Wynurzył się na powierzchnię jawy, niczym Kappa wychodzący z odmętów morskich. Lecz to nie on był demonem tego świata. To jego otaczali mordercy. Z jednej strony Shikarui, z drugiej
Wojna.
- Oh, żyję... - rzekł z... lekkim rozczarowaniem. Zupełnie jakby wcale nie zależało mu na tym tak zwanym przetrwaniu. Aka jednak, w przeciwieństwie do Shikaruia, miał nieco inne podejście do tego typu spraw. Przetrwanie za wszelką cenę, wyrzeczenie się wszystkiego co ważne, co święte, nie było dla niego w najmniejszym stopniu dopuszczalne. Uchiha, jak to Uchiha, był porywczy i z reguły nie myślał o konsekwencjach. Przestrzegał pewnego niepisanego kodeksu postępowania, jasno określającego co mu wolno, a czego nie.
Spojrzał na Shikaruia z żalem w oczach.
Sprzymierzenie się z wrogiem w celu zachowania życia... z całą pewnością nie było rzeczą, na którą Aka by się zgodził.
- He, he, khe... - zaśmiał się pod nosem, spoglądając na czarnowłosego towarzysza. W jego głosie był żal połączony ze smutkiem. Miał żal do Sanady, że zatrzymał ten pieprzony miecz. Może wtedy by się udało, a tak to skończyli, gdzie skończyli. W jakimś stęchłym, pozbawionym światła, pomieszczeniu. Tylko nieliczne promienie słońca dawały jakąkolwiek wiedzę na temat tego, gdzie się znajdywali. Była to siedziba Shiro Ryu. Zdrajców, kanalii, bestii i największych zwyrodnialców współczesnego świata. Grupa bandytów, mordujących cywili. A ten cholerny Shikarui próbował zgrywać miłego, dobrego koleżkę.
- Warto było? - rzucił wzrokiem na Sanadę, wiszącego nieopodal. Dopiero po chwili Aka poczuł, że tak naprawdę nie może się ruszyć, a jego nogi nie dotykają podłoża. Był lekko zamroczony, jego myśli były chaotyczne i niepewne, jednak nie trzeba było geniusza żeby wiedzieć, że znaleźli się w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Nie, nie... - mruknął pod nosem i szarpnął ręką, łańcuchami szeleszcząc tak głośno, że nawet
martwego by obudził.
- Bogowie, nie mogliście mnie po prostu zabić? - zacisnął zęby, spoglądając w górę, jakby oczekując odpowiedzi od Amateratsu. Poczuł, jak jego ciało zaczyna drżeć, a każdy kolejny oddech staje się coraz cięższy. Wiedział co się dzieje. Tu nie chodziło o strach, nie chodziło o przerażenie spowodowane ciemnością, czy znalezieniu się najwyraźniej w jakimś budynku należącym do Zakonu. Chodziło o to, że nie mógł się poruszyć w nawet najmniejszym stopniu. Taka pozycja, powieszenie nad ziemią i uniemożliwienie swobodnego poruszaniai się sprawiały, że organizm miał problem z swobodną kontrolą oddechu. Uniesienie klatki piersiowej było męczące, po pewnym czasie stawało się wręcz... torturą. Torturą, której Aka tak bardzo się bał. Ukrzyżowani ludzie nie umierali z powodu ran, głodu czy pragnienia. Oni najzwyczajniej w świecie po kilku dniach mordęgi, zaczynali bitwę o każdy kolejny oddech. Walkę, którą w końcu musieli poddać, nie mogąc w żaden sposób przeciwstawić się okropnym prawom matki natury.
W oddali ujrzał
Wojnę w swym całym majestacie. Brudną, czającą się w kącie, atakującą z nienacka.
- Cześć?! - wrzasnął, wierzgając się dziko, jak zwierzę schwytane w sieci. Jak gdyby miał jakiekolwiek szanse rozerwać siłą mięśni metal.
- Ty szmato! Nie jestem niczyją zabawką, słyszysz, kurwa, niczyją! - wrzasnął, szarpiąc się całym ciałem, kłapiąc zębami, zupełnie jak drapieżnik uwięziony w klatce, bezskutecznie próbujący zaatakować przedrzeźniającą go dziewczynkę.
- Ty w dupę jebana, skurwiała dziwko, lubisz na ostro? Bawi cię to?! Lubisz takie klimaty, ty perwersyjna ździro?! - ona mówiła swoje, on swoje, bezczelnie wtrącając się jej w zdanie. Gówno go obchodziło, co miał do powiedzenia ktoś taki jak on.
- Taka cwana jesteś?! Skakać do młodszych, słabszych?! - każdy zgrywał odważnego, gdy miał przewagę nad wrogiem. Mogła sobie pozwolić na takie zachowanie, na prowadzenie nierobiących na nikim wrażenia monologów. Rozdawała karty, wiedziała na jakie zagrywki może sobie pozwolić. Tylko tak naprawdę... co kobieta miała tak właściwie zamiar zrobić? Zgwałcić raczej ich nie chciała. Przy jej prędkości, gdyby zaczęła kręcić się w kołko to sama by siebie zadowoliła. Po co te wszystkie kajdany? Mogła im po prostu połamać ręce. Albo od razu zabić. Ale nieee. Ona stała przed nimi, próbując jakoś usprawiedliwić swoje zachowanie, a Uchiha dalej ciągnął swoje, zupełnie nie zwracając na to uwagi.
Jeżeli kobieta oczekiwała wiązanki, to szybciej było jej iść do kwiaciarni, a nie targać dwójkę chłopaczków przez pół miasta.
- Poczekaj tylko, aż się wydostanę. A ci jebnę... - ot, cały Aka. Wulgarny, wściekły, lekkomyślny. Jego nienawiść do kobiety przekroczyła chyba nawet jego wyobrażenia. Nikim tak nie gardził, jak nią. Nawet klan Senjuu, morderców jego ojca, traktował z większą sympatią. Ale nie można było się temu dziwić. Wojna pozbawiła go niemal wszystkiego. Upokorzyła go na całej linii. Zawiódł na misji, zawiódł podczas ataku, zawiódł podczas ucieczki. Stracił zaufanie, nie wypełniwszy zadania. Stracił szacunek, gdy nie potrafił zabić człowieka. A teraz stracił jeszcze godność, gdy pozwolił, żeby to KOBIETA znęcała się nad nim. Została tylko ta jedna, jedyna, maleńka rzecz.
Ogień.
Dziki, nieprzewidywalny, wściekły. Tego jedynego nie mogła mu zabrać. Mogła połamać mu ręce, mogła połamać mu kręgosłup, ale nie mogła złamać jego charakteru. Za wysokie progi na jej nogi. Jeżeli liczyła, że swoją siłą zrobi na nim wrażenie, to trochę się przeliczyła. Jeżeli chodziło o Akiego, to dla niego szacunek zdobywało się czynami, a nie strachem. Wypchaj się więc, Wojno, idź do diabła! Tam twoje miejsce!
Nie potrafił, albo nie chciał przewidzieć, że może oberwać za swoje szczeniackie zachowanie. A oberwał - i to całkiem mocno. Prosto w brzuch. Szarpał się, jakby to mogło cokolwiek zmienić. Nie miał szans na unik. Uderzenie było silne. Kurewsko silne. Niemal poczuł jak kawał mięcha ociera się o jego kręgosłup. Chciał czy nie chciał, splunął w jej kierunku. Trudno było powiedzieć, czy to przez to, że cios zadała w połowie potoku jego wyzwisk, czy też może chciał nacharać jej w tą zdradziecką mordę.
- Suka... - wymamrotał ostatkiem sił. Bo z Akasiem było momentami jak z babą - jak nie pierdolniesz, to się nie zamknie. A
Wojna? Cóż... wybitnie jej nie lubił. Jednak co by nie mówić o tej pannicy, to jej metody były co najmniej... skuteczne. Uchiha utkał mordę, desperacko koncentrując się na tym, żeby złapać oddech. Sprytne zagranie, koleżanko. Na ten moment Aka się uspokoił. Ale czy to pomoże na dłużej? Cóż. Najwyżej jebnie mu znowu.
Spuścił głowę, opierając ją o klatkę piersiową. Tak było łatwiej, nie odczuwał takiego zmęczenia. Łypnął spojrzeniem w kierunku Sanady. Oboje byli w tak samo żałosnej sytuacji, tylko, że to Aka obrywał. Za swoje zachowanie, za swoją arogancję. Był zbyt pyszny, by narzekać na swój los na głos. W sercu jednak niósł ogromny żal. Żal o to, że Shikarui mu nie pomógł. Czy słusznie? Zapewne nie. Przecież niczego sobie nie obiecywali. Nikt nikomu nie składał przysięgi, nie mówił, że będzie go bronił. Nie mieli wobec siebie żadnych zobowiązań. Ot, dwoje koleżków, których los ze swym dziwacznym poczuciem humoru postanowił skierować na jedną drogę. I może wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie jeden szczegół.
Jeźdźcy mieli
karetę, a oni nie tworzyli nawet
pary.
Jeżeli Aka powinien mieć do kogoś żal, to tylko do siebie. Wiedział o tym. Za to, że w ogóle opuścił rodzinne krainy. Co z tego zyskał? Zawiódł na całej linii. Zawiódł ród, zawiódł rodziców, zawiódł Kazuo, zawiódł cywili, ale przede wszystkim zawiódł siebie.
Ale najwyraźniej tak musiało być. Próbował oszukać los i spotkała go kara. Próbował być bohaterem i skończył tutaj - w zapomnianej przez bogów
Siedzibie Zła. Próbował uratować Serce Świata przed zarazą, a skończył w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło. Bezbronny, pobity, skuty i porzucony. Oh, ironio.
Chciał uratować kogokolwiek, a nie potrafił nawet siebie. Co gorsza, teraz to nawet i Shikarui nie mógł mu pomóc. Uchiha był zdany na łaskę osoby, którą obrażał średnio co trzecie słowo. Ona trzymała jego życie w garści. Mogła je zgnieść, podeptać i napluć na to, co zostało. Ale patrząc na te wszystkie świece, kajdany, znaki smoków... Zwykła, szybka śmierć wydawała się aż nad wyraz łaskawa. Nie wiedział, co
Wojna dla nich szykowała. I chyba nie chciał wiedzieć.
I zaczęło się. Znowu to samo. Znowu ta sama gadka, ta sama śpiewka, ta sama, zbędna kurtuazja.
- Suzumura Hanji, kupiec korzenny. - odpowiedział z kamienną miną, a następnie parsknął pod nosem, śmiejąc się z własnego żartu. Jak na kogoś przykutego łańcuchami do ściany miał wyjątkowo wesoły humorek. Gdyby tylko mógł dorwać tego cholernego zdrajcę...
- Aka Uchiha. AKA UCHIHA. - zaakcentował, tak żeby wyraźnie zrozumiała. Nie chciał powtarzać się trzeci raz. Zabawne, że ktoś, kto mówił o chamstwie i niewychowaniu, drugi raz popełniał ten sam błąd i żądał przedstawiania się. W domu jej nie nauczyli, że jeżeli zaczynasz konwersację, to Ty przedstawiasz się pierwszy?
- Rzeczywiście, przyjemna atmosfera. Zawsze marzyłem o tym, żeby bito mnie podczas rozmowy o moich planach życiowych. Całkiem tu romantycznie, może zapalisz świeczki? - przewrócił oczami z wyraźną ironią w głosie.
- Cóż. To chyba już bez znaczenia. - westchnął, spoglądając błękitnymi oczami najpierw na kobietę, a potem na Shikaruia.
- Przybyłem tu z misją. Miałem dowiedzieć się, co planuje Rada Dwudziestu. - pokiwał głową z beznadzieją wymalowaną na twarzy.
- Nawet nie musiałem się specjalnie wysilać. Sami, publicznie ogłosili, co mają zamiar zrobić. Wojna z cesarstwem, hah. Nie minęły dwie minuty i z Rady Dwudziestu, zrobiła się Rada Zeru. Cesarz Natsume pewnie się ucieszy, że wygrał wojnę szybciej, niż się rozpoczęła. - gdyby mógł, to zapewne wzruszyłby ramionami.
- Taa... ciekawe jak podejdą do tego klany. Patrząc na elokwencję i odpowiedzialność liderów, to zapewne zaczną mordować się między sobą. Miło, że nie będę musiał tego oglądać. - pokiwał głową, a w jego głosie było słychać lekki smutek.
- Nie wiem po co uganiasz się za dwoma słabiakami. Po mieście latają Sentoki i Kogō, a Ty się bawisz w porywanie dwóch dziaciaków... Ile będziemy czekać, aż nas zabijesz? - nie rozumiał jej podejścia do sprawy. Podejrzewał jedynie, że kobieta ma zamiar z nich zrobić swoje zabaweczki do tortur. Miała zamiar zacząć od wyrywania paznokci, czy może miała w planach coś bardziej ambitnego?
- A Ty? Co robisz w Kami no Hikage? Tylko błagam, nie mów, że wyzwalasz lud. - odpowiedział jej szczerze, więc miał nadzieję, że nie będzie robiła z nich idiotów.
Nadzieja w Kami no Hikage. Dobre. naprawdę dobre.
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Ciemny płaszcz podróżny
- Plecak
- Katana
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
- Torba a w niej:
- 5x Shuriken
- 5x Kunai
- Sztylet
ZDOLNOŚCI
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 41
WYTRZYMAŁOŚĆ 41
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 75/45
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 172
KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 53%/104%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPO:
- NINJUTSU C
GENJUTSU
STYLE WALKI 0 (dziedzina E)
IRYoJUTSU
FuINJUTSU
ELEMENTARNE
- KATON B
SUITON
FUUTON
DOTON
RAITON
KLANOWE D
JUTSU:
Ninjutsu:
- [ E ] Bunshin no Jutsu
- [ E ] Henge no Jutsu
- [ E ] Kai
- [ E ] Kinobori no Waza
- [ E ] Suimen Hoko no Waza
- [ C ] Hari Jizo
- [ C ] Hari Jigoku
- [ C ] Kawara Shuriken
Katon:
- [ C ] Katon: Kaen Senpu
- [ C ] Katon: Gokakyu no Jutsu
- [ C ] Katon: Kasumi Enbu no Jutsu
- [ B ] Katon: Hibashiri
- [ B ] Katon: Benijigumo
[/list]