Znaleziono 659 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Sagisa
7 kwie 2020, o 00:01
Forum: Arena Niebiańskiego Lustra
Temat: Trybuna zachodnia
Odpowiedzi: 301
Odsłony: 21984
Przegrała z kretesem. Właściwie to bardziej spieprzyć tej walki chyba nie mogła. Powinna była przewidzieć, że Shenzen w piasku mógł coś ukryć. Że nie polega tylko na prędkości piasku, na nim samym. Shinobi nigdy nie są przewidywalni, zawsze chowają jakiegoś asa w rękawie. Szkoda tylko, że chłopak zdążył ją oślepić, zanim ona zrobiła to jemu.
Szła, po prostu szła, nie wiedząc właściwie dokąd. Chociaż nie, wiedziała, dokąd chce iść, po prostu jej wzrok jeszcze nie wrócił do normy, więc poniekąd szła na ślepo. I nagle poczuła, jak coś ją okala i lekko unosi. Piasek. Zastygła w bezruchu, gdy przez głowę przeszła jej jedna myśl - atak. Chciał ją wykończyć po wszystkim? Sam w końcu mówił przed walką, że może się nie powstrzymać, w sumie poniekąd jej wtedy groził. Czy więc mimo ostrzeżenia samuraja odważył się zaatakować już po ogłoszeniu wyniku starcia? Piach ją otoczył, ale nie zaciskał się, co więcej - popychał ją do przodu. Poddała się temu z cichym westchnieniem, pozwalając chłopakowi się prowadzić. Wciąż miała zamknięte oczy, chcąc jak najbardziej je oszczędzać, nim wreszcie znów będą zdolne do użytku.
- Nie musiałeś tego robić... - zaczęła powoli, gdy już znaleźli się w tunelu pod trybunami. - Ale dzięki. Na ślepo ciężko byłoby trafić do wyjścia. Teraz możesz już zabrać piasek.
Słyszała jego kroki w pobliżu, więc wyciągnęła w bok przeciwległą rękę, chcąc wymacać ścianę. Korytarze były proste, nie potrzebowała w nich prowadzenia za rączkę. Wolała zawierzyć własnym zmysłom, niż całkowicie poddać się woli chłopaka. W tej chwili była niejako bezbronna, nie miałaby jak mu się przeciwstawić, gdyby nagle coś mu odbiło i jednak zaatakował.
Szła dalej, przesuwając dłoń po szorstkiej powierzchni zimnego kamienia. Drugą ręką sięgnęła do twarzy, by nieco rozmasować powieki. Zamrugała kilka razy, wciąż jednak nie widziała zbyt dobrze. Skrzywiła się lekko, znów zamykając oczy, zaraz jednak się uśmiechnęła.
- To w sumie zabawne, że oślepiłeś mnie, zanim ja zdążyłam oślepić ciebie - stwierdziła z wyraźnym rozbawieniem w głosie. - Może gdybym odpaliła ją chwilę wcześniej to bylibyśmy w odwrotnej sytuacji, heh. Za bardzo zaryzykowałam...
Tak, teraz mogła tylko gdybać, nie zmieniało to jednak wyniku. Przegrała, omal się nie utopiła i aktualnie ledwo widziała, gdzie idzie. Powoli robiło się jednak głośniej, co znaczyło, że zbliżali się do wyjścia na którąś z trybun. Przejechała palcami po włosach, zaczesując je do tyłu, potem poprawiła haori na plecach. Było chłodno, ona była przemoczona. To chyba jakieś fatum, że obie jej walki kończyły się niezapowiedzianą kąpielą. Westchnęła ciężko, raz jeszcze otwierając oczy. Kilkoma mrugnięciami starała się wyostrzyć wzrok, co po części się udało. Rozróżniała już większe elementy przestrzeni, mogła więc iść dalej bez podpierania się o ścianę. Zresztą i tak już prawie byli na miejscu.
Trybuna uderzyła w nią swoją jasnością, aż zacisnęła powieki z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. Jej oczy wciąż były wrażliwe, a to nie ułatwiało rozeznania w sytuacji. Mimo wszystko po krótkiej chwili była w stanie się rozejrzeć. Tłum wiwatował, kibicując swoim faworytom, gdzieś na dole wypatrzyła jasną czuprynę włosów Kyo i na niej chwilowo się skupiła. Wciąż stał przy barierce, rozmawiając z dzieciakami, chociaż tych było chyba więcej. Z pewnością nowym elementem była niebieskowłosa dziewczyna i ciemnowłosy chłopiec. Widziała Azumę, Sayuri, jeszcze jakąś inną dziewczynkę, nigdzie jednak nie mogła dostrzec swojego syna. Dreszcz niepokoju przebiegł jej po plecach, ona zaś odruchowo sięgnęła do wakizashi... i złapała powietrze nad pustą sayą. No tak, jej miecz wylądował przecież na dnie zbiornika. Wzięła głębszy oddech, w końcu przyspieszając kroku, po drodze mijając też tego bruneta. Zatrzymała się dopiero przy Kyoushim.
- Gdzie Akarui z Ryujinem? - spytała, patrząc na niego z wyraźnie przymrużonymi oczami. Pewnie były przekrwione, czerwone, choć nie od rodowego dziedzictwa. Ważniejsze jednak było, że wciąż nie widziała zbyt wyraźnie, co zresztą było zrozumiałe. Mimo wszystko z jej twarzy, postawy i nerwowo zaciskanych palców, które nie znalazły oparcia na rękojeści (bo jej tam nie było) można było wyczytać, że martwi się o syna. Czy jednak miała powód do zmartwień?
W wątku:
Shenzen ,
Kyoushi + kodomo
autor: Sagisa
6 kwie 2020, o 18:01
Forum: Arena
Temat: [Runda 2] Souha Shenzhen vs Uchiha Sagisa [ZAKOŃCZONA]
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 1255
Pochłonęła ją toń. Oczy wciąż paliły blaskiem, który tak gwałtownie się w nie wdarł. Nie mogła oddychać, usta miała pełne wody, która pchała się coraz dalej, zalewając protestujące płuca. Tonęła. A przynajmniej tak myślała.
Szarpnęła się w panicznym odruchu, choć to nijak miało jej pomóc. Nie potrafiła zebrać myśli, zareagować odpowiednio do sytuacji. Miała wrażenie, że oczy jej wręcz płoną, choć przecież była pod powierzchnią i ewentualny ogień powinien zgasnąć. Z tym że to nie ogień tak palił, choć efekt był podobnie odczuwany. Już nie mogła oddychać, płuca wyraźnie i boleśnie protestowały przeciw braku powietrza, wtedy jednak coś szarpnęło ją za rękę. Wciąż była oślepiona i zdezorientowana, a zalewająca ją zewsząd woda tylko wzmagała paniczne odruchy. Szarpnęła się, ale tylko raz, bo zaraz jej ciało zostało czymś oblepione i unieruchomione. Jedno w tym jednak było dobre - nie była już pod powierzchnią.
Wypluła zgromadzoną w ustach wodę, krztusząc się i próbując wykaszleć całą resztę, co nie było wcale łatwe. W uszach nieprzyjemnie jej szumiało, kiedy nagle to, co ją trzymało, uwolniło ją, a ona opadła w czyjeś ramiona. Trzęsła się, trzęsła jak cholera. Gdy tylko poczuła ziemię pod stopami, osunęła się na kolana, nie potrafiąc ustać w pionie. Wciąż kaszlała, oddech miała niespokojny, urywany, niekiedy świszczący. Czuła drżenie każdego mięśnia w ciele i wcale nie było ono spowodowane wdzierającym się pod skórę zimnem. To był lęk, czysta, niczym nie zmącona trwoga. Gdyby to było prawdziwe starcie, to byłby jej koniec, skończyłaby na dnie, a Ryujin zostałby bez matki. Ta świadomość ją przerażała.
Sędzia narzucił jej na plecy swoje kwieciste haori, podobnie jak uczynił to w jej poprzednim starciu z Jun'ichim. O ile jednak chłopak odrzucił ten dar, mając pretensje do samuraja za przerwanie pojedynku, o tyle ona zdawała się nie reagować. Klęczała tylko podpierając się na drążcych ramionach. Po dłuższej chwili spróbowała wstać, mimo wszystko wciąż drżała, a mięśie odmawiały jej posłuszeństwa. Co powiedział sędzia? Żeby obejrzał ją jakiś medyk? Medyk nie pozbawi jej tego strachu...
Nie pokazuj, że się boisz - rozbrzmiało w jej głowie znajomym głosem i aż się zaśmiała. Wzięła głębszy oddech, potem drugi i jeszcze jeden, starając się unormować bicie tego rozszalałego w panice serca. Musiała się uspokoić, koniecznie. Znów spróbowała się podnieść, stawiając powoli stopę na ziemi. Zachwiała się, zdołała jednak złapać równowagę. Zamrugała kilka razy, wciąż mając przed oczami plamę, choć już tak nie paliło. Ruszyła powoli przed siebie, nie wiedząc właściwie, dokąd się kieruje, ale może znajdzie się tu jakaś dobra duszyczka, która przynajmniej poprowadzi ją do tunelu. Stamtąd jakoś trafi na trybuny... chyba.
Krok za krokiem, w dalszym ciągu drżąca i lekko skulona, przesuwała się naprzód. Starała się jednak nie myśleć, jak marnie wygląda teraz w oczach widzów.
Na szczęście Ryujin tego nie widział...
[z/t] ->
trybuny
autor: Sagisa
5 kwie 2020, o 19:56
Forum: Arena
Temat: [Runda 2] Souha Shenzhen vs Uchiha Sagisa [ZAKOŃCZONA]
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 1255
Ryzyko było wpisane w jej życiorys. I tu nie chodzi tylko o ryzyko zawodowe, w końcu była shinobi, a jako shinobi nieraz musiała zaryzykować wiele. Sagisa wiele również ryzykowała w życiu codziennym, od najmłodszych lat. Uroki łobuzerskiego usposobienia i jej wszędobylskich żartów za młodu. Pomijając jednak życie kunoichi a także szczenięce figle, ostatni raz ryzykowała tak wiele pewnego letniego dnia pięć lat wstecz. Wtedy walczyła o przetrwanie i przegrała. Dziś też miała przegrać, choć nigdy nie spodziewałaby się sposobu, w jaki dosięgnie ją porażka. I nigdy nie przewidziałaby kolejnych ogniw łańcucha zdarzeń. Dopiero miała się przekonać...
Wszystko właściwie szło całkiem dobrze. Może nie idealnie, bo od ideału sytuacja była wielce daleka, ale stosunkowo dobrze. Musiała tylko w odpowiednim momencie zareagować na atak i pociągnąć swój plan dalej. Niestety, nie zdążyła. Owszem, zauważyła przyspieszający piach. Zauważyła, jak wiązki rozdzielają się, a większa tworzy mur blokujący drugi z wyrzuconych przez nią kunaiów. Widziała ten pierwszy wciąż szybujący w kierunku jej przeciwnika. Dostrzegła również wyprzedzającą ją wiązkę piasku, na którą zamachnęła się mieczem, z którego to wypłynęła fala płomieni. Chwilę wcześniej jednak w jej oczy uderzyła biel, wbijając w nie igły bólu. Z jej gardła wyrwał się krótki okrzyk, gdy stawiała kolejny krok, odruchowo odwracając głowę od źródła rozbłysku. Rozproszenie, ten ułamek sekundy wystarczył, by tym jednym kroku stopa nie znalazła oparcia na powierzchni wody, zanurzając się weń. A za nogą poszła cała reszta...
Uderzyła z pluskiem w wodę, moment później znajdując się pod powierzchnią. Toń pochłaniała ją coraz bardziej, ona jednak czuła tylko palący ból pod zaciśniętymi teraz powiekami. I ulatniające się z płuc w stłumionym okrzyku powietrze. Próbowała złapać oddech, jej usta jednak wypełniły się cieczą, przechodzącą dalej swymi duszącymi mackami. Szła na dno, ale wbijające się w jej oczy igły rozbijały każdy zalążek większej myśli. Szarpnęła się w panicznym odruchu, nie dało to jednak żadnego efektu, albo po prostu nie była w stanie go zarejestrować. Brakowało jej powietrza, płuca protestowały, ale nie mogła nic na to poradzić. Topiła się. Odpływając w niebyt, jej umysł zdołał wykrzesać jeszcze tylko jedną myśl...
Ryujin .
Wiedza:
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Kabura na lewym udzie
- Dwie kabury na prawym udzie
- Torba na biodro - po prawej stronie
- Wakizashi - zazwyczaj przy pasie, bardziej na plecach, rękojeść z prawej strony
- Manierka z wodą – przyczepiona luźno do paska
- Rękawiczki z blaszkami na dłoniach
autor: Sagisa
5 kwie 2020, o 02:09
Forum: Arena
Temat: [Runda 2] Souha Shenzhen vs Uchiha Sagisa [ZAKOŃCZONA]
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 1255
Piasek Shenzena był wolniejszy, niż przypuszczała. Racja, był szybki, nawet bardzo, ale pamiętała walkę z Shinsem. To nie była maksymalna prędkość tego piachu, musiała więc uważać na moment, w którym nagle przyspieszy. A moment ten miał nastąpić zapewne już niedługo...
Pierwszy kunai poszybował do przodu, nim jednak zetknął się z piaskiem, zaczął nieznacznie tracić na wysokości, leciał więc dalej. Ona tymczasem odbiła w bok, wyrzucając drugie ostrze, jednocześnie biegnąc w kierunku zbiornika wodnego. Widziała wyraźnie, jak piaskowe macki skręcają, korygując kurs na jej osobę, to jednak nie mogło jej powstrzymać. Zeskoczyła na wodę, cały czas obserwując piasek, gotowa zareagować. Oba noże wciąż leciały przed siebie, ale stanowiły mniejszy priorytet. Znów sięgnęła do torby biodrowej, wyjmując z niej coś małego. Zauważywszy, że jedna z piaskowych strug przyspiesza, zamachnęła się w jej stronę mieczem, wypuszczając zeń strumień ognia mający zahamować piach. Zaraz potem podrzuciła małą kuleczkę trzymaną w prawej dłoni i ciachnęła ją gorejącym ostrzem, w tej samej sekundzie... dając nura.
Wiedza:
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Kabura na lewym udzie
- Dwie kabury na prawym udzie
- Torba na biodro - po prawej stronie
- Wakizashi - zazwyczaj przy pasie, bardziej na plecach, rękojeść z prawej strony
- Manierka z wodą – przyczepiona luźno do paska
- Rękawiczki z blaszkami na dłoniach
autor: Sagisa
3 kwie 2020, o 00:58
Forum: Arena
Temat: [Runda 2] Souha Shenzhen vs Uchiha Sagisa [ZAKOŃCZONA]
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 1255
Nie podobało mu się to, co powiedziała. Naprawdę mu się nie podobało, co zresztą widać było w tym grymasie na twarzy. Ale serio... naprawdę myślał, że się podda? Że wejdzie na tę arenę tylko po to, żeby unieść rękę i ogłosić własną kapitulację? Już lepiej by było, gdyby nie przychodziła wcale i oddała zwycięstwo walkowerem. Tego jednak robić nie zamierzała, oj nie...
Próbowała mu wytłumaczyć, naprawdę, on jednak zdawał się nie rozumieć. Chciał oszczędzić dzieciakom widoku przemocy, w porządku, ale uniknięcie walki na tym skrawku ziemi nie sprawi, że nagle wszyscy uczestnicy zaprzestaną swych działań. To był turniej, większości uczestników zależało na zwycięstwie i każdy chciał je sobie wywalczyć. Podejście Shenzena było... dziwne. Nie uścisnął jej dłoni, w porządku, jego wola. Odwróciła się zatem, wracając na swoje miejsce, gdzie w skupieniu oczekiwała sygnału sędziego. Samuraj oczywiście wyraził własne zdanie na temat wypowiedzi piaskowego chłopca, a później raz jeszcze przypomniał zasady. Zero atakowania widowni i uczestników poza tą częścią areny, zero ciosów śmiertelnych. Saga tylko przytaknęła, powolnym ruchem wyciągając z sayi ostrze wakizashi, które spoczęło luźno w jej prawej dłoni. Zaś w chwili, w której mężczyzna ogłosił początek pojedynku, w jej oczach błysnęła czerwień.
Czekała. Patrzyła, jak przeciwnik unosi się na piasku, oblekając się nim, ale nie ruszyła się z miejsca. To nie miałoby sensu. O ile w pierwszej walce zaatakowała, chcąc dowiedzieć się czegokolwiek o swoim przeciwniku i jego możliwościach, tak tutaj nie musiała tego robić. Dobrze wiedziała, że Shenzen będzie trzymał się z dala i tylko atakował piachem, by jak najszybciej zakończyć starcie. Ona musiała mu to tylko utrudnić, ile się dało. Robić wszystko, by piaskowe macki chłopaka jej nie dopadły. Bo jeśli ją złapie... to będzie koniec.
Ugięła lekko kolana, przekładając miecz do drugiej ręki, prawą zaś sięgnęła do torby na biodrze. W momencie, gdy Shenzen wystrzelił w jej stronę trzy wiązki piasku, ona wyrzuciła im naprzeciw kunai z notką, na szybko kalkulując prędkość piachu. Sama odbiła w prawo, w stronę hałdy ziemi nieopodal, szykując kolejnego kunai'a. Gdy pierwsze ostrze niemal zetknęło się z piaskiem, aktywowała notkę, by zaraz wyrzucić drugi nóż pod kątem względem lecącej po łuku wiązki. Docelowo miał on przefrunąć pod piachem przeciwnika.
Ruszyła do przodu, cały czas obserwowując wszystkie trzy piaskowe macki, gotowa w razie potrzeby wykonać unik, byle nie dać się złapać.
Rozliczenia:
Wiedza:
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Kabura na lewym udzie
- Dwie kabury na prawym udzie
- Torba na biodro - po prawej stronie
- Wakizashi - zazwyczaj przy pasie, bardziej na plecach, rękojeść z prawej strony
- Manierka z wodą – przyczepiona luźno do paska
- Rękawiczki z blaszkami na dłoniach
autor: Sagisa
1 kwie 2020, o 01:34
Forum: Arena
Temat: [Runda 2] Souha Shenzhen vs Uchiha Sagisa [ZAKOŃCZONA]
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 1255
Skoczyła. Ot tak, dla skrócenia sobie drogi na arenę. A może też trochę dla rozrywki? Żeby już teraz poczuć ten dreszcz emocji, nim walka właściwie się zacznie? A może po prostu uciekła przed reakcją Akaruiego? Sama już nie wiedziała. Wiedziała za to, że Shenzen będzie ciężkim przeciwnikiem i najpewniej z nią wygra, mimo wszystko wciąż chciała wziąć w tym udział. Bez presji, bez zmartwień, dla czystej przyjemności starcia z kimś, kogo nie przeskoczy. W tym starciu będzie mogła wyznaczyć własne granice, sprawdzić się w ekstremalnych warunkach, a przecież od początku właśnie o to jej chodziło.
Wylądowała gładko w lekkim przyklęku, zaraz też się wyprostowała i poprawiła wiązanie na włosach. Lepiej żeby niesforna fryzura nie przeszkadzała jej w pojedynku, prawda? Już właściwie kierowała się na swoją pozycję, widząc przeciwnika po drugiej stronie mostu, kiedy ten zaczął ją wołać. Przystanęła na moment, wsłuchując się pierwsze słowa Shenzena, i uśmiechnęła się pod nosem. On mówił dalej, ona zaś zmieniła kierunek marszu i zamiast zająć swoją pozycję, ruszyła w jego stronę. Wiedziała, że pojedynek nie zacznie się bez przypomnienia zasad i wyraźnego sygnału samuraja w kwiecistym haori. Mijając mężczyznę, skinęła mu porozumiewawczo głową, ostatecznie zaś stanęła przed piaskowym chłopcem w odległości jakichś pięciu metrów.
- Dziękuję za zrozumienie i troskę, Shenzen-san, muszę jednak odmówić - odezwała się w końcu, patrząc chłopakowi prosto w oczy. - Rozumiem, co starasz mi się przekazać, ale jestem tu z innych pobudek, niż sądzisz. Zdaję sobie sprawę, że każde starcie to ryzyko, ale bardziej ryzykuję, walcząc poza tą areną, niż na niej samej. Nie musisz się martwić o mojego syna, w tej chwili słodko śpi i nie będzie musiał na to patrzeć. Zdążyłam już zapoznać się z twoimi umiejętnościami i skalkulować własne szanse na zwycięstwo, a są one niewielkie.
Zaśmiała się cicho pod nosem. Taka była prawda. Ona walczyła bardziej w zwarciu, on na dystans, do tego jego piasek był cholernie szybki. Czy to jednak znaczyło, że ma się poddać? Oczywiście, że nie.
- Tu nie chodzi o zwycięstwo, o jakiś tam puchar, czy sławę - kontynuowała, robiąc krok do przodu. - To kwestia sprawdzenia własnych limitów w kontrolowanych warunkach. Na arenie nie zginę, mogę co najwyżej wylądować w szpitalu. Chcę się sprawdzić, tak po prostu. Czy więc uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz ze mną walczył, Shenzen-san? Nie na śmierć i życie, a w formie sparingu? Nie wygram z tobą, wiem to, ale chcę chociaż spróbować, zobaczyć, jak daleko dojdę.
Na tym zakończyła swój wywód. Odczekała jeszcze chwilę, chcąc wysłuchać ewentualnych słów przeciwnika, po czym skinęła mu głową, wyciągając do niego rękę, by uścisnąć jego dłoń. Zaraz potem obróciła się na pięcie i poszła zająć swoje miejsce. Stanęła prosto, z dumnie uniesioną głową, gotując się na to, co miało nastąpić. Samurajowi zaś dała znak, że jest gotowa. Pojedynek można zaczynać.
red spot please
Wiedza:
Ekwipunek:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
- Kabura na lewym udzie
- Dwie kabury na prawym udzie
- Torba na biodro - po prawej stronie
- Wakizashi - zazwyczaj przy pasie, bardziej na plecach, rękojeść z prawej strony
- Manierka z wodą – przyczepiona luźno do paska
- Rękawiczki z blaszkami na dłoniach
autor: Sagisa
1 kwie 2020, o 01:33
Forum: Arena Niebiańskiego Lustra
Temat: Trybuna zachodnia
Odpowiedzi: 301
Odsłony: 21984
No tak, zapomniała, że Akarui pochodzi z Shigashi. Chociaż... właściwie to przedstawiał się dwojako. Tozawa Akarui z Shigashi no Kibu, Tozawa Akarui z Samotnych Wydm . Mógłby się w sumie zdecydować na jedno, prawda?
- Nie mam nic do Shigashi, chodzi o ludzi stamtąd - odpowiedziała zwięźle, zaraz też dodając ciszej nieco szczegółów: - Akiyama to nie jeden człowiek. To organizacja, mafia. Chcieli mi zabrać Ryujina. Później ci opowiem.
Tak, to nie był temat na przechadzkę. Takich spraw nie poruszało się w trakcie lekkich pogawędek gdzieś w środku zatłoczonych ulic. Do tego potrzeba było spokojnego miejsca i braku postronnych uszu wszędzie dookoła. Medyk więc będzie musiał trochę poczekać, nim dowie się szczegółów.
Dotarli na trybuny, gdzie w pierwszej kolejności rzucił się na nią Ryujin, zalewając potokiem przemieszanych ze sobą informacji. Przyszła też pora na zapoznanie ze znajomym Tozawy i odbieranie gratulacji. I chyba właśnie w tej chwili dotarło do niej tak naprawdę, że wygrała.
- Dziękuję, Miyuki-san, Kyu-san, Sayuri-chan - odpowiedziała trochę niepewnie, zaraz jednak odchrząknęła. - Przyznam, że nie było tak łatwo. Zaskoczył mnie tym atakiem, którym posłał mnie na zbiornik wodny, no i był chyba ciut szybszy. To było wyrównane starcie. W sumie nie byłam do końca pewna wyniku po ostatniej akcji, była dosyć ryzykowna.
Akarui wymienił kilka zdań z białowłosym, a w międzyczasie Ryujin zasnął ze zmęczenia. Słyszała, jak Miyuki napomyka coś o jedzeniu, w tej samej chwili jednak ogłoszono rozpoczęcie drugiej rundy, zapraszając pierwszą dwójkę. O ile dobrze kojarzyła rozpiskę i schemat wzywania zawodników, jej walka będzie pewnie następna.
- Po drodze mijaliśmy budkę z przekąskami, chyba jakieś smażone rybki na patyku - napomknęła, widząc zrezygnowanie matki Azumy. - To blisko, więc można wyskoczyć na chwilę, nim walki zaczną się na dobre. Więc kto jest głodny?
Miała nadzieję, że kobieta podłapie temat i nieco się rozchmurzy. W końcu nic nie stało na przeszkodzie, by na ten krótki moment przekazać pieczę nad synem komuś innemu i skoczyć po kilka smakołyków, prawda? A skoro o synach mowa... Akaruiego zainteresowały oczy Ryujina. Saga nie do końca wiedziała, o co mu tak właściwie chodzi. Przecież mały nie miał sharingana, chyba że... Nie, zauważyłaby, gdyby w jego oczach coś się zmieniło. Chodziło chyba o coś innego.
- Jasne, nie ma sprawy, po walce pójdziemy zjeść coś porządnego, napijemy się herbaty i będziemy mogli spokojnie porozmawiać - uśmiechnęła się pogodnie. Zaraz też odwróciła się w stronę Airy, która w dalszym ciągu siedziała sama, na uboczu. A Hayami najwidoczniej nie dotrze. - Widzisz tę jasnowłosą dziewczynę? To moja znajoma, Aira, początkujący medyk. Mógłbyś do niej zagadać, dać jakieś wskazówki? Zauważyłam, że ma dość niską samoocenę, więc dobre słowo mogłoby podziałać na nią pokrzepiająco. Teraz siedzi sama, bo Hayami się nie pojawił. To jego dziewczyna.
Tak, powiedziała to głośno. Nawet się przy tym nie zająknęła, nie zmieszała. Nic z tych rzeczy. Jeszcze przed kilkoma godzinami pewnie by jej to przez gardło nie przeszło, a nawet jeśli, to towarzyszyłoby temu to dziwne uczucie w sercu. A teraz? W obecności Tozawy ten nikły płomyk, który się w niej tlił, został stłamszony niczym płomień świecy targnięty nagłym podmuchem wiatru. Czy było jej z tym źle? O dziwo nie, wręcz przeciwnie. Wreszcie czuła się... oswobodzona.
Na arenę wyszedł drugi z sędziów, zapraszając kolejnych zawodników. Wśród padających nazwisk padło też jej własne. Tylko jak tu walczyć, gdy ma się zajęte ręce? Rozejrzała się naprędce, ostatecznie jednak jej spojrzenie znów padło na czerwonookim znajomym z Shigashi. A może powinna powiedzieć: przyjacielu? Jeszcze nie do końca ogarniała panującą między nimi relację.
- Rui-kun, zaopiekujesz się Ryujinem na czas mojej walki? - spytała rzeczowo. Nie chciała mu się narzucać, wiedziała jednak, że w jego naturze nie leżała odmowa pomocy. Jeśli się zgodził, oddała śpiącego malucha w jego ręce, poprawiając małemu grzywkę. Miał już całkiem długie włosy i czasem wchodziły mu one do oczu.
- Trzymaj za mnie kciuki - poprosiła jeszcze cicho, nachylając się w stronę medyka. Pocałowała go delikatnie w policzek, a na jej własnych wykwitł rumieniec. Nie czekała jednak na reakcję. Obróciła się w stronę areny, podskoczyła z gracją, po czym odbiła się od barierki, lądując zwinnie na polu walki. Czas na pojedynek!
W wątku:
Ryujin-chan~~ ,
Akarui ,
Kyoushi i ekipa Kodomo +
Aira
[z/t] ->
Arena
autor: Sagisa
31 mar 2020, o 14:39
Forum: Arena Niebiańskiego Lustra
Temat: Trybuna zachodnia
Odpowiedzi: 301
Odsłony: 21984
Pan Rybka, panem Rybką, nie dane było małemu zgłębić tej tajemnicy, czy Hoshigaki rzeczywiście był rekinem. A naprawdę był tego ciekaw! Cóż, póki sam tego nie zweryfikuje, póty się nie dowie. Byle tylko przy mamie nie nazywać go Panem Rybką!
Uwaga Ryujina skupiona była teraz na postaci białowłosego, który w prawdzie nie znał jego mamy, ale chętnie by ją poznał! Wytłumaczył on małemu, na jakiej zasadzie działa nazywanie mieczy, czego malec słuchał bardzo, ale to bardzo uważnie. Zwłaszcza tego, skąd mężczyzna znał imię własnej katany! Gdy zostało mu sprezentowane wakizashi, przytaknął energicznie, wciąż się uśmiechając. Tak, właśnie taki mieczyk miała jego mama, zdecydowanie!
Wyszli ze szpitala. Ona popatrywała na niego, on na nią, jakby oboje chcieli się upewnić, że druga strona wciąż tu jest, nie zniknęła niczym senna mara. W końcu tak dawno się nie widzieli. Cztery lata od ostatniego i jednocześnie pierwszego spotkania. Sporo się zmieniło od tamtego czasu, oni też mogli się zmienić, a jednak płomiennowłosa łaknęła tego towarzystwa, tej luźnej rozmowy, tych nikłych, nieco niezręcznych spojrzeń, lekkich uśmiechów. To było coś, od czego przez te cztery lata zdążyła odwyknąć.
Akarui postanowił ją nieco uspokoić, stwierdzając, że w otoczeniu jej syna nie kręcił się nikt niepowołany, a sam malec był pod opieką dorosłych i... dwóch znajomych medyka. Słysząc to, uśmiechnęła się nieco szerzej. Uśmiech ten jednak momentalnie zniknął, gdy padło to jedno słowo. Shigashi. Akiyama z Shigashi no Kibu . Na ułamek sekundy przystanęła, zaraz jednak znów ruszyła, podświadomie przyspieszając.
- Mam nadzieję, że ten Ecchiro nie ma nic wspólnego z Akiyamą? - spytała, by mieć jasność umysłu. Samo to, że pochodził z Shigashi, nie znaczyło od razu, że miał jakieś powiązania z tamtejszą mafią. Mimo wszystko chciała mieć pewność, że Ryujinowi nic nie zagraża. Że nagle ktoś go nie zagada, nie zabierze spod jej nosa. - Bo jeśli ma, to raczej się nie polubimy...
Była poważna, nawet bardzo. Sam Akarui mógł zauważyć napięcie w jej postawie, naprzemienne zaciskanie i rozluźnianie palców, jakby gotowała się do chwycenia za broń. Coś było na rzeczy, nawet ślepiec by to zauważył. W końcu w jednej chwili uleciała z niej ta cała swoboda, a zastąpiona została lodową skorupą.
Wreszcie znaleźli się w obrębie areny, od razu kierując swe kroki na zachodnią trybunę. Gdy znów wyszli na światło dnia, Saga odszukała wzrokiem syna, który z uśmiechem na ustach i w otoczeniu reszty dzieciaków rozmawiał z białowłosym mężczyzną. Dłoń młodej matki podświadomie oparła się na rękojeści wakizashi, gdy zaczęli podchodzić bliżej. Wtedy też dwukolorowe oczy Ryujina padły na nią.
- Oka-chan! - zawołał uradowany i momentalnie ruszył biegiem w jej stronę. Przykucnęła, rozkładając ramiona, by zaraz przywitać w nich brunecika.
- Jak tam, łobuzie? Tęskniłeś? - rzuciła pogodnym tonem, podnosząc małego i podchodząc z nim do reszty. Oczywiście posłała Kyoushiemu przeciągłe spojrzenie, nie wiedziała jednak, którym ze znajomych Tozawy był.
- Oka-chan! Byłem grzeczny! - obruszył się lekko, zaraz jednak znów uśmiechnął. I rozgadał. - Widziałem, jak walczysz. Wiedziałem, że wygrasz! Widziałem też Yoshimitsu-sana tam na dole. Wiedziałaś, że umie zmienić się w jeża? Puff, i cały był w kolcach! Azuma-onisan mówił, że to kości, ale nie wiem, nie widziałem dokładnie. A potem wszyscy poszli spać, wiesz? I przyszedł Akarui-san razem z Kyu-sanem i jeszcze jednym panem, który już sobie poszedł. Wiedziałaś, że Kyu-san też jest Uchiha jak my?
- Spokojnie, zwolnij, bo nie nadążam za pytaniami! - zaśmiała się i jednocześnie rozluźniła.
Czyli ten tutaj to Kyu z rodu Uchiha, więc chłopak z Shigashi gdzieś sobie poszedł. Resztę nowinek, wraz z Yoshimitsu zmieniającym się w jeża, postanowiła zostawić do późniejszej weryfikacji. Umiejętności Kaguyi były teraz mało istotne.
- Bardzo miło mi cię poznać, Kyu-san - skinęła głową białowłosemu, gdy Akarui zaczął ich sobie przedstawiać. Tylko skinęła, gdyż aktualnie miała zajęte ręce.
- Oka-chan, tam na dole była też Masako-san, ta pani z placu! - zawołał jeszcze brunecik, poczuwając się do poinformowania jej o tym. - Walczyła z Panem Rekinem, wiesz? I dmuchnęła na niego taaaką kulą ogniaaa...
Ostatnia fraza przekształciła się w przeciągłe ziewnięcie, które wywołało nikły uśmieszek na ustach matki. Cóż, dzień pełen wrażeń wymęczył małego, co do tego nie było złudzeń. A zmęczony Ryujin to mniej kłopotów dla otoczenia i - przede wszystkim - mniej nieraz niezręcznych pytań. Przygarnęła małego bliżej siebie, a ten bez oporów wtulił się w nią, kładąc głowę na jej ramieniu.
- Tak, mały, to musiał być niezwykły widok - mruknęła w jego stronę, nie doczekała się jednak odpowiedzi. Zamiast tego poczuła, jak mały rozluźnia się w jej ramionach, a z jego ust wychodzi tylko ciche westchnienie. - Nie ma to jak drzemka po ekscytujących walkach, co, Rui-kun? - rzuciła w stronę medyka lekko rozbawiona.
W wątku:
Sagisa ,
Ryujin-chan~~ ,
Akarui ,
Kyoushi i ekipa Kodomo :3
autor: Sagisa
31 mar 2020, o 01:15
Forum: Watarimono (Osada Samurajów)
Temat: Szpital
Odpowiedzi: 139
Odsłony: 12059
To było naprawdę dziwne a zarazem niezrozumiałe. Przez ostatnie cztery lata przeważnie była oziębła, w pewnym stopniu aspołeczna, uśmiechała się właściwie tylko w obecności syna, nie okazywała żadnych cieplejszych uczuć nawet matce. A teraz? Patrzyła na Tozawę i uśmiech sam cisnął jej się na usta. Serce biło jej mocniej, jakby radośniej, a skuwająca je lodowa skorupa zdawała się momentalnie topić. To nie było normalne, ale nie umiała samej sobie wyjaśnić takiego zachowania.
Akarui podał jej ubrania, samemu bez szemrania odwracając się w stronę ściany, by dać jej tę namiastkę prywatności. Zaczęła się więc ubierać, przy okazji zagajając rozmowę. Pytała oczywiście o spotkanie medyka z Ryujinem, w końcu wspomniał on, że zdążył już na niego wpaść na trybunach. Gdy wspomniał o zawodniku rzucającym iluzję, przytaknęła odruchowo, w końcu pamiętała te usypiające piórka, przez które omal się nie utopiła, wpadając w wodę. Kiedy jednak dotarło do niej, że genjutsu dosięgło również trybun, zamarła z ręką sięgającą po torbę biodrową. W jej oczach na ułamek sekundy błysnęła czerwień, a twarz nagle pobladła. Dopiero po kolejnych padających z ust medyka słowach wypuściła bezwiednie wstrzymywane powietrze. W końcu mężczyzna zapewniał ją wcześniej, że mały jest wciąż na trybunach, w dodatku w towarzystwie dorosłych, nie było więc się czym martwić, prawda?
- Nie było tam nikogo podejrzanego? Nikt go nie zaczepiał? - dopytała jeszcze. W końcu zawsze mogli skorzystać z okazji i się zbliżyć. Uspokoiła się nieco na wieść, że na trybunie zostali przyjaciele Tozawy. W prawdzie ich nie znała, ale jakoś jej ulżyło.
Nie pozostało jej już nic innego, jak zapiąć na uda kabury z bronią i zbierać się do wyjścia. Zauważyła wyciągnięte w jej stronę wakizashi, więc sięgnęła po nie i jakby się zawahała, nim ostatecznie chwyciła sayę nieco powyżej dłoni mężczyzny. Podziękowała skinieniem głowy i lekkim uśmiechem, po czym wsunęła wakizashi za pas, następnie zaś zgrnęła płaszcz, od razu zarzucając go sobie na ramiona.
- Skoro tak, to nie pozwólmy im zbyt długo na siebie czekać - rzuciła z wyraźnie radosną nutą w głosie.
Obecność Tozawy jakoś odegnała smętne myśli i wyrzuty sumienia względem ostatniego ataku, jaki wykonała na arenie. Roztaczał wokół siebie tę specyficzną atmosferę radosnej swobody i lekkiego humoru, którą zapamiętała z Hanamury, mimo ówczesnych wydarzeń. Uśmiechnęła się nieco szerzej, kierując się już w stronę wyjścia z sali, nim jednak przekroczyła próg, obróciła się jeszcze przez ramię, jakby chcąc upewnić, że Akarui za nią podąża. Że nie zniknie niczym senna mara.
Sagisa & Akarui [z/t] ->
trybuny
autor: Sagisa
30 mar 2020, o 01:25
Forum: Arena Niebiańskiego Lustra
Temat: Trybuna zachodnia
Odpowiedzi: 301
Odsłony: 21984
Cóż, mnóstwo ludzi wokół, coraz większy gwar, a wśród tego wszystkiego on - mały ciekawski czterolatek. Akarui okazał się nie być pływackim uczniem dziadka Yoshiego, ale maluch wcale się tym nie zraził. W końcu wystarczył mu sam fakt, że ten pan zna mamę i dziadka, prawda? Białowłosy poprawił go w nazwie mieczyka cioci, więc Ryujin tylko przytaknął na potwierdzenie. Zainteresowały go też kolejne słowa mężczyzny.
- To pan też zna moją oka-chan tak jak Akarui-san? - dopytał jeszcze, wysnuwając własne wnioski. To było naprawdę ciekawe!
A potem stało się kilka rzeczy na raz. Jego mama wygrała pojedynek i wszyscy zaczęli się zachwycać jej siłą. Zaraz też pan medyk stwierdził, że musi iść. Obiecał też, że zaraz przyprowadzi mamę, więc Ryujin tylko przytaknął, odprowadzając go następnie wzrokiem. Zaraz jednak trzeba było wrócić do rozszalałych nagle rozmów!
Azuma pytał Sayuri o jakieś szczegóły z jednego z pojedynków, ta jednak wolała zostawić dla siebie tę wiedzę, by móc później zaskoczyć chłopaka w trakcie któregoś z kolejnych turniejów. W sumie całkiem ciekawe, że chciała brać w takim czymś udział. Yukari zaczęła wypytywać o chłopaka z niebieską skórą, który walczył z jakąś Masako. Masako... a to nie była ta pani z placu, która zagadała do tego pana pięknisia? Być może. W każdym razie pytanie dotyczyło rybiego chłopca, a brunecik co nieco wiedział na jego temat, prawda?
- On wygląda jak ryba! Ma takie te tutaj na szyi jak rekin! Sam widziałem! - zarzekał się, oczywiście w odpowiednim momencie obrazując rękoma skrzela. - Nawet do niego zagadałem, ale mamie się nie spodobało, że nazwałem go rybą... - dodał jeszcze skruszony.
Sayuri okazała się interesować mieczami, bo zaraz zagadała do białowłosego szermierza. Pytała o imiona jego broni, co było bardzo ciekawe. Maluch obserwował i słuchał uważnie, gdy katana została im zaprezentowana. Po chwili sam mężczyzna również się przedstawił jako Kyu z klanu Uchiha, kłaniając im się przy tym. Na ten gest nawet Ryujin ukłonił się w stronę białowłosego, sądząc, że tak wypada. W końcu należy się odkłonić, kiedy ktoś się kłania, a przynajmniej tego uczyła go mama.
- Miło pana poznać, Kyu-san, ja jestem Ryujin, ale to już pan wie - wyszczerzył się do mężczyzny. - Moja mama ma krótszy miecz od tego Mugena, mówi na niego Mo. Ale nigdy nie pytałem, dlaczego akurat Mo. Są jakieś specjalne zasady do nazywania mieczy?
Ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła... Ryujinowi jednak daleko było od odmętów piekielnych, po prostu lubił poznawać nowe rzeczy, ot co!
W wątku:
Ryujin-chan~~ ,
Akarui ,
Yukari ,
Sayuri ,
Kyoushi
autor: Sagisa
30 mar 2020, o 01:11
Forum: Watarimono (Osada Samurajów)
Temat: Szpital
Odpowiedzi: 139
Odsłony: 12059
Obecność Tozawy była dla niej zaskakująca i, przede wszystkim, niespodziewana. Ot tak pojawił się przy jej szpitalnym łóżku i najzwyczajniej w świecie przywitał, jakby widzieli się ledwo wczoraj. Zmarszczyła lekko brwi, gdy nagle uciekł spojrzeniem w bok i zaczął się jąkać. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z przyczyny takiego zachowania i momentalnie spłonęła rumieńcem, osłaniając kocem klatkę piersiową a zarazem najwyraźniejszy, bo ciągnący się wzdłuż szyi ślad po raitonie. W końcu to do podbródka Kazuo przykładał jej ostrze własnej katany, by raz za razem przepuścić przezeń wiązkę elektryczną.
- P-Przepraszam, zapomniałam, że moje ubrania się suszą... - bąknęła trochę niewyraźnie, zaraz jednak została zalana serią pytań. No tak, Akarui w końcu był medykiem. - Nic mi nie jest, to tylko lekkie obrażenia i... Zaraz... widziałeś Ryujina? Gdzie..?
Nawet nie musiała kończyć pytania, bo mężczyzna od razu ją uspokoił, stwierdzając, że mały został na zachodniej trybunie. Odetchnęła z ulgą i przytaknęła. Oczywiście, że pamiętała, jak mogłaby zapomnieć? Do czegokolwiek krwistooki się zobowiązuwał, starał się to wypełnić. Ona w sumie miała podobnie, nie lubiła rzucać słów na wiatr. Podążyła wzrokiem za Akaruiem, sama zaś opuściła stopy na posadzkę, wstając, opatuliła się przy tym kocem.
- Z dolegliwości zostało mi tylko lekkie zmęczenie, ale to nic, czego nie zregeneruje dobry posiłek i późniejszy sen - stwierdziła tylko, odbierając od niego swoje ubrania. A potem znów się zarumieniła. - Emm... mógłbyś..? To zajmie chwilkę...
Chodziło jej oczywiście o moment prywatności, w końcu głupio jej było odsłaniać niemal nagie ciało w jego obecności. Bo przecież najpierw musiała odłożyć koc, żeby później się ubrać, prawda? Jeśli się zgodził i wyszedł na moment - super; jeśli tylko się odwrócił, dając jej nieco przestrzeni - też dobrze. Niezależnie od sytuacji szybko wciągnęła na tyłek spodnie (one w pierwszej kolejności!), potem zaś narzuciła na górę bezrękawnik i koszulę.
- To teraz mi powiedz, jak to się stało, że wpadłeś na trybunach akurat na mojego szkraba? - zaśmiała się lekko, zapinając już ostatni guzik, zaraz potem wsunęła stopy w obuwie i zabrała się za ekwipunek. - Aż tak się w tłumie wyróżniał z kibicowaniem?
Nie wiedziała, że wszyscy na trybunach wpadli w usypiające genjutsu. Nie przypuszczała tego nawet. Sędzia mówił po prostu, że ta iluzja zakłóciła walki, nic więcej. Gdyby ujął to inaczej, choćby napomknął, że technika dosięgła też widzów - miałaby gdzieś ten turniej i pognałaby do syna. Może to i lepiej, że nie wiedziała?
autor: Sagisa
29 mar 2020, o 18:56
Forum: Watarimono (Osada Samurajów)
Temat: Szpital
Odpowiedzi: 139
Odsłony: 12059
Zbadali ją. Wykazali kilka stłuczeń, po których ewentualnie może mieć siniaki, a poza tym ogólne wycieńczenie i wyziębienie organizmu. Werdykt: leż i odpoczywaj. Cóż, jak mus to mus. Zdjęła więc z siebie mokre ciuchy, choć nie obyło się bez pomocy pielęgniarki, a potem wsunęła się w ciepłą pościel na samej, lekko jeszcze wilgitnej bieliźnie. Mokre ubrania zostały rozwieszone do wyschnięcia, sprzęt zaś odłożony gdzieś na bok. Pielęgniarka położyła jeszcze ciepły kompres na czole płomiennowłosej i wyszła. A Saga została sama.
W głowie miała mętlik, jeszcze do końca nie dotarło do niej, co tak właściwie stało się na tej arenie. Przed oczami miała wizję jej własnego płomienia uderzającego w twarz zamaskowanego chłopaka, reszta zaś... zlewała się w jeden wielki ociekający wodą szum. Wtrącenie sędziego kończyło pojedynek, a to sprawiło, że napędzająca ją adrenalina po prostu opadła, dopuszczając chłód i zmęczenie. Mimo wszystko, widząc obrażenia przeciwnika, czuła się jakoś dziwnie. Zaryzykowała, postawiła wszystko na ten jeden atak niemożliwy do uniknięcia na tak krótkim dystansie, ale nie była dumna z efektów. Nie chciała robić Jun'ichiemu aż takiej krzywdy.
Próbując ogarnąć własne myśli, poukładać w głowie ten mętlik, w pewnej chwili po prostu zasnęła. Sama nie wiedziała, jak długo trwała w nieświadomości, w końcu jednak zaczęła się przebudzać. Pierwszym, co poczuła, był kompres na czole, o dziwo wciąż ciepły. Westchnęła cicho. Sięgnęła do niego, wysuwając nagie ramię spod koca, po chwili zaś podniosła się do siadu, dopiero wtedy otwierając oczy. Chciała odłożyć kompres do miski, zastygła jednak w połowie ruchu. Nie była sama. Uniosła spojrzenie na krótko przyciętego mężczyznę, który zaraz się uśmiechnął i przywitał.
- Akarui-san? - wypaliła zaskoczona jego obecnością. Mimo wszystko na jej ustach pojawił się uśmiech, jakby po wiekach spotkała zaginionego przyjaciela. - Co ty tu robisz? Przyjechałeś na turniej?
Całą swoją uwagę skupiła na postaci medyka, nawet nie zauważając, że właściwie siedzi przed nim na wpół naga, a on ma wgląd w każdy najdrobniejszy szczegół jej naznaczonego cienkimi bliznami ciała. To w tej chwili było najmniej istotne.
autor: Sagisa
28 mar 2020, o 22:41
Forum: Watarimono (Osada Samurajów)
Temat: Szpital
Odpowiedzi: 139
Odsłony: 12059
Szła przed siebie. Stawiała nogę za nogą, choć mięśnie coraz bardziej jej kostniały. Czy można się było temu dziwić, skoro była przemoczona do suchej nitki? Niby było lato, ale na Yinzin wcale nie było ciepło. Ledwie kilka stopni na plusie, więc wyraźnie odczuwała wszędobylski chłód. Zwłaszcza ten wśród murów areny.
Więc szła, kierując się na zachodnią trybunę. Tylko że miała wrażenie, jakby korytarz specjalnie się wydłużał, a podłoga ciągnęła ją ku sobie. Wciąż miała ciężki oddech, z ust, tych drżących z zimna ust wydobywała się para, mimo wszystko szła. A przynajmniej się starała. Potknęła się o jakiś wystający kamień, a może to były jej własne nogi? Nie wiedziała już sama. Zatrzymała się jednak, podpierając o ścianę, i spróbowała wziąć głębszy oddech. Zabolało.
- Wszystko w porządku, proszę pani? - usłyszała nagle męski głos i już mieła odpowiedzieć, że nic jej nie jest, że po prostu idzie do syna, nie zdążyła jednak. - Pani jest cała mokra! Ichika, okryj panią płaszczem, bo się wyziębi!
- Tak, ojcze - drugi głos, po którym poczuła na ramionach gruby materiał. Gruby i ciężki, została jednak podtrzymana, więc nie padła pod jego ciężarem. - Ojcze, to chyba uczestniczka turnieju. Szła od strony wyjścia na arenę.
Uniosła spojrzenie na młodego chłopaka o długich, ciemnych włosach, potem zaś przerzuciła je na starszego mężczyznę z lekko siwiejącą już brodą. Obaj byli samurajami, a przynajmniej to wywnioskowała z ich ubioru i przytroczonej do pasa broni. Mężczyzna zadecydował, że odstawią ją do szpitala, by sprawdzić, czy za mocno się nie wyziębiła. Nie miała siły protestować, pozwoliła więc się prowadzić.
Tak oto trafiła tutaj. To już drugi raz gdy przyjechała na turniej, również drugi, gdy trafia do szpitala. Tym razem jednak nie miała urodzić dziecka, a po prostu pozwolić lekarzom zbadać swój stan zdrowia. No i dać sobie czas na ogrzanie organizmu. Ryujinowi nic nie będzie, ma przecież przy sobie Airę i Yuki, do tego dwójkę nowych kolegów i ich rodziców. Był bezpieczny, nie musiała się martwić. A jednak wolała być teraz z nim...
Czas leczenia: 3h
Link do zdarzenia: Arena
autor: Sagisa
28 mar 2020, o 21:47
Forum: Arena Niebiańskiego Lustra
Temat: Trybuna zachodnia
Odpowiedzi: 301
Odsłony: 21984
Kolejna nowa koleżanka okazała się mieć na imię Yukari i pochodziła z Karmazynowych Szczytów. Ryujin nie wiedział, ani co to, ani gdzie to, bo przecież miał tylko cztery lata. Mimo wszystko przywitał się z dziewczyną uśmiechem i zaraz wrócił do oglądania starć, bo oto walczyć miała jego mama!
- Hai! Jest tam! Ta z czerwonymi włosami! - odpowiedział na zadane pytanie, wskazując tę konkretną część areny. Zaczęło się! A potem były piórka, piórka, krótka drzemka i pobódka.
Oczywistym było, że zwróci uwagę na kilka nowych postaci, które zbliżyły się do barierek, by mieć lepszy widok na to, co działo się na dole. Trudno byłoby nie zauważyć tego wysokiego pana, który wręcz tryskał energią na prawo i lewo, a którego koledzy chyba chcieli nieco ostudzić. Chyba nie spodobało mu się oblewanie wodą, zwłaszcza przy panującym tu chłodku. A sam maluch dziwił się, dlaczego mama pakuje na wyprawę w środku lata ciepłe ubrania... Drugą wartą zarejestrowania rzeczą był pan, który zdawał się martwić o jego mamę, a to nasunęło mu pytanie, które oczywiście zadał. Reakcją mężczyzny było w pierwszej chwili zaskoczenie, zaraz jednak podszedł i dopytał, o kogo chodzi, a brunecik tylko energicznie przytaknął, potwierdzając domysły ciemnowłosego pana. Co zaskakujące, znał on nie tylko mamę, ale i samego Ryujina! Znał jego imię!
- Opiekował się pan? - powtórzył trochę niepewnie, w końcu mama raczej nie wspominała tamtego czasu. Wiedział właściwie tylko tyle, że jednego dnia urodził się on, a drugiego zmarła ciocia Tensa, którą mama rysowała w notatniku. - Dziadka Yoshiego też pan zna? Też pana uczył pływać, Akarui-san?
Oczywiście, że uścisnął dłoń mężczyzny, uśmiechnął się nawet nieco szerzej. Ten pan znał jego mamę, a nawet dziadka! Czyli wcale nie był nieznajomy, prawda? Zerknął jeszcze na arenę, gdy Sayuri wspomniała coś o pani, która "wygrała z automatu", by zauważyć ciemnowłosą kobietę kontrolującą coś, co wyglądało jak bardzo, bardzo ciemny piach. Ten szybko zniknął w zwojach, a płomiennowłosa zwróciła uwagę chłopca na ćwiartkę jego mamy.
- Oczywiście, że oka-chan jest niesamowita! Mówiłem, że jest super! - wyszczerzył się do reszty towarzystwa.
Oczywiście chwilę wcześnie zwrócił temu białowłosem panu uwagę, że nieładnie tak popychać kolegów i że może to być niebezpieczne. Mężczyzna zmrużył oczy, nazwał malca mądrym (co mu się nawet spodobało!), a potem stwierdził, że Akarui'emu nic by nie było, bo to "wielki pustynny medyk". Gdy nachylił się w jego stronę, mały zauważył trzy mieczyki przy jego pasie.
- Moja oka-chan też ma miecz, tak jak pan - stwierdził z uśmiechem. - A w domu ma inny, który się nazywa... raper? Jakoś tak. Ale nie pozwala mi go ruszać. Należał do mojej cioci.
Chodziło oczywiście o rapier, który Akarui mógł nawet skojarzyć. Maluch jednak nie znał się na broni, nic więc dziwnego, że przekręcił nazwę. Pan od mieczy postanowił opuścić towarzystwo, chyba naprawdę się obraził, skoro nazwał kolegów zdrajcami. Pan Akarui zachęcał go do powrotu, ale nie pobiegł za nim, nie ciągnął z powrotem, a przynajmniej Ryujin tego nie zauważył. Może lepiej, że nie zauważył?
Wygrywa Uchiha Sagisa! - rozległo się nagle, a brunecik momentalnie przylgnął do barierki, wypatrując matki. Nie widział jej, nigdzie jej nie widział. Ale przecież sędzia stał jeszcze na wodzie, więc nie mogła ot tak zniknąć, prawda? Wreszcie się pojawiła! Wynurzyła się z wody, wychodząc na brzeg po dłuższej chwili, ale wyszła!
- Całe szczęście! Martwiłem się, że nie wypłynie! - westchnął z ulgą, patrząc, jak kobieta opuszcza arenę. - Bo oka-chan nie umie pływać. Wiedział pan, Akarui-san? Dziadek mnie nauczył, ale oka-chan nigdy nie wchodzi do wody głębiej. Raz mi mówiła, że wypadła z łódki i prawie się utopiła, chociaż nie było tak głęboko.
Tak, wtedy zdecydowanie nie było głęboko, chociaż ona tego nie wiedziała... Przynajmniej nie w momęcie zderzenia z taflą wody. Ach, te szczegóły~~
- Widzisz, Azuma-onisan? Mówiłem, że moja oka-chan jest taaakaaa silna! - dodał jeszcze, wyszczerzając się do kolegi. Tak, powtarzał to już któryś raz z rzędu. A jednak miał rację.
W wątku:
Ryujin-chan~~ ,
Akarui ,
Yukari ,
Sayuri ,
Kyoushi ,
Azuma
autor: Sagisa
28 mar 2020, o 21:38
Forum: Arena
Temat: [Runda 1] Uchiha Sagisa vs Jun'ichi [ZAKOŃCZONA]
Odpowiedzi: 16
Odsłony: 1936
Nie zawsze wszystko idzie tak, jak się zaplanowało. Los bywa przekorny i przewrotny, Sagisa już wielokrotnie się o tym przekonała. Czy jednak mogła przewidzieć, że to wszystko właśnie tak się skończy?
Postawiła wszystko na jedną kartę. Wiedziała, że jeśli się nie uda, on ją dopadnie i będzie po walce. Dystans był niewielki, a całe zdarzenie działo się w ciągu ułamków sekund. Jej cięcie poprzeczne upstrzone płomieniami, jego pochylenie się i stanowczy krok do przodu. Nie zdążyła uskoczyć, on również nie miał szans na unik. Widziała, jak ogień uderza w jego twarz, moment później sama poczuła uderzenie na wysokości nóg i... wpadła do wody. Powietrze nagle wymknęło się z jej płuc, a ona poczuła ucisk w klatce piersiowej. Tamten cios, ten sam, który posłał ją nad zbiornik wodny - właśnie poczuła jego skutki, a te splotły się z narastającą paniką. Szła na dno. Przegrała.
Czakra! Użyj czakry!
Wewnętrzny głos nieco ją oprzytomnił, pozwolił skupić myśli. Wyczuła stopami dno i zebrała w sobie całą siłę, by się od niego odbić ku powierzchni, ku powietrzu. Wypłynęła, łapiąc gwałtownie powietrze, zakrztusiła się jednak. Klęczała więc teraz na wodzie, kaszląc, i próbowała jakoś zapanować nad oddechem. Dopiero potem zaczęła się rozglądać. Samuraj będący sędzią stał na wodzie, podtrzymując jej przeciwnika. Czyli przerwał starcie? Może to i lepiej? Wygramoliła się na brzeg i wtedy właściwie uderzył w nią chłód. Była przemoczona, a w Yinzin mimo lata było zimno. Okrzyki tłumu słyszała jak przez mgłę, ale nie wiedziała, jaki ostatecznie był wynik. Przegrała przez narażenie życia przeciwnika? Wygrała? Czy to jednak miało większe znaczenie?
- Chyba trochę przesadziłam, przepraszam - odezwała się w końcu, choć głos drżał jej z zimna. - Byłeś naprawdę godnym przeciwnikiem, Jun'ichi-san. Dziękuję, za ten pojedynek.
Wstała nieco chwiejnie, choć mięśnie protestowały, a potem ukłoniła się obojgu. Tak należało, oddać szacunek sędziemu i temu, któremu przyszło się z nią zmierzyć. A potem ruszyła powoli w stronę wyjścia, tego samego, którym tu weszła, a odprowadzały ją wiwaty huczące z przytkanych uszach. Było jej tak cholernie zimno...
[z/t] ->
szpital