- [zt] z Seinarem i Shikaruiem? żeby nie przedłużać
Trybuna wschodnia
- Ichirou
- Posty: 4026
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
- Youmu Nanatsuki
- Postać porzucona
- Posty: 425
- Rejestracja: 10 lis 2018, o 20:11
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: W KP znajdziesz wszystko.
- Widoczny ekwipunek: Po dużej, czarnej torbie nad pośladkami - nieco na boku, rozłożony fūma shuriken na plecach, katana o czarnym wykończeniu przytroczona do lewego boku
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=103822#p103822
- Multikonta: Airen Akamori
Re: Trybuna wschodnia
A więc jednak - genjutsu. Spodziewała się, że właśnie iluzja wywołała w jasnowłosej taką reakcję. Nikt o zdrowych zmysłach nie wpadał w taki szał, gdy po prostu się pokłóciło. Tylko co chciał biedny Toshiro zyskać skorzystaniem z ułudy? Uniwersalną prawdą było to, że każdy nie lubił mącenia mu w umyśle, dostawania się do tej części nas, która powinna pozostać na zawsze niedostępna dla innych. W końcu nie było innego sanktuarium, w którym mogliśmy pozostać sami sobie, niż nasze własne myśli. Cokolwiek próbował Nishiyama, to wybrał zdecydowanie źle. Iluzje były niczym wyważenie drzwi, wdarcie się do środka w brutalny sposób, by coś osiągnąć. Nie było w tym nic z wytrycha, chociaż nierzadko próbowano Genjutsu porównywać do subtelnych manipulacji zdolnych rozwiązać konflikty bez przelewania krwi. Tym razem to przez iluzje krew zostałaby przelana. Zostałaby, bo sytuacja szybko się uspokoiła. A szkoda, Youmu zaczynała się dobrze bawić, lepiej niż przy obserwacji ostatniej z walk, która należała do żenująco nudnych.
Nie zwróciła uwagi na to, że Kuroi na chwilę był nieobecny duchem, chociaż ciałem pozostawał obok niej, wpatrzony w arenę. Sama od niechcenia także patrzyła, jak chłopak rzuca shurikenami w stalowy pancerz samuraja. Ciężko westchnęła, uświadamiając sobie, że obaj z walczących, to zwyczajni idioci. Najpierw miała podejrzenia, że samuraj jest tępy jak jego bokken, ale oponent mógł być zwyczajnie słaby i ostrożny, a teraz? Teraz wychodziło na to, że obaj dzielili bagno umysłowe. Z litości sędzia mógłby skrócić i jednego, i drugiego o głowę, dać już kolejnym zawodnikom zawalczyć. W końcu Youmu cały czas czekała na swoją kolej. Nawet jeżeli rozmawiało jej się całkiem dobrze ze staruszkiem, to jeszcze lepiej by jej się walczyło z Toshiro. W końcu nie przybyła tutaj na pogaduszki, a w konkretnym celu.
Oh, no tak, nie znał jej imienia i nazwiska. Szczerze czarnowłosa podejrzewała na początku, że może ją kojarzyć przynajmniej z opowieści, bo miała już jakąś sławę, a raczej niesławę w Atsui, tyle że Kuroi rzadko tam bywał. Jej godność nie była żadną tajemnicą. W końcu na placu wisiał wielki napis "Youmu Nanatsuki", obok reszty walczących. To, że staruszek jej nie znał tylko potwierdzało, że był szczery w poprzednich słowach - przywiodła go na to miejsce jej osoba, jej postawa i te oczy, w które tak się wpatrywał. Spojrzała na niego dumnym wzrokiem, uniosła wyżej brodę, zaś kąciki ust podniosły się nieznacznie. Dla niej samą przyjemnością było przedstawienie się, bo nie było nic lepszego na tym świecie niż bycie... bycie właśnie nią. Tą drobną, rzekomo mało imponującą Maji, która mogła w tym świecie więcej, niż ktokolwiek był w stanie sobie wymarzyć.
- Youmu Nanatsuki. - mówiła głosem pełnym dumy i zadowolenia, jakby te słowa znaczyły zdecydowanie więcej, niż naprawdę. Nie musiała dodawać do tego żadnego tytułu, nie mówiła o swoim pochodzeniu czy miejscu zamieszkania, nie wspominała o szczepie, do którego przynależy. To wszystko nie miało najmniejszego znaczenia przy wadze jej własnej godności. Youmu Nanatsuki, wcielona perfekcja. Wartość ponad wartościami. - Kuroi to imię, nazwisko czy pseudonim? - zapytała, uśmiechając się nieco szerzej, jakby prześmiewczo, bo naprawdę nie wiedziała z czego korzysta. Kuroi brzmiało tak... nijako, a jednak charakterystycznie na tyle, by nie potrzebowała dla niego ksywki. Kuroi i tyle. Oczywiście w myślach określała go różnymi sposobami i inwektywami, które tylko przychodziły jej do głowy.
Po co tu przyszła? Dosyć głupie pytanie, a ona przecież wykreśliła mu tę cechę z karteczki. Raczej oczywistym było, żeby oglądać walki, skoro siedziała na trybunach i przyglądała się. A jaki był cel obserwowania pojedynków, to już inna sprawa. W końcu niektórzy patrzyli, by zabić nudę, oderwać się od trudów życia codziennego, porozmawiać z kimś czy poznać kogoś nowego. Może jednak był sprytniejszy i wiedział, że wszystkie te rzeczy są dobre dla kogoś zwyczajnego, ale nie dla niej? Może miał świadomość, że ktoś jej pokroju nie mógł tak po prostu przyjść na turniej, by się dobrze bawić. Może. Przeniosła powoli spojrzenie na arenę, mrużąc oczka, wpatrując się dalej w niezbyt porywające wydarzenia w ostatniej walce. Niech już się to skończy.
- Zebrać informację. - odparła krótko, spokojnie i poważnie, jednak na moment znów nawiązała kontakt wzrokowy z Kuroiem, uśmiechając się tajemniczo. Chciała mu powiedzieć, że także tutaj walczy, ale ciekawiej będzie, jeżeli pozostanie nieświadomy, iż jest jedną z uczestniczek, aż do momentu, w którym zostanie wywołana na arenę. - A Ty? Po co tutaj przyszedłeś? Raczej nie po to, by prawić komplementy tym, które wpadną Ci w Twoje przekrwione oko, prawda? - zapytała trochę od niechcenia, bo w gruncie rzeczy, to ją niezbyt interesował powód jego obecności tutaj. Nie był uczestnikiem, to było istotne, nie widziała żadnego "Kuroia" wśród zapisanych imion i nazwisk, które wisiały na placu. Domyślała się, że jego powody były błahe, godne zwyczajnego śmiertelnika, który przyszedł tutaj tylko w celach rozrywkowych. Nie mogła go za to winić, bo po to był ten turniej. Ku uciesze ludu, aby na chwilę oderwać się od brutalnego świata, patrząc jak dwójka nieznajomych próbuje się zamordować w niemniej brutalny sposób, niż na wojnach. Ciekawe założenie, mające prowadzić do relaksu. Co czuł taki szary robak, który patrzył na techniki wysokiej rangi, zdolne zmieść w ułamek sekundy cały jego dorobek życia wraz z rodziną? Czy to go bawiło? Napełniało spokojem czy może niepokojem? Musieli być durni, naprawdę durni. Durniejsi, niż Youmu zakładała, jeżeli to była dla nich frajda. Jakaż była zabawa w uświadamianiu sobie własnej bezsilności w starciu z wyszkolonym ninja lub samurajem? Głównie jednak ninja, bo czarnowłosa jeszcze nie widziała samuraja, który by jej zaimponował swoją siłą. Ten, który teraz walczył, daleko miał do imponowania czymkolwiek.
Nie zwróciła uwagi na to, że Kuroi na chwilę był nieobecny duchem, chociaż ciałem pozostawał obok niej, wpatrzony w arenę. Sama od niechcenia także patrzyła, jak chłopak rzuca shurikenami w stalowy pancerz samuraja. Ciężko westchnęła, uświadamiając sobie, że obaj z walczących, to zwyczajni idioci. Najpierw miała podejrzenia, że samuraj jest tępy jak jego bokken, ale oponent mógł być zwyczajnie słaby i ostrożny, a teraz? Teraz wychodziło na to, że obaj dzielili bagno umysłowe. Z litości sędzia mógłby skrócić i jednego, i drugiego o głowę, dać już kolejnym zawodnikom zawalczyć. W końcu Youmu cały czas czekała na swoją kolej. Nawet jeżeli rozmawiało jej się całkiem dobrze ze staruszkiem, to jeszcze lepiej by jej się walczyło z Toshiro. W końcu nie przybyła tutaj na pogaduszki, a w konkretnym celu.
Oh, no tak, nie znał jej imienia i nazwiska. Szczerze czarnowłosa podejrzewała na początku, że może ją kojarzyć przynajmniej z opowieści, bo miała już jakąś sławę, a raczej niesławę w Atsui, tyle że Kuroi rzadko tam bywał. Jej godność nie była żadną tajemnicą. W końcu na placu wisiał wielki napis "Youmu Nanatsuki", obok reszty walczących. To, że staruszek jej nie znał tylko potwierdzało, że był szczery w poprzednich słowach - przywiodła go na to miejsce jej osoba, jej postawa i te oczy, w które tak się wpatrywał. Spojrzała na niego dumnym wzrokiem, uniosła wyżej brodę, zaś kąciki ust podniosły się nieznacznie. Dla niej samą przyjemnością było przedstawienie się, bo nie było nic lepszego na tym świecie niż bycie... bycie właśnie nią. Tą drobną, rzekomo mało imponującą Maji, która mogła w tym świecie więcej, niż ktokolwiek był w stanie sobie wymarzyć.
- Youmu Nanatsuki. - mówiła głosem pełnym dumy i zadowolenia, jakby te słowa znaczyły zdecydowanie więcej, niż naprawdę. Nie musiała dodawać do tego żadnego tytułu, nie mówiła o swoim pochodzeniu czy miejscu zamieszkania, nie wspominała o szczepie, do którego przynależy. To wszystko nie miało najmniejszego znaczenia przy wadze jej własnej godności. Youmu Nanatsuki, wcielona perfekcja. Wartość ponad wartościami. - Kuroi to imię, nazwisko czy pseudonim? - zapytała, uśmiechając się nieco szerzej, jakby prześmiewczo, bo naprawdę nie wiedziała z czego korzysta. Kuroi brzmiało tak... nijako, a jednak charakterystycznie na tyle, by nie potrzebowała dla niego ksywki. Kuroi i tyle. Oczywiście w myślach określała go różnymi sposobami i inwektywami, które tylko przychodziły jej do głowy.
Po co tu przyszła? Dosyć głupie pytanie, a ona przecież wykreśliła mu tę cechę z karteczki. Raczej oczywistym było, żeby oglądać walki, skoro siedziała na trybunach i przyglądała się. A jaki był cel obserwowania pojedynków, to już inna sprawa. W końcu niektórzy patrzyli, by zabić nudę, oderwać się od trudów życia codziennego, porozmawiać z kimś czy poznać kogoś nowego. Może jednak był sprytniejszy i wiedział, że wszystkie te rzeczy są dobre dla kogoś zwyczajnego, ale nie dla niej? Może miał świadomość, że ktoś jej pokroju nie mógł tak po prostu przyjść na turniej, by się dobrze bawić. Może. Przeniosła powoli spojrzenie na arenę, mrużąc oczka, wpatrując się dalej w niezbyt porywające wydarzenia w ostatniej walce. Niech już się to skończy.
- Zebrać informację. - odparła krótko, spokojnie i poważnie, jednak na moment znów nawiązała kontakt wzrokowy z Kuroiem, uśmiechając się tajemniczo. Chciała mu powiedzieć, że także tutaj walczy, ale ciekawiej będzie, jeżeli pozostanie nieświadomy, iż jest jedną z uczestniczek, aż do momentu, w którym zostanie wywołana na arenę. - A Ty? Po co tutaj przyszedłeś? Raczej nie po to, by prawić komplementy tym, które wpadną Ci w Twoje przekrwione oko, prawda? - zapytała trochę od niechcenia, bo w gruncie rzeczy, to ją niezbyt interesował powód jego obecności tutaj. Nie był uczestnikiem, to było istotne, nie widziała żadnego "Kuroia" wśród zapisanych imion i nazwisk, które wisiały na placu. Domyślała się, że jego powody były błahe, godne zwyczajnego śmiertelnika, który przyszedł tutaj tylko w celach rozrywkowych. Nie mogła go za to winić, bo po to był ten turniej. Ku uciesze ludu, aby na chwilę oderwać się od brutalnego świata, patrząc jak dwójka nieznajomych próbuje się zamordować w niemniej brutalny sposób, niż na wojnach. Ciekawe założenie, mające prowadzić do relaksu. Co czuł taki szary robak, który patrzył na techniki wysokiej rangi, zdolne zmieść w ułamek sekundy cały jego dorobek życia wraz z rodziną? Czy to go bawiło? Napełniało spokojem czy może niepokojem? Musieli być durni, naprawdę durni. Durniejsi, niż Youmu zakładała, jeżeli to była dla nich frajda. Jakaż była zabawa w uświadamianiu sobie własnej bezsilności w starciu z wyszkolonym ninja lub samurajem? Głównie jednak ninja, bo czarnowłosa jeszcze nie widziała samuraja, który by jej zaimponował swoją siłą. Ten, który teraz walczył, daleko miał do imponowania czymkolwiek.
0 x

☾ | Youmu Nanatsuki | ☽
Embrace | the | Perfection
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Czerwonooki członek klanu Uchiha nie śmiał przecież nie być sobą. Aktualnie po tym co się z nim działo, jego ADHD tryskało na lewo i prawo. Wszystko się zawiązywało, ze względu na to jaki posiadał charakter. Stał się nieco silniejszy, stał się bardziej pewny siebie. Po prostu powoli ewoluował wraz ze świadomością tego co działo się na świecie i jaki cel sobie obrał. Stać się tym kim zawsze chciał. Nie idąc w ślady ojca, porzucił Ryuzaku no Taki i cech kowalstwa. Stał się kimś więcej, kimś kogo świat nie chciał znać. Wracając jednak do sytuacji, nie musiał nic więcej mówić, ponieważ potwierdzał wszystko co chciał zobaczyć sam Natsume, na którego zaczepkę Kyu zareagował zaczepką. W końcu taki był już świat, a swój swojego mógł znaleźć na krańcu świata. Uśmiechem, bardzo szczerym i szerokim załatwił tu wszystko, cały temat filetowania, który mu zabłysnął w tej pustej, śnieżnobiałej głowie. Zauważył, że jego rozmówca załapał wszystko tak jak powinien i zrozumieli się niemal bez słów, bez dodatkowych tłumaczeń i zbędnych komentarzy.
Na wieść o zabójstwach za hajs znów się mógł uśmiechnąć. To wiele mówiło o człowieku, z którym rozmawiał. Był podobny do BiałegoDebilDemona. Dla korzyści z czystą przyjemnością użyczał swoich umiejętności. Może nie za pieniądze, ale za przysługi, towary i wiedzę, owszem. Usłyszawszy o zleceniach nie musiał nic mówić, ale odnalezienie tego miecza to zaczynało być mega ciekawe.
- Znalazłeś go podczas zlecenia? Zaraza… Dlaczego mnie się taki nie trafił?! Człowiek biega po tajemniczych lasach, za murami i co? Figa z makiem...- obwiniał los, a na jego twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia i wkurzenia jak u dziecka, by po chwili się jednak rozchmurzyć, na wieść tego co dopowiedział Kensei, którego imię poznał niedługo później. - Sugerujesz, że jest więcej takich cacuszek na tym świecie? Nie no, tak być nie może by takie bronie się gdzieś lub u kogoś marnowały, nie pozwolę na to. - rzekł bardzo poważnie, wciąż wpatrując się w Miecza Kata, by później nieco odchylić głowę w stronę Akaruia, który w końcu włączył się do pogawędki.
- Prawdopodobnie tak, w końcu ten z turnieju użył na białowłosej lalce Kai. - dopowiedział, wręcz nie wierząc, że Rui bierze bucha z jego skręciora. O skurwesyn. - Nie wiedziałem, że paliłeś i… - nie wierzył co mówi ten ućpaniuch. No nadźgał się po buchu, święta Kaguyo. Nie musiał nic więcej dodawać, wracając do tego co mówił nowy rozmówca Kjosza. Dowiadując się więcej, po prostu cieszył się z poznania kolejnej osoby na tym turnieju. Przewijało się tu niezwykle wielu ciekawych osobników. Nie mógł tego pojąć jak w takim miejscu zebrało się tylu gości, a walki są mdłe jak falki z olejem. - Otóż to! Mnie wzajemnie Kensei, a teraz się przesuń, bo już mnie bolą nogi od tego stania i Akarui zaraz mi spali całego skręta jak się od niego nie odsunę. - usiadł z drugiej strony, gdzie mogło być miejsce. Na pewno nie obok miecza, szanował to jak członka rodziny, więc nie zamierzał się tam gdzieś kręcić. Uśmiechnął się jeszcze do Ruia, któremu chętnie odstąpiłby swojego skręcika, który powodował tak wiele… Dymu.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Aka
- Martwa postać
- Posty: 244
- Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Szczur
- Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
- Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 624#p80624
- GG/Discord: Aka#1339
Re: Trybuna wschodnia
Aka oczywiście nie omieszkał przywitać się z Yamim, którego w pewien sposób przedstawiła mu Asaka. rzeczywiście - trochę się zapomniał, ale tak to już było, że czasami zapominało się o manierach w trudnych sytuacjach.
- Sparingi mają to do siebie, że nie zawsze dają pełen obraz sytuacji. Myślę, że część osób, która wie, że i tak przegra, nie pokaże pełni swoich możliwości. - w tym co mówił Aka z pewnością była prawda - nie było sensu odsłaniać wszystkich swoich możliwości już przy pierwszej walce. - Takie turnieje w pewien sposób mnie bawią. Zastanawia mnie na ile są organizowane dla zaspokojenia potrzeb ludu, a na ile służą zwiadowcom rodzin Shinobi. - pewnie jedno nie wykluczało drugiego. - Zgaduję, że ten kryształ to twój rodowy dar. Mogę spytać o panieńskie nazwisko? - nie, to bynajmniej nie była jakaś durna gierka ze strony Uchiha w celu poznania słabości swojego przeciwnika. Po prostu był ciekawy z kim ma do czynienia. - Ja jestem z Uchiha, ale to już zapewne wiesz. - albo z ogłoszeń na arenie, albo z opowieści Shikaruia - w końcu co jak co, ale nazwiskiem zapewne się podzielił, tym bardziej, że Aka nigdy nie ukrywał swojej przynależności do tego klanu. Wiele osób, które służyło pod Uchiha poniekąd się tego wstydziło. Nie dało się ukryc, że posiadacze Sharingana byli mocno zaangażowani w politykę i niestety, ale bardzo często życie ich za to karciło - wychodzili z takich akcji z niezbyt ciekawą opinią, a fakt tego, że potrafili mieszać ludziom w umysłach tylko potęgował szkodliwe stereotypy o tym klanie.
- Aha... - spojrzał na Asakę z uniesioną brwią. Uśmiechnęła się w charakterystyczny, lekko (w mniemaniu Akiego) ironiczny sposób. Aka lekko się zarumienił i uśmiechnął, co szybko oczywiście spróbował ukryć, przecierając usta otwartą dłonią, że niby coś mu przeszkadzało. W tym momencie był niemal pewien, że Sanada wszystko jej powiedział. Takie słowa z ust Shikaruia były dla niego czymś... niezwykłym. Bruneta ciekawiło, czy aż tak otworzył się przed Asaką, że był skłonny mówić przy niej o swoich emocjach, czy może miał jakąś inną definicję przyjaźni. Zapewne już nigdy się tego nie dowie.
To było dosyć krępujące - rozmawiać o takich rzeczach z żoną swojego starego znajomego, jeszcze w dodatku z kimś, kto się temu przysłuchuje. Nie miał jednak specjalnych oporów, by podwinąć rękaw i dać się potraktować leczniczym jutsu Asaki - nie widział w niej złej osoby. Szczerze powiedziawszy był nieco zaskoczony. Pozytywnie zaskoczony. On, w przeciwieństwie do Yamiego w ogóle nie znał tej kobiety i nie miał pojęcia o jej temperamencie. W tej chwili wydawała się całkowicie... normalna? Chciałoby się powiedzieć zaskakujące, ale wcale tak nie było. Chłopiec z Blizną na Szyi wiedział, że jeżeli Shiikarui chciał się z kimś wiązać, to właśnie z osobą żywiołową. Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
- Jak my się poznaliśmy, hmm... - musiał sobie przypomnieć. To straszne, ale Aka nie miał pamięci do takich rzeczy. Niektórzy uznawali pierwszy raz za coś wspaniałego, niesamowitego. Meh. Dla Akiego to zawsze nie miało większego znaczenia - liczył się całokształt, a nie pojedyncze momenty. - O bogowie, nie pamiętam do końca. To było cztery lata temu, albo i pięć nawet. Chyba jeszcze na Kami no Hikage. Lubiłem łazić po dachach i tak jakoś natknąłem się na pana Sanadę. A potem... cóż. Wszyscy wiemy, co się stało w tamtym miejscu. - wiedzieli wszyscy, a prawdę znali tylko nieliczni. W sumie chyba tak było lepiej. - Hmm, chyba tak było. Może jak Shikarui wróci, to mnie poprawi. Chyba, że Ty wiesz, Asaka...? - zapytał, spoglądając na dziewczynę. Ciekawe czy wspominał jej o ich pierwszym spotkaniu. - Huh. Zabawne. Jak tak teraz pomyślę, to mój Sharingan obudził się właśnie wtedy. A ja nadal nie do końca potrafię korzystać z jego mocy. W sumie... mało Uchiha osiąga ten poziom co ja. - odwrócił wzrok w kierunku zejścia z areny. - Tamten chłopak miał tylko dwie łezki... - ostatnie zdanie wypowiedział pod nosem -bardziej do siebie, niż do reszty.
- Sparingi mają to do siebie, że nie zawsze dają pełen obraz sytuacji. Myślę, że część osób, która wie, że i tak przegra, nie pokaże pełni swoich możliwości. - w tym co mówił Aka z pewnością była prawda - nie było sensu odsłaniać wszystkich swoich możliwości już przy pierwszej walce. - Takie turnieje w pewien sposób mnie bawią. Zastanawia mnie na ile są organizowane dla zaspokojenia potrzeb ludu, a na ile służą zwiadowcom rodzin Shinobi. - pewnie jedno nie wykluczało drugiego. - Zgaduję, że ten kryształ to twój rodowy dar. Mogę spytać o panieńskie nazwisko? - nie, to bynajmniej nie była jakaś durna gierka ze strony Uchiha w celu poznania słabości swojego przeciwnika. Po prostu był ciekawy z kim ma do czynienia. - Ja jestem z Uchiha, ale to już zapewne wiesz. - albo z ogłoszeń na arenie, albo z opowieści Shikaruia - w końcu co jak co, ale nazwiskiem zapewne się podzielił, tym bardziej, że Aka nigdy nie ukrywał swojej przynależności do tego klanu. Wiele osób, które służyło pod Uchiha poniekąd się tego wstydziło. Nie dało się ukryc, że posiadacze Sharingana byli mocno zaangażowani w politykę i niestety, ale bardzo często życie ich za to karciło - wychodzili z takich akcji z niezbyt ciekawą opinią, a fakt tego, że potrafili mieszać ludziom w umysłach tylko potęgował szkodliwe stereotypy o tym klanie.
- Aha... - spojrzał na Asakę z uniesioną brwią. Uśmiechnęła się w charakterystyczny, lekko (w mniemaniu Akiego) ironiczny sposób. Aka lekko się zarumienił i uśmiechnął, co szybko oczywiście spróbował ukryć, przecierając usta otwartą dłonią, że niby coś mu przeszkadzało. W tym momencie był niemal pewien, że Sanada wszystko jej powiedział. Takie słowa z ust Shikaruia były dla niego czymś... niezwykłym. Bruneta ciekawiło, czy aż tak otworzył się przed Asaką, że był skłonny mówić przy niej o swoich emocjach, czy może miał jakąś inną definicję przyjaźni. Zapewne już nigdy się tego nie dowie.
To było dosyć krępujące - rozmawiać o takich rzeczach z żoną swojego starego znajomego, jeszcze w dodatku z kimś, kto się temu przysłuchuje. Nie miał jednak specjalnych oporów, by podwinąć rękaw i dać się potraktować leczniczym jutsu Asaki - nie widział w niej złej osoby. Szczerze powiedziawszy był nieco zaskoczony. Pozytywnie zaskoczony. On, w przeciwieństwie do Yamiego w ogóle nie znał tej kobiety i nie miał pojęcia o jej temperamencie. W tej chwili wydawała się całkowicie... normalna? Chciałoby się powiedzieć zaskakujące, ale wcale tak nie było. Chłopiec z Blizną na Szyi wiedział, że jeżeli Shiikarui chciał się z kimś wiązać, to właśnie z osobą żywiołową. Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
- Jak my się poznaliśmy, hmm... - musiał sobie przypomnieć. To straszne, ale Aka nie miał pamięci do takich rzeczy. Niektórzy uznawali pierwszy raz za coś wspaniałego, niesamowitego. Meh. Dla Akiego to zawsze nie miało większego znaczenia - liczył się całokształt, a nie pojedyncze momenty. - O bogowie, nie pamiętam do końca. To było cztery lata temu, albo i pięć nawet. Chyba jeszcze na Kami no Hikage. Lubiłem łazić po dachach i tak jakoś natknąłem się na pana Sanadę. A potem... cóż. Wszyscy wiemy, co się stało w tamtym miejscu. - wiedzieli wszyscy, a prawdę znali tylko nieliczni. W sumie chyba tak było lepiej. - Hmm, chyba tak było. Może jak Shikarui wróci, to mnie poprawi. Chyba, że Ty wiesz, Asaka...? - zapytał, spoglądając na dziewczynę. Ciekawe czy wspominał jej o ich pierwszym spotkaniu. - Huh. Zabawne. Jak tak teraz pomyślę, to mój Sharingan obudził się właśnie wtedy. A ja nadal nie do końca potrafię korzystać z jego mocy. W sumie... mało Uchiha osiąga ten poziom co ja. - odwrócił wzrok w kierunku zejścia z areny. - Tamten chłopak miał tylko dwie łezki... - ostatnie zdanie wypowiedział pod nosem -bardziej do siebie, niż do reszty.
0 x
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Trybuna wschodnia
Zwinęli się jeden z drugim i trzecim. Poszli, zniknęli w korytarzu prowadzącym na zewnątrz areny. Spodziewał się, że powinni niedługo wrócić, chyba że sprawy zaczną się komplikować. Zdziwiło go tylko to, że Asaka została na miejscu. Oddawała się rozmowie z Yamim i jakimś nowym gościem, który wspomniał swoje imię. Nie wsłuchiwał się za bardzo w to co mówią, lecz stali na tyle blisko, że ciężko nie było czegokolwiek wyłapać z tej konwersacji. Robiło się jednak spokojniej, walczący ciągle się tłukli na arenie, chociaż mogliby w końcu ruszyć do przodu. W tym tempie to ludzie będący na trybunach prędzej się pozabijają, nim w ogóle pierwsza runda się skończy. Najgorzej w sumie, że nawet nie wiedział ile osób bierze udział, bo oczywiście nawet nie zerknął kto w ogóle bierze udział. Stąd też, gdy dziewczyna wspomniała swoje imię nie powiedziało mu to kompletnie nic. Może gdyby wcześniej zadał sobie chociaż odrobinę trudu, by zerknąć na listę, zobaczyć nazwiska, to zareagowałby inaczej? Ten jednak tylko potaknął głową i dodał:
-Ładnie - lecz dla niego była to była tylko nazwa, którą nadali jej rodzice podczas narodzin, bądź sama stwierdziła, że tym właśnie pseudonimem będzie się posługiwać. Imiona miały moc, definiowały ludzi, lecz co zrobić wtedy, gdy ktoś po prostu zacznie przedstawiać się inaczej? Co gdy ktoś z tu zebranych wyruszy na morskie klify, zacznie mianować się Kuroiem z niewiadomych powodów i zabijać ludzi bez żadnego powodu? Fakt faktem były listy gończe, były wizerunki poszukiwanych, lecz nie zawsze i mało kto zwracał na nie uwagę. Czy był ktoś, kto po przybyciu do Teiz sprawdził kto jest poszukiwany?
-Czy to ważne? Raczej nie wyglądasz na kogoś, kto by zwracał uwagę na innych. Ale tak, to moje imię. Kuroi Kuma - tak oto pięknie prezentuje się całość - nawiązał w sumie nieco do tego, co chodziło mu po głowie. Nigdy w sumie nie widział żadnego dokumentu, który jednoznacznie by mówił, że rodzice nazwali go tak, a nie inaczej. Ta nazwa zawsze przy nim była, niczym karteczka doczepiona mu do czoła. Nie pozbędziesz się jej tak łatwo, póki nie odetniesz się od wszystkich, których znasz. Zerknął odruchowo w kierunku wyjścia z areny. A może gdyby jednak poszedł i sprawdził, czy wszystko jest w porządku? Nie stary, odpuść sobie. Widziałeś co ta dwójka potrafi, piasek Diabołka jest równie szybki i silny, co samuraj. Na serio chcesz się mieszać w kolejne syfy? - zupełnie jakby na jego ramieniu siedział dużo mniejszy Kuroi i kłócił się ze świadomością piaskowego. Nadgorliwość - to była jedna cecha, którą dopisałby sobie do tej karteczki, która siedziała obecnie w jego notatniku.
-Raczej wiele ich nie zbierzesz patrząc na to, co się tutaj dzieje - oparł łokcie na nogach, a głowę na dłoniach i popatrzył na arenę. Przedłużająca się walka, rozumiał że to dopiero pierwsza runda, ale takie przeciąganie walki mogło działać na ich niekorzyść. Użytkownicy chakry tacy właśnie jak Sabaku nie za bardzo lubili, gdy starcia się przedłużały, bowiem nie było jak zregenerować swoje siły -Sądziłem, że jeden z moich towarzyszy będzie tutaj walczyć. Szczerze powiedziawszy dałbym wiele, by zobaczyć jego starcie w obecnej chwili. No ale cóż... obecnie musimy oglądać TO - dodał z wyrzutem i ręką wskazał na arenę -Komplementy nigdy nie są zaplanowane. W sumie to tylko moja opinia, ale widzę, że Ci przypasowała - szturchnął ją łokciem w bok i puścił oczko. Spodziewał się, że ta znowu zacznie reagować mocno ekspresywnie i przypominać mu, że łapy powinien trzymać przy sobie, ale widać że wyglądała na znudzoną, toteż niech się dziewczę trochę rozrusza. Staruszek za to znowu sięgnął do swojej kieszonki, wyciągnął z niej fajkę, wrzucił do niej nieco ziela i odpalił przy pomocy małej zapalniczki. Płomyczek buchnął, staruszek kilkukrotnie pyknął, by ta mogła się rozpalić, a po chwili żar był w nim już silny i nie potrzebne było dodatkowe źródło ciepła. Słodkawy zapach dymu rozszedł się po okolicy, błoga mina Kumy mówiła, że czuł dobrze na serduszku. Dawno sobie nie pozwolił na taką rozpustę. Czy młodziutkiej podpasuje to, że Piaskowy Dziadek pozwoli sobie zapalić, ale co tam, możliwe że to był ostatni raz, gdy ją widział. Ciepły dym wypełnił jego płuca, uwielbiał ten rytuał, bowiem tak właśnie go traktował. Moment, w którym mógł się odprężyć, pomyśleć że będzie dobrze i nie martwić się tym, że Ocir z Seinarem ruszyli ku wyjściu. Złożył usta i wypuścił kolejno po sobie trzy kółka z dymu. Każde kolejne było większe i przechodziło przez poprzednie. Wystawił fajkę ku Youmu wzrokiem sugerując, że jeśli chce może się poczęstować. Jakże by się zdziwił, gdyby ta dumna, z wysoko uniesioną głową dziewczyna by się na to zdecydowała. Wiedział że tego nie zrobi, ale czemu by się nie przekonać na własne oczy.
-Ładnie - lecz dla niego była to była tylko nazwa, którą nadali jej rodzice podczas narodzin, bądź sama stwierdziła, że tym właśnie pseudonimem będzie się posługiwać. Imiona miały moc, definiowały ludzi, lecz co zrobić wtedy, gdy ktoś po prostu zacznie przedstawiać się inaczej? Co gdy ktoś z tu zebranych wyruszy na morskie klify, zacznie mianować się Kuroiem z niewiadomych powodów i zabijać ludzi bez żadnego powodu? Fakt faktem były listy gończe, były wizerunki poszukiwanych, lecz nie zawsze i mało kto zwracał na nie uwagę. Czy był ktoś, kto po przybyciu do Teiz sprawdził kto jest poszukiwany?
-Czy to ważne? Raczej nie wyglądasz na kogoś, kto by zwracał uwagę na innych. Ale tak, to moje imię. Kuroi Kuma - tak oto pięknie prezentuje się całość - nawiązał w sumie nieco do tego, co chodziło mu po głowie. Nigdy w sumie nie widział żadnego dokumentu, który jednoznacznie by mówił, że rodzice nazwali go tak, a nie inaczej. Ta nazwa zawsze przy nim była, niczym karteczka doczepiona mu do czoła. Nie pozbędziesz się jej tak łatwo, póki nie odetniesz się od wszystkich, których znasz. Zerknął odruchowo w kierunku wyjścia z areny. A może gdyby jednak poszedł i sprawdził, czy wszystko jest w porządku? Nie stary, odpuść sobie. Widziałeś co ta dwójka potrafi, piasek Diabołka jest równie szybki i silny, co samuraj. Na serio chcesz się mieszać w kolejne syfy? - zupełnie jakby na jego ramieniu siedział dużo mniejszy Kuroi i kłócił się ze świadomością piaskowego. Nadgorliwość - to była jedna cecha, którą dopisałby sobie do tej karteczki, która siedziała obecnie w jego notatniku.
-Raczej wiele ich nie zbierzesz patrząc na to, co się tutaj dzieje - oparł łokcie na nogach, a głowę na dłoniach i popatrzył na arenę. Przedłużająca się walka, rozumiał że to dopiero pierwsza runda, ale takie przeciąganie walki mogło działać na ich niekorzyść. Użytkownicy chakry tacy właśnie jak Sabaku nie za bardzo lubili, gdy starcia się przedłużały, bowiem nie było jak zregenerować swoje siły -Sądziłem, że jeden z moich towarzyszy będzie tutaj walczyć. Szczerze powiedziawszy dałbym wiele, by zobaczyć jego starcie w obecnej chwili. No ale cóż... obecnie musimy oglądać TO - dodał z wyrzutem i ręką wskazał na arenę -Komplementy nigdy nie są zaplanowane. W sumie to tylko moja opinia, ale widzę, że Ci przypasowała - szturchnął ją łokciem w bok i puścił oczko. Spodziewał się, że ta znowu zacznie reagować mocno ekspresywnie i przypominać mu, że łapy powinien trzymać przy sobie, ale widać że wyglądała na znudzoną, toteż niech się dziewczę trochę rozrusza. Staruszek za to znowu sięgnął do swojej kieszonki, wyciągnął z niej fajkę, wrzucił do niej nieco ziela i odpalił przy pomocy małej zapalniczki. Płomyczek buchnął, staruszek kilkukrotnie pyknął, by ta mogła się rozpalić, a po chwili żar był w nim już silny i nie potrzebne było dodatkowe źródło ciepła. Słodkawy zapach dymu rozszedł się po okolicy, błoga mina Kumy mówiła, że czuł dobrze na serduszku. Dawno sobie nie pozwolił na taką rozpustę. Czy młodziutkiej podpasuje to, że Piaskowy Dziadek pozwoli sobie zapalić, ale co tam, możliwe że to był ostatni raz, gdy ją widział. Ciepły dym wypełnił jego płuca, uwielbiał ten rytuał, bowiem tak właśnie go traktował. Moment, w którym mógł się odprężyć, pomyśleć że będzie dobrze i nie martwić się tym, że Ocir z Seinarem ruszyli ku wyjściu. Złożył usta i wypuścił kolejno po sobie trzy kółka z dymu. Każde kolejne było większe i przechodziło przez poprzednie. Wystawił fajkę ku Youmu wzrokiem sugerując, że jeśli chce może się poczęstować. Jakże by się zdziwił, gdyby ta dumna, z wysoko uniesioną głową dziewczyna by się na to zdecydowała. Wiedział że tego nie zrobi, ale czemu by się nie przekonać na własne oczy.
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna wschodnia
Natsume musiał przyznać, zaczynał coraz bardziej lubić białowłosego mężczyznę. Chociaż był zdecydowanie zbyt narwany jak na preferencje Yukiego, to jednak miał przy tym tę iskrę fascynacji tym, za co się zabrał na poważnie - a wyglądało na to, że szermierka w rzeczy samej musiała go fascynować. Bo jak inaczej możnaby było wytłumaczyć fakt, że z takim zapałem komentował i przyglądał się dzierżonemu przez Yukiego kawałowi żelastwa, który większość ludzi uznałaby za niepotrzebny szmelc? Zwłaszcza nie wiedząc, jak silne cięcia można tym mieczem wyprowadzać, i fakt że samo ostrze było praktycznie nie do zniszczenia, bo samo się regenerowało? Mało kto tak naprawdę mógł to wiedzieć. Ale też jeszcze mniej osób potrafiłoby docenić surowe piękno takiego oręża. A wyglądało na to, że Kyu to właśnie potrafił.
Klon kiwnął spokojnie głową, gdy stojący obok mężczyzna wyraził zaskoczenie i niezadowolenie tym, że on sam nie znalazł jeszcze takiego oręża jak ten. Oraz, co sprawiło że Yuki uśmiechnął się pod maską, wyraził dokładnie te same myśli które kotłowały się u niego. Oręże takie jak ten powinny być w rękach tych, którzy będą w stanie wyciągnąć z nich sto procent potencjału: zwykłe rzezimieszki, które traktowały tak niezwykłe ostrza jak zwykłe zabawki lub narzędzia, nie zasługiwali by móc je dzierżyć do boju. Dokładnie tak jak Rzeźnik, od którego Kubikiribocho odebrał Natsume.
Aż się lekko skrzywił, gdy tylko pomyślał o tym bydlaku.
-Otrzymałem zlecenie zabicia bandyty, odpowiedzialnego za zamordowanie wielu osób. Co więcej, człowiek ten nie zabijał z żadnego poważnego powodu - tylko dlatego, że sprawiało mu to rozrywkę. Takiemu skurwielowi nie mogłem wybaczyć. Tropiłem go przez pół świata - zlecenie przyjąłem w Ryuzaku no Taki, zaś pierwsze ślady znalazłem w okolicach Shigashi no Kibu, gdzie drań brutalnie zabił miejskiego strażnika, podając się za jego krewnego. Zwłoki mężczyzny znaleźli przywiązane do sufitu, związane niczym prosiak do wędzenia.
Rozgadał się, ale usłyszał też prośbę ze strony Shiroyashy. Skinął głową, i uprzejmie odsunął się na tyle, by obydwaj z Akaruiem mogli usiąść.
-Dorwałem go w Głębokich Odnogach. Bydlak zabił własnych ludzi, by spróbować mi uciec. A gdy go w końcu dorwałem, próbował mnie spętać i oszukać klonami. Cholerny Aburame. Na szczęście zdołałem go pchnąć nożem w podbródek, zanim zdążył zrobić coś poważniejszego. A przy jego zwłokach znalazłem właśnie ten miecz.
Westchnął ciężko. Była to dosyć ciężka walka, nawet jeśli sam Yuki wyszedł z niej bez szwanku. Ponownie opłaciło się jego prawie dwuletnie szkolenie na Hyogashimie. Niby stracił wtedy też tytuł Cesarza, ale - by być szczerym - szczególnie mu się za nim nie tęskniło. Teraz prowadził takie życie, jakie mu się podobało.
-Do tej pory nie potrafię sobie wyobrazić, że taki bydlak jak on używał tak wyrafinowanego, choć surowego oręża. I on śmiał się nazywać szermierzem - tytułowanie się tym, kiedy nie miało się honoru by walczyć jak należy, to potwarz dla wszystkich szermierzy, do diabła.
I wtedy mu przyszło do głowy - a co, jeśli by spróbować wyszukiwać tych niezwykłych, legendarnych oręży, i przekazywać je tym którzy rzeczywiście na nie zasługują? Stworzyć grupę, która szkoliłaby nowe pokolenia szermierzy, i uzbrajała ich w odpowiednie do tego narzędzia?
... to nie takie głupie.
-... to może być dobry pomysł, Kyu-san - powiedział spokojnym tonem z nutą wesołości. - Również nie chcę pozwolić na to, by takie narzędzia przepadały w annałach. Wyszukiwanie ich może nie być takie głupie...
Następnie zwrócił się w kierunku kompana Kyu. I jego rozpoznał od razu - no proszę, a więc Akarui dalej żył i trzymał się dobrze! Mężczyzna zdawał się dobrze znać z białowłosym, skoro razem dzielili się nawet żarzącą się używką. Yuki kiwnął lekko głową na powitanie, udając że dopiero teraz spotkał medyka, i pokazał gestem by również usiadł obok nich. Na pytanie i przedstawienie się Akaruia Yuki tylko pokręcił powoli głową.
-Cóż, sam również nie chciałbym oberwać tym tasakiem. Miło mi Cię poznać, Akarui-san. - podrapał się po dolnej części maski, symbolizując podrapanie się po brodzie. - ... nie, nie przypominam sobie żebyśmy mieli okazję się wcześniej spotkać. Czyli wnioskuję, że jest pan medykiem? Wspomniał pan o "składaniu do kupy" trafionego mieczem...
Klon kiwnął spokojnie głową, gdy stojący obok mężczyzna wyraził zaskoczenie i niezadowolenie tym, że on sam nie znalazł jeszcze takiego oręża jak ten. Oraz, co sprawiło że Yuki uśmiechnął się pod maską, wyraził dokładnie te same myśli które kotłowały się u niego. Oręże takie jak ten powinny być w rękach tych, którzy będą w stanie wyciągnąć z nich sto procent potencjału: zwykłe rzezimieszki, które traktowały tak niezwykłe ostrza jak zwykłe zabawki lub narzędzia, nie zasługiwali by móc je dzierżyć do boju. Dokładnie tak jak Rzeźnik, od którego Kubikiribocho odebrał Natsume.
Aż się lekko skrzywił, gdy tylko pomyślał o tym bydlaku.
-Otrzymałem zlecenie zabicia bandyty, odpowiedzialnego za zamordowanie wielu osób. Co więcej, człowiek ten nie zabijał z żadnego poważnego powodu - tylko dlatego, że sprawiało mu to rozrywkę. Takiemu skurwielowi nie mogłem wybaczyć. Tropiłem go przez pół świata - zlecenie przyjąłem w Ryuzaku no Taki, zaś pierwsze ślady znalazłem w okolicach Shigashi no Kibu, gdzie drań brutalnie zabił miejskiego strażnika, podając się za jego krewnego. Zwłoki mężczyzny znaleźli przywiązane do sufitu, związane niczym prosiak do wędzenia.
Rozgadał się, ale usłyszał też prośbę ze strony Shiroyashy. Skinął głową, i uprzejmie odsunął się na tyle, by obydwaj z Akaruiem mogli usiąść.
-Dorwałem go w Głębokich Odnogach. Bydlak zabił własnych ludzi, by spróbować mi uciec. A gdy go w końcu dorwałem, próbował mnie spętać i oszukać klonami. Cholerny Aburame. Na szczęście zdołałem go pchnąć nożem w podbródek, zanim zdążył zrobić coś poważniejszego. A przy jego zwłokach znalazłem właśnie ten miecz.
Westchnął ciężko. Była to dosyć ciężka walka, nawet jeśli sam Yuki wyszedł z niej bez szwanku. Ponownie opłaciło się jego prawie dwuletnie szkolenie na Hyogashimie. Niby stracił wtedy też tytuł Cesarza, ale - by być szczerym - szczególnie mu się za nim nie tęskniło. Teraz prowadził takie życie, jakie mu się podobało.
-Do tej pory nie potrafię sobie wyobrazić, że taki bydlak jak on używał tak wyrafinowanego, choć surowego oręża. I on śmiał się nazywać szermierzem - tytułowanie się tym, kiedy nie miało się honoru by walczyć jak należy, to potwarz dla wszystkich szermierzy, do diabła.
I wtedy mu przyszło do głowy - a co, jeśli by spróbować wyszukiwać tych niezwykłych, legendarnych oręży, i przekazywać je tym którzy rzeczywiście na nie zasługują? Stworzyć grupę, która szkoliłaby nowe pokolenia szermierzy, i uzbrajała ich w odpowiednie do tego narzędzia?
... to nie takie głupie.
-... to może być dobry pomysł, Kyu-san - powiedział spokojnym tonem z nutą wesołości. - Również nie chcę pozwolić na to, by takie narzędzia przepadały w annałach. Wyszukiwanie ich może nie być takie głupie...
Następnie zwrócił się w kierunku kompana Kyu. I jego rozpoznał od razu - no proszę, a więc Akarui dalej żył i trzymał się dobrze! Mężczyzna zdawał się dobrze znać z białowłosym, skoro razem dzielili się nawet żarzącą się używką. Yuki kiwnął lekko głową na powitanie, udając że dopiero teraz spotkał medyka, i pokazał gestem by również usiadł obok nich. Na pytanie i przedstawienie się Akaruia Yuki tylko pokręcił powoli głową.
-Cóż, sam również nie chciałbym oberwać tym tasakiem. Miło mi Cię poznać, Akarui-san. - podrapał się po dolnej części maski, symbolizując podrapanie się po brodzie. - ... nie, nie przypominam sobie żebyśmy mieli okazję się wcześniej spotkać. Czyli wnioskuję, że jest pan medykiem? Wspomniał pan o "składaniu do kupy" trafionego mieczem...
0 x
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Trybuna wschodnia
- Rzeczywiście, dogadywali się jak chcieli. Po prostu rozmowa płynęła, a wszystko przez jedną wspólną pasję, którą była walka mieczem, popularne Kenjutsu, które połączyło obydwu wojowników. Szermierka była czystą siłą, która przekonać mogła nawet najsurowszych znawców tego świata, że da się mordować z przyjemnością i gracją. Niemal jak w tańcu. Mimo tych myśli, które mimowolnie napływały do pustej głowy białowłosego, ten wkręcił się w rozmowę, słuchając uważnie towarzysza, który chciał podzielić się tym jak zdobył ten tasak. To była piękna historia, przez którą niemal uronił łzę. Nie mogło być przecież tak, że to zlecenie było takie proste i przyjemne. Zaczęło się naprawdę agresywnie. Słuchał uważnie. Po chwili mógł także usiąść obok i słuchać dalej.
- Imponujące. - powiedział, rozszerzając źrenice, był mocno podekscytowany tym, że taki gość posiadał TAKI miecz. To znaczyło, że na świecie mogą być gdziekolwiek inne takie miecze, co było dla niego tak naprawdę najważniejsze. Ten gość nie robił na nim wrażenia. Sam był człowiekiem, który jeśli trzeba było zabijał bez wahania, jeśli miał w tym cel. No i to ich różniło, tamten zabijał z przyjemności, chociaż z drugiej strony to też cel – osiągnąć nirwanę. Pomijając, byłby o tego zdolny, jeśli korzyści byłyby współmierne do strat. W każdym razie, tego Kensei nie musiał wiedzieć, że Kyu był bezwzględnym, jeśli chodziło o walkę. Niestety, rzadko miał okazję wkręcić się dalej niż można sobie pomyśleć. Do tej pory dopiero wykorzystywał klan Uchiha, jednak powoli… Powoli kończyły się korzyści pracy dla tego klanu.
- Wniosek jest taki, że posiadał ten miecz tylko dla… Wyglądu? Kpina. Z wagą tego oręża, szerokością i długością ostrza… Ten miecz… Widzę w nim coś co powoduje u mnie dreszcze. Przecież każdy cios przełamuje obronę! Przepoławia na miejscu! To jest piękne! - nie mógł się nadziwić. Nie mógł uwierzyć, że był ktoś kto wykuł takie cudeńko. Doceniał mistrzostwo kowalstwa, które zostało przelane do tej stali, a także serce włożone przez czeladnika. Szapo ba. - Ależ to musi siać postrach wśród wrogów, którzy widzą kogoś z takim ostrzem. Podczas wojny mógłbym wbiec w największy tłum i dwoma ruchami zmiażdżyć całą obronę przeciwników… - rozmarzył się, rozsiadając najwygodniej jak potrafił. Już sobie to wyobrażał. - Dlatego ci zazdroszczę Kensei! Ale to nic, ja też taki zdobędę! - rzekł zaciskając pięść z niezwykłą pasją wpatrując się we własną dłoń. Kolejny cel do życia i było co raz ciekawiej! Na wieść o dobrym pomyśle nie wiedział w sumie o co chodzi.
- Dobry pomysł? Coś powiedziałem dobrego? Zapisz to Akarui, bo sam nie mogę uwierzyć! - powiedział donośnie, klepiąc przyjaciela w ramię i natychmiast poprawił swoją grzywę zaczesując ją w tył. Kurwa był zdziwiony, że powiedział coś mądrego. - Czyli nie tylko ja tak pomyślałem… - dopowiedział w sprawie wyszukania ostrzy. W końcu to było coś! - Dobra, ale na arenie dalej jest nuda. Mówiłem, że bym ich tam rozniósł szybko i byłoby co oglądać… Ehhh – załamał się i oparł o własną rękę, której łokieć oparty był o kolana. Nerwowo także tą samą nogą tupał, dokładnie to piętą o posadzkę.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Trybuna wschodnia
Coś dzwoni, ale w którym kościele...?
Głos, może coś z postawy, może coś z aparycji... O jakiej aparycji mowa, gdy nie widać nawet skrawka twarzy?! Nowo przybyły widz, który dość niechcący wpadł na Tozawę i Uchihę, w całym swoim jestestwie przypominał mężczyźnie kogoś, kogo ten kiedyś znał. A jednocześnie był tak obcy, jakby nie z tego kontynentu. Medyk nie mógł odeprzeć tego wrażenia, że coś w głębi głowy cały czas pracowało i przeglądało wspomnienia, przeżycia i przygody, rozrzucając je we wszystkie strony, wyciągając z jednych szaf, szuflad i pudeł, rozrzucając po metaforycznej podłodze i szperając, wywołując przy tym głośny szelest i szmer między zwojami i papierami. Na nic się to jednak nie zdało, a medyk sam wolał już wrócić do teraźniejszej chwili. Nawet jeśli to ktoś z przeszłości, co za problem poznać go na nowo?
Kubikiribocho zdominował całą rozmowę, w której jedynym bezpiecznym miejscem dla Akarui'ego była pozycja obserwatora. Historia zdobycia tej przerażającej broni działała na wyobraźnię mężczyzny, w której natychmiast pojawiła się mapa znanego kontynentu i pędzel umoczony w czerwonej farbie rysujący trasę śledztwa i pogoni. Głębokie Odnogi również należały do terenów, których nadal medyk nie zdołał jeszcze odwiedzić. Teraz jednak w plecaku trzyma powód, dla którego warto i tam zajrzeć, może już w nie tak odległym czasie? W końcu jak tylko turniej się skończy w końcu będzie miał czas zamienić słówko z ludźmi, którzy również mogą być tym zainteresowani.
Cóż, cały Akarui. Najpierw rozgrzebywał przeszłość, by nagle przeskoczyć do rozmyślania nad przyszłością, a na tu i teraz znów zabrakło miejsca. Nie chciał się wtrącać w jakże entuzjastyczny dialog między dwoma szermierzami. Nagle pojawiła się pewna iskra. Mała, ledwie dostrzegalna. Padła jednak na dość podatny, łatwopalny grunt i przerodziła się w zaskakujący pomysł. Jeśli założyć, że takich pięknych narzędzi shinobi dla użytkowników sztuki bukijutsu jest więcej, czemu by ich nie skolekcjonować i rozsławić? Nieprzyzwyczajony do komplementów związanych z pracą umysłową Kyoushi aż się zarumienił. I proszę nie zrozumieć tego źle. Facet nie był głupi, wiedział co jest co. Jednak jego obecny euforyczny stan w połączeniu z rozmową o jego miłości zrodził ideę, która na pewno na długo zagości w głowie płomiennego szermierza. Cała ta sytuacja wywołała taką prostą radość, że Akarui nie mógł powstrzymać się od śmiechu: - Ach, haha, hahaha... Nie muszę Kyu, haha... Zapamiętam to, na pewno, hehh, hee... Otarł łzę z policzka, gdy w końcu zaczął się uspokajać, po czym znów się do niego zwrócił: - Nie wątp w siebie, przyjacielu. Na pewno masz dobre pomysły częściej, niż Ci się wydaje. Potem znów oparł się o barierkę dopowiadając coś od siebie: - Wiecie... Ja tak na tym kowalstwie się nie znam, ale zwykle jeden artysta nie poprzestaje na jednym tworze, prawda? Jest na przykład taka bardzo stara legenda na Samotnych Wydmach o... O Monzaemonie, wielkim twórcy marionetek, który stworzył aż dziesięć prawdziwych dzieł sztuki... Jeśli uważacie Kubikiribocho za takie cudo, może naprawdę jest ich więcej, rozsianych gdzieś na naszym kontynencie? I potrzebują opieki oddanych i szanujących to rzemiosło szermierzy? Spojrzał wymownie na oboje swoich rozmówców i mrugnął okiem z szerokim uśmiechem. Żar tego pomysłu może na długo rozpalić nowy ogień w umyśle Kyoushi'ego. Może podobny żar do tego, który goni Akarui'ego do sprawdzenia miejsc związanych z "dziećmi szóstego ojca"
Medyk wrócił wzrokiem na arenę, gdzie trwał ostatni z pierwszych czterech pojedynków, wchodząc tutaj mijał tablicę informacyjną z wypisanymi nazwiskami osób biorących udział w całym turnieju i z całą pewnością bierze udział w nim jego dobra znajoma, jeszcze z czasów turnieju w Hanamurze. Postanowił o tym opowiedzieć swoim rozmówcom: - Nie mogę się doczekać drugiej części tej rundy. Będzie walczyć moja stara znajoma, będę trzymał za nią kciuki. Wtedy zwrócił się wprost do Kyoushi'ego: - Może znasz? Uchiha Sagisa.
Dotyczy: Kyoushi i Natsume
Głos, może coś z postawy, może coś z aparycji... O jakiej aparycji mowa, gdy nie widać nawet skrawka twarzy?! Nowo przybyły widz, który dość niechcący wpadł na Tozawę i Uchihę, w całym swoim jestestwie przypominał mężczyźnie kogoś, kogo ten kiedyś znał. A jednocześnie był tak obcy, jakby nie z tego kontynentu. Medyk nie mógł odeprzeć tego wrażenia, że coś w głębi głowy cały czas pracowało i przeglądało wspomnienia, przeżycia i przygody, rozrzucając je we wszystkie strony, wyciągając z jednych szaf, szuflad i pudeł, rozrzucając po metaforycznej podłodze i szperając, wywołując przy tym głośny szelest i szmer między zwojami i papierami. Na nic się to jednak nie zdało, a medyk sam wolał już wrócić do teraźniejszej chwili. Nawet jeśli to ktoś z przeszłości, co za problem poznać go na nowo?
Kubikiribocho zdominował całą rozmowę, w której jedynym bezpiecznym miejscem dla Akarui'ego była pozycja obserwatora. Historia zdobycia tej przerażającej broni działała na wyobraźnię mężczyzny, w której natychmiast pojawiła się mapa znanego kontynentu i pędzel umoczony w czerwonej farbie rysujący trasę śledztwa i pogoni. Głębokie Odnogi również należały do terenów, których nadal medyk nie zdołał jeszcze odwiedzić. Teraz jednak w plecaku trzyma powód, dla którego warto i tam zajrzeć, może już w nie tak odległym czasie? W końcu jak tylko turniej się skończy w końcu będzie miał czas zamienić słówko z ludźmi, którzy również mogą być tym zainteresowani.
Cóż, cały Akarui. Najpierw rozgrzebywał przeszłość, by nagle przeskoczyć do rozmyślania nad przyszłością, a na tu i teraz znów zabrakło miejsca. Nie chciał się wtrącać w jakże entuzjastyczny dialog między dwoma szermierzami. Nagle pojawiła się pewna iskra. Mała, ledwie dostrzegalna. Padła jednak na dość podatny, łatwopalny grunt i przerodziła się w zaskakujący pomysł. Jeśli założyć, że takich pięknych narzędzi shinobi dla użytkowników sztuki bukijutsu jest więcej, czemu by ich nie skolekcjonować i rozsławić? Nieprzyzwyczajony do komplementów związanych z pracą umysłową Kyoushi aż się zarumienił. I proszę nie zrozumieć tego źle. Facet nie był głupi, wiedział co jest co. Jednak jego obecny euforyczny stan w połączeniu z rozmową o jego miłości zrodził ideę, która na pewno na długo zagości w głowie płomiennego szermierza. Cała ta sytuacja wywołała taką prostą radość, że Akarui nie mógł powstrzymać się od śmiechu: - Ach, haha, hahaha... Nie muszę Kyu, haha... Zapamiętam to, na pewno, hehh, hee... Otarł łzę z policzka, gdy w końcu zaczął się uspokajać, po czym znów się do niego zwrócił: - Nie wątp w siebie, przyjacielu. Na pewno masz dobre pomysły częściej, niż Ci się wydaje. Potem znów oparł się o barierkę dopowiadając coś od siebie: - Wiecie... Ja tak na tym kowalstwie się nie znam, ale zwykle jeden artysta nie poprzestaje na jednym tworze, prawda? Jest na przykład taka bardzo stara legenda na Samotnych Wydmach o... O Monzaemonie, wielkim twórcy marionetek, który stworzył aż dziesięć prawdziwych dzieł sztuki... Jeśli uważacie Kubikiribocho za takie cudo, może naprawdę jest ich więcej, rozsianych gdzieś na naszym kontynencie? I potrzebują opieki oddanych i szanujących to rzemiosło szermierzy? Spojrzał wymownie na oboje swoich rozmówców i mrugnął okiem z szerokim uśmiechem. Żar tego pomysłu może na długo rozpalić nowy ogień w umyśle Kyoushi'ego. Może podobny żar do tego, który goni Akarui'ego do sprawdzenia miejsc związanych z "dziećmi szóstego ojca"
Medyk wrócił wzrokiem na arenę, gdzie trwał ostatni z pierwszych czterech pojedynków, wchodząc tutaj mijał tablicę informacyjną z wypisanymi nazwiskami osób biorących udział w całym turnieju i z całą pewnością bierze udział w nim jego dobra znajoma, jeszcze z czasów turnieju w Hanamurze. Postanowił o tym opowiedzieć swoim rozmówcom: - Nie mogę się doczekać drugiej części tej rundy. Będzie walczyć moja stara znajoma, będę trzymał za nią kciuki. Wtedy zwrócił się wprost do Kyoushi'ego: - Może znasz? Uchiha Sagisa.
Dotyczy: Kyoushi i Natsume
0 x
MOWA
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Trybuna wschodnia
Asaka nigdy nie mówiła, że zna się na technikach medycznych. Nic dziwnego więc, że Yami nie kojarzył, by umiała takie rzeczy w Midori – dlatego, że o nich nigdy nie powiedziała. Właściwie do tej pory jedynymi osobami, które cokolwiek o tym wiedziały był Shikarui i jej znajoma, którą poznała w teatrze w Seiyamie, bo to u niej trochę się też uczyła, a przynajmniej słuchała wskazówek. Białowłosa przeżyła w swym życiu epidemię, która sprawiła, że wszystko co znała – umarło. Musiała puścić z dymem wszystko co kochała. To było dawno temu i była wtedy ledwie dzieciakiem, gdy ona i garstka innych ludzi, którym udało się przeżyć, robili co mogli, by się ratować. Tak też trafili do Seiyamy pod oko Kosekich. Ach, to też na pewno nie mógł być przypadek, że właśnie tam żył jej ojciec, o którym wiedziała, a który nie wiedział o niej. Niezbadane są wyroki boskie, czyż nie? W każdym razie Asaka od najmłodszych lat interesowała się zagadnieniami związanymi ze zdrowiem, leczeniem, zachowywaniem przy życiu i była na tym punkcie przewrażliwiona. Gdy skończyła leczyć ranę Akiego, uśmiechnęła się lekko i zabrała ręce, zostawiając jego skórę w tym miejscu gładką, jakby nigdy nic się nie stało.
- Nigdy nie dają pełnego obrazu sytuacji – poprawiła go spokojnie. - To kontrolowane warunki, z których niewiele wynika dla samych walczących. Ułuda – dlatego nigdy nie przyjmowała zaproszeń do sparingów. Gdy poznała Shikiego zaproponował jej sparing, bo chciał zobaczyć kryształ w akcji, ale wtedy też odmówiła. Miała jakąś tam wymówkę, a Shiki i tak później zapomniał. Takie turnieje… Była wręcz pewna, że w większej mierze są organizowane po to, by zwiadowcy mieli co robić. Przecież po to samo była tutaj Asaka i cieszyła się, że ma z kim tutaj porozmawiać, bo walka, która toczyła się na dole była wyjątkowo nudna. Rzut shurikenem w zbroję. Gratulacje.
- Hmm? A, tak. To shoton – wyjaśniła, w zasadzie nie było takiej konieczności, ale nie była to żadna tajemnica. Yami wiedział co potrafi, Aka mógł tylko zgadywać operując na tym co widział przed chwilę. - Jeden z najwytrzymalszych materiałów na świecie. O ile nie najwytrzymalszy – tak mówiło się w jej rodzinnych stronach i szczerze? Asaka do tej pory nie spotkała się z niczym, co mogłoby mu dorównywać w twardości, a już na pewno ją przewyższać. - Możesz. Wcześniej nazywałam się Koseki Asaka, z rodu Koseki oczywiście – mówiła to tak do Akiego jak i Yamiego, bo chłopak absolutnie nie był wykluczony z rozmowy. Nie zaczepiała go po prostu bo wyglądało to tak, jakby potrzebował chwili, by dojść do siebie po tym, według niego, zawstydzającym popisie, który jej wydawał się tak bardzo uroczy i kochany. Rozczulający. Ale na pewno nie kompromitujący. - Wiem, wiem – wiedziała też, że posiadał trzyłezkowego sharingana, chociaż nie miała szans go widzieć, bo wtedy stał za jej plecami. Nie była fanką Uchiha. Uważała, że to sharingan jest klątwą, a nie senninka Jugo, która klątwą nazywana była.
Nie skomentowała reakcji Akiego, chociaż przecież zobaczyła lekki rumieniec i to, że się speszył. Shikarui mógł być głuchy na emocje innych i nie potrafić ich odczytywać, ale Asaka głupia ani z drewna nie była. Do dzisiaj nie wiedziała co się stało dokładnie, że on i Shiki się rozeszli, oprócz tego, że nie potrafili się dogadać i o wszystko kłócili. Chociaż… Dla niej samo to wyglądało jak cholernie dobry powód. Współczuła chłopakowi, bo to w tym momencie wyglądało trochę tak, jakby te ponad trzy lata to było za mało, by wyleczyć się z kogoś dla siebie nieodpowiedniego.
- To, co wydarzyło się na Kami no Hikage miało miejsce niecałe cztery lata temu – pomogła mu odrobinę, ustawiając go na odpowiedniej osi czasowej. I tak szło mu to lepiej niż Shikiemu, bo ten to żył jakby kompletnie oderwany od jakiegokolwiek kalendarza czy czasu. Chociaż liczyć potrafił błyskawicznie, przecież ryo musi się zgadzać. Wiedziała kiedy się poznali, ale szczegóły były dla niej raczej mgliste. Ważniejsze było to, co działo się na Koronie Świata już później. To, co zaważyło o życiu wielu ludzi. Dobrych i złych. - Wiem tyle, że wpadliście na siebie przypadkowo, a niedługo później spotkaliście Yamanaka Inoshi. A później, no tak, cóż… Wszyscy wiedzą – ona akurat znała szczegóły tego, co tam się stało, chociaż na oczy Kami no Hikage nie widziała. - Toshiro jeszcze rok temu miał jedną łezkę – zabrzmiała na zmęczoną i w jednej sekundzie poczuła, że zaraz znowu się rozpłacze. Uniosła dłoń, by palcem przetrzeć najpierw jedną powiekę, a później drugą. - Toshiro nie jest z Uchiha. Urodził się w Daishi tak jak ja i służy rodowi Koseki – dodała jeszcze, ciszej. Dlatego wytknęła mu jego rangę, bo tak, miała wyższą. Chociaż Nishiyama nie miał szans wiedzieć, że niedawno znowu dostała awans.
Zamilkła na moment, znowu wgapiając się w walkę na dole, licząc na to, że zdarzy się tam coś nieco bardziej ciekawego. Ale… No niestety nie.
- Hmm… Ja i Shikarui? To też nie jest żadna porywająca historia. Poznaliśmy się trzy lata temu w Sogen. Siedziałam tam wtedy od roku bez większego celu, w Karmazynowych Szczytach zaczęła się wojna i jakoś nie spieszyło mi się, żeby wracać. Shikarui zaczepił mnie w karczmie. Szybko zorientował się skąd pochodzę, nasz akcent jest łatwy do wyłapania – zresztą Shiki mówił z tym samym akcentem, więc Asaka też szybko zorientowała się, że ma do czynienia z kimś z Gór. - Mówił, że wybiera się do domu w Karmazynowych Szczytach i zaproponował, żebym poszła z nim, skoro nie mam nic lepszego do roboty. No a skoro to Jugo… A Jugo również zamieszkują Daishi, tak jak Koseki, to mogliśmy zmierzać w tym samym kierunku dość długo. To tyle – we dwójkę po prostu podróżowało się bezpieczniej. Nie było w tym żadnej większej ani głębszej filozofii. - A ty, Yami? Podróżowałeś coś więcej po świecie? – niby wiedziała, że był z Shigashi, a do Midori przybył, bo wysłała go jego gildia. Ale czy to była jego pierwsza w życiu podróż? Czy miał ich na koncie więcej?
- Nigdy nie dają pełnego obrazu sytuacji – poprawiła go spokojnie. - To kontrolowane warunki, z których niewiele wynika dla samych walczących. Ułuda – dlatego nigdy nie przyjmowała zaproszeń do sparingów. Gdy poznała Shikiego zaproponował jej sparing, bo chciał zobaczyć kryształ w akcji, ale wtedy też odmówiła. Miała jakąś tam wymówkę, a Shiki i tak później zapomniał. Takie turnieje… Była wręcz pewna, że w większej mierze są organizowane po to, by zwiadowcy mieli co robić. Przecież po to samo była tutaj Asaka i cieszyła się, że ma z kim tutaj porozmawiać, bo walka, która toczyła się na dole była wyjątkowo nudna. Rzut shurikenem w zbroję. Gratulacje.
- Hmm? A, tak. To shoton – wyjaśniła, w zasadzie nie było takiej konieczności, ale nie była to żadna tajemnica. Yami wiedział co potrafi, Aka mógł tylko zgadywać operując na tym co widział przed chwilę. - Jeden z najwytrzymalszych materiałów na świecie. O ile nie najwytrzymalszy – tak mówiło się w jej rodzinnych stronach i szczerze? Asaka do tej pory nie spotkała się z niczym, co mogłoby mu dorównywać w twardości, a już na pewno ją przewyższać. - Możesz. Wcześniej nazywałam się Koseki Asaka, z rodu Koseki oczywiście – mówiła to tak do Akiego jak i Yamiego, bo chłopak absolutnie nie był wykluczony z rozmowy. Nie zaczepiała go po prostu bo wyglądało to tak, jakby potrzebował chwili, by dojść do siebie po tym, według niego, zawstydzającym popisie, który jej wydawał się tak bardzo uroczy i kochany. Rozczulający. Ale na pewno nie kompromitujący. - Wiem, wiem – wiedziała też, że posiadał trzyłezkowego sharingana, chociaż nie miała szans go widzieć, bo wtedy stał za jej plecami. Nie była fanką Uchiha. Uważała, że to sharingan jest klątwą, a nie senninka Jugo, która klątwą nazywana była.
Nie skomentowała reakcji Akiego, chociaż przecież zobaczyła lekki rumieniec i to, że się speszył. Shikarui mógł być głuchy na emocje innych i nie potrafić ich odczytywać, ale Asaka głupia ani z drewna nie była. Do dzisiaj nie wiedziała co się stało dokładnie, że on i Shiki się rozeszli, oprócz tego, że nie potrafili się dogadać i o wszystko kłócili. Chociaż… Dla niej samo to wyglądało jak cholernie dobry powód. Współczuła chłopakowi, bo to w tym momencie wyglądało trochę tak, jakby te ponad trzy lata to było za mało, by wyleczyć się z kogoś dla siebie nieodpowiedniego.
- To, co wydarzyło się na Kami no Hikage miało miejsce niecałe cztery lata temu – pomogła mu odrobinę, ustawiając go na odpowiedniej osi czasowej. I tak szło mu to lepiej niż Shikiemu, bo ten to żył jakby kompletnie oderwany od jakiegokolwiek kalendarza czy czasu. Chociaż liczyć potrafił błyskawicznie, przecież ryo musi się zgadzać. Wiedziała kiedy się poznali, ale szczegóły były dla niej raczej mgliste. Ważniejsze było to, co działo się na Koronie Świata już później. To, co zaważyło o życiu wielu ludzi. Dobrych i złych. - Wiem tyle, że wpadliście na siebie przypadkowo, a niedługo później spotkaliście Yamanaka Inoshi. A później, no tak, cóż… Wszyscy wiedzą – ona akurat znała szczegóły tego, co tam się stało, chociaż na oczy Kami no Hikage nie widziała. - Toshiro jeszcze rok temu miał jedną łezkę – zabrzmiała na zmęczoną i w jednej sekundzie poczuła, że zaraz znowu się rozpłacze. Uniosła dłoń, by palcem przetrzeć najpierw jedną powiekę, a później drugą. - Toshiro nie jest z Uchiha. Urodził się w Daishi tak jak ja i służy rodowi Koseki – dodała jeszcze, ciszej. Dlatego wytknęła mu jego rangę, bo tak, miała wyższą. Chociaż Nishiyama nie miał szans wiedzieć, że niedawno znowu dostała awans.
Zamilkła na moment, znowu wgapiając się w walkę na dole, licząc na to, że zdarzy się tam coś nieco bardziej ciekawego. Ale… No niestety nie.
- Hmm… Ja i Shikarui? To też nie jest żadna porywająca historia. Poznaliśmy się trzy lata temu w Sogen. Siedziałam tam wtedy od roku bez większego celu, w Karmazynowych Szczytach zaczęła się wojna i jakoś nie spieszyło mi się, żeby wracać. Shikarui zaczepił mnie w karczmie. Szybko zorientował się skąd pochodzę, nasz akcent jest łatwy do wyłapania – zresztą Shiki mówił z tym samym akcentem, więc Asaka też szybko zorientowała się, że ma do czynienia z kimś z Gór. - Mówił, że wybiera się do domu w Karmazynowych Szczytach i zaproponował, żebym poszła z nim, skoro nie mam nic lepszego do roboty. No a skoro to Jugo… A Jugo również zamieszkują Daishi, tak jak Koseki, to mogliśmy zmierzać w tym samym kierunku dość długo. To tyle – we dwójkę po prostu podróżowało się bezpieczniej. Nie było w tym żadnej większej ani głębszej filozofii. - A ty, Yami? Podróżowałeś coś więcej po świecie? – niby wiedziała, że był z Shigashi, a do Midori przybył, bo wysłała go jego gildia. Ale czy to była jego pierwsza w życiu podróż? Czy miał ich na koncie więcej?
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Trybuna wschodnia
Patrzył jak znaki na ciele Shikaruia się cofają. Obserwował ten proces ze sporą ulgą, tak samo jak nieudane próby wyrwania się z piaskowego więzienia. Dobrze, że Sanada nie czekał z tą próbą. Sprawa stała się jasna już na samym początku - nie jest w stanie wyrwać się z pułapki Ichirou, więc nie było sensu walczyć. Jego wytłumaczenie było zaś mgliste i bardzo wymijające. Można oczywiście analizować, kto pierwszy przyspieszył kroku, kto zaczął uciekać przewidując jakieś złe intencje. Normalnie w takich sytuacjach przystaje się i rozmawia, a nie ucieka i później atakuje czyjeś gardło.
- Wilk nie sprzymierza się z kojotem. - Odpowiedział na przenośnię Shikaruia, choć zwierzątka nie do końca się pokrywały.
- Kojot to taki dziki pies, jakby ktoś nie wiedział. - Doprecyzował po sekundzie, gdyby jeszcze ktoś miał wątpliwości i mniejszą wiedzę z zakresu światowej fauny. Gdy wiedziało się co to kojot, wszystko od razu nabierało sensu.
Na sugestię Asahiego, Seinaru zareagował z dużym entuzjazmem. Jego również bardzo ciekawiło to, czego przed chwilą był świadkiem, więc pod usłyszanym pomysłem podpisywał się obiema rękami. Ranmaru zaatakował dwie osoby i o ile w przypadku Toshiro wyglądało to całkiem niegroźnie, o tyle gdy skakał ku komuś z obnażonym mieczem z zamiarem uśmiercenia, sprawa robiła się całkiem poważna. Na pewno nikt nie będzie oponował przed tym, aby z tym stadionowym chuliganem przenieść się z dala od ludzi, w warunki bardziej kontrolowane.
- Jasne, poczekajcie na mnie na zewnątrz, żebyś nie trzymał go tu w przejściu na widoku. Dam tylko znać Tadatsohiemu i przejdziemy do posterunku straży. Nie powinni robić problemów szogunowi, czo nie? - Po tych słowach Kei zostawił Diabła Świtu w korytarzu, w którym rozegrała się cała scena i cofnął się w kierunku trybun, aby zaczepić pierwszego strażnika, jakiego spotkał na swojej drodze.
- Nazywam się Seinaru Kei, Paste... Hatamoto z Teiz. Przekaż proszę Tadatoshiemu-sama, że razem z Asahim Ichirou aresztowaliśmy stadionowego rozrabiakę i zabieramy go do tutejszego aresztu aby przesłuchać. Na pewno będzie tym zainteresowany. - A jak nie, to przynajmniej strażnik pomyśli, że to coś ważnego. Gdy Kei uporał się już tą formalnością, wrócił czym prędzej do swojego aresztanta i już ze spokojnym sumieniem wszyscy troje mogli oddalić się w kierunku ustronnego posterunku tutejszej straży.
zt.
- Wilk nie sprzymierza się z kojotem. - Odpowiedział na przenośnię Shikaruia, choć zwierzątka nie do końca się pokrywały.
- Kojot to taki dziki pies, jakby ktoś nie wiedział. - Doprecyzował po sekundzie, gdyby jeszcze ktoś miał wątpliwości i mniejszą wiedzę z zakresu światowej fauny. Gdy wiedziało się co to kojot, wszystko od razu nabierało sensu.
Na sugestię Asahiego, Seinaru zareagował z dużym entuzjazmem. Jego również bardzo ciekawiło to, czego przed chwilą był świadkiem, więc pod usłyszanym pomysłem podpisywał się obiema rękami. Ranmaru zaatakował dwie osoby i o ile w przypadku Toshiro wyglądało to całkiem niegroźnie, o tyle gdy skakał ku komuś z obnażonym mieczem z zamiarem uśmiercenia, sprawa robiła się całkiem poważna. Na pewno nikt nie będzie oponował przed tym, aby z tym stadionowym chuliganem przenieść się z dala od ludzi, w warunki bardziej kontrolowane.
- Jasne, poczekajcie na mnie na zewnątrz, żebyś nie trzymał go tu w przejściu na widoku. Dam tylko znać Tadatsohiemu i przejdziemy do posterunku straży. Nie powinni robić problemów szogunowi, czo nie? - Po tych słowach Kei zostawił Diabła Świtu w korytarzu, w którym rozegrała się cała scena i cofnął się w kierunku trybun, aby zaczepić pierwszego strażnika, jakiego spotkał na swojej drodze.
- Nazywam się Seinaru Kei, Paste... Hatamoto z Teiz. Przekaż proszę Tadatoshiemu-sama, że razem z Asahim Ichirou aresztowaliśmy stadionowego rozrabiakę i zabieramy go do tutejszego aresztu aby przesłuchać. Na pewno będzie tym zainteresowany. - A jak nie, to przynajmniej strażnik pomyśli, że to coś ważnego. Gdy Kei uporał się już tą formalnością, wrócił czym prędzej do swojego aresztanta i już ze spokojnym sumieniem wszyscy troje mogli oddalić się w kierunku ustronnego posterunku tutejszej straży.
zt.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
- Aka
- Martwa postać
- Posty: 244
- Rejestracja: 4 lip 2019, o 21:04
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Szczur
- Krótki wygląd: Wysoki i drobny brunet o niebieskich oczach, zazwyczaj chodzący w stonowanych kolorach. Widoczna blizna po podcięciu gardła.
- Widoczny ekwipunek: Katana, torba.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 624#p80624
- GG/Discord: Aka#1339
Re: Trybuna wschodnia
Aka uśmiechnął się, gdy dziewczyna kończyła leczyć jego rany. Cóż, może i nie była rasowym Iryoninem (albo przynajmniej nie pochwaliła się tym), ale trzeba było przyznać, że tutaj Akiemu pomogła. Medycy w tych rejonach niezbyt znali się na robocie, albo nie chcieli zbytnio poświęcać czasu debilom, którzy przybili tutaj prać się po mordach - w sumie to zrozumiałe. Asaka jedna pomogła takiemu jednemu głuptaskowi, który zasłonił się przedramieniem przed lecącym shurikenem, który przeorał mu całą rękę.
- Dziękuję Ci. - skinął głową z uznaniem w kierunku kobiety, gdy ta skończyła używać swojego jutsu. Pieczący ból zniknął, a po ranie nie było nawet śladu. Przydane było mieć kogoś takiego pod ręką w warunkach bojowych. Farciarz z tego Shikaruia. Mieć medyka obok siebie i do tego kobietę, która włada rzekomo najtwardszym materiałem na tej planecie. Ciekawiło go dlaczego w takim razie członiki rodu Kouseki nie sprawiła swojemu mężowi zbroi z takiego materiału. Może potrzeba było chakry do jego wykonania? Ciekawiło go, ale nie miał zamiaru o to pytać. To chyba zbyt intymne pytanie i jeszcze by pomyślała, że Aka ją szpieguje.
Chłopak parsknął śmiechem, gdy usłyszał pewne imię.
- Oh Inoshi, Inoshi... - pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. - Ciekawe, czy jeszcze żyje. Wydawała się strasznie zagubioną osobą. - nawet bardziej zagubioną, niż sam Aka. Kto wie - może jeszcze kiedyś ich drogi się zejdą. W sumie dobrze, że Shikarui nie powiedział im o ich pierwszym spotkaniu. Jeszcze by pomyślała, że Aka jest łatwy (w sumie jest).
- Szczęściarz z niego. - skomentował, gdy uslyszał, że tak późno odblokował drugą łezkę Sharingana. - Oby nigdy nie musiał się przekonać, co oznaczają trzy łzy. - w tym jednym się zgadzał z Asaką z całą pewnością. Jugo w porównaniu do klanu Uchiha byli ledwie pyłkiem. To Sharingan przez swoją poronioną specyfikę był klątwą, a nie jakieś śmieszne obrazki na ciele. Ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak ogromne brzemię nosili na sobie Uchiha.
Aka widział, że rozmowa o klanach schodziła na niebezpieczne tematy. Chciał wtrącić, że nadal jest Uchiha przez sam limit krwi, ale powstrzymał się od tego. Asaka wyglądała na kogoś, kto z dumą mówi o swoim domu, zresztą jak każdy z Karmazynowych szczytów.
- To, że szczur urodzi się w stajni nie czyni go koniem. - przeszło mu przez myśl. Chciał to powiedzieć, oj bardzo go kusiło, ale ostatkiem sił powstrzymał się od tego czynu. Nie chciał urazić swojej rozmówczyni. To nie tak, że gardził Toshiro. On gardził całymi Uchiha. A jednocześnie kochał ich ponad życie. To... bardzo skomplikowana relacja. Trochę jak z Shikaruiem, tym chorym psychopatą, który tak bardzo go pociągał. Przynajmniej kiedyś.
- No i tak to jest w życiu. - śmiechnął, gdy tak siedzieli i gadali o pierdołach. W sumie teraz Yami mógł się czymś pochwalić - nic o nim nie wiedział Kto wie? Siedział tak cichutko z boku, jakby lekko przestraszony. Teraz miał więc małą chwilę dla siebie - mógł opowiedzieć coś ciekawego - gdzie był, co robił, ile osób zabił, najpierw mleko czy płatki...
- Dziękuję Ci. - skinął głową z uznaniem w kierunku kobiety, gdy ta skończyła używać swojego jutsu. Pieczący ból zniknął, a po ranie nie było nawet śladu. Przydane było mieć kogoś takiego pod ręką w warunkach bojowych. Farciarz z tego Shikaruia. Mieć medyka obok siebie i do tego kobietę, która włada rzekomo najtwardszym materiałem na tej planecie. Ciekawiło go dlaczego w takim razie członiki rodu Kouseki nie sprawiła swojemu mężowi zbroi z takiego materiału. Może potrzeba było chakry do jego wykonania? Ciekawiło go, ale nie miał zamiaru o to pytać. To chyba zbyt intymne pytanie i jeszcze by pomyślała, że Aka ją szpieguje.
Chłopak parsknął śmiechem, gdy usłyszał pewne imię.
- Oh Inoshi, Inoshi... - pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. - Ciekawe, czy jeszcze żyje. Wydawała się strasznie zagubioną osobą. - nawet bardziej zagubioną, niż sam Aka. Kto wie - może jeszcze kiedyś ich drogi się zejdą. W sumie dobrze, że Shikarui nie powiedział im o ich pierwszym spotkaniu. Jeszcze by pomyślała, że Aka jest łatwy (w sumie jest).
- Szczęściarz z niego. - skomentował, gdy uslyszał, że tak późno odblokował drugą łezkę Sharingana. - Oby nigdy nie musiał się przekonać, co oznaczają trzy łzy. - w tym jednym się zgadzał z Asaką z całą pewnością. Jugo w porównaniu do klanu Uchiha byli ledwie pyłkiem. To Sharingan przez swoją poronioną specyfikę był klątwą, a nie jakieś śmieszne obrazki na ciele. Ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak ogromne brzemię nosili na sobie Uchiha.
Aka widział, że rozmowa o klanach schodziła na niebezpieczne tematy. Chciał wtrącić, że nadal jest Uchiha przez sam limit krwi, ale powstrzymał się od tego. Asaka wyglądała na kogoś, kto z dumą mówi o swoim domu, zresztą jak każdy z Karmazynowych szczytów.
- To, że szczur urodzi się w stajni nie czyni go koniem. - przeszło mu przez myśl. Chciał to powiedzieć, oj bardzo go kusiło, ale ostatkiem sił powstrzymał się od tego czynu. Nie chciał urazić swojej rozmówczyni. To nie tak, że gardził Toshiro. On gardził całymi Uchiha. A jednocześnie kochał ich ponad życie. To... bardzo skomplikowana relacja. Trochę jak z Shikaruiem, tym chorym psychopatą, który tak bardzo go pociągał. Przynajmniej kiedyś.
- No i tak to jest w życiu. - śmiechnął, gdy tak siedzieli i gadali o pierdołach. W sumie teraz Yami mógł się czymś pochwalić - nic o nim nie wiedział Kto wie? Siedział tak cichutko z boku, jakby lekko przestraszony. Teraz miał więc małą chwilę dla siebie - mógł opowiedzieć coś ciekawego - gdzie był, co robił, ile osób zabił, najpierw mleko czy płatki...
0 x
- Yami
- Posty: 2959
- Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
- Wiek postaci: 25
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=4268
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: Trybuna wschodnia
Och, pod tym względem Natsume nie miał prawa kogokolwiek oceniać co do bycia bezwzględnym w trakcie pojedynków. Przecież on sam, gdy sytuacja była podbramkowa, przestawiał się na tryb bojowy, który sam nazywał Shiranui. Coś przeskakiwało, i stawał się człowiekiem o braku jakichkolwiek skrupułów, czego przykładem mógł być moment kiedy prawie zabił swojego kompana tylko po to, by sprowokować swojego przeciwnika do ruchu. Co prawda okupił to trafieniem własną techniką, zdetonowaną przez błyskawice wystrzelone przez Reikę, ale przynajmniej zadziałało. Dlatego też fakt, że Shiroyasha w trakcie walki przestawał się pierdzielić w tańcu, zupełnie Yukiego by nie wzruszyła. No, ale tego na razie nie mógł wiedzieć, więc co mu do tego by wypytywać o takie podejście.
-Ano, imponujące - powiedział wesołym tonem. - Pojedynek na szczęście zakończył się szybko, jako że przeciwnik okazał się być zwykłym tchórzem i mordercą bez honoru. Drań nie wahał się przed niczym - ba, nawet złamał ten miecz, bylebym tylko go nie dostał! Na szczęście udało mi się go zreperować...
... poprzez emocjonalne wbicie mu rękojeści miecza prosto w serce, i pozwolenie żeby jego krew zregenerowała ostrze. Ale tego na razie wolał nie dopowiadać. I tak by mu nie uwierzyli.
-To prawda, ten oręż potrafi wzbudzić strach nawet w najbardziej zatwardziałych sercach. W końcu ciężko sobie wyobrazić, przyjąć bezpośrednie trafienie czymś takim, nie? - stwierdził wesoło, przy okazji zaglądając w kierunku areny, by zobaczyć czy ostatni z czterech pojedynków w końcu się zakończył. Wychodziło na to, że jeszcze nie. A szkoda. Zaczynało wiać nudą. - W wojnie jeszcze go nie próbowałem. Do tej pory zwykle wędrowałem z daleka od batalii, nie miałem okazji przetestować Kubikiri w poważnej bitwie...
W momencie, kiedy Kyu stwierdził że on również zdobędzie taki oręż jak ten, który miał Natsume, mężczyzna na chwilę zmarszczył brwi i oparł głowę na pięści, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Rzeczywiście, sam pomysł odnajdywania tych niezwykłych i pięknych oręży był pomysłem bardzo szlachetnym, i godnym pochwalenia przez każdego pewnego swego szermierza. Zapewne wielu shinobi stwierdziłoby, że taki ruch byłby elitystyczny, ale czy nie o to chodziło? Szermierzem mógł być każdy - ale nie każdy miał na tyle wielki potencjał, by móc użyć pełnej mocy tych legendarnych ostrzy. Nie lepiej więc, by upewnić się że tacy wojownicy dostaną te bronie do dyspozycji?
... zwłaszcza, że mogliby w ten sposób utworzyć społeczność, która szkoliłaby nowych wojowników i dawała im perspektywy na przyszłość?
-... jeśli zechcesz, być może będę w stanie Ci z tym pomóc, Kyu-san - powiedział w końcu, spokojnym tonem. - Twoje pomysły i energia wpływają na kreatywność, to Ci muszę przyznać.
Kiwnął powoli głową.
-Wyobraź sobie grupę ludzi, która odnajdywałaby te legendarne miecze. Miecz Kata i inne jego pokroju. Do tego grupa ta odnajdywałaby tych, którzy wykazują niezwykły potencjał szermierczy, i pomagała im osiągnąć poziom i wiedzę, o których mogliby tylko śnić. Społeczność Ostrzy, które walczyłyby w imię sławy ich oręży, i w imię własnej sławy. Czy to nie intrygująca wizja?
No tak, zaczyna się. Natsu-wizjoner. Ostatnio kiedy mu się odpalił ten tryb, to wymyślił połowę organizacji, która teraz była Cesarstwem Morskich Klifów. Teraz jednak nie patrzył na tak wielki obraz - jedyne co widział, to siebie i innych szermierzy walczących ramię w ramię. Przygotowanych na wszystko, szkolących się razem. Wędrujących przez świat, gdzie imiona ich mieczy i ich własne sięgały najmniejszych zakamarków świata.
To była... fascynująca wizja.
Spojrzał następnie na Akaruia, który najwidoczniej albo nie dosłyszał jego pytania - albo po prostu nie chciał na nie odpowiedzieć. Cóż, nie będzie nalegał, bo byłoby to nieuprzejme z jego strony. No, ale jeśli spojrzeć z tej strony, przez większość czasu rozmawiał jednak z Kyu, a tematy szermiercze najwidoczniej nie były jego konikiem. Dlatego też był skłonny przebaczyć mu ten brak responsu. Sam jednak zahaczył o inny, ciekawy temat. Dziesięć legendarnych marionetek... cóż, jeśli istniało coś takiego, to rzeczywiście, istniało duże prawdopodobieństwo, że w podobny sposób po świecie były rozsiane legendarne ostrza. A to tylko jeszcze bardziej wzbudzało jego zaintrygowanie.
Wtedy też padło imię. Uchiha Sagisa. Natsume spojrzał z ciekawością na Akaruia, który nagle rzucił imieniem rudowłosej kunoichi. Ciekawe, po co o niej wspomniał? Jej walka chyba się jeszcze nie zaczynała... Ach, no tak. Opowiadał o niej jako starej znajomej. Trudno zaprzeczyć - w końcu ratował życie jej i jej syna w Hanamurze...
-Ano, imponujące - powiedział wesołym tonem. - Pojedynek na szczęście zakończył się szybko, jako że przeciwnik okazał się być zwykłym tchórzem i mordercą bez honoru. Drań nie wahał się przed niczym - ba, nawet złamał ten miecz, bylebym tylko go nie dostał! Na szczęście udało mi się go zreperować...
... poprzez emocjonalne wbicie mu rękojeści miecza prosto w serce, i pozwolenie żeby jego krew zregenerowała ostrze. Ale tego na razie wolał nie dopowiadać. I tak by mu nie uwierzyli.
-To prawda, ten oręż potrafi wzbudzić strach nawet w najbardziej zatwardziałych sercach. W końcu ciężko sobie wyobrazić, przyjąć bezpośrednie trafienie czymś takim, nie? - stwierdził wesoło, przy okazji zaglądając w kierunku areny, by zobaczyć czy ostatni z czterech pojedynków w końcu się zakończył. Wychodziło na to, że jeszcze nie. A szkoda. Zaczynało wiać nudą. - W wojnie jeszcze go nie próbowałem. Do tej pory zwykle wędrowałem z daleka od batalii, nie miałem okazji przetestować Kubikiri w poważnej bitwie...
W momencie, kiedy Kyu stwierdził że on również zdobędzie taki oręż jak ten, który miał Natsume, mężczyzna na chwilę zmarszczył brwi i oparł głowę na pięści, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Rzeczywiście, sam pomysł odnajdywania tych niezwykłych i pięknych oręży był pomysłem bardzo szlachetnym, i godnym pochwalenia przez każdego pewnego swego szermierza. Zapewne wielu shinobi stwierdziłoby, że taki ruch byłby elitystyczny, ale czy nie o to chodziło? Szermierzem mógł być każdy - ale nie każdy miał na tyle wielki potencjał, by móc użyć pełnej mocy tych legendarnych ostrzy. Nie lepiej więc, by upewnić się że tacy wojownicy dostaną te bronie do dyspozycji?
... zwłaszcza, że mogliby w ten sposób utworzyć społeczność, która szkoliłaby nowych wojowników i dawała im perspektywy na przyszłość?
-... jeśli zechcesz, być może będę w stanie Ci z tym pomóc, Kyu-san - powiedział w końcu, spokojnym tonem. - Twoje pomysły i energia wpływają na kreatywność, to Ci muszę przyznać.
Kiwnął powoli głową.
-Wyobraź sobie grupę ludzi, która odnajdywałaby te legendarne miecze. Miecz Kata i inne jego pokroju. Do tego grupa ta odnajdywałaby tych, którzy wykazują niezwykły potencjał szermierczy, i pomagała im osiągnąć poziom i wiedzę, o których mogliby tylko śnić. Społeczność Ostrzy, które walczyłyby w imię sławy ich oręży, i w imię własnej sławy. Czy to nie intrygująca wizja?
No tak, zaczyna się. Natsu-wizjoner. Ostatnio kiedy mu się odpalił ten tryb, to wymyślił połowę organizacji, która teraz była Cesarstwem Morskich Klifów. Teraz jednak nie patrzył na tak wielki obraz - jedyne co widział, to siebie i innych szermierzy walczących ramię w ramię. Przygotowanych na wszystko, szkolących się razem. Wędrujących przez świat, gdzie imiona ich mieczy i ich własne sięgały najmniejszych zakamarków świata.
To była... fascynująca wizja.
Spojrzał następnie na Akaruia, który najwidoczniej albo nie dosłyszał jego pytania - albo po prostu nie chciał na nie odpowiedzieć. Cóż, nie będzie nalegał, bo byłoby to nieuprzejme z jego strony. No, ale jeśli spojrzeć z tej strony, przez większość czasu rozmawiał jednak z Kyu, a tematy szermiercze najwidoczniej nie były jego konikiem. Dlatego też był skłonny przebaczyć mu ten brak responsu. Sam jednak zahaczył o inny, ciekawy temat. Dziesięć legendarnych marionetek... cóż, jeśli istniało coś takiego, to rzeczywiście, istniało duże prawdopodobieństwo, że w podobny sposób po świecie były rozsiane legendarne ostrza. A to tylko jeszcze bardziej wzbudzało jego zaintrygowanie.
Wtedy też padło imię. Uchiha Sagisa. Natsume spojrzał z ciekawością na Akaruia, który nagle rzucił imieniem rudowłosej kunoichi. Ciekawe, po co o niej wspomniał? Jej walka chyba się jeszcze nie zaczynała... Ach, no tak. Opowiadał o niej jako starej znajomej. Trudno zaprzeczyć - w końcu ratował życie jej i jej syna w Hanamurze...
0 x
- Asaka
- Postać porzucona
- Posty: 1496
- Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
- Wiek postaci: 27
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
- Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5564
- Aktualna postać: Airan
Re: Trybuna wschodnia
Przypadek czy zrządzenie losu? Przypadkiem w Sogen, którego nie lubisz, trafiasz na kogoś, kto tak jak ty pochodzi z Daishi i tak po prostu, od słowa do słowa, umawiacie się na wspólną podróż. Rozmawiacie, całkowicie sobą zafascynowani, dwa różne światy i nawet nie wiecie, że tak bardzo zapadacie się w tę znajomość. Kto by przypuszczał, że będziecie się tak dobrze dopełniać jako towarzysze broni, że żadne nie będzie temu drugiemu wchodzić w drogę. Że w rozmowie też będziecie zgodni, poznając się wzajemnie. I nawet Han nie będzie potrafił stanąć pomiędzy wami… Asaka naprawdę nie wierzyła w przypadki. W jej życiu zbyt dużo było zrządzeń losu, by mogła twierdzić, że to czysty łut szczęścia. Że los celowo nie zetknął jej z kimś, kto… naprawdę okazał się być jej drugą połówką. Nie każdy miał takie szczęście, by w ciągu swojego życia tę połowę znaleźć.
Asaka nie miała problemu z dzieleniem się informacjami. W Midori to tez ona głównie opowiadała o rodach, jakich przedstawicieli mieli nieprzyjemność spotkać. O Yamanaka, Ranmaru, Aburame… Tyle ile wiedziała. Choć przecież nie wiedziała wszystkiego o wszystkim. Zresztą o Sharinganie Yami powinien słyszeć od Shikiego, chyba jeszcze przy tym był…
- Nie byłam nigdy w Shigashi – odezwała się, tylko na momencik przerywając chłopakowi, ale poza tym to słuchała go uważnie. To znaczy: nie była w samej osadzie kupieckiej, bo przez prowincje przechodziła. Graniczyła w końcu z Kyuzo, gdzie kilka razy była, i przez które przechodziła. Z Shikim zresztą też. Zachichotała. - Wszędzie gdzie jesteś zawsze zaczyna się coś dziać, co? W Ryuzaku, w Midori. W tym… lesie. Chociaż Ryuzaku stanęło na nogi. Nie wiedziałam, że cokolwiek złego się tam wydarzyło – gdy tam byli nie wyglądało na to. Nie było śladów, że szalała tam jakaś epidemia. Epidemia. Złe wspomnienia. - Z chorobami nie ma żartów. Masz szczęście, że sam się nie zaraziłeś i że nie zaczęło się to przenosić dalej – jak plaga, która nie chce oszczędzić nikogo. Ludzie umierający w męczarniach, a ty nic nie możesz na to poradzić. Białowłosa mimowolnie zacisnęła lewą dłoń w pięść. Nie da się pomóc każdemu. I nie każdy chce pomocy. - Mmm… Skończyło się na wojnie pomiędzy Nara i Aburame – dodała, bo w sumie nie wiedziała czy Aka pokojarzy fakty. O wojnie chyba każdy słyszał, ale pewnie nie wszyscy wiedzieli co dokładnie było jej powodem. To, że Yami zabawił się faktami i powiedział malutką część tego, co w ogóle się w Midori wydarzyło i to jeszcze podkolorowaną sprawiło, że uśmiechnęła się lekko. Tak tam się poznali, ale mówienie o tym obcym, nie wysoko postawionym ludziom było błędem. Zresztą inna wersja mogłaby rodzic nieprzyjemne i niepotrzebne pytania. A Asaka odmówiła podania jednego małego szczegółu nawet liderowi swojego klanu, a co dopiero mówić o tym tutaj. Uśmiechnęła się, ale jednak starała się nie wyglądać podejrzanie a po prostu jak ktoś, kto miło wspomina poznanie siedzącego obok niej chłopaka. Bo faktycznie - tam właśnie się poznali. O Tajemniczym Lesie Asaka niewiele słyszała, więc w zdziwieniu słuchała o gigantycznych pająkach. Fuj, paskudztwo, brr. I jak tu takiego zadeptać buciorem? - Wystraszyłabym się jakbym zobaczyła pająka wielkości psa, a co dopiero trzech dorosłych ludzi – powiedziała pod nosem nie kryjąc obrzydzenia, które wymalowało się na jej ładniutkiej buźce. Na tyle ładniutkiej, że naprawdę łatwo można było pomyśleć, że ma coś koło dwudziestu, może dwudziestu jeden lat. W sumie to wyglądała na młodszą od swojego męża. A tutaj niespodzianka… Kyoushi naprawdę nie był pierwszym mężczyzną, który porównał ją do laleczki. Porcelanowej laleczki – tak mówili inni. Jeszcze inni twierdzili, że to za wysokie progi na ich nogi, jakim zdziwieniem bywało więc dowiedzenie się, że była bękartem. Coś co miało znaczenie kiedyś, przed tym jak wyszła za mąż. Teraz natomiast nie miało żadnego.
- Inoshi była na naszym weselu dwa lata temu. Przyszła ze swoim senseiem, Terumi Hikarim – odpowiedziała Akiemu. Cóż, miał więc pewność, że blondynka przeżyła to, co wydarzyło się na Kami no Hikage. - Sympatyczna z niej dziewczyna. Chociaż jak nikt inny potrafi zostawiać sytuacje w niedopowiedzeniach i zadawać dziwne pytania – huh, przez te dziwne pytania i niedopowiedzenia Asaka dość mocno się na weselu spięła, póki Shikarui jej nie wytłumaczył o co tak naprawdę chodziło. Wiedziała więc, że przejęła na pewien czas ciało Akiego i że została brutalnie potraktowana przez Sanadę. Jedna informacja tu, druga informacja tam… Yami mógł więc bez przeszkód poskładać z tego, że Asaka i Shiki poznali się trzy lata temu, a od dwóch byli szczęśliwym małżeństwem. Skąd był jej ród, jakie miała nazwisko panieńskie, skąd tyle wiedziała o rodzie Yamanaka… - Wydawała się całkiem podekscytowana całym wydarzeniem. Miło było ją poznać. I tego jej senseia też – Hikari był dużo bardziej rozluźniony na weselu niż Inoshi. No i szybko złapał kontakt z resztą gości. Asaka dobrze się bawiła w tamtym towarzystwie.
Och, dobrze, że Aka tego nie powiedział na głos, bo faktycznie mogłaby się obrazić. Dla niej nie ważne było to co ktoś potrafił, a więzy krwi po prostu i wychowanie. Gdyby było inaczej, to nie traktowałaby Shikaruiego jak Jugo, a nim przecież właśnie był. Urodził się w Daishi, jego ojcem był Jugo. I jego jedynym przewinieniem było to, że nie odziedziczył Senninki. A jednak nie traktowała go jako nikogo innego – jego nazwisko też było od Jugo. I z pewnością nie był szczurem. Ale ktoś taki jak Aka, z innym wychowaniem, z innym doświadczeniem i innymi wartościami w sercu mógł tego po prostu nie rozumieć. Dla niej Shikarui nie był obcy. I Toshiro również nie był obcy. Był Kosekim – z innym darem i tyle. Sam się wyobcował, sam zranił jej serce, zdradził jej przekonania, podeptał wszystko i wyrzucił do kosza. Ktoś taki nie miał wartości w jej oczach, a jednak nadal nie potrafiła patrzeć na niego jak na tego wariata od Uchiha – nadal był Kosekim i daishyńczykiem. Gdyby było inaczej, to nie mogłaby swojego brata czy macochy traktować jak Kosekich, a przecież byli nimi, nawet nosili rodowe nazwisko, tylko… nie odziedziczyli genu, który pozwalał im kontrolować kryształ. Czym więc byli? Szczurami? Myszami? Sarenkami jedną nogą w stajni? Czy może w ogóle odrębną grupą? Nie. Byli Kosekimi w sercu i duchu. I nie byli od nikogo gorsi ani lepsi.
Shikiego długo już nie było, tak samo jak Seinaru i Ichirou. Asaka zerkała co chwilę kątem oka na wyjście z trybuny i czekała aż wrócą, ale zaczynała się coraz bardziej niecierpliwić, denerwować i martwić. A co jeśli coś się stało…? Na razie jednak starała się zachować spokój i rozmawiać z Yamim i Akim, czekając, aż jej mąż i dwójka pozostałych wrócą. No i aż ta walka dobiegnie końca…
Asaka nie miała problemu z dzieleniem się informacjami. W Midori to tez ona głównie opowiadała o rodach, jakich przedstawicieli mieli nieprzyjemność spotkać. O Yamanaka, Ranmaru, Aburame… Tyle ile wiedziała. Choć przecież nie wiedziała wszystkiego o wszystkim. Zresztą o Sharinganie Yami powinien słyszeć od Shikiego, chyba jeszcze przy tym był…
- Nie byłam nigdy w Shigashi – odezwała się, tylko na momencik przerywając chłopakowi, ale poza tym to słuchała go uważnie. To znaczy: nie była w samej osadzie kupieckiej, bo przez prowincje przechodziła. Graniczyła w końcu z Kyuzo, gdzie kilka razy była, i przez które przechodziła. Z Shikim zresztą też. Zachichotała. - Wszędzie gdzie jesteś zawsze zaczyna się coś dziać, co? W Ryuzaku, w Midori. W tym… lesie. Chociaż Ryuzaku stanęło na nogi. Nie wiedziałam, że cokolwiek złego się tam wydarzyło – gdy tam byli nie wyglądało na to. Nie było śladów, że szalała tam jakaś epidemia. Epidemia. Złe wspomnienia. - Z chorobami nie ma żartów. Masz szczęście, że sam się nie zaraziłeś i że nie zaczęło się to przenosić dalej – jak plaga, która nie chce oszczędzić nikogo. Ludzie umierający w męczarniach, a ty nic nie możesz na to poradzić. Białowłosa mimowolnie zacisnęła lewą dłoń w pięść. Nie da się pomóc każdemu. I nie każdy chce pomocy. - Mmm… Skończyło się na wojnie pomiędzy Nara i Aburame – dodała, bo w sumie nie wiedziała czy Aka pokojarzy fakty. O wojnie chyba każdy słyszał, ale pewnie nie wszyscy wiedzieli co dokładnie było jej powodem. To, że Yami zabawił się faktami i powiedział malutką część tego, co w ogóle się w Midori wydarzyło i to jeszcze podkolorowaną sprawiło, że uśmiechnęła się lekko. Tak tam się poznali, ale mówienie o tym obcym, nie wysoko postawionym ludziom było błędem. Zresztą inna wersja mogłaby rodzic nieprzyjemne i niepotrzebne pytania. A Asaka odmówiła podania jednego małego szczegółu nawet liderowi swojego klanu, a co dopiero mówić o tym tutaj. Uśmiechnęła się, ale jednak starała się nie wyglądać podejrzanie a po prostu jak ktoś, kto miło wspomina poznanie siedzącego obok niej chłopaka. Bo faktycznie - tam właśnie się poznali. O Tajemniczym Lesie Asaka niewiele słyszała, więc w zdziwieniu słuchała o gigantycznych pająkach. Fuj, paskudztwo, brr. I jak tu takiego zadeptać buciorem? - Wystraszyłabym się jakbym zobaczyła pająka wielkości psa, a co dopiero trzech dorosłych ludzi – powiedziała pod nosem nie kryjąc obrzydzenia, które wymalowało się na jej ładniutkiej buźce. Na tyle ładniutkiej, że naprawdę łatwo można było pomyśleć, że ma coś koło dwudziestu, może dwudziestu jeden lat. W sumie to wyglądała na młodszą od swojego męża. A tutaj niespodzianka… Kyoushi naprawdę nie był pierwszym mężczyzną, który porównał ją do laleczki. Porcelanowej laleczki – tak mówili inni. Jeszcze inni twierdzili, że to za wysokie progi na ich nogi, jakim zdziwieniem bywało więc dowiedzenie się, że była bękartem. Coś co miało znaczenie kiedyś, przed tym jak wyszła za mąż. Teraz natomiast nie miało żadnego.
- Inoshi była na naszym weselu dwa lata temu. Przyszła ze swoim senseiem, Terumi Hikarim – odpowiedziała Akiemu. Cóż, miał więc pewność, że blondynka przeżyła to, co wydarzyło się na Kami no Hikage. - Sympatyczna z niej dziewczyna. Chociaż jak nikt inny potrafi zostawiać sytuacje w niedopowiedzeniach i zadawać dziwne pytania – huh, przez te dziwne pytania i niedopowiedzenia Asaka dość mocno się na weselu spięła, póki Shikarui jej nie wytłumaczył o co tak naprawdę chodziło. Wiedziała więc, że przejęła na pewien czas ciało Akiego i że została brutalnie potraktowana przez Sanadę. Jedna informacja tu, druga informacja tam… Yami mógł więc bez przeszkód poskładać z tego, że Asaka i Shiki poznali się trzy lata temu, a od dwóch byli szczęśliwym małżeństwem. Skąd był jej ród, jakie miała nazwisko panieńskie, skąd tyle wiedziała o rodzie Yamanaka… - Wydawała się całkiem podekscytowana całym wydarzeniem. Miło było ją poznać. I tego jej senseia też – Hikari był dużo bardziej rozluźniony na weselu niż Inoshi. No i szybko złapał kontakt z resztą gości. Asaka dobrze się bawiła w tamtym towarzystwie.
Och, dobrze, że Aka tego nie powiedział na głos, bo faktycznie mogłaby się obrazić. Dla niej nie ważne było to co ktoś potrafił, a więzy krwi po prostu i wychowanie. Gdyby było inaczej, to nie traktowałaby Shikaruiego jak Jugo, a nim przecież właśnie był. Urodził się w Daishi, jego ojcem był Jugo. I jego jedynym przewinieniem było to, że nie odziedziczył Senninki. A jednak nie traktowała go jako nikogo innego – jego nazwisko też było od Jugo. I z pewnością nie był szczurem. Ale ktoś taki jak Aka, z innym wychowaniem, z innym doświadczeniem i innymi wartościami w sercu mógł tego po prostu nie rozumieć. Dla niej Shikarui nie był obcy. I Toshiro również nie był obcy. Był Kosekim – z innym darem i tyle. Sam się wyobcował, sam zranił jej serce, zdradził jej przekonania, podeptał wszystko i wyrzucił do kosza. Ktoś taki nie miał wartości w jej oczach, a jednak nadal nie potrafiła patrzeć na niego jak na tego wariata od Uchiha – nadal był Kosekim i daishyńczykiem. Gdyby było inaczej, to nie mogłaby swojego brata czy macochy traktować jak Kosekich, a przecież byli nimi, nawet nosili rodowe nazwisko, tylko… nie odziedziczyli genu, który pozwalał im kontrolować kryształ. Czym więc byli? Szczurami? Myszami? Sarenkami jedną nogą w stajni? Czy może w ogóle odrębną grupą? Nie. Byli Kosekimi w sercu i duchu. I nie byli od nikogo gorsi ani lepsi.
Shikiego długo już nie było, tak samo jak Seinaru i Ichirou. Asaka zerkała co chwilę kątem oka na wyjście z trybuny i czekała aż wrócą, ale zaczynała się coraz bardziej niecierpliwić, denerwować i martwić. A co jeśli coś się stało…? Na razie jednak starała się zachować spokój i rozmawiać z Yamim i Akim, czekając, aż jej mąż i dwójka pozostałych wrócą. No i aż ta walka dobiegnie końca…
0 x
赤 · 水 · 晶

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain

· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości