[EVENT] - Grupa Wsparcia Północ
- Uchiha Tsuyoshi
- Posty: 379
- Rejestracja: 23 sty 2023, o 21:03
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Dōkō
- Krótki wygląd: Czarne włosy, często związane w kucyk, czarne oczy, średniego wzrostu, szczupły -> po resztę zapraszam do KP
- Widoczny ekwipunek: Torba przy boku
- Link do KP: viewtopic.php?p=202214#p202214
- Multikonta: Sashiko
Re: [EVENT] - Grupa Wsparcia Północ
Do słuchania podczas czytania
Ostatnie dni przygotowań do inwazji upłynęły Tsuyoshiemu dokładnie tak, jak poprzednie. Mnóstwo pomocy najprzeróżniejszym ludziom, wiele zleceń, bardzo dużo bieganiny, trochę treningów i odpoczynek. Tak, starał się pilnować tego, żeby być w miarę wypoczętym, to jest ośmiu godzin snu i dwóch godzin odpoczynku przed snem, najczęściej poświęconych na kontemplowanie i rozmyślanie. Nad czym? Chyba nad wszystkim, co spotkało jego i klan i w ciągu ostatnich kilku lat. Brutalne wojny, wiele śmierci i zniszczenia i niestety brak nadziei na poprawę. Jedno zagrożenie kroczyło przed kolejnym, wyglądało to wszystko tak, jak gdyby bogowie odwrócili się całkowicie od Uchiha, a może nawet całego Sogen i rzucili ich na pożarcie wygłodniałym psom, które ich otaczały. Niestety, wszystko wskazywało na to, że – choć trudno byłoby jeszcze niedawno w to uwierzyć – najgorsze dopiero przed nimi.
Gdzie była w tym wszystkim jego rola? Jak powinien się odnaleźć? Należał do pokolenia, które dopiero wkraczało w poważny, dorosły świat shinobi. Pokolenia, które właśnie zaczynało brać na swoje barki już nie tyle jakieś proste, pomocnicze role, ale po prostu ciężar trudnych obowiązków klanowych. Wszystko to, co stanowiło chleb powszedni ludzi z klanu, czyli niebezpieczne misje, trudne walki i tak dalej, miało się stać udziałem jego i setek mu podobnych shinobi i kunoichi. W pewnym sensie byli oni jednak wyjątkowi. Nigdy do tej pory, a przynajmniej było tak w opinii Tsuyoshiego, klan nie znalazł się w tak wielkim niebezpieczeństwie, a stan ten nie trwał tak długo.
Prawdopodobieństwo, że poniesie się śmierć na misji lub w obronie klanu było aktualnie znacznie wyższe, niż to przed laty, kiedy na arenę wkraczały poprzednie pokolenia. W takich okolicznościach przyszło mu żyć i z takimi wyzwaniami przyszło mu się mierzyć – nie to, żeby już bez tego odnalezienie swojego miejsca na tym brutalnym świecie było łatwe.
Nie było jednak tak, że znajdował się w pustce, jak łódź targana falami na oceanie bez żadnego punktu odniesienia. Jego rodzice oraz wujostwo dość jasno wytłumaczyli mu jak ważna jest rola klanu i tego, żeby sobie pomagać. Z drugiej strony byli również tacy przewodnicy jak Masahiro-sama czy Kyoushi-sama – tak różni, a jednak tak bardzo inspirujący. Ten pierwszy polecił mu, żeby ten zawsze zastanawiał się, dlaczego ci, z którymi przyjdzie mu się mierzyć, robią to, co robią. Ten drugi pokazywał z kolei, że bycie potężnym shinobi nie oznacza braku uczuć ani wywyższania się albo stawiania siebie ponad wspólnotą klanową. Czuł jednak, że nie może ich kopiować jeden do jednego. Czuł, że ma własną drogę, którą może podążać w celu realizacji tego, czego pragnął – czyli dobra klanu. Nie jest ona jednak w żadnej mierze sprzeczna z tym, co myślał jeden albo drugi – a przynajmniej tak mu się wydawało. Na razie jednak miał wrażenie, że była ona skryta we mgle, i to we mgle ciemności i chaosu i nie potrafił powiedzieć, dokąd wiedzie. Nawet w przybliżony sposób. Miał jednak pewnego rodzaju dziwne przeczucie, że jeszcze zdąży się ona wyklarować, w sposób który będzie dla niego zrozumiały.
Paliwem napędowym tych rozmyślań było również to, co działo się w Kotei w tych dniach. Mogłoby się wydawać, że osada przez jakiś czas stała się stolicą nie tylko Sogen, ale i całego kontynentu. Kolejne siły ekspedycyjne oraz najemnicy pojawiali się każdego dnia, a być może nawet każdej godziny. Tak szeroki odzew nieco zdziwił Uchihę, ale szybko sobie to zracjonalizował w taki sam sposób, jak wyłożył to podczas rozmowy z Masahiro. Zagrożenie było bardzo poważne, więc wszyscy dookoła wiedzieli, że mogą być następni i najlepiej będzie zawalczyć na cudzym terytorium. Nie tłumaczyło to pewnie wszystkiego, co skutkowało (niewielkim) dysonansem u Tsuyoshiego, ale nie było to nic, co zajmowałoby na dłużej jego głowę. Największe wrażenie zrobiła u niego reprezentacja Unii Samotnych Wydm, której niektórzy członkowie wyglądali na przerażonych. Uchiha nawet nieco im współczuł.
W pewnym momencie wszystkie te rzeczy trzeba było jednak odsunąć na bok. Kiedy zabrzmiały dzwony obwieszczające bezpośrednią bliskość armii dzikich, losy wszystkich wojowników w Kotei zostały ze sobą nierozerwalnie powiązane, bez względu na pochodzenie. Gdy charakterystyczny, metaliczny dźwięk wielu serc dzwonów uderzających w ich płaszcze dotarł do jego uszu, od razu zerwał się na równe nogi i pobiegł do miejsca, w którym powinien się znaleźć, czyli do portu.
Nie miał szczegółowych informacji co do tego, jakie będzie zadanie jego oddziału wsparcia. W mieście miejscami wybuchła panika i prawdopodobnie to właśnie to będzie ich pierwszy cel – uspokoić. A było przed czym, bo gdy Tsuyoshi dostrzegł niezliczone światełka pochodni, to i jemu na moment zadrżało serce. Szybko jednak zapanował nad emocjami, zacisnął zęby i udał się do punktu, w którym miał być oczekiwany. Nerwowo się rozglądając, szukał wzrokiem shinobi i kunoichi, którzy zostali przydzieleni do tej samej drużyny, co on. W międzyczasie sprawdził jeszcze ekwipunek i to, czy wszystkie jego elementy – w tym te pobrane w momencie zapisu do jednostki – były na swoim miejscu.
Skrót:
1. Rozmyślania Tsuyoshiego nad swoją rolą jako shinobi w obecnej sytuacji
2. Udanie się do punktu zbornego i oczekiwanie na przybycie reszty
Odbieram również ekwipunek eventowy:
Bojowa pigułka żywnościowa
Pigułka ze skrzepniętą krwią
2x Kunai z zaczepioną Notką wybuchową
Ochraniacz na czoło z wygrawerowanym symbolem "Zjednoczonych sił Sogen"
5m Bandaża
- Sugiyama Orochi
- Posty: 255
- Rejestracja: 19 cze 2021, o 23:33
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Doko
- Link do KP: viewtopic.php?p=177393#p177393
- Multikonta: Hoshigaki Toshiko
Re: [EVENT] - Grupa Wsparcia Północ
Kiedy nadszedł dzień bitwy - kolejnej w ostatnich miesiącach - o Kotei, Orochi był niemal od rana na nogach. Przed odebraniem swoich własnych rozkazów zdążył jeszcze przez dwie-trzy godziny krzątać się po siedzibie władzy, upewniając się, że archiwa zostały zapieczętowane i ostatnie kopie najważniejszych dokumentów zabezpieczone i wysłane ku Sarufutsu. Aż chciało mu się zgrzytać zębami, kiedy pomagał przygotować logistykę ewakuacji, która zmuszała dopiero co przesiedlonych nie tak dawno z jego pomocą uchodźców z innych regionów Sogen do kolejnej już przeprowadzki. Mógł mieć tylko nadzieję, że Iwao-san wraz z małżonką pomogą ostudzić nastroje, a zwykli mieszkańcy zdołają w razie czego się uratować. Co prawda nie mieli zamiaru poddawać miasta - a na pewno nie bez walki - ale nikt tak naprawdę nie wiedział dokładnie, jakie są możliwości Dzikich. To co mieli na swój użytek to jedynie raporty Straży i parę kronik opisujących podróże nielicznych shinobi na tamte tereny, ale ile było w nich prawdy, a ile fałszu - tego chyba nie wiedział na dobrą sprawę nikt. Jedynym jasnym punktem wydawało się, że tym razem - w przeciwieństwie do ataku Hana - mieli czas się przygotować, przynajmniej częściowo, do obrony. Oby umocnienia oraz shinobi z Sogen i pozostałych części świata (ci, którzy postanowili ich wesprzeć) wystarczyły, żeby zatrzymać ogromną falę ludzi, którzy... właśnie? Uciekali przed czymś? A jeśli tak, to przed czym? Dlaczego tak bardzo im zależało na pokonaniu bariery, jaką był Mur i zawłaszczeniu ich terenów?
Te pytania błąkały się po głowie młodego Sugiyamy, kiedy wychodził z Siedziby Władzy, aby udać się na zbiórkę swojej drużyny shinobi, w porcie. Przed wyruszeniem zdołał tylko uścisnąć prawicę Masahiro i wymienić z nim pokrzepiający uśmiech oraz skinąć głową ojcu. Wiedział, że na ich barkach będzie ciążyć największa odpowiedzialność i wcale im tego nie zazdrościł.
Droga do portu wiodła w zasadzie cały czas w dół - prosta, szeroka aleja przebiegająca od bram aż do brzegu, aby jak najbardziej ułatwić przejazd towarów, w końcu handel - w tym morski - był sporym atutem ich stolicy. Po drodze oglądał budynki, z których wiele nadal nosiło znamiona ostatnich walk i destrukcji, jaka dotknęła miasto. Zagryzł zęby, dalej czując frustrację z powodu... bezsensu, głębokiego poczucia, że te wszystkie walki były niepotrzebne. Że to kami chyba uwzięły się na ich klan i na innych Sogeńczyków. Może to była po prostu kara za to, czego dokonali Jugo? Jeśli jednak tak miało być, to czemu dotykało to też zwykłych Sogeńczyków, a nie sam klan Uchiha? Tego jednego nie mógł zrozumieć.
Kiedy poczuł intensywny, dość stęchły zapach portu, ożywił się nieco i spróbował rozwiać ponure myśli. Zamartwianie się nic nie da, zresztą - nie było to w jego stylu. Ktokolwiek zgłosił się do jego zespołu, bądź został przydzielony do niego, będzie potrzebować od niego skupienia i jeśli nie przesadnie, fałszywie optymistycznego - to jednak pozytywnego nastawienia. Dadzą radę.
Widząc zatem z daleka Tsuyoshiego, uśmiechnął się szeroko i pomachał mu, zbliżając się szybko witając z nim.
- Ohayoo, Tsuyoshi-kun! Dobrze cię znowu widzieć! Chwilę się nie widzieliśmy, wybywałeś z miasta gdzieś, czy byłeś zajęty pomoca przy fortyfikacjach? - spytał, jednocześnie rozglądając się dookoła i zerkając na listę, kto jeszcze miał się zgłosić do tej drużyny.
TL;DR
1. Rozkminka na temat ostatnich wydarzeń
2. Przybycie z Siedziby Władzy na punkt zbiórki i przywitanie się z Tsuyoshim.
EDIT: Odbiór wyprawki eventowej:
- Bojowa pigułka żywnościowa
- Pigułka ze skrzepniętą krwią
- 2x Kunai z zaczepioną Notką wybuchową
- Kunai z doczepioną Bombką Dymną
- Ochraniacz na czoło z wygrawerowanym symbolem "Zjednoczonych sił Sogen"
- 5m Bandaża
- Torba
Ukryty tekst