Szpital
- Sagisa
- Gracz nieobecny
- Posty: 668
- Rejestracja: 30 kwie 2017, o 20:26
- Wiek postaci: 21
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: - długie czerwone włosy, stalowoszare oczy
- koszula z długim rękawem, długie ciemne spodnie, wygodne buty
- cienkie pajęczynki blizn po raitonie pod ubraniem
- sygnet na łańcuszku schowany pod koszulą
- płaszcz podróżny z kapturem - Widoczny ekwipunek: - torba na biodrze, po prawej
- kabury na udach
- wakizashi za pasem
- manierka z wodą przy pasie - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 998#p49998
Re: Szpital
Starała się panować nad bólem, nie wić, gdy kolejne jego fale uderzały w ciało białowłosej. Szło jej to marnie, raz za razem próbowała zwijać się z bólu, jednak silne ręce niosących ją medyków nie pozwalały na to. Ludzie patrzyli w jej kierunku. Jedni widząc ranną w pojedynku na arenie, inni do których już zdążyła dotrzeć wieść o tym co się stało z pogardą. Zwycięstwo nie zawsze było słodkie. Nie była pewna jak szybko medycy donieśli ją na miejsce, mogły to być minuty, ale dla niej trwało to godzinami pełnymi palącego bólu. Tym razem przynajmniej nie obiecała Shin'owi, że nic się nie stanie. Wygrała, chociaż dyskwalifikacja mogła całkowicie przekreślić jej szanse na dotrzymanie słowa. Krew cały czas napływała do jej ust, za każdym razem, gdy wypluwała jej nadmiar, starając się nie utopić, czuła jak połamane żebra przemieszczają się, sprawiając coraz większe zagrożenie.
-Zachciało mi się turnieju. - pomyślała, gdy podczas pierwszego splunięcia jeden z jej zębów postanowił udać się na wycieczkę po Hanamurze. Nie próbowała mówić, wiedziała, że przy złamaniu szczęki sprawi sobie tylko więcej bólu, a z jej ust wydobędzie się co najwyżej jakiś niezrozumiały bełkot. Medycy beznamiętnie rzucili ją na "stół operacyjny".
-Nie zniszczcie zbroi. - chciała powiedzieć, jednak zatrzymała się na myśli. Z obrażeń jakoś się wyliże, zawsze dość szybko dochodziła do siebie, chociaż chyba nigdy nie była jeszcze w tak ciężkim stanie, wstrząśnienie mózgu wydawało się przy tym niczym, a na pewno nie sprawiało, aż tyle bólu. Nie chciała, żeby zbroja uległa zniszczeniu czy rozcięciu, dobrze ją chroniła, no i wytrzymała ciosy, których nie było wstanie przetrwać jej ciało, gdyby nie ona, zapewne nie przetrwałoby zapewne, ani jedno żebro. Medycy na całe szczęście nie podjęli się rozcinania twardej stali z jakiej składał się pancerz, a po prostu rozpięli skórzane pasy, podtrzymujące napierśnik. Ręce medyków starali się przywrócić jej żebra do normalnej pozycji, wywołując niezrozumiałe krzyki przypominające ryk dzikiego zwierzęcia, zdeformowany przez złamaną szczękę. Zielona medyczna chakra spłynęła z ich dłoni, sprawiając, że jej kości po krótkiej chwili wróciły do swojej pierwotnej formy. Ciało wygięte w łuk w bolesnej konwulsji upadło na łózko, medycy wezwani do pomocy, puścili jej kończyny. Białowłosa dyszała ciężko, wypluła nadmiar krwi, która wylądowała obok niej, barwiąc białe włosy, dość szybko krzepnąc i zlepiając je. Medycy po chwili odpoczynku znów chwycili jej kończyny, Tensa ze wzrokiem spłoszonego zwierzęcia chciała zagryźć zęby, szykując się na kolejną falę bólu. Lekarz chwycił jej szczękę i wprawnym, chociaż nie bezbolesnym ruchem wcisnął ją na powrót w zawiasy, by po raz kolejny medyczną chakrą połączyć ją na nowo. Kości chociaż znajdujące się w jednym już kawałku, wciąż były obolałe, a Tensa wyczerpana. Próbowała się podnieść, ale lekarz szybkim ruchem sprowadził ją do pozycji leżącej.
-To niezbyt dobry pomysł się podnosić, jeśli nie chce pani pogorszyć swojego stanu. I tak trochę pani z nami pobędzie. - powiedział znany jej z sali porodowej lekarz. -W ostateczności będziemy musieli panią przypiąć pasami, a to raczej mało komfortowe.
-Chyba wygodniej będzie normalnie poleżeć, jak ma się Saga? - trzymanie na siłę wydawało się o wiele mniej przyjemnym przeżyciem, niż leżenie. Korzystając z okazji postanowiła zapytać o płomiennowłosą, w końcu nic złego się nie stanie, a ona przynajmniej będzie wiedziała, że jest bezpieczna. Nawet jeśli nie była to jej sprawa, to mogła pozwolić sobie na odrobinę wścibstwa.
- Dostała wypis wczoraj późnym wieczorem - odpowiedział lekarz z delikatnym uśmiechem. - Po pani akcji nieco się uspokoiła, ale i tak była pod stałym nadzorem. Sama domagała się później wypisu, lecz nie mogłem jej puścić zupełnie samej. Nie wiem, co pani dokładnie zrobiła, ale to pomogło pani siostrze.
-To dobrze, rozumiem że poszła z młodym Akodo? - uśmiechnęła się pod nosem, może i nie wierzyła w samuraja, ale na festiwalu nie powinno jej nic się stać, przynajmniej nie więcej, niż kolejny "atak".W takim wypadku dobrze, że ktoś "wtajemniczony" był blisko niej, nawet jeśli był to "lubiący chłopców" Hayami.
- Z nim i jeszcze jednym młodym człowiekiem. Przykazałem mu na nią uważać mimo wszystko.
-Był ktoś jeszcze?- zapytała zaciekawiona. Zapewne na turnieju znajdowało się więcej osób, które brały udział w bitwie o mur. Z tego co mówił samuraj poznał tam kilka osób, bliskość weterana była dobrą wiadomością, może przynajmniej on będzie wiedział co robić.
- Zapewne towarzysz pana Akodo, nie wnikałem, nie moja sprawa. Chociaż widzę, że bardziej się pani przejmuje sytuacją siostry niż własną.
-Ja się wyliże, ale ona potrzebuje opieki - zawsze tak było. Tensa obrywała na misji, wracała czasem ledwo żywa i była przy siostrze, do tej pory zawsze wracając do domu. Teraz, kiedy wydawało jej się, że przerwała jej krąg wciąż po cichu martwiła się o nią. Teraz nie walczyła z tym, w końcu to tylko niezobowiązująca rozmowa, która nie ukrywając działała kojąco, odrywając myśli od ciągłego bólu.
-Biorąc pod uwagę pani stan po walce, mogę stwierdzić, że panienka Sagisa nie ma wcale tak źle - zaśmiał się, przygotowując strzykawkę z mętnym płynem. -To środek przeciwbólowy, bez obaw - wyjaśnił od razu.
-Ciało to jedno, sam pan zauważył że ma problemy innego rodzaju - w jej oczach błysnął strach -Nie lubię zastrzyków, ale bez tego raczej się nie obejdzie.
-Racja, dawno nie spotkałem się z tak... żywą reakcją spowodowaną traumą przeszłości - przyznał po chwili zastanowienia. Moment później długa igła została wbita w bok jasnowłosej, a przez nią do ciała wtłoczony lek. -Jak mniemam, była pani głównym wsparciem siostry po akcie gwałtu? - spytał luźno, choć ciszej niż wcześniej. Niby zostali w sali sami, ale wiadomo, jak to bywa.
-Tak, to wciąż w niej żyje, czasami widzi go w ludziach, czasami po prostu - wzdrygnęła się, gdy igła przebijała jej skórę. -Właściwie to tak, udało mi się ją odbić, a potem czuwałam całymi dniami. - powiedziała, biorąc przykład z lekarza i ściszając głos -Niewiele to dało, ale przynajmniej nic sobie nie zrobiła. - "Poza pobiciem się prawie na śmierć", dodała w myślach.
-Rozumiem. I cieszę się, że mimo wszystko siostra ma w pani oparcie - odparł medyk, odkładając sprzęt w odpowiednie miejsce. -Będzie pani musiała jeszcze przez jakiś czas poleżeć, ale się pani "wyliże", jak to pani ładnie ujęła. Cóż, w razie problemów zna pani moje nazwisko, więc wracam do pracy. Kolejny dzień festiwalu i nawał obowiązków - uśmiechnął się pod nosem, skinął jej głową i wyszedł.
-W takim razie nie przeszkadzam. - odpowiedziała z udawanym uśmiechem. Oparcie... tak, najeżone nożami wbijającymi się w plecy oparcie. Takie, które odpadło nie tak dawno i mimo, że wciąż pasuje nie ma sensu go przyczepiać. Starała się być wsparciem, ale zawsze kończyło się to tragedią... Leżała w łóżku, zmęczona tym wszystkim. Nie chciała zasypiać, wolała opuścić szpital jak tylko da radę, nie przejmując się formalnościami...
-Dawno nie byłam w szpitalu, w sumie od czasu spotkania z porywaczami. Heh, w czwórkę nie byli w stanie zmasakrować mnie tak jak zwykły sędzia. Cholera, niby pół ryba, a nawet z sharinganem nie zauważyłam nawet, kiedy uderzył, może być nawet szybszy, niż Hachi, ale nie uderzał tak mocno, żaden z nich raczej się nie hamował. - w jej myślach pojawiła się wizja pojedynku, nawalonego staruszka i brutalnego człowieka z jedną ręką przerośniętą od nocnych zabaw, nie wiedziała właściwie, który z nich wygrałby to starcie, ale wyobrażanie sobie różnych scenariuszy takiego starcia pozwalało zająć umysł na jakiś czas. Z resztą odciąganie myśli od bólu wciąż tlącego się w okolicach ledwo co zrośniętych kości pomagało. Nie mogła jednak robić tego w nieskończoność, jej wyobraźnia mimo wszystko miała ograniczenia. Rozejrzała się po sali, o dziwo była w niej sama, z jednej strony nie miała do kogo się odezwać, chociaż z drugiej nie było zabraniającego poruszać się lekarza. Korzystając z okazji usiadła na skraju łózka. Po leku przeciwbólowym wciąż kręciło jej się w głowie, ale nie przeszkadzało to w zdjęciu butów i reszty zbroi. Dłonią przeczesała włosy, zauważyła że w jej ręce pozostały szczepione skrzepłą krwią włosy.
-Cholera, muszę się tego pozbyć. - powiedziała pod nosem. Podniosła się i od razu zachwiała uderzając plecami o ścianę. -Kurwa. - zaklęła po cichu osuwając się po ścianie. Może i chwilowo nie czuła bólu, ale czuła się słaba, lek niestety działał również odurzająco...
Czas leczenia: 12h
Link do zdarzenia: Link
-Zachciało mi się turnieju. - pomyślała, gdy podczas pierwszego splunięcia jeden z jej zębów postanowił udać się na wycieczkę po Hanamurze. Nie próbowała mówić, wiedziała, że przy złamaniu szczęki sprawi sobie tylko więcej bólu, a z jej ust wydobędzie się co najwyżej jakiś niezrozumiały bełkot. Medycy beznamiętnie rzucili ją na "stół operacyjny".
-Nie zniszczcie zbroi. - chciała powiedzieć, jednak zatrzymała się na myśli. Z obrażeń jakoś się wyliże, zawsze dość szybko dochodziła do siebie, chociaż chyba nigdy nie była jeszcze w tak ciężkim stanie, wstrząśnienie mózgu wydawało się przy tym niczym, a na pewno nie sprawiało, aż tyle bólu. Nie chciała, żeby zbroja uległa zniszczeniu czy rozcięciu, dobrze ją chroniła, no i wytrzymała ciosy, których nie było wstanie przetrwać jej ciało, gdyby nie ona, zapewne nie przetrwałoby zapewne, ani jedno żebro. Medycy na całe szczęście nie podjęli się rozcinania twardej stali z jakiej składał się pancerz, a po prostu rozpięli skórzane pasy, podtrzymujące napierśnik. Ręce medyków starali się przywrócić jej żebra do normalnej pozycji, wywołując niezrozumiałe krzyki przypominające ryk dzikiego zwierzęcia, zdeformowany przez złamaną szczękę. Zielona medyczna chakra spłynęła z ich dłoni, sprawiając, że jej kości po krótkiej chwili wróciły do swojej pierwotnej formy. Ciało wygięte w łuk w bolesnej konwulsji upadło na łózko, medycy wezwani do pomocy, puścili jej kończyny. Białowłosa dyszała ciężko, wypluła nadmiar krwi, która wylądowała obok niej, barwiąc białe włosy, dość szybko krzepnąc i zlepiając je. Medycy po chwili odpoczynku znów chwycili jej kończyny, Tensa ze wzrokiem spłoszonego zwierzęcia chciała zagryźć zęby, szykując się na kolejną falę bólu. Lekarz chwycił jej szczękę i wprawnym, chociaż nie bezbolesnym ruchem wcisnął ją na powrót w zawiasy, by po raz kolejny medyczną chakrą połączyć ją na nowo. Kości chociaż znajdujące się w jednym już kawałku, wciąż były obolałe, a Tensa wyczerpana. Próbowała się podnieść, ale lekarz szybkim ruchem sprowadził ją do pozycji leżącej.
-To niezbyt dobry pomysł się podnosić, jeśli nie chce pani pogorszyć swojego stanu. I tak trochę pani z nami pobędzie. - powiedział znany jej z sali porodowej lekarz. -W ostateczności będziemy musieli panią przypiąć pasami, a to raczej mało komfortowe.
-Chyba wygodniej będzie normalnie poleżeć, jak ma się Saga? - trzymanie na siłę wydawało się o wiele mniej przyjemnym przeżyciem, niż leżenie. Korzystając z okazji postanowiła zapytać o płomiennowłosą, w końcu nic złego się nie stanie, a ona przynajmniej będzie wiedziała, że jest bezpieczna. Nawet jeśli nie była to jej sprawa, to mogła pozwolić sobie na odrobinę wścibstwa.
- Dostała wypis wczoraj późnym wieczorem - odpowiedział lekarz z delikatnym uśmiechem. - Po pani akcji nieco się uspokoiła, ale i tak była pod stałym nadzorem. Sama domagała się później wypisu, lecz nie mogłem jej puścić zupełnie samej. Nie wiem, co pani dokładnie zrobiła, ale to pomogło pani siostrze.
-To dobrze, rozumiem że poszła z młodym Akodo? - uśmiechnęła się pod nosem, może i nie wierzyła w samuraja, ale na festiwalu nie powinno jej nic się stać, przynajmniej nie więcej, niż kolejny "atak".W takim wypadku dobrze, że ktoś "wtajemniczony" był blisko niej, nawet jeśli był to "lubiący chłopców" Hayami.
- Z nim i jeszcze jednym młodym człowiekiem. Przykazałem mu na nią uważać mimo wszystko.
-Był ktoś jeszcze?- zapytała zaciekawiona. Zapewne na turnieju znajdowało się więcej osób, które brały udział w bitwie o mur. Z tego co mówił samuraj poznał tam kilka osób, bliskość weterana była dobrą wiadomością, może przynajmniej on będzie wiedział co robić.
- Zapewne towarzysz pana Akodo, nie wnikałem, nie moja sprawa. Chociaż widzę, że bardziej się pani przejmuje sytuacją siostry niż własną.
-Ja się wyliże, ale ona potrzebuje opieki - zawsze tak było. Tensa obrywała na misji, wracała czasem ledwo żywa i była przy siostrze, do tej pory zawsze wracając do domu. Teraz, kiedy wydawało jej się, że przerwała jej krąg wciąż po cichu martwiła się o nią. Teraz nie walczyła z tym, w końcu to tylko niezobowiązująca rozmowa, która nie ukrywając działała kojąco, odrywając myśli od ciągłego bólu.
-Biorąc pod uwagę pani stan po walce, mogę stwierdzić, że panienka Sagisa nie ma wcale tak źle - zaśmiał się, przygotowując strzykawkę z mętnym płynem. -To środek przeciwbólowy, bez obaw - wyjaśnił od razu.
-Ciało to jedno, sam pan zauważył że ma problemy innego rodzaju - w jej oczach błysnął strach -Nie lubię zastrzyków, ale bez tego raczej się nie obejdzie.
-Racja, dawno nie spotkałem się z tak... żywą reakcją spowodowaną traumą przeszłości - przyznał po chwili zastanowienia. Moment później długa igła została wbita w bok jasnowłosej, a przez nią do ciała wtłoczony lek. -Jak mniemam, była pani głównym wsparciem siostry po akcie gwałtu? - spytał luźno, choć ciszej niż wcześniej. Niby zostali w sali sami, ale wiadomo, jak to bywa.
-Tak, to wciąż w niej żyje, czasami widzi go w ludziach, czasami po prostu - wzdrygnęła się, gdy igła przebijała jej skórę. -Właściwie to tak, udało mi się ją odbić, a potem czuwałam całymi dniami. - powiedziała, biorąc przykład z lekarza i ściszając głos -Niewiele to dało, ale przynajmniej nic sobie nie zrobiła. - "Poza pobiciem się prawie na śmierć", dodała w myślach.
-Rozumiem. I cieszę się, że mimo wszystko siostra ma w pani oparcie - odparł medyk, odkładając sprzęt w odpowiednie miejsce. -Będzie pani musiała jeszcze przez jakiś czas poleżeć, ale się pani "wyliże", jak to pani ładnie ujęła. Cóż, w razie problemów zna pani moje nazwisko, więc wracam do pracy. Kolejny dzień festiwalu i nawał obowiązków - uśmiechnął się pod nosem, skinął jej głową i wyszedł.
-W takim razie nie przeszkadzam. - odpowiedziała z udawanym uśmiechem. Oparcie... tak, najeżone nożami wbijającymi się w plecy oparcie. Takie, które odpadło nie tak dawno i mimo, że wciąż pasuje nie ma sensu go przyczepiać. Starała się być wsparciem, ale zawsze kończyło się to tragedią... Leżała w łóżku, zmęczona tym wszystkim. Nie chciała zasypiać, wolała opuścić szpital jak tylko da radę, nie przejmując się formalnościami...
-Dawno nie byłam w szpitalu, w sumie od czasu spotkania z porywaczami. Heh, w czwórkę nie byli w stanie zmasakrować mnie tak jak zwykły sędzia. Cholera, niby pół ryba, a nawet z sharinganem nie zauważyłam nawet, kiedy uderzył, może być nawet szybszy, niż Hachi, ale nie uderzał tak mocno, żaden z nich raczej się nie hamował. - w jej myślach pojawiła się wizja pojedynku, nawalonego staruszka i brutalnego człowieka z jedną ręką przerośniętą od nocnych zabaw, nie wiedziała właściwie, który z nich wygrałby to starcie, ale wyobrażanie sobie różnych scenariuszy takiego starcia pozwalało zająć umysł na jakiś czas. Z resztą odciąganie myśli od bólu wciąż tlącego się w okolicach ledwo co zrośniętych kości pomagało. Nie mogła jednak robić tego w nieskończoność, jej wyobraźnia mimo wszystko miała ograniczenia. Rozejrzała się po sali, o dziwo była w niej sama, z jednej strony nie miała do kogo się odezwać, chociaż z drugiej nie było zabraniającego poruszać się lekarza. Korzystając z okazji usiadła na skraju łózka. Po leku przeciwbólowym wciąż kręciło jej się w głowie, ale nie przeszkadzało to w zdjęciu butów i reszty zbroi. Dłonią przeczesała włosy, zauważyła że w jej ręce pozostały szczepione skrzepłą krwią włosy.
-Cholera, muszę się tego pozbyć. - powiedziała pod nosem. Podniosła się i od razu zachwiała uderzając plecami o ścianę. -Kurwa. - zaklęła po cichu osuwając się po ścianie. Może i chwilowo nie czuła bólu, ale czuła się słaba, lek niestety działał również odurzająco...
Czas leczenia: 12h
Link do zdarzenia: Link
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Szpital
Słuchał uważnie słów lekarza, masując skronie, które z każdym słowem starego doktora stawały się coraz bardziej napięte i obolałe.
Jaka kobieta? Jak ją niby uspokoiła? Siostra...Zaraz. Czyli była tu Tensa? I on pozwolił na to, by...Z jednej strony wizyta Tensy miała tu dobre skutki, bo Saga wróciła do normalności, do równowagi, zaakceptowała - przynajmniej na razie - swojego syna. Ale takie "na razie" nie mogło mu wystarczyć. Szczęki Hayamiego gwałtownie się zwarły, twarz przybrała wyraz jakby ściętej lodem, a złote, ciepłe oczy wypełnił gniew. Prosty, zwyczajny gniew. Powiedzieć, że nie cieszy się z wizyty Tensy, byłoby powiedzieć niedomówienie - to tak, jak uznać, że lawina jest niegrzeczna, ponieważ zasypuje żywcem ludzi. Ugryzł się w język, próbując powstrzymać wylew pełnych wściekłości słów, jednak nie zdołał zatrzymać cichego, ale nasyconego furią przekleństwa:
-Kurwa jego mać, ta kobieta...
Trudno było powiedzieć, czyją właściwie rodzicielkę w tej chwili obrażał Hayami, ale nie była to znów tak istotna kwestia. Chłopak słuchał uważnie dalej doktora Shiroyukiego i jego reprymendy, choć widać było, że targa nim zniecierpliwienie, walczy sam ze sobą, by wysiedzieć na miejscu i nie wypaść stąd natychmiast na arenę, pozostawiając doktorka i jego marudzenie samym sobie, żeby już, natychmiast, wyeliminować ten problem. No właśnie...tylko co tak naprawdę było tu problemem?
Tensa i jej obecność? Czy jego nieodpowiedzialność?
Przecież ją zostawił. Kazał jej czekać razem z małym dzieckiem, zataił pewne informacje przed lekarzami. Z jednej strony chciał ją chronić, osłaniać przed złem, ale z drugiej wprawił najprawdopodobniej Sagisę w furię i tylko jej słodycz ducha oraz obecność Yosuke sprawiła, że Hayami nie został srogo opierniczony i w najlepszym razie wyrzucony na kanapę małżeńską.
Oh wait, Hayami i Sagisa jeszcze nie byli małżeństwem. Czym więc tak właściwie byli? Kochankami?
Jesteście parą smarkaczy z dzieciakiem, żyjącą na kocią łapę.
Ironiczny głos w głowie Hayamiego miał rację. Gdyby wcześniej pomyślał, mógłby temu zapobiec, ale teraz...Teraz było po fakcie. Mógł co najwyżej wysłuchać uwag doktora Shiroyukiego i się do nich ustosunkować.
-Miałem trąbić wszystkim wokół, że ją zgwałcił ten sukinsyński tropiciel?-spytał niechętnie, ale spokojnie, rozluźniając zaciśnięte palce. -Ale ma pan rację, doktorze, to był błąd. Za dużo emocji...
Kwestia Tensy była trudniejsza do wyjaśnienia, ale przynajmniej mógł coś powiedzieć na ten temat bez klątw i wszetecznic cisnących się mu na usta. Wypuścił powoli, powoli powietrze z płuc.
-Z siostrą mojej...partnerki nie dogadujemy się zbytnio. Nie byłem pewny, czy jest w Hanamurze, nie mogłem więc pana o tym uprzedzić. Kiedy nas opuściła, ta żałosna szma...znaczy kiedy nas opuściła...Skąd miałem wiedzieć, że wróci do szpitala?-potarł dłonią twarz. -Ale dzięki za troskę i za...opiekę. Przemyślę to.
Wziął dokumenty, po czym wyszedł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Wrócił do sali, gdzie czekała Saga z dzieckiem i Yosuke. Wziął torbę z jej rzeczami, schował tam papiery, Yosuke poszedł, oczywiście, za nimi, i tak mu to wszystko wisiało...
-Przejrzyj te papiery rano w ryokanie, lekarz kazał.-rzucił.-Idziemy.
Więc poszli.
zt dla Yosuke, Sagi i Hayamiego z dzieckiem --- ryokan "Królik Inaby", ustalone z graczem i za zgodą Musa i Defa
Jaka kobieta? Jak ją niby uspokoiła? Siostra...Zaraz. Czyli była tu Tensa? I on pozwolił na to, by...Z jednej strony wizyta Tensy miała tu dobre skutki, bo Saga wróciła do normalności, do równowagi, zaakceptowała - przynajmniej na razie - swojego syna. Ale takie "na razie" nie mogło mu wystarczyć. Szczęki Hayamiego gwałtownie się zwarły, twarz przybrała wyraz jakby ściętej lodem, a złote, ciepłe oczy wypełnił gniew. Prosty, zwyczajny gniew. Powiedzieć, że nie cieszy się z wizyty Tensy, byłoby powiedzieć niedomówienie - to tak, jak uznać, że lawina jest niegrzeczna, ponieważ zasypuje żywcem ludzi. Ugryzł się w język, próbując powstrzymać wylew pełnych wściekłości słów, jednak nie zdołał zatrzymać cichego, ale nasyconego furią przekleństwa:
-Kurwa jego mać, ta kobieta...
Trudno było powiedzieć, czyją właściwie rodzicielkę w tej chwili obrażał Hayami, ale nie była to znów tak istotna kwestia. Chłopak słuchał uważnie dalej doktora Shiroyukiego i jego reprymendy, choć widać było, że targa nim zniecierpliwienie, walczy sam ze sobą, by wysiedzieć na miejscu i nie wypaść stąd natychmiast na arenę, pozostawiając doktorka i jego marudzenie samym sobie, żeby już, natychmiast, wyeliminować ten problem. No właśnie...tylko co tak naprawdę było tu problemem?
Tensa i jej obecność? Czy jego nieodpowiedzialność?
Przecież ją zostawił. Kazał jej czekać razem z małym dzieckiem, zataił pewne informacje przed lekarzami. Z jednej strony chciał ją chronić, osłaniać przed złem, ale z drugiej wprawił najprawdopodobniej Sagisę w furię i tylko jej słodycz ducha oraz obecność Yosuke sprawiła, że Hayami nie został srogo opierniczony i w najlepszym razie wyrzucony na kanapę małżeńską.
Oh wait, Hayami i Sagisa jeszcze nie byli małżeństwem. Czym więc tak właściwie byli? Kochankami?
Jesteście parą smarkaczy z dzieciakiem, żyjącą na kocią łapę.
Ironiczny głos w głowie Hayamiego miał rację. Gdyby wcześniej pomyślał, mógłby temu zapobiec, ale teraz...Teraz było po fakcie. Mógł co najwyżej wysłuchać uwag doktora Shiroyukiego i się do nich ustosunkować.
-Miałem trąbić wszystkim wokół, że ją zgwałcił ten sukinsyński tropiciel?-spytał niechętnie, ale spokojnie, rozluźniając zaciśnięte palce. -Ale ma pan rację, doktorze, to był błąd. Za dużo emocji...
Kwestia Tensy była trudniejsza do wyjaśnienia, ale przynajmniej mógł coś powiedzieć na ten temat bez klątw i wszetecznic cisnących się mu na usta. Wypuścił powoli, powoli powietrze z płuc.
-Z siostrą mojej...partnerki nie dogadujemy się zbytnio. Nie byłem pewny, czy jest w Hanamurze, nie mogłem więc pana o tym uprzedzić. Kiedy nas opuściła, ta żałosna szma...znaczy kiedy nas opuściła...Skąd miałem wiedzieć, że wróci do szpitala?-potarł dłonią twarz. -Ale dzięki za troskę i za...opiekę. Przemyślę to.
Wziął dokumenty, po czym wyszedł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Wrócił do sali, gdzie czekała Saga z dzieckiem i Yosuke. Wziął torbę z jej rzeczami, schował tam papiery, Yosuke poszedł, oczywiście, za nimi, i tak mu to wszystko wisiało...
-Przejrzyj te papiery rano w ryokanie, lekarz kazał.-rzucił.-Idziemy.
Więc poszli.
zt dla Yosuke, Sagi i Hayamiego z dzieckiem --- ryokan "Królik Inaby", ustalone z graczem i za zgodą Musa i Defa
0 x
Re: Szpital
Shin biegł przed siebie całą drogę. Nie zdążył wejść na trybuny po ich pożegnaniu, a natychmiast usłyszał wybuch i krzyki. Podbiegł po schodach na zapełnione trybuny, by zobaczyć iryoninów trwających przy jakimś poparzonym chłopcu i wyprowadzaną z areny Tensę.
- Co się stało? - spytał kogoś z boku, starając się przekrzyczeć tłum.
- Prawie zabiła chłopaka, sam się dziwię, że jej nie zaje*ali! - krzyknął niezadowolony mężczyzna, wymachując gniewnie pięścią i krzycząc jak tłum niezadowolone slogany. Źrenice chłopca rozszerzyły się wielokrotnie, a strach zaczął przyspieszać jego akcje serca. Jego Tensa... JEGO TENSA!
Biegł ile sił w nogach. Co i rusz pytał o kierunek i szukał na oślep szpitala, i dopiero teraz zrozumiał, jak mało jest wart jego kunszt, gdy po raz kolejny musiał zamiast biegu iść powoli do przodu, odzyskując oddech i starając się przez ten krótki okres czasu przygotować styrane mięśnie do kolejnego wysiłku. Biegnąc przez zatłoczone ulice wpadał na ludzi, taranował wszystko co znajdowało się na jego drodze mając w myślach jedyny cel, jakim było jak najszybsze dotarcie do szpitala.
Wbiegł na salę, rzucając jedynie "Tensa Uchiha, prosto z areny...", a kobieta ubrana w kitel wskazała mu korytarz. Chłopak pobiegł przez niego, zatrzymując się przy ostatnich, zamkniętych drzwiach. Usłyszał krzyk, który zmroził jego żyły. Pełny bólu krzyk Tensy... ____ Lekarz powiedział mu, że nie ma się o co martwić, ale chłopak podejrzewał, że było to bardziej spowodowane jego niechlujnym wyglądem niż jej rzeczywistym stanem. Poszedł jak najszybciej umiał do małej fontanienki i spoglądając w wodę poprawił swoje włosy i lekko się obmył, na nowo poprawiając ubranie. Jej sukienkę miał przy sobie, wstąpił po nie gdy tylko się dowiedział, że stan dziewczyny jest stabilny i jej życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Tensa powinna już leżeć w sali, którą pokazał mu lekarz. Shin przełknął ślinę, starając się nie denerwować. Jak mógł zachować spokój, gdy ona prawie...
Prawie ją zabili. Sędzia, który miał pilnować przestrzegania zasad nie sprawdził bezpieczeństwa i swoje niedopełnienie obowiązków zwalił na dziewczynę, potężnie ją raniąc. Zaciśnięte pięści i rodząca się nienawiść, która była skutkiem bezsilności Shina narastała z każdą chwilą. Jak ten człowiek mógł zrobić coś takiego? Czy naprawdę myśli, że siła daje mu prawo igrać z życiem innych? Że walczący nie znają niebezpieczeństwa związanego z zajęciem, które wybrali?
Poszedł przed salę, ale nie chciał tam wchodzić. Nie chciał tam być, nie chciał patrzeć na dziewczynę z litością czy widzieć ją cierpiącą. Przecież jeśli tak ją będzie traktować, to tylko da jej wyrzuty sumienia. I musiał ją poinformować o przykrej konsekwencji niemalże zabicia przeciwnika...
Chłopak wykonał z ciała parę motylków i wypuścił je do sali. Niech Tensa wie, że zaraz się zjawi. Weź się w garść, mówił do siebie po cichu, zachowaj się w końcu jak mężczyzna. Wszedł do sali, widząc dziewczynę na podłodze.
- Co Ty robisz na podłodze? Wstawaj, ale już - powiedział, podchodząc do niej i starając się załapać ją delikatnie i pomóc jej wstać, a następnie położyć w łóżku. - wszystko w porządku? - spytał z niepewnością, ale nie pozwolił jej wyjść jeszcze raz z łóżka, bojąc się o stan jej żeber. Chwycił jej dłoń i pogłaskał ją z czułością.
- Jeszcze nikt mi nie napędził takiego strachu... idiotka - powiedział, wzdychając ciężko - i co ja bym zrobił, gdybym Cię stracił, kretynko - przetarł wolną dłonią oczy i wziął głęboki oddech, uspokajając się - Nic nie mów. nie będę Cię słuchać. Ty posłuchasz mnie - zażądał nie znosząc słowa sprzeciwu - Sędziowie uznali twoje zwycięstwo, ale... twoje uczestnictwo w dalszej części nie jest wymagane. Dokładnie to zaznaczono - powiedział okrętnie, starając się nie podnieść ciśnienia dziewczynie. To dziwne, jaka była teraz słaba, niepewna, niewinna...
- Co się stało? - spytał kogoś z boku, starając się przekrzyczeć tłum.
- Prawie zabiła chłopaka, sam się dziwię, że jej nie zaje*ali! - krzyknął niezadowolony mężczyzna, wymachując gniewnie pięścią i krzycząc jak tłum niezadowolone slogany. Źrenice chłopca rozszerzyły się wielokrotnie, a strach zaczął przyspieszać jego akcje serca. Jego Tensa... JEGO TENSA!
Biegł ile sił w nogach. Co i rusz pytał o kierunek i szukał na oślep szpitala, i dopiero teraz zrozumiał, jak mało jest wart jego kunszt, gdy po raz kolejny musiał zamiast biegu iść powoli do przodu, odzyskując oddech i starając się przez ten krótki okres czasu przygotować styrane mięśnie do kolejnego wysiłku. Biegnąc przez zatłoczone ulice wpadał na ludzi, taranował wszystko co znajdowało się na jego drodze mając w myślach jedyny cel, jakim było jak najszybsze dotarcie do szpitala.
Wbiegł na salę, rzucając jedynie "Tensa Uchiha, prosto z areny...", a kobieta ubrana w kitel wskazała mu korytarz. Chłopak pobiegł przez niego, zatrzymując się przy ostatnich, zamkniętych drzwiach. Usłyszał krzyk, który zmroził jego żyły. Pełny bólu krzyk Tensy... ____ Lekarz powiedział mu, że nie ma się o co martwić, ale chłopak podejrzewał, że było to bardziej spowodowane jego niechlujnym wyglądem niż jej rzeczywistym stanem. Poszedł jak najszybciej umiał do małej fontanienki i spoglądając w wodę poprawił swoje włosy i lekko się obmył, na nowo poprawiając ubranie. Jej sukienkę miał przy sobie, wstąpił po nie gdy tylko się dowiedział, że stan dziewczyny jest stabilny i jej życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Tensa powinna już leżeć w sali, którą pokazał mu lekarz. Shin przełknął ślinę, starając się nie denerwować. Jak mógł zachować spokój, gdy ona prawie...
Prawie ją zabili. Sędzia, który miał pilnować przestrzegania zasad nie sprawdził bezpieczeństwa i swoje niedopełnienie obowiązków zwalił na dziewczynę, potężnie ją raniąc. Zaciśnięte pięści i rodząca się nienawiść, która była skutkiem bezsilności Shina narastała z każdą chwilą. Jak ten człowiek mógł zrobić coś takiego? Czy naprawdę myśli, że siła daje mu prawo igrać z życiem innych? Że walczący nie znają niebezpieczeństwa związanego z zajęciem, które wybrali?
Poszedł przed salę, ale nie chciał tam wchodzić. Nie chciał tam być, nie chciał patrzeć na dziewczynę z litością czy widzieć ją cierpiącą. Przecież jeśli tak ją będzie traktować, to tylko da jej wyrzuty sumienia. I musiał ją poinformować o przykrej konsekwencji niemalże zabicia przeciwnika...
Chłopak wykonał z ciała parę motylków i wypuścił je do sali. Niech Tensa wie, że zaraz się zjawi. Weź się w garść, mówił do siebie po cichu, zachowaj się w końcu jak mężczyzna. Wszedł do sali, widząc dziewczynę na podłodze.
- Co Ty robisz na podłodze? Wstawaj, ale już - powiedział, podchodząc do niej i starając się załapać ją delikatnie i pomóc jej wstać, a następnie położyć w łóżku. - wszystko w porządku? - spytał z niepewnością, ale nie pozwolił jej wyjść jeszcze raz z łóżka, bojąc się o stan jej żeber. Chwycił jej dłoń i pogłaskał ją z czułością.
- Jeszcze nikt mi nie napędził takiego strachu... idiotka - powiedział, wzdychając ciężko - i co ja bym zrobił, gdybym Cię stracił, kretynko - przetarł wolną dłonią oczy i wziął głęboki oddech, uspokajając się - Nic nie mów. nie będę Cię słuchać. Ty posłuchasz mnie - zażądał nie znosząc słowa sprzeciwu - Sędziowie uznali twoje zwycięstwo, ale... twoje uczestnictwo w dalszej części nie jest wymagane. Dokładnie to zaznaczono - powiedział okrętnie, starając się nie podnieść ciśnienia dziewczynie. To dziwne, jaka była teraz słaba, niepewna, niewinna...
102% - 6% = 96% za reberu
0 x
Re: Szpital
Podłoga co prawda nie była ani miękka, ani ciepła, ale w obecnej sytuacji była wystarczająco wygodna. Krążący w jej żyłach środek, rozleniwiał ją, sprawił że oczy zachodziły mgłą. Irytacja narastała z każdą próbą podniesienia się, z resztą nie wiele z nich, było blisko sukcesu, za to każda sprawiała, że dziewczyna lądowała z powrotem na posadzce. Żebra i szczękę jej poskładali, ale jeśli na własną prośbę złamie sobie kość ogonową nie będzie tak wesoło... z drugiej strony pewnie dotkliwiej poczuje to dopiero, gdy zaaplikowany jej środek przestanie działać, więc ryzyko, przynajmniej na ten moment było znikome. Musiała czekać na pomoc, będąc w niezbyt ciekawej sytuacji, liczyła, że nie będzie to ten sam lekarz, którego w pewnym sensie można było już nazwać "rodzinnym", w końcu poinformował ją, że jeśli będzie się ruszać przypną ją pasami. Kości mimo wszystko potrzebowały czasu, aby wrócić do normy. Siedząc tak językiem "wymacała" pewną lukę znajdującą się z tyłu szczęki, pamiątka po szale "niecnego fapera" potocznie zwanego też sędzią. -Kości się zrosną, ale z zębem może być gorzej. - skomentowała pod nosem, nie mając nic lepszego do roboty. Siedziała tak, właściwie sama nie wiedząc ile, pierwszym bodźcem, który do niej dotarł, nie licząc przytłumionych, nie dających się zrozumieć głosów po drugiej stronie były motyle. Niewielkie papierowe istotki wesoło machały skrzydełkami unosząc się po pomieszczeniu. -Shin- imię chłopaka odbiło się w jej głowie. Tak jak wcześniej w ryokanie, tak i teraz stworzył ten mały cud. Dowód na to, że chakra może robić coś więcej, niż niszczyć. Uśmiechnęła się pod nosem, czekając, aż chłopak postanowi wejść do sali. Nie dziwiła mu się, ona mogła bez wahania "wlecieć" z drzwiami na "porodówkę" szukając siostry, ale nie on. Chłopak o wiele lepiej od niej panował nad emocjami, nie dawał się im tak łatwo ponieść, był po prostu spokojny. Może wynikało to z tego co przeżyli? On do tej pory nie był jeszcze zmuszony do walki o życie, a tragedie trzymały się od niego z daleka... przynajmniej tyle wywnioskowała z tego co zdążył jej o sobie opowiedzieć. Kami wszedł w końcu do sali, jej twarz, chociaż posiniaczona po ciosie mężczyzny o przerośniętej ręce wyrażała zwykłe szczęście. Nie była sama, chociaż nie chciała tego przyznać, bała się tego. Zawsze miała Sagę, a teraz... teraz był Shin i to wystarczyło, by dać jej szczęście. Chłopak podszedł i złapał ją w tali z dość, no cóż oczywistym pytaniem.
-Sprawdzam czy wygodna. - odpowiedziała śmiejąc się cicho i z pomocą chłopaka siadając na łóżku. -Nic mi nie jest, to tylko parę połamanych kości. Szybko mnie poskładali. - powiedziała, starając się go uspokoić. W końcu nie została przykuta do łóżka na wieczność... dzięki Shi'nowi, który przybył do sali przed lekarzem. Słyszała jego pełen emocji głos, nie przerwała mu, gdy chwycił jej dłoń, czy przecierał oczy, była cicho, aż do końca...
"Twoje uczestnictwo w dalszej części nie jest wymagane.", rozumiała co znaczy te kilka słów, mimo że chłopak starał się przekazać to tak delikatnie jak tylko mógł... dyskwalifikacja. Przez idiotyczny błąd, jakim było nie opóźnienie detonacji nie mogła dotrzymać słowa.
-Shin... ja nie chciałam, przepraszam. - powiedziała, gdy uśmiech schodził z jej ust. -Nie chciałam, żebyś się martwił... próbowałam dać z siebie wszystko, ale... nie udało się. Ja... złamałam obietnice. - z każdym słowem, czające się w fiołkowych oczach łzy były coraz bardziej widoczne. Kolejny raz, mimo że dawała z siebie wszystko nie dotrzymała słowa. Kolejny raz ktoś musiał się o nią martwić... znów raniła kogoś, kto był dla niej ważny... Powinnam być tylko narzędziem.
-Sprawdzam czy wygodna. - odpowiedziała śmiejąc się cicho i z pomocą chłopaka siadając na łóżku. -Nic mi nie jest, to tylko parę połamanych kości. Szybko mnie poskładali. - powiedziała, starając się go uspokoić. W końcu nie została przykuta do łóżka na wieczność... dzięki Shi'nowi, który przybył do sali przed lekarzem. Słyszała jego pełen emocji głos, nie przerwała mu, gdy chwycił jej dłoń, czy przecierał oczy, była cicho, aż do końca...
"Twoje uczestnictwo w dalszej części nie jest wymagane.", rozumiała co znaczy te kilka słów, mimo że chłopak starał się przekazać to tak delikatnie jak tylko mógł... dyskwalifikacja. Przez idiotyczny błąd, jakim było nie opóźnienie detonacji nie mogła dotrzymać słowa.
-Shin... ja nie chciałam, przepraszam. - powiedziała, gdy uśmiech schodził z jej ust. -Nie chciałam, żebyś się martwił... próbowałam dać z siebie wszystko, ale... nie udało się. Ja... złamałam obietnice. - z każdym słowem, czające się w fiołkowych oczach łzy były coraz bardziej widoczne. Kolejny raz, mimo że dawała z siebie wszystko nie dotrzymała słowa. Kolejny raz ktoś musiał się o nią martwić... znów raniła kogoś, kto był dla niej ważny... Powinnam być tylko narzędziem.
0 x
Re: Szpital
Tensa najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tegp jak wyglądała. Zaczęła przepraszać za to, że się o nią martwił, jakby był w tym za grosz logiki. W jej delikatnym uśmiechu spostrzegł brak zęba, którego nie mógł zauważyć wcześniej i posmutniał nieco, starając się nie krzywić na krzywdę dziewczyny. Płeć piękna zwracała wielką uwagę na te małe gesty dotyczące jej wyglądu i mimo, że Tensa częso nie zachowywała się jak typowa dziewczyna, to chłopak nie miał zamiaru zmieniać swojego zachowania. Lekko pogładził ją po policzku. Wydawała się taka wyjątkowa na wiele sposobów, ale sama nigdy nie traktowała sibie samej jak kobietę, a najwyraźniej na pierwszym miejscu była shinobi, później ochroniarzem wszystkiego co jej bliskie, a wszelkie dziewczęce rzeczy odsunęła na bok. Shin miał nadzieję, że jej przypomni, że dla niego jest na pierwszym miejscu kobietą.
- Właściwie to wygrałaś - powiedział z uśmiechem, starając się ją rozpogodzić. Dziewczyna chyba za bardzo wzięła do siebie złożoną przez siebie obietnicę o zwycięstwie. Może po części była to jego wina, że wymusił na niej taką determinację? Ta myśl już po chwili zaczęła dręczyć chłopaka, który zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw - Nie przejmuj się tym. Dałaś z siebie wszystko. Jestem... dumny z tego, że jesteś ze mną - powiedział ściskając jej rękę i patrząc prosto w oczy, co w jego stanie było bardzo krępujące. Wytrzymał jej wzrok i swoje zażenowanie, starając się nie ulegać emocjom. Jeszcze czuł jej wczorajszy pocałunek na karku i pamiętał ciepło jej ciała, gdy zasnęli obok siebie i jej śpiącą twarz. Nie oddałby tych wspomnień za nic na świecie.
- Jeśli jest Ci przykro, to następnym razem będziesz musiała się bardziej postarać - powiedział z kamienną twarzą - albo zleję Ci tyłek - puścił oczko, starając się rozładować napięcie, które się w nim nagromadziło przez godziny oczekiwania. Tak naprawdę ostatnim, czego chciał to kolejnej obietnicy, ale z całą pewnością chciał związać swoje losy z jej losem. A wyobrażanie sobie zlania jej tyłka również, w jakiś przedziwny i niezrozumiały sposób, poprawiło mu nieco humor.
- Właściwie to wygrałaś - powiedział z uśmiechem, starając się ją rozpogodzić. Dziewczyna chyba za bardzo wzięła do siebie złożoną przez siebie obietnicę o zwycięstwie. Może po części była to jego wina, że wymusił na niej taką determinację? Ta myśl już po chwili zaczęła dręczyć chłopaka, który zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw - Nie przejmuj się tym. Dałaś z siebie wszystko. Jestem... dumny z tego, że jesteś ze mną - powiedział ściskając jej rękę i patrząc prosto w oczy, co w jego stanie było bardzo krępujące. Wytrzymał jej wzrok i swoje zażenowanie, starając się nie ulegać emocjom. Jeszcze czuł jej wczorajszy pocałunek na karku i pamiętał ciepło jej ciała, gdy zasnęli obok siebie i jej śpiącą twarz. Nie oddałby tych wspomnień za nic na świecie.
- Jeśli jest Ci przykro, to następnym razem będziesz musiała się bardziej postarać - powiedział z kamienną twarzą - albo zleję Ci tyłek - puścił oczko, starając się rozładować napięcie, które się w nim nagromadziło przez godziny oczekiwania. Tak naprawdę ostatnim, czego chciał to kolejnej obietnicy, ale z całą pewnością chciał związać swoje losy z jej losem. A wyobrażanie sobie zlania jej tyłka również, w jakiś przedziwny i niezrozumiały sposób, poprawiło mu nieco humor.
0 x
Re: Szpital
Logika, chociaż Tensa zarzekała się, że potrafi z niej korzystać czasem nie miała jej za grosz. Samo łączenie faktów, było proste, ale kiedy dodało się do tego uczucia wszystko zaczynało się komplikować. Z resztą nawet te najpiękniejsze utrudniały każdą sprawę. Białowłosa nie chciała, aby ktokolwiek musiał się o nią martwić, taka była. Od zawsze wychodziła ze wszystkiego i nawet po przegranej wracała do domu, jakby chcąc powiedzieć "nie martwcie się, przeżyje wszystko", chociaż prawda nie była tak piękna. Niektóre wydarzenia odbijały się na niej, a ona jak tylko mogła pilnowała, aby nikt się o tym nie dowiedział. Przynajmniej tak było dopóki nie poznała Shina, młodego szatyna, przed którym otworzyła się bardziej, niż przed kimkolwiek. Trafiła w tą rzadką sytuacje, kiedy poznając kogoś ma się wrażenie spotkania z dawno nie widzianym przyjacielem... chociaż między nimi rozwijało się coś więcej, przynajmniej na to liczyła białowłosa. Znała różnicę pomiędzy zauroczeniem, a zakochaniem, ale odróżnienie ich było o wiele trudniejsze, niż w chłodnej teorii. Buzujące emocje, serce łaknące bliskości nie byle jakiej, ale tej jednej konkretnej osoby, było w tym uczucie, a to jakie, nie miało większego znaczenia. Zauważyła, że Shin przed czymś się powstrzymuje, widocznie ten brakujący gdzieś tam z tyłu ząb był bardziej widoczny, niż mogłoby się zdawać. Mogła nie przejmować się swoim wyglądem w takim stopniu jak stereotypowa kobieta, ale przemilczenie defektu jakiego nabawiła się przez "nadgorliwego" sędziego przyjęła z ulgą. W końcu to nic wielkiego... może i nie odrośnie, ale przecież zawsze mogło być gorzej? Grunt, że poskładali do kupy żebra i szczękę, mogła się poruszać więc była w stanie dalej walczyć, dalej żyć. Przedramieniem przetarła oczy, zachowała się jak lustrzane odbicie chłopaka, również przybierając uśmiech... wygrała. Chociaż zwycięstwo było pyrrusowe, nie dało jej tak naprawdę nic, była spokojniejsza. Stanęła do walki z innym shinobim, zdolnym brać udział w turnieju, stanąć w szranki z nieśmiertelnym i pokonać go i wygrała. Miała dowód, którego szukała, jednym prostym atakiem udowodniła, że zasłużyła na miano Akolity. Nawet jeśli ludzie będą krzywo patrzeć, to spełniła swój cel, ten pierwotny. Świat nie miał znaczenia, w końcu to ona chciała się przekonać, nawet jeśli przegrała z sędzią, był on wyższy rangą, w końcu nikt nie zrzuciłby takiego obowiązku na szeregowego. Była w stanie z łatwością pokonać kogoś na swoim poziomie i to był powód do dumy... nawet jeśli postronni twierdzili inaczej.
-Teraz już wiem, że się nadaje. - powiedziała z uśmiechem, próba chłopaka doszła do skutku. W końcu nic tak nie poprawia humoru po dostaniu przysłowiowego "wpierdolu" jak wieść o zwycięstwie. Głębokie spojrzenie w oczy i silniejszy uścisk na dłoni, który mimo odurzenia lekiem była w stanie wyczuć. Delikatny rumieniec pojawiający się na jej twarzy sprawiał, że siniak na szczęce kontrastował znacznie mniej. W końcu na jej jasnej skórze, musiał wyróżniać się raczej mocno, przynajmniej nie doznała poparzeń od własnej techniki jak przy starciu z tamtym Uchihą. Starała się przytulić chłopaka, niestety musiała przy tym oprzeć się o niego. -Shin... co powiesz na to, żeby się stąd wyrwać? Nie lubię szpitali, a mamy jeszcze trochę do zobaczenia. - powiedziała mu na ucho. Uśmiechnęła się na jego następne słowa. -Tyłek możesz mi zlać bez tego. - skomentowała śmiejąc się cicho. -Następnym razem nie będę się hamowała. - powiedziała, "odczepiając" się od niego. Mocno chwiejnym krokiem, właściwie to zataczając się ruszyła do łazienki. -Zaczekasz tu chwilę? Muszę pozbyć się tej krwi. - zapytała znikając w łazience. Zimna woda działała cuda i już po chwili z mokrymi włosami, ale już nie posklejanymi krwią mogła wyjść do chłopaka i oprzeć się o jego krzesło. -Co powiesz na obiad? Nie wiem ile tu siedzę, ale zrobiłam się głodna. - powiedziała, a jej brzuch zawtórował.
-Teraz już wiem, że się nadaje. - powiedziała z uśmiechem, próba chłopaka doszła do skutku. W końcu nic tak nie poprawia humoru po dostaniu przysłowiowego "wpierdolu" jak wieść o zwycięstwie. Głębokie spojrzenie w oczy i silniejszy uścisk na dłoni, który mimo odurzenia lekiem była w stanie wyczuć. Delikatny rumieniec pojawiający się na jej twarzy sprawiał, że siniak na szczęce kontrastował znacznie mniej. W końcu na jej jasnej skórze, musiał wyróżniać się raczej mocno, przynajmniej nie doznała poparzeń od własnej techniki jak przy starciu z tamtym Uchihą. Starała się przytulić chłopaka, niestety musiała przy tym oprzeć się o niego. -Shin... co powiesz na to, żeby się stąd wyrwać? Nie lubię szpitali, a mamy jeszcze trochę do zobaczenia. - powiedziała mu na ucho. Uśmiechnęła się na jego następne słowa. -Tyłek możesz mi zlać bez tego. - skomentowała śmiejąc się cicho. -Następnym razem nie będę się hamowała. - powiedziała, "odczepiając" się od niego. Mocno chwiejnym krokiem, właściwie to zataczając się ruszyła do łazienki. -Zaczekasz tu chwilę? Muszę pozbyć się tej krwi. - zapytała znikając w łazience. Zimna woda działała cuda i już po chwili z mokrymi włosami, ale już nie posklejanymi krwią mogła wyjść do chłopaka i oprzeć się o jego krzesło. -Co powiesz na obiad? Nie wiem ile tu siedzę, ale zrobiłam się głodna. - powiedziała, a jej brzuch zawtórował.
0 x
Re: Szpital
Udało się. Tensa nie była ani zdesperowana, ani smutna, a obecność Shina chyba również nieco jej pomogła stanąć na nogi. Chłopak przytulił ją, pozwalając opierać się na sobie, lekko gładząc jej plecy otwartą dłonią.
- Z tym laniem to też obietnica? Bo widzę, że zawsze je dotrzymujesz - powiedział z uśmiechem, myśląc o przyszłości. Wziął głęboki oddech, widząc trud, z jakim dziewczyna się porusza. No tak, jeszcze parę godzin temu miała operację nastawiania żeber, do tej widać było siniaka na twarzy a szczęka może ją jeszcze poboleć. Nieroztropnością było spadać ze szpitala tylko ze względu na mały głód, ale Shin nie zaprotestował. Móc spędzić trochę czasu razem w przyjemniejszej atmosferze, znaczyło więcej niż te kilka zmartwień, które pewnie i tak Tensa by wyśmiała.
- Jasne, przypudruj nosek - uśmiechnął się, starając się zachować łagodny ton. Kątem oka obserwował dziewczynę, która zmywała sobie resztki krwi z włosów. Przemyła twarz, a chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc, jak wypina się pochylając nad zlewem. Szybko naciągnął koszulkę na spodnie niżej, żeby Tensa nie wykryła o czym myślał, zasłaniając niezdarnie strategiczne miejsce. Dopiero, gdy usłyszał burczenie w brzuchu Tensy zorientował się, że on nawet nie zjadł zbyt dużo śniadania, bo był zbyt podekscytowany towarzystwem pięknej kobiety.
- Zataczasz się - powiedział, lekko kręcąc głową - Przynajmniej pójdziesz tam w sukience, a nie zbroi. Zbroi nie podniosę - w ostatnim zdaniu dało się usłyszeć lekkie rozgoryczenie, ale koniec końców chłopak złapał dziewczynę w talii i kazał jej oprzeć się o jego ramię - Masz jakiś konkretny pomysł gdzie możemy się udać, czy chcesz poszukać restauracji? - zapytał, dając jej wolną rękę w wyborze miejsca do jedzenia. Po drodze zamierzał wstąpić z nią do ryokanu odnieść rzeczy do ich pokoju, żeby nie chodzić z nimi po mieście.
z/t x2
- Z tym laniem to też obietnica? Bo widzę, że zawsze je dotrzymujesz - powiedział z uśmiechem, myśląc o przyszłości. Wziął głęboki oddech, widząc trud, z jakim dziewczyna się porusza. No tak, jeszcze parę godzin temu miała operację nastawiania żeber, do tej widać było siniaka na twarzy a szczęka może ją jeszcze poboleć. Nieroztropnością było spadać ze szpitala tylko ze względu na mały głód, ale Shin nie zaprotestował. Móc spędzić trochę czasu razem w przyjemniejszej atmosferze, znaczyło więcej niż te kilka zmartwień, które pewnie i tak Tensa by wyśmiała.
- Jasne, przypudruj nosek - uśmiechnął się, starając się zachować łagodny ton. Kątem oka obserwował dziewczynę, która zmywała sobie resztki krwi z włosów. Przemyła twarz, a chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc, jak wypina się pochylając nad zlewem. Szybko naciągnął koszulkę na spodnie niżej, żeby Tensa nie wykryła o czym myślał, zasłaniając niezdarnie strategiczne miejsce. Dopiero, gdy usłyszał burczenie w brzuchu Tensy zorientował się, że on nawet nie zjadł zbyt dużo śniadania, bo był zbyt podekscytowany towarzystwem pięknej kobiety.
- Zataczasz się - powiedział, lekko kręcąc głową - Przynajmniej pójdziesz tam w sukience, a nie zbroi. Zbroi nie podniosę - w ostatnim zdaniu dało się usłyszeć lekkie rozgoryczenie, ale koniec końców chłopak złapał dziewczynę w talii i kazał jej oprzeć się o jego ramię - Masz jakiś konkretny pomysł gdzie możemy się udać, czy chcesz poszukać restauracji? - zapytał, dając jej wolną rękę w wyborze miejsca do jedzenia. Po drodze zamierzał wstąpić z nią do ryokanu odnieść rzeczy do ich pokoju, żeby nie chodzić z nimi po mieście.
z/t x2
0 x
- Yasuo
- Posty: 1517
- Rejestracja: 20 lip 2017, o 20:57
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Kosho
- Widoczny ekwipunek: Link do widocznych przedmiotów znajduje się na samej górze KP
- Link do KP: viewtopic.php?p=55892#p55892
- GG/Discord: .iwaru
- Multikonta: Tenshi
Re: Szpital
z/t
0 x
- Mowa
"Myśli"
Prowadzone Misje: -
Wzór Misji:
Wzór Nowej Lokacji:
"Myśli"
Prowadzone Misje: -
Wzór Misji:
[/list][/fieldset]
[/quote][/code]
Re: Szpital
Kenji będąc w stanie bezpośredniego zagrożenia życia został wniesiony do szpitala na noszach. Całe szczęście została już mu udzielona jakaś pomoc. Przy okazji był pod opieką Iryoninów, którzy to wcielili się przy okazji w rolę noszowych. Migiem przeszli przez kolejne pomieszczenia szpitala aż w końcu został dostarczony do odseparowanego skrzydła, w którym leczono ciężkie przypadki jakim niewątpliwie był młody Aburame. Całe szczęście dla siebie był nieprzytomny, nie czuł żadnego bólu, który mu doskwierał. Lekarze dzięki temu mieli możliwość swobodnego działania bez obaw o zachowanie pacjenta, które mogłoby być różne w trakcie wykonywania przez nich pracy. Iryonini spisali się świetnie i udało im się ocalić życie Kenjiego. Niestety nie mógł od razu opuścić szpitala. Czekała go długa obserwacja tak na wszelki wypadek. Przecież niedawno walczył o życie. Stosował się do wszelkich zaleceń nawet tych, które uważał za bezsensowne. Po jakimś czasie dostał zielone światło do opuszczenia zakładu leczniczego co też uczynił, odpowiednio przy okazji dziękując za opiekę.
Czas leczenia: 24h
Link do zdarzenia: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73714#p73714
z/t
Czas leczenia: 24h
Link do zdarzenia: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73714#p73714
z/t
0 x
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Szpital
Leżał, otępiały i nieprzytomny, na miękkim łóżku w tym samym szpitalu, w którym wcześniej Sagisa urodziła swojego syna. Zostawiono go samego, jego broń i płaszcz zabrano do depozytu, pozostawiając nieprzytomnego młodzieńca samemu sobie i łasce bogów, od których i tak zależała większość rzeczy na tym świecie. To pewne, że lekarze do niego zaglądali co jakiś czas, a pielęgniarka poprawiała mu co jakiś czas poduszkę.
Kiedy się ocknął, ból był dość silny, ale można było go znieść. Mógł wytrzymać, przetrwać to wszystko, w końcu ból nie był mu obcy - w dzieciństwie ojciec wymierzał mu sprawiedliwe kary, potem w okresie...nastoletnim pod Atsui cierpiał w sensie psychicznym, a teraz, w bitwie o Mur, krzyczał z bólu, gdyż spotkał się blisko z wężami i ich ostrymi niczym katana kłami, i w walce z Megumi zetknął się z silnym cierpieniem, gdy płonął...Cóż, takich jak oni nauczono cierpieć w milczeniu. W ciszy.
Zamrugał powiekami. Przed oczami miał salę szpitalną i zmartwioną twarz siedzącego przy nim Yosuke. Tak było chyba łatwiej, troszczyć się o kogoś niż o siebie, prawda? Przynajmniej cudze zmartwienia pozwalały zapomnieć o swoich własnych. O tym, co cię spotkało, prościej było nie myśleć, kiedy trzeba było się zająć kimś innym i jego problemami. Spróbował usiąść - nie udało mu się od razu i potrzebował dźwigni w postaci wzdychającego ciężko kuzyna. Rozczochrana grzywa, zmartwione żółte oczy, lenistwo, wyraźne zmęczenie tym wszystkim...
Yosuke od zawsze znał się na życiu. Teraz przyglądał się Hayamiemu i pomagał mu na razie siedzieć.
-Musiałeś to zrobić?
Chłopak uśmiechnął się gorzko.
-Inaczej nie byłbym sobą, wiesz...o tym.
Urwał na chwilę, zbierając myśli, oddychając ciężko. Próbował się skupić, zorientować, gdzie właściwie jest, co się stało i jak długo...Ile czasu? Ile...
Czasu?
Czas był tu czynnikiem kluczowym, chyba najistotniejszym. Było mu i zimno, i ciepło, czuł się szczęśliwy, ale i wściekły zarazem. Gniew walczył o lepszą z rozpierającymi go euforią i dumą - cóż, przynajmniej raz wygrałeś, Hayami, w tym jednym nie zawiodłeś swojej rodziny, ale potem trafiłeś na silniejszego. Cóż mogłeś na to poradzić? Z jednej strony taki już jest los, łatwo się potem wytłumaczyć, że nie każda walka musi być wygrana, spojrzeć chłodnym okiem na porażkę z perspektywy ciężkich, wojennych ran, ale z drugiej strony przecież przegrałeś z kobietą. I to nie zadowalało twojej wzburzonej, młodzieńczej dumy - inni nazwaliby to uczucie, żrące jak rozwścieklony, głodny pies pychą rodową; wolałbyś przegrać w takiej walce, jaką toczyłeś pod Murem, w bohaterstwie, poświęceniu i odwadze niż w takim skądinąd bezsensownym pojedynku. Ale czy honor, sława, jaką da ci mimo wszystko zwyciężenie Atari (może nie będzie ona zbyt wielka, ale...) nie są warte krwawej blizny idącej przez klatkę piersiową, teraz zasłoniętej czystymi, wypranymi czyimiś rękami bandażami?
W powietrzu czuć mocny zapach środków dezynfekcyjnych, krwi, słabości i wiosennych kwiatów. Czy to było kilka minut, czy też kilka godzin? Mrużysz powieki pod wpływem słońca, zaciskając na krótki moment palce. Teraz i tak kwestia przegranej nie ma znaczenia. A ty, nie musząc dłużej już walczyć, masz jeszcze jedno zobowiązanie. A nawet dwa.
-Gdzie są Saga i mały?
Pytanie nie dociera od razu do coraz bardziej sennego i zmęczonego Yosuke. Wzdycha ciężko ,jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Złote oczy, pełne szczerości i braterskiego oddania, spotykają się z bursztynowymi. Uśmiechają się do siebie delikatnie, ale...z zaufaniem. A to w tej chwili jest najważniejsze.
-Wrócili do ryokanu, kiedy walczyłeś. Nie byłem u nich jeszcze - odpowiada spokojnie Yosuke. Siada bliżej, obok. Marszczy brwi. -Kazała ci pogratulować wygranej.
Uśmiechasz się znów, delikatniej, ale w tym uśmiechu jest coś...smutnego. Dawne uczucia, przeszłość, niepokoje znów odżywają, a zapach medycyny i szpitala na krótką chwilę zastępują bez, agrest i kwiaty wanilii. Nie wiesz, czy to na pewno ten kwiat lubiła Sagisa, ale kojarzy ci się on z czymś dobrym, kochanym, czymś, za co warto jest oddać życie. Yosuke patrzy na twoją klatkę piersiową. Może liczy na to, że jakoś skomentujesz jej wypowiedź, cokolwiek, że podejmiecie decyzję. Jakąś w końcu trzeba.
-Ciekaw jestem, co z tą loterią...-na chwilę przymykasz oczy, dziwnie zmęczony, ale i pełen wdzięczności. Ściskasz silnie dłoń Yosuke. -Dziękuję jej i tobie, stary. Doceniam to.
Twarz Yosuke rozpromienia się kpiącym uśmiechem. Chłopak z uśmiechem zdziela cię w głowę, śmiejąc się cicho.
-Nie ma za co, idioto. Co teraz?
No właśnie...Co teraz? Jaką decyzję podejmiesz, leżąc ranny, wyczerpany, zmęczony tym wszystkim i na pół szczęśliwy, a na pół nieszczęśliwy, pełen gorzkiej sprzeczności po tym, co ostatnio się wydarzyło? Jedno jest pewne: nie ma sensu informować matki o mojej ranie. Zbyt się tym przejmie i wyjedzie, by odnaleźć swoje dzieci, a wtedy rodzinny dom i grób ojca zostaną bez opieki. Na to nie możesz pozwolić, nie teraz, kiedy masz tak wiele mimo wszystko za sobą...Otwierasz szeroko oczy. Na twojej twarzy, wciąż jeszcze młodej, ale już z cieniem smutku w oczach, pojawia się szeroki, radosny wręcz uśmiech.
-Prześpijmy się teraz. Muszę tu zostać przez długi czas, nabrać sił. Jak tylko dadzą mi stąd wypis, wrócimy do ryokanu zobaczyć, co z Sagisą, a potem pójdziemy coś zjeść. Następnie udamy się na loterię zobaczyć, czy nie pojawiło się tam nic nowego. Niedługo przypłyną tu dzieciaki, więc musimy też iść do portu, by zobaczyć, czy nie przyjechali. Jeśli tak, to zabierzemy ich do ryokanu, by im wynająć pokój. Zostaną z nami aż do wyjazdu. Po walce Seinaru z kimś tam wyjeżdżamy natychmiast na Hyuo, by pożegnać jeszcze Shijimę, i potem ruszamy z dzieciakami dalej. Kei-kun raczej z nami nie pojedzie do Kaigan, wątpię, by mnie zniósł tyle czasu - odparł Hayami, próbując wzruszyć ramionami i śmiejąc się cicho. Dobrze, że nie widzę się w lustrze.
Przesunął powoli palcami po białej kołdrze, którą go okryto. Westchnął.
-Napiszę jeszcze do mamy. Mimo wszystko...
Yosuke nie odpowiedział. Ułożył się w wygodny sposób, po czym głęboko westchnął i zasnął. Korzystając z możliwości i otaczającej go ciszy, ze spokoju, Hayami wyrwał kolejną kartkę z notesu, odnalazł ołówek, po czym zaczął pisać.
TREŚĆ LISTU HAYAMIEGO:
Zamknął oczy. Był zmęczony...i to bardzo zmęczony. Wonie zaczęły się nasilać, jasne światło padało na jego twarz i twarz uśpionego kuzyna. Ciepło rozlewało się po jego sparzonych, obolałych członkach, rany nie dokuczały już tak bardzo.
Sen przyszedł szybko. I był miłosierny.
Kiedy się obudzili, dowiedzieli się od pielęgniarki, że wybiła równo 9:57. A zatem upłynęło już wymagane osiemnaście godzin, które miał spędzić w szpitalu starszy przedstawiciel lwiego rodu, i można było uzyskać wypis. W tym celu poszedł tam sam Hayami, któremu nogi już przestały tak dokuczać, i uzyskał go bez problemu. Pozbierali swoje rzeczy z Yosuke, podziękowali uczynnemu lekarzowi (Akodo mógłby przysiąc, że jego krewniak puścił oko do lekarki, ale może...).
-Chodźmy już, Yosuke. Jestem głodny jak wilk - uśmiechnął się szeroko kasztanowowłosy samuraj z Yinzin. Szturchnął zaczepnie młodzieńca o szkarłatnych włosach w ramię. -Zastanowiłeś się już, czy chcesz mieszkać z nami? Dom jest duży, a matce i braciom przyda się jeszcze jakiś śpioch, zwłaszcza po śmierci ojca. Ten dom w Sogen zawsze możesz sobie zachować i spędzać tam z nami wakacje, tak jak my je spędzaliśmy od zawsze. Możemy stać się rodziną, Yosuke. Taką pełną i prawdziwą. Wierzę w to, że świat o nas usłyszy, w końcu po coś mamy to hasło klanowe. Wiesz, jak ono brzmi?
O tak, obaj to świetnie wiedzieli. Znali je dobrze, Yosuke musiał je znać, wychowując się z kuzynem pod jednym dachem, zbierając te same cięgi od władczego i surowego ojca, który potrafił wymagać i kochać zarazem.
Wyszli na zewnątrz. Słońce lśniło lekko, delikatnie, było zdecydowanie mniej mgliście niż wczoraj, jakby jaśniej i cieplej. Zdecydowanie cieplej. Dwaj mężczyźni, shinobi i samuraj, uśmiechnęli się do siebie.
-Ponieważ zowią nas lwami.
Po chwili ich sylwetki zniknęły wśród ulic Hanamury, ciszy i łagodnego dnia, w blasku słońca, który obiecywał im nowe, lepsze jutro.
CZAS LECZENIA: 18 h
ZDARZENIE (LINK): http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=1 ... 400#p75122
_______________________________________________________________________________________________________
Pokierowałam Yosuke za jego zgodą, zgodnie z ustaleniami. ZT z nim do izakayi "Prezent wiatru"
Kiedy się ocknął, ból był dość silny, ale można było go znieść. Mógł wytrzymać, przetrwać to wszystko, w końcu ból nie był mu obcy - w dzieciństwie ojciec wymierzał mu sprawiedliwe kary, potem w okresie...nastoletnim pod Atsui cierpiał w sensie psychicznym, a teraz, w bitwie o Mur, krzyczał z bólu, gdyż spotkał się blisko z wężami i ich ostrymi niczym katana kłami, i w walce z Megumi zetknął się z silnym cierpieniem, gdy płonął...Cóż, takich jak oni nauczono cierpieć w milczeniu. W ciszy.
Zamrugał powiekami. Przed oczami miał salę szpitalną i zmartwioną twarz siedzącego przy nim Yosuke. Tak było chyba łatwiej, troszczyć się o kogoś niż o siebie, prawda? Przynajmniej cudze zmartwienia pozwalały zapomnieć o swoich własnych. O tym, co cię spotkało, prościej było nie myśleć, kiedy trzeba było się zająć kimś innym i jego problemami. Spróbował usiąść - nie udało mu się od razu i potrzebował dźwigni w postaci wzdychającego ciężko kuzyna. Rozczochrana grzywa, zmartwione żółte oczy, lenistwo, wyraźne zmęczenie tym wszystkim...
Yosuke od zawsze znał się na życiu. Teraz przyglądał się Hayamiemu i pomagał mu na razie siedzieć.
-Musiałeś to zrobić?
Chłopak uśmiechnął się gorzko.
-Inaczej nie byłbym sobą, wiesz...o tym.
Urwał na chwilę, zbierając myśli, oddychając ciężko. Próbował się skupić, zorientować, gdzie właściwie jest, co się stało i jak długo...Ile czasu? Ile...
Czasu?
Czas był tu czynnikiem kluczowym, chyba najistotniejszym. Było mu i zimno, i ciepło, czuł się szczęśliwy, ale i wściekły zarazem. Gniew walczył o lepszą z rozpierającymi go euforią i dumą - cóż, przynajmniej raz wygrałeś, Hayami, w tym jednym nie zawiodłeś swojej rodziny, ale potem trafiłeś na silniejszego. Cóż mogłeś na to poradzić? Z jednej strony taki już jest los, łatwo się potem wytłumaczyć, że nie każda walka musi być wygrana, spojrzeć chłodnym okiem na porażkę z perspektywy ciężkich, wojennych ran, ale z drugiej strony przecież przegrałeś z kobietą. I to nie zadowalało twojej wzburzonej, młodzieńczej dumy - inni nazwaliby to uczucie, żrące jak rozwścieklony, głodny pies pychą rodową; wolałbyś przegrać w takiej walce, jaką toczyłeś pod Murem, w bohaterstwie, poświęceniu i odwadze niż w takim skądinąd bezsensownym pojedynku. Ale czy honor, sława, jaką da ci mimo wszystko zwyciężenie Atari (może nie będzie ona zbyt wielka, ale...) nie są warte krwawej blizny idącej przez klatkę piersiową, teraz zasłoniętej czystymi, wypranymi czyimiś rękami bandażami?
W powietrzu czuć mocny zapach środków dezynfekcyjnych, krwi, słabości i wiosennych kwiatów. Czy to było kilka minut, czy też kilka godzin? Mrużysz powieki pod wpływem słońca, zaciskając na krótki moment palce. Teraz i tak kwestia przegranej nie ma znaczenia. A ty, nie musząc dłużej już walczyć, masz jeszcze jedno zobowiązanie. A nawet dwa.
-Gdzie są Saga i mały?
Pytanie nie dociera od razu do coraz bardziej sennego i zmęczonego Yosuke. Wzdycha ciężko ,jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Złote oczy, pełne szczerości i braterskiego oddania, spotykają się z bursztynowymi. Uśmiechają się do siebie delikatnie, ale...z zaufaniem. A to w tej chwili jest najważniejsze.
-Wrócili do ryokanu, kiedy walczyłeś. Nie byłem u nich jeszcze - odpowiada spokojnie Yosuke. Siada bliżej, obok. Marszczy brwi. -Kazała ci pogratulować wygranej.
Uśmiechasz się znów, delikatniej, ale w tym uśmiechu jest coś...smutnego. Dawne uczucia, przeszłość, niepokoje znów odżywają, a zapach medycyny i szpitala na krótką chwilę zastępują bez, agrest i kwiaty wanilii. Nie wiesz, czy to na pewno ten kwiat lubiła Sagisa, ale kojarzy ci się on z czymś dobrym, kochanym, czymś, za co warto jest oddać życie. Yosuke patrzy na twoją klatkę piersiową. Może liczy na to, że jakoś skomentujesz jej wypowiedź, cokolwiek, że podejmiecie decyzję. Jakąś w końcu trzeba.
-Ciekaw jestem, co z tą loterią...-na chwilę przymykasz oczy, dziwnie zmęczony, ale i pełen wdzięczności. Ściskasz silnie dłoń Yosuke. -Dziękuję jej i tobie, stary. Doceniam to.
Twarz Yosuke rozpromienia się kpiącym uśmiechem. Chłopak z uśmiechem zdziela cię w głowę, śmiejąc się cicho.
-Nie ma za co, idioto. Co teraz?
No właśnie...Co teraz? Jaką decyzję podejmiesz, leżąc ranny, wyczerpany, zmęczony tym wszystkim i na pół szczęśliwy, a na pół nieszczęśliwy, pełen gorzkiej sprzeczności po tym, co ostatnio się wydarzyło? Jedno jest pewne: nie ma sensu informować matki o mojej ranie. Zbyt się tym przejmie i wyjedzie, by odnaleźć swoje dzieci, a wtedy rodzinny dom i grób ojca zostaną bez opieki. Na to nie możesz pozwolić, nie teraz, kiedy masz tak wiele mimo wszystko za sobą...Otwierasz szeroko oczy. Na twojej twarzy, wciąż jeszcze młodej, ale już z cieniem smutku w oczach, pojawia się szeroki, radosny wręcz uśmiech.
-Prześpijmy się teraz. Muszę tu zostać przez długi czas, nabrać sił. Jak tylko dadzą mi stąd wypis, wrócimy do ryokanu zobaczyć, co z Sagisą, a potem pójdziemy coś zjeść. Następnie udamy się na loterię zobaczyć, czy nie pojawiło się tam nic nowego. Niedługo przypłyną tu dzieciaki, więc musimy też iść do portu, by zobaczyć, czy nie przyjechali. Jeśli tak, to zabierzemy ich do ryokanu, by im wynająć pokój. Zostaną z nami aż do wyjazdu. Po walce Seinaru z kimś tam wyjeżdżamy natychmiast na Hyuo, by pożegnać jeszcze Shijimę, i potem ruszamy z dzieciakami dalej. Kei-kun raczej z nami nie pojedzie do Kaigan, wątpię, by mnie zniósł tyle czasu - odparł Hayami, próbując wzruszyć ramionami i śmiejąc się cicho. Dobrze, że nie widzę się w lustrze.
Przesunął powoli palcami po białej kołdrze, którą go okryto. Westchnął.
-Napiszę jeszcze do mamy. Mimo wszystko...
Yosuke nie odpowiedział. Ułożył się w wygodny sposób, po czym głęboko westchnął i zasnął. Korzystając z możliwości i otaczającej go ciszy, ze spokoju, Hayami wyrwał kolejną kartkę z notesu, odnalazł ołówek, po czym zaczął pisać.
TREŚĆ LISTU HAYAMIEGO:
Napisawszy ów list, złożył kartkę na cztery i schował ją do kieszeni. Wciąż nie oddał Sagisie tego wakizashi, więc w razie czego ma wygodny pretekst, by z nią porozmawiać, dogadać się w pewnych sprawach, wszystko sobie wyjaśnić...
Zamknął oczy. Był zmęczony...i to bardzo zmęczony. Wonie zaczęły się nasilać, jasne światło padało na jego twarz i twarz uśpionego kuzyna. Ciepło rozlewało się po jego sparzonych, obolałych członkach, rany nie dokuczały już tak bardzo.
Sen przyszedł szybko. I był miłosierny.
Kiedy się obudzili, dowiedzieli się od pielęgniarki, że wybiła równo 9:57. A zatem upłynęło już wymagane osiemnaście godzin, które miał spędzić w szpitalu starszy przedstawiciel lwiego rodu, i można było uzyskać wypis. W tym celu poszedł tam sam Hayami, któremu nogi już przestały tak dokuczać, i uzyskał go bez problemu. Pozbierali swoje rzeczy z Yosuke, podziękowali uczynnemu lekarzowi (Akodo mógłby przysiąc, że jego krewniak puścił oko do lekarki, ale może...).
-Chodźmy już, Yosuke. Jestem głodny jak wilk - uśmiechnął się szeroko kasztanowowłosy samuraj z Yinzin. Szturchnął zaczepnie młodzieńca o szkarłatnych włosach w ramię. -Zastanowiłeś się już, czy chcesz mieszkać z nami? Dom jest duży, a matce i braciom przyda się jeszcze jakiś śpioch, zwłaszcza po śmierci ojca. Ten dom w Sogen zawsze możesz sobie zachować i spędzać tam z nami wakacje, tak jak my je spędzaliśmy od zawsze. Możemy stać się rodziną, Yosuke. Taką pełną i prawdziwą. Wierzę w to, że świat o nas usłyszy, w końcu po coś mamy to hasło klanowe. Wiesz, jak ono brzmi?
O tak, obaj to świetnie wiedzieli. Znali je dobrze, Yosuke musiał je znać, wychowując się z kuzynem pod jednym dachem, zbierając te same cięgi od władczego i surowego ojca, który potrafił wymagać i kochać zarazem.
Wyszli na zewnątrz. Słońce lśniło lekko, delikatnie, było zdecydowanie mniej mgliście niż wczoraj, jakby jaśniej i cieplej. Zdecydowanie cieplej. Dwaj mężczyźni, shinobi i samuraj, uśmiechnęli się do siebie.
-Ponieważ zowią nas lwami.
Po chwili ich sylwetki zniknęły wśród ulic Hanamury, ciszy i łagodnego dnia, w blasku słońca, który obiecywał im nowe, lepsze jutro.
CZAS LECZENIA: 18 h
ZDARZENIE (LINK): http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=1 ... 400#p75122
_______________________________________________________________________________________________________
Pokierowałam Yosuke za jego zgodą, zgodnie z ustaleniami. ZT z nim do izakayi "Prezent wiatru"
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Szpital
Zimno. Nieprzyjemny, przenikliwy chłód obejmował całe jego ciało. Miał dość tej włóczęgi. Nie ten rodzaj "dość", w którym siadasz na ziemi i już niczego innego nie zamierzasz zrobić, bo nie masz siły. To był ten "dość", w którym szukasz jakiegoś ciepłego zakamarka, w którym będziesz mógł odpocząć i nie martwić się o to, że zaraz ktoś cię będzie nagabywał, obawiając się o... o to, że będzie boleć jeszcze bardziej. Żeby było śmieszniej - Shikarui nie bardzo się bał. Był po prostu poirytowany i znużony.
Popytał parę osób o drogę do szpitala. Ludzie spoglądali na niego nieco zdumieni, wyglądał jak ostatnie nieszczęście. Blady jak Śmierć, w szatach prawdziwego włóczęgi, któremu przydałby się Karitas, ale jeszcze nie wynaleziono tutaj czerwonego krzyża, więc musiał obejść się smakiem. Z obitym policzkiem i ranami w wargach, z których płynęła krew. Te cholerne rany nie chciały się zasklepić przez jeszcze bardziej cholerny deszcz. Mokre kosmyki kruczych włosów przylepiały się do jego czoła, wchodziły irytująco do oczu, przez co ciągle musiał je odgarniać na bok i ponurym spojrzeniem przejrzyście fijołkowych ocząt - chyba promieniował wystarczającą niechęcią, żeby już żadna niepożądana osoba nie właziła mu pod nogi. Albo wreszcie miał chociaż odrobinę szczęścia. Nie wszyscy zapytani wiedzieli, gdzie jest szpital - było tutaj zdecydowanie za dużo osób, które ogólnie mało wiedziały, miały szemrane pojęcie o mieście, poruszały się głównymi traktami, bo byli tutaj, zupełnie jak on - jedynie przejezdnymi. Przybyli zobaczyć turniej i nacieszyć się festiwalem. Ale kroczek po kroczku, od supełka do supełka - i w końcu dotarł. Wpełznął do środka i rozejrzał się to w lewo, to w prawo. Oczywiście - wiele ludzi, to i wielkie kolejki! Stłuczone kolanko, siniaczek na nóżce - takie przypadki. Nie zamierzał się nigdzie wpychać, przepychać. Mimo wyczerpania jego przypadek ni w cholerę nie zaliczał się do tragicznych i wymagających natychmiastowej interwencji, dlatego grzecznie usiadł sobie na wolnym miejscu i pochylił lekko do przodu. Dreszcze raz po raz przecinały jego ciało. Oparł łokcie na udach, przymykając oczy. Spokojnie. Nie panowała tutaj zupełna cisza, Shikarui zresztą nie próbował się całkowicie odciąć. Nasłuchiwał. Ogarnięty ciemnością nasłuchiwał otoczenia, bez większej refleksji, bez większego powodu. Świat potrafił wyglądać całkowicie inaczej, kiedy nie można było go oglądać oczyma i trzeba było go badać tylko za pomocą dźwięków. Każde stuknięcie, każdy szelest... Teraz, kiedy ten świat stał przed nim otworem, lubił to robić. Cofać się do ciemnicy i otaczać czarnymi czterema ścianami, żeby po prostu nasłuchiwać. Tak było... łatwo. Zadziwiająco łatwo.
Popytał parę osób o drogę do szpitala. Ludzie spoglądali na niego nieco zdumieni, wyglądał jak ostatnie nieszczęście. Blady jak Śmierć, w szatach prawdziwego włóczęgi, któremu przydałby się Karitas, ale jeszcze nie wynaleziono tutaj czerwonego krzyża, więc musiał obejść się smakiem. Z obitym policzkiem i ranami w wargach, z których płynęła krew. Te cholerne rany nie chciały się zasklepić przez jeszcze bardziej cholerny deszcz. Mokre kosmyki kruczych włosów przylepiały się do jego czoła, wchodziły irytująco do oczu, przez co ciągle musiał je odgarniać na bok i ponurym spojrzeniem przejrzyście fijołkowych ocząt - chyba promieniował wystarczającą niechęcią, żeby już żadna niepożądana osoba nie właziła mu pod nogi. Albo wreszcie miał chociaż odrobinę szczęścia. Nie wszyscy zapytani wiedzieli, gdzie jest szpital - było tutaj zdecydowanie za dużo osób, które ogólnie mało wiedziały, miały szemrane pojęcie o mieście, poruszały się głównymi traktami, bo byli tutaj, zupełnie jak on - jedynie przejezdnymi. Przybyli zobaczyć turniej i nacieszyć się festiwalem. Ale kroczek po kroczku, od supełka do supełka - i w końcu dotarł. Wpełznął do środka i rozejrzał się to w lewo, to w prawo. Oczywiście - wiele ludzi, to i wielkie kolejki! Stłuczone kolanko, siniaczek na nóżce - takie przypadki. Nie zamierzał się nigdzie wpychać, przepychać. Mimo wyczerpania jego przypadek ni w cholerę nie zaliczał się do tragicznych i wymagających natychmiastowej interwencji, dlatego grzecznie usiadł sobie na wolnym miejscu i pochylił lekko do przodu. Dreszcze raz po raz przecinały jego ciało. Oparł łokcie na udach, przymykając oczy. Spokojnie. Nie panowała tutaj zupełna cisza, Shikarui zresztą nie próbował się całkowicie odciąć. Nasłuchiwał. Ogarnięty ciemnością nasłuchiwał otoczenia, bez większej refleksji, bez większego powodu. Świat potrafił wyglądać całkowicie inaczej, kiedy nie można było go oglądać oczyma i trzeba było go badać tylko za pomocą dźwięków. Każde stuknięcie, każdy szelest... Teraz, kiedy ten świat stał przed nim otworem, lubił to robić. Cofać się do ciemnicy i otaczać czarnymi czterema ścianami, żeby po prostu nasłuchiwać. Tak było... łatwo. Zadziwiająco łatwo.
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Re: Szpital
Megumi po ciężkiej walce która skończyła się co prawda zwycięstwem musiała przemyśleć wiele rzeczy. Co prawda zrehabilitowała się w oczach widowni pokonując widowiskowo przeciwnika, jednak wiedziała że jej plan był bardzo kulawy. Nawet bardziej niż ona sama teraz była. W pierwszej walce dokładnie wiedziała co powinna zrobić, fakt że plan nie wyszedł to inna sprawa. Ale teraz to była ruletka, ciosy na odwal się, które miały na celu paniczną próbę zwycięstwa. Gdyby nie przewaga szybkości to poległaby. Fakt tężyzna fizyczna w tym wypadku była ponad taktyką i techniką, jednak w pól finale nie będzie raczej miejsca na takie zagrania. Musi mieć plan. Nie wiedziała z kim walczy ale logicznie rzecz ujmując musiała założyć że zna jakieś techniki shinobich dystansowe, ma dobrą strategię, i jest sprawny fizycznie. Nie miała zielonego pojęcia co zrobić w wypadku kolejnej walki. Powoli odsłaniała wszystkie swojej atuty. Podstawowe ninjutsu nie dawało zbyt wiele w obecnej sytuacji, ponieważ tym razem przeciwnik da radę je rozgryźć ponieważ sam je pewnie zna. Co gorsza, może być tak sprawny jak ona. Jedyna opcja jaka pozostała, to wykorzystanie dobrze swojego mózgu, i sprzętu którym dysponuje. Pogładziła swój miecz po rękojeści i westchnęła. Co ja z tobą mam powiedziała pod nosem. Potem obróciła się na drugi bok i zapadła w głęboki sen.
Czas leczenia: 10h
Link do zdarzenia:http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=75122#p75122
z/t
Czas leczenia: 10h
Link do zdarzenia:http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=75122#p75122
z/t
0 x
- Shikarui
- Postać porzucona
- Posty: 2074
- Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
- Wiek postaci: 24
- Ranga: Sentoki | Lotka
- Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu - Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=73144#p73144
- GG/Discord: Angel Sanada#9776
- Multikonta: Koala
Re: Szpital
Był bardzo grzeczny. Bardzo grzeczny, bardzo ułożony i bardzo cierpliwy. W krainie białych ścian, gdzie wszystko powinno być przytłumione, skoro ludzie trafiali tutaj zmęczeni i pokonani przez życie (i tych stworzeń, które dalej nazywano ludźmi, tak), toczące się rozmowy były całkiem głośne i całkiem wyraźne. Jedna osoba wykłócała się, że powinna zostać natychmiast przyjęta, bo to zwichnięcie kostki to na pewno złamanie i trzeba będzie amputować nogę, kilka starszych pań skarżących się na reumatyzm i wszystko, co z nim związane, jęcząc co chwila - bardziej ze starości, niż jakiegokolwiek bólu - i tamte dziewczyny, które trajkotały z podnieceniem o walczących. Z zamkniętymi oczami wyłapywanie poszczególnych słów i dźwięków z całego gwaru, który nieproszony wlewał się do umysłu tak czy siak, było o wiele łatwiej. W tej ciemności próbował znaleźć ukojenie. Przychodziło ono wolnymi krokami - tutaj, do tej krainy Białych Ścian, gdzie zamiast przytłumienia można było znaleźć chaos. Skupisko różnych ludzi, z różnych krain, zebranych w tym jednym, konkretnym miejscu, przecinających swoje drogi, miażdżących swoje poglądy i depczących wzajem swoje słowa. Ludzka uprzejmość? Odeszła dawno temu. Pojedynczy przedstawiciele Jej wysłannictwa byli ginącym gatunkiem - i Shikrui się do nich nie zaliczał. Pewnie dlatego bezczelnie podsłuchiwał, zamiast pozostać głuchym i zgodzić się z zasadami dobrego wychowania, że nie powinno się nadstawiać ucha, zwłaszcza na cudze szepty. Tylko że... tak na dobrą sprawę nawet ciężko było to nazwać podsłuchiwaniem jako takim, skoro nikt tutaj nie krył się z tym, co miał do powiedzenia. Im głośniej wykrzyczysz samego siebie, tym masz większą szansę przebicia - nie tak to było? Gdyby zależało mu na jakimkolwiek przebijaniu się przez tłumy to chyba właśnie od tego by zaczął - od ćwiczenia głosu.
Czarnowłosy uchylił powieki i uniósł spojrzenie na kobietę, która się przed nim zatrzymała, prosząc go spokojnym, chociaż chyba trochę zmęczonym głosem. Czy raczej - zapraszając. Wstał i poszedł za nią nic nie mówiąc. Gdyby nie to, że podłoga i tak była cała zadeptana, z naniesionym błotem, to mogłabym napisać, że chociaż jego ulotna obecność zostawiała za sobą mokre ślady odciśniętych, znoszonych butów - nie zostawiała. Nawet kiedy weszli w jeden z korytarzy i otworzyły się przed nimi drzwi - jedne z tych wielu w tym pragmatycznym świecie bieli. Nieznacznie dygnął, minimalnie jedynie pokłonił w ramach podzięki dla pielęgniarki, zanim zajął wskazane przez doktora miejsce. Nie pytał o nic - i bardzo dobrze. Shikarui i tak by mu nic nie powiedział, ale mężczyzna chyba po prostu widział to w jego oczach. Zresztą - co go to obchodziło? Miał z całą pewnością całe rzesze ludzi z obitymi mordami, jeden w tą czy w tamtą nie robił mu pewnie różnicy. Chyba. Opatrzenie tego było krótką chwilą, nie miał żadnych poważnych urazów - o tyle, że bolała go głowa i był osłabiony. Diabelnie osłabiony. Zmęczony podróżą, dzikim dniem, który wywrócił nieco planami szukania szybkiego zarobku, przyjął przydzielone łóżko z ulgą. Zrzucił z siebie mokre ciuchy, które rozłożył na boku, odłożył łuk z kołczanem i zasnął niemal natychmiast. Spał naprawdę długo, ale był to sen sprawiedliwych, którego chyba nic nie mogło zakłócić. Och mogło, tylko, mimo wszystko, czuł się bezpiecznie w szpitalu. Nie to, żeby ufał tu wszystkim i wszystkiemu, ale jego organizm powiedział mu na tyle mocny pass, że należało przystopować i wreszcie dać sobie chwilę wytchnienia. Dlatego czuł się naprawdę dobrze po pobudce i zjedzonym posiłku. Jak młody Bóg! Ciuchy zdążyły wyschnąć, deszcz przestał padać, chociaż niebo nadal było zachmurzone, ale to nic - miło będzie w końcu nie pałętać się po mieście mokrym jak kura. Podziękował głębokim pokłonem lekarzowi i miał już tuptać w świat - ku przygodzie! Już czuł powiew świeżego powietrza na licu, już, już..!
Szarpnięcie sprawiło, że Sanada automatycznie sięgnął po kunai, odwracając się gwałtownie w kierunku nieznajo...mego. Nieznajomej. Napiął mięśnie, gotowy w każdym momencie do skoku - albo na nią, albo w tył... ale ona nie atakowała. Wręcz przeciwnie - zażądała pomocy. Czy tam - poprosiła o nią? Schował broń i wyszarpnął skrawek swojej szaty z jej dłoni, krzywiąc się lekko. Będzie mu jeszcze fajdać ciuszki, ts. Ale nie odszedł. Nie oddalił się.
- Za 250ryo. - Chyba tak to robili? Mógł pomóc, ależ oczywiście! W końcu miał takie dobre i wrażliwe serduszko ♥
Czarnowłosy uchylił powieki i uniósł spojrzenie na kobietę, która się przed nim zatrzymała, prosząc go spokojnym, chociaż chyba trochę zmęczonym głosem. Czy raczej - zapraszając. Wstał i poszedł za nią nic nie mówiąc. Gdyby nie to, że podłoga i tak była cała zadeptana, z naniesionym błotem, to mogłabym napisać, że chociaż jego ulotna obecność zostawiała za sobą mokre ślady odciśniętych, znoszonych butów - nie zostawiała. Nawet kiedy weszli w jeden z korytarzy i otworzyły się przed nimi drzwi - jedne z tych wielu w tym pragmatycznym świecie bieli. Nieznacznie dygnął, minimalnie jedynie pokłonił w ramach podzięki dla pielęgniarki, zanim zajął wskazane przez doktora miejsce. Nie pytał o nic - i bardzo dobrze. Shikarui i tak by mu nic nie powiedział, ale mężczyzna chyba po prostu widział to w jego oczach. Zresztą - co go to obchodziło? Miał z całą pewnością całe rzesze ludzi z obitymi mordami, jeden w tą czy w tamtą nie robił mu pewnie różnicy. Chyba. Opatrzenie tego było krótką chwilą, nie miał żadnych poważnych urazów - o tyle, że bolała go głowa i był osłabiony. Diabelnie osłabiony. Zmęczony podróżą, dzikim dniem, który wywrócił nieco planami szukania szybkiego zarobku, przyjął przydzielone łóżko z ulgą. Zrzucił z siebie mokre ciuchy, które rozłożył na boku, odłożył łuk z kołczanem i zasnął niemal natychmiast. Spał naprawdę długo, ale był to sen sprawiedliwych, którego chyba nic nie mogło zakłócić. Och mogło, tylko, mimo wszystko, czuł się bezpiecznie w szpitalu. Nie to, żeby ufał tu wszystkim i wszystkiemu, ale jego organizm powiedział mu na tyle mocny pass, że należało przystopować i wreszcie dać sobie chwilę wytchnienia. Dlatego czuł się naprawdę dobrze po pobudce i zjedzonym posiłku. Jak młody Bóg! Ciuchy zdążyły wyschnąć, deszcz przestał padać, chociaż niebo nadal było zachmurzone, ale to nic - miło będzie w końcu nie pałętać się po mieście mokrym jak kura. Podziękował głębokim pokłonem lekarzowi i miał już tuptać w świat - ku przygodzie! Już czuł powiew świeżego powietrza na licu, już, już..!
Szarpnięcie sprawiło, że Sanada automatycznie sięgnął po kunai, odwracając się gwałtownie w kierunku nieznajo...mego. Nieznajomej. Napiął mięśnie, gotowy w każdym momencie do skoku - albo na nią, albo w tył... ale ona nie atakowała. Wręcz przeciwnie - zażądała pomocy. Czy tam - poprosiła o nią? Schował broń i wyszarpnął skrawek swojej szaty z jej dłoni, krzywiąc się lekko. Będzie mu jeszcze fajdać ciuszki, ts. Ale nie odszedł. Nie oddalił się.
- Za 250ryo. - Chyba tak to robili? Mógł pomóc, ależ oczywiście! W końcu miał takie dobre i wrażliwe serduszko ♥
0 x

• • •
Fine.
Let me be Your villain.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości