Był złośliwą bestią - to i lubił się wyzłośliwiać. Był złośliwy, więc czasem lubił pociągnąć strunę delikatnych emocji Asaki. A może po prostu był sadystą wystarczająco, żeby i znęcać się nad własną żoną? Nie czynił jej przecież krzywdy celowo, tak... dosłownie. Zazdrość była całkiem zabawnym narzędziem, które przykazano mu poznać. Nie zamierzał się przecież dzielić żoną. Nie zamierzał pozwolić jej nigdy odejść. Tym razem jednak to nie zazdrość Asaki miał w głowie i tym razem (wyjątkowo) nie specjalnie prowokował u niej pęczniejące emocje z tego powodu. To był wypadek. Za bardzo zależało mu na tej wiosce, na tym, co w niej znajdą i na
tym, który ponoć miał mieć z tą wioską wiele wspólnego. Asaka miała bardzo wyrozumiałe pojęcie - "oo, nie mazgaj się, bo nie znasz naszych możliwości!". Shikarui uważał, że Aka bardzo dobrze ocenił te swoje. Nie to, że uważał Uchihę za całkowicie bezużytecznego - nie. Jego katony oraz zdolność rozróżnienia genjutsu były bezcenne. Natomiast chciał, żeby znał swoje miejsce w tym szeregu. Tak samo jak Yami. Yami, który, w jego mniemaniu, trochę za dużo zaczynał gadać.
Pochylił się nieco do Asaki, kiedy ta stanęła na palcach, by sięgnąć do jego policzka i uśmiechnął do niej króciutko.
Słodkie stworzenie. Żal po stracie nowych zabawek zazwyczaj szybko mijała dziecku, kiedy tylko pozwolić mu się skupić na jakichś nowych. Albo tych starych - tylko przypomnieć mu, że te stare były o wiele cenniejsze. Ten liść naprawdę wystarczył, żeby Shikarui przypomniał sobie, po co tutaj jest. Lecz na pewno nie był konieczny do tego, żeby oczyścić atmosferę. Sanada nie miał żadnych problemów z wyrzutami sumienia - bo nie posiadał sumienia. To był akurat bardzo prosty licznik. Wszystko równało się okrąglutkiemu ZERO. Z drugiej strony wydawało mu się, że to było tego, czego Yoichi potrzebował. Nie miało znaczenia - on dostał słodkiego buziaka i wyglądało na to, że miało wszystko zmierzać ku lepszemu. A to by się Shikarui uśmiał, gdyby usłyszał, że własnie Ichirou odrąbał prawie rękę swojemu.
Głowę mu prawie urąbał właściwie.
Smok z czterdziestoma pieczęciami był wręcz legendarny - ale Shikarui go naprawdę bardzo lubił. Problemem zazwyczaj był po prostu brak dostępu do wody. Jak ze wszystkimi technikami Suitonu. W pewnym momencie ich składania na moment zamarzł. Była to dosłownie milisekunda potknięcia się, ale zaraz bardzo płynnie kontynuował - już przyśpieszając.
-
Nie ma gazu w całej wiosce. - Powiedział to tak, jakby nie było bardziej pewnej wiedzy na tym świecie. Widział przecież wyraźnie - gaz unosił się wyłącznie nad korytem rzeki. Rzeki, która już nie był nawet uczęszczana przez inne ekspedycje z tego, co widział i w dodatku... w dodatku jakby wszędzie był gaz, to grupa, która wcześniej waliła katonami na lewo i prawo dawno by wysadziła wszystko w pizdu. Zresztą nie miało to znaczenia, czemu jak i co. Widział - i jeśli jego oczy coś widziały, to Shikarui nie miał co do tego wątpliwości. Tak trudno było oszukać jego szkarłatne, błyszczące oczy, że branie poprawki "ale co jeśli" było większa paranoją, niż ta, którą miał. Cóż - Yami nie wiedział, jak dokładnie Ranmaru działają. Toteż nie dziwne, że ciężko mu było uwierzyć, że jednym spojrzeniem można zebrać aż tyle informacji. -
Sensor nie odróżnia klona od człowieka. - Nawet on miał problemy z tym. Natomiast sharingan potrafił rozróżnić klony natychmiast. Tak, tak, Shikarui był istną kopalnią wiedzy na temat różnych klanów, jutsu i... rzeczy około ninjowych. Sporo widział - mimo młodego wieku.
Heh. Bo i sporo obserwował.
Smok wpadł na Jugo jak ich ostatni kat, jakiego mieli okazję oglądać w życiu. Biedne, przeklęte stworzenia. Zniszczeni chakrą. Ze zmarnowanym życiem. Być może nawet zatrzymani w czasie, skoro cała ta wioska tyle czasu leżała zamknięta pod nawałnicą wody. Jugo nie uciekli. Przygotowali się do ataku, więc reakcja Akiego była natychmiastowa.
Doskonale. Kryształowa ściana zatrzymała siłę impetu ognia i jego podmuch gorąca, przy którym jeszcze bardziej czuło się te mokre ubrania przy ciele i mokre włosy przylegające do skóry. Nici z doskonałej fryzury. Był gotów do tego, by odskoczyć, zrobić unik, ciągnąc Asakę za sobą, gdyby ściana nie wytrzymała, a te pociski z chakry przebiły się przez karmazynowy kryształ. Robiło to ogromne wrażenie. Potęga tego... ach, może naprawdę nie było co płakać, że nie zostało się dotkniętym przez klątwę? Czarnowłosy wręcz poczuł swędzenie znamienia na jego barku. Podniósł się.
-
Celuj w dowódcę. - Shikarui wyciągnął kunai i nalepił na niego wybuchową notkę i wymierzył w odpowiednim kierunku - tak, by nakierować Yamiego, zgodnie z jego wolą. Następnie rzucił ją mocno nieco nad płomieniami, by ta nie wybuchła od razu. Nie celował bezpośrednio w bestię - celował w jej bok, by ewentualnie przewidzieć jej odskok, lub wręcz przeciwnie - by do odskoku ją zniechęcić. Zamierzał tym samym mieć pewność, że bestia na pewno wpadnie w technikę ognia wzmocnioną przez Yamiego fuutonem. I kiedy tylko tam doleciała i jeszcze fuuton dotarł na miejsce - BOOM! Wystarczyło kilka wybuchów i Shikarui się ożywiał. ALE... ale nie tym razem. -
Dwóch przeciwników. - Shikarui złożył jedynie pieczęć tygrysa i przelał chakrę w powietrze, by po drugiej stronie pojawiły się ostre kolce, które dodatkowo zaatakują z drugiej strony - jeśli Yami nie sprzątnąłby dwójki od razu.
Coś w jego głowie ciągle brzęczało, że wcale nie musieli rozpoczynać tej batalii. Z drugiej strony brzęczało mu - ale czemu? Czemu miałbym się wahać? Z trzeciej - przecież musiał chronić Asakę. Co, gdyby ten pocisk trafił w nich, gdy zupełnie nie będą gotowi? A to tylko maleńka kropla w kolejnym rozkołataniu jego umysłu. W tym, jak mocno zaczęło mu walić serce. Miał wrażenie, że zaraz wyleci z jego klatki piersiowej, zacznie łamać jego żebra. Nic takiego się nie działo.
Ale bolało. Chciał rzucić się do biegu - choćby przez te płomienie. Ale... nie mógł tu zostawić Asaki. Mógł? Zadbaliby o nią? Nie można na nikim polegać. Już nie. Ale jeśli nie on - nie teraz - to kto? Potem? Za chwilę? Każde wahanie mogło być zgubne! Jego wzrok znów przełączył się na wizję teleskopową.
Dlaczego nikt nie próbował chociaż zrozumieć Hana? Czarnowłosy nie potrafił przestać z nim sympatyzować. I nawet nie wiedział, dlaczego.
-
Han tu jest. - Zabrzmiały grobowe słowa. Czarnowłosy spoglądał prosto na niego, jakby obok stał. Na konflikt jego emocji. Czarnowłosy obrócił się w stronę północy - dokładnie ku tej stronie, z której Han nadciągał. -
Cofnijmy do niego. Nie. Ja do niego cofnę. Yoichi was przypilnuje. - Sam nie wiedział, co robić. Co zrobić. Co kiedy Han tu dotrze już? Co, jeśli... nie, nie zmiecie tego miejsca z powierzchnią ziemi. Jeśli je chronił tyle czasu, jeśli to naprawdę on... Hahaha... to naprawdę zadziałało. Ten fortel Feniksów. Nie zmieniało to faktu, że cała krew odeszła z twarzy Shikaruiego, pozostawiając go w tym momencie śmiertelnie bladym. I przerażonym.
I po co ciągnąłeś tutaj Asakę? Spojrzał na żonę. Na kobietę, która nie chciała go opuścić, bo życie bez niego było dla niej gorsze niż śmierć. -
Pójdziesz ze mną? - Wiedział doskonale - ludzie bali się Hana. Wiedział też doskonale, że Han nie jest bezmyślną jednostką mordercy, która śle wszystko do piachu. -
Zatrzymamy go. Chociaż na chwilę. - O ile będzie to możliwe. I Shikarui wcale nie miał na myśli zatrzymania go walką.
Smutek. W oczach Hana krył się dojmujący smutek.
Techniki:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): odznaka Sentoki od Kosekich, Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku z dzwoneczkiem, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce
Zbroja: 3 kunai na prawym udzie, 3 kunai na lewym udzie
Ukryty tekst