Po tym jak wraz z Keionem wznieśli się na piaskowym tworze chłopaka, ich oczom ukazałą się niewielka grupka Juugo, którzy wbrew oczekiwaniom, kierowali się w stronę ratusza, najwyraźniej wyczuwając obecność ich grupy w tych okolicach. Z góry widok był nieco lepszy i zapewniał może nie tak pozorne ale w jakimś stopniu bezpieczeństwo. Normalnie Shenzhen najzwyczajniej w świecie przeleciał by nad tymi bestiami, nie robiąc sobie z ich obecność najzupełniej nic. Tym razem musiał mieć na uwadze to, że w przypadku uszczuplenia ich szeregów, może mieć większe problemy wydostać się z tego diabelskiego kotła, jakim stała się dolina krateru, w którym się wszyscy znajdowali. Przy założeniu, że przyjdzie im się przegrupować w okolicach zamku, wolałby mieć do dyspozycji umiejętności, jakimi wykazywała się młoda Hyuuga, a w zasadzie wolał mieć do dyspozycji jej oczy. Jakież to myślenie w tych kategoriach współpracy, było upokarzające dla Shenzhena, aż narastała w nim złość, której postanowił dać szybki upust i połączyć przyjemne z pożytecznym. Mianowicie, wykorzystując element zaskoczenia jaki dawała mu jego aktualna pozycja w powietrzu, wydobył z gurdy część piachu by utworzyć z nich pokaźnych rozmiarów ostre szpikulce, odpowiadające liczbie przebiegających Juugo, by następnie je utwardzić i skierować prosto na ich łby, mówiąc do siebie i chyba też Keiona: - Niech sobie o to rozwalą, te swoje tępe łby, dzikusy.... - machnął ręką w ich kierunku, zwalniając szpikulce i kontrolując ich lot z pełną prędkością. Miał na tym nieco odreagować swoje wymuszone decyzje, lecz czasu na dalsze pieklenie się, nie było za sprawą zbliżających się członków grupy trzeciej. Pytanie brzmiało tylko czemu dwójki? Czemu też tylko we dwójkę i co miał na celu zabieg z mostem? Shenzhen nie mógł sobie odpuścić zejścia do nich w sposób, by CI mogli łatwo zauważyć kto się zbliża. Obniżając lot, naturalnym krokiem zszedł na ziemię, stawiając ostatnie kroki, na podchodzącym pod jego stopy piasku, tak jakby schodził z płaskich schodów. Keionowi, oczywiście zostawiając sposobność normalnego zejścia z jego części, piaskowego podestu. Podszedł powolnym krokiem do dwójki grupy trzeciej, jednak nim zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, Shikarui skierował je w stronę Sabaku jako pierwszy. Shenzhen jeszcze raz spojrzał na Shikaruia i Asakę, potem wymownie w stronę mostu a następnie raz jeszcze na Shikaruia i odpowiedział: - Dziw mnie tylko bierze, że jeszcze nikt z Waszej grupy tego nie zrobił, bacząc na fakt, że o tym wiecie....
- Z drugiej strony bałbym się efektu, że po tej informacji zbyt mały strach, rozbudzi czyjąś arogancję i moje plecy już nie będą tak bezpieczne jak do tej pory - tutaj obdarzył Shikaruia uśmiechem, jakim już niejednokrotnie obdarowywał Saua Shenzhen wiedział, ze sam Han to nie jest jedyny zagrożenie i tym bardziej nie jest on jeszcze zagrożeniem najbardziej aktualny. Natomiast dochodzący odgłosy z oddali gdzie swoje pozycje najprawdopodobniej jeszcze zajmowała grupa broniąca, Ci nie mogli narzekać na nudę a skumulowanie całej uwagi wroga tylko na jednym punkcie, może się okazać, ze owa wioska stanie się niebawem grobowcem, grobowcem wszystkich tych, którzy zdecydowali się tutaj przyjść. - Niech trzymają się swojej roli, póki nie będą mogli opuścić pozycji - uśmiech nie schodził z twarzy chłopaka
Krótki wygląd: Niski, blond włosy z ciemniejszymi końcówkami, młodo wyglądająca twarz. Czarne ubranie z długimi rękawami i stojącym kołnierzem, na to żółte haori w białe trójkąty.
Widoczny ekwipunek: Kabura na broń na obu udach. Torba nad lewą nogą. Tanto przy pasie po prawej stronie, katana po prawej.
Krótki wygląd: Niska, w miarę szczupła dziewczyna o bladej cerze i ciemnych, krótkich włosach do ramion. Ubrana w lekkie, bure kimono oraz narzuconą na nie kamizelkę. Na głowie nosi słomkowy kapelusz, a w ustach niemal zawsze ma fajkę.
Asaka uśmiechnęła się lekko, smutno do Yamiego, kiedy zwrócił się do Shikiego. Normalnie nie pozwoliłaby, żeby ktoś nazywał jej męża śmieciem, ale wiedziała, że chłopak chciał dobrze i była mu wdzięczna, że chociaż próbował. Tak jak Aka. W trójkę próbowali go przekonać, wszelkimi sensownymi argumentami – i nic. Chciała zostać z nimi. Pomóc im przeszukiwać ten zamek, posiadłość, czy cokolwiek to było (w końcu na początku Yuriko mówiła o posiadłości, a Asaka nie miała okazji jej widzieć). Serce jednak kazało jej zostać przy Shikim. W końcu… Właśnie na taką ewentualność przyszła tutaj razem z nim. Nawet pomimo tego, że była ciężarna.
Odezwała się dopiero, gdy już oddalili się od członków ich drużyny. - Twoja misja jest tak samo idiotyczna jak misja Hana. Jeden i drugi uparty jak osioł na punkcie czegoś, co nigdy nie będzie miało miejsca. Han nie zniszczy chakry, ty nie przekonasz go, żeby przestał. A ja nie przekonam ciebie, żebyś pomyślał o przyszłości, zamiast tylko patrzeć na to, co jest tu i teraz – siebie byli warci, Han i Shikarui. Dwa zakute łby i Asaka – kobieta, której zależało na życiu swoim i męża. Problem polegał na tym, że jemu chyba nie zależało. Już mu to kiedyś powiedziała – że nie widzi sensu życia bez niego. A skoro on za wszelką cenę chciał w tym swoim bezsensownym marzeniu trwać i zabić samego siebie… Nie chciała wychowywać ich dziecka samotnie, bez ojca. Sama wiedziała jakie to życie i absolutnie nie chciała tego dla swojego syna. Albo córki. Chciała pełną, kochającą się rodzinę, która jednak myśli o innych jej członkach i nie zachowuje się tak pochopnie, jak w tej chwili zachowywał się Shikarui. Zobaczył Hana i jakiś pstryczek w głowie mu się przestawił, który niemalże całkowicie wyłączał instynkt samozachowawczy i zdrowy rozsądek, a to bardzo niedobrze. - Proszę cię jednak, żebyś się zastanowił, czy wychodzenie naprzeciwko Hana, zamiast zebranie informacji o tym, co tutaj jest takiego ważnego dla niego, że w ogóle się tutaj pofatygował sam, jest ważniejsze od życia twojego, mojego i naszego dziecka. Bo dla mnie nie ma nic ważniejszego niż ty i on, rozumiesz? – wiele osób się dziwiło, jak to się stało, że Asaka wyszła za Shikiego. Za takiego nieczułego drania, który myślał tylko o sobie. Och, odpowiedź była prosta: miłość się stała. A miłość była ślepa. Choć złote oczy kobiety wcale takie niewidzące nie były, bo widziała i wiedziała doskonale, jaki bywał Shiki. Jaki był dla innych. Nigdy jednak nie dla niej – bo dla niej był czułym i kochającym najpierw narzeczonym, a później mężem. I zawsze mogła na niego liczyć; nigdy nie porzucił jej w walce, a nawet jej pomagał, nawet jeśli to przez nią mieli kłopoty. Gdy trzeba było, to nie gonił na złamanie karku, tylko dostosowywał się do jej tempa i dbał, żeby nie była zmęczona. I żeby niczego jej nie brakowało. Był przy niej, gdy była szczęśliwa, był też, gdy była smutna. Pocieszał, gdy płakała, nawet jeśli nie zdarzało się to często. Ta laleczka, przedmiot jakim była… Nie wyrzucił jej nigdy, nawet wtedy, gdy się psuła, a przecież zepsute zabawki były nudne i trzeba je było wymienić na nowy lepszy model, prawda? - Wydaje mi się, że nie poszedł z nimi żaden medyk. Chodźmy więc tam, skoro ci tutaj już wiedzą – ramię wyrwane z barku oznaczało, że ten ktoś nie przyda się w walce. Będzie mieć problem ze składaniem pieczęci, z bezpośrednimi uderzeniami… Byli osłabieni. A widocznie mieli problem, skoro doszło tam do walki. W chwili, w której stali pod ratuszem, a Shikarui zerkał w górę, żeby się rozeznać w sytuacji, ona delikatnie, znowu przejechała dłonią po metalowej zbroi na brzuchu, jakby chciała uspokoić tę małą istotkę, albo upewnić samą siebie, że była bezpieczna. Była. Przecież… nic się nie stało. - Chyba sobie żartujesz – ani trochę nie zrobił na nią wrażenia pokaz, jaki zrobił tutaj Shenzhen – te piaskowe schodki, gdy mości książę schodził ze swojej piaskowej chmurki, a drugi, szarowłosy chłopak, musiał zeskoczyć sam. Prawdę mówiąc, to mina Asaki wyrażała w tej chwili obrzydzenie. - Tu wszędzie są Jugo, a ty możesz nad nimi przelecieć i ostrzec ich bez wdawania się w niepotrzebną walkę. Nam zajęłoby to znacznie więcej czasu – bezpieczne plecy. A to dobre. Nigdzie w tej wiosce nie było bezpiecznie. - Zachowaj swoje cwaniackie uśmieszki na koniec, bo to co się teraz tutaj zacznie, to dopiero początek, i na twoim miejscu wolałabym, żeby tamci ludzie byli gotowi – chłopaczek, bo na takiego wyglądał Shenzhen, był tym typem bezczelnego smarka, którego Asaka wprost nie znosiła. Pokręciła tylko głową. - A my idziemy do pierwszej grupy. Potrzebują medyka – niedługo się nad tym zastanawiała. Prawdę mówiąc trwało to tylko krótką chwilę i podjęła decyzję nawet zanim Shikarui w ogóle się odezwał.
Cokolwiek postanowił Shenzhen – Asaka odsunęła się od niego i odeszła z Shikim na bok, pozwalając się znowu prowadzić w stronę pierwszej grupy i rannego chłopaka, tak samo jak wcześniej – uważnie i ostrożnie, żeby się nie natknąć na niepotrzebne zagrożenie. A gdyby tylko Shikarui jej powiedział, że wróg się do nich zbliża, to kobieta bez wahania oblekła się kryształową zbroją. Już ponownie w drodze, odezwała się do niego, odpowiadając na to, co jej powiedział. - Jeśli tylko mogę się przydać, to chciałabym mu pomóc, więc zaprowadź mnie tam – wytłumaczyła, swoją decyzję po cichu, wiedząc doskonale, że Shikarui i tak ją słyszy. - Wiem, że nie muszę. Tak jak nie musiałam tutaj w ogóle przychodzić. Ale nie wybaczyłabym sobie, gdybym cię teraz zostawiła samego i coś by ci się stało. Więc idę z tobą. Dlatego przemyśl jeszcze raz ewentualne konsekwencje, bo będziesz musiał z nimi żyć. A wierz mi, nie ma ludzi pozbawionych sumienia. I ty też nie jesteś, chociaż lubisz tak mówić – pamiętasz, Shikarui, jak to jest żyć godnie? Pytałeś o to. Kiedyś. Gdy się poznaliście… A Asaka odpowiedziała. Że żyć godnie to jest tak, by na starość móc spojrzeć sobie w lustro i powiedzieć, że niczego się nie żałuje. Chciałeś się nauczyć, jak to jest żyć godnie, czyż nie? No więc? Czy nauka została wyciągnięta?
Asaka nie wyglądała na szczęśliwą. Była raczej… Smutna. Zdeterminowana. Zawiedziona może. Jej głos nie niósł ze sobą tych zwykłych promyczków słońca. - I nie chciałbyś jej przeszukać? Znaleźć tam czegoś, dowiedzieć się o nim więcej przed rozmową, która teraz nic nie zmieni? Nie znasz go, Shikarui. Jak chcesz przemówić do rozumu komuś, o kim nie wiesz prawie nic? Zapominasz, że ludzie są inni, skomplikowani. Ruszają ich sentymenty. A i Hana muszą ruszać, skoro ta zapomniana wioska jest dla niego tak istotna. Antykreator musi być bardzo sentymentalny i bez tych sentymentów i bodźców na nim nie zagrasz. Gdzie ta przebiegła bestia, którą poślubiłam? Tutaj nie ma miejsca na drugie szanse i poprawianie błędów, Shikarui. Trzeba zagrać wszystkim, co tylko mamy i możemy mieć w zanadrzu – gadała teraz, bo były to rzeczy, których wcale nie chciała poruszać przy innych. A teraz mieli na to czas, chwilę tylko dla siebie chciałoby się rzec. O… A Asaka by sobie nie wybaczyła, gdyby jednak nie spróbowała go przekonać i po prostu poszła za nim ślepo.
Dotyczy: Yami, Shikarui, Shenzhen, Keion tldr:
1. Rozmowa z Shikim w drodze pod ratusz.
2. Rozmowa z Shenzhenem i (ewentualnie) Keionem.
3. Użycie zbroi jeśli konieczne.
4. Rozmowa z Shikim w drodze do grupy pierwszej.
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
Naiwny Kaiko aż uśmiechnął się szerzej, gdy pięść potwora uderzyła w półksiężyc hakomieczy. Udało się, zatrzymał atak i mógł kontynuować swój. Już prawie przełożył hak przez szyję bestii, już prawie pętelka miała się zacisnąć, gdy dostrzegł coś dziwnego. Ręka Juugo się zmieniła. W miejscu łokcia było coś, co po chwili z impetem wsunęło się do środka. Jakże szybko zadowolenie zostało starte z buźki białowłosego. A to chrupnięcie z tej odległości, tuż pod uchem, było wręcz ogłuszające. Gdyby nie dławiący ból, pewnie nie wiedziałby co wydało taki dźwięk. Miecz natychmiast wypadł mu z dłoni, a ta zawisła, zaś on... nie był w stanie nawet dokończyć zamierzonego ruchu. Cierpienie było w tym momencie całkiem przydatne, bo jego skala sprawiła, że krzyczenie nie wchodziło w grę. Zacisnął swoje ostre zębiska, jedynie sycząc i warcząc, niczym bestia naprzeciwko, której stał. A która chwilę później nie stała naprzeciw niego. Yoshimitsu i Terumi w mgnieniu oka dokończyli dzieła, którego Kanamura nie był w stanie ukończyć. Jakaż to ironia, że akurat on, lubujący się w odbieraniu życia, nie potrafił go koniec końców odebrać. Białowłosy z pewnością nie należał do zupełnie normalnych. Trwał w cierpieniu, ale to nie zmieniało faktu, że niezbyt się przejmował swoim staniem. Żył? Żył, a więc było wszystko w porządku. Nie miał zielonego pojęcia co się stało z jego ręką, ale stawiał, że jest zwyczajnie złamana. Kości się przecież zrastają, zatem nie było powodu do paniki. Ze skrzywioną od bólu miną spojrzał na leżący na ziemi miecz, by zaczepić jego hak o hak trzymanego Shuang Gou, a następnie zwyczajnie podrzucić do góry, aby złapać oba miecze w jedną rękę. Cieniutkie rękojeści i brak wystających na boki elementów oręża sprawiał, że mógł nawet trzymać po dwa hakomiecze w jednej ręce. Teraz jednak nie było powodu do dalszej walki, więc przytroczył oba ostrza po jednej stronie paska. Nim zdał sobie sprawę, to Terumi znajdował się już obok niego. Nieco zamglone oczy Kaiko spojrzały niezrozumiale na ciemnowłosego, który poprosił go, aby usiadł. Chwilę zajęło mu przetrawienie tej prośby. W końcu kiwnął głową i usiadł tu gdzie stał - obok trupów Juugo. W tym momencie Kanamura był wewnętrznie rozdarty. Powinien być zadowolony z siebie? Sporo się w końcu udało. Jego własna technika przeszła test bezbłędnie, jego ciało wydawało się w idealnej formie, a on nie popełnił jako-tako żadnych błędów. Jedynie brakowało wiedzy, informacji, że bestia potrafi tak zmodyfikować ciało, aby dokonać ataku bez wykonywania zamachu. Było to niezmiernie fascynujące, bo w gruncie rzeczy - na tym polegała własna technika Kaiko. Chodziło o to, by wykonać atak bez wykonywania zamachu. I to zrodziło kilka pomysłów w białej głowie młodego szermierza. Koniec końców, gdyby nie jego towarzysze, to pewnie byłby martwy. To akurat do niego nie docierało, bo przecież żył. Nie potrafił zrozumieć tej drastycznej granicy między życiem, a śmiercią. Nie wydawało mu się to tak straszne, jak powinno. Znacznie bardziej zaaferowany był tym, że pierwszy raz stało mu się coś poważniejszego w trakcie walki. Złamany nos był, w gruncie rzeczy, niczym i nawet o tym zdążył zapomnieć. A teraz? Myślał, że złamano mu rękę i był tym faktem trochę zawiedziony. Nie dlatego, że po prostu oberwał, ale dlatego, że od tego momentu zmuszony był walczyć techniką jednego miecza, a przecież miał ćwiczyć walkę dwoma. I Kakita miał mieć na niego oko. Skoro stracił możliwość korzystania z jednej ręki, to... zawiódł? Była to bardzo przykra świadomość. Z zamyślenia wyrwał go ponownie Terumi. Tym razem wypluwał coś... dziwnego? To, z czego zrobił most? Kaiko nie nadążał, ale też nie protestował. Właściwie nie wiedział co myśleć na ten temat. Ręka została usztywniona więc... chyba wszystko dobrze? Skorzystał też z zaoferowanej ręki i podniósł się na proste nogi. Ból wciąż mu doskwierał, ale teraz zdecydowanie mniej, gdy ręka nie zwisała tak po prostu. Był w stanie nawet uśmiechnąć się i to zaskakująco pogodnie, zważając na swój średni stan. - Dzięki, jestem Twoim dłużnikiem yyyy... Terumi...? - nie wiedział czy to imię, czy nazwisko, czy pseudonim. Nie był nawet pewien czy dobrze usłyszał, a nie było czasu się przedstawić, więc wolał się upewnić. Spojrzał też na Yoshimitsu, z którego wciąż wystawało naprawdę wiele kości. - I Tobie też dziękuję. I też jestem coś winien. - dodał, kiwając mu głową w geście podziękowania. - No i zrozumiałem o co chodziło z tymi kośćmi. - zakończył, bo właśnie to była jego najświeższa myśl. Teraz dopiero załapał co miał na myśli Yoshimitsu, gdy mówił mu, że jego oręż "Yoshimitsu" jest jego kością. Nie domyśliłby się, że ma to tak dosłowne znaczenie. I po raz kolejny był pod ogromnym wrażeniem tego, jak wiele dało się dokonać chakrą. Jeszcze do niedawna chodzenie po wodzie wydawało mu się niesamowicie niezwykłą umiejętnością, a teraz okazywało się, że jest to dosłownie niczym. Informacja o pojawieniu się Hana wstrząsnęła Yuriko. Co ciekawe, na reszcie drużyny nie zrobiła takiego wrażenia. O ile Kaiko po prostu nie rozumiał jaki człowiek i jaka siła kryje się za tym imieniem, tak nie do końca jasne było z jakiego powodu reszta jest tak spokojna, skoro ich "dowódczyni" miała dobry powód, aby pobladnąć. Zrozumiał jednak jedno - gonił ich czas. Chociaż grupa dywersyjna radziła sobie doskonale, to i tak musiał nastąpić moment, w którym będą zwyczajnie pod murem. I on powoli nadchodził. - Tak się składa, że brak jednej ręki szczególnie mnie nie ogranicza... - postanowił wtrącić, aby było jasne, że nie ma co się nim przejmować. O ile ktokolwiek się przejmował. Dotychczas walczył jednym mieczem i to zazwyczaj trzymanym w jednej ręce i nawet więcej znał ruchów dla takiego ustawienia, niż dla podwójnych ostrzy. Teraz mogło mu iść nawet lepiej, niż wcześniej. - Nie mamy czasu do stracenia. Prowadź, Yuriko. - odezwał się do niej, by jasnym było, że jest gotowy wyruszać, pewnie podobnie jak reszta. Przy okazji Shins upewnił ich, że w razie czego ma plan awaryjny, który zakładał ucieczkę na ptaku. Cokolwiek to oznaczało, to brzmiało dosyć imponująco i efektywnie. W końcu niebo wydawało się, dla Kaiko, nietykalne. Tak czy inaczej, skoro był gotowy, to wyciągnął znów swoją broń. Tym razem trzymał oba Shuang Gou w jednej ręce, by mieć je przygotowane w razie niespodziewanego. Wciąż miał w głowie to, że jest wyznaczony do trzymania przodu wraz z Yoshimitsu, więc o ile gdzieś by ruszyli, to szedłby zaraz obok niego, jakby zwichnięte ramię w ogóle nie stanowiło dla niego problemu. Teraz, gdy nie bolało aż tak, to w gruncie rzeczy rzeczywiście nie stanowiło. Jego plany się w ogóle nie zmieniły, wciąż opcji miał równie mało - albo unik, albo blok. I tyle.
KP i EQ
Ukryty tekst
0 x
#FFCC66 Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu. "Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Keion trochę panikował znajdując się przed zamkniętym ratuszem i wyczuwając że za ich plecami kręcą się jugo w nieznanej ilości. Szybko chciał znaleźć jakieś inne alternatywne wejście do ratusza, jednakże Shenzen miał inny plan, którym go znacznie zaskoczył. Chłopak nie spodziewał się że piaskowiec potrafi latać, co więcej wydawało się to dla niego nie być niczym nadzwyczajnym bo był w stanie zabrać również Hayakawe. Dwójka po chwili uniosła się w powietrze jakieś 20 metrów od ziemie, co znacząco poprawiło ich widoczność. Niemalże od razu dostrzegli zamek do którego wcale nie musieli iść na ślepo, ale Shenzen najpierw wolał się jeszcze nieco wyżyć na bestiach. Utworzył szpikulce z piasku i cisnął nimi w przeciwników z zamiarem zabicia. Keion zastanowił się tylko czy tak swobodne używanie technik nie kosztuje go zbyt wiele chakry i czy za godzinę lub dwie nie będzie już zdolny do poważnej walki. Jednakże nie była to jego sprawa i nie zamierzał wtykać nosa w to kto jak dysponuje swoją energią.
Nie odlecieli za daleko, gdy piaskowiec postanowił zejść na ziemię do dwójki shinobii, która powinna być wraz z grupą trzecią. Co prawda ciekawiło Keiona czemu się odłączyli, ale powodów mogło być wiele i mogły być równie błahe tak jak w ich przypadku. Nim zszedł na ziemię usłyszał jeszcze że Han się zbliża, ale piaskowiec jakoś się tym nie przejął i chyba nie zamierzał o tym nikogo innego powiadamiać. Widocznie uznał że jeśli komuś o tym powie ludzi zaczną dezerterować, ale przecież wcale tak nie musiało być, mogli by po prostu nieco lepiej się przygotować. Hayakawa pewnie sam pobiegł by dostarczyć tą wiadomość, ale dotarcie do grupy broniącej się mogło być dla niego zbyt trudne do wykonania i było by niepotrzebnym narażaniem się. -Shenzen może rzeczywiście powinieneś dać im znać kto nadchodzi, żeby się lepiej przygotowali. Pewnie nawet nie musisz się do nich osobiście fatygować.-Spojrzał na czarnowłosego oraz na jego piach, przypuszczając że dla kogoś kto może latać wysłanie zwykłej wiadomości to błahostka. Po czym spojrzał jeszcze na białowłosą kobietę, która miała bardzo dużo do powiedzenia i której również odpowiedź Shenzena się bardzo nie podobała.
Chwilę później para z grupy trzeciej ruszyła dalej zostawiając ich w miejscu gdzie stali, ale Keion nie widział powodu by tam zostać. Ciężko było przewidzieć co się zaraz stanie i czy na kogoś lub coś się nie wpadnie przypadkiem. Cofać się do ratusza nie było po co, więc jego jedyną opcją było udać się do zamku. Pytanie tylko co z Shenzem? Zamierzał pomóc innym czy też wolał udać się od razu do zamku mając resztę w nosie?
-Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tutaj stać, jeśli nie chcesz nikogo powiadamiać o Hanie to lepiej chodźmy od razu do zamku.-Rzucił do Shenzena i wskazał kierunek w którym wcześniej widzieli zamek. Mogli do celu polecieć na piasku lub spróbować dostać się tam na pieszo żeby oszczędzić trochę chakry, ale równie dobrze czarnowłosy mógł go tutaj zostawić zdanego na siebie i lecieć sam. Hayakawa nie wiedział co też może strzelić czarnowłosemu do głowy, który na ten moment wydawał mu się dość nieobliczalny.
Zielone - grupa 1
Niebieskie - grupa 2
Pomarańczowa - grupa 3
Ukryty tekst
[uhide=Tamaki Hyūga]Widzisz, że Han dotarł do cmentarza, i rozgląda się po nim. Następnie podchodzi do trzech nagrobków utrzymanych w najlepszym stanie, i siada na niewielkiej ławce przed nimi. Póki co siedzi w milczeniu - a na jego twarzy widać konflikt.[/uhide]
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Huuh Było bardzo wiele rzeczy, których nie chciał wypowiadać i mówić przy innych, a teraz, kiedy mógł, jego umysł był zbyt zajęty. Miał wrażenie, że ciągle piszczy mu w uszach. Jego serce było rwane z jednej strony w drugą i... i naprawdę nie sądził, że ta podróż będzie miała na niego aż taki impakt. Rozsypywał się. Kiedy tylko jakoś zebrał się do kupy i skupił zaraz pojawiał się następny szczegół, który sprawiał, że zwyczajnie w świecie się rozsypywał. Tak, nie był sprawiedliwy, tak, nie był wcale taki dobry, tak, był samolubny. Tak - Han był dla niego ważny. Aka miał rację - Shikarui po prostu spoglądał na to zupełnie inaczej niż wszyscy tutaj. Dla ludzi istotne było to, że Han tworzył wokół siebie masakry, doprowadzał do śmierci wokół. Shikarui niemal cieszył się, gdy płonęło Kami no Hikage. To był piękny i niezapomniany widok, który atłasem wyścielał jego klatkę piersiową, choć tak wiele rzeczy z późniejszych wydarzeń nie rozumiał i nie były wcale takie proste i przyjemne. Zamordowanie setek, tysięcy... co to niby znaczyło? Każdy musiał umrzeć - teraz, za rok, za 10 lat. Światem rządziła selekcja naturalna i kult siły, w którą Shikarui wierzył. Dla niego ważne było to, że Han chciał walczyć o rodzinę. Też chciał o nią zawalczyć. Różnica między tymi dwoma zakutymi łbami, jak słusznie Asaka zauważyła, była taka, że Shikarui naprawdę miał jeszcze o co walczyć. Suzumura walczył już tylko o duchy.
Czerwone oczy utknęły na Shenzenie. Jego mizerne ciało wydawało się jak pyłek na wietrze. Taki, który można strącić z ubrania, kiedy tylko na ciebie przypadkowo wpadnie. Można było oszukać wiele osób, ludzi, ninja, liderów. Ale nie można było oszukać jego oczu, dopóki jakaś sprawna iluzja nie wchodziła w grę. Shenzen był niewzruszony sytuacją wokół - wolał unosić się w powietrzu i robić nic - czarnowłosy nie zamierzał o tym zapomnieć. Tak samo jak nie zamierzał zapomnieć tego, że była to osobistość, z którą chyba nie warto było się komunikować. Co on w ogóle..? Czarnowłosy aż zmarszczył jedną brew, starając się pojąc, co marna podróbka Ichirou próbuje mu przekazać. Hę? Hęęę?
- Mów normalnie, bo nie rozumiem. - Odezwał się w końcu, nie potrafiąć pojąć dziwnego szyfru, jakim Shenzen próbował się komunikować. Dobrze, że chociaż pierwsza część przekazu była czytelna. Mógłby powiedzieć: "nie no, gościu, sorry, ale prowadzę pierwszą grupę i nie mogę tam biec", ale tak się składało, że powiedzieć tego nie mógł. Pozostawała więc czysta logika tego, dlaczego to akurat to Shenzen został o to, ekhem, "poproszony". To w końcu on tutaj mógł latać na szybkim piasku, którym łatwo było manewrować - nikt inny. I to on mógł w miarę bezpiecznie przelecieć nad głowami potworów. Tym nie mniej czarnowłosy miał to za nic. Nie chciał to nie. Jego kolega, o ile tak Keiona można było określić, powiedział wszystko i wyczerpał temat. Zresztą Asaka go poprawiła. Czy też na odwrót - Asaka podsumowała, Keion poprawił. Shikarui natomiast nie zamierzał sobie zawracać głowy pyłkiem na wietrze - bo i miał tutaj o wiele za dużo do zrobienia. I teraz zaczynał mieć też wrażenie, że ma również o wiele za mało czasu.
- Nie wmawiaj mi czegoś, czym nie jestem.- Jego słowa w żadnym wypadku nie były ostre, były bardzo miękkie. Asaka go bardzo wybielała. I bardzo lubiła patrzeć na niego o wiele jaśniej. Jednak akurat to, że Shikarui sumienia nie posiadał - Sanada nie pozostawiał co do tego wątpliwości. W innym wypadku naprawdę nosiłby ból w swoim sercu, z którym ciężko byłoby mu oddychać. Tymczasem oddychało mu się na co dzień bardzo dobrze. Dopóki nie zapuścili się w głąb wioski Diabła. Tak, Asaka chciała dobrze, ona zawsze chciała dobrze. Dla niego, dla siebie, dla dziecka. Dla przyszłości. Shikarui bardzo dobrze pamiętał, co według Asaki oznaczało godne życie - dlatego musiał się spotkać z Hanem twarzą w twarz. Inaczej żałowałby tego do końca życia - że zmarnował tę szansę, gdy czekał na nią tyle długich lat. Gdy wiedział, że sam tego człowieka nigdy nie znajdzie, dopóki on nie zechciałby znaleźć jego samego. - Czuję, że nie powinienem. Instynkt podpowiada mi, że to niewłaściwe. Zabiłbym tych, którzy chcieliby odgrzebać duchy mojego starego domu. - Shikarui nie był empatą - ale potrafił zrozumieć niektóre rzeczy. Potrafił je też często poczuć. Chciał coś ewidentnie dodać, ale jakaś myśl go oświeciła. Coś... bardzo istotnego wcisnęło się na pierwszy plan jego umysłu. Pamiętasz? Doobrze. Zanim jednak zdołał się szerzej rozejrzeć - oto był tuż przed nimi. Dokładnie to, czego chciał szukać.
Zatrzymał się jak zamrożony, spoglądając na napis na domostwie przed nimi. Nawet nie dosłyszał słów kobiety - Yuriko, tak? Tak, zdaje się, miała na imię. Nawet nie do końca widział, jak grupa wchodzi do tego budynku. Obrócił swoją głowę w kierunku drugiej grupy. A... tam? Wśród tych dokumentów... było... coś? Oj tak byczku. Tam było coś jeszcze bardziej wartego uwagi. Sehnzen przyleciał za nimi - a teraz nawet jego nie widział. Chciał sięgnąć wzrokiem dalej - do twierdzy, ale zatrzymał się na tym, co widział - i co słyszał. Sztywno, jakby ktoś nakręcił go jako nienaoliwioną, przerdzewiała maszynę, przeniósł wzrok na cmentarz. Dokładnie tam, gdzie klęczał Han. Oczywiście.
Nogi się pod nim ugięły i opadł na błoto. Na moment wręcz zapomniał, jak się oddycha.
Co przed momentem powiedział..? Zabiłbym tych, którzy chcieliby odgrzebywać duchy mojego domu.
Spojrzał wzrokiem przedziwnym (szalonym) na wchodzących do domu.
Jeśli tak... to wszyscy ci Jugo... Czy byli wśród nich..?
Zebrał się sztywno, bardzo ciężko, z błota. Choć nadal miał wrażenie, że nogi ma jak z galarety. Jego świat przestał być stabilny. Rozjeżdżał się i rozłaził. Jego świat... właśnie wywrócił się do góry nogami. Powinieneś wiedzieć. Spodziewać się chociaż. Myśleć, myśleć! Gdzie ty masz głowę, Kochany? Przecież to wszystko nie w twoim stylu. Trąby wojenne już rozbrzmiały - więc jak mogłeś nie być gotowy na koniec świata?
Techniki:
Ukryty tekst
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): odznaka Sentoki od Kosekich, Łuk retrorefleksyjny, kołczan - 20 strzał, torba na tyłku, jedno wakizashi przy lewym boku z dzwoneczkiem, drugie wakizashi na plecach, na poziomie pasa, kabura na broń na prawym udzie, czarny płaszcz, średni zwój, manierka, karwasz z metalu na lewej ręce Zbroja: 3 kunai na prawym udzie, 3 kunai na lewym udzie
Rozglądała się czujnie, kiedy przebiegali po cichu pomiędzy budynkami. Miała obok siebie najlepsze oczy jakie tylko mogła sobie wymarzyć, ale i tak starała się polegać na swoich, nawet jeśli mocno ograniczonych przez mgłę. Mieli szczęście – uniknęli spotkania z kolejnymi potencjalnymi przeciwnikami i mogli dość spokojnie przedostać się na placyk na zachodzie Oniniwy. Musieli tutaj stoczyć walkę, pierwsza podgrupa i… Ciało usmażone w lawie. Później kolejne przez okno budynku. A jedno z nich… Jedno nie wyglądało jak te wszystkie bestie a jak człowiek. Wiedziała, oczywiście, że to wszystko to ludzie, ale jednak inaczej się na nich patrzyło takich, a inaczej, gdy już wyglądali normalnie. Tym bardziej, że to gdzieś tam daleko była rodzina Shikaruiego. I wiedziała, że go to dotyka – tego pozbawionego sumienia człowieka. Jedna wielka bujda. - Nie wmawiam. Z tym całym niesamowitym wzrokiem czasami zapominasz spojrzeć na to, co jest najbliżej. Kiedyś się przekonasz, że miałam rację – ona swoje wiedziała. I znacznie lepiej znała się na ludziach niż Sanada. Wiedziała dokładnie kogo poślubiła, a kogo nie i bywały takie sytuacje, drobne, z pozoru nic nie znaczące, które tylko ją utwierdzały w tym, że miała rację. A to, że Shiki potrzebował znacznie więcej czasu, by coś zauważyć i dojść do odpowiednich wniosków… Kiedyś zrozumie, tak. Była tego pewna. - To nie instynkt, a twoje wychowanie. Sumienie. To ono mówi o tym, co jest właściwe, a co nie – mylił instynkt z sumieniem. Asaka głębiej nabrała powietrza w płuca i powoli go wypuściła. - Mógł zrównać tę wioskę z ziemią i nikt wtedy by się już niczego nie dowiedział. A tego nie zrobił. To wręcz jak zaproszenie – zaproszenie, by dowiedzieć się o tym człowieku coś więcej. Być może zrozumieć jego motywy.
Dalszą rozmowę przerwało jednak zbliżenie się do nieco większej posiadłości, przy której stała Yuriko i białowłosy chłopak, który miał założoną na ramię gumę – znajomą, bo Asaka już kiedyś coś podobnego widziała – i pytanie kobiety. - Chcieliśmy poinformować drugą grupę, że Han jest w wiosce, ale już o tym wiedzieli. Prosiliśmy tego od piasku, żeby przekazał to grupie Hakuseia. Nie był chętny. Wtedy też Shiki zobaczył, że potrzebujecie medyka, a tak się składa, że jestem iryoninja, więc uznałam, że pomożemy – wytłumaczyła się krótko, a wtedy też Asaka się odwróciła, jakby chciała coś zobaczyć. Coś, co Yuriko widziała. Tyle, że nic nie zobaczyła, mgła jej to uniemożliwiła. - Ten… czyli? Nie widzę.
Dopiero teraz zobaczyła, że Shikarui przez te ułamki sekund stał jak wryty, że się odwracał, a później… Błoto cmoknęło, kiedy lawendowooki opadł na kolana. Asaka w moment rozszerzyła w zaskoczeniu i przerażeniu swoje złote oczy i dała do niego susa, dotykając z lekkością jego ramienia. I kucnęła przy nim, próbując zrozumieć, co się tutaj dzieje. Kobieta rozejrzała się na boki, na moment zapominając o Kaiko, i jej wzrok zatrzymał się na odsłoniętej tabliczce. Sanada. Wlepiła wzrok w napis i rozdziawiła buzię. Byli tutaj. Kiedyś. Przodkowie jej męża – ostatniego z upadłego rodu. No… teraz była jeszcze ona. I ich nienarodzone dziecko.
To chyba to uczucie, kiedy teraźniejszość spotyka się z historią. A odczucie było takie, jakby ktoś uderzył cię delikatnie w policzek. Shikarui za to wyglądał, jakby ta historia mocno uderzyła go w brzuch. Asaka mocniej ścisnęła palce na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy i przypomnieć, że nie jest tutaj sam. A później podała mu drugą dłoń, żeby pomóc mu wstać i tą drugą lekko przejechała po jego plecach. - Shikarui, jestem tutaj. Oddychaj, spokojnie. Nic się nie dzieje. Chcesz tam wejść? Zobaczyć…? – przekonać się o tym, kim byli jego przodkowie? Ona pewnie by chciała. Przytrzymała go mocniej za dłoń i pociągnęła do białowłosego, dając też czas Shikiemu, żeby pozbierał myśli i szok. Bo tym musiało być to, co widziała na jego twarzy – szokiem. Może bólem. To był ten brak sumienia, tak? Asaka sama zaczęła się zastanawiać, czy ci Jugo tutaj… czy oni też nie byli z jej mężem spokrewnieni bardziej, niż to się wydawało na pierwszy rzut oka. - Zgaduję, że to ty masz problem. Mogę zobaczyć? – odezwała się do białowłosego i zauważyła, że – ha! – trochę nawet są do siebie podobni. Białe włosy, choć te jej nosiły w sobie chłodny odcień, i złote oczy. Jeśli tylko chłopak jej na to pozwolił, to kobieta puściła dłoń czarnowłosego, złożyła pieczęć Tygrysa i przyłożyła obie dłonie, z których biła zielona chakra, nad bark chłopaka, a następnie przejechała tak nimi do końca jego ręki, zbierając informacje o tym, co dzieje się z jego ręką zakrytą przez gumę. Dopiero wtedy, wiedząc już dokładnie z czym ma do czynienia, mogła wyciągnąć kunai i spróbować przeciąć gumę. Jeśli i to się udało, a chłopak jej nie przeszkodził, zrobiła co trzeba – czyli zapewne dała mu kawałek pozostałej gumy, żeby go zagryzł i nie krzyknął, a następnie złapała za jego rękę, by mu ją nastawić i z użyciem siły wstawić w odpowiednie miejsce. Poprawiając to wszystko jeszcze jednym użyciem zielonej chakry, ale tym razem już jedną ręką.
Tak czy siak, niezależnie od tego, czy Kaiko pozwolił się wyleczyć czy nie, prędzej czy później białowłosa znowu ścisnęła dłoń męża, zupełnie jakby tym gestem chciała mu przekazać nieco siły. I delikatnie pociągnęła go za bramę i do wnętrza posiadłości.
Sanada wrócili do domu. Którego nigdy wcześniej nie widzieli.
Dotyczy: Shikarui, Yuriko, Kaiko tldr:
1. Rozmowa z Shikim w drodze do grupy pierwszej.
2. Rozmowa z Yuriko.
3. Ogarnięcie sytuacji i rozmowa z Kaiko.
4. Ewentualna pomoc z ramieniem Kaiko – o ile ten się na tę pomoc zgodzi.
5. Niezależnie od powodzenia punktu 4. wejście do środka posiadłości Sanada z Shikim.
Keion wcale nie był zaskoczony widząc jak Shenzen go olewa i bez słowa udaje się za parą z którą właśnie się minęli. Już wcześniej zrozumiał że czarnowłosy jest dość nieprzewidywalny, nie wiedział jaki ma to sens i po co to robi, ale nie zamierzał iść w jego ślady. Zamiast tego nie mając wielkiego wyboru zamierzał udać się w stronę zamku. Całe szczęście wcześniej gdy wzbili się w powietrze udało mu się dostrzec zarysy tej budowli i wiedział, gdzie powinien się teraz kierować. Nie zmieniało to faktu że musiał się przedzierać przez gęstą jak mleko mgłę, ale przynajmniej wiedział dokąd zmierza. Grupa, która obecnie tam się znajdowała powinna być uszczuplona o dwie osoby, więc potencjalnie nie powinni mieć nic przeciwko jeśli zaproponuje im swoją pomoc w przeszukiwaniu budynku.
Początkowo Hayakawa spokojnie ruszył po prostu maszerując, ale świadomość że jest sam w tak niebezpiecznym miejscu i w każdej chwili może natrafić na jakąś bestię nie dawała mu spokoju. Postanowił więc nie ociągać się i ruszyć biegiem, żeby czym prędzej znaleźć się na miejscu. Choć przez mgłę nie mógł biec tak szybko jak tylko potrafił to i tak wkrótce udało mu się dobiec do celu, a po drodze nie miał żadnych przygód z Jugo i nie słyszał niczego co by specjalnie zwróciło jego uwagę. Dopiero gdy się zbliżał zauważył że najpierw w mgle coś zamajaczyło, a później widział że coś jakby do niego zbliża. Od razu zatrzymał się, a że dystans nie był duży to zaraz zauważył jak z mgły wyszedł pies. Odetchnął z ulgą rozpoznając że towarzyszył on członkowi ich wyprawy, bardziej zdziwił go fakt że mówił. Wiedza Keiona o shinobi wciąż była znikoma, niedawno dowiedział się że są ludzie walczący wraz z psami, ale o fakcie ze ich psy potrafią mówić dopiero teraz. Spodziewał się że jeszcze nie jedno go zaskoczy, ale miał cichą nadzieję że na ten dzień to koniec niespodzianek.
-Wraz z Shenzenem oddzieliliśmy się od grupy żeby przeszukać jeden budynek. Niestety nic tam nie znaleźliśmy poza tym.-Pokazał zardzewiałe tanto, które wcześniej tkwiło w brzuchu jakiegoś nieszczęśnika bądź potwora. -Po wszystkim chcieliśmy dołączyć do naszych, ale zabarykadowali się w ratuszu, a my musieliśmy się spieszyć bo Jugo zwabione wybuchem biegły wprost na nas. Po drodze wpadliśmy na dwójkę Sanadaów, nie wiem dlaczego, ale Shenzen postanowił zmienić plany i lecieć za nimi, a ja przybiegłem tutaj.-Powiedział nie spiesząc się i dając sobie chwilę wytchnienia po sprincie, który dopiero zakończył. Miał tylko nadzieję że po drodze nikt nie wpadł na jego trop i za chwilę z mgły nie wyskoczy gromadka Jugo, ale póki co nic na to nie wskazywało. -A jak idą przeszukiwanie zamku? Dawno zaczęliście?-Zapytał spoglądając w stronę drzwi oraz wielkiej budowli. Przypuszczał że grupa miała już plan przeszukiwania budynku i nie chciał się im wtrącać, ale przynajmniej zaproponował pomoc. -Mogę też stanąć na warcie razem z tobą lub zamiast ciebie.-Dodał szybko czując się trochę speszony że prowadzi sobie pogawędkę z psem, ale skoro Inuzuka uważali ich za swoich towarzyszy to dlaczego on miałby unikać rozmowy.
Krótki wygląd: Niski, blond włosy z ciemniejszymi końcówkami, młodo wyglądająca twarz. Czarne ubranie z długimi rękawami i stojącym kołnierzem, na to żółte haori w białe trójkąty.
Widoczny ekwipunek: Kabura na broń na obu udach. Torba nad lewą nogą. Tanto przy pasie po prawej stronie, katana po prawej.