskowała je przymkniętymi nieco powiekami.
Gdy pielęgniarka opuściła pomieszczenie, a mechanizm drzwi zablokował się w zapadce – od razu ruszyła w kierunku leża z jedną pytająco uniesioną brwią. Spokojnie, bez zbędnego pośpiechu. Mieli przecież całą noc. Choćby i wieczność. Znaczy – ona miała. On już może niekoniecznie: urodził się, żył, zestarzał. Teraz tylko śmierć i rozkład ciała.
— Nie umarłeś — zauważyła beznamiętnie. Nie była to uwaga pełna boleści czy radości. Nie. Absolutnie prosta linia emocjonalna – ni wyżyn, ni nizin. Raczej coś, co rozpoczynało konwersację w stylu osoby kompletnie nieznającej zasad społecznych. Przede wszystkim tego, jak należało się odzywać do starszych. A już zwłaszcza starszych pracodawców. Cóż, nauka konwenansów mogła poczekać. A może, choć to jedynie przypuszczenie, była z nimi zaznajomiona tylko z jakiegoś powodu, akurat teraz, udawała, że nie istnieją? Cholera wie.
Będąc już obok blisko posłania, bezceremonialnie usiadła obok stóp mężczyzny. Tak, by nie zajmować sobą nazbyt dużo miejsca. Nie dbała o jego komfort, zdecydowanie nie, zwyczajnie bała się, że jeśli go dotknie, będzie to na równi z dotknięciem śmierci. Słyszała kiedyś, znów – od kurtyzan, że ta podstępna kreatura materializuje się w snach i jeżeli skusić się na jej piękne słowa, złapać za palec… Mogiła. Byłeś i ni ma. Co prawda, to nie był sen, ale jednak. Chyba nie był.
Zamrugała nerwowo, chcąc odtrącić wspomnienia wielu projekcji, jakich doznawała po specyfikach od Ruushi. Realne, namacalne, prawie jakby żyła, ale w innym wymiarze. Nie. Inaczej – nie od nich samych chciała uciec, bo na te efekty uboczne była gotowa. Chodziło o śmierć w narkotycznych uniesieniach, niezwykle zresztą bliskich snom. Lubiła o niej myśleć, fantazjować o potencjalnym końcu, ale finalizacja niewypowiedzianych życzeń musiała jeszcze poczekać. Żadnego palca nie dotknie!
Westchnęła ciężko i zmarniale. Alkohol, długa noc i jeszcze on. Shisu, który krzątał się po myślach.
— Mam zwój. — Od razu sięgnęła dłonią przez kołnierz, aż do boku. I z powrotem, na wierzch, z omawianym przedmiotem w prawej dłoni. Wbrew logice i wszelkim przesłankom, nie przekazała zguby „właścicielowi”. To przecież byłoby zbyt proste. A jak można podejrzewać – Watanabe jak ognia unikała prostoty. No, nieświadomie, ale jednak. — Powiedz, dziadku, jaka jest prawda?
Więcej szczęścia niż rozumu – zdecydowanie dewiza blondynki. W normalnych okolicznościach, gdyby zlecenie wystosował poważny i poważany człowiek, nie byłoby miejsca na dyskusję. Ale teraz? Teraz mogła gadać. Miała zwój, on nie, ale chciał go mieć, więc musiał — czy tego chce, czy nie — spełnić życzenie tego, kto go ma. Proste jak budowa cepa. Jeśli się wie, jak go budować. Oczywiście.
0 x
#f38834
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Aoi ☼ [D] — „Mówiono, że z diabłem ma pakt”
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa”
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda”
Mukutaro
Posty: 240 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » wczoraj, o 22:29
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[24/14]
Godziny odwiedzin? Nietypowe? Wpuszczanie obcych ludzi do budynku miałoby być dziwne? Stały i trwały wypoczynek pacjentów miałby być przerywany obcymi ludźmi wchodzącymi do ich pokojów? Całe medyczne wyposażenie, leki i inne substancje? Szpital był, wydawało się, powinien być jednym z bardziej chronionych miejsc. Bardziej bezpiecznych. Może dlatego szpital był neutralnym gruntem? Pozbawionych walk i utarczek, prób zabójstw i innych takich. Gdzie indziej szukać spokoju, jeśli jest się rannym? Albo ogólnie, kiedy jest się rannym? No właśnie.
- Staram się, - odpowiedział równie beznamiętnym tonem. Tonem wyrażającym nic. Neutralnym. Jak można było zabarwić głos w takiej sytuacji? Gdzie tymczasowa podwładna skomentowała, że jej pracodawca nadal żyje. Jakby miała z nim jakiś problem? Jakby było między nimi coś nierozwiązanego, ale chyba staruszek nie mógł mieć pojęcia, co. Postronny obserwator też pewnie by nie zgadnął, tylko jedna osoba w tym pomieszczeniu miała o tym jakiekolwiek pojęcie. Taiyō.
Usiadła na łóżku mężczyzny i to już wzbudziło jakąś reakcję. Zaskoczenie, uniesione brwi. Wnusia poczynała sobie chyba zbyt odważnie, robiła rzeczy nieco odmienne od oczekiwanych. Było kilka scenariuszy, które mogły mieć miejsce pomiędzy zgrzybiałym rannym, a dziewczyną z problemami i kryzysem osobowości. A wyciągnięcie zwoju i bezpośrednia konfrontacja raczej nie były jednym z nich. Przez chwilę mężczyzna leżał w bezruchu, jakby powoli przyjmując do wiadomości to, co się stało. Potem powoli, ale metodycznie, zmienił pozycję na siedzącą. Nadal na łóżku i z nogami pod przykryciem, ale wyprostowany. Budzący, chociaż ciężko było w to uwierzyć, jakiegoś rodzaju respekt. Może i miał swoje lata, może i był niedawno pobity, ale w jego czarnych, paciorkowatych oczach, widać było dziwną bezwzględność. Skupienie. Czasami samo spojrzenie potrafiło powiedzieć więcej, niż reszta twarzy i tak było w tym przypadku. Surowe spojrzenie, karcące, nawet.
- Prawda? Prawda nie jest twoim interesem, dziewczyno, nie ważne jaka by była. Jest nim danie mi tego zwoju, tak jak miałaś zrobić. Czekam. - mężczyzna wyraził się nieco ostrzej, niż wcześniej. Bardziej stanowczo. Nie była to tyle sugestia, a twardy rozkaz. On WYMAGAŁ tego zwoju. Taki był przecież cel zadania od samego początku, prawda? Już od pierwszych chwil ich współpracy. Dostała rozkaz stawienia się do szpitala. Dostała rozkaz odebrania zwoju duetowi, który go pobił. I teraz dostała rozkaz oddania go w jego ręce.
0 x
Taiyō
Posty: 132 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Kasshokara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » dzisiaj, o 00:07
Starał się.
Ona też się starała. Oczywiście: na miarę własnych, pokrętnych możliwości. Cóż, była już jakiś czas w Shigashi, ale ta misja, jedna z pierwszych, wciąż pozwalała na „maluczkie” błędy w logice. Wszystko przyjdzie z czasem; i zrozumienie, że w pewnych sytuacjach nie prowadzi się dyskusji, i wniosek, iż granie w karty i kąpiele w onsenie nie zawsze pomogą w realizacji zadania.
To byłoby zbyt piękne.
Zwróciła uwagę na nagły ruch dziada, ale poza pytającym spojrzeniem, które ewidentnie nie nosiło śladu głębokich myśli, nie zrobiła nic więcej. Inaczej – zrobiła, ale po krótkiej przerwie na nerwowe zatrzepotanie rzęsami.
— Nie jest, nie.... Dobrze, skoro tak chcesz, to poczekajmy — odparła zupełnie szczerze i niewinnie, kompletnie ignorując „ostrość”. Nie dlatego, że chciała. Bo nie. Zwyczajnie jej nie dostrzegła. Staruch z Akiyamy mówił podobnym tonem niemal zawsze – czy był zły, czy szczęśliwy, czy nawet zrozpaczony (choć tego nigdy nie widziała). Ta barwa głosu zdążyła jej spowszednieć, a przez to i znormalnieć. Może gdyby „stanowczość” wyszła z ust wspomnianego smoka, który stale pilnował jej postępów, koniec końców dostrzegłaby ukryty między słowami przekaz, ale… Ale ten szpitalny dziadek nie wzbudzał w niej nic. Na pewno nie potrzebę chylenia i bicia czołem o kafle. Nie był autorytetem, nie dla niej. Był słaby i stary. Poza tym pachniał też jakoś, żeby nie powiedzieć brzydko, dziwnie.
Watanabe westchnęła i wbiła spojrzenie w buty. Obejrzała znużenie cholewkę i czubek. Czyste. Mogłaby przysiąc, że idąc tu, wdepnęła w kałużę i rozbryznęło na nią błoto, ale z przyczyn dość jasnych – później pory – nie mogła się wtedy zlustrować. Tyle dobrego, że nie będzie musiała zastanawiać się nad kradzieżą nowych. Chociaż z tymi obecnymi wcale nie było najlepiej.
— …A ile będziemy czekać? — zapytała po krótkiej pauzie w rozmowie. Jednego blondynce nie można było ująć – głupoty. Głupoty, nieobeznania ze światem i rozbrajającego, ciepłego jak zachody słońca latem uśmiechu. Może i staruch był pokryty kurzem, do trumny było mu bliżej niż dalej, ale nawet tak posępne potwory gięły niekiedy szyję pod naporem uniesionych kącików dziewczęcych ust. Nie wiedziała, czy tak będzie i tym razem, ba – nawet nie miała tego w planach, ale uparcie chciała się dowiedzieć „prawdy”. Nic poza tym. Przecież nie zamierzała przetrzymywać zwój na siłę – na kaktus jej on. Właściwie mogłaby oddać go od razu, ale ta kwestia była impulsem, któremu nie potrafiła odmówić. Gdyby wyszła bez wyjaśnienia, albo choćby próby, nie mogłaby złożyć powiek do snu.
Niezależnie od tego, jaką mężczyzna podjął decyzję – koniec końców oddała mu „zgubę”. Nie pragnęła spędzić tu całej nocy, bez końca przekonywać o słuszności uszczknięcia rąbka tajemnicy, by ostatecznie paść na kolana w jego kołdrze i prosić o litość. Nie. Miała jeszcze do odbębnienia parę spraw związanych z tym, o co od kilku godzin prosił uzależniony mózg. Zatem uczciwym byłoby powiedzieć, że sprawa Shisu i domniemanych złych intencji dziada coraz mocniej spadała na dalszy plan. Bogom niech będą dzięki. Może narkotyki nie zawsze, a zwłaszcza w tej sytuacji, były dla niej takie destrukcyjne?
0 x
#f38834
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Aoi ☼ [D] — „Mówiono, że z diabłem ma pakt”
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa”
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda”
Mukutaro
Posty: 240 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » dzisiaj, o 00:35
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[25/14]
Któreś z nich ewidentnie było w błędzie. Taiyō, uznając, że zasługuje na jakiekolwiek dodatkowe informacje odnośnie swojej roboty, albo staruszek, który uznawał to za absolutnie zbędne i niepotrzebne. Do tego stopnia, że odmawiał powiedzenia jej czegokolwiek innego. Absolutnie niczego. Obydwu stronom nie można było odmówić uporu, obydwie też pewnie miały odpowiednie argumenty. Ktoś może powiedzieć, że to Taiyō miała rację, bo ninja powinien wiedzieć jak najwięcej szczegółów o swoim celu. A także mógłby powiedzieć, że ona teraz była w pozycji do wysuwania takich rządań, więc równie dobrze mogła to zrobić. Czemu nie?
Ktoś inny, patrzący na sytuację przychylniej dla starca, powiedziałby, że argumenty drugiej strony chuja znaczą. Że on był pracodawcą i to on ustalał reguły gry. Że zadanie zostało wyznaczone przez mafię, odgórnie, a co za tym idzie Taiyō miała zrobić to, co chciał. I mógłby nawet kazać jej podrapać go po plecach albo zrobić herbatę z krystalicznie czystej wody z Sosońskich szczytów, a ona musiałaby zapierdalać z kijkami na najwyższe góry bez gadania. Pionki nie miały nic do powiedzenia, kiedy każdy inny był wyżej rangą. Była, jak to gdzieś wcześniej padło, wycieraczką. A starzec był butem.
Ale jakie miało znaczenie kto miał rację? Znaczenie miało to, kto pierwszy się ukorzy. I kto pierwszy postawi na swoim. Mądrzejszy mógł pozwolić idiocie wygrać, pewnie, ale jeśli na tym zyska? Zrobi to z największą ochotą, o ile nie będzie wstrzymywany takimi głupimi rzeczami jak "duma" czy "pycha" czy "ja mam rację więc nie odpuszczę nawet odrobinę" i to ostatnie było chyba idealnym określeniem na postawę starca.
- Możemy poczekać. - powiedział mężczyzna, wbijając w nią swoje spojrzenie. Nie odchodząc wzrokiem na bok nawet na chwilę. Taiyō mogła poczuć wolność od przeszywającego spojrzenia tylko wtedy, kiedy mężczyzna mrugał. Krótkie okno, ułamek właściwie sekundy, w którym presja nie robiła się coraz to bardziej natarczywa, nacisk mógł nieco zelżeć. By spod nacisku wychodziły kolejne słowa z ust dziewczyny, kolejne powody, żeby nie dać jej absolutnie niczego. Nie cofnąć się nawet o jeden krok.
- Ile będzie trzeba. Mam dużo czasu, zapewniam cię. - może i mężczyzna widział głupotę w zachowaniu Taiyō. Może była to jakaś forma prostolinijnej brawury, która każe jej patrzyć na niedźwiedzia w środku lasu. Liczyć mililitry śliny spływającej z jego pyska, kiedy przypisywał dziewczynie łatkę łatwego posiłku. Może ten upór był czyjkolwiek innym, nawet próbą odreagowania niedawnej sytuacji, odbicia sobie zniszczonej znajomości z Shitsumaru. Która w normalnych warunkach mogła pójść w innym, znacznie bardziej życzliwym i ciepłym kierunku. A która przepadła bezpowrotnie. Przez tego mężczyznę, to marnotrawstwo tlenu i węglowodanów. Które i tak zdechnie prędzej czy później, dla którego jeden pierdolony zwój był wart więcej, niż przyszłość przedstawiciela następnego pokolenia. Tak, był wart więcej. Zdecydowanie, jakiekolwiek inne myślenie byłoby naiwnością w czystej postaci.
W końcu dziewczę oddało zwój. Mężczyzna nawet go nie otworzył, odłożył go delikatnie za swoją poduszkę. Przypatrzył mu się jedynie, kilka sekund przeznaczając na odwiązany sznureczek. Na potwierdzanie, że owszem, zwój był otwierany. Nie było rzecz jasna dowodu, że zrobiła to stojąca przed nim kunoichi. Ba, nie było to nawet prawdą. Ale miał prawo tak pomyśleć, prawda?
- Pozwól, że dam ci radę, zanim odejdziesz. - powiedział dość niespodziewanie, kiedy Taiyō kierowała się ku końcu pomieszczenia, ku drzwiom. Nawet, jeśli dziewczę nie było zainteresowane słuchaniem czegokolwiek, to jego słowa mogły ostatecznie do niej trafić. Kilka chwil była jeszcze w pomieszczeniu, więc nawet ignorując starca, część jej mogła być zainteresowana. Być ciekawa tego, co ten pozbawiony znaczenia starzec może chcieć jej powiedzieć. - Nie próbuj tego więcej. Kiedy przychodzi rozkaz, dobrze jest go wypełnić i odejść. Ceń swoje życie bardziej, jeśli nie chcesz go stracić jakąś głupotą. - jego ton, mimo że nadal surowy, nieco zmiękł. Zelżał. Coś było słychać w jego głosie, coś do tej pory niesłyszalnego - empatię. Może nawet troskę? Zmartwienie? Cholera wie, może nie było tego wcale. Może było tak mało, jak porządnych mężczyzn bez uzależnień w przedziale wiekowym 18-22, w tym zafajdanym i porzuconym przez bogów mieście? Ale mówił szczerze, to było słychać wyraźnie.
- Dziękuję za twoją służbę. Powodzenia. - tymi słowami zakończył rozmowę. Gestem kultury i dobrego wychowania, podzięką za spełniony obowiązek. Okupiony trudem, suchymi łzami, wahaniem i zmarnowanym czasem. Nieprzyjemnymi, obrazoburczymi widokami i odgłosami słodkich aktów grupowej miłości. Taiyō mogła to teraz zostawić za sobą, ruszyć do przodu, gdziekolwiek by się nie udała. Albo zostawić to w sobie, iść z tym dalej. Zobaczyć, do czego ostatecznie doprowadzą wnioski i nauki, które wyciągnęła z wydarzeń dzisiejszego dnia.
Misja zakończona powodzeniem
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości