Port

Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Shikarui nie był lwem. Nie był nim zaraz po urodzeniu się - i nie był nim teraz. Kto wie, może to dlatego, ze jego rodzice też nie byli lwami? Przecież żeby być jakimś stworzeniem, trzeba mieć najpierw predyspozycje. Urodzić się w odpowiedniej rodzinie, o odpowiednim czasie! Shikarui nie był też jednak Barankiem. Nie był też Wilkiem. Tyle ile osób spotkał na swojej drodze, a które, zupełnie jak Aka, zwabiły go do siebie swoim głosem, samym swoim jestestwem, tyle wyobrażeń i ról, które mu przypisano. W każdą z nich się wcielał. Czy to już wystarczające predyspozycje do tego, żeby usiąść do partyjki pokera, skoro shogi cię nudzi, Panie? Nie robił tego specjalnie. To nie tak, że faktycznie grał - za każdym razem schemat przedstawiał się dokładnie tak samo, a jednak schemat wcale nie był rutynowy. Wszystko przez to, że każda z tych napotkanych osób była od siebie kompletnie inna. Spoglądali w jasną lawendę - i co tam widzieli? Chyba własne odbicie i t, co chcieli zobaczyć.
Nikt przecież nie powiedział im prawdy.
Nie robił tego specjalnie, a jednak każde z przebrań mocno się od siebie różniło. Sądzę, że źle odbierasz to, że gramy w dwie różne gry. Naprawdę sądzisz, że są odmienne? Ja widzę w nich powiązania. Coraz więcej powiązań. Widzę brak zasad i widzę ruchy dwóch pionków - wciąż Mistrza brak. Widzę latające karty, które sypały się z rękawa tak samo sprawnie, jak z łap wyciągane były pazury. Nie było wygranych i nie było przegranych, choć Sanada próbował zepchnąć przeciwnika w kąt. Nawet można było odebrać wrażenie, że Aka ustępował. Przeczucie, przeczucie... Zawsze lubiło wodzić na pokuszenie. Tak jak kusił Aka. Nie był to ten ponętny sposób kuszenia, nie wystawiał zgrabnej łydki i nie mrugał zalotnie oczami, których ciemna linia rzęs podkreślałaby jasne tęczówki. To było to kuszenie, które zapraszało do zabawy - tylko, cholera, sposób na zabawę znaleźli sobie zgoła ciekawy.
Nie mógł być lwem, bo nijak go nie przypominał. Nie było błysku w oko, koronowanej grzywą głowy, nie było dudnienia w piersi i nie było stada. Więc? Więc był bezdomnym kundlem. Zwykłym mieszańcem przy tym rasowym, wspaniałym zwierzęciu, jakim Aka był - choć sam niebieskoki za wspaniałego się nie uważał. Błąd. Miał polot - więc reszta wykształtuje się z czasem, czyż nie? Lub to tylko iluzja.
Jak ta cała gra.
Ciężko było więc nie zachowywać ostrożności, kiedy było się samotnym psem przemierzającym świat. Taka jego rola - niektórzy tak mieli - trzeba być brzydkim, żeby ten drugi był tym ładnym. Bo ciężko było powiedzieć, że Aka nie był piękny. Więc mógł być, kim tylko sobie Aka zażyczył - również zupełnie przeźroczystym tłem. Duchem, który pojawił się w jego życiu tylko po to, by zaraz zniknąć - i pozostawić po sobie tylko mizerne wspomnienie. Zdecydowanie nie był jednak tak ostrożny, jaki być powinien - inaczej prawie żadne słowo by nie padło z jego ust. Każde z tych słów było zaś dowodem na to, że stado rasowych psów nie jest mu straszne. Albo nie? Albo właśnie to, jak ubierał słowa, było dowodem na to, że jest tchórzem, bo nie potrafi powiedzieć wprost tego, co myśli? Wypowiedzieć się prosto i zrozumiale, bez gry w podchody?
Oj, przecież to był poker, to miał być poker...
- W takim razie jest dla mnie zaszczytem, Panie, że porównujesz mnie do wielkich Uchiha, z którymi dzielisz krew. - Odparł całkowicie gładko. Nie było żadnej fałszywej zmarszczki na jego twarzy. Czy pokonany? Nie czuł się pokonany. Zabawa trwała dalej. Odpowiedź Aka nie była szokująca. Tak jak nie była szokująca przewaga, jaką zdobył. Usłużnie schował się w jego cieniu, unosząc jedynie za nim głowę, ani śniąc o tym, by zrównać się z nim w tym pojedynku. Tutaj to On był przecież Królem. Dlatego Aka mógł wybrać grę. Mógł wskazać stolik, mógł ustawić zasady, jeśli pragnął, albo wyrzucić wszystkie. Mógł nawet okantować każde zagranie. Shikarui lubił balansować na krawędzi. Nie przeszkadzało mu też improwizowanie, bo właściwie nigdy niczego nie zakładał. Nie myślał "a teraz on powie tak a tak!". To sprawiało, że naprawdę mało rzeczy naprawdę cię zaskakiwało. Shikarui pokornie się wycofał, oddając Aka wszystko, czego chciał. Najwyraźniej zabrnął za daleko. Dotarł tam, gdzie Aka pozwolił mu dotrzeć - i ani kroku dalej. Tu stój - tu strzelają! Tutaj łamie się stolik i spada deszcz kart. Spróbuj po jakąś sięgnąć - może akurat wyciągniesz Jokera..? Czarnowłosy wiedział, że z Aka nie był żaden cielaczek.
Widzisz? Ostrożność popłacała.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Nie był lwem, lecz chyba bardzo pragnął nim zostać. Lecz jeśli nie kotem, to kim był ten tajemniczy chłopak o lawendowym spojrzeniu? Larwą motyla, która jeszcze nie osiągnęła swojej pięknej formy, czy kameleonem próbującym się wtopić w tłum? Aka wiedział tylko tyle, że na pewno zachowuje się jak inny gad - żmija. Oj tak, te syczenie i kąsanie pasowało idealnie do wężowatych. I co widzieli w tych małych oczkach? Czy było to piękno istnienia, czy piękno zniszczenia? I choć każdy widział w nich to, co chciał widzieć, to nie można było powiedzieć, że każdy kto spojrzał w lawendę był inny. To jest dopiero naiwność - wierzyć, że ludzie tak bardzo się od siebie różnią, że ile istnień, tyle charakterów. Owszem, każdy miał jakieś indywidualne cechy charakteru, ale całe istnienie ludzkości sprowadzało się do jednego - do przeżycia. W bogactwie, w szczęściu, w miłości, w biedzie, rozpaczy, samotnie, ale zawsze chodziło o życie. Tylko samobójcom mogło chodzić o ujrzenie śmierci.
Lecz Shikarui nie miał pustych oczodołów.
Brak zasad to wciąż zasady. A skoro brak zasad, to mogę ustalić zasady, no bo co mi zabroni? Paradoks, nieprawdaż? Aka nie miał sobie nic do zarzucenia - wszak to nie on zaczął zmieniać szaty. Z początku miał zamiar być skromnym i raczej ugodowym chłopcem, dopiero Shikarui próbował go wciągnąć do szafy i zmusić do przebieranek. Skoro tego chciał wyrzutek, to młody Uchiha nie zamierzał dalej nosić swoich nudnych łachów. Przywdział to, co potrzebne mu było w tamtej chwili. Przystąpił do gry, której wynik znał już przed rozegraniem pierwszej partii. Przejrzał charakter swojego przeciwnika, zyskał dokładnie to czego chciał - miał świadomość z kim ma do czynienia. Poznał, że to wszystko to tylko maski, które chłopak zakłada w celu ukrycia swoich intencji. I to mu wystarczyło. W jego mniemaniu to było zwycięstwo. A czym mógł się zatem pochwalić jego przeciwnik? Przecież Sanada był taki od zawsze, a Aka jedynie zaadaptował się na potrzeby rozgrywki. A może własnie to było celem łucznika? Zmusić kogoś, by przywdziewał kolejne maski. Lecz jeśli tak, to jaki miał z tego zysk?
No właśnie. Każdy może być ładny, wystarczy tylko mieć odpowiednie pieniądze. Jeżeli ktoś jest brzydki, to najwyraźniej nie ma ich wystarczająco dużo. Zatem Shikarui, czy zostałeś najemnikiem po to, aby zostać... pięknym? By brak wrodzonej urody zastąpić drogimi szatami, by wkupić się w łaski tych lepszych od urodzenia? Czy po to przybyłeś do Serca Świata, do Możnowładców, polityków, elit? By pokazać, że to jednak szata zdobi człowieka? Czy może to tylko kolejna maska - maska zwykłego kundla, by ukryć swój rodowód?
Ale Aka nie czuł się królem. Nie czuł się wielki. Nie był taki. On po prostu wykorzystał to, co wrzutek sam mu pokazał. Założył maskę, którą Shikarui sam mu podarował - umyślnie lub niechcący. Jedno było pewne - że pochodzący ze Szczytów chłopak miał Akiego za kogoś wielkiego. Lecz czy tak było naprawdę? Tak trudno było odróżnić kłamstwo od prawdy. Ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Wszak to tylko gra. Niewinna zabawa.
- Boisz się czegoś, Sanado? Przecież jesteś jak wielki Uchiha. My się takich drobnostek nie boimy. - wszak balansowanie na betonowym murku wcale nie należało do trudnych. Wystarczyło nie ruszać się, stać w miejscu. Czemu więc nie chciał spróbować zrównać się z Uchihą? - Niedługo zacznie się zabawa. Chyba nie chcesz stać w czyimś cieniu? W końcu jesteś podróżnikiem, a najlepsze widoki są z góry. - spoglądał więc na niego z uśmiechem na twarzy, jakby zapraszając do tańca.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Masz rację. Mówić, że każdy jest inny, kiedy mówi się o ogóle ludzi, o społeczeństwie zamkniętym w worku, gdzie wszyscy spoglądali na wszystkich z ukosa, z zazdrością w oku, bo ten po prawej miał o wiele bardziej wygodne miejsce od tego z lewej, ale ten z lewej miał o wiele ładniejsze widoki. Więc kto był tu zwycięzcą? Ten, który miał miejsce wygodniejsze, czy ten, przed którym świat miał mniej tajemnic i otwierał się bardziej malowniczym widokiem? Mówiąc jednak "każdy" w tym wypadku mówiłam o pięciu osobach. Może sześciu. Czy to nadal szczyt naiwności? Ludzi zawsze łączyły jakieś wspólne cechy. Znalezienie dwóch zupełnie skrajnych osobistości było naprawdę ciężkie. Shikarui nie szukał zbyt mocno, ba! Nigdy nie szukał ani troszeczkę - te osobistości zawsze odnajdywały jego samego. Może to dlatego, że nie zwykł zbyt wiele mówić i rzadko otwierał swoją jadaczkę. Zazwyczaj tylko po to, by dopytać o szczegóły pracy. Po to, by ustalić cenę. Więc mówić... mówić, że każdy jest inny. Że ty, czy ja, jesteśmy od siebie zupełnie różni - ale tak nie było. Byliśmy całkiem podobni - niektóre elementy tylko do siebie nie pasowały. Człowiek jest taki, jaki ukształtuje go otoczenie - tych podobnych do siebie i różnych zarazem. Szary tłum, spośród których wyłapujesz pojedyncze, kolorowe osoby i to z nimi spędzasz swój czas. Tylko rodziców nie możesz sobie wybrać - ale to już chyba ustaliliśmy.
Shikarui powoli tracił zapał i zainteresowanie. Zabawka mu się zepsuła. Przestała tak uroczo się cofać, wyginać, przestała do niego przemawiać, odpowiadać mu. Zamiast tego wolała obrócić role. Teraz to on chciał pytać i sprawić, żeby stara żmija ruszyła swoje dupsko i cofnęła się w tył. Nie miał takiego zamiaru. Za dużo zamieszania z tym. Żeby grać w tę grę, musiał utrzymać odpowiedni rezon, a on czuł, że powoli z niego to wszystko umykało. Znów przestawał dotykać Ziemi. Cofał się tam, gdzie umykały jakiekolwiek wrażenia, najbardziej ulotne muśnięcia emocji - tam, w tej obojętności, w norze żmii, nie było zupełnie niczego. Można tam wsadzić dłoń próbować udekorować czarną dziurę, nawet przynieść podarki jak nieznośnemu bożkowi, ale wszystko to zupełnie niknęło w czerni.
- Nie. - Odparł krótko. Czego miałby się bać? Nie istniała rzecz na tej świecie, której by się obawiał. Już nie. Aka przemienił swoją obronę w atak. Celny i bardzo skuteczny atak. Nie to, żeby ta drwina naprawdę go jakkolwiek raniła, ale była naprawdę skuteczna. Shikarui poczuł, że to naprawdę przytyk. Było w metodzie chłopaka coś niesamowitego. Prostota działania i jednocześnie powolne zbieranie całej garści, żeby odbić wszystko, czym Shikarui go zarzucił, w niego samego. Rykoszet rzeczywiście był odczuwalny. Membraną rozchodził się po kościach, sprawiając, że czarnowłosy skrzywił się lekko. Z odcieniem niezadowolenia - mizernym bo mizernym, ale zawsze było to jakieś przerwanie kompletnego braku emocji na jego kamiennej twarzy. Skrzywienie miało formę uśmiechu. Dziwnego i nie pasującego do określenia jakiegoś konkretnego grymasu, bo cokolwiek chodziło czarnowłosemu po głowie zostawało jego własną tajemnicą. Może rzeczywiście wszystko, co zostało tutaj powiedziane, było kłamstwem. Może Shiakrui nie wypowiedział ani jednego prawdziwego słowa i rzeczywiście był wężem, który, stworzenie plugawe, pełzał pod nogami ludzi, obserwując jadowitymi oczyma wielki świat. Z tego dołu musiało być widać jeszcze mniej niż z psiej perspektywy. Ba! Czarnowłosy nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że to była jedna wielka przebieranka. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że początek był jego zasadami i jego planszą - bo początek dla niego był tym, czym było szukanie gry i planszy przeciwnika. Prologiem do rozdziałów, które mieli wspólnie wypowiedzieć - a nie zapisać. Człowiek uczył się przecież całe życie - i proszę, jak inna perspektywa mogła pięknie ozdobić każdą z myśli i każdy gest.
- Nie przeszkadza mi stanie w cieniu, Panie. - Och tak, widoki z góry naprawdę były najlepsze. Dlatego Shikarui uwielbiał wysokości. Jego wzrok ześlizgnął się po tym stwierdzeniu z sylwetki Aka i powędrował dalej - za jego plecy. Tam, gdzie ku niebu pięły się wieże i wyższe budynki. To była wysokość. Miejsce, gdzie nie sięgały do ciebie oczy wszystkich wokół i gdzie nie słychać było własnych myśli. Wskoczył gładko na murek, nie kierując teraz spojrzenia na towarzysza rozmów. Ramię przy ramieniu, co? Ale to chyba wciąż nie ta bajka... W tej przecież pies rozszarpywał psa. - Z cieni nie widać wypuszczanych strzał.
Sekrety, sekrety...
I wszystkie skryte w Cieniu.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Nie będzie odkryciem, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Są różne preferencje, jedni wolą na słodko, drudzy na ostro. Jeden woli kobiety, drugi mężczyzn. Podstawą było więc określenie owych, a warunkiem zwycięstwa - dotarcie do celu. Przegrać dało się tylko będąc biernym. Shikarui musiał mieć zatem bardzo dużo szczęścia, skoro to los odnajdywał jego. Z reguły szczęściu trzeba było trochę pomóc, a tu proszę, taki farciarz! Nic nie robi, a pieniądze rzeką płyną. Taka znajomość to prawdziwy skarb. Nie to co jakiś nudny Uchiha.
I choć Aka wiedział, że to społeczeństwo z reguły kształtuje jednostkę, to samemu był wyjątkiem. I w tym przypadku wyjątek nie potwierdzał reguły. Był inny niż większość członków jego klanu. Pomimo wychowania wśród elit, ubierał się skromnie i nijako, nie wywyższał się nad innych. Choć jego dzieciństwem rządziły dworskie obyczaje, to daleko mu było do politykowania. Czy więc potrafił wyjść przed szereg i udowodnić, że szary tłum nie miał racji? Zdecydowanie tak. A przynajmniej uważał, że posiadał takie zdolności. Być może się mylił. Być może był taki sam jak cała reszta stada, jak jego ubrania - przeciętny do bólu.
Shikarui z każdą chwilą zdawał się ulegać presji ze strony bruneta. Czyżby trafił w czuły punkt? Na to wyglądało. Najwyraźniej trzeba było zwalczyć ogień za pomocą ognia, może wtedy zrozumie, jak bardzo myli się w swoim stylu życia. To jak? zabawa w psychologa? Trzeba było przyznać, że Aka wypracował całkiem skuteczną metodę. Ten uśmiech na twarzy Sanady był zwieńczeniem jego triumfu nad stoicyzmem wyrzutka.
- A więc jednak potrafisz się się uśmiechać. - przez chwilę był gotów pomyśleć, że biedny podróżnik podczas z którejś ze swoich wypraw stracił czucie w mięśniach twarzy i stąd ta obojętność. Aka uśmiechnął się i pokiwał głową. - Mimo wszystko, to między odwagą, a głupotą, jest bardzo cienka granica... - podobno chłopak lubił balansować na krawędzi. - ... Ale nie bać się niczego? Toż to czyste szaleństwo. - tym razem i na ustach Uchihy zawitał uśmiech. Jednak jego emocje były prawdziwe, szczerze, nie były wymuszone. I może dlatego były tak skuteczne? Bo pochodziły z głębi serca, a nie głębi szafy z ukrytymi maskami.
W końcu i Sanada wskoczył na morek, co wywołało u Akiego lekkie rozbawienie. Westchnął głęboko, obserwując kolejne poczynania swojego kompana. Zapowiadała się całkiem ciekawa znajomość, a Uchiha właśnie znalazł sobie nowy cel.
- Nie przeszkadza Ci stanie w cieniu, ale jednak wolisz opalać się w moim blasku? Nie patrzysz na mnie, bo oślepia Cię wspaniałość rodu Uchiha? - zaśmiał się. Tylko głuchy nie rozpoznałby ironii w jego słowach. I wtem ponownie uśmiech wyszedł na jego twarz. Tym razem jednak był to taki sam podły uśmieszek, jakim gotowa byłaby zaszczuć go żmija, gdyby opanowała sztukę kontroli mięśni twarzy. - Wiesz, Shikarui, mam dla Ciebie propozycję. - oho, zapowiadało się ciekawie. - Chodźmy na podróż do miasta! - powiedział z nieukrywanym entuzjazmem. - No co? W końcu jesteś wędrowcem! Pewnie jesteś zmęczony po podróży łajbą nie? Przydałoby się rozmasować te zmęczone mięśnie. Może na panienki mnie zabierzesz, hmm? - w co on pogrywał...? - Taaaaki kawaler jak Ty pewnie ma branie, co nie? - oho. - Pewnie lecą na twój wielki łuk. Kobiety luuubią duuuuże rzeczy... - on go próbował zawstydzić! - Zakochałeś się w którejś? Czarna, ruda, blondynka? Chcesz mieć dzieci? Dwójkę? Trójkę? Zaraz zaraz! A może Ty wolisz chłopców?! Słodkich, czy takich z dużą klatą? Jesteś prawiczkiem? - zasypywał go gradem pytań, patrząc się prosto w jego oczy, idąc w stronę wysokich budynków. Chyba miał niesamowitą frajdę i satysfakcję z planu który wymyślił. Nawet nie było dyskusji, czy Shiki tego chce i czy ma ochotę o tym rozmawiać. Pan już zadecydował! Zresztą... skoro niczego się nie boi, to przecież nie będzie się bał mówić... o sobie.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Uśmiech był bardzo delikatny. Ledwo widoczny, bardzo krótki i delikatny - a jednak przekazywał emocje. Z ociąganiem, naprawdę jakby jego zmarszczki mimiczne przestały być zdatne do prawdziwego użytku. Jeśli tego właśnie Aka chciał to rzeczywiście był zwycięzcą. Sprowadził swojego rozmówcę do parteru i pozostawił na tygrysim futrze ślady swoich zębów. Nie polała się krew, bo nie przegryzł się przez skórę, choć ta była całkiem delikatna. I nie wiem, czy to dlatego, że Shikarui był aż tak nieczuły, czy może dlatego, że Aka nie był aż takim sadystą. W końcu to wcale nie był żaden czuły punkt. Nie? Nie... Rodzina,brak rodziny, porównanie do psów, żmii, owiec, Uchihów, czy Senju - to nie były priorytety, które sprawiłyby, że zakołysanie nimi na huśtawce emocji wzbudziłoby cokolwiek. Tym czulszym punktem był sam zwrot akcji nie to, co go zwróciło. Był jakikolwiek kot na świecie, który lubił, kiedy przerywano zabawę w kultowym momencie? Aka postanowił brutalnie i sprawnie zakończyć grę. Coś jednak ustalił - tylko co? Że rzeczywiście jest Panem? Pieskim właścicielem, w którego cieniu włóczyć się będzie drugi Cień? To tak nie działało. Albo przynajmniej Aka nie chciał, żeby tak to działało. Wierz mi, Przyjacielu - lepiej mieć już niestrzeżone plecy niż trzymać Jego poza polem swego widzenia. Shikarui był naprawdę pamiętliwy - i nie pozostawiał za sobą żadnych długów, tym bardziej tych, które mu się nie spodobały i działały na jego niekorzyść. Ale hej - przecież Aka mimo wszystko całkiem nieźle go zabawił. Nadal to zresztą robił.
- Emocje przysłaniają zdrowy rozsądek. Nie potrzeba mi ani odwagi ani strachu. - Zbędne elementy, weź je wszystkie w garść i wyrzuć. Porządny zamach - polecą prosto do morza, a te zabierze je dalej, może porwie prosto na piaszczyste brzegi Yinzin. Jestem pewna, że masz naprawdę dobry chwyt i celne oko, Sharinganowcu. Tylko pamiętaj, żeby mądrze wybrać spośród wszystkich tych emocji, by nie pozbyć się jakiejś pożądanej. Czarnowłosego nie ruszały uśmiechy udawane i szczere. Nie ruszały go też wszystkie inne grymasy. Więc co go poruszało? Najwyraźniej tylko zabawa, kiedy tafla jeziora przenikała przez wierzchnią skorupę i nie zachodziła mętną mgłą. Kiedy przestawała być tak matowa. Brak wzruszeń nie oznaczał, że nie notował wszystkich tych grymasów - zazwyczaj po prostu nie odróżniał tych prawdziwych od fałszywych - tak było i tutaj. Pomimo tego, że Aka zdawał się oblać ciepłym, miodowym światłem, przy którym chciało się ogrzać... ach, właśnie - emocje! Emocje, z których mógł czerpać czarnowłosy i które potrafiły go tak celnie zwabić - przestawał wtedy myśleć zupełnie trzeźwo. Logika wtedy szwankowała - to właśnie to, o czym mówił. Że emocje przysłaniały zdrowy rozsądek.
Shikarui skierował w końcu na Aka wzrok, kiedy ten zaczął o swoim blasku - musiał być głuchy, choć zmysły miał niczego sobie. Nie słyszał ironii. Jak zwykle jej nie rozpoznał, choć Aka nią ociekał i fakt - trzeba było być ułomnym, żeby jej nie wyłapać. Nikt nie mówił, że czarnowłosy miał wszystko dobrze z łepetyną, prawda? Na szczęście i tak nie było wiadomo, czy załapał czy nie, bo jego mimika jak zwykle - nie istniała, nic nie drgnęło w jasnych oczach i też nijak tego nie skomentował. Nawet tym wspomnianym "spierdalaj". Nie bardzo wiedział jak i po co miałby zabierać tutaj głos. Wszystko mogło być tak, jak sobie to Aka umyślił - do pewnego stopnia, rzecz jasna. Koty mogły być potulne - ale przecież drapały, kiedy coś im się nie podobało. Albo znikały.
Jak cień.
Shikarui skinął głową w odpowiedzi na propozycje i już zszedł z murku i ruszył nieśpiesznym krokiem przed siebie. Nie śpieszył się - nie było dokąd. A Aka gadał. O zmęczeniu, o zabraniu na panienki. I gadał. Nawijał tak, jakby rzeczywiście czarnowłosy miał się bardzo długo dawać przekonywać do tego, żeby poszli dalej - a przecież szli. Jak dla Shikruiego mógł gadać, ile chciał - pokładów cierpliwości miał tyle, że starczyłoby dla całego wojska. Dopóki ten głos był miły uchu (jak skrzeczenie mew, khe) dopóty niech brzmi gdzieś blisko. Nie ma żadnego problemu. Nie to, żeby Shikarui chciał go przy sobie zatrzymać. Nie to, żeby chciał się go pozbyć.
- Nie jestem twoją swatką. - Jego ton również się nie zmieniał. Ciągle brzmiał na jednostajnej linii niewzruszonego spokoju, przez co wszystko mogło brzmieć bardziej niemiło, niż początkowo miało brzmieć. Kolejne pytania przemilczał, zwłaszcza, że Aka sypał je jak z karabinu maszynowego. Słowa lały się całym potokiem, ale nawet jeśli chłopak próbował swojego rówieśnika zawstydzić to były to próby nieudane. Ha! Shikaruiemu się ten słowotok spodobał. Tak minimalnie. W tych zblazowanych emocjach wszystko było minimalistyczne. Ciekawiły go po prostu z perspektywy chłopaka, nie dlatego, że sam chciał na nie odpowiadać i dlatego myślał nad odpowiedziami. Ignorował je raczej. Wpadały jednym uchem - drugim wypadały i nawet nie myślał nad możliwością odpowiedzi. To na pewno ze wstydu!
- Za opłatą nie przeszkadza mi, czy jest to mężczyzna czy kobieta. Nie pracuję za darmo. - Oho, już wcześniej pojawił się ten tekst, prawda? I to przy podobnym temacie. Zaraz Shikarui pewnie palnie, że odpowiedzi na pytania też są płatne - nawet przeszło mu to przez myśl. Może tak dało się zarobić? Wydawało mu się to nawet kuszące i całkiem genialne, ale krótka analiza ludzkich zachowań na szczęście odwiodła go od tego pomysłu... troszeczkę. - Gdybym zażądał opłaty za odpowiedź, zapłaciłbyś? - Skierował wzrok na Aka, porwany tą myślą. Może jednak? Przeczuwał, że odpowiedź będzie przecząca, no ale... może? I chyba Aka był kiepską osobą do zadawania tak życiowych pytań. Nie jestem pewna.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3434
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: Port

Post autor: Yamanaka Inoshi »

0 x
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

To wydawało się nieprawdopodobne. Ten chłopak był tak wyprany z emocji, że zdawał się nie okazywać żadnych uczuć. Miłość? Nie. Strach? Nie. Wstyd? Nie. Był niezniszczalny, no przynajmniej biorąc pod wagę aspekt psychiczny. - A jakby go tak potraktować Genjutsu... - przeszło mu przez myśl. W końcu każdy mógł być prędzej czy później złamany. Ale nie. Używanie Jutsu byłoby oszustwem. Trzeba było zadziałać jakoś inaczej, wymyślić coś nowego, innowacyjnego Doprawdy twardy zawodnik z tego Shiku. - Trzeba będzie nad nim popracować... - wytresować pieska. Oczywiście Aka tak nie sądził, bo nie zwykł traktować ludzi jak zwierząt. Po prostu czarnowłosy go zaintrygował tą swoją niedostępnością. Wszyscy lubią takich ludzi - gdy ich charakter stawia jakieś wyzwanie. Kto wie, może kiedyś uda im się znaleźć wspólny język. Może w przenośni, a może dosłownie.
- Bez odwagi na miłość i bez strachu przed śmiercią nie żyjesz. Co najwyżej egzystujesz. - odpowiedział dość suchym tonem. Naprawdę Shikarui potrafił żyć w ten sposób? Przecież to nie było życie, a zwykłe wegetowanie. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. I gdy jedna osoba coś wyrzuci, druga może to podnieść. Czy Shikarui kiedyś przyjmie od kogoś ponownie to, czego tak bardzo chciał się pozbyć? Tego Aka nie wiedział. Nie był przecież jego matką. Nie miał pojęcia co wpłynęło na takie postrzeganie rzeczywistości przez wyrzutka. Zaiste, Uchiha nie wziął pod uwagę tego, że jego współtowarzysz może być lekko upośledzony pod kątem tworzenia relacji międzyludzkich. Brał go raczej za zdrowego i silnego mężczyznę, który raczej nie miał większych problemów, poza paraliżem twarzy. Ale tego też nie był pewien. Pogubił się. To było zbyt zagmatwane jak na jego móżdżek. Zdawał się trochę posmutnieć, bowiem odwrócił się plecami do swojego towarzysza, idąc przed siebie. Jego wzrok skierował się na horyzont, nad którym malowały się przeogromne budynki Serca Świata. Na chwilę zatrzymał się w miejscu. Nagle, gwałtownie, jakby sparaliżowany. Przez chwilę przez myśl przeszły mu bardzo dziwne wyobrażenia. Wymamrotał coś pod nosem niezrozumiale. Odwrócił głowę i ponownie przeniósł wzrok na Jugo. I tak jak uśmiech nagle zniknął z jego twarzy, tak samo szybko na nią powrócił.
- Hah, w takim razie zapewne długo musiałeś pracować na ten łuk. - auć. - Ile za niego dałeś? Cztery razy? - po prostu nie mógł się powstrzymać. Czekał na reakcję swojego kompana, bacznie przyglądając się jego twarzy, jakby w poszukiwaniu jakiejkolwiek oznaki złości czy urazy. Coś musiało na niego zadziałać.
- Z reguły tak, zapłaciłbym. - to mogło go lekko zbić z tropu. - Ale nie pieniędzmi. No, przynajmniej nie Tobie. - mrugnął oczkiem. - Ale mam dla Ciebie kuszącą ofertę. O wiele bardziej interesującą niżeli jakieś tam złote monety. Jeżeli Ty odpowiesz na moje pytania, ja odpowiem na Twoje. Będziesz mógł zapytać o wszystko co dotyczy bezpośrednio mnie. To jak? Wchodzisz w to? - wszak informacje warte są najwięcej.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Z życiem było tak jak z naiwnością - przywiej do niego mieli... nie. Przecież każdy miał prawo ŻYĆ. Budzić się codziennie rano, uśmiechać się, płakać, martwić i cieszyć. Przejmować tym, że jeden z irysów został dziś zdeptany pod butem i śmiać z tego, że słodki psiak poślizgnął się na zamarznięte kałuży i ze zdziwieniem spoglądał pod swoje łapy, kiedy przejechał kawałek dalej. Lubić i nie-lubić. Dla Shikaruiego było to jednak przywilejem jeszcze większym niż naiwność. Dawno przestał dumać nad sensem tego, czym jest życie i jak właściwie powinien je przeżyć - po prostu był. Od tego bycia mieliśmy wszak zacząć naukę wszystkiego, prawda? Pierwszy krok za nami! Każdy następny będzie tylko coraz bardziej...
Ciężki.
Jak żył taki Aka? Naprawdę żył? Bez rodziców, którzy wyciągnęliby do niego dobrą dłoń i pogładzili po włosach. Bez kogoś, kto czekałby na niego w domu - czy jednak czekali? Z myślą, że nie jest równy żadnemu Uchiha. Jak sam powiedział - przyjechał tutaj dlatego, że go wysłali, nie dlatego, że był wyrzutkiem. W poszukiwaniu pieniędzy, bo przecież żaden shinobi nie podróżuje tak po prostu. Shikarui wszystko robił tak po prostu. Zaczynając od gry, od jego nacierania na Aka, przechodząc przez całą tą zabawę, której crescendo zakończył sam zainteresowany, a który szukał w tym wszystkim głębszego dna. Nie było dna - była tylko płaszczyzna. Prosta zabawa dla zabicia czasu - nic więcej. Nie kierowało nim nic bardziej skomplikowanego, nie tworzył planów i nie topił się w emocjach. Widzisz? Rozumiesz? Aka widział i rozumiał sporo. Chciał widzieć jeszcze więcej. W pewnym więc sensie nawet rodacy mu się przysłużyli, pozwalając mu zobaczyć inny skrawek ziemi.
- Czy to problem? - Egzystencja, życie - co za różnica? Był, chodził, żarł, srał jak wszyscy inni. Jak ci co żyli - więc czemu niby egzystował? Bo nie odczuwał? Miał swoje przebłyski. Właśnie wtedy, kiedy inni je mieli - im silniejsze, tym mocniej rezonowały, potrafił się nimi zachwycić i poczuć. Cokolwiek. Jak zwał tak zwał - najwyraźniej ta reguła nie określała tutaj stwierdzenia Aka. Czy to dlatego, że przecież wyjątki tylko regułę potwierdzały? Najwyraźniej. Na początku wydawało mu się, że Aka jedynie imituje emocje, ale chyb się mylił. Te przepływały przez chłopaczka z prędkością karabinu maszynowego - tak jak zresztą płynęły z jego ust słowa. Ciekawe, czy istniało jakieś tajemne zaklęcie, które poskromiłoby dziki wodospad irysów..? Irys.
Tak go w myślach nazywał Shikarui.
- 1500 ryo. - Mniej więcej? Jakoś tyle kosztował. DUŻO. Życie za to można było sobie ułożyć, drzewo spłodzić i syna zasadzić. Tak apropo tych wszystkich poprzednich pytań chłopaka, które Shiki całkowicie zignorował. Gdyby miał rodzinę - ile miałby dzieci? Najpierw trzeba by się było zastanowić, czy rzeczywiście ktokolwiek mógłby się zakochać w takim ułomie. W dodatku kompletnie cichociemnym. Może tak? W końcu rzeczywiście ubili tajemnice. Przyciągały ich jak magnes - a Shikarui zdawał się nią rezonować. Choć jak na moje - tracił z każdą chwilą przy bliższym spotkaniu. Najwyraźniej Aka tak nie myślał. Tym nie mniej - znowu pech! Znów Shikaruiego kompletnie nie wzruszyło to dopytywanie. W jego małym świecie żadna praca nie hańbiła - choć akurat praca żigolaka była całkiem przyjemna. I nie zawsze łączyła się z zarobkami. Przegryw! Albo wygryw. Jeszcze nie jestem pewna - jak wielu innych rzeczy.
- Nie interesuje mnie taki przepływ informacji. - Mógł więcej stracić niż zyskać. Nie patrzył na to z perspektywy emocjalnej, nie spoglądał na to z perspektywy możliwości dowiedzenia się czegoś chociażby o klanie Uchiha - patrzył na to z perspektywy oszczędzania energii. Shikarui bardzo ostrożnie nią dysponował - dlatego snuł się jak w półśnie. Nie lubił jej tracić, nie odczuwał potrzeby angażowania się w cokolwiek. W kogokolwiek. Cóż, przynajmniej wiedział, że za pieniądze takie pytania nie są wykupywane. Ludzie czasami jednak go nieco dziwili. Im dłużej ich poznawał tym bardziej wydawali się... dalecy, choć coraz bardziej próbował się do nich na swój sposób upodobnić, żeby nabrać całkowitej samodzielności i radzić sobie z ogromnym światem, w którym było mnóstwo kątów do zwiedzenia.
- Zgadzam się. - Pierwsze słowa kompletnie przeczyły następnym, ale Shikarui nie dostrzegał tego dysonansu. - Dostarczasz mi rozrywki, więc czemu nie. - Aka był jak ping-pongowa piłeczka. Taka kolorowa, którą naprawdę przyjemnie się obserwowało. I biedny Shikarui nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że chłopak go próbował testować. Czuł się swobodnie w towarzystwie tego głośnego towarzysza, którego świat płonął jasno i spalał się wyjątkowo szybko. Zupełnie jakby sam chciał prędko przeżywać i równie prędko zapominać o przeżyciach sprzed paru chwil.
- Gdyby wszystkie Irysy były tak rozgadane jak ty, świat byłby naprawdę głośnym miejscem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Jedną rzecz z pewnością mieli wspólną. Już dawno przestali dumać nad sensem życia i przeżycia. Shikarui dlatego, że najwyraźniej znudził go próby odszukania swojego celu, a Aka dlatego, że już dawno wiedział do czego ma dążyć. Mu bycie nie wystarczyło. Nie chciał być taki jak cała reszta Uchiha, jak reszta ludzi. On nie miał trudnego dzieciństwa, jego rodziców nie zamordował zupełnie obcy klan, nie zniewolił ich. Umarli gdy był już całkiem sprawnym chłopakiem i potrafił sobie poradzić w życiu. Nie potrzebował głaskania po główce - mamo, mam już osiemnaście lat, jestem dorosły! I choć może wydawać się to kuriozalne, to on właśnie tak sądził. Nie potrzebował całego świata zwiedzić, zjeździć wzdłuż i wszerz. Był na tyle dorosły, na ile pozwalała mu jego psychika. Choć nastolatek, to miał życie bardziej poukładane niżeli niejeden dorosły. I w jednym się droga przyjaciółko mylisz. Nie przyjechał tutaj dla pieniędzy - tych miał pod dostatkiem. Odziedziczony po rodzicach dom również był całkiem sensowny, toteż nie musiał martwić się o zarobki. Przyjechał tu, bo miał misję. Ale o tym przecież członek klanu Jugo nie mógł wiedzieć. Za to Aka... cóż. On chciał wiedzieć. Wszystko. O wszystkich. Taka lisowata ciekawość, wścibskość. Lis i pies... w sumie należały do jednej rodziny.
- Zależy. Dla mnie nie. - co go obchodził jakiś nieznajomy. Równie dobrze mógł zaraz wyciągnąć jakiś rytualny sztylet i popełnić seppuku. Uchiha raczej by się tym zbytnio nie przejął. Oczywiście - zareagowałby, ale z pewnością by nie płakał. Wyrzutek nie był dla niego nikim ważny, jego życie nic go nie obchodziło. Nie był z jego stada. Nie było między nimi żadnej więzi - ani krwi, ani przyjaźni. To tylko obcy, nikomu niepotrzebny człowiek. A raczej maszyna do wykonywania poleceń, taka jak setki nnych, którą można było zastąpić w każdej chwili. I tu z kolei się różnili. Gdyby Aka zginął, ktoś z pewnością by się zainteresował? A Shikarui, ukrywający się pod fałszywym nazwiskiem? Zapewne zostałby pochowany w nieoznaczonym grobie, o ile ktoś w ogóle pofatygowałby się zaopiekować jego zwłokami. Nikt nie będzie wiedział kim jest. I nie wystarczyłby przebłysk żeby to zmienić. Nie wystarczyłoby się zadowolić szokiem w oczach innej osoby. Oczy powinny błyszczeć zawsze, a nie moment przed śmiercią, gdy wszystko przestaje mieć znaczenie.
Tysiąc pięćset ryo. Tyle warte było narzędzie, którego używał do pracy. Do okaleczenia, zabijania i mordowania. Warte tyle co jedno życie, a odebrał nim zapewne sporo więcej. To bardzo niesprawiedliwa wymiana. Czy to właśnie dlatego było to jedyne pytanie, na które zechciał odpowiedzieć? Być może. Aka starał wyrzucić z głowy takie wstrętne myśli, jakoby właśnie szedł ramię w ramię z psychopatą. Nie bał się, że go zaraz zabije. Bał się, że ta zabawa mu się wkręci, że będzie się musiał zaopiekować Shikaruiem. Że sumienie nie da mu spać spokojnie wiedząc, że puścił kogoś tak dziwnego w świat. Również bał się zaangażowania i straty siły na coś, co mogło się okazać zupełnie bezowocne. Nie chodziło o emocje, chodziło o energię. Im dłużej go poznawał, tym bardziej wydawał się... bliski, choć coraz bardziej próbował się od niego oddalić. Uważać, że jest inny. A tak naprawdę kierowała nim zwykła, egoistyczna chęć zachowania czasu.
Uśmiechnął się delikatnie, gdy Sanada obwieścił, że nie interesuje go taka wymiana. W pewnym sensie odetchnął, że nie będzie musiał kontynuować tej trudnej dyskusji, która pochłaniała tak dużo uwagi. On, w przeciwieństwie do Sanady, bardzo uważnie analizował każde słowo, każdy gest. Tym większe było jego zdziwienie, gdy chłopak jawnie zaprzeczył sam sobie. Tym razem nawet nie próbował udawać, że przewidział ruch. Na jego twarzy wymalowane było zaskoczenie. Nie skomentował jednak tego żadnymi słowami. Przyzwyczaił się, że jego towarzysz jest... dziwny.
Pokiwał głową. I tak jak przed chwiła jego ogień zgasł, tak znowu rozpalił się na nowo. Jego zapał powstawał na nowo, jak feniks z popiołów.
- Zaczynajmy zatem! - klasnął w dłonie. Płomień odrodził się w nim na nowo. Więc to był ten płomień Uchiha. Łatwy do zgaszenia, ale stłamsić się go nie dało. Odradzał z popiołów i znów płonął jasno. Ogień, który zabiera życie, ale również je daje. Czy Shikarui będzie potrafił to wykorzystać? To już zależało tylko do niego. - Doprawdy zabawne. Moi rodzice mówili, że jeżeli nie mam nic mądrego do powiedzenia, to lepiej żebym się nie odzywał. Jak sam słyszysz, zastosowałem się do ich poleceń. - Skromność to czwarte imię Akiego. Zaraz po Mądry i Przystojny. Niech i będzie Irys, lepsze to niż Narcyz! - Odpowiedz więc na te które zadałem. Ponawiam je. Potem możesz zapytać mnie o cokolwiek zechcesz. Nie na wszystkie pytania znam odpowiedź, ale z pewnością postaram się Cię zadowolić. Wykorzystaj je mądrze, bo raczej niczym mnie nie zaskoczysz. - Aka był zbyt otwartym człowiekiem, by ktoś taki jak Shikarui mógł trafić w jego czuły punkt. On cały był czułym punktem.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

To był jedyny poprawny wniosek, jaki udało mu się wyciągnąć z ich rozmowy. Wniosek, że świat Aka jest naprawdę jasny. Nie wiedział, czy jest gwałtowny i tak sam krwawy jak jego. Pierwsze wrażenie obojętności zrobiło tutaj jednak swoje. Lis i pies - ponoć ta sama rodzina. A tygrys i pies? Czy to tak samo działało? Chłopak, który szedł obok niego wydał mu się bliski. Podobny. I tylko Aka widział różnice... A może nie? Obserwował o wiele uważniej - nie to, żeby Shikarui go kompletnie ignorował, nie. Po prostu nie czuł od niego zagrożenia, dlatego nie poświęcał pełnej energii na analizę tak jak to robił tam, przy porcie, od którego się oddalali, kiedy padały między nimi pierwsze słowa. Tą bliskość była bardzo daleka. Niby na wyciągnięcie ramion i tuż przy sobie. A jednak całkowicie sobie obcy. I tak chwilowe milczenie, zdziwienie, tak strzelając płomienie nie uchodziły zupełnie uwadze Sanady, tylko co dalej z tym robić? Pewnie wyciągać te wnioski i badać... Ale na to Shikarui był zbyt zmęczony. Chciał gdzieś usiąść i zjeść ciepły posiłek - to wszystko. Czy jednak to zdecydowanie zbyt wiele? Zbyt śmiała prośba i powinien się zastanowić nad swoim życiem? Jego oczy były skierowane na drogę przed nimi. Tylko na chwilę spojrzał na Aka, kiedy ten wyszedł kawałek naprzód. W widoku czyichś pleców było coś smutnego. Chyba to dlatego, że przy każdym pożegnaniu przychodziło nam je oglądać. Nie żeby Shikarui się smucił, skądże! Przez myśli Akiego chyba jednak przebiegł jakiś cień, co?
- Wybacz, Panie, ale raczej się z nimi rozminąłeś. - O. Teraz też na Aka spojrzał, wszystko przez to cholerne klapnięcie, które zmusiło do skoncentrowania na nim myśli. - Nie pamiętam wszystkich. - Przyznał tak po prostu i uznał, że najlepiej będzie zacząć od tyłu. Tak... Od dupy strony, heheh. Nie przeszkadzało mu ani trochę podzielenie się takimi duperelowatymi informacjami z Aka. Osobą, która nic dla niego noe znaczyła. Więc gdyby tu upadł, dźgnięty nożem - plakałby? Tak jak tamten lew ze źrebięciem nie byłby zadowolony, że ktoś mu zepsuł zabawkę. Musiałby tego kogoś surowo ukarać. Ząb za ząb. Ponoć to takie głupie powiedzenie... Ano głupie.
Shikarui za ząb brał życie.
- Nie zakochałem się nigdy. Miłość nie zawitała również względem mnie. Płeć nie jest dla mnie istotna. - To było ostatnie pytanie? Nie pamiętał. Jakoś tak to było... Najwyżej Aka zada je na nowo. Teraz mieli grę z zasadami - wreszcie! I to o wiele bardziej prostą, a jednak wymagała tyle samo cennej energii. No trudno. Wystarczyło, że Shikarui odkrył, że dobrze się bawił. Znowu coraz lepiej - kiedy tylko pozwolił samemu sobie ogrzać się przy płomieniu. Rzecz jasna - heh - BAWIŁ... Mocne słowo jak na tego przychlasta.
- Nie zamierzam zakładać rodziny. -Hmmm... To tyle? Po daniu odpowiedzi wydawało się ich być śmiesznie mało. A przecież Aka tyle mówił..! - Czy tak trywialne rzeczy są naprawdę interesujące?
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

Z biologicznego punktu widzenia tygrys i pies nie mieli zbyt użo wspólnego. Jednak takie chłodne kalkulacje nie miały racji bytu, jeśli odwołujemy się do charakterków poszczególnych ludzi. W takim wypadku nawet kot i mysz mogliby mieć ze sobą coś wspólnego. Jeżeli zaś chodzi o Akiego, on najzwyczajniej w świecie miał umysł analityka. Tu nie chodziło o to, czy Tygrys stwarza jakiekolwiek zagrożenie dla jego istnienia. Po prostu warto było obserwować, gromadzić informacje, wszak kto wie - może do czegoś się przydadzą w przyszłości. Jeżeli nie przeciwko Shikiemu, to przeciwko jemu podobnym.
Gdyby wiedział o zmęczeniu Sanady, to zapewne byłby zdziwiony. Co go mogło zmęczyć? Podróż łodzią, w której siedział na tyłku i nic nie robił? Jasne, ustaliliśmy już, że wycieczki morskie nie należą do najprzyjemniejszych rzeczy jakie można robić w życiu, no ale bez przesady. Takiego lenia mieć? Toć to nawet Nara mieli na tyle sił, żeby trochę się nad sobą zastanowić. Doprawdy, zadziwiający był nasz wyrzutek.
- Pamiętasz, pamiętasz. - odpowiedział prychając pod nosem. - Jakbyś nie pamiętął takich prostych rzeczy, to nie zostałbyś najemnikiem. - trzeba przyznać, że było coś sensownego w słowach Uchihy. Gdyby nie potrafił zapamiętać kilku zdań, to jak miałby zrozumieć co mówi osoba, która go zatrudniła? Chyba, że był wyjątkowo kiepskim pracownikiem, no ale to już zupełnie inna sprawa, o której Sharinganowiec nie miał pojęcia.
Odpowiedzi na pytania nie były szczególnie interesujące. Z pewnością temat można byłoby rozwinąć, jednak czarnowłosy najwyraźniej nie chciał się dzielić wspomnieniami ze swojej młodości. To nie było do końca zgodne z zasadami, ale niebieskooki nie miał już ochoty go poprawiać, bo i tak wiedział, że nie osiągnie nic ponadto, co już usłyszał.
- Ciekawe. - powiedział neutralnym tonem. - To bardzo ciekawe uczucie, gdy masz motylki w brzuchu. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem jak to określić, niepodobne to do niczego. - podrapał się po brodzie i zmrużył oczy. Powoli zbliżali się do miasta. Budynki były coraz wyższe i wyższe. Do ich uszu powoli zaczęły dochodzić hałasy tętniącego życiem miasta. Ostatniej odpowiedzi, tej na temat rodziny, nie skomentował.
- Wrr! To jest Twoje pytanie? - powiedział z lekkim rozczarowaniem w głosie. Liczył na jakąś petardę - że Shikarui wyskoczy z czymś ciekawym, tymczasem on zadał pytanie tak proste, żeby nie powiedzieć prostackie. Chyba miał nadzieję, że wejdzie wgłąb jego duszy i wyrwie z niej okruch życia, że zrobi coś niezwykłego. Tymczasem jedyne co wyciągnął, to niemy zawód. A może właśnie o to mu chodziło? W końcu rozczarowanie to też jakaś emocja. Mógł się nią więc nasycić do woli. - Nie, ani trochę. Po prostu nie lubię ciszy. Czuję się w niej, jakbym był uwięziony w klatce. - uwięziony ptak nigdy nie będzie szczęśliwy. Chyba najgorszym co można byłoby mu zrobić, to zamknąć w ciemnym, wyciszonym pomieszczeniu, w którym jedynym dającym się usłyszeć odgłosem jest bicie własnego serca. Tak. Bał się ciszy i samotności chyba najbardziej na świecie. Dlatego od zawsze wolał siedzieć w mieście - miejscu, gdzie jest względnie głośno. W miejscu, które czuć, że żyje. Wtedy czuł się pewny siebie, bezpieczny. Dlatego tak mu się spodobało Serce Świata. - Dobra. Moja kolej. - rzekł wreszcie. - Czemu za mną idziesz?
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Ano rzeczywiście - miał sporo racji. Chociaż akurat Shikarui mógł być najemnikiem o kant dupy obił, prawda? Mógł być słaby, kiepski, nic nie znaczący - i taki w istocie był. Skoro się krył pod anonimowym nazwiskiem, jak to ka uważał, skoro snuł się po Serc Świata bez żadnej potrzeby, skoro, wyglądało na to, że nie miał własnego zdania na żaden temat i w każdym dopasowywał się do rozmówcy. Co mu pasowało - taką dostawał odpowiedź. Tak to było? Co do tego, że w tym świecie nic nie znaczył - sama prawda. Pył na wietrze targany na wiatr. Czasem Susanoo rzucał go za głębokie morze. Czasami okręcał go wokół wysokich, grubych pni drzew w wielkich borach i obijał nim o telepiące się listki, a czasem mieszał go z ziemią na rozległych pustyniach. Tam jeszcze nie dotarł - gdzie całe hektary terenów przypominały złoty pył zalegający na glebie, nad którym drgało powietrze od wysokich temperatur. Być może kiedyś tam zawędruje. Więc - pamiętał. Czyżby słowa były kolejnym aktem niepotrzebnej kurtuazji? Wstępem bez żadnego polotu, który ma zapowiedzieć coś niesamowicie nudnego. Shikarui zazwyczaj nie lubił, kiedy ktoś wyrywał go z jego wiecznego snu. Zadawał pytania, zmuszał do czynnego udziału w konwersacji, ale tym razem jakoś mu to aż tak bardzo nie przeszkadzało. Usnął, lecz znów się obudził. Uniósł ciężki łeb, otworzył zlepione powiekami ślepia. Pies dotarł zaskakująco blisko - powinien go przepędzić. Nie robił tego. Przyglądając się teraz światu, który powstał na wskutek kolizji dwóch całkowicie różnych, można było przekonać się, jak dziwacznie wygląda rzeczywistość, która dopiero się kształtuje. Ewoluuje, by dopasować organizmy do panującego obecnie klimatu. By mogły żyć, rozwijać się jeszcze bardziej. Jak zmieniają się te drzewa, tamten piasek i same morza. Nic nigdy nie stało w miejscu - nawet najbardziej trwały głaz zmieniał się pod wpływem wiatru, deszczu i temperatur. Kruszał lub nabierał na sile, jeśli lawa zastygła wokół niego i nie porwała go ze sobą.
Kąciki ust Shikaruiego znów uniosły się w górę. Było w tym uśmiechu coś na wzór zadowolenia, kiedy Aka tak nagle wybuchł, ale bez przesady - czarnowłosy nie był mistrzem manipulacji, żeby celowo wyciągać takie emocje z kogoś. Zwłaszcza, że dopiero znów zaczynał się skupiać na swoim gadatliwym towarzyszu, który zapewniał, że korzystał z nauk rodziców - i milczał, kiedy nic mądrego do powiedzenia nie miał. Nagłe słowa, tak ogniste, były tymi, których i on się nie spodziewał.
- Zawiedziony? Gdybym pytał dokładniej, mógłbym zechcieć założyć ci obrożę. - Przywiązanie się. Mógłby zacząć się przywiązywać - czysto teoretycznie, bo nie wierzył, żeby coś takiego mogło mieć kiedykolwiek miejsce. On? Odczuwający emocje, które dyktowałyby mu zachowanie wobec kogoś? Nie. Były tylko pieniądze, które przywiązanie mogły zagwarantować, a Aka tych pieniędzy nie miał. Mimo wszystko... miło było po pół roku otworzyć do kogoś gębę. - Obroża niczym nie różni się od klatki. Nie pozwala oddychać. - I nadal mu to pasowało? Ponoć nie było nikogo, kto zechciałby mu tę obrożę założyć. JESZCZE. I zdaje się, że Aka użył też wtedy słowa "NIESTETY".
- Za tobą? Masz o sobie zbyt wysokie mniemanie, psiaku. - Odparł gładko, wbrew temu wszystkiemu, co padło do tej pory. A... co w sumie padło? Niby tak wiele słów. Niby tak wiele stwierdzeń - tylko żadne konkretne. - Idę obok ciebie. Obok twojego jasnego świata, który płonie wyjątkowo ciepłym ogniem i spala się równie szybko. Tam zaś, gdzie jest najwięcej światła, jest też najwięcej cieni. Każdy płomień się kiedyś wypali i wiesz, co wtedy pozostanie?
Ciemność.
Shikarui najwyraźniej nie potrafił prowadzić normalnych rozmów.
- Twoje towarzystwo jest przyjemne.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

To, że był nikim, zależało tylko i wyłącznie od jego woli. Jeżeli był zbyt leniwy, to nie mógł oczekiwać od życia więcej niżeli sam dawał. A, że nie dawał nic, to niczego nie mógł otrzymać. Gdyby wyznawał jakąś filozofię życiową, mógłby to nazywać Karmą, jednak nie wyglądał na takiego. Aka byłby bardzo zdziwiony, gdyby Shikarui wierzył w jakichkolwiek bogów poza pieniądzem. I poniekąd słusznie, bo żaden bóg nie uratuje Cię przed biedą, z wyjątkiem Mammona, który jednak był zbyt zajęty rozpieszczaniem Możnowładców. Wyrzutkowi pozostało więc zbierać to, co spadnie z wielkiego stołu i liczyć na to, że uda mu się dorwać coś w miarę smacznego. Uchiha taki nie był, o nie. Niech się pierdolą, jak myślą, że weźmie ochłapy, którymi wycierali ryje przedtem. To była ta duma Uchiha, coś co trzymało go w ryzach i dawało mu pewne poczucie honoru. Nigdy, przenigdy nie zgodziłby się na prowadzenie życia najemnika. Nie chciał być niczym narzędziem - to nie go wybierali do pracy. To on wybierał ich na zleceniodawców. Czuł się lepszy od nich, bo to oni go potrzebowali, a nie on ich. To właśnie różniło dwójkę czarnowłosych. Sanada polował, ewoluował, próbował przetrwać. A Aka żył. Rozwój był dla niego sprawą drugorzędną, najważniejsze wszak było spełnienie nadanych sobie celów, a tymi bynajmniej nie było ciągłe rośnięcie w siłę, czy też pogoń za garścią monet. Najważniejsze było czuć się bezpiecznie, czuć się dobrze z samym sobą.
Czy więc dlatego Shikarui podążał w stronę ognia? Zamknięte oczy ślepca, patrzące w stronę słońca... Nie mógł ujrzeć płomieni, lecz podświadomie czuł, że zbliża się do źródła. Czuł, że promieniuje od niego ciepło. I z każdym kolejnym krokiem ogień nie malał, wręcz przeciwnie - rósł w siłę. To nie był zwykły ogień. To był Ogień, który nie pasował do tego świata. Nie mogły go zgasić deszcze, nie mógł go pochłonąć piach, nie dało się go zwalczyć jego bratem. Tutaj zimna logika, chłodne kalkulacje nie wystarczyły. Potrzeba było czegoś więcej, a i tak walka z Ogniem na dłuższą metę nie miała sensu. Odradzał się, prędzej czy później - potrzebna była tylko iskra. I za każdym razem rósł, był coraz większy i coraz gorętszy. Płoń więc, płoń, zbieraj swe żniwo! Niech ugną się przed Twoją potęgą! Niech przyjmą i docenią twą miłość, lub zginą!
I Aka wiedział, że kiedyś Ogień pochłonie cały świat. Że wyjdzie z jego wnętrza i spali stary świat, na jego zgliszczach budując nowy - lepszy.
Zatrzymał się nagle, gwałtownie. Cofnął nogę do tyłu i niby przypadkiem nadepnął na palce Shikaruia. Obrócił się, stając twarzą do Sanady. Był blisko, za blisko. Zdecydowanie bliżej, niż na wyciągnięcie ręki. Tak, o tak. Dopiero teraz byli na równi, obok siebie. Na jego twarzy widniał uśmiech - pewny siebie, ale nie arogancki. Z tej odległości dokładnie było widać małe, białe kiełki, które jak wilk ukazywał swojemu towarzyszowi.
- A co, może Ty chcesz spróbować? - przechylił głowę, odsłaniając szyję. Nie bał się go, o nie. To była próba. Aka nie chciał mieć obroży dla własnego spełnienia, dla poczucia bezpieczeństwa. Największym wyzwaniem było wszak zrzucić obrożę i ponownie zaczerpnąć powietrza. Wyrwać się z klatki. I to dlatego użył słowa "niestety". Szukał wyzwań. I ani trochę nie przeczyło to jego myślom na temat niebezpieczeństwa. On nie unikał go. On je wywoływał, by potem uderzyć ze zdwojoną siłą i zaatakować, szybko, bez litości. Dopiero, gdy nastanie spokój, wtedy będzie bezpieczny. Wtedy będzie spełniony. - Nie zgasisz ognia, którego nie możesz dotknąć.
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Port

Post autor: Shikarui »

Na jego "stop" odpowiedzią było zatrzymanie się - nawet jeśli miałby wstrzymać cały ruch na ulicy i zaprzeć się nogami o Kosmos, by zatrzymać Glob. Oprócz nich nie zatrzymało się jednak nic więcej. I nikt więcej. Ktoś tylko wyhamował ledwo co, kiedy i Shikarui się zatrzymał, prawie wpadając na jego plecy.
- Uważaj, jak leziesz! - Anonimowy głos i anonimowa twarz, a jednak czarnowłosy na moment oderwał od twarzy swojego rozmówcy oczy, by powieść za zbulwersowanym przechodniem oczyma. Tylko na moment. Cenne chwile, które mógł poświęcać tylko i wyłącznie swojemu ekscentrycznemu towarzyszowi, były przecież w cenie. Tak samo jak i w cenie była ta energia, która ciągle ulatywała. Czym był zmęczony? interakcjami towarzyskimi. I bujaniem łodzi, która prowadziła do mdłości. Brak poczucia stabilnego gruntu pod nogami nie był czymś, co Sanada pożądał. Otwarte wody oznaczały niemal całkowita bezradność, bo co niby zrobisz, jeśli zerwie się sztorm? Gniew bogów, Tsunami, podniesie się ze swoich podwoi i wzniesie ponad ludzkie głowy i drewniane maszty? Uciekniesz? Nie będzie dokąd uciekać. Będziesz mógł tylko stać i czekać, aż morze cię pochłonie. Tak jak Shikarui mógł tutaj tylko tutaj stać i czekać, aż pochłoną go płomienie Akiego. Człowiek mógł poskromić tylko częściowo każdy z żywiołów. Tygrys był bezradny wobec ognia, który spalałby lasy wokół niego, dusząc siwym dymem - mógłby tylko uciekać. Zamiast tego leżał ciągle na swoim legowisku i prowadził konwersację. Nic się nie stanie, kiedy się podniesie i zacznie zataczać wokół swojej ofiary koła, bo Aka już wyraźnie to rozrysował - on tutaj nie był ofiarą. Należało spojrzeć na niego jak na równego sobie, choć czarnowłosy wolał spoglądać z dołu. Nie dawał nic - i chociaż nie był na tyle bezczelny, by żądać czegokolwiek w zamian. W zupełności odpowiadało mu to, co spadło z pańskiego stołu.
- Już próbowałem. Nie da się poskromić płomieni. - Podjął takie próby na samym początku. Przeciwnik okazał się być wygranym, a skoro Shikiemu nie dało się dopiąć swego - przegrał. Brak odczucia porażki nie przeczył tym faktom i nie próbował oszukiwać w tym temacie samego siebie.
Nie cofnął nogi, na którą nadepnął Aka. Nie zmienił nawet odrobinę swojego położenia, nawet kiedy Aka przechylał swoją głowę w bok. Był impuls, który mógłby wszystko szybko zakończyć - jedno przeciągnięcie ostrzem po gardzieli, wylanie ciepłej krwi na glebę. Tak się kończyła bajka o psie, którego zeżarły inne psy. Jaki był z tego wniosek, drogie Dzieci?
Nie ufajcie Cieniom.
Nie było jednak żadnego błysku stali. Nie było szybkiego ruchu ręki i nie było aktu przemocy. Było tylko wyzwanie błękitnych oczu i skromne wycofanie się tych fijołkowych.
- Czym byłoby moje zło bez twojego dobra i czym byłyby moje cienie bez twojego światła? - Gasić ogień? Na siłę? Złapać za wiadro wody, odszukać (na gwałt!) studnię z wodą, która ugasiłaby pragnienie i powstrzymała chory pożar - to nie dla niego. Niech ludzie szukają sposobności na powstrzymanie kataklizmu, niech oni szukają studni - on pozostanie tutaj, niewzruszony, obserwujący płonący świat z takim samym zainteresowaniem, z jakim obserwował ten kwitnący. Nawet gdyby miał zostać sam na tym świecie - nie robiło mu to różnicy.
- Płomieni nie trzeba gasić. Prędzej czy później zabraknie im surowca i same zgasną. Wystarczy go od tego surowca odciąć. Gaszenie ich w takim wypadku byłoby niepotrzebną stratą energii, nie sądzisz?
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Aka

Re: Port

Post autor: Aka »

O ironio. Znów to zrobił.
- Nie słuchasz moich rad. - stwierdził Aka, mrucząc cicho pod nosem. To była decyzja Shikuraia, w jaki sposób postąpi ze słowami biednego Uchihy. Mógł je wpuszczać jednym i wypuszczać drugim uchem, ale w takim wypadku po co w ogóle przy nim chodził? Sprawiało mu frajdę słuchanie głosu bruneta? Przecież męczył się interakcją z innymi ludźmi, zatem jaki to miało sens? Jaki cel?
To prawda, że Shinobi potrafili tylko częściowo poskromić żywioły, lecz może się z nim całkowicie zjednoczyć. Wystarczy tylko chcieć. Wszystko i wszystkim może zostać wybaczone, jeżeli tylko naprawdę będzie tego pragnął.
- Jest nawet taki zawód. Poskramiacze ognia... - zaczął trochę z czapy. - Tak. Oni na pewno tutaj przybędą. Wszak to festyn, trzeba się popisać. Wiesz jak to robią? Leją sobie jakieś świństwo do gardła i plują tym w pochodnie. Opary się zapalają, a gawiedź ma uciechę. - dlaczego on w ogóle mu to tłumaczył? Sam nie wiedział. - Widzisz Shikarui, traktujesz wszystko zbyt dosłownie. Jak ktoś Ci każe skoczyć z okna, skoczysz? Tylko nie mów, że za odpowiednią opłatą. - pogroził. Wiedział, że może sobie na to pozwolić. Czyżby Sagana bał się interwencji straży? Cóż. Złapaliby go na pewno, nie miałby szans uciec. Aka zapewne zostałby odratowany. Zbyt dużo ludzi się tutaj kręci, ktoś by zatkał krwotok. Wszystko było przemyślane.
- Nie jesteś takim głupim, jakim próbujesz być. - zwrócił uwagę na zachowanie chłopaka, uśmiechając się do niego. - Tym samym, czym reszta twej mowy. - odwrócił się w końcu, ponownie wznawiając marsz. Nie mogli stać tak pośrodku ulicy i torować ruchu - jeszcze ktoś by ich potrącił, wyrzucił na nich ryby, a Aka zdecydowanie wolał zapach swojego gatunku. - Pustymi słowami. - zabrzmiało to wyjątkowo chłodno, nawet jak na Uchihę. Shikarui nie potrafił go złamać. Nie ktoś, kto nie ma przyjaciół. Nie ktoś kto, nie ma rodziny. Nie ktoś, kto nigdy nie zaznał w życiu miłości. Nie miał na to najmniejszych szans. Najwyraźniej jedyną rzeczą, która dobrze wychodzi samotnym, jest samogwałt.
Ruszył do przodu, uważnie obserwując otoczenie, wpatrując się w ludzi, w to co niosą, to jak się zachowują. Przez chwilę siedział cicho, czekając na to co doda jego towarzysz podróży.
- To już dwa pytania. - zauważył. - Ale niech będzie. Odpowiem. Życie się kończy, jedzenie się kończy, wódka się kończy. Ale ogień się nigdy nie skończy. Nie dopóki żyją ludzie. - słusznie zauważył. Wszak cała nasza cywilizacja zaczęła się, gdy nasi przodkowie opanowali zdolność utrzymania płomieni. - To on dał nam życie, dał nam nadzieję. Już nie jesteśmy prymitywnymi stworzeniami. Wraz z tym zaczęła się nowa epoka. Oczywiście nie ta nasza. Ta przed nami. Era Ninja jest tylko kolejnym krokiem, błogosławieństwem danym nam przez los. Niektórzy nawet posiadają dar stworzenia ognia z niczego. Krąży w ich żyłach, pompowany przez ich serca. Tak więc, Shikarui, żeby pozbyć się ognia, musiałbyś zabić wszystkich ludzi na świecie. - chyba Jugo nie był aż tak zadufany w sobie, żeby powiedzieć, że da radę to zrobić? Wtedy byłby naprawdę skończonym szaleńcem. - Od zawsze taki byłeś, czy coś na Ciebie wpłynęło? Zabiłbyś swoich rodziców za pieniądze? - kolejne pytanie, kolejne odpowiedzi.
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości