W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Taiyō
Posty: 128 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Kasshokara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 23 mar 2024, o 01:07
Żółty sznurek, drewniany klocek; tyle zapamiętała. Inaczej – w sidła pamięci pochwyciła również napis, jaki miałby się nań zwitku znaleźć. Sęk w tym, że z informacji nie mogłaby, choćby chciała, uczynić żadnego użytku – analfabeta jak w mordę strzelił. Niektóre znaki odczytywała, fakt, ale sprawiało jej to niebagatelną trudność. Równie dobrze mogłaby wbić ostrze we własną szyję, bo próba rozczytania w trakcie „przeszpiegów” miałaby finalnie podobny koniec. Tę ułomność, bo nie w sposób nazwać tego inaczej, niż elementarną wadą, zachowała dla ukochanej ciszy.
I choć normalnie Taiyō była rozgadana, czemu zaprzeczyć po prostu nie można, tak teraz zdawała się dostrzegać zalety milczenia. Przykrywało jej ujemne cechy, maskowało nietakt, jakim zwykle obdarzała wszystkich wokoło, a przede wszystkim – pozwalało zachować względną stabilność na, a jakże, niestabilnym terenie. Udawanie, że wie, o czym mówi, że pytania, które zadaje, mają jakiś głębszy sens, niż nagły impuls, zrodzony chyba tylko z woli załamującego nad nią ręce losu, wychodziło jej całkiem nieźle, płynnie można rzec.
— Mhm, tak, w porządku. Tyle mi wystarczy — mruknęła, mrużąc przy tym oczy, jakby doskonale rozumiała, co płynęło między słowami starucha. To, że ani trochę, że jeszcze nie zdążyła wynurzyć się z pierwszej fali wniosków, a już zachłysnęła się drugą, było najmniej istotne. Na razie. Bo przecież w końcu będzie musiała odnowić wyrazy, zlepki liter, w pamięci i coś na nich zyskać. Może siebie, może nowe życie, może… Coś. Czymkolwiek miałoby to być.
Ponieważ cały czas wszystko zawalała, a trudno jej było tego nie robić, żyła życiem, w którym ciągle miała mniej, niż chciała. Więc, zamiast chcieć więcej, zmuszała się do tego, żeby chcieć jeszcze mniej, i z czasem nie chciała już niczego, nawet jedzenia czy powietrza. Potem pojawiła się Akiyama, więc jeszcze bardziej pragnęła jedynie być duchem, bo wtedy wszystko by się skończyło; obowiązki i problemy, które miały to do siebie, że dwoiły się i troiły jak króliki. Dzięki stanowi, w jakim była, czuła się co najmniej niezniszczalna. Nic nie można było jej odebrać. Bo i tak nic już nie miała. To była ta dobra strona powolnego dogorywania. Jeśli człowiek nie ma nic do stracenia, może ryzykować wszystkim, na co mu tylko przyjdzie ochota. Zwłaszcza zdrowiem. To właśnie zamierzała zrobić. Oddać się adrenalinie, wejść do klatki z lwem i nazwać go uroczym kiciusiem. Może nawet pogłaskać po pysku z zerową refleksją, że ręka, którą przyłożyła do futra, może zostać oderwana od całości.
Z takim nastawieniem, nader energicznym, poczłapała w kierunku drzwi. Złapała za klamkę, pchnęła w przód, ale nagle, wiedziona pewnie ostatkiem wątpliwej jakości rozumu, odwróciła się przez ramię i zadała pytanie. Głupie. Nielogicznie. Ważne, że dla niej miało sens. To, że obelżywe, ah, z prawdą się nie dyskutuje. Nazwała rzeczy po imieniu – gość wyglądał jakby był zbyt żywy na śmierć i za bardzo martwy na ciągnięcie tego dalej.
— Jeśli umrzesz, nim wrócę, do kogo się zgłosić?
Otrzymawszy odpowiedź, mniej lub bardziej oczekiwaną, nie dyskutowała dalej. Po prostu wróciła na właściwy tor czynności, chcąc załatwić sprawę p o ż y c z o n e g o zwoju jak najszybciej. Cholera, chciała odzyskać płótna, a z warunkami starucha, tego Akiyamskiego, było tak, że na wzór hydry lernejskiej, jeśli rozwiązać jedno – pojawiały się dwa następne. Długie to i męczące. Prawie jak wędrówka ludu wybranego.
0 x
#f38834
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Aoi ☼ [D] — „Mówiono, że z diabłem ma pakt”
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa”
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda”
Mukutaro
Posty: 237 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » dzisiaj, o 00:25
Misja C
Taiyō
"Gdzie medyk nie może, tam łuskę pośle"
[23/14]
Wszystko kiedyś się kończy, prawda? Nawet te bardzo przyjemne momenty, relaksujące chwile. Rzeczy, które chciałoby się, żeby trwały dłużej. Przy większej ilości sake, w lepszych okolicznościach. Ale niestety, presja, rzeczy poza naszą kontrolą, które karzą zaprzestać przyjemności. Wracać do normalnego, regularnego życia. Do obowiązków. Na pewno tak będzie musiał zrobić Shitsumaru. Wrócić do brata, do załatwiania spraw ich kompanii. Może do ponownego opuszczenia Shigashi. A Taiyō? Ona była W TRAKCIE swoich obowiązków. Zabrała już zwój i teraz wystarczyło tylko się ulotnić, pokiwać główką kilka razy. Spławić typa. Mogła co prawda zrobić to wcześniej, już mając zwój w dłoni. Mogła się ubrać, wyjść, ale nie. Została. Po co dokładnie?
- Do usług. - uśmiechnął się słysząc podziękowania. Poczuć się jak u siebie... Nie żeby była "u siebie". W miejscu, do którego była przykuta. Czy to się zaliczało? Czy to faktycznie były słowa wypowiedziane szczerze, czy może kolejny element jej wymyślonej naprędce tożsamości? W końcu, jak sama przed sobą przyznawała, nienawidziła tego miejsca. Więc chyba szczerze i wyjątkowo bez sprzeczności. Te, niestety, wydawały się pogłębiać z każdym kolejnym słowem, każdą chwilą spędzoną z Shitsumaru. Może faktycznie warto było uciec od niego wcześniej? Zanim wojna jej myśli przyniesie pierwsze straty? Zanim niechciane słowa opuszczą jej usta, zaprzepaszczając cały wysiłek i całą ciężką pracę włożoną w to zadanie? Ale trzeba powiedzieć to w jasny sposób - Taiyō nie była w tym momencie uosobieniem efektywności.
- Jak mam ci ten... zwój. Jakbym go znalazł. Prawda? - co dziewczyna zrobiła bardzo szybko, było wyczuciem tej zmiany w jego zachowaniu, kiedy nie chciała podać mu swojego adresu. Biedny, chyba liczył na kolejne spotkania. Kolejne popijawy, dalsze zacieśnianie znajomości. Argument ze zwojem - prawda, nienajgorszy. Ale to chyba nie była jego główna motywacja i główny powód do obiekcji. Bardzo niesubtelny, ale alkohol robił swoje. Przynajmniej to udało się zrobić Taiyō bardzo skutecznie - zmiękczyć go kolejnymi dawkami procentów.
- To ja dziękuję. Do zobaczenia, Rina-chan! - powiedział na odchodnym, kiedy ta wchodziła do szatni. Tam wzięła z ukrycia swój łup i szybko się ubrała. Była pierwszą, która wyszła z gorących źródeł. Rzecz jasna stojący przy ladzie mężczyzna pożegnał ją serdecznie i zgodnie ze sztuką właściciela przybytku odprawiającego gościa. Reszta była już historią. Przykrą, dla obydwu stron, historią.
Dziewczę nie było na szczęście śledzone, nie miała żadnego ogona, tajemniczego adoratora czy żądnego zemsty Shitsumaru. Rina wiedziała, gdzie iść, żeby uciec przed niepożądanym wzrokiem. W które miejsca samotna kobieta unikająca uwagi nie powinna się zapuszczać. Kolejna nieoczywista zaleta pracy w takim mieście, dla takich ludzi. Droga do szpitala była więc prosta i przyjemna, mimo że nieco naokoło. Większość okien była ciemna i bez śladu światła świec, w pomieszczeniu ze starcem jednak coś się paliło. Mężczyzna nie spał, można było mu dostarczyć zwój. I dobrze, lepiej teraz, niż następnego dnia. Nikt nie przeszkadzał dziewczęciu w wejściu i w dotarciu do pomieszczenia. W momencie otworzenia drzwi jednak, staruszek nie był sam. Obok niego krzątała się jakaś pielęgniarka, poprawiając poduszkę, zabierając puste naczynia. Na stoliku obok łóżka był napełniony kubek z wodą, kilka czarnych pigułek w niewielkim pudełku, prawdopodobnie leki na noc, i prawie całkowicie wypalona świeca.
- Przepraszam, ale godziny odwiedzi... - pielęgniarka chciała wygonić dziewczynę, ale staruszek w łóżku przerwał jej nieco błagalnym tonem.
- Pięć minut. Proszę. Dla wnuczki. - maślane oczka i starcza charyzma najwidoczniej zadziałały, bo kobieta po chwili namysłu kiwnęła głową potwierdzająco.
- Dobrze. Pięć minut. - i opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Byli teraz sami. Starzec nie zaczął, nie zapytał. Z widocznym oczekiwaniem na twarzy czekał na to, co powie jego pionek. Po co przyszedł. Obwieścić sukces bądź porażkę. Prosząc o więcej czasu. W jego oczach, w tym momencie mogło być to cokolwiek.
0 x
Taiyō
Posty: 128 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Kasshokara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » dzisiaj, o 01:53
Rina przestała istnieć z chwilą, gdy po raz ostatni zwróciła się do Shisu. I on, podobnie jak alter-ego, także zniknął. Nie wróci, choć w przeciwieństwie do dziewczęcia z granicznego miasta – przynajmniej istniał. Może to nawet gorzej. W każdym razie: tworzenie fałszywych person przynajmniej w zamyśle powinno chronić Watanabe przed przywiązywaniem się do osób, które napotka w czasie „grania” postaci, którą wymyśli. Tak, niestety, nie było. Nie tym razem – bowiem coś pod czaszką podpowiadało jej, od samego zresztą początku, że sprawa nie jest czarno-biała. Naturalnie, niewiele to zmieniało dla całości, ale zagadnienie samo w sobie mogłoby pomóc Słońcu wyzbyć się gorzkości, jaką wciąż miała na umyśle. Prawie tak, jakby zżarła łyżkę dziegciu. Albo dwie.
Na pierwszy plan wysunęła się Taiyō i jej prawa dłoń, która pchnęła drzwiczki szpitalnej sali. Nie spodziewała się nikogo w środku poza symbolem zamierzchłych czasów, a tu proszę – młode dziewczę, w kwiecie wieku. Gdyby nie sugestywny strój, cóż, pomyślałaby o niej zupełnie inaczej, niźli myśli się o medykach. Skoro było go stać na wynajęcie członka mafii, cóż… Do takich lubiły się zlatywać młódki. Żadna to tajemnica.
Odruchowo, nieco skonsternowanie, spojrzała na pielęgniarkę, a później na starca. Godziny odwiedzin? Nie sądziła, że coś takiego istnieje w świecie shinobi. Była jednakże gotowa, by wymyślić bajkę i dla służbistki, ale uprzedzona przez zleceniodawcę – uśmiechnęła się promiennie, dziewczęco i urokliwie. Jakby, rzeczywiście, cieszyła się na widok swego dziadka i późniejszej zgody na odwiedziny. Nieważne, że, tak jak za pierwszym razem, starszy napawał ją niezrozumiałym obrzydzeniem. Trochę jakby widziała personifikację brzydkiego zarazka. Nie, żeby dała to po sobie poznać, ale właśnie takie myśli przelatywały jej przez głowę, gdy maskowała je przymkniętymi nieco powiekami.
Gdy pielęgniarka opuściła pomieszczenie, a mechanizm drzwi zablokował się w zapadce – od razu ruszyła w kierunku leża z jedną pytająco uniesioną brwią. Spokojnie, bez zbędnego pośpiechu. Mieli przecież całą noc. Choćby i wieczność. Znaczy – ona miała. On już może niekoniecznie: urodził się, żył, zestarzał. Teraz tylko śmierć i rozkład ciała.
— Nie umarłeś — zauważyła beznamiętnie. Nie była to uwaga pełna boleści czy radości. Nie. Absolutnie prosta linia emocjonalna – ni wyżyn, ni nizin. Raczej coś, co rozpoczynało konwersację w stylu osoby kompletnie nieznającej zasad społecznych. Przede wszystkim tego, jak należało się odzywać do starszych. A już zwłaszcza starszych pracodawców. Cóż, nauka konwenansów mogła poczekać. A może, choć to jedynie przypuszczenie, była z nimi zaznajomiona tylko z jakiegoś powodu, akurat teraz, udawała, że nie istnieją? Cholera wie.
Będąc już obok blisko posłania, bezceremonialnie usiadła obok stóp mężczyzny. Tak, by nie zajmować sobą nazbyt dużo miejsca. Nie dbała o jego komfort, zdecydowanie nie, zwyczajnie bała się, że jeśli go dotknie, będzie to na równi z dotknięciem śmierci. Słyszała kiedyś, znów – od kurtyzan, że ta podstępna kreatura materializuje się w snach i jeżeli skusić się na jej piękne słowa, złapać za palec… Mogiła. Byłeś i ni ma. Co prawda, to nie był sen, ale jednak. Chyba nie był.
Zamrugała nerwowo, chcąc odtrącić wspomnienia wielu projekcji, jakich doznawała po specyfikach od Ruushi. Realne, namacalne, prawie jakby żyła, ale w innym wymiarze. Nie. Inaczej – nie od nich samych chciała uciec, bo na te efekty uboczne była gotowa. Chodziło o śmierć w narkotycznych uniesieniach, niezwykle zresztą bliskich snom. Lubiła o niej myśleć, fantazjować o potencjalnym końcu, ale finalizacja niewypowiedzianych życzeń musiała jeszcze poczekać. Żadnego palca nie dotknie!
Westchnęła ciężko i zmarniale. Alkohol, długa noc i jeszcze on. Shisu, który krzątał się po myślach.
— Mam zwój. — Od razu sięgnęła dłonią przez kołnierz, aż do boku. I z powrotem, na wierzch, z omawianym przedmiotem w prawej dłoni. Wbrew logice i wszelkim przesłankom, nie przekazała zguby „właścicielowi”. To przecież byłoby zbyt proste. A jak można podejrzewać – Watanabe jak ognia unikała prostoty. No, nieświadomie, ale jednak. — Powiedz, dziadku, jaka jest prawda?
Więcej szczęścia niż rozumu – zdecydowanie dewiza blondynki. W normalnych okolicznościach, gdyby zlecenie wystosował poważny i poważany człowiek, nie byłoby miejsca na dyskusję. Ale teraz? Teraz mogła gadać. Miała zwój, on nie, ale chciał go mieć, więc musiał — czy tego chce, czy nie — spełnić życzenie tego, kto go ma. Proste jak budowa cepa. Jeśli się wie, jak go budować. Oczywiście.
0 x
#f38834
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Aoi ☼ [D] — „Mówiono, że z diabłem ma pakt”
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa”
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda”
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości