To było dla niego trudne, co nie oznaczało, że niewykonalne i że nie mógł tego zrobić. Dostosować plan tak, żeby każdy miał w nim swoje miejsce. Lubił przecież, kiedy wszystko szło od linijki, tak jak przewidział, tak jak miało iść. Nie zawsze się to udawało. W tym wypadku nawet nie wiedział, jak linijkę ułożyć. Irytowało go to i przeszkadzało. Napotykanie ściany za każdym razem, kiedy myślał, jak dobrze ustawić rękę i że to by się nawet sprawdziło... I nagle jego mózg dochodził do wniosku, żeby zostawić to dziełu przypadku. A raczej ręce boskiej - przeznaczeniu. I tak... gdzieś pomiędzy decyzjom ich wrogów, ale to już taka tam mała, nieważna sprawa. Kto by się przejmował tym, co myśli twój przeciwnik. Kiedy wrogów było zbyt wielu, najlepiej było ich eliminować po kolei. Ciężko powiedzieć, jak bardzo byli zgrani. Jak dobrze pracowali jako grupa. Czy ich umiejętności się doskonale uzupełniały, czy może rozumieli się bez problemu, albo każdy z nich nawykł do działania samodzielnie? Jak zresztą większość ninja. Walka wymagała zazwyczaj lat wyszkolenia, żeby nie wchodzić sobie w drogę i nie stanowić wzajemnego zagrożenia, ale były też takie osoby, które rozumiały się bez problemu od razu. Czarnowłosy poczuł presję czasu z myślą, że za godzinę miało zacząć mglić, sądząc po obecnym stanie pogody. Wtedy już zupełnie będą mieli ograniczone pole działania - tak jak ich przeciwnicy, co prawda, ale to oni będą na swoim terenie. Shikarui nigdy nie czuł się pewnie wchodząc do legowiska innego lwa. Dlatego też nie lubił robić fanfar i widowiska na wejściu, bo traciło się najważniejsze - element zaskoczenia. Tym nie mniej gdyby przeciwnicy uwierzyli, że napastnik jest tylko jeden... i pozostali się w międzyczasie zdążyli przygotować...
- Nie "w" tunelu. To będzie niebezpieczne. Przy wyjściu z tunelu. Jeśli uwierzą, że jest jeden napastnik, wy możecie zaatakować z ukrycia. Idzie mgła, trzeba rozważyć, czy chcemy śpieszyć przed nią, podczas niej, czy przeczekać ją. - Przeszło mu przez myśl zabezpieczenie tunelu kryształem, ale, o zgrozo, za dużo chakry by to zżarło. Odpadało innymi słowy. Znaczy - nie żeby Shikarui nie był gotów tu pracować dzień i noc tylko po to, żeby mieć idealnie przygotowaną scenę. To było całkowicie w jego stylu. Ale to było raczej zbędne. Należało tylko zaplanować wszystko tak, żeby wszyscy nie skończyli we własnej pułapce. A tym właśnie był tunel... tunel... TUNEL... - Wędrówka tunelem to zły pomysł, przejdę górą. - Powiedział z niemal niebywałym dla siebie entuzjazmem. Wszystko pięknie fajnie, ale nie uwzględnił jednego w zastanowieniu się nad BEZPIECZNYM przejściem. I teraz to do niego dotarło. Że NIE BYŁO TAKIEJ OPCJI, żeby kogokolwiek go wcisnął do tego tunelu. A niechby i miał zdechnąć, ale on tam NIE WEJDZIE. Koniec. Kropka. Tam Szatan mieszkał, całkiem niebezpiecznie było. Aleee jego towarzysze mogli nim przejść!
- Tak. - Kiwnął w kierunku Shibusawy. Myślał o czymś podobnym... podobnym. Bo chciał przede wszystkim, zgodnie z życzeniem Asaki, oddzielić potencjalnych przeciwników od tłumu. Kiedy tak o tym myślał, zastanawiając się nad "za" i "przeciw" temu, co jeszcze planem nie było, a ledwo jego rozrysowaniem, zastanawiał się nad tym, że tam, matki i ojcowie... dziecko pozbawione rodziców. Huh. To było bardzo dziwne uczucie. Zadziwiająco ostudzające. Choć, spokojnie, nie na tyle, żeby zabrakło mu apetytu na wojnę!
Shikarui dał się zaskoczyć, że nie byli przy samym tunelu. Jak to się stało - ja nie wiem.
Kiwnął tylko głową, żeby podejść bliżej. Przecież taki był ich cel. Co prawda Sanada chciał odpocząć chwilę, ale przy wizji świata tonącego we mgle jakoś to odpadało.
- Myślałem o rozdzieleniu przeciwników. Nie znamy ich umiejętności i nie wiemy, czy nie współpracują dobrze. Zamknąć. Zająłbym ich. Tunel ma [tu wstaw ile ma jak Natsu powie ile]. - Kto jak kto, ale Asaka i Shikarui wiedzieli doskonale, że nie ma nic bardziej zabójczego niż zgrani ze sobą shinobi. - Jeśli wchodzimy z hukiem to bez przekradania się grupą. Nie damy im czasu na przegrupowanie. Ich lider opanuje chaos. Wybijemy przeciwników i zdobędziemy twoją zgubę. - Przede wszystkim nie było takiej możliwości, żeby Shikarui wypuścił ofiarę ze swoich łap. Tutaj miał każdy zginąć, kto był chętny do walki. Ocalony przeciwnik to potencjalna zemsta - więc problemy. Sanadzie dobrze się żyło, bo nie miał wrogów. Nie miał ich, bo każdy został zabity. Wyjątkiem był Seinaru... ale, ach, on był innym tematem. Klepsydra była innym tematem. Mimo wszystko nie zapomniał, kto się za nim wstawił. - Ze względu na działanie na terenie wroga i ich dużą ilość tworzenie precyzyjnego planu będzie mylące. - Wyjaśnił. - Musimy dopasować się do ruchów wroga. Wejdę pod Henge no Jutsu za jednego z ich ninja do strażników przy bramie, zabiję ich. Będziemy mieli czysty teren za plecami. Potem można namierzyć jednego z nich, żeby wysadzić go notką. Cokolwiek, co zrobi hałas i zamieszanie. Shibusawa może stanowić wabik, kiedy rozpocznę przedstawienie. Uwierzą, że to twoja strzała, jesteś łucznikiem. Gdybyś ich zatrzymał rozmową, Asaka miałaby chwilę na stworzenie kryształu. Na tym kończy się moje wyobrażenie tej sytuacji. - I dalej nie potrafił jej nawet układać, bo... wszystko było niewiadomą. A pewnie i tak się nadenerwuje, że wszystko poszło inaczej! Jego wzrok skupił się na Asace. Czekał na jej poprawki w planie, albo uwagi, albo że jej się to nie podoba. Znaczy - co tu jest do podobania się. Mimo wszystko szli na dość trudną przeprawę. Shikarui jednak nie potrafił w sobie odnaleźć strachu. Szukał go i szukał... ale go tam nie było. Jego wiernego, ciągle mu towarzyszącego strachu przed śmiercią. Była tylko gotowość. Nawet jeśli jego mózg krzyczał, że każdy tam może być lepszym ninja niż on... nie potrafił tego odczuć. Kolejne dziwne uczucie do kolekcji. Tylko... czemu się dziwisz, kiedy walczyłeś już z dwoma bijuu, zmutowanymi Juugo i... ach. Mieli naprawdę szalone życie z Asaką, nawet jak na ninja.