(Domostwo Mizushima, 父の暗殺者の家)

Yuki Eijirou

(Domostwo Mizushima, 父の暗殺者の家)

Post autor: Yuki Eijirou »

(居)Obrazek

Budynek, położony na zachodnim bezludziu Fuyuhan, zamieszkany jest przez rodzinę Mizushima. Cała familia rezydująca w tym miejscu przynależy do klanu Yuki. Typowy dla japońskiej architektury, niewielki dom znajduje się na wyspie otoczonej niedużym stawem. Z powodu panującej w Hyuo temperatury oczywiste jest, że jezioro zostało pokryte tęgą warstwą lodu. Sam dom składa się z wielu zróżnicowanych, dużych pomieszczeń, które udekorowane są w przytulny sposób. Na zewnątrz zaś, staw otoczony jest przez gęsty sad przeogromnych drzew. Pogoda w tym miejscu wydaje się nigdy nie ulegać żadnym zmianom. Jest tutaj wyjątkowo wietrznie, do tego stopnia, że niektóre gałęzie, mniejsze drzewa, czy czasami te większe, nie mają szansy na to, żeby przeżyć. Przeważnie są zrywane przez brutalną siłę żywiołu, a następnie wykorzystywane przez tubylców jako opałka. W nocy to miejsce jest nie do poznania. Klimat staję się tutaj okropnie ciężki, zwłaszcza gdy wiatr gra przygnębiającą melodię na koronach drzew, a księżyc schowany jest za chmurami.
0 x
Yuki Eijirou

パート1

Post autor: Yuki Eijirou »

パート1*Legenda:
Kolor czerwony; wypowiedzi ojca.
Kolor zielony; wypowiedzi matki.
Kolor różowy; wypowiedzi lub myśli chłopca.


Chłopak siedział bezruchu ze skrzyżowanymi nogami na zamarzniętej tafli jeziora i wsłuchiwał się w szalejący, mroźny wiatr. Miał zamknięte oczy, które tak czy tak, były widoczne tylko od czasu do czasu przez harcujący wicher współgrający z jego fryzurą. Każdy wydech malowniczo zapisywał się na wietrze w postaci pary, która była prędko porywana gdzieś hen w dal. W tym niewielkim chaosie, w jego centrum, w pełni spokoju medytował młodzieniec. Tym razem, ojciec wyznaczył mu dość specyficzne zadanie. Miał zrozumieć „istotę wiatru". Według wyznań rodziciela, aby skutecznie wykorzystać pełen potencjał stylu elementarnego, najpierw trzeba zrozumieć podstawy go dotyczące. Sięgnął on pamięcią wstecz i odtworzył, jak rok temu medytował w tym samym miejscu, a jego celem było zrozumienie „istoty wody". W tamtej chwili, zwyczajnie, starał się dopisywać jakąkolwiek symbolikę żywiołowi. Na ciecz, z którą wtedy współpracował, przypadło to, że jest ona najbardziej zmienna, najbardziej modalna. Było to coś, co z łatwością charakteryzowało ją, przez co była łatwiejsza do „zrozumienia.” Chłopaczyna zaczął swój długi, wewnętrzny monolog — „Przypisanie cech do danego elementu pozwalało mi na prostsze zrozumienie jego esencji, co z kolei przekładało się na efektywność moich treningów. Mój ojciec z pewnością wie, co mówi i faktycznie powinienem ponownie od tego zacząć. Problem pojawia się właśnie teraz, gdyż nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłoby zostać identyfikatorem dla tegoż żywiołu”. Z zamyślenia wyrwał go dochodzący głos matki zza pleców i serdeczny dotyk na ramieniu. Chłopak, odwróciwszy głowę, zauważył równie ciepły uśmiech, co dotyk, który przed chwilą poczuł. Matka nachylała się nad nim, stojąc na grubej tafli lodu i spoglądała mu prosto w oczy. Wariujący, chłodny wicher przez chwilę przestał mu przeszkadzać, a cały chłód, który odczuwał, na krótką chwilę znikł. Dobrze było widzieć swoją własną rodzicielkę uśmiechającą się, tak szczerze, jak nigdy. Czas zwolnił, gdy ten czekał, aż kobieta w końcu coś z siebie wydusi. Cisza jednak trwała za długo, na tyle długo, że w twarzy jego rodzica zaczęła malować się ta sama bezradność. Usta kobiety poruszyły się, a z nich wydobyło się melodyjne, spokojne brzmienie — „Chodź z nami porozmawiać. To bardzo ważne”. Gdy to wypowiedziała, to pogładziła go po poliku, a następnie obróciwszy się na pięcie, zaczęła iść w kierunku rezydencji. Porywisty powiew i mróz po chwili rozpoczęły być odczuwalne ponownie, a cudowne uczucie bycia otoczonym troską zgasło. W sumie ono zaczęło niknąć zaraz, gdy uśmiech matki słabł i przemieniał w niemoc. Dawno już zapomniał o treningu i martwo wpatrywał się w zmartwioną matkę. Przytłaczało go to, że ta czuje żal, spoglądając na morderczy trening, który jest mu rygorystycznie nakazywany przez ojca. Nie chciałby, by ta musiała się o niego martwić, ale w istocie — powinna. Trening ten był dla niego wyjątkowo wyczerpujący i zajmował większość wolnego czasu, przez co nie miał nawet chwili na cokolwiek innego, oprócz snu. Chociaż i nawet na odpoczynek czasu było niejednokrotnie niedostatek. Wstał i dokładnie otrzepał spodnie, które miał na sobie ubrane, tak na wypadek, gdyby cokolwiek do nich przyległo. Rozpoczął wtedy iść w kierunku swojego domostwa, zagłębiając się coraz to bardziej w swoich myślach - „Przyznam, że jestem trochę przerażony. Mam nadzieję, że ojciec nie dowiedział się o naszym nielegalnym układzie z matką. Polegał on na tym, że dostaję pożywienie, gdy nie powinienem. Ojciec zabrania mnie żywić, gdy tylko nie wykazuję żadnych wartościowych postępów w treningach. Błagam, oby to nie było to. Oby było to cokolwiek innego”. Przez swoje zamysł, nawet nie zorientował się, kiedy znalazł się już w środku rezydencji. Wracając do żywych, prędko ściągnął buty i odłożył je na odpowiednie miejsce, zamykając za sobą drzwi. Wkroczył do domu i powolnym krokiem zmierzał do salonu. Mijał jasne korytarze ozdobione obrazami, które zawsze wydawały mu się przerażające. Jego staruszek miał „trochę” spaczony gust artystyczny. Stawił się w końcu w jadalni, w której czekali na niego rodziciele dawno już zajmujący odpowiednie miejsca przy stole. Nie dało się tego uniknąć. Konfrontacja wzroku młodzieńca z ojcem, spoglądającego nań z pogardą, jakoby przepełniała go złość. Było widać, że coś jest nie w porządku. Eijirou usiadł wyprostowany przy stole i przysunął się z krzesłem najbliżej, jak tylko mógł. Milczał, bo wiedział, że to będzie najlepszy wybór. Zapadł okres bardzo długiej ciszy. Matka miała opuszczoną głowę, a ojciec nie zaprzestawał wpatrywać się w dzieciaka, który również spuścił głowę. Okropnie głośny, bezlitosny dźwięk uderzenia w policzek przerwał martwotę. Głowa matki przesunęła się w prawo, a jej lewy policzek się zaczerwienił. Ojciec stał nad nią i mierzył wzrokiem dziecię, które rozglądało się po pomieszczeniu w panice. „Myśleliście, że wasze próby oszukiwania mogłyby przejść bez echa? Jeżeli mówię, że nie będziesz nic jadł przez dwa dni, to przez te dwa dni nie zjesz nic. Nigdy więcej nie próbujcie tego naginać. Ty — drogi synu, mogłeś nie przyjąć tego jedzenia, a Ty — mogłaś mu tego jedzenia nie oferować”. Mężczyzna wypowiadał to wszystko z niesamowitą dozą spokoju, jego głos nawet nie zadrżał, mimo tego, że uderzona kobieta rozpoczęła ronić łzy, trzymając się za swój polik. Chłopiec był tak samo bezradny, wpatrywał się tylko w swoją matkę ze łzami w oczach. Nie wiedział, co mógłby począć. Nie przysłuchiwał się słowom ojca, bo jedyne czego wtedy pragnął, to, by móc podbiec do matki i ją przytulić. Nie zrobił tego, bo był sparaliżowany strachem. Wzrok, który na nim aktualnie ciążył był czymś, co go niesłychanie gnębiło. Mężczyzna nie widząc żadnej reakcji ze strony „uczestników rozmowy”, poirytował się jeszcze bardziej, dlatego uderzył pięścią w stół i wykrzyczał „Poważnie myśleliście, że mogło wam się udać?”. Dodał następnie, po chwili, już trochę ciszej „Poważnie? Jeżeli tak bardzo chcecie zhańbić potęgę naszego rodu, to śmiało. Nie słuchajcie się moich złotych rad i róbcie, co wam się żywnie podoba!” Starszy, podnosząc rękę ze stołu, strącił intencjonalnie parę filiżanek, które były dla matki chłopca sentymentalną wartością. Rozbiły się z hukiem na podłodze. Dźwięk obijał się echem w głowie młodzieńca. Kobieta nie zareagowała w żaden sposób, była bardziej przejęta bólem i swoją niemocą w aktualnej sytuacji. „Nie będziesz miał nic w ustach przez następne cztery dni i wracasz do treningu, natychmiast Eijirou!” Zmierzył wzrokiem chłopca, a następnie pogardliwie spojrzał na zapłakaną kobietę. „Z kolei Ty — Ty również dzisiaj nic nie spożyjesz”. Tak jak wspomniano wcześniej, młodzieniec wcale nie słuchał swojego ojca, był w szoku. Jego ojciec nigdy wcześniej, mimo wszystko, nie uderzył swojej żony. Nic na tym świecie tak bardzo nie skroiło mu serca, jak to, co aktualnie przeżył. Mężczyzna, widząc, że jest kompletnie ignorowany, podszedł powolnym krokiem i wziął młodego chłopca za fraki, wyrzucając go za drzwi, wskazując palcem kierunek, w którym miał się on udać. „Powiedziałem coś! Masz iść trenować!”. Chłopak stanął na nogach, które w tym momencie trzęsły się intensywnie, by rozpocząć, iść w dany kierunek. Do tego momentu starał się skrywać swoje łzy, ale gdy tylko doszedł do przedpokoju, to oparł się o ścianę i zsunął plecami po niej, aż do momentu, w którym usiadł. Objął się swoimi rękoma i schował w nich głowę, rozpoczynając cicho szlochać, co i tak nie byłoby dla nikogo słyszalne.
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości