Było blisko! Na szczęście przesył chakry do notki-pułapki się powiódł, a po zagrożeniu zostały tylko krople atramentu na kastecie i nowa karteczka do ekwipunku. Akarui szybko wrócił do pracy. Wepchnął notkę do kabury (może się przydać później) i wrócił do nowo poznanego shinobi'ego z rannym. Ten nie był w dość dobrym stanie. Rany na klatce piersiowej zdawały się poważne, może nie dotrwać całej trasy bez wsparcia. Na szczęście dla poszkodowanego, Akarui właśnie dla takich jak on wbiegał w tłumy walczących i pomagał ile tylko miał sił. Rozejrzał się za jakąś szmatą bądź fragmentem ubrania, który nie będzie już potrzebny może jakiemuś trupowi. Jeśli znajdzie, szybkim ruchem i cięciem kastetu zdobywa fragment materiału, przykładając go do rany na klatce rannego. Jeśli nie ma, nic się nie stanie. Szmata miała być jedynie wparciem dla tego, co i tak nastąpi. Po wzięciu rannego pod wolną pachę, drugą rękę zbliżył do ran na klatce piersiowej. Zamamrotał pod nosem krótkie: - Chiyute no Jutsu... i w tej samej chwili zielonkawa poświata pojawiła się wokół dłoni i rany. Zadaniem techniki było przyspieszenie naturalnego gojenia się rany i zasklepienie przerwanych naczyń krwionośnych, co może dać parę minut życia poszkodowanemu. W głowie medyka pojawiła się jedna myśl: nadzieja, że na tyle dobrze ocenił stan poszkodowanego i jego przyszłą przydatność, by chakra nie została wydana na marne.
W międzyczasie w końcu miał okazję na dokończenie uprzejmości z nowo poznanym znajomym. Postawny shinobi zwał się Usashimaru i też próbował żartować w tych trudnych chwilach. Próbując zerkać pod nogi, by nie naciąć się na jakąś kolejną pułapkę i jednocześnie próbując zatrzymać bądź spowolnić krwawienie u pacjenta, odpowiedział partnerowi: - Haha, dobre! Oby nic Cię nie jebło, bo jeszcze dostanę rykoszetem! Śmiech też jest potrzebny, nawet w takich miejscach. Nawet w takich sytuacjach, gdzie gołym okiem widać przewagę przeciwnika. Co chwila w głowie medyka pojawiał się jakiś raport. Wśród oddziałów znajdował się jakiś dobry sensor, który śledził ruchy osób zgromadzonych na głowie wielkiego węża. Jednak dowództwo nie reagowało! Trzeba więc coś "pomyśleć" na tym wspólnym paśmie: -Między oddziałami B i C słychać! Dowództwo miało się zająć wężem, czy coś się dzieje w tym kierunku? Ludzie na froncie padają jak muchy, nie nadążamy ich zbierać do szpitala polowego! Nikt nie zadał takiego pytania, choć na pewno cisnęło się na usta większości broniących Muru.
W międzyczasie dało się zaobserwować jeszcze jedną rzecz. Z oddziałów broniących w niebo wystrzeliły pioruny i od tego czasu nad całym polem walki zaczęły się gromadzić burzowe chmury. Czyżby ktoś od nas przygotowywał jakąś niespodziankę? Techniki raitonu w mniemaniu Akarui'ego były pięknym zjawiskiem, bo bardzo biologicznym. Raz w życiu widział, jak zatrzymane serce porażone prądem znów zaczyna bić! Ale oberwanie prądem może być też wielce niebezpieczne! Biegnąć w kierunku muru mógł też dostrzec posiłki skierowane na lewą flankę, prawdopodobnie ekipa samurajów. Jednak jakieś wsparcie z naszej strony muru istnieje... ZDOLNOŚCI
Krótki wygląd:https://imgur.com/a/9wDbR - po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego, plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców - długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą - blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari - katana - plecak
-KURUSU!-wrzasnął tygrysim głosem Hayami, widząc, co się dzieje z jego towarzyszem. Podmuch sprawił, że on sam się zachwiał mocno, ale na szczęście nie upadł, gdyż zdołał jakoś zachować równowagę. Kiedy chciał pośpieszyć przyjacielowi na pomoc, ujrzał jednak, że po jego własnej ręce błyskawicznie snuje się wąż. Miał on przyspieszenie niesamowite, leciał na hardym speedzie, więc Hayami w trwodze skonstatował, że wonsz rzeczny jest bardzo niebezpieczny. Nawet bardzo, bardzo, bardzo! Dlatego wydał z siebie wykrzyknik, który dla dobra szanownych Mistrzów Gry i reszty użyszkodników pominiemy w druku, gdyż był on mocno niecenzuralny i adekwatny do jego aktualnych uczuć, po czym gorączkowo odrzucił broń. Jeżeli wunsz zdążył już mu wejść na rękę, to postarał się złapać wszetecznego, zboczonego, gwałcącego jego biedną kończynę gada i zrzucić go z siebie w jakikolwiek sposób. Ewentualnie spróbował wykorzystać swoją siłę i jako tako oderwać mu łeb...chociaż pewnie się nie udało...w każdym razie na wszelki wypadek odbiegł na bok, żeby nie skrzywdzić nikogo ze swojego oddziału. -MEDYKA, WSPARCIE, COKOLWIEK!-darł się na całe gardło, starając się ogarnąć tego przeklętego węża...o ile wściekłe bydlę go nie zakatrupiło i nie zniszczyło go tak, jak zabiło tamtego żołnierza, którego zabrała już śmierć, pożeraczka dusz. Tak, Hayami czuł jej oschłe zimno, wiedział, że jego życie może zbliżać się już do ponurego, gorzkiego końca, nad którym nie będzie światła gwiazd, nie będzie pożegnalnych łez i słów wypowiedzianych nad grobem, nie będzie, tak jak w przypadku jego ojca, dziecka zanoszącego się bezradnym krzykiem. Był tylko pyłem, który - jeżeli podejmie złą decyzję, jeżeli coś schrzani - rozwieje martwy wiatr historii. Martwy?
Ale hej, jeszcze nie jest tak źle, przecież w pobliżu jest Seinaru, Kurusu, Kenshi, jest wielu twoich towarzyszy, Hayami, pochodzący z drewna, choć nigdy nie poznałeś żadnego Senju, władcy Mokutonu. Wychowywałeś się zbyt blisko ognia, by szukać wiedzy na temat tego, co ogień z łatwością może spalić.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
though my body may decay on the isle of Ezo
my spirit guards my lord in the east
Wraz ze zmianami w zachowaniu stworzeń, co było dostrzegalne już wcześniej (choć nie w takim stopniu jak teraz), zmieniła się również pogoda. Wraz z nadejściem chmur, szatynka na chwilę uwierzyła, że atrament nie ma właściwości uodparniającej go na deszcz. Ze względu na to, że rzadko kiedy powierzała cokolwiek na szali wiary, zwyczajnie zaczęła analizować i szukać innego wyjścia w razie ogromnego 'W'. Umiejętności i dobre ustawienie się były priorytetowe w takiej walce, choć gdyby w rzeczywistości tak myślała, być może stałaby po drugiej stronie konfliktu, kto wie? Dzięki swojemu skupieniu na stworzeniach, które chciały otoczyć ich skrzydło, a także skierowaniu swojej uwagi i spojrzenia na potwory próbujące ich obejść, tylko usłyszała wybuch i krzyk swojego ciemnowłosego kompana. Wiadomym jest, że jej pierwszą myślą był bieg w stronę Shinjiego oraz oczywiście innych wojowników, czy to rannych, czy też nie. Jednakże, na jego szczęście, chłopak poradził sobie wręcz wzorowo, co wcale nie uspokoiło jej kotłujących się myśli odnośnie rannych, których widziała na każdym kroku. Pomimo smrodu spalenizny i krzyków bólu rannych, zmusiła się do skupienia na wykonaniu zadania, czyli zdjęcia jak największej części lwów, żeby zaraz na chwilę odstąpić swoje pole manewru na rzecz przybywających posiłków, bo przecież wiadomo, że na pewno jacyś samuraje wpadli również na ich flankę. Zmuszając samą siebie do zejścia ze stanowiska, praktycznie od razu podbiegła do Shinjiego, szukając również wzrokiem trzeciego kompana, którego przez charakterystyczne włosy, od razu wyłapała spośród zamaskowanej i szarej reszty wojowników. Widząc jego determinację i starania w pomocy ogółowi, była naprawdę pocieszona tym, że chłopak ewidentnie nie próbował sprzątnąć kolejnego Uchihy, pomimo okrutnych losów jakie zgotowali im poprzednicy. Zachodząc od prawej strony ognistego półkola Katonu, cięła napataczające się pod jej nogi stworzenia, cały czas mając na uwadze fakt, że jej kompan na chwilę jest niedysponowany, przez co musi uważać za ich dwójkę. Będąc niecały metr od ognia, wyłapała pozycję Senju, starając się również zwrócić jego uwagę na siebie. Chyba wpadła na pomysł, nawet jeśli nie jakiś wielce bujny, to i tak lepsze było to niż nic! - Shinji! To ja, Mo! Już jestem! Wytrzymaj jeszcze chwilę! - poinformowała niedowidzącego chłopaka, starając się przy tym samej nie zejść na miejscu, bo serce ewidentnie chciało jej się wyrwać z piersi, zwyczajnie zaczynając żyć własnym życiem i to nie na widok jakiegoś samca, oj nie, to była wojna! Smród śmierci był obezwładniający, ale jedyne co była w stanie zrobić, to zacisnąć zęby i siekać mieczami na lewo i prawo, oczywiście nie dobijając niedobitków, a jedynie stwory. Kiedy już znalazła się obok Uchihy i zdołała złapać wzrokiem po raz kolejny Oshiego, krzyknęła w jego stronę, mając nadzieję, że chłopak usłyszy, znając życie, było ciężko... - OSHI! Dasz radę w razie czego stworzyć jakiś schron ze swoich technik? - z mieczem w ręku, pokazała mu mniej-więcej o co jej chodziło, oczekując, że ten miałby możliwość stworzenia jakiegoś drewnianego dachu, czy też schronu nad ich głowami, bo przecież wybuchowe ptaki nie mogły mieć aż takiego pola rażenia i siły przebicia! W prawdzie Motoko nie miała pojęcia, na jakich zasadach działały specjalne umiejętności chłopaka, jednakże zdawać by się mogło, że skoro potrafił wyciągać różnego kształtu, drewniane bloki z ziemi, to równie dobrze mógłby stworzyć prowizoryczną ochronę na ptaki, oczywiście gdyby tylko nie wyszło z deszczem. Nadzieje na taki poziom umiejętności były piękne, jednakże bardzo płonne, dlatego nie warto było się nad nimi rozckliwiać, to samo tyczyło się dużego węża i osób sterujących tą całą ferajną. Byli za daleko. Oczywiście w trakcie swoich krzyków w kierunku Oshiego miała na uwadze nie tylko bestie, ale i również bezpieczeństwo Shinjiego, który w pewien sposób był zdany na chwilę na nią, nie żeby nastolatka miała coś przeciwko, skąd. Gdyby miała trochę więcej czasu i możliwości na przeżycie tego wszystkiego...pewnie zabrakłoby jej słów, a tak? Surowa i krwawa wojna nie dawała pola do popisu, jeśli mowa o możliwościach poetyckich, choć kto wie! Czy to właśnie nie brzydota czasem potrafi w rzeczywistości urzec? Przecież nie raz słyszało się o wspaniałych pieśniach z nieustraszonymi wojownikami na czele, a teraz? Rzeczywistość niestety przytłaczała, pogłębiając jedynie w smutku, a wszystko to za sprawą brzydoty, bo jak inaczej to wszystko nazwać?
//Postanowiłem wprowadzić małą zmianę. Macie od teraz 48h na odpis (co daje mi 24h), ale odpisanie po nich sprawia że cześć waszych akcji z góry skazana jest na niepowodzenie. Więc lepiej bądźcie punktualni.
Napięcie w jego ciele nie zniknęło, ale zostało nieco ukojone, nieco zmniejszone. Wątpliwości potrafiły zabijać bardzo skutecznie, jedna kropla atramentu w tym morzu, która zatruwa żyły, powodowały wkradanie się myśli do głowy, która powinna pozostać na polu bitwy całkowicie klarowna i nawet jeśli wiedział, że najgorsze, co można zrobić, to zawalić swoimi wątpliwościami dowództwo, to w tym wypadku po prostu MUSIAŁ wiedzieć. Nic więc dziwnego, że młodemu (tak, tak oszukuj samego siebie, żeś młody, staruszku!) Ranmaru ulżyło. Stracił poczucie czasu, nie wiedział ile czasu już bronili się przed atramentową armią i ile takich komunikatów zostało przekazanych dalej, ale na ten moment chyba mógł powiedzieć, że ten głos w jego głowie i sposób tej rozmowy przestał być tak dziwny.
- Pomóż mi. - Rzucił krótko do Seinaru dobrze wiedząc, że ten jest przy nim i czuwa - chwilowo byli osłaniani przez samurajów, a przydadzą się każde ręce do wyciągania stąd rannych, zwłaszcza, że Shijima ciągle wędrował wzrokiem od nieba do węża, wiedząc, że nie może sobie pozwolić na stracenie przeciwników z pola widzenia. - Tam są ranni. - Śmiesznie musiało to wyglądać - człowieczek wpatrzony intensywnie gdzieś przed siebie, który gestem dłoni pokazuje zupełnie inny kierunek, jednocześnie starając się delikatnie wyciągnąć jednego z rannych, by zatargać go do medyka. To się nazywa multi-tasking! Będzie co wpisać do CV. Deszcz spadał strugami z nieba i wywoływał na skórze nieprzyjemne dreszcze, zlepiał ze sobą włosy, powodował, że zapachy bitwy podbijały się z ziemi i stawały tylko bardziej intensywne, kręciły w nozdrza, szum kropel rozbijających się na ziemi, kamieniach, zbrojach, mieszający ze szczękiem stali, jękami rannych... Oto jest sławiona przez poetów Piękna Śmierć.
Czy może to była właśnie ta zniesławiona Okrutna Prawda?
Lot ptaków był dziwny, ale Shijima był pewien, że dowództwo widzi je wyraźnie - te punkty, które jak sępy kołowały nad ich głowami... opadły po prostu w dół. Prosto na łuczników. Rozległ się tylko krzyk, po którym płomień powędrował w niebo, by ochronić chociaż część z nich, kogokolwiek - i pewnie kogokolwiek ochroniły. Kolejny wybuch wstrząsnął powierzchnią. A ludzie, jak śmiesznie rzucone marionetki, jak ta kukiełka porzucona przez Yamiyo - powykrzywiane ręce, puste oczy - leżeli na ziemi, dodając do ciemnego atramentu wsiąkającą weń czerwień. Ranmaru odwrócił wzrok od tego kataklizmu, jakby nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.
- Większość ludzi na murach udało się uchronić. - Posłał jedynie komunikat. Było ciężko, ale przecież... doskonale wiedział, że się pisze. To nie tak, że szedł na wojnę w ciemno. Nie dało się tu nawet powiedzieć obojętnie...
-Jeden z nich złożył pieczęci i zrobił wokół nich osłonę ze swoich włosów. - Osłonę? Mógł to w ogóle tak nazywać? Chyba tak? Cokolwiek to było nie wyglądało jak SWAG na pokaz... albo raczej na pewno nie miało tak wyglądać - nie kiedy coś się szykowało, wróg chyba rozumiał, co, sam Shijima nie bardzo. Przynajmniej nie dopóki Raiton nie ukazał się w całej okazałości, strzelając z nieba piorunek prosto w przeciwników. Aż drgnął, niemal czując na sobie siłę tego uderzenia... ale przeciwnikom zupełnie nic się nie stało, a wąż, niby kamienna, niewzruszona statua, jak stał - tak stał dalej. - Żaden przeciwnik nie ucierpiał. Jeden z nich jest potwornie zmęczony. Dwóch z nich zażywało już jakieś kapsułki, podejrzewam, że te, które dodają chakrę. - Czyli jednak przeciwnik nie był aż tak wszechmocny... ale Shijima oczywiście szukał dziury w całym. Szukał. Skoro do nich posiłki dotarły to czy przeciwnik też nie będzie grał na czas..? Czy może liczyli na przewagę liczebną? Byli już osłabieni, a oni stracili tylko parę notek. Właśnie - notek. Notki teraz ścieliły ziemię przed nimi i były polem minowym dla przeciwników - gdyby tylko udało się je jakoś sprawnie uruchomić... - Na ziemi przed nami jest dużo notek wybuchowych. - Ostrzegł gdyby ktoś wpadł na genialny pomysł, no nie wiem, SZARŻOWANIA na przykład na węża. Plus liczył na to, że jednak ktoś ten fakt wykorzysta na ich korzyść. Gdyby tylko nie padał ten deszcz... Długowłosy otarł twarz, targając ludzi do medyków. - Szykują kolejne natarcie,
Dzicy są gotowi do szarży. Niektórzy dosiadają atramentowych bestii. - Musieli się przygotować i to porządnie.
Przynajmniej atrament spłynął z jego bladej twarzy. I tylko te oczy lśniły w półcieniach jak zwodnicze ogniki.
Użyte techniki:
62% - 2% = 60%
Nazwa
Tsūjitegan: Reberu Di
Pierwszy poziom rozwoju Tsūjitegana pozwala użytkownikowi na aktywowanie Doujutsu klanowego. Na czas jego działania oczy delikwenta tracą kolor i stają się szkarłatne, zyskując też swego rodzaju poświatę. Pozwala to na osiąganie wzrokiem dużych dystansów, a także wykrywanie energii życiowej innych. Nie jest to wybitny poziom, potrafimy odróżnić na dystans ciężkość otrzymanej rany, ale jeżeli ktoś jest w stanie śmierci klinicznej, nie odróżnimy go od martwego.
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 84 KONTROLA CHAKRY C MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 102% MNOŻNIKI:
+5 do psychiki za genjutsu rangi C POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E GENJUTSU C STYLE WALKI
Chanbara D
---
---
IRYōJUTSU FūINJUTSU ELEMENTARNE
KATON C SUITON FUUTON DOTON RAITON
KLANOWED
JUTSU:
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE): 4 kunai (za pasem)
5 shuriken (w kieszeniach spdni - 3 w przednich, 2 w tylnich)
wakizashi za pasem ukryte pod kimonem
W torbie:
*2 Bojowa pigułka żywnościowa
*2 Pigułka ze skrzepniętą krwią
*2 Bombka Dymna
*3 Bombka świetlna
*ołówek
*notes
Masaru Yoshida mógł dumnie mówić z jakiego klanu pochodzi. Mimo że oficjalnie na papierze był zwykłym Doko i używał tylko technik najniższej rangi, mimo że posiadał w swoim arsenale techniki prawie że mistrzowskie, to i tak robił dobrą robotę. Jego ataki dawały zyski ileś razy przekraczające koszta, podsumujmy co zrobił. Na samym początku walki rozbił uderzenie lwów niszcząc je bardzo, ale to bardzo skutecznie. Zaraz potem przystąpił do zniszczenia 10 węży swoimi shurikenami, żeby zaraz podpiąć kilkukrotnie żyłki czakry i rozpocząć prawdziwą masakrę w której całe setki przeciwników poległo. Gdy wybuchła notka, a ludzie zostali ranni, on jako jedyny w okolicy zneutralizował jej nie korzystny wpływ na swoją osobę i zaatakował ponownie siejąc zniszczenie i ratując sporą ilość rannych, którzy na ziemi nie mieli szans na obronę, a on skupił na sobie uwagę bestii i eksterminował je nim dostaną się do poranionych. Potem próbował stworzyć jakąś linię obrony, co niestety nie wyszło, ale nie zniechęcił się. Zabunkrował się w swojej pozycji i zaczął jako jeden z bardzo, ale to bardzo wąskiej grupy osób walczyć z ptactwem. Stwierdzenie że mało co robił było mało słuszne, bo gdyby założyć że 10 broni zdjęło przynajmniej po 3 ptaki to już dawało 30. Czyli tyle ile zdjąłby strzelec wyborowy z łuku z całym swoim kołczanem trafiając za każdym razem. Nieustępliwe walczył, ale był troszkę zawiedziony. Wewnętrzny demon w Masaru siedział cicho, i samego kuglarza też nie ciągnęło żeby z nim pogadać. W obecnej sytuacji była krew, przemoc, śmierć i tak dalej, tylko że problem był taki że było to tylko po jednej stronie. Nie czuł się jak by walczył z wrogiem, czuł się jak by zamiatał dom. Bowiem przeciwnicy byli zwykłymi plamami atramentu które nie potrafiły nawet za bardzo mu się postawić. Czekał tylko na szarżę dzikich która powinna być teraz póki łucznicy zostali zmasakrowani. Nadlatujące ptactwo uderzyło w miejsce gdzie powinni stać dowódcy i odziały dystansowe, pytanie zasadnicze było czy dowódcy odwalili kitę i kopnęli w kalendarz czy jeszcze nie. Widział wielką chmurę ognia która coś podziałała, ale nie wystarczająco, ogólnie rzecz ujmując, ta ,,świetna" pożal się boże elita która ci najemnicy wokoło uznawali chyba za jakąś wszechmocną, bo skoro ufali bardziej jej niż komuś kto u ich boku robił robotę za 100 ludzi z dzidami, albo i jeszcze lepiej, to musieli im ufać jak bogom. A ci durni bogowie własnie nie potrafili zrobić jednej, jedynej sensownej rzeczy i obronić łuczników. No kurwa. Zero dowodzenia, a przynajmniej kuglarz nie czuł za bardzo żeby podawali jakieś taktyki i tak dalej, nie czuł ich wsparcia z dystansu, nie czuł ich wsparcia w podnoszeniu morali, i teraz spartolili tak prostą rzecz. Gdyby on tam siedział na ich miejscu to może dać sobie rękę uciąć, że ani jeden ptak nie doleciałby do celu w okręgu jakiś 30m od niego. Jeszcze te odziały, prawie jak by składy były losowane. Czy jest tutaj jedna, chociaż jedna sensowna rzecz jaką ci ludzie zrobili. Może się mylił, może nie widział, może miał pecha, może stało się tysiąc innych rzeczy, może nie usłyszał, może nie chciał widzieć i słyszeć, ale no ludzie. A ci, i w tym momencie myśląc to splunął na ziemię, najemnicy i inni słabsi sojusznicy, stali jak barany i dawali się zabijać. Jak tylko się dowie że Yamiyo tak samo się zachowywała to chyba ją powiesi na drzewie i da rozerwać dzikim zwierzętom. W tym miejscu jednak zwracał honor temu dziwnemu medykowi który latał na lewo i prawo i pomagał jak mógł. Znaczy Masaru był zdania że lepiej zabić 2 przeciwników i pozwolić skonać sojusznikowi, niż pomóc sojusznikowi. Ranny przeszkadza, do tego jak dał się zranić znaczy słaby był. Ale i tak szanował go za to, bowiem ten dziwny członek jego oddziału zdawał się nie za bardzo przejmować tym co tu się działo, a świadomość u żołnierza że jak padnie to ktoś mu pomoże była dosyć motywująca. Wracając do jednak obecnej sytuacji to kuglarz pędem opuścił swój wachlarz i pomknął do tyłu, od jakiegoś czasu wiedział jak to się skończy więc był przygotowany. (post wcześniej) Wiedział że ptaki uderzą nie w nich tylko w łuczników wiec się nie zdziwił, za to zobaczył że kilku cwaniaków nieźle wyszło z opresji przy pomocy kunai i żyłek. Jego uwadze nie umknęła zmiana pogody i piorun w głowę węża, mało go to obchodziło jednak. Technika za słaba żeby powalić wroga, a jak powali to znaczy że walczą z naprawdę jakimiś prymitywami. Puścił się biegiem pod mur przyciągając broni do siebie za pomocą żyłek i cisnął je w mur z całej siły wbijając je mocno. W 3 różne miejsca posłał po 3 żyłki, do jednego nieparzyście bo 4. Zaparł się w ziemię ukląkł przycisnął dłonie do ziemi. Stworzył w ten sposób w 3 miejscach gdzie zaraz mieli spaść łucznicy kilka żyłek na które spadając powinni wyhamować impet uderzenia, a przez ich pochyłość, bo wbił je na wysokości może 5m, a dłonie dał przy ziemi, spadające ciało powinno uderzyć w nie tracąc swój impet. Co prawda żyłki może być wbiły się w ciało, ale przecież mieli jakieś tam lekkie zbroje, i lepsze to niż śmierć. Spodziewał się jednak że jak rypną w nie to może dojść do sytuacji że po prostu od nich się odbije, albo że w momencie kiedy 3 ciała spadną, to on zostanie pociągnięty do przodu, jednak przez to że się zaparł z całej siły sądził że ten ułamek sekundy da radę się utrzymać i ich wyhamować, a potem pewnie poleci do przodu, wtedy jednak po raz kolejny przyda się jego ubiór. Długie rękawy uchronią go przed otarciem się, jak by miał lecieć to minimalnie pochyli się w bok żeby skórą z niedźwiedzia z pleców przeszorać po ziemi, a nie klatą. Uważał na części kamieni które by leciały i inne przedmioty które mogły go trafić. Jeśli uzna że 3 osoby to za dużo to zmniejszy do 2 po 5 żyłek. To by była nawet lepsza sytuacji ponieważ wtedy ma po jedną osobą na rękę. W końcu jego zdrowie jest najważniejsze.
NATURA CHAKRY: Futon STYLE WALKI: Seido UMIEJĘTNOŚCI:
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 310 KONTROLA CHAKRY C MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 105% MNOŻNIKI: POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E GENJUTSU STYLE WALKI 1 (dziedzina D)
Seido-S
---
---
IRYōJUTSU FūINJUTSU C ELEMENTARNE
KATON SUITON FUUTON A DOTON RAITON
KLANOWE C
[/ghide]
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
Zabandażowana twarz wystające 1 oko/ 2m bandaża około.
Dwie opaski z bandaży na nadgarstkach, z białymi znakami.
Wielki wachlarz na plecach z rączką- http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=109&t=3641
Peleryna z futra niedźwiedzia.
Opaska na prawej nodze -wsadzone za nią 2 kunai i średni zwój
Opaska na lewej nodze - wsadzone za nią 2 kunai i średni zwój
Powyżej opasek na każdej nodze po 1 kaburze. PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
1.W zwojach po prawej stronie kukła mamy po lewej taty http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=43&t=3642
Mają po wielkim shurikenie na plecach i po 10 kunai w magazynkach.
2.Torba na pośladku zasłonięta futrem na plecach. - 10 shurikenów, 1 porcja mabishi, 10 kunai jeden papieros z narkotykiem (40/30 objętość)
3.W opasce na prawej ręce zapieczętowane 5 shurikenów 1 wielkie shuriken
4.W opasce na lewej ręce zapieczętowane 5 shurikenów 1 wielki shuriken
5.W kaburach na nodze prawej 1 wielki fuma shuriken i 15m żyłki. (20/20 objętość)
6.W kaburach na nodze prawej 1 wielki fuma shuriken i 15m żyłki. (20/20 objętość)[/ghide]
JUTSU: Ninjutsu:
-[E]Bunshin no Jutsu
-[E]Henge no Jutsu
-[E]Kai
-[E]Kawarimi no Jutsu
-[E]Kinobori no Waza
-[E]Suimen Hokō no Waza
-[E]Nawanuke no Jutsu Klanowe:
-[D]Chakura no Ito
-[D]Suna Fukumen no Jutsu
-[D]Sōshūjin
-[D]Kugutsu Kawarimi no Jutsu
-[D]Suna Fukumen no Jutsu
-[C] Kugutsu no Fūin Futon:
-[D]Fūton: Enshō No Kaze
-[C]Fūton: Kamaitachi
-[C]Fūton: Komakai Butokai Tatsumaki
-[C]Fūton: Reppūshō
-{B}Fūton: Shinkūgyoku
-{B}Fūton: Jūha Shō ( http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=6 ... p60578))
-[A]Fūton: Shinkūha
-[A]Fūton: Kaze No Yaiba
-[A]Fūton: Kazekiri no Jutsu
-[A]Fūton: Jūha Reppū Shō (http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=6 ... 583#p60583) FūINJUTSU:
-{D} Fūin no Jutsu
-[C] Kuchiyose: Raikō Kenka (http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=6 ... 593#p60593) Seido:
-[D] Sōshuriken no Jutsu
-[D] Kage Shuriken no Jutsu http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=6 ... 597#p60597
Opis Podstawowa technika kuglarzy. Za jej pomocą wytwarzamy na czubkach palców cienkie nitki chakry, które następnie można podłączyć do marionetki. Dzięki odpowiednim ruchom rąk i palców jesteśmy w stanie wywołać pożądane ruchy u kukły, np.: przemieszczenie się czy też aktywowanie danego mechanizmu. Początkujący kuglarze muszą podłączyć aż dziesięć nici do jednej marionetki aby funkcjonowała poprawnie. Z czasem liczba ta ulega zmianie i możliwe jest sterowanie większą ilością lalek za pomocą mniejszej ilości nitek. Same nici chakry są niesamowicie wytrzymałe, a przeciąć je można jedynie ostrzem pokrytym chakrą, bądź całkowicie z niej stworzonym. Zniszczyć może je także wystarczająco duża siła (od przeciętnej wzwyż). Od rangi klanowej B istnieje możliwość sprawienia, że nici stają się niewidoczne, przez co shinobi bez specjalnych zdolności nie będzie mógł ich dostrzec.
Nazwa
Sōshūjin
Pieczęci
Brak
Zasięg Max.
100 metrów
Koszt
Brak
Dodatkowe
Wykonywane przy pomocy nici z techniki Chakura no Ito
Opis Odpowiednik zwykłej żyłki w połączeniu z kontrolą broni podczas walki. Dzięki tej technice jesteśmy w stanie manipulować kilkoma kunaiami czy shurikenami jednocześnie (czy też innymi przedmiotami o podobnej wadze). Podłączenie się do broni za pomocą nici pozwala na uniesienie i ciśnięcie jej w obranym kierunku tak, jakbyśmy rzucili nimi normalnie. Maksymalnie można sterować dziesięcioma przedmiotami na raz. Tor lotu broni może być przez nas nieznacznie korygowany. Należy jednak zaznaczyć, że jutsu to nie pozwala na dowolną kontrolę broni przez nieograniczony czas, a ogranicza się jedynie do podniesienia przedmiotów, a następnie ich ciśnięcia. Trzeba jednak zwracać uwagę na ciężar podnoszonych przedmiotów, np.: fuuma shuriken jest już zdecydowanie za ciężki i jego waga nie pozwala na wykonanie techniki.
Nazwa
Sōshuriken no Jutsu
Pieczęci
Brak
Zasięg
Zależy od długości posiadanej żyłki
Koszt
Brak
Dodatkowe Wymaga broni miotanej (nie kunaia) i żyłki|Podczas wykonywania techniki: +10 Percepcji.
Opis Technika pozwalająca na wprowadzenie elementu zaskoczenia w pojedynku. Użytkownik przyczepia do broni miotanych żyłki, za pomocą których - precyzyjnymi ruchami palców - jest w stanie kontrolować lot oręża. Dzięki temu można na przykład sprawić, że rzucone shurikeny, których przeciwnik uniknął, zaatakują go ponownie, albo broń poleci za róg, gdzie ukrywa się nasz przeciwnik. Skuteczne, lecz wymaga dobrej orientacji w terenie. Na jedną rękę przypada 5 żyłek z małymi brońmi/1 żyłka z dużą.
Ból... Było to jedno uczucie, które zdominowało całkowicie umysł Kurusu. Do jego mózgu nie dobiegały nawet rozkazy od dowództwa lub zwyczajnie je ignorował. Trudno to w obecnej chwili stwierdzić... Ba! Jest to niemożliwe. Na szczęście wewnętrzny promyk euforii zapalił się, gdy do najemnika podbiegł medyk, który natychmiastowo rozpoczął dokonywanie aktu pomocy. Na początku wydawało się jakby ból słabnie jednak uderzył z jeszcze większą mocą... Jednak najemnik nie miał zamiaru wrzeszczeć, zamiast tego wgryzł się we własną maskę, by powstrzymać się od tego i przy okazji nie odgryźć sobie języka. Po długich sekundach, które zdawały się być wiecznością, czegoś bliskiego do tortur w końcu cierpienie ustąpiło. Częściowo... Już nie było eksplodujące na całych plecach a skupione w punktach w które się wbiły te metalowe gówna. Jednak podpierając się mieczem wstał obolały z niezwykle małą chęcią do kontynuowania tego starcia.
Oczy Kurusu zauważyły jedną rzecz, wróg na razie nie szturmował na lądzie, tylko rozpoczął atak powietrzny na łuczników... Ale szczerze, i tak nic z tym nie zrobi więc czas się zając inną rzeczą. Podszedł do swojej kukły i podłączył ponownie do niej nici, musiał zobaczyć jak bardzo zablokowane są mechanizmy i czy da radę na szybko je wyczyścić... Brak broni w przypadku konfrontacji będzie niezwykle niefortunne... Jednak na razie nie odzywał się do swoich towarzyszy ani słowem, nie był w humorze do rozmów.
Statystyki i Chakra:
Opis Podstawowa technika kuglarzy. Za jej pomocą wytwarzamy na czubkach palców cienkie nitki chakry, które następnie można podłączyć do marionetki. Dzięki odpowiednim ruchom rąk i palców jesteśmy w stanie wywołać pożądane ruchy u kukły, np.: przemieszczenie się czy też aktywowanie danego mechanizmu. Początkujący kuglarze muszą podłączyć aż dziesięć nici do jednej marionetki aby funkcjonowała poprawnie. Z czasem liczba ta ulega zmianie i możliwe jest sterowanie większą ilością lalek za pomocą mniejszej ilości nitek. Same nici chakry są niesamowicie wytrzymałe, a przeciąć je można jedynie ostrzem pokrytym chakrą, bądź całkowicie z niej stworzonym. Zniszczyć może je także wystarczająco duża siła (od przeciętnej wzwyż). Od rangi klanowej B istnieje możliwość sprawienia, że nici stają się niewidoczne, przez co shinobi bez specjalnych zdolności nie będzie mógł ich dostrzec.
Jak mówił sensei czarnowłosego: "Może i śmiech nie jest lekarstwem na wszystko, ale na pewno nie zaszkodzi". Akarui zdawał sobie sprawę z siły, jaką dają wysokie morale na polu walki. Wiedział, że ciągłe skupienie na walce jest dobre, ale szybko może zmienić człowieka w jedną z dwóch rzeczy: maszynę do zabijania, albo przestraszone warzywo. Żadna ze stron tego medalu nie jest dobra i nie jest pożądana. Pierwsza to szał, przez który już nie jeden pomylił wroga ze sprzymierzeńcem. A druga to strach, który zwykle równa się z kolejnym trupem, kolejnym paciorkiem na liczydle śmierci. Dlatego w każdej sytuacji należy pozostać człowiekiem. A co odróżnia człowieka od maszyn i roślin? Cóż, między innymi poczucie humoru!
Właśnie do tego dążył Akarui. Chwila uśmiechu podarowana sojusznikowi może uczynić cuda większe od najlepszego Iryoujutsu. Stąd te żarty, stąd ten śmiech i stąd ten banan na twarzy w każdym momencie, który tylko na to pozwalał. Stąd też również zagadywanie do innych noszących rannych i zabitych, na przykład: - Hej, hej! Świetne wykorzystanie marionetki, oby tak dalej, Panienko!(*) Albo: -Hehe, trzeci raz się chyba tu spotykamy! Oby do następnego, przyjacielu!
Rozpadało się na dobre. W tym deszczu pomiędzy Murem a wężem nadal trwały walki, aczkolwiek już nie tak zajadłe, jak jeszcze parę minut wcześniej. Rzesze atramentowych stworzeń został przerzedzone. Sytuacja zdawała się być opanowana, choć tylko pozornie. Wtedy to, gdy Akarui oddawał razem z Usashimaru kolejnego rannego, ogromne wyładowanie elektryczne trafiło w głowę ogromnego gada. Czyli to jednak była technika kogoś od nas! Czyżbyśmy mieli pozbyć się tego potencjalnego dowództwa Dzikich jednym uderzeniem? Zaraz potem przybył jednak raport: "Żaden przeciwnik nie ucierpiał". Do tego przeciwnicy przygotowywali się do kolejnego ataku, tym razem pojawią się osobiście... I następne rozkazy: "Chronić łuczników!"
Akarui spojrzał nad siebie i zobaczył, jak część z atramentowej ptasiej floty dotarła do Muru pikując prosto w niego i naszych ludzi. Tam są nasi! W jednej chwili nastąpiło wiele wybuchów i deszcz nie był jedyną rzeczą spadającą z nieba. Tym razem miał towarzystwo w postaci budulca i ludzi. Akarui nie mógł stać w miejscu! Nie mógł patrzeć, aż ludzie, którzy nie są w stanie zatrzymać bezlitosnej siły grawitacji, rozbiją się u jego nóg! Zadziałał automatycznie. Krzyknął krótkie: - Usashimaru, za mną, pilnuj mnie! I ruszył biegiem w kierunku muru, wskakując na niego i biegnąć parę metrów wzwyż, uważając na lecące fragmentu budowli. Plan był dość prosty, choć jakże niebezpieczny: Przejąć w locie choć jedną bezwładnie spadającą osobę, zatrzymać ją przy sobie na ścianie, albo przynajmniej zamortyzować upadek, podając stojącemu niżej Usashimaru. Przekonał się już o sile i pożyteczności tego szlachetnego Shinobi’ego i wiedział, że może na Niego liczyć. Ważniejsze było, czy sam da radę? W tym celu jak tylko podbiegł te parę metrów po murze, wbija jak tylko się da swój kastet między kamienie bądź cegły, przyczepia się podeszwami do ściany tak, iż wygląda, jakby na niej kucał, a wolną i wyciągniętą ręką próbuje uchwycić przelatującego.
Akarui zareagował pod impulsem. Jego natura nie pozwoliłaby mu stać w miejscu. Skoczył, bo wiedział, że ktoś potrzebuje pomocy. Taki już był. Ale czy da radę kogokolwiek uratować? Młody medyk nie może zapomnieć o jednej zasadzie, jaka musi towarzyszyć każdemu konsyliarzowi: Własne bezpieczeństwo przede wszystkim! Dopiero w momencie, gdy jeden ze spadających będzie w zasięgu, może się okazać, że Akarui jest bezradny. Że złapanie go, bądź próba amortyzacji jest bez sensu i zamiast jednego martwego, może być zaraz dwóch, w tym on sam. Wtedy nie może pomóc… Jednak nikt by nie chciał takiej sytuacji! Jeśli tylko uda mu się kogoś złapać, to lepiej wybić komuś bark (możliwe, że sobie również), a jednak nie pozwolić na pojawienie się mokrej plamy zamiast Shinobi’ego! A jak to spada jakaś ważna osobistość? A jeśli to któryś z dowódców? Albo z innej beczki! Jak to piękna kobieta??
Ukryty tekst
(*) - tekst do Yamiyo jeśli dane nam będzie spotkać się gdzieś pod murem odnosząc rannych
Ewakuacja rannych z pola bitwy była dla niego dobrą okazją do złapania oddechu. Chwila przerwy w walce na śmierć i życie, mając za plecami potężnych wojowników pozwoliła nie tylko odpocząć mięśniom, lecz również umysłowi. Kei postarał się zapewnić Shijimie możliwie najefektywniejsze wsparcie w transporcie rannych, pomagając nieść tych cięższych, jak i samemu starając się mieć oczy dookoła głowy w obawie o zbłąkane węże lub notki, które mogłyby im zagrozić. - Wygląda na to, że pierwsza runda za nami... - Dyszał lekko, gdy z uśmiechem starał się poprawić im obu humory. Rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem Yamiyo. - Jej chyba też nic się nie stało. Chyba już nigdy nie ruszę się z Teiz... - Zaśmiał się, gdy dźwigał z Ranmaru kolejnych rannych. - Nie wiem dlaczego ktoś pomaga tym dzikim. Mają po swojej stronie potężnych shinobi i ktokolwiek to jest, raczej nie życzy dobrze naszej stronie... - Do tej pory chyba nikt nie domyślał się nawet tożsamości przeciwnego dowództwa, jednak sam Seinaru coraz poważniej myślał o tym, że to nie są rdzenne dzikusy, którzy nauczyli się korzystać z chakry. Według samuraja ktoś musiał wcześniej przedostać się na drugą stronę i podburzyć innych do walki. Kto wie, może mieli też coś wspólnego z wcześniejszym atakiem bestii na Mur? Sprawa była o tyle tajemnicza co niebezpieczna, jednak Kei liczył na to, że wyjaśnienie tej zagadki to jedynie kwestia czasu i postępów w bitwie. - Zastanawiałem się o tym, jak zdobyć psa do mojego gospodarstwa. Nie spotkałem na Teiz żadnej hodowli. Myślę, że będę musiał poszukać jakiegoś w drodze powrotnej na wyspę... - Rzucił znowu do niego, starając się na chwilę oderwać od kurzu, krwi i śmierci.
Nagle jednak przestrzeń przeciął huk. Sei zajęty ewakuacją nie za bardzo skupiał się na otoczeniu, przez chwilę był wyłączony z odbierania wiadomości i otrzeźwiła go dopiero ogromna eksplozja atramentowego ptactwa na Murze. - O rany... - Szepnął tylko do siebie, gdy widział palących się, spadających z wysokości żołnierzy. Deszcz ciał, krzyki i płacz po raz kolejny uderzyły go cierpieniem, które niesie ze sobą wojna. Ruszył nawet krok do przodu aby dopaść do miejsca zdarzenia, jednak zatrzymał się. To już się stało. Ludzie JUŻ umarli. Dziwne, że nigdy nie możesz zdążyć nikogo ocalić, prawda Sei?
Zamilknął i po odstawieniu kolejnego rannego pociągnął Shi za rękaw. - Czas wracać do szeregu. Musimy być gotowi na kolejne natarcie. - Nie było słychać w jego głosie wahania, ale również nie było w nim zapału ani gniewu. Był jakoś... jakoś zautomatyzowany, jak robot, który po prostu wykonywał swoje zadanie. Im mniej czujesz zadając kolejne ciosy, tym lepiej dla Ciebie, lepiej dla Twojego sumienia. Był już wyprany z motywacji, chciał tylko dotrwać do końca tej walki i uciec stąd na swoje Teiz, do swojej przystani.
Ukryty tekst
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Jakikolwiek pomysł, który padł z jej ust nie mógł zwyczajnie zostać wykonanym, a wszystko to winą nagłego postępu akcji, która definitywnie przestawała wyglądać tak kolorowo, nie żeby w ogóle kiedykolwiek była malownicza, a skąd. Nie dość, że Oshi prawdopodobnie nie miał nawet okazji zareagować, tak jak proponowała, to dodatkowo ptactwo zdecydowało, że zrobi całkiem inny pożytek z notek. Na domiar wszystkiego, nie było pewności, czy Senju w ogóle cokolwiek od niej usłyszał. W takich wojennych momentach chyba nie ma zbyt dużo do wyboru jeśli mowa o momentalnym zapominaniu, co działo się pięć sekund wcześniej, bo przecież czas przelatywał tutaj tak szybko. Nie zaprzątała sobie głowy podziękowaniami Shinji'ego, bo przecież na samym początku ustalili, że będą na siebie zwracać uwagę, chwilowe oślepienie jest jak najbardziej momentem, w którym należy pomóc, przynajmniej takie przekonanie miała Mo, która wcale się nie wahała. Oczywiście, gdyby nadarzyła się okazja takiego samego uratowania jednego z nieznanych sobie wojowników, być może również i im byłaby w stanie w taki sposób pomóc, kto wie. Na razie nie było to tak istotne. Polecenie odnośnie łuczników jakoś w międzyczasie zmusiło ją do spojrzenia w stronę ludzi spadających na dół. Przerażający widok został przerwany przez słowa Shinji'ego, który wykorzystał chwilową przerwę na odetchnięcie tym smrodem przerażającej śmierci. Widok wszystkich ciał, które były wynoszone, czy też bezruchu leżały w ich okolicach były zwyczajnie obezwładniające, częściowo budziły pierwotne chęci ucieczki i ratowania życia, choć w przypadku Motoko była to przemożna chęć zrobienia czegoś na przekór. Bardzo miała ochotę na konkretne działanie, które ukróciłoby im tej bitwy, która w swoich skutkach ciągnęła naprawdę przykre przeżycia, choć czy fakt, że miała przy swoim boku kompanów nie liczył się do jednego z tych naprawdę pozytywnych? Hola, hola, ale przecież to jeszcze nie koniec ich przygody, w każdym momencie mogła liczyć na szpilę wbitą między łopatki, dlatego też względne zaufanie było jak najbardziej wskazane, wiadomo nie zbyt mocno, jak jej tradycja nakazuje! - Masz moje miecze. - stwierdziła bez ogródek, przytakując głową, z ogromnymi, czerwonymi tęczówkami wpatrującymi się w jego roześmianą twarz. Częściowo rozumiała jego pobudki, choć przerażenie rosnące w jej piersi nie pozwalało wręcz głęboko odetchnąć, choć równie dobrze mogło to być to stęchłe powietrze. Mo starała się zbytnio nie pokazywać, że jest przestraszona, bo przecież to wojownikowi nie przystoi, jednakże prawdziwą walkę mieli jeszcze stoczyć i to nie raz, co napawało ją niemalże o drgawki! Włożyła każdy miecz do osobnej sayi i przeczesała wzrokiem pobojowisko. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko, starając się przy tym nie zaciągnąć zapachem bitwy, którego sam widok wręcz kuł w kilkunastu miejscach, a może to przetrenowanie?
Krótki wygląd: -Niebieskie włosy. -Całe ciało pokryte tatuażem w motywach lasu. -Zlote oczy. -Wakizashi na plecach, przy pasie. -Czerwony płaszcz, przewiązany w pasie rękawami. -Typowe sandały do połowy łydek. -Bandaże na dłoniach, sięgające do samych łokci.
Senju opanowywał wszystkie negatywne emocje, które w tym momencie przeszkadzały w racjonalnym sposobie oceny sytuacji. Wiedział że wielu wojowników już padło, a kolejni straceni to coraz mniejsze szanse na zwycięstwo z oponentem. Kamienne twory które ukończył, w pewnym stopniu odgradzały przeciwnika od pierwszych link zjednoczonych shinobi, w naturalny sposób odgradzając ich od zajścia wojowników z flanki. W ogólnym rabanie i zgiełku wywołanym starciem z atramentowymi bestiami, Oshi usłyszał nagle swoje imię, wykrzykiwane przez osobę którą dopiero po chwili zauważył. Motoko stała kilka metrów dalej, w towarzystwie czarnowłosego młodzieńca z klanu Uchiha. Senju zaobsorbowany instynktem przeżycia, całkowicie pominął jakąkolwiek myśl w której można przypuszczać że jego towarzysze będą potrzebować pomocy. Zarówno Shinji jak i Motoko byli kilka poziomów ponad nim, bardziej chciał bronić ich pleców by sami mieli jak wyeliminować głównego przeciwnika. Teraz jednak plan nieco się zmieniał, Oshi wykorzystując kunaie z wystrzelonych wyrzutni, bronił się przed przypuszczalnymi atakami, przebijając się w stronę z którego zostało posłane wezwanie. Musiał pomóc swoim, nie ważne jakie były jego prywatne oceny ludzi walczących na tym polu… W trakcie gdy każdy walczył o przetrwanie, tworzyli jedną komórkę, nie było tutaj podziałów przez które wynikały konflikty międzyrodowe.
Oshi nie posiadał wystarczających umiejętności, by przywołać coś co przydałoby się w przypadku kolejnego desantu czarnych ptaków przeszywających niebo. Stając wreszcie obok dziewczyny, spojrzał na ich dwójkę łapiąc łapczywie kolejne oddechy, po czym odezwał się wreszcie spokojnym głosem który nie pasował do sytuacji.
-Przepraszam że tyle to trwało… Nie tak planowałem spędzić dzisiejszy dzień
Oshi chciał się nawet pokusić o uśmiech, jednak wizja konających całkowicie zepsuła ten efekt.
-Nigdy nie tworzyłem większych konstrukcji, jednak postaram się zrobić coś przydatnego…
Chłopak całkowicie skupiony na swoim zadaniu przełknął głośno ślinę, po czym wyłączył się z zadania obrony własnego ciała, całkowicie skupiając się na możliwości pomocy przydzielonym mu towarzyszą.
Kekkei Genkai jego klanu posiadało niezwykłe możliwości, Oshi wiedział o wojownikach ze swego szczepu, którzy na martwej ziemi potrafili tworzyć owocowe drzewa… On sam niestety był na najniższym poziomie wyszkolenia, dopiero wchodził w świat który otwierał przed nim możliwości ukryte za obudzonym mokutonem.
Jednak gdzie był najlepszy czas na rozwijanie możliwości, jeśli właśnie nie w czasie starcia z przeważającą siłą wroga.
Oshi obudził pokłady zgromadzonej Chakry, skupiając się na tym jednym zadaniu… Wiedział że jego siły duchowej energii znajdują się na niskim poziomie, jednak wizja pomocy innym przeważała nad wszystkim. Tworząc pieczęć węża, Oshi chciał przywołać sześć metrów poskręcanych grubych pni/krzewów, które miały skutecznie odgrodzić ich od nadlatujących ptaków. Ściana miała metr od końca skręcać w stronę ukrytych Shinobi, tworząc niewielki dach. Miał tylko nadzieję że w jakiś sposób im pomoże.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Oshi dopiero na sam koniec swego działania, zdał sobie sprawę z tego co właśnie się stało. Ptaki obrały całkiem inny cel, łucznicy stacjonujący na murze zostali narażeni na ich samobójczy atak… Kolejni ludzie umierali, kolejne losy zostały zakończone w morzu śmierci. Senju usiadł pod stworzoną ścianą, ukrywając głowę w wyciągniętych kolanach… Powoli miał dość tego krwawego spotkania, jaki był cel śmierci tych istot… Kto i dlaczego czerpał z tego przyjemność… Jakiemu Bogu należało składać cześć za dzisiejsze widowisko.
0 x
Towarzysz podróży •<~
•Imię: Burū
•Wiek: 5 lat
•Płeć: Męska
•Wielkość: 80 cm ...*Wąż ukrywający się przeważnie gdzieś na ciele Oshiego, owinięty wokół szyji przyjemnie syczy mu do ucha gdy krew niemal wisi w powietrzu. Złote spojrzenie pionowych źrenic, niebieskie łuski mieniące się w słońcu zielonym odcieniem. Chłopak nadał mu miano Burū... Było to pierwsze co przyszło do jego głowy, gdy ujrzał jak mały gad wydostaje się z rozciętych wnętrzności większej besti.*...
Krótki wygląd: Wysoki, szczupły brunet o jasnych, żółtych tęczówkach. Cechą charakterystyczną jest głęboka blizna przecinająca twarz. Mężczyzna nosi lekki, przewiewy strój w którego skład wchodzą spodnie, tunika, okrycie głowy i szyi - wszystko w odcieniach bieli.
Widoczny ekwipunek: Płaszcz, tunika, okrycie głowy i szyji, rękawiczki, blaszane plakietki na nadgarstkach oraz pochwa z kataną przypasana u boku.
/Przepraszam, że po takim czasie odpisuję. Już jednak po urlopie i wróciłem do aktywności... ; )
Kenshi postanowił poświęcić cenny czas i umiejętności na coś, co mogło nie wywołać pożądanego skutku. Pomyślnie jednak przeprowadzony manewr, mógł z nawiązką wynagrodzić to poświęcenie. Dużo więcej Kenshi mógł uczynić jednak dobrego eliminując wrogie dowództwo, z czego zdawał sobie doskonale sprawę - stąd też konsekwentnie realizował plan działania, nie oglądając się już na innych, co też jak się szybko okazało, kosztowało innych trochę zdrowia. - Zaczyna się - mruknął w chwili gdy potężny błysk rozświetlił czarne niebo, a w następnej sekundzie burzowa błyskawica spłynęła na łeb ogromnego wężą. Błysk na chwilę oświetlił pole bitwy, by sekundę później bezpowrotnie przeminąć, przywracając na pierwszy plan, pole bitwy zasłane krwią, atramentem oraz wodą. W tym samym czasie ptasia chmara atramentowa, która cały czas utrzymywała się w bezpiecznej odległości od walczących, w końcu coś przedsięwzięła. Jak się niestety okazało, podjęły najgorszą idącą w konsekwencjach dla nas decyzję. Zaatakowały mur. Czarnowłosy spoglądał z pewną grozą jak część atramentowego ptactwa dociera do pozycji obrońców i tym samym wysadza w powietrze kilkanaście osób, niektórych wciąż żywych. Kenshi równocześnie otrzymał informację, że to co uczynił nie przyniosło oczekiwanych rezultatów: "Żaden przeciwnik nie ucierpiał. Jeden z nich jest potwornie zmęczony". Słowa które usłyszał w głowie, były jak otrzymanie obuchem w potylicę. - Nie zapominajcie, że naszym priorytetem jest obrona muru. Jeżeli teraz nastąpi rozprężenie w szeregach, szczególnie po takim ciosie, to nieprzyjaciel się przedrze! - przedstawiciel szczepu Maji przemówił, zarówno do osób które znajdowały się bezpośrednio w jego otoczeniu jak i w myślach do tych wszystkich, którzy chcieli ruszyć, przez pole minowe usłane notkami wybuchowymi. Kenshi wciąż pamiętał o tym, że dowództwo miało plan na węża i skoro mu się nie udało położyć tej bestii i ludzi na nim zasiadających na odległość, to uważał, że nie należy łamać nałożonych na nich rozkazów, tylko bronić tego przesmyku. Za wszelką cenę.