Scenariusz do sequela Iczir vs Lider-jaszczur
1. O jeju, dzieję się.
2. Polecenie dla Kuroia.
3. Szarża środkiem ulicy z rozproszeniem piachu do badania pozycji stwora i wychwycenia kolejnych ataków zawczasu.
4. Unik w bok przed ewentualnymi pociskami, w skrajnej sytuacji wsparty bezpieczęciowym Shunshinem.
5. Aktywacja flądry.
6. Posłanie na jaszczura piachu - żeby go zająć.
7. W momencie osiągnięcia pożądanej pozycji wykonanie horyzontalnego cięcia z użyciem mocy wydłużenia ataku.
8. Orient na rejonie.
Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Jakie to było proste i ciężkie zarazem. Gdy dysponujesz siłą, dysponujesz czymś, co ludzie nazywają chakrą, co normalnie nazwaliby magią, w sumie co za różnica. Jedno i drugie pozwala na coś, co "normalny człowiek" nie jest w stanie osiągnąć. Kontrolować świat, żywioły, sprawiać że rzeczywistość ugina się pod Twoją wolą. Jesteś kimś więcej i jak tu nie popaść w narcyzm? Jak tu nie ugruntować sobie w głowie, że jest się wyżej, że ludzie to zwykłe robaki, że powinni zostać tylko Ci, którzy potrafią okiełznać chakrę, potrafią podporządkować ją swojej woli. Ci najsilniejsi, najlepiej dostosowani. Potrafiący robić prawdziwe cuda, znaleźć zasoby tam, gdzie "ci zwykli" załamują ręce.
Jego piasek ruszył do przodu, niesiony tylko dziwną energią kosmosu, ciała, umysły czy czego tam jeszcze, niesiony myślą, jego myślą, nikogo innego. Wielki pocisk, który przebił się przez szyję stwora zupełnie tak, jakby ta została zrobiona z tektury. Kartka papieru przebita bez najmniejszego problemu. Piasek miast pięknego, złotego koloru stał się znowu szkarłatny. Jak bardzo nienawidziłeś tej barwy Kuroiu? Jak bardzo brzydziłeś się tego, że ktoś umarł z Twojej ręki, że po raz kolejny wybrałeś "mniejsze zło". Życie bestii postawiłeś niżej, niż misję, którą mieliście do wykonania. Oczywiście nie było żadnych wątpliwości, że gdyby ta dostała się w środek formacji siałaby pogrom, pewnie nawet wzięłaby ze sobą jedną czy dwie ofiary, nim ktoś by się spostrzegł. Pewnie uratowałeś te istnienia, tak ważne do powodzenia celu, tylko czy było warto? Wiedziałeś, że tak trzeba zrobić, że tak należy zrobić, a jednak nadal coś w środku mówiło Ci, że tak nie powinno być. Świat jednak był inny. To nie było to przyjemne miejsce, gdzie można porozmawiać, dojść do jakiegoś rozwiązania. To były bestie... a jednak bolało tak samo jak gdybyś przebijał człowieka. Chcesz być dobry, chcesz działać według własnego światopoglądu, lecz świat zawsze pokaże Ci środkowy palec, zawsze sprowadzi Cię do parteru. Po co więc walczyć dalej?
To jednak nie koniec, bowiem z przodu formacji pojawiło się coś. Coś, co nie było bezpieczne, co było niczym ogromna, żarząca się żarówa. Niebezpieczeństwo, pocisk. Wszystko biło na alarm, Kuroi podniósł swój piach, wysunął do obrony. Nie był w tym sam, jeszcze jedna fala piasku wysunęła się do obrony. Dwie ogromne warstwy, przebije jakby ich nie było. Defensywa jego i Ocira upadła, Hakusei został trafiony. I to był właśnie ten moment. Gdy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo w dupie jesteś. Jak bardzo nienawidzisz swojego wroga. Jak bardzo jesteś zły, że stało się tak, a nie inaczej. Hakusei padł, ten który prowadził drużynę, który znał jej prawdziwy cel. Rana prosto w brzuch, prawdopodobnie śmiertelna. Nawet gdy wierzysz, że świat może być dobry, że da się to wszystko zrobić w inny sposób w takiej chwili wszystko po prostu runie jak domek z kart. Jeden człowiek/stwór udowadnia, że ma swoje zasady, że nie chce trzymać się tego, co Kuroi dawno sobie w swojej mózgownicy wymyślił. Czujesz złość, czujesz wściekłość. Czujesz jak coś w Tobie rośnie, lecz musisz zachować spokój. Na przodzie jest wielu ludzi, to oni powinni zająć się tym problemem. Tył był zabezpieczony, zrobiłeś swoje. W sumie nawet nie usłyszał za bardzo polecenia, które wydał mu Ocir. Działał instynktownie, nikt nie musiał mu tłumaczyć jego roli w formacji. Był ścianą, był tym, który miał za zadanie chronić głowę formacji przed obrażeniami. Trafił jednak na silniejszego, na kogoś kto przebił się przez osłony dwójki Sabaku. Jego ego nigdy nie było zbyt wielkie i całe szczęście, bo w tym momencie zostałoby zniszczone przez jeden atak.
Mujin był szybki, podbiegł od razu do dowódcy, miał swoje zadanie, Kuroi musiał więc wypełnić swoje. Rozejrzał się wyglądając na wrogów i sojuszników, tam gdzie mógł spodziewać się ataku. Wykorzystał pełnię swojego piasku, który miał w gurdzie, postawił półokrągłą barierą, oddzielając jego, Mujina, Hakuseia (i każdego, kto będzie w bliskiej odległości) od całej reszty. Bariera wysoka na dwa metry w górę, ustawiona około metr od niego. Była gruba na jakieś trzy metry, z czego w miejscu, skąd doszedł promień była znacząco bardziej upakowana, może nawet grubsza. Zostawił wszystko najbardziej doświadczonemu medykowi przyglądając się jego pracy. Mógł mu asystować, lecz nie chciał przerywać mistrzowi przy jego pracy. Wierzył w jego umiejętności, wierzył że przywróci Hakuseia do pełni sił. -Wierzę w Ciebie... masz go uratować. Jeżeli potrzeba mojej pomocy, jestem do dyspozycji - rzucił do medyka. Byli odsłonięci od reszty, mogli skupić się tylko na jednym, na Hakuseiu, który MUSIAŁ przeżyć.
Doświadczenie, jak zwykle, okazało się wyjątkowo przydatne na polu walki. Zaproszony do wspólnej szarży przez Kyoushiego, Yuki/Akahoshi przyjął propozycję ataku, aktywując jednocześnie jedną z podstawowych technik Fuutonu znaną szermierzom: Hien. Takie wzmocnienie powinno sobie bez problemu poradzić z twardymi pancerzami przedstawicieli klanu Juugo - zwłaszcza wliczając w to przecież niebagatelną masę i moc przebicia samego Kubikiriboucho. Zauważył jednak, że swój ruch planuje również Ichirou, posyłając piach w stronę trzech przeciwników stojących na środku traktu w centrum wioski; władowanie się pod piasek najprawdopodobniej skończyłoby się tragicznie, tak jak prawie zakończyło się dla Seinaru nieco wcześniej. Dlatego lepiej będzie się trzymać ścian i obserwować, wypatrując dobrego momentu na atak. Była to podstawowa taktyka stosowana przez skrytobójców - którzy to przecież byli wręcz kwintesencją sztuk szkolonych przez klan Yuki. Ale, nie zapędzajmy się. Doświadczenie i taktyka to jedno - sytuacja i kompani to drugie. Walka czasem przypominała w jego wyobrażeniu pracę w kuźni: trzeba pozwolić innym zrobić swoją robotę, żeby móc samemu wykonać ostatnie szlify. Trzymając się poza zasięgami Ichirou, Natsume ruszył bokiem, po ścianie budynku, pozwalając Asahiemu złapać i powstrzymać oponentów za pomocą swojej krzemowej fali. Następnym był Shiroyasha, który użył swoich płomieni by osłabić blok i oszołomić oponentów; wtedy, gdy Yuki znalazł dobry moment, rzucił się w ekspresowym doskoku w stronę dwóch schwytanych agresorów, by gładkim, wyćwiczonym przez setki godzin treningów cięciem zdjąć dwa czerepy z karków humanoidalnych bestii. Kolejne zagrożenie wyeliminowane, kolejne dwie kreski do wyżłobienia na liście trupów z reki Shiranui. Wyprostował się i ruszył lekko ramieniem, by rozluźnić swój bark, przy okazji dając sobie chwilę na zaobserwowanie sytuacji wokół. A ta, delikatnie mówiąc, prezentowała się parszywie: Keira stała się ofiarą własnej szarży na budynek, otrzymując rany i zostając uwięzioną pod gruzami, a ich dowódca z organizacji Feniksów, Hakusei... oberwał jakąś dziwaczną techniką, która praktycznie posłała go prosto w objęcia Shinigami. Mujin od razu rzucił się na ratunek dowódcy, lecz nie zmieniało to faktu, że są teraz dość zdesperowani - i nie będą mogli pozwolić sobie na błędy. Pozostały wróg wycofał się na prawą flankę, lecz tym zamierzał się już zająć Ichirou - zaś z przodu pojawiły się kolejne nieznane obiekty, które mogły być zagrożeniem dla grupy. Miał już zaproponować, że skorzysta z pomocy wachlarza by pozbyć się wszystkich zagrożeń, lecz jego słowa wyprzedziła szarża ze strony Kyoushiego, który przy okazji polecił Natsumemu pozostawienie lewej strony jemu. Yuki przewrócił oczami (lecz tego, rzecz jasna, za maską nie dało się zobaczyć), i odłożył Kubikiriboucho do specjalnej kabury na jego plecach. Do walki z kilkoma celami będzie musiał zastosować swoją prawdziwą sztukę szermierczą - co też zasygnalizował, odpinając od paska czarne tachi w zdobionej pochwie. -Martw się o swoje - powiedział równie bezbarwnym tonem jak wcześniej, by następnie spojrzeć w stronę wrogów po prawej stronie przejścia... i zaszarżować pomiędzy nimi, próbując ciąć jak najgłębiej. W miarę możliwości wzmacniał ostrze za pomocą Hiena, chcąc wyeliminować jak najwięcej agresorów w jak najkrótszym czasie, przy okazji nie ryzykując oberwania samemu. Kiedy dotrze w pobliże/za przeciwników (zależy na co mu pozwolą), stara się wyprowadzić na nich popisową technikę swojego stylu szermierczego: Czwarty Oddech, Hangetsugiri, aby zadać jak najwięcej obrażeń przeciwnikom. W przypadku używanego przez niego Hakuhyo, nie powinno być problemów: każde cięcie było groźne, niezależnie jak silne. Miał jednak na uwadze to, że przeciwnicy mogą spróbować zaatakować go czymś czego się nie spodziewał, albo wyprowadzić cios technikami które mogłyby przełamać jego bloki. Dlatego też zachowywał ostrożność, i reagował odpowiednio na ataki - gdyby zauważył że czegoś nie da rady zablokować lub uniknąć, łącząc z atakiem, po prostu stara się utrzymać dystans odskokami, szukając dobrego momentu by kontynuować natarcie. Ma też na uwadze to, że pozostawiony przez nich "wróg alfa" może spróbować go zaatakować pomimo szarży Ichirou - dlatego, gdyby zauważył lub usłyszał cokolwiek podejrzanego z kierunku gdzie udał się wróg, zwyczajnie zaprzestaje ataku i skupia się na unikach.
Aktywna technika:
Ukryty tekst
Używana broń:
Nazwa
Hakuhyō 白氷
Typ
Tachi
Rozmiary
HistoriaNiestety, faktyczna historia powstania tego miecza nie jest praktycznie nikomu znana. Pośród rodu Yuki krążą jednak liczne legendy na temat istnienia pewnego artefaktu, stworzonego z tzw. Prawdziwego Lodu - wytworu Hyōtonu, powstałego w trakcie walki Hagoromo i Hamury Otsutsukich z Dziesięcioogoniastym. Lód ten był znany z tego, że nie istniał żaden sposób na zniszczenie go, zaś on sam był pełen czystej energii. O ile Lód ten faktycznie istniał - grudka wielkości arbuza znajdowała się na honorowym miejscu w skarbcu rodu Yuki - o tyle istnienie Hakuhyō, ostrza z czarnej formy Prawdziwego Lodu, należało tylko do pogłosek. Wedle jednej z legend, w czasach niedalekich wojnie z Demonem, w krainie obecnie znanej jako Ryuzaku no Taki żył pewien słynny kowal o imieniu Raijin. Większość doskonałych broni, dzierżonych wówczas przez liderów wszelakich rodów, wychodziła właśnie spod jego ręki, a jego fama niosła się wszędzie po świecie. To, co potrafił wykonać z odrobiny stali i ognia potrafiło nawet pomimo prostoty zachwycić nawet najbardziej wyrafinowane gusta. On sam zaś kochał to, czym się zajmował - kuźnia była jego drugim domem, zaś kochająca rodzina często pomagała mu zarówno na co dzień, jak i w pracy. Największą pociechę zaś miał on z syna - został on shinobi i wiele podróżował, nie gardząc jednak pomocą swemu będącemu w kwiecie wieku ojcu. Pewnego dnia, młodzieniec powrócił z wędrówki, wioząc spory pakunek na grzbiecie swego młodego wierzchowca. Ku zaskoczeniu wszystkich, jeszcze tydzień wcześniej wierzchowiec ten wykazywał się znakomitym zdrowiem i doskonałą kondycją. Teraz zaś wyglądał raczej jak wrak zwierzęcia. Chłopak zdjął ze zwierzęcia tenże pakunek i położył go na stole, zwierzę zaś odprowadził do weterynarza. W pakunku znajdowała się spora bryła Prawdziwego Lodu. Właściwości tego materiału były rozpoznawalne już na pierwszy rzut oka - zdawał się on pulsować lekkim błękitem, był doskonale gładki, a pomimo rozmiaru był on niezwykle lekki. Jednak jedna rzecz nie pasowała w tym wszystkim. A dokładniej - czarny kolor. Gdy rodzina położyła się spać, wszystkich zaskoczyło przejmujące zimno panujące wewnątrz domu. Był lipiec, więc nie było możliwości by miało to związek z temperaturą na zewnątrz. Nikt jednak nie potrafił określić, z czym było to związane. Każdego dnia w środku panował przyjemny chłodek, lecz w nocy temperatury te stawały się nie do zniesienia. Kowal nie był głupcem. Dość szybko pokojarzył sobie fakty i zrozumiał, że zarówno choroba wierzchowca jego syna, jak i nagłe ochłodzenie w jego domu jest związane z tym samym. Lód wysysał temperaturę z wszystkiego, czego dotykał, osłabiając istoty żywe i oziębiając otoczenie. Przechowywanie go w domu było zbyt niebezpieczne, lecz z drugiej strony, zawsze chciał spróbować wykorzystać Prawdziwy Lód w kuźni. Przeniósł go więc ostrożnie do swej pracowni, i od razu rozpoczął obróbkę - dzięki specjalistycznym mechanizmom pozwalającym mu wykorzystywać lawę w ogrzewaniu materiałów, był on w stanie ogrzać Lód na tyle, by go roztopić. Zdołał go wlać do formy na tachi w idealnym momencie - gdy już zaczynał ponownie krzepnąć. Poprzez kilkukrotne ogrzewanie i formowanie w końcu udało mu się uzyskać odpowiedni kształt i poprawną strukturę. Ostrze miecza było gotowe, i Raijin postanowił nadać mu imię już teraz - Hakuhyō, czyli po prostu Czarny Lód. Stworzył też zdobioną rękojeść, tsubę w kształcie religijnego symbolu słońca, i schował tenże miecz do przygotowanej uprzednio pochwy z drewna wiśniowego. Powiesił go na ścianie i postanowił, że będzie jeszcze nad nim pracował, by jego syn był w stanie posługiwać się tą bronią bezpiecznie - podczas trzymania miecza za rękojeść, czuł potworny chłód w palcach, więc najpewniej wciąż miał swoje niebezpieczne właściwości. Chciał to jakoś zneutralizować, był bardzo dumny ze swojej broni. Wszystko się zmieniło, gdy pewnej nocy wydarzyła się tragedia. Kowal został obudzony przez jego piętnastoletnią córkę, widocznie zrozpaczoną i przerażoną. Poprowadziła go do kuźni, w której leżał jego syn shinobi. Przycisnął on ostrze Hakuhyō do swego ciała, i od razu został za to ukarany - ostrze zareagowało z jego organizmem, w zastraszającym tempie wysysając z jego ciała temperaturę. Zanim go znaleziono, był już martwy. Zrozpaczony kowal oddał ostrze miejscowym kapłanom, by ci uniemożliwili wysunięcie tego ostrza z pochwy... lub po prostu całkowicie go zniszczyli. Nie chciał już nigdy więcej widzieć go na oczy. Pośród kapłanów znajdował się zaś pewien shinobi z klanu Yuki, specjalista w sztuce pieczętowania. Ku zaskoczeniu wszystkich, użytkownik Hyōtonu okazał się być w pełni odporny na wszystkie właściwości ostrza, nawet po rozcięciu skóry. Uznano wtedy, że to on powinien nosić ten miecz. Shinobi ten, za zgodą Raijina, wziął Hakuhyō ze sobą, na wyspę Hyuo. I od tamtej pory słuch o nim zaginął...
Opis Z daleka broń ta wygląda jak najnormalniejsze tachi o czarnym ostrzu. Z bliska da się jednak zauważyć kilka cech wyróżniających tę broń - po pierwsze, ostrze jest nieco dłuższe niż normalnie, a dodatkowo stworzone jest w całości z materiału przypominającego czarny lód. Rękojęść zdobiona jest czarno-czerwoną plecionką i na końcu ma ona krótki łańcuszek. Tsuba broni została uformowana na kształt buddyjskiej swastyki - symbolu słońca. Sama broń zaś zamykana jest w zdobionej pochwie z kilkoma pieczęciami na krawędziach.
Właściwości Długie ostrze stworzone z materiału przypominającego matowy, czarny lód, ważące tyle co zwykłe tachi. Potrafi przewodzić chakrę Fuutonu i Hyōtonu. Ostrze można roztopić za pomocą lawy, lecz nie traci się wtedy samego materiału (krzepnie on na ziemi/powierzchni zastygniętej lawy) i miecz można znów przekuć.
Wymagania 150 szybkości. Wymaga fabularnego treningu z innym użytkownikiem tego stylu lub zaliczenie treningu z samurajem znającym Iaido (może być jako element misji).
OpisPowstanie i założenia: Styl szermierczy Sengiri no kokyū został stworzony i opanowany przez Natsumego Yuki na podstawie szkolenia, odbytego pod okiem samurajskiego mistrza sztuki Iaido, Zjawy. Założenia w obu są bardzo podobne – użytkownik przetrzymuje miecz w pochwie, wysuwa go tylko na czas uderzenia, po czym umieszcza go z powrotem w sayi. Różnice jednak znajdują się w szczegółach: Sengiri no kokyū jest znacznie mniej restrykcyjne co do sposobów zadawania ciosów. Dlatego użytkownik może – w przeciwieństwie do tradycyjnego Iaido – w walce posługiwać się pochwą miecza jako obuchem, lub wykonać kilka cięć na różne kierunki przed schowaniem ostrza. Przymioty użytkownika: użytkownik jest przygotowany do walki w momencie, gdy odepnie od pasa miecz razem z pochwą i zacznie je trzymać w słabszej ręce. Moment wykonania cięcia jest sygnalizowany schyloną postawą ciała, niekiedy z przykucnięciem. Po ostatnim uderzeniu kombinacji, użytkownik umieszcza miecz z powrotem w pochwie, uprzednio strzepując z ostrza krew. Sekwencja treningowa („kata”): Osoba staje w lekkim rozkroku, trzymając w słabszej dłoni miecz wsunięty do sayi. Wykonuje wykrok nogą i wyprowadza przy tym uderzenie pochwą miecza. Drugi wykrok, cofnięcie ręki wraz z drugim uderzeniem sayą. Przykucnięcie i skulenie, chwyt za rękojeść, natychmiastowe cięcie, po którym następują następne dwa krzyżowe uderzenia. Obrót, wymach i uderzenie mieczem po skosie od góry w dół. Schowanie miecza z powrotem do sayi. Ponowny ruch wysuwający, podwójne uderzenie na boki, wsunięcie. Powtórzyć kilka razy. Przykucnięcie, piruet w prawo, jednoczesne sięgnięcie po rękojeść i cięcie od dołu do góry. Obrót, wyskok, uderzenie od góry w dół. W przykucnięciu wsunięcie ostrza do sayi.
Sekwencji tej można też użyć w walce, tylko – rzecz jasna – znacznie szybciej.
Właściwości Użytkownik potrafi wykonywać zaskakujące, szybkie uderzenia, kończone umieszczeniem miecza z powrotem do sayi. Odpowiednio użyte cięcie jest w stanie przebić się przez blok wroga, jako że ten nie jest w stanie określić, w którym momencie uderzenie nastąpi. Od poziomu szybkości 200 cięcia są tak szybkie, że widzący je (a mający percepcję dwa i więcej poziomów mniej) mają wrażenie że użytkownik w ogóle nie wysunął miecza, a tylko trzymał dłoń na rękojeści - jedynym symbolem zadanego uderzenia jest trwający ułamek sekundy świetlisty łuk w powietrzu, odbijający się od ostrza. Mający więcej niż górna granica drugiego poziomu (80<) percepcji widzi moment cięcia i ruch miecza, lecz bez szybkości szanse na unik są niewielkie.
Bonusy
+10/20/30/40/50 szybkości na technikach, zależnie od rangi
Sytuacja z prawej strony nie przedstawiała się zbyt dobrze. Co do cholery strzeliło jej do głowy żeby wpierdzielić się ze swoim kryształowym tworem w budynek? Och tak, zdecydowanie ta myśl przemknęła Toshiro widząc poczynania mieszkanki Daishi. Miał jedynie nadzieję, że za chwilę wraz ze smokiem wrócą tutaj w całości. Jednak Keira nie nadchodziła. Niedobrze. Czarnowłosy w swojej obecnej bezsilności mógł jedynie obserwować jak prawa flanka rusza jej na pomoc gdy jej technika runęła wraz z nią gdzieś w zgliszczach budynku, który zniszczyła. Na tym przykładzie można było wyciągnąć jeden wniosek - za nic nie należało szarżować. On wiedział to wcześniej, miał nadzieję, że inni również do tego dojdą prędzej czy później. No i sama białowłosa. Nishiyama miał nadzieję, że nic jej nie jest i jakoś z tego wyjdzie. Nie było jej jednak zbyt dużo. Kto wiedział, czy w pobliżu nie czaiły się już jakieś bestie, które tylko na to czekały? Co jeśli atak nie powiódł się do końca? Seinaru z Asagim musieli zdążyć. Wtem nagle z pod gruzów poleciała w ich stronę ogromna bela. Chłopak instynktownie drgnął chcąc zrobić unik przed nadchodzącym "pociskiem", na szczęście został zatrzymany przez Ichirou, który znajdował się na przodzie ich grupy. Rozglądając się po polu walki można było stwierdzić jedno - kompletny rozpierdol. Wszędzie latały techniki, walały się budynki, juugo skakali do gardeł, a na domiar tego wszystkiego te dziwne "iluzje" ograniczały widoczność i słyszalność. Trzeba by się ich jakoś pozbyć tylko... jak? No właśnie, jak? Niestety Toshiro nie był ekspertem w dziedzinie fuuinjutsu, ani nawet ninjutsu, a stawiał, że musiało to być jedno z nich. Dlatego wodził wzrokiem po całym otoczeniu szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Coś... Cokolwiek co mogłoby go nakierować na to co tutaj się dzieje i co może być źródłem tego wszystkiego. Oprócz wybryku Keiry wszystko wydawało się być pod kontrolą, więc jego ingerencja w pole walki była w tym momencie zupełnie zbędna. Analizował i starał się obserwować wszystkie ruchy szermierzy, które mógł dostrzec, a także oceniał cały czas ich przewagę, która pomimo nadchodzących bestii wydawała się być oczywistością. Najprawdopodobniej był to najlepszy moment, aby zregenerować nieco swoje siły i w razie czego być gotowym na silniejszego przeciwnika niż te "płotki", które teraz spotkali. Choć dla niego nimi na pewno nie były, to dla ludzi pokroju Ichirou - na pewno. W Midori miał przedsmak tego co potrafią zwolennicy Hana, więc tutaj nie spodziewał się niczego innego. Jak na razie nikt nawet nie dorastał do pięt Yoshimitsu, który przejął nawet kontrolę nad bestią, a tutaj jedyne co mieli to właśnie kontakt z bestiami, ale dużo bardziej dzikimi i mniej okiełznanymi. Toshiro wyjął i zażył jedną z pigułek żywnościowych, które wziął ze sobą wiedząc, że może dojść do takiej sytuacji jak ta. Choć można było powiedzieć, że zdecydowanie nie spodziewał się, że zrobi to tak szybko. Doskonale wiedział, że musiał teraz mądrze zarządzać swoją chakrą, aby dalej móc wspomagać ich drużynę swoimi oczami. Jak zawsze jednak, gdy wszystko idzie w miarę dobrze, to coś musi się jeszcze bardziej zepsuć. Tutaj nie mogło być inaczej. Nagle w ich stronę poleciało coś w rodzaju promienia, który wydawałoby się, że bardzo szybko został zatrzymany zarówno przez Kuroia jak i Ichirou. Toshiro był praktycznie pewien, że tak było dopóki nie spojrzał lekko w prawo na Hakuseia trzymającego się za brzuch. Pierwszy zareagował Mujin, który polecił im osłanianie ich. Nishiyama bez zbędnego gadania wyszedł nieco przed nich dobywając obu swoich ostrzy w jednym momencie. Być może przyjdzie mu w końcu zrobić z nich pożytek? Dotychczas służyły mu tylko do dobijania i miał nadzieję, że tak pozostanie. Gdyby jednak cokolwiek zbliżyło się w jego kierunku nie zamierzał jedynie się bronić. Postanowił, że wykorzysta poznaną wcześniej sztuczkę, którą pokazał mu kiedyś Shikarui. Widział jak wcześniej atakują te potwory - bez większego przemyślenia, najczęściej od góry, co stwarzało idealną okazję do tego, aby to zastosować. Oczywiście tylko jeśli będzie trzeba i jeśli będzie mógł sobie na to pozwolić. W innym przypadku będzie liczył na swoje zdolności wzrokowe, które w razie czego mogły uratować jego skórę lub tych, których starał się ochronić.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Każdy rodzaj obrażeń zostawiał pewne charakterystyki po których można było poznać nawet narzędzie. Różne krawędzie, głębokość... Nawet zastosowanie toksyn zostawia w ranie ślady. Całkowite przebicie na wylot brzucha może spowodować miejscowe uszkodzenie organów, jak najbardziej. Miecz nie jest szeroki, to nie obuch. Tak samo włócznia. Poparzenia zazwyczaj nie sięgały aż tak daleko. Ale on... był przebity na wylot, a wiele organów było uszkodzonych. To jakby ktoś wziął drewnianą belkę i przebił nią na wylot jego ciało. Belkę rozgrzaną do czerwoności. Podpaloną i bez żadnego oporu wchodzącą w jego ciało. Takie obrażenia Mujin widział pierwszy raz, w całej swojej karierze nic nie wyrządziło aż takich szkód. A teraz miał przed sobą coś absolutnie nowego. Ale jak każdy szanujący się medyk nie miał prawa zwalać swojej pomyłki na tą nowość. Musiał na podstawie swojej wiedzy i posiadanych umiejętności dobrać metodę do rany. Nie miał wielkiego wyboru, nie miał jakiegokolwiek wyboru. Nie zwali na nic, poza swoimi niewystarczającymi umiejętnościami. - Potrzebuję twojej chakry, mogę nie dać rady. - rzucił do Kuroia. Może sie przydać. Jego mogła nie wystarczyć na to wszystko. Obrażenia były zbyt potężne. Osłona była niewątpliwie potrzebna do pozostawienia go przy życiu na wypadek kolejnego ataku. Ale Mujin widział, że przebijało piach z dziecinną łatwością. Ryzykował więc aktywnie własne życie żeby uratować czyjeś, koncept doskonale znany medycznym ninja. Mujin nie zamierzał przerwać terapii w jakichkolwiek okolicznościach, dopóki jego życie nie będzie uratowane albo stracone. I oby stracone nie zostało, oby na pewno nie zostanie. Nie kiedy Mujin wylewa na niego cały swój asortyment. - Pomóż mi trochę. No, reaguj. Nic nie mów, ale bądź przytomny. Nie masz prawa umrzeć, rozumiesz? Kuroi-san, pigułka z krwią. Weź ode mnie z torby. Rozkrusz i wsadź mu do buzi. - Mujin starał się do niego mówić, zachować kontakt. Nie mógł pozwolić na to, aby jego świadomość ot tak uciekła. To było najgorsze co mógł w tej chwili zrobić - zamknąć oczy. Wola życia u człowieka ma ogromne znaczenie i może przesądzić o wyniku operacji. Na co komu sprawne ciało, skoro człowiek nie ma zamiaru dalej żyć? To próbował Mujin zrobić - w jakiś sposób zwrócić jego uwagę, starać się zachować go w stanie komunikatywnym. Nie powinien nawet nic mówić. Niech oszczędza energię i niech wraca do stanu przeżywalnego. Aktualnie nie wyglądało to dobrze. Jego wzrok mętniał, oddech słabł. Cholera, nie miał wielkiego wyboru. Ale nie miał też czego do roboty. Musiał naprawić jego organy do stanu przeżywalności i zatamować krwawienie. Zacząć od tych najbardziej niezbędnych do życia, resztę zasklepić. A upływ krwi? Pigułka musiała mu wystarczyć. Miał zamiar zrobić wszystko, byleby utrzymać go przy życiu i postawić do stanu używalności. Przeżywalności, znaczy się.
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
No i co znowu. Białowłosy znowu reagował jak tylko mógł by atakować. Był nakręcony jak pierwszy lepszy psychol, który korzystał najwięcej z sytuacji kryzysowych. Właśnie taka była ta sytuacja ze względu na to, że co raz więcej Juugo pojawiało się zza mgły. Białowłosy widział dwóch przed sobą, gdy tylko zareagował i poinformował zamaskowanego nie-Natsu, który miał być dla niego nieco oschły. To nie problem, chętnie odpyskuje, gdy tylko skończy ze swoimi przeciwnikami, a będzie to już niedługo.
Jednak ważna jest także retrospekcja. Czerwonooki ruszył do przodu o wiele bardziej agresywnie, chcąc poczuć nieco więcej adrenaliny. Obydwie katany trzymał już w dłoniach by stosować je w walce i zasypać rywala szybkimi i precyzyjnymi cięciami. Jego styl walki opierał się na wielu obrotach, wielu cięciach i blokach, dzięki którym prześlizgiwał się pomiędzy wieloma rywalami by zasypywać ich obrażeniami, a samemu trzymać się na dystans ostrza. Tym razem jednak nie miał okazji wykonać paru młynków – wykonał za to ruch, który ułatwił reakcję właścicielowi wielkiego miecza kata. Jego kolce elementu ziemi skutecznie uziemiły jednego z Juugo, który był już skazany na śmierć, to było więcej niż pewne. Natsume oczywiście sobie radził, ale co miał do roboty sam Uchiha? Oczywiście widząc co się działo po jego stronie, nie zamierzał odpuszczać. Zdecydował się atakować dalej, ruszyć przed siebie obserwując przeciwnika w swojej szarży. Widział ich dwóch.
Wiedział, że siła złego na jednego, ale to on tutaj miał wieść prym i przejąć inicjatywę. Operując dwoma katanami był gotów do serii cięć, równie precyzyjnych co prawdziwy sushi master, tnąc na idealne plasterki swoje arcydzieła. Białowłosy tutaj już mógł liczyć tylko na siebie, więc atakował bardzo rozważnie. Zbliżając się do dwójki przeciwników obserwował to co działo się zza budynków by jego plecy nie były zagrożone. Jednak tutaj nie tylko korzystał wchodząc między dwóch Juugo ze swoich mieczy. W pewnym momencie, będąc bardzo blisko, wystrzeliwuje z ręki przy której posiada ukryty mechanizm bolt na lince, który miał trafić jedną z bestii, zaskoczyć i pociągnąć ją w swoją stronę by ciąć ją drugim mieczem, by po cięciu przeskoczyć na jej tył, tak by żyłka (jeśli nie ściął jego głowy) przeszła po szyi, na pewno boleśnie, by móc zaatakować błyskawicznie kolejnym z katan drugiego z Juugo, który przecież nie będzie tylko się patrzył. Szybkie pchnięcie w jego kierunku i kolejny cios drugą kataną z zamachem, by pociągnąć za sobą przygwożdżonego wcześniej Juugo. Zakłada, że jego taktyka dojdzie do skutku i w ten sposób poradzi sobie z dwoma potworami, ściągając je w sprytny i nieprzewidywalny sposób.
Mając na uwadze, że coś może pójść nie tak, dopasowuje się do sytuacji, osłaniając się którymś z ostrzy, na pewno nie trwając w klinczu, odskakując szybko, na ile to możliwe (jeśli trzeba, to odcina linkę lub ją zrywa z mechanizmu by nie być przytwierdzonym do Juugo). Oczywiście próbuje wykorzystywać swoją percepcję także do tego by nie zostać zaskoczonym w ataku od tyłu.
Krótki wygląd: Wysoki na około 178cm | czarne włosy spięte w kucyk | srebrne kolczyki w uszach | często widziany z grymasem na twarzy | ubrany w ciemny kombinezon oraz kamizelkę shinobi
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie | kabura na lewym udzie | torba nad prawym pośladkiem | torba nad lewym pośladkiem | kamizelka shinobi | ochraniarz "Zjednoczonych Sił Sogen" na lewym ramieniu
Krótki wygląd: Mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wzrostu około 170 cm. Ubrany w kremowe kosode, z brązową hakama oraz granatowym haori z rodowym symbolem. Na głowie wysłużony, ale nadal w dobrym stanie kapelusz.
Dla wielu sztuki walki ograniczały się do zewnętrznych aspektów, takich jak wymyślne ciosy czy też finezyjne cięcia. To jest jednak tylko fragment, bardzo mały fragment, tego, co składa się na ów sztukę. Nic bowiem po nawet najbardziej tajemnym i straszliwym ciosie, jeśli brak serca gotowego by je wykonać i umysłu, by stworzyć sposobność dla jego zastosowania…
Na tle władających chakrą ninja, niebieskooki samuraj wydawał się być… dosyć żałosną istotą. Wszystko co miał do przeciwstawieniu bestiom, to jego wierny miecz i kilka technik ken-jutsu – sztuka miecza. Jedna rzecz. Jedna rzecz… opanowana do poziomu bliskiego perfekcji. To, co czyniło Kakite tak sprawnym szermierzem to nie jedynie mnogość opanowanych technik, lecz właśnie pełne poświecenie się drodze miecza, poznaniu jej aspektów i sekretów, a największymi z nich były strategie toczenia pojedynku…
Asagi znał wiele taktyk mających na celu wprowadzenie wroga w pułapkę, a wszystkim im towarzyszyła jedna zasada: nie stawaj w pozycji, z której nie możesz atakować. Nawet w swoich możliwie najbardziej defensywnych postawach niebieskooki zachowywał zdolność ciągłego atakowania wroga, w zasadzie, w jego wykonaniu akcja bojowa nie różniła się od obronnej, no ale do brzegu…
Zastosowana strategia poskutkowała. Bestia dała się wpuścić w zaplanowaną pułapkę i znalazła się dokładnie tam, gdzie chciał ją mieć samuraj. Dalej sprawy potoczyły się intensywnie, szybkie przełamanie rozbijające na dwoje (w starszej mowie zwane itto ryodan), a następnie nowatorska technika jego towarzysza. To wraz z samurajskim jutsu wystarczyło, by pozbawić wroga życia. Niebieskooki jeszcze chwile stał nad celem mierząc w niego broń, tak by mieć pewność, że nie da się zaskoczyć – zanshin – trwający umysł. Gotowość podjęcie walki, zawsze. Samuraj nie pozwalał sobie na zbędne emocje, tudzież rozpamiętywanie swojego kunsztu. Ta walka była zakończona, ale batalia jeszcze nie. Dodatkowa sekunda, może dwie na ocenienie wroga, potem na pole walki. Seinaru również zdołał skutecznie pozbyć się swojego wroga, co nie dziwiło. Asagi stale pamiętał ich pojedynek, a fakt, że Kei podobnie jak on korzystał z ciężarków to… wcale nie trzeba było nad tym myśleć, wystarczyło spojrzeć. Kei poruszał się sprawnie i był szybki, „przeciętni” Jugo raczej im nie zaszkodzą, tylko… czy jedynie tacy tutaj są? – Wracam do Kouseki-dono, proszę osłaniaj nas, senpai. – zawołał do Seinaru, jednocześnie posyłając wyuczony ukłon. Dla Kakita nawet na polu bitwy etykieta była niczym oddychanie – naturalne i… nierozrywalne. Etykieta może istnieć bez samuraja, ale samuraj best etykiety?
Tak jak zdecydował, samuraj czujnie skierował swoje kroki w stronę rumowiska, uważając by nie zawalić niczego – tutaj wszystko było jak na włosku. Asagi zachowywał czujność, głownie do podjęcia walki, lub… kolejnych świetlistych pocisków. Ta technika, wzbudzał lęk. Samuraj uwijał się więc sprawnie, by dostać się do Keiry, ale również być gotowym uniknąć kolejnych „światełek” – w razie czego robi unik i jednocześnie zasłania się pokrytym chakra miecze, dla dodatkowej osłony, niezależnie jak bardzo skutecznej…
Po dostaniu się do Keiry, niebieskooki oceni, czy jest coś, co może jeszcze ją przyciskać. Jeśli będzie to jakaś belka/kamienie, których nie zdoła odrzucić, to miecz z aurą chakry rusza w ruch – szybko zniszczyć to, co blokuje wyjęcie dziewczyny. – Kouseki-dono, walcz. Wyciągniemy cię. – zwróci się do jasnowłosej, której świadomość… wydawała się już odpływać. Kakita wie, że trzeba zatrzymać ducha w ciele, tak by nie ruszył na spotkanie z Shinigami, trzeba… przed nim zdążyć. Być od niego szybszym. Jeśli będzie trzeba, to nawet klepnie ją w policzek, nie za mocno (by nie zabić jej tak lekko budząco), ale ona nie może spać. Trzeba złapać jakiś kontakt, wymienić spojrzenia, teraz się jej może nie spodobać, ale potem mu podziękuje.
Gdy Asagi usunie wszystko, co trzeba przeciąć, dezaktywuje kenryuto i schowa miecz eleganckim ruchem do saya, Następnie odrzuci resztę gruzu i… no właśnie, jak wydobyć Keire? Jak się nosi osobę po takich obrażeniach? Asagi nie zna się na tym, może trzeba to zrobić jakoś ostrożnie, tylko jak? – Senpai, pomóż mi ją przenieść. Bądźmy ostrożni. – zwróci się do Kei’a, o ile akurat ten nie będzie zajęty walką z jakimś nowym ustrojstwem. Dalej pozostaje już tylko… no właśnie, co? Skierować się do Mujina, który już jednym rannym się zajmuje. Trudno.
Co, jeśli jednak Kei nie może mu pomóc? Cóż, Asagi zaniesie Keire… sam. To nie problem. Po prostu będzie trudniej być delikatnym, ale cóż tutaj potrzeba podjęcia szybkiej decyzji – czekanie na cud to dawanie więcej czasu Shinigami. Oni nie mają czasu. Kouseki-dono niechybnie umrze tutaj, jeśli nikt jej nie pomoże. Pozostając na wysuniętej flance również są zagrożeni i mogą zginąć – trzeba się wycofać do centrum grupy. Gdy już dotrą do pozostałych ninja, trzeba oddać Keire pod opiekę innych i… no właśnie, co dalej? Kto dowodzi? Niebieskooki rozejrzy się po tym, co pozostało z jeszcze do niedawna dumnej grupy ninja, która tak skutecznie przebijała się przez zastępy Jugo. Teraz… niewiele z tego pozostawało. Ich formacja uległa rozproszeniu, główny dowódca walczył o życie trafiony ciosem tajemniczego wroga. Co więcej, kolejni Jugo nadciągali gdzieś tam z przodu – jednym słowem, niedobrze. Niebieskooki spróbuje wzrokiem ogarnąć co się dzieje i jaka jest sytuacja na froncie, a potem… podejmie jakieś działania.
Skrót:
Asagi czujnie wycofuje się do Keiry, którą odgrzebuje z reszty tego, co ją przywala,
Asagi z Seinaru lub sam przenosi Keire do „polowego punktu medycznego”
Ogarnia sytuacje, kombinuje co dalej.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
0 x
Poza tym, uważam, że należy skasować Henge i Kawarimi.
W związku z licznymi problemami:
Mianownik: Harisham
Dopełniacz: Harishama
Celownik: Harishamowi
Biernik: Harishama
Narzędnik: Harishamem
Miejscownik: o Harishamie
Wołacz: Harishamie
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Rany Hakuseia wyglądały paskudnie, na własne oczy widział tę sieczkę, która powoli składała się w całość. W głębi ducha cieszył się, że to nie on był na miejscu medyka, to nie od niego zależało życie tego człowieka. Ogromna odpowiedzialność, której pewnie nie mógłby unieść na swoich barkach. Dopiero teraz widział przepaść jaka dzieliła jego i człowieka, którego miał koło siebie. Dopiero teraz zdał sobie z tego, jak wiele mu jeszcze brakuje. Miał jednak wolne ręce, cały czas utrzymywał barierę, by żaden z Juugo nie miał najmniejszej okazji się do nich zbliżyć. Przekuj tą słabość w siłę - rozległo się w jego głowie. Skoro nie mógł grać pierwszych skrzypiec, będzie najlepszym akompaniamentem jaki można sobie wyobrazić.
Skinął głową w stronę Mujina, gdy tylko wspomniał o chakrze. Miał jej jeszcze dosyć, na tyle sporo, by mogli tutaj działać... chyba. Nie wiedział przecież ile medykowi jej potrzeba do przywrócenia Hakuseia do stanu żywotności. Położył na nim rękę, przekazał mu chakrę potrzebną do podtrzymania techniki przywracającej organy do pierwotnego stanu. Czuł jak opuszcza go energia, jak przekazywana jest do ciała medyka. Czyżby miało się okazać, że wszyscy wezmą pigułkę wzmacniającą wcześniej, niżeli to planowali? Piasek był o wiele grubszy niżeli wcześniej, chakra jeżeli miała się przebić musiała pokonać naprawdę spore ilości piachu - czy to jednak wystarczy? Byli tutaj w kilka osób, narażeni na niebezpieczeństwo, lecz to życie Hakuseia było ważniejsze. Mniejsze zło? - prychnęła świadomość Kumy. Pierwszy raz odwróciła kota ogonem, pierwszy raz od dawien dawna wybrałeś mniejsze zło dla kogoś, lecz nie dla siebie. Daleko mu było do altruisty, wszelkie "szczytne cele" były błahe, krótkowzroczne. Koniec końców to on miał jednak przeżyć, to swoje życie cenił najbardziej. Hakusei był do tego potrzebny, był tym co spajało ich cała grupę, był światłem rozświetlającym mrok, drogowskazem, przewodnikiem... jedynym "sensorem". Gdy Mujin wspomniał o pigułce, nie zamierzał grzebać po jego torbach, szukać gdzie jest, po prostu wyjął swoją, rozkruszył i wsadził do ust tego, którego próbowali uratować. Przyszedł do nich ktoś jeszcze - chłopak który eh... wyszedł do krów. W sumie nikt nie wie po co. -Czy ja widzę, to co widzę? - nie za bardzo mógł uwierzyć w to, że Harisham wyszedł z mieczem na krowy, podczas gdy reszta walczyła z Juugo.
Scenariusz do sequela Iczir vs Lider-jaszczur part 2
1. No teraz to mnie jeszcze bardziej wkurzasz tym uciekaniem.
2. Śmignięcie w lewo, zaraz potem obrót do goniącego potworka i napompowanie flądry.
3. Szybkie cięcie. Rachu-ciachu.
4. I zaraz jesteśmy na dachu (a w międzyczasie siup piaskiem żeby zająć jaszczura).
5. Szybkie cięcie numer dwa na stwora numer dwa.
6. Przemieszczenie się po dachu celem złapania jaszczura w zasięg.
7. Super finiszer olbrzymim cięciem chakry i mile pytanko, czy smakuje.
No i uniwersalna defensywa - wyłapanie zawczasu zagrożeń piaskowym zwiadem, unik w bok lub shunshin w przypadku skrajnego zagrożenia.