W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 27 maja 2024, o 00:59
Dziewczę pokiwało parokrotnie i żywo głową, gdy mężczyzna trawił o autorce jej nowego nabytku.
— Pańska siostrzenica ma niewątpliwy talent — potwierdziła z nieskrywanym zachwytem, gdy skończył. Szczerym zachwytem, warto dodać. Watanabe ekspertką od wyrobu biżuterii, owszem, nie była, natomiast jak każdy człowiek, którego dusza ciągnęła nieustannie w stronę sztuki, miała tę mityczną wrażliwość na piękno. Zdawało się nawet, że tylko dzięki niej, wyobraźni przelewanej na płótno, potrafiła sięgnąć najskrytszych zakamarków swojej potłuczonej na kawałki duszy i uczynić z przechowywanego w niej cierpienia coś pożytecznego, użytecznego. Zażywanie narkotyków z pewnością nie było lepszą opcją, było natomiast tą, która działała doraźnie, gdy wszystkie inne zawiodły.
Nie zakładała, iż uzyska odpowiedź na zadane przez siebie pytanie. Właściwie: była nieomal pewna, że nie dowie się niczego, co mogłoby zbliżyć ją do realizacji zadania. A bardziej niż realizacji, do której wciąż była przecież daleka i wyboista droga, to do odnalezienia dziedzica, młodego Takashiego. W najgorszym rozrachunku miałaby chociaż kolczyki, ładne świecidełko, więc porażka nie bolałaby tak bardzo, ale wolała nie wracać do Pazura z niczym. Wtedy nie spożyliby wspólnie alkoholu, a nie piła przecież od dwóch dni. Co gorsza, alkohol był jej pierwszą miłością i najbardziej toksycznym związkiem. O nich się nie zapomina, nawet jeśli przyjdą nowe, (wcale nie) lepsze relacje.
— Jest Pan pewien?
Głos blondynki zadrżał z niedowierzania, chociaż, kto wie (na pewno nie kupiec), co w jej przypadku było prawdą, a co jedynie przedstawieniem. Obie te materie wydawały się bowiem nieustannie mieszać. Fikcja i rzeczywistość. Prawda nie była nikomu potrzebna. Częściej przynosiła zgubę niż cokolwiek dobrego. Prawdziwa prawda funkcjonowała jedynie w sferze naiwności, w głowach oszukanych przez płonne ideały. Prawda do wyboru do koloru, za każdym razem inna.
— Nawet nie zdaje sobie Pan sprawy, ile to dla mnie znaczy! — ciągnęła z przejęciem zamkniętym w tonie oblanym wzbudzonymi na nowo wspomnieniami. Gorycz stuprocentowej czekolady z wysuszonych w słońcu nasion kakaowca. A na nowo, bo właśnie je stworzyła. Nigdy nie istniały. Nigdy nikt nie kupił dla niej owoców. Nigdy… Nikt nie kupił dla niej czegokolwiek. Nie dał. A już na pewno nie ojciec, o ile kiedykolwiek go miała. — To moje jedynie wspomnienie z nim, zanim… Ah, przepraszam! Nie będę Pana kłopotać sprawami, o których w Shigashi no Kibu można usłyszeć na każdym kroku. Szkoda czasu na przeszłość.
Złapała śpiesznie oddech i, wodząc chwilę dłonią w udawanym amoku nad rozłożoną skrzętnie biżuterią, ujęła kolejną parę kolczyków. Inną. Wcześniej, zanim wybrała te, za które zapłatę już uiściła, również zwróciły jej uwagę. Co prawda, nie planowała tak szybko wyzbyć się oszczędności, a i kolejny nabytek nie był jej do niczego potrzebny, ale… Ale przecież nikt nie powie, że próba przekonania handlarza do historii za pomocą niezwykle szczodrego gestu nie była wystarczająco dobrym uzasadnieniem.
— Jeszcze te — poinformowała, wyciągając w stronę mężczyzny kolejne monety. Tym razem przekazała odpowiednią ilość. Absolutnie nie z powodu nabytej na poczekaniu umiejętności czytania. Nie. Kwestia całkowitego przypadku i błogosławieństwa, które głupi ludzie otrzymują w ramach zadośćuczynienia za braki w inteligencji. — Za pomoc. I za okazaną mi dobroć.
Odnalazłszy ukojenie dręczonego latami sumienia w objawiającej się w wyobraźni wizji przyszłego świata, w którym nigdy więcej nie poczuje przeszywającego chłodu samotności, wezbrała na energii i trzeźwości umysłu. Ten stan, jak zwykle zresztą, najpewniej potrwa dzień lub dwa. Może tydzień, jeśli los będzie łaskawy. Potem, a przecież tak musiało się prędzej czy później stać, przyjdzie niż i chmury burzowe z piorunami jaskrawymi jak nigdy przedtem, które będą uderzać raz po razie w umęczoną jaźń. Spalą duszę i serce. Albo to, co z nich zostało.
Jeszcze nie.
Później.
Na razie było dobrze.
— Dziękuję raz jeszcze — powiedziała i ukłoniła się prędko, głęboko i z szacunkiem. Zarówno względem sprzedawcy, jak i stojącego obok mężczyzny. Spotkania ze smokiem znacznie poprawiły braki, które wykazywała, nim na dobre przejął nad nią pieczę. Kurtuazja… Była istotna. Nie bardziej niż złoto, ale jeśli ono nie stanowiło dla przeciwnika wartości, to dobre wychowanie już tak. Nie zawsze, ale często. Poza tym dobrze mętniało podejrzliwe spojrzenia. — Niech bogowie mają Pana i Pańską rodzinę w opiece.
Jak zasugerował kupiec, tak też zrobiła i od razu, z prostującym się powoli uśmiechem, skierowała się do straganu z owocami. Straganu, miała nadzieję, należącego do rodziny Usuich. Nie wiedziała, czy znajdzie tam dziedzica, co więcej: szczerze w to wątpiła, ale zawsze lepsze to, niż nic. Bądź co bądź, kwestia braku „seniora” pokrywała się z rysem rodu, który zaznaczył Yumetsu: Akira i jego dwóch synów. Zawsze coś.
Kiedy tam dotrze, a kierunku wskazanego przez handlarza nie w sposób było pomylić, nie podejdzie od razu. Najpierw zweryfikuje stojącego w konturze kramu jegomościa z portretem, który miała okazję widzieć w Herbaciarni. Wciąż miała obraz przy sobie, tak, ale głupio byłoby go teraz wyciągnąć i w tłumie ludzi porównywać z rzeczywistością. Była nieostrożna, lekkomyślna i mówiła językiem gwałtownych reakcji, ale nie aż tak.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 27 maja 2024, o 23:00
Zlecenie specjalne C
Taiyō
"Niepokorni"
[13/28]
Dobry sprzedawca wiedział, jak zareklamować swój produkt. Nawet, jeśli nie było takiej potrzeby - rzeczy w pudełkach prezentowały się znakomicie same z siebie, nie trzeba było na nie sypać lirycznego brokatu. Ale tak czy siak sprzedawca posypał, tylko troszkę. Wystarczyło, żeby transakcja się udała. A z inicjatywy dziewczyny dobita została druga transakcja - sprzedanie informacji. Nawet jeśli niewinne, nawet jeśli przykryte ckliwą historyjką, nie zmieniało to nic. Może i akcja wyszła z pewnego przypadku, ale jednak wyszła. Została zainicjowana.
- Prawda? To duma naszej rodziny. Ma przed sobą przyszłość, może nawet jakiś ważniak z Unii doceni kiedyś jej kunszt. Tacy potrafią być hojni. - uśmiechnął się w iście przedsiębiorczy sposób. Duma? No ba, robi przecież takie piękne rzeczy! Warto być w rodzinie z takim talentem. No i może przyciągnie oko jakiegoś młodego szlachcica, inną mordę z pięknym licem i jeszcze piękniejszą sakiewką.
- Oczywiście, że jestem. Pół życia tutaj stoję. Usuie siedzą na targach odkąd pamiętam. To stary, to młodszy, to od niedawna ten młodszy młodszy. Znaczy no, są inni, ale nie tak długo, to zakładam że ich panienka pamięta. - napuszył się pewien swoich słów, dumny ze swojej pamięci. Jeśli na tym targu była jakaś wielopokoleniowa rodzina sprzedająca owoce z Atsui, to raczej była ta rodzina. Inni mogli się wykruszyć. Zostać zniszczonymi przez wolny rynek, konkurencję, podatki nakładane przez jakąś mafię albo, co gorsza, Shigashi. Stare wyjadacze miały kontakty, miały przywileje i swoje wiedziały. Zresztą kontakty były jednym z powodów, dla którego to Usuiowie zostali obrani za cel, prawda?
- Nie ma problemu, spokojnie. Widzę, że znaczy sporo, cieszę się, że mogłem pomóc. - no widać było, a jakże. Ta fałszywa wdzięczność, porcelanowa maska z najchłodniejszego dostępnego surowca. Na tyle dopracowana, na tyle perfekcyjna, że oszukała nawet najlepszych w sztuce oszikiwania. Albo dobry sprzedawca przejrzał ją od razu i tylko grał w tą grę, zasadami narzuconymi przez dziewczę. W grę, która nie uwłaczała mu ani odrobinę, a w której mógł wygrać trochę pieniędzy za właściwe słowo i kilka par świecidełek. Kupcy byli, mimo wszystko, niebezpiecznymi bestiami. Niedźwiedź? Phi, całkiem oczywistym jest, czego można po nim oczekiwać. Ale po kupcu? Po biegłym w sztuce negocjacji starym wydze? Cholera wie. Mógł po prostu sprzedać jej kolczyki albo układać skomplikowane plany, jakby sprzedać ją.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panienko. Do zobaczenia! - również się nieco ukłonił, ucieszony komplementami i życzliwością, ale tknięty nimi nie bardziej, niż ukłuciem komara. Grzeczności były codziennością, niczym niezwykłym. Kolejną rzeczą do odbębnienia w ciągle trwającej wojnie pomiędzy konsumentem, a sprzedawcą. Pomiędzy kupcem, a kupcem, krętaczem i naciąganym. W tych sytuacjach bycie miłym znaczyło tyle, co nic. I Taiyō na pewno nie łudziła się, że jest inaczej.
Kolejnym krokiem, po zakupieniu świecidełek i zdobyciu informacji, było potwierdzenie informacji. Pójście w kierunku wskazanym przez mężczyznę, do któregoś straganu po prawej na drugim rozwidleniu. Albo lewej. Któreś z tych na pewno, Taiyō musiała zapamiętać. Nawet jeśli nie do końca pamiętała, to obszar poszukiwań skurczył się diametralnie. Z całego miasta do jednej uliczki na jednym placu, teraz tylko nie sknocić najprostszych instrukcji i porównać mordę z rysunkiem i tyle, obiekt znaleziony. A potem? Cholera wie, na to już dziewczę musi wpaść samodzielnie.
Jeśli dziewczyna nie zdążyła zapomnieć gdzie miała się udać, to znalazła się w bardzo podobnej uliczce do tej, z której wyszła. Targ był bardzo regularną kratą dróg z licznymi stoiskami pomiędzy nimi, a każda wyglądała praktycznie tak samo, jak te ją przecinające. Tylko doświadczony podróżnik, rzezimieszek albo kura domowa była w stanie bezbłędnie poruszać się w tym trudnym środowisku. Klucząc i rozpoznając bardzo charakterystyczne znaki, jak na przykład... stoisko z egzotycznymi owocami po lewej od niej. Daktyle, banany, figi, dziwne żółte owoce o regularnym kształcie... Melony. Reszty dziwności, w skład których wchodziły również pęczki wysuszonych ziół, których Taiyō nie znała. Przy stoisku było nieco ludzi, patrzących i wyraźnie zainteresowanych, jak również potężny ochroniarz. Przy stoisku z owocami. Interesujące, to chyba nie był aż tak cenny towar. Ale skoro był, to był potrzebny, warto było zaufać doświadczeniu kupieckiej rodzinie z doświadczeniem. Może zdarzały się gagatki z lepkimi łapkami i trzeba było takiego nająć? W Shigashi? Zdecydowanie. Kark był niezłym ziółkiem, nieco mniejszym od poprzedniego, ale bardziej zadbanym. Z dwoma mieczami. Na dobrą sprawę była to ta sama osoba, ale inna. Ten sam typ, to samo zadanie, to samo podejście do złodziei. Nic niezwykłego, dalej.
Mężczyzna za stoiskiem wyglądał już jak rasowy człowiek pracy. Ciężkiej pracy, lat spędzonych na wydawaniu towaru i zdzieraniu zębów na niepokornych partnerach biznesowych. Z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku brał rzeczy wskazane przez klientów, pakował do podanych torb i przyjmował pieniądze. A kiedy trzeba było wydać - raz dwa znajdowały się drobne. Jego tempo było godne podziwu, ruchy płynne, a pozytywny wyraz twarzy ani razu nie drgnął w stronę irytacji albo zmęczenia. Robił to długo i było to widać - działał niczym dobrze naoliwiona maszyna, organizm funkcjonujący tylko po to, żeby przeciąć melona w pół, kiedy klient chciał kupić tylko połowę.
- To dzięki za dzisiaj młody, baw się dobrze. - powiedział do kogoś, nie obracając głowy w kierunku, w którym mówił. Dosłownie kilka chwil później Taiyō zobaczyła wychodzącego z tyłu straganu młodego mężczy... chłop... Kogoś pomiędzy, młodzież. Szybkie porównanie twarzy z rysunkiem dało jasny rezultat - to on. W eleganckiej, bawełnianej koszuli, skórzanej kamizelce ze srebrnymi zapięciami. Prezentował się elegancko, dokładnie tak, jak można się spodziewać po kupieckim synu. Dosłownie kilka kroków później był już na targowej uliczce i podszedł do grupki trzech innych jegomościów w podobnym wieku i noszących się w podobnym stylu. Z drobnymi różnicami w wyglądzie i ubiorze - to jakiś rzemienny amulet, to falbanki na koszuli, to bawełna była zastąpiona innym aksamitem. Najbardziej charakterystyczny był najwyższy z nich - młodzieniec o rudej czuprynie, pociągłej twarzy i uśmiechem, jakby właśnie utopił worek szczeniaczków w rzece i bawił się przy tym przednio. Dominował nad resztą o całą głowę (nad Taiyō chyba o dwie głowy) i wyglądało na to, że to on prowadził gdzieś resztę grupy. Szedł pośrodku i kiedy tylko on ruszył, to klitka ruszyła za jego komendą.
0 x
Taiyō
Postać porzucona
Posty: 318 Rejestracja: 4 lip 2023, o 17:27
Wiek postaci: 20
Ranga: Ginkara
Krótki wygląd: Rachityczny ektomorfik o figurze wazy, metr i siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, słomkowe włosy, bursztynowe oczy z gęstymi rzęsami, usta o esowatym kształcie z powiększoną dolną wargą.
Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=11215&p=210160#p210160
GG/Discord: spectrofobia
Multikonta: Uguisu
Post
autor: Taiyō » 30 maja 2024, o 20:46
Skinęła niemrawo, acz potwierdzająco, głową. Unia . Tak, słyszała o niej. Niekoniecznie w superlatywach, które i tak mogły być przecież wypadkową przekazywanych z ust do ust plotek, więc tymczasowo wzięła słowa kupca za pewnik. Niemniej, szczerze wątpiła, iż którykolwiek z „ważniaków” byłby w stanie „docenić kunszt” siostrzenicy mężczyzny tak po prostu. Ci ludzie, co zresztą zdążyła zaobserwować, nie dbali o to, by przedmiot był piękny i wykonany z pasji. Dbali natomiast, by w oczach postronnych stanowił wartość, często wyższą niźli ludzkie życie. Wtedy chciano za niego płacić złotem, usługami, ogólnie: czymś, co dodaje ciężkości sakwie w taki, czy inny sposób.
— Szczerze mówiąc: pamiętałam tylko owoce, handlarzy niekoniecznie i dlatego… — przyznała z udawanym zakłopotaniem, złapała oddech i dodała: — Dlatego cieszę się, że trafiłam na Pana. Mam nadzieję, że będą smakować tak samo, jak je zapamiętałam!
Nim odeszła, a życzenia i pożegnania, które niestety z jakiegoś powodu zawsze się dłużyły, mieli już za sobą: odwróciła się jeszcze przez ramię, by powtórzyć słowa handlarza:
— Do zobaczenia! — Mówiąc to, doskonale zdawała sobie sprawę, jak zresztą w wielu podobnych sytuacjach, że owo „zobaczenie” nie nastąpi już nigdy więcej.
Taiyō miała nadzieję, że, cóż, nie zostanie zapamiętana przez kupca. Brak szczególnie charakterystycznej urody wydawał się w tym przypadku błogosławieństwem. Owszem, blizna ciągnąca się w poprzek oka, druga na policzku, a nawet te wyścielone gęstą plamą poparzenia na dłoniach, zwracały uwagę. Całe szczęście, ludność Shigashi no Kibu zwykle kwalifikowała podobne zjawiska jako znak, by nie patrzeć ni sekundę dłużej. Najlepiej w ogóle uznać, że osobnik o takowych mankamentach nie istnieje, a ichnie oczy nigdy się nie spotkały. Handlarze musieli być w podobnych kwestiach prawdziwymi mistrzami, a przynajmniej póki nikt nie zaprowadził jasności za pomocą złota.
Oparta już o fasadę jednego z budynków albo cokolwiek innego posiadającego front, wyciągnęła z dna kieszeni zakupione chwilę wcześniej kolczyki i powoli, wręcz ślimaczo, poczęła przekładać metal przez uszy. Nie mogła przecież jak słup soli stać i świdrować oczyma kram. Może i nikt by jej nie zauważył, nie zaszczycił uwagą, bowiem większość targowiczów skupiała się przede wszystkim na zakupach, ale wolała nie kusić losu. Zwłaszcza wtedy, gdy to właśnie fatum wyszło naprzeciw niej, materializując istnienie młodego Usuiego w odpowiednim momencie.
Spostrzegłszy młodzika, przełknęła gorzką bryłę śliny i poprawiła zagubiony na czole kosmyk blond włosów.
Zaczęło się.
Niewiele myśląc (a to był naturalny stan dla Watanabe), odbiła sylwetkę od okupowanego fragmentu budowli, by wkrótce po tym podążyć śladem czteroosobowej grupy. Jednostkową ocenę każdego z przybocznych musiała pozostawić na później, gdyż nie widziała ichnich twarzy, a co najwyżej zróżnicowane sylwetki; to za mało by cokolwiek wnioskować. Ale w jej głowie, fakt, rozpoczął się proces klarowania j a k i e g o ś planu. Idei. Kolosa na glinianych nogach. Czegoś, co miało sensowny, założony efekt, ale kompletnie chaotycznie ułożone punkty niezbędne do jego osiągnięcia.
Nim jednak to, szła za zbieraniną, zachowując bezpieczny dystans i uważając przy tym, by zarówno nie wyłaniać się z tłumu, jak i móc nasłuchiwać ewentualnych rozmów. To, że młodzi będą je prowadzić, wydało jej się logiczne – wyglądali jak kumple, ludzie o wspólnych celach albo przynajmniej tematach, nie zaś przypadkowa zgraja. Chociaż… Kto ich tam wiedział? W całym swoim dwudziestoletnim życiu Watanabe nie zawiązała żadnej znajomości z osobą, która miałaby choćby połowiczny status materialny, co dziedzic fortuny Usuich, toteż równie dobrze „normalne” mogło być dla nich, ot, milczeć. Na to się jednakże nie zapowiadało.
0 x
#9d3126
trochę mnie nudzi świat i nie chcę się już starać
z drugiej strony chcę wszystko i w sumie to naraz
Karta postaci |PH | Bank
Prowadzę
♦ Kami Kaito ☼ [D] — „Dzielenie przez dwa” (nieobecny/a)
♦ Hikari Kaguya ☼ [D] — „Nimbooda” (nieobecny/a)
Mukutaro
Postać porzucona
Posty: 345 Rejestracja: 15 wrz 2023, o 10:51
Wiek postaci: 30
Ranga: Tsume/Pazur
Widoczny ekwipunek: Katana przy pasie, sztylet za pasem, plecak, Zanbatō na plecach
Link do KP: viewtopic.php?p=212667#p212667
GG/Discord: wolfig
Post
autor: Mukutaro » 31 maja 2024, o 00:38
Zlecenie specjalne C
Taiyō
"Niepokorni"
[15/28]
Czy życzliwy sprzedawca faktycznie zapomni dziewczynę? Prawdopodobnie. Jeśli miał takich klientów, powiedzmy, 15 dziennie. Z każdym pogawędzić, każdego przekonać do kupna, z każdym zawrzeć transakcję. Pięć dni w tygodniu. Cztery tygodnie w miesiącu, dwanaście miesięcy w roku. Jak szybko zostanie zapomniana? Po pierwszym tygodniu? Dwóch? Nie była wyjątkowa, nie była najbardziej świetlistą osobą w Shigashi. Jej rany nic nie zmieniały, jej twarz nic nie zmieniała. W sumie to nic by nic nie zmieniło. Była konsumentem. Sakiewką z pieniędzmi z doczepionymi oczyma i ustami. I żadne miłe słowa i żadne gesty przyjaźni i życzliwości tego nie zmienią. Nie było sensu się łudzić, że miały znaczenie - w biznesie tylko pieniądz miał znaczenie.
Zakup jednak się przydał, kolczyki służyły jako idealna wymówka, żeby stanąć w tym jednym konkretnym miejscu i spróbować je założyć. Oprzeć się o jakieś solidne miejsce, w tym przypadku wóz będący częścią stojącego przy Taiyō straganu z dziecięcym odzieniem. Pozbawiony koni był niczym pełnoprawny stragan postawiony na słupkach i płachtach. Lepsze to, niż stanie na sztywno i gapienie się z daleka na jeden stragan, niczym jakiś porywacz dzieci albo inny państwowy urzędnik. W tej pozycji dziewczę czekało na swoją zdobycz. Obserwowała stragan i starszego mężczyznę niczym samotna matka szukająca bogatego męża, z intensywnością i skupieniem. I w końcu się pojawił, wyszedł ze straganu i udał się do swoich rówieśników. W grupce był znacznie bardziej bezpieczny, niż samotnie, ciężej będzie go podejść. W razie czego jego koledzy go obronią, a on pomoże im. Ponownie - stado roślinożerców łączy się razem, żeby powstrzymać wilki przed atakiem. Jednego wilka, w tym przypadku. Nie byli nawet świadomi jej obecności, ale w mieście pełnym mafii, przestępstw i wbijania noża w plecy innym, warto było być w jakiejś grupie. Nie ufać jej aż tak bardzo, ale w niej być - to wystarczy, to zapewni cień bezpieczeństwa.
Co teraz? Jaki jest plan? Stado odchodziło, więc trzeba było za nim podążać, oczywiście. Ale nie było w tym żadnego planu, żadnej większej myśli. Na razie - śledzić. Badać teren, szukać momentu słabości. Wyczekiwać tej jednej okazji do zrywu, do przejęcia inicjatywy. A do tego czasu myśleć, co się zrobi w tym momencie i jaką okazję można by wykorzystać. Nie mogła słuchać, co do siebie mówią - była za daleko, a tłum na targu jeszcze utrudniał sprawę. Nie wiedziała jeszcze gdzie się kierowali, ale na pewno wychodzili z targu. Obserwowała ich plecy, widziała, jak podają sobie bukłak i z niego piją. Podręczny wodopój, albo może alkolopój? To mogła być szansa, ale wymagała astronomicznej wręcz cierpliwości - w końcu się upije, prawda, ale kiedy? Cholera wie.
W końcu stało się całkiem jasnym, gdzie idzie grupa. Do jakiego przybytku, tak w zasadzie. Sądząc po ścieżce, jaką obrali, i informacjach od Yumetsu... W tych okolicach, na terenach Smoków, była tylko jedna palarnia. I szli prosto do niej. Miejsca, w którym w przyjemnym towarzystwie dało się popalić trochę egzotycznego ziela, przyćmić ciężko pracujący umysł dymem z "dodatkami". Relaksującą chmurą rozkoszy i zapomnienia. Prawie jak alkohol, ale nie pity, tylko wciągany. I w karczmach zazwyczaj było mniej... ekspedientek. Kelnerek. Dostępnego towarzystwa, z którym można i pogadać, i powciągać, i pozbyć się trosk kupieckiego życia. I to cudowne miejsce było tylko pięć minut marszu stąd. Oaza błogości była na wyciągnięcie ręki...
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości