Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Możliwości fizyczne Antykreatora były wyjątkowe. Delikatnie mówiąc, bo jakiekolwiek słowo i określenie o którym mógłby pomyśleć, nie oddawało w pełni tego, jak słabo czuł się w tym momencie w porównaniu do innych uczestników. W szczególności Antykreatora i Ichirou, dwóch molochów o umiejętnościach, których medyk nie był w stanie skategoryzować. Co prawda żaden z nich nie potrafił tego, co Mujin - ratować żyć przez medycynę Produkcji trucizn, substancji wspomagających. Leków. Wysysania chakry. Potrafili tylko niszczyć i mordować. Robić dokładnie to, do czego przeznaczona była większość sztuk ninja. Miał szacunek do ich ogromnej siły destrukcji i możliwości fizycznych. Ale zdecydowanie nie zazdrościł. Nie miał zamiaru porównywać się do nich wyłącznie przez to, że mieli większe destrukcyjne możliwości od niego - człowieka nastawionego na ratowanie życia. Czekał więc na swoją okazję. Trzymał się stosunkowo niezauważony. Z dala od spojrzenia Antykreatora, z dala od potężnych technik ogromnego zasięgu. Czekał na ten jeden moment, w którym będzie w stanie zapieczętować Antykreatora. Potrzebował jedynie zwoju, który miał. Nałożenie pieczęci. Wszystko powinno działać Tylko musiał mieć dostęp do jego rozwalonych szczątków. Tylko i aż. Co mogło pójść nie tak, prawda? Było to ryzykowne jak jasny chuj i jedynie opanowanie Mujina powstrzymało go przed drżeniem i odruchami wymiotnymi. Drżeniem ze strachu, oczywiście, ale też z ekscytacji. W nieco mniejszym stopniu. Oczekiwanie na moment, wezwanie i znak od Ichirou, zostało przerwane. Nie miał nawet czasu by przemyśleć, czego był świadkiem. By zrozumieć to zjawisko. Mógł zobaczyć jedynie, jak w ich stronę leci coś w formie kuli. Stworzona z... czegoś, z substancji której nie potrafił zidentyfikować ot tak w locie. Mógł patrzeć, ale nie mógł się ruszyć. Był w pełni świadomy jej pojawienia się i trajektorii, ale jego ciało nie było w stanie nadążyć za jego myślami. Sam unik i zejście z drogi nie zależało nawet konkretnie od niego, a od twórcy i manipulatora piaskiem, na którym stał. Brak możliwości swobodnego poruszania się w powietrzu przez Mujina był ewidentnie problemem. Ale teraz nic z nim nie zrobi. Nie ma czego, w zasadzie. Mógł tylko obracać głowę w kierunku toru lotu kuli i obserwować znaczne zniszczenia, które za sobą zostawiła. Piasek pod jego nogami został zdmuchnięty przez falę uderzeniową. Niestabilne podłoże stało się podwójnie niestabilne i piach po prostu zapadł się pod jego ciężarem. A wcale nie ważył dużo. Potęga czarnego pocisku była ogromna i Mujin tylko cudem zdołał utrzymać się na chmurze. Przynajmniej próbował. Jego robaki miały zapewnić mu w miarę stabilny punkt pod sobą, który mógłby go nieco “podnieść”. Utrzymać, by mógł się wspiąć na górę chmury. Jego robaki były w stanie nieco przytrzymać trybunę, więc go samego także powinny. W razie czego po prostu poprosi na głos o pomoc swojego woźnicy. Gdy bezpieczeństwo Mujina było już gotowe, przyszła pora na ponowne rozpoznanie się w sytuacji. W szczególności Antykreatora, który był osobą wokół której toczy się cały plan i plotły intrygi. Medyk zobaczył spojrzenie Ichirou. Zrozumiał. - TERAZ. NURKUJ MNIE DO HANA! - krzyknął Mujin do swojego woźnicy, gdy piach leciał w kierunku Antykreatora. Zwój pojawił się w jego dłoniach, odpieczętowany i gotowy do użycia. Złoty piach zbierał się wokoło niego w formie piramidy, piaskowej konstrukcji. Ogromnej i wydającej się stworzonej z autentycznego surowca, położonego ludzką ręką. To tak propos różnicy możliwości ofensywnych pomiędzy Mujinem, a Ichirou. Ten pierwszy mógłby wysłać robaki żeby wyssały komuś chakrę, Kochanek mógł zrobić z kogoś dżem jedną techniką. Kiedy tylko był wystarczająco blisko, dosłownie zeskoczył na powierzchnię piaskowego tworu. To był ten moment. To był jego moment. Duży zwój powinien w tym momencie zacząć gwałtownie się rozwijać i sunąć w kierunku zamkniętego w piramidzie Antykreatora. Jak powinien się tam dostać? - ICHIROU-SAN. ZRÓB TUNEL! ZWÓJ MUSI GO OWINĄĆ! - krzyknął Mujin, tym razem do Kochanka. Wymagane były dwie rzeczy - owinięcie zwojem i nałożenie pieczęci. Przez to zwój musiał go owinąć i on sam musiał nałożyć dodatkową pieczęć. Bez tego jutsu nie zadziała. Absolutne zniszczenie ciała, jeśli faktycznie nastąpiło, powinno dać im wystarczająco dużo czasu do jego regeneracji. Zupełnie jak poprzednio. Medyk nie miał wyboru - musiał tam wejść. Do samego środka. Stanąć twarzą w twarz z Hanem. Którego widok kiedyś faktycznie go przerażał. Odbierał zdolność mowy. Ale to było kiedyś, przez nagłość sytuacji. Przez fakt bycia żywym trupem, martwym chodzącym pośród żywych. Posiadającym regenerację przekraczającą jego najpotężniejsze medyczne techniki. Teraz ta istota była ledwie pyłem. Kawałkami papieru na wietrze. Które można owinąć zwojem i zapieczętować. Mujin na pewno nie miał zamiaru się poświęcać, to oznaczałoby jego śmierć. Jak uniknąć śmierci i jednocześnie zostać bohaterem świata ninja? Na jego usta cisnęła się prosta odpowiedź - nie umierać. Z tym że to, co planował, mogło nieść za sobą sporą dozę ryzyka śmierci właśnie. Mujin uspokoił oddech. Podjął się tego. Zwój z pomocą Ichirou powinien polecieć do wnętrza piramidy, zapieczętować. A potem Mujin miał nałożyć ostatnią pieczęć. Dokończyć jutsu.
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
To był ten dzień, który dał nam Pan... Jednak w tej sytuacji nikt inny poza białowłosym szermierzem nie był panem. To on był tym, który zabił tak długo poszukiwanego i niebezpiecznego NESa, podwładnego i niemal prawą rękę samego Antykreatora. To on stracił życie w dłoniach Kyosza, który pozbył się tego raka na żywym organizmie nazywanym wolnym kontynentem. Sam był świadkiem tego jak wyzionął ducha, a można powiedzieć nawet więcej. Gość w jego ręku odszedł w strasznych męczarniach, co dało jeszcze więcej satysfakcji samemu Uchiha, który wypełnił zadanie na więcej niż sto procent. Nie był to Yoshimitsu co prawda, ale NES także napsuł mu tak dużo krwi, że nie mógł oprzeć się temu, że wypełnił zadanie lepiej niż można było się spodziewać.
Jednak to nie był koniec, ponieważ tuż po chwili, białowłosy wyskoczył w kierunku areny by pojawić się tuż obok głównego antagonisty całego kontynentu - samego wielkiego antykreatora, którego cała drużyna musiała zgładzić. W tym momencie białowłosy pokryty niebieskimi płomieniami wcale nie zamierzał odpuszczać i pozostawić tego bez swojego wkładu. Pojawiając się tam, nie miał większej władzy nad tym co robi w tej chwili, więc przyjął na klatę atak Raitonem, który przeszyła pierś Kjudiniego. Nie zorientował się nawet, a przynajmniej nie wzruszył się tym wcale. Przeszła to przeszła, na co drążyć temat. Było już za późno, bo sam pocisk przeszedł i ledwo drasnął białowłosego szermierza. On sam nie czuł niczego co mogłoby go wybić z pantałyku. Teraz jednak ruszyli dalej, a chakrowe dłonie chwyciły Hana, którego paliły i niszczyły podczas, gdy on próbował tak naprawdę się stąd wydostać, tworząc swojego kanały chakry na plecach.
Jego świadomość była nikła, więc nijak się rozwijać, ponieważ działo się naprawdę wiele. Ataki były szybkie i niezwykle dokładne, mocne. Han cierpiał, jednak sam próbował się nie tylko oswobodzić, ale i pozbyć samego Kjudasza, który dzielnie mierzył się z nim twarzą w twarz, gdy powstawała także piaskowa trumna Ichirou, który zamierzał go po prostu zatrzasnąć na wieczność. Tylko tyle doświadczył po tym, jak poczuł dłoń samego Antykreatora, który uderzył w pieczęć Nibi by zamknąć obieg tej wściekłej chakry. To był moment, w który białowłosy poczuł, jak demoniczna chakra się z niego po prostu rozpłynęła i zatrzasnęła tam, gdzie było jej miejsce - z powrotem do więzienia kociego diabła. W tym momencie szermierz z Sogen padł na ziemię, cały spopielony niemal będąc już po walce. Jego moment chwały jak widać najprawdopodobniej się skończył, a on jedynie leżał krzyżem na arenie, by po chwili otworzyć ślepia i odpocząć. Tylko tyle mu teraz zostało, czekając na jakąś zewnętrzną pomoc. Największym jednak problemem dla samego Kjudiniego była ta dodatkowa pieczęć na jego umięśnionym brzuchu - te znaki zrobiły coś, co czuł. Czuł, że stracił kontakt z Nibi i możliwość korzystania z jej chakry. To był bardzo zły znak, a nałożył to sam Han. Co teraz... Co działo się tuż obok? Pieczętowanie tego złego, który już nigdy więcej nie przyniesie tyle cierpienia wszystkim żywym. Niech już nieboszczyk wróci tam, skąd nie powinien nigdy więcej już powracać... Pieprzony Han. Pieprzony NES. Jeszcze tylko dorwać Yoshimitsu... Ale może nie teraz. Za chwilę, dajcie mi chwilę...
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Działo się zdecydowanie za dużo. Zbyt dużo, by jedna osoba mogła w biegu zrozumieć każdy jeden element, zwrócić na niego uwagę. Sytuacje polowe miały to do siebie, walki z dużą ilością jednocześnie ruszających się pionków tak miały. Duża ilość rozpraszaczy, ludzi uważających się za centrum ich małego świata. Dla których każda podjęta akcja i każda użyta technika była najważniejsza na świecie. Mujin musiał się od tego odciąć, jeśli chciał poprawnie wykonać cały swój plan. To był moment wymagający najwyższej koncentracji, dlatego też większość rzeczy wokoło niego po prostu pomijał, skupiając się tylko na tych wybranych i niezbędnych. U jego osoby było to niezmiernie rzadkie zjawisko, ale tym razem musiał. Podjął się akcji zamknięcia Antykreatora. Osobistości, przed która nie tak dawno wzbudzała w nim strach i autentyczną trwogę. Ale wtedy, w Oniniwie... To nie było osobiste. Han był niczym bezosobowa siła natury. Niezależna i niepowiązana. W momencie, kiedy zrobił go w chuja, kiedy oszukał go i bezpośrednio wykorzystał jego zaufanie, kiedy z zimną krwią zabijał ludzi na jego oczach. To był moment, w którym przytłaczające negatywne emocje przysłoniły mu jego poprzednie, wstrzymujące przed akcją odczucia. Był wkurwiony. Na niego. Na tego Cesarskiego śmiecia. I zdecydował się podnieść rzuconą rękawicę. Nawet mimo usuwania szczegółów w otoczeniu ciężko było nie zauważyć tej postaci, która się pojawiła. Chociaż "postaci" nie było do końca adekwatnym stwierdzeniem. To było... coś. Jakiegoś rodzaju stwór, istota. Potwór, można by rzec. Niepodobny do innego rodzaju potworów, które napotkał w Oniniwie, dla przykładu. Czy tylko była stworzona z gęstej chakry, czy była to jakaś osoba pokryta chakrą - tego nie wiedział i nawet się nad tym nie zastanawiał. Nie miał kiedy.. Widział chakrową bestię, która mogła być bezpośrednim źródłem chakrowego pocisku o sporej sile zniszczenia. W pewnym jednak momencie, gdy Han walczył z pochłaniającymi go piaskami, potwór zaczął słabnąć. Powłoka zaczęła słabnąć i ujawniła będącego w środku człowieka. Zakrawionego. Pozbawionego skóry. Z dziwnymi znakami na piersi. Jednak dokładna medyczna ekspertyza musiała poczekać, bo i Mujin właśnie pikował z dużą prędkością w stronę stworzonej już, ubitej piramidy. Owszem, było to nieuporządkowana operacja i nieco opóźniona, ale chaotyczne okoliczności i inne elementy sprawiły, że nie można było tak łatwo skoordynować działań wielu ludzi. Mimo tego był w stanie relatywnie szybko, po wylądowaniu na twardej i ubitej piramidzie, kazać Ichirou otworzyć ją w jednym miejscu. Stworzyć drogę do Antykreatora. Mógł niszczyć go raz za razem, rozdzierać na pojedyncze części raz za razem. Ale nie dawało to żadnego rezultatu. Opcja Mujina mogła dać faktycznie dużo, dużo więcej. Zakładając, że się uda. Nie udanie się mogło oznaczać śmierć. Ale udanie się - uratowania dziesiątek, setek żyć. Które Han był w stanie zabierać w ogromnych ilościach. Mujin, jako wybitna jednostka i wybitny medyk, obierał sobie za punkt honoru ratowanie życia właśnie. I posiadał on narzędzia do zajęcia się sytuacją w sposób, na jaki inni nie mogli sobie pozwolić. Jak inaczej mieli to zrobić, jak bez niego? Ludzie posiadający specjalne umiejętności i możliwości, mają równie specjalny obowiązek. I tym obowiązkiem było ich używanie w takich właśnie sytuacjach, w takich miejscach. Mujin mógł być nie do końca pewny powodzenia operacji i swojego udziału. Ale żarzące się w nim negatywne emocje wobec Hana, w połączeniu z poczuciem obowiązku - to skłoniło go do wejścia do środka stworzonego tunelu. Teraz nie miał jak się wycofać. Musiał przeć do przodu. Mujin pędem ruszył przed siebie w stronę walczącego z piachem i ciągle regenerującego się Antykreatora. Jego zwój leciał w stronę wroga, próbując go owinąć i unieruchomić. Jeśli zwój zostanie zbytnio zniszczony, nie będzie miał szans z brak przygotowania drugiego zwoju. - TRZEBA BYŁO NIE ROBIĆ MNIE W CHUJA, CO? - odkrzyknął mu Mujin, gdy Han próbował złożyć pieczęcie. Owinięty do połowy wcelował w niego dłonią i wypuścił piorun, który przeszył ciało Mujina. Mujin zawył z bólu, ale odpowiednia technika medyczna przygotowała go na przyjęcie ciosu. Komórki zaczęły regenerować się jeszcze podczas jego biegu do zwoju. Zwój zamknął Antykreatora całkowicie. Medyk dotknął dłonią jego powierzchni. Pieczęć została nałożona. Ruch i dźwięk zamarły. - W PIŹDZIE MAM TWOJE IDEOLOGIE ZAJEBANE! LEŻ GNOJU! - dokrzyknął jeszcze Mujin, pełnym pasji i czystej agresji głosem. Ból potęgował jego brutalne skłonności, ale bez osoby do wyżycia się stanowił brutalne przypomnienie o jego pogarszającym się stanie. Mujin złożył stosowne pieczęcie i, określiwszy powagę otrzymanej rany, przyłożył do niej dłonie i skutecznie ją zamknął. Poświęcił na to odpowiednią ilość czasu, ale nie przestał wydostawania się. Był pewien jakości nałożonej pieczęci i jej trwałości. Ale, ale, potencjalnie... Antykreator nie był byle przypadkiem. Jeśli znalazłby wyjście... To Mujin powinien się oddalić na stosowną odległość. - Udało się! Zapieczętowałem drania! - krzyknął Mujin kiedy tylko wyszedł ze stworzonego przez Ichirou tunelu. Instynktownie szukał go wzrokiem, ale bez wyraźnej potrzeby. Rozglądał się też na wszelkie inne strony, szukając usilnie jakiegoś rannego czy innej osoby potrzebującej nagłej, medycznej pomocy. Jego rola jeszcze się nie skończyła. Dopóki był tu jakiś ranny, dopóty Mujin nie mógł tak po prostu siąść na laurach. Owszem, rozwiązał największy problem współczesnego świata i oficjalnie stał się jedną z najważniejszych osób które kiedykolwiek żyły, ale nadal był medykiem i priorytetem było minimalizowanie śmierci wokoło niego. Editem było dodanie w spoilerze techniki leczącej by wiadomo było której Mujin ewentualnie używa
Nazwa
Kikanbaiyō
Dziedzina
Iryojutsu
Ranga
S
Pieczęci Szczur -> Baran -> Koń -> Wąż -> Wół -> Koń -> Szczur -> Baran -> Smok -> Szczur -> Wół -> Smok -> Przyłożenie rąk do rany
Zasięg
Bezpośredni
Koszt
A: 30% | S: 20% | S+: 10%
Dodatkowe
Wymagana KC A; Wymagana wiedza o przeszczepach;
Opis Technika polega na regenerację praktycznie dowolnego organu wewnętrznego człowieka. Czy to oczy, czy brakujący kawałek skóry, czy nawet takie elementy jak płuca czy oczy. Jedynym organem którego nie da się zregenerować jest mózg, z uwagi na jego delikatność i zachodzące w nim procesy, a także kończyny. A poza tym możliwe jest regenerowanie mięśni, kości, skóry czy dowolnego organu. Technika pozwala na regenerację danego organu komórka po komórce. Techniki można też użyć w przypadku, gdy dany organ nadal znajduje się w ciele, ale jest uszkodzony - czy to na skutek choroby czy też mechanicznego uszkodzenia. Efekt jest identyczny - organ zostaje całkowicie zregenerowany.
Ważnym w regeneracji jest jego sterylność - ponieważ regeneracja jest całkowita, to wszelkie nieczystości także są usuwane z danego miejsca. Pozwala to na wykonywanie techniki nawet w trudnych warunkach, bez obawy o wdanie się zakażenia. Technika posiada jednak ograniczenia - niemożliwa jest regeneracja mózgu, a pacjent musi być żywy podczas wykonywania techniki. Niemożliwym jest regeneracja nawet u świeżo zabitego. Technika wymaga komórek macierzystych danego organu, dlatego pacjent powinien posiadać chociaż fragment organu w swoim ciele. Nie zregenerujemy całkowicie wyciętej wątroby ani oka, ale jeśli są one uszkodzone albo pozbyto się ich po części - technika zadziała. Ponieważ jutsu wymaga sporo skupienia, koniecznym jest całkowite poświęcenie uwagi pacjentowi, przez co wykonanie techniki w ogniu walki jest praktycznie niewykonalne (ale próbować można).
Mechanika
1. Jutsu leczy 1 śmiertelną ranę w turę, o ile jest to rana z kombinacji 2 ciężkich ran (nie dopuszczalne jest leczenie tzw. one hit ko)
2. Jutsu może zaleczać odcięte kończyny w postaci kikutów, ale nie odrastać kończyny.
3. Jutsu regeneruje organy wewnetrzne (np. płuco po przebiciu strzałą, albo oko po dźgnięciu)
4. Jutsu nie może omijać mechaniki MS'a %
5. Jutsu nie może tym wyleczyć martwych materiałów do przeszczepów
Widoczny ekwipunek: - odznaka Ninja, zawieszona na szyi - Kabura na lewym i prawym udzie - plecak - blaszane rękawiczki - opaski na dwóch przedramionach - kamizelka Shinobi pod płaszczem
W życiu przychodzą takie momenty, w których za cholerę niewiadomo w jaki sposób się zachowywać, jedna błędna decyzja może kosztować już nie tylko zdrowie, ale również i życie. Wszystko, co działo się aktualnie na Arenie było właśnie tym momentem. Anzou na własne oczy przekonał się i zobaczył potęgę innych Shinobi, nieważny czy byli dobrzy, czy źli, ich umiejętności były na nieziemskim poziomie. Sam lider Kaminari się o tym mógł przekonać... Białowłosy był w lekkim szoku, nie pojmował tego co się tutaj dzieje, ale nie chciał biernie stać. Może to wszystko to nowy początek, jakiś nowy rozdział, który właśnie pisze się w jego życiu? Do mózgu nastolatka doszedł sygnał o Katsumi. Liderce klanu Uchiha. Czy to nie idealny moment, aby się wykazać? Aby w końcu zmienić coś w tym popieprzonym życiu?
- Jasne, biegnijmy! Zakomunikował pewnym siebie głosem nastolatek, z którego powoli odchodziły negatywne emocje. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej, pokazać się jak najlepiej. Białowłosy trzymał się blisko swojego towarzysza i nie zamierzał odpuszczać go na krok. Jeżeli będzie trzeba - pomoże, czy to walcząc, kupując czas, cokolwiek. On chce się przydać, chce zapisać się na kartach historii! Wtedy nagle ten silny człowiek, ten, który emanował energią zbliżal się, Anzou nie miał za cholerę pojęcia co robić. Po prostu stał blisko i obserwował. Chyba w tym momencie wszyscy byli po jednej stronie - pokonać Antykreatora...
- Co mogę zrobić?! Zapytał dość głośno Anzou kobietę i mężczyznę, który już był przy Katsumi. Potrzebował dyrektywy od bardziej doświadczonych.
Krótki wygląd: Białowłosa, o dwukolorowych tęczówkach - lewa srebrzysto-biała, a prawa fiołkowa, ubrana w płaszcz, rękawiczki ze stalowym ochraniaczem. Na szyi kwiatowa kolia, powyżej, po prawej stronie pozioma blizna; różowe kanzashi we włosach
Widoczny ekwipunek: Torba na lewym i prawym biodrze;plecak
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
Wydarzenia były bardzo szybkie i gdy tylko spadał, opadając z sił, które odpuściły jego ciało, nie trzeba było nic więcej dodawać, gdy poczuł pod sobą miękkość kolan pewnej białowłosej dzierlatki, która od tak dawna mu towarzyszyła. Tym razem również nie zawiodła, gdy tylko zauważyła, że on potrzebuje pomocy. Szermierz z Sogen poczuł się jak zwykle bezpiecznie. W sumie zawsze się tak czuł, gdyż był potężnym shinobi, ale ważniejszym faktem było to, że po prostu niebezpieczeństwa lekceważył. Można to było nazywać głupotą, a może jednak już nie... Nie wiadomo. Kiedyś, byłby bardziej stonowany, a jego ruchy bardziej wyważone, a także przemyślane. Gdy tylko zyskał tak ogromną moc przestał się tym przejmować, zmieniło się wszystko co tylko się mogło. Nie tylko pewność siebie, ale i brak myślenia niekiedy w ruchach, przez co teraz przypłacił zablokowaniem chakry demona. Nie było to teraz jednak ważne, ważne było to, że były w najlepszych medycznych rękach jakie spotkał na swojej drodze.
Heterooki poczuł jak jego ledwo skrzywdzone ciało odzyskało wszystkie siły, które tylko stracił. Nie trzeba było długo czekać by w swoim stylu uśmiechnął się zawadiacko, otworzył oczy i powiedział wprost do białowłosej królowej medycyny:
- Bóg nas już opuścił, mnie na pewno, ale bogini nadal przy mnie czuwa! - zaśmiał się i powoli podniósł do pozycji siedzącej z jedną wyprostowaną nogą, a drugą ugiętą w kolanie. Dłoniami spojrzał na siebie i delikatnymi ruchami ręki, cały popiół czy też kurz po prostu z siebie strącił w iście teatralnym geście. - Ależ mnie przysmaliło. Dobra, co tu się dalej dzieje? Ichirou? - zapytał, rozglądając się dookoła. Nic wcześniej nie mówił na temat bólu, bo wcale nie bolało. Nie odczuwał bólu, a teraz wrócił do pełni sił.
- Ichirou! - krzyknął w kierunku króla pustyni. - NES mówił, że jest tu jeszcze pierdolony MESMER. Idę go szukać. - powiedział i nie czekał, bo już od razu planował ruszyć w którymś z kierunków w których mógł pomóc. Nie wiedział od samego NESa gdzie był Yoshimitsu, ale szedł za głosem serca oraz intuicji. Czekał też na plan szefa Klepsydry, a także wzrokiem sięgnął w kierunku Katsumi, a także Masahiro. Nie wiedział co mają do powiedzenia, jednak także nie wiedział jak zareagują. Białowłosy wiedział, że wszystko miał pod kontrolą, a ich reakcja będzie naturalna i taka jakiej spodziewał się po Katsumi, która po prostu musiała w niego wierzyć. Przynajmniej ona z rodziny Uchiha. Teraz jednak nie było czasu na odpoczynek. Zasłonił się czym tylko mógł, a jeżeli jego płaszcz całkiem spłonął, to miał to w dupie i paradował z gołą klatą, wiedząc, że jakiś wzór na jego brzuchu się zmienił. A także brak kontaktu z Nibi był dość podejrzany, ale nie mógł teraz się tym przejmować. Czas było znaleźć Mesmera i zakończyć jego nędzny żywot, raz na zawsze.