Jest to najmniejsza prowincja na terenie Karmazynowych Szczytów, znajduje się w niej średnia pod względem wielkości, lecz dobrze prosperująca osada z siedzibą Rodu Yamanaka . Terytorium prowincji w większości pokryte jest górami i pagórkami, obfitującymi w różnorakiej głębokości jaskinie. Flora składa się głównie z traw i wysokich drzew iglastych, z nielicznymi odmianami wysokogórskich drzew liściastych i mchów. Soso posiada również dostęp do morza, co pozwoliło mieszkańcom rozwinąć rybołówstwo i przemysł morski.
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 1 lis 2018, o 09:49
Utsukushi jest jedną z większych wiosek umiejscowionych w południowo-zachodniej części prowinji, nieopodal traktu, który prowadzi do Kyuzo, a dalej na północ - do Daishi. Wyjątkowo gładki teren, jak na tereny Karmazynowych Szczytów, sprzyjają tutaj uprawom, a bliskość rzeki ułatwia transport. Rzeka jest na tyle szeroka, że mniejsze łódki spokojnie transportują towary z Utsukushi i do niego, zaś przez bliskość głównego traktu, wioska ciągle kwitnie, zarabiając na przejezdnych. Wojna tocząca się pomiędzy Hyuuga a Yamanka dość mocno odbiło się na funkcjonowaniu tego miejsca. W oddali malują się góry, a teren dość szybko zmienia się w doliny.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 1 lis 2018, o 12:27
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Przygotowania "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Utsukushi, jedna z osad wcale nie tak daleko od granicy, początkowo szukała bliżej Soso, szybko jednak zdała sobie sprawę, że musi być gdzieś dalej, jej poszukiwania palcem po mapie w końcu doprowadziły ją w poszukiwane miejsce. Znajdująca się na południowym zachodzie wioska. Sama lokalizacja wydała się jej wystarczająco nieprzystępna. Zmartwiła się widząc, że rzeczywiście jest to daleko. Przystanęła tak zamyślona przez chwilę bowiem sama odległość od Soso, odległość od Kyozo sprawiała, że udanie się w to miejsce było dość ryzykowne, tak je przynajmniej widziała. Zdawała sobie sprawę, że klan Hyuga raczej nie odważyłby się od tak przekroczyć granicy... No ale jeśli? Jeśli to ich sprawka? Wiele myśli przebyło wtedy przez jej głowę.
- To tylko bandyci... Tylko? - Zadała sobie sama pytanie, oni to też ludzie, też potrafią być niebezpieczni, też mogą być shinobi. Też mogą skrzywdzić i ją i rolników, kto więc jak nie ona miałaby ich ochronić. Zwłaszcza, że to ją tam posyłają, dlaczego akurat ją?
- Dlaczego posyłają mnie tam samą... - Westchnęła lekko, otoczenie i lokalizacja osady pozwalała łatwiej zlokalizować te tereny już w samej trasie, wiedziała czego wypatrywać. Częściowo obawiała się udania tam sama jednak informacja o shinobim który tam stacjonuje sprawiła, że poczuła ulgę. Nie będzie sama, mimo to nie była to całkowita ulga. Skoro ktoś tam stacjonuje i dalej dochodzi do kradzieży... To albo przestał wykonywać swoje obowiązki z jakiegoś powodu lub... Przestał robić to celowo.
- Czy mogę mu zaufać? - Zagryzła wargę krzywiąc się przy tym odrobinę, bo tak naprawdę czy ten ktoś mógł zaufać jej? Po prawdzie mogła być każdym i tamten shinobi nie miał najmniejszych powodów by jej zaufać, zwłaszcza w czasie wojny, pozostało słowo... No i co jeszcze? Musiała mieć ze sobą coś co potwierdzi jej tożsamość jako członkinię klanu.
- Z drugiej strony... To on może nie ufać mi, jak potwierdzę to kim jestem to też mogę wpaść jeśli to on jest zdrajcą... Ahh, dlaczego tak się tym zadręczam, tyle możliwości - Włożyła palce we włosy lekko się za nie ściskając, tyle rzeczy mogło pójść nie tak, tak wiele możliwości przebiegu wydarzeń, tak wiele planów, jaki powinna ułożyć? Czy jakiś w ogóle powinna? Może najlepiej iść na żywioł, być jak woda, ta niepowstrzymana która płynie przed siebie i żadna bariera jej nie straszna?
Dalsze przeglądanie biblioteczki przyniosło więcej informacji, odnośnie najpopularniejszych upraw, to mogła być cenna informacja przy rozeznaniu okolicy, już na miejscu bowiem może to właśnie tą jedną uprawę ktoś niszczy, albo nie... Bliskość traktu świadczyła, że stali się konkurencją, dostarczanie towarów do Soso również. Komuś mogło być nie na rękę, że osada tak dobrze prosperuje i zgłasza swój sprzeciw... Ta sprawa mogła mieć więcej niż jedno dno. Rzeka która przepływała przez te tereny wydawała się być szeroka, mimo to ciekawiło ją to czy jest w stanie dostać się w ten sposób w pobliże osady. Poszukiwała wzrokiem po mapie jakiegoś portu rzecznego z którego mogłaby skorzystać. Po co chodzić jeśli nie trzeba? To co ją interesowało to jak daleko od samej osady jest port oraz ta rzeka, oraz to czy ktoś się rzeczywiście tamtędy przeprawia. Jeśli odnalazła te informacje to była gotowa do drogi, nawet jeśli ich nie odnalazła to postarała się zapamiętać pobieżnie drogę która prowadzi do osady.
- Jeszcze jedna rzecz. - Powiedziała do siebie zerkając w stronę wyjścia oraz znajdujących się tam przedmiotów na wieszakach. W tym swojej kamizelki z pięcioma kieszeniami oraz zwojami, już schowanymi. Zbliżyła się do niej, założyła ją, potem przyszła pora na buciki które też wciągnęła. Wróciła jednak do stołu i rozejrzała się za jakimś pustym zwojem, kartką na której mogłaby zrobić notatkę. Nie schowała jeszcze mapy dlatego postarała się opisać sobie drogę do osady prostymi znakami i punktami charakterystycznymi, pamięć może zawieźć ale notatka już nie. Chociaż bardziej liczyła, że nie przyda się jej ta informacja, zresztą. Nawet od portu rzecznego może czekać ją trochę drogi.
Jak już była kompletnie gotowa to upewniła się, że pozamykała w domu co mogła i wyszła kierując się powoli w kierunku bramy osady a później tam gdzie tylko mogła czyli do portu rzecznego jeśli takowy w okolicy istniał lub w kierunku osady jak prowadziła ścieżka.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 1 lis 2018, o 16:12
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
17
Śledząc świat opuszkiem palca, trzymając go w dłoniach i wyciskając dla siebie najprostsze drogi z taką samą łatwością, z jaką do herbaty dodawałaś parę kropel cytryny, wyznaczyłaś swoje ścieżki do tej wioski oddalonej od ciebie o długie mile. Dostanie się do Utsukushi drogą wodną było dość proste - wioska, która przysiadła nad tą rzeką, znajdowała się nieopodal Saimin, było ci niemal po drodze - wystarczyło tylko pójść bardziej na ukos, nie zmuszało do cofania, zresztą - nie był to jedyny przystanek, w którym mogłaś skorzystać z takiego środka transportu. Najbardziej spokojna z opcji, bo przecież na środku rzeki nie zaskoczą cię nagle rabusie, nie napadną Hyuga, którzy polowali jak łowcy na dzikie zwierzęta tu, w Soso. Czy to jednak tam , przy swojej granicy? Znalazłaś drogę, którą mogłaś się bezpiecznie skierować do przystani, stamtąd już prosto - do miejsca docelowego, gdzie o pomoc poprosiła cię matka. Ta, której plecy zapamiętałaś, nim zostawiła cię w półmroku. Naniesione na mapę poprawki zapewniały, że nie zdołasz się zgubić, ani żaden przewoźnik nie wrobi cię w bambuko, wysyłając w drugą stronę. W końcu musiałaś dotrzeć do tych twoich tylko bandytów.
W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na twoje głośno zadane pytanie. Tylko ta chryzantema - ona zaś uparcie milczała. Gdybyś się wystarczająco mocno skupiła, może usłyszałabyś jej cichy chichot, rozbawienie godne samych bogów, gdy obserwowała twoje myśli, spijała je z twoich ust, jak chłód zbliżającej się zimy spijał ciepło z niedopitej herbaty, z której dawno przestała się unosić para. Zimny kubek, czarna ciecz w nim. Zimne powietrze, na które byłaś wystawiona. Muszki obsiadły gliniane naczynie, spijały wodę, szukając jej jakiegokolwiek źródła. Jedna z nich spadła do środka i po chwilowej plątaninie skrzydeł i nóżek - przestała się ruszać. Martwa.
Zamknęłaś za sobą drzwi do domu i ubrana w ciepły płaszcz - wyruszyłaś. Dokładnie tam, gdzie podążać nie powinnaś, skąd winnaś uciekać. Lecz nie, nie było logiki w życiu shinobi, nie mogło jej też być w życiu kunoichi. Nogi zaprowadziły cię do właściwej przystani. Jeden z pracujących tam mężczyzn poinformował cię, że statek, który wypływa w stronę twojej destynacji, powinien przypłynąć za około godzinę. Miałaś więc wiele czasu do zmarnowania i jeszcze więcej do poświęcenia go na rozmyślania i snucie fantazji dotyczących wszystkiego, co dręczyło twoją zapracowaną, lękliwą głowę, która analizowała czarne scenariusze i te najbardziej prawdopodobne. Niewiele informacji, jakie dostałaś o misji, nie pozwalały snuć dokładnych planów na następne kroki, ale na pewno pozwalały zaplanować te najbliższe. Szum rzeki był uspokajający. Zanurzyłabyś się w klimacie, łykając świeżość powietrza, gdyby nie smród ryb i widok znużonych, brudnych twarz marynarzy, którzy kręcili się po porcie, zbyt niechlujni, by ruszyć na morze, za mało odważni, żeby osiągnąć w życiu więcej. Znasz ten strach? Ten, co blokuje, nie pozwala rozwinąć skrzydeł? Zdaje się, że już to przerabiałyśmy, Przyjaciółko.
Pewnych szans nie można przegapić. Nie można ich też zmarnować.
Statek przypłynął. Choć raczej nazwanie tego "łodzią', czy też "kutrem", bardziej pasowało. Rozklekotana łajba trzymała się na słowo honoru, a oni jeszcze dopakowali ją towarami. Kapitan statku wziął od ciebie prowizoryczną opłatę 50 ryo, nie pytał po co i dlaczego. Jedno było pewne - nie pasowałaś tutaj. Kwiat o zotych płatkach wsunięty między wrony. Nikt cię nie zaczepiał, za bardzo zajęci swoimi pracami i swoim nic-nie-robieniem. Snuli się jak muchy, które oblazła smoła. Ich brudne ręce były jak odzwierciedlenie brudnych myśli - ten świat był ci obcy. Nie pasował w żadnym z wierszy do tego dobrze ci poznanego.
W końcu Utsukushi wyłoniło się na horyzoncie. Na tle zbierających się chmur wyglądało szaro i ponuro ze swoimi drewnianymi wieżyczkami i drewnianym murem, który miał, częściowo przynajmniej, oddzielać go od... właściwie to nie wiadomo czego. Ktokolwiek projektował to miasto, nie pokusił się nawet o to, by tym murem otoczyć całą wioskę. Im bliżej byłaś, tym bardziej solidne budynki się jednak stawały. Z burty widać było część wypalonych ziem, w oddali, jeszcze za miastem, kikuty tego, co kiedyś naprawdę było budynkami, ale sama wioska wydawała się nietknięta. O ile w ogóle można było mówić o jakimkolwiek "tknięciu", skoro całe to miejsce zdawało się być przekrzywione . Jak brudny posąg Artemidy, na którym miał przysiąść Kruk. Wszyscy czekali już tylko na niego, by wiersz mógł zostać zakończony. Statek dobił do portu. Kilka desek, miejsce na wypakowanie towarów, magazyny przylegające do tego, co miało być murem. To, co miało być bramami miasta, stanowiło jedynie przerwę w palisadach.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 1 lis 2018, o 18:03
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Czy to już? "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Płaszcz nie był byle jaki, otrzymała go jeszcze w Hanamurze, był on pamiątką pierwszego spotkania z Terumim. Od niego go otrzymała. Płaszcz jak płaszcz, nie był jakiś strasznie gustowny, nie wyróżniał się aż tak bardzo. Jedyną rzeczą która nieco odróżniała go od innych było kilka fioletowych wyszywanych elementów. Nie było oficjalnego polecenia, a mimo to uważała, że zadanie musi wykonać, w tym wypadku nie dla klanu a dla siebie i matki. Kiedyś... Chciała udowodnić, że jest coś warta i zawiodła. Nie dosłownie jednak to ktoś inny okazał się bohaterem tamtego dnia, nie chodziło tutaj o zostanie właśnie kimś takim a o udowodnienie sobie wartości oraz innym o zwykłym rozpoznaniu jej jako kogoś na kim można polegać a nie kogoś kogo trzeba pominąć.
Po wyjściu z osady dotarła do przystani którą wypatrzyła wcześniej na mapie i już na początku okazało się, że miała chwilę czasu, godzinę dla siebie w porcie. Mogła zająć się wieloma sprawami, być może i by się nimi zajęła gdyby nie panująca tutaj atmosfera, zapach ryb raczej nie ułatwiał zniesienia tej godziny, było ciężko.
- Ależ śmierdzi - Pomyślała na początku spoglądając na tych wszystkich marynarzy. Niby zwykłych ludzi którzy zajmowali się swoimi sprawami, pracowali albo i nie. Nie musiało to jej obchodzić, w tej chwili jednak zastanawiała się czy rzeczywiście jest kimś więcej, kimś ponad te istoty niższe które pracują w porcie, czy jest lepsza od nich? Może oni i ich brudne dłonie i twarze, tak różne od jej jednocześnie coś potrafiących to i owo, delikatnych, to był inny świat. Ogromne zderzenie z tymi którzy musieli sobie jakoś radzić, z tymi którzy robili to co musieli by przeżyć, poradzić sobie na wojnie która ich nie dotyczyła.
Strach, ten który paraliżuje i zapewnia cię, że najlepiej jest nie robić nic, wtedy zastygasz w szoku, tak, bardzo dobrze znała ten strach, doświadczyła go więcej niż raz, nikt nie chce go doświadczyć. Mimo to, można uważać się za szczęściarza jeśli przetrwa się to raz i wyjdzie żywym, bowiem często takie coś kończy się śmiercią a ona? Cholerna szczęściara, trzy razy uniknęła kary losu za zastygnięcie, wiedziała, że nie może sobie pozwolić na taką sytuacje nigdy więcej. W końcu dotarł na miejsce, ten majestatyczny statek który miał pomóc przeprawić się jej przez morza i oceany, rzeki i jeziora... Ta ledwo utrzymująca się na wodzie łajba mająca zabrać ją w miejsce jej przeznaczenia, czym ono rzeczywiście było, rozkaz, przeznacznie... Miejsce od którego powinna trzymać się z daleka, wszystko o tym świadczyło, wojna, koszmary, ci ludzie, ten statek. Nic nie było godne zaufania, wszystko stawało przeciw niej, stawiało ją samą przeciwko zagrożeniu, niebezpieczeństwu które tam gdzieś drzemało i czekało by pochwycić ją jak ten wszystkim znany wilk polujący na czerwonego kaptura, fioletowy kapturek jednak nie otrzyma szansy na zadanie pytania o wielkie zęby czy oczy, zwyczajnie zginie jeśli nie będzie czujny, bajki się skończyły a to był świat dzieci-żołnierzy którzy umierali na wojnie, na froncie w otwartej walce, czym była zwykła banda rabusiów w przypadku takiej perspektywy? Niczym, tak samo jak i ona jest niczym oraz ci rybacy i przewoźnicy, nikt nie ma znaczenia, nikt się nie liczy.
Statek jakoś płynął, ani kapitan ani pozostali członkowie załogi nie wydawali się osobami które mogłyby coś wiedzieć o problemie który powinna rozwiązać, nie chciała też zadawać pytań, zbyt bardzo mogłaby się ujawnić, zbyt bardzo im nie ufała, zbyt bardzo nie pasowała. Czy ich obchodziło kogo przewozili? Liczyło się Ryo które dostali do ręki, tylko tyle i aż tyle, kilka moment brzmiących w mieszku to wszystko czego oczekiwali.
- Szarość. Chmury... Nie wygląda to za dobrze - Stwierdziła sama do siebie, częściowo sam widok osady wprawił ją w pewnego rodzaju zdziwienie, nie mniej jednak pierwsze co - Chmury, na pewno będzie padać a deszcz w takim miejscu to nie jest najlepsza pora na rozpytywanie i szukanie informacji. Zła pogoda, zły czas. Wszystko przeciw niej.
- Mury? Wieże? Tak jakbyśmy tworzyli tutaj bazę wypadową albo większy posterunek... - Podniosła brew nieco zaskoczona, bardziej przypominało to zniszczony fort niż rzeczywiście małą rozrastającą się wioseczkę jakiej oczekiwała. Zainteresował ją niedokończony mur, jaki miał cel? Kto wie, może jakiś Yamanaka chciał się tutaj osiedlić i stworzyć z tego miejsca osobistą fortecę niczym jakiś ziemski lord. To było możliwe, prawda? Przeszła wtedy na dziób tego statkopodobnego tworu. Przyglądała się wiosce z tej płynącej perspektywy, nie wiedziała co miała o niej myśleć, część budynków wyglądała kiepsko, inne całkiem dobrze, tak jakby to miejsce odwiedziła prawdziwa wojna lub odbyła się tutaj mała bitwa która niemal nie zostawiła po sobie śladu.
- Wypalone ziemie? Więc to jednak prawda... - Powiedziała do siebie obejmując swoją brodę palcami, myślała. Zastanawiała się jak rzeczywiście poważne straty ponieśli ci ludzie w wyniku ataków bandytów bowiem nie mogła to być mała grupa jeśli była w stanie zniszczyć budynki należące do wioski jeszcze przed murami. Stacjonujący tutaj Shinobi na pewno poradziliby sobie z takim błahym problemem. Musiało tutaj chodzić o coś więcej o kogoś więcej. Tym bardziej niepokojące było wysłanie tutaj jej, zwykłej doko.
- Ta misja może wcale nie być dla mnie, na początek będę musiała rozejrzeć się po okolicy i dopiero później podjąć jakieś działania. Jeśli misja wykracza poza moje możliwości... Czy powinnam nawet tak myśleć? Już zakładać takie warianty? Ale jeśli? Nie pozostanie mi nic innego jak sprowadzić pomoc z Saimin. - Oblizała lekko usta nawilżając je, wypuściła z siebie powietrze gdy dostrzegła, że już dobijają do portu o ile można tak nazwać kilka desek przy których zadokowali. Nim jednak zeszła z pokładu zdecydowała się zapytać kapitana.
- Przepraszam... Jakieś szczególne towary tutaj przywozicie? - Zapytała go, nie chciała wiedzieć dużo więcej, właściwie tylko co przewozili, nie była to raczej ogromna tajemnica. Później zeszła z portu spoglądając na te niewiadomo po co mury. Nie zakładała kaptura póki nie zaczęło padać. Wpierw chciała się rozeznać po topografii osady i jak rzeczywiście wielka była. Pierwszym miejscem jakie powinna odwiedzić to dom tutejszego włodarza. Prawdopodobnie był to największy budynek gdzieś w środku osady, a nawet jeśli nie to odnalezienie go nie powinno być wielkim problemem bowiem każdy wiedział gdzie jest i to właśnie tam gromadzili się od czasu do czasu najważniejsi ludzie z wioski. Nie chciała robić wielkiego szumu w koło siebie bo nie o to jej chodziło, lepiej działać z ukrycia najdłużej jak można. Wpierw jednak zwiad i informacje. Powiadają, że słowa są najcenniejszą z broni jakimi może władać Shinobi, najpewniej i tak było w tym momencie. Skoro osada prosiła o pomoc to młoda będzie miała kilka pytań do tutejszego pana a może i innych osób.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 1 lis 2018, o 21:43
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
19
Nadal zupełnie nikt nie zaprzątał sobie głowy twoją osobą, przejrzysta nimfa, co w swojej delikatności zdecydowała zalśnić doskonałością na ludzkim statku, nie mając innego wyjścia w podróży. Miała wyjść wiele - wybrała tą najwygodniejszą. Choć koniec końców chyba lepiej byłoby nadłożyć parę godzin drogi i skorzystać z traktów, gdzie przynajmniej w żołądku nie przewracało się od smrodu potu tych nieszczęśliwych ludzi, dla których higiena osobista leżała najwyraźniej na samym końcu rzeczy istotnych. Może nawet wypadła z tej listy zupełnie.
- Hee? - Zapytał mężczyzna, kierując na ciebie wzrok. Jedyna osoba, która cię rzeczywiście zauważyła. Widziała, kiedy mu płaciłaś i zauważył teraz, kiedy do niego zagaiłaś. Musiał mieć już dobrze po czterdziestce, wyhodowany mięsień piwny, zarośniętą mordę, tą z rodzaju złych, które sprawiają, że za bardzo nie chce się mieć z tym typem do czynienia. Złego ci niczego nie zrobił, więc nie było tak źle. Był nawet całkiem uprzejmy. - Nic specjalnego, panienko. Przyjeżdżamy zabierać stąd towar, nie go dostarczać. - Ściągnął czapkę z głowy, kiedy z tobą rozmawiał, tak dla pokazania szacunku.
Położono kładkę, którą zeszło dwóch marynarzy, w tym kapitan, i zanim dobrze rozchulali się z przenoszeniem towarów, bezpiecznie zeszłaś na zbite deski. Coby nie powiedzieć - jak na taką wioskę, mimo wszystko port wyglądał naprawdę przystępnie. Magazyn, z daleka wydający się zbitką dwóch desek na krzyż, okazał się murowany - jak i większość domów, która drzemała w samym centrum miasta. U postaw kamienne, obudowane częściowo drewnem, z wypalonymi dachówkami. Twoje oczy nie odnajdywały tutaj jednak składności kompozycyjnej. Od razu było widać, że miejsce tworzone było na bieżąco i nikt szczególnie nie przejmował się kwestiami estetycznymi. Najbliżej ciebie, biedne, sklecone z czego się dało chatynki, nawet nie nadawały się do tego, by w nich zimować. A sądząc po ruchu - ktoś je normalnie zamieszkiwał. Miasto nie było gotowe na taki rozrost, a ludzie do niego lgnęli i nie było jak zapewnić wszystkim pracy, więc tworzyły się małe slumsy, mocno oddzielając tych, którzy pieniądze mieli, od tych, których im brakowało. Nie wyglądało to jednak, w całokształcie, aż tak źle... nie wyglądało... nie mogło. A jednak - wyglądało. Mizernie, szaro, może pogoda miała większy wpływ na odbiór malowanego przed tobą obrazu, może było w tym coś więcej. Jakiś ponury cień chryzantemy .
Udeptana uliczka była trochę wilgotna. Musiało tu już trochę padać, ale na pewno nie dzisiaj, na pewno nie wczoraj. Wieczór powoli pochłaniał świat w mroku, o tej porze roku szybko robiło się ciemno, a podróż mimo wszystko parę dobrych godzin trwała, choć i tak skróciłaś ją do minimum. Sporo osób kręciło się nadal po ulicach, w oknach widać było już pierwsze blaski rozpalanych świec. Każda z tych dróg - szerokich i nie - prowadziła do tego samego miejsca. Na rynek. Na samym jego środku stała studnia, a przed nią pięknił się kamienny budynek, który należał do włodarza. Po drodze, przy samym porcie, zaraz za murem, widziałaś jedną karczmę, tuż przy rynku stała druga. Na pewno była i trzecia w takim wypadku, przy samym wypadzie z miasta, przy głównej drodze. Mieszkańcy - jak wcześniej marynarze - nie robili sobie nic specjalnego z twojej obecności. Ot - byłaś. Do tego chwilowo wszystko się ograniczało. Nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że miałaś być kimś, kto im pomoże. Wspomniany dom włodarza nie był jakoś szczególnie okazały, wyróżniał się głównie tym, że cały był z kamienia, a nad wejściem zawieszono wypchany, niedźwiedzi łeb. Jedna z tych bestii, na które z dumą polowało się w górskich lasach. Podłużny, piętrowy budynek, nie umywał się poza tym do siedziby władzy w twoim rodzinnym mieście. Nikt nie strzegł zamkniętych drzwi.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 2 lis 2018, o 00:15
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Włodarz spalonej ziemi "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Kapitan początkowo wydawał się odrzucający jak reszta załogi, w chwili rozmowy.
- Dlaczego ja z nim właściwie rozmawiam... - Zadała sobie pytanie blondynka w pierwszej chwili, oczywiście szybko okazało się, że nie był taki zły a pozory mylą ale wciąż nie był to jej ulubiony typ człowieka. Podróż minęła strasznie i częściowo Inoshi miała wrażenie, że przesiąkła zapachem tej łajby, nie czuła się przez to dobrze, na całe szczęście może to było tylko jej wrażenie, oby tak było. Bo przecież jak to mówią skunks nie czuje własnego smrodu. To jego perfuma.
- Zabierają towar, czyli to oni dostarczają go do Saimin i w inne miejsca - Prosta droga dedukcji, ci mężczyźni byli ostatnimi na linii którzy mieli kontakt z towarem w wiosce. Byli też ostatnimi którzy mogliby coś nabroić, to była cenna wiedza którą można wykorzystać później. Czy jednak będzie trzeba? Początkowe wrażenia trzeba było schować do kieszeni, magazyn okazał się wyglądać całkiem porządnie, to była jedna z rzeczy które ją zainteresowały, już w tej chwili miała na swojej liście wizytę w magazynie. Na wszystko przyjdzie jednak odpowiednia pora. Może nawet obędzie się bez tej wizyty. W tej chwili jednak nie wiedziała tego. Wkroczenie do wioski i postawienie tam pierwszego kroku także przyniosło nowe wrażenia, to tak jakby ktoś oferował ci nowy powóz obity drewnem a w środku wypełniony złotem. Może nie do końca złotem, w tym wypadku kamieniem ale sama jakość mówiła w tym wypadku za siebie. Nie była to wiocha zabita dechami o nie. Była to wiocha zabita kamieniem, ile stopni wyżej leży drewno od kamienia? Pewnie kilka, jeśli nie leży na tej samej półce. Wszędzie musiała się jednak natrafić jakaś drzazga, domy te przypominały raczej porozrzucane domino niżeli jakiś spójny plan. To świadczyło o tym, że osada musiała rozwijać się szybko i bez planu. Wszystko po prostu się stało.
- Czy ktoś to w ogóle planował? - Pokręciła głową z niedowierzaniem, bowiem w niczym nie przypominało to porządku jaki widziała w Saimin lub w innych miastach na świecie. Pierwsze z chat które mijała były zwykłymi ruderami postawionymi na szybko, bardzo szybko ale i one kiedyś staną się murowanymi świadectwami rozwoju tej osady, pewnie podobnie było z resztą, osada wciąż prosperuje to więc nadawało nadzieję. Pozostawiało to pewien niesmak w ustach blondynki, szybko połapała się co jest grane. Wewnętrzny krąg, ten za murem zamieszkiwany był przez tych którzy pieniądze mieli a zewnętrzny krąg przez tych którym ich brakowało. Selekcja naturalna... Nie, nie naturalna, selekcja biznesowa zrobiła swoje i podzieliła ludzi.
- To kolejny problem... Kolejna teoria mogąca wyjaśnić spalone zbiory... Za dużo tego - Pokręciła głową przecierając oczy, nie była zdumiona, była częściowo smutna zadaniem jakie otrzymała bowiem wiedziała, że rozwiązanie problemu prawdopodobnie nie rozmyje problemów wioski, nie można uratować wszystkich nawet jakby się chciało, ktoś broni jednak próbować? Wróci czy nie wróci? Takie pytanie zadała chryzantema najpierw. W połowie opadających płatków musiała je jednak zmienić bowiem teraz nie chodziło już o sam powrót a o rozwiązanie sprawy. Poradzi sobie czy nie?
Ziemia była dosyć wilgotna, grząska, nic miłego deptać po tak mokrej ziemi, mokrej od jakiegoś czasu, ciągle deptanej, to świadczyło, że mieszka tutaj sporo ludzi skoro ziemia nie ma czasu odpocząć. Była jesień, dni były krótsze, blondynka nie mogła więc rozglądać się po wiosce w nieskończoność, musiała zdecydować się co zrobić najpierw jeśli nie chciała by zostać zaskoczona przez noc.
Wszystkie drogi prowadziły do Kami no Hikage? Albo do Ryuzaku, tak mówili, czyż nie? W tym wypadku wszystkie prowadziły do dużego kamiennego budynku na środku placu targowego. Yamanaka nie interesowała się za bardzo straganami które były tam rozstawione, zerknęła w ich stronę jednak nie czuła się zobligowana do kupowania czegokolwiek albo dłuższej konwersacji z kimkolwiek, ignorowali ją, tak będzie lepiej, przynajmniej na teraz - stwierdziła.
Może i budynek nie był okazały, lokalizacja i ogólna jego aparycja wystarczyły by wydedukować, że właśnie tutaj przesiaduje ktoś ważny, niedźwiedzi łeb na drzwiach? No to musi być trofeum tutejszego zarządcy. Stojąc tak przed wejściem do budynku coś nie dawało jej spokoju bowiem...
- Gdzie są ci shinobi? - Zastanawiała się rozglądając po wiosce. Już dawno odkryliby jej chakrę gdyby tutaj byli, na pewno już byliby w kontakcie, gdzie więc oni są? Starając się być czujna weszła po schodkach do drzwi największego budynku. Przed wejściem zastukała do drzwi trzy razy. Sama otworzyła drzwi jeśli była w stanie, nie było strażników więc kto by ją powstrzymał. Drugą dłoń trzymała za plecami w pobliżu torby. Była w płaszczu więc nawet ludzie którzy ją obserwowali nie byliby wstanie dojrzeć gdzie dokładnie trzyma drugą rękę. Czy niedźwiedź rzeczywiście był powodem do dumy? Zabicie i wypchanie zwierzaka który prawdopodobnie bronił tylko swojego domu? Jeżeli z takimi przeciwnikami walczyli tutejsi to nic dziwnego, że większe problemy ich przerastają.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 2 lis 2018, o 16:10
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
21
Rozmawiałaś, bo musiałaś, bo nie było innego wyjścia. Chyba nie było. Równie dobrze mogłaś zapytać kogokolwiek innego, przecież też by było dobrze. Z drugiej strony ten ktoś "inny" nie był kapitanem statku, więc..? Więc wylądowałaś pod drzwiami tutejszego władcy , jeśli tak go można było określić. Osoby, która albo była odpowiedzialna za te ziemie, albo wystarczająco bogata, żeby móc się za takiego podawać. Jednocześnie na tyle nic nie znacząca, że liderka Yamanaka, zwłaszcza teraz, w obliczu wojny, mogła go ignorować i machnąć na niego ręką. Niech będzie, robi to, co ma robić, dopóki wioska wywiązywała się ze swoich zobowiązań, dopóty mogła liczyć na pomoc shinobi. Nie było chyba tak odważnego, który zdecydowałby, że jest w stanie sprzeciwić się tym, którzy nazywani byli szarymi eminencjami Karmazynowych Szczytów. Władcy Umysłów od siedmiu boleści. Bardziej klątwa normalnych ludzi, niż ich błogosławieństwo. Gdyby nie było chakry przecież nie byłoby też tak drastycznych wojen. Pojedynczych jednostek, które potrafiły zmieść kilkoma ruchami dłoni i odrobiną chakry całe wioski.
Niedźwiedź spoglądał na ciebie szklanymi, sztucznymi ślepiami. Pełnymi agresji - albo tak ci się tylko wydawało, bo szczerzył na każdego przybyłego swoje żółtawe kły. Spiżowe futro wyglądało na niezwykle zmierzwione w obliczu wilgoci, która unosiła się w powietrzu i przy poczuciu rozmiękłej ziemi pod nogami. Nie na tyle miękkiej, by stanowiła błoto, które pryskało na boki, ale na tyle miękkie, że buty zabrudzały się od razu, kiedy tylko postawiło sie tutaj swoje kroki. Przed samymi drzwiami znajdowała się drewniana kładka, która miała część chociaż ziemi zostawiać na deskach, żeby podróżni, wchodząc do środka, nie wnosili ze sobą całego brudu podróży. Już uniosłaś swoją piąstkę, by zastukać do ciężkich drzwi, które oddzielały cię od wnętrza posiadłości i wiedzy, jaką planowałaś zebrać, kiedy z karczmy za twoimi plecami dobiegł cię hałas. Na tyle wyrazisty w pomruku tego miasta, że nie mogłaś go przeoczyć - nikt nie mógł. Dwie osoby, które właśnie wychodziły z rynku, zatrzymały się, by obejrzeć się na widowisko, kramikarze zerkali z mizernym zainteresowaniem, jakby widzieli to na co dzień - i pewnie widzieli. Miasto, do którego trafiają tylko wyklęci, nie mogło się poszczyć normalnością wydarzeń. Odwrócisz się? Może zabije mocniej twoje serce, może ciśnienie skoczy w górę, pobudzi umysł, który i tak pracował już na najwyższych obrotach, szukając odpowiedzi na swoje zadawane pytania, kreowane coraz gęściej na palecie niepewności, mieszane ze sobą z talentem malarza, który tworzy odpowiednie kolory, mieszając ze sobą jedynie te podstawowe. Piątka mężczyzn wypadła z baru, widziałaś niemal dym ciepła, choć zapach do ciebie nie doleciał to mogłaś sobie wyobrazić woń taniego alkoholu i strawy mieszający się ze sobą. To chyba tutejsi - albo tylko przejezdni? Jeden z nich wytargał na zewnątrz smukłą, drobną przy nich sylwetkę, która osłaniała swoją głowę rękoma - i słusznie. Zaraz został rzucony na ziemię jak ostatnia szmata, a jego czarne, eleganckie ciuchy, mocno kontrastujące z jego bladą skórą i złotem włosów, przetarły wilgotną ziemię. Chłopak nawet się nie bronił. Ledwo był w stanie podeprzeć się rękoma o ziemię, chwiejąc, jakby bardzo mocno oberwał w głowę. Albo był bardzo pijany.
- Wypierdalaj stąd, młokosie! - Wydarł się ten, który go wytargał. Drugi z nich podszedł bliżej, by z całej siły kopnąć chłopaka, który nie mógł mieć więcej jak siedemnaście wiosen, w podbrzusze, sprawiając, że ten skulił się do pozycji embrionalnej.
Zapukasz?
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 2 lis 2018, o 18:52
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Wspomnienia? "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Oczy... Zawsze potrafiły przekazać więcej niż gesty i emocje, one były zwierciadłem tego co ktoś czuje, tym razem jednak te złe... Szklane oczy niedźwiedzia posiadały w sobie złość, jak bardzo trafną, że ktoś umieścił tą głowę wypchaną jako jakieś trofeum. Mimo to, ta złość nie była prawdziwa bo nie mogła, te oczy były martwe, nie było duszy której zwierciadłem mogłyby być, ta złość była sztuczna i przedstawiała tylko to co właściciel chciał, złość... Mającą odpędzić i wprowadzić w pewien szczególny nastrój. Inoshi była gotowa zapukać, w tej jednej chwili jednak coś zaczęło się dziać na głównym targu, wcześniej było względnie cicho i nagle przestało, nikt nie mógł tego pominąć tak? Skoro tak to i blondynka nie mogła, musiało to do niej trafić a jednak powstrzymała się z puknięciem w drzwi bowiem coś zwróciło jej uwagę, nagły ruch który sprawił się obróciła głowę w tamtą stronę, dostrzegła pięć postaci, pięciu mężczyzn którzy wyłonili się z budynku, wyglądało na to, że tawerny. Kto wie kim byli, nie miało to dla niej żadnego znaczenia.
- Burda... Jak zawsze przyciągam kłopoty - Westchnęła opuszczając rękę, nie odwróciła się całkowicie, ukradkiem, z oddali spoglądała na całe przedstawienie które się tam rysowało. Ciągnęli za sobą coś albo kogoś. Szybko stało się jasne, że był to chłopak o złotych włosach oraz bladej cerze, włosach które kontrastowały z jego ciemnym ubraniem oraz wszystkim innym co zastała do tej pory w wiosce i tym jak prezentowali się tutejsi ludzie.
- Czy to? - Zastanowiła się marszcząc nieznacznie w tej chwili brwi, wydała z siebie nieznaczny odgłos zdziwienia a zarazem od razu jej mimika się zmieniła, pojawił się na niej grymas, nie podobało się jej to czego była świadkiem, zacisnęła lekko opuszczoną pięść, nie chciała stawać do walki, nie była pierwszą lepszą awanturniczką. Stroniła od zadawania ran, przynajmniej nie chciała tego robić, zwłaszcza teraz na środku miasta.
- Jest ich pięciu, mogę nie dać rady - Spuściła nieznacznie głowę bowiem mogłaby ich przegonić rzuconym shurikenem, kunaiem, czymkolwiek ale to od razu sprawiłoby, że ściągnęłaby sobie na głowę wszystkich, każdego kto tutaj jest i obserwuje sytuację. Nie pasowało jej to w żadnym wypadku. Nie wiedziała czym zawinił, wyglądał na bogato odzianego, może przegrał w kości i zwyczajnie dostał nauczkę? Kto by to wiedział, ona nie wiedziała, nie było szans by dowiedzieć się więcej w tej chwili. Nie zmieniało to faktu, że sposób w jaki został potraktowany nie był godny osoby, nikt nie powinien zostać tak potraktowany, ona dobrze o tym wiedziała, pamiętała...
Spuściła rękę na swój tors a później na brzuch, trzymała ją tam przez sekundę, a później zacisnęła.
- Spróbujmy... - Normalnym krokiem oddaliła się od budynku zarządcy, jak tylko mogła zbliżyła się do kramiku, jednego z najbliższych przy których ktoś stał. Wystarczył jej ktokolwiek, przysunęła się lekko i szeptem zapytała przytykając dłoń do przeciwnej strony twarzy.
- Hej, kto to jest? Jakiś tutejszy oszust? - Zwróciła się do tej osoby dalej biernie obserwując zdarzenie. Skręcało ją w żołądku, chciała usłyszeć to co mogła jak najszybciej by móc zacząć działać, móc zdecydować co zrobić, bo nawet jeśli ten ktoś był oszustem to wciąż był sam a ich było pięciu. Czy to zachowanie godne ludzi?
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 2 lis 2018, o 20:43
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
23
Za twoimi plecami szklane oczy, przed tobą piątka całkiem żywych. Też się szkliły. Ich pewnie też ktoś wypchał. Wziął skórę człowieka, napełnił złością, puścił między innych. Tam przykazano trwać, spacerować, żreć i wydalać się. Jak zaprojektowana maszyna, która nie nadawała się do czegokolwiek innego. Stworzeni do agresji - nie takiego miejsca szukałaś dla siebie, a tylko do takich trafiałaś. Jak złe fatum - nieszczęście wędrowało przed tobą, nie za tobą. Trafiało bezpośrednio tam, gdzie zaglądałaś i ty, tworzyło dla ciebie w tej ugniecionej ziemi ślady, które nieświadomie nadeptywałaś. Moje biedne dziecko... Złotogłowa, o czole zwieńczonym pocałunkiem swojej matki, za dużo złego już przecięło twoje życie. Jak to dobrze, że dla wyrównania, Kosmos postanowiła być sprawiedliwa i zesłać ci odrobinę osłody.
Kolejny kopniak opadł na ciało chłopaka, tym razem z drugiej strony - prosto na jego wygięte, wystawione na cios plecy. Poczułaś te pręgi, które rozniosły się po twoim własnym kręgosłupie, czy zupełnie wyłączyłaś się na współodczuwanie? Wojna, co wstawała w płonących promieniach słońca , twój własny kat, który mógł cię poprowadzić na samo dno. Wolno zapadająca noc i ktoś, komu nikt z miejscowych, których energię wyczuwałaś, nie był chętny pomóc, środek miasta i jednocześnie kompletne odludzie. Jedna z osób odebrała od sklepikarza swoje zamówienie i przeszła bokiem, oglądając się tylko z ciekawością. Nie jego zdrowie, nie jego sprawa - tak dopiero było zdrowo . Widzisz, kłopoty działy się obok ciebie. To ty wsadzałaś w nie palec jak we wściekle poruszające się mrowisko. Czerwone mrówki, zamiast cię odstraszać, tylko przeciągały. Musiałaś gdzieś przegapić etap dzieciństwa, w którym brało się do dłoni szkiełko, wypatrywało słonecznego dnia, a potem tłumaczyło, że to podpalenie pola, na którym stało mrowisko, to nie twoja wina. Nie twoją winą był też jęk, który dotarł do twoich uszu, wyrwany z płuc osoby, której blada skóra coraz mocniej się zabrudzała. Tak jak to ładne ubranie, które nosił, szyte chyba na miarę, jak on cały postawiony był tak akurat . Mógłby stać w oknie tego kamiennego budynku za twoimi plecami, tuż nad łbem niedźwiedzia, udając zmorę. To twoje prywatne fatum. Trzeci kopniak sprawił, że wygiął się w tył, rozchylając powieki. Teraz widziałaś go całkiem wyraźnie.
Twoja Turkusowa Śmierć nie różniła się niczym od tej, którą widziałaś we śnie.
Drzwi do karczmy same się zamknęły za ich plecami, ale widziałaś ciekawskie głowy wyglądające za tym, co się dzieje. Zaraz też drzwi się otworzyły i wypadło na zewnątrz parę osób - jedna z kuflem piwa w łapie, wszyscy nie tyle pijani, co już lekko podpici do stopnia, w którym stali prosto, ale humor dopisywał. Nie byli agresorami - jedynie gapiami. Mężczyzna z kuflem, o długiej brodzie, uniósł brwi ze zdumienia, jakby chciał zapytać z uśmiechem: "a co tu się odpierdalaaa?", ale sobie darował. Usunął się na bok. Tak jak inni. Kolejny kopniak. Kolejny jęk.
- Umm... - Mężczyzna, który stał najbliżej ciebie za blatem kramiku, a od którego przed momentem ktoś odszedł, niemal drgnął, kiedy do niego zagadałaś. Przyglądał się temu wszystkiemu. Zagapił się aż za bardzo. - Przysłali go tutaj Yamanaka. Tak gadał. Miał bronić wioskę, a odkąd się pojawił jest coraz gorzej. - Machnął na ciebie ręką, żebyś się zbliżyła. - Ponoć to on podpalił pola trzy noce temu.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 3 lis 2018, o 00:19
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Orito "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Nie każdy stworzony był do agresji, prócz niej była też obojętność, lekkość z jaką przychodziła ona tutejszym ludziom była zadziwiająca, jednak szybko stało się jasne, on był winny, napiętnowany, takim go stworzyli. Stworzyli sobie własnego demona którego musieli zniszczyć, zdeptać albo zignorować bo wystarczy pięciu osiłków którzy zrobią to za innych, ukarają a czy on rzeczywiście jest winny? To nie ważne, musi być skoro został tak określony, nie zostałby gdyby tak nie było... Ci głupi ludzie.
Kolejny kopniak, czuła go jak u siebie, pamiętała jakie to uczucie, czuła jakby miała się już wyprostować pod samym wpływem tego uczucia, czy to właśnie była empatia? Odczuwanie tego co czują inni? To zwyczajne zrozumienie i pamięć... Pamięć bólu która nie przemijała, ból potrafił wracać, oczy również były w stanie go doświadczać. Ten cios sprawił, że jej tęczówki niemal zadrżały, pomniejszyły się, znowu. Nie bała się, to nie było to. Dostrzegła, zobaczyła znajomą twarz, czy to mógł być rzeczywiście on, Orito?
- O-orito? - Wydała z siebie niemal niemy szept, cichy nie słyszalny nawet i na wietrze jej usta ledwie się poruszyły bowiem nie mogła uwierzyć, że to on, jak się tutaj znalazł i dlaczego? Dlaczego był częścią tamtego koszmaru a teraz jest tutaj, żałosny, brudny... Skopany, czy to był Orito? Ten Orito którego zapamiętała? Jak mógł spotkać go taki los? Nie, to nie mógł być ten Orito, nie zapamiętała go jak takiej niedorajdy. To on był geniuszem, to on był najlepszy z pośród nich. Dlaczego tak skończył, dlaczego tak upadł?
- Co ci się stało Orito... - Zmarszczyła brwi, przyglądając się tym którzy się chełpili nad rannym chłopakiem. Widziała ich, obserwowała. W końcu usłyszała odpowiedź na swoje pytanie, tak jak przypuszczała. Przysłali go tutaj, dalsza część nie miała już jednak znaczenia. Słyszała to co mówił. Była w tej chwili takim samym gapiem jak inni, patrzyła, nie dawała po sobie poznać... Czego poznać, nic przecież nie zrobiła.
- Zapewne... Nie zdziwiłabym się... Muszę iść - Odparła poprawiając kaptur ze swojego płaszcza. Chciała powiedzieć więcej ale nie mogła przetrawić przez swoje małe gardziołko tych obrzydliwych słów które chciała wypowiedzieć by jeszcze bardziej, chociaż na chwilę upodobnić się do tego bezdusznego tłumu. Odeszła swoim zwyczajnym krokiem. Nie miała na celu wchodzenia w środek tej sytuacji o nie. To byłoby zbyt dużo uwagi ściągniętej na siebie. Zrobiła coś innego. Ruszyła między kramikami a tawerną, chciała zbliżyć się do drzwi tej z której przed chwilą wychodzili ludzie i wyszli ci nieokrzesani pijacy. Szukała wzrokiem jakiegoś miejsca, jednocześnie zapewniającego wizję na sytuację, na przynajmniej jednego z oprychów. Nie chciała rzucać się w oczy, jak tylko mogła to podreptała w tamto miejsce, przysiadła przy ścianie i ukradkiem złożyła dłonie w celownik, obrała za cel największego osiłka z grupy, jeśli mogła to tego po środku. Wystrzeliła, to mogło trwać tylko chwilę. Nie zamierzała siedzieć w nim nie wiadomo jak długo, miała jeden cel, zasiać zamęt, to potrafiła robić najlepiej. Siać Chaos, nawet jeżeli nie robiła tego specjalnie. Ci zasłużyli sobie doznać tego chaosu. Przełknęła ślinę, obserwowała przez sekundę leżącego chłopaka by zaraz rozpoznać swoich kompanów.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARRRRRR Wpierdolę wam wy gnojarze! - Wykrzyknęła na cały regulator, chodziło o zwrócenie na pijaka uwagi, to było jasne, to on miał zgarnąć wpierdziel, oczywiście najpierw koledzy którzy raczej zainteresowali się krzykiem kompana który zdawał się stracić rozum. Pytanie jak zareagują gapie i wszyscy inni obserwujący to zdarzenie. Drobny uśmiech na zapitej twarzy i obrót w jedną stronę cios, mocny sierpowy w kolegę, potem odwinęła się ponownie i sierpowy w drugiego. Biła tak by walnąć przynajmniej jednego z nich w nos, jeśli miała kufel w dłoni to nawet i kuflem a co, nie jej piwo, nie będzie szkoda. Jeżeli sprowokuje ich wystarczająco to opuści dryblasa i wróći do siebie, to miał być szybki ruch i jak tylko pojawi się agresja z drugiej strony nie chciała tam już być.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 3 lis 2018, o 10:04
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
25
Nie miał takich jasnych, uważnych oczu. Może nigdy ich nie miał? Ponury świat odcisnął się brudem, syfem, skażeniem w mętnym turkusie, zabrudzonym do tego stopnia, że już nie można było dojrzeć w nim dna. Może to jakiś inny chłopak, jedynie do niego podobny, czysty przypadek zsunął wasze drogi, żeby przekonać się, kim się staniesz w tym prywatnym konflikcie wioski. Będziesz taka jak oni - obserwatorka, bo przecież w obserwacji kryło się coś boskiego, czy może raczej podejmiesz jakieś działania? Spójrz - to nieszczęście cię nie dotyka. Pozostań obojętną, a nie wplączesz się w sprawy, ujmijmy to w sposób prosty - zupełnie nie swoje. Co cię obchodził Orito, skoro nie był twoim przyjacielem? Był ledwo przypadkową jednostką, którą dołączono do twojej drużyny, a która nie miała najmniejszej ochoty zapoznawać się z tobą bliżej, zawsze taki uniesiony, zawsze o kilka stóp ponad wami, ważniejszy, istotniejszy. Szkoda, że tylko w swoich własnych oczach. To, co widziałaś przed sobą, było tłustą kreską postawioną na dawnych obrazach, przekreślającą wszystko to, co do tej pory zapamiętałaś. Rujnowany, stary porządek, nie bolał mocno - bardziej bolały te rany, które zostały na ciebie nałożone świeżo i uświadomienie sobie, że teraz zupełnie niczym nie różnisz się od wszystkich innych ludzi, którzy zbierali się na placu, przystawali przechodząc, tylko po to, żeby się pogapić. Ludziom trzeba było chleba i igrzysk, więc sami je sobie zapewniali.
Ciężko ci było powiedzieć, czy Orito cię rozpoznał. Krótki moment, w którym nawiązaliście kontakt wzrokowy, był zbyt osnuty dla niego dymem i mgłą, by cokolwiek mógł dojrzeć między tymi smugami. Choć, kto wie..? Złoto włosów lśniące w świetle rozpalanych właśnie przez latarnika lamp i pochodni, zieleń myśli, która już uciekała dalej, wiedząc, że nie powinna być taka, jak wszyscy tu wokół. Więc jaka, hm? Lepsza? Bohaterka, której celem nie było zbawienie świata, bo jak można brać się za ratowanie wszystkiego, kiedy nie można uratować nawet samej siebie i tych, którzy byli najbliżej? Tuż obok, niemal ramię w ramię, kiedy współodczuwałaś ból, a ciężar konfliktu stawał się twoim własnym. Dźwignij go na ramiona - byle porządnie. Z niedźwiedziami w ludzkich skórach zawsze ciężko się było mierzyć.
Ustawiłaś się tak, żeby mieć dobry pogląd na całą sytuację i wybrałaś ofiarę, którą chciałaś złapać. Najlepiej stanąć gdzieś z boczku, gdzieś w cieniu, podeprzeć się, żeby twoje ciało nie runęło w dół, kiedy umysł je opuści. Nikt nie zauważył nawet, że drobna dziewczynka na uboczu składa pieczęci. Nie było takiego, który się za tobą oglądał - no, może prócz tego kramikarza, który z zaintrygowaniem odprowadzał cię wzrokiem. Mała dziewczynka, o tak późnej porze, przypatrująca się, jak jej rodak jest maltretowany? Znalazł zupełnie inną sensację, która ciebie obchodziła już jak zeszłoroczny śnieg. Skumulowana chakra powędrowała do jednego z oprawców. Od razu odnalazłaś świat, wyczułaś swoje ciało, zrozumiałaś stan wszechrzeczy. Złapałaś swoją własną równowagę, czując, że to ciało nie jest nasycone alkoholem do tego stopnia, żeby mieszało ci zmysły. Mężczyzna pił, na pewno, twoje zmysły wychwyciły woń tytoniu, potu i alkoholu, tym bardziej intensywnego, że znajdowałaś się teraz tuż przy karczmie i w grupce tych, co z niej wyszli. Głośne odgłosy zabawy ze środka uderzyły mocniej w twoje ucho, przytłumione przez ściany, drzwi i okna. Pod twoimi nogami leżał Orito, ratujący swoją głowę przed kolejnymi kopniakami, które spadały na niego bez litości. Oto był dumny shinobi - anioł, który mierzył wysoko, w kurwę za wysoko. Gdzieś pod słońce, tylko te odbijane blaskiem księżyca, gdzieś na miarę Kogo, by móc dosięgnąć nieba. Tak go zapamiętałaś. Najbardziej utalentowanego z waszej grupy.
Twój wrzask od razu przykuł uwagę wszystkich wokół. Niespodziewany, całkowicie dziki, dudniący głębokim głosem w twojej piersi. Jeszcze bardziej nie spodziewali się tego, że z twojej strony nadejdzie cios. Twoja twarda pięść spotkała się ze szczęką towarzysza. Kufla nie miałaś w dłoni, ale to nic - twoje łapska były wystarczająco twarde. Drugi cios w mężczyznę obok ciebie! Zdumieni polecieli w tył, nawet nie mając czasu zastanowić się nad tym, co się dzieje i dlaczego w ogóle ma to miejsce. Tusza cofnęła się, szok przebił się przez nich pomrukiem zdziwienia. Czułaś krew na swoich knykciach, trzask sugerował, że nos poszedł w najlepsze.
- Co ty, kurwa, robisz?! - Ryknął ten, który wytargał Orito. Z bliska widziałaś, że jest naprawdę dobrze zbudowany, szeroki w barkach, chyba jakby złapał twoje drobne ciało, to złamałby cię w pół jak gałązkę. Tak samo wyglądał przy nim Orito, kiedy teraz leżał na ziemi. Kolejny zamach pięści z twojej strony, ale on nie miał już znaczenia. Ktoś złapał cię od tyłu, chcąc powstrzymać. Ciebie już w tym ciele nie było.
Ocknęłaś się w swoim własnym, czystym, nieskażonym truciznami, nie śmierdzącym męskim testosteronem. Widziałaś, jak ciężki cios, wysadzona buła, ląduje na twarzy tego, którym jeszcze przed momentem sterowałaś. Był tak w szoku, tak zdziwiony, że nie próbował ci się nawet opierać, nie pisnął nawet słówka. Nie wiedział jeszcze bardziej, co się dzieje, niż jego zdumieni koledzy. O ile w ogóle był ich kolegą.
Orito wysunął się, pełznąc po ziemi, z tłumu, w którym zaczęły się przepychanki. Próbował wstać.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 3 lis 2018, o 12:26
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Orito "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Może to tylko jej spojrzenie się zmieniło, zmieniło na tyle, że nie była w stanie dostrzec już tego blasku w oku, tej mocy którą emanował. To była pewna specjalna aura po której wiedziało się, że ten ktoś stanie się kimś, jeśli nie teraz, to później ale w jego wypadku on zawsze był kimś, większym od innych, tym który potrafił kogoś ochronić z czystego obowiązku, nie musiał ich lubić, był shinobim. To on był tym w którym pokładano na dzieje, najlepszy z grupy... Szybko zostanie Akoraito, przewyższa drużynę. Tak o nim mówili, może więc to rzeczywiście nie jest on?
Spojrzała na niego, widzieli się przez chwilę, krótki moment, mglisty, pełen bólu i niepewności, pełen bólu dla niego, dla niej tylko zielonych myśli, prawdziwych, zatroskanych o to co się stało, w tej chwili wioska? Jaka wioska? Nie miało to wielkiego znaczenia, liczyło się tu i teraz. Ratowanie świata nie leżało w jej kwestii, to nie była jej moc, chciałaby sięgnąć nieba i uratować wszystkich. To pobożne życzenie, które mogła mieć, które mogła skrywać blisko serca, przysięgała sobie, że będzie dobra oraz, że będzie robić co może, tak było. Tak było gdy rozmawiała z Hanzo... Hyuga Hanzo, członkiem klanu który teraz jest jej wrogiem ale... Czy to czyni tę przysięgę bezwartościową? Nie, dalej ma ona wartość jeśli Inoshi chce zostać szczera wobec samej siebie, jeśli chce być sobą.
Jak tylko wróciła do siebie to podniosła wzrok, powoli, rozejrzała się w koło siebie, przechyliła się odrobinę oglądając przedstawienie które wywołała, szukała wzrokiem blondyna, gdzieś na dole. Była teraz jak idealna ona, tak się czuła, że zrobiła coś co komuś pomogło, nie idealna lepsza od innych, idealna w swoich oczach, czasem się jej zdarzało widzieć siebie w tym świetle, to coś co chciała zobaczyć i nie chciała by ta " ona " odchodziła i znikała we mgle lub mroku nocy. Przyłożyła lewą rękę do głowy, fakt faktem upojenie nie wróciło do jej ciała to jeszcze przez sekundę je odczuwała aż w pełni wróciła do siebie, to całkiem inne odczucie, być tak dużym, tak... Nie, to było po prostu złe.
- No dalej, zniknij... Gdzie jest twoja siła... - Spoglądała w kierunku poobijanego blondyna, gdzie jego moc, gdzie jest ta siła i odwaga? Te kopniaki to wszystko co potrafił znieść? To wszystko? Nie mogło tak być, gdzie podział się ten duch który był w stanie powstrzymać ich oboje? Zarówno ją i Amachiego? Był w kiepskim stanie, musiała nie widzieć tego co stało się w tej tawernie. To musiało być to. Nie mniej jednak wciąż nie mogła do niej podejść. Było tam zbyt gorąco, zbyt dużo się działo, nie mogła zwracać na siebie uwagi, nie większej niż już ściągnęła. Podejście do niego teraz w swojej postaci przyciągnęłoby spojrzenie innych, stałaby się podejrzana, bardziej niż już jest.
- Zużywanie chakry... Teraz, nie powinnam jej marnować z drugiej strony... Dzisiaj i tak wiele nie poradzę z tym wrogim miastem on chyba będzie najlepszym źródłem informacji, no i noclegu... Nie wiem czy tutaj zasnę. - Westchnęła, zdając sobie powoli sprawę do czego doszło i w co się znowu wplątała.
- Spróbujmy - Zaczęła składać pieczęcie, zaczęła od psa, przeszła do świni i skończyła na baranie. - Henge no jutsu - Wyszeptała i przybrała postać. Nie byle jaką, był to Amachi. Amachi nie był Yamanaką, miał zarówno normalne ciemne oczy jak brązowe nieco szpiczaste włosy. Był członkiem ich drużyny, to on był tym trzecim, brakującym w tej chwili ogniwem, trzecim który w niektórych sytuacjach wznosił się ponad Inoshi a tak naprawdę byli równi bowiem specjalizowali się w czym innym. Czy było to konieczne? Może... Może jednak wcale nie? Nie chciała przybierać postaci której trudno zaufać, niby jak skończyłaby się pomoc od twarzy jednej z wiosek? Twarzy przewoźników? Niee, to musiała być twarz której zaufa, twarz którą zna. Ubrana wtedy też była już inaczej bowiem w zwyczajne długie spodnie granatowego koloru a na to ciemno zielonego odcieniu bluzę z pod której rękawów wystawały rękawy długiej koszuli ciasno opinającej jego nadgarstki. Strój w którym ostatnim razem widziała Amachiego, pasował mu. Nie było już płaszcza, nie było kamizelki. W tej postaci mogła ruszać.
- Więc... idziemy - Wzięła oddech i ruszyła starając się wyminąć całe zamieszanie które spowodowała, nie chciała stać się celem ani obiektem ataku kogokolwiek. Mimo to jak tylko mogła zbliżyła się do próbującego oddalić się chłopaka. Stanęła nad nim i głosem Amachiego wypowiedziała w jego kierunku jedno zdanie:
- Potrzebujesz pomocy, ciamajdo? - Zdarzyło się, że właśnie tymi słowami uraczył ich Orito nie raz, zarówno jego jak i ją, czy to była pewnego rodzaju osobista zemsta skierować je w jego stronę w takim momencie, takiej chwili? Czy to czyniło ją perfidną? Schyliła się starając się pomóc mu wstać, objąć go jeśli nie był w stanie ruszać się sam i skierować jak najszybciej w stronę jakiś alejek, uliczek oddalonych od głównego placu osady gdzie mogliby doznać chociaż chwili spokoju.
- Masz tutaj jakieś miejsce? Gdzieś gdzie będziemy bezpieczni? - Wciąż nie traciła swojej przemiany. Zamierzała ją znieść dopiero jak będą w miarę bezpieczni w jakimś nieco oddalonym od zgiełku miejscu, alejce a może i domu? W końcu gdzie przez ten cały czas mieszkał? To całe trzy dni. Nie zamierzała jednak reagować na tłum czy ludzi jeśli próbowali się do nich zwracać czy ich zatrzymać. Jeśli musiała to popchnęłaby kogoś odwracając się ze spojrzeniem, najbardziej udawanym groźnym jakim potrafiła, nie winiła tych ludzi za ich głupotę, to dało się naprawić.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 3 lis 2018, o 17:17
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
27
Zniknij? Lecz Orito nigdzie nie znikał. Ciągle był tam, gramoląc się wolno, pełznąc brzuchem po ziemi jak zwykły robal, który nadaje się tylko na to, by go zgnieść, zmiażdżyć. Pokonać. Już był pokonany, to było tylko kopanie leżącego - zgrozo, jakże prawdziwe. Dobicie tego, co już i tak tylko czekało na ostateczny cios. Wykończenie, które w tym wypadku byłoby jedynie litością. Okazaniem współczucia dla tego, dla kogo nie było już ratunku. Albo dla CZEGO ? Uprzedmiotowienie nie mogło być takie źle, jeśli mogłeś być traktowany lepiej, niż za życia. Jak ten łeb niedźwiedzia. Przynajmniej już nie musiał marznąć w długie zimy i martwić się o pożywienie. Więc mimo twojej usilniej prośby nie mógł zniknąć. Tak samo jak tamten łeb nigdy nie zejdzie ze swojej strażnicy, nie pobiegnie pomiędzy drzewami, tak on nie miał wznosić się na swoich ciemnych skrzydłach, skazując wszystkich po równo na śmierć, tylko w różnych zawiasach. Sprawiedliwy sędzia, najsilniejszy z tych, którzy wydostali się z tych nauczeń, które od biedy można było nazwać szkółką. Wróżono mu przyszłość jeszcze bardziej sprawiedliwą od jego wyroków, w końcu był bardzo niepokorny. Zgubił wszystko. Jak to się stało, że znalazłaś go tu, wśród największych śmieci? Ty - lśniąca, ty i twoje skrzydła, choć nie czarne - złociste, mające dziś być blaskiem dla innego człowieka, świetlikiem, który prowadzi przez mrok. Migoczącym, któremu dano tylko jedną noc na trwanie. Potem odsyłano na drugą stronę raju. Więc jak to było z twoim pobożnym życzeniem, Inoshi? Czasem życzenia się spełniają, a bramy nieba otwierają, gotowe wysłuchać próśb. Czym był świat, jeśli nie tym, co otaczało cię bezpośrednio? Tą wioską, w której podział był tak mocno zauważalny, że to aż bolało, tym jednym shinobi, który pełzał pod stopami innych, tymi mężczyznami, którzy rzucili się sobie do gardeł, ciało potoczyło się po ciele, cios opadał za ciosem. Niewiele potrzebne było pijanym, żeby dwa niefortunne ciosy przyprowadziły za sobą kolejny. Byli oskarżyciele i obrońcy uciśnionych. A jedyny sędzia nie był w stanie nawet ich rozsądzić. Dzisiejszej nocy dam ci tę moc, więc korzystaj z niej mądrze. Uchylę dla ciebie rąbek granatu, ześlę jedną gwiazdkę, wystarczy na ukojenie twojego niepokoju. Odważna, błyszcząca, lepsza od nich wszystkich. Spójrz tylko na siebie. Czy to ty, czy to już ktoś inny? Niczym nie przypominałaś dziewczynki, która nie tak dawno temu opuściła bezpieczne, rodzinne strony. Jak robaczek, któremu pozwolono przystroić się w motyle skrzydła. Och, ale przecież to ty sama je sobie wyhodowałaś, czyż nie?
Henge pozwoliło ci się przemienić. Jak właściwie zapamiętałaś Amachiego? Jaki był, z wyglądu, a jak bardzo zdążył się zmienić od tego czasu? Twoje wyobrażenia gładko przeniknęły się ze wspomnieniami, dając całkiem przystojnego młodzieńca, który nosił głowę wysoko i choć miał skłonności do robienia bzdurek - zawsze był tam, dla ciebie. Gotowy pomóc i podać ci dłoń, kiedy się przewróciłaś. Robiący z siebie pajaca, a jednak będący obrazem twoich wszystkich inspiracji. Orito zebrał się na kolana, starając wstać, ale cała jego sylwetka była jak listek na wietrze - tak słaby i kruchy... Nie usłyszał chyba nawet, jak do niego podchodzisz. Nic dziwnego, w mieście zapanowała wrzawa, kiedy kotłujący się mężczyźni, sprowokowani twoimi sztuczkami, zaczęli się napierdzielać przed karczmą. Dopiero zauważył czubki twoich butów, kiedy przed nim stanęłaś, a wzrok uniósł, gdy usłyszał twoje słowa. Czy rozpoznał tą twarz i te słowa, które do niego skierowałaś? Nie potrafiłaś powiedzieć. Pochyliłaś się i dźwignęłaś go na nogi. Mimo tego, jak drobnej budowy był, jak na faceta, swoje ważył, a nogi jak z waty wcale nie chciały go podtrzymywać, choć się starał, wyczuwałaś to. Walczył ze swoim własnym ciałem. I bólem. Chłopak skinął głową. Wskazał ci kierunek, jedną z dróg, która odchodziła z rynku. Przepływał ci niemal przez ramiona, kiedy prowadziłaś go w przód. W końcu dotarliście do niewielkiego zajazdu. Wtopiony pomiędzy domy, łatwo było go przeoczyć. Tylko szyld informował o tym, że to miejsce nie było zwyczajnym budynkiem mieszkalnym. Orito nie był w stanie nawet utrzymać klucza w swojej dłoni, żeby dostać się na korytarz, a potem do dość sporego, bardzo wygodnego pokoju, który nie zaliczał się do pokoików najniższej klasy, na które zazwyczaj porywali się doko i zwykli podróżni.
- Am...a...chi... - To było w zasadzie jedyne, co zdołał z siebie wykrztusić, nim stracił przytomność.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434 Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski - Blond włosy długością do ramion - Zielone oczy - w stylu Yamanaka - Wzrost 161 - Łuskowaty kombinezon - Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska Duży miecz na plecach Plecak Kabura z prawej strony na udzie.
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso
Post
autor: Yamanaka Inoshi » 3 lis 2018, o 18:23
- Rok 385 - Jesień -
[/color][/b]
" Orito "
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=w_w05Ta ... CcLtu4uL_W [/youtube]
Zebrała go z podłogi, jak kogoś całkiem nieznajomego, kogoś kto nie ma posiada już własnych sił, dlaczego tak było? Dlaczego właśnie on musiał upaść tak nisko? Czy talent nie znaczy już nic? Nie mógł zniknąć, nie mógł go stracić, był na to zbyt dobry. Po prostu za dobry. W końcu wstał i opierając się na niej uradziła go w górę, prowadziła jak kompan kompana, może i był ciężki... Może i był, mimo to sama stała się nieco silniejsza od ostatniego czasu, potrafiła wykorzystywać chakrę by zadawać silniejsze ciosy, by dodać własnym dłoniom nieco więcej siły. Zadziwiające było to, że wybrała Amachiego, właśnie jego, tego wiecznego durnia, ale czy mogła inaczej? Amachi, on był tym który przynosił radość tam gdzie jej nie było, samą swoją obecnością, żartami oraz drobnymi sprzeczkami które pakowały go w kłopoty, głównie jego. To on był spoiwem ich grupy, to on rywalizował z Orito, to on był jego wiecznym rywalem mającym swoją jedną ukrytą fankę która nigdy nie chciała tego przyznać, czym bowiem było w domu przyznanie się do pochwalania takich głupstw, takich głupich zachowań. Amachi nie był łobuzem, zawsze się popisywał, przed każdym, zaznaczał kim jest, pokazywał każdemu, że właśnie on, że on jest.
Orito, dumny nie traktował go jako przeciwnika, był jak ta latająca pszczoła nie dosięgająca talentem i majestatem a Inoshi? Inoshi była jak mrówka której trzeba było pilnować, przez większość czasu, czy Amachiemu to przeszkadzało? Nie, nie przeszkadzało mu to, nie widział tak tego. Oni jednak stali na drodze Orito do sięgnięcia po gwiazdy, no i sięgnął, złapał księżyc aż w końcu z niego spadł...
- Dlaczego jest taki chudy... - Zastanawiała się przez chwilę ciągnąc go za sobą, spodziewała się, że będzie nieco cięższy, może to jednak kwestia tego, że sama stała się silniejsza. Zacisnęła dłoń na jego ciele by trzymać go nieco mocniej, człapała się z nim we wskazaną przez niego stronę, zobaczyła jak pokazywał, to najlepszy traf, miejsce w które ich kierował, na pewno chciał się wydostać, być bezpiecznym. Wskazał palcem kierunek, tam się też udała, wszędzie lepiej poza widokiem tłumu.
- To on... Ale dlaczego... - Spojrzała na osłabionego kolegę kątem oka zwracając uwagę za siebie na całą zgraję którą zostawili za sobą. Taką miała nadzieję, nie chciała kolejnej konfrontacji, kolejnej niepotrzebnej. Mimo, że klan uważał inaczej to od jakiegoś czasu miała własne zasady w które naprawdę wierzyła.
- Czyli to będzie moja walka, ta wioska... Nie ucieknę od niej ale... Wiem, że żaden shinobi nie powinien walczyć jeśli nie musi. - Zagryzła lekko wargę poprawiając swój chwyt. W tej chwili docierali już do tego mitycznego zajazdu. Miejsca w którym miał pojawić się ratunek, wybawienie. Wydawał się idealnie skrypty pomiędzy innymi ulicami, z jakiegoś powodu jednak nie pokrzepiało to jej, nie mogło, zdawała sobie sprawę, że ona mogła go przeoczyć, jest tutaj nowa, nie zna tego miejsca. A co z innymi? Prawdziwymi mieszkańcami tej osady? Oni na pewno znają swoje drogi i znają to miejsce. Tylko szyld...
- Czasami żałuję, że nie jestem tak dobra w genjutsu... Może nie będzie potrzeba - Spuściła niezadowolona głowę w dół a po chwili spojrzała na szyld, gdyby potrafiła to by zaraz zmieniła jego treść i byliby bezpieczni, ukryć zapalnik który odpali się jak ktoś z wioski tutaj spojrzy, powinno zadziałać, to jedynie zaszczepienie w kimś sugestii bowiem ten którzy przypatrzy się uważnie dojrzy iluzję. Nie potrafiła jednak, nie mogła więc zrobić nic innego jak dotrzeć do drzwi odbierając chłopakowi klucz. Weszła do środka kierując się do jego pokoju. Czym właściwie było to miejsce? Pasowało ono do pozostałych budynków? Usłyszała jego słowa, tak suche, puste... Niemal nieistniejące.
- Ej, Ej! Nie zasypiaj mi tutaj... Szlag... - Zacisnęła zęby ciągnąc go za sobą ile tylko miała sił. Jak tylko dotarli do pokoju to wpakowała go na łóżko i zamknęła drzwi do pokoju. Ściągnęła buty i swoje i jego, rzuciła obie pary po drzwi i opatuliła go kołdrą, jak tylko mogła. Niech leży, na co się zda w takim stanie? Sama oparła się o ścianę. Zsunęła się lekko po niej opuszczając iluzję. Była już znowu sobą. Blond Yamanaką o zielonych oczach. Będąc w pokoju mogła ściągnąć z siebie płaszcz oraz kamizelkę, była ciężkawa dlatego niezbyt przyjemnie się w niej po prostu siedziało. Rozejrzała się uważnie po pokoju wzrokiem. Szukała wszystkiego co mogłoby się jej przydać. Najpierw rzeczy oczywiste - Biurko, stolik, biblioteczka. Zamierzała sprawdzić każde z tych miejsc w poszukiwaniu rozkazów które Orito otrzymał, nie był tutaj w końcu na swoje własne widzimisię. Całe trzy dni tutaj spędził. Inną kwestią były jakieś zapisane informacje, dziennik, pamiętnik. Cokolwiek co mogło przynieść jej wiedzę. Zajrzała też pod łóżko stukając w co niektóre deseczki. Wolała być przezorna, może coś tam skryto pod nimi.
- Czy powinnam się rozglądać za czymś takim? Może... To nie w porządku ale... Nie mam wyjścia, póki jest nieprzytomny... - Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, prawda? Orito wydawał się nie być w najlepszym stanie ale na tą chwilę odłożyła zbadanie go na później, wpierw zwiad. Inną kwestią były rany chłopaka, nie zamierzała im się jeszcze im przyglądać, mimo to idąc z nim, kładąc go na pewno coś by zobaczyła, jak źle to wyglądało lub jak bardzo nie warto przykładać do tego ręki i dać mu się po prostu wyspać.
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Ukryty tekst
Myśli - Mowa
0 x
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078 Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki - Lewe oko w kolorze lawendy - Na prawym oku nosi opaskę - Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala
Post
autor: Shikarui » 3 lis 2018, o 21:04
Misja Wojenna C
It was night when you died, my firefly.
29
Nie zawsze był taki delikatny. Zapamiętałaś go zupełnie inaczej - jako osobę, która choć nie zadzierała wysoko nosa i nie wypinała dumnie piersi, to dumę i wielkie ego nosiła w sobie. Nie musiał robić pokazówek, wystawiać się, nigdy nie był tym, który wpadałby w blask fleszy. Widziałaś go dostatecznie dobrze, tak jak mocno widoczny był jego talent dla wszystkich wokół. Tutaj też nie musiał niczego udowadniać, prawda? Żaden z nich nie musiał wiedzieć, że nie wolno było dobijać tych, którzy nie byli w stanie stać o własnych siłach. Zacisnęłaś mocniej rękę wokół jego pasa i poczułaś, jak nieznacznie się wzdrygnął, widziałaś, mimo tego, że jego twarz osłaniały złote włosy, że się skrzywił, a oddech w jego piersi zachwiał swój ciężki rytm, świszczący na krańcu jego dróg oddechowych. Siniaki pewnie pojawią się dopiero na następny dzień. Nie musiałaś brać na siebie ciężaru całego ciała, ale czas grał tutaj główną rolę. Zanim mężczyźni w tłumie zorientują się, że coś jest nie tak, bo kogoś im brakuje, musiałaś już być w miejscu, które będzie chociaż trochę bezpieczne. Kogoś, przez kogo całe to zebranie się zaczęło. Ciężko było liczyć na łódź o tej porze, w tym mrozie, który przenikał przez twoje ciuchy i wżerał się w nie wilgocią. Orito, na tyle, na ile był w stanie, na tyle zapierał się nogami i szedł razem z tobą. Po podniesieniu się, kiedy zapewniłaś mu stabilność, chyba było trochę lepiej. Minimalnie, bo nadal kolana się pod nim uginały, a głowy nawet nie próbował unieść, bo nie był w stanie. Czwórka biegnących strażników minęła was, biegnąc z pochodniami w kierunku tłumu. Jeden z nich gwizdał głośno w gwizdek, nawołując tłum do posłuszeństwa. Nic dziwnego, że tę zawieruchę usłyszeli. Zbudziłaby chyba nawet umarłych.
Na szczęście w zajeździe, na tym uboczu, było już przyjemnie. Grzano tutaj w kominku, albo w jakimś rodzaju piecu - nie istotne. Istotne było to, że radzono sobie z warunkami panującymi na zewnątrz. Tak samo zresztą było w pokoju. Zdjęłaś z Orito buty i położyłaś go na łóżku. Mięśnie bolały od targania tego chłopiska, zgrzałaś się na tyle, że potrzebowałaś paru chwil na uspokojenie oddechu. Ściągnięcie z siebie płaszcza i kamizelki było nawet więcej, niż pożądane. Poruszając się całkowicie po omacku w końcu natrafiłaś na świecę, tylko jak ją zapalić? Krzemienie, zapałki, coś tutaj musiało się znajdować. Dalsza część szukania. Wyczuwała innych gości tego miejsca, pojedyncze osoby, przybytek nie był w końcu duży, a pokoje były spore. Uliczka była pusta - na razie. Znalazłaś w tym mdłym świetle, które wpadało przez okno do wnętrza, paczkę zapałek. Z jedną świecą już można było się normalnie tu poruszać. Znalazłaś i drugą, zapaliłaś kandelabr zawieszony u sufitu i wreszcie mogłaś rozeznać się w otoczeniu.
Wynajmowany pokój dzielił się na łazienkę, salon, który połączony był z kilkoma szafkami i piecykiem, które miały stanowić kuchnię i sypialnię. Nie był to metraż duży, raczej skromny, choć dwie, trzy osoby zmieściłyby się tutaj bez problemu. Trzecia co najwyżej musiałaby spać na kanapie. W salonie znajdował się kominek, biurko, kilka półek, na których można było coś wyłożyć, a w sypialni dwuosobowe, drewniane łóżko, szafeczki nocne i szafa na ubrania. Sądząc po ilości zgromadzonych tu przedmiotów mogłaś wysnuć dwa wnioski - albo Orito był tutaj od dawna, albo przyjechał, szykując się na to, że zostanie tu na dłużej.
Na biurku znajdowała się rozłożona mapa okolic i druga mapa, leżąca pod nią, przedstawiająca całą prowincję. Widniały na niej jakieś oznaczenia, jakieś "iksy", które niewiele ci mówiły. W szufladzie znalazłaś sakiewkę z ryo oraz listy wymieniane z różnymi osobami, z których żadne nie przykuło twojej szczególnej uwagi, przynajmniej jeśli chodzi o imiona. Cztery różne listy, przy czym trzy traktowały mniej więcej o tym samym. "Jak się miewasz, czy czegoś ci nie potrzeba, moje najszczersze kondolencje." Listy te datowane były na początek wojny z Hyuga. Dopiero czwarty, zaadresowany od niejakiej Yamanaka Riri, informował, że przemieszcza się do obozu ósmego. Od wielu dni nie było żadnych walk. Ten był najświeższy, bo dostarczony tydzień temu. Podstawowy sprzęt shinobi, w tym kamizelka, rozłożony był w każdym kącie. Panował tutaj porządek, ale nie ten doskonały, idealny, który byłby konieczny dla perfekcjonisty, mogłoby się wydawać. Mimo to nie mogłaś pozbyć się wrażenia, że wszystko tutaj miało swoje własne miejsce i jeśli coś postawisz źle, to jednak oczy zobaczą - a serce wtedy zaboli. Znalazłaś również książki, mniej czy bardziej istotne, jedne traktujące o psychologii, inne o podstawowych sztukach shinobi, inne o ziołach i medykamentach. Nic osobistego. Zaczęłaś opukiwać podłogę. I rzeczywiście - jedna obluzowana deseczka znajdowała się pod biurkiem. Należało je przesunąć. Znalazłaś tam gruby worek z ryo, plik 10 notek wybuchowych, mały słoiczek z pigułkami żywnościowymi, kopertę, w której zawarte były rozkazu różnego rodzaju, które nigdy nie powinny były trafić do rąk niepowołanych. Najstarszy z nich pochodził jeszcze sprzed wojny. Nakazywał zinfiltrować siedzibę Hyuuga, by sprawdzić ich siłę militarną. Były listy nakazujące udać się do obozu czwartego, by wziąć udział w głównych misjach prowadzących na tereny Hyuuga. Następny list, który datowano na dwa tygodnie później, nakazywał przejąć pieczę nad Utsukushi. Kolejny nawoływał do pozbycia się oddziału Hyuuga, który przedarł się przez granicę i wdarł do Soso, a który był widziany w okolicach. Jednak ten list był dość stary. Następny rozkaz nakazał powrót na front. Znów do obozu czwartego, znów na główną linię oporu. I najświeższy, który datowano na tydzień wstecz, nakazywał powrót do Utsukushi ze względu na "niedyspozycję". Znalazłaś również prywatny dziennik. Opisywał życie chłopaka na rok wstecz, był kontynuacją poprzedniego, którego tutaj nie było. Wpisy nie były regularne i nie były częste, ale było coś cholernie intymnego w wertowaniu tych kartek. Stawaniem się wierzycielem sekretów, których jego serce zapewne nie mogło powierzyć nikomu - dlatego pisał. Piętnastoletni Orito, który był Sekkim Yamanaka. Było co czytać, a historia była długa - tak jak noc przed tobą.
Złotowłosy jęknął i jego oddech urwał się mocniej.
Na jego czarnym odzieniu, na poziomie brzucha, zobaczyłaś ciemną plamę, której wcześniej na pewno nie było, a która różniła się od plam z błota. Mokrą.
0 x
• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości