[Event] Komplikacje
Re: [Event] Komplikacje
Spędzanie czasu w takich okolicznościach w czymś towarzystwie wydawało się ciekawą alternatywą dla samotnego obserwowania wydarzeń wokoło. Fakt, rozmowa z Nikusui poświęcała niewielki ułamek uwagi Kakuzu i tym samym przyczyniła się do spadku jakości odbieranych sygnałów, ale skala problemu była zbyt mała żeby miała faktyczny wpływ na cokolwiek. Kakuzu coraz bardziej doceniał czyjeś towarzystwo, głównie ze względów możliwości doszlifowania swoich umiejętności interpersonalnych. Najwidoczniej dziewczyna zaufała Muraiowi na tyle, by wyjaśnienie opierające się na jego sławie było logiczne.
- Była zachwycona. Uwielbia się z nią miziać. Aż zaczynam mieć wątpliwości do kogo ta fretka należy. - zmarszczył czoło. Sytuacja prezentowała się inaczej, po prostu zostawił ją z odpowiednim zapasem jedzenia i wody pitnej, ale opcja z Haną także mogła wchodzić w grę. Nie rozważył tego nawet, co było dziwne jak na Muraia. Nie wzięcie pod uwagę jakiejś możliwości. Najprawdopodobniej dlatego, że wiązała się ona z interakcją z inną osobą, dlatego podświadomie nawet nie dopuścił jej do myśli. Taka mała sytuacja, a dawała ważną informację odnośnie faktycznych ułomności Kakuzu w zakresie swojego toku rozumowania. Bo nawet jeśli opcja ta była niewarta wykorzystania, to była warta żeby na nią wpaść. Kakuzu dalej rozglądał się po okolicy, łapiąc wszystko. Straże, reakcje ludzi na jego osobę, rodzaje atrakcji, ubiory poszczególnych osobistości. Wszystko wskazywało na to, że ludzie przybyli z daleka żeby móc uczestniczyć w festiwalu i być światkiem nadchodzących wydarzeń. Nawet ludzie odziani w lekkie togi, to było często charakterystyczne dla ludzi z pustynnych prowincji. To świadczyło tylko o skali owego wydarzenia, które miało nastąpić. W tym czasie do Muraia podeszła kolejna osoba. Przez chwilę faktycznie nie był w stanie go sobie przypomnieć. Na pewno nie brał jakiejś większej roli w jego życiu. Nie walczył z nim, nie był z nim sojusznikiem podczas jakiejś misji. Ale skądś go znał. Dopiero dłuższe przemyślenie tematu, które było widoczne z zewnątrz, dawało odpowiedź skąd go kojarzył - turniej, widz. Raz do niego podszedł, potem gdzieś zniknął. Absolutnie nieznaczące spotkanie.
- Ciężko uwierzyć w przypadek, kiedy spotyka się dokładnie tych samych ludzi w podobnych okolicznościach co nie tak dawno temu. - skinął lekko głową w geście przywitania w stronę nowoprzybyłego. Dalej jednak skupił się wyłącznie na przemowie, a właściwie na tym co działo się pośród ludzi którzy mówili na scenie. Nic konkretnego w zasadzie. Kakuzu przejeżdżał wzrokiem po różnych zebranych na trybunach. I zamarł, dosłownie zamarł. Wpatrując się w jednego z nich. Wydawał mu się znajomy, ale nie w sensie obojętności jak odnośnie tego mężczyzny który do nich podszedł. Kojarzył go, ale nie był pewny skąd. Po chwili przypomniał sobie pewnego jegomościa. Na Morskich Klifach. W kryjówce Bestii. Jednego z najemników, który okazał się towarzyszem Iwaru. Nary, który unieruchomił cały oddział ot tak. I który zabrał jakimś cudem kartkę od Muraia, która mówiła o Kalejdoskopie Rodu Uchiha. Te rzeczy doskonale pamiętał. Ale resztę jak przez mgłę, było to dość dawno.
NES. Pamiętał to bardzo dobrze. I wraz z tym odkryciem przez Kakuzu przeszedł zimny dreszcz. A właściwie przeszedłby, gdyby nie jego całkowite wynaturzenie. Skóra może i pokryłaby się zimnym potem, gdyby nie fakt niewytwarzania takowego przez skórę Muraia. Ale w jego głowie pojawiła się ogromna ilość myśli. Zbyt duża żeby jakkolwiek to ogarnąć, żeby rozpatrzyć wszystko jednocześnie. Istny chaos wniosków, powiązań, możliwych opcji. Scenariuszy, próby przypomnienia sobie czegokolwiek z tamtej sytuacji, ze spotkania z Iwaru, a właściwie to nowego właściciela ciała Iwaru. I tego, że nie byli w stanie się z nią mierzyć. Zakładając że ten osobnik był na podobnym poziomie... Ale nadal nie rozwiązywało to sprawy najważniejszej - czy to on? Możliwe że nie, że to ktoś podobny. Bardzo podobny, z daleka z jakiego był Murai ciężko było dokładnie zauważyć. Ale jego ogromne możliwości obserwacji otoczenia gwarantowały mu bardzo dobry wzrok. Nadal, ten ktoś był daleko. Kakuzu mógł równie dobrze się mylić, całe skupienie na jego twarzy i absolutna powaga, która dosłownie wylatywała z niego w każdą stronę, to wszystko mogło być efektem pomyłki. Niedopatrzenia, błędu Muraia. Ale przyjmowanie najgorszych scenariuszy i reagowanie na to wielokrotnie uratowało mu życie. Jeśli ktoś taki był w takim miejscu, w Kami no Hikage, to co to mogło znaczyć? Odpowiedź na to pytanie, w najgorszym razie, mogła być przerażająca. Byłaby, gdyby Kakuzu odczuwał strach czy panikę. Nigdy tego nie robił, chłodne myślenie i dogłębna analiza zapewniały mu wszystko, co niezbędne do przeżycia. Zatem teraz najbardziej logicznym ruchem byłaby natychmiastowa zmiana pozycji.
- Nie wiem czy to moje zawodowe przewrażliwienie, ale wydaje mi się że może nie być tak przyjemnie jak się nam wydaje. Jakby przeczucie, że coś nie gra. Nie miałem tego w Cesarstwie, ale mam to tutaj. Może faktycznie ta profesja robi ze mnie jakiegoś paranoika. - powiedział Kakuzu, odwracając wzrok z tajemniczej postaci na trybunach. Istniała szansa, nawet niewielka, że może to zobaczyć. Czy był sens w mówieniu tego do swoich towarzyszy? Najpewniej tak, w końcu dłuższą chwilę gapił się w jakiś punkt w przestrzeni. Drugi raz, pierwszy raz był tak zamyślony szukając w pamięci informacji o tym mężczyźnie który do niego podszedł. Wypadałoby usprawiedliwić swoje nietypowe zachowanie w towarzystwie. Nadal miał w głowie, że to może być całkowicie niepowiązana z nim osoba. Ale Kakuzu nigdy nie był w stanie opuścić swojej gardy. Szczególnie kiedy jego pamięć powiązała tak dwa odległe od siebie wydarzenia.
- Była zachwycona. Uwielbia się z nią miziać. Aż zaczynam mieć wątpliwości do kogo ta fretka należy. - zmarszczył czoło. Sytuacja prezentowała się inaczej, po prostu zostawił ją z odpowiednim zapasem jedzenia i wody pitnej, ale opcja z Haną także mogła wchodzić w grę. Nie rozważył tego nawet, co było dziwne jak na Muraia. Nie wzięcie pod uwagę jakiejś możliwości. Najprawdopodobniej dlatego, że wiązała się ona z interakcją z inną osobą, dlatego podświadomie nawet nie dopuścił jej do myśli. Taka mała sytuacja, a dawała ważną informację odnośnie faktycznych ułomności Kakuzu w zakresie swojego toku rozumowania. Bo nawet jeśli opcja ta była niewarta wykorzystania, to była warta żeby na nią wpaść. Kakuzu dalej rozglądał się po okolicy, łapiąc wszystko. Straże, reakcje ludzi na jego osobę, rodzaje atrakcji, ubiory poszczególnych osobistości. Wszystko wskazywało na to, że ludzie przybyli z daleka żeby móc uczestniczyć w festiwalu i być światkiem nadchodzących wydarzeń. Nawet ludzie odziani w lekkie togi, to było często charakterystyczne dla ludzi z pustynnych prowincji. To świadczyło tylko o skali owego wydarzenia, które miało nastąpić. W tym czasie do Muraia podeszła kolejna osoba. Przez chwilę faktycznie nie był w stanie go sobie przypomnieć. Na pewno nie brał jakiejś większej roli w jego życiu. Nie walczył z nim, nie był z nim sojusznikiem podczas jakiejś misji. Ale skądś go znał. Dopiero dłuższe przemyślenie tematu, które było widoczne z zewnątrz, dawało odpowiedź skąd go kojarzył - turniej, widz. Raz do niego podszedł, potem gdzieś zniknął. Absolutnie nieznaczące spotkanie.
- Ciężko uwierzyć w przypadek, kiedy spotyka się dokładnie tych samych ludzi w podobnych okolicznościach co nie tak dawno temu. - skinął lekko głową w geście przywitania w stronę nowoprzybyłego. Dalej jednak skupił się wyłącznie na przemowie, a właściwie na tym co działo się pośród ludzi którzy mówili na scenie. Nic konkretnego w zasadzie. Kakuzu przejeżdżał wzrokiem po różnych zebranych na trybunach. I zamarł, dosłownie zamarł. Wpatrując się w jednego z nich. Wydawał mu się znajomy, ale nie w sensie obojętności jak odnośnie tego mężczyzny który do nich podszedł. Kojarzył go, ale nie był pewny skąd. Po chwili przypomniał sobie pewnego jegomościa. Na Morskich Klifach. W kryjówce Bestii. Jednego z najemników, który okazał się towarzyszem Iwaru. Nary, który unieruchomił cały oddział ot tak. I który zabrał jakimś cudem kartkę od Muraia, która mówiła o Kalejdoskopie Rodu Uchiha. Te rzeczy doskonale pamiętał. Ale resztę jak przez mgłę, było to dość dawno.
NES. Pamiętał to bardzo dobrze. I wraz z tym odkryciem przez Kakuzu przeszedł zimny dreszcz. A właściwie przeszedłby, gdyby nie jego całkowite wynaturzenie. Skóra może i pokryłaby się zimnym potem, gdyby nie fakt niewytwarzania takowego przez skórę Muraia. Ale w jego głowie pojawiła się ogromna ilość myśli. Zbyt duża żeby jakkolwiek to ogarnąć, żeby rozpatrzyć wszystko jednocześnie. Istny chaos wniosków, powiązań, możliwych opcji. Scenariuszy, próby przypomnienia sobie czegokolwiek z tamtej sytuacji, ze spotkania z Iwaru, a właściwie to nowego właściciela ciała Iwaru. I tego, że nie byli w stanie się z nią mierzyć. Zakładając że ten osobnik był na podobnym poziomie... Ale nadal nie rozwiązywało to sprawy najważniejszej - czy to on? Możliwe że nie, że to ktoś podobny. Bardzo podobny, z daleka z jakiego był Murai ciężko było dokładnie zauważyć. Ale jego ogromne możliwości obserwacji otoczenia gwarantowały mu bardzo dobry wzrok. Nadal, ten ktoś był daleko. Kakuzu mógł równie dobrze się mylić, całe skupienie na jego twarzy i absolutna powaga, która dosłownie wylatywała z niego w każdą stronę, to wszystko mogło być efektem pomyłki. Niedopatrzenia, błędu Muraia. Ale przyjmowanie najgorszych scenariuszy i reagowanie na to wielokrotnie uratowało mu życie. Jeśli ktoś taki był w takim miejscu, w Kami no Hikage, to co to mogło znaczyć? Odpowiedź na to pytanie, w najgorszym razie, mogła być przerażająca. Byłaby, gdyby Kakuzu odczuwał strach czy panikę. Nigdy tego nie robił, chłodne myślenie i dogłębna analiza zapewniały mu wszystko, co niezbędne do przeżycia. Zatem teraz najbardziej logicznym ruchem byłaby natychmiastowa zmiana pozycji.
- Nie wiem czy to moje zawodowe przewrażliwienie, ale wydaje mi się że może nie być tak przyjemnie jak się nam wydaje. Jakby przeczucie, że coś nie gra. Nie miałem tego w Cesarstwie, ale mam to tutaj. Może faktycznie ta profesja robi ze mnie jakiegoś paranoika. - powiedział Kakuzu, odwracając wzrok z tajemniczej postaci na trybunach. Istniała szansa, nawet niewielka, że może to zobaczyć. Czy był sens w mówieniu tego do swoich towarzyszy? Najpewniej tak, w końcu dłuższą chwilę gapił się w jakiś punkt w przestrzeni. Drugi raz, pierwszy raz był tak zamyślony szukając w pamięci informacji o tym mężczyźnie który do niego podszedł. Wypadałoby usprawiedliwić swoje nietypowe zachowanie w towarzystwie. Nadal miał w głowie, że to może być całkowicie niepowiązana z nim osoba. Ale Kakuzu nigdy nie był w stanie opuścić swojej gardy. Szczególnie kiedy jego pamięć powiązała tak dwa odległe od siebie wydarzenia.
0 x
- Ame
- Postać porzucona
- Posty: 645
- Rejestracja: 11 sty 2018, o 21:22
- Wiek postaci: 23
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: jak na av
- Widoczny ekwipunek: *Zanbato na plecach
*Miecz obosieczny przy pasie
*Torba na zadzie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 902#p70902
Re: [Event] Komplikacje
Ame również nie orientował się w polityce, ale oczywiście nigdy się do tego nie przyzna - jaki miałby w tym interes? To on ma być z założenia tym mądrzejszym, wiec musi przynajmniej udawać mądrego, ot - kariera Ame'go Dyzmy. Nie interesował się nigdy zagadnieniami dotyczącymi pokoju na świecie, wojny zawsze były i będą. Tylko jakoś teraz ich nie ma, ale na pewno jest to tylko kwestia czasu, na co żywym dowodem jest ta szopka, która dzieje się wokół. Miał nadzieje, ze nikt nie zauważy, ze jest wyspiarzem, ale wydawało się, ze nikt nie zwraca na niego szczególnej uwagi. To dobrze. Nie za bardzo chciał zostać przemielony przez strażników... po raz kolejny. Mimo wszystko zagnała go tu bardziej ciekawość i chęć brania udziału w życiu tego świata niż polecenie liderki klanu. Oczywiście był winny Kaito jakieś wyjaśnienia, ale z tak nietypowej dla siebie ekscytacji zostawił go gdzieś w tyle. Sam nie był pewny czy wierzy w jakikolwiek sposób w rade, cesarza a nawet klany. Miał co do tego wszystkiego bardzo mieszane i nieokreślone uczucia. Prawdopodobnie gdyby urodził się po drugiej stronie morza to byłby jakiś czas wcześniej szpiegiem na wyspiarskim turnieju i nikt nie mógłby mu niczego zarzucić. W zasadzie to nawet nie wiedział czy jest szpiegiem, może po prostu wysłano go tu żeby się podszkolił? Na wszelki wypadek zabrał ze sobą swojego brata. Z nim u boku nie ma szansy, ze znowu wpadną w bagno, a nawet jeżeli się zdarzy to przynajmniej w doborowym towarzystwie. Popadał w co raz głębsza zadumę i nie za bardzo zwracał uwagę na to co się dzieje. Wszystko byłoby inne, gdyby tu był, on wie. Nie tak trudne i dziwne. Gdyby tu był, on wie. Jeśli festiwal coś znaczy to musi się coś stać. Gdyby miał przepowiadać przyszłość, powiedziałby tak: zniknie Kami no Hikage jak jawa, jak sen.
A propos tego człeka, na którego temat gdybał niebieskowłosy, to właśnie jego pojawienie się wyrwało go ze swojego dziwacznego toru myślowego. No tak, był mu winny trochę wyjaśnień.
- Już się skończył. Możesz wracać do domu, ofermo. - odpowiedział sarkastycznie. Czul się spełniony jako starszy brat. Pewnie i tak myśli tylko o tym jak się nażreć w jak największej ilości. Gdyby chociaż myślał przy tym o jak najniższej cenie...
- Sam dokładnie nie wiem, nie zwracaj na siebie uwagi i nie bądź głupi. - uważał, ze rozmowy na takie tematy w tym tłumie nie maja sensu i mogą wszystko zaprzepaścić. Co dokładnie? Również nie wiedział. Jakimś magicznym sposobem nie zauważył w ogolę faktu nabycia zbroi przez młodszego. Ot niebieski ciuch z futerkiem. Taki jak zawsze nosił. Gdyby tamten mu nie uświadomił co ma na sobie, to Ame w dalszym ciągu uważałby, ze to kurtka w kiepskim guście. Coś na kształt kiepsko wyrażonego buntu młodzieńczego, ale oczywiście w twarz mu tego nie powie.
- Majestatyczna niczym Yuki na wycieczce w Samotnych Wydmach. - miał nadzieje, ze Kaito nie zauważy, ze jest obrażany. Teraz wystarczy zagadać coś o jedzeniu, w myślach już śmiał się jak szybko załatwił go psychologicznie.
- A może skocz po dango? Głodny jestem. - wcielił swój szatański plan w życie. Nie chciał rozmawiać z nim na temat festiwalu w tym tłumie. Tutaj każdy mógł być strażnikiem pod przykrywka i nie chciał po raz kolejny skończyć w mamrze.
Na scenie pojawiło się w tym czasie trzech mężczyzn. Nie miał pojęcia kim oni są, mieli przy sobie jakaś listę, ale chłopak nie rozumiał z tego za wiele. Szpieg z niego marny, to trzeba przyznać. Po chwili pojawiła się jeszcze inna postać w szkarłatnym płaszczu z białymi wstawkami. Nie był w stanie dostrzec czy są to bandaże czy jakiś inny element stroju. Nie docierało do niego na razie nic o czym tamci rozmawiali. Możliwe, ze był za daleko, albo wszyscy wokół zbyt głośno. Skinął na brata i ruchem głowy do przodu pokazał mu, ze muszą podejść kawałek bliżej. Trójka mężczyzn po głębokim ukłonie zeszła ze sceny. Widocznie koleś w dziwnym płaszczu jest tutaj ważniakiem i na niego trzeba zwrócić szczególną uwagę. Moment później byli już w zasięgu głosu i byli w stanie usłyszeć wszystko bez zakłóceń. Typowa mowa zaczynająca co ważniejsze wydarzenia. Nic niespodziewanego. Gdy podchodził, a balkonie powyżej sceny spostrzegł, ze siedziało tam kilka osób, w tym jedna z płaszczem podobnym do mistrza ceremonii. Nie kojarzy żadnego z nich, wiec nie przywiązywał do tego większej wagi.
- Oczy szeroko otwarte. - wydal komendę w kierunku Kaito i oczekiwał na dalszy bieg wydarzeń.
A propos tego człeka, na którego temat gdybał niebieskowłosy, to właśnie jego pojawienie się wyrwało go ze swojego dziwacznego toru myślowego. No tak, był mu winny trochę wyjaśnień.
- Już się skończył. Możesz wracać do domu, ofermo. - odpowiedział sarkastycznie. Czul się spełniony jako starszy brat. Pewnie i tak myśli tylko o tym jak się nażreć w jak największej ilości. Gdyby chociaż myślał przy tym o jak najniższej cenie...
- Sam dokładnie nie wiem, nie zwracaj na siebie uwagi i nie bądź głupi. - uważał, ze rozmowy na takie tematy w tym tłumie nie maja sensu i mogą wszystko zaprzepaścić. Co dokładnie? Również nie wiedział. Jakimś magicznym sposobem nie zauważył w ogolę faktu nabycia zbroi przez młodszego. Ot niebieski ciuch z futerkiem. Taki jak zawsze nosił. Gdyby tamten mu nie uświadomił co ma na sobie, to Ame w dalszym ciągu uważałby, ze to kurtka w kiepskim guście. Coś na kształt kiepsko wyrażonego buntu młodzieńczego, ale oczywiście w twarz mu tego nie powie.
- Majestatyczna niczym Yuki na wycieczce w Samotnych Wydmach. - miał nadzieje, ze Kaito nie zauważy, ze jest obrażany. Teraz wystarczy zagadać coś o jedzeniu, w myślach już śmiał się jak szybko załatwił go psychologicznie.
- A może skocz po dango? Głodny jestem. - wcielił swój szatański plan w życie. Nie chciał rozmawiać z nim na temat festiwalu w tym tłumie. Tutaj każdy mógł być strażnikiem pod przykrywka i nie chciał po raz kolejny skończyć w mamrze.
Na scenie pojawiło się w tym czasie trzech mężczyzn. Nie miał pojęcia kim oni są, mieli przy sobie jakaś listę, ale chłopak nie rozumiał z tego za wiele. Szpieg z niego marny, to trzeba przyznać. Po chwili pojawiła się jeszcze inna postać w szkarłatnym płaszczu z białymi wstawkami. Nie był w stanie dostrzec czy są to bandaże czy jakiś inny element stroju. Nie docierało do niego na razie nic o czym tamci rozmawiali. Możliwe, ze był za daleko, albo wszyscy wokół zbyt głośno. Skinął na brata i ruchem głowy do przodu pokazał mu, ze muszą podejść kawałek bliżej. Trójka mężczyzn po głębokim ukłonie zeszła ze sceny. Widocznie koleś w dziwnym płaszczu jest tutaj ważniakiem i na niego trzeba zwrócić szczególną uwagę. Moment później byli już w zasięgu głosu i byli w stanie usłyszeć wszystko bez zakłóceń. Typowa mowa zaczynająca co ważniejsze wydarzenia. Nic niespodziewanego. Gdy podchodził, a balkonie powyżej sceny spostrzegł, ze siedziało tam kilka osób, w tym jedna z płaszczem podobnym do mistrza ceremonii. Nie kojarzy żadnego z nich, wiec nie przywiązywał do tego większej wagi.
- Oczy szeroko otwarte. - wydal komendę w kierunku Kaito i oczekiwał na dalszy bieg wydarzeń.
0 x
Przez miesiące, patrzył na pełny lili wodnej staw i stawał się świadom, że nie może być to zwykły rekin morski. Element, który zmienił jego charakter to wlasnie wybor bestii. Kiedy wrócił był nieco inny. Nie posiadał jeszcze paktu, jednak już do czegoś się zobowiązał, reprezentowania cechy tego zwierzęcia swoim nastawieniem. - Hakai o Ame.


- Yamanaka Inoshi
- Postać porzucona
- Posty: 3431
- Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach. - Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie. - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Hoshigaki Maname
- Aktualna postać: Jun
- Lokalizacja: Soso
Re: [Event] Komplikacje
Delikatne włosy Shikaruia były ulgą dla jego zmarzniętych dłoni. Bawiąc się nimi czuł jakieś dziwne ciepło dochodzące z wnętrza ciała, którego nie potrafił w żaden sposób opisać. Może to zachowanie kojarzące się z opieką koiło jego sumienie? Pozwalało poczuć się bezpiecznie, gdy czuł dłonie zabójcy na swym ciele? I dlaczego ignorował ten fakt, jak gdyb to co było kiedyś, nie miało żadnego znaczenia? Może nie miało. Już nie miało. Bo było mu najzwyczajniej w świecie miło, a rumieńce na twarzy były tego ostatecznym dowodem. Tam było tak ładnie, tak przyjemnie. Miał ochotę zostać tak na zawsze, choć wiedział, że to niemożliwe. Nie w bajce o wilkach zjadających wilki. Musiał się jednak nacieszyć tym, co miał i nie zamierzał pogrążać się w rozpaczy, że przyszło mu żyć w takich, a nie innych czasach - miał na imię Aka, a nie Inoshi.
Dyskusja między Inoshim a Shikaruiem trwała, choć nie można powiedzieć, że w najlepsze. Shikarui - jak to Shikarui - raczej nie był zainteresowany rozmowa na tematy egzystencjalne. Zwłaszcza z kimś takim jak blondynka. Zastanawiało go, dlaczego brunet w ogóle podjął rozmowę, mógł ją przecież zupełnie zignorować. To były dwa różne światy, totalnie nie współgrające ze sobą. Prawdę powiedziawszy, Aka nie miałby siły dyskutować na tematy duszy dzieckiem, na dodatek tak niedoedukowanym jak Inoshi. Pewnie nawet nie wiedziała, czym jest mezalians. No ale czego można oczekiwać po kimś, kto przybywa do Serca Świata w towarzystwie rodziców, którzy nawet nie powiedzieli jej po co tu przybyli. Ba, ona nawet nie wiedziała kim jest rada, rządząca całym światem. - Dziewczyno, gdzieś Ty była przez ostatnie dwanaście wiosen? - zapytał ją w myślach (odpowiedzi na szczęście się nie doczekał). Była wiedźmą, więc może naprawdę mieszkała z dala od cywilizacji? Diabli wiedzą.
Zapytała o duszę. O ten niematerialny byt, którego Shikarui tak bardzo się wypierał. A mimo to, zaciskał dłonie na nogach bruneta, jak gdyby pytania raniły jego wnętrze. Czyli coś musiało być w środku, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać. Shikarui zamarł. Zastygł, jakby w bezruchu i właśnie jedynie palce wbijające się w łydki Uchihy zdradzały, że coś jest nie tak. Uścisk był dziwny, nienaturalny. Nie taki jak wcześniej, miły i przyjemny. Ale niebieskooki wiedział o co chodzi. Aka już znał to zachowanie, już raz je widział u Shikaruia - wtedy, na dachu Dzielnicy Latarni. I pamiętał jego reakcję. Wyjął lewą z jego włosów i przesunął w kierunku dłoni spoczywającej na nogach. Nie chciał, by przyparta do muru zwierzyna zaatakowała. Nie chciał, by kłami próbował udowodnić swoją wartość. Nie musiał niczego udowadniać. Ale nie mógł też pewnych spraw załatwić za niego. To był wybór Shikaruia. Aka wiedział swoje, Shikarui swoje, a Inoshi zapewne swoje. Uśmiechnął się lekko. Złapał go mocno za dłoń - mocno i pewnie. Dopiero teraz miał pewność, że wszystko jest w porządku. Że nieważne co odpowie i tak będzie dobrze.
Inoshi zadawała trudne pytania, żeby nie powiedzieć niezręczne. Na jaką inną odpowiedź, niżeli sprytne wywinięcie się liczyła? Byla ledwie pisklęciem, a próbowała startować do Orłów Króla. Czy nikt jej nie nauczył latać? Czy nikt, pomimo jej wieku, nie wypchnął jej jeszcze z gniazda, by otworzyła skrzydła i wreszcie poznała, że nie wszystko jest tak proste jak w gnieździe? Że nikt Ci nie nakarmi ci dzioba odpowiedziami? Może tego własnie potrzebowała. Może solidny kopniak w brzuch od Shikaruia był tym kopniakiem, który wypchnął dziewczynę z gniazda, który czegoś ją nauczy. Tylko czy dziewczyna przyjmie te nauki, czy dalej będzie żyła w swoim pięknym, nieskalanym zarazą świecie? Na to pytanie odpowiedź znała już tylko sama Inoshi. Aka miał jednak wrażenie, że próba edukacji dziewczyna jest jak rzucanie grochem o ścianę. Bezcelowa.
- Lepiej bez celu iść naprzód, niż bez celu stać w miejscu. A z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać. - jedyne słowa, jakie Aka wypowiedział od dawna. Do kogo skierowane? Do Inoshi, czy do Shikaruia? A może do nikogo z tej dwójki? Spojrzał na blondynkę. Wyglądała tak głupiutko, że aż nie mógł sobie odmówić parsknięcia pod nosem. Próbowała zgrywać pewną siebie, odważną, ale nie potrafiła. Język jej się plątał, drżała. Daleko jej nawet do Akiego, a co dopiero do Sanady - tego wypranego z emocji, z duszy. Teraz był zajęty. Miał swoją zabawkę i nie zamierzał jej puszczać. Chociaż nie. Nie zabawkę. To określenie byłoby dobre może w odniesieniu do Inoshi, ale na pewno nie do Shikaruia - i nie chodziło tu bynajmniej o to, że młody wyrzutek nie dałby się tak traktować. Dla niebieskookiego zdawał się być kimś więcej, niż tylko zabawką. Zabawki się nudziły, zużywały się, wyrastało się z nich. Wyzwaniem? Nie. W kontekście człowieka, a takim - nieważne co sobie wmawiał - był Shikarui. Zdobywanie w takim kontekście pozostawiał kurtyzanom.
- Nie wiem. - lecz wiedział, ale bał się przyznać przed samym sobą. Bał się przyznać, że tak naprawdę Shikarui był jedyną osobą od dawna, która poruszyła dawno nieużywanymi trybikami. Brakowało mu więc słów na określenie dziwnego uczucia skierowanego w stronę tego chłopaka. Może chciał go zmienić, ale nie wiedział jak się za to zabrać. Inoshi próbowała, ale... cóż. Jej argumenty mogły spowodować u Shikaruia co najwyżej śmiech. Już niebieskooki prawie spadł z baranka, słysząc jak dziewczynka mówi o duszy. - Zabawnie to brzmi z ust kogoś, kto potrafi wejść w Twoje ciało. - pomyślał. Ale nie zastanawiało go, czy Shikarui dostrzega ten sam zgrzyt w jej rozumowaniu. Miał to gdzieś. Zastanawiało go, czy każe mu z siebie zejść.
Dyskusja między Inoshim a Shikaruiem trwała, choć nie można powiedzieć, że w najlepsze. Shikarui - jak to Shikarui - raczej nie był zainteresowany rozmowa na tematy egzystencjalne. Zwłaszcza z kimś takim jak blondynka. Zastanawiało go, dlaczego brunet w ogóle podjął rozmowę, mógł ją przecież zupełnie zignorować. To były dwa różne światy, totalnie nie współgrające ze sobą. Prawdę powiedziawszy, Aka nie miałby siły dyskutować na tematy duszy dzieckiem, na dodatek tak niedoedukowanym jak Inoshi. Pewnie nawet nie wiedziała, czym jest mezalians. No ale czego można oczekiwać po kimś, kto przybywa do Serca Świata w towarzystwie rodziców, którzy nawet nie powiedzieli jej po co tu przybyli. Ba, ona nawet nie wiedziała kim jest rada, rządząca całym światem. - Dziewczyno, gdzieś Ty była przez ostatnie dwanaście wiosen? - zapytał ją w myślach (odpowiedzi na szczęście się nie doczekał). Była wiedźmą, więc może naprawdę mieszkała z dala od cywilizacji? Diabli wiedzą.
Zapytała o duszę. O ten niematerialny byt, którego Shikarui tak bardzo się wypierał. A mimo to, zaciskał dłonie na nogach bruneta, jak gdyby pytania raniły jego wnętrze. Czyli coś musiało być w środku, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać. Shikarui zamarł. Zastygł, jakby w bezruchu i właśnie jedynie palce wbijające się w łydki Uchihy zdradzały, że coś jest nie tak. Uścisk był dziwny, nienaturalny. Nie taki jak wcześniej, miły i przyjemny. Ale niebieskooki wiedział o co chodzi. Aka już znał to zachowanie, już raz je widział u Shikaruia - wtedy, na dachu Dzielnicy Latarni. I pamiętał jego reakcję. Wyjął lewą z jego włosów i przesunął w kierunku dłoni spoczywającej na nogach. Nie chciał, by przyparta do muru zwierzyna zaatakowała. Nie chciał, by kłami próbował udowodnić swoją wartość. Nie musiał niczego udowadniać. Ale nie mógł też pewnych spraw załatwić za niego. To był wybór Shikaruia. Aka wiedział swoje, Shikarui swoje, a Inoshi zapewne swoje. Uśmiechnął się lekko. Złapał go mocno za dłoń - mocno i pewnie. Dopiero teraz miał pewność, że wszystko jest w porządku. Że nieważne co odpowie i tak będzie dobrze.
Inoshi zadawała trudne pytania, żeby nie powiedzieć niezręczne. Na jaką inną odpowiedź, niżeli sprytne wywinięcie się liczyła? Byla ledwie pisklęciem, a próbowała startować do Orłów Króla. Czy nikt jej nie nauczył latać? Czy nikt, pomimo jej wieku, nie wypchnął jej jeszcze z gniazda, by otworzyła skrzydła i wreszcie poznała, że nie wszystko jest tak proste jak w gnieździe? Że nikt Ci nie nakarmi ci dzioba odpowiedziami? Może tego własnie potrzebowała. Może solidny kopniak w brzuch od Shikaruia był tym kopniakiem, który wypchnął dziewczynę z gniazda, który czegoś ją nauczy. Tylko czy dziewczyna przyjmie te nauki, czy dalej będzie żyła w swoim pięknym, nieskalanym zarazą świecie? Na to pytanie odpowiedź znała już tylko sama Inoshi. Aka miał jednak wrażenie, że próba edukacji dziewczyna jest jak rzucanie grochem o ścianę. Bezcelowa.
- Lepiej bez celu iść naprzód, niż bez celu stać w miejscu. A z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać. - jedyne słowa, jakie Aka wypowiedział od dawna. Do kogo skierowane? Do Inoshi, czy do Shikaruia? A może do nikogo z tej dwójki? Spojrzał na blondynkę. Wyglądała tak głupiutko, że aż nie mógł sobie odmówić parsknięcia pod nosem. Próbowała zgrywać pewną siebie, odważną, ale nie potrafiła. Język jej się plątał, drżała. Daleko jej nawet do Akiego, a co dopiero do Sanady - tego wypranego z emocji, z duszy. Teraz był zajęty. Miał swoją zabawkę i nie zamierzał jej puszczać. Chociaż nie. Nie zabawkę. To określenie byłoby dobre może w odniesieniu do Inoshi, ale na pewno nie do Shikaruia - i nie chodziło tu bynajmniej o to, że młody wyrzutek nie dałby się tak traktować. Dla niebieskookiego zdawał się być kimś więcej, niż tylko zabawką. Zabawki się nudziły, zużywały się, wyrastało się z nich. Wyzwaniem? Nie. W kontekście człowieka, a takim - nieważne co sobie wmawiał - był Shikarui. Zdobywanie w takim kontekście pozostawiał kurtyzanom.
- Nie wiem. - lecz wiedział, ale bał się przyznać przed samym sobą. Bał się przyznać, że tak naprawdę Shikarui był jedyną osobą od dawna, która poruszyła dawno nieużywanymi trybikami. Brakowało mu więc słów na określenie dziwnego uczucia skierowanego w stronę tego chłopaka. Może chciał go zmienić, ale nie wiedział jak się za to zabrać. Inoshi próbowała, ale... cóż. Jej argumenty mogły spowodować u Shikaruia co najwyżej śmiech. Już niebieskooki prawie spadł z baranka, słysząc jak dziewczynka mówi o duszy. - Zabawnie to brzmi z ust kogoś, kto potrafi wejść w Twoje ciało. - pomyślał. Ale nie zastanawiało go, czy Shikarui dostrzega ten sam zgrzyt w jej rozumowaniu. Miał to gdzieś. Zastanawiało go, czy każe mu z siebie zejść.
0 x
Re: [Event] Komplikacje
Ludzie rozkręcali się i to bardzo mocno. Można było ich porównać do ładunków wybuchowych. Gdzie na początku wybuchły małe bombeczki, następnie ląd dalej się palił, dotarł do tych troszkę większych od poprzednich, następnie do następnych, których było więcej i tak dalej. Wszystko spala się do największych fajerwerków, które wybuchną kiedy to odbędzie się główna część programu tego festynu. Zajadałem podczas niego jakieś mięsko na patyku, nie było mi ono znane za bardzo, ale smakowało całkiem nieźle, więc postanowiłem nie rozwodzić się nad jego pochodzeniem, czy to piesek, kotek albo nawet myszka, a zacząłem cieszyć się smakiem.
Obserwowałem otoczenie. Pojawiało się coraz więcej osób, a to nie byle jakich. Każdy wyglądał inaczej, byli duzi, mali, kolorowi, czarni, biali i wiele więcej. Różnorodność była większa, która ukazywała, że nie ma tutaj zwykłych mieszczuchów w większości. Jest tutaj wielu przejezdnych, który albo są zwykłymi ludzmi, albo czymś ponad nimi. Od razu kiedy o tym pomyślałem przyglądając się wszystkim, przypomniała mi się mój notes, na którym mam parę rzeczy zapisanych i warto by było zacząć go dalej pisać, bo miałem dość długą przerwę. Wracając do różnorodności. Podobało mi się tutaj, byli ci którzy wyglądali na tych, którzy podążali drogą mocy, ewolucji, rozwoju czy jak to zwał. To było moje miejsce niż w moim nudnym mieście w którym nic się wielkiego nie działo, poza moimi wybrykami na pożegnanie.
Pojawiali się nowi goście na tej scenie, krzesłach czy co tam dokładniej było. Nie znałem ich za bardzo, ba! Nie znałem ich wcale. Nie widziałem nigdzie żadnych tabliczek z imieniem oraz nazwiskiem (No chyba, że gdzieś są). Dlatego ciężko było mi skojarzyć kogoś z tych gości, którzy są w centrum całej tej uwagi. Rozłożyłem bezradnie ramiona, mogłem uczyć się bardziej o polityce kiedy siedziałem na dupie, ale jakoś miałem ważniejsze sprawy na głowie. Chociaż znałem bardzo okraszone podstawy, coś o radzie chyba dwudziestu, że sprawują władze na świecie, bla bla bla i inne nudne rzeczy, które mnie kiedyś nie interesowały. Tylko teraz zaczęły mnie interesować. Zagryzłem wargi z mojej niewiedzy, byłem tym niezadowolony ale co zrobić.
Na scenę weszła trójka mężczyzn, którzy byli ubrani na możnowładców. Ha! To akurat wiedziałem! Coś wiem, ale nie za wiele o tej polityce i znanych osobach.
Zaczęła się mała rozmowa o tym, że ktoś się jeszcze spóźnia, poczekają kilka minut. Kolejna gadka szmatka, ale jedynie co mnie zainteresowały nazwiska. Inuzuka, Akimichi i Senju Kazuo, to były trzy nazwisko oraz jedno imie, które według mnie były warte zapamiętania, więc postanowiłem zakodować sobie te rody, może później przyda się ta wiedza.
Nagle na scenę weszła mumia! Faraon w samej osobie nas zaszczycił swoją obecnością, już powinniśmy bić mu pokłony i takie tam. A poza żartowaniem, był dla mnie jak na razie jedną z największych atrakcji tutaj. Zrobił dość tajemnicze wrażenie, przez co chciałem dowiedzieć się o nim nieco więcej oraz co chowa pod zasłoniętą twarzą.
-Ciekawa osoba, mam nadzieje, że będzie wart mojego zainteresowania.- Zjadłem ostatni kęs przysmaku na patyku, spuściłem rękę w dół i niepostrzeżenie pozbyłem się patyka.
Kolejnym dla mnie zaskoczeniem było to, że powiedział jedno słowo, wszedł bardziej na scenę i wcześniejsza trójka natychmiast się ukłoniła w jego kierunku wypowiadając jego imię. Hassum, to kolejne imię warte zapamiętania, a nawet bardziej warte, bo jest tajemniczy oraz pociągający w tym samym czasie. Do tego widać, że miał jakąś wielką pozycję pomiędzy tymi wszystkimi. Warto by było się wokół niego zakręcić kiedyś, jak będzie jakaś możliwość. Hassum-sama, stanął naprzeciw widowni, czyli też mnie. Wystawił ręce do góry, jakby chciał coś wygłosić, albo chciał byśmy go wielbili. Jego niedoczekania, on nie jest Bogiem, nie tak jak JA. Lecz przez ten gest ukazał dość ciekawe uzbrojenie, wyglądało to jak miecz, ale dość dziwaczne. Czyli był miecznikiem, ciekawe, lepiej uważać na takich w moim przypadku, bo jedno ciachniecie i może mi zrobić kuku, ale wtedy by uaktywnił mój boski gniew i nikt by nie przeżył. Zaczął gadać, przeprosił za opóźnienie, podziękował i takie tam. Zwykłe cosik dla prostego ludu! NUDAAAA! Ale słuchałem, może miał coś ciekawszego do powiedzenia, jak nie, to szkoda, ale może później się rozkręci, jak wszyscy przybędą na miejsce.
Skończył swoje przemówienie, które nic ciekawego nie wprowadziło. Szkoda. Ale za to mój wzrok wreszcie oderwał się od niego, przez co wylądowałem na balkonie, gdzie było kilku mężczyzn, którzy najwyraźniej byli z czegoś rozbawieni. Najpewniej opowiedzieli sobie żart, ale tych też postanowiłem zapamiętać, byli na balkoniku, coś jak loża vip, więc są wysoko.
No nic, nie miałem nic do roboty. Dlatego postanowiłem zacząć zbierać informacje.
-Przepraszam.- podszedłem do jakiejś młodej oraz ładnej kobiety z uśmiechem na ustach. Kiedy zwróciłem swoją uwagę na ziemie ukłoniłem się lekko, złapałem jej dłon i pocałowałem zewnętrzną stronę.
-Czy mogłaby mi Pani pomóc? Czy można mi opowiedzieć kto kim jest na tej scenie? Bo nie orientuje się za bardzo, a chciałbym wiedzieć. No i co to za festyn i po co? Przybyłem tutaj nie wiedząc o takim wydarzeniu tutaj.- puściłem oczko w jej stronę, następnie pokazałem wzrokiem na scenę, chcąc ją upewnić, że chodzi mi o dowiedzenie się kto im jest.
-Za pomoc chętnie się odwdzięczę miłym trunkiem, albo może nawet kolacją.- przeczesałem swoje włosy do tyłu otwartą dłonia, po czym nagle opadły mi one z powrotem do przodu w idealnym ułożeniu. Nie łatwo być tak boskim jak ja, ale ja to ja, a wy to nędzne robaki.
Obserwowałem otoczenie. Pojawiało się coraz więcej osób, a to nie byle jakich. Każdy wyglądał inaczej, byli duzi, mali, kolorowi, czarni, biali i wiele więcej. Różnorodność była większa, która ukazywała, że nie ma tutaj zwykłych mieszczuchów w większości. Jest tutaj wielu przejezdnych, który albo są zwykłymi ludzmi, albo czymś ponad nimi. Od razu kiedy o tym pomyślałem przyglądając się wszystkim, przypomniała mi się mój notes, na którym mam parę rzeczy zapisanych i warto by było zacząć go dalej pisać, bo miałem dość długą przerwę. Wracając do różnorodności. Podobało mi się tutaj, byli ci którzy wyglądali na tych, którzy podążali drogą mocy, ewolucji, rozwoju czy jak to zwał. To było moje miejsce niż w moim nudnym mieście w którym nic się wielkiego nie działo, poza moimi wybrykami na pożegnanie.
Pojawiali się nowi goście na tej scenie, krzesłach czy co tam dokładniej było. Nie znałem ich za bardzo, ba! Nie znałem ich wcale. Nie widziałem nigdzie żadnych tabliczek z imieniem oraz nazwiskiem (No chyba, że gdzieś są). Dlatego ciężko było mi skojarzyć kogoś z tych gości, którzy są w centrum całej tej uwagi. Rozłożyłem bezradnie ramiona, mogłem uczyć się bardziej o polityce kiedy siedziałem na dupie, ale jakoś miałem ważniejsze sprawy na głowie. Chociaż znałem bardzo okraszone podstawy, coś o radzie chyba dwudziestu, że sprawują władze na świecie, bla bla bla i inne nudne rzeczy, które mnie kiedyś nie interesowały. Tylko teraz zaczęły mnie interesować. Zagryzłem wargi z mojej niewiedzy, byłem tym niezadowolony ale co zrobić.
Na scenę weszła trójka mężczyzn, którzy byli ubrani na możnowładców. Ha! To akurat wiedziałem! Coś wiem, ale nie za wiele o tej polityce i znanych osobach.
Zaczęła się mała rozmowa o tym, że ktoś się jeszcze spóźnia, poczekają kilka minut. Kolejna gadka szmatka, ale jedynie co mnie zainteresowały nazwiska. Inuzuka, Akimichi i Senju Kazuo, to były trzy nazwisko oraz jedno imie, które według mnie były warte zapamiętania, więc postanowiłem zakodować sobie te rody, może później przyda się ta wiedza.
Nagle na scenę weszła mumia! Faraon w samej osobie nas zaszczycił swoją obecnością, już powinniśmy bić mu pokłony i takie tam. A poza żartowaniem, był dla mnie jak na razie jedną z największych atrakcji tutaj. Zrobił dość tajemnicze wrażenie, przez co chciałem dowiedzieć się o nim nieco więcej oraz co chowa pod zasłoniętą twarzą.
-Ciekawa osoba, mam nadzieje, że będzie wart mojego zainteresowania.- Zjadłem ostatni kęs przysmaku na patyku, spuściłem rękę w dół i niepostrzeżenie pozbyłem się patyka.
Kolejnym dla mnie zaskoczeniem było to, że powiedział jedno słowo, wszedł bardziej na scenę i wcześniejsza trójka natychmiast się ukłoniła w jego kierunku wypowiadając jego imię. Hassum, to kolejne imię warte zapamiętania, a nawet bardziej warte, bo jest tajemniczy oraz pociągający w tym samym czasie. Do tego widać, że miał jakąś wielką pozycję pomiędzy tymi wszystkimi. Warto by było się wokół niego zakręcić kiedyś, jak będzie jakaś możliwość. Hassum-sama, stanął naprzeciw widowni, czyli też mnie. Wystawił ręce do góry, jakby chciał coś wygłosić, albo chciał byśmy go wielbili. Jego niedoczekania, on nie jest Bogiem, nie tak jak JA. Lecz przez ten gest ukazał dość ciekawe uzbrojenie, wyglądało to jak miecz, ale dość dziwaczne. Czyli był miecznikiem, ciekawe, lepiej uważać na takich w moim przypadku, bo jedno ciachniecie i może mi zrobić kuku, ale wtedy by uaktywnił mój boski gniew i nikt by nie przeżył. Zaczął gadać, przeprosił za opóźnienie, podziękował i takie tam. Zwykłe cosik dla prostego ludu! NUDAAAA! Ale słuchałem, może miał coś ciekawszego do powiedzenia, jak nie, to szkoda, ale może później się rozkręci, jak wszyscy przybędą na miejsce.
Skończył swoje przemówienie, które nic ciekawego nie wprowadziło. Szkoda. Ale za to mój wzrok wreszcie oderwał się od niego, przez co wylądowałem na balkonie, gdzie było kilku mężczyzn, którzy najwyraźniej byli z czegoś rozbawieni. Najpewniej opowiedzieli sobie żart, ale tych też postanowiłem zapamiętać, byli na balkoniku, coś jak loża vip, więc są wysoko.
No nic, nie miałem nic do roboty. Dlatego postanowiłem zacząć zbierać informacje.
-Przepraszam.- podszedłem do jakiejś młodej oraz ładnej kobiety z uśmiechem na ustach. Kiedy zwróciłem swoją uwagę na ziemie ukłoniłem się lekko, złapałem jej dłon i pocałowałem zewnętrzną stronę.
-Czy mogłaby mi Pani pomóc? Czy można mi opowiedzieć kto kim jest na tej scenie? Bo nie orientuje się za bardzo, a chciałbym wiedzieć. No i co to za festyn i po co? Przybyłem tutaj nie wiedząc o takim wydarzeniu tutaj.- puściłem oczko w jej stronę, następnie pokazałem wzrokiem na scenę, chcąc ją upewnić, że chodzi mi o dowiedzenie się kto im jest.
-Za pomoc chętnie się odwdzięczę miłym trunkiem, albo może nawet kolacją.- przeczesałem swoje włosy do tyłu otwartą dłonia, po czym nagle opadły mi one z powrotem do przodu w idealnym ułożeniu. Nie łatwo być tak boskim jak ja, ale ja to ja, a wy to nędzne robaki.
Moja postać zaczepia randomową kobietę, chcąc się dowiedzieć o osobach na scenie i na krzesłach, no i o festynie. Zbiera informacje, bo jest tutaj tak randomowo, że nie wie co się dzieje.
0 x
- Numa
- Martwa postać
- Posty: 618
- Rejestracja: 3 kwie 2018, o 12:12
- Wiek postaci: 16
- Ranga: Wyrzutek
- Krótki wygląd: Brązowooki chłopak, rasy białej. Posiada ciemnobrązowe włosy.
- Widoczny ekwipunek: -Hełm zakrywający twarz pozostawiający jedynie małą szczelinę na jego oczy.
-Czarny płaszcz z kapturem. - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=79250#p79250
- Multikonta: Ni ma
Re: [Event] Komplikacje
Numa lekko wybity właśnie z objadania się tutejszymi bułeczkami na spróbowanie dostrzegł że coś się dzieje. Ktoś wyszedł na scenę z Nie było ich wielu jednak sprawiło to aby Bezdomny Numa zagapił się i niemal nie wpadł na pobliskiego przechodnia. mimo tego przyglądał się dalej scenie obserwując co to się tam właściwie wyprawia. Z jego słabym wzrokiem zapewne nie widział dokładnie z tej odległości. Dlatego ciekawość go zjadała coraz bardziej. Widzą że jednak nic się nie dzieje zdał sobie sprawę że trochę zaburzał ruch w alejce - To narobiłem... - Wybacz zagapiłem się na tą scenę. - Powiedział dość szybko. A następnie padło kolejne pytanie z ust młodego wyglądającego nawet przyzwoicie chłopaka. - Wiadomo co będzie pokazane ? - W sumie niewinne pytanie osoby która nie do końca zdawała sobie sprawę co tam będzie się działo. - Zaraz właściwie to na kogo ja o mały włos nie wpadłem.. - Jego wzrok skierował się na osobę której nieco mógł utrudnić poruszanie. Oczywiście bez przesady nie staranował jej, a jedynie zatrzymał się niespodziewanie. Po spojrzeniu na tego kogoś wtedy zawitał na nim lekki przyjazny uśmiech. Możliwe że to z powodu tego że doświadczał czegoś nowego, a może to gra pozorów aby nie oberwać, w końcu festyn na swój sposób było to przyjazne miejsce przynajmniej teraz, jednak życie bywało różne. Mógł natrafić na niemal każdego od jakiejś młodej tajemniczej Aburame, po wyznawcę jedynego słusznego boga Jashina, a nawet i istotę niemal boską, choć ta wydawała się zajęta. Tak to jednak bywało gdy bezdomny rusza w w takie miejsca. Jedno pewne raczej nie trafił na kogoś rozgadanego w tym momencie. Takiemu raczej trudno zatarasować na chwilę drogę. Z powodu echolokacji, znaczy się usłyszenia kogoś takiego na spory dystans.
0 x
- Myśli Numy -
- Słowa Numy -
[/center]
Nie odpowiadam przed żadną władzą.
Oraz mogę mówić i robić co mi się żywnie podoba.
Bez ponoszenia żadnych konsekwencji !
Nie posiadam siły, wpływów czy pieniędzy.
Mało, nie mam nawet pracy.
Jestem Bezdomnym !
- Słowa Numy -

Nie odpowiadam przed żadną władzą.
Oraz mogę mówić i robić co mi się żywnie podoba.
Bez ponoszenia żadnych konsekwencji !
Nie posiadam siły, wpływów czy pieniędzy.
Mało, nie mam nawet pracy.
Jestem Bezdomnym !
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=-QdgoBYUHBU[/youtube]
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: [Event] Komplikacje
Gdyby Inoshi zaczęła wypowiadać myśli o gołębim sercu na głos, Shikarui rzeczywiście wybuchnąłby śmiechem. Bez względu na zgrzyt, który się pojawił. Shikarui nigdy nie chciał być tym człowiekiem, którego się żałowało. Ha..! Albo może chciał? Chciał zostać człowiekiem. Gdzieś w środku może więc faktycznie krył się gołąbeczek? Haha - nie. Nie chcę cię rozczarowywać, Koleżanko, ale to tak nie działało. Kiedy lód otaczał dane miejsce, robił to po równo. Nie nadciągał w idealnych, wyciętych liniach wymierzonych linijką, ale nie pozostawiał pustych placków. Wszystkie żywe stworzenie ogarniała wtedy zmarzlina. I niestety nikt nie miał jeszcze wystarczająco dobrej technologii, żeby nauczyć się, jak te zwierzęta i rośliny rozmrozić tak, by nie zostały obudzone martwymi. Przynajmniej zrobiło się choć odrobinę słodko. Sanada nie potrafiłby wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ogóle nawiązuje jakąkolwiek rozmowę z dziewczyną - to dlatego, że odpowiedź byłaby bardzo krótka. I jak zawsze - nie złożona. Wzruszenie ramion byłoby odpowiednie, ale zupełnie do niego nie pasujące. "Bo mogę" pasowało o wiele bardziej. Pytanie nigdy jednak nie padło, więc nie szukał odpowiedzi. Tak jak Inoshi nie szukała odpowiedzi na zaczepki Aki, który bardzo delikatnie kazał jej spadać. Nie spadała, więc co? Och, ona na pewno znalazła milion pyskówek i odpowiedzi, tylko trzymała je w tej swojej główce, pod kopułą złocistych włosów. Trybiki się ruszały, tylko pozostawała niepewność, czy na pewno w dobrym kierunku. Co do Akiego to Shikarui miał pewność, że akurat JEGO trybiki zawsze się ruszały w tą złą. Tym bardziej dziwnym było, że Aka ciągle milczał. Jugo jednak nie bardzo się nad tym zastanawiał, albo raczej - po prostu się nie przejmował. Chłopaczyna wydawał się być o wiele bardziej zafascynowany widokami wokół, a jeszcze bardziej zabawą jego włosami, żeby skupiać się bardziej na słowach i samemu tworzyć z nich jakiekolwiek odpowiedzi.
Już chciał oderwać dłoń od nogi Akiego i zacisnąć ją na gardle Inoshi - albo złapać ją za kudły i wytargać za nie. Drgnęła mu zresztą, uścisk zelżał. Różnica w napięciu mięśni była wyczuwalna, chociaż te ciągle były napięte - Aka mimo wszystko nie był taki leciutki jak Inoshi. Chciał - nie zrobił tego, bo czyjaś dłoń ułożyła się na jego dłoni. A może wcale nie chciał, tylko zamierzał poprawić lekko ramiona? Poruszyć nimi nieznacznie dla minimalnego zmienienia ich napięcia, by tak nie tężały? Odetchnął lekko, jakby ze znudzeniem. Jego twarz nie napięła się w grymasie złości, nic nie wybuchło. Jeszcze?. Zdecydowanie jeszcze. Tylko to nie on miał być epicentrum tego wybuchu. Tak czy siak ta dłoń sprawiła, że nie było żadnego ruchu. Świat o napiętych rysach wygładził się ponownie.
- Co ma mnie boleć? - Zapytał ze znużeniem. Doprawdy, co to w ogóle było za pytanie? Zdecydowanie czuł się lekko zdekoncentrowany. Rozpływający się w swoich granicach przez ciągły, przyjemny, subtelny dotyk. Nie wiedział tylko jeszcze, czy aktualnie mu się to bardziej podobało, czy przeszkadzało rozłażenie się myśli. - Męczysz mnie. - Rzucił w końcu po kolejnej serii pytań. Było ich tak wiele, jak wiele ciekawości świata mogło drzemać w dziecięcym sercu. Nie zrozumcie mnie źle - przejawy sympatii wobec dziewczyny, takich prostych jak zaoferowanie pomocy w podniesieniu się po wymiotach (z nerwów, nerwów, to wszystko z przerażenia!) nie było od razu oznaką, że Shikarui zamierzał się z nią głęboko bratać. Czy też, że faktycznie, jak przez moment Inoshi pomyślała, miał w rzeczywistości cieplutkie serduszko, które żałowało istot wokół i sprawiało, że chciał wszystkim pomagać. - I nie nazywaj mnie "Jugo". - Już w jego głosie pobrzmiała mała garść irytacji. Lecz oczywiście nadal nie był łaskaw się przedstawić! A nie. Jednak był. - Shikarui. Aka. - Wskazał palcem na Akiego, kiedy go krótko i bez fanfarów przedstawiał. Jeszcze parę razy wymówiłaby "Jugo" i dostałby naprawdę napadu padaczki. Nie dostrzegł zgrzytu w tym, co mówiła, nie dostrzegł tego śmieszności. Nie chciał się nad tym zastanawiać, tematy dotyczące "Jugo" stawiane były za czerwoną, rażącą w oczy, marginalną linią - i natychmiastowo wyczerpywały wszystkie pokłady cierpliwości, jakie tylko w sobie miał. Wystarczyło za czerwoną linie wrócić - wraz z tym powrotem wszystko wracało do normy. Tak samo też nie dostrzegał popisu pseudo pewności siebie w wykonaniu Inoshi.
- Ach tak? A kto ostatnio mi robił wykłady o braku celu i jakie to nie jest złe. - No proszę, niemowa mowę odzyskał! To ci dopiero! I sypnął mądrością z rękawa nie byle jaką. Tylko że ta mądrość jakoś nie pasowała do jego fanatycznego rozumowania - poniekąd. Bo z drugiej strony pasowała bardzo dobrze. Byle iść. Byle do czegoś dążyć! Nawet jeśli celu nie posiadasz, ale wciąż się rozwijasz - cel się znajdzie. Na przykład budka z dango. Zaś cofanie się? Och niee..! Tych, co się cofają, ogień tępił. Bardzo szybko i bardzo brutalnie.
Już chciał oderwać dłoń od nogi Akiego i zacisnąć ją na gardle Inoshi - albo złapać ją za kudły i wytargać za nie. Drgnęła mu zresztą, uścisk zelżał. Różnica w napięciu mięśni była wyczuwalna, chociaż te ciągle były napięte - Aka mimo wszystko nie był taki leciutki jak Inoshi. Chciał - nie zrobił tego, bo czyjaś dłoń ułożyła się na jego dłoni. A może wcale nie chciał, tylko zamierzał poprawić lekko ramiona? Poruszyć nimi nieznacznie dla minimalnego zmienienia ich napięcia, by tak nie tężały? Odetchnął lekko, jakby ze znudzeniem. Jego twarz nie napięła się w grymasie złości, nic nie wybuchło. Jeszcze?. Zdecydowanie jeszcze. Tylko to nie on miał być epicentrum tego wybuchu. Tak czy siak ta dłoń sprawiła, że nie było żadnego ruchu. Świat o napiętych rysach wygładził się ponownie.
- Co ma mnie boleć? - Zapytał ze znużeniem. Doprawdy, co to w ogóle było za pytanie? Zdecydowanie czuł się lekko zdekoncentrowany. Rozpływający się w swoich granicach przez ciągły, przyjemny, subtelny dotyk. Nie wiedział tylko jeszcze, czy aktualnie mu się to bardziej podobało, czy przeszkadzało rozłażenie się myśli. - Męczysz mnie. - Rzucił w końcu po kolejnej serii pytań. Było ich tak wiele, jak wiele ciekawości świata mogło drzemać w dziecięcym sercu. Nie zrozumcie mnie źle - przejawy sympatii wobec dziewczyny, takich prostych jak zaoferowanie pomocy w podniesieniu się po wymiotach (z nerwów, nerwów, to wszystko z przerażenia!) nie było od razu oznaką, że Shikarui zamierzał się z nią głęboko bratać. Czy też, że faktycznie, jak przez moment Inoshi pomyślała, miał w rzeczywistości cieplutkie serduszko, które żałowało istot wokół i sprawiało, że chciał wszystkim pomagać. - I nie nazywaj mnie "Jugo". - Już w jego głosie pobrzmiała mała garść irytacji. Lecz oczywiście nadal nie był łaskaw się przedstawić! A nie. Jednak był. - Shikarui. Aka. - Wskazał palcem na Akiego, kiedy go krótko i bez fanfarów przedstawiał. Jeszcze parę razy wymówiłaby "Jugo" i dostałby naprawdę napadu padaczki. Nie dostrzegł zgrzytu w tym, co mówiła, nie dostrzegł tego śmieszności. Nie chciał się nad tym zastanawiać, tematy dotyczące "Jugo" stawiane były za czerwoną, rażącą w oczy, marginalną linią - i natychmiastowo wyczerpywały wszystkie pokłady cierpliwości, jakie tylko w sobie miał. Wystarczyło za czerwoną linie wrócić - wraz z tym powrotem wszystko wracało do normy. Tak samo też nie dostrzegał popisu pseudo pewności siebie w wykonaniu Inoshi.
- Ach tak? A kto ostatnio mi robił wykłady o braku celu i jakie to nie jest złe. - No proszę, niemowa mowę odzyskał! To ci dopiero! I sypnął mądrością z rękawa nie byle jaką. Tylko że ta mądrość jakoś nie pasowała do jego fanatycznego rozumowania - poniekąd. Bo z drugiej strony pasowała bardzo dobrze. Byle iść. Byle do czegoś dążyć! Nawet jeśli celu nie posiadasz, ale wciąż się rozwijasz - cel się znajdzie. Na przykład budka z dango. Zaś cofanie się? Och niee..! Tych, co się cofają, ogień tępił. Bardzo szybko i bardzo brutalnie.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
- Saburō Hokusai
- Postać porzucona
- Posty: 292
- Rejestracja: 26 gru 2017, o 14:44
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Wędrowiec
- Widoczny ekwipunek: Metalowa kosa na plecach
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4596
Re: [Event] Komplikacje
Mając nadzieję na jakąś większą zabawę czekał aż to co ma się stać na tej scenie ssie zacznie. Na początku myślał, że to coś w stylu teatru, który ma rozbawić publiczność. Ludzie przychodzili i zajmowali coraz to kolejne miejsca, niektórzy jednak woleli postać i poobserwować wydarzenie z tłumu. Na scenę w pewnym momencie wkroczyła jakaś dwójka ludzi. Zdziwienie, które osaczyło Hokusaia opierało się na tym, że tu odbywało się jakieś wydarzenie na które ludzie podostawali specjalne zaproszenia. Jego chyba tu nie powinno być, ale nikt się nie przyczepił, że tam siedzi, więc postanowił siedzieć jeszcze. Może uda mu się jakoś wplątać w coś ciekawego. Kto wie... Dalej liczył, że jego instynkt go nie zawiedzie i na to wyglądało. Jak się okazało zjawiali się tu liderzy klanów. To musiało oznaczać, że to co się tu będzie działo musi mieć jakieś poważne podłoże. Tym bardziej jak zaraz wyszedł jakiś typ i powiedział, że jest z rady dwudziestu. Czyli to oni zorganizowali ten festiwal, tylko kto wie jeszcze czemu. Wiadome było jedno. Jeśli oni są w to zamieszani i teraz jest jeszcze jakieś ważne tu posiedzenie, to wyznawca się wkręcił w sam środek imprezy.
0 x
- Yamanaka Inoshi
- Postać porzucona
- Posty: 3431
- Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach. - Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie. - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Hoshigaki Maname
- Aktualna postać: Jun
- Lokalizacja: Soso
Re: [Event] Komplikacje
Aka czuł, że Inoshi przekracza subtelną granicę między ciekawością, a wścibskością. Popełniła ten sam błąd co on i prekroczyła czerwoną linię. Wbrew pozorom Uchiha nie był taki zły, za jakiego go uważała Wiedźma z Karmazynowych Szczytów - chciał jej oszczędzić tego, co sam poczuł, gdy nadwyrężył cierpliwość chłopca o lawendowych oczach. Uchiha wiedział, że wchodzenie z buciorami w przeszłość chłopaka może się skończyć źle. Czuł to - dosłownie i w przenośni. Napinanie mieśni, dziwne ruchy rąk. Shikarui zdaje się, że chciał wymierzyć karę za taką bezczelność i chyba tylko dotyk Akiego uchronił blondynkę przed spotkaniem pierwszego stopnia z Sanadą. Niebieskooki doskonale wiedział, co Yamanaka próbuje osiągnąć - tylko robiła to bardzo nieudolnie. Nie winił jednak za to, była przecież tylko dzieckiem i nie miała bladego pojęcia o świecie. Hah, dobre sobie, jakby Aka, cztery lata starszy od niej, miał. Zapewne nie miał, bo w dupie był i gówno widział, jednak zasadniczą różnicą między blondynką a brunetem było to, w jaki sposób się wymądrzają. Aka był pewny siebie, miał ideę - a te, jak powszechnie wiadomo, są niezniszczalne. Słowa dziewczynki bez źrenic były tylko zbitką bliżej nieokreślonych poglądów - czymś, co próbowało się uformować, ale w swej prostocie przybierało jedynie kształt naczynia w którym się znajdowało.
Od zawsze uważał, że ludzie nieużywający wulgaryzmów są ubodzy emocjonalnie. Oh, a Aka zdecydowanie należał do tych bogatszych ludzi już od urodzenia. Wychowany w zupełnie innych kręgach kulturowych niżeli jego towarzysze. Był szczęśliwy dlatego, że tak go nauczono. Nauczono go walki nie tylko bronią, ale też sercem. Miłość do swych braci i sióstr. Aka nigdy nie ukrywał, że cieszy się z tego kim jest. Nigdy niczego nie ukrywał przed innymi lub przed sobą. Po prostu nie zawsze ktoś pytał.
Oh, według Akiego Inoshi odnajdywała się i-de-alnie w swojej rodzinie manipulantów i podstępnych czarownic. Nie dość, że potrafiła kontrolować umysły innych ludzi, to jeszcze potrafiła tak zaczarować, że wmawiała sobie, że to nie jej wina tylko tego co krzywo na nią spojrzał. Była sprytna, przebiegła, nawet jeżeli nie zdawała sobie z tego do końca sprawy. Typowy dzieciak.
- Ale ja nigdy nie powiedziałem, że brak celu nie jest zły. Owszem, jest. Po prostu idąc przed siebie masz szansę go odnaleźć. - Byle iść. Byle do czegoś dążyć! Oh tak, drogi Shikarui, doskonale o tym wiedziałeś. Wiedziałeś, że stojąc w miejscu ogień prędzej czy później Cię dopadnie, że nie ma drogi ucieczki. Że jedyną szansą dla Ciebie jest biegnięcie przed siebie z nadzieją w sercu, że będzie lepiej, że się uda. Nawet jeśli nie chciałeś tego przyznać, to na to liczyłeś. Tak patetyczne, tak wyniosłe, że aż cudu by potrzeba dla osiągnięcia tego dla kogoś z takim zimnym sercem. Tylko, że Aka był inny, lepszy niż ci wszyscy demagodzy tak dumnie mówiący o ludzkich słabościach. Uchiha rzeczy niemożliwe załatwiał od ręki, na cuda wystarczyło chwilę poczekać.
Yamanaka stawiała coraz śmielsze pytania, takie, których stawiać się nie powinno. To były te tematy o których się rozmawia, a nie pyta.
- Chyba starczy... - wymruczał pod nosem, dając znać, że powoli przeciąga strunę. Pytanie kogoś obcego o słabości było bardzo niemądrym posunięciem. I wtedy padło kolejne pytanie, tym razem jednak w stronę księcia - Ja jaki mam cel? - powtórzył zadane mu pytanie. Zazwyczaj tego nie robił, to nieuprzejme. Spojrzał na Shikaruia, zaciskając mocniej swoją dłoń na jego. Zrobił to przypadkiem. Oczywiście. Zwykły przypadek. - Oh, mój cel? Znaleźć nowy. - zaskakujące. Nie miał, czy po prostu... nie chciał mówić? Cóż. Tego Inoshi raczej nie miała szans się dowiedzieć.
Od zawsze uważał, że ludzie nieużywający wulgaryzmów są ubodzy emocjonalnie. Oh, a Aka zdecydowanie należał do tych bogatszych ludzi już od urodzenia. Wychowany w zupełnie innych kręgach kulturowych niżeli jego towarzysze. Był szczęśliwy dlatego, że tak go nauczono. Nauczono go walki nie tylko bronią, ale też sercem. Miłość do swych braci i sióstr. Aka nigdy nie ukrywał, że cieszy się z tego kim jest. Nigdy niczego nie ukrywał przed innymi lub przed sobą. Po prostu nie zawsze ktoś pytał.
Oh, według Akiego Inoshi odnajdywała się i-de-alnie w swojej rodzinie manipulantów i podstępnych czarownic. Nie dość, że potrafiła kontrolować umysły innych ludzi, to jeszcze potrafiła tak zaczarować, że wmawiała sobie, że to nie jej wina tylko tego co krzywo na nią spojrzał. Była sprytna, przebiegła, nawet jeżeli nie zdawała sobie z tego do końca sprawy. Typowy dzieciak.
- Ale ja nigdy nie powiedziałem, że brak celu nie jest zły. Owszem, jest. Po prostu idąc przed siebie masz szansę go odnaleźć. - Byle iść. Byle do czegoś dążyć! Oh tak, drogi Shikarui, doskonale o tym wiedziałeś. Wiedziałeś, że stojąc w miejscu ogień prędzej czy później Cię dopadnie, że nie ma drogi ucieczki. Że jedyną szansą dla Ciebie jest biegnięcie przed siebie z nadzieją w sercu, że będzie lepiej, że się uda. Nawet jeśli nie chciałeś tego przyznać, to na to liczyłeś. Tak patetyczne, tak wyniosłe, że aż cudu by potrzeba dla osiągnięcia tego dla kogoś z takim zimnym sercem. Tylko, że Aka był inny, lepszy niż ci wszyscy demagodzy tak dumnie mówiący o ludzkich słabościach. Uchiha rzeczy niemożliwe załatwiał od ręki, na cuda wystarczyło chwilę poczekać.
Yamanaka stawiała coraz śmielsze pytania, takie, których stawiać się nie powinno. To były te tematy o których się rozmawia, a nie pyta.
- Chyba starczy... - wymruczał pod nosem, dając znać, że powoli przeciąga strunę. Pytanie kogoś obcego o słabości było bardzo niemądrym posunięciem. I wtedy padło kolejne pytanie, tym razem jednak w stronę księcia - Ja jaki mam cel? - powtórzył zadane mu pytanie. Zazwyczaj tego nie robił, to nieuprzejme. Spojrzał na Shikaruia, zaciskając mocniej swoją dłoń na jego. Zrobił to przypadkiem. Oczywiście. Zwykły przypadek. - Oh, mój cel? Znaleźć nowy. - zaskakujące. Nie miał, czy po prostu... nie chciał mówić? Cóż. Tego Inoshi raczej nie miała szans się dowiedzieć.
0 x
- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: [Event] Komplikacje
Szedł dalej, niemal popychany przez napierający z tyłu tabun ludzi. Osobiście wolałby się zatrzymać, stanąć gdzieś z boku, przepuścić te wszystkie tłumy i dopiero po tym, na spokoje znaleźć sobie miejsce. To jednak nie miało sensu, bo po pierwsze, prędzej by się przewrócił i został zdeptany, a niżeli udało mu się przecisnąć przez tą zbitą masę. Po drugie, tak czy owak musiał znaleźć się w miarę blisko sceny, no, a przynajmniej na tyle, by wszystko dokładnie usłyszeć.
Jeżeli rzeczywiście Rada szykuje się na wojnę przeciwko Cesarstwu i zamierza otwarcie to ogłosić, to warto byłoby to usłyszeć na własne uszy, by być w stu procentach pewnym. Nie chciałby przecież okłamać Satoshiego bądź przekazać mu niepotwierdzone informacje. Wtedy dopiero by się działo. Jeszcze przypadkiem sam zapoczątkowałby całą wojnę...
Od momentu opuszczenia portu, Kisho był całkowicie skupiony na zdaniu. W końcu tylko po to tutaj przybył. Nie miał innego celu. Był tym tak pochłonięty, że nie zwracał uwagi na całą tę festynową otoczę. Może gdyby nie napięta sytuacja między Radą a Cesarstwem bawiłby się tutaj równie dobrze, jak ostatnio na wyspach? Nawet jeśli teraz nie ma przy nim Nikusui, to mógłby...
Hej zaraz. Moment. - Coś zaiskrzyło w jego głowie. Taka jedna myśl, niewielka nadzieja, że może, jakimś cudem i tym razem natrafi na bezwstydną białowłosą? Instynktownie zaczął rozglądać się na boki w poszukiwaniach kobiety. Pamiętał, że obiecali sobie następne spotkanie na kolejnej zabawie a taka, o ironio, nadarzyła się niemal od razu. Przynajmniej chyba pamiętał, bo części wieczoru, jak i nocy nie bardzo kojarzy. Miał urywki zdarzeń w głowie, ale był przekonany, że dali sobie słowo. W świecie shinobi trudno znaleźć czas na odpoczynek więc równie dobrze mogła właśnie być na jakiejś misji lub coś w tym stylu, więc nie winiłby jej, gdyby była zajęta i faktycznie się nie pojawiła. Miał jednak nadzieję. Niestety, nikogo podobnego do Nikusui nie zobaczył i choć zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu mogła być w innej części miasta to, tak czy owak, poczuł delikatne ukłucie gdzieś w środku. Aż sam był tym zdziwiony. Jasne, że za nią tęsknił, nie sądził jednak, że aż tak bardzo.
Z myśli na temat białowłosej piękności wyrwały go słowa ze sceny. Właśnie witał go, jak i wszystkich innych Hassum, który przemawiał w imieniu Rady Dwudziestu. Nie kojarzył jego osoby jakoś szczególnie, ale w jego przypadku to raczej nic dziwnego. Nigdy nie wtrącał się w politykę ani też nie zawracał sobie nią głowy. Przynajmniej do teraz. Wszystko wyglądało dość normalnie. Festyn, oficjalne zgromadzenie, formalności i tym podobne. Kisho odniósł wrażenie, że Satoshi się pomylił, wyczuwając w Radzie złe intencje. Miał prawo podejrzewać kontynent o kontrę na powstanie Cesarstwa, ale stosunkowo przesadził. Chociaż, z drugiej strony, może cały ten festyn to jedna wielka przykrywka? Wiecie, takie uciszenie, załagodzenie sytuacji, by później znienacka coś odwalić? Nie, to chyba też byłaby przesada. Prawda?
Jeżeli rzeczywiście Rada szykuje się na wojnę przeciwko Cesarstwu i zamierza otwarcie to ogłosić, to warto byłoby to usłyszeć na własne uszy, by być w stu procentach pewnym. Nie chciałby przecież okłamać Satoshiego bądź przekazać mu niepotwierdzone informacje. Wtedy dopiero by się działo. Jeszcze przypadkiem sam zapoczątkowałby całą wojnę...
Od momentu opuszczenia portu, Kisho był całkowicie skupiony na zdaniu. W końcu tylko po to tutaj przybył. Nie miał innego celu. Był tym tak pochłonięty, że nie zwracał uwagi na całą tę festynową otoczę. Może gdyby nie napięta sytuacja między Radą a Cesarstwem bawiłby się tutaj równie dobrze, jak ostatnio na wyspach? Nawet jeśli teraz nie ma przy nim Nikusui, to mógłby...
Hej zaraz. Moment. - Coś zaiskrzyło w jego głowie. Taka jedna myśl, niewielka nadzieja, że może, jakimś cudem i tym razem natrafi na bezwstydną białowłosą? Instynktownie zaczął rozglądać się na boki w poszukiwaniach kobiety. Pamiętał, że obiecali sobie następne spotkanie na kolejnej zabawie a taka, o ironio, nadarzyła się niemal od razu. Przynajmniej chyba pamiętał, bo części wieczoru, jak i nocy nie bardzo kojarzy. Miał urywki zdarzeń w głowie, ale był przekonany, że dali sobie słowo. W świecie shinobi trudno znaleźć czas na odpoczynek więc równie dobrze mogła właśnie być na jakiejś misji lub coś w tym stylu, więc nie winiłby jej, gdyby była zajęta i faktycznie się nie pojawiła. Miał jednak nadzieję. Niestety, nikogo podobnego do Nikusui nie zobaczył i choć zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu mogła być w innej części miasta to, tak czy owak, poczuł delikatne ukłucie gdzieś w środku. Aż sam był tym zdziwiony. Jasne, że za nią tęsknił, nie sądził jednak, że aż tak bardzo.
Z myśli na temat białowłosej piękności wyrwały go słowa ze sceny. Właśnie witał go, jak i wszystkich innych Hassum, który przemawiał w imieniu Rady Dwudziestu. Nie kojarzył jego osoby jakoś szczególnie, ale w jego przypadku to raczej nic dziwnego. Nigdy nie wtrącał się w politykę ani też nie zawracał sobie nią głowy. Przynajmniej do teraz. Wszystko wyglądało dość normalnie. Festyn, oficjalne zgromadzenie, formalności i tym podobne. Kisho odniósł wrażenie, że Satoshi się pomylił, wyczuwając w Radzie złe intencje. Miał prawo podejrzewać kontynent o kontrę na powstanie Cesarstwa, ale stosunkowo przesadził. Chociaż, z drugiej strony, może cały ten festyn to jedna wielka przykrywka? Wiecie, takie uciszenie, załagodzenie sytuacji, by później znienacka coś odwalić? Nie, to chyba też byłaby przesada. Prawda?
0 x

- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: [Event] Komplikacje
Racja. Nie powiedział, że brak celu est zły - był zły. Przynajmniej według Akiego, bo dla Shikaruiego przetrwanie było celem wystarczającym. Wystarczającym wyzwaniem, żeby nie szukać sobie innych. Jak to już zostało parokrotnie ujęte - dla niego cel był tam, gdzie wskazywała mu dłoń z woreczkiem ryo. Nie bał się jednak ognia. Nie bał się ludzi polujących na wilki ani samych wilków, które mogłyby go gonić - tak brzmiała ta teoria. Ta ciągle powtarzana śpiewka. Ten brak strachu jednak wcale nie był prawdziwy. Owszem, Shikarui nie tracił zimnej krwi i nie wpadał w panikę, ale jego instynkt działał bardzo dobrze i kiedy pojawiało się zagrożenie zaczynał ostrzegać niepokojem. Dlatego nie mógł się zatrzymywać w miejscu. Błądził po prowincjach, w żadnej nie zatrzymując się na dłużej, mając swoje własne, miniaturowe paranoje. Strzeżonego Pan Bóg strzeże! Jego nie trzeba było strzec. Jak dotąd wystarczająco dobrze potrafił o siebie zadbać. Słowo wystarczająco nie oznaczało jeszcze odpowiednio. Tak czy siak, bez względu na pobudki, chęci czy niechęci - biec mu pozostawało, to prawda. Włóczęgo była długa, żmudna i nic nie zapowiadało tego, że miałaby się szybko skończyć. Miał silne nogi - nie powinno być problemu. Zdrowe serce, które nadąży pompować krew. Zwinne ramiona, które pozwolą przejść przez mury nie do przejścia. Z drugiej strony czy bieg w przód rzeczywiście był staniem w miejscu? Każda kolejna przeszkoda czegoś uczyła. Każdy poznany metr pozwalał lepiej poznać otoczenie. To nie był brak zmian, choć monotonia tego doświadczenia rzeczywiście mogła uderzyć. Na szczęście Shikaruiemu nie przeszkadzała. Czy Inoshi i Aka również wędrowali takimi drogami? Drogami bez dróg, gdzie nie było drogowskazów i wszystko musiałeś poznawać na własną kieszeń. Aka miał rodziców, świętej pamięci, którzy pokazywali palcem, gdzie powinien się udać. Rodzice Inoshi wciąż żyli i chowali ją przed swoimi skrzydłami. Nie było potrzeby skakać. Jeszcze mniejszą potrzebą było rzucanie się na Orlego Króla, choć z Shikaruiego to taki król jak z gówna róża. Tym nie mniej, z jakiegoś powodu, ta dwójka miała o czarnowłosy wyjątkowo wysokie mniemanie.
Shikarui przymknął oczy i ściągnął lekko brwi, zaciskając zęby. Gdyby nie to, że dziewczyna była poza zasięgiem jego łapska, siedziała sobie grzecznie, cichuteńko, pod ścianą - puściłyby mu nerwy. Już puszczały. Nie chodziło nawet o to, że zadawane przez nią pytania faktycznie bolały w ten mentalny czy fizyczny sposób - nie bolały. Ukuły wcześniej - jedno ukłucie wystarczyło. Nie było żadnych kolejnych, bo Shikarui przestąpił nad tym do porządku dziennego tak, jak wcześniej przestąpił nad Yamanaką, kiedy ta leżała na ziemi. "Chyba wystarczy" było w tym wypadku bardzo delikatne.
- Zamknij pysk. - Nie było wcale delikatne. Choć nie krzyknął i nie uniósł głosu, choć jego ton brzmiał tak samo - może nawet nieco chłodniej, kiedy rozchylił powieki i spojrzał prosto na Yamanake, krzywiąc się tak, jakby spoglądał właśnie na jakiegoś robaka, którego niby można rozgnieść butem, ale nie warto na niego marnować chwili. - Zejdź. - Te słowa już skierował do Akiego, przykucając, żeby ten mógł mu zejść z ramion. Koniec taryfy ulgowej, humor popsuł mu się na tyle, że seria uprzejmych gestów chwilowo została zamknięta w banku i zakręcona na wszystkie spusty. Swoją drogą, że już go mimo wszystko ramiona bolały, bo Uchiha, jak zostało wspominane, pióreczkiem nie był. Granica przekroczona na tyle, ze nawet ułaskawiające bestię gesty przestały ją czarować. Nawet to mocniejsze zaciśnięcie dłoni. Ono jedynie zatrzymało go w miejscu. Jedynie? Ha! Aż. Wtedy też spojrzał na Yamanake jeszcze raz. Jakby chciał jej powiedzieć, że teraz nie ma bariery, która go powstrzyma. Jakby chciał unieść nogę, żeby wbić jej czaszkę w mur i rozpłaszczyć ją na niej. Jakby chciał powiedzieć, żeby zadała jeszcze jedno pytanie, a ją zabije. Nic się jednak ani nie stało ani nie zostało powiedziane. Bo naprawdę - ktokolwiek takich ostrzeżeń potrzebował? Zresztą Shikarui nie był samobójcą, żeby rzucać się na kogokolwiek w takim tłumie, wśród tylu strażników. Z drugiej zaś strony nikt by nie zauważył nawet, gdyby jedna dziewczynka nagle straciła przytomność. Znów!
Spojrzał przed siebie i poruszył napiętymi barkami i ramionami, kładąc potem dłoń na karku, by go lekko rozmasować. Ciągle lekko skrzywiony, niemal jakby mu kot nasrał do gaci.
Shikarui przymknął oczy i ściągnął lekko brwi, zaciskając zęby. Gdyby nie to, że dziewczyna była poza zasięgiem jego łapska, siedziała sobie grzecznie, cichuteńko, pod ścianą - puściłyby mu nerwy. Już puszczały. Nie chodziło nawet o to, że zadawane przez nią pytania faktycznie bolały w ten mentalny czy fizyczny sposób - nie bolały. Ukuły wcześniej - jedno ukłucie wystarczyło. Nie było żadnych kolejnych, bo Shikarui przestąpił nad tym do porządku dziennego tak, jak wcześniej przestąpił nad Yamanaką, kiedy ta leżała na ziemi. "Chyba wystarczy" było w tym wypadku bardzo delikatne.
- Zamknij pysk. - Nie było wcale delikatne. Choć nie krzyknął i nie uniósł głosu, choć jego ton brzmiał tak samo - może nawet nieco chłodniej, kiedy rozchylił powieki i spojrzał prosto na Yamanake, krzywiąc się tak, jakby spoglądał właśnie na jakiegoś robaka, którego niby można rozgnieść butem, ale nie warto na niego marnować chwili. - Zejdź. - Te słowa już skierował do Akiego, przykucając, żeby ten mógł mu zejść z ramion. Koniec taryfy ulgowej, humor popsuł mu się na tyle, że seria uprzejmych gestów chwilowo została zamknięta w banku i zakręcona na wszystkie spusty. Swoją drogą, że już go mimo wszystko ramiona bolały, bo Uchiha, jak zostało wspominane, pióreczkiem nie był. Granica przekroczona na tyle, ze nawet ułaskawiające bestię gesty przestały ją czarować. Nawet to mocniejsze zaciśnięcie dłoni. Ono jedynie zatrzymało go w miejscu. Jedynie? Ha! Aż. Wtedy też spojrzał na Yamanake jeszcze raz. Jakby chciał jej powiedzieć, że teraz nie ma bariery, która go powstrzyma. Jakby chciał unieść nogę, żeby wbić jej czaszkę w mur i rozpłaszczyć ją na niej. Jakby chciał powiedzieć, żeby zadała jeszcze jedno pytanie, a ją zabije. Nic się jednak ani nie stało ani nie zostało powiedziane. Bo naprawdę - ktokolwiek takich ostrzeżeń potrzebował? Zresztą Shikarui nie był samobójcą, żeby rzucać się na kogokolwiek w takim tłumie, wśród tylu strażników. Z drugiej zaś strony nikt by nie zauważył nawet, gdyby jedna dziewczynka nagle straciła przytomność. Znów!
Spojrzał przed siebie i poruszył napiętymi barkami i ramionami, kładąc potem dłoń na karku, by go lekko rozmasować. Ciągle lekko skrzywiony, niemal jakby mu kot nasrał do gaci.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: [Event] Komplikacje
Reakcja Murai dobitnie pokazała, że na ostatnim festiwalu był mało znaczącą personą, ale nie było co się temu dziwić, zbierałem informacje, więc jak ktoś z takim doświadczeniem i zmysłami ledwo mnie pamiętał to oznacza, że reszta też nie powinna mnie kojarzyć, co idealnie wpasowywało się w mój pomysł na poprzedni festiwal. Rozpoczęcie festiwalu opóźniało się, było to dziwne, przecież bez problemu mogli by tutaj zacząć wszystko. Moje zmysły nie były na tyle wykształcone, aby móc tutaj dostrzec coś nadzwyczajnego, ale jednak coś mi tutaj śmierdziało, nie wiedziałem dokładnie co i jak, ale zacząłem tworzyć małą teorię spiskową, jednak aby się upewnić to potrzebowałem jeszcze kilku informacji.
Nikusui zwróciła uwagę na dźwięki muzyki roznoszącej się po całym mieście, mogłoby to oznaczać imprezę po całości, ale też zagłuszyć ewentualne kroki zbrojnych. Rozejrzałem się po balkonach oraz scenie. Dużo, bardzo dużo znamienitości przybyło, ale ciekawe o co chodziło z tymi roześmianymi kolesiami, było to dziwne, jednak może po prostu się bawili.
-Może komuś zależało, żebyśmy się tutaj zebrali, nie tylko my... - rzuciłem w eter, a następnie dodałem odpowiadając na słowa Nikusui odnośnie muzyki:
-Ciekawe, czy trochę ściszą na przemówienie, ta muzyka może zagłuszyć ruch setki zbrojnych... - parsknąłem na swoje słowa, ale jednak trochę w nie wierzyłem, było tutaj dziwnie i jeszcze to, że znaleźliśmy się tutaj wszyscy, teorię spiskową nakręcało mi to wszystko, aż zagadałem do towarzyszy, zwłaszcza po słowach Muraia i wątku Nikusui o wyspiarzach postanowiłem nawiązać do obu wypowiedzi:
-To raczej nie paranoja, chyba że ma dar zarażania tym innych, coś tu śmierdzi. Każdy z nas jest tutaj służbowo prawda? - pytanie zadałem dużo ciszej i dopatrywałem się tylko jakichś skinień potwierdzających.
-Oby nie było na nich łapanek i publicznych egzekucji, chociaż widowisko wtedy byłoby zapewne niezapomniane... - westchnąłem z dezaprobatą, Radzie wymykał się kontynent z rąk, więc muszą coś podziałać, mam dziwne wrażenie, że pod tą całą cukierkową otoczką może się kryć brak uznania cesarstwa, wypowiedzenie konfliktu i jakieś hasła typu "zniszczymy cesarstwo i odbijemy ich ludzi z kajdan"- I założymy im nowe, czyli stare - nasze tylko lepiej dopasowane do nadgarstków, aby żyło się lepiej... rozbawiło mnie to przemyślenie, spróbowałem spojrzeć tam, gdzie wpatrywał się Murai, ale nic nadzwyczajnego nie dostrzegłem oprócz kilku ważniaków. Poprawiłem sobie mój strój i przełknąłem lekko ślinę i zacząłem się zastanawiać nad ogłoszeniem, które miało rozpocząć festiwal.
Nikusui zwróciła uwagę na dźwięki muzyki roznoszącej się po całym mieście, mogłoby to oznaczać imprezę po całości, ale też zagłuszyć ewentualne kroki zbrojnych. Rozejrzałem się po balkonach oraz scenie. Dużo, bardzo dużo znamienitości przybyło, ale ciekawe o co chodziło z tymi roześmianymi kolesiami, było to dziwne, jednak może po prostu się bawili.
-Może komuś zależało, żebyśmy się tutaj zebrali, nie tylko my... - rzuciłem w eter, a następnie dodałem odpowiadając na słowa Nikusui odnośnie muzyki:
-Ciekawe, czy trochę ściszą na przemówienie, ta muzyka może zagłuszyć ruch setki zbrojnych... - parsknąłem na swoje słowa, ale jednak trochę w nie wierzyłem, było tutaj dziwnie i jeszcze to, że znaleźliśmy się tutaj wszyscy, teorię spiskową nakręcało mi to wszystko, aż zagadałem do towarzyszy, zwłaszcza po słowach Muraia i wątku Nikusui o wyspiarzach postanowiłem nawiązać do obu wypowiedzi:
-To raczej nie paranoja, chyba że ma dar zarażania tym innych, coś tu śmierdzi. Każdy z nas jest tutaj służbowo prawda? - pytanie zadałem dużo ciszej i dopatrywałem się tylko jakichś skinień potwierdzających.
-Oby nie było na nich łapanek i publicznych egzekucji, chociaż widowisko wtedy byłoby zapewne niezapomniane... - westchnąłem z dezaprobatą, Radzie wymykał się kontynent z rąk, więc muszą coś podziałać, mam dziwne wrażenie, że pod tą całą cukierkową otoczką może się kryć brak uznania cesarstwa, wypowiedzenie konfliktu i jakieś hasła typu "zniszczymy cesarstwo i odbijemy ich ludzi z kajdan"- I założymy im nowe, czyli stare - nasze tylko lepiej dopasowane do nadgarstków, aby żyło się lepiej... rozbawiło mnie to przemyślenie, spróbowałem spojrzeć tam, gdzie wpatrywał się Murai, ale nic nadzwyczajnego nie dostrzegłem oprócz kilku ważniaków. Poprawiłem sobie mój strój i przełknąłem lekko ślinę i zacząłem się zastanawiać nad ogłoszeniem, które miało rozpocząć festiwal.
0 x
- Yamanaka Inoshi
- Postać porzucona
- Posty: 3431
- Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach. - Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie. - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=4957
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Hoshigaki Maname
- Aktualna postać: Jun
- Lokalizacja: Soso
Re: [Event] Komplikacje
Megumi rozejrzała się po przechodniach. Atmosfera wydarzenia była niesamowita, napięcie rosło z każdą chwilą. Ochłonęła już z ostatnich emocji i teraz bardziej interesowało ją co zaraz się wydarzy. Podeszła do kilku osób zasięgając paru informacji, a następnie podziękowawszy poszła kupić sobie coś do jedzenia. No co? Festiwal to festiwal należało coś na nim kupić chociażby żeby wspomóc przedsiębiorczych mieszczuchów. Kto wie, może spora część z nich przyjechała, a raczej przypłynęła tutaj z kontynentu żeby świadczyć usługi gastronomiczne. Kupiła coś co wpadło jej w oko, i delektując się pokarmem oparła się o jakąś ścianę, w zbiorowisku ludzi. Przymknęła oczy wsłuchując się w dźwięki otoczenia. Co chwila je otwierała, czy to ktoś przeszedł za blisko, czy to po prostu chciała zobaczyć czy coś się zmienia na scenie. Jednak najbardziej ciekawiło ją co ludzie mówią. Słuchanie plotek które szybko się rozchodzą, czy to przy użyciu osób które jedzą coś koło siebie, czy rozmów grupek ludzi, było czymś nad wyraz ciekawym. Tutaj usłyszała że ktoś bije żonę, tutaj że sąsiad kradnie kury, a tutaj że ktoś ma śliczne dzieci. Była z jednej dosyć odprężona, ale z drugiej też była troszkę czujna, nie chciała żeby ktoś próbował ją ograbić w środku tłumu.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość