Widząc bestię prychnęła cicho. Ta przecież wyglądała tak niewinnie, jak gdyby była z innej bajki i trafiła tutaj przypadkiem. Jak ktoś może wykorzystywać żywe istoty jako narzędzie zniszczenia? Zwykłą broń do walki. Czuła odrazę, była przez ten fakt bardzo wkurwiona. Nie miała na to jednak żadnego wpływu. Przynajmniej tak jej się wydawało. Wykorzystywanie ludzi było jednym, ale inne żyjątka? Nana miała zdecydowanie większe serce do innych istot. Ludzie byli zwyczajnie głupi. Ją w to wliczając. Po co pakowała się w takie kłopoty? Była tutaj z własnej winy, taką podjęła decyzję. Nikt ją przecież do tego nie zmuszał.
Kunoichi ruszyła w stronę nieznajomego i ich dowódcy. Słuchała jego słów jednak zatrzymała się jak wryta na poziomie dwóch zwęglonych zwłok strażników z Muru. Ich kości wciąż się lekko dymiły, leżąc bezwładnie w towarzystwie poczerniałego mięsa i resztek ubrań. Przez chwilę wpatrywała się w nie swoim sharinganem bez słowa. Milczała. Nie widziała już ich przepływu chakry, bo takiego nie było. Był to chyba pierwszy raz jak kogoś zabiła. Nawet jeśli nie zrobiła tego samemu. Z początku wydawało jej się, że była to zasługa wszystkich. Teraz jednak wiedziała, że to ona spaliła ich żywcem, jeśli jeszcze żyli. O dziwo ich zwłoki pachniały ładnie, tak jak wołowinka na grilu. Nic innego, co tylko pogorszyło sytuację. Zebrało jej się na wymioty. Zginęła się w pół powoli walcząc o każdy oddech. Dezaktywowała sharingana. Wiedziała, że musi się szybko wziąć w garść. Nie chciała przecież robić scen przed innymi.
1, 2, 3 płytkie oddechy później wyprostowała się przywracając na usta sztuczny uśmiech. Była gotowa brnąć w to gówno, które sama sobie zgotowała.
- Miło mi Cię poznać Hattori-san. Jestem Nana - przedstawiła się ruszając w ich stronę. Na szczęście dezaktywowała shara, wciąż mając nadzieję, że Yujime go nie zobaczył. Nie chciała wzbudzać dodatkowych podejrzeń czy niepotrzebnych pytań.
Biju? Pierwszy raz o tym słyszała. Zakodowała sobie w głowie, wyglądało na mega słodkie i niebezpieczne. W końcu odzyskała rezon, więc zwróciła się do reszty, tłumacząc im co się stało i dlaczego wielka bestia nagle zniknęła:
- Rozpadła się na malutkie cząstki chakry - mówiła tak, żeby wszyscy ją usłyszeli - przypomina trochę pył. Lepiej bądźmy czujni.
Ruszyła za dowódcą tworząc formację, jaką sobie wymyślił. Nie zamierzała się spierać. Szybciej trochę się na nim zawiodła, jednak wciąż był na pewno bardziej doświadczony niż oni. Stanęła za nim i pewnie za Anzou. Była gotowa do drogi. W ręce ściskała kunai. Miała nadzieję, że ten koszmar dobiegał już końca. Starała się jednak utrzymać odpowiedni odstęp od nieznajomego. Nie ufała mu do końca, wolała nie ryzykować.
Nie odwróciła się więcej w stronę zwłok leżących za sobą, chociaż miała straszną ochotę. Czuła ich obecność stojąc nawet tyłem. Odebrać życie oprawcy to coś innego, jednak zabić nieświadomych strażników zza ich pleców, to inna bajka. Piętno tego dnia pewnie zostanie z nią do końca życia, jednak w ścieżce shinobi zawsze musiał być ten pierwszy raz.
Aktywne