Rozkazów brakowało, a większość grupy zdecydowała się na układ z Hanem. Kaiko, chociaż chciał stąd uciekać, to został - nie zamierzał dezerterować. Nie zamierzał zostawić tutaj innych, nawet jeżeli równało się to ze śmiercią. Głupio było oddawać życie za decyzje innych, ale Kanamura wcale nie był jeszcze taki mądry. Był smarkaczem o mglistym pojęciu na temat tego co właściwe i niewłaściwe. Teraz wydawało mu się, że urojony honor był ważniejszy, a ten mógł zachować tylko pozostając na polu bitwy, będąc posłusznym żołnierzykiem.
Nieco niezręczne było to, że chociaż zapał białowłosego był wielki, to nie miał możliwości go wykorzystać. Na Bijuu ruszył zmasowany atak, którego Kaiko nie pojmował już. Jedynie przyglądał się w czystym zdumieniu, chociaż twarz wyrażała raczej nerwowe zmartwienie. Martwił się, przede wszystkim, o siebie. O swoje życie. W końcu stał przed obliczem demona, a także Hana. Któż by się nie bał? Po nim wyglądało to może bardziej, niż po innych, jako że jedynie stał w gotowości, nie podejmując absolutnie żadnego działania na ten moment. Czekał na swoją chwilę, w której będzie mógł zabłysnąć, wreszcie zrobić coś pożytecznego, być kimś więcej niż rzeczywiście biernym uczestnikiem wydarzeń.
I te kruche marzenia rozpadły się w drobny pył, gdy nastał... koniec świata? To, co się wydarzyło, nie mieściło się białowłosemu w głowie. Huk tak ogromny, że aż trzęsła się ziemia. Błysk i fala uderzeniowa, jakby... nie wiadomo co się stało. Ręce Kanamury opadły, jakby się poddał, bo rzeczywiście na ten moment myślał, że to ich koniec. Że to koniec wszystkich. Z pustym wzrokiem patrzył w stronę Bijuu, a przed oczyma miał jedynie wspomnienia chwil, które cenił najbardziej. Był nawet nieco zaskoczony jak wiele ich było. Tyczyły się nie tylko samego Etsuyi, chociaż zdecydowanie on zajmował najwięcej pamięci Kaiko. Nie zapomniał jednak o Hou, o Wakanie i Keirze. Szkoda, że zapomniał o świecie. Dopiero krzyk ocucił go. Czuł się, jakby został obudzony z głębokiego snu. Nie wiedział co się dzieje, ale... żył. I żyli też inni oprócz jednego. Kanamura skrzywił się, gdy dotarła do niego świadomość, że stracili kolejną osobę. A jednak nie był potężny, był tylko szalony. Zginął w dobrej sprawie i nie zostanie zapomniany. Przynajmniej nie przez Kaiko.
Sytuacja natychmiast zrobiła się nerwowa. Jedni reagowali na krzyki dziewczyny, która swoją drogą zupełnie odkleiła się od rzeczywistości. Nawet Kaiko pojmował jak absurdalne są jej słowa. Rozumiał jej ból, rozumiał cierpienie, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo sam też stracił wyjątkowo bliską osobę, ale... to co wygadywała było bełkotem. Bestia miała być dobra? A to, co zabiło jej przyjaciela? Czym to było? Gestem pokoju? Kanamura nie wtrącał się, bo inni ninja nie tylko byli silniejsi, bardziej wygadani, ale też bardziej nerwowi i skorzy do konfliktów. Nie chciał się w to mieszać... to poniekąd go brzydziło.
Białowłosemu nie umknęło, że jakiś Keion ma złamaną rękę. I, jeżeli dobrze słyszał, mowa była też o Kenseiu? Stan krytyczny? Ale przecież on był tak daleko od tego ataku bestii. Kaiko jednak szybko zadecydował, że w tym miejscu nie przyda się nikomu, ale przy rannych może okazać się pomocny. Może ich, chociażby, przenieść w bezpieczne miejsce. Albo mógł osłaniać medyków lub chociaż przekazywać informacje z pola bitwy. Albo donosić im rannych, czego jednak wolał nie robić - nie wierzył, że obejdzie się bez ran, ale naprawdę pragnął, aby nikomu się więcej krzywda nie stała. Tylko gdzie był Kensei i ten Keion? W tym zamieszaniu ciężko było odpowiedzieć sobie na to pytanie bez specjalnych zdolności, ale drogą dedukcji białowłosy wywnioskował, że musiało się to wydarzyć gdzieś na tyłach. Miał nadzieję ujrzeć kogoś zmierzającego w tamtym kierunku, jednego z medyków, których chyba mieli kilku. Jaki był cel? Najpierw dotrzeć na miejsce, rozeznać się w sytuacji, a później jasno wyrazić chęć pomocy.
- Nie nadaję się do walki z Bijuu, więc będę Was osłaniał na tyle, na ile mogę. Oprócz siły nie jestem nikim specjalnym. - odparł szybko i jasno, chociaż w jego głosie brakowało trochę zapału. Była za to stanowczość oraz zmęczenie tym wszystkim, co się tutaj wydarzyło. - Może powinniśmy szybko zorganizować jakieś miejsce do leczenia? W bezpieczniejszym miejscu, aby rannych dostarczać do medyków, a nie na odwrót, by Was nie narażać. - rzucił propozycją, która kłębiła mu się w głowie, gdy biegł w ich stronę. Nie wiedział czy to rozsądne, aby tracić czas na coś takiego, ale właśnie po to jedynie proponował, aby ktoś doświadczony i inteligentniejszy podjął decyzję. On po tych słowach ustawił się w pozycji, starając się osłonić chociaż swym ciałem medyków. Stał zwrócony w stronę Bijuu i czekał. Czekał na atak, który musiał przyjąć na siebie. Na miecze, ale najpewniej własne ciało. Liczyło się to, aby nie zawieść w tej misji. Aby rzeczywiście ich obronić. A własne życie? Kto w tym wieku myślał o życiu, gdy pełno było kuszących ideałów.
tl;dr - Kaiko stara się wypatrzeć gdzie zmierzają medycy, aby za nimi podążyć, a jak dotrze, to oferuje swoją pomoc i stara się ich osłaniać, nawet kosztem własnego życia.
KP i EQ