Znaleziono 21 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Kuro Yami
14 cze 2022, o 21:54
Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
Temat: Porzucanie kont
Odpowiedzi: 198
Odsłony: 38848
Nick postaci: Kuro Yami
Link do karty postaci: KaPe
Powód porzucenia konta: Nie ma zajawki na granie Kuro Yamim, nie podobają mi się bramy po zmianach, chciałbym porzucić te postać z 100% PH (dam do rozliczenia fabułke z niego, żeby to miało w ogóle sens) i zrobić sobie coś nowego.
autor: Kuro Yami
7 wrz 2021, o 18:50
Forum: Urlopy graczy
Temat: Haruki / Kuro Yami
Odpowiedzi: 2
Odsłony: 329
Imię i nazwisko postaci: Kuro Yami [tylko]
Okres nieobecności: Do końca września
Powód: Czekam na rework bram, by zdecydować co dalej z postacią, więc z Kuro Yamiego po prostu pisać nie będę zbytnio - zwłaszcza teraz.
autor: Kuro Yami
2 wrz 2021, o 04:05
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Wszystko to, co działo się w tej karczmie było po prostu czymś... niewiarygodnym. To było jak spotkanie w tych słynnych kawałach o polaku, czechu i rusku, co to się przypadkiem spotykali i sprawdzali który odjebie większy przekręt. Tak tu, mieliśmy olbrzyma, średniaka i malucha, którzy próbowali się ścigać właściwie to w niewiadomym celu. Po prostu, co jeden to gorszy, albo lepszy. Kaiho oznajmił dumnie, że będzie wspierał olbrzyma na jego drodze do zostania najpotężniejszym wojownikiem. Takim wiecie... męskim! Taijutsu i tylko Taijutsu, cała reszta była dla słabiaków, co to bali się pobrudzić, albo się trochę poobcierać.
- Będę pamiętał, a jak nie dasz rady ich zagryźć po kostkach, to zawsze możesz... no wiesz, w jaja kopa zasadzić czy coś! - powiedział, po czym roześmiał się, szczerząc zęby. Kaiho pomimo pierwszego zgrzytu który między nimi powstał był mimo wszystko bardzo dobrym człowiekiem. Nieco szalonym, o czym zdecydowanie świadczyło wyzwanie Yamiego do walki. Co prawda, arena była dosyć nietypowa, bo mieli uprawiać taijutsu w łóżku, ale dla giganta... każda forma treningu była jak najbardziej mile widziana. Położył dłoń na jego ramieniu, a następnie z dumą w głosie przemówił.
- Ktoś Cie gnębi? - zapytał najpierw pochylając się w jego kierunku. Jego pierwsze zdanie, było niepokojące, a Yami nie lubił, gdy ktoś gnębił jego przyjaciół, zdecydowanie tego nie lubił. - Kto taki? Skuje mu ryj. Nie lubie gdy ktoś gnębi moich przyjaciół! A co dopiero towarzyszy! - warknął, delikatnie ściskając ramię chłopaka, a następnie rozpogodził się, uśmiechnął i poklepał go po ramieniu. - Powiem Ci, że w łóżku jeszcze nie walczyłem, ale zgoda! Przystaje na warunki tego sparingu, będziemy walczyć w łóżku, tylko czyim? Ja mam małą prycz, możesz nie mieć miejsca by zwiewać, ale spoko, pozwolę Ci wybrać! - zaśmiał się, po czym spojrzał na Kaiho, próbując rozgryźć, dlaczego akurat w łóżku. - Będziesz próbował poddać mnie w parterze, co? Pewnie znasz jakieś pokręcone dźwignie albo duszenia. Teraz to nie wiem czy chce z Tobą sparować! No ale z drugiej strony... Żeby być najsilniejszym na świecie, muszę pokonać nawet tych strasznych typów na mojej drodze! Liczę na odrobinę forów! - uśmiechnął się, po czym poklepał go raz jeszcze po ramieniu. Yami wziął sparing całkiem serio, a jego głos właśnie to wskazywał - nie żartował. - Z pewnością gotujesz lepiej niż ja, więc nie ma sprawy. Nie musi być wykwintnie, ważne by było duuuużo! - zaśmiał się kolejny raz. Oh, czuł się przy Kaiho dobrze, był dla niego naprawdę dobrym partnerem do rozmowy. Bo tak jak i Yami, zbyt dużo nie myślał.
- Serio, serio! - dopowiedział jedynie gdy Kaiho zapytał, a natępnie rozsiadł się wygodnie. Własnie miał zobaczyć spektakl, w którym dwójka, przjaciół? Chłopaków? Kolegów? Zreszta, kolokwialny chuj wie, jakie były ich koneksje, a tym bardziej sam Yami nie miał bladego pojęcia co tę parę łączy. Słuchał, głównie z początku, a później układał sobie to wszystko w głowie.
Trójkąt to najlepsza figura... - rozbrzmiało w głowie Yamiego. A on, nie musiał się długo zastanawiać. Kaiho był specem od parteru, zapewne będzie próbował go poddać duszeniem trójkątnym. Bo po co by o tym wspominał? Na pewno chodziło o duszenie trójkątne. Tylko czym będzie je wykonywał? Rękami? Nogami? Kurde, może wykona je zaraz po wyjściu z pozycji żółwia? Kurwa mać, za dużo, za dużo działo się w głowie ciemnoskórego jegomościa. Nagle jego rozmyślania przerwało pytanie Kaiho, na co Yami radośnie zareagował, przecząco kręcąc głową.
- Dobra, wystarczy tych kłótni! - westchnął, wstając od stołu. - Wyprawa dalej aktualna, sparing też! - powiedział, spoglądając na Kaiho i uśmiechając się szeroko. - Co wy na to, by się przejść? Odprowadzimy Kaiho, potem odprowadzę Ciebie Ryuujin, gdziekolwiek nocujesz. Musimy dogadać szczegóły, kiedy wyruszamy i takie tam. To co? Idziemy? - zapytał, po czym zaczekał czy pozostała dwójka wstanie. Jeśli zaś tak się stało, zapewne wyruszyli w kierunku, który wskazał im sam Kaiho - bowiem jego rezydencja była pierwszym przystankiem tej trójki.
autor: Kuro Yami
31 sie 2021, o 02:34
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Jedzenie było zaiste sztuką. Pięć smaków, które sprawiały, że każde danie, nawet na pozór takie same, delikatnie się od siebie różniło. To zaś sprawiało, że ile ludzi - tyle gustów. Jedni lubili słone, inni słodkie - tak jak Kaiho. Jeszcze inni lubili gorzki, bądź kwaśny. Kuro Yami uwielbiał ostre smaki - były dla niego czymś zupełnie normalnym. Nie był zwolennikiem ostrości rzędu tej - nie zjadliwej. Bo przecież jedzenie i zazwyczaj wspólny posiłek, był swego rodzaju celebracją, jednak przebijający się smak salsy sprawiał, że danie dostawało dodatkowego kopa. Było po prostu... lepsze, niż zwykłe krewetki na słodko. Zresztą, z samym ananasem smakowały by nieco słabiej, niż teraz. Co to, to napewno.
Słowa Kaiho na temat tego, czy umie się bić czy nie, spotkały się z nieco zawiedzioną miną Kuro Yamiego. NIe dlatego, ze Kaiho nie nadawał się do bycia jego sparing partnerem, a dlatego, że ten sam Kaiho, który chwilę temu bronił Uchiha mówiąc mu, że nie należy oceniać ich po pozorach, historii i tym podobnych, teraz oceniał samego siebie, po tym jak wyglądał. A przecież nie trzeba być dwu metrowym kolosem, by być świetnym wojownikiem.
- Nie oceniam innych po tym, jak wyglądają. Zwłaszcza gdy chodzi o umiejętności. Z pewnością są ludzie twoich gabarytów, którzy z łatwością skopaliby mi tyłek! - powiedział podekscytowany. To była prawda, gdzieś tam w świecie, był ktoś taki. - Ale zrobie wszystko, by nigdy się to nie stało! - dodał od razu uśmiechając się. Spojrzał na swoje dłonie, słysząc pytanie małego kolegi. Cóż... Czy chciał być duży? On po prostu się taki urodził. Z genetyką nie dało się walczyć, zwłaszcza gdy przychodziło do wzrostu i zdolności przybierania masy mięśniowej, przemiany materii... Podrapał się po brodzie, udając, że się zastanawia.
- Od urodzenia byłem duży. Odkąd pamiętam byłem większy od rówieśników. Nie miałem co do tego wyboru. - powiedział całkiem normalnie, przegryzając krewetką w między czasie. - Zaś co do bycia silnym... To już mój wybór. Takie duże ciało nie mogło się marnować, dlatego zdecydowałem się na rozwój w kierunku taijutsu, zresztą, to chyba do mnie pasuje... Trening własnego ciała, to głównie trening samodyscypliny. Może kiedyś będę mógł z Tobą potrenować. Może Ci się spodoba? - zakończył, a następnie uśmiechnął się i twierdząco skinął głową na retoryczne pytanie Kaiho. Widząc odchodzącego od stołu Ryuujina jedynie skinął w jego kierunku, na znak, by ten sobie nie przeszkadzał.
Rozmowa z Kaiho zaczęła się kleić, nawet zaczął nieco więcej mówić. Z początku zdawał się bardzo zamknięty w sobie, a teraz? Nawet opowiadał Yamiemu o swoim przyjacielu, to było naprawdę miłe i Kuro bardzo się to podobało.
- Wiesz... jak to mówią, na okręcie da się przeżyć bez kapitana i sternika. Da się przeżyć nawet bez nawigatora, ale bez dobrego kucharza, załoga prawdopodobnie umrze z głodu, czy jakoś tak. Dlatego moim zdaniem, musisz z nami iść! Bez kucharza nie damy rady! Nie wszędzie są tak dobre knajpy jak w Raigeki! - powiedział, gdy Kaiho przeciągnął się i wspomniał o swoich wątpliwościach. Kuro Yami coraz bardziej lubił osiołka, cóż. można powiedzieć, że nawet na moment pomyślał, że mógłby się z nim zakumplować? Na pytanie odnośnie tego, czy sam Yami będzie mógł opuścić osadę, chłopak wzruszył ramionami, a później dodał: - Hmm. Wydaje mi się, że nie będzie problemu. Ojciec zapewne planował kilka treningów, ale jeśli potrenuje samemu gdzieś pośrodku pustyni, to wyjdzie tylko lepiej. Wiesz, trening to rutyna - później nawet nie myślisz o tym, że trenujesz.
Na upomnienie odnośnie krewetek zareagował całkiem spokojnie. Odłożył pałeczki opierając je o krawędź półmiska - bo nie miał osobnego talerzyka - tym razem go zabrakło, ale nie przeszkadzało to w niczym. Później obserwował Kaiho, który raz po raz obracał się w stronę baru, kelnerki i Ryuujina. Cóż. Nie do końca rozumiał, co działo się w głowie tego malca, ale wiedział, że nie należy mu przerywać. Nagle jednak wstał, a krzesło zaskrzypiało tak, jak gdyby próbowało wyryć w podłodze cztery, długie i głębokie dziury. Grymas twarzy Kaiho wołał do Yamiego - 'TRZYMAJ MNIE BO ZARAZ JEJ COŚ ZROBIE' albo 'JEMU COŚ ZROBIE' w sumie, nie wiedział dokładnie na kogo był tak wkurzony. Spoglądał w kierunku baru i obserwował te scenę, która z jakiegoś powody wydawała mu się śmieszna. Oparł głowę na splecionych dłoniach, a oczy delikatnie zmrużył. Obserwował dokładnie co wyprawia się przy barze. Gdy Kaiho wrócił do stolika, nie wyglądał na zadowolonego. Yami, jak to Yami, uśmiechnął się do niego niewinnie.
- Mały, wszystko gra? - zapytał unosząc głowę z rąk, tym samem biorąc głęboki wdech. - Jeśli tylko moge Ci jakoś pomóc... Mów śmiało. Zrobie co w mojej mocy, by poprawić Ci humor - w końcu ty poprawiłe mi humor całkiem sprawnie! Bo po tym, co dziś nam zaproponowałeś do jedzenia, czuje się sto razy lepiej. - powieział z troską w głosie. Naprawdę chciał mu pomóc, pocieszyć, a to, że jego osoba była dosyć... niezdarna - to już nieco inna kwestia.
autor: Kuro Yami
30 sie 2021, o 11:30
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Ciężko było... a nie, to nie to...
Dwójka towarzysząca gigantowi przy stole, była jego idealnym kontrastem. Jeden był malutki i słodziutki, może odrobinę głupiutki, zaś drugi... drugi zdawał sie być mądry, spokojny - trzymający rękę na pulsie. Tak chyba najłatwiej możnaby opisać pierwsze wrażenie jakie zrobiła na Kuro Yamim ta dwójka. Czy trafnie? Chyba ta. Umiejętności Ryuujina były ciekawe, choć zgoła odmienne od tych, które posiadał Kuro. Taijutsu stało po drugiej stronie barykady z jakimkolwiek Ninjutsu. Co dopiero z kontrolą papieru czy pieczętowaniem. Były to dwa odbiegłe bieguny, ale czy w dobrej drużynie nie miało tak właśnie być? Mieliśmy drobnego księcia, który dotychczas nie powiedział o swoich zdolnościach nawet słowa, wspierającego mnicha, który z dystansu może wspierać Cie papierowymi tworami, a gdy nadejdzie taka potrzeba - być może wspomóc utworzyć potężną barierę, bądź zapieczętować wszelkie graty, by odciążyć olbrzyma. No i na sam koniec, niczym Guliwer wśród Liliputów, ogromnego Yamiego, który miał być 'szpicą' tej formacji, istnym taranem, niszczącym wrogo nastawionych ludzi - ale jak to on miał w zwyczaju - nie zabijać ich, bo zawsze mogą wrócić silniejsi, by znów się zmierzyć. Drużyna zdawała się być idealnie dobrana - a to wszystko, za sprawą przypadku.
- Można powiedzieć, że nasze zdolności, się... no dopełniają, nie? - powiedział do Ryuujina, a następnie uśmiechnął się w stronę Kaiho, kiwając przecząco głową. Nie potrzebował pocieszenia, to było dawno, a teraz - teraz jego ojciec żył i miał się całkiem dobrze. Po za tym, odpowiedź drobnego chłopca nie satysfakcjonowała zbytnio Yamiego, dlatego też postanowił doprecyzować swoje pytanie. - Nie pytałem przecież co lubisz, a czego nie! Pytałem o zdolności, wiesz - praktyczne rzeczy. Umiesz się bić? Jak opuścimy Raigeki, to kto wie, czy nie spotkamy zaraz wściekłych bandytów, czy innego ustrojstwa. Czasem trzeba się bronić! - zakończył, a jego wzrok przerzucił się na to, co Kaiho przyniósł do stołu. Wyglądało obłędnie, pięknie, skąpane w delikatnie błyszczącym syropie, powstałym z uwalniającego się soku z ananasu, oraz czerwonej, pięknie wyglądającej salsie, która już na sam widok, wypalała język. Oczy Kuro Yamiego zabłyszczały, odbijając blask wszystkich świec wewnątrz budynku. To było takie piękne. Tak bardzo pasujące do Kaiho - drobna przystawka, ułożona pięknie na półmisku, błyszcząca, zupełnie niczym gwiazdy na bezchmurnym niebie.
- To danie wygląda trochę jak Ty, Kaiho. - zaśmiał się cicho, po czym złapał swoimi wielkimi łapskami za pałeczki - bo chyba to był najlepszy sposób na jedzenie tych krewetek. - Drobne, błyszczące. Mam nadzieję, że smakuje równie dobrze! - po tych słowach złapał jedną z krewetek pałeczkami - wybrał taką, która była skompana zarówno w syropie, jak i ostrej salsie. Chciał spróbować dania jako całości, do tego, kawałek ananasa, który 'wspiął się na pałeczki' podczas nabierania. Całość powoli powędrowała do ust giganta, który od spodu podłożył dłoń, by nie ubrudzić stołu. Ogromnymi paluchami wyrwał ogonek, który do spożycia się nie nadawał, a następnie wolno przeżuł. Jego twarz była poważna, a wzrok wbity w Kaiho. Próbował powstrzymać się od uśmiechu, raczej 'gniewnie', spoglądając na chłopaka. Gdy połknął całość, chwilę jeszcze się gapił, po czym zaczął mówić, tak, jak gdyby był zdenerwowany.
- No... Teraz to mnie... - gniewny wyraz twarzy zniknął, a szeroki uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka. Wyszczerzył zęby, będąc zachwyconym. - ... Zaskoczyłeś! To jest świetne. Ten słodki smak, walczący z ostrością. Nie sądziłem, że zjem dziś coś, co dorówna tej wołowinie! Będziesz naszym specem od jedzenia, z Tobą z głodu nie umrzemy, nawet jeśli będziemy zmuszeni jeść w karczmach! Dziękuje! - powiedział, nie czekając dłużej, złapał za kolejną, bo zaraz może ich przecież zabraknąć! Były takie dobre.
autor: Kuro Yami
29 sie 2021, o 17:07
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Rozmowa na nowo się kleiła, a do tego wszystkiego - cała akcja działa się w akompaniamencie soczystej wołowinki. Kuro Yami wbrew temu, co można było o nim myśleć, podczas pierwszego spotkania. Chłopak traktował posiłek z należytym szacunkiem, była to jego energia, a biorąc pod uwagę gabaryty ciemnoskórego - potrzebował tego paliwa całkiem sporo! Teraz, słuchał uważnie tego, co mówił Ryuujin, na akceptację jego 'podania' do tej 'wedrownej trupy', jedynie uśmiechnął się szeroko, kiwając głową. Nie było powodu by cokolwiek mówić. Do tego, Ryuu i Kaiho zaczęli gadać o garbatych koniach. Mało go to interesowało - w końcu taki olbrzym i tak zarabowałby konia czy nawet tego garbatego konia, był skazany na pieszą wędrówkę, ewentualnie wędrówkę na wozach. Nigdy nie był na pustyni, toteż opcja wyprawy w tak trudny teren wydawała mu się być wręcz idealna - taki teren wręcz sprzyjał do zwiększania krzepy.
Kiedy Kaiho opowiedział o wielbłądach, czy tam garbatych koniach, a Ryuujin dopowiedział nieco o swoim pochodzeniu, Yami z uśmiechem kończył swoją porcję. Było tego naprawdę dużo - ale mimo wszystko był w stanie coś jeszcze zjeść. Przymknął oczy, uśmiechając się.
- Taaaa, ta wołowina to dzieło sztuki. - powiedział cicho, po czym poprawił się na krześle. - Kaminari prowadzą zmasowaną ofensywę na posterunki Uchiha. Nie ma kogo bronić w Raigeki, a Doko, nie są tak radośnie wysyłani na front. Wydaje mi się, że nie oberwie się ani mi, ani Kaiho, jeśli opuścimy osadę na kilka tygodni. - powiedział spokojnie, a następnie przytaknął głową. - Masz rację... Jeśli mamy ruszyć razem, lepiej będzie nieco lepiej się poznać... Kami, tak? Potrafisz składać papierowe motyle i inne takie? Brzmi spoko. - powiedział cicho, tak by reszta stolików nie słyszała - ludzie nie lubili gdy głośno mówiono o ich zdolnościach. Następnie poprawił się, wskazując na siebie. - No, to moje imię już znacie, a co do zdolności, to jestem medycznym shinobi, wspomagającym się iluzją, do tego potrafię korzystać z Rantonu! - zaśmiał się, po czym sprostował oczywisty żart. - A tak serio, to po prostu walczę wręcz. I tyle.
Żart może nie był najlepszy.... Ale przynajmniej jakiś był! Kiedy Kaiho wstał od stołu, Yami uśmiechnął się. W końcu miał zamówić jedzonko, a jedzonko... oznaczało kolejną dawkę energii i hormonów szczęścia. Gdy wrócił do stolika Kuro na moment się zastanowił, drapiąc po podbródku.
- Może Kurczak Katsu Curry? Albo... alboo... może Ty coś wybierz Kaiho? Masz świetny gust, z pewnością będzie smaczne! - powiedział olbrzym, po czym nalał sobie kubek wody, by zmoczyć nieco gardło. Pytanie Ryuujina nie było wcale takie proste. A Yami nie chciał psuć kolejny raz atmosfery. No ale, obiecał powiedzieć co i jak, by mogli ruszyć razem w podróż. Prawda? Prawda. Dlatego gdy Kaiho wrócił do stołu, Czarnoskóry położył spokojnie ręce na blacie, po czym spokojnym głosem zaczął mówić.
- Mój ojciec pochodzi ze szczepu Juugo, jednak nie posiada ich Kekkei Genkai, był jedynym wśród trójki rodzeństwa, który nie opanował zdolności klanowej. Ciężką pracą i tysiącami godzin treningów doprowadził swoje ciało do perfekcji. Jest najpotężniejszym człowiekiem jakiego znam - jeśli chodzi o sztuki walki. Nie dorastam mu do pięt. Moja mama za to, jest rodowitą Kaminari. Poznali się w Ryuuzaku, w knajpie, tak jak my teraz. Ojciec przysiadł się do niej, oferując jej obiad, czy coś. Nie pamiętam. - powiedział, a następnie spojrzał na Kaiho. - Nie chce być wścibski, ale chętnie dowiedziałbym się czegoś o Tobie. Nie mówiąc już o tym, że przetestowałbym Twoje zdolności kulinarne, ale na to, będziemy musieli chyba zaczekać, do wyruszenia na pustynię! - powiedział uśmiechając się szeroko. Pomimo początkowej niechęci do karzełka, ten zdawał się być bardzo ciekawym człowiekiem. Jakie talenty skrywało to malutkie ciało?
autor: Kuro Yami
27 sie 2021, o 18:38
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Olbrzym słuchał uważnie tego Ryuujina, kiwając głową, w górę i w dół. Normalnie, można by sobie pomyśleć, że Kuro Yami wszystko zrozumiał i wszystko grało, on jednak próbował sobie to wszystko poukładać w tej swojej ogromnej głowie, wypełnionym zdecydowanie zbyt małym mózgiem. Kiedy Ryuujin wstał od stołu, można powiedzieć, że pogodzili się z Kaiho. Yami jednak nie uważał, by kiedykolwiek się pokłócili, a raczej - po prostu doszło do pewnego nieporozumienia. Mnich obieżyświat odebrał półmiski z jadłem i wrócił do stołu, na to Kuro Yami jedynie szeroko się uśmiechnął. Wziął głeboki wdech przez nos, wsysając wręcz aromaty, z zamkniętymi oczami. Talerz wyglądał na całkiem spory, a gigan nie mógł się doczekać by tego spróbować.
- Pachnie nieźle! Smacznego! - powiedział wesoło, po czym przeszedł do spróbowania, a jego usta ułożyły się w szeroki uśmiech, zamknięte oczy. - Ooh, to jest świetne! Kaiho masz naprawdę dobry gust! - Dopowiedział, po czym przeszedł do jedzenia, bez zachwytów. Jadł w miarę kultularnie, nie robiąc kłopotu pozostałej dwójce. Kiedy wreszcie mógł na chwilę odetchnąć, odsapnąć i po prostu napić się wody, spojrzał na Ryuujina i uniósł brew, przecierając nadgarstkiem usta. Spojrzał podekscytowanym wzrokiem na Ryuujina.
- W sumie, skoro chcesz zwiedzić świat, to może mógłbym ruszyć z Tobą? Zobaczyć kawałek świata, sprawdzić jak wyglądają inne tereny, poza Antai. Co Ty na to? - zapytał, biorąc kilka kolejnych kęsów pysznego mięska. - Pewnie spotkalibyśmy wielu silnych ludzi, chętnie bym się z nimi zmierzył. - zapytał, a zaraz po tym zaczął dalej jeść. Jedzonko było tak dobre, że absorbowało całą jego uwagę.
autor: Kuro Yami
25 sie 2021, o 18:13
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Na informację o tym, że być może niektóre z bóstw same będą chciały stanąc z Kuro Yamim do walki gdy ten będzie wystarczająco potężny, jego oczy zaświeciły się. Rozszerzyły, a blask który z nich bił, był nie do opisania. To była świetna wiadomość. Uśmiech na twarzy poszerzył się, a dłoń Yamiego mimowolnie, jakby instynktownie zacisnęłą się w piąstke. Zaraz po tym, padło pytanie Kaiho - na które sam Yami nie znał odpowiedzi, a mimo to spróbował mu odpowiedzieć.
- To świetna wiadomość Ryuu! Nie moge się doczekać! - chwilę zastanawiając się dodał. - Z każdym, który tylko będzie chciał się zmierzyć! Im silniejszy tym lepiej! Mam nadzieję, że nie ma wśród bogów cykorów, bo to byłoby słabe! - powiedział pełen dumy. On naprawdę myślał, że uda mu się zmierzyć z którymś z bożków. Cóż, jego mały mózg nie przyswoił jeszcze informacji, że Bogowie nie istnieją naprawdę, a są jedynie istotami żyjącymi w bajkach i legendach. Nie było to jednak dla niego problemem. Jak nie z Bogami to zawsze może tłuc się z ich sługami. Na przykład, z Kurogane!
Na informację o imieniu, jedynie kiwnął głową, a później doszło do sprzeczki. Ryuujin widocznie chciał temu wszystkiemu zapobiec, zaś sam Kaiho powiedział coś, czego Kuro Yami nie był w stanie zrozumieć. Nie należał on do zbyt inteligentnych jednostek, dla niego liczyła się siła i tylko siła, a nie jakieś kłanianie się, bo być może spotkamy kogoś drugi raz. W sumie jego zdaniem, lepiej byłoby spuścić takiej osobie niezły łomot, by kolejnym razem witała nas na klęczkach, zamiast samemu się kłaniać. W końcu silniejszy zawsze ma rację. Zaciął się na moment, wydając z siebie jedynie krótkie, nieprzerwane żadnym słowem 'eee, yyy, aaa'. Machnął ręką, po czym spojrzał na Ryuujina, później kolejno na Kaiho.
- Przecież można ich wszystkich pokonać, a wtedy gdy będziesz wracał... albo będą chcieli Ci oddać i zlejesz ich drugi raz, albo z szacunkiem będą Ci się kłaniać. To proste. - powiedział całkiem poważnie, nie rozumiał, dlaczego ktoś chciałby się kłaniać przed kimś, kto nawet nie jest jego znajomym. Nie jest przełożonym bądź przyjacielem. - Zresztą, szacunek zdobywa się przez zasługi i siłę, a nie pokłony. - zakończył. Miał rację, a nawet, jeśli jej nie miał, to według niego ją miał.
Nie można było winić Kaiho za to, że oceniał w ten sposób Yamiego. Miał sporo racji, jednak mylił się co do tego, że Kuro chciał zabijać za klan, ku chwale większego dobra. On wcale nie chciał zabijać. Zabicie przeciwnika oznaczało koniec. Brak możliwości wzięcia rewanżu. Kiedy dla samuraja, zabicie przeciwnika to sprawa honoru, tak dla Kuro Yamiego, pozostawienie rywala przy życiu, było największą oznaką szacunku. Nawet wbrew jego woli - bo przecież tylko w ten sposób, mógł zasiać w kimś słabszym ziarno motywacji, motywacji do tego, by kiedyś wrócić i go pokonać. Taki był, po prostu. Nienawidził Uchiha z innego powodu. Może i był głupi, jednak dobrze znał historię swojej rodziny. Wiedział, co Uchiha zrobili z braćmi jego ojca, jak wykorzystali ich w bestialskim planie, podczas tworzenia ogromnego działa chakry. Nie miał jednak zamiaru tutaj rozdrapywać tych starych ran. Nie chciał też kłócić się z Kaiho, bo nie to było jego celem. On po prostu chciał zjeść, a że udało mu się znaleźć towarzystwo - było tylko lepiej. Jedno niefortunne pytanie Ryuujina nie mogło wszystkiego popsuć. Miał przynajmniej taką nadzieję. Wysłuchał kolejno Ryuujina, a później Kaiho, po czym uśmiechając się kiwnął głową w stronę obu.
- Rozumiem... - przymknął na moment oczy, po czym spojrzał na Kaiho, wyciągając w jego kierunku dłoń. - Ochrona Raigeki i swoich bliskich to coś, co zasługuje na szacunek. Źle Cie oceniłem! Wybacz mój poprzedni wybuch agresji... mój ojciec - cóż, miał to szczęście, być częścią szczepu, który dawniej był wykorzystywany przez Uchiha. Stąd ta niechęć. - zaczekał, aż drobna dłoń uściśnie jego rękę, a jeżeli tak się nie stanie, wycofa ją po paru chwilach. Następnie jednak zwrócił się w kierunku Ryuujina, unosząc delikatnie brew. - Podróż po świecie? Mówiłeś, że jesteś mnichem, twoja świątynia Cie nie potrzebuje? Myślałem, że jedyne co robicie, to pilnujecie miejsc kultu Bogów. Swoją drogą, po co pilnować miejsca, które są własnością tak potężnych istot... - zastanowił się, zadając na koniec niedokończone pytanie, podrapał się po głowie, spoglądając w stronę baru. Robił się głodny!
autor: Kuro Yami
24 sie 2021, o 21:44
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Ryuujin zdawał się być tym, lubiącym dużo gadać, zaś Kaiho... cóż, lubił gadać, ale chyba nie tak dużo. W każdym razie, to z Ryuujinem lepiej się dogadywali, przynajmniej narazie - pierwsze wrażenie było dużo lepsze ze strony Kurogane, niżeli Itazury. Po za tym, mieli dużo wspólnego! Ryuu również sporo trenował, ale Yami nie mógł znaleźć żadnych oznak tych treningów. Nie był ani wielki, ani poharatany tak jak on. Nie miał też ze sobą katany, kija, czy jakiejkolwiek broni. Co więc trenował? Spokój ducha? Może był jednym z tych 'wojowników', co woleli bawić się chakrą wypluwając hektolitry wody, albo kule ognia. Kuro yami czasem zapominał, że tacy wojownicy w ich czasach, to normalność. Nawet większa niż prawdziwi mężczyźni, walczący na pięści.
- Nie jestem żaden pan. Jestem Yami i tyle, albo Kuro, jak Ci wygodniej. - upomniał go, gdy ten próbował zwrócić się do niego formalnie. - Widzisz, a ja to bym nawet spróbował, ale bez rozwalania świątyni. Sprawdzić się z tym Waszym Bogiem, zobaczyć który jest silniejszy, szybszy! Musisz mnie kiedyś do niego zabrać, bo jak bronisz jego świątyń, to musisz wiedzieć gdzie go szukać! Jak kiedyś będę wystarczająco silny, by się z nim zmierzyć, zabierzesz mnie do niego! Wtedy przekonamy się, czy jest się czego bać! - powiedział uśmiechając się szeroko na koniec. Był pewny siebie. Przekonany, że skopałby tyłek temu całemu bóstwu, któremu służyć miał Ryuujin, kimkolwiek był ten bożek.
Później Ryuujin zniknął, a on został sam na sam z Kaiho. Ta komiczna sytuacja sprawiła, że przynajmniej poznał jego imię, imię i nazwisko. Słysząc, że Kaiho lubi dużych chłopców, delikatnie się wzdrygnął. Przestraszył. Zmróżył oczy i dopiero teraz połapał co tu się odpierdala. Sukienka, kobiece rysy. Itazura wcale nie był chłopakiem? Podrapał się po swojej łysej czasce, gdy ten już się przedstawił. Te kuszące gesty, to wszystko, było po prostu dziwne, a Yami nigdy się z czymś takim nie spotkał.
- Zaraz, zaraz. Kaiho, to męskie imię? - zapytał, próbując zrozumiec co się tu odpierdziela. Czekając na odpowiedź, wreszcie do stołu wrócił Ryuujin, a wtedy też mógł powiedzieć co wiedział o wojnie. Zapytać Kaiho, co o tym myśli. No i w gruncie rzeczy, tak się stało, a potem Itazura postanowił odpowiedzieć Yamiemu, w dosyć, ostry sposób. Yami zaparł się rękoma, ignorując chwilowo słowa wypowiadane przez smoka.
- Sugerujesz, że jestem idiotą? Posłuchaj... ludzie się nie zmieniają, źli zawsze będą źli, słabi będą słabi, a pyskaci, zawsze będą pyskaci. - powiedział, luzując dłoń. Prostując palce, a następnie nachylił się w kierunku Kaiho. - Każdy, każdy jest lepszy od tego kurestwa, które niewoli szczepy, wykorzystuje innych, manipuluje, a na koniec prowadzi do ciągłych wojen, więc nie pierdol mi tu, że jestem taki jak oni. - powiedział całkiem wkurzonym głosem, cofając się i odwracając głowę w stronę Ryuujina. Oczywiście słyszał jego pytanie - oba pytania, ale najpierw musiał zająć się utemperowaniem jego małego kolegi, bądź koleżanki, bóg wie.
- Sam się tak pokiereszowałem, trenowałem z moim ojcem, spuścił mi srogi wpierdziel. Powiem szczerze, że całkiem ostro mnie poobijał, a do tego wszystkiego, korzystanie z stu procent siły, jest bardzo problematyczne! Normalnie używasz tylko kilkudziesięciu procent, wiedziałeś o tym? Trzeba się odblokować, by móc wyzwolić potencjał. Nigdy nie byłem tak zmęczony jak dzisiejszego poranka! - powiedział już całkiem normalnym głosem. Nie będzie się gniewał przez hipokryzję Kaiho w nieskończoność, chociaż może powie coś równie mądrego co przed chwilą, wtedy może sprawdzą, czy karzełki z Raigeki potrafią latać. - Plany? Bo ja wiem, walczyć. Trenować! Zostać najsilniejszym człowiekiem na świecie, taa. To byłoby coś. - zakończył rozsiadając się wygodnie, spoglądając przed siebie. Rozmarzył się na moment, a następnie przerzucił wzrok na Kaiho, później na Ryuujina. - Długo się znacie? No i jakie są wasze plany? - zakończył, wzdychając lekko.
autor: Kuro Yami
24 sie 2021, o 17:13
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Na szczęście nie przegonili go z tego stolika! Pomimo bycia olbrzymem, nie mieli nic przeciwko, by ten się przysiadł. Widząc te wszystkie formalne gesty Ryuujina, Yami delikatnie przekręcił głowe, uśmiechając się do niego. Zaśmiał się też cicho, słysząc jak formalnie się przedstawił. Dla niego, Ci wszyscy bogowie - po prostu byli jakąś bajką, sprzedawaną małym dzieciakom, by Ci nabrali respektu do różnych spraw.
- Mnich! - powiedział podekscytowany, uderzając delikatnie pięścią w stół. - Skoro jesteś mnichem, musisz sporo trenować! By móc bronić swoich, tych, no! Świątyń! - dopowiedział nieco ciszej, równie podekscytowany. Pierwszy raz spotkał mnicha, do tego mnicha który proponował mu jadło. Czy mogło być lepiej? Uśmiechnął się do niego, kiwając twierdząco głową, zaraz po tym dodając. - Tak, z chęcią. Zjem cokolwiek, by nieco się zregenerować, dostałem dzisiaj nieźle w kość. - westchnął, zdejmując dłonie ze stołu. Były zniszczone, knykcie były zdarte, a wewnętrzna strona dłoni była mocno zaczerwieniona od przetarć. Treningi Taijutsu wymagały od niego sporo poświęceń, a ceną za siłę i krzepę, były między innymi te małe 'rany wojenne.' Kiedy Ryuujin odszedł, spojrzał na Itazurę, ten zdawał się nieobecny.
- Kaminari, co? Zawsze jesteś taki nieobecny? Imię, jak masz na imię? - zapytał spoglądając na Kaiho. Przyjrzał się mu bliżej, mrużąc odrobinę oczy. - Cały czas się na mnie gapisz. Jesteś z Raigeki, a dziwi Cie ciemnoskóry gość?! - zapytał odchylając delikatnie głowę do tyłu, gapiąc się na drobnego chłopaczka, dokładnie tak samo, jak on gapił się na Yamiego. - I co? Też mogę się na Ciebie gapić! Jesteś mały! Bardzo mały, nigdy nie widziałem kogoś tak małego! - powiedział głośno, jakby z wyrzutem, po czym jego potężna prawa dłoń uderzyła Kaiho w bark. Delikatnie, po przyjacielsku. Nie chciał zrobić mu krzywdy, a jedynie pokazać, że po prostu sobie żartuje. - Zgrywam się! No, ale fajnie by było, gdybyś chociaż powiedział jak masz na imię! - zakończył, spoglądając na nadciągającego spod baru Ryuujina.
Usłyszał pytanie o wojnę i pokręcił przecząco głową. Nie był na froncie i nie wybierał się tam - przynajmniej nie teraz. W końcu zanim ruszy na front, musi być wystarczająco silny, by nie paść jak kawka od pierwszego lepszego uchihy. Uśmiechnął się do niego szczodrze, a następnie pogładził swój wąski wąs, palcem wskazującym. Położył swoje ręce na udach, wzruszając ramionami.
- Nie. Nie walczyłem z Uchiha, ale zgodnie z tym, co mówią, wojna jest słuszna. Próbowali sabotować całą ludzkość! Nie pierwszy raz! - spojrzał na Kaiho, po czym zwrócił się do niego. - A Ty? Co myślisz o tym plugawym klanie z Sogen? Parszywi ludzie, zawsze z nimi kłopot! Od zawsze było między Antai, a Sogen gorąco, teraz wreszcie to wszystko się skończy. Jeszcze kilka tygodni, może miesięcy i wszystkich zatłuką. Nasi podobno wygrywają, ale bóg wie, ile w tym prawdy. - zakończył, czekając na to, co na ten temat powie Kaiho. No i co odpowie Ryuujin. Poznanie mnicha i takiego małego szkraba jak Itazura, było nie lada niespodzianką. Ciekawe co jeszcze przyniesie ten dzień.
autor: Kuro Yami
23 sie 2021, o 16:29
Forum: Raigeki (Osada Rodu Kaminari)
Temat: Knajpka Kitsurai
Odpowiedzi: 306
Odsłony: 36905
Po wyczerpującym treningu, nieco zmarnowany Kuro Yami - gdy już ogarnął się w domu i pozbierał się do kupy, ruszył powolnym i ślamazarnym krokiem przez ulice osady Raigeki, rozglądając się za ciekawym miejscem, w którym mógłby dobrze zjeść. Pierwszym punktem, jaki rzucił mu się w oczy była właśnie knajpka Kitsurai, usadowiona na uboczu osady, praktycznie rzut beretem od wyjścia z wioski. Kuro Yami nie bywał tu często, ale pamiętał, że taka knajpa istnieje, no i co najważniejsze - posiadali całkiem dobrego kucharza, który jeszcze nigdy go nie zawiódł, dlatego właśnie tam ruszył na pierwszy ogień. Chciał dobrze źjeść, a w sprawdzonym miejscu, istniała dużo większa szansa na to, że naje się i będzie smacznie. Był w kiepskim humorze, bo jego ostatni trening uświadomił mu, jak żałośnie słabą istotką był. To był dopiero pierwszy krok w drodze do zostania potężnym wojownikiem, a on niemalże padł z wyczerpania - było mu po prostu wstyd.
Wchodząc do lokalu musiał nieźle się pochylić, drzwi nie były przystosowane do tak ogromnych ludzi, a pierwsze co rzuciło się w jego oczy, to całkiem spora liczba zajętych stolików. Jedne były mniejsze, inne większe, jedne zajęte pod korek, a inne... no właśnie, inne miały wolne miejsca. Yami będąc raczej prostym chłopem. Widząc dwóch gości - tak, chyba gości, oboje mieli nieco długie włosy, do tego wszystkiego wyglądali trochę... zniewieściale, ale zdecydowanie byli mężczyznami, zajmującymi we dwójkę spory - pięcio osobowy stolik gigant ruszył w ich kierunku mierząc ich całkiem życzliwym spojrzeniem. Zbliżał się zza pleców Kaiho, od razu rozkładając dłonie szeroko, tak by Ryuujin od razu wiedział, że olbrzym pomimo swojego wyglądu, nie zamierza zrobić nikomu krzywdy... ludzie tacy byli, że widząc ogromnego chłopa, z łysą banią od razu myśleli, że ten chce zrobić coś złego.
- Emm, tego. Miejsc wolnych brakuje, moge się dosiąść? Widze, że też jeszcze nic nie zamówiliście. - powiedział swoim lekko zachrypniętym głosem , zaraz po tym, nie czekając jeszcze na odpowiedź przyjrzał się bliżej siedzącemu przed nim Ryuujinowi. - Mają tu całkiem dobre mięso! Zresztą, mięso zawsze jest dobre! - dodał, przechodząc w stronę wolnego siedzenia, rozsiadł się wygodnie wzdychając ciężko, położył swoją ogromną dłoń i rękę na stole, zaś drugą podrapał się po brodzie.
- Ayaya, wszystko mnie boli... Skoro już siedzimy przy jednym stole... to wypadałoby się przedstawić, jestem Kuro Yami, wojownik klanu Kaminari! - powiedział dumnie, składając dłoń w piąstkę z wyciągniętym kciukiem, a następnie wskazał na siebie, by chwilę później spokojnie odłożyć dłoń na stół. - A Wy? Ty wyglądasz na kogoś, kto mógłby być Kaminari! - wskazał na Kaiho, widząc jego ciemną karnację, oczy co prawda były jakieś takie... dziwne, ale cała reszta pasowała. Przeniósł wzrok na Ryuujina, mrużąc oczy.- A, Ty? Nie jesteś stąd... Przypominasz trochę Uchiha, czarne włosy, blada cera, do tego czarne włosy... No ale, Uchiha być nie możesz, dawno byłbyś martwy. Skąd jesteś? - zapytał, jak gdyby nigdy nic, to wcale nie tak, że kilka sekund wcześniej, porównał go do największego raka wietrznych równin, który miejmy nadzieję, lada moment zostanie usunięty.
Spojrzał raz jeszcze w stronę baru i na swoich nowych rozmówców. Cóż, czy tego chcieli czy nie, mieli teraz nowego towarzysza. Olbrzym co prawda nie zamierzał z nimi walczyć o miejsce przy stole, ale skoro już się przysiadł, to miał zamiar z nimi zjeść, być może pogadać. Nowi ludzie to nowe wyzwania! Zastanawiał się, który z nich jest najsilniejszy, może po posiłku uda im się umówić na wspólny trening taijutsu?