Dom rodzinny Asaki
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Tatuaż umknął jego oczom, kiedy tak mocno skupiony był na jej szyi, ustach, obojczykach, a palce nie mogły go wyczuć. Umknął na początku - potem został zarejestrowany. Strzałka, wskazówka, w umyśle doskonała namowa na to, żeby jeszcze bardziej się poddać i gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości - jednak brnąć w to dalej. Nie miał żadnych. Brał co chciał, w niczym nie gorszy od białowłosej, która sięgnęła po to samo - z równie wielką żarliwością. Cofnął swoje ręce, by rozpięta kamizelka zsunęłą się w tył, przytrzymana pasem nadal utrzymywała się na jego ciele, zwisając z tyłu jego pleców. Uniesienie rąk w celu pozbycia się koszuli pod nią, której wysokie zabudowanie na szyi kryło bandaże z bliznami, było już formalnością. Chłód pokoju musnął jego skórę, kontrastując z gorącem bijącym od Asaki, która była równie rozgrzana. Im bliżej więc byli, tym więcej tego ciepła mogli dzielić. Oparł dłoń na jej tatuażu i zsunął palcami w dół, by spojrzeć na czarną strzałkę, na kreskę z drobnymi kropkami, czy to właściwie można było nazwać strzałką? Jego usta zsunęły się z jej ust, musnęły jej policzek, kiedy wtulony w nią przesunął kciukiem po tajemniczym symbolu, kiedy jej palce sięgnęły do jego bandaży, a on przesunął palce dalej, po śladach blizn będących częścią jej historii, stanowiących ją całą. Weź mnie tu i teraz. I tu i teraz nie zamierzał o nic pytać. Była piękna w całości, a blizny nie stanowiły żadnego oszpecenia, podniecały myślą, że były bólem, że zdobiły jej ceramiczną skórę krwią, ale już teraz, kiedy się zagoiły, stanowiąc uwypuklenia, nie bolały ani trochę. A on mógł je całować, bawić się nimi, sunąć po nich językiem i zostawiać na jej skórze własne ślady - te po gorących pocałunkach, które były śladami jego zębów. Bandaże opadły na ziemię. Tak jak dawno opadł jakikolwiek wstyd, zasady dobrego wychowania i nadzieja na to, że matka Asaki jeszcze się łudziła, że wyda ją za mąż z powodów politycznych, za kogoś z obcej prowincji, kto przyniesie ze sobą powodzenie, pieniądze i wpływy, że ta dziewczyna, którą tyle czasu wychowywała, nie pójdzie na zupełne stracenie, a jej charakter wyłagodnieje do tego stopnia, żeby przestać się opierać mężczyznom i pogodzić się w końcu ze swoim losem. Pogodzić… z czym? Z emocjami, które buzowały w nich obu i które doprowadziły do splotu ich ciał. Niepobłogosławionego, przeklętego przez bogów. Na szczęście oni wcale nie potrzebowali czyjegokolwiek błogosławieństwa. Reszta ubrań opadła równie szybko. Zabawna sprawa, bo czas tu wydawał zatrzymywać się w miejscu. Łatwo było zapomnieć, że przecież w tym odrzuconym świecie, gdzieś kilka pokoi dalej, była gospodyni, która niczego nieświadoma, pichciła właśnie smaczny obiadek.
Jego ręce nie zsunęły się z niej nawet kiedy ich ciała zaczęły już stygnąć. Wcale nie chciał jej puszczać. Nie chciał odsuwać się od tej ściany, nie chciał jej wypuszczać, nie chciał robić nawet jednego, drobnego podrygu, który zerwałby ten czar i skazał go na stracenie. Niczego nie chciał poza tym, by ta chwila była wieczna.
- Co to za tatuaż? - Przesunął znów kciukiem po czarnym symbolu, leniwie i powoli, zerkając znów na niego. Stała tu przed nim cała obnażona ze wszystkich tajemnic, a przecież każda z tych niedomówionych nadal wisiała na krańcu języka. Wszystkie tajemnice, które pochowali w sobie i nie chcieli się nimi dzielić. Powodów było bez liku. Zliczyć je - rzecz prawdziwie nieprzystępna. I każda z nich do wypowiedzenia, bo zdaje się, że przekroczyli pewną linię, nad której istnieniem nawet za bardzo się nie zastanawiali, przystając na to, jak było. Bez większych refleksji… albo i w rzeczywistości z wieloma? Skoro ciągle po głowie kręciła się ta druga osoba i ciągle się jej chciało. Teraz już była cała jego, a on nagle stał się cały jej, nosząc na sobie jej zapach, jej ślady, jej obecność. Ciągle czuł dreszcze z każdego jej dotyku, rozpływały się czystą przyjemnością po zakamarkach umysłu. Żyjąc - niczego nie żałując. Tak można było właśnie żyć. Godnie.
Jego ręce nie zsunęły się z niej nawet kiedy ich ciała zaczęły już stygnąć. Wcale nie chciał jej puszczać. Nie chciał odsuwać się od tej ściany, nie chciał jej wypuszczać, nie chciał robić nawet jednego, drobnego podrygu, który zerwałby ten czar i skazał go na stracenie. Niczego nie chciał poza tym, by ta chwila była wieczna.
- Co to za tatuaż? - Przesunął znów kciukiem po czarnym symbolu, leniwie i powoli, zerkając znów na niego. Stała tu przed nim cała obnażona ze wszystkich tajemnic, a przecież każda z tych niedomówionych nadal wisiała na krańcu języka. Wszystkie tajemnice, które pochowali w sobie i nie chcieli się nimi dzielić. Powodów było bez liku. Zliczyć je - rzecz prawdziwie nieprzystępna. I każda z nich do wypowiedzenia, bo zdaje się, że przekroczyli pewną linię, nad której istnieniem nawet za bardzo się nie zastanawiali, przystając na to, jak było. Bez większych refleksji… albo i w rzeczywistości z wieloma? Skoro ciągle po głowie kręciła się ta druga osoba i ciągle się jej chciało. Teraz już była cała jego, a on nagle stał się cały jej, nosząc na sobie jej zapach, jej ślady, jej obecność. Ciągle czuł dreszcze z każdego jej dotyku, rozpływały się czystą przyjemnością po zakamarkach umysłu. Żyjąc - niczego nie żałując. Tak można było właśnie żyć. Godnie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Mieli prawdziwe szczęście, że nie marnowali czasu na kręcenie się po domu, tylko od razu poszli na górę, choć intencja była nieco inna: zostawić rzeczy i wykąpać się, nim zasiądą do posiłku, który zdaje się Minako musiała przygotować od zera, skoro n i k t nie spodziewał się nagłego pojawienia się białowłosej. Krótka chwila, w której oboje poddali się nagłej żądzy, wpadając w swoje ramiona bez pamięci i równie bez pamięci pozbawiając się kolejnych części ubrania, które zaścieliły teraz podłogę. Zadrżała, gdy chłód panujący w pokoju przesunął się po jej ciele, sprawiając, że dostała gęsiej skórki. Tym bardziej przysunęła się do Shikaruia, chcąc jeszcze bardziej zmniejszyć odległość między nimi; jeszcze bardziej go poczuć przy sobie. Dreszcze wzmogły się, gdy przejechał dłonią po jej tatuażu, a następnie po drobnych bliznach zdobiących jej ciało. On też je miał i jej dłonie, błądząc, również natykały się na liczne zgrubienia stanowiące trofeum i oświadczenie bycia shinobim z krwi i kości. W ich życie było wliczone ryzyko, nie istniał chyba ninja, którego ciało nie zdobiły blizny, choćby najdrobniejsze. Asaka, gdyby mogła, scałowałaby każdą jedną, chcąc oddać im należny hołd. Ślady po walkach… Ona też zostawiała po sobie ślady, znacząc tym samym swój teren, choć robiła to bardziej dyskretnie, znacząc trop swoich dłoni znakiem paznokci, które wbijały się w skórę dość mimowolnie. Poddała mu się całkiem, nie zważając na to, co przyniesie jutro, co będzie za tydzień, bądź za miesiąc.
*** I ona nie zabrała rąk, które w pewnym momencie na powrót zaczęły obejmować szyję lawendowookiego. I ona nie chciała zwolnić uścisku, chciała nadal trzymać go w ramionach, by ta chwila trwała, a nie trzeba było się zmierzyć z gorzką rzeczywistością - rzeczywistością, w której nie padła żadna deklaracja, choć oboje nadal trzymali się siebie, nie zamierzając się opuścić. A przynajmniej Asaka nie chciała opuścić Shikaruia... Oddech powoli wracał do normy, a ona oparła głowę na jego ramieniu.
- Hę? - dziewczyna ostatnie o czym w tej chwili myślała to tatuaż, który skrywała na co dzień pod ubraniem; tak, że po tych trzech miesiącach Shkarui nadal nie wiedział o jego istnieniu. - Ach. Strzała. Ma mi przypominać, żeby nie patrzeć wstecz, nie skupiać się na tym co było i minęło - odpowiedziała po chwili i uśmiechnęła się lekko, po czym złożyła jeszcze jeden pocałunek w kąciku jego ust.
Teraz to dopiero drżała, gdy ciepło uniesienia mijało, a skórę znowu dręczył chłód, tym bardziej dotkliwy. Jeszcze bardziej chciała przysunąć się do mężczyzny, czerpiąc od niego ciepło ciała. Niektórym wystarczało to jedno zbliżenie, by znudzić się drugą osobą, gdy osiągnęło się już swój cel - jednak nie tam było tym razem. Bo Asaka poczuła, że oprócz palca, chce wziąć dla siebie całą dłoń. Wszystko.
*** I ona nie zabrała rąk, które w pewnym momencie na powrót zaczęły obejmować szyję lawendowookiego. I ona nie chciała zwolnić uścisku, chciała nadal trzymać go w ramionach, by ta chwila trwała, a nie trzeba było się zmierzyć z gorzką rzeczywistością - rzeczywistością, w której nie padła żadna deklaracja, choć oboje nadal trzymali się siebie, nie zamierzając się opuścić. A przynajmniej Asaka nie chciała opuścić Shikaruia... Oddech powoli wracał do normy, a ona oparła głowę na jego ramieniu.
- Hę? - dziewczyna ostatnie o czym w tej chwili myślała to tatuaż, który skrywała na co dzień pod ubraniem; tak, że po tych trzech miesiącach Shkarui nadal nie wiedział o jego istnieniu. - Ach. Strzała. Ma mi przypominać, żeby nie patrzeć wstecz, nie skupiać się na tym co było i minęło - odpowiedziała po chwili i uśmiechnęła się lekko, po czym złożyła jeszcze jeden pocałunek w kąciku jego ust.
Teraz to dopiero drżała, gdy ciepło uniesienia mijało, a skórę znowu dręczył chłód, tym bardziej dotkliwy. Jeszcze bardziej chciała przysunąć się do mężczyzny, czerpiąc od niego ciepło ciała. Niektórym wystarczało to jedno zbliżenie, by znudzić się drugą osobą, gdy osiągnęło się już swój cel - jednak nie tam było tym razem. Bo Asaka poczuła, że oprócz palca, chce wziąć dla siebie całą dłoń. Wszystko.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Robiło się coraz chłodniej, a ta temperatura tylko zachęcała do tego, żeby trzymać się bliżej siebie. W tym trzymaniu potrafił mieć oczy szeroko zamknięte. Teraz spoglądał kątem oka na jej tatuaż, ale zaraz zamknął powieki, wtulając się w nią, kiedy ona oparła głowę na jego ramieniu, wsuwając nos w jej włosy, plącząc swoje nogi razem z jej nogami. Taka malutka, drobniutka… do czasu, kiedy nie zamierzała ci przypierdolić w nos. Teiren już się przekonał dokładnie, co to oznacza. Nie było myśli o tym, co będzie jeśli, o głębokich wyznaniach prawdziwej miłości, o zobowiązaniach, że teraz to cię już nie opuszczę - i do śmierci. Żaden z nich nie chciał ani opuszczenia, ani śmierci - więc po co wywoływać wilki z lasu, kiedy tu dopiero co poskromiono na nowo oszalałego, naćpanego wolnością orła? Jego lotki nadal unosiły się w powietrzu i przypominały o każdym twardym uderzeniu. O każdym ruchu ciała spajającym dwa w jedno.
Odpowiedział lekkim uśmiechem na jej uśmiech, kiedy jej wargi musnęły jego, na krańcu, na skraju, żeby czasem znów nie zapolował na jej oddech i nie zamienił go na swój, jej ofiarując swoje całe płuca. Pożycz mi własne - bez swoich ciężko tu przetrwać. Zmarszczył przy tym lekko nos, rozchylając powieki, żeby spojrzeć w jej oczy, odchylając w tym celu głowę, coby złapać z nią kontakt wzrokowy i poprawić ręką kosmyki włosów, które błąkały się jej na skroni. Zaczesał je za ucho, choć ta fryzura - o bogowie - wymagała porządnego rozczesania. Ułożenia również - zebrania wstążką, która teraz leżała pośród ciuchów. Wystarczyło ją podnieść...
- Na pewno zachęcała, żeby iść pewnie w przód. - Przesunął raz jeszcze dłonią po tym tatuażu, nakrywając go całego na moment, nim pochylił się, żeby podnieść wspomnianą wstążkę. Wsunął ją pod jej włosy, unosząc je lekko, oparł na karku i przesunął nią parę razy w przód i w tył, bawiąc się jej skórą i odbiorem bodźców. Miękki materiał szurał po karku, był jak głasknięcia wyjątkowo czułej dłoni w tych powolnych, hipnotyzujących ruchach, które jej sprzedawał. Którymi próbował ją oczarować. Złożył dwa krańce wstążki ze sobą i zawiązał w nieudolną kokardkę. Nie ważne, nie miała wyglądać. To nie wstążka była tutaj ozdobą.
- Wszystkiego najlepszego. - Powiedział całkiem poważnie, z lekkim uśmiechem, przygładzając wstążkę, która przylegała do jej szyi, by zaraz przenieść wzrok na jej oczy i ułożyć ręce na jej policzkach, żeby przyjrzeć się uważnie wszystkim rysom i tym oczom, którym przyglądał się przez tak długi okres czasu. Dzisiaj spoglądały na niego chyba inaczej. Płynny miód był słodyczą, którą przecież tak uwielbiał. - Jesteś najpiękniejsza. - Przyznał całkowicie szczerze. Ucałował jej czoło, by zwieńczyć cały rzucany czar, zapieczętować go tak, jak wszystko można było pieczętować w zwojach. Zostawić go w jej głowie, niech stale jej przypomina, że ta przyszłość - mieści w sobie całkiem piękną przeszłość.
Odpowiedział lekkim uśmiechem na jej uśmiech, kiedy jej wargi musnęły jego, na krańcu, na skraju, żeby czasem znów nie zapolował na jej oddech i nie zamienił go na swój, jej ofiarując swoje całe płuca. Pożycz mi własne - bez swoich ciężko tu przetrwać. Zmarszczył przy tym lekko nos, rozchylając powieki, żeby spojrzeć w jej oczy, odchylając w tym celu głowę, coby złapać z nią kontakt wzrokowy i poprawić ręką kosmyki włosów, które błąkały się jej na skroni. Zaczesał je za ucho, choć ta fryzura - o bogowie - wymagała porządnego rozczesania. Ułożenia również - zebrania wstążką, która teraz leżała pośród ciuchów. Wystarczyło ją podnieść...
- Na pewno zachęcała, żeby iść pewnie w przód. - Przesunął raz jeszcze dłonią po tym tatuażu, nakrywając go całego na moment, nim pochylił się, żeby podnieść wspomnianą wstążkę. Wsunął ją pod jej włosy, unosząc je lekko, oparł na karku i przesunął nią parę razy w przód i w tył, bawiąc się jej skórą i odbiorem bodźców. Miękki materiał szurał po karku, był jak głasknięcia wyjątkowo czułej dłoni w tych powolnych, hipnotyzujących ruchach, które jej sprzedawał. Którymi próbował ją oczarować. Złożył dwa krańce wstążki ze sobą i zawiązał w nieudolną kokardkę. Nie ważne, nie miała wyglądać. To nie wstążka była tutaj ozdobą.
- Wszystkiego najlepszego. - Powiedział całkiem poważnie, z lekkim uśmiechem, przygładzając wstążkę, która przylegała do jej szyi, by zaraz przenieść wzrok na jej oczy i ułożyć ręce na jej policzkach, żeby przyjrzeć się uważnie wszystkim rysom i tym oczom, którym przyglądał się przez tak długi okres czasu. Dzisiaj spoglądały na niego chyba inaczej. Płynny miód był słodyczą, którą przecież tak uwielbiał. - Jesteś najpiękniejsza. - Przyznał całkowicie szczerze. Ucałował jej czoło, by zwieńczyć cały rzucany czar, zapieczętować go tak, jak wszystko można było pieczętować w zwojach. Zostawić go w jej głowie, niech stale jej przypomina, że ta przyszłość - mieści w sobie całkiem piękną przeszłość.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Chyba każdy w Seiyamie wiedział, że z białowłosą Koseki się nie zadziera. Że wystarczy krzywe spojrzenie, a jej pięść powędruje w kierunku twojego nosa czy szczęki i chętnie narobi trochę bałaganu. Coś złamie, coś wybije… To nigdy nie miało trwale uszkodzić, ale miało dawać o sobie znać i przypominać, że z tą lwicą się nie zadziera. Ani z nią, ani z jej bliskimi. Nikt w Seiyamie nie łudził się już, że to malutkie, drobniutkie ciałko nosi w sobie łagodnego ducha, gotowego głaskać po głowie i pomagać wszystkim potrzebującym. To była mała diablica, z aniołem na jednym ramieniu i ze złośliwym chochlikiem na drugim, chociaż już trochę czasu minęło, odkąd ostatnim razem sprała komuś gębę tutaj, w… niemalże rodzinnym mieście. Nie musiała. Renoma pozostała. Mało kto też wiedział, że podczas swojej podróży stała się bardziej… spokojna, mniej porywcza, bardziej wyrozumiała i nie tak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi. Choć rzecz jasna było to możliwe a Teiren im świadkiem.
Orzeł rzeczywiście wyleciał już z klatki, przestał trzepotać i obijać się o pręty, pozwalając się sercu uspokoić. Złapała z nim kontakt wzrokowy, widząc jego łagodne, a zarazem złośliwe iskierki w lawendowych oczach, w których tak tonęła praktycznie od początku, momentami zapominając jak sama ma na imię. Jej fryzura przede wszystkim wymagała porządnego umycia, a dopiero w dalszej kolejności rozczesywania i układania, jednak na to mieli jeszcze chwilę czasu. Tyle, że… Żadne z nich się nie spieszyło, by pozostawić ten wąski kawałek ściany, który wzięli w posiadanie.
- Trochę. Bardziej to był po prostu symbol i przypomnienie dla mnie - nie patrzeć wstecz…
Tyle, że Shikarui nie wiedział na co Asaka nie chciała zerkać wstecz i co to dokładnie znaczyło w jej ustach. Wiedzieli o sobie tak niewiele, chociaż z każdym dniem coraz więcej. A jako, że Sanada przebywał teraz w rodzinnym domu Asaki, było tym bardziej pewne, że dowie się o złotookiej nieco więcej, niż by sama była gotowa mówić niepytana. Nie to, by chciała przed nim cokolwiek ukrywać - to nie o to chodziło. Po prostu… gdy nie było tematu… to o czym mówić tak po prostu? Zwłaszcza o sprawach, do których nie było sensu wracać, a jednak te sprawy definiowały tak wiele… I w niej i w nim.
Poczuła łaskotanie, gdy Shiki w końcu podniósł jej czerwoną wstążkę i udawał, że związuje jej włosy, zaczepiając o skórę na karku. Drobne dreszcze przebiegły jej w dół kręgosłupa i na chwilę przymknęła oczy nim jej ciało mimowolnie chciało uciec gdzieś w bok, skoro w tył się nie dało. W tej chwili czarnowłosy zawiązał koślawą kokardę na jej zmierzwionych, jednak nadal prostych, włosach.
- Nie mam dzisiaj urodzin - odpowiedziała spokojnie, przyglądając się temu, jak zadowolony z siebie był. Wodziła oczami za nim, na chwilę tylko zezując na dłonie, które oparł na jej policzkach, ale już zaraz patrzyła ponownie w lawendowe tonie. Rumieniec ponownie wypłynął na jej alabastrową skórę, zaś jej oczy otworzyły się szerzej, szukając w jego oczach i twarzy odpowiedzi. Czy mówił szczerze? Czy naprawdę tak uważał? Czy nie mówił tego tylko dlatego, że przed chwilą byli ze sobą bardzo ciasno spleceni? Dla niej miało to ogromne znaczenie… Dla niego nie musiało, choć na dnie jej serca leżała naprawdę ogromna nadzieja, że dla niego też. - To nie za mną oglądają się panienki w karczmach - dodała po chwili, gdy już rzucił swój czar przypieczętowany pocałunkiem w czółko.
Puściła do niego oczko, chcąc wyplątać się z jego uścisku, by mogła podejść do szafy obok, zajrzeć do niej, czy nadal znajdowały się tam jakieś jej rzeczy. Nie chciała zakładać teraz na siebie tego upapranego w kurzu, błocie i innych paskudztwach ubrania. I nie, nic nie zniknęło z jej szafy, jakby jej macocha miała nadzieję, że białowłosa zawita jeszcze kiedyś w domu. Wyciągnęła pierwsze z brzegu kimono, bladofioletową yukatę, którą narzuciła na siebie. Zaraz też pozbierała swoje brudne szmaty, notując z tyłu głowy, że jutro musi to wszystko poprać. Te od Shikaruia też. Wiedziała doskonale, że miał ciuchy na zmianę, więc nawet się nie spytała, czy może to pozbierać.
- Muszę jutro kogoś odwiedzić. Pójdziesz ze mną? - odwróciła się do niego, a w jej głosie słychać było lekką niepewność, ale brak zawahania.
Orzeł rzeczywiście wyleciał już z klatki, przestał trzepotać i obijać się o pręty, pozwalając się sercu uspokoić. Złapała z nim kontakt wzrokowy, widząc jego łagodne, a zarazem złośliwe iskierki w lawendowych oczach, w których tak tonęła praktycznie od początku, momentami zapominając jak sama ma na imię. Jej fryzura przede wszystkim wymagała porządnego umycia, a dopiero w dalszej kolejności rozczesywania i układania, jednak na to mieli jeszcze chwilę czasu. Tyle, że… Żadne z nich się nie spieszyło, by pozostawić ten wąski kawałek ściany, który wzięli w posiadanie.
- Trochę. Bardziej to był po prostu symbol i przypomnienie dla mnie - nie patrzeć wstecz…
Tyle, że Shikarui nie wiedział na co Asaka nie chciała zerkać wstecz i co to dokładnie znaczyło w jej ustach. Wiedzieli o sobie tak niewiele, chociaż z każdym dniem coraz więcej. A jako, że Sanada przebywał teraz w rodzinnym domu Asaki, było tym bardziej pewne, że dowie się o złotookiej nieco więcej, niż by sama była gotowa mówić niepytana. Nie to, by chciała przed nim cokolwiek ukrywać - to nie o to chodziło. Po prostu… gdy nie było tematu… to o czym mówić tak po prostu? Zwłaszcza o sprawach, do których nie było sensu wracać, a jednak te sprawy definiowały tak wiele… I w niej i w nim.
Poczuła łaskotanie, gdy Shiki w końcu podniósł jej czerwoną wstążkę i udawał, że związuje jej włosy, zaczepiając o skórę na karku. Drobne dreszcze przebiegły jej w dół kręgosłupa i na chwilę przymknęła oczy nim jej ciało mimowolnie chciało uciec gdzieś w bok, skoro w tył się nie dało. W tej chwili czarnowłosy zawiązał koślawą kokardę na jej zmierzwionych, jednak nadal prostych, włosach.
- Nie mam dzisiaj urodzin - odpowiedziała spokojnie, przyglądając się temu, jak zadowolony z siebie był. Wodziła oczami za nim, na chwilę tylko zezując na dłonie, które oparł na jej policzkach, ale już zaraz patrzyła ponownie w lawendowe tonie. Rumieniec ponownie wypłynął na jej alabastrową skórę, zaś jej oczy otworzyły się szerzej, szukając w jego oczach i twarzy odpowiedzi. Czy mówił szczerze? Czy naprawdę tak uważał? Czy nie mówił tego tylko dlatego, że przed chwilą byli ze sobą bardzo ciasno spleceni? Dla niej miało to ogromne znaczenie… Dla niego nie musiało, choć na dnie jej serca leżała naprawdę ogromna nadzieja, że dla niego też. - To nie za mną oglądają się panienki w karczmach - dodała po chwili, gdy już rzucił swój czar przypieczętowany pocałunkiem w czółko.
Puściła do niego oczko, chcąc wyplątać się z jego uścisku, by mogła podejść do szafy obok, zajrzeć do niej, czy nadal znajdowały się tam jakieś jej rzeczy. Nie chciała zakładać teraz na siebie tego upapranego w kurzu, błocie i innych paskudztwach ubrania. I nie, nic nie zniknęło z jej szafy, jakby jej macocha miała nadzieję, że białowłosa zawita jeszcze kiedyś w domu. Wyciągnęła pierwsze z brzegu kimono, bladofioletową yukatę, którą narzuciła na siebie. Zaraz też pozbierała swoje brudne szmaty, notując z tyłu głowy, że jutro musi to wszystko poprać. Te od Shikaruia też. Wiedziała doskonale, że miał ciuchy na zmianę, więc nawet się nie spytała, czy może to pozbierać.
- Muszę jutro kogoś odwiedzić. Pójdziesz ze mną? - odwróciła się do niego, a w jej głosie słychać było lekką niepewność, ale brak zawahania.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Rzeczywiście nie wiedział, o czym chciała zapomnieć, a raczej - pamiętać, ale nigdy nie wracać. Te płonące stosy nie oświetlały jej drogi, to dym miał opuścić jej ubranie, przestać w nie wsiąkać, a umysł miał nie toczyć się po dołach i wzgórkach, które powstały na usypanych trupach. Ich pyle, którego nie zdążył porwać wiatr. Nie zastanawiał się też nad tym zbyt głęboko, sama informacja przepłynęła po jego skórze, otarła się o niego tak, jak teraz ocierała się ona przy każdym ruchu i pozostawała w nim zapisana. Do rozmontowania na chwilę, w której rzeczywiście pytania padną, ale nie w tej konkretnej. Ta przeszłość sprawiła, że byli tu i teraz, spaczeni, wykrzywieni, walczący o swoją prostą drogę. A przynajmniej Shikarui starał się zobaczyć drogę jakąkolwiek. Bo powiedz, jak daleko mogły spoglądać te oczy? Szedł przed siebie i nie nazwałby tego niczym innym jak błądzeniem, a skoro teraz widział tak wyraźnie i klarownie, to znaczy, że warto przystanąć tu na dłużej i drugi raz zastanowić się nad tym, co tu robi i jak daleko przyjdzie mu iść - już nie samemu. Nawet przez mgłę potrafiły przedrzeć się promienie słońca. Dlatego jakąkolwiek mgłą (dymem) otoczyła się przeszłość Asaki - była do odsłonięcia w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Bo, właśnie - żadnemu z nich się nie śpieszyło. Symbol miał służyć dobrej pomyślności, chociaż przykrywał przykry omen. Był ważny, tak bardzo ważny - nie było dla niego żadnych ale.
- Przypomnienie, żeby nie pamiętać? - Nie pytał złośliwie, przecież był ciekawy. - A kiedy masz urodziny? Wtedy też mogę ci życzyć wszystkiego najlepszego. - Nie potrzebował tego specjalnego, w mniemaniu ludzi, dnia, żeby świętować, ale pewna osoba nauczyła go, jak miłe i sympatyczne było wzniesienie jednego kieliszka sake, żeby wypić za czyjeś zdrowie i spędzić ten dzień razem. Choćby w pokoju wypełnionym ciszą. Tam, gdzie dwa serca uderzały w jeden rytm, nigdy nie panowała taka cisza, która mogłaby przytłoczyć.
Odsunął się na odległość, która pozwalała Asace wysmyknąć się z uścisku, chociaż zrobił to baaardzo niechętnie, opierając zaraz plecami o ścianę, o którą ona była oparta, by bezwstydnie wodzić za nią spojrzeniem, jak podnosiła wszystkie rzeczy po kolei. Z tą wstążką zaplecioną na szyi. Jak prezent. Taki urodzinowy.
- Pomyślałem, że dzisiaj to tak, jakbym ja miał urodziny, więc życzę ci z ich okazji wszystkiego najlepszego. - Ten urodzinowy prezent, który pozwolono mu odpakować przed zdmuchnięciem świeczek z tortu. Ooo, gdyby ktoś przed nim kiedyś postawił to okrągłe marzenie, byłby całkowicie spełniony. I nie koniecznie mam na myśli prawdziwy tort. Bo, no właśnie, wcale nie czuł się nasycony. Chciał więcej. Egoistycznie, dla samego siebie. Zawsze uważał tak, że ufanie mu było zgubą. Postawieniem iksa na znaku zapytania swojego życia. Przekreśleniem go. Był w końcu zdradliwym, kłamliwym sukinsynem. A jednak Asaki nie okłamał jeszcze ani razu.
- Kłamiesz. Oglądają się za tobą wszyscy. - Wytknął jej. Zabrzmiało chłodno, ale było jak najbardziej żartobliwie. Innymi słowy - zabrzmiało całkowicie jak “on”. Zrozumiał aluzję, że chodzi o ten wzrok, o który jest się zazdrosnym, że chodzi o te spojrzenia, których nie chce się widzieć na twarzach innych, kiedy patrzą na osobę, którą chcesz mieć dla siebie. To znaczy, że ona chciała go tylko dla siebie? Dla niej to zbliżenie było ważne i było czymś istotnym. W końcu nie była pierwszą lepszą kurewką. On za kurwę robił od dawna. Choć od kiedy jego sytuacja się ustabilizowała, okazało się, że sprzedawanie swojego życia było o wiele ciekawsze od sprzedawania swojego ciała. Tutaj cena była bardzo wygórowana - bo naprawdę chciał całą Asakę.
- Pójdę. - Nie musiał się nawet zastanawiać nad tą odpowiedzią - bardziej zastanowiła go ta niepewność. Jakby te odwiedziny wcale nie miały być przyjemne i kładły się cieniem na jej głowę. Oderwał się od ściany i pochylił, żeby pomóc jej zebrać ciuchy. - Chcesz coś z nimi zrobić? - Bo tak to dla niego wyglądało. Zajęła się zwijaniem ich, jakby w jej głowie istniał już zapisany dla nich plan.
- Przypomnienie, żeby nie pamiętać? - Nie pytał złośliwie, przecież był ciekawy. - A kiedy masz urodziny? Wtedy też mogę ci życzyć wszystkiego najlepszego. - Nie potrzebował tego specjalnego, w mniemaniu ludzi, dnia, żeby świętować, ale pewna osoba nauczyła go, jak miłe i sympatyczne było wzniesienie jednego kieliszka sake, żeby wypić za czyjeś zdrowie i spędzić ten dzień razem. Choćby w pokoju wypełnionym ciszą. Tam, gdzie dwa serca uderzały w jeden rytm, nigdy nie panowała taka cisza, która mogłaby przytłoczyć.
Odsunął się na odległość, która pozwalała Asace wysmyknąć się z uścisku, chociaż zrobił to baaardzo niechętnie, opierając zaraz plecami o ścianę, o którą ona była oparta, by bezwstydnie wodzić za nią spojrzeniem, jak podnosiła wszystkie rzeczy po kolei. Z tą wstążką zaplecioną na szyi. Jak prezent. Taki urodzinowy.
- Pomyślałem, że dzisiaj to tak, jakbym ja miał urodziny, więc życzę ci z ich okazji wszystkiego najlepszego. - Ten urodzinowy prezent, który pozwolono mu odpakować przed zdmuchnięciem świeczek z tortu. Ooo, gdyby ktoś przed nim kiedyś postawił to okrągłe marzenie, byłby całkowicie spełniony. I nie koniecznie mam na myśli prawdziwy tort. Bo, no właśnie, wcale nie czuł się nasycony. Chciał więcej. Egoistycznie, dla samego siebie. Zawsze uważał tak, że ufanie mu było zgubą. Postawieniem iksa na znaku zapytania swojego życia. Przekreśleniem go. Był w końcu zdradliwym, kłamliwym sukinsynem. A jednak Asaki nie okłamał jeszcze ani razu.
- Kłamiesz. Oglądają się za tobą wszyscy. - Wytknął jej. Zabrzmiało chłodno, ale było jak najbardziej żartobliwie. Innymi słowy - zabrzmiało całkowicie jak “on”. Zrozumiał aluzję, że chodzi o ten wzrok, o który jest się zazdrosnym, że chodzi o te spojrzenia, których nie chce się widzieć na twarzach innych, kiedy patrzą na osobę, którą chcesz mieć dla siebie. To znaczy, że ona chciała go tylko dla siebie? Dla niej to zbliżenie było ważne i było czymś istotnym. W końcu nie była pierwszą lepszą kurewką. On za kurwę robił od dawna. Choć od kiedy jego sytuacja się ustabilizowała, okazało się, że sprzedawanie swojego życia było o wiele ciekawsze od sprzedawania swojego ciała. Tutaj cena była bardzo wygórowana - bo naprawdę chciał całą Asakę.
- Pójdę. - Nie musiał się nawet zastanawiać nad tą odpowiedzią - bardziej zastanowiła go ta niepewność. Jakby te odwiedziny wcale nie miały być przyjemne i kładły się cieniem na jej głowę. Oderwał się od ściany i pochylił, żeby pomóc jej zebrać ciuchy. - Chcesz coś z nimi zrobić? - Bo tak to dla niego wyglądało. Zajęła się zwijaniem ich, jakby w jej głowie istniał już zapisany dla nich plan.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Nie wiedział, ale miał się dowiedzieć i to wkrótce. To nie była tajemnica, która w tym domu długo będzie w stanie być utrzymana. Poza tym - Asaka, skoro już tutaj byli, chciała odwiedzić kurhan, pusty kurhan, który usypała, udając, że to w tym właśnie miejscu pochowana jest jej babka i matka. Ich ciała już dawno rozsypały się w proch i pył, nie było nawet czego szukać w miejscu, gdzie stało kiedyś ich sioło. Ale ta myśl, że może przyjść na cmentarz, gdzie znajdował się nie jeden kurhan, że może w ten sposób porozmawiać z nieżyjącą częścią rodziny… to było na swój sposób kojące. To właśnie tam chciała się wybrać kolejnego dnia Asaka. „Odwiedzić kogoś”... A nie chciała zostawiać Shikiego samego w nieznanej mu osadzie, poza tym… To było w sumie coś, co powinien o niej wiedzieć. O niej, o relacji z Minako i resztą rodziny.
- Przypomnienie, żeby brać życie we własne ręce, a nie pogrążać się w tym co być może nie do końca wyszło - nie wyczuła w tym pytaniu złośliwości, tylko właśnie zwykłą ciekawość, którą Shikarui promieniował od samego początku. - Pierwszego stycznia, na nowy rok - prawdę mówiąc to aż dziw brał, że jakoś żadne z nich nie zapytało o to do tej pory. Wiedzieli ile mają lat - i na tym rozmowa się zakończyła. - A ty kiedy masz? - powinna się była zapytać o to dużo wcześniej, ale lepiej późno niż później, prawda?
Można było wiele mówić o tym, że jest się samotnikiem, że nie lubi się towarzystwa innych, ale tak naprawdę, to nikt nie chciał ostatecznie być sam. Prędzej czy później pojawiło się odczucie dojmującej samotności i potrzeby, by znaleźć kogoś, kto będzie w stanie nas zrozumieć i komu będziemy mogli (i chcieli) powierzyć to, co gra nam w sercu. Z taką osobą każdy dzień wydawał się wyjątkowo i jedyny w swoim rodzaju, godny świętowania w ciszy i z kieliszkiem wybornej sake, a byli przecież w Karmazynowych Szczytach, gdzie robili to doskonale.
- Dzisiaj to tak jakby? Dlaczego? - zawiązała już pas yukaty, ciesząc się tym, że nie jest jej już aż tak zimno i odwróciła się do Sanady.
Tak jak on bezczelnie przed chwilą gapił się na nią, tak i ona zaczęła się bezczelnie gapić na niego, opierającego się o ścianę, golusieńkiego tak, jak go bogowie stworzyli. Może i była lekko zarumieniona, ale… przecież nie było się czego wstydzić. A myśli, które swobodnie krążyły sobie po głowie, co i rusz wracały do tego sprzed chwili, wywołując na jej twarzy kolejny niekontrolowany rumieniec. Przyznać trzeba było przynajmniej jedno: nie rumieniła się jak wściekła piwonia, a jak delikatna lilia, tylko na policzkach.
- Tylko dlatego, że wyróżniam się z tłumu kolorem włosów. Tutaj nikt nie będzie się na mnie gapił - miała na myśli, że w Seiyamie. Bo nie była tutaj żadnym egzotycznym okazem, na który trzeba się gapić, bo tak odróżnia się od reszty. W Seiyamie były co najmniej trzy osoby o tak samo białym kolorze włosów jak i ona - co najmniej trzy, ale w rzeczywistości było takowych znacznie więcej. - A na ciebie będą - dodała. Wytknięcie za wytknięcie.
Aluzja oczywiście była i w takim razie zrozumiana została bezbłędnie. Czy chciała go tylko dla siebie? Oczywiście, że tak - jak najbardziej chciała go tylko dla siebie. Ale czy on chciał ją tylko dla siebie? Czy on chciał siebie tylko dla niej? Nie wiedziała. Pewne pytania nadal nie chciały przejść przez gardło. Jego przeszłość nie miała dla niej żadnego znaczenia. To znaczy… Miała, ale nie w takim sensie, by miała się denerwować czy nie. Było to było. Ważne było, że nie jest, nic więcej.
- Dziękuję - to był trochę jak kamień z serca, bo Asaka czuła, że łatwiej jej będzie pokazać w czym jest problem niż o tym tak po prostu mówić. Kochała swoją rodzinę, kochała swoją macochę, choć z początku zupełnie nie mogły się dogadać i nie wyglądało na to, by się dogadać miały. Ale cud nastąpił i z nienawiści, niechęci, zrodziła się naprawdę rodzicielska miłość. - Wypiorę je jutro. Oboje jesteśmy ujebani w błocie od dołu do góry - spojrzała na niego wymownie. I nie był to wzrok, który gotowy był na spieranie się, czy na jakiekolwiek „nie”.
- Przypomnienie, żeby brać życie we własne ręce, a nie pogrążać się w tym co być może nie do końca wyszło - nie wyczuła w tym pytaniu złośliwości, tylko właśnie zwykłą ciekawość, którą Shikarui promieniował od samego początku. - Pierwszego stycznia, na nowy rok - prawdę mówiąc to aż dziw brał, że jakoś żadne z nich nie zapytało o to do tej pory. Wiedzieli ile mają lat - i na tym rozmowa się zakończyła. - A ty kiedy masz? - powinna się była zapytać o to dużo wcześniej, ale lepiej późno niż później, prawda?
Można było wiele mówić o tym, że jest się samotnikiem, że nie lubi się towarzystwa innych, ale tak naprawdę, to nikt nie chciał ostatecznie być sam. Prędzej czy później pojawiło się odczucie dojmującej samotności i potrzeby, by znaleźć kogoś, kto będzie w stanie nas zrozumieć i komu będziemy mogli (i chcieli) powierzyć to, co gra nam w sercu. Z taką osobą każdy dzień wydawał się wyjątkowo i jedyny w swoim rodzaju, godny świętowania w ciszy i z kieliszkiem wybornej sake, a byli przecież w Karmazynowych Szczytach, gdzie robili to doskonale.
- Dzisiaj to tak jakby? Dlaczego? - zawiązała już pas yukaty, ciesząc się tym, że nie jest jej już aż tak zimno i odwróciła się do Sanady.
Tak jak on bezczelnie przed chwilą gapił się na nią, tak i ona zaczęła się bezczelnie gapić na niego, opierającego się o ścianę, golusieńkiego tak, jak go bogowie stworzyli. Może i była lekko zarumieniona, ale… przecież nie było się czego wstydzić. A myśli, które swobodnie krążyły sobie po głowie, co i rusz wracały do tego sprzed chwili, wywołując na jej twarzy kolejny niekontrolowany rumieniec. Przyznać trzeba było przynajmniej jedno: nie rumieniła się jak wściekła piwonia, a jak delikatna lilia, tylko na policzkach.
- Tylko dlatego, że wyróżniam się z tłumu kolorem włosów. Tutaj nikt nie będzie się na mnie gapił - miała na myśli, że w Seiyamie. Bo nie była tutaj żadnym egzotycznym okazem, na który trzeba się gapić, bo tak odróżnia się od reszty. W Seiyamie były co najmniej trzy osoby o tak samo białym kolorze włosów jak i ona - co najmniej trzy, ale w rzeczywistości było takowych znacznie więcej. - A na ciebie będą - dodała. Wytknięcie za wytknięcie.
Aluzja oczywiście była i w takim razie zrozumiana została bezbłędnie. Czy chciała go tylko dla siebie? Oczywiście, że tak - jak najbardziej chciała go tylko dla siebie. Ale czy on chciał ją tylko dla siebie? Czy on chciał siebie tylko dla niej? Nie wiedziała. Pewne pytania nadal nie chciały przejść przez gardło. Jego przeszłość nie miała dla niej żadnego znaczenia. To znaczy… Miała, ale nie w takim sensie, by miała się denerwować czy nie. Było to było. Ważne było, że nie jest, nic więcej.
- Dziękuję - to był trochę jak kamień z serca, bo Asaka czuła, że łatwiej jej będzie pokazać w czym jest problem niż o tym tak po prostu mówić. Kochała swoją rodzinę, kochała swoją macochę, choć z początku zupełnie nie mogły się dogadać i nie wyglądało na to, by się dogadać miały. Ale cud nastąpił i z nienawiści, niechęci, zrodziła się naprawdę rodzicielska miłość. - Wypiorę je jutro. Oboje jesteśmy ujebani w błocie od dołu do góry - spojrzała na niego wymownie. I nie był to wzrok, który gotowy był na spieranie się, czy na jakiekolwiek „nie”.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Którego teraz mieli? Listopad? Grudzień? Dni zlewały mu się w jedno, zatrzymać się na jednym konkretnym - rzecz niemożliwa. Nie do końca prawda, tyle tylko, że czarnowłosy nie przywiązywał do tego wagi najzwyczajniej w świecie. Mógł być dzisiaj dwunasty dzień wiosny, mógł być ostatni dzień jesieni. Jaką robiło to różnicę prócz konieczności dopasowania się do warunków pogodowych? Te zaś były inne w każdej prowincji. Nie uraczysz śniegu na pustyni i nie uraczysz upałów na wyspach Hyuo. Na pewne rzeczy należało być odgórnie gotowym, bez względu na to, czy spodziewasz się deszczu wody, czy deszczu słońca, co ogrzeje ciało. Tak i Shikarui był gotowy na to, żeby puszczać wodzę swojej ciekawości do tego stopnia, w którym słowa wystarczyły. I wcale nie było wygodniej pokazywać. Była to gotowość na poznanie jej, ponoć to zobowiązywało. Cóż, on zobowiązany się nie czuł. Nie dlatego, że zamierzał zostawić Mori na pierwszym lepszym zakręcie - swoboda, jaką oferowała, nie była rozwiązłością, która akceptowałaby jakiekolwiek skoki w bok i to nie tym była wolność, która tutaj przybierała bardzo wąską definicję. Kreśliła swoje “ale”, więc co to za wolność, zapytasz? Sam nie wiem. On się nad tym nie zastanawiał.
- Mądre słowa. - Ile razy już słyszała to z jego ust? Tylko parę mniej, niż dni przypadało na tydzień kalendarza, a każdy z tych tygodni składał na każdy spędzony ze sobą miesiąc. Ona lubiła mieć rację, on jej rację lubił przyznawać. Na tym polu również się dopełniali, słusznie zostało to zauważone - ona lubiła dyrygować, a on lubił, kiedy dyrygowano. W końcu - ona miała być liderką, a on tylko tym, co wypełniał rozkazy. Niby tak to wyglądało, ale już czas zweryfikował, że kiedy przychodziło podejmować decyzje, to nie był osobą, która wzruszała ramionami i nie miała własnego zdania. Miał je zazwyczaj twarde, solidne, nie było dla niego problemem decydować, czy iść w prawo czy w lewo - po prostu szedł.
- To… już niedługo. - Zastanowił się przez moment, wyglądając przez okno, za którym pruszył cały czas śnieg. Piękne, białe płatki opadające w dół jeden po drugim. Czternasty po dwudziestym. Leniwe i ospałe, jak ospała była cała zima. Nadal pamiętał, jak złowieszczo kąsająca była, jak odmrażała nogi i ręce, jak trzeba było szukać schronienia przed jej ramionami, by nie zamienić się w sopel lodu. Rzeźbę, której daleko było do żywych. Słowa, o których wspomniała wcześniej, znał przecież z autopsji. Nie zwykł żałować, bo to nie miało sensu. A jednak ciągle coś go kuło, ciągnęło, przeszkadzało. Nie pozwalało zawsze spokojnie spać, chociaż nie śnił już od dłuższego czasu żadnych koszmarów. Nie pozwalało zapomnieć i rzeczywiście bez pardonu - iść dalej. To było jego przeznaczenie, żeby oglądać się na wetknięty w próg ciemności świat, którego płonące mosty miały mu kiedyś oświetlać drogę. Został po nich kurz i pył.
- Kiedyś Aka powiedział mi, że moje urodziny były już dawno temu, w takim razie mogę je obchodzić, kiedy chcę. Dlatego dzisiaj są moje urodziny, skoro dostałem taki prezent. - Z łatwością oderwał spojrzenie od szyby, kiedy na jego widoku stała ubierająca się Asaka. Tamto zerknięcie było ledwo chwilowe. Niewarte poświęcania tego, co aktualnie widział wewnątrz budynku. Tak, tak, ten wzrok utkwiony na prezencie. - Urodziłem się pod koniec października. - Odpowiedział jej w końcu. - W moim domu urodziny obchodzono bardzo hucznie. Zapraszano całą rodzinę, była uroczysta wieczerza, lano sake. Ty też tak obchodzisz swoje urodziny? - Widział już, jak to wyglądało w różnych zakamarkach światach, wiedział, jak urodziny traktowano w Karmazynowych Szczytach, gdzie rodzina była tak istotna i tak ważne było dobre pokazanie się jednocześnie przed innymi rodzinami, stąd chyba to umiłowanie do świąt. Ale wszędzie lubiono mieć okazję, by wznieść kieliszek. Taka trucizna ludzkości.
- Nie lubię, jak ludzie się na mnie gapią. - Nie miała okazji się o tym dowiedzieć, bo i jak? Bo i kiedy? Tamto przejście przez granicę mogło dać co najwyżej do myślenia, ale trwało taką krótką chwilę… Przez to i emocje nie miały szans się z niego wylać, by wyjrzeć na światło dzienne.
Położył pocałunek na jej ustach, kiedy byli już tak blisko, a ona podziękowała, jakby ta podzięka zdjęła ciężar z jej ramion. Zdjęła ją połowicznie i pozwoliła mu ponieść odrobinę za nią. Tak dla odróżnienia to pranie wręczył on jej, skoro chciała sama się nim zająć. Bez żadnego marudzenia, nawet o tym nie pomyślał. - W porządku. Pójdę się umyć. - Skinął głową i schylił się po swoje rzeczy, żeby wyciągnąć ze zwoju swój ręcznik, swoje rzeczy na przebranie, owinął się tym ręcznikiem i powędrował do łazienki. Kompletny bezwstydnik. Sutinowcowi to dobrze, a mawiają, że ninja to tylko się do wojenek nadają, ha. Poczekał, aż woda się nagrzeje z piecyka, wlazł do wanny. Cały się lepił - po podróży, po walkach, po igraszkach z Asaką. Zdecydowanie tego potrzebował. Kąpieli znaczy. Igraszek też. Dopiero po porządnym wypucowaniu się i ubraniu wylazł i był gotowy na… wyglądało na to, że obiad z panią-matką. Dobrze, że nie należał do tych, których jakiekolwiek spotkania by stresowały.
- Mądre słowa. - Ile razy już słyszała to z jego ust? Tylko parę mniej, niż dni przypadało na tydzień kalendarza, a każdy z tych tygodni składał na każdy spędzony ze sobą miesiąc. Ona lubiła mieć rację, on jej rację lubił przyznawać. Na tym polu również się dopełniali, słusznie zostało to zauważone - ona lubiła dyrygować, a on lubił, kiedy dyrygowano. W końcu - ona miała być liderką, a on tylko tym, co wypełniał rozkazy. Niby tak to wyglądało, ale już czas zweryfikował, że kiedy przychodziło podejmować decyzje, to nie był osobą, która wzruszała ramionami i nie miała własnego zdania. Miał je zazwyczaj twarde, solidne, nie było dla niego problemem decydować, czy iść w prawo czy w lewo - po prostu szedł.
- To… już niedługo. - Zastanowił się przez moment, wyglądając przez okno, za którym pruszył cały czas śnieg. Piękne, białe płatki opadające w dół jeden po drugim. Czternasty po dwudziestym. Leniwe i ospałe, jak ospała była cała zima. Nadal pamiętał, jak złowieszczo kąsająca była, jak odmrażała nogi i ręce, jak trzeba było szukać schronienia przed jej ramionami, by nie zamienić się w sopel lodu. Rzeźbę, której daleko było do żywych. Słowa, o których wspomniała wcześniej, znał przecież z autopsji. Nie zwykł żałować, bo to nie miało sensu. A jednak ciągle coś go kuło, ciągnęło, przeszkadzało. Nie pozwalało zawsze spokojnie spać, chociaż nie śnił już od dłuższego czasu żadnych koszmarów. Nie pozwalało zapomnieć i rzeczywiście bez pardonu - iść dalej. To było jego przeznaczenie, żeby oglądać się na wetknięty w próg ciemności świat, którego płonące mosty miały mu kiedyś oświetlać drogę. Został po nich kurz i pył.
- Kiedyś Aka powiedział mi, że moje urodziny były już dawno temu, w takim razie mogę je obchodzić, kiedy chcę. Dlatego dzisiaj są moje urodziny, skoro dostałem taki prezent. - Z łatwością oderwał spojrzenie od szyby, kiedy na jego widoku stała ubierająca się Asaka. Tamto zerknięcie było ledwo chwilowe. Niewarte poświęcania tego, co aktualnie widział wewnątrz budynku. Tak, tak, ten wzrok utkwiony na prezencie. - Urodziłem się pod koniec października. - Odpowiedział jej w końcu. - W moim domu urodziny obchodzono bardzo hucznie. Zapraszano całą rodzinę, była uroczysta wieczerza, lano sake. Ty też tak obchodzisz swoje urodziny? - Widział już, jak to wyglądało w różnych zakamarkach światach, wiedział, jak urodziny traktowano w Karmazynowych Szczytach, gdzie rodzina była tak istotna i tak ważne było dobre pokazanie się jednocześnie przed innymi rodzinami, stąd chyba to umiłowanie do świąt. Ale wszędzie lubiono mieć okazję, by wznieść kieliszek. Taka trucizna ludzkości.
- Nie lubię, jak ludzie się na mnie gapią. - Nie miała okazji się o tym dowiedzieć, bo i jak? Bo i kiedy? Tamto przejście przez granicę mogło dać co najwyżej do myślenia, ale trwało taką krótką chwilę… Przez to i emocje nie miały szans się z niego wylać, by wyjrzeć na światło dzienne.
Położył pocałunek na jej ustach, kiedy byli już tak blisko, a ona podziękowała, jakby ta podzięka zdjęła ciężar z jej ramion. Zdjęła ją połowicznie i pozwoliła mu ponieść odrobinę za nią. Tak dla odróżnienia to pranie wręczył on jej, skoro chciała sama się nim zająć. Bez żadnego marudzenia, nawet o tym nie pomyślał. - W porządku. Pójdę się umyć. - Skinął głową i schylił się po swoje rzeczy, żeby wyciągnąć ze zwoju swój ręcznik, swoje rzeczy na przebranie, owinął się tym ręcznikiem i powędrował do łazienki. Kompletny bezwstydnik. Sutinowcowi to dobrze, a mawiają, że ninja to tylko się do wojenek nadają, ha. Poczekał, aż woda się nagrzeje z piecyka, wlazł do wanny. Cały się lepił - po podróży, po walkach, po igraszkach z Asaką. Zdecydowanie tego potrzebował. Kąpieli znaczy. Igraszek też. Dopiero po porządnym wypucowaniu się i ubraniu wylazł i był gotowy na… wyglądało na to, że obiad z panią-matką. Dobrze, że nie należał do tych, których jakiekolwiek spotkania by stresowały.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Nie było chyba aż tak ważne, który miesiąc mieli teraz. Poznali się u schyłku lata, a teraz, będąc w Daishi, sypał śnieg, który był gotowy przykryć grubą pierzyną pola, zbocza gór, szczyty i doliny. Według jej skomplikowanych obliczeń znali się w takim razie nieco ponad trzy miesiące - a to już chyba coś. Ona sama też przesadnie nie liczyła dni, nie odmierzała czasu, który upłynie do jej urodzin - było jej wszystko jedno, chociaż to zawsze miłe, gdy pamięta o nich ktoś inny. Ktoś bliski. Tylko trzeba najpierw wiedzieć. Jesień przeminęła swoim własnym tempem w czasie, gdy oni włóczyli się po świecie i ganiali wte i wewte po Soso. Liście pospadały i zamieniły się w mokrą breję. Minęła cała jedna pora roku, a Asaka czasami miała wrażenie, jakby tak naprawdę minął tylko jeden dzień… Albo, że znają się od zawsze. Poznawanie się wychodziło naturalnie i tak - było to zobowiązujące. Gdy już z kimś podróżujesz, chcesz tej osobie ufać, a nie ma zaufania bez poznania się. Z czasem te uczucia chęci poznania przerodziły się w Asace w coś znacznie głębszego. Może i dawała swobodę i wolność, ale w którym momencie jej własne serce zacznie ją ściskać nie wiedząc tego, czego mogłaby i powinna się spodziewać?
- Nie wiem czy mądre. Po prostu taką podjęłam decyzję - racja, słyszała to od niego już kilka razy i ona po którymś razie powiedziała mu, żeby powiedział to jej matce, bo chyba umarłaby ze śmiechu. Teraz właśnie Shikarui miał ku temu naprawdę idealną okazję.
Liderka była z niej żadna i prawdę mówiąc nie poczuwała się za taką. Nigdy nie chciała podejmować decyzji za Shikaruia, zawsze starała się pytać go o zdanie. To jedynie podczas ich ostatniej misji ktoś musiał ich wziąć za mordę i tak na dobrą sprawę tylko udawała przywódczynię grupy. A i tak pytała innych o to, co chcą zrobić - tylko Teiren uważał inaczej.
- Niedługo - przyznała, zagapiając się w śnieg widoczny za oknem. - Co za dziwne podejście - miałeś urodziny dawno więc możesz je obchodzić kiedy chcesz? Skoro miała urodziny w styczniu, to miała je obchodzić teraz, gdy za niedługo miała mieć kolejne - bo tamtych nie obchodziła będąc w podróży samotnie? - W takim razie można by obchodzić urodziny codziennie, skoro to taka płynna data - to jej się mijało w ogóle z celem obchodzenia urodzin. Pewnie, nie musiało to być akurat w dany dzień, ale to sprawiało, że ten dzień przestawał być w jakikolwiek sposób wyjątkowy, skoro można było świętować trzy miesiące później, a potem raz jeszcze kolejne trzy miesiące później. - Pod koniec października? To miałeś urodziny niedawno, a nie dawno temu - podczas ich podróży… Chociaż „koniec października” to też była dość płynna data. W takim razie naprawdę można było to potraktować tak, jakby urodziny miał dzisiaj. - Taki prezent? Czyli jaki? - wydawała się być całkiem rozbawiona jego stwierdzeniem, ale na pewno nie była zła. Wesołe iskierki błyszczały w jej oczach.
- Odkąd zamieszkałam w Seiyamie rodzice starali się w jakiś sposób obchodzić moje urodziny, ale nigdy jakoś bardzo hucznie. Raczej w gronie najbliższej rodziny. Oczywiście z sake, ale trochę czasu minęło zanim mogłam się napić z nimi - nie zapraszano całej rodziny, bo kto chciałby świętować kolejny rok na karku bękarta?
To mimo wszystko była jakaś ujma na honorze, choć większą byłoby porzucenie takiego dziecka i nie wzięcie odpowiedzialności za swoje błędy. Asaka nie miała tego nikomu za złe, chociaż urodziny jej rodzeństwa obchodzone były w zdecydowanie większym przepychu. Czy była o to zazdrosna? Kiedyś tak, później uważała te rodzinne spotkania za cholernie męczące i nawet cieszyła się z takiego obrotu sprawy. A na ostatnie urodziny nawet nie było jej w domu.
- A ja mogę się gapić? - rozumiała to, że może nie lubić, gdy ludzie patrzą na niego.
Ona też tego nie znosiła swojego czasu, czuła się tak, jakby każdy kto na nią patrzył - oceniał ją i oceniał ją źle przez pryzmat tego, co widzi. Czuła się wręcz tak, jakby całą historię swojego życia miała opisaną na czole tak, że każdy mógł ją sobie przeczytać i ten osąd wydać. Bękart. Historia jej rodziców nauczyła ją jednego - nie dopuścić do tego, by i jej ewentualne dziecko miało takie życie, jak ona.
Pochwycona na jeszcze jeden, krótki pocałunek, nie protestowała, zatapiając się w nim na krótką chwilę, w której oddawała mu ten niewielki ciężar spoczywający na jej barkach. Teraz to było już nic, piórko na wietrze, ale miała wrażenie, że był to mimo wszystko dość istotny szczegół. Pytanie tylko, czy to zmieni coś w zachowaniu Shikaruia w stosunku do niej? Czuła, że nie. Czuła, że może mu powiedzieć, że nawet powinna.
Skinęła głową i zajęła się układaniem ubrań w czasie, gdy Shiki wyciągnął swoje zapasowe i obwiązał się ręcznikiem, by zejść na dół i zająć miejsce w łazience - oczywiście białowłosa musiała parsknąć i pokręcić głową na tą bezwstydność, nie mogąc odmówić sobie gapienia się. W tym czasie Asaka przejrzała rzeczy w szafie swojego pokoju i na drobną chwilę zeszła na dół, zapytać się, gdzie ulokować Shikaruia i czy w czymś nie pomóc - wcześniej jednak upewniła się, że policzki już jej nie płoną. Minako była jednak zdeterminowana tym, by samej coś ugotować i Asaka nie miała co robić przez chwilę, gdy Shiki wesoło pluskał się w wodzie. Gdy już wyszedł i był gotowy pokazała mu pokój, w którym mógł się ulokować, powiedziała mu, że jak chce, to może sobie sam się pokręcić po domu, bo ona też się musi umyć, nie wypadało przecież śmierdzieć przy stole. W końcu porządna kąpiel po wielu dniach spędzonych w podróży, w różnych warunkach. Spoceni, brudni, zmęczeni… W końcu i ona była gotowa do pokazania się przy stole.
- Nie wiem czy mądre. Po prostu taką podjęłam decyzję - racja, słyszała to od niego już kilka razy i ona po którymś razie powiedziała mu, żeby powiedział to jej matce, bo chyba umarłaby ze śmiechu. Teraz właśnie Shikarui miał ku temu naprawdę idealną okazję.
Liderka była z niej żadna i prawdę mówiąc nie poczuwała się za taką. Nigdy nie chciała podejmować decyzji za Shikaruia, zawsze starała się pytać go o zdanie. To jedynie podczas ich ostatniej misji ktoś musiał ich wziąć za mordę i tak na dobrą sprawę tylko udawała przywódczynię grupy. A i tak pytała innych o to, co chcą zrobić - tylko Teiren uważał inaczej.
- Niedługo - przyznała, zagapiając się w śnieg widoczny za oknem. - Co za dziwne podejście - miałeś urodziny dawno więc możesz je obchodzić kiedy chcesz? Skoro miała urodziny w styczniu, to miała je obchodzić teraz, gdy za niedługo miała mieć kolejne - bo tamtych nie obchodziła będąc w podróży samotnie? - W takim razie można by obchodzić urodziny codziennie, skoro to taka płynna data - to jej się mijało w ogóle z celem obchodzenia urodzin. Pewnie, nie musiało to być akurat w dany dzień, ale to sprawiało, że ten dzień przestawał być w jakikolwiek sposób wyjątkowy, skoro można było świętować trzy miesiące później, a potem raz jeszcze kolejne trzy miesiące później. - Pod koniec października? To miałeś urodziny niedawno, a nie dawno temu - podczas ich podróży… Chociaż „koniec października” to też była dość płynna data. W takim razie naprawdę można było to potraktować tak, jakby urodziny miał dzisiaj. - Taki prezent? Czyli jaki? - wydawała się być całkiem rozbawiona jego stwierdzeniem, ale na pewno nie była zła. Wesołe iskierki błyszczały w jej oczach.
- Odkąd zamieszkałam w Seiyamie rodzice starali się w jakiś sposób obchodzić moje urodziny, ale nigdy jakoś bardzo hucznie. Raczej w gronie najbliższej rodziny. Oczywiście z sake, ale trochę czasu minęło zanim mogłam się napić z nimi - nie zapraszano całej rodziny, bo kto chciałby świętować kolejny rok na karku bękarta?
To mimo wszystko była jakaś ujma na honorze, choć większą byłoby porzucenie takiego dziecka i nie wzięcie odpowiedzialności za swoje błędy. Asaka nie miała tego nikomu za złe, chociaż urodziny jej rodzeństwa obchodzone były w zdecydowanie większym przepychu. Czy była o to zazdrosna? Kiedyś tak, później uważała te rodzinne spotkania za cholernie męczące i nawet cieszyła się z takiego obrotu sprawy. A na ostatnie urodziny nawet nie było jej w domu.
- A ja mogę się gapić? - rozumiała to, że może nie lubić, gdy ludzie patrzą na niego.
Ona też tego nie znosiła swojego czasu, czuła się tak, jakby każdy kto na nią patrzył - oceniał ją i oceniał ją źle przez pryzmat tego, co widzi. Czuła się wręcz tak, jakby całą historię swojego życia miała opisaną na czole tak, że każdy mógł ją sobie przeczytać i ten osąd wydać. Bękart. Historia jej rodziców nauczyła ją jednego - nie dopuścić do tego, by i jej ewentualne dziecko miało takie życie, jak ona.
Pochwycona na jeszcze jeden, krótki pocałunek, nie protestowała, zatapiając się w nim na krótką chwilę, w której oddawała mu ten niewielki ciężar spoczywający na jej barkach. Teraz to było już nic, piórko na wietrze, ale miała wrażenie, że był to mimo wszystko dość istotny szczegół. Pytanie tylko, czy to zmieni coś w zachowaniu Shikaruia w stosunku do niej? Czuła, że nie. Czuła, że może mu powiedzieć, że nawet powinna.
Skinęła głową i zajęła się układaniem ubrań w czasie, gdy Shiki wyciągnął swoje zapasowe i obwiązał się ręcznikiem, by zejść na dół i zająć miejsce w łazience - oczywiście białowłosa musiała parsknąć i pokręcić głową na tą bezwstydność, nie mogąc odmówić sobie gapienia się. W tym czasie Asaka przejrzała rzeczy w szafie swojego pokoju i na drobną chwilę zeszła na dół, zapytać się, gdzie ulokować Shikaruia i czy w czymś nie pomóc - wcześniej jednak upewniła się, że policzki już jej nie płoną. Minako była jednak zdeterminowana tym, by samej coś ugotować i Asaka nie miała co robić przez chwilę, gdy Shiki wesoło pluskał się w wodzie. Gdy już wyszedł i był gotowy pokazała mu pokój, w którym mógł się ulokować, powiedziała mu, że jak chce, to może sobie sam się pokręcić po domu, bo ona też się musi umyć, nie wypadało przecież śmierdzieć przy stole. W końcu porządna kąpiel po wielu dniach spędzonych w podróży, w różnych warunkach. Spoceni, brudni, zmęczeni… W końcu i ona była gotowa do pokazania się przy stole.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Pewnie pani matka nie tylko uśmiechnęłaby się na nowinę, że ktoś uważa Asakę za mądrą, ale i szczerze zaśmiała. Złośliwie? Hmph. Znała przecież Asakę o wiele lepiej, niż znał ją czarnowłosy, ale to czarnowłosemu właśnie imponowała. Dlatego teraz jeszcze by wypadało obudzić w sobie chęć, żeby imponować jej. Być tym mężnym mężczyznom, którego niebezpieczeństwo się nie ima. Być tym najwspanialszym, najsilniejszym, ha! Tylko że Shikarui nigdy za bardzo nie czuł, żeby komukolwiek imponować musiał. Asaka też przecież nie robiła tego dlatego, żeby dodać sobie kilka bezcennych punktów do zajebistości, starać się nawet nie musiała. Gdyby robiła cokolwiek na pokaz, nie byłaby sobą. Chociaż to jej błyskanie ze złością oczami bardzo łatwo można było wziąć za teatrzyk, który odgrywany jest po to, by mogła zbudować swoje bezpieczne mury. Ofensywa, ponieważ tylko ona działa dobrze na atak innych. Nie budowanie murów i wycofywanie się, szkoda na to czasu. Jeśli wróg jest uparty i tak do ciebie dotrze.
- W takim razie mogą być codziennie. Mogę ci codziennie życzyć wszystkiego najlepszego. - Tak, było to dziwne. Zdawał sobie sprawę, że ludzie traktowali urodziny bardzo specjalnie, poczuł maleńki smak tego czaru w Sogen. Wspólnego obiadu, podzielenia się sake, celebracji swojego rodzaju, tylko dlatego, że ktoś się tego dnia urodził. To miał być specjalny dzień. Radość z tego, że było się na tym świecie i miało się okazję już tyle osiągnąć, tyle przeżyć. Trzeba więc życzyć, żeby udało się przeżyć jeszcze więcej, a każde z tych przeżyć było jeszcze lepsze od poprzedniego. - Powinienem przejmować się datami? Będzie ci przykro, jeśli w okolicy twoich urodzin nie złożę ci życzeń. - To było pół pytanie, pół stwierdzenie. Bo na ile byłoby jej przykro? Czy rzeczywiście zabolałoby? Przejęłaby się tym? Chciał zrozumieć. To była ta ciekawość, która, rzeczywiście, była w nim od początku. Jak zostało wielokrotnie powiedziane - nie przepadał za nie dostawaniem tego, czego chciał, a zaspokojenie tego, co pchało go do zdobywania wiedzy i poznawania było właśnie tym, czego polubić się nie dało. Zresztą chyba nikt nie lubił, kiedy mu się odmawiano. Shikarui jedynie bardzo dosadnie potrafił to niezadowolenie wyrazić - czasem w najmniej spodziewanym momencie. Kiedy w nocnej ciszy smacznie śpisz, kiedy księżyc zagląda przez okno… - Najlepszy. - Jakim innym prezentem mogła być jasnoskóra dziewczyna? Kobieta w zasadzie, kobieta! - Będziesz miała okazję. - Raczej szybko się stąd nie ruszą, na pewno nie w czasie najbliższego tygodnia. Zresztą - on w przeciągu najbliższego tygodnia zamierzał na parę dni zniknąć. Wyglądało na to, że trzeba się będzie porządnie zastanowić, jak rozplanować tą krótką wycieczkę, żeby zdążyć wrócić do stycznia. Raczej nie problem. Teraz mieli… Listopad? Spokojnie, dość czasu na wszystko. Zwłaszcza, że planował w parę godzin uwinąć się w Nawabari i wrócić. Kilka dni na podróż w zupełności wystarczy - w tą i z powrotem.
- Ty tak. - Obejrzał się za nią, zanim wyszedł z pokoju.
Przeczesane dłonią włosy, czyste, czarne kimono. Teraz prezentował się tak, jak powinien przed panią matką. Nie zakładał bandaży, nie było potrzeby. To nawet nie tak, że wstydził się tych blizn. Kiedyś ktoś mu powiedział: jesteś piękny. On w to uwierzył. Wierzył w to również bardzo mocno dzisiaj, kiedy usta Asaki błądziły po jego skórze, tej brzydkiej, skrywanej zazwyczaj przed światem. Nie spoglądała na niego ze współczuciem i żalem, ale też nie było w niej obojętności. Nie było też zuchwałej ciekawości. Czy może to wszystko mu się tylko wydawało? Wiązane na boku kimono odsłaniało nogę po prawej stronie, miękki materiał przelewał się na nim i dobrze dopasowywał do ciała. Zdecydowanie nie był to materiał, na jaki stać by było byle włóczęgę. Podszewka pod spodem miała chronić przed zimnem, które rozkwitło w pełni krasy. Rozgościł się w pokoju, który mu przygotowano, wyciągnął manierkę, przeczyścił broń, nasmarował łuk odpowiednią substancją, która miała zaimpregnować drewno, ale przede wszystkim - cięciwę, by nie była narażona na warunki pogodowe. Takie to właśnie było rozgaszczanie się. Nie śpieszyło się mu do towarzystwa któregokolwiek z domowników, czekał aż Asaka wylezie z kąpieli, świeża, czysta pachnąca. Dopiero wtedy zszedł na dół, do kuchni, z której dolatywały przyjemne zapachy cieszące zmysły. Jedyne, co przy sobie miał, to torba przyczepiona do pasa, ale z tą się nie rozstawał - ewentualnie czasem podczas snu.
- Dziękuję Pani za gościnę. To naprawdę zaszczyt. - Pokłonił się, kiedy weszli do kuchni, widząc panią matkę zasuwającą przy garach, aż parujących od dobroci gotujących się weń.
- W takim razie mogą być codziennie. Mogę ci codziennie życzyć wszystkiego najlepszego. - Tak, było to dziwne. Zdawał sobie sprawę, że ludzie traktowali urodziny bardzo specjalnie, poczuł maleńki smak tego czaru w Sogen. Wspólnego obiadu, podzielenia się sake, celebracji swojego rodzaju, tylko dlatego, że ktoś się tego dnia urodził. To miał być specjalny dzień. Radość z tego, że było się na tym świecie i miało się okazję już tyle osiągnąć, tyle przeżyć. Trzeba więc życzyć, żeby udało się przeżyć jeszcze więcej, a każde z tych przeżyć było jeszcze lepsze od poprzedniego. - Powinienem przejmować się datami? Będzie ci przykro, jeśli w okolicy twoich urodzin nie złożę ci życzeń. - To było pół pytanie, pół stwierdzenie. Bo na ile byłoby jej przykro? Czy rzeczywiście zabolałoby? Przejęłaby się tym? Chciał zrozumieć. To była ta ciekawość, która, rzeczywiście, była w nim od początku. Jak zostało wielokrotnie powiedziane - nie przepadał za nie dostawaniem tego, czego chciał, a zaspokojenie tego, co pchało go do zdobywania wiedzy i poznawania było właśnie tym, czego polubić się nie dało. Zresztą chyba nikt nie lubił, kiedy mu się odmawiano. Shikarui jedynie bardzo dosadnie potrafił to niezadowolenie wyrazić - czasem w najmniej spodziewanym momencie. Kiedy w nocnej ciszy smacznie śpisz, kiedy księżyc zagląda przez okno… - Najlepszy. - Jakim innym prezentem mogła być jasnoskóra dziewczyna? Kobieta w zasadzie, kobieta! - Będziesz miała okazję. - Raczej szybko się stąd nie ruszą, na pewno nie w czasie najbliższego tygodnia. Zresztą - on w przeciągu najbliższego tygodnia zamierzał na parę dni zniknąć. Wyglądało na to, że trzeba się będzie porządnie zastanowić, jak rozplanować tą krótką wycieczkę, żeby zdążyć wrócić do stycznia. Raczej nie problem. Teraz mieli… Listopad? Spokojnie, dość czasu na wszystko. Zwłaszcza, że planował w parę godzin uwinąć się w Nawabari i wrócić. Kilka dni na podróż w zupełności wystarczy - w tą i z powrotem.
- Ty tak. - Obejrzał się za nią, zanim wyszedł z pokoju.
Przeczesane dłonią włosy, czyste, czarne kimono. Teraz prezentował się tak, jak powinien przed panią matką. Nie zakładał bandaży, nie było potrzeby. To nawet nie tak, że wstydził się tych blizn. Kiedyś ktoś mu powiedział: jesteś piękny. On w to uwierzył. Wierzył w to również bardzo mocno dzisiaj, kiedy usta Asaki błądziły po jego skórze, tej brzydkiej, skrywanej zazwyczaj przed światem. Nie spoglądała na niego ze współczuciem i żalem, ale też nie było w niej obojętności. Nie było też zuchwałej ciekawości. Czy może to wszystko mu się tylko wydawało? Wiązane na boku kimono odsłaniało nogę po prawej stronie, miękki materiał przelewał się na nim i dobrze dopasowywał do ciała. Zdecydowanie nie był to materiał, na jaki stać by było byle włóczęgę. Podszewka pod spodem miała chronić przed zimnem, które rozkwitło w pełni krasy. Rozgościł się w pokoju, który mu przygotowano, wyciągnął manierkę, przeczyścił broń, nasmarował łuk odpowiednią substancją, która miała zaimpregnować drewno, ale przede wszystkim - cięciwę, by nie była narażona na warunki pogodowe. Takie to właśnie było rozgaszczanie się. Nie śpieszyło się mu do towarzystwa któregokolwiek z domowników, czekał aż Asaka wylezie z kąpieli, świeża, czysta pachnąca. Dopiero wtedy zszedł na dół, do kuchni, z której dolatywały przyjemne zapachy cieszące zmysły. Jedyne, co przy sobie miał, to torba przyczepiona do pasa, ale z tą się nie rozstawał - ewentualnie czasem podczas snu.
- Dziękuję Pani za gościnę. To naprawdę zaszczyt. - Pokłonił się, kiedy weszli do kuchni, widząc panią matkę zasuwającą przy garach, aż parujących od dobroci gotujących się weń.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Już dawno minął czas, w którym to Asaka chciała coś komuś udowodnić i pokazywać - by imponować na siłę. Wiele rzeczy w dzieciństwie robiła na pokaz, właściwie niemalże wszystko. Chciała być zauważona nie tylko jako dziecko przelotnej… nawet nie miłości, tylko jako osoba, która ma jakąś wartość. Tak bardzo tego chciała, tak bardzo tego pragnęła… Marzenie w końcu się spełniło, tyle, że zupełnie inaczej, niżby sobie tego życzyła. Zabawne. Marzenia chyba nigdy nie spełniały się tak, jak miały. Przewrotna Los zawsze musiała wcisnąć do sprawy swoje trzy grosze. Ale od wszystkiego są reguły - wiadomo.
- Możesz mi życzyć, ale nie chcę codziennie świętować swoich urodzin - życzyć wszelkiej pomyślności na każdy dzień, gdy tylko otworzyło się oczy - była to piękna wizja i ona też mogła ją wprowadzić w życie. Ale każdego dnia świętować, że jest się coraz starszym i z każdy dniem coraz bliżej grobu? Nie, nie. Cieszmy się życiem, nie myślmy o końcu. - Ja też mogę ci życzyć. Ale to jutro. A teraz… Teraz życzę ci wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, które miałeś, a o których nie wiedziałam - mogła mu nawet zarzucić ręce na szyję, tak na krótką chwilę i przypieczętować to kolejnym z pocałunków. Potrzebowała ich. Potrzebowała go. - Wszystkiego najlepszego… Więc prezent już sam sobie wybrałeś - krótko ucałowała mu nos i gotowa była umknąć do składania ubrań. - To ile ty masz w końcu teraz lat? 18? 19? - pogubiła się już całkiem, nie wiedząc, czy Shikarui powiedział jej ile ma skończonych lat, czy ile ma według roku.
Czy powinien przejmować się datami? Asaka aż tak szczególnej uwagi do tego nie przykładała, nie wymagała od nikogo, żeby pamiętał o wszystkim co do dnia. Sama zresztą bardzo często nie liczyła dni a orientowała się jedynie po zmieniającej się pogodzie, że to już taki, a taki czas. Jednakże jak najbardziej byłoby jej miło, gdyby Shikarui pamiętał mniej-więcej, kiedy przypadają jej urodziny. Żeby nie przypomniał sobie w środku lata, że w zimie ta białowłosa miała urodziny. Białowłosa jak śnieg, który padał w dniu jej urodzin i który padał też dzisiaj, zasypując pierzynką trawy i ulice Seiyamy.
- Jeżeli przypomnisz sobie mniej-więcej w tym czasie to będzie mi bardzo miło. Ale jak przypomnisz sobie na jesień, to gotowa jestem się śmiertelnie obrazić - i powiedziała to z taką miną, że chyba naprawdę mówiła poważnie. Czy tak? Tak na dobrą sprawę… to tak. Ale z tą żółtooką nigdy nic nie było do końca wiadome. Kłamię, było. Tylko trzeba było ją już trochę poznać. A na ile znał ją Shikarui? Czy satysfakcjonowała go odpowiedź, jaką udzieliła mu białowsłosa?
- Dzięki. Zamierzam bezczelnie korzystać z pozwolenia - jeżeli Shikarui kiedyś myślał, że Asaka jest łagodnym barankiem nieskorym do żartów, ironii, sarkazmu czy złośliwych żartów - to się mylił. Mylił się również w tym, jeśli sądził, że jest niewinna jak nieobsrana łąka, a flirt jest jej obcy. Nie był. A teraz miała idealną okazję, by się tym popisać - właśnie gapiąc się na niego bezwstydnie.
Wyszła z łazienki w kimonie, które porwała z szafy wcześniej - wymyta niemal na błysk i pachnąca, z wilgotnymi, rozczesanymi włosami, które wytarła wytarła wcześniej w ręcznik. Znalazła Shikaruia w pokoju, który mu pokazała i po chwili oboje stawili się w jadalni znajdującej się na dole. Teraz prezentowali się przynajmniej godnie przed panią-matką tego domu. Taaa. I był to tak na dobrą sprawę chyba pierwszy raz, gdy Shikarui widział Asakę w czymś innym niż spodnie.
- Nie ma za co. Siadajcie - nie ma za co, ale jednak było widać, że Minako aż urosła w oczach z radości, że ich gość jej się pokłonił i podziękował z tymi wszystkimi formułkami.
Asaka zasiadła więc do niskiego stołu, przy którym siedziało się na podłodze - jak w tradycyjnym domu, tak typowym dla Daishi. Wszystko w tym budynku aż kipiało dbałością o kulturę, tradycję i szczegóły. Po chwili Minako podała im miseczki z ryżem i talerze z jakimś mięsem i sosem, a do tego pałeczki. Wszystko parowało, jeszcze gorące i pachniało zachęcająco. Minako usiadła u szczytu stołu, najwyraźniej chcąc nacieszyć oczy córką. Zwróciła jednak uwagę na Shikaruia, na to, jak był ubrany i że nie był to strój byle przybłędy, tylko nosił na sobie naprawdę drogie kimono. Jej uwadze również nie umknęły blizny widoczne poza ubraniem, zwłaszcza ta jedna na szyi. Nie powiedziała jednak nic. Zaś Asaka zdawała się tych blizn zupełnie nie zauważać. Przyzwyczaiła się już do nich u Sanady - i choć była ciekawa skąd one są, to w zasadzie nie pytała bo chyba do końca wiedzieć nie chciała...
- To gdzie byłaś? I gdzie się poznaliście? - widać było, że matrona Koseki umierała z ciekawości już długo i w zasadzie nie było się co dziwić. Nie widziała córki ponad rok, po czym pojawiła się w domu w towarzystwie jakiegoś faceta.
- W Sogen - Asaka odezwała się gdy już przełknęła pierwszy kęs. I tak na dobrą sprawę była to odpowiedź na oba pytania. Minako w tym czasie uniosła brew, ale nie zdążyła się odezwać, bo Asaka ją ubiegła. - Kto jest w domu? Mówiłaś, że już jedliście, ale nie widziałam niczyich butów.
- Ojciec i Katsuro. Wyszli gdzieś po kolacji - aha, to tłumaczyło, dlaczego na nikogo się nie natknęli. Ależ szczęście.
- A Hotaru?
- Jest na misji, nie ma jej w Seiyamie - Minako zdawała się promieniować dumą. I było tak - bo była dumna ze wszystkich swoich dzieci, nawet tych adoptowanych. - Shikarui, tak? Chyba nie pochodzisz z Sogen? Nie mówisz jak mieszkaniec Wietrznych Równin - zwróciła się do gościa, który jak do tej pory mógł sobie spokojnie jeść, ale najwyraźniej nie ma tak dobrze.
- Możesz mi życzyć, ale nie chcę codziennie świętować swoich urodzin - życzyć wszelkiej pomyślności na każdy dzień, gdy tylko otworzyło się oczy - była to piękna wizja i ona też mogła ją wprowadzić w życie. Ale każdego dnia świętować, że jest się coraz starszym i z każdy dniem coraz bliżej grobu? Nie, nie. Cieszmy się życiem, nie myślmy o końcu. - Ja też mogę ci życzyć. Ale to jutro. A teraz… Teraz życzę ci wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, które miałeś, a o których nie wiedziałam - mogła mu nawet zarzucić ręce na szyję, tak na krótką chwilę i przypieczętować to kolejnym z pocałunków. Potrzebowała ich. Potrzebowała go. - Wszystkiego najlepszego… Więc prezent już sam sobie wybrałeś - krótko ucałowała mu nos i gotowa była umknąć do składania ubrań. - To ile ty masz w końcu teraz lat? 18? 19? - pogubiła się już całkiem, nie wiedząc, czy Shikarui powiedział jej ile ma skończonych lat, czy ile ma według roku.
Czy powinien przejmować się datami? Asaka aż tak szczególnej uwagi do tego nie przykładała, nie wymagała od nikogo, żeby pamiętał o wszystkim co do dnia. Sama zresztą bardzo często nie liczyła dni a orientowała się jedynie po zmieniającej się pogodzie, że to już taki, a taki czas. Jednakże jak najbardziej byłoby jej miło, gdyby Shikarui pamiętał mniej-więcej, kiedy przypadają jej urodziny. Żeby nie przypomniał sobie w środku lata, że w zimie ta białowłosa miała urodziny. Białowłosa jak śnieg, który padał w dniu jej urodzin i który padał też dzisiaj, zasypując pierzynką trawy i ulice Seiyamy.
- Jeżeli przypomnisz sobie mniej-więcej w tym czasie to będzie mi bardzo miło. Ale jak przypomnisz sobie na jesień, to gotowa jestem się śmiertelnie obrazić - i powiedziała to z taką miną, że chyba naprawdę mówiła poważnie. Czy tak? Tak na dobrą sprawę… to tak. Ale z tą żółtooką nigdy nic nie było do końca wiadome. Kłamię, było. Tylko trzeba było ją już trochę poznać. A na ile znał ją Shikarui? Czy satysfakcjonowała go odpowiedź, jaką udzieliła mu białowsłosa?
- Dzięki. Zamierzam bezczelnie korzystać z pozwolenia - jeżeli Shikarui kiedyś myślał, że Asaka jest łagodnym barankiem nieskorym do żartów, ironii, sarkazmu czy złośliwych żartów - to się mylił. Mylił się również w tym, jeśli sądził, że jest niewinna jak nieobsrana łąka, a flirt jest jej obcy. Nie był. A teraz miała idealną okazję, by się tym popisać - właśnie gapiąc się na niego bezwstydnie.
Wyszła z łazienki w kimonie, które porwała z szafy wcześniej - wymyta niemal na błysk i pachnąca, z wilgotnymi, rozczesanymi włosami, które wytarła wytarła wcześniej w ręcznik. Znalazła Shikaruia w pokoju, który mu pokazała i po chwili oboje stawili się w jadalni znajdującej się na dole. Teraz prezentowali się przynajmniej godnie przed panią-matką tego domu. Taaa. I był to tak na dobrą sprawę chyba pierwszy raz, gdy Shikarui widział Asakę w czymś innym niż spodnie.
- Nie ma za co. Siadajcie - nie ma za co, ale jednak było widać, że Minako aż urosła w oczach z radości, że ich gość jej się pokłonił i podziękował z tymi wszystkimi formułkami.
Asaka zasiadła więc do niskiego stołu, przy którym siedziało się na podłodze - jak w tradycyjnym domu, tak typowym dla Daishi. Wszystko w tym budynku aż kipiało dbałością o kulturę, tradycję i szczegóły. Po chwili Minako podała im miseczki z ryżem i talerze z jakimś mięsem i sosem, a do tego pałeczki. Wszystko parowało, jeszcze gorące i pachniało zachęcająco. Minako usiadła u szczytu stołu, najwyraźniej chcąc nacieszyć oczy córką. Zwróciła jednak uwagę na Shikaruia, na to, jak był ubrany i że nie był to strój byle przybłędy, tylko nosił na sobie naprawdę drogie kimono. Jej uwadze również nie umknęły blizny widoczne poza ubraniem, zwłaszcza ta jedna na szyi. Nie powiedziała jednak nic. Zaś Asaka zdawała się tych blizn zupełnie nie zauważać. Przyzwyczaiła się już do nich u Sanady - i choć była ciekawa skąd one są, to w zasadzie nie pytała bo chyba do końca wiedzieć nie chciała...
- To gdzie byłaś? I gdzie się poznaliście? - widać było, że matrona Koseki umierała z ciekawości już długo i w zasadzie nie było się co dziwić. Nie widziała córki ponad rok, po czym pojawiła się w domu w towarzystwie jakiegoś faceta.
- W Sogen - Asaka odezwała się gdy już przełknęła pierwszy kęs. I tak na dobrą sprawę była to odpowiedź na oba pytania. Minako w tym czasie uniosła brew, ale nie zdążyła się odezwać, bo Asaka ją ubiegła. - Kto jest w domu? Mówiłaś, że już jedliście, ale nie widziałam niczyich butów.
- Ojciec i Katsuro. Wyszli gdzieś po kolacji - aha, to tłumaczyło, dlaczego na nikogo się nie natknęli. Ależ szczęście.
- A Hotaru?
- Jest na misji, nie ma jej w Seiyamie - Minako zdawała się promieniować dumą. I było tak - bo była dumna ze wszystkich swoich dzieci, nawet tych adoptowanych. - Shikarui, tak? Chyba nie pochodzisz z Sogen? Nie mówisz jak mieszkaniec Wietrznych Równin - zwróciła się do gościa, który jak do tej pory mógł sobie spokojnie jeść, ale najwyraźniej nie ma tak dobrze.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Biorąc pod uwagę, jak w Karmazynowych zwykło się świętować urodziny, to nic dziwnego, że Asaka nie chciała ich obchodzić codziennie. Nie, to nie o to chodziło. Chodziło właśnie o to uświęcenie, uszanowanie tego jednego, konkretnego dnia, w którym rzeczywiście było się z czego cieszyć. Akceptował to, ale to nie tak, że rozumiał. Zupełnie jak z tym honorem i godnością, których temat tak mocno go absorbował. Nie liczył sam upływających lat, nie zauważał mijającego października, nie potrafił się przejąć tym, że te konkretne daty mijały, a on nie zatrzymał się na nich, nie przybijał im pieczątki każdego roku i dopiero wtedy nie puszczał karty w obieg - prosto do grudnia i ostatniej nocy w roku. Powiedzieć, że potrafił być słowny, byłoby lekkim naciągnięciem, ale na pewno potrafił się przejmować - i tutaj zapisał sobie w kąciku umysłu bardzo uważnie to, co do niego powiedziała. Nie zamierzał tych słów ignorować i igrać z ogniem. Ha… źle ujęte. Igrał z płomieniami dość często, na swój pokrętny sposób, w którym odbierał świat - on jedynie nie zamierzał sprawiać jej przykrości, bo było mu dobrze, kiedy ona się uśmiechała. Przestał liczyć każdy z tych uśmiechów, ale nadal każdy pojedynczy był tak samo cenny. Bezcenny.
- Dziękuję. - I znów - przeoczył ten październik. Rzeczywiście te urodziny były całkiem niedawno, niecałe dwa miesiące temu. To znaczy, że chyba… nie miał już 18 lat? Zatrzymał się na tej jednej, konkretnej dacie, ale przecież już się zastanawiał, którego roku się urodził. Odkurzył pewne wspomnienia minionej wiosny, żeby dowiedzieć się o sobie samym odrobinę więcej. Wtedy chyba… naprawdę miał 18? Albo nie? Wyciągnął palce i zgiął parę z nich, ale… - Który mamy rok? - Podpytał, unosząc wzrok na Asakę. Nie to, żeby miał problemy z liczeniem, akurat z tym źle nie było. Miał za dużo ryo w oczach, żeby akurat prostego liczenia i dodawania nie opanować. Teraz tylko przydałoby się jeszcze opanować czytanie. - Chyba… już 21. - Doliczył się w końcu, ale zajęło mu to dłuższą chwilę. Rozsunięcie rękoma wspomnień, poszukanie odpowiednich cyferek. Teraz będzie przynajmniej mógł mówić, że ma 21, a nie 18. Chociaż to “18” utrwaliło mu się już na tyle mocno, że pewnie ta maniera prędko się nie zmieni. Sam był zdziwiony tymi obliczeniami i było to w sumie widać. - Szybko minęły te lata. Zupełnie ich nie zauważyłem. - A tu już zbliżał się kolejny rok, który zamierzał. - Albo… 20? Nie jestem pewien. - Nigdy za bardzo nie pamiętał, jak to z tą datą było. O jej urodzinach nie zamierzał sobie przypominać z jakimkolwiek opóźnieniem. Miał całką niezłą pamięć, jeśli tylko chciał pamiętać. Wiele rzeczy mu się w niej zamazywało, obrazy, o które nie dbał, ludzie, którymi się nie przejmował. Nie było wiele imion, które zapadły mu w pamięć, bo zapamiętywać warto tylko tych, którzy posłali ci miły uśmiech, albo tych, których trzeba zabić, żeby przestali przeszkadzać. Nie uważał, żeby żartowała. Skinął głową twierdząco, dając znać, że rozumie i akceptuje taką odpowiedź, bo co tu było do nie akceptowania? Tak samo jak chyba tylko ostatni idiota i ślepiec uważał, że Asaka była niezdolna do szydery i flirtów. On aż taki ślepy nie był.
W jadalni zajął miejsce, które zostało mu wskazane, czekając, aż gospodyni, wedle wszelakich standardów, go usadzi, bo przecież samemu siadać nie wypadało! Jeszcze zająłby miejsce któregoś z domowników! Usiadł w siadzie skrzyżnym, opierając dłonie na kolanach, by spojrzeć na stół i tu znów - czekając, aż gospodyni nałoży, naleje napitku, nie pchając swoich łap tam, gdzie pchać ich nie powinno. Dopiero kiedy kobieta nalała jemu i Asace rozgrzewającego naparu, wyciągnął ręce, przesuwając nieco rękaw kimona, wszystko bez najmniejszego zawahania i zająknięcia w tradycji, które w Sogen i Karmazynowych Szczytach były do siebie bardzo podobne. Chociaż to wcale nie w Sogen się tego nauczył.
- Pozwoli Pani. - Odezwał się, sięgając po dzbanuszek, żeby nie pozwolić gospodyni samej sobie nalać do czarki. Tak wypadało - w ramach okazania szacunku. Kiedy chciał, potrafił się postarać. Jemu się po prostu nie chciało, bo to wymagało zdecydowanie zbyt wiele energii, którą zwykł tak chorobliwie wręcz oszczędzać, jakby obawiał się, że któregoś dnia zużyje ją całą i już nie będzie w stanie wstać. Siedział wyprostowany, niczym dumny panicz wyciągnięty z najlepszego domu, spokojny i chłodny. gdyby nie te blizny i opalenizna skóry, mógłby uchodzić za arystokratę wyciągniętego prosto z sogeńskiego domu i sprowadzonego do Daishi w ramach schadzki. Nie zgadzał się jedynie status i arystokraty i to, że go ściągano. Bo sam tutaj przyszedł - i to bardzo chętnie.
Nie przeszkadzał kobietom, kiedy te zajęły się rozmowami. Był głodny, baardzo głodny i jak zwykle - mało gadatliwy, zwłaszcza w stosunku do obcych, więc bardzo go to zadowalało, że chwilowo nikt niczego od niego nie chciał. Mimo to słuchał uważnie. I lawendowym spojrzeniem wędrował od jednej pani do drugiej, nienachalnie, powoli. Nie było się już dokąd śpieszyć.
- Zgadza się. - Przyznał, gryząc się w język z wrażeniem, że Asaka nie byłaby pod wrażeniem, gdyby skłamał. A chciał. I to kłamstwo przyszłoby mu o wiele łatwiej, niż przychodziło przyznawanie prawdy. Wcisnąłby jej oczekiwaną bajeczkę - o synu wyciągniętym z dobrego domu. Miał wrażenie, że to było coś, co by uszczęśliwiło tę kobietę. - Moja rodzina, Sanada, była kiedyś jednym z większych arystokratycznych domów w Daishi. - Spojrzał na Minako. To akurat nie była ściema. - Ze szczepu Jugo. - Dodał, chociaż akurat uważał, że przynoszenie informacji, że jest się z Jugo, nie było dobrą wróżbą. Inna sprawa, że był niemal dumny, że mógł mówić, że należy do tego szczepu. Właśnie - niemal. Bo ciągle coś kuło, bo ciągle jakiś żal pozostawał, bo ciągle coś było nie tak. Boleśnie nie tak, nawet jeśli nie przyznawał tego przed samym sobą. Huh, choć czy to faktycznie był żal? Raczej… gniew. Osadzony w głębi jego duszy. Poruszający strunami, które rozbudzały nienawiść, która dawno temu zdążyła już wygasnąć. Zamieniła się w starego smoka, którego ułożono do snu wiecznego. A jednak czasem uchylał oko, a wtedy każde jego spojrzenie paliło.
- Dziękuję. - I znów - przeoczył ten październik. Rzeczywiście te urodziny były całkiem niedawno, niecałe dwa miesiące temu. To znaczy, że chyba… nie miał już 18 lat? Zatrzymał się na tej jednej, konkretnej dacie, ale przecież już się zastanawiał, którego roku się urodził. Odkurzył pewne wspomnienia minionej wiosny, żeby dowiedzieć się o sobie samym odrobinę więcej. Wtedy chyba… naprawdę miał 18? Albo nie? Wyciągnął palce i zgiął parę z nich, ale… - Który mamy rok? - Podpytał, unosząc wzrok na Asakę. Nie to, żeby miał problemy z liczeniem, akurat z tym źle nie było. Miał za dużo ryo w oczach, żeby akurat prostego liczenia i dodawania nie opanować. Teraz tylko przydałoby się jeszcze opanować czytanie. - Chyba… już 21. - Doliczył się w końcu, ale zajęło mu to dłuższą chwilę. Rozsunięcie rękoma wspomnień, poszukanie odpowiednich cyferek. Teraz będzie przynajmniej mógł mówić, że ma 21, a nie 18. Chociaż to “18” utrwaliło mu się już na tyle mocno, że pewnie ta maniera prędko się nie zmieni. Sam był zdziwiony tymi obliczeniami i było to w sumie widać. - Szybko minęły te lata. Zupełnie ich nie zauważyłem. - A tu już zbliżał się kolejny rok, który zamierzał. - Albo… 20? Nie jestem pewien. - Nigdy za bardzo nie pamiętał, jak to z tą datą było. O jej urodzinach nie zamierzał sobie przypominać z jakimkolwiek opóźnieniem. Miał całką niezłą pamięć, jeśli tylko chciał pamiętać. Wiele rzeczy mu się w niej zamazywało, obrazy, o które nie dbał, ludzie, którymi się nie przejmował. Nie było wiele imion, które zapadły mu w pamięć, bo zapamiętywać warto tylko tych, którzy posłali ci miły uśmiech, albo tych, których trzeba zabić, żeby przestali przeszkadzać. Nie uważał, żeby żartowała. Skinął głową twierdząco, dając znać, że rozumie i akceptuje taką odpowiedź, bo co tu było do nie akceptowania? Tak samo jak chyba tylko ostatni idiota i ślepiec uważał, że Asaka była niezdolna do szydery i flirtów. On aż taki ślepy nie był.
W jadalni zajął miejsce, które zostało mu wskazane, czekając, aż gospodyni, wedle wszelakich standardów, go usadzi, bo przecież samemu siadać nie wypadało! Jeszcze zająłby miejsce któregoś z domowników! Usiadł w siadzie skrzyżnym, opierając dłonie na kolanach, by spojrzeć na stół i tu znów - czekając, aż gospodyni nałoży, naleje napitku, nie pchając swoich łap tam, gdzie pchać ich nie powinno. Dopiero kiedy kobieta nalała jemu i Asace rozgrzewającego naparu, wyciągnął ręce, przesuwając nieco rękaw kimona, wszystko bez najmniejszego zawahania i zająknięcia w tradycji, które w Sogen i Karmazynowych Szczytach były do siebie bardzo podobne. Chociaż to wcale nie w Sogen się tego nauczył.
- Pozwoli Pani. - Odezwał się, sięgając po dzbanuszek, żeby nie pozwolić gospodyni samej sobie nalać do czarki. Tak wypadało - w ramach okazania szacunku. Kiedy chciał, potrafił się postarać. Jemu się po prostu nie chciało, bo to wymagało zdecydowanie zbyt wiele energii, którą zwykł tak chorobliwie wręcz oszczędzać, jakby obawiał się, że któregoś dnia zużyje ją całą i już nie będzie w stanie wstać. Siedział wyprostowany, niczym dumny panicz wyciągnięty z najlepszego domu, spokojny i chłodny. gdyby nie te blizny i opalenizna skóry, mógłby uchodzić za arystokratę wyciągniętego prosto z sogeńskiego domu i sprowadzonego do Daishi w ramach schadzki. Nie zgadzał się jedynie status i arystokraty i to, że go ściągano. Bo sam tutaj przyszedł - i to bardzo chętnie.
Nie przeszkadzał kobietom, kiedy te zajęły się rozmowami. Był głodny, baardzo głodny i jak zwykle - mało gadatliwy, zwłaszcza w stosunku do obcych, więc bardzo go to zadowalało, że chwilowo nikt niczego od niego nie chciał. Mimo to słuchał uważnie. I lawendowym spojrzeniem wędrował od jednej pani do drugiej, nienachalnie, powoli. Nie było się już dokąd śpieszyć.
- Zgadza się. - Przyznał, gryząc się w język z wrażeniem, że Asaka nie byłaby pod wrażeniem, gdyby skłamał. A chciał. I to kłamstwo przyszłoby mu o wiele łatwiej, niż przychodziło przyznawanie prawdy. Wcisnąłby jej oczekiwaną bajeczkę - o synu wyciągniętym z dobrego domu. Miał wrażenie, że to było coś, co by uszczęśliwiło tę kobietę. - Moja rodzina, Sanada, była kiedyś jednym z większych arystokratycznych domów w Daishi. - Spojrzał na Minako. To akurat nie była ściema. - Ze szczepu Jugo. - Dodał, chociaż akurat uważał, że przynoszenie informacji, że jest się z Jugo, nie było dobrą wróżbą. Inna sprawa, że był niemal dumny, że mógł mówić, że należy do tego szczepu. Właśnie - niemal. Bo ciągle coś kuło, bo ciągle jakiś żal pozostawał, bo ciągle coś było nie tak. Boleśnie nie tak, nawet jeśli nie przyznawał tego przed samym sobą. Huh, choć czy to faktycznie był żal? Raczej… gniew. Osadzony w głębi jego duszy. Poruszający strunami, które rozbudzały nienawiść, która dawno temu zdążyła już wygasnąć. Zamieniła się w starego smoka, którego ułożono do snu wiecznego. A jednak czasem uchylał oko, a wtedy każde jego spojrzenie paliło.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Tak to właśnie było, gdy nie przywiązywało się wagi do dat, do lat, które upływały… Ale właściwie to czemu nie? Co było złego w liczeniu ile dodatkowych dni miało się na karku, ile więcej doświadczenia… Asaka chyba by na zawał umarła, gdyby jej teraz powiedział, że ma lat piętnaście czy szesnaście - nie dość, że nie wyglądał, to poczułaby się oszukana i wykorzystana, bo… jak to tak… z dzieckiem? Zresztą mówił jej gdy się poznali, że ma lat osiemnaście - tyle, że teraz po prostu nie wiedziała, czy liczył ile skończy w tym roku w tym październiku, czy liczył ile ma w rzeczywistości. Ona sama nie miała tego problemu. Ile skończyła i ile miała rocznikowo - zawsze była to taka sama liczba, profity urodzenia się w nowy rok. Nie była więc teraz pewna, czy jest od Shikiego starsza o trzy czy cztery lata.
Uniosła wyżej brwi, gdy zobaczyła jego konsternację i jak przeliczał coś na palcach. Do tej pory nie widziała, by miał jakiekolwiek problemy z liczbami - wręcz przeciwnie. Zdawał się radzić sobie z nimi nad wyraz dobrze. Zwłaszcza, gdy trzeba było się z kimś targować, a później przy zleceniodawcy wysypać zawartość sakiewki na rękę czy stół i przeliczyć wszystko dokładnie, by się nie okazało, że ktoś go okantował na jeden ryo.
- 385 mamy - odpowiedziała, nadal trzymając brwi wysoko uniesione. Dziwne było nie pamiętać, nie interesować się nawet który mieli rok. To była sprawa, którą chyba… powinno się pamiętać? Można było nie być zainteresowanym, ale to już zakrawało o ignorancję. - 21? Rozumiem, że przybywa ci roku w liczniku z każdym miesiącem? We wrześniu miałeś 18 - nawet wydawała się tym rozbawiona, ale teraz został przyłapany na gorącym uczynku. Albo ściemniał, albo naprawdę było coś mocno nie tak. - Dobrze wiem, że liczyć potrafisz, więc mi teraz nie kręć - 21? 20? Nadal nic tu nie trzymało się kupy. Nie była zła tylko dlatego, że i Sanada wydawał się być zaskoczony. - To w którym roku się urodziłeś? W 365? - całkiem już zgłupiała, ale skoro to był taki problem, to przecież mogła mu pomóc policzyć to wszystko i doliczyć się do prawdy.
Chyba pamiętał, w którym roku przyszedł na świat? Inna sprawa, że widziała jak się podpisywał na tym cholernym świstku na granicy - kosmaty X zamiast imienia i nazwiska, miała więc podejrzenie graniczące z pewnością, że Shiki nie potrafi czytać i to dlatego prosił ją zawsze, by to ona wybrała jedzenie w karczmie. To w sumie było naprawdę zrządzenie losu, bo gdyby nie to… to nigdy by się nie poznali. Minęli by się w tej karczmie, dwójka obcych, która nigdy nie zamieniła ze sobą słowa, dwójka obcych, których nigdy nie złączyło żadne głębsze uczucie… Przynajmniej z jej strony było głębsze. A sprawa czytania i pisania - nie widziała nic złego w tym, jeśli ktoś tego nie potrafił. Lwia część ludzi nie umiała. Ona też nauczyła się tej sztuki dość późno i nikt wcale nie musiał jej uczyć, jednak jej macocha nie chciała mieć pod dachem na utrzymaniu i wychowaniu kogoś takiego.
Minako tylko uśmiechnęła się, widząc, że chłopak doskonale wie o co chodzi i jak powinno zachowywać się przy stole. Cały czas zastanawiała się o co z nim chodzi i faktycznie była zadowolona, że Asaka nie przyprowadziła do domu jakiegoś kompletnego dzikusa, który nie zna nawet podstaw. Jak na razie - nie miała się do czego przyczepić, i dała mu spokój, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko był obcy w jej domu i mógł czuć się trochę nieswojo. Zajęła się więc krótką rozmową z Asaką, która była tak ciekawa kto był w domu i co się dzieje z rodziną. Białowłosa zresztą westchnęła z ulgą słysząc, że wszyscy byli cali i zdrowi - bo aż do teraz miała jednak pewne wątpliwości. Zupełnie bezpodstawne, ale jednak były.
Ciemnowłosa skinęła głową przyjmując jego potwierdzenie do wiadomości. Nie był więc z Sogen, czyli się nie myliła. I nie, Asaka nie byłaby pod wrażeniem, gdyby skłamał. Byłaby zawiedziona, bo przecież znała prawdę praktycznie od samego początku. Jednak… Dlaczego miałaby podejrzewać, że Shikarui chciałby oszukać jej matkę, osobę, która zgodziła się go tutaj przyjąć i ugościć?
- Jugo? - brzmiała na zdziwioną, ale nie tak bardzo. Cóż, przynajmniej akcent się zgadzał. I teraz wiedziała już dlaczego jest tak zaznajomiony z tradycjami i dlaczego nie strzela żadnych gaf. To właściwie było szczęście w nieszczęściu. Ale sama Minako na tę wieść nie obruszyła się bardzo. Jugo… Mogli nie mieć dobrej sławy, to fakt, ale ufała, że Asaka aż taką kretynką nie była i nie przyprowadziłaby tutaj kogoś, komu nie ufała. Co więc stało się takiego, że zaufała właśnie Jugo? Jedna z większych arystokratycznych rodzin Jugo? To też wiele tłumaczyło, jego zachowanie, swobodę… Minako nie znała rodzin szczepu mieszkającego na terenach Daishi, nigdy nie interesowała się ich sprawą. Co mogła więcej powiedzieć? Nic, dlatego uśmiechnęła się do niego, najwyraźniej chcąc dodać mu otuchy by się nie przejmował. Owszem, Koseki i Jugo nie żyli w najlepszych stosunkach, ale była to sprawa liderów tych dwóch grup, nie całej reszty. - Nie spodziewałam się, że będę tutaj kiedykolwiek gościć kogoś z klanu Jugo. Proszę, jedzcie, bo wystygnie - kobieta mimo tego nie ruszyła się z miejsca, nadal siedziała przy stole i przypatrywała się to jednemu to drugiemu. - Mam nadzieję, że wam smakuje. A skoro szliście tutaj aż z Sogen, to mam nadzieję, że nie robili Wam problemu na granicy. Zdaje się, że nasz lider i Akirai Shusuke dogadali się przynajmniej co do jednej sprawy i dość ostro zareagowali na blokadę na granicy… Podobno nie mają już robić problemów, ale kto wie…
Na tę wzmiankę Asaka skrzywiła się lekko bo i owszem, robili im problemy na granicy. Koniec końców ich puścili, ale i tak przez tych cholernych strażników cała ta wycieczka wydłużyła się niesamowicie. Nie powiedziała jednak nic, za to mina musiała być cenniejsza niż tysiąc słów, bo Minako uniosła brwi.
- Więc którędy szliście?
- Przez Soso…
- Rozumiem - tylko… Co tutaj było do rozumienia?
Na chwilę zapadła cisza, podczas której słychać było tylko stukanie pałeczkami o miseczki i talerze, aż w końcu Minako powiedziała coś, o czym najwyraźniej chciała wspomnieć od początku, tylko jakoś nie było ku temu okazji. A może spodziewała się, że to informacja-bomba?
- Wydajemy Hotaru za mąż. Znaleźliśmy dla niej młodego shinobiego z naszego klanu, bez kekkei genkai ale wszyscy bardzo dobrze o nim mówią - Asaka w tym momencie zakrztusiła się herbatą, którą właśnie piła. Chwilę kaszlała w ciszy, otarła oczy, w których zebrały jej się mimowolne łzy i zwróciła głowę w kierunku macochy.
- Że co? Znaczy… I co ona na to? - żółtooka z trudem łapała powietrze i mówiła z lekką chrypą. Ale Minako to nie zraziło, najwyraźniej spodziewała się dokładnie takiej reakcji. - Przecież ona ma ile… Piętnaście lat? O rany… Kiedy?
- Nie była zbyt zachwycona, ale już przyjęła to do wiadomości. Jeszcze nie wybraliśmy daty.
W tym momencie kunoichi tylko kiwnęła głową i z szeroko otwartymi oczami wróciła do jedzenia, już teraz znacznie uważniej, żeby znowu się nie zakrztusić, w razie gdyby Minako miała jeszcze jakąś szokującą wiadomość w rękawie.
- Na długo jesteś… Jesteście? Wybieracie się gdzieś? - poprawiła się dość prędko…
A czemu? Nie była ślepa, widziała jak jej córka spogląda na czarnowłosego. Zaś sądząc po tym, że trochę ze sobą podróżowali i skoro przyprowadziła go tutaj, to nie po to, by następnego dnia się pożegnać. Czuła też, że nie będzie w stanie zatrzymać Asaki w domu na dłużej, że prędzej czy później będzie chciała znowu gdzieś się ruszyć.
Uniosła wyżej brwi, gdy zobaczyła jego konsternację i jak przeliczał coś na palcach. Do tej pory nie widziała, by miał jakiekolwiek problemy z liczbami - wręcz przeciwnie. Zdawał się radzić sobie z nimi nad wyraz dobrze. Zwłaszcza, gdy trzeba było się z kimś targować, a później przy zleceniodawcy wysypać zawartość sakiewki na rękę czy stół i przeliczyć wszystko dokładnie, by się nie okazało, że ktoś go okantował na jeden ryo.
- 385 mamy - odpowiedziała, nadal trzymając brwi wysoko uniesione. Dziwne było nie pamiętać, nie interesować się nawet który mieli rok. To była sprawa, którą chyba… powinno się pamiętać? Można było nie być zainteresowanym, ale to już zakrawało o ignorancję. - 21? Rozumiem, że przybywa ci roku w liczniku z każdym miesiącem? We wrześniu miałeś 18 - nawet wydawała się tym rozbawiona, ale teraz został przyłapany na gorącym uczynku. Albo ściemniał, albo naprawdę było coś mocno nie tak. - Dobrze wiem, że liczyć potrafisz, więc mi teraz nie kręć - 21? 20? Nadal nic tu nie trzymało się kupy. Nie była zła tylko dlatego, że i Sanada wydawał się być zaskoczony. - To w którym roku się urodziłeś? W 365? - całkiem już zgłupiała, ale skoro to był taki problem, to przecież mogła mu pomóc policzyć to wszystko i doliczyć się do prawdy.
Chyba pamiętał, w którym roku przyszedł na świat? Inna sprawa, że widziała jak się podpisywał na tym cholernym świstku na granicy - kosmaty X zamiast imienia i nazwiska, miała więc podejrzenie graniczące z pewnością, że Shiki nie potrafi czytać i to dlatego prosił ją zawsze, by to ona wybrała jedzenie w karczmie. To w sumie było naprawdę zrządzenie losu, bo gdyby nie to… to nigdy by się nie poznali. Minęli by się w tej karczmie, dwójka obcych, która nigdy nie zamieniła ze sobą słowa, dwójka obcych, których nigdy nie złączyło żadne głębsze uczucie… Przynajmniej z jej strony było głębsze. A sprawa czytania i pisania - nie widziała nic złego w tym, jeśli ktoś tego nie potrafił. Lwia część ludzi nie umiała. Ona też nauczyła się tej sztuki dość późno i nikt wcale nie musiał jej uczyć, jednak jej macocha nie chciała mieć pod dachem na utrzymaniu i wychowaniu kogoś takiego.
Minako tylko uśmiechnęła się, widząc, że chłopak doskonale wie o co chodzi i jak powinno zachowywać się przy stole. Cały czas zastanawiała się o co z nim chodzi i faktycznie była zadowolona, że Asaka nie przyprowadziła do domu jakiegoś kompletnego dzikusa, który nie zna nawet podstaw. Jak na razie - nie miała się do czego przyczepić, i dała mu spokój, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko był obcy w jej domu i mógł czuć się trochę nieswojo. Zajęła się więc krótką rozmową z Asaką, która była tak ciekawa kto był w domu i co się dzieje z rodziną. Białowłosa zresztą westchnęła z ulgą słysząc, że wszyscy byli cali i zdrowi - bo aż do teraz miała jednak pewne wątpliwości. Zupełnie bezpodstawne, ale jednak były.
Ciemnowłosa skinęła głową przyjmując jego potwierdzenie do wiadomości. Nie był więc z Sogen, czyli się nie myliła. I nie, Asaka nie byłaby pod wrażeniem, gdyby skłamał. Byłaby zawiedziona, bo przecież znała prawdę praktycznie od samego początku. Jednak… Dlaczego miałaby podejrzewać, że Shikarui chciałby oszukać jej matkę, osobę, która zgodziła się go tutaj przyjąć i ugościć?
- Jugo? - brzmiała na zdziwioną, ale nie tak bardzo. Cóż, przynajmniej akcent się zgadzał. I teraz wiedziała już dlaczego jest tak zaznajomiony z tradycjami i dlaczego nie strzela żadnych gaf. To właściwie było szczęście w nieszczęściu. Ale sama Minako na tę wieść nie obruszyła się bardzo. Jugo… Mogli nie mieć dobrej sławy, to fakt, ale ufała, że Asaka aż taką kretynką nie była i nie przyprowadziłaby tutaj kogoś, komu nie ufała. Co więc stało się takiego, że zaufała właśnie Jugo? Jedna z większych arystokratycznych rodzin Jugo? To też wiele tłumaczyło, jego zachowanie, swobodę… Minako nie znała rodzin szczepu mieszkającego na terenach Daishi, nigdy nie interesowała się ich sprawą. Co mogła więcej powiedzieć? Nic, dlatego uśmiechnęła się do niego, najwyraźniej chcąc dodać mu otuchy by się nie przejmował. Owszem, Koseki i Jugo nie żyli w najlepszych stosunkach, ale była to sprawa liderów tych dwóch grup, nie całej reszty. - Nie spodziewałam się, że będę tutaj kiedykolwiek gościć kogoś z klanu Jugo. Proszę, jedzcie, bo wystygnie - kobieta mimo tego nie ruszyła się z miejsca, nadal siedziała przy stole i przypatrywała się to jednemu to drugiemu. - Mam nadzieję, że wam smakuje. A skoro szliście tutaj aż z Sogen, to mam nadzieję, że nie robili Wam problemu na granicy. Zdaje się, że nasz lider i Akirai Shusuke dogadali się przynajmniej co do jednej sprawy i dość ostro zareagowali na blokadę na granicy… Podobno nie mają już robić problemów, ale kto wie…
Na tę wzmiankę Asaka skrzywiła się lekko bo i owszem, robili im problemy na granicy. Koniec końców ich puścili, ale i tak przez tych cholernych strażników cała ta wycieczka wydłużyła się niesamowicie. Nie powiedziała jednak nic, za to mina musiała być cenniejsza niż tysiąc słów, bo Minako uniosła brwi.
- Więc którędy szliście?
- Przez Soso…
- Rozumiem - tylko… Co tutaj było do rozumienia?
Na chwilę zapadła cisza, podczas której słychać było tylko stukanie pałeczkami o miseczki i talerze, aż w końcu Minako powiedziała coś, o czym najwyraźniej chciała wspomnieć od początku, tylko jakoś nie było ku temu okazji. A może spodziewała się, że to informacja-bomba?
- Wydajemy Hotaru za mąż. Znaleźliśmy dla niej młodego shinobiego z naszego klanu, bez kekkei genkai ale wszyscy bardzo dobrze o nim mówią - Asaka w tym momencie zakrztusiła się herbatą, którą właśnie piła. Chwilę kaszlała w ciszy, otarła oczy, w których zebrały jej się mimowolne łzy i zwróciła głowę w kierunku macochy.
- Że co? Znaczy… I co ona na to? - żółtooka z trudem łapała powietrze i mówiła z lekką chrypą. Ale Minako to nie zraziło, najwyraźniej spodziewała się dokładnie takiej reakcji. - Przecież ona ma ile… Piętnaście lat? O rany… Kiedy?
- Nie była zbyt zachwycona, ale już przyjęła to do wiadomości. Jeszcze nie wybraliśmy daty.
W tym momencie kunoichi tylko kiwnęła głową i z szeroko otwartymi oczami wróciła do jedzenia, już teraz znacznie uważniej, żeby znowu się nie zakrztusić, w razie gdyby Minako miała jeszcze jakąś szokującą wiadomość w rękawie.
- Na długo jesteś… Jesteście? Wybieracie się gdzieś? - poprawiła się dość prędko…
A czemu? Nie była ślepa, widziała jak jej córka spogląda na czarnowłosego. Zaś sądząc po tym, że trochę ze sobą podróżowali i skoro przyprowadziła go tutaj, to nie po to, by następnego dnia się pożegnać. Czuła też, że nie będzie w stanie zatrzymać Asaki w domu na dłużej, że prędzej czy później będzie chciała znowu gdzieś się ruszyć.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
Mniej więcej się orientował - w tym, że mają rok trzysta osiemdziesiąty… któryś, piąty? No tak, piąty. Zgadza się. Mniej więcej też orientował się, że urodził się w trzysta sześćdziesiątym… czwartym? Piątym? Szóstym? Chyba piątym. Nie ważne, którą nakładkę wybrał, w żadnej nie pojawiał się konkretny wiek. Brakowało jakichkolwiek konkretów. Cyferek, literek. W końcu dochodziło się do punktu, w którym brakowało wszystkiego. I chociaż kiedyś lubił do niektórych wspomnień wracać, to od przynajmniej roku stały się dla niego ciężarem, którego nie lubił zbyt dokładnie rozdrapywać. Drażniło go to prędzej czy później, czasami szybciej, czasami dawało nieco więcej czasu na zastanowienie.
- W 376 roku zmarła moja matka, miałem wtedy koło dziesięciu lat, liczyłem to na początku roku. Więc urodziłem się koło 365. Takie to dziwne, że czyjeś urodziny mogą nie być istotnym faktem? - Potrafił liczyć bardzo dobrze, ale niektórych rzeczy można się tylko domyślać i kalkulować. Tak było i w tym wypadku. - Nie mam problemów z liczeniem, ale nie chcę wracać do tych wspomnień. Nie obchodzi mnie, kiedy się urodziłem. - Są pewne rzeczy, o które nie chce się prosić, albo nie jest się na nie gotowym. Shikaruiemu zaś naprawdę kompletnie nie zależało na odkryciu tej wiedzy, dlatego nie chciał nawet próbować. Po co, skoro wiedział, że to nie będzie najlepsze przeżycie? Bo będzie powrotem do…
- Proszę się nie obawiać, nie jestem skażony ich porywczością. - Ach, samego siebie mógłby podejrzewać o to, że starał się wypaść jak najlepiej. A on jedynie przybrał tę pozycję, której, jak mu się wydawało, oczekiwano - zarówno Asaka, jak i pani tego domu. Nie, nie, nie chodzi o to, że podejrzewał Asakę o to, że chciała mieć grzecznego chłopca, nawet przez łeb mu to nie przemknęło, ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał, była opcją, w której szukała sobie ulizanego paniczyka arystokraty. Wydawało mu się jednak, że obie chcą, żeby ten obiad był udany i to z jak najlepszej strony, a skoro był pierwszym, tym zapoznawczym, to i mógł się specjalnie wysilić. Dla Asaki.
- Itadakimasu. - Złożył dłonie ze sobą i pochylił głowę w ramach życzenia smacznego, zanim złapał za pałeczki. - Ja nie spodziewałem się, że kiedykolwiek wrócę do Karmazynowych Szczytów. - Pewnie oszukiwał samego siebie, nawet na pewno, ale wtedy było w nim naprawdę wiele gniewu, a jeszcze więcej goryczy. Teraz te tereny, ledwo po paru godzinach tutaj spędzonych, wydawały się już przyjazne i miłe. Choć nadal nie mógł się w pełni odprężyć. Dziwne, bo obecność Minako mu nie przeszkadzała i chociaż od pierwszego wejrzenia było obcą, to oswoił się z nią zadziwiająco szybko. Chyba dlatego, że chociaż wylądowo siebie nie przypominały - to wydawały się w jego oczach jak dwie krople wody. Nie idealne kalki, a jednak jedna z drugą miała wiele wspólnego.
- Podróżowaliśmy przed tymi traktatami. Dlatego droga się przedłużyła.- Uzupełnił informację kobiety, która, jak się okazuje - wszystko rozumiała. A Shikarui rozumiał jej zrozumienia, chociaż - no właśnie, co tu do rozumienia było? On też często zwykł mówić “rozumiem”, kiedy po prostu akceptował fakty. Przyjmował je takimi, jakimi były i nie próbował rozkładać na milion czynników pierwszych.
- Asace również wybraliście już męża? Jeśli nie, zaoferuję się. - Przez moment milczał, spoglądając na reakcję Asaki, która prawie splunęła herbatą przez nos, jej szok, zdziwienie. Jak to, jak to..! No.. tak to. Przecież piętnastolatka była już dojrzałą kobietą, mogła być już po jednym dziecku, a geny klanu były bezcenne, należało dbać o przedłużenie gatunku. Przynajmniej dla niego był to temat całkowicie neutralny. Coś takiego jak “miłość” było ledwo mrzonką. A przecież pochwycił jej skrzydła i uniósł się razem z nią. Więc jak to w końcu było? Zdaje się, że jego pytanie, trafiło w punkt, który interesował w gruncie rzeczy obie panie. Tylko omijało całe krążenie wokół tematu, jakie sie tutaj odbywało.
- Planowaliśmy podróżować po świecie, zobaczyć prowincje. Aktualnie mam parę spraw do załatwienia w Nawabari.
- W 376 roku zmarła moja matka, miałem wtedy koło dziesięciu lat, liczyłem to na początku roku. Więc urodziłem się koło 365. Takie to dziwne, że czyjeś urodziny mogą nie być istotnym faktem? - Potrafił liczyć bardzo dobrze, ale niektórych rzeczy można się tylko domyślać i kalkulować. Tak było i w tym wypadku. - Nie mam problemów z liczeniem, ale nie chcę wracać do tych wspomnień. Nie obchodzi mnie, kiedy się urodziłem. - Są pewne rzeczy, o które nie chce się prosić, albo nie jest się na nie gotowym. Shikaruiemu zaś naprawdę kompletnie nie zależało na odkryciu tej wiedzy, dlatego nie chciał nawet próbować. Po co, skoro wiedział, że to nie będzie najlepsze przeżycie? Bo będzie powrotem do…
- Proszę się nie obawiać, nie jestem skażony ich porywczością. - Ach, samego siebie mógłby podejrzewać o to, że starał się wypaść jak najlepiej. A on jedynie przybrał tę pozycję, której, jak mu się wydawało, oczekiwano - zarówno Asaka, jak i pani tego domu. Nie, nie, nie chodzi o to, że podejrzewał Asakę o to, że chciała mieć grzecznego chłopca, nawet przez łeb mu to nie przemknęło, ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał, była opcją, w której szukała sobie ulizanego paniczyka arystokraty. Wydawało mu się jednak, że obie chcą, żeby ten obiad był udany i to z jak najlepszej strony, a skoro był pierwszym, tym zapoznawczym, to i mógł się specjalnie wysilić. Dla Asaki.
- Itadakimasu. - Złożył dłonie ze sobą i pochylił głowę w ramach życzenia smacznego, zanim złapał za pałeczki. - Ja nie spodziewałem się, że kiedykolwiek wrócę do Karmazynowych Szczytów. - Pewnie oszukiwał samego siebie, nawet na pewno, ale wtedy było w nim naprawdę wiele gniewu, a jeszcze więcej goryczy. Teraz te tereny, ledwo po paru godzinach tutaj spędzonych, wydawały się już przyjazne i miłe. Choć nadal nie mógł się w pełni odprężyć. Dziwne, bo obecność Minako mu nie przeszkadzała i chociaż od pierwszego wejrzenia było obcą, to oswoił się z nią zadziwiająco szybko. Chyba dlatego, że chociaż wylądowo siebie nie przypominały - to wydawały się w jego oczach jak dwie krople wody. Nie idealne kalki, a jednak jedna z drugą miała wiele wspólnego.
- Podróżowaliśmy przed tymi traktatami. Dlatego droga się przedłużyła.- Uzupełnił informację kobiety, która, jak się okazuje - wszystko rozumiała. A Shikarui rozumiał jej zrozumienia, chociaż - no właśnie, co tu do rozumienia było? On też często zwykł mówić “rozumiem”, kiedy po prostu akceptował fakty. Przyjmował je takimi, jakimi były i nie próbował rozkładać na milion czynników pierwszych.
- Asace również wybraliście już męża? Jeśli nie, zaoferuję się. - Przez moment milczał, spoglądając na reakcję Asaki, która prawie splunęła herbatą przez nos, jej szok, zdziwienie. Jak to, jak to..! No.. tak to. Przecież piętnastolatka była już dojrzałą kobietą, mogła być już po jednym dziecku, a geny klanu były bezcenne, należało dbać o przedłużenie gatunku. Przynajmniej dla niego był to temat całkowicie neutralny. Coś takiego jak “miłość” było ledwo mrzonką. A przecież pochwycił jej skrzydła i uniósł się razem z nią. Więc jak to w końcu było? Zdaje się, że jego pytanie, trafiło w punkt, który interesował w gruncie rzeczy obie panie. Tylko omijało całe krążenie wokół tematu, jakie sie tutaj odbywało.
- Planowaliśmy podróżować po świecie, zobaczyć prowincje. Aktualnie mam parę spraw do załatwienia w Nawabari.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Dom Asaki
Tak, wydawał się być teraz rozdrażniony, choć Asace wydawało się, że to zupełnie normalny temat do rozmowy. Podróżowali razem, czy więc to było tak dziwne, że chciała coś o nim wiedzieć? Nawet tak podstawową rzecz, jaką jest wiek? Nie kazała mu przecież wracać wspomnieniami do złych chwil - rozumiała aż za dobrze to, że do pewnych rzeczy wracać się nie chciało tak długo, aż… przestawały mieć znaczenie. Jednak pamiętanie o roku swoich urodzin nie było przecież taką złą rzeczą - a przynajmniej w jej mniemaniu. Zdębiała jednak, gdy powiedział, że jego matka zmarła - i zaraz oklapła, patrząc na niego współczująco.
- Przykro mi - i to po raz kolejny mówiła szczerze, z głębi serca.
Bo naprawdę było jej przykro. Rozumiała stratę tak bliskiej osoby aż za dobrze. Cóż… Teraz wiedziała już, że ten temat jest dla nich obojga bardzo bolesny i nic dziwnego, że oboje go tak unikali. Ani ona nie pytała o jego rodzinę, ani on nie pytał o jej. Niepisany pakt o nie rozmawianiu na ten temat, aż do teraz - i to… wyszło tak bardzo przypadkiem.
Asaka spuściła głowę na chwilę, ale nie dodała na ten temat nic więcej. Już postanowiła, że zabierze go jutro na „grób” matki i tam wytłumaczy mu jak bardzo sprawa jej rodziny jest pokomplikowana. I dlaczego tak bardzo wierzy w przeznaczenie. Takie sprawy to nie była kwestia przypadków.
- Ale tak… Jest to dla mnie dziwne - był czas, gdy można było powiedzieć, że nienawidziła życia, choć bardziej poprawnym byłoby stwierdzenie, że nienawidziła ludzi. A jednak ten jeden dzień w roku… Przynajmniej jej najbliższa rodzina zawsze wtedy starała się, by było miło. Chociaż raz. A Asaka, mimo wszystko, czekała na ten dzień. Teraz nie przykładała do tego aż tak wielkiej wagi, jednak czy nie miło było powiedzieć sobie, że ten kolejny dwudziesty któryś rok przeminął, a ona nadal żyła? Czy nie miło było usłyszeć, że ktoś inny pamięta o dniu, w którym przyszła na świat? W pewnym sensie było to uhonorowanie tego, że się było i że było się dla kogoś ważnym na tyle, że ten cieszył się, że jesteś. - Jak chcesz - przecież go nie zmusi. Starała się brzmieć tak, jakby i ją to nie obchodziło, ale nie była w stanie ukryć, że jest urażona i że sprawiło to jej jakąś przykrość.
Wyraz twarzy Minako jednoznacznie wskazywał, że nie do końca zrozumiała to, co chciał przekazać Shikarui na temat skażenia porywczością. Tak, doskonale wiedziała ze słyszenia jacy są Jugo, ale czuła, że lwia część tych plotek jest przereklamowana. Zaraz jednak jej twarz się rozpogodziła - najwyraźniej uznała, że to nie jest aż tak istotne, zwłaszcza, że brała to raczej za cechę charakteru, a nie za klątwę.
- Dlaczego nie sądziłeś? - odszedł od rodziny? Czy raczej jego rodzina się przeprowadziła, porzucając Karmazynowe Szczyty, a on teraz był tutaj… z przypadku? Była gotowa w to uwierzyć. - Twoja rodzina się stąd wyprowadziła i mieszkasz teraz gdzieś indziej? - była ciekawa, chciała choć trochę poznać młodzieńca, który właśnie zasiadał z nimi przy stole, którego gościła w swoim domu. Nie zamierzała wypytywać o szczegóły życia, wiedziała co to takt, choć kto wie, jak potoczy się dalsza rozmowa. Minako przede wszystkim w pewnym sensie wydawała się nieco roztrzepana, jakby nie mogła się zdecydować na kim z tej dwójki skupić swoją uwagę i jak to zrobić, żeby żadne z nich nie czuło się pokrzywdzone. Złotooka rzeczywiście chciała, by to spotkanie wypadło dobrze, by nie było niepotrzebnych spin, jednak wierzyła, że skoro ona była w stanie dogadać się z czarnowłosym, to jej macocha też złapie z nim nić porozumienia. I ostatnie czego chciała Asaka, to ulizanego paniczyka arystokraty, to też się zgadzało. Ona nie była panią z wyższych sfer, choć takie plotki po Daishi z jakiegoś powodu krążyły, więc jak miałaby złapać wspólny język z kimś tak grzeczniutkim?
- Och… W takim razie cieszę się, że mimo wszystko udało wam się przejść. Nasz shirei-kan był wyjątkowo… hm… zdenerwowany tą sytuacją i tym, że mnóstwo daishyńczyków nie ma jak dostać się do domu przez tę głupią wojnę. Swoją drogą nadal nikt nie wie o co im poszło - ciemnooka zdawała się bardzo ostrożnie dobierać słowa, które wypowiadała o liderze rodu Kosekich… Co było tym bardziej zabawne, że i tak wszyscy wiedzieli jak porywczy jest to człowiek - gwoli porywczości szczepu Jugo, heh… Swój na swego trafił, czyż nie?
Jak nie bomba ze strony matki, to bomba ze strony Sanady. Nie zakrztusiła się drugi raz tylko dlatego, że teraz była już znacznie uważniejsza i nie jadła już tak łapczywie, jakby od miesiąca nie widziała jedzenia na oczy. Pobladła jednak, a na jej policzkach pojawił się kolejny już rumieniec. Ten temat… był pewną rysą w oku białowłosej. Owszem, jej przyrodnia siostra była już w odpowiednim wieku, by wydać ją za mąż, ale Asaka wciąż patrzyła na to wszystko przez pryzmat siebie. Gdy ona była w wieku Hotaru, ledwie zdołała opanować władanie jednym z żywiołów, a co dopiero mówić o drugim i o ich bezcennym kekkei genkai. Więc gdy ona miała piętnaście lat była absolutnie chujową partią do wydawania ją za mąż zwłaszcza, że nie mieli stuprocentowej pewności, czy limit krwi był w jej genach. Pomijając już całkowicie kwestię tego, że przez swoje urodzenie i tak spadała gdzieś na sam dół listy kobiet wartych do wydania za swoich synów. A lata leciały. Im była starsza, tym było gorzej - i Asaka pogodziła się z tym, że pod tym względem będzie znowu odbiegać od standardów Karmazynowych Szczytów, choć w Daishi to, że kobieta sama szukała sobie męża, było przynajmniej częstsze niż w Kyuzo i wśród przedstawicieli rodu Hyuga. Asaka pogodziła się z tym i, prawdę powiedziawszy, było jej to na rękę, bo eliminowało to z jej życia jeden głupi szczegół: życie u boku kogoś, kogo się nawet nie lubiło. Co zaś się tyczyło Shikiego… Jego lubiła bardzo. Nowinę o swojej córce Minako powiedziała nie dlatego, by krążyć wokół tematu, a dlatego, że chciała podzielić się z Asaką tym, co pod jej nieobecność działo się w domu. Nie mieli z nią kontaktu przez rok, ta mała sroka nie napisała nawet jednego cholernego listu i tak na dobrą sprawę, to nie wiedzieli nawet dokładnie gdzie przez ten rok przebywała. Temat zamążpójścia białowłosej był odrobinę tematem-śmierdzielem, ale Minako nie dała się wyprowadzić z równowagi i tylko się uśmiechnęła, słysząc tak bezpośrednią propozycję młodzieńca. Robił na niej dobre wrażenie. Naprawdę dobre.
- Nie wybraliśmy. Znając renomę Asaki, mało kto jest tak odważny by chociaż próbować - Minako wybrnęła z tego całkiem nieźle. - Poza tym trzeba by zmierzyć się jeszcze z panem domu i zostać zaakceptowanym przez tę małą złośnicę. Chociaż to ostatnie masz już, zdaje się, za sobą - że niby Asaka miała wybór… Jak na ironię - miała, jednak temat, który wypłynął, był na tyle delikatny, że był w stanie popsuć humor Minako - i Asaki zapewne odrobinę też. Jednak sposób, w jaki obróciła to i powiedziała ciemnowłosa sprawił, że Asaka po prostu parsknęła pod nosem i kątem oka spojrzała na Shikiego, udając, że tak naprawdę gapi się na mięso na talerzu, które właśnie zamierzała porwać dla siebie. - Pierwsze w zasadzie też. Pozostało więc przekonać Takanobu, bo mnie kupiłeś - a wszystko było balansowaniem między prawdą a lekkim, bardzo bladym odcieniem żartu.
Zaś Asaka cały czas milczała, nie chcąc wciskać się pomiędzy wódkę a zakąskę. Poza tym nie chciała, by głos ją zdradził. Wystarczało, że robiły to za nią jej policzki. Prócz tego… Była tylko kobietą, prawda? Cóż z tego, że kunoichi - wszyscy w tym domu byli na tym poziomie, a choć nie była uległą i ślepo posłuszną gąską, to nauczoną ją kiedy się nie odzywać. Zdawało jej się, że to był właśnie ten moment.
- W takim razie będzie mi miło jeśli zostaniecie u nas trochę dłużej. Nawabari nie ucieknie.
- Przykro mi - i to po raz kolejny mówiła szczerze, z głębi serca.
Bo naprawdę było jej przykro. Rozumiała stratę tak bliskiej osoby aż za dobrze. Cóż… Teraz wiedziała już, że ten temat jest dla nich obojga bardzo bolesny i nic dziwnego, że oboje go tak unikali. Ani ona nie pytała o jego rodzinę, ani on nie pytał o jej. Niepisany pakt o nie rozmawianiu na ten temat, aż do teraz - i to… wyszło tak bardzo przypadkiem.
Asaka spuściła głowę na chwilę, ale nie dodała na ten temat nic więcej. Już postanowiła, że zabierze go jutro na „grób” matki i tam wytłumaczy mu jak bardzo sprawa jej rodziny jest pokomplikowana. I dlaczego tak bardzo wierzy w przeznaczenie. Takie sprawy to nie była kwestia przypadków.
- Ale tak… Jest to dla mnie dziwne - był czas, gdy można było powiedzieć, że nienawidziła życia, choć bardziej poprawnym byłoby stwierdzenie, że nienawidziła ludzi. A jednak ten jeden dzień w roku… Przynajmniej jej najbliższa rodzina zawsze wtedy starała się, by było miło. Chociaż raz. A Asaka, mimo wszystko, czekała na ten dzień. Teraz nie przykładała do tego aż tak wielkiej wagi, jednak czy nie miło było powiedzieć sobie, że ten kolejny dwudziesty któryś rok przeminął, a ona nadal żyła? Czy nie miło było usłyszeć, że ktoś inny pamięta o dniu, w którym przyszła na świat? W pewnym sensie było to uhonorowanie tego, że się było i że było się dla kogoś ważnym na tyle, że ten cieszył się, że jesteś. - Jak chcesz - przecież go nie zmusi. Starała się brzmieć tak, jakby i ją to nie obchodziło, ale nie była w stanie ukryć, że jest urażona i że sprawiło to jej jakąś przykrość.
Wyraz twarzy Minako jednoznacznie wskazywał, że nie do końca zrozumiała to, co chciał przekazać Shikarui na temat skażenia porywczością. Tak, doskonale wiedziała ze słyszenia jacy są Jugo, ale czuła, że lwia część tych plotek jest przereklamowana. Zaraz jednak jej twarz się rozpogodziła - najwyraźniej uznała, że to nie jest aż tak istotne, zwłaszcza, że brała to raczej za cechę charakteru, a nie za klątwę.
- Dlaczego nie sądziłeś? - odszedł od rodziny? Czy raczej jego rodzina się przeprowadziła, porzucając Karmazynowe Szczyty, a on teraz był tutaj… z przypadku? Była gotowa w to uwierzyć. - Twoja rodzina się stąd wyprowadziła i mieszkasz teraz gdzieś indziej? - była ciekawa, chciała choć trochę poznać młodzieńca, który właśnie zasiadał z nimi przy stole, którego gościła w swoim domu. Nie zamierzała wypytywać o szczegóły życia, wiedziała co to takt, choć kto wie, jak potoczy się dalsza rozmowa. Minako przede wszystkim w pewnym sensie wydawała się nieco roztrzepana, jakby nie mogła się zdecydować na kim z tej dwójki skupić swoją uwagę i jak to zrobić, żeby żadne z nich nie czuło się pokrzywdzone. Złotooka rzeczywiście chciała, by to spotkanie wypadło dobrze, by nie było niepotrzebnych spin, jednak wierzyła, że skoro ona była w stanie dogadać się z czarnowłosym, to jej macocha też złapie z nim nić porozumienia. I ostatnie czego chciała Asaka, to ulizanego paniczyka arystokraty, to też się zgadzało. Ona nie była panią z wyższych sfer, choć takie plotki po Daishi z jakiegoś powodu krążyły, więc jak miałaby złapać wspólny język z kimś tak grzeczniutkim?
- Och… W takim razie cieszę się, że mimo wszystko udało wam się przejść. Nasz shirei-kan był wyjątkowo… hm… zdenerwowany tą sytuacją i tym, że mnóstwo daishyńczyków nie ma jak dostać się do domu przez tę głupią wojnę. Swoją drogą nadal nikt nie wie o co im poszło - ciemnooka zdawała się bardzo ostrożnie dobierać słowa, które wypowiadała o liderze rodu Kosekich… Co było tym bardziej zabawne, że i tak wszyscy wiedzieli jak porywczy jest to człowiek - gwoli porywczości szczepu Jugo, heh… Swój na swego trafił, czyż nie?
Jak nie bomba ze strony matki, to bomba ze strony Sanady. Nie zakrztusiła się drugi raz tylko dlatego, że teraz była już znacznie uważniejsza i nie jadła już tak łapczywie, jakby od miesiąca nie widziała jedzenia na oczy. Pobladła jednak, a na jej policzkach pojawił się kolejny już rumieniec. Ten temat… był pewną rysą w oku białowłosej. Owszem, jej przyrodnia siostra była już w odpowiednim wieku, by wydać ją za mąż, ale Asaka wciąż patrzyła na to wszystko przez pryzmat siebie. Gdy ona była w wieku Hotaru, ledwie zdołała opanować władanie jednym z żywiołów, a co dopiero mówić o drugim i o ich bezcennym kekkei genkai. Więc gdy ona miała piętnaście lat była absolutnie chujową partią do wydawania ją za mąż zwłaszcza, że nie mieli stuprocentowej pewności, czy limit krwi był w jej genach. Pomijając już całkowicie kwestię tego, że przez swoje urodzenie i tak spadała gdzieś na sam dół listy kobiet wartych do wydania za swoich synów. A lata leciały. Im była starsza, tym było gorzej - i Asaka pogodziła się z tym, że pod tym względem będzie znowu odbiegać od standardów Karmazynowych Szczytów, choć w Daishi to, że kobieta sama szukała sobie męża, było przynajmniej częstsze niż w Kyuzo i wśród przedstawicieli rodu Hyuga. Asaka pogodziła się z tym i, prawdę powiedziawszy, było jej to na rękę, bo eliminowało to z jej życia jeden głupi szczegół: życie u boku kogoś, kogo się nawet nie lubiło. Co zaś się tyczyło Shikiego… Jego lubiła bardzo. Nowinę o swojej córce Minako powiedziała nie dlatego, by krążyć wokół tematu, a dlatego, że chciała podzielić się z Asaką tym, co pod jej nieobecność działo się w domu. Nie mieli z nią kontaktu przez rok, ta mała sroka nie napisała nawet jednego cholernego listu i tak na dobrą sprawę, to nie wiedzieli nawet dokładnie gdzie przez ten rok przebywała. Temat zamążpójścia białowłosej był odrobinę tematem-śmierdzielem, ale Minako nie dała się wyprowadzić z równowagi i tylko się uśmiechnęła, słysząc tak bezpośrednią propozycję młodzieńca. Robił na niej dobre wrażenie. Naprawdę dobre.
- Nie wybraliśmy. Znając renomę Asaki, mało kto jest tak odważny by chociaż próbować - Minako wybrnęła z tego całkiem nieźle. - Poza tym trzeba by zmierzyć się jeszcze z panem domu i zostać zaakceptowanym przez tę małą złośnicę. Chociaż to ostatnie masz już, zdaje się, za sobą - że niby Asaka miała wybór… Jak na ironię - miała, jednak temat, który wypłynął, był na tyle delikatny, że był w stanie popsuć humor Minako - i Asaki zapewne odrobinę też. Jednak sposób, w jaki obróciła to i powiedziała ciemnowłosa sprawił, że Asaka po prostu parsknęła pod nosem i kątem oka spojrzała na Shikiego, udając, że tak naprawdę gapi się na mięso na talerzu, które właśnie zamierzała porwać dla siebie. - Pierwsze w zasadzie też. Pozostało więc przekonać Takanobu, bo mnie kupiłeś - a wszystko było balansowaniem między prawdą a lekkim, bardzo bladym odcieniem żartu.
Zaś Asaka cały czas milczała, nie chcąc wciskać się pomiędzy wódkę a zakąskę. Poza tym nie chciała, by głos ją zdradził. Wystarczało, że robiły to za nią jej policzki. Prócz tego… Była tylko kobietą, prawda? Cóż z tego, że kunoichi - wszyscy w tym domu byli na tym poziomie, a choć nie była uległą i ślepo posłuszną gąską, to nauczoną ją kiedy się nie odzywać. Zdawało jej się, że to był właśnie ten moment.
- W takim razie będzie mi miło jeśli zostaniecie u nas trochę dłużej. Nawabari nie ucieknie.
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Dom Asaki
- Moja rodzina nie przetrwała pogromu Uchiha. - Powiedział to całkowicie normalnym tonem, spokojnym, nawet brewka mu nie drgnęła. Bo i nie było od czego drgać. To nie było kłamstwo, ale mówić, że to prawda? Heh… To miała być prawda. Ta jej prawda, opierająca się na bardzo zgrabnym manipulowaniu drugą stroną, kiedy wiesz, że nie będą raczej dopytywać, a już na pewno nie dama, której tak zależało na zachowaniu kultury i dobrych manier. Skoro zaś nie pytają, pozostaje domysł, a ten tutaj był wręcz oczojebny. Wcale nie trzeba było wytężać komórek, żeby to jedno zdanie automatycznie przekształciło się w głowie w “jego rodzinę wymordowali Uchiha”. Shikarui dobrze wiedział, co robi, stosował ten trick od dawna. Nawet jak dopytywali - padało jedno więcej pytanie co najwyżej, nie więcej, z tym, że nie miał żadnych skrupułów wedy, żeby kłamac. Nawet liderka Uchiha nie dopytywała, ale ta, cóż… ciekawe, czy czuła się winna? Poczucie winy było fascynującym zjawiskiem. Asaka czuła się, przykładowo, winna, że jej własny organizm ją zdradził - umysł też. Wtedy, gdy sądziła, że to on miał sprzedać jej poczucie honoru za parę ryo.
- Mieszkam aktualnie w Sogen. Po zmianie władzy jest tam całkiem przyjemnie. Liderka zapewniła, że Uchiha są gotowi zadośćuczynić za dawne grzechy. Poza tym jeden z Uchiha uratował mi życie, musiałem spłacić swój dług wobec niego. - I znów - półprawdy. Nie kłamał, ale też i nie dopowiadał bardzo istotnych rzeczy. Jak to, że to nie był dług w rozumieniu takim, w jakim jawił się on z pewnością w oczach Minako. Jedyne zobowiązanie, jakie minimalnie odczuwał, wiązało się z liderką Uchiha. Jawiła się niemal boskością w jego oczach, bo podarowała mu coś, czego bardzo, bardzo pragnął - własny dom. Tylko, że wcale nie czuł, że przynależy do tamtego miejsca. Nie czuł, żeby przynależał do jakiegokolwiek miejsca. Włóczykij - jego serce ciągle porywał wiatr. Tak jak woda ciągle się przemieszczała i nigdy nie mogła ustać w miejscu, zmieniając swoje stany, przemierzając tysiące kilometrów. Dziś w Sogen, jutro w Daishi. Na samym krańcu świata, gdzie diabeł mówi “dobranoc”.
- Zdaje się, że ten konflikt powoli narastał. Czekano jedynie na iskrę, która go rozpali. - Wojny nie zawsze toczyły się “z powodu”. Czasem to były setki powodów. Napiętrzały się, narastały, aż w końcu napinana żyłka, która trzymała wojenny topór - pękała. Broń leciała w ruch. Tak chyba było i w tym przypadku, ale to tylko “gdybanie”. Shikarui wiedział tylko o dwóch ewentualnych powodach. Jeden był taki, że kiedyś była pewna niezręczna sytuacja między rodami, a drugim był… sam Han. I wszyscy jego słudzy. Jeden bardziej szurnięty od drugiego. Spróbował nie zacisnąć mocniej palców na pałeczkach na samo wspomnienie Wojny.
Czarnowłosy uśmiechnął się. Nie był to słodki, miły uśmiech, nie był to też uśmiech z rodzaju tych nieprzyjemnych. Ot - jego sposób na grymasy, jedynymi klarownymi były te, które prezentowały jego niezadowolenie, bo wtedy potrafił się krzywić jak buc, wszem i wobec obwieszczając, co mu się nie podoba. Rumieńce Asaki mu nie umknęły, skądże znowu! Jednak teraz, rozmawiając z, cóż, panią domu, skupiony był na niej. Jak to facet z… panią domu.
- Mam rozumieć: z panem domu? - Dopytał, kiedy padło to imię. Asaka mówiła, że jej ojciec żyje. Jednak nigdy nie padło konkretne imię. Zresztą, jak już zostało powiedziane - ta dwójka nigdy nie rozmawiała o sprawach rodzinnych, wyczuwając dobrze, że są to rany, do których nie chce się wracać. Po których pamiątkami są blizny (a czasem tatuaże w kształcie strzałek). - Dobrze się nią zaopiekuję. - Spojrzał w kierunku Asaki. Czy to było właśnie wyznanie miłości? Mógł mówić wielokrotnie: kocham cię, ale jego serce nie biło tak mocno, nie płonęło tak jasno, jak płonąć powinno przy wypowiadaniu tych słów. Wiedział najlepiej, jak wiele mu brakuje i jak wielu rzeczy musiał się jeszcze nauczyć. Chciał badać uczucia, poznawać je, smakować ich. Poznawanie ich z nią było przecież błogosławieństwem.
- Pojutrze wyruszę, nie powinno mi to zająć dłużej niż tydzień. Dziękuję za gościnę, nie chciałbym się narzucać. - To takie zgrabne powiedzenie: tak, tak, zostanę! Ale powiem to w taki sposób, żebyś jeszcze raz potwierdziła, no bo przecież - tak wypada. A tak naprawdę to mógł sobie poradzić gdziekolwiek indziej, ale wiedział, że kobieta nie odmówi. - Ruszanie w podróż zimą, gdy jesteśmy otoczeni przez dwa walczące państwa, nie byłoby najlepszym pomysłem. Chcieliśmy z Asaką zwiedzić góry. - Spojrzał w końcu na białowłosą i lekko puknął ją palcem w czoło, kiedy ta przybierała tak piękne, różane barwy. Na szczęście nie buraka, więc te rumieńce jedynie dodawały jej do uroku. - Prawda?
- Mieszkam aktualnie w Sogen. Po zmianie władzy jest tam całkiem przyjemnie. Liderka zapewniła, że Uchiha są gotowi zadośćuczynić za dawne grzechy. Poza tym jeden z Uchiha uratował mi życie, musiałem spłacić swój dług wobec niego. - I znów - półprawdy. Nie kłamał, ale też i nie dopowiadał bardzo istotnych rzeczy. Jak to, że to nie był dług w rozumieniu takim, w jakim jawił się on z pewnością w oczach Minako. Jedyne zobowiązanie, jakie minimalnie odczuwał, wiązało się z liderką Uchiha. Jawiła się niemal boskością w jego oczach, bo podarowała mu coś, czego bardzo, bardzo pragnął - własny dom. Tylko, że wcale nie czuł, że przynależy do tamtego miejsca. Nie czuł, żeby przynależał do jakiegokolwiek miejsca. Włóczykij - jego serce ciągle porywał wiatr. Tak jak woda ciągle się przemieszczała i nigdy nie mogła ustać w miejscu, zmieniając swoje stany, przemierzając tysiące kilometrów. Dziś w Sogen, jutro w Daishi. Na samym krańcu świata, gdzie diabeł mówi “dobranoc”.
- Zdaje się, że ten konflikt powoli narastał. Czekano jedynie na iskrę, która go rozpali. - Wojny nie zawsze toczyły się “z powodu”. Czasem to były setki powodów. Napiętrzały się, narastały, aż w końcu napinana żyłka, która trzymała wojenny topór - pękała. Broń leciała w ruch. Tak chyba było i w tym przypadku, ale to tylko “gdybanie”. Shikarui wiedział tylko o dwóch ewentualnych powodach. Jeden był taki, że kiedyś była pewna niezręczna sytuacja między rodami, a drugim był… sam Han. I wszyscy jego słudzy. Jeden bardziej szurnięty od drugiego. Spróbował nie zacisnąć mocniej palców na pałeczkach na samo wspomnienie Wojny.
Czarnowłosy uśmiechnął się. Nie był to słodki, miły uśmiech, nie był to też uśmiech z rodzaju tych nieprzyjemnych. Ot - jego sposób na grymasy, jedynymi klarownymi były te, które prezentowały jego niezadowolenie, bo wtedy potrafił się krzywić jak buc, wszem i wobec obwieszczając, co mu się nie podoba. Rumieńce Asaki mu nie umknęły, skądże znowu! Jednak teraz, rozmawiając z, cóż, panią domu, skupiony był na niej. Jak to facet z… panią domu.
- Mam rozumieć: z panem domu? - Dopytał, kiedy padło to imię. Asaka mówiła, że jej ojciec żyje. Jednak nigdy nie padło konkretne imię. Zresztą, jak już zostało powiedziane - ta dwójka nigdy nie rozmawiała o sprawach rodzinnych, wyczuwając dobrze, że są to rany, do których nie chce się wracać. Po których pamiątkami są blizny (a czasem tatuaże w kształcie strzałek). - Dobrze się nią zaopiekuję. - Spojrzał w kierunku Asaki. Czy to było właśnie wyznanie miłości? Mógł mówić wielokrotnie: kocham cię, ale jego serce nie biło tak mocno, nie płonęło tak jasno, jak płonąć powinno przy wypowiadaniu tych słów. Wiedział najlepiej, jak wiele mu brakuje i jak wielu rzeczy musiał się jeszcze nauczyć. Chciał badać uczucia, poznawać je, smakować ich. Poznawanie ich z nią było przecież błogosławieństwem.
- Pojutrze wyruszę, nie powinno mi to zająć dłużej niż tydzień. Dziękuję za gościnę, nie chciałbym się narzucać. - To takie zgrabne powiedzenie: tak, tak, zostanę! Ale powiem to w taki sposób, żebyś jeszcze raz potwierdziła, no bo przecież - tak wypada. A tak naprawdę to mógł sobie poradzić gdziekolwiek indziej, ale wiedział, że kobieta nie odmówi. - Ruszanie w podróż zimą, gdy jesteśmy otoczeni przez dwa walczące państwa, nie byłoby najlepszym pomysłem. Chcieliśmy z Asaką zwiedzić góry. - Spojrzał w końcu na białowłosą i lekko puknął ją palcem w czoło, kiedy ta przybierała tak piękne, różane barwy. Na szczęście nie buraka, więc te rumieńce jedynie dodawały jej do uroku. - Prawda?
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości