
Nigdy nie należał do najbardziej rozmownych osobistości. Teraz zaliczał się do osobistości w ogóle nie mówiących. Cofnięty w granice własnego umysłu, z zamkniętymi drzwiami, zasłoniętym oknem na świat, oglądał tylko wyświetlane obrazy, które odżywały z czasów zamierzchłych. Takie objazdowe, nieme kino. Kiedy z bliska zaczynasz poznawać dogłębnie osobliwe słowa, takie jak...
lęk. Kiedy dowiadujesz się, że chcesz oszukać samego siebie. Zamazać nazwisko, wymazać imiona. Zatrzeć przeszłość, która teraz była rozgrzebywana. To nie było dobre, więc jak miało być zdrowe? Nie prowadziło do kataru ani do gorączki, nie bolało gardło i mięśnie nie pulsowały, a jednak ciało stawało się jakieś słabe, umysł jakiś wrażliwy. Jaki miał być, kiedy nagle przepakowują ci go (
siłą) informacjami? Nawet kiedy się cofasz, prawda nie chciała zostać w miejscu - cofała się z tobą. Towarzyszyła krok w krok, jak cień, który znika tylko w całkowitej ciemności. Tylko czy znika na pewno, skoro wtedy nagle wszystko staje się cieniem?
Shikarui nie mógł się popisać wspaniałą mową powitalną, nie oprowadził gości - ale i nie było chyba takiej potrzeby, toteż nie wydawało się, żeby ktokolwiek miał cokolwiek za złe ubrudzonemu błotem spadkobiercy tego miejsca. Całe szczęście goście czuli się niemal jak u siebie - pomijając pojedyncze
wyrzuty sumienia, że się wpakowuje łapska tam, gdzie nie powinno. Tylko co z tego, skoro najważniejsza była misja? Gdyby to dotyczyło kogokolwiek innego Shikarui nie miałby żadnego poszanowania do cudzej prywatności i żadnych oporów przed tym, żeby obrócić dom do góry nogami. Hipokryzja - piękna sprawa. Na szczęście ta hipokryzja nie wychodziła na zewnątrz. I wszyscy mieli spokój od gburowatego Shikaruiego, mogąc się cieszyć zawsze jasnym i przyjemnym towarzystwem tej piękniejszej z Sanada.
Dał się poprowadzić w głąb budynku. Nic nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko przez moment w Hakuseia - słuchał tutaj, ale jego oczy powędrowały w dal, tam, gdzie Hakusei powinien się aktualnie znajdować. Ciężko było mu znaleźć w sobie moment zachwytu dla techniki pozwalającej kontaktować się na takie odległości i tak sprawnie i klarownie, jak właśnie ta, którą zaprezentowali sobą członkowie Feniksów.
-
Hakusei ledwo żyje. Keira też. - Odezwał się w końcu, przecinając ciszę. I to od razu po tym, jak Hakusei właściwie zakończył swoją rozmowę z nimi. Po tym, jak Asaka go ostrzegła przed Jugo i ich zdolnością. Co za ironia losu. Ironia - ponieważ właśnie tą zdolnością, o której go ostrzegała, oberwał. To był stan krytyczny. Mieli ze sobą Mujina - tylko czy medyk będzie miał czas i możliwości wyleczenia dwóch osób? I czy wyciągnie ich z takiego stanu? Oto były pytania bez odpowiedzi na ten moment. Zwłaszcza, że czarnowłosy szybko stracił zainteresowanie tym, co dzieje się tam. Nie chciał wspominać na razie o Keirze. Wystarczyło, że on sam był zdekoncentrowany. Nie wiedział, na ile Asaka i Keira są ze sobą w sumie bliskie, na ile mocny jest ich kontakt, albo był w przeszłości. Ale może akurat uda się ją też uratować? Ale wspomniał. Bo zaraz i tak mogłoby to wyjść od osoby trzeciej i wtedy pewnie białowłosa jeszcze miałaby do niego pretensje. Shikarui ciągle śledził ruchy wokół. Tych potencjalnych sojuszników. To, co działo się wokół. To, co działo się w zamku.
Te trupy. Dla niezorientowanych mogło się wyglądać dziwne, kiedy tak obracał siebie i głową w tę i tamtą. Dla Asaki było to normalne. I lubił, kiedy wtedy go prowadziła. Czuł się pewniej.
Shikarui przez moment mierzył wzrokiem katanę, która kiedyś na pewno się piękniła, pyszniła swoimi kolorami i formą. Teraz była zabytkiem, którego lepiej nie ruszać, jeśli nie chce się go stracić w rękach. Przesuwał wzrokiem po tym pokoiku naznaczonym obecnością kobiecej ręki, dopóki nie rozległa się melodia pozytywki... a potem nie ukazał się obraz. Wraz z obrazem przyszedł dźwięk. To nieme kino, które donikąd się nie ruszało - pozostawało w tym pokoju. Które nieme też nie było. Widok był tak namacalny, że chociaż Shikrui widział wyraźnie chakrę i tak wyciągnął do pierwszego mężczyzny dłoń, jakby chciał sprawdzić, czy jest tworem dla umysłu, czy może dla ciała również. Palce przesunęły się w powietrzu - zupełnie jakby próbował dotknąć ducha.
Więc to tak? Chciałoby się powiedzieć - więc duchy istnieją. Nie istniały. To tylko pieczęć. Jakiś rodzaj fuinjutsu. Może genjutsu. Nawet jeśli to była iluzja - czarnowłosy nie chciał jej chwilowo kończyć, żeby się przekonać, do czego doprowadzi. Albo raczej - nie chciał jej kończyć, bo nie chciał jej też oglądać. Zabrakło w nim
chcenia. Nacisnął niewielki przełącznik, który odłączył go od bodźców. Powinien był pozwolić łykać zewnętrzne informacje bezosobowo, bez przeszkód, bez emocji. Jakie to było rozczarowanie, że nic takiego nie miało miejsca. I był tylko ten ciężar. Ponad setka lat zebrana w jeden ciężar, którego wartość dopiero do niego docierała. Wciskana, jak to zostało ujęte - siłą.
Emisja zakończyła się jeszcze szybciej niż rozpoczęła. I wyobrażam sobie, że cisza po niej była wręcz ogłuszająca. To ten rodzaj ciszy, w której nie da się zaznać komfortu, bo tylko
piszczy ci w uszach.
Shikarui podszedł powoli do katany i spróbował delikatnie zdjąć ją z podestu... ale zanim dobrze jego dłoń dotknęła broni, obrócił ociężałe spojrzenie w kierunku białowłosej. Jakby chciał bezsłownie powiedzieć, o co prosi. O co mu chodzi. Kryształ mógł sprawić, że broń i jej pochwa nie rozpadną się, kiedy tylko spróbuje je podnieść.
-
Możesz..? - Zapytał cicho, z dłonią ciągle zawieszoną nad kataną. Jeśli Asaka zabezpieczyła ją w krysztale - dopiero wtedy ją podniósł. Może jakiś utalentowany kowal zdoła ją naprawić..? A może nawet nie będzie potrzeby jej naprawiać, bo zostanie tam, gdzie zostać powinna. Na razie jednak powinna się znaleźć w jego dłoni. I nawet jeśli obleczona była kryształem, to wydawała mu się lekka. Wydawała się być dokładnie tam, gdzie być powinna. A na pewno nie powinna być zapomniana. Jak całe to miejsce. Jak ta osoba, która tutaj żyła. Zasługiwała na to, by został po niej tylko pamiętnik na tym śmietnisku..? Skierował się również do Hikariego. I wyciągnął do niego również dłoń. Po pozytywkę. Po tą słodką melodię, która chowała w sobie równie słodki sekret. To nie był gest władczy. Nie było przykazu w jego oczach. Jego oczy były ciężkie,
bardzo ciężkie. Wyrażały prośbę. Jedną z tych, którym można odmówić. -
Proszę. - Czarnowłosy wolno skierował się z powrotem na korytarz.
-
Chodź, Asaka. Czas na nas. - Czas się udać do miejsca, w którym życie się kończyło. Zatrzymał się na moment za progiem domu. -
Myślisz, że to klątwa mojego rodu? Skazani na rozpad. Od samego początku. - Jego wzrok powędrował w górę. Do tego "punktu obserwacyjnego" znajdującego się zatrważające pięć metrów nad ziemią, który obrał sobie Sabaku. Wyciągnął pozytywkę i miecz w krysztale do Asaki i podał je jej. Bardzo grzecznie i spokojnie. I w następnej chwili Shikarui przesłał chakrę do stóp i jak wicher wystartował w kierunku Shenzena, kiedy ten wspinał się w górę. Albo i nawet jak już na niej był. Stal błyskawicznie zaśpiewała w jego dłoniach, które cięło od góry. Drugie zostało wyszarpnięte zaraz po nim i ciął po złodziejskiej ręce.
Wystarczy dnia dziecka.
Techniki:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): odznaka Sentoki od Kosekich, Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku z dzwoneczkiem, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce
Zbroja: 3 kunai na prawym udzie, 3 kunai na lewym udzie
Ukryty tekst