
Podróż się przeciągała i nawet pomimo wierzchowca, na miejsce trafiłem kilka dni później niż początkowo przewidywałem. Chciałem nieco wcześniej przybyć do Sogen i się nieco rozejrzeć, lecz codzienne treningi w podróży bardzo mnie spowolniły, lecz nie narzekam – były one potrzebne i dzięki nim nawet psychicznie czułem się lepiej przygotowany do tego zlecenia, które otrzymałem.
Trafiwszy na miejsce nie łudziłem się wcale, że kogokolwiek poznam. Odcięty od świata byłem już od trzech lat, jedyną szansą, lecz abstrakcyjnie małą, było spotkanie tutaj mojego kuzyna, z którym ćwiczyłem za młodu pod okiem mojego ojca. Sama wioska wyglądała bardzo… spokojnie. Sielankowo wręcz, w oddali słyszałem jedynie odgłosy natury, ćwierk ptaków, powiew chłodnego wiatru o tej porze roku. Była to zupełna odmiana w porównaniu do Shigashi, które jako jedno z większych miast kupieckich piastowało miejsce po drugim stronie bieguna, radykalizowało się w odrębny sposób. Lecz sama cisza może byłaby uderzająca, gdyby sama podróż trwała dzień, może dwa, nie dłużej. W przeciągu tych dób przyzwyczaiłem się do tego, że nikt o świcie nie zaczyna wykrzykiwać o świeżych rybach czy tłuściutkiej wołowince, wprost idealnej do ramenu.
W oczy rzucił mi się namiot, który jak strzelałem, należał do klanu Uchiha i to tam pewnie znajdują się Ci, którzy będą zarządzać naszymi życiami. Moim i innych, którzy podobnie jak ja stawili się jako ci, którzy staną po tej, a nie drugiej stronie barykady. Szczerze mówiąc, po dłuższym namyśle i tak mamy szczęście – my mamy tą możliwość wybrania strony. Zgaduję, że w dziewięćdziesięciu procentach ludzi ginących w potyczkach bitewnych nawet by nie chciało się tam znaleźć, nawet nie czuje sympatii do chorągwi, z którą napiera na wroga.
Podszedłem do tego namiotu, gdzie zaś szybko odburknęli mi, że jeszcze nie mam prawa wstępu. Przynajmniej nikt z nich nie zakpił sobie ze mnie – rzadko się widziało dziecinnie wyglądającego chłopca o niskim wzroście, który tytułował się jako jeden z najemników, którzy przyszli walczyć za krwistooczy klan. Zaraz obok zobaczyłem grupkę zgaduję właśnie, że najemników, do której się zbliżyłem, lecz z zauważalnym dystansem. Z narzuconym kapturem na głowę patrzyłem na każdego uznając, że jest tutaj raczej dużo takich samych nowicjuszy jak ja, aniżeli doświadczonych najemników. Wnioski wyciągnąć sobie można było dość łatwo – mało który najemnik dożywa takiego wieku.