Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Karasu

Re: Shi no gēto

Post autor: Karasu »

Młodzieniec wciągnął miejscowe powietrze nozdrzami. W niczym nie przypominało tego z domowej wioski, było stanowczo wilgotniejsze i niosło nieznane zapachy. Przyprawiło go o lekkie zawroty głowy, pierwszy raz przeżył tak gwałtowną zmianę klimatu. Nigdy wcześniej przecież nie podróżował i nie opuszczał Shigashi no Kibu. Przyjrzał się Murowi. Z daleka nie wydawał się zbyt duży, lecz teraz, gdy Karasu podszedł bliżej, poczuł szacunek wobec budowli. Z pewnością wiele pracy włożono w jej konstrukcję. Nie sprawiała wrażenie przyjemnej, a gdyby wkoło nie było ludzi, prawdopodobnie byłaby wręcz przerażająca. Czy tego właśnie chcę? - zastanowił się gigant - Czy to mógłby być mój dom? Dom. Te słowo wydało mu się nagle obce i nieznajome. Czy jest jeszcze w stanie nazwać tak jakiekolwiek miejsce na ziemi? Czas pokaże. Na razie powinien skupić swe działania na sprawach bardziej przyziemnych. Trzeba będzie znaleźć dowódcę tej zabudowy i zapytać czy zasłyszane historie mówiły prawdę. Czy znajdzie tu pracę i miejsce do spania? Odwrócił się na pięcie i zaczął kierować w stronę największego budynku, gdyż doświadczenia z przeszłości mówiły mu jasno: duży, znaczy ważny. Niestety sprawdza się to tylko w przypadku budynków - zaśmiał się w myślach chłopak.
0 x
Kamiru

Re: Shi no gēto

Post autor: Kamiru »

Random Bob na murze czyli inicjacja.
Nie chodzi mi tu o skopiowanie rozwoju postaci z kp, a jedynie krótkie przedstawienie postaci, możesz zawrzeć ten fragment w hajdzie.
0 x
Kamiru

Re: Shi no gēto

Post autor: Kamiru »

  • Szarooki zaczynał powoli odczuwać znużenie. Siedział dalej na tej samej polanie, ćwiczył kolejne techniki... Po co? By być silny. Bo inni też trenowali. Bo trzeba mieć moc zdolną chronić najbliższych i siebie samego. Bo nigdy nie wiadomo co może przydać się w najmniej oczekiwanym momencie. A gdyby tak zrezygnować z siły na rzecz mądrości? Czy świat stałby się wtedy lepszym miejscem? Kamiru nie miał pojęcia, co by było gdyby. Ale przeczuwał, że łatwo jest narzucić brak wojen siłą. Co prawda wymaga to wojny w imię pokoju, który pokojem się jednak nie okaże... Cóż, świat shinobi, samurajów i zwykłych ludzi będzie musiał się jeszcze wiele nauczyć.
  • Kolejna technika do opanowania! Pomimo zmęczenia poprzednimi treningami, zamaskowany był dobrej myśli. Nie dość, że tym razem jutsu było jeszcze bardziej specyficzne, to w dodatku było jedyne takie w swoim zamyśle. Bo kto inny wymyśliłby powietrzną sferę na której można jeździć z dużą prędkością? Taki koń tylko bez nóg i innych takich.
    Trening był dziwny. W końcu nauka jutsu nie powinna polegać na zabawie, czyż nie? Tymczasem Kamiru świetnie się bawił, zasuwając na powietrznej kulce, nawet po wodzie. Co prawda co chwila coś się psuło i musiał ratować się przewrotami przed sławnym "na ryj lądowanie no jutsu", jednak dzięki temu wzmacniał swoje nawyki jeśli idzie o lądowanie. I wtedy do jego głowy zawitała kolejna dziwna myśl. Choć jeśli wszystkie pomysły szarookiego były dziwne to czy nie znaczy to, że tak naprawdę wszystko było normalne z punktu widzenia boga wygnanego wszystko było w porządku? W każdym razie, używając kontroli lodu, wyniósł się na sporą wysokość, wyższą nawet od muru. I tak się potem roztopi, ne? A potem odetchnął pełną piersią i rzucił się w dół. Prawdziwy test nowej techniki, gdy w locie ukształtował kulę, ułożył ją pod sobą i... Uderzył o ziemię. Ale jednocześnie nie uderzył, pocisk przyjął na siebie większość siły, wybijając młodzieńca kilka metrów w górę. A lądowanie z tej wysokości to żaden problem dla ninja.
Kaze no seifuku C - 5h - 10 linijek
[z/t] po treningu
0 x
Mei

Re: Shi no gēto

Post autor: Mei »

Miniony post, który miał być 8 dni temu..//
Dzień, który miał być wspaniały, pełny pomocy i radości, skończył się na przygnębieniu, trochę na zaskoczeniu, a nawet mieszanych uczuciach tyczących się nowych postaci. Popatrzenie na gospodarza oraz gościa z tasakiem, mówiło tylko jedno ,,Uważaj i nie wiąż z nimi relacji" i choć lubiłam pomagać obcym, przy wszystkich ich prośbach mogłabym być zakłopotana, ale o tym opowiem zdecydowanie później. Teraz zajmijmy się trzynastolatkiem, który w moich dwukolorowych oczach był słodki i niecierpliwy. Samo wyważenie drzwi świadczyło, że najlepiej byłoby nie dawać mu za dużo czekać, bo zrobi coś niespodziewanego.. niosącego ze sobą pewne konsekwencje. W każdym razie ten białowłosy, zarumieniony chłopiec nie był taki zły, w końcu chyba jako jedyna uznałam, że nic nie zrobił. Jak wcześniej mówiłam, on tylko pomógł tym ludziom dostrzec niewidzialną dla nich prawdę. Drzwi były stare, więc należało je wymienić, by w przyszłości nie przytrafił się im podobny incydent. Szczerze, to mogłam zrobić lodowe wejście, ale czy chciałam ujawnić swój klan? Otóż nie, bo w końcu, wciąż ich za dobrze nie znałam. Z resztą, kiedyś mają po mnie przyjść moi prześladowcy, kto wie, czy teraz tego nie zrobią..
Wracając do obecnej sytuacji to nie było jak w sielance. W pierwszej chwili nasunęła mnie się myśl ,,Bar samoobsługowy", wszak żeby coś dostać, najpierw trzeba było sobie zasłużyć. Tak, więc gdy tylko zobaczyłam miejsce wydające się w miarę puste, postanowiłam, że usiądę tam jako pierwsza, lecz coś a raczej ktoś, mnie powstrzymał. Popatrzyłam na malca, który wyglądał na nieco speszonego. Nie za bardzo wiedziałam, o co mu chodzi, więc żeby go nie spłoszyć uśmiechnęłam się ciepło. Nie pasowało to do mojej temperatury, ale czasami warto odbić się od powszechnie głoszonej o nas opinii. ,,Yuki to typowi samotnicy", kiedyś słyszałam idąc przez śnieżną wyspę, szukając ratunku. Teraz patrząc na swój własny charakter oraz na to, kim się stałam, dostrzegam, że w moim przypadku jest zupełnie inaczej. Nie potrafię funkcjonować bez bliskich osób, co dowodzi na to, iż byłam znieść naprawdę wiele.
Yuusuke, bo tak się przedstawił młodzieniec był naprawdę ciekawym dzieckiem. Jego sposób myślenia oraz reakcje mogły rozbawić nawet największego odludka, w tym nawet mnie - osobę, do której żarty się nie kleją. Nie było to spowodowane brakiem poczucia humoru.. po prostu nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam.
- Etto.. - popatrzyłam zaintrygowana na przeprosiny, którymi mnie białowłosy obdarzył. Och, miło, że sobie przypomniał i naprawił błąd.
-Cieszę się, że jesteś naprawdę kulturalnym chłopakiem. Proszę Cię nie kłoń się już, wybaczam Ci ten niewielki błąd - posłałam mu serdeczny uśmiech, kładąc jedną ze swoich zimnych dłoni na jego ramieniu. Dotyk ciepłego szala, jego zawstydzone spojrzenie, przypominało mi o tym jak bardzo się różniliśmy.
- Nazywam się Mei Yuki - odrzekłam niemal oficjalnie, gdyż takie sprawy naprawdę brałam na poważnie. Świadczyło to o tym, kim byłam oraz z jakiego klanu pochodzę. On zdradził nazwisko, więc uważałam, iż również mogę to zrobić i choć nic o nim nie wiedziałam, poza tym, że zamieszkują wyspy, to czułam, że tak trzeba. W końcu zawsze chciałam stawiać kulturę ponad wszystko. W każdym razie, po paru słowach mogłam pozwolić sobie na zajęcie swojego miejsca. Szłam powoli, ale na tyle szybko by dotrzeć w wybrane miejsce w mniej, niż dwie minuty. W każdym razie, gdy położyłam dłonie na drewnianym meblu, usłyszałam komplement od kogoś tak młodego jak on. Odwróciłam się niemal gwałtownie, nie wiedząc, co mam odpowiedzieć. Chciałam podziękować, ale słowa uwięzły mi w gardle. Patowa sprawa i jak tu wybrnąć?
Yosh, mam pomysł! Uradowana w myślach wzięłam jego dłonie w swoje [o ile mi pozwolił] i zatoczyłam palcem delikatne kółko. Dotyk zimna, czegoś podobnego do lodu sprawił, iż miałam ochotę stworzyć coś właśnie dla niego. Jednakże za nim wprawiłam czakrę w ruch, obydwoje zostaliśmy od siebie odsunięci. Obowiązki i drobna pomoc, szkoda tylko, że w takim momencie... Ale chwila! Czy ja właśnie chciałam przedłużyć moment naszego, wręcz intymnego spotkania? Ech, zdecydowanie dziwne uczucie.. tak jakbym chciała się stopić. Pokręciłam głową, wracając do tego, co jest ważne i ważniejsze.
-Arigatou-Yuusuke-kun - wyszeptałam słodkim głosem, po czym nie patrząc na puszystego pana, któremu myślałam, że oczy zamrożę po tym, czego oczekiwał od mojego towarzysza.
Zwróciłam się do niezbyt zadowolonego moim towarzystwem mężczyzny, który pomimo, iż mnie uraził to jeszcze prosił o pomoc. Ten to ma tupet. Skwitowałam kwaśno w myślach, po czym grzecznie skinęłam głową, godząc się tym samym na ,,wykorzystanie" mnie w tej niby prostej rzeczy. Na mojej buzi pojawił się ten sam spokojny wyraz co na początku, po czym razem z nim udałam się do studni. Oczywiście najpierw zabierając ze sobą bukłak i czajnik.
- Skoro tak Pan mówi, to pewnie tak jest.. - powiedziałam prawie niesłyszalnym głosem, starając się jak najstaranniej wykonać powierzoną mi robotę.
0 x
Senju Toshio

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Senju Toshio »

Info MG: Kombinujcie-reagujcie. Oczywiście ciekawe pomysły będą nagradzane, a zbyt naciągane względem fabuły doprowadzą do złego stanu rzeczy. Mam nadzieję, że jasno opisałem i tym samym dałem wam podpowiedzi odnośnie ingerencji. Traktujcie to jako coś podejrzanego.
0 x
Yuusuke

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Yuusuke »

Dużo było wstydu, nawet za dużo jak na tak drobne przewinienie, którego dopuścił się miniaturowy wojownik z klanu Hözuki. Na szczęście dziewczyna była o wiele bardziej wyrozumiała od dotychczasowych opiekunów malca i natychmiast mu wybaczyła po czym sama wyjawiła mu swoje imię. –Mei, całkiem ładnie…-Pomyślał trzynastolatek niemalże przeoczając nazwisko, które dziewczę raczyło mu wyjawić. Gdyby nosiła jakiekolwiek inne nazwisko to albinos z pewnością nawet by go nie usłyszał, ale nie mogło się tak stać, gdy w grę wchodził drugi z wyspiarskich klanów. Nie muszę chyba mówić, że swego rodzaju ciepło okazane mu przez ten lodowaty klan sprawiło, że był mu on bliższy niż własny. Gdyby tylko Yü wiedział co przytrafiło się jego rodzicom to z pewnością dałby się adoptować Yukim już na stałe.-Yuki?-Przeszło przez myśli chłopczyka, gdy wreszcie dotarło do niego to co powiedziała i zauważalnie się wzdrygnął.-Czy to możliwe? Spotkałem kolejną siostrzyczkę? W tak odległym od wysp miejscu?-Całkiem sporo pytań zadał sobie w jednej chwili, ale na żadne z nich nie mógł znaleźć odpowiedzi. Postanowił wstrzymać się jeszcze z wybuchem radości, aż upewni się, że dziewczyna należy do tych samych Yuki co jego kochany braciszek. Jednak jak on mógł się upewnić? Nie wypadało przecież zapytać ponownie o nazwisko, przecież dziewczyna powiedziała je głośno i wyraźnie i to, że turkusowooki jej nie dosłyszał było tylko i wyłącznie jego winą. Na szczęście złote dziecko znało śnieżny klan lepiej niż ktokolwiek inny znajdujący się poza murem, możliwe nawet, że znał ich możliwości lepiej niż dziewczyna krocząca u jego boku w kierunku stolika. W końcu był towarzyszem jednego z najwybitniejszych przedstawicieli jej rodziny i spędziwszy tyle lat na wspólnej walce w jego towarzystwie miał prawo wiedzieć nieco więcej niż raczkujący jeszcze w klanowych dziedzinach dōkō z rodziny Yuki.
Szansa by dowiedzieć się prawdy pojawiła się, gdy nasza wesoła dwójka zasiadła do jednego ze stolików w tym o wiele mniej wesołym miejscu. Najpierw jednak nasz dorastający chłopak musiał powiedzieć coś, co wprowadziło Mei w zakłopotanie, wspomniany wcześniej komplement na temat jej oczu. O dziwo to właśnie miało stać się kluczem do zidentyfikowania więzów pokrewieństwa między nią a Kamiru, bo dziewczyna porwała w swe chłodne dłonie rączki małego bohatera.- Zimne de gozaru.-Powiedział mimowolnie młodociany shinobi i uśmiechnął się tak wspaniale, szczerze i beztrosko, że nie jestem w stanie odnaleźć żadnego porównania, by opisać jak w tej chwili wyglądał. Białowłosy doskonale znał ten chłód, chłód ciała Yuki’ch temperatura ciała, których zawsze była obniżona o kilka stopni w stosunku do temperatur zwyczajnych ludzi i przedstawicieli innych klanów. Gdy niebieskowłosa zatoczyła pierwsze kółko na jego ręku przyszedł mu do głowy mały figiel. Jego dłoń była sucha i przez wiele lat wycieńczających ćwiczeń z mieczem w niczym nie przypominała miękkiej dłoni dziecka. Wszędzie na niej było można wyczuć twarde zgrubienia skóry, które łatwo było rozpoznać jako powstałe w wyniku ciężkiego treningu szermierki. W pewnym sensie wyjaśniało to dodawane na koniec każdej jego wypowiedzi „de gozaru”, którego można by się spodziewać raczej po samuraju. Wracając jednak do figla… Wodnisty berbeć postanowił sprawić, że jego twarda, sucha dłoń na chwilę przejdzie w stan ciekły i bardzo mokry. Paluszek siedemnastolatki zanurzył się w dłoni malca, ale zaledwie na pół sekundy, by dziewczyna mogła poczuć wodnistą strukturę cieczy, ale żeby nie mogła być pewna co właśnie się stało. Następnie znowu miło uśmiechnął się do niej mrużąc słodko oczy i w tej właśnie chwili pojawiła się przed nim skrzynka z narzędziami i spotkanie z nową „krewniaczką” musiało na chwilę poczekać
Dziwne są ścieżki, którymi wiedzie nas przez życie długa nić przeznaczenia.-Mógłby pomyśleć chłopczyk, gdyby tylko ktoś edukował go w dziedzinach nieco wznioślejszych od szermierki. Tymczasem przechodził właśnie przyspieszony kurs naprawy drzwi, które właściwie powinny być wymienione a nie naprawiane. Z drugiej strony gdzie o tej porze można by kupić drzwi…
Yü pokiwał głową na znak, że zrozumiał instrukcje i chwycił ze skrzynki młotek, który nie wyglądał na zbyt bezpieczny, a w połączeniu z ponadprzeciętną siłą (60) miecznika mógł wyrządzić naprawdę spore szkody. Mimo to imię chłopca pisało się jak „iść” i „pomóc”, więc nie marudząc wziął się do roboty. Z dużą siłą uderzył gwoździem precyzyjnie w jeden z rogów deski wciskając go w deskę na jedną czwartą długości, następnie obrócił młotek w dłoni i z całej siły uderzył nim w czubek nieszczęsnej, metalowej szpileczki. Jaki był tego efekt? Tego się dowiemy zaraz, ale drzwi raczej zostaną w końcu naprawione.
Wykonawszy swoje zadania Yü i Mei powrócili do stolika, gdzie zaraz pojawiły się kubeczki wypełnione gorącą cieczą, na którą ucieszyłby się chyba każdy poza chłopczykiem, który nienawidził jak ktoś brudził mu czymkolwiek jego pyszną i czyściutką wodę. Hözuki po prostu nie rozumiał po co barwić i zanieczyszczać coś tak wspaniałego jak czysta woda wyciągami z roślin czy czymkolwiek innym. Spojrzał do wnętrza swojego kubka przysuwając go do siebie, a powąchawszy jego zawartość skrzywił się niemal niezauważalnie. Normalnie pewnie zacząłby strzelać fochy, ale chciał być grzeczny, więc kubek po prostu sobie postoi na stole. Yü na pewno nie napije się niczego, czego nie można już nazwać wodą. Co innego kakao! Ale tym razem chyba zadowoli się wodą ze swojego własnego bukłaka, co chyba go ratowało, ale on nie widział podejrzanego zachowania Saigiego i o niczym nie mógł wiedzieć.
Kto by pomyślał, że niechęć do herbaty mogłaby kogokolwiek uratować… Chłopiec postanowił poświęcić się rozmowie pozostawiając kubeczek w zapomnieniu.
-Umm!-zakrzyknął wesoło-Jestem głody, a Ty Yuki-san de gozaruyo?-Spojrzał na dziewczynę, do której miał tak wiele pytań i na tak wiele tematów chciał z nią porozmawiać.-Mój braciszek też pochodzi z klanu Yuki! Jest wspaniały, nazywa się Kamiru! Yuki Kamiru, znasz go de gozaruyo?-Mei chyba nie znała braciszka malca, ale ten miał za to okazje poznać jej braciszka. Ciekawe jak sprawy potoczą się dalej.
0 x
Mei

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Mei »

Mój wzrok nieco przeszklony, lecz ciągle wyczekujący tego, co zrobi młodzieniec. Nie myliłam się w stosunku do niego, był jedną niewiadomą. W chwili, gdy zataczałam kółka po jego twardej, wytrenowanej dłoni, poczułam jak mój palec wnika w jego organizm. Zaskoczona zabrałam dłoń o wiele szybciej, niż to planowałam. Spojrzałam raz jeszcze, lecz wszystko wyglądało, tak jak przedtem. Czyżby mnie się przewidziało, a może to jakaś specjalna umiejętność? Spojrzałam najpierw na siebie, potem na niego, coś tu nie wyraźnie było nie tak, choć musiałam przyznać, że równie dobrze mogłam dostawać paranoi. Mniejsza. Wszystkie myśli zostały rozwiane, gdy tylko miałam udzielić pomocy. Choć czas chciałam zabić w zupełnie inny sposób, to jak się okazało miałam stanąć przed nie lada wyzwaniem. Pomyśleć, że nie przypomniałam sobie o tym wcześniej. Przecież ja - Mei Yuki, nie potrafiłam gotować, ani przyrządzać napojów. Moje dłoń powędrowała do czoła, naprawdę mi odbiło skoro tego się podjęłam. Mogłam stworzyć coś ohydnego jak i paskudnego, ale.. chciałam się nauczyć prawdziwej sztuki, jaką jest zaparzanie herbaty. Przyrządzenie tego było podobno proste, z resztą efektem był mój wyczyn jeszcze sprzed paru godzin. Braciszek nie narzekał na to co stworzyłam, więc byłam dumna z tej pojedynczej porcji. Jednakże teraz musiałam podołać zadaniu i ,,wyczarować" o wiele większą dawką. Co jeśli okaże się śmiertelna? Zesztywniałam, przystając przy studni.
Tylko nie panikuj, w końcu jesteś kunoichi, kimś kto się nie poddaje!
Motywowałam siebie w myślach, gdy znowu wróciliśmy do lokalu. Moje oczy patrzyły w dość szczególny sposób na wystawione zioła. Większości z nich nawet nie kojarzyłam, chyba kiepska ze mnie zielarka..
Yosh, czas spróbować, czego nauczyłam się, patrząc na niesamowite zdolności Ryu.
Swoje smukłe paluszki przystawiłam do pierwszego lepszego zioła, któremu się ostrożnie przyjrzałam. Tik tak. Pochwyciłam kolejne, tym razem nawet nie sprawdzając. Tik tak. Oba wylądowały w naczyniu. Tik tak. Zaczekałam, aż będzie można poczuć pierwszy zapach. Lekka kwiatowa woń otoczyła mnie niczym ramiona matki. W moich oczach błysnęło jasne światło płomienia, choćby miało nie wyjść, to stworzę chociaż najlepszą truciznę.
Tik tak. Zaczęłam trzeć pozostałą część, mieszając ją zgrabnie ze sobą. Tik tak. Całość została dodana do reszty, pozostało czekać.
- Lepszy wyrób? - popatrzyłam na Saizo spokojnym, lekko zaciekawionym wzrokiem. Chyba nie znał się na herbatach, no ale nie ważne.
- Mam nadzieję, że spróbujesz, tak się starałam.. - dodałam kuszącym głosem, chcąc zachęcić go do zostania moim królikiem doświadczalnym. Co prawda, wolałam osobiście zabrać swój wyrób.
- Huh? Wie Pan, że to niegrzeczne tak robić? Jako osoba, która zaparzyła tę herbatę, chociaż mogłabym doświadczyć zaszczytu jej osobistego zaniesienia - powiedziałam, nie odrywając od niego spojrzenia. Ten człowiek był o wiele bardziej ciekawy, niż mogłabym sobie wyobrazić. Gdyby na dodatek zaprzeczył, mogłam się tylko utwierdzić w wrażeniu, że coś przed nami ukrywa.
- Nie chcę zabrzmieć niemiło, ale Saizo-san, postaraj się jej nie wylać. - uśmiechnęłam się pogodnie, po czym poszłam do stolika. W moich oczach można było zobaczyć czystą pogodę ducha, nic poza tym. W środku natomiast czułam, że coś mnie dręczy, lecz co?
- Musze przyznać, że niedawno miałam obiad. Przykro mi, ale nic nie przełknę, również niczego nie wypiję. - Przyznałam nieco ciszej, w końcu cały czas byłam pełna. Z resztą, czy ja ich na początku nie uprzedzałam, że niczego nie tknę? Chciałam porozmawiać, może herbata by do tego pasowała, ale jest jeden malutki szczegół - nie cierpiałam gorących napoi. Wysokie temperatury doprowadzały mnie do frustracji, przypominały mi, że zawsze to mnie będzie wyróżniać.
- Twój braciszek? Jesteś spokrewniony z moim klanem? - zapytałam otwarcie, po czym na moment się zamyśliłam, odsuwając przygotowaną dla mnie szklankę. Ciepła para zakłócała mój tok myślowy, nie chciałam by się tak blisko znajdowała.
- Niestety, ale moje i jego drogi się nie skrzyżowały. Z resztą.. jak ty i on się poznaliście? - odbiłam starannie piłeczkę, zaczynając nieco żywszą rozmowę. Co prawda obecność kogoś spoza kręgu ninja, zdawała się być utrapieniem, lecz niczego nie powiedziałam. Również z grzeczności nie pokazałam po sobie, że chciałabym być sam na sam z chłopcem. Z resztą.. może i on posiadał jakieś ciekawe informacje? Kto go wie, człowiek zawsze będzie ciekawy, nie tylko pod względem wiedzy. Przynajmniej ja tak uważałam.
0 x
Hanzo

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Hanzo »

Białowłosy mężczyzna zbliżał się do celu swojej wieloletniej wędrówki. Marszu, który nie tylko pozwolił mu poznać świat. Ta podróż zbudowała charakter Hanzo. Stał się twardszy nie tracąc jednak pierwotnej istoty swojej duszy. Sogen. Wodnisto-bagnista dziura, w której walka to niemalże codzienność. Wspaniałe miejsce. Raj dla wszystkich przybyszów. - mężczyzna z pewną dozą ironii podsumował swoje otoczenie. Miał w tym trochę racji. Wędrując w stronę sławetnego Muru pokonywał wiele terenów. Jednak Sogen było najbardziej dołujące, najbardziej przybijające. Muszę jednak przyznać. W niektórych bagnach i tej specyficznej roślinności można dostrzec przejawy artystycznego nieładu. Pesymizm żywej sztuki. - Hanzo jak zwykle starał się dostrzegać kunszt tego, co go otacza. Po kilkunastu minutach marszu, shinobi zatrzymał się. Przyłożył rękę do czoła i zmrużył oczy. Na horyzoncie zaczął się pojawiać zarys ogromnej budowli. Mur. Tak kolosalne dzieło, istny majstersztyk budownictwa. - towarzyszące myślom gwizdnięcie wskazywało na wrażenie jakie wywarła konstrukcja. Białowłosy wziął głęboki oddech, a następnie ponownie ruszył przed siebie. Z pośród mgły wyłaniały się kolejne elementy tej defensywy świata ninja. Broniącej nieświadomych przed niewiadomym. Drewniane chodaki w końcu wkroczyły na kamienny trakt. Z cichym stukaniem shinobi zbliżył się do samej, także ogromnej bramy. Wrota, za którymi kryje się moja przyszłość. - mruknął pod nosem Hanzo, mając przeczucie, że zaraz ktoś się pojawi.
0 x
Kamiru

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Kamiru »

Random Bob na murze czyli inicjacja v2
0 x
Senju Toshio

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Senju Toshio »

0 x
Yuusuke

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Yuusuke »

Jakimś cudem maluch nie przerobił drzwi na najdrobniejsze drzazgi podczas próby ich naprawienia. Szczęście początkującego? Cóż, koniec końców w towarzystwie Keiza udało mu się doprowadzić je do względnej używalności. Powrócił z tarczą, ze swojej bitwy, gdzie jego jedyną bronią był młot na zbutwiałej rączce, a jedynym przeciwnikiem był chłód wpadający przez wyrwę w „murze”. Zwycięski powrotnie zasiadł do stolika i mógł już ponownie zająć się zacieśnianiem rodzinnej więzi z nowopoznaną kuzyneczką. Mei zapytała o dzień, w którym Kamiru Yuki przyjął Yü do rodziny, a chłopczyk uwielbiał opowiadać o swoim bohaterze. Myśl o tym, że zaraz będzie mógł to zrobić sprawiła nawet, że niespecjalnie zwracał uwagę na dziwne zachowanie, towarzyszącego im starszego Pana, który z jakichś niewyjaśnionych jeszcze powodów boczył się na nich.
-Nie, nie jesteśmy spokrewnieni.-zaprzeczył białowłosy młodzieniec-Sam nie wiem kiedy zacząłem nazywać go braciszkiem, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że jest dla mnie jak prawdziwy braciszek de gozaru. Jest moją rodziną.-O ile rodziną można było nazwać kogoś, kto niespecjalnie się nim interesował, to faktycznie Kamiru był jego rodziną. Fakt, nigdy nie pozwoliłby skrzywdzić Yü, ale z drugiej strony zranienie go wcale nie było takie proste. No chyba, że psychiczne… Co jednak miał począć albinos, który nigdy nie poczuł czym jest prawdziwa rodzina? Maleńka iskierka ciepła, jaką otrzymywał od lodowatego brata była jedynym ciepłem na jakie kiedykolwiek mógł liczyć. Była jeszcze ciotka Hikari… Ale jej tam nie było, a jak Yü był jeszcze na Kantai to zazwyczaj była doprowadzana do porządku przez opiekuna malucha.
-To było jakieś cztery lata temu de gozaru…-zaczął młody Hözuki-Po tym jak wprowadzono obowiązek wysłania shinobi do miast kupieckich celem inge… Ingerencji de gozaruyo?-zająknął się nie będąc pewnym sensu słowa, które właśnie wypowiedział-Nie! Integracji de gozaru! Właśnie, mieliśmy się i-n-t-e-g-r-o-w-a-ć, więc zostałem wysłany sam do wielkiego miasta. To było straszne przeżycie de gozaru… Nie potrafiłem się do nikogo odezwać, ciężko mi było nawet kupić sobie coś do jedzenia. Gotować nie umiem, więc pieniądze przeznaczone na wyjazd szybko znikały, ale nie martwiłem się… Pewnego dnia udałem się do pewnego miejsca, mojego ulubionego przybytku w Ryuzaku! To taki lokal, w którym można skosztować soków z owoców całego świata de gozaru!-Ważna informacja dla Saigiego wyciekła… Yü faktycznie lubił soki. Problem w tym, że miał swoje kaprysy i tego dnia miał ochotę tylko na sok ananasowy.- Nie pamiętam co tam wtedy zamówiłem, ale chwilę później otoczył mnie kordon podłych wiedźm, które patrzyły na mnie jakby chciały mnie zjeść!-Jak zawsze koloryzował tę historię, w rzeczywistości było tak, że zauroczone nim kobiety wychwalały go między sobą i marzyły o tym, żeby go nakarmić i wyściskać.-I pewnie by mnie zjadły, ale z cienia wyłonił się on, wysoki, zamaskowany mężczyzna, który chwycił mnie za rękę i wyprowadził z pułapki de gozaru. Od tamtej pory zawsze za nim podążałem! Za moim braciszkiem Kamiru!-W każdym słowie turkusowookiego wyrażał się bezgraniczny podziw dla wyidealizowanej postaci szarookiego braciszka. Praktycznie bez przerwy krzyczał i bogato gestykulował mówiąc, po jakimś czasie zmęczył się mówieniem i chwycił za kubeczek, z którego zamierzał już się napić, przystawił go do ust i zaczął przechylać, ale poczuwszy zapach ziół w wodzie odstawił go natychmiast. Zapomniał się… Odwiązał od paska swój bukłak i napił się z niego, po czym ponownie go odwiesił.-Co z tym jedzonkiem?-zapytał Saigiego, ale mięsko już pojawiło się na stole-O jest de gozaru! Itadakima--Nie zdążył… Przerwało mu trzaśnięcie drzwiami, w którym pojawiła się grupka podejrzanych typków. Yü od razu przypomniała się jego przygoda w barze, gdy Toru spacyfikował podobnej wielości grupkę obwiesiów zaczepiających młode Panny. Doskonale wiedział, że sensei postąpiłby w tej sytuacji dokładnie tak samo i już miał wstawać do zaczepiającego jego uroczą kuzyneczkę faceta, ale usłyszawszy jak reszta nabija się z niego odpuścił sobie. Może jednak nie byli tacy źli… Postanowił nic nie robić, póki co.-Itadakimasu…-Powtórzył, spokojnie, ale na jego czole było widać żyłkę, która pojawiła się na jego buzi ze złości. Mimo to zabrał się do jedzenia wgryzając się w soczyste mięsko, tłuszcz z którego pociekł mu po brodzie.

-Ne teba, wszytko mam.-Odpowiedział z pełną buzią Saigiemu, który może to zrozumiał. Przełknął i zaczął mówić dalej kręcąc obgryzioną kością w ręku jak kunaiem-Przyszliśmy tu z braciszkiem na wycieczkę, ledwo weszliśmy do miasteczka i wmieszaliśmy się w bitwę o mur de gozaruyo.-powiedział to dość obojętnie jak gdyby było to coś nieistotnego, w każdym razie nie tak istotnego jak historia o jego wspaniałym Onii-chanie.
0 x
Mei

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Mei »

Moje pytania jak zwykle zostały bez odpowiedzi. Saizo, bo tak się nazywał mój pomagier nawet nie pisnął słowa, gdy wyraziłam własną opinię. Wyrozumiałość? Nie, to musi być coś innego. Odwróciłam za siebie głowę, by po raz ostatni objąć go wzrokiem. Wciąż byłam spokojna i gotowa do dalszej rozmowy. Usiadłam na swoim miejscu, nawet utonęłam w spojrzeniu dziecka. Wszystko straciło dla mnie sens, liczyła się teraz nasza konwersacja. Z początku wciąż układałam sobie ważny fakty, szczegóły przydatne w obecnej chwili. Od wejścia do karczmy mogłam nabyć podejrzeń względem gospodarza, zaraz potem móc się obawiać kucharza, biegającego gdzie popadnie ze swoim tasakiem. Ach, znajdźcie mi kogoś normalnego. Osobę, która nie sprawi, że ciągle będę w trybie gotowości.. a nie jest jeden wyjątek. Albinos przebywający ze mną stanowczo wyróżniał się na tle reszty. Miły, słodki oraz taki.. niewinny? Może i widziałam jego ostrze, ale nie oczekiwałam od niego ataku, czy wrogości. Mógł być okrutny, sprawić, bym poczuła się słabsza, lecz ten mnie zaakceptował, sprawił, że poczułam się wyróżniona. Moje oczy, nawet chłodna skóra, chociaż jestem taka jak jego braciszek. Należymy do tego samego klanu, ale mimo to się nie znamy. Od razu wraz z opowieścią zaczęłam sobie go wyobrażać, nie pozwalając myślom za daleko zajść. Wciąż chciałam być przytomna oraz zdolna do dalszych działań. Jednakże na drobny moment zawisłam pomiędzy światami. Wylądowanie jednocześnie w miejscu, o którym opowiadał. Miejsce wypchane ludźmi, zwłaszcza kobietami, multum soków oraz pięknie pachnąca woń. Ach, jak ja chciałam tam się pojawić i móc skosztować wszystkiego co najpyszniejsze, ale nie.. musiałam brnąć dalej. Jakiś człowiek, niczym zamazana plama, pojawił się obok chłopca i zabrał go z tamtego miejsca. Bohaterstwo, jeden moment, a wszystko uległo zmianie. Jego życie uformowało się na to co było widać teraz, jednocześnie sprawiając, iż młodziak przeobraził się w kogoś poważniejszego, niż gdyby tak naprawdę nie spotkał swego Onii-sana. Stałam z boku z opuszczonymi po bokach rękoma. Moje skute lodem oczy patrzyły na ową scenę i choć była to moja wyobraźnia, to wszystko wydało się takie realistyczne. Zostałam czymś na wzór zmyślonego świadka i choć nikt mnie nie widział, ani nie zwracał na mnie uwagi, to wydało mię się przez moment, że kiedyś tam byłam. Obróciłam się w miejscu, aż wróciłam do rzeczywistości. Moja dusza cofnęła się do środka, tak jakby wcześniej uleciała.
- Gome.. zamyśliłam się - popatrzyłam zdezorientowana, na to co się stało. Grupka mężczyzn weszła do środka, przynosząc ze sobą zgoła inną atmosferę. Rozejrzałam się dookoła, aż mój wzrok napotkał faceta z podbitym okiem. Przyglądał mi się jakiś czas, a zaraz potem wesoło zagadnął. Patrzyłam na niego zimno, po czym wróciłam do Yuusuke, który postanowił ich nadzwyczaj w świecie olać. Z resztą tamci również zrezygnowali, nazywając moją skromną osobę dzieckiem. Westchnęłam głośno, zamykając swoje tak rożne oczy. Chciałam na chwilę zniknąć i pojawić się tuż obok brata, lecz powróciłam, ponownie skupiając swoja uwagę na chłopcu.
- Itadakimas.. mam nadzieję, że będzie Ci smakowało.
Sama nie miałam ochoty na posiłek. Byłam pełna z resztą wolałam się poprzyglądać tamtym paniczom. Ich lider był inny, niż reszta.. w końcu nie zwrócił na mnie uwagi, co mocno mnie ucieszyło. A tamten jeden amant niestety był, a przynajmniej będzie sporym utrapieniem.
- Hmm, czy mam jakiś cel? Chcę pomagać potrzebującym to wszystko. - powiedziałam otwarcie, po czym zwróciłam się do albinosa, jedzącego zachłannie swoja porcję - Po pierwsze nie mów, kiedy masz pełną buzię.. Zabawnie to wygląda, ale tak nie przystoi - Posłałam mu łagodny uśmiech, po czym sięgnęłam po czystą i delikatną tkaninę. Trzymając już w dłoni chusteczkę, wyciągnęłam do niego rękę, lecz szybko ją cofnęłam, bojąc się, że go tym odstraszę. Schowałam ją z powrotem pod stół, po czym założyłam nogę na nogę.
- Ne Yuusuke-kun, powiedz co się wydarzyło na terenie muru. Tak bardzo chcesz go bronić, poza tym.. ludzie, których mijałam konali lub byli poważnie ranni. Coś się stało? - poważnie zerknęłam w głąb jego źrenic. Chciałam by wyznał mi tak bardzo przez mnie pożądaną prawdę. Chciałam znaleźć przyczynę, coś co rozjaśni mi wszystkie myśli.
0 x
Kamiru

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Kamiru »

Nic nie jest takie, na jakie wygląda. [23/45]
Póki co nadal nic się nie dzieje, chyba, że chcecie zmienić postać rzeczy.
0 x
Yuusuke

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Yuusuke »

Niewiele było trzeba, by dogodzić małemu Yü w kwestii jedzenia. W tym przypadku był o wiele mniej wybredny niż w kwestii doboru napojów. I nie było w tym nic dziwnego, w końcu kiedyś wujek Renji osobiście układał mu menu, które miało mu pozwolić żywić się praktycznie wszystkim. W jego niegdysiejszym menu nie brakowało i pieczonych na ogniu szczurów, które wcale nie były najgorszym co chłopczyk w życiu przełknął. Co ciekawe, w tej kwestii Kamiru rozpieścił trochę malucha, przez co mały mógł marudzić, że nie chce czegoś jeść. Prawda była jednak niezmienna, Yü był zdolny do zjedzenia i przetrawienia czegoś, po czym koza by rzygała. Szkoda, że miał też ogromną słabość w postaci zapotrzebowania na czystą wodę, bo mógłby zostać prawdziwym mistrzem przetrwania… Mógłby, gdyby radził sobie z takimi czynnościami jak rozpalanie ognia, budowanie szałasów i tym podobnym, ale to szczegół! Ale dość już tych szczegółów odnośnie prawidłowego lub nieprawidłowego żywienia trzynastolatka.

Na uwagę odnośnie mówienia z pełnymi ustami Yü zareagował… Zdziwieniem! Przecież w całym kraju mlaskanie i mówienie z pełnymi ustami było jak pochwała dla kucharza, świadczyło o tym, że jedzenie jest najzwyczajniej w świecie smaczne i tak zawsze albinos chwalił kreatorów swego jadła, gdy tylko mu ów jadło smakowało. Czyżby na Hyuo panowały inne obyczaje? Nie ważne, bo słodziak o turkusowych oczach zwyczajnie nie potrafił odmówić niezwykle miłej panience z klanu Yuki. Po raz kolejny przełknął soczysty kęs „wołowinki” i wrócił do rozmowy.
-Hai!-Wykrzyknął z uśmiechem potwierdzając, że nie będzie już mówił z pełną buzią. Następnie dłonią przetarł zalaną tłuszczem brodę, spojrzał w śliczne oczy dziewczyny i przystąpił do kolejnej opowieści.-To nie tak, że chce go bronić de gozaru…-pokręcił głową-Znaleźliśmy się z braciszkiem w złym miejscu o niewłaściwym czasie, a wtedy nie można po prostu stać i się przyglądać.-Powiedział, chociaż mimo dobrych chęci to właściwie robił, stał i przyglądał się jak jego braciszek rozgramiał kolejnych przeciwników, sam robił tylko za żywą, niezniszczalną przynętę.-Przyszliśmy do Sogen, żeby zobaczyć ten wielki, ogromy, olbrzymi, wspaniały mur de gozaru! Jednak kiedy do niego dotarliśmy dowiedzieliśmy się, że trwało oblężenie! Dzikusy z zza muru, gupie dzikusy de gozaru… Zadarli nie z tym rodzeństwem co trzeba, braciszek z łatwością ich rozgromił swoimi…-Przerwał, przypomniał sobie, że nie powinien rozmawiać o umiejętnościach klanów. W prawdzie Mei już zaufał, ale był jeszcze Saigi.-Mimo to kilku pewnie przedarło się za mur i Ci wszyscy ranni są właśnie tego efektem. Jak pomyślę o tych wszystkich bestiach, które widzieliśmy… Ciarki przechodzą mi po plecach na myśl co jeszcze może znajdować się za murem de gozaru.-W ten sposób chłopcu chyba udało się wyczerpać temat muru, ale Mei z pewnością będzie miała kolejne pytania, na tę chwilę była jednak kolej białowłosego. –A Ty masz rodzinę Yuki-san de gozaruyo?-To było najoczywistsze pytanie jeśli chodzi o malucha, w końcu już za chwilę chciał oświadczyć dziewczynie, że od teraz też jest jego kuzyneczką. A była nią już wcześniej jako siostra Natsume, ale żadne z naszych bohaterów jeszcze o tym nie wiedziało.
0 x
Mei

Re: Shi no gēto [miasto - uliczki, brama i mur]

Post autor: Mei »

Gome, że musieliście tyle czekać, ale.. postałek się usunął ^^" //
Pomyśleć, że osoba taka jak ja, miała przesiedzieć cały Boży dzień w takim miejscu. Nie przywierałam oka do szczegółów, jak i detali, tego zaniedbanego przez świat miejsca. Karczma, jak można było pieszczotliwie nazwać ten budynek, zdawała się przygnębiać swym jestestwem. Wszędzie było ponuro, drewno, które zastałam zdawało się uginać, skrzypieć pod ciężarem jedzących tutaj gości, lecz kto by się tym zamartwiał. Ważne było, iż podawany posiłek wyglądał w miarę dobrze. Mnie jako osóbkę obserwującą, starającą skupić się na prowadzonej rozmowie, martwił jedynie stosunek Saigiego do naszej dwójki. Również kucharz z przyklejonym do ciała tasakiem, czy drzwi, które powinny ulec wymianie. Nic prócz tego nie zaśmiecało mojej główki, no może poza szajką, zerkającą z początku w naszą stronę. Mężczyzna z podbitym okiem wydawał się nie mieć lepszych rozrywek jak tylko ślinić się na widok nieletniej osoby. Śmieszne, prawda? Dla mnie nie było to zabawne. Sprawiało, iż całe ciało było gotowe do działania. Mięśnie się napinały, innymi słowy pełna mobilizacja, która ustąpiła z upływem czasu. Gdy każdy zajął się swoimi sprawami, przypatrzyłam się gospodarzowi, który rozwiał wokół siebie aurę tajemniczości. Dwukolorowe oczy zdawały się go przeszywać na wskroś, nie mogąc dostrzec najciekawszej rzeczy. Potencjalne niebezpieczeństwo, niepewność, rodzącą się z niesłyszanych dla nas myśli. Dałabym dużo, by móc wejść do jego głowy i sprawdzić, co w niej tak naprawdę drzemie. Był człowiekiem, czyli osobą skomplikowaną, złożoną z wielu warstw, przez które nie każdy mógłby przebrnąć. Z mojej perspektywy wyglądało to ekscytująco.
Ludzkie istoty były dla mnie tematem delikatnym z powodu mojego do nich przywiązania. Uwielbiałam patrzeć na ciekawe osoby, takie które śmiało wyróżniają się w tłumie. Ich specyficzne zdolności, wygląd, sposób bycia, jak i charakter sprawiał, że dostawałam dreszczy. Mogłabym poznawać je godzinami, a wciąż odczuwałabym niedosyt. Straszydła, dziwadła wszystko stałoby otworem, gdybym choć trochę podróżowała. Westchnęłam, przyglądając się herbacie, powoli stygnącej od panującej tutaj temperatury. Chciałam być tak jak one. Miałam niecodzienny wygląd, przeszłam to, czego nie jeden nie doświadczył, a wciąż czułam, że to jest niewystarczające. Pragnęłam się wyróżnić, ale nie potrafiłam znaleźć sposobu, zapewniającego mi taki tytulik. Wciąż musiałam myśleć, głowić się, aż spoczęłam, przywierając myślami do toczonej rozmowy.
- A gdybyś mógł cofnąć czas, to czy chciałbyś znaleźć się w innym miejscu? - zapytałam, nieco przejmując pałeczkę. Chciałam go poznać od innej strony, zobaczyć poglądy jakimi kieruje się na co dzień, jak i sprawdzić jego stosunek do pomocy innym. - Dodatkowo proszę, opowiedz mi o zwyczajach panujących w Twoich stronach. Ciekawi mnie, czego można się nauczyć na tamtych terenach.
Prawdą było, iż kultura również zdawała się być interesującym tematem. Jako dziewczyna, stawiająca ją ponad siebie, chciałam móc dopasować się do otoczenia. Mogłam go zdziwić swoim zachowaniem, ale to wynikało z tego, iż zostałam inaczej nauczona. Ciągle się uczyłam, ale mając pod ręką tylko braciszka, jak daleko mogłam zajść? Nauczyłam się jeść pałeczkami, nie perfekcyjnie, ale tak bym nie jadła jednego posiłku godzinami, również zrobiłam pierwszą w życiu herbatę i powiedzmy sobie szczerze, ale nie udało mi się go otruć, co było w dużym stopniu sukcesem. Mówiąc dalej to przebrałam się w inny strój, zmieniający mój własny wygląd, ach niech żyją yukaty! I na sam koniec po raz drugi odwiedziłam czyiś dom, nie wyrządzając żadnej szkody, innymi słowy, nawet nie dowiedziałam się o kulturze panującej w moim klanie. No może poza tym, iż większość to samotnicy, tak zwani wolni strzelcy, nie przyzwyczajeni do pracowania w większych grupach. Innymi słowy, czas zacząć poznawać świat, co z kolei pozwoli wyzwolić prawdziwą mnie, o!
- Powiedz, a te ,,dzikusy" zostały co do joty pokonane, czy jakieś się jeszcze ostały? - kolejne pytanie, dowodzące, iż chciałam bardziej obeznać się z sytuacją. Mur, jak można było się wydawać był naprawdę dziwnym miejscem, przepełniony krwią, niedobitkami wojny. Co mogło, aż tak sponiewierać tych ludzi?
- Bestie? O czym konkretnie mówisz? - Czymże, mógł uraczyć nas ten świat? Co tak naprawdę mogło być potworem, na którego widok ten mały chłopiec się wzdrygał? Zachodziłam w głowę, po to by wyobrazić sobie owe monstra, lecz niestety, nie dysponowałam opisem, przybliżającym ich wygląd, jak i umiejętności. Stałam w kropce.
Zmieniając nieco temat, w końcu weszliśmy na rodzinę, tak bliską mi w ostatnich czasach. Udało mnie się ją odzyskać, lecz tera skutkowało tym, iż nie chciałam się nią dzielić. Pragnęłam zachować ją dla siebie, dlatego postanowiłam przeprowadzić małe rozeznanie.
- Tak, jeszcze ją posiadam - uśmiechnęłam się przyjaźnie, dokańczając - Powiedz, Hozuki-san znasz jeszcze kogoś z mojego klanu? Jeśli tak.. to mogę wiedzieć, komu?
I to byłby koniec tego, co zamierzałam powiedzieć. Mężczyzna nas obserwujący zdawał się być tylko odrobinę natrętny, czemu? Bo z nim nasza rozmowa nie mogła być tak swobodna jak można było sobie wyobrazić. A potwierdzeniem tego było przerwanie zdania, które dla mnie było strasznie widoczne. Co Kamiru z klanu Yuki zrobił, by się pozbyć swoich przeciwników? Mogłam sobie tylko wyobrażać..
0 x
Zablokowany

Wróć do „Lokacje”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości