Posiadłość Sanada

Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Mujin »

W teorii mógł zostać ile chciał, gościnność Sanadów faktycznie była niczego sobie. Chyba nigdy się z takim czymś nie spotkał, prawdopodobnie dlatego że nie wchodził swojego czasu w zbyt bliskie interakcje z innymi ludźmi. Nie potrzebował ich w zasadzie, więc ich unikał. Jak się mówiło na takich ludzi? Służbista? Chyba, to by całkiem dobrze pasowało. Ale teraz klient był w dalekiej krainie, Karmazynowych Szczytach. Mógł wynająć przecież pokój w oberży czy w jakimkolwiek innym miejscu. Mujin musiał przyznać, że nie za bardzo rozumiał ich podejście do jego osoby. Cóż, wykonywał po prostu swoją robotę. Mieli transakcję wiązaną. Poznał ich w dość nietypowych jak dla niego okolicznościach i tym samym częściowo przełamał strach przed moczeniem się w wodzie z innymi, fakt. No to im musiał przyznać. Ale coś poza tym? Hmh. Dobre pytanie. Powinien się nad tym zastanowić kiedy będzie miał już czas dla siebie. Kiedy wsiądzie na statek, za radą Shikaruia, i popłynie do Sogen czy innego portu. Bliżej do Ryuzaku niż na piechotę na pewno.
- Cóż, dobre pytanie. - odpowiedział Mujin. Ile zechce jeszcze żerować na ich dobroci? Ile jeszcze zechce zmarnować czasu nim wróci do swoich pacjentów? Przeprowadzi sekcję zwłok tego potwora którego ma w zwoju? Dwa dni? Tydzień? Ciężko było powiedzieć, ciężko było jakoś to określić. - - Pewnie do momentu planowanej operacji. Upewnię się że nie nastąpiły komplikacje. I bym wracał do Ryuzaku. Statkiem, jak proponowałeś. - dodał jeszcze. Rehabilitacja i potencjalne powikłania zawsze miał wliczone w koszty, nigdy nie zakładało się najlepszego scenariusza. Nawet ktoś kalibru Mujina musiał bać pod uwagę konsekwencje niepoprawnego wyleczenia pacjenta albo nie poradzenia sobie z postawionym mu zadaniem. Niestety coś takiego mogło się stać. W takim wypadku musiał pomóc wrócić do zdrowia pacjentowi tak szybko, jak to możliwe.
- Nie, spokojnie, Asaka-san. Czuję się bardzo chciany. Jak nigdzie wcześniej, powiem nawet.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Kiedy już nawet jego prywatny tłumacz zawodził to wiedziałeś, że jest bardzo źle i coś się bardzo mocno ten tegowuje. W tą wcale niedobrą stronę. Dziwne? Ani trochę. Zarówno on jak i ona swoje przeszli w Oniniwie. I nawet jeśli Shikarui był kawał stali kantańskiej, czy jedna z lodowym gór Hyuo, innymi słowy - trudny do poruszenia, to nim również wstrząsnąć się dało. A Oniniwa bardzo mocno potrząsnęła jego posadami. Już wystarczyło potrząsania oba światami. To nie była grzechotka do zabawy, ni szklana kula, w której miały tańczyć białe opiłki imitujące śnieg.
- Teraz rozumiem. - Jego nie rozumiem, dlaczego tak jest, po co, dlaczego - to nie były złośliwości, tak i teraz nie było w tym niczego złośliwego. W takich chwilach był jak najczystsza istota na tej ziemi, nieskażona pewnymi rzeczami, próbująca pojąć te najbardziej proste jak i bardziej skomplikowane mechaniki działania świata. Ta akurat była jedną z bardziej skomplikowanych, tak mu się wydawało. Jak zresztą zazwyczaj emocje, które mocno drążą serce i absorbują uwagę.
- Więc moje uczucia do Akiego nic nie znaczyły. - To o to chodziło? Ale przecież mówił jej tyle razy, że przestał kochać Akiego. Nie wierzyła? Czy nie potrafiła uwierzyć? A może nie chciała? Cokolwiek było powodem, Shikarui nie musiał się nawet moment zastanawiać nad tą odpowiedzią, kiedy usłyszał słowa Asaki. Oczywiście znaczenie uczuć ciągle było w mocy - nie uważał, że to było nieważne. Było bardzo ważne. Było jego pierwszym, bardzo ważnym krokiem w życiu. Ale tak samo uważał za bardzo ważne osoby wielu innych ludzi. Poniekąd uważał, że to właśnie chciała Asaka usłyszeć. I powiedział to głównie dlatego. Ale też była to prawda. Jeśli pogodzić to, że uważał, że wszystkie emocje były ważne i istotne, że to uczucie tak naprawdę znaczyło dla niego wiele, tylko po prostu wyblakło z czasem i zaniknęło... Nie miał pojęcia, jak to połączyć, ale mu to wcale nie przeszkadzało i nie zamierzał próbować. Skoro tak było to niech będzie. Hipokryzja nigdy mu nie przeszkadzała. Przynajmniej ta jego własna. Hmmm... Shikarui lekko zmarszczył brwi. To był jakiś wyznacznik? Że przyjaciele się nie całują, ale zakochani tak? Nie, nie, stop. Nie zamierzał dzisiaj się nad tym rozckliwiać, bo zacznie go bardziej boleć głowa, niż już bolała.
- Jak wielkie ryzyko bierzemy pod uwagę? - Musiał o to zapytać. Nie dlatego, że zamierzał się wycofać, a dlatego, że chciał wiedzieć, w co naprawdę się pakuje. Czy nadal nic nie wiemy? Mujin miał miesiąc czasu na zagłębianie tematu, kiedy tutaj przebywał, to całkiem sporo. A przecież - mówili o jego oczach. O jego bardzo cennych oczach, które pozwalały widzieć o wiele, wiele więcej. - Wypocznę i jutro powinienem być gotowy. Jeśli czegokolwiek ci potrzeba do operacji? - Nie śpieszyło się jakoś nadmiernie. Może im troszkę do lidera, bo i tak zwlekali przez opóźnienie Shikiego. To znaczy Asaka czekała. Mogła załatwić wszystko sama - poczekała. Cieszyło go to. Co prawda to ona w zasadzie składała całe raporty, ale lubił być przy tym obecny. Rany, sam sobie wszystko wtedy zazwyczaj przypominał. Ale tutaj... czuł, że tutaj oboje będą mieli problemy z posegregowaniem informacji. Ponadto te informacje wcale nie były lekkie. Ani z jednej, ani z drugiej strony. Tym nie mniej wszystko, czego Mujin potrzebował, mogli załatwić - a nie wiedział, na ile te rzeczy będą tutaj łatwodostępne.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Wcale nie sądziła, że pytania Shikiego były złośliwe czy celowo uszczypliwe. Znali się już na tyle, że Asaka wiedziała, że czarnowłosy ma sporo problemów z przyswojeniem niektórych oczywistości rządzących tym światem i nie przeszkadzało jej to, że musiała mu nieraz jakieś zawiłe problemy czy myśli tłumaczyć od podstaw. Od początku tak wyglądało w ich relacji i nie to, że białowłosa miała męża za przygłupa – o, wręcz przeciwnie. Sanada był cholernie bystry i inteligentny, ale wtedy, gdy znał się na jakimś temacie. Gdy się nie znał… cóż, nie udawał przynajmniej, że rozumie. To znaczy udawał – w towarzystwie. A przy niej nie musiał udawać nikogo kim nie był, więc te rozmowy, w których Asaka coś mu wykładała, nie były takie rzadkie i nie były wcale dziwne. Dzisiaj po prostu oboje byli zmęczeni, a do tego Asaka była przeciorana psychicznie przez wydarzenia w Oniniwie. Zresztą jak niby inaczej mieli dojść do tego punktu, w którym są teraz, że Asaka była w stanie zrozumieć z tych często nieskładnych myśli Shikiego o co mu właściwie chodzi? To się nie działo samo z siebie – a zostało wypracowane wieloma godzinami rozmów i tłumaczeń, tu nie było żadnej drogi na skróty. I jak inaczej Shikarui miał znać własną żonę, jeśli nie poprzez takie rozmowy? A rozmawiali przecież o rzeczach przeróżnych – to że jakieś tematy jeszcze mieli nieporuszone przez te cztery lata znajomości to był prawdziwy cud, ale i na nie, jak widać, był prędzej czy później czas.
- Teraz ja nie rozumiem. Przed chwilą mówiłeś, że wszystkie emocje coś dla ciebie znaczą – czy może raczej użył jej słów na to, że nie tyle nie znaczą, co wyblakły i zniknęły, ale po prostu były gdzieś w pamięci? Tak, mówił wiele razy, że przestał kochać Akiego. I to nie tak, że nie wierzyła – raczej sprawa rozbijała się o słowa, bo Asaka wierzyła, że jeśli przestało się kogoś kochać, to znaczy, że nie kochało się wcale. Poza tym, uważała, że Shikarui używa niektórych słów na wyrost nie do końca tak jak trzeba. To, w co nie wierzyła to w miłość po kilku tygodniach znajomości, która zakończyła się raptem po kilku miesiącach. Takie coś to nie była miłość. To nie było nawet zakochanie. Zauroczenie, o. I to ją tak wkurzało. Używanie wielkich słów do czegoś, co nie miało szans mieć miejsca, bo czas temu nie sprzyjał. Tak jak wkurzało ją to, że Shikarui uważał, że tak bardzo zna Akiego. Znał? Naprawdę? Jak można kogoś znać znając go ledwie kilka miesięcy? Oni we dwójkę, ona i SHikarui, nadal się poznawali – jak widać – a byli ze sobą od tych czterech lat, choć jako para to od… trzech i pół? Nawet nie wiedziała jak to liczyć. A to przebijało staż Shikaruiego i Akiego wielokrotnie. I on mówił, że go zna. Czy teraz już raczej powinna mówić w czasie przeszłym. O to tylko chodziło. O źle dobierane słowa, które tak ją drażniły i w nomenklaturze stawiało ją gdzieś na równi z tym człowiekiem – właściwie obcym Sanadzie.

Wygodniej ułożyła się na poduszkach, kiedy SHikarui wrócił do pokoju, a ona aż wydała z siebie westchnięcie ulgi i na krótki moment przymknęła oczy. Tak, potrzebowała powiedzieć, czy półleżeć w wygodniejszych warunkach, jej ciało się o to dopominało.
Sama nie wiedziała jak wielkie ryzyko brali pod uwagę, ale na jej niedoświadczony umysł, to całkiem spore – dlatego tak się bała o męża i o tę całą operację. A bo to wiele trzeba było, żeby kogoś zabić? Okaleczyć? A to ostatnie, czego dla swego męża chciała. Zwłaszcza przy tak delikatnym narządzie, jakim jest oko i to… tak cenne. Według Asaki Tsujitegan był dużo więcej warty od pieprzonego Sharingana.
- Chętnie pomogę w operacji, Mujin-san. Będę wtedy do twojej dyspozycji jako asysta – mówiła o roli, a nie o sobie jako asystentce medyka. Po pierwsze ze względów bezpieczeństwa, jakby coś miało pójść nie tak. Po drugie jako dodatkowe źródło chakry. Po trzecie z ciekawości. Po czwarte, żeby samej zebrać doświadczenie. Po piąte – żeby dopilnować, że wszystko dzieje się jak należy, tak dla pewności i spokoju ducha. No i nie wytrzymałaby w samotności w pokoju obok, zastanawiając się, czy wszystko jest dobrze. Właśnie z tego samego powodu w ogóle udała się z mężem do Oniniwy. - Mam kupiony jeszcze jeden, pusty pojemnik z substancją konserwującą, żeby przechować oko Shikiego na później, więc to nie będzie potrzebne. Poza tym mam wszelkie potrzebne narzędzia do operacji w razie czego – to z takich podstaw. Czyste bandaże też miała. Czy coś więcej było potrzebne? Była otwarta na propozycje
- Mam nadzieję, że nasza gościnność cię nie krępuje. Wyniosłam to z rodzinnego domu, mam całkiem dużą najbliższą rodzinę – a dzisiaj okazało się, że była jeszcze większa niż wcześniej sądziła. I to, jak na rodzinę ninja (nie mylić z rodem), było całkiem niezwykłe. - Moja matka zawsze lubiła podejmować gości i jakoś tak mi… hm… zostało.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Mujin »

Ryzyko? Cóż, chciałby móc dokładnie określić jak wielkie będzie. Czy rzędu kilkudziesięciu procent czy może pół na pół? Skąd miał wiedzieć? W statystykę i inne dziedziny matematyczne nigdy się nie bawił, to nie była jego działka. Jego działką było wszystko z dziedziny medycyny. No dobrze, powinien móc wyliczyć jakieś szanse. Biorąc pod uwagę że to będzie jego pierwszy raz, poziom wyuczenia fachu medycznego, ekwipunek, stan pacjenta...
- Musiałbym zerknąć na stan oczu które masz. W sensie tych zdobycznych. Ale jeśli byłby w dobrym stanie to szacowałbym szanse na około dziewięćdziesiąt procent na powodzenie operacji. Jestem pewien swojego rzemiosła. - z rozbrajającą wręcz pewnością siebie powiedział Mujin. Nie było potrzeby bawić się w uczciwości i realne szanse. Trzeba było zachowywać komfort psychiczny pacjenta także przed operacja. Dzieci głaskać po główce i mówić, że nie będzie bolało, oczywiście kłamiąc, każdego innego przekonywać że nie jest źle i da się coś zrobić. Tak, kłamiąc, powie jeden. Minimalizować straty moralne, powie Mujin.
- Narzędzia mam, z tym nie powinno być problemu. A asystę chętnie przyjmę, na pewno okaże się pomocna. - asysta? Jedna osoba będzie wyjmować oko, a druga regularnie dostarczać chakry w celu regeneracji? Znieczulenie może nałożyć wcześniej więc to będzie mógł poczynić samodzielnie. Narzędzia odkażone i zdezynfekowane, na wszelki wypadek uczyni to jeszcze z dwa razy. Czy czegoś mu brakowało? Nie, zdecydowanie nie. Wszystko miał, zarówno pod względem teoretycznym jak i praktycznym.
- Trochę tak, przyznam że krępuje. - Mujin zajął miejsce przy stole czy też jakimkolwiek innym siedzeniu, któe było pod ręką. - Nie przywykłem do tego. W mojej rodzinie nigdy nie mieliśmy aż takiej polityki gościnności. I w sumie to ja nigdy nie praktykowałem. No bo ten... Nie miałbym jak się odpłacić w razie czego, jakbyście zawitali w Ryuzaku. Nie mam zbyt wiele przestrzeni mieszkalnej, a świadomość że wy dajecie mi tak dużo nie jest... No, sami rozumiecie. - powiedział, a właściwie to wydukał. Ciężko było mu ubrać w słowa to dziwne uczucie które kłębiło się w nim ponownie, kolejny raz od momentu zawitania do nich, ale chyba odpowiednio to określił. Niemożność odpłacenia się. Ludzka życzliwość? Prędzej poczucie uczciwości, jakie jeszcze posiadał. Na szczęście dalej miał zakrytą twarz, bo Shikarui i Asaka mogliby zobaczyć dość nieprzyjemny grymas na jego twarzy. Smutny grymas.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Zaufanie. Samotność. Miłość. Przyjaźń. Patrzysz uważnie? Przypatrz się. Kiedy te słowa teraz przesuwały się po twojej głowie - ile z nich rozumiesz? Jak głęboko może sięgnąć wzrok ślepca, żeby pojął, co ma przed oczami? Shinobi zachwycali pod tym względem, potrafili walczyć i sprawnie poruszać się pomimo. Ułomności zwalczali innymi, o wiele bardziej rozwiniętymi darami i na tej podstawie układali swoje życie. Ty robisz to samo. Małpujesz i udajesz, a potem wcielasz to w życie i wszystkim wmawiasz, że to czysta prawda. Podana na tacy prawda. Asaka potrafiła znieść chyba wszystko, co zostało jej przedstawione i tylko jednego nie potrafiła stolerować. Fałszu. Jeżeli cokolwiek zrozumiałeś z tego, co zostało ci podstawione (zamiana ról? tak, żebyś wiecznie to ty wszystkiego nie podawał), to było właśnie to. Najsmutniejsze było to, że wcale nie przeszkadzało to pewnych rzeczy nie mówić, bo kiedy oczy nie widzą, wtedy sercu nie żal. Przecież byłoby żal, gdyby dowiedział się o notce zdolnej śledzić chakrę podarowanej jakiemuś dzieciakowi. Bolało serce, kiedy manipulacje i szachrajstwa wychodziły na wierzch. Ale czy to naprawdę działało w drugą stronę? Ile możesz znieść, zanim powiesz: dość? Nie należysz do osób, które tolerują prawdę. Kiedy jest ujawniana, kiedy coś ci się nie podoba, to nie ma takiego zrozumienia, jakie wychodziło u Asaki. Nie tak to działa? Widzisz, zaufanie polegało na to, by wiedzieć, że możesz powiedzieć drugiej osobie o wszystkim a ta, mimo, że jej się to nie spodoba, po prostu to zaakceptuje. Może zezłości, może trochę pomarudzi. Może nawet zasłoni mową milczenia na dzień czy dwa światy ze sobą połączone - ale nigdy ich nie rozdzieli.
Ufasz przecież tylko jej.
90% brzmiało bardzo dumnie, bardzo zadowalająco. Brzmiało jak coś, co sam by powiedział swojemu klientowi, gdyby chciał sobie zostawić to okienko błędu, ale jednocześnie tak sprytnie, żeby klienta zadowolić. No bo przecież 90% było bardzo blisko setki. Pełnej liczby oznaczającej równie pełną gwarancję. Może gdybyś nie nauczył się w życiu liczyć na siebie to zabrzmiałoby to zadowalająco. I tak brzmiało. Lawendowe oczy, skupione bardzo uważnie na medyku, przecież już mu zaufały. Świat widziany jednym okiem wcale nie był taki piękny, ale dla mocy był w stanie poświęcić bardzo wiele i podjąć wielkie ryzyko. Tym większe, kiedy pozwalała ona chronić. W tym chyba krył się sekret tego wszystkiego. Im byłeś silniejszy, tym skuteczniej mogłeś obronić siebie, tych, których kochasz i swój świat. Problemem tego sekretu było to, jaką drogę wybierałeś (i wybierzesz nie raz), by do celu dotrzeć. Historia mogłaby zapamiętać go po jego krwawych odciskach butów, jakie za sobą zostawiał, ale nie dostanie takiej możliwości, bo posiadacz tych ślepych oczu bardzo dobrze zacierał ślady. I choć był ślepy na emocje i ciężko je pojmował, potrafił je dobrze naśladować. Dlatego bardzo dobrze rozumiał też sztukę manipulacji. Czy Mujin robił to specjalnie czy nie - zastanawiał się nad tym nie raz. Ale lubił go za to. I za to, co usłyszał, też go polubił.
- Jestem bardzo strachliwy. Bez żony do niczego się nie zabieram. - Obdarzył medyka uśmiechem, odzywając się, kiedy propozycja asysty została przyjęta. Była to prawda... połowiczna. Ucięta. Jedna z tych, które Sanada lubił najbardziej, bo nigdy nie była oczywista. Asaka była jego odwagą. To wystarczyło. Ciągle się jeden za drugim dziwili, że czarnowłosy potrafił skoczyć do przodu i zostawić ją na polu bitwy, czy zabrać ją ze sobą do Hana. Na spotkanie samej Śmierci, jak twierdzili. Oh, Shikarui, to takie nieodpowiedzialne! Odpowiedzialność to śmieszne pojęcie. Wiesz, co oznacza według słownika? Że jest to obowiązek moralny odpowiadania za kogoś. Przyjęcie na siebie tego obowiązku. Ślub nim był. Skreślenie z rodziny Mori, wpisanie jej do rodziny Sanada... ooo, było jej do tej rodziny bliżej, niż którekolwiek z nich podejrzewało. Ciekawe, czy Mujin wiedział..? Nie, chyba nie. Chyba nie znał prawdziwego nazwiska Asaki. Był ciekawy, zapewne by pytał. Na pewno. Tak czy siak brał przecież za nią pełną odpowiedzialność. Mógł skakać do przodu i zabierać ją do Hana, bo w i e d z i a ł,że ona nie jest małym dzieckiem, które nie potrafi o siebie zadbać. Wiedział też, że on sam zawsze o nią dbał. Wiedział to lepiej niż wszyscy ci mądralińscy na tym świecie. Nie był gotów na to, by się z nią rozstawać. Nie chciał słyszeć żadnych pożegnań i nie zamierzał trzymać jej zimnej dłoni. Tak długo, jak długo oddychał, mógł ją chronić.
- Masz rację. To całkiem sporo. - Powiódł wzrokiem po pogrążonym w spokoju, cichym domu. Wszystko, czego kiedyś nie można było mieć, dziś było. Realne, namacalne i prawdziwe. I można się było do tego przyzwyczaić. Uznać to za normę, że każdemu się należy, każdy to ma, a jeśli nie to będzie miał. To nie była prawda.
Właśnie przez moment przypomniał sobie, czym jest samotność. Kurzem na meblach. Pustym pokojem. Stygnącym łóżkiem. Blednącym zapachem. Zarastającym chwastami ogrodem podczas zmieniających się pór roku. Tym była samotność.
- Udamy się na spoczynek. Jestem bardzo zmęczony tym tygodniem. - Odezwał się po dłuższej chwili, wyłączając z rozmowy i podniósł, by wyciągnąć dłoń do białowłosej. - Nie krępuj się i czuj się jak u siebie. - Zwrócił się jeszcze do Mujina. W końcu godzina była młoda, gdyby zgłodniał lub przytrafiło się cokolwiek innego nie było powodów, dla których Mujin miałby się powstrzymywać. Sam skierował się z Asaką do sypialni. Ściągnął z siebie kimono i przebrał w lekkie odzienie do snu. Białe. Nie lubił bieli. Nie lubił jej, bo kojarzyła mu się wyłącznie ze śmiercią. Z ludźmi stojącymi na cmentarzu i płaczącymi nad tymi, których już nie ma. Śmieszna sprawa, bo wcale go to nie poruszało. Drażniło. Przynajmniej dopóki nie myślał w ten sposób o Saki.
- Asaka. - Ułożył się na macie obok niej, łapiąc jej dłonie i zamykając w swoich. Były takie małe i drobne, chociaż te jego wcale nie były wielkimi łapskami. Shikarui nie był wielkim facetem. Przy większości ninja wypadał dość blado. - Te emocje do Akiego dawno wyblakły i zgasły. - Zastanawiał się, jak to zrozumieć i ująć, ale teraz wiedział. Jak zwykle - potrzebował swojego czasu. Naprawdę rozumiał. - Ufam ci. Ponad wszystko. Nie chcę, żeby to się zmieniło. - Nie chciał już nigdy więcej przeżywać rozczarowań. Sprawiłyby, że byłby znów bardzo, bardzo zły.
Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął, przysuwając swoją głowę do jej klatki piersiowej i wsłuchując się w bicie jej serca.
Następny dzień zaczął się spokojnie. Shikarui nie plątał się po prostu pod nogami - siedział w miejscu po śniadaniu i patrzył, jak dwójka ninja przygotowuje operację. Misterną, skomplikowaną operację. Zarówno strzykawka z krwią jak i oczy wsadzone do specjalnego pojemnika z jeszcze bardziej specjalną substancją stały w jednym miejscu. Mujin mógł je ocenić. Ich stan. Ciekawe, ilu byłoby w stanie zabić dla takich oczu. I ilu mogłoby zabić dla takich oczu, jakie posiadał on. Ile osób wiedziało, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Gotowy do operacji przyglądał się narzędziom, procesowi dezynfekcji i wszystkiemu, co się tutaj działo. Sama myśl o tym, że jakieś narzędzie miało być trzymane przez kogokolwiek innego niż Asaka sprawiało, że był spięty - nawet gdy był to Mujin. To nie był odruch mózgu, nad którym miał kontrolę. Ten umysł ciągle mu szeptał, że przecież można zdradzić. Ludzie się zmieniają, mają swoje plany, pomysły. Nie śpi dobrze ten, co grzechem jest struty. A Shikarui był zatruty zbyt wieloma grzechami zdrady. Słowem jednak o tym nie wspomniał i nie zamierzał. To był tylko szept - nie alarm. Nie pozwalał sobie na niepotrzebną panikę. Jakby tego było mało, to przecież mogło się nie udać.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Zerknąć na oczy… Nawet sama na nie jeszcze ni zerknęła, bo były ważniejsze rzeczy do roboty, niż oglądanie wyłupionych oczu Akiego. Asaka zresztą starała się odciąć od tego, że to jego oczy i starała się myśleć o tym, że to po prostu narzędzie, które przyda się Shikiemu. Takie samo, jakie miał Toshiro – widziała to z bliska, w Akatori przy stole. Zresztą od początku nie myślała o nich do końca jako o czymś od tego przeklętego Uchiha. Asaka nie zatajała niczego przed Shikaruiem, bo uważała, ze na kłamstwie i manipulacji nie da się zbudować niczego trwałego, a chciała, by to, co mieli między sobą, trwało wiecznie. Do końca ich żywotów, a później w kolejnych i kolejnych. Bo wierzyła, że naprawdę trafiła na kogoś, kto trzymał w swojej klatce piersiowej drugą część jej serca i duszy, jej idealne dopełnienie. Więc to, że czegoś mu nie mówiła, wynikało w zasadzie tylko z tego, że co innego miała na głowie i zwyczajnie wypadło jej z myśli, a nie dlatego, że chciała mu oszczędzić nerwów czy czegoś w tym stylu. Gdyby tak było, to nigdy nie pokazałaby mu listu, jaki wysłał do niej Toshiro. A przez ten tydzień naprawdę miała na głowie tyle, że nietrudno było o czymś zapomnieć. Prawdą było jednak, że nawet mimo tego, że Asaka sobie marudziła i się złościła mocniej czy słabiej, nie wyobrażała sobie, że miałaby się odwrócić i odejść – tak, by już więcej go nie zobaczyć. Na samą myśl czuła takie ściśnięcie w sercu, jakby miano jej to serce wyrwać. A przecież bez serca nie dało się żyć.
Bo Shikarui był jej życiem, nawet jeśli czasami miała ochotę go trzepnąć tak, żeby coś do niego dotarło. Nigdy jednak nie podnosiła na niego ręki, a jak jeden raz musiała dać mu w twarz, żeby się opamiętał i ogarną, bo od tego zależało ich życie, to przepraszała go… długie godziny.
Shikarui faktycznie bywał strachliwy, a przez to – ostrożny. Bo był paranoikiem. Asaka przy takich zabiegach musiała go wręcz trzymać za rękę, by dodać otuchy – tak było, gdy Rida pozbywała się jego blizn. I teraz też nie wyobrażała sobie, że mogłoby jej nie być obok w momencie, gdy tak bardzo będzie jej potrzebować. Prawdą było też to, że bez niej do niczego się nie zabierał, bo pracowali w duecie, jak to przedstawiła Asagiemu, i na misje chodzili razem, dopełniając się nie tylko w życiu codziennym, ale też w trakcie pracy.
Kiwnęła Mujinowi, ciesząc się z tego, że przyjmie jej pomoc. Była całkiem dobra w przyjmowaniu poleceń, a doskonale wiedziała jak się tutaj układa hierarchia i kto wie więcej i lepiej od niej. Chodziło o życie jej męża, Mujin mógł mieć pewność, ze Asaka zrobi wszystko co trzeba, żeby te szanse powodzenia zwiększyć najbardziej jak się da.
- Mujin-san, trzeba było powiedzieć wcześniej, że cię to krępuje – Asaka uśmiechnęła się życzliwie pomimo zmęczenia znaczącego jej twarz. Nie miała mu nic za złe, naprawdę. - Ludzie w Daishi są tradycjonalistami. Przyjmowanie gości to dla nas coś całkowicie normalnego. No i wiemy jak jest. Mamy dom wybudowany na modłę Karmazynowych Szczytów właśnie – duży, więc mamy możliwość kogoś przyjąć. To rodzinny dom. A i ta rodzina się przecież za kilka miesięcy powiększy. Ani ja, ani Shiki nie oczekiwaliśmy, że gdy udamy się do Ryuzaku, to że będziemy ci siedzieć w mieszkaniu. Bywaliśmy tam już, wiemy jak są tam budowane domy i że nie są tak przestronne jak nasz. Więc nie zaprzątaj sobie tym głowy, bo nie oczekiwaliśmy, że zrobisz dla nas dokładnie to samo. Każdy daje przecież tyle ile może. Zresztą… Inaczej jest podjąć jedną osobę, a inaczej parę – Asaka naprawdę lubiła dużo gadać, a teraz uznała, że trzeba pewne sprawy wyłożyć Mujinowi wprost, skoro temat już wypłynął. Nie było sensu, żeby się tym denerwował czy stresował. - Ty przecież wykorzystujesz na nas swój talent medyczny – każdy dawał tyle ile mógł i co mógł. Oni mogli dać przestrzeń, Mujin swoje usługi. Równowarta wymiara? Tak i nie, bo Asaka i tak zamierzała zapłacić Mujinowi, choćby symbolicznie, jeśli nie chciałby przyjąć od nich pieniędzy. Na biednych akurat nie trafiło, ale Asaka nie chciała go już bardziej krępować, więc sobie to na ten moment darowała.
Poderwała głowę w górę, kiedy Shikarui uznał, że udadzą się na spoczynek i choć była trochę zdziwiona – co było widoczne – to przyjęła to z widoczną ulgą. Siedziała tutaj w pozycji półleżącej na poduszkach, bo nie czuła się najlepiej, a sen z pewnością dobrze by jej zrobił, to był fakt.
- Prawda. Pamiętaj, że dostałeś od nas pozwolenie, więc jak będziesz głodny czy cokolwiek innego, to skorzystaj i nie zastanawiaj się czy wypada, czy się pogniewamy czy cokolwiek innego – z drugiej strony Mujin był u nich przez miesiąc, więc pewnie już to wiedział, ale skoro teraz wyszło, że czuł się skrępowany, to Asaka czuła, że musi to powiedzieć. Takie słowa potrafiły dodać otuchy.
Wyciągnęła dłoń do Sanady i pozwoliła pomóc sobie podnieść się z poduszek. Złapała równowagę potrzymała się ramienia męża i wraz z nim udała się na piętro budynku, żeby tam wyciągnąć z szafy maty i posłanie, i rozłożyć je w odpowiednim miejscu w sypialni. Sama też się przebrała, bardzo luźno, luźniej nawet niż chodziła po domu, krótko jeszcze zerkając na swoje zmieniające się ciało. Położyła się i przykryła, patrząc jeszcze na oporządzającego się Shikiego, nim dołączył do niej. Mogła być na niego wcześniej zła, ale teraz z ulgą przyjęła to, że był obok niej i że miała go przy sobie.
- Mmm? – wymruczała, kiedy zwrócił się do niej po imieniu. Pytająco, bo nie wiedziała, o co mu może teraz chodzić, jednak ton, jakim wypowiedział swoje ulubione słowo wskazywał, że będzie zaraz kontynuować. Zaskoczył ją zresztą, bo sądziła, że tamten temat zakończyli – a przynajmniej na dzisiaj. Skłamałabym mówiąc, że serce Asaki nie zabiło teraz mocniej, głośniej – a Shikarui z pewnością mógł to usłyszeć, kiedy w końcu udało mu się zebrac swoje nieskładne myśli i je nazwać. Asaka przez moment jeszcze milczała, patrząc na niego, trzymając dłonie w jego dłoniach. W końcu jednak wyciągnęła jedną rękę spod pościeli i lekko przejechała palcem po skroni lawendowookiego, a potem zaczepiła kosmyk kruczoczarnych włosów o jego ucho. - Czemu by miało? Zawsze będę przy tobie, na dobre i na złe. Jesteś moją rodziną, taką, którą wybrałam sama – w końcu był dla niej wszystkim. Co nie znaczyło, że mogła akceptować wszystko, co robił. Do tej pory jednak akceptowała. Był jej wyborem, i obietnicą złożoną przed bogami. Choć to nie ze względu na nich chciała przy nim trwać, a ze względu na siebie, jego, wszystko co ich łączyło i dlatego, że chciała. To był jej wybór. Dyktowany sercem.
A potem Asaka łagodnie zaczęła głaskać go po włosach, uspokajająco. Najpierw zasnął on, potem – ona. Też nie wiedziała kiedy. Pewnie wraz ze słodkim pocałunkiem.

Asaka jak zwykle wstała przed Shikaruiem, chcąc przyrządzić śniadanie. Ogarnęła też rzeczy jakie mieli z podróży, przeszukując wszystkie zwoje i torby, żeby wziąć wszystko, co było potrzebne. Z jakim więc zdziwieniem odpieczętowała zwój, by znaleźć w nim... kolejny. Opatrzony imieniem Shinjoro. Miała bardzo głupią minę, gdy go rozwijała, a jeszcze głupszą, kiedy przeczytała co się w środku znajdowało. POEZJA. Hana. Haiku Antykreatora. Jej... Jej pradziadka. W ogóle zapomniała, że mieli to ze sobą - i gdyby nie to, to pewnie oddałaby to Antykreatorowi, kiedy zbierał fanty. Ale... no zapomniała, jak raz i teraz przeżywała zdziwienie. Z tym zdziwieniem zresztą obudziła Shikiego i wręczyła mu ów zwój, żeby sam zobaczył jaki "skarb" mieli ze sobą. Dopiero później obejrzała resztę rzeczy. Oczy w pojemniku z substancją konserwującą – wyglądało, że w dobrym stanie. Krew w strzykawce – nie wiedziała, czy będzie potrzebna czy nie, więc poleciła Shikiemu wziąć krew, tak na wszelki wypadek. W pokoju, tym, w którym ostatnio Mujin leczył ranę Sanady, Asaka przygotowała wszystko co potrzeba. Przegotowaną wodę, alkohol, czyste bandaże, komplet narzędzi – ten swój, bo Mujin miał swój. Krew, pojemnik z oczami. A później trzymała już Shikiego za rękę, uspokajająco kręcąc kciukiem kółka na jego skórze. Wszystko będzie dobrze, jestem przy tobie – to mówił ten gest.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Mujin »

Tak, mogło być to. Ogólna kultura ludzi którzy tu mieszkali. Otwarci, z dużymi domami, gościnni. Chyba tak było, musiał ufać tutaj tutaj ludziom, którzy w tym środowisku przebywali dłużej niż on. Czy Aburame mieli właściwie jakieś schematy zachowań? Nie miał pojęcia, nie pamiętał aż tak wiele ze swojego dzieciństwa. W jego małej wiosce wszyscy się znali i wszyscy mieli ze sobą dobre stosunki, przyjezdni nie byli częstym widokiem, więc w sumie ciężko było powiedzieć czy jego rodzice zaoferowaliby komuś nocleg i zakwaterowanie na cały miesiąc. Jakby się dorzucił chociaż. Dom rodziny to nie oberża ani zajazd. Ale Asaka wysunęła sensowny punkt. Nie oczekiwali tego samego w zamian. Inaczej podjąć jedną osobę, inaczej parę. Inaczej mieć odpowiednio duże mieszkanie, co w Ryuzaku nie było aż takie częste. A to on wykorzystywał na nich talent medyczny? Cóż, jakby nie patrzeć to byli jego królikami doświadczalnymi w zakresie przeszczepów, gdzie będzie dopiero na Shikaruiu poznawał praktyczne podstawy. Więc nawet jak z ich perspektywy mogło to wyglądać jak robienie im przysługi, to w najlepszym wypadku była to transakcja wiązana z korzyścią dla obydwu stron. Jedna strona miała potencjalnie nowe oczko, a druga doświadczenie w zakresie operacji przeszczepiania oczu innej osobie i ogólnie materiału genetycznego. Obydwie strony miały tutaj korzyść, ale oni wkładali jeszcze kwaterunek do tego. Czy było to więc takie równoważne? Słowa Asaki ewidentnie miały w sobie mnóstwo racji, ale nie przekonały jednak Mujina w stu procentach.
- Pewnie, zrozumiałem. I dziękuję. - odpowiedział na to. Wolał po prostu temat zakończyć, żeby nie musieć do niego wracać pomimo braku wygrane jednej strony w tym konflikcie. To znaczy żadnego konfliktu nie było, ale nie czuł się przekonany do końca do stanowiska które zostało przedstawione.
- Hmh. Rozumiem, nie ma problemu. Dobranoc życzę. - on, w przeciwieństwie do nich, jeszcze się nie ruszył. Jeszcze miał zamiar trochę tutaj posiedzieć, raz jeszcze chcąc przypomnieć sobie wszystkie informacje które znalazł w Oniniwie. Informacje o przeszczepach. Jego notatki na temat całego procesu. Mujin prawie nigdy nie operował
w regularnych przedziałach czasowych, poddając się barziej chwili inspiracji. Mógłby pewnie przesiedzieć przed notatnikiem całą noc. Ale nie, zdecydowanie nie. Przesiedział jeszcze godzinę, raz za razem upewniając się w prawdziwości swoich notatek, po czym poszedł do "swojego" pokoju. Tam raz jeszcze zdezynfekował swoje nadzędzia, zarówno alkoholem jak i żywym ogniem. Musiał być w idealnej kondycji fizycznej i mentalnej do przeprowadzenia operacji. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. I poszedł spać. Nic więcej, nic mniej.


Mujin wstał gdzieś około rana. Późnego rana, mniej więcej. Zazwyczaj ludzie sami z siebie go budzili, kiedy czegoś potrzebowali. Stukanie do drzwi, mocne walenie właściwie, było dla niego pobudką. Kiedy ktoś czegoś potrzebował, do tego momentu miał tyle czasu ile potrzebował. Słysząc odgłosy przygotowań śniadania zszedł na dół i na spokojnie zjadł co mu dano. I następnie przyszła pora na przygotowania. Rozstawione narzędzia, przygotowane techniki. Nawet zauważył pobraną krew Shikaruia. Wział do ręki słoik z pływającym w substancji konserwującej oczyma. Dwie kulki białka z czerwoną tęczówką i czarnymi "łezkami". Sharingan. Pierwszy raz widział je w takiej pozycji i z tak bliska. Oceniał ich stan. Był on zaskakująco dobry. Sprawdził narzędzia raz jeszcze, całe wyposażenie. Nic nie mógł zostawić przypadkowi, a każde zaniedbanie tylko pogarszało jego szanse na sukces.
- Ostatnia szansa na wycofanie się. - powiedział, nieco żartobliwym tonem, próbując rozluźnić ewidentnie napiętą atmosferę. Ale też dawało to szansę Shikaruiowi. Ostatni przebłysk rozsądku przed tym, co miało nastąpić.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Śniadanko, poranna pielęgnacja włosów (Shikarui bardzo o swoje włoski dbał, Asaka musiała mu je dzielnie nacierać olejkami i innymi specyfikami. Tylko nie co rano, rzecz jasna), ubieranie się - wszystkie te względnie normalne czynności. Bo to przecież był normalny poranek - tylko jego ciąg dalszy miał być zupełnie popierdolony. Ciężko było mówić o budzeniu się w idealnym nastroju. To było budzenie się, które już nastrajało na misję. Różnica polegała na tym, że tym razem on nie miał nic robić - po prostu przetrwać. I jego ciało musiało być odpowiednio... odpowiednio co? Gotowe? Bo gotowy się czuł. Wypoczęty, zregenerowany - dobry obiad, ciepła kąpiel i cud, który Mujin zrobił z jego organizmem, dzięki czemu nie było nawet śladu na skórze. Niepokojące, jak wiele można zawdzięczać jednemu człowiekowi.
Całe to pojebanie nie zaczęło się jednak od operacji, nieee! Dzień stanął na głowie w momencie, kiedy Asaka pokazała mu... tomiki poezji. Uniesiono wysoko brwi i wybałuszone oczy jawnie wskazywały, że za bardzo Shikarui nie rozumie, co ona do niego mówi. I co mu daje. Tomiki? Poezji? Stworzone przez Shijiro? Nawet tego nie skomentował i nie zadał tych pytań, które dęba stanęły w jego głowie. Po prostu wziął jeden z nich, otworzył. I czytał. Albo raczej zamierzał, bo przesunął kilka kartek, zerkając na styl pisma, na jego charakter, niektóre znaki były trudne do rozczytania, nadal miewał problemy, kiedy ktoś nie stawiał całkowicie prostych znaków. A każdy miał inny charakter i od tego nie było ucieczki. Dlatego zostawił to na później. Czytał mnóstwo rzeczy, od tego, jak skutecznie ubijać krowy i które części są z nich najcenniejsze, poprzez hodowlę kwiatów, gdzieś po drodze czytając o rekinach żyjących w ciepłych morzach czy to, jak skutecznie wychowywać dziecko albo 30 porad jak zachować dom w czystości. Odkąd czytać się nauczył czytał w zasadzie wszystko, co mu weszło w rękę, a co nie było typowymi powieściami. Preferował te encyklopedyczne rzeczy, z których się można było czegoś nauczyć. A już najchętniej czytał rzeczy dotyczące ludzi. Ich psychiki. Psychologii. Ale wiersze? Nigdy nawet nie pomyślał, żeby spróbować. A pamiętał przecież, jak Han mówił, że jego rodzina miała talent. Talent do pędzla.
Pewne ruchy Mujina sprawiały, że człowiek łatwo mógł się upewnić co do tego, że ten człowiek wiedział, co robi i nie zaskoczy go niczym nieprzewidzianym. Co innego, że to Mujina mógł zaskoczyć ludzki organizm, ale akurat tak daleko głowa Sanady nie wędrowała, bo i tak daleko jego wiedza medyczna nie sięgała. Ciało to ciało - matka mu powiedziała, że każde było takie samo, więc tak musiało być. Gówno prawda, ale ignoranci tacy jak on już tak mieli. Lubił obserwować Mujina podczas różnych jego czynności. Tak jak uczył go strzelać z łuku podczas polowań, czy kiedy Mujin przechadzał się po ogrodzie. łapał jego szczególne zainteresowanie przez swoją drobną budowę, przez to, że te palce również przywodziły mu na myśl takie, które były stworzone do pędzla - nie do miecza. A jednak dzierżył w swoich dłoniach rzecz od miecza potencjalnie ostrzejszą. Skalpele. Posiadał zdolności pozwalające wzmocnić jego siłę, ciało, jak Asaka. Człowiek, który wolał ratować życia ludzi. Z zasadami, które potrafił naginać, by spełnić swoją ciekawość, ale nie do tego stopnia, by dopuścić się do zdeprawowania mordem. Tym z zimnej krwi - nie w obronie własnej. Jak wyglądać miała obrona własna w wydaniu Yokage pozostawało na razie dla niego tajemnicą. Teraz jednak ta obserwacja nie przynosiła ze sobą przyjemności. Trzymał dłoń Asaki. Trzymał za słoń własną Odwagę.
- Nie zmienię zdania. - O tak, kiedy już coś postanowił, nie było siły, która mogłaby go od tego odciągnąć. Chyba to najbardziej denerwowało Asakę. Zwłaszcza, że kiedy się nakręcił, zafiksował, zazwyczaj nie potrafił nawet normalnie czegokolwiek wyjaśnił. Jak w amoku - szedł. Tutaj było tak samo. Argumenty i ostrzeżenia jakby odbijały się od niewidzialnej ściany i nie mogły po prostu do niego trafić. Tak się miało stać. Musieli spróbować, bogowie inaczej nie posłaliby go taką ścieżką. A może mieli po prostu chęć ukarania go właśnie w taki sposób. To się miało okazać. Położył się wygodnie i nabrał głębokiego tchu.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Rytuał wzajemnego czesania sobie włosów to było naprawdę… Kogoś obcego, kto widziałby coś takiego u Sanadów musiałoby to wprawić w osłupienie, ale przez te lata życia razem pewne zachowania im się utarły. Zaczęło się od tego, że Asaka prosiła Shikiego, żeby rozczesał jej włosy – później okazało się, że byłą przy tym jak kot i wprost uwielbiała to czesanie. Później Shikarui zapuścił te swoje czarne pióra, podpatrzył co Asaka robiła ze swoimi i zażyczył sobie tego samego. Więc później Asaka czesała jego i przy tym bawiła się jego coraz dłuższymi włosami. Lubiła to, chyba nawet lubili to oboje. I chodził później Shikarui po domu w dziwnych fryzurach po zabawach Asaki. Tym razem sobie to jednak odpuściła i po prostu związała mu te włosy tak, żeby później nie przeszkadzały. Zwoje zresztą też – w długi luźny warkocz, który tak lubiła i który jej nie przeszkadzał. Fizycznie czuła się… znośnie. Na pewno się wyspała – bo w końcu w objęciach ukochanej osoby, mając go przy sobie, nie martwiąc się, czy jeszcze wróci do domu. Bo wrócił. Teraz sprawa rozbijała się o to, co ona i Mujin musieli zrobić – i jak. Nie popełniając błędu, błądząc tak naprawdę po omacku. Ale Asaka była zdeterminowana. Skoro Shikarui, mimo jej gorących próśb by się zastanowił pięćset razy czy NA PEWNO, nawet jeśli coś mogłoby pójść nie tak, nadal był przekonany… Cóż. Najwyżej straci wzrok. Ten dało się odzyskać, była tego pewna po tym, co widziała u ślepej Chise. W każdym razie wiedziała, że musi zrobić wszystko co potrafi i może, a nawet więcej, żeby go dzisiaj nie stracić.
W tych przygotowaniach była bardzo dokładna, tak samo zresztą jak Mujin. Swoje narzędzia też wyczyściła i wypaliła dla świętego spokoju, żeby mieli tutaj zapasowy komplet, gdyby, na przykład, jakiś skalpel spadł na ziemię przypadkowo potrącony. Lepiej było być przygotowanym zawczasu, niż później pluć sobie w brodę. Pokój normalnie był zaciemniony, ale dzisiaj Asaka odsłoniła ciężkie i ciemne zasłony, a do tego zapaliła kilka świec, żeby mieć pewność, że razem z Mujinem będą widziesz wszystko tak, jak powinni.
Pomogła Shikiemu się położyć na stole, z którego wcześniej ściągnęła wszystkie graty i podłożyła tam miękką kołdrę dla wygody, a na nią narzuciła wykrochmaloną płachtę materiału. Tak, poplami się, jasne, ale zawsze mogła ją wyprać. Poprawiła zresztą wszystko przy głowie Shikiego i jeszcze uśmiechnęła się do niego, gdy już leżał wygodnie. Denerwował się, nawet on, nie było to specjalnie dziwne.
- Pamiętaj, że będę ciągle obok – powiedziała do niego miękko i pogłaskała go po czole, zaciskając palce na jego dłoni drugą ręką. - Mujin-san, będziesz go unieruchamiał i znieczulisz swoją techniką? – zapytała zresztą zaraz medyka, podnosząc na niego swój wzrok. - Jeśli będziesz na cokolwiek potrzebować chakry, to tylko powiedz, dobrze? – upewniła się jeszcze, że mieli jasność i splotła palce z palcami Shikiego. Chciała go w ten sposób potrzymać do momentu, aż Mujin go nie znieczuli. Czy odetnie mu też w ten sposób nerwy, żeby Shikarui nie widział co się będzie działo? Czy to wszystko będzie… na żywca? Asaka wzięła bardzo głęboki wdech, a potem wstrzymała powietrze, gotowa na wszystko, co przyniesie następne… ile minut? Trochę na pewno, bo to była bardzo bardzo baaardzo delikatna operacja. Pozostała tylko jedna kwestia jeszcze: - Kochanie. Które oko chcesz wymienić? Prawe czy lewe? – heh, nikt z nich o tym nie pomyślał, ale dla niej miało to znaczenie. Nie to, żeby oko Uchichy było prawe czy lewe, to nie miało przecież znaczenia, chodziło raczej o kwestie… estetyczne.
Była w każdym razie gotowa dopasować się do czegokolwiek, co zarządzi Mujin, choćby jednym tylko słowem. W końcu jednak puściła dłoń męża i jeśli trzeba było, to przygotowaną wcześniej chustą zasłoniła mu drugie oko, tak na wszelki wypadek – albo zamknęła mu delikatnie powiekę tego oka, które Shikarui chciał sobie zostawić, którekolwiek to było. Stała po drugiej stronie od Mujina, naprzeciwko niego, przyglądając się jego dłoniom bardzo uważnie, gdy rozszerzał powiekę tego oka, które miało zostać wyciągnięte. Patrzyła jak to robi, jakie gesty wykonuje. Gdy zaś już narząd wyciągnął, wzięła do ręki narzędzie, którym wyjął oko i na którym zostało, by Mujin miał wolne ręce, do wyjęcia z pojemnika Sharingana. Dopiero wtedy sama wrzuciła oko Shikiego - to, które w przyszłości miała otrzymać ona - do pojemnika z substancją konserwującą, tego, gdzie był jeszcze jeden Sharingan. Szczelnie zamknęła wieko pojemnika i umieściła je na szafce z dala od stołu, żeby im nie przeszkadzało. Nie robiła tego wszystkiego wolno jak ślimak, bo wiedziała doskonale, że teraz potrzeba jej, żeby odciążyć Mujina. Skupiła chakrę i jedną ręką zaleczała otwartą ranę pustego oczodołu męża, chcąc powstrzymać krwawienie. Nie trzymała dłoni na oku, a lekko nad, tak, żeby nie zasłaniać nic Mujinowi. Na całe szczęście na tym poziomie iryojutsu jaki opanowała, jej chakra była w stanie dezynfekować ranę, nie było więc strachu o to, że dostanie się tam coś niepożądanego. Denerwowała się cały czas – to jasne, ale miała przed sobą zadanie, którego nie wolno jej było spartolić. Trzymała więc nerwy na wodzy, a przynajmniej się starała, co jakiś czas drugą, wolną ręką, dotykając dłoni Shikiego, może nie tyle dając mu otuchy – co sobie samej.
Pozycja, w której się znajdowała, po drugiej stronie stołu, była wygodna dla niej i dla Mujina. Przede wszystkim nie wchodzili sobie w drogę, oboje widzieli to samo i mieli dostęp do ciała Sanady jak i siebie nawzajem, więc jeśli tylko Mujin poprosił Asakę o jej chakrę, ta mogła wyciągnąć do niego rękę i po prostu go dotknąć, nie bawiąc się w obchodzenie pomieszczenia i tracenie czasu. W myślach się modliła. Ciągle. Żeby tylko się udało. Żeby tylko się udało. Żeby tylko się udało. Żeby widział na oba oka, żeby z nią został, żeby… Mantra była długa i była jej tłem.
  Ukryty tekst
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Mujin »

Mujinowi ciężko było zachować całkowity spokój tuż przed operacją. Miał przed sobą gotowego na wyjęcie mu oka mężczyznę, który dobrowolnie został jego królikiem doświadczalnym. Na własne życzenie zdecydował się podjąć zabiegu, którego inni prawdopodobnie nie chcieliby nawet jakby im zapłacić. Miał przed sobą okazję, do przeskoczenia kilku schodków w dziedzinie medycyny, do sięgnięcia i zbicia na ziemię kolejnej poprzeczki. W ciągu kolejnej godziny zapisze się na annałach historii jako jeden z najwybitniejszych medyków, którzy chodzili po tej ziemi. Nie zyska może sławy, nie zyska rozgłosu. Ale ewidentnie będzie częścią elity. Na pewno teraz, nawet jeśli wcześniejsze jego dokonania nie mogły być uznawane jako cud medyczny. To teraz tylko się w tym upewni.
Całe to podekscytowanie na szczęście trzymał w sobie, ukryte głęboko w jego bebechach. Na eksplozję radości przyjdzie jeszcze pora, oczywiście po zabiegu i w prywatnym miejscu. Jeśli da swoim emocjom przejąć kontrolę chociażby na króką chwilę i tym samym zaburzy przebieg operacji? No właśnie. Będzie kiepsko, bardzo kiepsko.
- Nie ma potrzeby go unieruchamiać. Nie żebym był w stanie to zrobić za pomocą chakry. Ale znieczulić jak najbardziej znieczulę. - odpowiedział, raz jeszcze sprawdzając stopień sterylności przyrządów którymi miał przeprowadzić całą operację. Miał precyzyjną rękę i nie wątpił by osobnik pokroju Shikaruia był w stanie ot tak po prostu drgnąć podczas operacji. Normalnie wolałby to przeprowadzić na śpiącym pacjencie przez potencjalne wiercenie się i utrudnienie operacji innymi komplikacjami, ale Shikarui mógł to przeżyć. Chociaż po namyśle... odruchy bezwarunkowe. To może być problem. Nie jeśli zaaplikuje znieczulenie na kończyny? Nie, ewidentnie nie. Za dużo potencjalnych komplikacji z tego tytułu.
- W takim razie zaczynam. Shikarui-san, zastosuję znieczulenie na twoje oko, więc nic nie poczujesz. Nie ruszaj się z łaski swojej. Po prostu leż głową do góry. - powiedział jeszcze do pacjenta, po upewnieniu się że wszystkie potrzebne rzeczy znajdują się blisko niego i na wyciągnięcie ręki. Nie mógł dłużej czekać. Znaczy się mógł, jak najbardziej mógł. Ale po co? Bardziej gotowy nie będzie. Miał alkohol do potencjalnego odkażenia, miał narzędzia, miał dwa słoiczki do konserwowania, z czego jeden z dwoma oczyma Uchiha. Miał nieco wody. Miał pomoc Asaki. Miał siebie. Miał wszystko, czego potrzebował.
Zaczął od znieczulenia. Seria ośmiu pieczęci zakończona Królikiem, po której prawa dłoń medyka pokryła się intensywnie błękitną chakrą. Ta została przyłożona do prawego oka pacjenta. Nie mógł przyłożyć ręki na zbyt długi czas, w przeciwnym razie obszar obejmujący znieczulenie objąłby mózg. A sparaliżowanie komuś mózgu to najprostsza droga do zrobienia z niego warzywa. Kilka krótkich chwil, po których Shikarui pewnie utracił możliwość widzenia tym okiem. Nerwy nie docierały do tej części ciała, a co za tym idzie nie mógł odbierać jakichkolwiek sygnałów. Sparaliżowaniu uległa także powieka, więc Mujin miał pewność, że nie będzie drgać w niekontrolowany sposób. Lekkie naruszenie czubkiem metalowej łyżki z jego zestawu miało upewnić go w tym przekonaniu. Teraz trudna część. Metalowa łyżka.
Zdecydowanie nie miał zamiaru pchać paluchów do czyjegoś oczodołu, tym bardziej za pomocą bandaży. Asysta Asaki jeszcze nie była potrzebna, jeszcze nie. Nie, dopóki nie wyjmie oka. Miał odpowiednie narzędzie, płaskie szczypce o szerokiej końcówce. Idealne wręcz do rozszerzania nacięć w ciele i innych szczelin. I następnie z precyzją godną szwaczy wsadził metalową łyżkę pomiędzy ściankę oczodołu, a oko. Powoli popychał ją coraz to głębiej. Skóra jest niesamowicie elastyczna, więc rozciągnął ją jeszcze trochę i z namaszczeniem wyjął oko. Powoli i ostrożnie. Tak, musiał naruszyć nerwy. Tak, ewidentnie musiał.
- Słoik. - poprosił Asakę. Oczywiście chodziło mu o pojemnik na substancję konserwującą, który podany przez nią miał pomieścić oko Shikaruia. Wziął je i sprawdził jego stan. Oko nie było do końca ciałem stałym, więc mogło bardzo łatwo ulec uszkodzeniu. Nie mógł go naprawić swoimi technikami, dlatego potrzebował idealnego stanu. I chyba faktycznie udało mu się tego dokonać. Wyjąć oko bez jakiegokolwiek uszkodzenia tkanki gałki. Ale co z oczodołem?
- Zalecz to. - poprosił Asakę, samemu przez kilka chwil wnikliwie badając pustą przestrzeń. Na pewno naruszył połączenia pomiędzy okiem a resztą układu wzroku, które będzie musiał naprawić osobiście. Z kącików oczu zaczęły płynąć łzy. Reakcja ciała na brak oka czy na obiekt w oku, metalową łyżkę? Mujin ujął w szczypce wcześniej przygotowany kawałek materiału i zebrał łzy. Wytarł je. Nie był pewny, jak mogą one wpłynąć na całą operację. Wolał działać zapobiegawczo. Mujin dodatkowo poprawił jeszcze znieczulenie, na wszelki wypadek. Podczas, gdy Asaka zaleczała ubytek, medyk główny operacji dokładnie oczyścił łyżkę i przyglądnął się Sharinganowi raz jeszcze. Czy był uszkodzony? Nie, nie wyglądało na to. Mujin miał sporą zagwozdkę związaną z oczyma. Czy będą aktywowane przez cały czas? Cholera, dobre pytanie. Co jeśli będą ciągnąć chakrę przez cały czas? Zabiją go. Będzie mógł je dezaktywować? MIał nadzieję. No, nie wiedział. Cholera że nie wiedział, jego badania nie poszły w tym akurat kierunku. I wcześniej o tym nie pomyślał. Ale nie mógł się wycofać, na pewno nie teraz. Przecież Shikarui się zgodził, a operacja była już w połowie. Dokończy ją, sprawdzi aktywność sharingana i czy będzie go można wyłączyć. Może iść tylko do przodu.
Medyk ujął jedną gałkę w płaskie szczypce, delikatnie unosząc oko i przytrzymując je nad pojemnikiem. Resztki substancji konserwującej z oka ściekła do pojemnika, lepiej było dmuchać na zimne i przy tym aspekcie przeszczepu. Gałka została ostrożnie nałożona na tą samą łyżkę. Teraz najważniejszy etap. Amputować oko potrafiłby każdy głupi, ale wsadzić nowe na jego miejsce bez uszkodzenia jego i ciała pacjenta? Do tego trzeba było już odpowiednich umiejętności.
- Dość. - powiedział do Asaki. Może zbyt surowo, ale teraz się tym absolutnie nie przejmował. Grunt, żeby Asaka przestała używać medycznej chakry na oczodole. Mujin lewą ręką, mniej pewną, rozszerzył skórę wokoło oczu Shikaruia za pomocą płaskich kleszczy (oczywiście wytartych z substancji konserwujących). Prawą ostrożnie przyłożył łyżkę z okiem. To był najważniejszy moment. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wsadził czubek łyżki do oczodołu. Miał zamiar "wlać" oko tuż przy siatkówce, umieszczając je idealnie w domyślnej pozycji. Z tak bliska, jak się dało, nie dotykając ścianek. Oko przez swój kształt powinno samo z siebie ułożyć się w porządany sposób, chyba że wleje je pod dziwnym kątem albo drugą stroną. Aż taki upośledzony nie był. Nie wahał się ani przez chwilę, kiedy łyżka osiągnęła odpowiednią pozycję, zaczął powoli ją przechylać. Gałka zaczęła zsuwać się po jego powierzchni, mieszcząc się w rozszerzonej szczelinie. Oko znalazło się w oczodole. Mujin odłożył łyżkę na bok. Raz jeszcze sprawdził ułożenie oka. Odłożył kleszcze. Nabrał powietrze. Najtrudniejsze za nim. Teraz mógł poprawić operację swoją techniką. Nie żeby wykonał jakiś jawny błąd, wydawało się to jak najbardziej przykładowym zabiegiem.
Długa seria pieczęci zakończona była przyłożeniem dłoni do oka Shikaruia. Najpotężniejsza technika, służąca do odrastania całych organów, mięśni i kości. Mógł odtworzyć oko mają jedynie jego kawałek, mógł naprawić nim przebity na wylot żołądek. Miał zamiar uczynić nią dwie rzeczy, po kolei. Pierwszą z nich było przywrócenie unerwienia i wnętrza oczodołu do jego pierwotnego stanu. Jeśli łyżka w jakiś sposób uszkodziła ściankę, chociażby przez przypadek, to powinien to zrobić dla pewności. Wnętrze oczodołu jest bardzo unerwione i delikatne, dlatego wszelkie uszkodzenia tam bezpośrednio przekładały się na funkcjonowanie oka. Cała operacja mogła pójść w cholerę tylko przez to, że ręka Mujina nieznacznie drgnęła albo zeszła z kursu. Druga sprawa, naprawa oka. Po tym, jak oko zostało podłączone, a unerwienie naprawione, trzeba było upewnić się do do samego oka. Na pewno nie było uszkodzone, ale jeśłi było - trzeba było to naprawić. I kolejny element, ostatni chyba. Podłączenie oka do reszty organizmu. Znał budowę tego fragmentu ciała jak zawartość swojego notatnika, więc doskonale widział co należy zrobić, co podłączyć. Medyczna chakra wylewała się z ciała Mujina prosto w tkankę, żeby naprawić ją w sposób odpowiedni dla siebie i dla samego pacjenta, co ważniejsze. Na czole medyka jawiły się gęste krople potu, świadczące o zmęczeniu. Tej operacji poświęcił ewidentnie najwięcej czasu, więcej chakry niż jakiejkolwiek innej przed nią. Naturalnym było, że jego ciało to odczuje, ale dopóki nie wpłynie to na jego precyzję - nie miało to znaczenia. Podczas całego procesu zauważył, że oko obficie łzawiło. Dobrze. Łzy miały pomagać oczyścić powierzchnię oka, zebrać ze sobą potencjalne drobiny niechcianych substancji. To znaczyło, że unerwienie wraca. Narząd odpowiedzialny za łzawienie wraca do swojego pierwotnego stanu. Czy t koniec? Tak. Tak, jak najbardziej.
- Już. Nerwy w oczodole za chwilę wrócą do właściwego funkcjonowania, a obraz zacznie powoli się pojawiać. Na początku rozmazany i nie ostry, przez moją technikę, ale jeśli wszystko poszło dobrze - powinieneś widzieć. - powiedział, siadając na podłodze i biorąc do ręki bukłak z wodą przy pasie. Pociągnął kilka solidnych łyków, ocierając rękawem czoło. Jego część została wykonana. To znaczy, jeśli Shikarui będzie w stanie widzieć tym okiem, to tak - została. Jeśli Shikaruiowi uda się w jakiś sposób aktywować to oko, żeby dodatkowo potwierdzić sukces, to tym bardziej zostanie.
  Ukryty tekst
0 x
Awatar użytkownika
Ero Sennin
Support
Posty: 1923
Rejestracja: 10 cze 2015, o 00:41
Multikonta: Minoru

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Ero Sennin »

0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Ten świat może wyglądałby inaczej, gdyby zabrakło w nim pewnej wiedzy. Tej konkretnej, dotyczących jeszcze bardziej konkretnych tematów. Na przykład tego, że pewna osoba, która sądziła, że będzie żyć w całkowitym mroku, odzyskała swój wzrok. To tylko mrzonka i przesłanie - tyle, co zobaczyła Asaka. Tyle, co pokazała mu Asaka. Co opowiedziała. O Chise - jego przyjaciółce, która tak samo jak jego matka była niezwykłą szermierką pomimo braku oczu. Czym był więc strach przed utratą jednego oka na chwilę? Może na dzień, albo kilka. Może na kilka tygodni - czy takie operacje mocno nadwyrężały zdrowie? Czy jego ciało w ogóle było dostatecznie wytrzymałe, żeby poradzić sobie z... ciałem obcym? Nic dobrego nie działo się z nim, gdy Han wbił w jego ciało kolec i przekazał swoje geny i chakrę do jego ciała, by ją następnie zapieczętować w jednym punkcie. Czy oko będzie się również wiązało z pieczętowaniem? Czy też będzie w jego ciele kolejna obca chakra? Jak to wpłynie na operację? Czy Przeklęta Pieczęć nie poczyni swoich szkód podczas ingerencji w organizm? Też miał swoje wątpliwości. Wypowiadał się krótko, pewnie. Był przekonany, że wszystko da się naprawić. Nawet jeśli coś się teraz nie uda to był pewien, że wyleczą go. I następna próba będzie wyglądała lepiej. Gdyby to nie był Mujin wahanie wyglądałoby też inaczej. Gdyby nie znał tego człowieka na tyle, na ile zdążył go poznać od czasu turnieju. Gwiazdy na niebie złożyły się w szlak, który łatwo było podłapać. Ułożyły się w napis: "złego diabli nie biorą". Niektórzy mogli to odczytywać jako "pierdolonemu skurwielowi znowu się uda". Ach ci nieżyczliwi ludzie.
Kiwnął lekko głową, układając się w bezruchu. Był w tym całkiem dobry - w nieruszaniu się. W nic nie robieniu. W milczeniu. Jeśli coś na tym świecie mu się udawało to właśnie to. Prócz... kilku innych rzeczy, w których był nie najgorszy. Tylko ciężko było trwać w kompletnym bezruchu i jeszcze rozluźnić się na stole, na którym mieli cię kroić. Tak, to było trudne. I tak, nawet on się denerwował. Miał mięśnie napięte do granic, myśl o tym, że wszystko będzie dobrze i jest pod dobrą opieką wcale nie pomagała. Była tylko głasknięciem w głowę, podczas gdy do porzygu bolało cię kolano. Niby miło, ale kolano od tego boleć nie przestało. I nie przestanie. Nikt tutaj nie był spokojny. Dziwić się? Asaka się bała. O jego zdrowie, o niego, nawet o jego samopoczucie. Przecież potrafił być jak dziecko, zadziwione prawidłami świata - i tymi też by się zadziwił, gdyby coś się nie udało. Mujin miał dokonać przełomu. Przekroczyć zwykłe pojęcie medycyny i wnieść je na próg wyżej. Wybić się ponad codzienność. Potrafił odtwarzać całe organy - czy więc przeniesienie jednego oka do oczodołu miało być takie trudne? Pytania, pytania i jeszcze więcej pytań. Mnóstwo niepewności. Mieszkała w nas i trzymała się wszystkich kości i nerwów, szarpiąc, rwąc i ciążąc. Najgorsze było to, że trzeba było z nią żyć dobrze. Bo zarówno Mujin jak i Asaka potrzebowali teraz pełnego skupienia.
- Obojętne. Prawe. - Chyba nie robiło mu to żadnej różnicy. Ale kiedy o tym myślał, to chyba zawsze widział te niebieskie oko po lewej stronie - lewej, bo spoglądał na siebie w odbiciu lustra. W rzeczywistości było przecież po prawej.
Odrobinkę się odprężył, kiedy Mujin odpowiedział na pytanie Asaki, że nie będzie żadnego unieruchamiania. Był dziwnym pacjentem - jednym z tych niewielu, co wolało się gapić i nawet odczuwać to, co się dzieje niż żyć w nieświadomości podejmowanych z jego ciałem akcji. Był gotów znieść naprawdę wiele, ale operacja oka..? Wyciąganie go z oczodołu..? Nie był taki pewny siebie, że byłby to w stanie znieść w bezruchu. Nie wiedział nawet, czy to bolało. Ale wiedział, że oczy były zbyt delikatne, a to, czego tutaj próbowali, zbyt nowe dla wszystkich i eksperymentalne, żeby można było mówić o ryzykowaniu. Znieczulenie było więc pożądane. Skinął kolejny raz głową, dając znać, że przyjął instrukcję do wiadomości. Nie ruszać się, leżeć, pozostawić wszystko w rękach profesjonalisty. A co jeśli się nie uda, myślałeś o tym? Jego gwiazdy świeciły przecież bardzo jasno - MUSIAŁO się udać. Asaka miała swoją mantrę - on swoją. I przekonywał samego siebie, że świat ułoży się po jego myśli i będzie dla niego i jego wysiłków ciągle tak samo miękki.
Niczego nie czuł. Znieczulone oko wpatrywało się w świat tak samo jak wcześniej, ale nie było odruchu mrugnięcia, kiedy pojawił się dotyk. Wszystko było tak, jak trzeba. Bo i Mujin miał wszystko, czego potrzebował. Dziwne odczucie stracenia wizji w drugim oku przyprawiło o głębsze nabranie powietrza do płuc i nienaturalną potrzebę niemrugania. Nie wiedział czemu, po prostu tak czuł - żeby nie mrugać. Jego głowa dawała mu ciągle impulsy poczucia zagrożenia i niebezpieczeństwa, które uderzyły w niego tym mocniej, kiedy metalowy przedmiot zbliżył się do jego twarzy - i to tej, po której stronie nic nie widział. Nie miał czucia. No spójrz, co się dzieje! Cisnął go ciągle instynkt. Kolejną potrzebą, z którą musiał walczyć była ta, by nie uruchamiać doujutsu w tym momencie. Co by się wtedy stało, gdyby przepływ chakry się odbył, gdyby ta chakra trafiła w pustkę, albo... nie znał się na tym, a jego wyobraźnia była bardzo ograniczona, więc pytania kończyły się raczej na tym, czy cokolwiek byłoby dobrze - nie o to, jakby się to skończyło. Wojna w jego głowie trwała i była bardzo cicha. Niema. Tylko mocno zaciśnięte, z całych sił, pięści, mogły zdradzać to samopoczucie. Aż w końcu zamknął powiekę. Tak jak zawsze walczył o kontrolę, tak teraz zmuszało swoje ciało i mózg do tego, żeby przestały. Chociaż teraz. Chociaż na kilka chwil. Były tylko odgłosy w tej ciemności - te, które były słowami Mujina, krótkimi instrukcjami i te od narzędzi. Nie wytrzymał tak długo, musiał otworzyć oko praktycznie chwilę po jego zamknięciu. Presja nieświadomości nie była dla niego. Wystarczyło, że musiał ją znosić niemożliwością używania Tsujiteigana. Niby mógłby spróbować, ale nie chciał ryzykować. Nikt tu nie chciał ryzykować bardziej, niż już to robili.
Ile trwała ta operacja? W tym absolutnym bezruchu? Shikarui nawet nie poruszał brwiami. Nawet nie drgnął stopą. Koncentrował się na tym, żeby trwać w bezruchu absolutnym. I... to wszystko trwało w zasadzie chwilę. Nawet krócej niż naprawianie wątroby, takie miał wrażenie. Kilka ruchów, trochę chakry i odrobina pieczęci. I już. Koniec. Czucie zaczęło wracać i też czuł, jak po jego skórze toczyły się łzy. To normalne? Tak być powinno? Zamrugał parokrotnie, w końcu przestając wbijać paznokcie w skórę. Ból był dobrym narzędziem do tego, by się rozkojarzyć. Wraz z tym czuciem przychodził dyskomfort, bardzo dziwny, jakiegoś ciśnienia, drapania, sprawiała, że ręka czarnowłosego uniosła się w górę, chcąc przetrzeć to oko, ale się powstrzymał. Bał się. Ten strach nie pozwalał mu wydusić z siebie słowa i wiązał jego struny głosowe. Ręka nad jego głową stała się obiektem obserwacji. Obraz rzeczywiście wracał! Bardzo rozmazany. Czarnowłosy mrugał jak wściekły i zmarszczył brwi. Dyskomfort przeradzał się w ból głowy i dziwne ciągnięcie całego ciała, jakby nie leżał przez pół godziny na stole tylko przez ostatnie kilka dni zapierdalał jak dziki osioł. Jakby wrócił właśnie z Oniniwy z uszkodzoną nerką. Tylko ból nie był tak intensywny. Kawałek po kawałku wizja wracała i wyostrzała się. Obracał swoją rękę, by się jej przyglądać i w końcu wyciągnął ją bardziej w stronę Asaki, drugą podpierając się o blat, żeby spróbować się lekko podnieść. Miał przedziwne ciśnienie w głowie. Całe to odczucie było przedziwne. Nieporównywalne do żadnego innego. Jego wzrok skupił się na białowłosej, którą widział już całą - całkiem wyraźnie. I uśmiechnął się.
- Widzę. - Odpowiedział z ulgą. Jakiś sukces osiągnięty. Polowa - oznaczało to, że oko się przyjęło... tak? Pytanie teraz czy sharingan działał.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1496
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Asaka »

Robiła wszystko, co kazał jej Mujin bez słowa zająknięcia, bez ociągania się i tak dokładnie, jak potrafiła, żeby tylko wszystko poszło jak najlepiej. Nie było nic droższego dla niej od dobra jej męża… A nie, kłamię. Było. Dobro jej dziecka, ale to miało się w tej chwili jak najlepiej i jego życie nie spędzało jej snu z powiek. Chodziła teraz niemal na palcach, z pełną determinacją, żeby wszystko poszło dobrze, żeby go nie bolało, żeby mu to ułatwić najbardziej jak tylko się da. Kilka razy na niego zerknęła, na szczęście w miarę nad sobą panował i się nie ruszał. Niczego też nie kombinował. Wszyscy tutaj wiedzieli, jakie to ryzykowne – no, może Shikarui najmniej, bo ten zdawał się nie być do końca tego świadomym.
Operacja z pewnością nie była tylko chwilą. To były długie sekundy zmieniające się w równie długie minuty, które leżącemu na stole mogły się zlewać, albo rozciągać, ale dla niej osobiście to wszystko trwało jak wieczność. Te nerwy, napięcie, skupienie, w jakim musiała pracować – to w końcu był jej mąż! A i tak przed nia robota była mniejsza niż przed Mujinem, który musiał wykonać większość skomplikowanej roboty. Asaka obserwowała go uważnie – samej chcąc się czegoś nauczyć, ale też mając po prostu na niego oko. Nie, żeby mu nie ufała… Gdy tak było, to nie dopuściłaby go do oka swojego męża. Stamtąd tak blisko było do mózgu… Obserwowała, by móc odpowiednio szybko zareagować.
Kiedy Mujin powiedział, że już, Asaka wstrzymała oddech, kiwnęła głową i spuściła głowę, chcąc przyjrzeć się Shikiemu. Medyk padł zmęczony na podłogę, Shikarui leżał – i tylko ona stała, tylko ona mogła teraz zareagować. Łzawił. A łzy płynęły obficie, wymieszane z krwią, jaka się nazbierała, nim wszystko mu tam uleczyła. Wypuściła głośno powietrze przez usta i z drżącą dłonią przejechała leciutko jak piórko opuszkami palców po czole męża. Gdy zaś zobaczyła, że unosi rękę w kierunku oka. A może po prostu unosił – jego odruchy mogły być teraz niekontrolowane, więc Asaka bez większego rozmyślania nad tym złapała go za nadgarstek i przytrzymała rękę, oplatając jego pięść swoimi palcami, chłodnymi. Ale jego dłoń teraz była nawet chłodniejsza. Tylko na chwilę. Złotooka sięgnęła po chustkę leżącą obok na stole i niezwykle delikatnie, z czułością wręcz, przetarła policzek Sanady, chcąc by materiał wchłonął łzy połączone z krwią. Nie dotykała jednak samego oka czy powieki – którą zresztą mrugał z zawziętością. Znaczy, że… czucie wróciło. Przynajmniej do niej.
Złapała już pewniej za wyciągniętą do niej rękę. Zadziwiające było to, że wszystko tutaj odbywało się w ciszy. Nikt nic nie mówił, nikt nie szeptał. Nikt nic… Jedyne dźwięki jakie było słychać to oddechy, szuranie po podłodzie, szelest materiału.
- To dobrze – widział. O bogowie, to dobrze. W tej chwili nie przeszkadzało jej nawet, że patrzył na nią niebieskim okiem. Nie przeszkadzało jej, że wyglądał tak dziwnie, tak nienaturalnie. Że był… bo był – oszpecony. Jego piękne oczy, te w których się zakochała, nie były już jego integralną całością. Teraz jedno było na miejscu, a drugie… Było obce. Ale w tej chwili nie było to ważne. Ważne, że widział. Ważne, że tutaj był. - Leż, leż. Nie podnoś się na razie, proszę – mogło mu się wydawać, że ma siłę i że wszystko jest dobrze, ale nie było co się forsować. Niech leży, niech dotrze do siebie. Asaka chciała go sobie obejrzeć, nim faktycznie stwierdzi, że wszystko jest dobrze, tym bardziej, że Mujin był zdecydowanie wykończony. - Shiki, leż. Daj mi się obejrzeć. Zobaczę czy wszystko… działa.
Puściła jego dłoń i miękkim krokiem podeszła do świeczki, którą miała przygotowaną i zapaliła ją. Odczekała momencik, by płomień się rozpalił, a następnie zbliżyła się do okien, żeby zasłonić je ciężkimi kotarami. Zrobiło się ciemno. Dopiero wtedy wróciła się do stołu, na którym leżał Shikarui – i jeśli się nie posłuchał, to wymownie, lekko, ale stanowczo dłonią kazała mu się położyć znowu. Wtedy nachyliła się nad nim, ze świeczką w dłoni, chcąc sprawdzić jego odruchy oka. Na światło na ogień. Na ciepło. Na nagłe zbliżenie jej dłoni, na pstryknięcie w pobliżu palcami. Źrenice powinny się powiększyć i pomniejszyć prawidłowo, tak jak powieka powinna się zamknąć w odpowiednich momentach.
- Zamknij drugie oko. Ile palców widzisz? – wyciągnęła przed jego twarz dłoń zaciśniętą w pięść, palcami do niego, ciekawa tego, co odpowie.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Mujin
Postać porzucona
Posty: 1143
Rejestracja: 1 paź 2019, o 22:14
Wiek postaci: 34
Ranga: Wyrzutek
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
GG/Discord: Wolfig#2761

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Mujin »

Padł na ziemię. Nogi lekko się pod nim uginały, nie chciał i nie miał ochoty na podejście do fotela, krzesła albo czegokolwiek innego co mogłoby go udźwignąć. Był zmęczony jak cholera, zestresowany jak cholera. Jedną z jego doktryn było "Nie pokazuj swojej niepewności i słabości pacjentowi", jedna z wielu wpojonych mu przez Akuhara-sensei i jedna z bardziej wartościowych. Gdy pokazywałeś słabość pacjentowi, ten będzie ufał ci w znacznie mniejszym stopniu. Jak ma pokładać wiarę w tobie, skoro sam nie prezentujesz odpowiedniego opanowania i umiejętności? No właśnie, winnym jest się odpowiedniego podejścia, rezerwy i opanowania. W normalnych warunkach wyładowałby się dopiero po wyjściu pacjenta, w jakiś sposób. Wziąłby coś, zażył, pewnie zszedł do piwnicy i coś rozwalił. Na spokojnie i tylko w ekstremalnych sytuacjach. Teraz pozwolił sobie na okazanie tej słabości. Na wypicie wody po skończonej operacji, przeprowadzonej w sposób, nie było co się oszukiwać, wzorowy. Zasługiwał, no zasługiwał jak najbardziej. Nie było co się oszukiwać w tej materii.
Jego robota była skończona, na siedząco obserwował wszystko, co działo się po otworzeniu przez niego bukłaka. Czekał na jakiś sygnał od niego. Potwierdzenie. I w końcu nadeszło, Shikarui widział. Widział. Mujin ledwo co powstrzymał się od okrzyku radości. Udało się. Udało. Zmienił właściciela oka. Wyjął jedno i wsadził drugie. W najtrudniejszej operacji jaką do tej pory przeprowadzał. Ale udało mu się jak najbardziej. Szczerzył się jak dziecko, któremu tatuś sprezentował jabłko w karmelu na patyku. Uwielbiał to uczucie, to przepełniający ciało spazm sukcesu. Moment, w którym uświadamiał sobie, jakim jest geniuszem, co właśnie osiągnął. Tą chwilę, która następowała po precyzyjnej czynności, kiedy okazywało się że wszystko ci się udało. Jak cieśla patrzący na swoje dzieło, albo kamieniarz, albo inny finezyjny zawód. Taki był w tym momencie medyk-Aburame. Był mistrzem kunsztu, patrzącym na swoje dzieło.
Nieskończone co prawda, ale dzieło. Świadomość ta uderzyła go tak nagle, że wstał. Pławił się w sukcesie, ale robota nie została zakończona. Nie dopóki nie użyje sharingana. Musi to zrobić, inaczej cały przeszczep okaże się jedynie zmarnowaniem chakry, energii i czasu. Asaka na szczęście zaczęła robić podstawowe badania jego wzroku. Czy na pewno widzi, czy wszystko gra z jego źrenicami i przepuszczaniem przez nie światła. Mujin zaczął porządkować ekwipunek, czekając aż Shikarui przywyknie do nowego wyposażenia optycznego. Dezynfekował przyrządy i pieczętował je. Co było jego, w każdym razie.
- Shikarui-san. - powiedział, kiedy ze wszystkim się uporał - Czy jesteś w stanie aktywować sharingana? Ty akurat powinieneś wiedzieć jak, aktywowanie specjalnych oczu powinno być naturalne, chyba że istnieją jakieś różnice pomiędzy poszczególnymi dojutsu. - rzekł, zapytał, podchodząc do stołu. Niech nabierze sił, pewnie. Ale powinni się przekonać co do poprawności operacji możliwie jak najszybciej, żeby mieć więcej czasu na potencjalne popra... Nie, nie będzie poprawy. Wszystko zrobił, jak trzeba było. Skoro wzrok działał, to sharingan także powinien. Bezapelacyjnie, na pewno.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2074
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Posiadłość Sanada

Post autor: Shikarui »

Strach i wielkie oczy. Mówią, że to strach miał je wielkie, ale Shikarui nie był Strachem. Jedynie najadł się go w zbyt dużych ilościach. I teraz to on miał oczy duże, szeroko otwarte, kamień spadł z serca a jelita przestały ściskać mu żołądek, żebra przestały uciskać płuca. Zmęczenie przysłaniało euforię tyko delikatną płachtą, łatwo było przez nią przejrzeć. Udało się. Najzwyczajniej na świecie się udało i nie skończyło tak, że został ze ślepym punktem, który by postawił paskudną kreskę na życiorysie jego wielkich planów i marzeń. Tak, nawet on miał marzenia. Nawet ktoś taki jak on. Wychowanek paskudnego systemu wojny i mordu, który znał pojęcie litości tak długo, jak długo nie chciałeś czegoś dostać. Dopóki ktoś nie stał ci na drodze. Czasem mogli to nie być ludzie. Niekiedy trafiałeś na taką sytuację, że bez przekopywania się siłą przez wszystko i wszystkich nie byłeś w stanie z niej wybrnąć. Poruszyłbyś niebo i ziemię, żeby tylko nie stracić wzroku, co? Na pewno tak było. Ta determinacja płynęła z pewności, że nawet pomimo krótkiej niewygody, w końcu przywróci się rzecz do stanu pierwotnego.
Taniec na krańcach paluszków i spięcie opuściło ich wszystkich. Wylądowali ciężko na ziemi, spodziewając się nawet grzmotu, a zakończyło się miękkim lądowaniem. Zakończyło się powodzeniem. Czystym sukcesem zebranych starań. Bardzo długich starań. Wiedza na ten temat zbierana była nie przez miesiąc, dwa. Nawet nie przez rok. Była sumą tego, co usłyszeli jeszcze na swoim ślubie Asaka i Shikarui, tym, czego dowiedzieli się na arenie. Była wielkim zaangażowaniem ich dwójki i samego medyka. I dotarli tutaj. Odważyli się. Odważyli się zrobić krok ku ciemności, żeby się przekonać, czy będzie na czym oprzeć nogę i co znajduje się po drugiej stronie. I proszę bardzo - zdziwieni?
Pokiwał zgodnie głową i ułożył się ponownie na płasko, oddychając głęboko i nierówno, kiedy adrenalina zaczęła z niego schodzić. Tak się bał. Tak się cholernie bał tego, co się może wydarzyć! Wydarzył się cud. Obraz z matowego stawał się coraz bardziej i bardziej wyraźny, choć na razie uczucie było przedziwne.
Oczy reagowały jak należy, całkowicie zdrowo i sprawnie pod wpływem zbliżonego światła. Posłusznie zamknął jedno oko, przypatrując się drugim, tym niebieskim, palcom Asaki.
- Um... - Pięść? Ale tam nie było palców. Bardzo go to skonfundowało, a jeszcze przy schodzących emocjach z ciała i umysłu miał dodatkową pustkę w głowie, która nie chciała się zdrowo wypełnić. Jeszcze nie. Nie teraz. - Nie pokazałaś żadnych palców. - Przez moment patrzył na tę pięść nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć i czekając, aż jakieś palce się pokażą. Nie pokazały. Dlatego nie była to odpowiedź z jego strony, bardziej zwrócenie uwagi na to, że no - czeka! Jakoś tak nieświadom tego, że to właśnie to miało być testem samym w sobie. To i spojrzał na nią wyczekująco. Zamrugał znów, przecierając swoje oko, to lawendowe.
- Jestem wykończony. Nie wiem czym. Spróbuję mimo to. - Tą samą ręką, która potarł oko, przesunął po czole. Aktywował najpierw gładko Tsujiteigana, który rozpalił się w jego lewym oku gładko i bezproblemowo. Nie było żadnych wyczuwalnych zmian, żadnych komplikacji... prócz jednej. Ślepy punkt. Widział zupełnie czarną przestrzeń, bardzo niewielką, ale jednak. Dziura za jego plecami była przerażająco czarna, aż przeszedł go dreszcz i mina zrzedła. Coś się jednak popsuło. Coś jednak nie działało tak, jak działać powinno. Ale nie chciał o tym mówić. Nie teraz. Tsujiteigan wygasł i czarnowłosy odetchnął bardzo głęboko. Dokładnie tak samo, jak aktywował swoje doujutsu, przelał chakrę na prawe oko.
- Może mi to chwilę zająć. - Ostrzegł już przy swojej pierwszej próbie, wyraźnie czując i widząc, że to wcale nie jest takie samo. Nie działa identycznie. Inne zasoby chakry, inny poziom opanowania. Przecież to było obce oko! Zupełnie nowy kawałek ciała! A co, jeśli to wszystko, co słyszeli, okaże się mrzonką? Jeśli akurat Sharingana przeszczepić nie można? Pozwalał chakrze krążyć po swoim organizmie, a Tsujiteigan znów zaświecił w jego drugim oku. Żeby sobie pomóc. Żeby lepiej zrozumieć obce ciało w jego organizmie, które według informacji, jakie jego doujutsu odbierało - stało się w sumie jego własnym. Od razu zauważył zabawną zależność, że nie potrafił rozdzielić chakry na dwa oka na raz. Nie było to nawet duże zaskoczenie, opływ chakry, ten aktywowany, źle znosił kiedy próbowało się narzucić dwie podtrzymywane techniki na raz. Nie dało się tego fizycznie zazwyczaj wykonać i w tym wypadu było tak samo. Wygasił znów lewe oko i na nowo skupił się na prawym. Jeśli dobrze zrozumiał własne ciało to powinno się...
Głęboka, ciemna czerwień zalała niebo tęczówki jak krew. Trzy łzy rozsunęły się ze źrenicy i okręciły wokół niej, przesuwając się na swoje miejsca, by tam zastygnąć. Shikarui aż stęknął, kiedy oko szarpnęło z jego organizmu dawkę chakry, jakiej się nie spodziewał. Pamiętał na przykładzie Akiego po Kami no Hikage, że przeżywał dokładnie to samo. Najwyraźniej nad sharinganem trzeba było popracować, żeby ubytek chakry zmniejszyć... ale żeby aż tak? To wyciskało ostatnie poty z jego ciała, ciągnąc dla siebie zdumiewająco duże porcje energii. Przyłożył dłoń do lewego oka, by je przysłonić, kiedy zaczął się nowym nabytkiem przypatrywać to Asace, to następnie Mujinowi. Sharingan widział świat inaczej. Zupełnie inaczej. Jego percepcja wyostrzyła się jeszcze bardziej niż przy Tsujiteiganie, ale świadomość tego, że pakujesz w to chakrę i nie widzisz, co jest za tobą, była przerażająca. Mimo to i tak się uśmiechnął. Uśmiechnął - bo się udało. Naprawdę WSZYSTKO się udało.
- Pochłania ogromne ilości chakry. Jak na oko. Dziewięć razy więcej niż Tsujiteigan. - Powiedział po momencie zastanowienia. Ciekawość. Ciekawość aż kipiała i z jego spojrzenia i z jego miny. Słychać było ekscytację, nawet jeśli obłożoną zmęczeniem, w jego głosie.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości