Dom rodzinny Asaki

Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Asaki

Post autor: Shikarui »

Czy faktycznie miał duszę bohatera? Sam by zaprzeczył i nie byłoby to nawet kłamstwo, bo wiedział doskonale, że nie. Nie wiedział za to, że doskonale się mylił. Właśnie tym był bohater - osobą, która ratowała tych, co byli w potrzebie. Tak? Nie robiąc przy tym krzywdy niewinnym. Szanując życie. Oou, więc coś tutaj już uciekało. Na pewno nie miał zadatków na bycie bohaterem dla tego świata, ale tym, których cenił, pomagał wbrew logice. Pomagał nawet wtedy, gdy miał skończyć jako ten tragiczny bohater, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały. Jak KnH. Jak wtedy, kiedy powędrował za Asaką. Ich przeznaczenie teraz było jasne - mieli jeszcze wiele do zrobienia w tym świecie. Wystarczająco wiele, by śmierć nie była im pisana dzisiaj, tak jak nie była pisana żadnego poprzedniego dnia.
Rozluźnił się tak jak nakazała. Nie zżerał go stres, nie odczuwał czegoś takiego. To było nowe doświadczenie i dzisiejszej nocy, pod rozgwieżdżonym niebem, było wystarczająco miękkie i słodkie, by chciało się go doświadczać. Jak marshmallow. Rozpływał się w buzi, sprawiając czystą przyjemność. Dlatego czarnowłosy mógł się uśmiechnąć, gdy Asaka była na tyle blisko, by jego oczy były dla niej lustrami. By mogła się w nich przeglądać i widziała, jak tymi oczami jest kochana i jaką łagodnością koiła dzikie zwierzę. Z jaką łatwością go uszczęśliwiała. Czasem to wystarczy, wiesz? Po prostu poczuć, że nie jesteś na tym świecie sam. Poczuć, że masz rodzinę, której tak długo ci odmawiano.
- Prowadź, wilku. - Odezwał się miękko, kiedy równie miękkie brzmienia instrumentów przeniknęły go na wskroś. Jakby po raz pierwszy słyszał muzykę i dopiero teraz mógł ją docenić. Jakby po raz pierwszy widział blask gwiazd i przyszło mu się w nich zakochać. Jakby po raz pierwszy zobaczył samego siebie - i z jakiegoś powodu ozłocono go tą wizją.
Pierwszy na pewno był ten krok, którym podążył za Asaką. Obrócił głowę w kierunku pierwszego z wołających, uśmiechając się szeroko. Potem pojawiły się następne skandowanie, potem zaśmiała się ona, uzupełniając muzykę do głębi. Jeden kroczek, drugi... Szczęście nigdy samo do ciebie nie przychodziło, należało mu pomóc. Chociaż lekko. Więc wyszedł w jego kierunku i postanowił objąć je ramieniem. Miało złote oczy i nosiło imię: Asaka.
Szybko załapał. Bardzo szybko. Przyszło mu to całkowicie naturalnie - stanowienie podpory i pociągnięcie jej za sobą. Nie było żadnych ustalonych kroków. Przecież tańczyć mógł każdy. Jeden utwór się kończył, drugi zaczynał. Nie było podeptanych palców i nie było wstydów z wywalaniem się na parkiecie. Ale na pewno nie wszystko szło łatwiutko! Miał po prostu bardzo dobrą nauczycielkę.
Naprawdę dobrą żonę.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom Asaki

Post autor: Asaka »

Shikarui mógł zaprzeczać ile chciał, mógł się zapierać, kręcić głową, opowiadać o niegodziwych czynach - wszystko, co przyszło mu do głowy. Lecz to nie słowa stanowiły o tym, że miał tę duszę (tragicznego) bohatera, nie - nie chodziło przecież o przechwałki, o opowiadanie o tym, jaki to on nie jest wspaniały, czego by nie zrobił wtedy i wtedy. Mentalny bohater, który w swojej głowie uchronił już cały świat przed złem. Chodziło o czyny, a te mówiły same za siebie. Plany, które wypowiadał też były w fazie głowy, ale czy faktycznie by nie uchronił tych, na których mu zależało? Część z tego już zrobił i Asaka to wiedziała. Mógł więc się nazywać jak chciał, ale prawdy zmienić nie mógł.
Och, Koseki Sanada wiedziała, że nie chodziło o żaden stres przed nieznaną mu sytuacją. Po prostu Shiki nie zaznajomiony z tańcem nie wiedział jak dokładnie się ustawić. Jak napiąć mięśnie. Podglądanie innych ludzi, gdy tańczyli, nie mogło załatwić faktycznej próby zatańczenia, tak jak teraz. Dlatego Asaka musiała go odpowiednio ustawić. A później poprowadzić w spokojnej melodii, która służyła przytulaniu, skoro przyłapali już tę dwójkę na wspólnym tańcu. W którymś momencie więc Wilczyca zbliżyła się do Tygrysa, by nie puszczając go, ułożyć głowę na jego ramieniu i wtulić się w jego szyję, nie przerywając powolnego tańca.
- I co, chyba nie jest tak źle? - mruknęła, choć pomruk był nieco głośniejszy, żeby w ogóle przekrzyczeć hałas robiony przez pijanych ludzi. - Tak cię tu wybujam, że nie będziesz mieć siły na żaden odwet w sypialni - cóż, dużo alkoholu, wirowanie, boląca głowa - brzmiało jak idealna recepta na spędzenie kilku chwil w ustępie. Nie, żeby Asaka chciała, by czarnowłosy się źle czuł... Nie chciała, i dlatego zaproponowała mu, żeby nie pił już niczego poza herbatą.
Shiga nie byłby pierwszy pod stołem, nie robiłby żadnej atrakcji, bo niektórzy z gości już zdążyli go w tym ubiec. Nie było się co dziwić, już kilka dobrych godzin trwało wesele, mnóstwo butelek przeróżnego alkoholu zostało wylanych do czarek, a później przez gardła do żołądka gości. Prawdę mówiąc powoli zbliżał się czas końca zabawy, dlatego trzeba było korzystać, póki ona trwała.
Nie skończyło się więc na tym jednym tańcu, wbrew temu, co myślała dziewczyna, a i Asaka w końcu poddała się głupiemu skandowaniu i przyciągnęła Shikiego do siebie, by złączyć ich usta w dłuższym pocałunku, ku uciesze spitej rodziny i innych gości. Jeden taniec zatańczyła z rozweselonym ojcem, który wpadł na nich z "odbijamy!" - pozwalając tym samym Shikiemu albo znaleźć sobie inną partnerkę do tańca, albo czmychnąć do stołu. W końcu jednak wszyscy mieli dość. Świt już dawno rysował się na horyzoncie, rozświetlając mroki nocy i wbrew naturalnemu cyklowi, zaganiając ludzi do łóżka.
Przyszła więc pora pożegnań i życzeń... Dobrego dnia, miast dobrej nocy. I tak państwo Sanada pożegnali się z tymi, którzy jeszcze byli w stanie stać na nogach. Kto miał zostać w domu rodziców Asaki - ten został. Kto miał iść do siebie, albo do wynajętego ryokanu - szedł tam, mniej bądź bardziej prosto. A nowożeńcy mogli tylko dziękować za przybycie i za chęć świętowania tego ważnego dla nich dnia razem z nimi. Dziękować i prosić o rozwagę w powrocie do łóżek.
I oni też w końcu się do łóżka wybrali. By spędzić razem pierwszą wspólną "noc". Oczywiście pierwszą tylko w teorii - bo gdy z kimś podróżujesz przez kilka miesięcy i gdy dzielisz z kimś namiot, to trudno mówić o pierwszym wspólnym spaniu razem... Prawda?

[z/t z Shikaruiem]
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Toshiro
Posty: 1357
Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
Wiek postaci: 24
Ranga: Akoraito | San
Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png
Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
GG/Discord: Harikken#4936

Re: Dom Asaki

Post autor: Toshiro »

Taka przerwa od wszystkich i wszystkiego dobrze robiła. Na prawdę. Toshiro mógł nieco ochłonąć i się zastanowić nad wszystkim czego się dowiedział, a było tych rzeczy na prawdę sporo. Ogólnie całe to wydarzenie mocno na niego działało i wpływało. Wiadomo przecież, że po prostu wszystkim się przejmował, szczególnie w takim dzień, który był dniem zaślubi jego sąsiadki, czy też mógłby nawet rzec przyjaciółki? Może po prostu bliższej znajomej.
Wesele trwało jednak w najlepsze niezależnie od tego, czy czarnowłosy brał w nim udział czy też nie. Nie on sam postanowił odejść na chwilę i odetchnąć nieco świeższym powietrzem, bo bądźmy szczerzy, nawet jeśli było to na świeżym powietrzu, to duża ilość jedzenia, alkoholu i samych ludzi robiła swoje.
Wraz z paleniem płuca coraz bardziej się przyzwyczajały i Nishiyama już praktycznie w ogóle nie pokasływał. Mijały sekundy, a później minuty. Czas zaczął płynąć coraz dziwniej, ponieważ dopiero teraz alkohol nieco mocniej go uderzył. Wlewanie w siebie takiej ilości alkoholu, a później palenie po raz pierwszy nie było najlepszym pomysłem, aczkolwiek no nie mógł. Po prostu nie wytrzymał i musiał się czymś zająć. Chwilę przemęczył się z lekkim bólem brzucha, który zwiastował najgorsze. Na szczęście obyło się bez tego i w pełni sił mógł wrócić do towarzystwa. Niestety okazało się, że kiedy go nie było wszyscy nagle się zwinęli. Nie zastał nikogo przy stoliku. Ani pary młodej, ani też Inoshi, Hikariego, czy też Chise i Sihgi. Miał tylko nadzieję, że nie przegapił ich powrotu do domu. Po krótkich oględzinach dostrzegł tańczącą parę młodą, która wcześniej też na chwilę gdzieś zniknęła. Zapewne można się było domyślić czym skutkowało dostrzeżenie takiego a nie innego przebiegu sprawy, prawda? Chłopak również postanowił rzucić się w wir zabawy, choć tancerzem to zbyt dobrym nie był. Po alkoholu zdecydowanie jednak lepszym, ale i pewniejszym. Normalnie to nie tańczył, nie miał na to czasu ani ochoty. Niestety na tę chwilę Asaka była niedostępna, ponieważ co chwilę ktoś ją porywał dlatego postanowił uderzyć do Hotaru, jej młodszej siostry. Ona również miała branie, choć wiadomo - zdecydowanie mniejsze, w końcu nie był to jej wieczór. Aczkolwiek Toshiro postanowił, że nie będzie siedział sam jak kołek i również pobawi się trochę z ludźmi, z "jego" ludźmi, których znał i lubił. W większości resztę nocy przetańczył z siostrą białowłosej, a raz czy nawet dwa razu udało mu się wyciągnąć pannę młodą.
W końcu jednak wesele zmierzało ku końcowi i jak się okazało musiał przegapić ich odejście. No cóż, przeczuwał, że chociaż z częścią z nich się jeszcze spotka, więc nie było to nic straconego. Wszystko co się dziś wydarzyło dało mu wiele do myślenia i postanowił sporo zmienić w swoim życiu. Na szczęście Nishiyama miał bardzo blisko do domu, więc tak na prawdę był praktycznie do samego końca. W międzyczasie jego Mentor również gdzieś zniknął, zapewne stwierdził, że już mu się nie chce, albo po prostu miał dość. W końcu też przyszłą pora i na niego. Pożegnał się z państwem Sanada, a następnie udał się do domu.

z/t
0 x
Chise

Re: Dom Asaki

Post autor: Chise »

Obrazek - To śpiewaj - mruknęła dziewczyna kiedy chłopak zdradził swoje upodobania. Bo czemu nie? Mógł równocześnie śpiewać i tańczyć, w niczym jedno drugiemu nie przeszkadzało, chyba, że by się zasapał. Ale chyba miał dość wytrzymałości, by do tego czasu minęło więcej niż jednak lub dwie pioseneczki, prawda? Przynajmniej Chise zamierzała wycisnąć wszystko z tego wesela i wyszaleć za wszystkie czasy. Ale przecież nie musieli cały być na pełnych obrotach, z tą samą energią i szaleństwem.. I tak dali radę dość długo. Sama nie była jeszcze zmachana, ale propozycję zmiany tempa przyjęła z radością. Na prośbę chłopaka kolejna piosenka była spokojniejsza, niemal melancholijna.
Uchiha zarzuciła chłopakowi ręce na ramiona, splatając dłonie na jego szyi. Przy okazji tańca wykonywała powolne ruchy kciukiem, masując go po karcu, szyi i podstawie czaszki. Sama zaś oparła głowę na jego ramieniu, przymykając oczy. Powoli kiwali się do taktu muzyki, zrobiło się całkiem romantycznie. Potem jednak piosenka znów zmieniła i wrócili do obrotów i podskoków.
W gruncie rzeczy tak minęła im reszta nocy. Zarówno Toshiro, jak i młoda para tańczyli również, nie dali radę nawet ich spotkać przy stole, gdy przychodzili odsapnąć, zjeść coś i wypić. Bez towarzystwa, Chise wypiła czakrę sake, ale nie skusiła się na więcej. Za to gdy Shiga wysiadł, to korzystała z tego łapiąc innych kawalerów na pojedyncze tańce.
Był już prawie świt, gdy się zabrali do ryokanu. Nie dali radę odnaleźć Shikaruiego ani Asaki, być może wcześniej się ulotnili albo byli czymś zajęci. Może poszli już spać? Było jej trochę przykro z tego powodu, ale postawiła, że z samego rana napisze do nich list z podziękowaniami i to trochę uspokoiło jej sumienie.
Po powrocie do pokoju dziewczyna padła spać jak zabita i spała snem sprawiedliwego, aż do samego popołudnia.

/zt z Shigą
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Asaki

Post autor: Shikarui »

Dom. Jest taki jeden, jedyny. Takie miejsce, w którym odkładasz na bok chociaż część swojej broni, bo czujesz się bezpieczniej. Takie zacisze, w którym możesz zamknąć oczy i wsłuchiwać się w wędrówkę wiatrów, uskutecznianą na tej ziemi przez czas dłuższy, niż pamięta ona życie. Dom był tam, gdzie twoje serce i w tym jednym miejscu na ziemi, które naprawdę “domem” nazwałeś.
To była bardzo długa podróż i najwyższa pora na to, by do tego domu wrócić.
Kiedy już widzieli na horyzoncie Seiyame, droga ta zaczęła się nagle dłużyć, nawet jemu. Może to jakaś oznaka starości, że chciał usiąść, powieki zamknąć. Sycić się śpiewem znanego od dzieciństwa wiatru. Nie to, że tęsknił za tym miejscem. Widokiem gór, samym miastem Kosekich. Góry sprawiały, że naprężała się struna melancholii w jego wnętrzu, a miasto byłoby mu zgoła obojętne, gdyby nie miłość Asaki do jej ludzi. Albo raczej - do swojej rodziny. Do samej ziemi, do której była przywiązana i do rodu, któremu była wdzięczna za to, że ją odchowali. Przygarnęli sierotę, choć wcale nie musieli. Daishi - jego najbardziej ulubiono-znienawidzone miejsce. Gdyby sam miał wybierać, na pewno by się tutaj nie osiedlił. Uciekłby stąd daleko… może wróciłby do Sogen. Tak, pewnie tam by został. Wśród tych przepięknych, wolnych pól, blisko pięknego morza, pośród ludzi, których kulturę lubił i nastawienie podobało mu się o wiele bardziej, niż prostackich daishinczyków. Doskonale jednak wiedział, że Asaka by się stąd nie wyniosła. Tak jak wiedział tych kilkanaście miesięcy temu, że przejdzie przez tereny Yamanaka chociażby się paliło, żeby dostać się do swoich bliskich i ukochanych. Z drugiej strony, gdyby miał wybierać sam, pewnie nigdy by się nigdzie nie osiedlił. Pozostawałby jak woda - ulotna i zmieniająca swoje miejsce pobytu, to unosząca się do chmur, to spadająca pod kamienie i znikająca z powierzchni wzroku. Jak to mówią - “nigdy nie mów nigdy”. W końcu Shikarui wcale nie był taki pewien, że by się nie zgodziła. Po prostu nie miał żadnego innego pomysłu na życie, a podążanie za pomysłem Asaki było bardzo przyjemne, budujące i odświeżające.
- Leć do rodziców. Umówię nas do lidera. - Uśmiechnął się do białowłosej, kiedy w końcu dotarli do samych bram, przekroczyli je - i powitał ich szum tutejszej ludności. Spoglądając na twarze tych ludzi zadał sobie pytanie, czy faktycznie wolał sogeńczyków..? Nie, chyba nie. Chyba ten wybór był jak między niczym-a-niczym. Sogen miało coś, co go do siebie przyciągało, choć nie wiedział, co. Być może chodziło tylko i wyłącznie o sentyment. Bo z pewnością nie liderka. Co jak co, ale lider Kosekich robił naprawdę dobre wrażenie. Otaczała go siła, za którą chciało się podążać z niezwykłą lekkością. Łatwo przychodzą wędrówki szlakami, które zostały już wycięte przez silniejsze ramię.
Skierował się do siedziby lidera, pytając, kiedy można się spotkać z wielkim niedźwiedziem. Nie tak dosłownie! Głupio by trochę było, gdyby się lider dowiedział, że jego ksywka przyjęła się z aż nadmiernym skutkiem - zwłaszcza przy ninja, który dopiero co aspirował o wkupienie się w łaski klanu. Kobieta pracująca za ladą wpisała państwo Sanada w swój kajecik w następny poniedziałek. Po pożegnaniu się ruszył prosto do domu rodziców Asaki.
Nic się nie zmieniło. Żadna z tragedii nie dotknęła tych bajecznych ziem, żaden wiatr nie zmiótł pięknych kwiatów rosnących za płotem. wszystko było jak dawniej - niezmiennie inspirujące do tego, aby żyć dalej i czerpać z tego życia jak najwięcej. Spoglądając na ten ogródek, kiedy zbliżał się powoli do furtki, myśli zawiodły go do czasów, w których cały świat był całkowicie szary. Potem wybuchnął błękitem. Po błękicie przyszło złoto, a po nim cała reszta. Świat widziany przez złote szkiełka w końcu stał się tym realnym. Tym jego. Już potrafił spoglądać nań przez pryzmat własnych oczu.
- Widzę, że Susanoo sprzyja pani domostwu nieustannie, pani Koseki. - Odezwał się gładkim tonem, kiedy już stanął w przodu, pukając w otworzone szeroko drzwi.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Czy to naprawdę dopiero w domu odkładało się broń, bo czuło się bezpiecznie? Och przepraszam, część broni. Czy może jednak w każdym miejscu, gdzie się to bezpieczeństwo czuło? Asaka dość często broń odkładała. Czy to w ryokanach, gdzie wynajmowali pokój, czy w domu właśnie. Nie chodziła cały czas z torbą czy kaburą na broń, ale też… nie było takiej potrzeby. Wystarczyła ledwie myśl, by ta broń, bardziej konwencjonalna, się w jej dłoni znalazła. I wystarczyła tylko myśl, by na czyjejś głowie stworzyć piękny, kryształowy wazon, a potem odciąć dopływ powietrza. Poza tym czuła się bezpiecznie przy boku Shikaruiego, więc naprawdę tej broni nie potrzebowała trzymać przy sobie od rana do wieczora. Rzeczywiście - w domu broni się nie nosiło. A Shiki był takim domem, domem jej serca. I praktycznie cały czas był obok. Ufała mu. Czy on nie ufał więc jej, skoro zawsze, absolutnie zawsze tę broń przy sobie miał? Czy nawet gdy byli całkiem sami nie wystarczała mu myśl, że ona jest obok, by całkiem się odprężyć? Białowłosa… Przywykła już do tego nawyku, do tego, że żelastwo walało się gdzieś obok nawet wtedy, gdy spali. Albo raczej - ona spała, a Shiki się wiercił.
Prostaccy daishyńczycy. Gdyby usłyszała to na głos z ust Shikaruiego, to obraziłaby się nie na żarty. Bo Asaka nie uważała, by tym ludziom czegoś brakowało. By byli niewyedukowani, niewychowani, by nie znali taktu. Było dokładnie na odwrót, przykładali ogromną uwagę do tradycji. Byli uprzejmi. Honorowi. Sogeńczycy byli bardzo podobni tylko… Bardziej fałszywi. Czy więc fałszywość była wyznacznikiem braku prostactwa? A może to faktycznie był sentyment? Że miło się myślało o miejscu i o ludziach, gdzie miało się tyle miłych wspomnień? Przecież Shikarui o Daishi miłych nie miał. Miał za to całe mnóstwo o Sogen. Gdyby Asaka to usłyszała - też dotknąłby ją do żywego. Bo wydawało jej się, że prócz tych złych, miał w Daishi mnóstwo dobrych, które powinny przyćmić te złe. I które powinny przyćmić te miłe z Sogen. I skąd ta pewność? Skąd w nim ona, skoro złotooka sama nie była pewna, że przejdzie przez ziemie Yamanaka do swojej rodziny, by zweryfikować plotki? Z początku przecież w ogóle nie brała tego pod uwagę, bo gdyby brała - to nie szłąby przez Soso. Przeszłaby przez Kyuzo, przez ziemie rodu Hyuuga. Czy oni też byli prostaccy? W końcu to nadal były Karmazynowe Szczyty, a tam wszyscy byli podobni - przynajmniej w wychowaniu i podejściu do życia. Czy jednak opuściłaby Daishi i ród Kosekich? Nie. Chyba, że stałoby się coś, przez co straciłaby do nich wszystkich szacunek. Ale nie opuściłaby swojego rodu i o tym Shikiemu mówiła. Tylko czy służenie rodowi wiązało się w stu procentach na zamieszkiwaniu jego ziem? Nie do końca. Ona nie wybrałaby Sogen, ale czy to było jedyne miejsce na ziemi? Asaka też mogła być takim wolnym duchem. Wystarczyło jednak zapytać, wystarczyło poprosić.
- Przyjdę sama i zaczną się pytania gdzie jesteś - odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. Chociaż przecież wiedzieli, że Shiki żyje i ma się dobrze, bo tym razem Asaka naprawdę pisała te listy. Znaczy… pisała. Napisała raptem trzy w ciągu tego…. Prawie półtorej roku, odkąd wyruszyli z Daishi po swoim ślubie. No ale pisała i w tych listach oczywiście wspominała o Sanadzie. Ostatni list napisała już po tym, jak wrócili z Morskich Klifów z powrotem na kontynent, jeszcze przed tym, jak udali się do Midori. W tym czasie mogło się więc zdarzyć naprawdę wiele rzeczy, ale jak jej rodzina w ogóle mogła o tym cokolwiek wiedzieć? Nie mogli. Ale i tak już spodziewała się tego pytania. - Wiesz, że dostaliśmy pozwolenie, na przyjście do niego bez wcześniejszego umówienia? - Shikarui miał czasami pamięć jak brzytwa, a czasami jak jedna wielka dziura. Asaka też nie pamiętała wszystkiego o wszystkim, jednak tę rzecz zapamiętała - bo nie była byle czym. Ale sama była zmęczona podróżą, sama chciała odetchnąć choć chwilę przy rodzinnym stole. Nie działo się nic co bezpośrednio zagrażałoby życiu mieszkańców Daishi. A przez ten czas drogi z Ryuzaku no Taki tutaj minęło jednak trochę czasu. Skoro do teraz nic nie wybuchło, to do czasu spotkania z liderem też nic nie wybuchnie. Ten przynajmniej będzie mieć czas, by sobie przypomnieć tych, którzy mieli się z nim zobaczyć i tak dalej.
Pokręciła jeszcze głową, ale nie zamierzała się z nim kłócić. Czuła pewnego rodzaju zdenerwowanie na myśl o ponownym spotkaniu swojej rodziny. Czy nic się nie zmieniło? Ona pisała, ale przecież oni nie odpowiadali, bo Asaka i Shikarui nie zatrzymywali się w jednym miejscu na tyle długo, by był sens wysyłać im jakieś wiadomości. Nie wiedziała więc nic. Było to jednak zdenerwowanie innego rodzaju niż ostatnim razem, bo teraz żadna wizja wojny nad Daishi nie wisiała. Nie spieszyła się tak, jak ostatnio. Krówki zostawiła w stajni niedaleko bram miasta, woźnica dostał drugą część umówionej kwoty i tyle go widziała. Przestał ją interesować. Szła powoli, obserwując mijanych ludzi i znajome uliczki i domostwa. Komuś nawet skinęła głową na przywitanie. Ogród w rodzinnym domu nie zmienił się bardzo. Ani też płot go okalający. Wszystko było dokładnie tak, jak to zostawili - tylko pora roku inna. Białowłosa zapukała do drzwi i czekała grzecznie. To… cóż, to w końcu nie był już jej dom. A przynajmniej nie do końca. Był jej jedną nogą, tak jak ten drugi, którego jeszcze nie miała okazji widzieć na oczy. Bardzo długo czekać nie musiała. Było już po południu, ale jeszcze nie robiło się ciemno. Ktoś więc powinien być w domu. I… był. Dokładnie tak jak poprzednio - Minako stanęła w drzwiach, chyba nie do końca spodziewając się gościa, który się tutaj pojawił. Och, zgoda, spodziewała się, ale to spodziewanie było czasem ogólnie nieokreślonym. Kobiety wpadły sobie w objęcia na krótką chwilę, a gdy się od siebie odsunęły, Minako zaczęła się rozglądać, szukając tego brakującego elementu. Białowłosa mogła tylko westchnąć w duchu, bo było jak przewidziała, lecz nim Minako zdążyła cokolwiek powiedzieć - już miała swoją odpowiedź. Że Shikarui poszedł się umówić do lidera i że niedługo przyjdzie.
I tak też się stało. Że pojawił się pod drzwiami niewiele później, gdy Asaka pozbyła się już wszelkiego żelastwa i zdążyła się na szybko odświeżyć i przebrać. A teraz siedziała w kuchni, uśmiechała się do macochy i czekała na podanie herbaty.
- Susanoo jest nam bardzo miłościwy. Cieszę się, że i ciebie widzę w dobrym zdrowiu, Shikarui - ciemnowłosa skłoniła głowę, witając młodzieńca w progach swego domu. Zaraz zresztą odsunęła się wpuszczając go do środka. Jej ciemnobrązowe oczy jaśniały szczęściem, że dwie wcale nie takie zagubione, ale dawno niewidziane owieczki wróciły do domu całe i zdrowe. - Wiesz, już dawno przestałam być dla ciebie “panią Koseki” - dopowiedziała, gdy już zasunęła za nim drzwi i poprowadziła go do kuchni, gdzie na podłodze koło stołu grzecznie siedziała sobie Asaka i uśmiechała się rozbawiona słysząc tę wymianę zdań.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Mieli być w podróży ślubnej… ile czasu? Zgłaszali, że nie będzie ich… ile? Shikarui nie pamiętał nawet, kiedy wyruszyli z Daishi. Jaka była pora roku i jaki wtedy mieli rok. Nie wiedział, jaki teraz rok posiadali. Cyferki na kalendarzu się zmieniały, ale on tego kalendarza w dłoniach nie trzymał. Jedynym wyznacznikiem był wiek mijający na karku Asaki, bo była to jedyna data, której pilnował bardzo sumiennie, wiedząc, jakie jest to dla niej ważne. Jej własne urodziny. Ten istotny dzień, jedyny w roku, w życiu każdego człowieka, w którym chcesz czuć się specjalny, wyjątkowy i spędzić go dokładnie tak, jak sobie zamarzyłeś. A jeśli nie możesz dziś - to jutro. Chciał, by ten dzień był dla Asaki wyjątkowy. Ba! Chciał, by każdy jej dzień był wyjątkowy, pełen szczęścia, jasny i radosny, choć zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczywistość pisała różnice scenariusze. On sam pisał dla nich własną ręką czasem negatywne strony w pamiętniku wydarzeń, bo doskonałość, jak doskonale wiemy, istniała tylko dla wystarczająco głupich. Takich, którzy niczego nie widzieli swoimi oczami.
- Tak było? - Przechylił głowę na bok, wracając wspomnieniami do tamtego dnia spotkania z liderem. Fakt, wychodziło na to, że jego pamięć była bardzo wybiórcza. Jak na przykład zupełnie nie pamiętał imion. Ulatywały z jego mózgu tak samo jak wiatr przesuwał się pomiędzy liśćmi - gładko, niektóre z szelestem, inne cichusieńsko, na kraniuszkach swoich palców. - Bohatersko przyjmiesz na siebie pierwsze czułości. - Odważył się nieco zażartować. W takim wypadku niby faktycznie nie trzeba było iść do lidera… - Chcę mieć cię na kilka dni tylko dla siebie w nowym domu. Lider będzie wiedział, że wróciliśmy. Poczeka. - Miał ją dla siebie przez całą podróż. Przez wszystkie trakty i wszystkie wspólne chwile spędzone w karczmie. Teraz jednak naprawdę cieszył się na możliwość stanięcia w progu własnego domu. Takiego tylko ich, tylko dla nich. W chwilach przeznaczonych tylko im. W radości, którą, jak miał nadzieję, przyniesie Asace dekorowanie ich nowego kąta. A może okaże sie, że przyjdą tam i dom będzie paskudny? Niezgodny z projektem, źle postawiony? Niby Shikarui wyłożył grube pieniądze na to, by był to dom idealny - taki, jak sobie we dwójkę wymarzyli, by nadzorca pilnował każdego ruchu, ale jak wiadomo - różnie to bywa.
Bycie prostym człowiekiem nie kojarzyło się czarnowłosemu źle. Bycie prostackim już rzeczywiście brzmiało zaś jak urąganie. Sanada zdawał sobie sprawę z tego, że prostaki były wszędzie - w każdej ziemi, niezależnie od tego, do jakiego rodu należały. Dlatego nigdy nie użyłby tak niemądrego słowa w tak bardzo nieodpowiednim znaczeniu… a nie, czy czasem nie było “nigdy nie mów nigdy”? Właśnie dlatego słowa miały moc - jedno złe zdanie, nawet jeśli nie do końca miałeś coś na myśli, mogło zostać odebrane tak, że kogoś urazisz. Shikarui nie zamierzał obrażać tutejszej ludności, Asaki ani nikogo jej bliskiego. Ha, akurat do jej bliskich nie miał żadnych słów, które urazić by ich mogły. Byli niesamowitymi ludźmi, wydawali się wyrwani z bajki brutalnej codzienności. Tworząc wspólny dom, rodzinę. Kiedy czarnowłosy ich obserwował ciągle zastanawiał się, co by było gdyby jego ojciec nie oszalał. Przestał pić. A Kansho-in wciąż kochałaby tego samego mężczyznę, za którego zdecydowała się wyjść. Gdyby presja tradycji, tak głęboko zakorzenionych, nie wpędzała ją w wieczne kompleksy. Gdyby sama w końcu nie postradała zmysłów, zamknięta w ciemności.
Czy tak wyglądałby dom? Bo on chciał, by dom jego i Asaki wyglądał właśnie w ten sposób.
- Mądrość przychodzi z wiekiem, lecz niektórzy są nią wyjątkowo obdarzeni wyjątkowo wcześnie. To zaś wymaga odpowiedniej grzeczności. Nie ośmieliłbym się nazywać pani inaczej. - Uśmiechnął się, ściągając buty i spojrzał w kierunku kuchni, na Asakę. Uśmiechnął się zaraz z błyskiem w oku.
Naprawdę się cieszył, że tutaj wrócili.
- Przyszliśmy się przywitać. Jak budowa domu? Został ukończony? - Wszedł do kuchni i zasiadł obok Asaki. - Nie mogę się doczekać. - Ułożył dłoń na głowie Asaki i przesunął nią w dół. Czasem wydawała się taką małą, bezbronną dziewczynką, która wymagała obrony. Nie dlatego, że rzeczywiście wymagała. Mogła ochronić siebie i jego. Cały ten dom. Mimo swojego wytrenowanego ciała nadal pozostawała drobną dziewczyną. Jego najcenniejszym darem. Jego skarbem. A przecież był smokiem, mającym swoje specjalne zachowania.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Ile mieli być w tej podróży poślubnej - tego nie wiedział nikt, prócz bogów rzecz jasna. Czyli wychodzi, że właśnie tyle: niemalże półtorej roku. Cholernie długa podróż poślubna, jeśli by mnie kto spytał. Że odpoczynek po przygotowaniach do ślubu? Że sielanka? A w życiu! W tym czasie zwiedzili kawał świata, załatwili sprawy, które musiały być załatwione, nim rozpoczną nowe życie, wspólne życie w Daishi. A, że trwało to tyle czasu… W pewnym sensie było to błogosławieństwo, bo mogli się jeszcze wyszumieć, nim osiądą na swoim. Mogli w tym czasie poznać się jeszcze lepiej, jeszcze bliżej, he. I poznali. Asaka nie miała nic do ukrycia przed mężem, ale on miał przed nią. Przynajmniej do pewnego momentu. Nie miała pewności, że nie kryje jeszcze czegoś, ale postanowiła mu zawierzyć. Ufać tak, jak ufała wcześniej. Bo inaczej… inaczej to wszystko nie miałoby po prostu sensu.
- Tchórz - odpowiedziała na zaczepkę, z tym swoim błyskiem w oku i zagadkowym uśmieszkiem błąkającym się na ustach. I tak by je przyjęła na siebie, bo powitanie jej rodziny z Shikim rozpoczęłoby i zakończyło się na ukłonach. No i na pierwszych pytaniach, na które i tak zapewne odpowiadałaby Asaka, wyręczając męża w tych początkach kontaktu towarzyskiego, którego nie był wielkim fanem. - Nie nacieszyłeś się moim towarzystwem przez ten czas? - podpuszczała go tym pytaniem, że niby tyle czasu minęło (bo minęło, ale Shikiemu i tak nie robiło to różnicy), że mogliby się już sobą znudzić, a tak naprawdę niesamowicie miło było jej to słyszeć. No i było to po niej widać - po tym delikatnym rumieńcu, który ozdobił jej lekko opalone, ale nadal blade, policzki. Nieczęsto się rumieniła, ale jeśli już, to zawsze z powodu Shikaruiego i tego co robił. Albo co mówił. Niby był taki bierny, a tak naprawdę były takie momenty, kiedy dokładnie pokazywał czego chce i jak chce. Co zabawne... Rzadko kiedy ustawiał dziewczynę do pionu, ale gdy już - Asaka rzucała mu takie spojrzenie, że chyba… nawet on się zawstydzał? Trudno było w to uwierzyć, bo jak tu zawstydzić kogoś takiego jak fioletowooki, ale jednak najwyraźniej te spojrzenie wyrażające podziw i uwielbienie właśnie to sprawiało. Paradoks.
Asaka wiedziała doskonale, że ich dom będzie idealny. I mowa tutaj tak o budynku, jak i o instytucji domku jako takiej. Jeśli jednak o samą budowlę chodziło - same ramy nie były aż tak ważne. Ważniejsze było to, co było w środku. Jak to wszystko udekorują, jak urządzą, jak zagospodarują. Wiedziała, że wystarczało tylko, by mury były solidne. Reszta była mniej ważna. Miejsce było takie, jakie sobie wybrali. Zresztą - jej rodzina też nad tym na pewno czuwała. Na pewno doglądali sprawy pod ich nieobecność, niezależnie od opłaconego nadzorcy. Co tu dużo mówić, Asaka… Dobrze trafiła, jeśli chodzi o lokatę swoich uczuć i jej rodzina też doskonale o tym wiedziała. Gdyby nie to, że spotkała Shikiego i gdyby nie to, że chciał wziąć ją za żonę, nigdy nie trafiłaby na taką partię. Prawdopodobnie ona, bękartka, trafiła lepiej niż jej ukochana siostra. Ale szczęście w końcu musiało się do niej uśmiechnąć, prawda? A gdyby losy Shikiego potoczyły się inaczej, gdyby jego rodzina była normalna, gdyby nie zrobili tego co zrobili… Czy wtedy on i Asaka w ogóle by na siebie trafili…? Cóż, niezbadane są wyroki boskie, ale kto wie… Może któregoś razu ktoś wymyśliłby, by związać dwa zwaśnione rody Daishi i uznałby, że bękartka z mniejszymi prawami i ktoś, kto nie odziedziczył klątwy to idealny na to materiał…? Kto wie. Asaka nie rozmyślała nad takimi rzeczami, choć może powinna. Może powinna poddać się takiej niezobowiązującej rozmowie z Shikim, ściągnąć jakiś ciężar myśli z jego ramion - bo tylko tyle mogła zrobić.
- Wychowany i taktowny jak zawsze, nic się nie zmieniłeś - Minako uśmiechnęła się do mężczyzny lekko, ciepło. Ona sama też prawie się nie zmieniła. Na jej twarzy pojawiły się pierwsze zmarszczki - i to w zasadzie tyle. Reszta była dokładnie taka, jaką ją zapamiętali Asaka i Shikarui. - Ale naprawdę nie trzeba. Miło mi będzie, jeśli będziesz się do mnie zwracał mniej oficjalnie - pewnie chodziło jej o to, by zwracał się do niej tak, jak tradycja nakazywała. Matka, okasan. Choć z pewnością miło jej było słuchać i widzieć jak bardzo wychowany był to młodzieniec. Zaprosiła go do stołu i sprawdziła w dzbanku jak się miała herbata, którą parzyła. A zaparzyła jej więcej, skoro już wiedziała, że Shikarui też za chwilę się zjawi. No i zjawił się. Czarki już stały na stole i pani domu zaraz nalała ciepły napar do naczyń. Uśmiechała się przy tym cały czas.
- Stęskniłam się za wami. Bardzo tu się pusto zrobiło, gdy wyruszyliście. Przywykłam już, że mamy pod dachem jeszcze jedną osobę - zaczęła rozmówkę, obserwując dwójkę małżonków. Racja, w końcu Shikarui mieszkał z nimi przeszło pół roku, łatwo się przez taki czas przywiązać, zwłaszcza komuś takiemu, jak Minako, która lubiła być otoczona ludźmi. - Wasz dom? Jest już wybudowany, czekał na was, aż wrócicie. Pozwoliłam sobie zająć się waszym ogródkiem pod waszą nieobecność - dodała jeszcze i uśmiechnęła się, niemalże nieśmiało.
- Mamo, przecież nie trzeba było. Tyle miałaś pewnie roboty tutaj… Ale dziękujemy, musi być piękny, skoro to z twojej ręki.
- Wiem. Ale chciałam. To było w końcu coś nowego, a nie ciągle ten znajomy ogródek - ciemnowłosa jednak nie czuła żadnego wstydu. Widać było z daleka, jak wielką przyjemność jej to wszystko sprawiało. Asaka miała do roślin dwie lewe ręce, chociaż może powinnam napisać, że dwie prawe, ale prawda była taka, że trudno było powiedzieć, bo nigdy nawet nie próbowała się zajmować jakimkolwiek ogródkiem. No, oprócz wyrywania chwastów i tępienia stonek. To robiła bezbłędnie. Podstawy opanowane.
- Przywieźliśmy ci trochę nasion kwiatów z Sogen i Ryuzaku no Taki - Asaka przypomniała sobie, że zbierali dla niej trochę tego wszystkiego. Specjalnie, by sprawić starszej kobiecie przyjemność.
Ta mała i bezbronna dziewczynka obróciła głowę i spojrzała na Shikiego, który gładził ją teraz po głowie. Rzeczywiście, gdy siedziała ubrana w kimono i nie błyskała złymi spojrzeniami na lewo i prawo, wyglądała niewinnie i bezbronnie. Złote oczy zadawały pytanie: co się stało? Chyba nie była do końca przygotowana na ten czuły gest, choć był tak miły - i to pytanie nie było podsycone złością. Tylko zainteresowaniem.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Matka Asaki już nie raz go zachęcała do tego, by spuścił z tego oficjalnego tonu, ale nie robił tego. Nie zastanawiał się głęboko nad tym dlaczego[/b]. Jedynym jego dlaczego było to, że wiedział, jaką przyjemność jej to sprawia. Delikatną, podsycającą dumą tego, że była gospodynią tego domu, docenianą i dowartościowaną. Każdy człowiek chciał czuć się wyjątkowym, zwłaszcza tam, gdzie czuł się dobrze, tam, gdzie sądził, że wszystko robi przynajmniej trochę lepiej od przeciętnego człowieka spotkanego na ulicy. Jego kurtuazja i szacunek nie były sztuczne czy wymuszone. Siła, która była jego własnym, malutkim kultem, przybliżającym zwykłego człowieka do boga, drzemała w tej kobiecie i opływała ją całą. Jej pewne ruchy, pewne spojrzenie, swoboda, która sugerowała, że czuje się bezpiecznie. Nie wiedział, jaką wartość bojową ma kobieta, ale nie miało to dla niego znaczenia. Nie potrzebował siły mięśni w ludziach wokół siebie. Potrzebował siły charakteru, ducha i serca. Dokładnie tego, co posiadała Asaka. Twarda jak kryształ, choć nadal delikatna, czuła i ciepła w taki sposób, w jaki ciepła powinna być każda kobieta w ramionach swojego męża. Była jego ideałem i nikt by nie był w stanie mu wmówić, że ideały nie istnieją. Takim sposobem wszystko wracało do tej kobiety, która dała Asace dom nad głową i choć nie była krwią z jej krwi - wykarmiła ją, odziała i wychowała. Wcale nie musiała. Mogła trzasnąć drzwiami, robić nic. Odwracać wzrok, gdy wzrok drugiej istoty zalewał się łzami. I choć krew ich nie łączyła, to jednak połączone były - czymś więcej, czymś jeszcze. Ich ideały i charakter. Ich wiara i miłość. Duma i godność. Siedząc w tej kuchni nie można było nazwać daishińczyków prostakami, to na pewno.
- Obiecuję, że kiedyś się poprawię. - Delikatnie zażartował. Tak, miał wspaniały humor. Tak, naprawdę cieszył się, że wrócili do Daishi, choć pierwszy moment przywiódł dziwną kurtynę melancholii. Tak, naprawdę wierzył, że od tej pory świat będzie tylko lepszy i lepszy, i lepszy, i lepszy… Czuł się naładowany energią po brzegi od momentu, w którym wyszli z obozu w Midori. Kombinujący kot, który ciągle się zastanowił, co tu napsocić, żeby… żeby w sumie nie wiadomo co. To i stał się jakoś bardziej wylewny, bardziej ciekawy, bardziej gadatliwy, bardziej wylewny, bardziej-bardziej. Czyli po prostu żywy.
- Zawstydza mnie pani. Nie godzi się, by mężczyzna tak długo mieszkał na garnuszku rodziców żony. - Niestety z jego starej posiadłości nie było co zbierać… nie, było. Tylko nawet gdyby ją odnowić, to tam by na pewno zamieszkać nie chciał. Nie, nie tam. W mieście pełnym złych wspomnień, złych duchów i złych odczuć. - Dziękuję jeszcze raz za taką wyrozumiałość. Zazdroszczę Asace tak wspaniałej rodziny. - Czy zazdrościł naprawdę? Nie, to nie była zazdrość w żadnym wypadku. W zdrowej, rzecz jasna, nie było niczego negatywnego, lecz wciąż - to nie była zazdrość. To nie to, to nie tak. Mimo braku zazdrości owszem, chciał, by jego rodzina istniała w takim samym spokoju i harmonii. To był delikatny miraż malowany palcami Królowej Śniegu.
- Gotowy?[/b] - Spojrzał na Asakę z zadowoleniem. Więc już mają co robić przez następny czas. Dni będą pracowite, ale to będzie tego warte. - Mówiłem już Asace, że pewnie czekać będzie na nas pole pięknie zasadzonych kwiatów. Dziękujemy, to bardzo miłe. - Owszem, uważał to za bardzo uroczą część matki Asaki. Jak to było z tymi hobby? Hm. Ta kobieta zdecydowanie hobby miała. Jeszcze przyjdzie Asace się nim zarazić. Chociaż z jej lewymi rękami do pewnych rzeczy, to pewnie sobie by łopatką wybiła oko. Aż dziw, że nigdy sobie niczego podczas walki nie wywinęła! - Powinnaś się teraz zarazić tym hobby i zadbać o nasze kwiaty. - Przesunął dłonią w dół po głowie Asaki i złapał jej piękny warkocz, przesuwając po jego splotach palcami, by zaraz odłożyć go na miejsce. Na jej plecy okryte materiałem ubrania.
Uśmiechnął się tylko do białowłosej, kiedy zobaczył jej wzrok. Wpatrywał się w nią tak jak zawsze. Zdaje się, że ludzie nazwaliby to wzrokiem zakochanym.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

To był chyba jeden z nielicznych przypadków, gdy szacunek okazywany przez Shikiego drugiej osobie nie był tym nieprawdziwym, na pokaz. Zresztą… czy nie było tak na początku? Asaka nie miała o tym pojęcia, że pokłony bite przed Minako nie były do końca szczere, ale Sanada myślał przecież swoje. Kiedy to się zmieniło? Gdy podała mu pierwszą kolację i nie powiedziała “wybij to sobie z głowy” gdy zaproponował, że wziąłby Asakę za żonę? Czy może później - gdy faktycznie nikt nie odmówił, gdy naprawdę o nią poprosił, a oni przyjęli go pod swój dach wiedząc, że nie ma w Daishi swojego? Czy może jeszcze później - gdy mieszkał tutaj aż do ślubu i kilka dni po nim, i miał okazję naprawdę poznać rodzinę jego przyszłej (a teraz obecnej) żony? A może szanował to, jaką osobą okazała się macocha Asaki - że pomimo pierwszej niechęci wychowała ją na kogoś, kim była obecnie. Asaka to podziwiała. To, jak zachowała się jej macocha, jej matka i jak sama zawsze mówiła - nigdy nie byłaby zdolna do podobnego poświęcenia. Do wychowywania jakiegoś tajemniczego dziecka jej męża z poprzedniego związku. Czy raczej przelotnej miłostki, bo związkiem tego nawet nazwać nie można było. Mówiła, że chce mieć dzieci, ale jeszcze nie teraz - nie była gotowa na swoje, a na czyjeś…? No właśnie. Chociaż “nie była gotowa” to jedno, a z drugiej strony fiołkowooki nie raz widział Asakę tak roztaczającą pieczę nad nieznajomymi, że sam nazywał to “instynktem macierzyńskim”. Może coś w tym było. Może… Może matka Asaki sama złapała jedną z tych myśli w palce.
- Kiedyś? Gdy doczekacie się pierwszego potomka i trzeba będzie mnie nazywać babcią? - żart za żart, bo pani Koseki uśmiechnęła się jak taki miły lisek chytrusek - ale czy na pewno żart? Czy może jednak… sugestia? Bo wszak minęło już tyle czasu i żaden mały szkrab nie pojawił się z nimi w domu, nic nie było napisane w żadnym liście, ani Asaka nie wyglądała, jakby była w stanie błogosławionym. Choć w zawodzie shinobi nie było to aż tak dziwne i Minako nie zamierzała teraz naciskać czy robić wyrzuty, zwłaszcza, że ta dwójka dopiero co wróciła z podróży bardzo szeroko nazywanej poślubną. I dopiero mieli się wprowadzić do swojego domu, który wymagał teraz ich absolutnej uwagi.
- Nie przesadzaj, Shikarui. Po waszym ślubie mieszkaliście tutaj raptem kilka dni nim poszliście w siną dal - a to, że mieszkał tutaj jako kawaler, Minako najwyraźniej nie zamierzała w ogóle brać pod uwagę. Bo nie liczyło się do “na garnuszku rodziców żony”, jakże sprytnie. - Nie ma za co. To była dla mnie przyjemność. I nadal będzie, jeśli będziecie chcieli tutaj u nas pomieszkać, nim wszystko załatwicie u siebie.
- Tyle czasu spędziliśmy w podróży i w karczmach, że chyba wolelibyśmy od razu przenieść się do nas - do nas, jak to dziwnie brzmiało. Dziewczyna zresztą zawahała się na moment, gdy to mówiła. - Nawet w pustym będzie nam lepiej, bo będzie… nasze - zresztą mieli śpiwory i koc zapieczętowane w zwoju. Czym taka nie wyszykowana podłoga będzie różniła się od spania na twardej ziemi na jakiejś łące? Albo na posłaniach na podłodze, tak jak w tym domu? No wiadomo czym - w sypialniach podłoga była inna, miększa. Ale plan ich nowego domu od razu przewidywał gdzie będzie sypialnia, więc i podłoga powinna być już położona taka, jaka ma być. - Poradzimy sobie - wiedziała, jak bardzo Shikarui nie mógł się doczekać tego ich domu. Nie chciała więc, by musiał czekać choćby jedną noc dłużej. Zresztą entuzjazm w jego głosie był bardziej niż widoczny i chyba nawet Minako zaskoczyła się, jak bardzo wylewny stał się Shiki, zwłaszcza porównując to, jaki był, gdy go poznała.
- Nie ma za co. Całkiem mi się to podobało. I nieskromnie dodam, że wyszło też bardzo dobrze - Minako była z siebie dość dumna, było to widać. Przychodziło więc pytanie - cóż ona tam porobiła? Posadziła drzewa? Krzewy? Kwiaty? Wytyczyła im specjalne miejsce i dróżki do chodzenia…? Cholera wie.
- Ja i kwiaty? Już bardziej nadaję się do malowania - a gdy tak przypomnieć sobie portret jaki narysowała na polecenie Hyuga Reiko… Damn. A mówią, że póki nie spróbujesz to się nie przekonasz. Najwyraźniej Asaka odczuwała jakiś stres związany z tym, by miała opiekować się kwiatami - a może czuła, że nigdy nie dorówna matce?
Lekki dreszcz przebiegł po plecach białowłosej, gdy Shiki przejechał dłonią po jej luźnym, długim i grubym warkoczu. Bogowie, uwielbiała jego dotyk, zwłaszcza tak czuły jak ten, nie dający nikomu żadnej wątpliwości do tego, do kogo ta kobieta należy. Wyłapała jego spojrzenie, to jak na nią zerkał i uśmiechnęła się lekko, za chwilę opuszczając wzrok na czarkę z herbatą. Nadal się uśmiechała, jak niewinna dziewczyna, która dopiero co poznała wybranka, za którego ją wydadzą. Minako też się uśmiechnęła, obserwując dwójkę zakochanych w sobie osób - bo co do tego nie miała żadnych wątpliwości.
- Miło na was popatrzeć - powiedziała w końcu i splotła obie dłonie ze sobą, kładąc je na kolanach. - Hotaru się ucieszy, że wróciliście.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Właśnie, kiedy to wszystko się stało? Kiedy zaczął się zmieniać jego świat, a on wraz z nim? W którym momencie zaczął inaczej postrzegać ludzi, dawać im szansę i nie podchodzić do każdego z przerażeniem. Bo boisz się tego, czego nienawidzisz. Shikarui nie bał się dziki psów. Bał się normalnych ludzi. Czas nigdy nie był dla niego ważny. Po prostu mijał, a historia toczyła się wraz z nim - po prostu. Cofając się wstecz, co robił coraz częściej, zastanawiając się coraz śmielej i bardziej otwarcie nad niektórymi rzeczami, przyrównując je do czasów dzisiejszych nie było wielkiego żalu i żadnego “co by było gdyby”. Gdyby nie ta przeszłość, to nie byłoby ich tutaj dziś. Śmiertelnicy winni być wdzięczni bogom, że pozwolili oni im zajść aż tak daleko. On zaś powinien być wdzięczny, że nie dość, że pozwolili mu postawić tyle kroków, to do tego mógł unieść tak wysoko swoją głowę. Gdy zaś ją unosił to widział niezwykle piękne, błękitne niebo, a na nim złote, ciepłe słońce, które nieustannie mu przypominało, że był zawsze w jego pobliżu ktoś, kto go oswoił i przyjmował pełną odpowiedzialność za to oswojenie. Działało w obie strony. Tak chyba powinno wyglądać zakochanie.
- To byłoby odpowiednio sprytne z mojej strony. - Tak, tak, zagranie na jego miarę. Wycwanić się tak, by wyszło na jego, niby ze słodką obietnicą czegoś miłego, ale obietnica ta podsycona była mrzonką. Dość zabawne, że kobieta wypowiedziała te słowa na głos, które krążyły mu po głowie, kiedy mówił te konkretne słowa, ale grubą przesadą byłoby powiedzenie, że był to jego wielki mastermind, ohohoho taka wyszukana manipulacja! Nie, tak nie było. Nie czuł się gotowy na nazwanie kogoś swoją matką. I chociaż wiedział, że kobiecie byłoby miło, to wydawało mu się, że z takim docenieniem równie było jej dobrze. Pozwoliło jej lśnić w swojej własnej rezydencji, której była panią.
- Miałem na myśli cały ten czas, który pozwoliła mi tu pani spędzić. - Nie było co ukrywać, że trzymanie w domu, hm, “obcej” osoby wcale nie musiało być miłe. Mogło przeszkadzać. Burzyć codzienny rytm, choć akurat Shikarui był taką osobą, która… mało co burzyła i była darmową siłą roboczą. Jego obecność, jak obecność kota - nie była wyczuwalna, dopóki nie chciał być wyczuwalny lub kiedy za długo zasiedział się w kuchni, przy oknie, obserwując świat. Kiedy padało i było zbyt zimno, aby bawić się deszczem i cieszyć jego wpływem na ziemię i orzeźwiającymi kroplami deszczu na skórze. Shikarui dopiero po tym, jak to powiedział, poskładał puzzle i udało mu się domyślić, zauważyć, że matka Asaki powiedziała to w ten sposób z premedytacją, tak jak on z premedytacją dał Ridzie więcej złota, niż się umawiali. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy ta mądrość przez niego przepłynęła. Co prawda kobieta łapała go na takich rzeczach rzadziej niż jego żona, ale nadal - łapała. A on był wyjątkowo wystawiony na ich wpływ, bo całkowicie opuszczał przy nich gardę. No, przy Minako nie całkowicie, ale nadal pozwalał sobie na bardzo dużo swobody. Zwłaszcza teraz. Po tym jakże udanym miesiącu miodowym. Choć rzeczywiście - nie był on owocny w stan błogosławiony Asaki. Ona nie była gotowa, nie chciała, on czasem delikatnie naciskał, albo raczej stwierdzał fakt, że “on już chce”, ale na tym się kończyło. Na tym, że w sumie to prawda, że się nie śpieszy.
- Część projektu jest gotowa, trzeba wybrać odpowiednie meble… teraz będzie już tylko przyjemność. - Zgadza się, bardzo na to czekał. Była to jego duma. W końcu mężczyzna w swoim życiu miał tylko kilka tych achievementów, które trzeba było wypełnić, aby osiągnąć status “szczęśliwy” na stałe. Nikt nie brał pod uwagę, że one wszystkie wrażliwe były na upływ czasu i wszelkie nieszczęśliwe wydarzenia zesłane przez bogów. Albo brali? Bo to był jeden z powodów, dla których Shikarui chciał dziecka. Czas tutaj nagle zaczynał grać rolę - uciekał. Oni byli ninja, mieli wiele niebezpiecznych misji przed sobą. Co, jeśli któremuś z nich coś się stanie? Wtedy dziecko stałoby się nieosiągalnym snem. Ale też nie zamierzał naciskać na Asakę, skoro nie chciała.
- Mi się podobał twój rysunek. - Powiedział całkiem poważnie. Wtedy mówił, że mu się podobał i teraz nie zmienił swojego zdania. - Jak się trzyma? Mam nadzieję, że nie przegapiliśmy jej wesela.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Asaka sama nie wyłapała momentu zmiany w Shikim. Przyjęła to tak samo naturalnie, jak przyjmuje się przejście pomiędzy porami roku, lub jak pomiędzy nocą a dniem. Choć jak się teraz nad tym zastanawiała, to różnica pomiędzy tym, jak Shikarui był, gdy się poznali, a jaki był teraz - była naprawdę ogromna. Wtedy tego nie dostrzegała, pociągała ją jego odmienność, jego bezpośredniość i to że w sumie mieli dość zbieżne podejście do wielu spraw. O tym, jak dobrze im się razem pracowało wspominać chyba nie było potrzeby. Ale było kilka takich rzeczy, które złotooką ciągnęły do mężczyzny wtedy i nie zawracała sobie głowy rozmyślaniem nad innymi, albo “dlaczego”. Zresztą odpowiedź na to pytanie przyszła sama. Gdy zmarła Saki, ostatnia kotwica trzymająca go z tamtym światem. Gdy poprosił, by przyjechała, bo tak bardzo nie chciał być z tym wszystkim sam. Gdy tak po prawdzie zapytał ją, czy w ogóle chciałaby za niego wyjść i gdy opowiedział część swojej historii. O ojcu i matce, i o tym w jakich warunkach dorastał. Wtedy zrozumiała rzeczy, nad którymi do tej pory się nie zastanawiała, ale stały się dla niej widoczne, gdy o nich pomyślała. Jednak zrozumieć - nie znaczy wyłapać moment zmiany. Bo tego nie było. Jednak akceptowała wszystko, jaki był, co robił, co myślał. Co mówił i czego nie mówił - choć to do czasu, bo nawet największa cierpliwość miewała swe granice. Wiedziała jednak, że ludzie w pewien sposób go przerażają i nie było to dziwne przez to, co przeżył. Dziewczyna jednak dzielnie trzymała go za rękę i prowadziła przez ludzi, na siebie biorąc ewentualne baty. O tak, oswoiła go, ale tak samo zrobił to on. Zawsze patrzyła na niego, gdy trzeba było podjąć jakąś decyzję. Zawsze szła za nim, albo ciągnąc go za sobą. Że była zakochana wiedziała od dawna. Choć z początku bardzo starała się nie pomylić zauroczenia i zafascynowania z zakochaniem.
- No wiesz, Shikarui. Zawsze ja mogę zacząć pierwsza - chyba wiadome było, po kilku sekundach rozmowy z Minako, po kim Asaka przejęła część swojego przewrotnego charakteru. Ciepła i łagodna, a zarazem złośliwa i kapryśna, swoją mową ciała i sugestiami mówiąca wyraźnie, by z nią nie pogrywać. Przy czym Asaka była chyba bardziej bezpośrednia. Zaciśniętą ze złości pięść trudno było pomylić z czymś innym. Tym niemniej to nie była groźba. To wszystko brzmiało jak przekomarzanka małego kociaka ze starszą kocicą, na której te gierki nie robiły większego wrażenia. Żyła już na tyle długo, by widzieć i wiedzieć wiele. - Będę jednak wyrozumiała. Po ślubie mieszkałeś tutaj tak krótko, że jestem w stanie przymknąć oko i uznać, że to za mało czasu, by się przyzwyczaić - Minako nie była przecież głupia. I choć dla niej nie byłby to żaden problem, bo polubiła Shikiego w ciągu tego pół roku, gdy spędzał tutaj z nimi czas i przez ten czas… traktowała go trochę jak swoje kolejne, czwarte już, dziecko, jednak miała świadomość, że każdy miał inną świadomość. No i… nie wiedziała lwiej części tego, co go spotkało. Wiedziała tylko o tym niedopowiedzeniu, że jego rodzina zginęła wtedy, gdy Uchiha bawili się w robienie z nich żywej broni. Więcej nie pytała. Nie miała prawa. Tak czy siak Shiki absolutnie nie był dla niej, dla nich wszystkich, żadnym ciężarem. Miał swój pokój, swój kąt, w którym mógł się zaszyć, pomagał ile trzeba a przez większość czasu i tak kręcił się przy Asace albo z Asaką, gdy obserwował co robi, albo po prostu siedzial obok niej, lub gdy robili coś razem. Nikt nawet przed ślubem nie patrzył krzywo, gdy białowłosej zdarzyło się siedzieć w jego pokoju do późna, a potem tam zasnąć u jego boku. Momenty rzadkie, ale bywały. Zresztą rzadko kiedy było tak, by rodzina była w tym domu w komplecie.
- Już mówiłam, że moglibyście tu siedzieć jeszcze dłużej. Nasz dom jest duży, pomieścilibyśmy się. Takanobu może robił groźne miny z tym mieszkaniem z początku - Minako piła do tej małej wojny jaką mieli, gdy, jak tradycja nakazywała, żona powinna wprowadzić się do męża, czyli w tym wypadku zamieszkać w Sogen, bo to tam Shikarui miał swój dom, a on chciał, by Asaka mogła dalej mieszkać tu. Że skończyło się to tak, że tutaj dom budowali to inna sprawa, bo w trakcie rozmów o tym temat nawet nie wypłynął. Zresztą Shikarui bardzo zaskoczył ją po ślubie tym, o co poprosił Shirei-kana. - ale później zmiękł. A jaki smętny był, gdy was tyle nie było, to wiem tylko ja sama - Minako uśmiechnęła się tryumfalnie na co Asaka tylko parsknęła pod nosem.
- Ojciec jest jak żółw. Na zewnątrz twardy i niewzruszony, a w środku miękkie i wrażliwe ciałko - Asaka jak zwykle musiała dodać swoje głupie porównanie, ale jakże trafne! Ona… była taka sama, gdy włożyć ją do kryształowej zbroi. Zresztą niedaleko pada jabłko od jabłoni. Co tyczyło się Asaki i obojga rodziców. ...Ciekawe co dostała po zmarłej matce?
- Nie mów mu tego na głos - ciemnowłosa uśmiechnęła się i umoczyła usta w herbacie, na chwilę spuszczając wzrok z gości, którzy zresztą zajęli się sobą, a raczej wgapianiem się w siebie. Jakby ciągle nie było im mało, a widzieli się dosłownie każdego dnia. Jakby… nadrabiali stracony czas - stracony, to znaczy ten, w którym nie mieli nawet szans się znać. Czas, który rzeczywiście mógłby zostać im kiedyś odebrany, więc starali się go nadrobić z nawiązką. Albo zniknie sam, bo taka była kolej rzeczy. No właśnie… Coś mogło się któremuś stać… i co wtedy? Dziecko byłoby takim… wspomnieniem. Owocem czystej miłości. To nie tak, że Asaka nie chciała. Nie była gotowa - to prawda, ale gdyby okazało się, że jest przy nadziei - to absolutnie nie byłby koniec świata. Musieliby wtedy… zmienić trochę planów, przeorganizować swoje życie, ale z pewnością nie byłby to żaden koniec świata ani dla jednego, ani dla drugiego. Dziewczyna nawet tak nie myślała. Tak, Shikarui czasem coś przebąkiwał, zagajał temat, ale to, że białowłosa nie była gotowa, to nie znaczyło przecież, że ma jakąkolwiek moc sprawczą do tego, by ewentualną ciążę zatrzymać. Nie miała. Ani też nie odmawiała sobie czy Shikiemu przyjemności. Po prostu… mieli najwyraźniej pecha. Albo szczęście - że brak gotowości nie zmienił się w przymusową gotowość. Dziecko w żadnym wypadku nie byłoby niechciane.
- Mmm… Zobaczycie, że to wcale nie będzie proste. Ale najtrudniejsze już i tak za wami, czyli czekanie - a spryciarze cały ten czas na czekaniu spędzili z dala od Daishi i tak…
- Chyba tylko tobie.
- Asaka znowu rysowała? - Minako uniosła brwi w wyrazie rozbawienia, a Asaka aż przewróciła oczyma.
- Hyuga Reiko poprosił o rysunek poszukiwanego, którego widzieliśmy. No to dostał rysunek - cóż za obrażone burknięcie!
- Reiko-dono…? A co wy… co… - ciemnooka zmarszczyła czoło, ewidentnie nie mogąc połapać co się wydarzyło i dlaczego Shirei-kan rodu Hyuga prosił ich o cokolwiek. Bo, że szli przez Kyuzo to akurat wiedziała, taki mieli plan by dostać się do Sogen - idąc przez ziemie białookich. Natomiast gdy Shikarui zadał swoje pytanie - Minako tylko westchnęła. - Nie, nie przegapiliście wesela. Prawdę mówiąc to ono się nie odbędzie. Jej narzeczony zmarł na jednej z misji. Nie miałam jak przekazać wam tej informacji…
Złote oczy rozszerzyły się w zdziwieniu i dziewczyna powoli opuściła czarkę, którą trzymała w dłoniach, patrząc z niedowierzaniem na matkę.
- Że… co. O rany… Kiedy? Jak to? A… Hotaru jak się trzyma..? - niedowierzanie i mała panika, tym były słowa dziewczyny. I… czy to nie wyrzuty sumienia, że nie było jej tutaj gdy to się stało? Że nie mogła nawet siostry, oczka w głowie, przytulić i wesprzeć?
- Jakiś rok temu. Dłuższy czas po tym, jak wyruszyliście. Z tego co wiem, to była notka wybuchowa. Nie miał szans przeżyć. A Hotaru… Było jej smutno i przykro, ale wiesz, że nie byli zbyt blisko, więc…
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Chociaż nie zdążył poznać za dobrze ojca Asaki, ponieważ ten był na ciągłych misjach, nieustannie się czymś zajmował, to poznał go na tyle, by mieć pewność, że doskonale pasuje do tej rodziny. I zupełnie jak jego córka - twardy na zewnątrz, a w środku przyjemna miękkość, w której można się zanurzyć. Która trzymana jest dla najbliższych - ciepło, bliskość, rodzina. Wszystko to miało znaczenie dla tego człowieka, tak i miało dla Asaki. Jej rodzice byli wirem, który stworzył prawdziwe zamieszanie na oceanie człowieczeństwa. Stworzyli z przegranego dziecka, które zostało spisane na straty przez świat, cudowną kobietę, której teraz, no hej - powodziło się naprawdę dobrze. Miała przed sobą przyszłość. Miała przed sobą kryształowy sen, który pobudzał do tego, by wstawać każdego następnego dnia. Świat przejrzysty, pełen jasnych poglądów, wierzeń oraz celów. Nie było tutaj miejsca na rozmyte niepewności. Sięgaj po to, czego chcesz, kształtuj to, czego ci brakuje. Akceptuj to, co nie może znaleźć się w zasięgu ręki, bo bogowie nie lubią, kiedy wymagasz zbyt wiele. Gdyby spojrzeć na nich oczami rodziców Asaki okazałoby się, że są wymarzonym małżeństwem. Książkowym, obrazkowym. Mogliby o nich spisać kilka opowieści, romantycznych, ot co. Shikarui był pewien, że chociażby przeczytał sto książek to w żadnej nie znalazłby opowieści tak dobrej jak opowieść o Asace Mori.
- Mężczyzna ma w życiu cele, do których musi dążyć. Jednym z nich jest zaproszenie jego kobiety pod własny dach. Brak jego posiadania na początku wielce mnie zawstydzał. - I chociaż mówił to pięknymi słówkami, wcale nie pasującymi do jego regularnego stylu bycia, to mówił całkiem szczerze. Wstyd, jaki odczuwał, nie był dosłowną kalką prawdziwych emocji, ale był. Realny, że mimo wrócenia na łono rodziny, chociaż nazwisko zobowiązywało a on chciał je dalej nosić, tak kochając jak nienawidząc (bo emocje te nigdy się nie wykluczały, nie w jego sercu) to nie mógł kobiety, którą tym nazwiskiem obdarzył, zaprosić do ruin dawnego świata. Nawet nie chciał. Przecież od samego początku chciał z Asaką budować coś nowego i absolutnie wspaniałego. Nic do tego nie miała gościnność państwa Koseki. Był im ogromnie wdzięczny, nie zamierzał jednak być monotematyczny, powtarzać w kółko, jak to wdzięczny jest. Przecież wiedzieli - no był. Tak jak on wiedział i jak wiedziała Asaka, że gdyby chcieli mogliby zostać dłużej. Mimo to czarnowłosy podejrzewał, że w końcu zaczęliby się niecierpliwić. Chcieliby, żeby Shikarui pokazał, że jednak mężczyzną jest, a nie niedojdą, nierobem, co ciągle stara się być na garnuszku białowłosej. Z jakiegoś powodu wydawało mu się to poniżej jego… godności. Piękne słowo. Piękne, bo pięknie kojarzyło mu się z Asaką.
- Jaki ojciec, taka córka. - Uśmiechnął się kącikiem pod nosem, co brzmiało i wyglądało jak żarcik, ale mówił teraz całkowicie poważnie. Rozczulały go na swój sposób relacje Asaki z jej rodzicami, kontakt, jaki miała ze swoją macochą. Tak i był wdzięczny kobiecie, że jego traktowała jak syna. Nie naciskała, nie dopytywała, akceptowała go jakby był jedną wielką częścią tego, co tutaj tworzą. Cieszyło go to. Sprawiało, że odczuwał ogromny szacunek do rodziców Asaki i… że chciał się im podobać. Idąc tym torem - zabiegał o względy jej rodziców, zwłaszcza matki. Tak i siostry zresztą. Robił to w dość naturalnym tonie, jak na niego. Biorąc pod uwagę rzecz jasna to, jak płaszczyć i podlizywać się potrafił. Nie czuł, by w stosunku do tych ludzi musiał czynić cyrki, zresztą Asace by się to nie spodobało. Dlatego starał się być sobą - na swój sposób. W końcu ciągle samego siebie poznawał i samego siebie się uczył. Brzmi śmiesznie? I trochę śmieszne było. W jego głowie dopiero od niedawna kłódki zaczęły opadać, odblokowując przed nim zupełnie nowy świat. E m o c j e.
- Wykonywaliśmy misję na terenie Hyuuga. Pojmaliśmy mordercę. Reiko-dono interweniował, gdy chcieli nas aresztować. Nieporozumienie. - Dopowiedział, żeby kobieta się nie stresowała, że coś przeskrobali i teraz goni ich prawo. Kobieta zrobiła taką minę, że Shikarui wolał to teraz opowiedzieć, w tej króciutkiej pauzie między jednym tematem a drugim, potem mogło to ewoluować w jakieś dziwne domysły. Po co. Asaka zresztą z pewnością miała o wiele więcej do powiedzenia na ten temat. A on gotów był słuchać tej historii, choć doskonale ją znał.
- To dobrze, nie lubiła go. - Powiedział bez żadnego wyczucia, nie bardzo rozumiejąc dziwną atmosferę, która zagościła między dwójką pań. Był lekko zaskoczony, że wydają się… zmartwione? Przecież to dobrze, że ślub się nie odbędzie. Co prawda dom Asaki na tym straci, ale na pewno znajdzie się bardziej godny materiał na męża. Taki, który sprawi, że serce Hotaru mocniej zabije. W jego sercu nie było miejsca na współczucie. Tym bardziej nie było tam miejsca na żal za człowiekiem, który nie był w stanie się obronić. Był słaby - zginął. To było naprawdę aż tak proste. Skoro zaś nie był w stanie obronić nawet samego siebie, nie obroniłby swojej żony. Innymi słowy - świetnie się złożyło, dobrze się stało. Miał delikatną świadomość, że nie powinien tego mówić, ale nie pociągnął delikatnej struny, by się powstrzymać. Dał temu próbę. Temu skrawkowi szczerości swoich brutalnych, pokrętnych myśli. Był w aż tak dobrym nastroju. Wieści o tym, że przyszły mąż Hotaru zginął jakoś też sprawił, że go to cieszyło. Jak powiedział - w końcu dziewczyna go nie lubiła. - Odwiedzimy ją później. Lub może ją pani do nas przysłać, jeśli tu zajrzy. - Należało ją pocieszyć, poklepać po ramieniu, powiedzieć, że wiele kwiatu na tym świecie. Nie ma nad czym się rozwodzić, zwłaszcza, kiedy wiesz doskonale - nigdy nie byłaś z nim blisko.
- Zamierzamy z Asaką otworzyć małe gospodarstwo koło domu. Jeśli zna pani w okolicy kogoś, komu można zlecić opiekę nad zwierzętami, będziemy zobowiązani. Chyba że ty o kimś pomyślałaś - Zwrócił się do Asaki.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Niedziwne, że Kogo rodu nie siedział na tyłku w domu przez cały czas. Nawet, jeśli miał tutaj rodzinę. Kiedyś może tak, więcej było w domu, gdy dzieciaki były mniejsze, dzielił obowiązki z Minako, która praktycznie całkiem zrezygnowała z zawodu shinobi na rzecz opieki nad domem, ale teraz, gdy wszystkie jego dzieci były już dorosłe – bywał w domu mniej. Takanobu, ojciec Asaki, głowa rodziny, często był wysyłany w dłuższe misje, równie często też kręcił się gdzieś niedaleko Shirei-kana. Miał trochę obowiązków. Ale na tyle, ile bywał w domu – to chciał poznać Shikiego, który poprosił go o rękę Asaki, gdy po raz pierwszy się spotkali. Nietrudno było się trochę poznać, skoro czarnowłosy trochę sobie u nich pomieszkał. Któregoś razu Takanobu wyciągnął nawet Shikaruiego na, khem, spacer, i na rozmowę. Męską rozmowę. Taką, jaką przeprowadza przyszły teść z przyszłym zięciem. O czym dokładnie rozmawiali Asaka nie wiedziała do dzisiaj, bo żaden nie puścił pary z ust. Wystarczyło jej tylko to, że wrócili cali i zdrowi, żaden nie miał podbitego oka ani złamanego nosa. No i ojciec nie zerwał zaręczyn, a po prostu poklepał Asakę po ramieniu. Nie wygonił też Shikiego za drzwi, ani nie nabuczał na żadne z dwójki, gdy któregoś pochmurnego poranka przyłapał Asakę, jak wyślizgiwała się po cichu (by nie obudzić fiołkowookiego) z nieswojego pokoju po spędzonej tam nocy. Że niby tylko przypadkiem jej się tam zasnęło. Taa… Wiecie co można zrobić przypadkiem…? No właśnie. Wzrok ojca był wtedy wybitnie wymowny i piekł w policzki, ale nie powiedział ani słowa. Znalazł też kilka razy czas, by potrenować z Asaką. Taijutsu i popatrzeć jak radzi sobie z kryształem. Pokazać jej kilka bardziej skomplikowanych technik, nad którymi będzie mogła rozmyślać w trakcie dalszych podróży. Shikarui mógł wtedy zerknąć jak wygląda sparing pomiędzy dwoma osobami z tego samego klanu, z… Niemalże tymi samymi umiejętnościami. Bo Asaka bardzo wiele trenowała kiedyś z ojcem i uczyła się od niego.
- Miałeś przecież dom w Sogen – białowłosa zauważyła i lekko wypuściła powietrze przez nos, w krótkim wydechu. To był fakt, ale dom ten był mu tylko… wypożyczony dlatego, że wtedy pracował dla Uchiha. Szanowała jednak jego zdanie, poczucie zawstydzenia, że choć nosił nazwisko arystokratycznej rodziny, był w takowej wychowany i potrafił zachowywać się jak jeden z wyżej urodzonych (ba, był wyżej urodzony, w przeciwieństwie do Asaki, chociaż jego ojciec… zrobił co zrobił), to nie miał swojego domu. Bo ten jego był… No nie istniał już. I dobrze. Nie był warty tego, by nadal stał na tej ziemi. Białowłosa odczuwała wręcz pewną dumę z tego, że Shikarui tak to odczuwał i odbierał, że chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Że nie jest darmozjadem, że potrafi zapewnić sobie i żonie miejsce do życia, że chce brać sprawy w swoje ręce – i robi to, nie czekając na popchnięcia ze strony innych ludzi, mówiących mu jak ma żyć. Był w końcu mężczyzną, obecnie głową rodziny i na jego barkach leżała ta odpowiedzialność. Asace się to podobało. To, że brał to, czego chciał, że właściwie zawsze to dostawał. Że nie snuł się w takich przypadkach po kątach jak smród po gaciach i nie robił nic. Wilczyca nie chciałaby takiego męża – takiego, który nie jest w stanie zawalczyć o to, czego pragnie. Takiego, który nawet nie próbuje.
- Mieszkać gdzieś, a mieć swój dom, to dwie różne rzeczy, Asaka.
- Przecież o tym wiem. Nie zaprzeczam temu – tak się tylko z nim droczyła. Poklepała go lekko po udzie i zaraz ponownie złapała za czarkę z herbatą. To poklepanie miało pokazać jej wdzięczność do tego, że tak się starał. Bo starał się bardzo mocno i było to widać.
- Bez przesady, nie jestem taka jak ojciec – żachnęła się.
- Oj, nawet nie wiesz jak bardzo jesteście podobni – Minako uśmiechnęła się tajemniczo spod swojej czarki i patrzyła na córkę spod rzęs.
- Może z wyglądu. Trochę. Po włosach – bo budowy ciała z pewnością nie odziedziczyła po ojcu. Nie była wysoka. Była drobniutka, przez to wydawała się taka młoda, choć nikt nie pomyliłby jej z nastolatką, bo była odpowiednio zaokrąglona we właściwych miejscach.
- Och, nie tylko. Jesteście tak samo uzdolnieni. Tak samo uparci. I tak samo się złościcie, gdy coś nie idzie po waszej myśli.
Sanada wywróciła oczyma, lekko zażenowana tą rozmową i fuknęła coś pod nosem. A potem pokiwała głową, potwierdzając słowa Shikiego odnośnie sprawy z Kyuzo.
- Poznaliście osobiście Shirei-kana rodu Hyuga? No proszę. Podobno jest młody jak na swoje stanowisko - taa… Młody. Asaka uśmiechnęła się krzywo i gapiła na czajnik stojący na stole. Czy był młody? Ano był. Był też przystojny. I miał ten swój onieśmielający uśmiech, który spodobał się Asace. I który Shikarui bezczelnie skopiował, jeszcze bezczelniej próbując go na przypadkowych kobietach, doprowadzając tym Asakę do szewskiej pasji. Darowała sobie więc komentarz i znowu pokiwała głową. - Co to za nieporozumienie, że musiał interweniować Shirei-kan?
Asaka spięła się lekko, gdy Shikarui powiedział, że to dobrze, bo Hotaru go nie lubiła. Minako zaś uniosła brwi w górę, ale nic nie powiedziała. Na moment zapadła cisza, w której Akoraito zerknęła w bok na Shikiego, kątem oka, jakby chciała powiedzieć, żeby się powstrzymał, po czym westchnęła.
- No tak… Nie była z nim jakoś związana, mało się znali. Pamiętam, że nie była zbyt zachwycona całym tym ślubem – zapatrzyła się w ścianę naprzeciwko. Los dobrze urodzonych dziewczyn. Asaka wiedziała, że miała cholerne szczęście i że nie miała prawa nigdy na nic pod tym względem narzekać. Już nie. - I chyba później też nie zaczęli nagle przebywać ze sobą, skoro mówisz, że nie byli ze sobą zbyt blisko, mamo? – tak by wychodziło. Że nic się nie zmieniło pod ich nieobecność, przez co całe wydarzenie się opóźniało aż… No cóż. Nie dojdzie do niego. - Szkoda chłopaka. Ale może to lepiej, że stało się tak, niż po ślubie – a Hotaru zostałaby bardzo wcześnie młodą wdową. To dopiero by nieźle przekreśliło jej przyszłość. Więc z dwojga złego… Tak, dobrze, że nie musiała wychodzić za kogoś, kogo nie lubiła, ale tym razem to Asaka postanowiła to załatwić bardziej dyplomatycznie.
- Tak… Dobrze się stało. Ale pewnie nim teraz znajdziemy dla niej męża, to trochę czasu minie – Koseki westchnęła lekko i odłożyła czarkę na stół, po czym uśmiechnęła się do Asaki i Shikiego. - Przekażę jej, że wróciliście. I żeby was odwiedziła, jeśli sami tutaj nie zajdziecie. Jest teraz u koleżanki, chyba razem trenują – od słowa do słowa. To znaczyło, że Hotaru jest w mieście, a nie na żadnej misji.
- Co, ja? No co ty, w ogóle o tym nie myślałam. Ale ktoś się na pewno znajdzie jak będzie trzeba się ruszyć – Asaka ziewnęła lekko, choć dzień wcale nie zbliżał się ku końcowi. To ta atmosfera tak na nią działała. Długa podróż, znajomy dom, tęsknota za Seiyamą, teraz ukojona. Wiedza, że w domu wszyscy zdrowi i cali. Olać tego całego narzeczonego, nawet go nigdy na oczy nie widziała. Grunt, żeby Hotaru się nie martwiła, choć ze słów Minako można było wywnioskować, że… Nie przejmowała się tym aż tak bardzo. No i minęło już trochę czasu od tamtego zdarzenia.
- Gospodarstwo? O czym wy mówicie?
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Oj tak, tamta rozmowa pozostawała w zmowie milczenia, jak to rozmowy między dwoma facetami, kiedy w decyzyjność wchodzi kwestia dobra ich córki. W tym regionie ciężko by było aż mówić, że to staroświeckie. Nie żeby nie było - po prostu tutaj strasznie dużo rzeczy było staroświeckich. Poglądy, zachowania. Tradycyjne, trzymające się kultury, która zaczęła się rodzić jeszcze przed tym, gdy człowiek nauczył się kontrolować chakrę. Kiedy spojrzy się na kalendarz to odkrywasz, że to wcale nie było aż tak dawno temu. Jeszcze 400 lat temu człowiek rozmawiał z człowiekiem na równej stopie. Nie dlatego, że posiadał lepszą kontrolę nad chakrą. Lepsze uwarunkowania fizyczne do tego, by sprawniej chronić i zabijać. Oczywiscie to mrzonka - zawsze byli gorsi i lepsi, nawet w czasach, kiedy nie decydowała o tym chakra. Tym nie mniej nadal, kiedy sobie to wyobrażasz, że kiedyś również ojcowie odbywali z przyszłymi mężami swych córek rozmowy, by przekonać się, czy będą dobrą partią (te pojedyncze jednostki ojców, którym naprawdę zależało) tylko że nie posiadali przy tym narzędzi, które miało się teraz... ach, wydawało się to całkiem ciekawą bajką do opowiedzenia dzieciom. O czasach, w których nie wszyscy zamieniali się w chore istoty tylko dlatego, że moc uderzała im do głowy. A takich było wielu. Sam Shikarui stawał się tego ofiarą, bo im więcej mocy miał, tym mniej przeszkód było widocznych. Łatwiej było je przeskoczyć. Łatwiej było pokonać tych, którzy stali na twojej drodze i uszyć dywan z trupów. Oczywiście - nie przeszkadzało mu to. Grał rolę wzorowego męża w oczach świata i przychodziło mu to całkowicie naturalnie. To, co przy okazji było do osiągnięcia... aa, wszystko przecież mogło przyjść z czasem. Jakoś nie sądził, żeby jego życie miało się zmienić, gdyby urodził się bez chakry. Nie sądził też, że zmieniłoby to rozmowę z ojcem Asaki. Pozostawały pewne szczegóły, jak to, że nie wytykaliby go palcami, tylko dlatego, że był inny... ale czy na pewno nie? Jeśli nie kekkei genkai to wżarliby się w coś innego. Nie ma co liczyć na to, że inna rzeczywistość dałaby ci więcej, zwłaszcza, gdy masz wszystko, czego pragniesz. Ciało i umysł człowieka zawsze można rozwijać - bez chakry jak i z nią.
- Sogen, którego nie lubiłaś. Nie mógł być więc dłużej domem. - Dom jak dom - budynek. Może być, może go nie być. Może być tutaj, może być w Sogen, może być w Midori. Ziemia, na której go postawisz, ma być taka, żeby się podobała wszystkim. Taka, która by się kojarzyła z bezpieczną ostoją, jeśli już go stawiasz. Shikarui, gdy już przyszło mu dom budować, nigdy by go nie postawił gdzieś, gdzie nie miałby dostępu do wody, na ten przykład. To miało być miejsce, które oferowało schronienie, więc i musiało być położone w odpowiednim miejscu. Sogen nie było tym miejscem. Było ulubioną prowincją Shikarui'ego, bo to tam zaczęła się jego słodka podróż, która była dowodem na to, że człowiek nie oferuje drugiemu człowiekowi tylko zła. Jednak tam nie było miejsca na dom, który chciałby zbudować. Tam nie podobało się Asace. To musiało być tu. Tutaj tęskniło jej serce i jego zaczynało tęsknić. Nie do widoku gór, które ciągle sprawiały, że czuł się przytłoczony i jednocześnie chciał je zwiedzać. Nie do rodziny samej Asaki czy grobów jego rodziny. Nie. Tęskniło do ostrego powietrza o poranku i właśnie ostoi, jaka tutaj została stworzona. Nie murem, nie deskami - emocjami. Dlatego leżało tutaj wszystko, co warte było ochrony. Chyba matka Asaki dobrze to ujęła. Gdyby Shikarui był małostkowy to by się z tym zgodził, ale nie był. Z Sogen rzecz wyglądała inaczej - dla niego to był dom, bardzo cenny dom pełen wspomnień, ale musiał z niego zrezygnować, by być z Asaką. Rozdzielanie służby na prowincje tak daleko od siebie oddalone... nie. Z tego by mogły wyniknąć problemy. Dlaczego sługa Uchiha zapuszcza korzenie w nie swoim klanie? Ma oczy Ranmaru - jest szpiegiem? Lub odwrotnie. Shikarui nie chciał pytać Asaki, czy naprawdę pozwoliłaby się wykreślić ze swojej rodziny dla niego i poszła z nim do Sogen. Nie czuł takiej potrzeby - unieszczęśliwiania jej. Nie kiedy on był wolnym duchem. Jedynie bogowie mieli nad nim kontrolę, nad tym zaś - on nie miał żadnej.
- To prawda. Nie wygląd traktuje o waszym podobieństwie. - Oj tak, może dlatego Shikarui lubił ojca Asaki. Był przystojny, piękny z białymi włosami okalającymi jego twarz i jednocześnie zdecydowany. Och, gdyby był młodszy i nie był ojcem Asaki... ale to gdyby. A czarnowłosy nie gdybał w swoim umyśle. Jeśli już to robił to nie zdarzało się to często i nie dotyczyło takich tematów. Przede wszystkim chodziło o to podobieństwo charakterów. Ta para nie mogłaby się wyrzec, że Asaka była ich wychowanką, nie mieli na to szansy. Córka wchłonęła wszystkie nauki i całą filozofię swoich rodziców. Tutaj akurat była przestrzeń na gdybanie. Bo czy on tak samo wyglądałby przy swoich rodzicach, gdyby żyli..?
- Strażnicy uznali, że skrzywdziliśmy niewinną osobę. Nasi przeciwnicy mieli prawdopodobnie wtykę wśród gwardzistów. Na szczęście problem został szybko rozwiązany. Sytuacja była dziwna i napięta. - Oj tak, tworzenie sobie wrogów z miejskich strażników nigdy nie było dobre. BO co zrobić - dać się zamknąć, gdy wiesz, że to może być pułapka? I że udowodnią ci wszystko tylko nie twoją niewinność? Z drugiej strony - będziesz się bić? Wtedy dopiero potwierdzisz, że z ciebie to ten zły, co należy go szybko unieszkodliwić. Na szczęście nie było miejsca na długie zastanawianie się nad tym, w którą stronę pójść. Shirei-kan im uratował tyłki. I jeszcze stosownie wynagrodził.
Wyłapał spojrzenie, gest Asaki. Wiedział, że jego słowa były kontrowersyjne, jednak nie bał się ich wypowiedzieć... w tej łagodnej formie. Naprawdę tak sądził - że tak jest lepiej. Nie ukrywał tego przed nią, przed jej rodzicami, nie ukrywał tego przed nikim, komu zaufał bardziej. Na tyle, żeby pokazywać wprost swój paskudny charakter, a przynajmniej jego część. Tego, że jego świat był światem budowanym na kulcie siły. Jak mężczyzna, który miał zajmować się domem, miałby ochronić swoją żonę, skoro dał się po prostu zabić?
- Toshiro jest całkiem dobrym materiałem na męża. - Och tak, Asaka ciągle była przez niego skrzywdzona. Shikarui był szczerze ciekaw, jak ten Uchiha poradziłby sobie w dorosłej roli - roli mężczyzny. Wciąż miał zacięcie chłopięce. Jemu się to, osobiście, podobało, lubił tę dozę niewinności zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, ale potrafiła nużyć bardzo szybko. Czarnowłosy na tyle długo obcował z obiema płciami, że zdecydowanie wolał, kiedy druga strona wiedziała już, czego chce, a nie dopiero się uczyła, co jej sprawia przyjemność. Tak i był ciekaw, czy Toshiro potrafiłby zadbać o kobietę w odpowiedni sposób - pod wszystkimi względami. I to spoglądał na to robiąc sobie z jednej strony podśmiechujkę, z drugiej strony naprawdę sądząc, że byłby dobrym mężem. Dawał mu... kredyt zaufania. Inaczej nie zaproponowałby tutaj jego imienia. - Planujemy spędzić z Asaką chwilę w domu i odpocząć. Pomożemy znaleźć odpowiedniego kandydata. - Oczywiście - należało spojrzeć tutaj na linie krwi. Jednak na pewno nie zabraknie takiego, który by się i siostrze Asaki spodobał.
- Asace spodobały się krowy. Ponoć dają słodkie mleko. Kupiliśmy więc krowę i byka ze stada, cielaki, do rozpłodu. Czekam teraz tylko, aż Asace spodobają się również małe kaczki, kury i kozy. - Uśmiechnął się. Nic a nic mu to nie przeszkadzało. Pieniądze! Te zwierzęta to były pieniądze! No i zawsze ciepłe mleczko, jeszcze słodkie, na start dnia - ooo, mógłby za to zabić! A wcale zabijać nie musiał... nie żeby nie było blisko.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości