To prawda, że Shirakawa prawie od początku zignorowała niewygodne fakty dziejące się na terenie pola walki. Na te, które nie były jej potrzebne. W końcu nie miała wpływu na szalejące w oddali Demony, czy Oni szarżujące na twierdzę. Tego typu przygotowanie odbiega od wszelkich założeń. To samo mogła stwierdzić, kiedy mierzyła się z silniejszymi od siebie dzikimi. Rozsądniej było skupić się na tym, co przed sobą i próbować krok po kroku dojść do zamierzonego efektu. Nie spodziewać się od razu sukcesu, ale podnieść się po każdym potknięciu powinno być naturalną rzeczą.
Sytuacja niewątpliwie zrobiła się dramatyczna. Pierwszy raz od momentu niechybnej śmierci w ich szeregach, która powoli zbliżała do tego miejsca. Prosty plan miał pomóc wydostać ich z opresji, z czego Hana byłaby bardzo dumna. Z pomocą innych przy swoim boku mogła przetrwać. Jakże samolubne wydawało się to życzenie. Chciała bić się teraz w pierś, gdyby nie ogarniająca ją panika i zdezorientowanie. To, co stało się jeszcze chwilę temu z Inosuke, a potem z Chino przeszło jej najgorsze obawy. Nie dadzą rady. To koniec. Najprościej byłoby teraz skulić się w kłębek i pogrążyć się w rozpaczy. Zamknąć oczy i liczyć, że koszmar przestanie nawiedzać pogrążony w wyobraźni umysł. Niestety rzeczywistość uderzała raz po raz uświadamiając dziewczynie, że nadal żyje. To za sprawą wszystkich tych odważnych ludzi, którzy zdecydowali się dotąd stać przy jej boku. Pozostała jej już tylko jedna osoba.
- Anzou... - wypowiedziała jego imię mimowolnie, chcąc się upewnić, że nadal był przy niej czy jego też nie odebrała żadna siła. Jeśli miała go blisko, to chciała upewnić się, że był prawdziwy. Złapała go za ramię oburącz wyraźnie zaniepokojona konsekwencjami swojej akcji. Chłopak był świadkiem tego, co ich spotkało.
- Ja.. przepraszam. - dodała po chwili, bliska płaczu jak nigdy dotąd. To zdecydowanie jej wina, że podsunęła tak absurdalny pomysł. Nie mogła wymyślić niczego sensownego i doprowadziła do tragedii. Z drugiej strony bezsilność zaczynała powodować, że w drobnym ciele pojawiało się kolejne ognisko złości. Chęć odegrania się na swoich oprawcach. Typowe dla każdej osoby pragnienie odwetu. Waleczność nie miała tu za wiele do pokazania. Hana odstąpiła od Władcy piorunów. Czy tego chcieli czy nie, to musieli nadal walczyć. Spojrzała mu jeszcze raz ze zdecydowaniem w oczy, aby przekazać własne zamiary.
Nie zależało jej już na akceptacji, kiedy mogła chociaż w małej mierze odpokutować swoje czyny. Jedynym rozsądnym wyjściem było zrezygnować z podtrzymywania mgły. To też uczyniła. Zorientować się w otoczeniu i wybrać swój następny cel. Nie wiedziała, dokąd ją to zaprowadzi. Powinni uciekać, ale w którym kierunku? Żaden nie wydawał się być bezpieczny. Dlatego Hana nie widziała innego wyjścia. Stanęła w najlepszej dla siebie pozycji, skierowana w stronę, z której dotąd nadchodziła ofensywa dzikich. Szarża olbrzymów, jeśli nadal trwała, stanowiła tu zagrożenie, na którym chciała wziąć odwet. Złożyła pierwszą pieczęć, gotowa zebrać pozostałe w jej ciele pokłady chakry, a potem zaczęła formować pieczęcie. Nim mgła miała czas rozwiać się w tych niekorzystnych warunkach, to młoda kunoichi musiała polegać na ruchu cieni i szeroko pojętej intuicji. Klasnęła w dłonie, co miało zainicjować jutsu. Wodna technika mogła wystrzelić w linii prostej, dlatego ważne było zdecydowane mierzenie przed siebie. Tego typu strumień powodował spore zniszczenia, więc dobrze byłoby trafić chociaż jednego Oni. Nie było pewności, że w czymkolwiek to pomoże. Drugie klaśnięcie. Wytworzone przez technikę duże pokłady wody miały unieść się i uformować w niszczycielską falę. Pochłonąć wszystko na swojej drodze, a w większości bezradnych na skutki pogodowe ludzi. Ta wyczerpująca akcja doprowadziła do skrajnego wyczerpania. W końcu ubytek chakry pozostawiał po sobie efekty uboczne. Hanie zrobiło się słabo, przez co musiała przykucnąć. Przed oczami pojawiły się mroczki, a oddech był nieznośnie ciężki do złapania. Trudno było przypatrzeć się temu, co właśnie uczyniła. Nawet nie chciała wyobrażać sobie, co stało się po tej próbie. Jak bardzo tym sobie zaszkodziła? Czy kupiła sobie trochę czasu, żeby odetchnąć z ulgą? Miała w sobie tyle zawziętości, a przecież powinna uciekać, żeby przeżyć. Naraziła się na to wszystko, jakby nie było innego rozwiązania. Potrzebowała sięgnąć po oczywisty ratunek w takiej sytuacji. Zażyć pigułkę, której działanie odświeży jej witalność. Bez tego nie będzie w stanie się ruszyć. Nie mówiąc już o dalszej ucieczce.