Dom rodzinny Asaki

Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

W tym regionie? Chyba w całej krainie zwyczaje były mocno staroświeckie. Czy to w Daishi, Kyuzo, czy w Soso. Tradycja była mocno zakorzeniona w ludziach zamieszkujących te tereny i czy było to coś złego? Jakoś się Asace nie wydawało. Zresztą… Sogen było pod tym względem takie samo. Tak samo staroświeckie. Tak samo tradycyjne. Ktoś powiedziałby, że tak samo zacofane, ale dla kunoichi nie było w tym niczego złego. Nawet wydawało jej się to bardzo miłe, że tak bardzo stawiano na tradycję. Model rodziny był ważną częścią życia i na nim wiele się opierało. Czy to źle było mieć korzenie? Mieć i chcieć do czegoś wracać? Wiedzieć, czego oczekiwano od ciebie i twojego życia? Czy to źle było znać swoje miejsce niemalże od początku i wiedzieć na co możesz sobie pozwolić? Chyba nie. W takich wypadkach nie następowało bolesne zderzenie z rzeczywistością i gorzkie rozczarowanie.
- Jak na to jak go nie lubię, to mam z Sogen zadziwiająco dużo przyjemnych wspomnień – przecież to w Sogen poznała Shikiego, miłość swojego życia – teraz mogła tak powiedzieć po czasie razem spędzonym i po poznaniu się naprawdę dobrze. Wątpiła, by nawet jej rodzice czy rodzeństwo znało ją tak dobrze, jak znał ją Shikarui. Ale to prawda. Nie lubiła Sogen samego w sobie. Nie lubiła tamtejszego klimatu, nie lubiła zadufanych w sobie ludzi, nie lubiła ich akcentu… Nie lubiła wielu rzeczy związanych z Sogen, naprawdę wielu. Ale gdyby musiała… Pamiętała ich rozmowę tuż przed ich zaślubinami w świątyni. Nie chciała, by byli rozdzieleni dwoma różnymi klanami, dwoma różnymi obowiązkami i dwoma różnymi interesami. I kilkoma prowincjami. Jak takie małżeństwo miałoby funkcjonować? I nie chciała porzucać Kosekich. Choć gdyby musiała… To by to zrobiła, dla Shikiego. Z jednego powodu byłaby na pewno szczęśliwa – że jest przy nim. Ale nie byłaby szczęśliwa przez to gdzie jest i co musi robić. A czy dałaby się wykreślić z rodziny? Przecież już to zrobiła, bo należała do niego. Ich ślub był jednocześnie jej symbolicznym pogrzebem. Przecież miała na sobie tamtego wieczoru biel. Żałobną biel. I czerwień na szczęście.
Wyglądała na trochę naburmuszoną, że mówi się jej, że jest podobna do ojca, choć sama tak nie uważała. Przede wszystkim starała się nie popełniać jego błędów, ale… Ach no nie do końca wyszło, bo sama będąc z Shikim poddała się chwili i zaryzykowała mocno. A na swoim przykładzie (to znaczy sama będąc tym przykładem) doskonale wiedziała, że dużo wcale nie trzeba. Inną sprawą było to, że ona Sanadę znała znacznie dłużej, niż jej ojciec w ogóle znał jej biologiczną matkę. Kilka miesięcy do kilku dni? Nie ma co porównywać. Tym niemniej jakby źle poszło, to skończyłoby się tak jak z jej ojcem. Z tym, że po tym jednym wyskoku Shikarui sam wyjechał z propozycją małżeństwa, więc nawet gdyby, to… Ale nie było co gdybać, bo najwyraźniej tej dwójce jak na razie dzieci pisane nie były, sądząc po tym, jak Asaka wyglądała, i czego jej brakowało. I tak, prawda, jej ojciec był przystojny. Jeśli Shikarui szukał młodszego odpowiednika, to przecież w rodzinie był jeden taki, Katsuro, przyrodni brat Asaki, często brany za jej bliźniaka. Równie urodziwy, o białych włosach… Asace też nie brakowało urody, nie bez powodu zresztą brano ją za wyższą ligę. Przecież ktoś kto tak wyglądał, nie mógł być nikim przeciętnym, prawda? Gdyby więc ojciec Asaki był młodszy, nie był jej ojcem i nie było jej to… Cóż. Białowłosa ze dwa razy zastanawiała się, czy Shikarui nie zdecydował się na związek z nią i na ślub, by sprawiać pozory, bo tak było łatwiej; czy nie była przykrywką i przy okazji środkiem do tego, by mógł podtrzymać nazwisko. Ze dwa razy zastanawiała się, czy naprawdę mu się podoba, czy naprawdę jej chce i pożąda nie tylko mentalnie, ale i fizycznie. Ale to było ze dwa razy, po tym, gdy wyspowiadał jej się z tego całego syfu. Małe, krótkotrwałe wątpliwości po tym, jak dowiedziała się wszystkiego po fakcie i w takich a nie innych okolicznościach. Jakby Shiki naprawdę miał coś przed nią do ukrycia. To bolało, że musiała własnego męża tak ciągnąć za język i dowiadywać się o takich ważnych sprawach już grubo po ślubie, stąd te chwilowe wątpliwości… Ale od tamtego czasu naprawdę było tylko lepiej. Aż zadziwiająco lepiej. Jakby ich relacja była przystopowana przez te sekreciki małe i duże, a potem mogła albo się zakończyć, albo stać się lepszą. Wyszło to drugie. I… Nie było w tym niczego dziwnego. Tajemnice w związku nigdy nie prowadziły do niczego dobrego. Tak samo jak gdybanie.
- Osoba, która szukała ludzi do poszukiwania nukenina sama okazała się człowiekiem, z którym ten nukenin współpracuje. Więc zaatakowaliśmy go i jego kolejny kontakt, a jak poszliśmy z nimi do siedziby straży, to już na nas czekali i chcieli nas aresztować. Wiesz mamo jak to jest. Byliśmy niewinni, ale gdyby nas zamknęli, to nikt by się za nami nie wstawił. Chcieli żebyśmy złożyli broń, a my nie chcieliśmy. Prawie doszło do walki, ale wtedy Reiko-dono interweniował – Asaka postanowiła uzupełnić jak zwykle bardzo obszerne sprawozdanie męża. Mistrz skracania wszystkiego, naprawdę.
- Trudna sytuacja. Mieliście niesamowite szczęście…
- Taa… Wiemy. Sprawa okazała się bardziej zagmatwana, bo w Kyuzo zaszyła się jakaś sekta z Ryuzaku no Taki chyba. Albo z Sogen. Nie pamiętam już. W Każdym razie Reiko-dono był bardzo wdzięczny i obiecał szepnąć słówko naszemu Shirei-kanowi. Chciał nam też zapewnić ochronę, ale nie było takiej potrzeby – białowłosa uśmiechnęła się lekko do macochy.
- Miło z jego strony. Pewnie wiedział doskonale co by się stało, gdyby się okazało, że jego gwardziści zamknęli dwójkę shinobich z Daishi – chociaż Shikarui nadal formalnie nie był shinobim Kosekich. Ale jego żona była.
Asaka aż zgrzytnęła zębami, tak się nastroszyła, gdy Shikarui powiedział to jedno magiczne zdanie. „Toshiro jest całkiem dobrym materiałem na męża”.
- …O? – Minako otworzyła buzię by coś odpowiedzieć na temat Toshiro, pewnie nawet zaczęła w ciszy swojego serca rozważać taką opcję, bo niby dlaczego by nie, to dobry chłopak i zobaczyła reakcję córki. Reakcję jakiej się z pewnością nie spodziewała.
- Toshiro? Niby z której strony? Tej niezdecydowanej? Czy tej, z której wydaje mu się, że jest najbardziej poszkodowanym pępkiem świata? Albo tej, z której nie wie nawet gdzie leżą jego sympatie i obowiązki, co się powinno a co nie? Czy może tej, z której myśli, że nikt nie wydałby za niego swojej córki, co? – Asaka z szybkością kąsającej żmii odwróciła głowę do męża, taksując go bardzo czujnym, uważnym spojrzeniem złotych oczu. Bardzo nie spodobała jej się ta propozycja.
- Od kiedy jesteś taka cięta na Toshiro? Coś się… stało? – Minako brzmiała w tym momencie na zagubioną, niepewną i kompletnie wytrąconą z równowagi. Nie w takim sensie jak Asaka, ale po prostu jak ktoś, kto zupełnie nie rozumiał skąd taka nagła zmiana. Przecież Asaka przyjaźniła się z Nishiyamą. Kiedyś dużo czasu razem spędzali.
A złotooka… Tylko głośniej wypuściła powietrze przez nos i nie raczyła odpowiedzieć. Tak, jasne, mogą poszukać jakiegoś kandydata na męża dla Hotaru. Ale tej jeden jej jakoś nie leżał, chociaż oczywiście decyzja należała do jej rodziców. Ale swoje zdanie wyrazić przecież mogła. No i zrobiła to. Jakże ogniście. Jakże w swoim stylu.
- W kaczkach nie ma nic ładnego. Na co mi takie coś – no i co jeszcze. Może w ogóle się przekwalifikuje na pełnoprawnego rolnika i farmera. Zajęcie zdecydowanie mniej niebezpieczne niż służba klanowi.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Staroświeckie - więc przestarzałe. No tak, tak to przecież działało. Żeby jednak myśleć o tym, że coś było zbyt stare, należało najpierw pomyśleć - hej, czas na rozwój świata! To zaś nie mogło wejść na salony jako rozwiązanie. Rozwój sprawiał, że ludzie stawali się bardziej wyedukowani. Edukacja sprawiała, że stawali się bardziej świadomi. Kiedy jesteś bardziej świadomy - zaczynasz rozumować po swojemu. Stajesz się niezależny, bo świat przestaje mieć przed tobą tajemnice. Wiesz, co jest doskonałym narzędziem tworzonym przez sekrety? Strach. Ciemnota rodziła strach, a ten strach można było wykorzystać do własnych celów. Rzecz jasna - była to świetna hipokryzja, ktoś by powiedział. Chłopak, który sam tak mocno rwał się w tej swojej konserwatywnej do bólu rodzinie, którego próbowano wychować tak, by nie był uświadomiony i tylko szedł za wypowiadanymi komendami, którego tylko ta edukacja i ciekawość świata uratowała, chciał władać strachem. Tym samym, którym kiedyś władano nad nim. Powinien się nauczyć, że to złe, że tak ludzi nie można traktować. Nie nauczył. Zamiast tego wyciągnął wnioski, że jest to naprawdę doskonałe narzędzie i że należy je dobrze wykorzystywać. Nauczył się też, że jeśli już je wykorzystujesz to rób to tak, by gnębiony nigdy nie obrócił się przeciwko tobie. Jeśli zbyt mocno przypierasz drugą stronę do ściany - nawet mały kotek w końcu wystawi pazury i skoczy do przodu, prosto do gardła. A ty prawdopodobnie nawet nie będziesz na to przygotowany. W końcu ooo, co może kotek! Z małymi pazurkami, małymi ząbkami... Dziwisz się dopiero, jak wiele wyciąga z człowieka stanie na skraju, gdy nie masz już niczego do stracenia, kiedy jest już za późno. Dlatego trzeba być ostrożnym... Tutaj, w tym konserwatywnym kraju otoczonym przez jeszcze większych konserwatystów. Nawet ten drugi kraniec świata, w którym zagościły wojny, przewroty i rewolucje wydawał się w swojej konserwatywności nie zmienić. Lecz to dlatego, że to nie na edukację położono nacisk. Tam nacisk ewidentnie padł na wojsko. Nie znajdujesz w tym niczego dziwnego, taki właśnie mamy wiek. Plus ludzie, nauczeni na własnych bólach, chcieli mieć cokolwiek, co pozwoli im zapobiec przed kolejnymi tragediami. Normalne? Raczej tak. To właśnie ten strach, co uczy. Raz doświadczywszy bólu starasz się sprawić, żeby drugi raz go nie doznać.
Sogen było naprawdę dobrą prowincją. Pełną dobrych wspomnień. Chociaż dla niego część tych wspomnień zamieniła się w blizny. Nie potrafił zapomnieć o Akim i wyrzucić go ze swojej głowy. Już nie pamiętał nawet, czemu był taki zirytowany przez niego. Czemu był taki rozdrażniony... Jakieś słowa, czyny. Coś, co sprawiło, że wiedział, że ich drogi nie miały prawa biec tym samym torem, bogowie tego nie chcieli. Jednak poczucie tego, że ten chłopak zaginął, a jego ciało zżarły dzikie psy i owady... nie było dobrą wizją. Ta blizna zawsze przypominała mu bliznę na szyi, po cięciu ostrza. Ze wszystkich traumatycznych rzeczy, jakie doświadczył, ta była wypalona czerwonym światłem na jego pamięci i czasem wracała we snach, kiedy mu się o tym przypominało. Nie to, żeby miał jakiekolwiek wątpliwości czy wyrzuty sumienia - nie miał. Tak jak i to wszystko, co ich łączyło z Asaką nie było żadną przykrywką i było prawdziwe, sam tak uważał. Nie potrzebował przykrywek w uczuciach, były zbyt problematyczne. Wymagały zbyt wiele energii - by tak udawać, tak długo. Nie, to wszystko, co razem budowali, było jego największym skarbem z możliwych, dlatego tak zajadle go strzegł. Owijał chciwie swoim długim ogonem i nakrywał silnym skrzydłem, żeby nawet nikt nie podglądał.
Uśmiechnął się bardzo delikatnie do Asaki, w ten łagodny i przepraszający sposób, kiedy się tak uniosła swoją zajadłością. Był całkowicie odporny na jej złości, na jej strzelające pioruny z oczu. Lubił nawet, kiedy czasem pokazywała te oblicze. Zwłaszcza w sytuacjach, w których nie miał niczego do stracenia. Nie musiał tutaj kalkulować, czy jej złość nie popsuje czegoś, co chciał osiągnąć. Jej mocny, jasny charakter wtedy lśnił, błyszczał. Ona błyszczała. Jak jasny ogień, którym w istocie była. Na co dzień po prostu nie wypalała - na co dzień była domowym ogniskiem, który przynosił ciepło i światło.
- Pokłócili się. - Wyjaśnił pokrótce matce Asaki, chociaż uważał, że to było niedopowiedzenie. Kobieta jednak zasługiwała na drobne wyjaśnienie, skoro już temat został poruszony w tak gwałtowny sposób ze strony jej córki. - Toshiro był z nami na misji w Midori. Po tych wydarzeniach dziwne się zachowywał. Swoimi słowami bardzo zranił Asakę. Nie pogodzili się. - Dziwne było, gdyby się mieli pogodzić. Jednak spojrzeniem i lekkim pokręceniem głowy dał znać matce Asaki, że to nie jest temat, który warto ciągnąć, przynajmniej nie w tej chwili. W zasadzie to chwila jest na to bardzo zła. Sam nie zamierzał próbować tego ugłaskać między nimi. To była już sprawa między ich dwójką. Zresztą wiedział, jak trudne do ugłaskania były urażone uczucia białowłosej, kiedy gniotło się je w taki sposób. Owszem, całkiem lubił Toshiro, ale nie aż tak, żeby nadstawiać dla niego karku. Natomiast faktycznie uważał, że Toshiro byłby całkiem niezłą partią dla siostry Asaki. I pomogłoby to samemu Toshiro.
- W tych krowach też nie. - Zaśmiał się z lekkim zdumieniem. Więc te włochate stworzenia były śliczne, a małe kaczuszki nie? Nawet on uważał małe kaczuszki za całkiem ładne stworzonka. Żółte, maleńkie. - Chodź, czas zajrzeć do domu. I do twoich krów, skoro już o nich mówimy.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Ciemnota ciemnotą, zacofanie zacofaniem, ale dlaczego od razu wychowanie w tradycjach, kultywowanie ich i zachowanie w określony sposób w pewnych aspektach życia od razu nazywać byciem nieświadomym? I głupim? Jedno nie miało przecież związku z drugim. Shikarui patrzył na daishyńczyków jak na gorszą wersję sogeńczyków, a jedyne co ich różniło to to, że ludzie z Daishi byli bardziej szczerzy. To nie znaczyło przecież, że są głupi. Że chowają swoje dzieci w taki sposób, by całkowicie je kontrolować. Tak, pewnych rzeczy się wymagało, choć może lepiej powiedzieć, ze oczekiwało – że to rodzice wybiorą dziecku męża czy żonę patrząc najpierw na korzyści z tego wynikające, a później na szczęście dziecka, ale czy nie było w tym też pewnej chęci zapewnienia mu stabilności? W innych (niektórych) zakątkach świata ludzie sami wybierali sobie partnerów na przyszłości i przecież nie zawsze to działało. Niektórzy do końca życia byli sami. Żyli samotnie, umierali samotnie. Zbyt wcześnie. A tutaj… Zgoda, rzadko bywało, by młodzi sami się dobierali w pary (chociaż nadal się to zdarzało!), ale znaczyło to ni mniej, że jeśli sam sobie nie znajdziesz drugiej połówki, to zrobi to za ciebie rodzina i będziesz na stare lata mieć w kimś oparcie. Z wyboru – ale jednak. Koseki nie byli jednak niedouczeni. Mieli wszelki dostęp do manuskryptów, zwojów, dzieciaki w rodzinach shinobi uczono też czytać, pisać, rachować, historii, religii, geografii… Wcale nie chodziło tutaj nikomu o kontrolę nad ogłupioną resztą. Co nie zmienia faktu, że faktycznie Shikiego wychowywano w ten ogłupiający sposób, by mieć nad nim pełną kontrolę. Ale to było już zwykłe skurwysyństwo, a nie typowe zachowanie typowej rodziny żyjącej zgodnie z wartościami tradycji na terenach Daishi. Honor, rodzina, klan. A honoru, rodziny i klanu broni się jednym sposobem – własną piersią i parą silnych pięści. I kryształem zdolnym powstrzymać naprawdę wiele.
Wspomnienia, niepielęgnowane, ulatywały. Zwłaszcza, gdy znało się kogoś tak krótko. A przecież Shikarui Akiego znał krótko. Nieporównywalnie krótko do czasu, który spędził z Asaką – przyplątał się raz i już został, jakby to była największa oczywistość na świecie. Czas zacierał więc wspomnienia i ten sam czas leczył rany. A te rany, które jątrzyły się za mocno i zostawiły po sobie paskudne blizny, mógł zaleczyć tylko dotyk drugiej istoty. Takiej, która potrafiła sobie z bliznami poradzić, nawet tymi paskudnymi. I było to przecież możliwe! Shukarui, jego ciało właściwie, było tego doskonałym dowodem. Już nie musiał skrywać szyi czy nadgarstków pod bandażami. Minako nie zauważyła tej różnicy od razu, ale im dłużej przyglądała się młodemu (wiekiem, nie stażem…) małżeństwu, tym bardziej docierało do niej, że coś jest inaczej. Że coś się zmieniło. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że brakuje blizn szpecących skórę przystojnego młodzieńca.
Sny, czy raczej koszmary nękające Shikiego, jego ciągłe problemy ze snem, wiercenie się z boku na bok niemalże każdej nocy w jednym łóżku były rzeczą, która może nie dosłownie spędzała Asace sen z powiek, jednak martwiło ją to. I szukała jakiegoś sposobu, by móc przynajmniej w jakimkolwiek stopniu temu zaradzić. Nie przeszkadzało jej to fizycznie, bo rzadko kiedy zdarzało się, by ten jego niespokojny sen sprawił, że się obudziła w środku nocy – a jeśli tak, to próbowała go jakoś utulić do snu, delikatnie gładząc do snu po linii kręgosłupa, czy bawiąc się jego włosami, zostawiając swój ciepły oddech na karku – ale przeszkadzało jej to psychicznie. Przeszkadzała jej myśl, że jej mąż nie może się dobrze wyspać. I cały czas myślała jak temu zaradzić. Chyba nawet miała pewien pomysł, ale w podróży był właściwie niewykonalny. A chciała przecież dla niego jak najlepiej. Bo dla niej to, co budowali, też było największym skarbem. Było rzeczywiste.
Och, oczywiście, że był odporny na jej złe miny i złości – w innym wypadku bardzo mocno darliby ze sobą koty. I na tyle jak intensywne by to nie było – byłaby w tym ogromna doza toksyczności. Na szczęście tak nie było. Asaka warczała, złościła się, robiła złe miny i wybuchała, a Shikarui wzdychał, uśmiechał się, przytulał ją, głaskał po głowie i… przechodziło. Zazwyczaj. Nie zawsze, bo czasami musiał się uciekać do sposobu z całowaniem, żeby załagodzić jej wściekłość. Rzadko bywało tak, że i to nie działało.
- I nie pogodzimy bo nie mam mu już nic więcej do powiedzenia – mogłaby powiedzieć więcej. Że Toshiro to cholerny niewdzięcznik, że robi z siebie ofiarę, że to nie przystoi komuż z Daishi. Bla bla bla. Ale nie chciała o nim mówić, bo już czuła, że powoli wpada w furię. Minako siedziała z uniesionymi wysoko brwiami, ale wyłapała to poruszenie głowy Shikiego, gdy Asaka zajęta była mordowaniem wzrokiem pustej czarki i wyłapała sugestię, że nie ważne jak bardzo było to intrygujące – należy odpuścić. Albo złapać Shikiego na osobności i wtedy pociągnąć go za język.
- Widzę, Shikarui, że nie nosisz już bandaży – zagaiła za to, starając się brzmieć neutralnie, by zmienić ten niefortunny temat. Chcąc dać znać, że zauważyła. Teraz gdy był taki czysty, bez skaz wręcz, przynajmniej nie tych widocznych na pierwszy rzut oka, wydawał się jeszcze przystojniejszy. A przecież już kiedyś było na kim oko zawiesić, co zresztą nie raz „wypominała” mu Asaka, bardziej w żartach, ale jednak.
- Jak to nie? Są puchate, możesz je przytulić. Dają mleko. A kaczki? No kaczki jak kaczki. Małe żółte kaczusie są jeszcze nawet-nawet, ale duże wredne kaczory tylko kwaczą paskudnie i srają na potęgę – a z tego są całkiem niezłe naboje żeby kogoś obrzucić… kaczym łajnem. Ale to historia na inną okazję. Tyknęła palcem czarkę stojącą na stole. - No taaak… Sakura i Sasuke na pewno już tęsknią w tej stajni – krówcie zostały ochrzczone podczas dłużącej się podróży z Ryuzaku no Taki do domu. Sakura i Sasuke. Tak właśnie, Asace całkiem się to podobało. - Są tak samo twoje jak i moje! – burknęła jeszcze, ale w końcu jednak wstała od stołu. Z ociąganiem
- Chyba zaczynasz głupieć na starość, Asaka. To znak, że już pora na własne dzieci, a nie małe krówki – Minako też wstała. I musiała coś powiedzieć. No musiała. Asaka tylko spiorunowała ją wzrokiem.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Shikarui »

Bez względu na to, jak na to patrzyli z zewnątrz, było coś tragicznie romantycznego w tych starych zasadach, które przecież nie obowiązywały tylko tutaj, jak już zgodnie zostało zauważone. Nawet w tych regionach, gdzie dość mocno odeszli od tego typu tradycji, nie były już one tak namaszczane, tak uświęcane, to, że mężczyzna decydował za całą rodzinę, w tym za swoją córkę, było całkowicie naturalne. Tym bardziej naturalne w domach, które nie były domami shinobi. Kunoichi miały o wiele większe prawa i mogły więcej. Spoglądało się na nie inaczej, przychylniej, no bo przecież były broniamitakimi samymi jak mężczyźni. Mimo to często można było się spotkać z szykanowaniem kobiet na tej stopie. Zazwyczaj od strony ignorantów, którzy kompletnie nie wiedzieli, co mówią. Byli za słabi, żeby zadbać o siebie, dlatego musieli nadrabiać tępym słowem. Jak tępym mieczem bronili się ci, którzy mieczem władać nie potrafili. Kiedy patrzyło się na Asakę cała myśl o tym, że zasada małżeństw w tych regionach była okrutna, zanikała. Zresztą na jej matkę tak samo. To była naprawdę szczęśliwa kobieta. Ze szczęśliwą rodziną, czekającą w domu na męża, która nawet zdecydowała się zrezygnować z zawodu shinobi - na tyle, na ile mogła, dopóki nie było wojny, która wezwałaby ją do służby - żeby zatroszczyć się o to, co ceniła sobie najbardziej. Rodzinę. Jakby na to pokrętnie nie spojrzeć, to jednak rodzina Shikiego zeszła się właśnie z miłości, nie z małżeństwa aranżowanego. Wojny i rebelie, jakie się toczyły, doprowadziły prawie do tego, że jego ojciec został wydziedziczony. I to właśnie gdzieś tam zaczęło się wszystko psuć, burzyć i upadać. W głębi serca słabego mężczyzny, który był traktowany jak książę, a stał się czarną owcą. Tylko dlatego, że się zakochał. Miłość była bardzo niebezpiecznym narzędziem i Shikarui zdążył się już o tym przekonać. Spoglądając zresztą chociażby na swoją żonę. Oj wiedział, wiedział doskonale, jak była szalenie w nim zakochana. Jaką była łagodną owieczką i jak roztapiała się w jego ramionach. Naprawdę to lubił. I cieszył się, że spotkał go taki los. Na tej drodze czuł, że mógł rozluźnić mięśnie i zamknąć oczy w ciepłym słońcu bez martwienia się o to, czy wokół było bezpiecznie... Było. Przecież zawsze obok była ona - zdolna powstrzymać naprawdę wiele.
To prawda, że wspomnienia były ulotne. Były tym bardziej ulotne w jego głowie. Istniały twarze i imiona, które pamiętał jak żywe. Nigdy nie zapomni twarzy Cesarza, Ichirou czy Muraia. Swojego ojca ani Shigi. Chise i Akiego. A jednak wydarzenia ulatywały bardzo szybko. Zwłaszcza dla kogoś, kto nie przywiązywał do nich aż tak mocnej wagi. Im bardziej wyrysowane były emocjami, tym łatwiej było zakotwiczyć je w pamięci i były chwile, których zapewne nie zapomni nigdy, dopóki nie wydarzy się coś na tyle strasznego, by usunąć je z jego umysłu. Jednak były i takie, które stawały się miałkie, zwłaszcza, gdy zaczynałeś samego siebie pytać "nie no, dlaczego ja tak..?" Granica między prawdą a tym, co sam sobie ubzdurałeś, kompletnie się zacinała. Nie cofał się wiele do przeszłości i nie było wiele takich rzeczy, których by żałował. Ale zapisawszy Akiego jako martwego, tak z przeczucia, tak samo, jak za martwego uznawał Rena, którego przecież też zdążył nawet polubić w trakcie ich podróży, żałował tego, że nie zdołał usunąć jego blizny. Z jakiegoś powodu naprawdę mu to przeszkadzało. Było jakimś wyjątkowo irytującym kamieniem, który czasami lekko ciążył. Lekko, bo ciężko mówić o tym, żeby Shiki się nad sobą czy też nad tym, co było, szczególnie rozczulał. Żył chwilą. Żył tutaj, z Asaką, która martwiła się ciągle o jego sen i o to, jak często miewał podkrążone oczy, które stawały się niemal integralną częścią jego urody. A przecież już i tak było o wiele lepiej. Wystarczyło dać się zamknąć w tych silnych, jakby na to nie patrzeć, ramionach i dać sobie ulżyć. Odpocząć. Lubił zapach, który otaczał białowłosą.
- Usuwanie blizn okazało się stosunkowo prostym zabiegiem. - Uśmiechnął się w stronę matki Asaki. Oczywiście - nie było prostym zabiegiem, inaczej pewnie wielu iryoninja potrafiłoby to zrobić. Nie potrafili. Jednak w tamtym wykonaniu było szybkie i sprawne. Rida znała się na rzeczy. Być może była bardzo utalentowaną ninja. Miała również sporo historii i informacji do opowiedzenia, musiała więc i bardzo wiele rzeczy przeżyć. W tym takich, jakimi nie chciała się dzielić. Z jego strony był to zwykły, grzecznościowy tekst. Ciągle dziwnie się czuł z tak czystą skórą. Nadal było to dość oszałamiające, pomimo tego, że zdążył się przyzwyczaić. Kiedy jednak temat był wyciągany na wierzch, to poczucie nowości i nienaturalności wracało. I tego nieprzyjemnego wrażenia, że ktoś się gapi. Nie lubił, kiedy ktoś się gapił. Można powiedzieć, że to hipokryzja, bo przecież sam potrafił bardzo intensywnie spoglądać na ludzi, by odczytywać ich wzdłuż i wszerz.
- Z kaczki jest dobre ramen. Z krowy dobra wołowina. - I z krów było jeszcze dobre mleko. Z tych tym bardziej! Były warte każdej ceny, kiedy tak się na to spoglądało. - Dziękujemy za gościnę. - Zwrócił się do starszej kobiety, wstając od stołu, zbierając wszystkie swoje graty. Tak, wypadało w końcu odwiedzić te cztery ściany... co prawda jeszcze nie mieli tam mebli, ale Shikarui nie myślał o tym, by spędzić noc gdziekolwiek indziej. Przyjęli zapakowany obiadek, który matka Asaki im jeszcze wcisnęła na pożegnanie, przyglądając się teraz nasionom, które jej wyciągnęli ze zwojów i dopytując jeszcze o nie, żegnając się z nią na progu. Szczególnie białowłosa.
- Twoja matka ma rację. Lat ci przybywa, nie ubywa. Powinnaś urodzić dziecko przed trzydziestym rokiem życia. Teraz byłby na to odpowiedni czas. - Odezwał się do Asaki, kiedy już wyszli z jej rodzinnego domu. Znała jego stanowisko. Poruszał ten temat regularnie i czasem nawet można było odnieść wrażenie, że go to lekko niecierpliwi. Ale to było raczej tylko wrażenie, bo w gruncie rzeczy nic się nie zmieniało.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Aż trudno było uwierzyć, że małżeństwo Takanobu i Minako Kosekich było aranżowane. Ta dwójka dogadywała się świetnie, mieli ze sobą dwójkę udanych dzieci, wspólne życie od wielu długich lat, zadbany dom. Można nawet powiedzieć, że gdy widziało się tę dwójkę, to czuć było między nimi zaufanie, miłość. To jak spoglądali na siebie… A jednak nie zakochali się w sobie od razu. Takanobu nie prosił o jej rękę – ani jej rodziców, ani jej samej. Wszystko, co między nimi było, było ugadane przez ich rodziny. I nie mieli nic do gadania. Mogli się albo temu poddać, albo zdezerterować. Poddali się i czy można było powiedzieć, że nie było warto? Zdecydowanie było. Uczucie wykiełkowało w nich dużo później i teraz gdyby zapytać któreś z nich o zdanie, to żadne by nie żałowało i chętnie zrobiłoby drugi raz to samo. Shikarui i Asaka byli jednym z wyjątków, tak jak… rodzice Shikiego właśnie. Nikt nikogo do niczego nie zmusił, padła propozycja, pytanie – zgodziła się białowłosa (zaskoczona jak nigdy), zgodził się jej ojciec. I oto byli. Różnica między Shikim i Asaką, a rodzicami Sanady była jednak taka, że nikt nie miał tutaj nic im za złe. Nikt nie stawiał ich na piedestale, by po ślubie ich z niego zrzucić i okrzyknąć czarnymi owcami. Przeciwnie – rodzina Asaki się cieszyła, że znalazł się ktoś, kto tak chętnie ją wziął do siebie, bo w ten sposób przestawała być problemem. Jej urodzenie przestawało być. Jeżeli ktoś miał coś przeciwko małżeństwu bękarta Kosekich z wyjątkowo spokojnym i spolegliwym Jugo – to nie mówił o tym głośno. Jeśli ktoś miał też jakiś problem z tym, jakie owoce mogą z tego małżeństwa wyjść, to też w ciszy własnego serca. Czy będzie to dziecko z limitem krwi kryształu, nieszczęsną klątwą Jugo (z która najwyraźniej dało się żyć całkiem dobrze…), czy zupełnie bez tego obciążenia genetycznego – nikogo by to bardzo nie zdziwiło, przynajmniej nie wśród rodziny Asaki, bo wszystkie karty były wyłożone na stół od początku… nie? Nie, nie były – ale o tym wiedzieli tylko Shiki i Asaka i jak uważała białowłosa – była to tylko ich sprawa. Dla niej nie miało to znaczenia takiego, jak miało dla jego ojca. Tak, miłość była niebezpieczna, jeśli kochało się niewłaściwą osobę. W sposób nieodwzajemniony. Tak, że ta miłość cię niszczyła. Lecz tutaj…? Asaka nie sądziła, by to, co było między nią a Shikim było niebezpieczne. Tak, była w nim zakochana. Wcześniej zadurzona, zafascynowana kimś tak odmiennym, że na wszystko ze swojej strony brała poprawkę – że w każdej chwili może jej przejść. Że stwierdzi, że to jednak nie to. Nie przeszło. Tylko wpadała w to wszystko mocniej z każdym dniem, a teraz nie wyobrażała sobie już nikogo innego u jej boku. Nie potrafiła pomyśleć o tym, że kogo innego miałaby obdarzyć uczuciem, jakie żywiła do czarnowłosego. Że komu innemu miałaby dać to, co dawała jemu. I to, co dopiero chciała mu dać, choć było to tak ostrożne i powolne, że… Czas uciekał.
Minako nie gapiła się nachalnie, dlatego zajęło jej to tyle czasu, nim w ogóle zwróciła uwagę na tę drobny szczegół. Patrzyła na Asakę i Shikiego razem, na obrazek jaki razem tworzyli, i ciągle coś było nie tak jak to zapamiętała, tylko nie wiedziała co. Teraz zdawało się to takie oczywiste, ale wcześniej wcale nie było. Uśmiechnęła się do Shikiego lekko, bo sama miała pojęcie, że gdyby to było takie prostek, to byłby to zabieg wykonywany standardowo przez medyków w szpitalu, a do tej pory sądziła wręcz, że jest to niemożliwe…
- Do twarzy ci bez nich – bez blizn i bez bandaży rzecz jasna. Bo to bandaży już nie było. Pokręciła jeszcze głową. - Nie ma za co, przyjdźcie jeszcze nas odwiedzić jak już zbierzecie siły. Miło będzie was znowu gościć. Nie mogę się przyzwyczaić, że to tak już na stałe – na zawsze. Że ten dom nie był już domem Asaki, a mieli teraz swój gdzieś indziej. Poza samą Seiyamą, tak jak sobie życzył Shikarui. Och, Minako bardzo ucieszyła się z prezentów, które otrzymała, gdy już udało jej się chociaż namówić tę dwójkę do tego, żeby wzięli sobie obiad od niej, przecież dopiero co dzisiaj ugotowany, a oni pewnie po podróży nie mieli nic. No a później przytuliła jeszcze Asakę do siebie i skłoniła się przed Shikim, gdy stała w progu domu, żegnając ich, gdy szli dróżką przez ogród do bramy.
- Tak tak, wiem – złość z Asaki już zeszła i teraz zostało tylko zrezygnowanie kryjące się gdzieś w zakamarku duszy. Zrezygnowanie podszyte zmęczeniem podróżą i szczęściem, że w końcu są w domu. - Po prostu… Boję się tego wszystkiego. Że sobie nie poradzę, że będę beznadziejną matką, że trzeba będzie uważać na siebie, siedzieć w domu, bo nie będę się nadawać na misje. Nie chcę być jak moja matka. Nie chcę całego życia spędzić w domu i zrezygnować z życia, o które tyle czasu walczyłam – dziecko – temat powracający jak bumerang. I nie było w tym nic dziwnego, to było… ważne. Chciała mieć dzieci, oczywiście, że tak. Tylko teraz, gdy było to tak realne, Asaka zwyczajnie bała się, że nie podoła. Bała się, że ona będzie w domu sama, a Shikarui będzie ciągle na jakichś misjach. Było jeszcze tyle rzeczy, które chciała zobaczyć.
Do stajni nie było daleko. Ale z niej do ich domu był jeszcze kawałek.

[z/t] + Shikarui
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

Rocznica ich ślubu, kolejna, właśnie się zbliżała i po małym, głupiutkim żarciku, którego Shikarui wcale jako żart nie odebrał – Asaka postanowiła, że trzeba tu w takim razie pewne kroki powziąć. Czuła się już znacznie lepiej, wręcz czuła, że rozpiera ją energia i to był najwyraźniej dobry moment, bo najwyższa pora była, by ruszyć swoje cztery litery z domu i pozałatwiać jakieś sprawunki w mieście. Odwiedzić rodziców, siostrę, przyjaciółkę w szpitalu i podzielić się swoim szczęściem. No i oczywiście udać się do jubilera. Niby to Shikarui miał iść do miasta i zrobić zakupy z listy jaką dostał, i zrobił to (a ona pozabierała to, co dla niej zostawił), ale złotooka nie sądziła, że poczuje się tego dnia tak dobrze. Asaka sprytnie wzięła miarę z palca Shikiego na niteczce, którą zawiązała w supełek i tak też do tegoż rzemieślnika poszła, mówiąc dokładnie czego chce – dwóch złotych obrączek, jakie podobne noszą w innych prowincjach. Mężczyzna, u którego bywali nie raz, żeby kupić dla Asaki jakieś kolczyki czy inne naszyjniki, znał się na rzeczy i nie był ignorantem. Wiedział o co chodzi – a jako, że miał być to również prezent z okazji trzeciej rocznicy ślubu, to postarał się podwójnie. I tym sposobem dwie bliźniacze, delikatne obrączki z czystego złota, z wygrawerowanymi w środku znakami oznaczającymi datę ślubu, a także 月 (znaczące księżyc) na pierścieniu Shikiego, oraz 日 – słońce u Asaki. To była bardzo precyzyjna robota i jubiler słono sobie za to policzył, ale Asaka wiedziała doskonale czego chciała, a byle co tym nie było. Przy okazji odwiedziny u rodziców sprawiły, że Minako chyba nie posiadała się ze szczęścia. Oczywiście jej rodzina wiedziała, że w końcu jest w ciąży, ale odkąd tak fatalnie się czuła, to nie ruszała się z domu za bardzo i to ich, Sanada, trzeba było odwiedzać.
Spędziła w rodzinnym domu trochę czasu, a tam – była rozpieszczana, bo i jej macocha i jej ojciec, który akurat był w domu, byli wniebowzięci perspektywą tego, że zostaną dziadkami, jakby mało mieli w swoim życiu dzieciaków do wychowania. Nie wyglądało jednak na to, by Hotaru albo Katsuro szybko mieli się dorobić swoich dzieci, więc oto cieszyli się tym, co mieli. Czyli tym, że rodzinne geny pójdą dalej i że Asaka to już jest prawie na półmetku. Prawie – słowo klucz. O, nasłuchała się też, że już myśleli, że któreś z nich po prostu nie może mieć dzieci, skoro tak długo to wszystko trwało, ale Asaka to tylko oczami wywracała i mówiła, że to ona nie była zdecydowana. No a teraz to tematu i tak nie było, bo brzuch było powoli widać, jeśli tylko wiedziało się, jak Asaka wyglądała te kilka miesięcy wcześniej i miało na uwadze, że ten delikatny brzuszek to nie dlatego, że za dużo żre i za mało ćwiczy. Posiedziała, powspominała i gdy już się zmęczyła towarzystwem rodziny, po prostu użyła wymówki pod tytułem „mamy gościa u siebie, nie chcę, żeby Shikarui musiał się nim zajmować sam”, odebrała zamówienie od jubilera i grzecznie wróciła do domu, niosąc w zwoju zapieczętowane jakieś miski z jedzeniem od matki, no bo przecież nie mogła jej wypuścić z pustymi rękami, nie? Znaczy mogła – tylko zwyczajnie nie chciała.
I tym sposobem Asaka wróciła do domu bez większych przygód, całkiem zadowolona, że miło i dość leniwie (ale tez nie do końca) spędziła dzień. Mujin mógł robić co chciał, nie był przecież do nich przywiązany, a i wspominał chyba coś, że chciałby odwiedzić bibliotekę. A Shiki? Shiki pewnie trenował. Ona też w końcu powinna.

[zt]
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Toshiro
Posty: 1357
Rejestracja: 25 lis 2018, o 23:42
Wiek postaci: 24
Ranga: Akoraito | San
Krótki wygląd: Ubiór: https://i.imgur.com/4b7w2iP.png
Maska: https://i.imgur.com/NQByJxc.png
Widoczny ekwipunek: 2 wakizashi przy lewym boku, duża torba na dole pleców
GG/Discord: Harikken#4936

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Toshiro »

Pewnego ranka, ni stąd ni zowąd w posiadłości Kōseki Takanobu zjawił się posłaniec z listem zaadresowanym do Asaki Sanada.

Zawartość listu:
  Ukryty tekst
0 x
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Dom rodzinny Asaki

Post autor: Asaka »

To, co powiedział jej Shirei-kan mocno brzmiało w głowie Asaki. Słowa nie tyle otuchy co pewnego rodzaju uznania, bo uznawana była za swoją i swoja była, tylko że z dodatkiem. Bo okazywało się, że była też w połowie Jugo. Jednak to nie jej geny decydowały o tym, że była shinobim Kosekich, no dobrze, może troszkę tak, bo te napędziły jej treningi i umiejętności tak, że do tej pory nikt nie miał żadnej wątpliwości. Gdyby jak Jugo wpadała w gniew i modyfikowała swoje ciało, ale służyłaby Kosekim, bo to tutaj był jej ojciec… wtedy też byłaby shinobim Kosekich. Tylko pewnie miałaby nieco trudniej ze względu na uprzedzenia. I tak mogłoby się stać teraz, gdyby się o niej ktoś dowiedział. Wiedziały o tym trzy osoby, ale były to osoby zaufane. I na razie nie chciała powiększać tego grona.
Asaka, z mieczem Keiry na plecach i Shikaruiem u boku zjawiła się w końcu w domu swoich rodziców – cała i zdrowa. Powitana tym razem przez swojego brata, tego samego, którego często mylono z jej bratem bliźniakiem, którym nie był i którego nie miała. Posiedzieli trochę z rodzicami białowłosej, a ci odetchnęli z ulgą, że pomimo ich dobrych rad małżeństwo Sanada i tak udało się na niebezpieczną wyprawę, to jednak nic im się nie stało. Nic oprócz tego, że Shikarui stracił oko, ale i ten temat został szybko podjęty, że w sumie dobrze, że Asaka tam była. Wilczyca, jak to nazywał ją czasami Shikarui, nie zaprzeczyła, mimo tego, że sytuacja tam wyglądała zupełnie inaczej. Nie mówili też co tam się działo, nie tyle, że było to tajne, ale Asaka nie chciała ich martwić jeszcze bardziej niż to było w ogóle potrzebne – więc darowała sobie dokładne historie, a powiedziała raczej pokrótce, że było tam małe piekło i że i tak by jej nie uwierzyli, gdyby powiedziała. I że złożyli już raport Kazuo-dono.
Przyszedł też czas, by przekazać im te smutne wieści. O Keirze, córce siostry Takanobu, która w Oniniwie poległa. To był dla matki Asaki szok, a Takanobu wyraźnie przygasł – na pewno jednak się cieszył, że to nie Asaka. I że to nie Shikarui, który był przecież teraz za własną żonę odpowiedzialny. Oko za cenę życia to nie była jakoś wygórowana wartość – tak sobie myśleli. I tak to sobie tłumaczyli. A po tych smutnych wieściach w gronie najbliższej rodziny, należało je przekazać też tym, których zaboli to najbardziej. Asaka udała się do domu ciotki ze swoim ojcem – niosąc miecz Keiry (teraz Takanobu już rozumiał dlaczego jego córka go w ogóle miała ze sobą, skoro mieczem nie władała, i dlaczego była z nim na spotkaniu u lidera), i zwój z jej ciałem, który zdecydował się oddać starszy shinobi. Informowanie własnej rodziny było trudne, a informowanie rodziców Keiry – jeszcze trudniejsze. Złotooka nie mogła znaleźć słów, by ukoić ból zalanej łzami ciotki, nie znała gestów, które mogłyby dodać otuchy wujowi, który starał się zachować twarz i się w towarzystwie nie rozkleić. Biały, przezroczysty miecz był tutaj jednak pewnym symbolem, którego państwo Koseki się uczepili, widząc w nim duszę swojej córki. Swojego drugiego, zmarłego dziecka. Więcej ich już nie mieli.

[zt]
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości