-Coś w tym jest - pokiwał głową zgadzając się z jej słowami. Przecież mężczyźni rozwijali się emocjonalnie do piątego roku życia, później już tylko rośli w górę. Czego się więc spodziewać po kimś, kto nie miał żadnych obowiązków, żadnych zobowiązań? Nawet swojego własnego lidera olał i zgłosił się do niego dopiero po latach nieobecności. Jego szczep nawet został klanem i zdobył wioskę! On sam był przy tych wydarzeniach, ale z boku, wolał to obserwować niż brać udział w kolejnym zbiorowym mordzie, bo tego nie dało się inaczej nazwać. Przynajmniej sumienie miał czyste, skoro ręce już dawna miał splamione krwią. A więc młode dziecko nie spodziewało się chyba, że stare dziecko przyzna jej rację w tej kwestii. Bo to nawet nie pasowało, by się do tego przyznawać, ale niech to szlag jasny trafi. Co miał do stracenia?
-No to słucham tej nieoficjalnej prośby... - przerwał, bo tuż obok śmignął pocisk, więc Kuroi instynktownie skulił się, by nie wystawić się na atak. Skąd dochodził? Przed nim, za nim, może gdzieś z góry? Te bańki to był jednak dobry znak do sprawdzania niebezpieczeństwa. Dziewczę padło na kolana, zapewne nie pomoże mu w tej dosyć mało przyjemnej sytuacji - shinobi od siedmiu boleści. Drugi z kunaiów udało mu się już dostrzec, jeżeli mógł bez problemu go uniknąć to usuwał się na bok, jeżeli jednak nie za bardzo, bo alejka, dziewczyna tuż koło niego i inne złe rzeczy, to wolał wyciągnąć kunaia z torby i zablokował pocisk. Tuż przed nim były trzy sylwetki, dwie z jakże majestatyczną bronią stanowiącą kunaia, jedna składająca pieczęcie.
-Żryjcie piach - rzucił pod nosem i chwile po odbiciu kunaia wytworzył przed sobą mackę z piasku, by zaraz z niej wystrzelić ogromną ilość pocisków - ile tylko się dało, niech poczują na sobie prawdziwy nalot kuwety. Może nie zrobi to za wiele, ale da im czas i może przynajmniej jednego z nich położy, albo ograniczy ruchy. W wąskiej alejce nie będą mieli jak tego uniknąć, a ich ilość zapewniała chociaż małe trafienie. Nie pozwoli sobie na porażkę, nie zdechnie tutaj w śluzie, w brudzie i w biedzie. Jego ciało z pewnością zaraz zostałoby rozszabrowane, zwłoki zbezczeszczone, a i może nawet zjedzone. To nie on tutaj będzie wąchał kwiatki od spodu, och nie. Już wolałby zostawić to dziewczę na pastwę losu, niż sobie na to pozwolić. Obecnie widział jednak dla niej nadzieję, toteż piaskową macką mógł ochronić i siebie i ją. Skoro sam nie był celem ataku, to przecież mógł odejść. Czemu więc walczył? A bo lubił dziewczyny... to słaby powód? Na pewno za słaby, by umrzeć.