W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
O dziwo wyglądało, iż wszystko potoczyło się takim torem jak powinno. Kei jednak nie był optymistą i wolał się upewnić, dlatego też postanowił podejść podwijając żyłkę by wciąż była napięta. Następnie zaczął się przyglądać nieznajomemu, jego twarzy sprawdzając oddech i czy nie wykonuje żadnych ruchów. Jeśli nie zauważy niczego podejrzanego, to wraca do stolika naturalnie odpowiednio odwijając żyłkę z ręki, by przypadkiem nie udusić osiłka i odpowiada dziewczynie na pytanie. - A czemu nie? Skoro jeśli jakiś drab zaczepia moją towarzyszkę rozmowy i nie pozwala w spokoju zjeść, to czemu miałbym go nie obezwładnić? - Odparł uprzejmym tonem z lekkim uśmiechem. - To może dokończymy? - Dodał żartobliwie po chwil wgryzając się w zaczęte dango i popijając już wystygłą herbatę.
Od czasu do czasu spogląda w stronę draba, cóż zawsze lepiej jakoś się pilnować. Jeśli przyjdą strażnicy to zabiera swoją żyłkę z nieznajomego. Cóż wolał aby nie zabrano zbira z jego bronią, czy robiono mu jakiś problemów.
Ech i jak się okazało jednak powinienem się dalej trzymać swojego własnego motto. - Westchnął w myślach obserwując zachowanie dziewczyny. Ta nie tylko nie była mu wdzięczna, to jeszcze uciekła przerażona. Pieniądze pozostawione chętnie przyjął, choć nie wiedział czemu to zrobiła. Tak czy siak zjadł w spokoju swój posiłek, a następnie zabrał swoją żyłkę, cóż w końcu nie zamierzał jej tu zostawiać. Następnie zapłaciwszy za danie nieśpiesznym krokiem opuścił lokal. Jako że przerwano mu wcześniej trening postanowił go dalej kontynuować po krótkim spacerze. Póki co wolał nie rozmyślać o niedawnych wydarzeniach.
Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
Reakcja zielonowłosego na chamskie odwiedziny właściciela była dosyć normalna. Przynajmniej dla Ayato była normalna. Rzucanie ostrymi przedmiotami w ludzi nie było dla Sakaiczyka niczym wielkim. W końcu i tak nie chciał go zabić. Nie czuł nawet najmniejszej potrzeby odebrania życia drugiej osobie. To chyba dobrze? Socjopata w końcu stawał się człowiekiem. Szkoda tylko, że wszystkie jego nawyki drzemały ukryte głęboko w umyśle. Ostatecznie i tak się nie kontrolował dając swobodne ujście swoim emocjom. -Ehe, jeb się…- odparł krótko i bardzo oschle na komentarz mężczyzny. Chyba tak najlepiej mógł podsumować mężczyznę, który nie do końcu kumał na czym polega wynajem. Akimichi nie miał zamiaru go uświadamiać. Zresztą jego definicja mogła się różnić nieco z tą shigashijskiej Yakuzy. Tutaj wszystko było ich własnością. Wchodzili gdzie chcieli i kiedy chcieli. To głupie ale zielonowłosy chciał im wszystko odebrać. Doszczętnie zniszczyć przewracając politykę całego miasta o sto osiemdziesiąt stopni. Rzuciłby. Gdyby tylko miał coś w dłoni – kunai na szczęście zostawił w ramieniu więźnia – to bez wahania rzuciłby. Słowa łucznika działały na Ayato jak cholerna czerwona płachta na byka. Prowokował jak głupie teksty polaków po alkoholu. Co z tego, że później faktycznie skończyłby z całym kołczanem w głowie. Przynajmniej do końca był sobą, do samego końca nie ugiął się pod naporem mafii. Zmierzył zleceniodawcę chłodnym, wręcz mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Czerwone ślepia chłopaka w ciemności były piękne na swój własny sposób. Przepełnione negatywnymi uczuciami – nienawiścią, żądzą krwi – długo można było wymieniać wszystkie. Niewzruszony ostatecznie uniósł tylko jedną dłoń do góry i na tle pustego wyrazu twarzy, pokazał mężczyźnie środkowy palec. Serdeczne „pierdol się” to wszystko co miał do powiedzenia na jego groźby. Nawet jeśli by zabił Ayato, to co takiego mógłby zyskać? Postrach u dwóch śmieci niewartych dalszego życia? -Także, który chce ukojenia i zacznie gadać?– spytał, wyciągając kolejny już nóż. Naprawdę wiele ich było w tej piwnicy. Ze spokojem przesunął po torsie obu mężczyzn pozostawiając na nich krwawe ślady. Hamował się. Nie chciał by rana przypadkiem wyszła mu za głęboka. Owszem miał zamiar zabić jednego z mężczyzn, ale w sposób bardzo powolny. Zadać liczne rany, a później zostawić na wykrwawienie.
Krótki wygląd: Prawe oko mocna zieleń, lewe intensywnej czerwieni. Długie kruczoczarne włosy sięgające do połowy ud. Ogólnie mówiąc dobrze zbudowany mężczyzna mierzący 182cm.
Nagły, szybki zwrot akcji zaskoczył Sakaiczyka. Szczerze mówią to nie spodziewał się tak żwawej reakcji po mężczyźnie, tym bardziej, że już prawie wychodził. Ból? Nie przeszkadzał chłopakowi. Był jak każdy inny. Cholernie nieprzyjemny, ale można było się przyzwyczaić - zresztą Akimichi zrobił to już dawno. Tworzyli coś w rodzaju związku – dawnego związku. Był jedną z tych „byłych”, do których wraca się chętnie, by powspominać dawne czas i spędzić jeszcze jedną, wspólna i niesamowitą noc. Bawiło go to jak mężczyzna najzwyczajniej w świecie się wkurwił. Bawił go ból. Jak przystało na rozbawionego człowieka – śmiał się. Zachowywał się jak po usłyszeniu najśmieszniejszego żartu. Brakowało mu tylko łez na policzkach, ale na nie, nie mógł sobie pozwolić. Sam nie wiedział czy jeszcze umie. Wyschnięte oczy od dawna przybierały coraz bardziej krwisto-czerwoną barwę od popękanych kanalików. Stawiał się? Ciężko powiedzieć. Robił chyba nawet coś zupełnie przeciwnego – pomagał byłemu zleceniodawcy. Chciał by jego ramię zostało wyłamane. Wszystko, tylko po to, by nie dać mężczyźnie tej satysfakcji ze skrzywdzenia Ayato. -Na szacunek nie wystarczy być starszym– odparł, albo raczej wydyszał z siebie, kiedy ramie trzaskało, roznosząc się echem po starej piwnicy. Oddychał bardzo ciężko, ale to i tak nie wystarczyło by się ugiął. Oj nie. Był wolny i żaden śmieć nie miał prawa mu tego odebrać. Splunął gdzieś w bok na ziemie. Nie był w stanie przełknąć śliny. Głowę uniósł do góry i chociaż trzymał się za włamane ramię to dumnie spoglądał na łucznika. Parsknął cicho śmiechem, a uśmiech zagościł na twarzy chłopaka. Arogancki i pełen pogardy dużo większej, od tej która pojawiała się na twarzach dwóch więźniów. -Masz zajebistą definicję śmiecia… Śmieciu – rzucił nadstawiając policzek. Mógł uderzyć. Jeśli tylko wyciągnie z tego jakąś chorą satysfakcję, mógł uderzyć. Śmiało. Sakaiczyk nie bał się. Nie był jakąś zwykłą marionetką, zabawką. Była raczej jak lekcja – skomplikowana i dziwna, ale niosła za sobą jakaś naukę. Owszem, był śmieciem, ale zgodnie ze słownikiem Akimichiego, każdy w tej piwnicy nim był. Najgorszym sortem człowieka. Bezwartościowym odpadkiem, który jedyne co przynosił ludziom to ból i cierpienie. Cała Shigashijska mafia. Cała ich opozycja. Każdy shinobi. Wszyscy, których dłonie chociaż raz zostały splamione krwią. Jedynie dzieci pozostawały odziane w biel. Chyba dlatego nigdy nie będzie w stanie zrobić krzywdy żadnemu maluchowi. Nawet kiedy w Ryuzaku bezdomne bachory groziły mu nożem – do samego końca pozostał spokojny. W nich jest nadzieja na jakąś zmianę. Czasy inne od tych naszych. Wyszedł, kiedy już nie miał nic do dodania, o ile nikt go nie zatrzymał…
Podróż z Daishi była długa i psychicznie wyczerpująca dla człowieka rzadko wychylającego się poza próg własnego domu. Przekroczenie granicy okazało się dla Tsuyochiego nie lada przełomem, a odnalezienie się w nowym środowisku prawdziwym wyzwaniem. Nie wiedząc czego właściwie szuka, nastoletni shinobi przechadzał się zatłoczonymi ulicami, aż wreszcie nie natknął się na budynek, który by go zaintrygował. Takim miejscem niewątpliwie był bar o niewiele mówiącej nazwie "Izarantu" - nie "Izantaru", jak to po raz pierwszy przeczytał. Wcześniejsze życie nie obfitowało w wiele szans na zabawę. Wobec tego perspektywa odwiedzenia miejsca uznawanego za wylęgarnie rozpusty, w którym można pić alkohol, ostatecznie wygrało z silną wolą spragnionego wrażeń nastolatka. Wszedł do środka i zaczął się rozglądać. Nie wiedział za bardzo, jak się zachować w takim miejscu...
Kuglarz przeczesał włosy i westchnął. Kobieta nie miała precyzyjnych informacji których potrzebował. Oznaczało to że niestety nie obejdzie się bez wizyty u typka spod ciemnej gwiazdy. Pokiwał głową ze zrozumieniem, i odszedł szybkim krokiem w kierunku baru. Temperatura na dworze była dosyć niska co oznaczało że jeśli się nie pośpieszy to zaraz zmarznie i dostanie jakiegoś kataru czy czegoś gorszego. Zapiął kurtkę i jeszcze przyśpieszył marsz chcąc jak najszybciej przejść do głównej części zadania. W stopach czuł przyjemne mrowienie z podniecenia i stresu w związku z akcja która go czeka. Taka dawka adrenaliny na pewno dobrze mu zrobi.
Jego zawiniątko na plecach będące tak naprawdę zabójczą marionetką wcale go jakoś specjalnie nie ogrzewało. Liczył jednak że ta spełni inne zadanie, pozwoli dzięki wmontowanej pile włamać się bez większych problemów do lokalu, forsując przy tym zamki i zawiasy odgradzające go od skarbów wewnątrz. Troszkę nie podobała mu się informacja że mogą tam być jacyś strażnicy w większych ilościach, jeszcze gdyby to był tylko jeden to super, najwyżej by go powalił. Ale jeśli naprawdę znajdywało się tam parę osób oddelegowanych do ochrony, to zadanie będzie naprawdę skomplikowane. W normalnych warunkach dotrzeć do budynku, podejść od strony gdzie nikt nie patrzy, wejść do środka, przeszukać sklep, podłożyć ogień, i uciec tą samą trasą na dwór. Niby proste, ale jeśli ktoś stał bezpośrednio w sklepie, to znaczy że nie obejdzie się bez konfrontacji, a ta może wywołać spore zamieszani co zbudzi domowników i zaalarmuje pilnujących. A to może przerodzić się w niezłą jatkę. Chociaż w rozważaniach kuglarza, była też jeszcze jednak kwestia co do której nie za bardzo chciał się przyznać przed samym sobą. Być może troszkę mimo wszystko liczył na jakąś konfrontację, w końcu mógłby się sprawdzić w walce. Tak naprawdę jeszcze nigdy nie musiał wojować, cały czas jego zadania opierały się o proste czynności, nigdy o walkę. Być może już pora by wziąć udział w jakieś bitce i zobaczyć jak to jest.
Gdy po chwili pojawił się przed barem bez namysłu pchnął drzwi i wszedł do środka. Szybko rozejrzał się po wnętrzu, które zapewne z racji wieczornej pory było zawalone luźni, i spróbował zlokalizować złodziejaszka. Gdy już to zrobił poszedł do niego pewnym krokiem i rzucił mu w ręce sakiewkę z monetami.
-Jestem od Miyako. Potrzebuje informacji na temat sklepu z antykami w dzielnicy rzemieślniczej. Wszystko co wiesz, zwłaszcza kwestia straży, ilu gdzie i co robią.
Wypalił bez ogródek po wcześniejszym upewnieniu się że nikt nie podsłuchuje. Nie miał czasu się użerać z tym człowiekiem więcej niż to potrzebne. Krótka piłka, pieniądze za informacje, a potem zamierzał szybko się ulotnić udając się prosto w stronę pierwotnego celu. Był mocno nie zadowolony z tego że warunki zmusił go do obcowania z takimi ludźmi w barach chociażby ze wspominanego wcześniej powodu czyli obawy o to że ten po pijaku może zakłapać dziobem raz za dużo, i ściągnie Renkuro na głowę jakiś strażników czy rzezimieszków którzy to będą chcieli odbić łup po dokonaniu napadu. Kuglarze potrafią walczyć z paroma przeciwnikami naraz dzięki swoim lalką, ale bohater miał tylko jedną. Oznacza to że w razie konfrontacji będzie musiał kombinować jak zabezpieczyć siebie, przy równoczesnym atakowaniu przeciwników. To nie byłaby czysta walka gdzie mógłby kontrolować jej przebieg od początku do końca, ale raczej młyn w którym byłoby bardzo prawdopodobne że mógłby ten jeden raz się nie uchylić i zostać zranionym, jeśli nie nawet zabitym. Tym się jednak będzie przejmował po uzyskaniu szerszej wiedzy o antykwariacie.
Miyako w rzeczy samej niewiele wiedziała, lecz na dobrą sprawę wcale nie musiała, ona jedynie dała Renkuro zlecenie i to on miał się dowiedzieć na własną rękę najważniejszych kwestii i po prostu wykonać zadanie. Już samo to, że wysłała go do swojego kontaktu, który mógł jej pomóc było w rzeczy samej bonusem. Wykorzystanie go więc było dobrą decyzją, nieraz się mówiło, że sama wiedza to już osiemdziesiąt procent sukcesu.
Piła w asortymencie lalki zdecydowanie mogła być przydatnym narzędziem, o ile chciało się przyciągnąć wzrok (a może raczej uszy?) pobliskich strażników. To wszystko jednak zależało od sytuacji i może właśnie to ta misja będzie tą, w której ta lalka przyda się bardziej aniżeli do technik kamuflujących i podszywających się, jak to było zresztą na ostatniej misji, gdzie lalka Renkuro służyła za Goro, zleceniodawcę naszego białowłosego mafiozy.
Gdy młoda Łuska weszła do baru, zlokalizowanie odpowiedniego człowieka nie było już żadną trudnością. Ba, trudno było wetknąć wzrok w cokolwiek innego niż on, który piastował miejsce na samym końcu baru, gdzie jednak siedział na podwyższeniu otoczony trzema rzezimieszkami jego pokroju, choć Hajime zdecydowanie wyglądał groźniej i „godniej” jak na te standardy. Nikt nie zatrzymał Renkuro, który skierował swe kroki bezpośrednio do naszego złodzieja, który popatrzył na niego z uśmieszkiem i skinął głową usłyszawszy znane mu imię. Pomachał dłonią na znak, żeby jego ziomki przesunęły się na tej pół-okręgowej kanapie i użyczyły swego miejsca mafiozie. Jeden z nich wziął mieszek, wyciągnął jedną z monet i ugryzł, Hajime zaś odchrząknął i podniósł się nieco w siedzeniu.
- Straży?Jakiejstraży,hahaha.Niewiemcośtyusłyszał,aletamobecnieniemażadnejstraży,czasemmożestaruszekzatrudniałdzieciakaswojejsiostryna„ochroniarza”,aletotylkopoto,żebytenmógłsobiezarobićnarandkowanieczychujwiepoco.Opróczzamkówowysokiejjakościtoniematamżadnejprzeszkody,napewnoniewpostaciludzkiej.Rzućjeszczegroszem,apowiemcijakłatwowejśćdośrodka,niebudzącprzyokazjinikogo,bopewnieotocichodziconie?No.Rzućjeszczetrzydzieściryotosiędogadamyimożejeszczekiedyśrazempowspółpracujemy. – puścił mu odsłonięte oczko i uśmiechnął się czekając na decyzję. Jeśli Renkuro zdecyduje się dorzucić gotówkę (sumując na pomoc złodzieja wydałby pięćdziesiąt ryo) to dowie się on, że na pierwszym piętrze żona właściciela zawsze uchyla okno, żeby przewietrzyć mieszkanie, nie sposób jednak zauważyć to gołym okiem na ulicy ponieważ okno zasłonięte jest od strony ulicy. Jeśli zaś Renkuro nie zdecyduje się na dodatkowe informacje Hajime nie wie tej informacji i jedynie co to dowiedział się o strażniku, którym był właśnie ten chłopak, o którym wcześniej była mowa. Podsumowując, persona Hajime nie była tak zła jak rysował go w swoich wyobrażeniach Renkuro, przypominał raczej kogoś „wyżej” aniżeli zwykły złodziejaszek z ulicy. I skoro został on zarekomendowany przez kogoś teoretycznie z mafii, to raczej można było mu nie tyle zaufać, co móc wykorzystać jego wiedzę do własnych celów.
z/t, pisz tutaj do momentu znalezienia odpowiedniej odpowiedniej uliczki