Przechadzka obok bagienka zakończyła się pod jednym z dwóch budynków. Niestety pierwszy był zawalony, ale drugi oparł się próbie czasu. Tak samo jak coś, co blokowało wejście do środka. Całe szczęście los pierwszy raz dał białowłosemu wyzwanie, do którego był stworzony. Siły to on miał, więc plan był banalny - skorzystać z niej. Problemem był jedynie huk, którego powinni na ogół unikać. Kanamura odwrócił się od drzwi, mając zamiar obejść budynek dookoła, szukając jakiegoś okienka czy może dziury w dachu, by wślizgnąć się do środka, nie hałasując, ale szybko zrezygnował. Właściwie najpierw nie zrozumiał dlaczego i co się wydarzyło. Ktoś stał na dachu budynku, wyglądał jak jeden z którejś z grup, a wtedy Shikarui nagle się pojawił obok niego i odrąbał mu rękę. O co chodziło? Akurat w tym samym momencie z domu wychodzili wszyscy z jego grupy i to w nich dopiero znalazł potwierdzenie, że rozgrywające się sceny nie są iluzją. Początkowo założył, że to właśnie te duchy, o których wcześniej słyszeli. Miał się nie przejmować, ale teraz okazywało się, że znów dochodziło do walki między sojusznikami.
Kaiko stał jak słup, obserwując wydarzenia na dachu. W jego głowie roiło się teraz od pytań, których nigdy wcześniej sobie nie zadał. Czy bycie ninja wymaga brutalności? Czy shinobi jest uczony usuwać każdą przeszkodę ze swej drogi? Czy kierują się po trupach do celu? Im dłużej z nimi przebywał, tym większe miał wrażenie, że ninja wcale nie są tymi, za których ich uważał. A to oznaczało, że jego marzenie zaczynało mu ciążyć. Czy chciał zostać kimś takim? Nie potrafiącym znaleźć innego rozwiązania poza przemocą? W jednej chwili pomagającemu innym, a w drugiej odbierającemu życie sojusznikowi? Docierało do niego jakże był naiwny. Dotychczas dla Kaiko bycie ninja było synonimem bycia bohaterem, osobą prawą, sojusznikiem uciśnionych i katem uciskających. Teraz przed oczyma miał prawdziwy obraz znaczenia "być ninja".
Pozbawiony ręki młodzieniec od razu wypuścił piasek, na co Shikarui zdawał się za moment zareagować. W tym momencie do konfliktu zaczęły dołączać kolejne osoby. Młody szermierz dalej patrzył, nawet nie mrugając. Czuł narastającą w sobie złość. Złość na innych, że zrujnowali mu marzenia. Złość na sojuszników, że nie potrafią na moment zostać drużyną. Złość na siebie, że był taki naiwny. Jego zaciśnięte zęby aż trzeszczały, a skóra na dłoniach i rękojeściach shuang gou skrzypiała. Co zamierzał zrobić z tą agresją? Coś zdecydowanie bardziej rozsądnego, niż reszta. Szalę goryczy przelał Hikari, który w końcu zaczął wydmuchiwać ogień, niszcząc w ten sposób resztki zaufania do kogokolwiek, kogo tu poznał. Odwrócił się na pięcie i podszedł znów do zamkniętych drzwi, przed którymi stanął pewnie, twardo na nogach. Hałas teraz nie był problemem. Jego sojusznicy byli mniej przejęci życiem innych, ale także swoim. Oni potrafili się tylko zabijać. Zatem Kaiko wymierzył jedno potężne kopnięcie podeszwą stopy w drzwi - zaraz obok zamka. Nie chciał wyłamywać drzwi z zawiasów, o ile to było możliwe. Jeżeli jedno kopnięcie nie wystarczyło, to białowłosy miał w sobie sporo więcej agresji do wyładowania. Powtórzyłby kopnięcia z narastającym wkurwieniem, tak długo, jak wytrzymałyby drzwi. Albo jego własna noga. Kiedy puszczał lejce, to słabo się kontrolował, nie potrafił już tego opanować, ale... przecież drzwi zawsze mogły ustąpić od razu, a wtedy byłby względnie poukładany.
Jakby udało mu się wedrzeć do środka, to zamierzał rozglądnąć się tam za jakimiś wskazówkami. Nie wiedział czego miał szukać, więc właściwie każdy drobiazg był dla niego podejrzany. Zamierzał sprawdzić dosłownie wszystko z tego powodu i jeszcze jednego. Drugim była zwyczajna niechęć do wychodzenia z tego budynku. W jakiś sposób izolował go od tego, co się działo na zewnątrz, od świata w którym przelew krwi był znormalizowany. W którym ninja zabijał ninja z kaprysu. Zatem nawet jakby nic nie znalazł, to nie zamierzał wychodzić. Chciał usiąść sobie, dać sobie chwilę na ochłonięcie, a także tym na zewnątrz. Chciał to przeczekać, zostać tutaj tak długo, jak było to możliwe. Na ten moment miał nawet ochotę już stąd nie wychodzić. Niech to się wszystko skończy, a on wróci do siebie, do Antai. Albo pójdzie do Keiry... chociaż teraz to i jej przestawał ufać. Nawet ona stała pod znakiem zapytania.
KP i EQ