Spory odcinek lasu...
Re: Spory odcinek lasu...
Toshiro poczuł ulgę, iż Masaru nie narzekał na przyrządzony posiłek. Chłopak nie miał jakiś wybitnych zdolności kucharskich, więc nie był pewien, czy w czasie przyrządzania nie zepsuł posiłku. Na szczęście nic takiego się nie stało i Maji również mógł cieszyć się smacznym daniem. Oczekiwał na dalsze rozkazy, jednak to jemu przypadła decyzja o wyborze dalszej drogi. Obie opcje miały swoje wady i zalety, a chłopak miał już pewne przeżycia dotyczące ciemnych i mrocznych lasów. Postanowił jednak odłożyć je na bok i pomyśleć logicznie. Droga lasem wydawała się bezpieczniejsza, a Masaru pozwolił mu wybrać drogę, więc musiał mieć jakieś pojęcie o czyhających po drodze niebezpieczeństwach.
-Wydaje mi się, że lasem będzie bezpieczniej. Mniejsze szanse, że spotkamy jakiś bandytów, czy tym podobne - odezwał się do swojego kompana, przekazując podjętą decyzje.
Następnie udał się na spoczynek, chcąc zregenerować choć część sił, które stracił w czasie podróży, nawet jeśli poruszanie się wierzchem nie było wielkim wysiłkiem. Rankiem wstał i wrócił na swojego konia, ruszając w dalszą drogę. Teraz mógł spokojnie przyglądnąć się łowcy i jego dziwnej broni. Toshiro nie widział takiej wcześniej, jednak nie miał odwagi spytać się o nią Masaru. Kontynuował więc w ciszy podróż, rozglądając się dokoła i zachowując koncentrację, by nie dać się zaskoczyć przez jakiś niespodziewany atak lub inne zagrożenie.
-Wydaje mi się, że lasem będzie bezpieczniej. Mniejsze szanse, że spotkamy jakiś bandytów, czy tym podobne - odezwał się do swojego kompana, przekazując podjętą decyzje.
Następnie udał się na spoczynek, chcąc zregenerować choć część sił, które stracił w czasie podróży, nawet jeśli poruszanie się wierzchem nie było wielkim wysiłkiem. Rankiem wstał i wrócił na swojego konia, ruszając w dalszą drogę. Teraz mógł spokojnie przyglądnąć się łowcy i jego dziwnej broni. Toshiro nie widział takiej wcześniej, jednak nie miał odwagi spytać się o nią Masaru. Kontynuował więc w ciszy podróż, rozglądając się dokoła i zachowując koncentrację, by nie dać się zaskoczyć przez jakiś niespodziewany atak lub inne zagrożenie.
0 x
Re: Spory odcinek lasu...
Droga na razie przebiegała spokojnie i chłopak mógł jedynie przyglądać się krajobrazowi dokoła. Nie tracił jednak czujności i spoglądał we wszystkie strony. To pewnie uratowało mu skórę, kiedy zauważył nadlatującą strzałę. Chłopak zastanawiał się, co jest nie tak z tą strzałą, jednocześnie w ułamku sekund podejmując decyzję o próbie uniknięcia ataku. Nie znał żadnej techniki defensywnej i teraz żałował, że nie poćwiczył więcej, zanim udał się na kolejne zadanie.
Toshiro zeskoczył, a raczej spadł z konia, by strzała przemknęła koło niego, jednocześnie wykonując technikę Doton no Jutsu. Usłyszał jak koń łowcy zarżał, a następnie uderzył w ziemię. Chłopak nie miał zamiaru zostać na środku drogi, gdzie był dobrym celem dla łuczników, więc przemieścił się pod ziemią jakieś 20-30 metrów, by znaleźć się pośród gęstszych drzew. Tam wyłonił się nad ziemię i rozglądnął się dokoła, by sprawdzić czy w pobliżu nie ma osób, które zaatakowały podróżników. Kiedy okazało się, że nikogo nie ma w promieniu kilkunastu metrów, został na górze, by odnaleźć przeciwników, nie tracąc koncentracji i rozglądając się dokoła, by nie zostać namierzonym przez kolejną strzałę. Gdyby jednak znalazł się w pobliżu przeciwnika, schował się szybko z powrotem pod ziemię i odszedł parę metrów, by nie zostać trafionym.
Toshiro teraz nie przejmował się Masaru. Wiedział, że bardziej mu pomoże, jeśli nie zginie i będzie mógł wciąż walczyć.
Toshiro zeskoczył, a raczej spadł z konia, by strzała przemknęła koło niego, jednocześnie wykonując technikę Doton no Jutsu. Usłyszał jak koń łowcy zarżał, a następnie uderzył w ziemię. Chłopak nie miał zamiaru zostać na środku drogi, gdzie był dobrym celem dla łuczników, więc przemieścił się pod ziemią jakieś 20-30 metrów, by znaleźć się pośród gęstszych drzew. Tam wyłonił się nad ziemię i rozglądnął się dokoła, by sprawdzić czy w pobliżu nie ma osób, które zaatakowały podróżników. Kiedy okazało się, że nikogo nie ma w promieniu kilkunastu metrów, został na górze, by odnaleźć przeciwników, nie tracąc koncentracji i rozglądając się dokoła, by nie zostać namierzonym przez kolejną strzałę. Gdyby jednak znalazł się w pobliżu przeciwnika, schował się szybko z powrotem pod ziemię i odszedł parę metrów, by nie zostać trafionym.
Toshiro teraz nie przejmował się Masaru. Wiedział, że bardziej mu pomoże, jeśli nie zginie i będzie mógł wciąż walczyć.
Kontrola Chakry: D, Doton no Jutsu
0 x
Re: Spory odcinek lasu...
Toshiro udało się przeżyć i uciec z linii ataku. Znalazł się w bezpiecznej odległości i mógł przyglądnąć się okolicy, by zlokalizować napastników. Nie zajęło mu to wiele czasu, kiedy znalazł przeciwników. Teraz trzeba było wymyślić jakiś plan. Powrót do Masaru wydawał się nielogicznym pomysłem w tej chwili, biorąc pod uwagę fakt, iż znajdował się on pod ostrzałem wybuchowych strzał. Trzeba było zlikwidować najpierw strzelca. Wyglądało na to, iż ten nie zauważył Toshiro, który miał teraz niepowtarzalną szansę, by zabić go z zaskoczenia, nie dając mu szansy na jakąkolwiek reakcję. Chłopak zapamiętał dokładnie jego pozycję i schował się ponownie pod ziemią. Ruszył w zapamiętanym kierunku, licząc przebywane metry. Kiedy znalazł się mniej więcej pod nim, postanowił go wciągnąć pod ziemię, zostawiając tylko głowę na zewnątrz. Maji zaś wyskoczył na powierzchnię i wyciągnął kunai z kabury. Szybkim ciosem prosto w skroń miał zamiar wykończyć przeciwnika. Jeśli mu to się udało ponownie przyglądnął się sytuacji, by obmyślić dalszą część planu.
Kontrola Chakry D, Doton: Shinjū Zanshu no Jutsu
0 x
Re: Spory odcinek lasu...
Las wydawał się świetnym miejscem na pobycie w samotności. Wysokie drzewa rzucały na tyle duży cień, że gdzie nigdzie wydawała się być noc. Lokacja w sam raz dla takiej osoby jak ja. Choć nie mogłam narzekać na swoje własne towarzystwo, powoli zaczynałam mieć dosyć podróży samopas. Moja decyzja ulegnie zmianie, kiedy zjawi się ktoś na horyzoncie, ale to nie zdarzyło się już tak dawno. Czasem do mojej głowy przychodziła myśl, że na świat padła jakaś plaga i pozostałam sama w tym padole. Na tą myśl westchnęłam i spojrzałam w górę, zbaczając ze ścieżki. Postanowiłam zapuścić się głębiej w gaj, słuchając w tym samym czasie śpiewu ptaków. Te ćwierkały w najlepsze, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, że ktoś pod nimi właśnie spaceruje. To była jedna z opcji, bo równie dobrze mogły czuć się po prostu bezpiecznie, a moją osobę mieć głęboko w poważaniu. Z resztą, kto by rozważał tak mało ważną kwestię. Liczył się ich śpiew i to, że mogę nacieszyć się wolnością od ludzi. Rozejrzałam się jedynie wokół siebie, aby się upewnić, czy na pewno jestem sama. Moje przypuszczenia się ziściły, a dookoła mnie nie było żadnej żywej duszy. Kiedy wróciłam wzrokiem na drogę, zatrzymałam się z oniemienia. Ukazała mi się mała, urocza polana między drzewami. Usłana była wysoką trawą, a promienie słońca dochodziły minimalnymi strumyczkami w pojedynczych miejscach na tyle, by oświetlić okazałość tego pięknego miejsca. W większości skrawków pozostawał cień, co potwierdziło moją myśl, iż będzie do dla mnie wspaniałe miejsce. Wzięłam głęboki wdech, a na twarzy wymalowałam mały uśmieszek. Od razu ruszyłam do przodu.
Wchodząc na polanę, rozglądałam się i podziwiałam jej piękno. Jedną z dłoni pozwoliłam sobie przeczesać kłosy wysokiej trawy, co sprawiło, że się skaleczyłam. Nie spodziewałabym się, że to ten rodzaj trawy, który kaleczy. Zatrzymałam się na środku, a po tym spojrzałam na swoją dłoń. Nacięcia nie były głębokie, ale na tyle poważne, że krew leciała z nich małymi kropelkami. To nic, w swoim życiu nabywałam już gorsze obrażenia, dlatego małe zadrapania nie były mi straszne. Włożyłam dwa palce do ust, aby upić z ran nadmiar czerwonej cieczy, która i tak by z nich uleciała. Po tym ruszyłam dalej i w końcu ulokowałam się pod jednym z drzew na uboczu polanki. Wzięłam kolejny głęboki wdech.
- Jak dobrze, że jestem tu sama.... - przeszło mi przez głowę, a dla pewności rozejrzałam się raz jeszcze. Czasami łapał mnie nawyk sprawdzania otoczenia, na czym już nie raz się złapałam. Jestem w końcu poszukiwana w swoich rejonach, a rodziciele nie raz przysyłali po mnie jakiś wynajętych ludzi. Zwykle mięli mnie odprowadzić całą do domu, lecz teraz zależało im jedynie na tym, abym wróciła. Nie robiło im różnicy, czy będę żywa, czy martwa. Dowiedziałam się tego przypadkiem.
Wtedy przemierzałam tereny Karmazynowych Szczytów, to była jedna z moich dłuższych podróży bez zatrzymywania się gdziekolwiek. Z tego też faktu miałam w sobie mniej energii oraz sił do walki. Choć mój organizm zahartował się i nastawił na wieczną gotowość do potyczek, było mi trudno z siebie wykrzesać cokolwiek. Noce były na tyle burzliwe, że nie mogłam przez kilka dni, ani na chwilę zmrużyć oka. Z tego też faktu moja reakcja na różne bodźce też ucierpiała. Zza zakrętu na jednym ze szczytów wyszedł na przeciw mnie mężczyzna. Na początku myślałam, ze jest zwykłym przechodniem. Niestety jak się szybko okazało, rzucił się na mnie i obydwoje polecieliśmy w dół turlając się jedno po drugim. Upadek nie był zbytnio bolesny, dlatego podczas owego zdołała dobyć kunai, który sprawnie wbiłam w ciało przeciwnika. Kolejne obroty sprawiły, że broń utkwiła głębiej w jego ciele, aż w końcu doszła do serca. Sama wtedy nie miałabym nazbyt dużo siły, aby umiejscowić ją tak głęboko. Kiedy podniosłam się już na dole, domyśliłam się kim owy jego mość był i kto go przysłał. Wszystko potwierdził zwój z podpisem moich rodziców, mieścił się w nim napis "Sprowadź naszą córkę do domu, nie ważne czy z głową, czy bez". Wtedy wszystko stało się jasne.
Wchodząc na polanę, rozglądałam się i podziwiałam jej piękno. Jedną z dłoni pozwoliłam sobie przeczesać kłosy wysokiej trawy, co sprawiło, że się skaleczyłam. Nie spodziewałabym się, że to ten rodzaj trawy, który kaleczy. Zatrzymałam się na środku, a po tym spojrzałam na swoją dłoń. Nacięcia nie były głębokie, ale na tyle poważne, że krew leciała z nich małymi kropelkami. To nic, w swoim życiu nabywałam już gorsze obrażenia, dlatego małe zadrapania nie były mi straszne. Włożyłam dwa palce do ust, aby upić z ran nadmiar czerwonej cieczy, która i tak by z nich uleciała. Po tym ruszyłam dalej i w końcu ulokowałam się pod jednym z drzew na uboczu polanki. Wzięłam kolejny głęboki wdech.
- Jak dobrze, że jestem tu sama.... - przeszło mi przez głowę, a dla pewności rozejrzałam się raz jeszcze. Czasami łapał mnie nawyk sprawdzania otoczenia, na czym już nie raz się złapałam. Jestem w końcu poszukiwana w swoich rejonach, a rodziciele nie raz przysyłali po mnie jakiś wynajętych ludzi. Zwykle mięli mnie odprowadzić całą do domu, lecz teraz zależało im jedynie na tym, abym wróciła. Nie robiło im różnicy, czy będę żywa, czy martwa. Dowiedziałam się tego przypadkiem.
Wtedy przemierzałam tereny Karmazynowych Szczytów, to była jedna z moich dłuższych podróży bez zatrzymywania się gdziekolwiek. Z tego też faktu miałam w sobie mniej energii oraz sił do walki. Choć mój organizm zahartował się i nastawił na wieczną gotowość do potyczek, było mi trudno z siebie wykrzesać cokolwiek. Noce były na tyle burzliwe, że nie mogłam przez kilka dni, ani na chwilę zmrużyć oka. Z tego też faktu moja reakcja na różne bodźce też ucierpiała. Zza zakrętu na jednym ze szczytów wyszedł na przeciw mnie mężczyzna. Na początku myślałam, ze jest zwykłym przechodniem. Niestety jak się szybko okazało, rzucił się na mnie i obydwoje polecieliśmy w dół turlając się jedno po drugim. Upadek nie był zbytnio bolesny, dlatego podczas owego zdołała dobyć kunai, który sprawnie wbiłam w ciało przeciwnika. Kolejne obroty sprawiły, że broń utkwiła głębiej w jego ciele, aż w końcu doszła do serca. Sama wtedy nie miałabym nazbyt dużo siły, aby umiejscowić ją tak głęboko. Kiedy podniosłam się już na dole, domyśliłam się kim owy jego mość był i kto go przysłał. Wszystko potwierdził zwój z podpisem moich rodziców, mieścił się w nim napis "Sprowadź naszą córkę do domu, nie ważne czy z głową, czy bez". Wtedy wszystko stało się jasne.
0 x
Re: Spory odcinek lasu...
Jak wspaniale mieć dookoła siebie tyle natury i błogiego spokoju. W sumie nigdy nie narzekałam na brak takowych, bo zawsze starałam się chociaż po części zachować z tym wszystkim jakiś kontakt. Nie dla mnie było mieszkanie w budynkach i spanie na wygodnych łóżkach. Zdecydowanie preferowałam dzicz, długie noce pod gołym niebem oraz piękne widoki dookoła siebie. Obecnie życie jakie wiodłam dawało mi to wszystko. Do tego dochodziły podróże i samotność, uzupełniające mój mały raj na ziemi. Kiedy chciałam, zaczepiłam kogoś, aby sobie porozmawiać, lecz tak ogólnie wolałam trzymać się z daleka od gatunku ludzkiego. Wystarczająco zdołałam się w swoim krótkim życiu przekonać, jakim potworem człowiek może się stać. Nie tylko dla zwierząt, ale też dla swoich braci. Natura ludzka dąży do samo destrukcji i temu nie da się zaprzeczyć, ani zaprzestać.
Moje przemyślenia zostały przerwane. Spojrzałam automatycznie przed siebie, a potem na boki. Złożyłam w jednej chwili pieczęć tygrysa, aby aktywować więzy krwi.
- Byakugan - powiedziałam cicho do siebie, a następnie poczęłam oglądać teren dookoła. Z początku nic - cisza, spokój, ale czyżby mi się wydawało? Niemożliwe, przecież wyraźnie coś słyszałam. W pewnym momencie lekko po ukosie, dokładnie na lewo, dostrzegłam jak coś wielkiego biegnie w moim kierunku. Ni to człowiek, ni to bestia, cóż to takiego? Oczom ukazał mi się niedźwiedź i do tego wszystkiego pokaźnych rozmiarów. Z początku oniemiałam, bo nie spodziewałam się takiego zbiegu okoliczności w tym miejscu. Co mogło tak przestraszyć to zwierze? Misie nie mają w zwyczaju tak bez powodu biec agresywnie przed siebie, więc coś musiał spowodować ten zabieg. Najlepiej będzie ulokować się w bezpiecznym miejscu, nim bestia do mnie dotrze, a potem zaobserwować więcej faktów.
Wstałam i spojrzałam się jeszcze raz na misia. Dzieliło nas jeszcze trochę odległości, dlatego pozwoliłam sobie na skoncentrowanie chakry w stopach. Następnie zrobiłam krok w tył i poczęłam wspinać się po grubym konarze drzewa, o które dopiero co się opierałam. Jako, że kontrolę niebieskiej energii miałam już rozwiniętą w nie tak złym stopniu, powinno udać mi się bez problemu. Usadowiłam się na jakiejś wyższej gałęzi, by być bezpieczną, ale też mało widoczną. Po rozejrzałam się dookoła za ewentualnymi, dodatkowymi poszlakami w tej sprawie.
Gdyby nie udało mi się wspiąć na drzewo, reaguję w szybki sposób. Pierwszym, co przyszło mi do głowy w takim momencie to skoncentrowanie techniki w prawej dłoni, a następnie wyczekaniu na biegnącego misia. Będzie starał się biec raczej na mnie, w przeciwnym razie nie robię mu żadnej krzywdy. Niestety, jeżeli zaistnieje taka potrzeba, uderzam go szybkim ruchem mniej więcej w klatkę piersiową, ale tak, aby przypadkiem nie uszkodzić mu serca. To powinno spowodować odrzut zwierzęcia. Po wszystkim ponawiam próbę wejścia na drzewo. Tym razem jestem bardziej skoncentrowana i mniej rozkojarzona. Wszystko powinno wyjść.
Moje przemyślenia zostały przerwane. Spojrzałam automatycznie przed siebie, a potem na boki. Złożyłam w jednej chwili pieczęć tygrysa, aby aktywować więzy krwi.
- Byakugan - powiedziałam cicho do siebie, a następnie poczęłam oglądać teren dookoła. Z początku nic - cisza, spokój, ale czyżby mi się wydawało? Niemożliwe, przecież wyraźnie coś słyszałam. W pewnym momencie lekko po ukosie, dokładnie na lewo, dostrzegłam jak coś wielkiego biegnie w moim kierunku. Ni to człowiek, ni to bestia, cóż to takiego? Oczom ukazał mi się niedźwiedź i do tego wszystkiego pokaźnych rozmiarów. Z początku oniemiałam, bo nie spodziewałam się takiego zbiegu okoliczności w tym miejscu. Co mogło tak przestraszyć to zwierze? Misie nie mają w zwyczaju tak bez powodu biec agresywnie przed siebie, więc coś musiał spowodować ten zabieg. Najlepiej będzie ulokować się w bezpiecznym miejscu, nim bestia do mnie dotrze, a potem zaobserwować więcej faktów.
Wstałam i spojrzałam się jeszcze raz na misia. Dzieliło nas jeszcze trochę odległości, dlatego pozwoliłam sobie na skoncentrowanie chakry w stopach. Następnie zrobiłam krok w tył i poczęłam wspinać się po grubym konarze drzewa, o które dopiero co się opierałam. Jako, że kontrolę niebieskiej energii miałam już rozwiniętą w nie tak złym stopniu, powinno udać mi się bez problemu. Usadowiłam się na jakiejś wyższej gałęzi, by być bezpieczną, ale też mało widoczną. Po rozejrzałam się dookoła za ewentualnymi, dodatkowymi poszlakami w tej sprawie.
Gdyby nie udało mi się wspiąć na drzewo, reaguję w szybki sposób. Pierwszym, co przyszło mi do głowy w takim momencie to skoncentrowanie techniki w prawej dłoni, a następnie wyczekaniu na biegnącego misia. Będzie starał się biec raczej na mnie, w przeciwnym razie nie robię mu żadnej krzywdy. Niestety, jeżeli zaistnieje taka potrzeba, uderzam go szybkim ruchem mniej więcej w klatkę piersiową, ale tak, aby przypadkiem nie uszkodzić mu serca. To powinno spowodować odrzut zwierzęcia. Po wszystkim ponawiam próbę wejścia na drzewo. Tym razem jestem bardziej skoncentrowana i mniej rozkojarzona. Wszystko powinno wyjść.
Ranga B - Kolejny poziom rozwoju daje użytkownikowi kolejne wzmocnienie jego Byakugana. Kontrola zasięgu wzroku przychodzi mu z łatwością i nie ma on problemu z przełączaniem się między widokiem na odległość i wokół siebie. Shinobi otrzymuje też nową umiejętność - jest on w stanie wyzwalać chakrę ze swoich tenketsu w taki sposób, by jej gęstość była w stanie zatrzymać nadchodzące uderzenia.
NATURA CHAKRY: Suiton
STYLE WALKI: Juken
PAKT: -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
KONTROLA CHAKRY : D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 101%
MNOŻNIKI: bonus +20 percepcji przy Byakugan; co 10 pkt wytrzymałości 1% wytrzymałości chakry (101% chakry)
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ: Byakugan B
- Zasięg
- Koszt Chakry E: 8% | D: 6% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: niezauważalne (1/2 podtrzymanie)
- Bonus
- +20 percepcji przy aktywowanym Byakuganie
- Nazwa
- Hakke Kūshō
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Odrzut na 15 metrów
- Koszt
- E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3%
- Dodatkowe Na czas używania techniki dostajemy +20 do percepcji
- Opis Specyficzna technika, która pozwala na przeprowadzenie perfekcyjnie dokładnego ataku na niczego nieświadomym przeciwniku. Otóż użytkownik techniki skupia się bardzo dokładnie poprzez wykorzystanie Byakugana na punktach witalnych, a następnie posyła w ich stronę szybkim ruchem dłoni sprężone z chakrą powietrze, które odrzuca przeciwnika przy równoczesnych obrażeniach zewnętrznych.
NATURA CHAKRY: Suiton
STYLE WALKI: Juken
PAKT: -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 10
WYTRZYMAŁOŚĆ 15
SZYBKOŚĆ 30
PERCEPCJA 15
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 9
KONTROLA CHAKRY : D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 101%
MNOŻNIKI: bonus +20 percepcji przy Byakugan; co 10 pkt wytrzymałości 1% wytrzymałości chakry (101% chakry)
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ: Byakugan B
- NINJUTSU E
STYLE WALKI 1 (dziedzina D)- Juken D
- ---
- ---
FūINJUTSU E
ELEMENTARNE- SUITON E
0 x
Re: Spory odcinek lasu...
Okazało się, że wskok na drzewo był najlepszym, co mogłam zrobić. Będąc bezpieczną, mogłam przyjrzeć się dokładniej sprawie. Wtedy odetchnęłam z ulgą, bo zobaczyłam, że bestia zmierzająca w moją stronę jest na prawdę pokaźnych rozmiarów. Wielkie cielsko biegło w niekontrolowaną prędkością w moją stronę, a temu wszystkiemu towarzyszyły umięśnione, uzbrojone w ostre szpony łapy. Wtem dostrzegłam, iż do jednej z nich jest coś przyczepione. Z początku nie byłam pewna, czy to co widzę, jest realne. Czyżby miś wpadł w pułapkę jakiegoś kłusownika? Łańcuch zdawał się być zerwany na jednym z oczek, jakoby bestia uwolniła się z potrzasku i po prostu zaczęła uciekać. Postanowiłam ostrożnie przeskoczyć na następną gałąź, a potem jeszcze dalej, umiejscawiając się kucem na jednym z konarów. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że biedne zwierze nie jedną łapę ma w potrzasku, a wszystkie cztery. Zapewne teraz na jego korzyść działała adrenalina, jednak potem może to nie być takie kolorowe. Nie warto już nawet wspominać o poranionym tułowiu, które pokryło się dużą ilością drzazg. Tylko skąd one się tam wzięły? To dopiero dobre pytanie.
- Gdzieś Ty się tak załatwił? - zapytałam sama siebie w głowie i długo nie musiałam czekać na odpowiedź, gdyż moje spojrzenie dostrzegło grupę ludzi. Było ich około siedmiu, większość uzbrojona w jakieś rolniczego pokroju bronie, nie wspominając już o łańcuchach, z których zapewne miś się zerwał. Przynajmniej tak pomyślałam w tamtym momencie.
Co mogło skłonić tych ludzi do takiego traktowania zwierzaka? Czyżby jedynie walczyli o posiłek? A może stwierdzili, iż miś czymś sobie podpadł i teraz muszą wymierzyć samosąd? Na pewno tej sprawy tak nie zostawię. gdyby to był człowiek to miałabym to szczerze gdzieś, lecz nie, jeżeli chodzi o zwierzęta. Nie szczęście dla całej sytuacji, poszukiwacze pozostali z tyłu, a ich zdobycz mknęła ciągle do przodu. No właśnie, mknęła, bo teraz niedźwiedź ulokował się pod drzewem, na którym znajdywałam się jeszcze chwilę temu. Teraz byłam od niego kilka metrów, lecz pozostawałam wysoko w górze, bo na tej samej wysokości co wcześniej. Westchnęłam głośno, nie wiedząc co powinnam zrobić. Zwierzak nie powinien mimo wszystko tego usłyszeć. Mimo adrenaliny, zapewne był omamiony. Gdybym do niego zeszła, rzuciłby się na mnie i nie pomogłoby to mu w żaden sposób. Mimo tego, bardzo chciałam go uwolnić. Nie jestem medycznym ninją, więc nie udzielę mu pierwszej pomocy. Znam zaledwie podstawy, które mogłyby pomóc jedynie mi, ewentualnie jakiemuś człowiekowi. Tutaj potrzebna była pomoc weterynarza. Chociaż rozglądając się zapewne żadnego nie dostrzegę. Ciekawili mnie Ci ludzie, czy zgubili swoją zdobycz, czy może dobiegną tu i dowiem się o co w tym wszystkim chodzi? Na razie poobserwuje jeszcze trochę, aby zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie.
- Gdzieś Ty się tak załatwił? - zapytałam sama siebie w głowie i długo nie musiałam czekać na odpowiedź, gdyż moje spojrzenie dostrzegło grupę ludzi. Było ich około siedmiu, większość uzbrojona w jakieś rolniczego pokroju bronie, nie wspominając już o łańcuchach, z których zapewne miś się zerwał. Przynajmniej tak pomyślałam w tamtym momencie.
Co mogło skłonić tych ludzi do takiego traktowania zwierzaka? Czyżby jedynie walczyli o posiłek? A może stwierdzili, iż miś czymś sobie podpadł i teraz muszą wymierzyć samosąd? Na pewno tej sprawy tak nie zostawię. gdyby to był człowiek to miałabym to szczerze gdzieś, lecz nie, jeżeli chodzi o zwierzęta. Nie szczęście dla całej sytuacji, poszukiwacze pozostali z tyłu, a ich zdobycz mknęła ciągle do przodu. No właśnie, mknęła, bo teraz niedźwiedź ulokował się pod drzewem, na którym znajdywałam się jeszcze chwilę temu. Teraz byłam od niego kilka metrów, lecz pozostawałam wysoko w górze, bo na tej samej wysokości co wcześniej. Westchnęłam głośno, nie wiedząc co powinnam zrobić. Zwierzak nie powinien mimo wszystko tego usłyszeć. Mimo adrenaliny, zapewne był omamiony. Gdybym do niego zeszła, rzuciłby się na mnie i nie pomogłoby to mu w żaden sposób. Mimo tego, bardzo chciałam go uwolnić. Nie jestem medycznym ninją, więc nie udzielę mu pierwszej pomocy. Znam zaledwie podstawy, które mogłyby pomóc jedynie mi, ewentualnie jakiemuś człowiekowi. Tutaj potrzebna była pomoc weterynarza. Chociaż rozglądając się zapewne żadnego nie dostrzegę. Ciekawili mnie Ci ludzie, czy zgubili swoją zdobycz, czy może dobiegną tu i dowiem się o co w tym wszystkim chodzi? Na razie poobserwuje jeszcze trochę, aby zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie.
0 x
Re: Spory odcinek lasu...
Sytuacja rzeczywiscie moze nieciekawa, ale ja tego tak nie odczuwalam. Zycie w dziczy nauczylo mnie pewnosci siebie oraz tego, ze bez niej bym zginela. Mnostwo razy moje zycie narazone bylo na pelno niebezpieczenstw dlatego taka sytuacja nie byla mi straszna. Wszystko zaczelo sie od ucieczki z domu. Od tamtej pory rodzice wysylali po mnie roznych najemnikow by sciagnac mnie do domu. Zawsze odmawialam i konczylo sie walka. Z poczatku mialam watpliwosci z zabijaniem ich, lecz z czasem mi przeszlo. Uodpornilam sie na to i teraz smierc nie robi na mnie zadnego wrazenia. W walce nie wolno kierowac sie uczuciami, bo sa zgubne, a co za tym idzie - niepotrzebne. To chyba jedyna pozyteczna rzecz jakiej nauczylam sie na treningach z ojcem. Nigdy nie dawal mi wygrac potyczki, a ja za to bylam na niego zla. W przyplywie zlosci atakowalam bezmyslnie, przez co upokarzal mnie jeszcze bardziej. Czy to mi dalo do myslenia? Wiele, nawet czasem smialam przypuszczac, iz potrafili przewidziec moja ucieczke. Tylko dlaczego w takim razie mnie nie powstrzymali? Czemu ciagle wysylaja coraz to nowszych zwiadowcow i narazaj ich zycie? Z reszta kto ich tam wie, teraz to nie temat godny uwagi.
Zajmijmy sie misiem. Zwierzak najwyrazniej zmeczony gonitwa postanowil odpoczac. Usadowil sie wygodnie pod drzewem, majac wszystko inne gleboko w powazaniu. Zdawal sie nie byc tak agresywny jak przypuszczalam. Nie zamierzalam jednak tego sprawdzac i niepotrzebne ryzykowac walka z bezbronnym zwierzakiem. Westchnelam gleboko i rozejrzalam sie dookola. Do glowy przyszedl mi pomysl by oddalic sie stad drzewami i zapomniec o sprawie. To jednak nie bylo takie proste, sumienie potem nie dawaloby mi spokoju tygodniami, a ja plulabym sobie w twarz, ze nie pomoglam zranionemu niedzwiedziowi.
Moja uwage skupili na sobie ludzie. Z kazda sekunda byli coraz blizej, co oznaczalo, ze nie zgubili tropu swojej zguby. A szkoda, bo myslalam, ze byloby inaczej. To ulatwiloby znacznie sprawe mi, jak i im. Po co wlasciwie za nim gonili? Jaki mieli w tym cel? Dobre pytania, lecz odpowiedzi zbyt wiele, bym mogla wybrac poprawna, a gdybac nie ma co.
W koncu z przykucu wstalam na rowne nogi, ujawniajac tym samym swoja obecnosc. Gonitwa byla juz tuz tuz, wiec zapewne nie beda mieli problemu z dostrzezeniem mojej osoby. W koncu wszyscy sie zatrzymali w bezpiecznej odleglosci, zas jeden z jego mosciow na przodzie zdecydowal sie wyjsc. Przymknelam lekko oczy i obserwowalam go spod rzes. Wyglad wiele mowil o czlowieku, a jeszcze wiecej jego ubior. Ten tu nieznajomy wygladal na typowego, wioskowego rolnika, ktory nie wyszedl jeszcze spod spodnicy mamusi. Kapelusz ma glowie mozna jeszcze zaakceptowac, lecz ozdabiajaca go tasiemka zadawala sie zdradzac wszystko. Mimo tego staralam sie nie oceniac ich po wygladzie, bo ten bywa czesto mylny. W koncu moje przemyslenia zostaly przerwane przez wilka, o ktorym wlasnie byla mowa. Najlepsza na to wszystko byla reakcja niedzwiadka, przechylil glowe w bok i nie wydal zadnego dzwieku. Zupelnie jakby znal tego czlowieka i co wiecej dazyl go zaufaniem. Normalny, dziki zwierz wstalby i warczal, instynkt nakazywalby mu sie bronic. Nie tym razem.
- Dlaczego niedzwiedz jest poraniony? - zapytala wprost zimnym i przepelnionym spokojem glosem. W srodku czulam, ze dojdzie do potyczki lub nie uslysze prawdy, lecz nie ma co oceniac. Poczekamy, az wszystko ruszy dalej.
Z zaciekawieniem przygladalam sie jak styuacja rozwija sie coraz bardziej. Mezczyzna zblizyl sie na kilka krotkow, a potem wyciagnal zza plecow kawal miecha. Ze tez z takowyn chcialo mu sie w ogole biegac. I gdzie je trzymal? To juz pozostanie tajemnica. Ku zdziwieniu wszystkich, smaczny kasem po namysle zostal odrzucony przez zwierzaka jakoby mu sie nie podobal. Ten fakt tworzyl kolejne nowe pytania bez odpowiedzi oraz spekulacje na temat tej sprawy. Choc nie dotyczyla mnie, czulam sie w nia juz troche zamieszana. Postanowilam, ze dowiem sie o co w tym wszystkim chodzi.
Skupilam jedna ze swoich technik klanowych do obrony po czym zdecydowalam sie zeskoczyc z drzewa niedaleko za plecami mezczyzny. To sprawilo, ze stal on teraz miedzy mna, a misiem.
- Odpowiadaj jak pytam - pouczylam go, bo chyba zapomnial o mojej kwestii. Mowil do swojego domniemanego pupila, choc rozsadek nakazywal nie wierzyc w sprzedana mi bajke. Cos tu ewidentnie bylo nie tak.
Zajmijmy sie misiem. Zwierzak najwyrazniej zmeczony gonitwa postanowil odpoczac. Usadowil sie wygodnie pod drzewem, majac wszystko inne gleboko w powazaniu. Zdawal sie nie byc tak agresywny jak przypuszczalam. Nie zamierzalam jednak tego sprawdzac i niepotrzebne ryzykowac walka z bezbronnym zwierzakiem. Westchnelam gleboko i rozejrzalam sie dookola. Do glowy przyszedl mi pomysl by oddalic sie stad drzewami i zapomniec o sprawie. To jednak nie bylo takie proste, sumienie potem nie dawaloby mi spokoju tygodniami, a ja plulabym sobie w twarz, ze nie pomoglam zranionemu niedzwiedziowi.
Moja uwage skupili na sobie ludzie. Z kazda sekunda byli coraz blizej, co oznaczalo, ze nie zgubili tropu swojej zguby. A szkoda, bo myslalam, ze byloby inaczej. To ulatwiloby znacznie sprawe mi, jak i im. Po co wlasciwie za nim gonili? Jaki mieli w tym cel? Dobre pytania, lecz odpowiedzi zbyt wiele, bym mogla wybrac poprawna, a gdybac nie ma co.
W koncu z przykucu wstalam na rowne nogi, ujawniajac tym samym swoja obecnosc. Gonitwa byla juz tuz tuz, wiec zapewne nie beda mieli problemu z dostrzezeniem mojej osoby. W koncu wszyscy sie zatrzymali w bezpiecznej odleglosci, zas jeden z jego mosciow na przodzie zdecydowal sie wyjsc. Przymknelam lekko oczy i obserwowalam go spod rzes. Wyglad wiele mowil o czlowieku, a jeszcze wiecej jego ubior. Ten tu nieznajomy wygladal na typowego, wioskowego rolnika, ktory nie wyszedl jeszcze spod spodnicy mamusi. Kapelusz ma glowie mozna jeszcze zaakceptowac, lecz ozdabiajaca go tasiemka zadawala sie zdradzac wszystko. Mimo tego staralam sie nie oceniac ich po wygladzie, bo ten bywa czesto mylny. W koncu moje przemyslenia zostaly przerwane przez wilka, o ktorym wlasnie byla mowa. Najlepsza na to wszystko byla reakcja niedzwiadka, przechylil glowe w bok i nie wydal zadnego dzwieku. Zupelnie jakby znal tego czlowieka i co wiecej dazyl go zaufaniem. Normalny, dziki zwierz wstalby i warczal, instynkt nakazywalby mu sie bronic. Nie tym razem.
- Dlaczego niedzwiedz jest poraniony? - zapytala wprost zimnym i przepelnionym spokojem glosem. W srodku czulam, ze dojdzie do potyczki lub nie uslysze prawdy, lecz nie ma co oceniac. Poczekamy, az wszystko ruszy dalej.
Z zaciekawieniem przygladalam sie jak styuacja rozwija sie coraz bardziej. Mezczyzna zblizyl sie na kilka krotkow, a potem wyciagnal zza plecow kawal miecha. Ze tez z takowyn chcialo mu sie w ogole biegac. I gdzie je trzymal? To juz pozostanie tajemnica. Ku zdziwieniu wszystkich, smaczny kasem po namysle zostal odrzucony przez zwierzaka jakoby mu sie nie podobal. Ten fakt tworzyl kolejne nowe pytania bez odpowiedzi oraz spekulacje na temat tej sprawy. Choc nie dotyczyla mnie, czulam sie w nia juz troche zamieszana. Postanowilam, ze dowiem sie o co w tym wszystkim chodzi.
Skupilam jedna ze swoich technik klanowych do obrony po czym zdecydowalam sie zeskoczyc z drzewa niedaleko za plecami mezczyzny. To sprawilo, ze stal on teraz miedzy mna, a misiem.
- Odpowiadaj jak pytam - pouczylam go, bo chyba zapomnial o mojej kwestii. Mowil do swojego domniemanego pupila, choc rozsadek nakazywal nie wierzyc w sprzedana mi bajke. Cos tu ewidentnie bylo nie tak.
- Nazwa
- Hakke Kūshō
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Odrzut na 15 metrów
- Koszt
- E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3%
- Dodatkowe Na czas używania techniki dostajemy +20 do percepcji
- Opis Specyficzna technika, która pozwala na przeprowadzenie perfekcyjnie dokładnego ataku na niczego nieświadomym przeciwniku. Otóż użytkownik techniki skupia się bardzo dokładnie poprzez wykorzystanie Byakugana na punktach witalnych, a następnie posyła w ich stronę szybkim ruchem dłoni sprężone z chakrą powietrze, które odrzuca przeciwnika przy równoczesnych obrażeniach zewnętrznych.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości