Dom Akiego

Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

- A ja nie muszę czekać na pytanie, by odpowiedzieć. - Odbił pałeczkę w stronę mistrzostwa podrywu szkoły wyższej. Lubił przekomarzanki z nim. Zaczynał się przyzwyczajać do łapania za słówka i starał odpłacać pięknym za nadobne, bo okazywało się to całkiem satysfakcjonującą i przyjemną grą. Pewnie gdyby takim tekstem palnął ktokolwiek inny to tylko skomentowałby skrzywieniem się i tyle by z tego było.
- Gdyby na twoim miejscu był ktokolwiek inny, pchnąłbym go w paszcze płomieni Kami no Hikage i zniknął. - Wielkie słowa. Aka był specjalistą w żonglowaniu nimi, pyskował ma zapas i na zapas układał swoje wizje, trzymając je blisko, najbliżej. Słowa te kończyły się tam, gdzie nagle dostawał cios w brzuch, który odbierał mu oddech. Wielki-mały człowiek. Skoro twierdził, że to, co powiedziałeś, było wielkie to rzeczywiście musiało takie być. Wiążące. Shikarui chciał być związany. Aka widział w tym wolność, brak nacisku, ale to nigdy nie było taki proste. Chcesz coś od drugiego człowieka? Fajnie, ale niestety nie wejdziesz do cudzego ogrodu, nie zostawiając tam kawałka samego siebie. Może Shikarui wiedział to tak dokładnie, bo zbyt wiele razy przylgnął do pleców Śmierci, a może było to po prostu jego osobiste odczucie wyniesione ze spotkań ze zleceniodawcami. Nie mógł uderzyć talerzem i wyjść. Ta możliwość była tylko mrzonką. Nic dziwnego jednak, że Aka tą możliwość widział, tak jak Shiki uważał, że Aka może go wyrzucić z domu w każdej chwili. Mógł - w końcu to była jego własność. Spadek po rodzicach, którym ziemia lekką niech będzie.
- Czemu przywiązujesz do tego taką wagę? - Do tego, czy Shiki nazywał samego siebie psem, owcą czy czymkolwiek innym. Nie, był psem, teraz przyszło mu być człowiekiem. Shikarui nigdy nie zabiegał o ten niby “dumny” tytuł. Tak samo zaciekawiło go, dlaczego nagle powiedział, że jego słowa były wielkimi. To jakoś nie pasowało do Akiego. Uznać słowo, jakiekolwiek, za istotne.
- Nie rzucam słów na wiatr. - Chociaż czasem brzmiały one inaczej, niż zabrzmieć miały, ale na to nie mógł nic poradzić. Shikarui uznawał ciszę za złoto. Nigdy nie był rozgadany i dopiero obecność Akiego go otworzyła. Chłopak sprawił, że rozmowy, każda z nich, były ciekawe i aż chciało się brać w nich udział. Ba! Wręcz brakowało mu tych rozmów, gdy Aka owijał się swym kokonem smutku, przez który do wnętrza nie wpadały nawet promienie światła dnia. Dlatego tak bardzo starał się go wtedy zniszczyć. I okazało się, że osiągnął sukces, choć w sposób, jakiego się nie spodziewał.
- A jednak zrobiłeś to w Kami no Hikage. Ten raz ci wystarczył? - Odpowiedź Akiego go zdziwiła. Nie było tego po nim widać, bo to zdziwienie przerodziło się gładko w zaciekawienie. Wiec nie był przeklęty bohaterem tylko materialistą pracującym za pieniądze? Rozbawiło go to delikatnie, na tyle, ze po raz kolejny się minimalnie uśmiechnął.
- Nie rozumiem. - Mógł to przyjąć tak, jak przyjmował wszystko w swoim prostym, czarno białym świecie. Tyle że Aka był kolorem. Nie pasował ani do czerni, ani do bieli. - Opowiedz mi o tym więcej. - O celach, które widział sam przed sobą samym. Więcej o nim. - Dziwny cel. Rozumiem, że mówisz o dążeniu do życia w ten sposób. - Cele były realne, zyciowe, osiągalne. A to brzmiało jak długa droga w nieznanym kierunku. Senna mrzonka. Kiedy czujesz winę - tłumaczyć się. Kiedy przyłapią cie na czymś niedozwolonym - tłumaczysz się. Więc jak żyje człowiek, który się nie tłumaczy? Chyba… niebezpiecznie. Na krawędzi. Albo właśnie na tyle paranoicznie bezpiecznie, że nigdy nie czynił rzeczy, przez które ktoś mógłby go wskazać winnym.
- Jestem - W dodatku donikąd się nie wybierał. Drgnął na dotyk, którego się nie spodziewał, chwilowo skupiony na jedzeniu i zaraz odpowiedział na gest, wysuwając dłoń w jego kierunku, żeby musnąć lekko jego palce. Również uniósł na Akiego spojrzenie. Słońce miało to do siebie, że gasło każdej nocy. I z rokiem na rok wypalało się coraz bardziej i bardziej. I kiedy gasło, nastawała pora takich jak on. Jak Shikarui. Księżyc nigdy nie powinien moc spotkać się, z Sol, a jednak do tego spotkania doszło. To tak jak mały chłopiec nigdy nie powinien był oswajać lisa. Chłopiec zgasł i pozostawił po sobie tylko wspomnienie kołyszących się zbóż. Shikarui był realistą i wiedział doskonale, że ludzkie życie jest kruche - i jeśli ktoś postanowi je odebrać, to dopóki nie będziesz sprytniejszy od niego - polegniesz. Zazwyczaj nawet nie chodziło o siłę. Chodziło o wybranie czasu i miejsca tak, by to tobie pasowało. Mówili o śmierci i chronieniu, a Shiki nie sądził, żeby rzeczywiście było przed czym chronić. I Aka miał nadzieję, że nadal nie będzie przed czym.
- Bardzo mi się podoba. I bardzo mi smakuje. - I znów - nigdy czegoś tak dobrego nie jadł, ale to już przecież przerobiliśmy. - Bardzo śmieszne. - Mruknął z ta swoją grumpy miną, głaskany po głowie. - Łóżko. Po spacerze nie wystarczyłoby mi już sił na porządne zajęcie się tobą. - Oświadczył stanowczo, bez chwili zawahania.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Podniósł brew, patrząc na Shikaruia.
- Ah, doprawdy? - rzekł całkiem normalnie, choć jeżeli spojrzeć na jego styl mówienia, to w jego ustach co drugie słowo brzmiało jak jebany sarkazm. - Co jest we mnie takiego niezwykłego, że zasłużyłem sobie na ten zaszczyt? - zapytał, znów ze śmiertelną powagą w głosie. Teraz to już chyba nawet on sam miał wątpliwości, czy mówi serio, czy po prostu tak przesiąkł ironią, że nie był w stanie samemu jej kontrolować. Naprawdę go ciekawiło, dlaczego akurat on. Czemu nie podążył za, nie wiem, Inoshi? Czemu nie rzucił się na ratunek tym wszystkim cywilom? Łut szczęścia, czy może wyrzutek dostrzegł coś w płomyku, czego nawet on sam nie widział? A może już samo to, że okazał przeklętemu chopakowi zainteresowanie, wystarczyło aby podążył za nim w bój? Na to pytanie odpowiedź znał już tylko Shikarui i tylko on mógł udzielić prawidłowej odpowiedzi.
Spojrzał się na Shikaruia, jak na jakiegoś upoślodzonego. W sumie trochę był, przynajmniej w aspektach społecznych.
- Bo nie pozwolę, żeby ktoś nazywał Ciebie kundlem. To obraza. - stwierdził z przekonaniem w głosie. - Każdego innego bym uderzył, gdyby tak Cię spróbował nazwać. Ciebie nie mam zamiaru bić, więc muszą wystarczyć moje słowa. Powinieneś czasem podnieść głowę trochę wyżej, nie patrzeć się na czyjeś buty. Jesteś człowiekiem i ludzie mają Cię traktować jak drugiego człowieka. Tak, jak chcą, żeby traktowano ich. Ci, którzy nie traktują drugiej osoby jak człowieka, sami nie zasługują na takie traktowanie. I takich spotka kara - choćby i z mojej ręki. Nie pozwolę, by kogoś upokarzano. - ah, tym razem czyny nie mogły w ogóle zaistnieć, musiał się zdać na próbę perswazji. - No a już na pewno nie pozwolę komuś mówić, że pies mnie jebał. Bez przesady. - rzucił żarcikiem, uśmiechając się perfidnie pod nosem.
Zdziwił się, słysząc pytanie Shikaruia odnośnie jego bohaterstwa. Nie uważał się za nikogo takiego.
- Chodzi Ci o to, że próbowałem kogoś ocalić? - zapytał, nie do końca wiedząc, czy to miał chłopak na myśli. - Nie uratowałem tamtych ludzi w płonącym domu. - powiedział cicho. - Tak właściwie to nie uratowałem nikogo. Ani Ciebie, ani siebie. Żyjemy tylko dlatego, że ten koleś nas stamtąd wyciągnął, a w pobliżu był jebany, ślepy mnich potrafiący działać cuda. - pokiwał głową. - Nie chcę, żeby się to więcej powtórzyło. - dodał jeszcze cicho.
Uśmiechnął się.
- Już spieszę z wyjaśnieniami. Pieniądze to potęga. Potęga to siła. Wiedza to pieniądze. Zdobądź jedno, a reszta przyjdzie sama. - kiwnął głową. - Myślę, że w naszym przypadku najlepiej będzie zacząć od wiedzy. Chciałbym... dowiedzieć się więcej o nich. O tych, co zaatakowali Serce Świata. O nieznajomym. I o Hanie. - wyjaśnił. - Teraz jest silny. Za silny jak dla mnie. Być może nigdy nie będę stawić mu czoła. Ale chcę spróbować. Takie potwory jak on, atakujące dla własnej, chorej satysfakcji powinny zdechnąć. Nie mają prawa stąpania po tej ziemi. - zacisnął zęby, odruchowo pocierając bliznę na swojej szyi. - Może oni mają jakieś informacje. Podobno wiedzą wszystko. No i zapewne będą za to chcieli sporo pieniędzy. Mam zamiar je zdobyć. - mruknął.
Ah - i tu się różnili. Jak to było? Nigdy do niczego się nie przyznawaj, złapią cię pijanego na koniu, to mów, że nie piłeś, znajdą ci ryo w kieszeni, to mów, że to pożyczone spodnie, a jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka. Nigdy się nie przyznawaj. Aka zaś nie praktykował takiego stylu życia - nie miał czego się więc bać, nie miał żadnych sztuczek, żadnych podstępów.
A może miał? Może był tak świetnym kłamcą, że wszyscy mieli go za durnego dzieciaka, a on tylko czekał na moment, w którym odsłoni pazurki? Wszystko w tym świecie było możliwe, zwłaszcza gdy Uchiha był Shinobi. - Jeśli chcesz coś wiedzieć, to śmiało pytaj. Odpowiem na wszystko. - odpowiedział. - Ah, łóżko. Wiesz co, Shikarui? - klepnął go lekko w udo, gdy chłopak zaczął mówić o porządnym zajęciu sie nim. - Jesteś kurewsko bezczelny. - uśmiechnął się, przygryzając wargę. - Lubię to. - zaśmiał się pod nosem, jak gdyby zaczynając jeść szybciej.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

- Yhym. - Potwierdził, nie słysząc tego sarkazmu i nie widząc go. Jak zazwyczaj zresztą. Aka na tyle mocno oswoił go ze swoim specyficznym tonem wypowiedzi, że Shiki tym bardziej stał się głuchy i ślepy na sarkazm, nie przez cały czas, ale przez zdecydowaną większość. No i na drugiej stronie medalu sam zaczynał lepiej nim operować, ucząc się od Akiego wszystkiego jak małe dziecko, małpując go na swój sposób. Zaczynając od zwykłego parzenia herbaty, przechodząc przez pewne wzorce. Na szczęście (bądź nieszczęście) Shikarui miał na tyle silny charakter wbrew pozorom, jakie sprawiał, tej kompletnej nijakości, jaką bił, że nie groziło mu zamienienie się w drugiego Akiego. Za to trzeba było powiedzieć, że miał naprawdę dobrego nauczyciela na drodze do zostania człowiekiem. Shikarui nawet nie wiedział, że Aka chciał mu… co właściwie? Pomóc? Zmienić go? Udowodnić samemu sobie, że może kogoś ocalić na tym świecie, nawet jeśli to miałaby być tylko jedna, jedyna osoba? Shikarui - jak to dziecko - po prostu tuptał za swoim nauczycielem i nie zastanawiał się nad tym, jaki jest cel tej wędrówki i dokąd może poprowadzić.
- Wszystko. Jesteś wyjątkowy. - Mógłby wypunktowywać, opowiadać, ciągnąć zdania kilometrami, a wszystko ograniczało się do tego, że Aka był po prostu Akim. - O to, czemu jesteś jaki jesteś, pytaj siebie. - Bo skąd on miałby wytrzasnąć niby odpowiedzi na takie pytania? No nie da się! Za to rzeczywiście Shikarui miał odpowiedź na to, dlaczego właśnie Aka. No? Czemu? Nie dlatego, że poświęcił mu uwagę. Było wiele osób, które poświęciło mu uwagę i nawet sporo takich, które było wobec niego miłe, sympatyczne czy uprzejme. Na pojedyncze osoby on zwrócił uwagę. Tylko jednej towarzystwa zapragnął. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebuje przynależności, dopóki Kami no hikage nie zaczęło się same napędzać, a on, zamiast podjąć logiczną decyzję o wycofaniu się, popędził za Akim i Inoshi. Aka uważał, że nie był godzien tego zainteresowania, czy może, że było wiele bardziej ciekawych? Shikarui widział w nim najbardziej zajmującego i ujmującego człowieka, jakiego spotkał. Pełnego barw, emocji, których pragnął, które były jak płomień i które zamieniały go w ćmę, która bezwiednie do tego płomienia ciągnęła. Bezwiednie i zarazem całkowicie świadomie, choć wybór został już podjęty za niego wcześniej. Przesądzony los w przedbiegach, zapisane przeznaczenie i zupełny brak próby zaprzeczenia, że chciał, żeby było inaczej, że chciał z tym walczyć. Bardzo chętnie się temu poddał i własnymi dłońmi wywalczył to, co miał dzisiaj. Choć prawda była taka, że więcej było w tym szczęścia, co Aka słusznie zauważył.
Coś w tonie Akiego sprawiło, że Shikarui zamarł w bezruchu, wpatrując się w niego, łapiąc kontakt wzrokowy. Może to samo jego spojrzenie, które nabrało na intensywności. Na szczęście Shiki nie czuł się ani trochę poszkodowany, kiedy spoglądano na niego jak na ułoma, więc jego duma, o ile jakąkolwiek posiadał, nie ucierpiała na tym ani troszeczkę. To słowa były intensywne. Przekaz, który popłynął, różnił się od wszystkich pozostałych, przynajmniej w mniemaniu Shikiego, pewnie dlatego, że Aka użył zalążka tego mentorskiego tonu. Ciężko było to przyswoić, zaakceptować. Nie dostrzegał nieprawidłowości, nie czuł się obrażany czy poniżany i… nie czuł się człowiekiem. Jeśli on był człowiekiem, to kim byli Sanada? Nie pozwoliłby ich obrażać. Głupie, czyż nie? Debilne, kiedy znało się całokształt. Syndrom Sztokholmu, a jego porwał wiatr. Nie łatwo było zmienić tyle lat w przeciągu jednej chwili. Shikarui sięgnął do kołnierza koszulki i odchylił głowę, by obnażyć bliznę po stalowej obroży, która do krwi musiała wrzynać się w ciało w czasach swojej chwalebności. Puścił kołnierz i spojrzał znów na Akiego.
- Pewnych rzeczy nie da się po prostu zmazać. - Nie zapomnisz o nich. Znaczą cię na całe życie i do końca z tobą pozostaną. Nie miał nic przeciwko temu, żeby mówić o sobie per “człowiek” i się za takiego uważać, ale nie tkwiła w nim potrzeba walczenia o to, jak ludzie na niego spoglądają. Z dołu, z góry - obojętne. Każde spojrzenie potrafił obrócić na swoją korzyść, bo potrafił zamienić się w miękką plastelinę, którą każdy ugniatał tak, jak chciał. Chował kły w uśmiechu, kiedy kłaniał się królom sawann i kiedy kłaniał się zwykłym zwierzętom, zwanymi dalej “ludźmi”. Człowiek. Kolejne niby wielkie słowo. Dla Shikaruiego chyba jednak przeciętne. Doprawdy, co do cholery wyznaczało człowieczeństwo? Bo jeśli sumienie - to Shikarui nie mógł się do tej wspaniałej rasy zaliczyć. - Oto, kim jestem mimo białej karty. Nie chcę cię razić. Nie czuję, żeby mi zależało. - To był główny problem. Nawet nie to, jak samego siebie postrzegał, ale to, że nie widział zupełnie problemu i nie przeszkadzało mu to. - Jak zwał tak zwał, klient nie narzekał. - Wyciągnął kącik ust ku górze.
- Sporo ludzi przeszło do portu jeszcze zanim Shiro ryu zamknęło bramę. Rzuciłeś się na pomoc wiedząc, jak wygląda sytuacja. I coś mi mówi, że zrobiłbyś to znów, gdyby płomienie ogarnęły jakiekolwiek miasto. - A ja tym razem strzeliłbym ci przez łeb - sławne ostatnie słowa. - Rozważałem wtedy uśpienie cię i zabranie do Ryuzaku no Taki. Za szybko mi uciekłeś. - A razem z nimi Inoshi - siłą rzeczy. - Czemu? Dlaczego chciałeś pomóc? I czemu teraz mówisz, że byś nikomu nie pomógł? - Gdyby to narażało życie jego, albo kogoś bliskiego, pisząc dokładniej. Nie umknął mu gest potarcia blizny na szyi. Jasne, że nie chciał, żeby to się powtórzyło, jak mógłby chcieć? Shikarui i tak był zdziwiony, że chłopak tak dobrze się trzymał. Niezachwiany, stabilny, jakby nigdy nic, złakniony bliskości i dotyku, które były dla niego jak lekarstwo. Shikarui nie rozumiał tej potrzeby dotyku, ale nie mówił nic, bo bardzo mu się ta potrzeba Akiego podobała. Może prócz momentów, kiedy dawał się zaskoczyć i musiał się zreflektować, żeby nie zamienić łyżeczki do herbaty w morderczą broń. O, jak na przykład teraz.
- Być może. Ja to nazywam: bezpośredniością. Ewentualnie: szczerością. - Zdawał sobie sprawę z tego, że był bezczelny, choć nie nazywał tego konkretnym słowem. Ot - był. - Jak ci się to podoba to tym lepiej. - Złapał jego rękę i przesunął szybko w górę swojego uda, dociskając do siebie. Bardzo zadowolony z siebie samego, rzecz jasna. Choć tego akurat nie było po nim jakoś szczególnie widać.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Nie był wyjątkowy, a przynajmniej na takiego się nie czuł. Wręcz przeciwinie - zdawało mu się, że całe swoje życie poświęcał na to, aby być jak inni. Żeby móc walczyć o swoje, być tym sławetnym Shinobi, który walczy z przeciwnościami losu, który nie poddaje się, gdy coś idzie nie tak. Chciał walczyć do końca, a póki co nie było nawet początku. Nigdy nikogo nie zabił, a Shikarui usilnie go przed tym powstrzymywał, jak gdyby miało to coś zmienić w jego życiu. Sądził, że gdy szkarłat pokryje jego dłonie, Irys się zmieni?
Wolałby jednak, gdyby Shikarui wypunktował to wszystko.
- To słodkie, że tak uważasz. - nawet, jeżeli to straszne bzdury. Nie był ani trochę wyjątkowy - gdyby tylko Shikarui chciał, Aka był pewien, że ktoś już wcześniej wyciągnął ku niemu dłoń. Wystarczyło trochę wiary w ludzi i odrobina zaufania. Sanadzie przychodziło to wyjątkowo trudno, może to właśnie dlatego tak bardzo chciał być przy Akim. - Mam nadzieję, że nie zmienisz zdania, gdy poznasz kogoś lepszego. - powiedział z smutnym uśmiechem na twarzy. Trochę się tego obawiał, że gdy Shikarui pozna kogoś bardziej wyjątkowego, jeszcze bardziej niezwykłego, Aka będzie musiał usunąć się w cień. A płomień nienawidził gasnąć.
Spojrzał się na Shikaruia z przymkniętymi oczami. Nie dlatego, że nie podobał mu się widok jego szyi, lecz raczej z załamania zachowaniem Sanady.
- To miało zrobić na mnie wrażenie? - zapytał, przeciągając każdą sylabę zdania. - Przykro mi, że na twym ciele pozostały blizny przeszłości, ale powinieneś nauczyć się z nimi żyć. Żyć, nie egzystować. - podkreślił wyraźnie, ażeby na pewno się zrozumieli. - Ślepiec również cierpi, jednak znajdź mi niewidomego, który woła o pomoc, który opowiada o swoim losie, który żali się na swoją przeszłość. Oni nie chcą Twojego współćzucia. Chcą równości, braterstwa - chcą być tacy sami jak reszta społeczeństwa. Nie chcą być stygmatyzowai tylko dlatego, że nie mają oczu. - spojrzał na widoczną bliznę na szyi Shkaruia. - A Ty powinieneś pozwalać wszystkim na okazywanie wobec Ciebie wyższości. Pod tym względem jesteś taki sam jak reszta. - wzruszył ramionami. - Ale to Twoja decyzja. Jesteś psem tak długo, jak długo będziesz pozwalał komuś siebie tak nazywać. Ja nie mam zamiaru na to pozwolić. - uśmiechnął się do niego szczerze. Był zbyt pewny siebie, żeby ktokolwiek go bezkarnie obrażał. Chyba nie mieli już sobie nic więcej do powiedzenia w tym temacie. Shikarui mógł posłuchać jego rady, lub ją olać. Aka zrobił swoje - dokładnie tak jak mówił - teraz nie miał sobie nic do zarzucenia.

- Tak, zrobiłem to, bo działałem pod wpływem emocji. Tam, pośrodku tych wszystkich radnych, zamordowano moją ciotkę. Ayame Uchiha. Imienniczka mojej matki. Wybacz, ale nie codziennie umiera moja rodzina, to było dla mnie dosyć... traumatyczne przeżycie. - teraz mówił wyjątkowo spokojnym tonem, nieco chłodnym, jak gdyby nie chciał zbytnio o tym rozmawiać. - Popełniłem błąd. Tak jak mówiłem, ogarnął mnie szał. Ludzie w szale robią różne rzeczy - mi się odpala tryb bohatera. Już taki jestem. Gdyby nie śmierć Uchihy, zachowałbym się inaczej, rozstropniej. - westchnął. - To nie tak, że nie chciałbym nikomu pomóc. Po prostu pierwsza, podstawowa zasada - najpierw swoje własne bezpieczeństwo. Dopiero potem można myśleć o ratowaniu innych. W przeciwnym wypadku może się zdarzyć tak, że obydwoje zginiecie. - mało to przypadków, gdy ktoś, kto nie umie pływać, rzucał się w odmęty wody licząc, że magicznie uda mu się dopłynąc do tonącego, wyciągnąć go na brzeg i jeszcze zrobić usta-usta? Najczęściej się to kończyło tym, że do kroniki wpisywano dwóch topielców. - Cieszę się, że olałeś tą zasadę i ze mną zostałeś. - uśmiechnął się. - Ale tak. Następnym razem po prostu zdziel mnie w łeb, gdy będę próbował coś takiego zrobić. Tylko nie za mocno, bo jeszcze stracę przytomność i będziesz musiał nieść zwłoki. - chociaż w tym chyba już miał doświadczenie, jeśli przypomnieć sobie wydarzenia z Kami no Hikage, zanim jeszcze rozpoczął się cały ten pogrom.
Zamruczał cicho, gdy jego dłoń pomknęła po udzie Shikaruia. Oh, Aka wcale nie zamierzał tego robić, to ten nicpoń Sanada robił z niego bestię pełną pożądania. W domu zrobiło się cieplej, czy może po prostu gorączka znowu zaatakowała sharinganowca? Cóż, prawda była zgoła inna - Aka po prostu spalił buraka i wstał z krzesła, spoglądając się na Shikaruia.
- A Ty to chyba jeszcze bardziej lubisz to ode mnie, co? Zawstydzać mnie!- zauważył, mocniej zaciskając dłoń na ciele Shikaruia, od żeby poczuł, że Aka też tu jest! Uśmiechnął się i po chwili podszedł do niego, zakładając mu ręce za kark, wygodnie rozsiadając się na jego kolanach. Pogłaskał jego policzek i zbliżył się do jego ust, wyraźnie chcąc go pocałować. Speszył się jednak, gdy poczuł, że jego policzki się czerwienią i szybko ukrył swoją twarz, wtulając się w klatkę piersiową Shikaruia. - Podoba. Bardzo. - powtórzył po nim, głosem stłumionym przez materiał koszulki. Tak, bardzo pragnął bliskości, a dotyk pozwalał mu ją poczuć najmocniej. Gdy ich ciała były blisko siebie czuł się jak w niebie - nieco onieśmielony sytuacją. Teraz pewnie wyrzutek był z siebie dumny, że tak sprytnie potrafił wywołać u Uchihy zakłopotanie. Jeszcze niedawno taki waleczny, taki groźny, gotowy spalić wszystko co stoi na jego drodze, a teraz siedział słodziak na jego kolanach, tuląc się do niego jak uroczy pluszak.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Strach przed zmianą wydawał się naturalny. Boisz się tego, czego nie znasz i co przed tobą zakryte. I tak Aka bał się, że kiedyś pojawi się ktoś, kto zawróci Shikaruiemu bardziej w głowie, a Shikarui bał się, że pojawi się coś, co Akiego złamie. Nie trzeba było daleko szukać, jedno z takich zdarzeń mieli już za sobą. Może zapach włosów już nigdy nie będzie taki sam, kiedy splami go krew? Zacznie wonieć czymś metalicznym, co na zawsze zepsuje dobrze już znana woń, która od wczoraj mieszała się z burzami i deszczami, kołysząc duchem tak, jak wiatry kołysały łanami żółtego rzepaku, który nie zdążył jeszcze nawet odrosnąć od ziemi. Pewnie nie zdążyli go jeszcze zasadzić, co dopiero o wzrastaniu mowa. W jego umysł wbita była myśl, że ten pierwszy cios, który miał upuścić krwi, był najcięższy. Potem już szło gładko. Przekraczałeś swoją własną strefę komfortu i strefę człowieczeństwa, bo bliźni nie powinien podnosić ręki na bliźniego swego. Za jednego trupa sprzedasz swoją duszę - warto?
- Świat byłby nudny, gdyby przyszło nam żyć w całkowitej pewności. - Nie brzmiało to jak pocieszenie, bo i nie miało być pocieszenia. Shikarui złożył już swoją deklarację, która nie czyniła z niego ptaszka w złotej klatce. Czyniła z niego tygrysa, który zawsze powróci do miejsca, które obrał za dom, bo przecież tygrysy były tak strasznie terytorialne. I podobno nigdy nie wiązały się na zawsze. Przelotna miłość, ulotne emocje. Chwile, które łapał, by wyrwać się z marazmu, a które teraz przepełniały go na tyle, że raczej powinien łapać ten marazm, który zagubił się między wierszami. I dobrze. Niech zadepczą go psy. Zresztą już mówił Akiemu, że nadzieja była matką głupich, nawet jeśli tutaj mógł mieć pewność. Shikarui nie był jak wiatr, który zmieniał swoje kierunku. Był wodą. Lodem, który dryfował tam, gdzie popchnął go nurt oceanu, a który nigdy się nie zmieniał gwałtownie. I nigdy nie wypuszczał ze swoich objęć tych, którzy w tym lodzie zatonęli, stając się jego częścią.
Oto był Jego ogród.
Zajrzyj czasami. Wypunktowano tam sporo rzeczy.
- Ale ja z tym żyję w zgodzie. To Ty się z tym nie zgadzasz. - Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem, przyglądając się Akiemu, dla którego ta sprawa wydawała się super istotna. Starał się tę istotę docenić i przygarnąć do siebie, ale to nie było proste w tym wypadku, kiedy jego umysł nie mógł pojąć, co w tym takiego strasznego i czemu to taka obraza. Godność, honor, duma. No tak, Aka był dumnym człowiekiem. Dlatego nie mógł przejść obojętnie obok zniewag żadnego rodzaju. - Moja matka była ślepa. - Dodał ni stąd ni zowąd. Żyć. Żyć, a nie egzystować. No tak… przecież to musiało chodzić o życie, kolejna nauka o tym, jak sobie z tym radzić i jak stać się kimś lepszym. Droga w ogrodzie, która wyłożona była pozorami płatków. Płatków róż, nie Irysów. Ta przemiana była już znana, moment, w którym Irys rozkwitał i niebieskie płatki zabarwiały się szkarłatem, a delikatna łodyga utwardzała i wysuwała kolce w kierunku nieostrożnych. - Jest mi wygodnie, kiedy ludzie spoglądają na mnie z góry. Dla mnie są po prostu robakami, które można zgnieść w palcach. - Nagle cała ta moc słów potrafiła wyblaknąć tam, gdzie nóż przebijał się przez ciało. Wtedy już żaden pomruk nie trafiał do umysłu - tylko kołysanka Śmierci, która pozostawiała dreszcz na karku. - Rozumiem. Będę się uczyć żyć od ciebie. To wydaje się całkiem interesujące. - Przytaknął w końcu na ostatnim zakręcie. “Uczyć” nie oznaczało jeszcze “przyjąć nauki i zmienić siebie”, ale fakt - przynajmniej Aka nie będzie mógł sobie powiedzieć, że nie próbował.
- Ty i rozsądne zachowanie? Sądziłem, że nie chodzicie ze sobą w parze. - Aka wydawał mu się ostatnią osobą, która myślałaby trzeźwo, rozsądnie w takiej sytuacji. Wielkie słowa - a Aka był wstrząśnięty. Shikarui czasami dziwił się, że jest się tam w stanie ruszać i normalnie funkcjonować. Ale mógł. I o dziwo dobrze się trzymał i sobie radził. - Z pewnością. Nie chcę więcej oglądać, jak przecinają ci gardło, a ja nie mogę niczego zrobić. - Wyciągnął do niego ręce, oplatając go ramionami, siedząc tak, żeby Aka na pewno miał wystarczająco wiele miejsca, by na jego kolankach zasiąść. Dosłownie - jak pluszaczek. I dziwić się, że wzbudzał w Shikarui instynkty obronne, kiedy był jak mała, bezbronna kulka w momentach takich, jak ten. A jego rumieńce za każdym razem dziwiły tak samo. Co sprawiało, że się rumienił? Który gest, jakie słowa? Podobały mu się te wypieki. Pobudzały wyobraźnie i sprawiały, że był taki żywy.
- Lubię składać ci cześć każdym dotykiem. I opowiadać o tym, czego nie wyrażą słowa. - Wyszeptał mu zaklęcie do ucha, błądząc bezwstydnie dłońmi po jego ciele, pobudzając je muśnięciem paznokci, lekkimi draśnięciami, które pozostawiały po sobie jedynie białą smugę.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Aka nie zgadzał się z Shikaruiem w tym, że świat byłby nudny, gdyby wszystko było idealnie zaplanowane. Uchiha, w przeciwieństwie do swojego towarzysza, uwielbiał kreslić możliwe scenariusze, próbując przewidzieć wszystkie możliwe zwroty akcji. Nawet jeżeli zachowywał się niekiedy nerwowo, to w tym szaleństwie chyba była jakaś metoda. W końcu tak się chwalił, że zawsze wygrywa. Ale jeśli tak, to czy przewidział ostrze zatapiające się w jego skórze, przecinajace jego tchawicę jednocześnie pozbawiając oddechu?
Nie skomentował jednak słów Shikaruia, bo i jak miał na nie odpowiedzieć? Sharinganowiec po prostu traktował świat dość poważnie, a zwłaszcza tego jednego co siedział tuż przed nim. Wygłupy wygłupami, ale w momencie gdy obejmował go w biodrach, świat stawał się zupełnie inny. Spokojny, bezpieczny, szczęśliwy. Nie chciał tracić tego przez głupotę. Za bardzo mu zależało - bał się, że gdyby nie stanął w obronie Shikaruia, bez znaczenia czy słownej czy fizycznej, straciłby to wszystko. Lękał się że chłopak by zostawił go, bo Aka nie potrafił go chronić. Takie miał wrażenie, nawet jeśli nie było do końca prawdziwe.
Nie do końca zrozumiał, co miała do tego wszystkiego jego ślepa matka. Przykre to, że ktoś stracił wzrok, ale z pewnością są gorsze rzeczy od tego. Nie czuła bólu, z pewnością więc nauczyła się żyć z tym defektem. Aka sądził, że o wiele gorsza była ta obroża, która przy każdym przełknięciu śliny przypominała ci, że jesteś tylko czyimś psem. Z tym się nie dało żyć. Można było tylko egzystować.
- Mój rozsądek ma się całkiem w porządku. - zabawne usłyszeć taki tekst z ust kogoś, kto właśnie zaprosił do swojego domu zabójcę, czyż nie, Shikarui? Patrząc tak całkiem z boku, to Aka był lekko naiwnym chłopczykiem, który nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, w jak paskudnym świecie przyszło mu żyć. - Ty nauczysz się czegoś ode mnie, ja od Ciebie. Myślę, że to całkiem uczciwa wymiana. - uśmiechnął się zadziornie, spoglądając w jego oczy.
Płonął, gdy Sanada błądził dłoniami po jego ciele. Każdy jego dotyk był pieszczotą dla ciała Uchihy, którą przeżywał tak intensywnie jak tylko potrafił, jednocześnie każdą na inny sposób. Shikarui wiedział, jak sprawić mu przyjemność, a Aka nawet się z tym nie ukrywał. Uginał się pod jego dotykiem, jak gdyby próbując uciec od nadmiaru przyjemności tylko po to, żeby zaraz pozwolić przejechać sobie pazurami po plecach. Mruczał, gdy Shikaru był blisko jego uszka, gdy czuł jego palce na swoim ciele. Było mu tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Zbliżył sie do jego ust, lekko dotykając ich swymi wilgotnymi wargami.
- A czego zatem chcesz? - czego pragnął, skoro ustalili już, że nie oglądania podciętego gardła? Co pragnął oglądać zabójca, którego przygarnął pod swój dach?
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Dom Akiego

Post autor: Shikarui »

Zaufanie? Iluzja. Iluzoryczny świat utworzony w iluzorycznie silnych objęciach. Shikarui rzadko czegoś pragnął - lecz jeśli już zapragnął sięgał po to bez zawahania. Tak jak sięgnął do Hana. Tak jak bez wahania sięgał również po Akiego. Trzymał go w ramionach jakby miało nie być jutra, mocno i namiętnie, zadowalajac samego siebie i zadowalając też jego. I to zadowolenie było jedną z bardzo niewielu realnych rzeczy, jaką dane było im skosztować. Ten świat nie działał jak pozytywka. Nie można było go nakręcić i nieustannie trwać na grzbiecie kucyka, który kręcił się wokół własnej osi, ciesząc oczy spoglądającego - niesiony melodią, która koiła wszystkie zmysły. Ten świat działał jak pozytywka, która była wyjątkowo zepsuta. Łatwo uwierzyć, że działała sprawnie, skoro została tak ładnie opakowana, ale nie znaczyło to, że w środku nie jest zardzewiała, a jej drewniane ścianki nie są spróchniałe. Jeśli widziałeś tylko piękną pozytywkę, to musiałeś być wyjątkowo naiwny, mój Irysie. Piękno pochłaniało, a ulotne miraże chwytały za serce na tyle mocno, że samemu łapało się je za ogon. Jak niebiańskie ptaki, albo jak ten kucyk, który stał na zadnich kopytach i rozkładał skrzydła, czekając na swoją szansę, by wzbić się do lotu. Jego własna szansa. Nie każdy taką dostaje, przecież o tym wiesz. Chyba dlatego warto ją ślicznie docenić. Upewnić się, że zostanie uświęcona i kiedy już wyrwą cię z grobu na końcu tej opowieści będziesz mógł powiedzieć im wszystko - poza tym, że żałujesz.
- Raczej kogo. - Poprawił go. W końcu Shikarui rzadko kogoś pragnął. Teraz zapragnął - i nie bał się po niego wyciągnąć rąk. Podniósł się z krzesła. - Idziemy do sypialni. - Ogłosił Pan i Władca, trzymając Akiego za dłoń. Sprzątanie? To potem. Pootem. Po igraszkach i porządnym wyspaniu się, które pozwoli uspokoić mięśnie. Te nagrzane, obdarzone czułością drugiego ciała, scałowane i wypieszczone w jakże poprawnie dzikiej namiętności. I lśniło wtedy światło w błękitnych oczach i lśniło w tych fijołkowych - minimalny zalążek życia, pozór normalności, która nigdy nie miała tutaj zagościć. Czarne koty wszędzie ściągały za sobą przekleństwa, ten Tygrys nie był w tym wypadku wyjątkiem. Co najwyżej iluzją. Lecz przecież namacalną! Tak samo namacalną, co namacalna była śliczna pozytywna z kucykiem o rozwiniętych skrzydłach, co tańczył i tańczył i tańczył… Obracał się tak długo, jak długo ktoś pamiętał, że trzeba go było nakręcić.
Człowiek tańczył tak długo, jak długo chociaż w jego sercu grała melodia, do której tańczyć się chciało. Shikarui chyba taką właśnie melodię słyszał.
Usłyszenie jej było naprawdę dobrą rzeczą.
Shikarui miał naprawdę płytki sen. Rejestrował przez sen każde głośniejsze westchnięcie, każdy ruch, który nie był zwykłym odwróceniem głowy. Rzadko jednak śnił. Sen był czernią, przez którą przebijała się ułuda świata. Pokój z zasłoniętymi firanami, miękka pościel pieszcząca skórę i ciepło drugiej osoby. Obce ciepło. Czarnowłosy budził się co jakiś czas - uchylał powieki tylko po to, by przekonać się, że zniszczona od środka pozytywka nie rozsypała się w pył, że jej mechanizm nadal działał, kiedy ją nakręcał, a piękny rumak nadal stał na jej szczycie, uwydatniając każdy ze swych walorów - od mocnych kopyt po plecioną przez diabelstwa grzywę. Dobrze było wiedzieć, że melodia nie gasła. Że wszystko było na swoim miejscu chociaż przez parę chwil. Dla Ciebie, Irysie, kawałek piękna obniżonego u twych stóp świata i nieskończone obroty nakręconych zębatek. Wyniesiony piedestał i widok na całą rzeczywistość tak, byś nie musiał dostrzegać żadnych zgrzytów. Żebyś cieszył się tym, co masz, dopóki jeszcze byłeś w stanie to w garści utrzymać bez ryzyka, że się wyślizgnie. Niektóre rzeczy po prostu lepiej zamykać w najwyższej komnacie najwyżej wieży i postawić na strażny smoka, by nikt nigdy nie ukradł najcenniejszych skarbów. Jaka szkoda, że popełnienie grzechu zniewolenia nie było zupełnie w twoim stylu. Taka wielka szkoda. Wiatr - zupełnie jak woda i melodia - przepływał pomiędzy palcami. Może spróbowałbyś złapać go do słoika?
Poranek przyszedł szybko.
Jeszcze szybciej mijały kolejne dni, które spędzali ze sobą i w których uczyli się siebie wzajem. Dni zamieniały się w tygodnie. Tygodnie przecież stawały miesiącami, jeśli liczyć moment ich pierwszego spotkania. Wiosna była w pełnym rozkwicie i cieszyła oczy soczystą zielenią i rześkością wiosennych burz. Shikarui w końcu dorobił się tyle, żeby zalecić krawcowej uszycie własnych ciuchów - zdecydowanie bardziej klasycznych niż te, które nosił Aka. Staromodnych, powiedzieliby młodzi. Jednocześnie na tyle wygodnych, że nie krępowały ruchów. No i przede wszystkim - czarne. Musiały być przecież czarne. Choć nie była to wcale głęboka czerń.
Jako że dzień był wyjątkowo ładny, jeden z tych, które zaglądały do okien tak wcześnie, że Shikiego wyganiał z łóżka jeszcze przed wschodem słońca, zapraszając do dzikich przechadzek po swoim terenie, to najbardziej cienisty cień ze wszystkich cienistych cieni umiejscowił swoje szacowne dupsko w ogrodzie. Wyciągnął łuk i poddał go standardowej pielęgnacji, zajmując się jego konserwacją. Już właściwie naprawdę "swoim". Shikaui wybrał dom najbliżej domu Akiego - i zaprosił go oczywiście do tego, by pomógł mu w wyborze. Rzecz jasna po tym zwrócił zwój liderce zgodnie z obietnicą. Rozgościł się na dobre.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Dom Akiego

Post autor: Aka »

Uczucie bliskości, gdy możesz przytulić się w nocy do ciepłego ciała drugiej osoby - czy może być coś wspanialszego? Być może - ale dla Akiego było to zdecydowanie najlepsze co mogło go spotkać. Tulić się, całować, kochać - i tak przez cały... ile właściwie minęło? Ile czasu spędzili tylko we dwójkę? Nie liczył dni. W końcu podobno szczęśliwi czasu nie liczą.
Aka był inny niż Shikarui. Mimo, że to on był tym, który darł mordę i pretensjonalnym głosem oskarżał świat o niesprawiedliwość, to zdecydowanie był równocześnie o wiele bardziej stabilny. Jego zachowania były raczej przewidywalne - prosty chłopak, z lekko podwyższonym zapotrzebowaniem na atencję i ogólne poświęcanie mu uwagi. Z pewnością widzieliście takich ludzi niejodnokrotnie. Natomiast Sanada... Ah. Uchiha bardzo pragnął go rozgryźć, zrozumieć co siedzi w jego głowie, ale za każdym razem gdy Aka robił krok do przodu, ten posuwał się o dwa. I bardzo chciał, to nie był w stanie nadążyć za skomplikowanym (w jego mniemaniu) myśleniem posiadacza przeklętej pieczęci. Aka nie traktował tego wszystkiego w taki sposób jak jego... przyjaciel. W końcu nie byli razem. Obcy ludzie, a jedyne co ich oficjalnie łączyło - wierność klanowi Uchiha. Jeden z nich od urodzenia, drugi od kilku tygodni. Dlaczego czarnowłosy na to przystał? Przecież gardził tym klanem. Aka przypominał sobie, co na początku ich znajomości chłopak mówił o jego rodzinie. Na dodatek teraz, gdy to wszystko się pokomplikowało... a mimo to Shikarui tutaj siedział. Z nim. W Sogen. Zaskakujące i niezrozumiałe dla kogoś takiego jak Aka. Chłopak spodziewał się, że jego towarzysz, gdy tylko będzie w stanie podnieść się na równe nogi, wybiegnie bez pożegnanie i tyle go będzie widać. Pozytywnie go zaskoczył. Ale czy to w sumie naprawdę było takie niespodziewane? Choć Shikarui zarzekał się, że Aka ma być jego panem, jego dłonią wskazującą odpowiednią drogę, jego pozytywką, która wygrywała rytm życia, to jednak... był wolny. Uchiha nie łapał go w słoik i chował na najwyższej z wież, stawiając na drodze smoka. I może właśnie to, że dawał mu wybór, było dla Shikiego takie niezwykłe. Że mógł w każdej chwili zejść na dół, po schodach, albo wyrzucić nawet warkocz za okno i zjechać po nim niczym księżniczka, tyle że nikt nie miał zamiaru go zatrzymywać. Był wolnym człowiekiem, nawet jeżeli tak bardzo tego nie chciał.
Oczywiście sharinganowiec towrzyszył mu w momencie, gdy Shikarui "wybierał" dom, choć z tego co zrozumiał Aka - a przynajmniej miał taką nadzieję - wybrał ten najbliżej jego domu, nie oglądając się na zalety i położenie. Po prostu chciał być bliżej swojego Iryska, prawda?
Wyrzutek zasiadł w ogrodzie i zajął się konserwacją broni. Aka nie zamierzał mu przeszkadzać, więc usiadł jedynie obok niego i z zaciekawieniem przyglądał się towarzyszowi broni.
- Myślę, że już czas. - rzekł pseudopodniośle. Tak, zdecydowanie zbyt długo siedzieli na dupskach i nic nie robili. Trzeba było w końcu pokazać światu, kto tu jest prawdziwym Shinobi! Niech niesie ich wola Ognia, gdy będą ruszali na przygodę! Ha, jakze pięknie to brzmi, choć obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, że tak naprawdę gówno znaczą w porównaniu z prawdziwą siłą tego świata. Ale... każdy przecież kiedyś zaczynał. Od czegoś trzeba zacząć, by potem wyruszyć w drogę.
A najlepiej od pocałunku.


z/t x2
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości