"Park" w centrum osady
Re: "Park" w centrum osady
4 / 15+
Shin uśmiechnął się lekko widząc uśmiechu dziewczynki. Dam kiedyś stracił swojego pupila, małą,
szarą myszkę o imieniu Goroku, więc doskonale zdawał sobie sprawę, jak ciężkie dla dziecka może być to przeżycie. Biedny kot, przecież jeśli był wychowywany w domu też może go spotkać niezbyt miły koniec. Ciekawe, czy taki kot uczy się polować, czy może głoduje i kradnie resztki ze śmietników. Cóż, i tak nie miał nic innego do roboty.
- Niech się pani nie kłopocze, chętnie poszukam zguby. Jak się wabi? - spytał z uśmiechem dziewczynki. Właściwie znając koty i tak nie reagował na imię, ale warto było znać jego imię tak na wszelki wypadek.
Shin poszukiwania zacznie od... chodzenia po krzakach i udawania kota. Co może być innego, skoro dziewczyny już pytają ludzi o kota? Chłopak ma tylko nadzieję, że uda się znaleźć kota przed zmierzchem...
szarą myszkę o imieniu Goroku, więc doskonale zdawał sobie sprawę, jak ciężkie dla dziecka może być to przeżycie. Biedny kot, przecież jeśli był wychowywany w domu też może go spotkać niezbyt miły koniec. Ciekawe, czy taki kot uczy się polować, czy może głoduje i kradnie resztki ze śmietników. Cóż, i tak nie miał nic innego do roboty.
- Niech się pani nie kłopocze, chętnie poszukam zguby. Jak się wabi? - spytał z uśmiechem dziewczynki. Właściwie znając koty i tak nie reagował na imię, ale warto było znać jego imię tak na wszelki wypadek.
Shin poszukiwania zacznie od... chodzenia po krzakach i udawania kota. Co może być innego, skoro dziewczyny już pytają ludzi o kota? Chłopak ma tylko nadzieję, że uda się znaleźć kota przed zmierzchem...
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Mimo tego, że Gaeshi przebywał już w Ryuzaku no Taki jakiś czas, to nadal nie miał dość tego miasta. Mnogość doznań, różnorodnośc ludzi, codzienny zgiełk i hałas stały na zupełnie innym poziomie, niż w jego małym, rodzinnym miasteczku. Tutaj jedna dzielnica przerasta kilkukrotnie populację jego miejsca narodzin. A mimo tak dużej ilości ludzi dookoła, Gaeshi nadal czuł się lekko zagubiony. Nie chodziło o to, że nie umiał odnaleźć się w krętych uliczkach, bo to wychodziło mu doskonale. Jeśli nie mógł sobie poradzić jedynie za pomoca swoich zmysłów (co obecnie bywało już naprawdę rzadkością, a obok musiałaby przechodzić parada), to wspomagał się kijem. Innym razem wspomagał się nim tylko dlatego, żeby nie dostawać zbędnych pytań w stylu "dlaczego chodzisz z bandażem na oczach?". I weź tu teraz wytłumacz przeciętnemu mieszkańcowi wioski, że jest ślepy, ale nie potrzebuje kija do sprawnego poruszania się. Raczej się nie da i do tego akurat Ran zdążył się już przyzwyczaić.
Teraz jednak Gaeshiego dopadł taki humor, który sprawiał, że ślepiec chciał pobyć przez moment sam. Gaeshi chciał się wyciszyć, dać swoim zmysłom odpocząć, zatopić się w czerni swojego umysłu, która ludzi widzących mogłaby przytłoczyć. A gdzie lepiej to zrobić niż na łonie natury? No, prawie natury, bo Gaeshi słyszał, że w tym mieście jest kawałek zieleni, choć naturą tego nazwać nie można było. Park wydawał się bowiem nie tyle martwy, co zupełnie nie pasował do otaczających go domów, kupców, dróg i wszystkich innych budynków. Sczęście w nieszczęściu polegało jednak na tym, że zimą nie było w nim wiele osób. Być może nie uważali go za ładny o tej porze roku, a być może obawiali się chłodu. Dla Gaeshiego ani jedno, ani drugie nie było wystarczająco straszne, żeby zrezygnować z siedzenia na ławeczce. Ciepłe odzienie wierzchnie zapewniało odpowiednią temperaturę ciała, a brak wzroku powodował, że walory estetyczne miejsca kompletnie mu nie przeszkadzały. Rozkoszował się za to każdym nowym bodźcem, które dostarczało mu jego ciało. Czuł doskonale wszystkie płatki śniegu upadające na jego twarz, wiedział które włoski na jego ciele stroszą się z powodu zimna i czuł parę z ust, która skrapla się właśnie na jego szaliku. Taki odpoczynek dawał mu poczucie spokoju, którego teraz właśnie potrzebował. Oby nie zostało przez nikogo zmącone, a jeśli już, to z dobrego powodu.
Teraz jednak Gaeshiego dopadł taki humor, który sprawiał, że ślepiec chciał pobyć przez moment sam. Gaeshi chciał się wyciszyć, dać swoim zmysłom odpocząć, zatopić się w czerni swojego umysłu, która ludzi widzących mogłaby przytłoczyć. A gdzie lepiej to zrobić niż na łonie natury? No, prawie natury, bo Gaeshi słyszał, że w tym mieście jest kawałek zieleni, choć naturą tego nazwać nie można było. Park wydawał się bowiem nie tyle martwy, co zupełnie nie pasował do otaczających go domów, kupców, dróg i wszystkich innych budynków. Sczęście w nieszczęściu polegało jednak na tym, że zimą nie było w nim wiele osób. Być może nie uważali go za ładny o tej porze roku, a być może obawiali się chłodu. Dla Gaeshiego ani jedno, ani drugie nie było wystarczająco straszne, żeby zrezygnować z siedzenia na ławeczce. Ciepłe odzienie wierzchnie zapewniało odpowiednią temperaturę ciała, a brak wzroku powodował, że walory estetyczne miejsca kompletnie mu nie przeszkadzały. Rozkoszował się za to każdym nowym bodźcem, które dostarczało mu jego ciało. Czuł doskonale wszystkie płatki śniegu upadające na jego twarz, wiedział które włoski na jego ciele stroszą się z powodu zimna i czuł parę z ust, która skrapla się właśnie na jego szaliku. Taki odpoczynek dawał mu poczucie spokoju, którego teraz właśnie potrzebował. Oby nie zostało przez nikogo zmącone, a jeśli już, to z dobrego powodu.
0 x
- Tsukune
- Posty: 2773
- Rejestracja: 24 maja 2015, o 23:14
- Wiek postaci: 30
- Krótki wygląd: Czarne lub szarawe włosy, brudnoczerwony kolor oczu. "Szeroki" uśmiech. Wystające dwa kiełki. Na szyi materiałowa opaska z krzyżem i trumną. Zabandażowane lewe przedramię, pod którym znajduje się tatuaż 2 głowego węża
- Widoczny ekwipunek: Futerał na plecach, wachlarz w pokrowcu przyczepiony do paska, rękawica łańcuchowa na lewej ręce, dziwna rękawica na prawej ręce, pasek z biczem, laska
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=803&p=4864#p4864
Re: "Park" w centrum osady
No i w taki o to sposób moje kroki skierowały się do parku. Zabawne. Z własnego ogrodu udaję się do parku aby odsapnąć. Co poradzić w końcu jest tutaj przeważnie mało osób i mogę sobie po komponować w spokoju nie przeszkadzając nikomu. Miałem taką nadzieję że i tym razem będzie tu niewiele osób. I jakby na moją prośbę aktualnie nie było tu prawie w ogóle żywego ducha poza jakąś jedną osobą. Widocznie nad czymś kontemplującą ewentualnie odpoczywającą sobie. Dlatego nie przyglądając się zbyt uważnie owemu osobnikowi skierowałem swoje kroki dalsze części tego parku by jak najmniej przeszkadzać owej personie. Delikatny chłodek dzisiejszego dnia był równie przyjemny jak zawsze. Odświeżał jak i zarazem nieco studził chęci. Taka lekka zależność. Wciągnąłem spokojnie głęboko powietrze by następnie powoli je wypuścić przyglądając się unoszącej i znikającej parze. W taki sposób dotarłem w jak sądziłem rejony gdzie wcześniej spostrzeżonej personie nie będę przeszkadzał. Usiadłem sobie tak na ławeczce opierając laskę obok siebie, wyciągnąłem pandę zza pazuchy kładąc zwierzaka na ławce. Kolejną rzeczą jaką zrobiłem było zdjęcie z pleców futerału i położenie go sobie na kolanach, otworzenie go i wyciągnięcie zeszytu z czymś do pisania. I zacząłem sobie spokojnie komponować. Od czasu do czasu Grając na skrzypcach tworzony jak na razie jeden utwór.
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: "Park" w centrum osady
Ważniejsze od tego, dokąd szła było to, co czuje teraz w środku. A szła przed siebie, manifestując swoją radość na wszystkie możliwe sposoby. Biegła, skakała, zatrzymywała się przy wszystkim co wzbudzało jej ciekawość. Dawała swój czas ogołoconym koronom drzew i ptakom szukającym pożywienia na zmrożonej ziemi. Chciała w ten sposób podziękować za to, że świat jest taki piękny.
Jej uszu dobyły pewne dźwięki, które natychmiast ustały. Pojawiły się znowu, w nieco zmienionej wersji i tak samo jak wcześniej, drgania instrumentu rozeszły się i zgasły. I znów… i znów…
Rika skręciła z drogi. Nogi niosły ją w kierunku dźwięków. Ktoś ćwiczy – pomyślała. Zbitek pojedynczych melodii nie był szczególnie imponujący. Ot, czyjeś próby. Mimo to chciała podejść bliżej. Czyż to nie wspaniałe, że w taką pogodę ktoś wychodzi z ciepłego domostwa, by pograć trochę na świeżym powietrzu?
Dotarła do umownego „parku”. Miejsca, w którym była raptem kilka razy. Rozglądała się przygnębionej roślinności i dodawała jej otuchy.
-Jeszcze tylko trochę – mówiła zamyślona. Jakby jej słowa miały naprawdę duże znaczenie.
Wciąż zmierzała w kierunku dźwięków. Teraz była już pewna, że są to skrzypce. Wybrzmiewały z nich fragmenty mocno odmienne od tego, co słyszała na początku. Odczekała minutę czy dwie i coś zrozumiała. On wcale nie ćwiczy. Gdyby tak było, grałby kilkukrotnie ten sam fragment. Tutaj następujący jest kontynuacją poprzedniego. On tworzy.
Równo z tą myślą wyszła zza rogu i ujrzała czarnowłosego mężczyznę w ciemnym płaszczu. Na szyi miał coś w rodzaju naszyjnika o raczej złowieszczym wyglądzie. Ojej, i ta panda, towarzysząca mu na ławce… Intrygujące połączenie. Gdy go zobaczyła potwierdziły się jej przypuszczenia. Grał, a następnie zapisywał coś w zeszycie. Ponownie grał i znów notował coś na papierze. Chyba właśnie skończył.
Rika zmierzała w jego stronę, a on zaczął grać. Początkowo jakby nieśmiało, nie wiedząc jeszcze, czy to, co tworzył połączy się w logiczną całość. Zielonooka była zdumiona tym, co usłyszała. Przyspieszyła kroku, była tylko kilkadziesiąt metrów od tego grajka. Zatrzymała się dobre pięć metrów od ławki i przyłączyła się do melodii. Ustawiła się prostopadle i poczęła poruszać w rytm muzyki. Nie była mistrzynią świata, ale potrafiła tańczyć. Wyciągnęła prawą rękę możliwie najdalej od siebie i rozpoczęła swój powolny taniec, imitujący łyżwiarki figurowe. Cały wymarły plac znajdujący się za nią był teraz wielką sceną. Jeśli grajek podniósł choć na chwilę wzrok ze swoich zapisek, mógł za jej plecami ujrzeć niedużych rozmiarów oczko wodne. A Rika nie przestawała. Wywijała zawijasy, raz na jednej nodze, raz na drugiej, czasem na obydwu. Spróbowałaby nawet na... żadnej nodze, gdyby tak się dało. Świetnie się przy tym bawiła. Gdy przyspieszał, ona przyspieszała. Gdy zwalniał, ona również. Nie wszystko odgrywało się idealnie w tempo, ale to tylko dodawało uroku całej scenie. Śmiałaby się w głos, gdyby tylko nie zakłóciła tym melodii. A ta zmierzała ku końcowi.
Zatrzymali się niemal w tym samym momencie, gdyż dziewczyna przewidziała dobiegający koniec utworu. Stali naprzeciwko siebie. Zrobiło się dziwnie cicho. Ich spojrzenia bodaj pierwszy raz się spotkały.
Jej uszu dobyły pewne dźwięki, które natychmiast ustały. Pojawiły się znowu, w nieco zmienionej wersji i tak samo jak wcześniej, drgania instrumentu rozeszły się i zgasły. I znów… i znów…
Rika skręciła z drogi. Nogi niosły ją w kierunku dźwięków. Ktoś ćwiczy – pomyślała. Zbitek pojedynczych melodii nie był szczególnie imponujący. Ot, czyjeś próby. Mimo to chciała podejść bliżej. Czyż to nie wspaniałe, że w taką pogodę ktoś wychodzi z ciepłego domostwa, by pograć trochę na świeżym powietrzu?
Dotarła do umownego „parku”. Miejsca, w którym była raptem kilka razy. Rozglądała się przygnębionej roślinności i dodawała jej otuchy.
-Jeszcze tylko trochę – mówiła zamyślona. Jakby jej słowa miały naprawdę duże znaczenie.
Wciąż zmierzała w kierunku dźwięków. Teraz była już pewna, że są to skrzypce. Wybrzmiewały z nich fragmenty mocno odmienne od tego, co słyszała na początku. Odczekała minutę czy dwie i coś zrozumiała. On wcale nie ćwiczy. Gdyby tak było, grałby kilkukrotnie ten sam fragment. Tutaj następujący jest kontynuacją poprzedniego. On tworzy.
Równo z tą myślą wyszła zza rogu i ujrzała czarnowłosego mężczyznę w ciemnym płaszczu. Na szyi miał coś w rodzaju naszyjnika o raczej złowieszczym wyglądzie. Ojej, i ta panda, towarzysząca mu na ławce… Intrygujące połączenie. Gdy go zobaczyła potwierdziły się jej przypuszczenia. Grał, a następnie zapisywał coś w zeszycie. Ponownie grał i znów notował coś na papierze. Chyba właśnie skończył.
Rika zmierzała w jego stronę, a on zaczął grać. Początkowo jakby nieśmiało, nie wiedząc jeszcze, czy to, co tworzył połączy się w logiczną całość. Zielonooka była zdumiona tym, co usłyszała. Przyspieszyła kroku, była tylko kilkadziesiąt metrów od tego grajka. Zatrzymała się dobre pięć metrów od ławki i przyłączyła się do melodii. Ustawiła się prostopadle i poczęła poruszać w rytm muzyki. Nie była mistrzynią świata, ale potrafiła tańczyć. Wyciągnęła prawą rękę możliwie najdalej od siebie i rozpoczęła swój powolny taniec, imitujący łyżwiarki figurowe. Cały wymarły plac znajdujący się za nią był teraz wielką sceną. Jeśli grajek podniósł choć na chwilę wzrok ze swoich zapisek, mógł za jej plecami ujrzeć niedużych rozmiarów oczko wodne. A Rika nie przestawała. Wywijała zawijasy, raz na jednej nodze, raz na drugiej, czasem na obydwu. Spróbowałaby nawet na... żadnej nodze, gdyby tak się dało. Świetnie się przy tym bawiła. Gdy przyspieszał, ona przyspieszała. Gdy zwalniał, ona również. Nie wszystko odgrywało się idealnie w tempo, ale to tylko dodawało uroku całej scenie. Śmiałaby się w głos, gdyby tylko nie zakłóciła tym melodii. A ta zmierzała ku końcowi.
Zatrzymali się niemal w tym samym momencie, gdyż dziewczyna przewidziała dobiegający koniec utworu. Stali naprzeciwko siebie. Zrobiło się dziwnie cicho. Ich spojrzenia bodaj pierwszy raz się spotkały.
0 x
- Tsukune
- Posty: 2773
- Rejestracja: 24 maja 2015, o 23:14
- Wiek postaci: 30
- Krótki wygląd: Czarne lub szarawe włosy, brudnoczerwony kolor oczu. "Szeroki" uśmiech. Wystające dwa kiełki. Na szyi materiałowa opaska z krzyżem i trumną. Zabandażowane lewe przedramię, pod którym znajduje się tatuaż 2 głowego węża
- Widoczny ekwipunek: Futerał na plecach, wachlarz w pokrowcu przyczepiony do paska, rękawica łańcuchowa na lewej ręce, dziwna rękawica na prawej ręce, pasek z biczem, laska
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=803&p=4864#p4864
Re: "Park" w centrum osady
Aktualnie nieco ponury krajobraz spowodowany przez zimę miał dla mnie swoje piękno. Mimo że natura. Chociaż trudno było nazwać naturą kawałek parku. Jednak był to mimo tego swego rodzaju kawałek natury. Zdawał się martwy. Był martwy z zewnątrz. Lecz w środku dalej trwało życie. Drzewa nie umarły tylko zapadły w długi sen do momentu w którym cieplejsze promienie je obudzą i pobudzą by narodziły się na nowo. Dlatego każda pora roku była na swój sposób piękna. Zima była jak śmierć. Zbierała swoje żniwo i pokazywała jedynie...no nic nie pokazywała. Wszystko co wcześniej było piękne teraz było martwe i nijakie. Lecz mimo tego było w tym krajobrazie swego rodzaju piękno. Może to przez to że byłem artystą a raczej kompozytorem inaczej to postrzegałem? Któż to wie. Gdy tak sobie spokojnie tworzyłem i sprawdzałem czy dana wysokość nut, ich odległość bądź bliskość siebie będą pasowały. Cóż brakowało tu pianina ale dźwięki potrzebnych instrumentów jakich przy sobie nie miałem grały mi w głowie. Wyczułem zbliżającą się w moim kierunku jakąś osobę. Czy chciała bym przerwał? Nie wiedziałem lecz nie przejmowałem się tym zbytnio mimo tego iż postanowiłem być bardziej czujny. Niektóre fragmenty nie pasowały akurat w tym miejscu więc po wyobrażeniu sobie tego w głowie przesuwałem je w inne miejsce. Po skończeniu kompozycji pozostało nic innego jak sprawdzić jej brzmienie. Tak więc zacząłem. Zamknąłem jak zwykle oczy i zacząłem grać. Nie musiałem patrzeć w nuty mimo iż stworzyłem dopiero tą melodię. Miałem ją w głowie. Zapisywałem to tylko po to aby jej nie zapomnieć. Tak dla siebie. Podczas grania owa osoba kierująca się ku mnie zatrzymała się. Mimo że nie widziałem co robi dokładnie wiedziałem co się dzieje. Po tym jak zakończyłem grać spokojnie otworzyłem swoje brudnoczerwone oczy, wypuściłem spokojnie powietrze by następnie zerknąć w stronę jak się okazało dziecka? A raczej powinienem powiedzieć młodej osoby.
-Witam. Co Panienkę tu sprowadza? zapytałem od tak lekko się uśmiechając. Blizny jak zwykle zrobiły swoje i bardziej poszerzyły mój uśmiech niż powinny. Ja się tam do tego przyzwyczaiłem i czasem zapominałem jak to dla kogoś może nieco przerażająco wyglądać. Dokładając też do tego fakt iż przy takim lekkim nawet uśmieszku z ust wystawały mi ostre jak to lubiłem nazywać wampirze kiełki. Spokojnie przyglądałem się drobnej osóbce.
-Witam. Co Panienkę tu sprowadza? zapytałem od tak lekko się uśmiechając. Blizny jak zwykle zrobiły swoje i bardziej poszerzyły mój uśmiech niż powinny. Ja się tam do tego przyzwyczaiłem i czasem zapominałem jak to dla kogoś może nieco przerażająco wyglądać. Dokładając też do tego fakt iż przy takim lekkim nawet uśmieszku z ust wystawały mi ostre jak to lubiłem nazywać wampirze kiełki. Spokojnie przyglądałem się drobnej osóbce.
0 x
- Rika Kari Matsubari
- Posty: 1090
- Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
- Wiek postaci: 19
- Ranga: Sentoki
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=5085
Re: "Park" w centrum osady
Przyjazny uśmiech uwydatnił odchodzące z kącików ust blizny. Uwadze dziewczyny nie umknęły też niweczące linię zębów wampirki. Nie by to może klasyczny model dobrego bohatera, obowiązujący w naszej kulturze, ale w sumie to wiedziała już wcześniej. Płaszcz i krzyż. No i znowu pojawia się ta panda, której przecież nie mógł nosić ze sobą nikt zły, zgadza się? Poza tym nie to przyciągnęło ją do niego. Właściwie to nawet nie on. Skrzypce. Bez nich nie zboczyłaby z trasy i być może nigdy go nie spotkała. Co by nie mówić, wydawał się miły, a to dla niej bardzo ważne.
-Wracam ze szpitala. Otrzymałam dużo dobry wieści. To jeden z moich najlepszych dni! – uniosła głos w rozkosznej radości, a wraz z nim poszły ręce. – Moja przyjaciółka wykaraska się z problemów, jakie wpadła z tydzień temu. Teraz krążę sobie po okolicy i dziękuję za ten cud wszystkiemu, co napotkam. Usłyszałam skrzypce i pomyślałam, że pójdę za dźwiękami. I oto jestem. – zebrała w spójną całość przebieg wydarzeń.
-To było cudowne, a ja tak dawno nie tańczyłam! – wtem wyrzuciła swoje długie włosy w powietrze i zrobiła kilka obrotów. Jej niezbyt grube ubranko również zafalowało i wpadło w wir jej emocji. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Już chciała zaproponować jeszcze jakiś numer, ale przypomniała sobie o siedzącej obok pandzie. Takiego słodkiego misia to mogła trzymać ona, ale ten grajek? Na pewno jest w nim coś, co mogłaby poznać. Kto jej broni spróbować?
-Zabawnie razem wyglądacie. – zagaiła, kierując spojrzeniem od misia, do niego. Powinien zrozumieć, o co jej chodzi.
Człowiek, któremu wcześniej Tsukune nie chciał przeszkadzać swoją grą, znowu pojawił się na widoku. Szedł w ich kierunku przez dłuższą chwilę, następnie okrążył wodne oczko. Czy woda nie jest teraz zamarznięta? – zastanawiała się. Tajemniczy człowiek stał w bezpiecznej odległości. Wgapiał się w punkt oddalony od nich o jakieś dwadzieścia, może trzydzieści metrów. Trudno było stwierdzić, czy rzeczywiście coś tam widzi, czy najzwyczajniej ich obserwuje. Mógł oglądać jedynie tył filigranowej dziewczyny, skrzypek był zaś przez nią znacznie przysłonięty.
Sam znajdował się na celowniku niewzruszonej pandy.
-Wracam ze szpitala. Otrzymałam dużo dobry wieści. To jeden z moich najlepszych dni! – uniosła głos w rozkosznej radości, a wraz z nim poszły ręce. – Moja przyjaciółka wykaraska się z problemów, jakie wpadła z tydzień temu. Teraz krążę sobie po okolicy i dziękuję za ten cud wszystkiemu, co napotkam. Usłyszałam skrzypce i pomyślałam, że pójdę za dźwiękami. I oto jestem. – zebrała w spójną całość przebieg wydarzeń.
-To było cudowne, a ja tak dawno nie tańczyłam! – wtem wyrzuciła swoje długie włosy w powietrze i zrobiła kilka obrotów. Jej niezbyt grube ubranko również zafalowało i wpadło w wir jej emocji. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Już chciała zaproponować jeszcze jakiś numer, ale przypomniała sobie o siedzącej obok pandzie. Takiego słodkiego misia to mogła trzymać ona, ale ten grajek? Na pewno jest w nim coś, co mogłaby poznać. Kto jej broni spróbować?
-Zabawnie razem wyglądacie. – zagaiła, kierując spojrzeniem od misia, do niego. Powinien zrozumieć, o co jej chodzi.
Człowiek, któremu wcześniej Tsukune nie chciał przeszkadzać swoją grą, znowu pojawił się na widoku. Szedł w ich kierunku przez dłuższą chwilę, następnie okrążył wodne oczko. Czy woda nie jest teraz zamarznięta? – zastanawiała się. Tajemniczy człowiek stał w bezpiecznej odległości. Wgapiał się w punkt oddalony od nich o jakieś dwadzieścia, może trzydzieści metrów. Trudno było stwierdzić, czy rzeczywiście coś tam widzi, czy najzwyczajniej ich obserwuje. Mógł oglądać jedynie tył filigranowej dziewczyny, skrzypek był zaś przez nią znacznie przysłonięty.
Sam znajdował się na celowniku niewzruszonej pandy.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości