[Event] Wielka wojna
Re: [Event] Wielka wojna
Przemknięcie, tuż obok wielkiej armii wroga udało się bez problemu, głównie dzięki niesamowitym zdolnością zwiadowczym Ranmaru, ale także dzięki ospałości wroga, który poza marszem prosto przed siebie niczym innym się nie przejmował. Podczas ostatniej wojny, blondyn tak jak teraz jego wrogowie maszerował aby zdobyć miasto przeciwnika, tym czym go różniło od tych na dole był przede wszystkim motyw. Sabaku byli tymi, którzy walczyli o swój dom, swoich bliskich, o swoje przetrwanie, tak jak teraz będą robić to Yuki, ci tutaj, myśleli tylko o podboju, zysku kosztem innych, tak jak Kaguya i właśnie być może to podobieństwo w dużej mierze wpłynęło na niego aby bezpośrednio zaangażować się w ten konflikt mimo tak dużego ryzyka.
Droga wciąż przebiegała bezproblemowo, a jednostka infiltracyjna coraz bardziej zbliżała się do celu. Ryuji w tym czasie kontynuował rozmowę z nowo poznanym członkiem klanu Sabaku
- Kyoto.. możesz zwracać się do mnie po imieniu, nie mam nic przeciwko Blondyn musiał przyznać, iż usłyszeć jak ktoś zwraca się do niego tak formalnie było dość nietypowe, teraz chyba wiedział co miał na myśli Ichirou, jednak jego wychowanie nie pozwalało odzywać się w inny sposób do starszego kuzyna, gdyż darzył go największym szacunkiem, zarówno za uratowanie życia jak i za jego ponadprzeciętne umiejętności. Drugą osobą, którą tak tytułował był sam Jou, a tu powody były wręcz identyczne plus dochodziła piastowana pozycja. Kyoto, który wykazał się kulturą, posiadał jednak ten sam stopień, dlatego też Ryuji nie miał nic przeciwko jeżeli będzie, chciał mówić mu po imieniu.
- Uważam, że my młodzi jesteśmy przyszłością naszego klanu, którzy będą musieli przejąć obowiązki od starszych. Ostatnie wydarzenia w Atsui pokazały mi jak słaby wciąż jestem i jak wiele mi brakuje by godnie służyć Sabaku. Ta podróż... Chcę wzmocnić swoje umiejętności jak i wiedzę, im silniejszy będę ja tym silniejszy będzie klan, to miałem na myśli mówiąc, iż jestem tu w zarówno w interesie klanu. Odparł stałym, bezuczuciowym, nieco ściszonym głosem, w takiej sytuacji trudno było o prywatność, lecz starał się aby jego słowa dochodziły tylko do nowego kompana.
- A Ty? Co Ciebie tu sprowadza? Musiał przyznać, iż również był ciekawy co mogło sprowadzić kolejnego władcę piasku w tak dalekie odstępy, szczególnie, tak nie przyjazne dla ich nacji.
Cała jednostka w końcu ujrzała swój cel, kamienny budynek z wielkim wejściem, blondyn nieco zdziwił się, iż nawet tutaj nie natrafili na nikogo, nawet na jednego przeciwnika co zaczynało być dość niepokojące, z drugiej strony wrogowie po prostu mogli myśleć, że wszystkie ich siły skupiły się na defensywie i nawet nie pomyśleli o pilnowaniu czegokolwiek. Młody władca piasku, odczytał napis na budynku, który był sporządzony krwią " Czym może być ta kontrola nad ludźmi, czyżby to jednak nie była tylko plotka...? Po wejściu do środka zapadła ponura ciemność, jednostki poruszały się nieco mniej pewnie, lecz wciąż miały swego niezawodnego zwiadowce, który prowadził, ich przez mrok. Dokładnie dało się dojrzeć, iż budynek robił za schronienie dla jednostek wroga. Na końcu drogi przed śmiałkami, wyrosły wielkie wrota, które po otwarciu oślepiły blondyna blaskiem intensywnego światła, chłopak przymrużył, oczy aby jak najszybciej przyzwyczaiły się do nowych warunków. To co Ryuji zobaczył za wrotami, zrobiło na nim nie lada wrażenie, nigdy wcześniej nie widział czegoś tak niesamowitego co budziło równie wielki niepokój. Brama, która była tak unikalna, iż dla samej niej można było się wybrać w taką podróż, ciekawe co jeszcze przyjdzie mu zobaczyć. Drużyna zatrzymała się, gdyż natrafiła na pierwszą poważną przeszkodę na swojej drodze, przejścia dalej strzegła czerwona bariera. Jeden z dowódców zapytał bezpośrednio czy ktoś zna się na tym, niestety Ryuji nie miał o nich najmniejszego pojęcia, lecz musiał być ktoś, kto coś wie, w końcu nie wysłali by oddziału bez nikogo takiego. Nie trzeba było czekać by przed szereg wystąpiła dziewczyna, która już wcześniej wzbudziła niemałe kontrowersje. Chciała się poświęcić, przejść wprost przez barierę nawet za cenę swojego życia, szlachetne? Odważne? Czy może zbędne i głupie? Z pewnością nie rozważne, bariera mogła być po prostu czymś w rodzaju alarmu i kiedy tylko zostanie bezmyślnie naruszona, mogłaby poinformować wroga o ich nieobecność. Ryuji jednak nie zamierzał wychlać się przed szereg, był pewny, że dowódcy tak ważnej misji nie zostali mianowani z przypadku i doskonale zdają sobie sprawę z zagrożenia jakie to ze sobą niesie. Swoją drogą, Ryujigo zaciekawiły motywy jakimi kierowała się owa dziewczyna, tak bardzo pragnęła śmierci? Czy widziała to na swój własny, pokręcony sposób, którego nie mógł pojąć gdyż po prostu był innym rodzajem człowieka?
Droga wciąż przebiegała bezproblemowo, a jednostka infiltracyjna coraz bardziej zbliżała się do celu. Ryuji w tym czasie kontynuował rozmowę z nowo poznanym członkiem klanu Sabaku
- Kyoto.. możesz zwracać się do mnie po imieniu, nie mam nic przeciwko Blondyn musiał przyznać, iż usłyszeć jak ktoś zwraca się do niego tak formalnie było dość nietypowe, teraz chyba wiedział co miał na myśli Ichirou, jednak jego wychowanie nie pozwalało odzywać się w inny sposób do starszego kuzyna, gdyż darzył go największym szacunkiem, zarówno za uratowanie życia jak i za jego ponadprzeciętne umiejętności. Drugą osobą, którą tak tytułował był sam Jou, a tu powody były wręcz identyczne plus dochodziła piastowana pozycja. Kyoto, który wykazał się kulturą, posiadał jednak ten sam stopień, dlatego też Ryuji nie miał nic przeciwko jeżeli będzie, chciał mówić mu po imieniu.
- Uważam, że my młodzi jesteśmy przyszłością naszego klanu, którzy będą musieli przejąć obowiązki od starszych. Ostatnie wydarzenia w Atsui pokazały mi jak słaby wciąż jestem i jak wiele mi brakuje by godnie służyć Sabaku. Ta podróż... Chcę wzmocnić swoje umiejętności jak i wiedzę, im silniejszy będę ja tym silniejszy będzie klan, to miałem na myśli mówiąc, iż jestem tu w zarówno w interesie klanu. Odparł stałym, bezuczuciowym, nieco ściszonym głosem, w takiej sytuacji trudno było o prywatność, lecz starał się aby jego słowa dochodziły tylko do nowego kompana.
- A Ty? Co Ciebie tu sprowadza? Musiał przyznać, iż również był ciekawy co mogło sprowadzić kolejnego władcę piasku w tak dalekie odstępy, szczególnie, tak nie przyjazne dla ich nacji.
Cała jednostka w końcu ujrzała swój cel, kamienny budynek z wielkim wejściem, blondyn nieco zdziwił się, iż nawet tutaj nie natrafili na nikogo, nawet na jednego przeciwnika co zaczynało być dość niepokojące, z drugiej strony wrogowie po prostu mogli myśleć, że wszystkie ich siły skupiły się na defensywie i nawet nie pomyśleli o pilnowaniu czegokolwiek. Młody władca piasku, odczytał napis na budynku, który był sporządzony krwią " Czym może być ta kontrola nad ludźmi, czyżby to jednak nie była tylko plotka...? Po wejściu do środka zapadła ponura ciemność, jednostki poruszały się nieco mniej pewnie, lecz wciąż miały swego niezawodnego zwiadowce, który prowadził, ich przez mrok. Dokładnie dało się dojrzeć, iż budynek robił za schronienie dla jednostek wroga. Na końcu drogi przed śmiałkami, wyrosły wielkie wrota, które po otwarciu oślepiły blondyna blaskiem intensywnego światła, chłopak przymrużył, oczy aby jak najszybciej przyzwyczaiły się do nowych warunków. To co Ryuji zobaczył za wrotami, zrobiło na nim nie lada wrażenie, nigdy wcześniej nie widział czegoś tak niesamowitego co budziło równie wielki niepokój. Brama, która była tak unikalna, iż dla samej niej można było się wybrać w taką podróż, ciekawe co jeszcze przyjdzie mu zobaczyć. Drużyna zatrzymała się, gdyż natrafiła na pierwszą poważną przeszkodę na swojej drodze, przejścia dalej strzegła czerwona bariera. Jeden z dowódców zapytał bezpośrednio czy ktoś zna się na tym, niestety Ryuji nie miał o nich najmniejszego pojęcia, lecz musiał być ktoś, kto coś wie, w końcu nie wysłali by oddziału bez nikogo takiego. Nie trzeba było czekać by przed szereg wystąpiła dziewczyna, która już wcześniej wzbudziła niemałe kontrowersje. Chciała się poświęcić, przejść wprost przez barierę nawet za cenę swojego życia, szlachetne? Odważne? Czy może zbędne i głupie? Z pewnością nie rozważne, bariera mogła być po prostu czymś w rodzaju alarmu i kiedy tylko zostanie bezmyślnie naruszona, mogłaby poinformować wroga o ich nieobecność. Ryuji jednak nie zamierzał wychlać się przed szereg, był pewny, że dowódcy tak ważnej misji nie zostali mianowani z przypadku i doskonale zdają sobie sprawę z zagrożenia jakie to ze sobą niesie. Swoją drogą, Ryujigo zaciekawiły motywy jakimi kierowała się owa dziewczyna, tak bardzo pragnęła śmierci? Czy widziała to na swój własny, pokręcony sposób, którego nie mógł pojąć gdyż po prostu był innym rodzajem człowieka?
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Marsz przebiegał całkiem spokojnie - przynajmniej teraz póki jeszcze nie zapowiadało się na walkę. A to piękne "jeszcze" bardzo szybko się pomniejszało o kolejne cenne sekundy, gdyż ich cel był coraz bardziej widoczny. Ogromny, oblodzony i wyglądający na niezdobyty. Oby tylko mogło się to zmienić w najbliższym czasie, bo nie chciał wracać z podkulonym ogonem do domu. Rozkaz rozbrzmiał w tle, Takeshi rozejrzał się dookoła szukając jego źródła, lecz w tym tłumie nie mógł go wypatrzeć. Pewnie prędzej będzie mógł stwierdzić z której to strony, a nie bezpośrednio osobę, która nimi przewodziła. Jednak jak rozkaz to rozkaz, więc zatrzymał się w miejscu i przełknął ślinę. Czuł na sobie wyrysowany celownik tych wszystkich zgromadzonych na murach łuczników, którzy tylko celowali w niego, którzy mieli jeden rozkaz - zabij tego rybiastego, bo jest za fajny i w ogóle chcę takiego na ścianie. Ślina utknęła mu w gardle, ale stał spokojnie, wyprostowany i przełknął gulę.
-Jak na złość jeszcze ciemno się robi... tamci mogą nawet na oślep strzelać, my tego luksusu nie mamy... - skomentował swoje położenie pod nosem i wzruszył ramionami czując swój oddech na karku. Jego gadanie przerwał jednak San - jeden z niewielu których tutaj kojarzył. Lider jego własnego szczepu zabrał głos, który rozbrzmiał po całej okolicy. Przemawiać trzeba było umieć, ale Takeshi spojrzał na okoliczne szczyty i tylko się modlił w duchu, żeby na jego łeb nie spierdzielniczył się cały spoczywający nań śnieg. Nie chciał przedwcześnie pożegnać się ze swoją kolekcją kamyczków, którą dopiero zaczynał zbierać i miał już oszołamiającą liczbę w ilości jednego. Zawsze coś, prawda? Bańki uniosły się w powietrze od pięknej kobitki dzierżącej w dłoniach dmuchawkę. To ją widział uprzednio na pokładzie statków i teraz poznał jej imię. Ayako - nie tak źle jak mogło się wydawać, jednak skoro trzymała się tak blisko a cóż... jej bańki zasłoniły dosyć spory obszar, to pewnie możliwości miała równie wielkie. I nie chodziło tu o jakieś zbereźne rzeczy, tylko o posiadaną moc i zasoby chakry. Obserwował jak poruszają się w kierunku przeciwnika, a Ci zapewne srają teraz w majty z jednego prostego powodu - pewnie nikt nie wiedział co to jest i co ze sobą niesie. Nie każdy z obrońców pewnie wiedział jakimi umiejętnościami dysponują bańkowcy, bo ryboludzi ciężko nie poznać i z umiejętności i z wyglądu. Głęboki wdech, wiatr wiał spokojnie w ich plecy. Zimny, porywisty, nieprzyjemny nawet mimo spoczywającego na jego barkach płaszcza. Świst - pierwsza strzała posłana w powietrze - wydech. Zaraz za nią poszły kolejne i kolejne i jeszcze więcej, a niebo na chwilę zrobiło się czarne. Poprzednio było ciemno, lecz teraz nie było nawet porównania. Wywarło to na nim ogromne wrażenie, lecz nie było teraz wyjścia. Zabieg ten oczywiście miał swój cel - sprawdzenie zasięgu. Szczęście w nieszczęściu, że sam rybolud znajdował się trochę na tyłach swojej armii, więc nim strzały dotrą do jego pozycji, to Ci pierwsi może już będą walczyć wręcz ze znajdującymi się na murach łucznikami. Ruszyli, do przodu, przed siebie, do upragnionego celu, w linii prostej. Zobaczył, że człek po jego lewej stronie dzierży w swoich rękach tarczę... Natychmiast się do niech uśmiechnął i przyszedł nieco bliżej z tym wyszczerzem na mordzie. A co jak co, ale jak można było odmówić pomocy komuś, kogo siekacze były ostre niczym żyletki i mogły bez problemu przeciąć skórę?
-Witam mój drogi przyjacielu, będziemy dzielić się dzisiaj tarczą, wiedziałeś! Ja też jestem dumny z tego, że możemy stać dumnie koło siebie, gdy te strzały będą leciały w naszą stronę, a Twoje silniejsze ramię, hehe, zasłoni naszą dwójkę - skinął do niego głową i przybliżył się nieco, bo stali niebezpiecznie blisko granicy z zasięgiem łuczników. Dobiegli to tego miejsca, lecz równym, miarowym tempem które nie wyczerpywało człowieka i kolejna chmara strzał zasypała niebo, więc schylił się i przybliżył do swojego towarzysza, tarczownika, i schował się koło niego chcąc ratować swój marny żywot. Nie ważne że pewnie to nie doleci, ale niech znajdzie się jeden, którego cięciwa bardziej się naciągnęła i poleci w ich stronę. Nim jednak się zorientował zaczęły się krzyki, ból i cierpienie rozniosło się w powietrzu, a to nie sugerowało najlepszego. Spojrzał na boki schowany pod tarczą, lecz dostał tylko śniegiem. Ściągnął go szybciorem z twarzy i zauważył, że jest on zabarwiony na czerwono. Jego serce zabiło mocniej, gdy strzały przestały wbijać się z charakterystycznym dźwiękiem w tarcze to wychylił zza niej głowę i zobaczył śmierć. Wiele jego braci było martwych, a nad nimi widniały ogromne, metalowe kule.
-Co do nędzy... - szepnął pod nosem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział i brało go przerażenie. Jeżeli to nie był potwór, to jakim cudem ludzkie ręce stworzyły coś takiego? Zamek - odwrócił się w jego stronę, wolał nie być tyłem do przeciwnika. Niech zacznie się walka, bo nas wystrzelają tutaj jak kaczki - tyle wyrażała jego mina.
-Jak na złość jeszcze ciemno się robi... tamci mogą nawet na oślep strzelać, my tego luksusu nie mamy... - skomentował swoje położenie pod nosem i wzruszył ramionami czując swój oddech na karku. Jego gadanie przerwał jednak San - jeden z niewielu których tutaj kojarzył. Lider jego własnego szczepu zabrał głos, który rozbrzmiał po całej okolicy. Przemawiać trzeba było umieć, ale Takeshi spojrzał na okoliczne szczyty i tylko się modlił w duchu, żeby na jego łeb nie spierdzielniczył się cały spoczywający nań śnieg. Nie chciał przedwcześnie pożegnać się ze swoją kolekcją kamyczków, którą dopiero zaczynał zbierać i miał już oszołamiającą liczbę w ilości jednego. Zawsze coś, prawda? Bańki uniosły się w powietrze od pięknej kobitki dzierżącej w dłoniach dmuchawkę. To ją widział uprzednio na pokładzie statków i teraz poznał jej imię. Ayako - nie tak źle jak mogło się wydawać, jednak skoro trzymała się tak blisko a cóż... jej bańki zasłoniły dosyć spory obszar, to pewnie możliwości miała równie wielkie. I nie chodziło tu o jakieś zbereźne rzeczy, tylko o posiadaną moc i zasoby chakry. Obserwował jak poruszają się w kierunku przeciwnika, a Ci zapewne srają teraz w majty z jednego prostego powodu - pewnie nikt nie wiedział co to jest i co ze sobą niesie. Nie każdy z obrońców pewnie wiedział jakimi umiejętnościami dysponują bańkowcy, bo ryboludzi ciężko nie poznać i z umiejętności i z wyglądu. Głęboki wdech, wiatr wiał spokojnie w ich plecy. Zimny, porywisty, nieprzyjemny nawet mimo spoczywającego na jego barkach płaszcza. Świst - pierwsza strzała posłana w powietrze - wydech. Zaraz za nią poszły kolejne i kolejne i jeszcze więcej, a niebo na chwilę zrobiło się czarne. Poprzednio było ciemno, lecz teraz nie było nawet porównania. Wywarło to na nim ogromne wrażenie, lecz nie było teraz wyjścia. Zabieg ten oczywiście miał swój cel - sprawdzenie zasięgu. Szczęście w nieszczęściu, że sam rybolud znajdował się trochę na tyłach swojej armii, więc nim strzały dotrą do jego pozycji, to Ci pierwsi może już będą walczyć wręcz ze znajdującymi się na murach łucznikami. Ruszyli, do przodu, przed siebie, do upragnionego celu, w linii prostej. Zobaczył, że człek po jego lewej stronie dzierży w swoich rękach tarczę... Natychmiast się do niech uśmiechnął i przyszedł nieco bliżej z tym wyszczerzem na mordzie. A co jak co, ale jak można było odmówić pomocy komuś, kogo siekacze były ostre niczym żyletki i mogły bez problemu przeciąć skórę?
-Witam mój drogi przyjacielu, będziemy dzielić się dzisiaj tarczą, wiedziałeś! Ja też jestem dumny z tego, że możemy stać dumnie koło siebie, gdy te strzały będą leciały w naszą stronę, a Twoje silniejsze ramię, hehe, zasłoni naszą dwójkę - skinął do niego głową i przybliżył się nieco, bo stali niebezpiecznie blisko granicy z zasięgiem łuczników. Dobiegli to tego miejsca, lecz równym, miarowym tempem które nie wyczerpywało człowieka i kolejna chmara strzał zasypała niebo, więc schylił się i przybliżył do swojego towarzysza, tarczownika, i schował się koło niego chcąc ratować swój marny żywot. Nie ważne że pewnie to nie doleci, ale niech znajdzie się jeden, którego cięciwa bardziej się naciągnęła i poleci w ich stronę. Nim jednak się zorientował zaczęły się krzyki, ból i cierpienie rozniosło się w powietrzu, a to nie sugerowało najlepszego. Spojrzał na boki schowany pod tarczą, lecz dostał tylko śniegiem. Ściągnął go szybciorem z twarzy i zauważył, że jest on zabarwiony na czerwono. Jego serce zabiło mocniej, gdy strzały przestały wbijać się z charakterystycznym dźwiękiem w tarcze to wychylił zza niej głowę i zobaczył śmierć. Wiele jego braci było martwych, a nad nimi widniały ogromne, metalowe kule.
-Co do nędzy... - szepnął pod nosem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział i brało go przerażenie. Jeżeli to nie był potwór, to jakim cudem ludzkie ręce stworzyły coś takiego? Zamek - odwrócił się w jego stronę, wolał nie być tyłem do przeciwnika. Niech zacznie się walka, bo nas wystrzelają tutaj jak kaczki - tyle wyrażała jego mina.
SIŁA 5
WYTRZYMAŁOŚĆ 25
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 25
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY Ranga B
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 150% (zwiększona ilość poprzez klan)
WYTRZYMAŁOŚĆ 25
SZYBKOŚĆ 45
PERCEPCJA 25
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
KONTROLA CHAKRY Ranga B
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 150% (zwiększona ilość poprzez klan)
0 x
- Kyoushi
- Posty: 2683
- Rejestracja: 13 maja 2015, o 12:48
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
- Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.
- Link do KP: viewtopic.php?p=3574#p3574
- GG/Discord: Kjoszi#3136
- Lokalizacja: Wrocław
Re: [Event] Wielka wojna
- Ta wzmożona ostrożność nie była niczym niezwykłym. Uwaga na terenach należących do wrogich jednostek na pewno nie wróżyła niczego dobrego, stąd każdy uważnie pilnował swojej dupy. Mimo, że w szeregach posiadali doskonałego wręcz sensora o Doujutsu, które dorównywać mogło białym oczom Hyuugi to nikt nie zasypywał gruszek w popiele – nawet Shiroyasha, który ze swoim czarnym kapturem na białej jak śnieg główce, obserwował teren jakby za chwilę miał zostać zaatakowany – choćby lawiną śniegu. Rin kazał przyspieszyć – młodzieniec nie wahał się ni chwili. Ruszył z kopyta, dokładnie spoglądając od czasu do czasu na powierzchnię po której się poruszał. Zdecydowany, by nie popełnić nawet najmniejszego błędu, zdawał się ufać przywódcy o szkarłatnych ślepiach.
Docierając do doliny, ich oczom ukazała się wydeptana ścieżka, zaiste potężna. „Więc tak się ma sytuacja.. Było ich bardzo wielu. Wielu wojowników. Czy poradzą sobie w miasteczku?” Myślał białowłosy szermierz, który kierował swe kroki nieco wolniej, doglądając wokół. Już po chwili zobaczył potężne wroga, z wielkim, ostrzegawczym napisem, który tak jak i przewodnicy zignorował. Cóż, trzeba było tam wejść i chuj. Jednak te głosy. „Bestia? Czyżby coś dotyczyło zapisków, które otrzymałem wcześniej? Bestia..” Myślał, a jego serce przyspieszało. Czuł, że mimo takiej temperatury, zaraz będzie cały spocony. To naturalny efekt i działanie obronne organizmu, które mówiło mu – stój, to już czas zawrócić. Mimo to, dzielnie stawiał kolejne kroki na przód.
Po wejściu – ciemność. Nic więcej. Przewodnik dawał tylko znać by przeć do przodu. Tak też czynił Shiroyasha, dzielny bezklanowiec z Ryuzaku no Taki. Kolejne wielkie wrota i.. Oślepiający słup światła. Białowłosy przysłonił się płaszczem, by przyzwyczaić oczy do tego natężenia światła – wiedział już po chwili gdzie są. Dostrzegłszy tego natłoku nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział co robić. W głąb widział niezwykłą dziurę, przepaść, która przytłaczała najsilniejszych. On sam nie należał do takich, więc trzymał się jej z dala. To nie na jego siły. Niedaleko wielka twarz i bariera. Gdy padło pytanie na temat barier, białowłosy mimowolnie kręcił głową w lewo i prawo – jednocześnie oznajmiając, że nie ma o nich zielonego pojęcia. Odwrócił się by spojrzeć na resztę towarzyszy, czy któryś coś posiada. W razie czego miał notki wybuchowe, gdyby tylko to mogło jakoś pomóc.. Słuchał innych, nie wierząc, że niektórzy postanowili się poświęcać. Ok, plan niezły, ale bariera nie wyglądała na pułapkę, jednak przejście.. W razie czego wspomagał się prostą techniką, która miała na celu utrzymać równowagę i przyczepić go do jakiejś powierzchni - Kinobori no Waza.
- Nazwa
- Kinobori no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
0 x
Posta dajże Kjuszowi, klawiaturą potrząśnij...


Re: [Event] Wielka wojna
Rozmowa z Shnjim, o ile można to było takową nazwać, prowadziła w kierunku ujawnienia intencji Muraia odnośnie swojej obecności tutaj. Odpowiedź nie była taka ciężka i skomplikowana, można by nawet powiedzieć że przewidywalna. "Chciałem poznać tą część świata" było całkowitą prawdą, Kakuzu mógłby być sprawdzony przez osobnika wyszkolonego w wykrywaniu kłamstw, a nawet przez specjalne techniki. Specjale formułowanie wypowiedzi zostało mu wpojone jeszcze za czasów przymusowego szkolenia w zamknięciu, dzięki temu był w stanie całkowicie spokojnie mówić prawdę. Jednak mimo tego Shinji uznał to za kłamstwo, zatajenie prawdziwego motywu. Zgodnie z jego słowami osobnik nie miał nawet zamiaru drążyć tematu w poszukiwaniu drugiego dna. Które oczywiście tam było, aczkolwiek kolejna styczność z Krukami była jedynie jednym z czynników, a nie główną siłą napędową. Następne jego słowa nie podziałały na Muraia praktycznie wcale. Widział jego nietypowe umiejętności i zwyczajnie chciał zobaczyć je ponownie. Na pewno czaił się za tym ukryty motyw, najprawdopodobniej wyciągnięcie wiedzy na temat nieznanych mu wcześniej, nietypowych umiejętności. Kakuzu nie byli często spotykanym zjawiskiem, niciowiec nigdy nie zetknął się z sytuacją, w której ktoś otwarcie powiedział mu że poznaje jego umiejętności. Prędzej czy później ich natura zostanie wyjawiona. Pierw jednej osobie, a potem kolejnym. Było to nieuniknione, szczególnie biorąc pod uwagę tryb życia Kakuzu. Jednak ten chciał opóźnić moment rozejścia się dokładnej wiedzy o jego możliwościach najdłużej jak się da. Na razie niewielu ludzi go znało, nie wiele rozpoznawało. Chciał żeby tak zostało.
- Będziesz mógł je zobaczyć w akcji. Jeśli szczęście ci dopisze, to nie będziesz musiał dużo czekać. - odpowiedział równie cicho, jak Shinji zadał pytanie. Jego nici nie były na pokaz. Używał ich co prawda bardzo często, nawet do wykonywania podstawowych czynności takich jak sprzątanie. Jednak nie miał zamiaru ich wykorzystywać na zawołanie ledwie znanego kolesia, nawet jeśli posiadał jakieś umiejętności stawiające go wyżej od przeciętnych ludzi. Jako jednostka potencjalnie bardziej wybitna niż on nie musiał w żadnym stopniu brać pod uwagę jego słów. Nawet jeśli była to zwykła prośba, potencjalnie podyktowana ciekawością. Pomijając rozmowę, cała operacja infiltracji przebiegała spokojnie. Zbyt spokojnie. W każdym momencie ze śniegu bądź lodu mógł wyskoczyć zabójca który wyrzuci paczkę notek wybuchowych bądź użyje silnej obszarowej techniki żywiołowej. Szanse na to że grupa jest obserwowana wzrasta z każdym kolejnym krokiem. Niepewność wzrastała. Dotarcie do budynku i zobaczenie krwawego napisu nie było specjalnie przerażające. Miało wystraszyć ludzi którzy przypadkiem zapuścili się w te strony? Możliwe. Bestia i... Antykreator? Dużo razy słyszał ten tytuł, ale nigdy nie badał dogłębnie jego genezy. Będzie musiał nadrobić tą lukę. Weszli do budynku pewnie i szybko. Najwidoczniej nie było żadnego zagrożenia, ale Murai przyzwyczaiwszy się do mniejszej ilości światła ostrożnie patrzył na wszystkie strony. Bycie zaskoczonym w mroku było bardzo prawdopodobne, szczęśliwie jednak ten scenariusz okazał się nietrafiony. Po jakimś czasie dotarli do wyjścia i oczom Kakuzu ukazał się widok dość zaskakujący swoimi walorami estetycznymi. I autentycznie budzącym podziw.
- Ani trochę. - odpowiedział na pytanie, ujawniając swój brak znajomości technik barierowych. Był w tym absolutnym laikiem.
- Będziesz mógł je zobaczyć w akcji. Jeśli szczęście ci dopisze, to nie będziesz musiał dużo czekać. - odpowiedział równie cicho, jak Shinji zadał pytanie. Jego nici nie były na pokaz. Używał ich co prawda bardzo często, nawet do wykonywania podstawowych czynności takich jak sprzątanie. Jednak nie miał zamiaru ich wykorzystywać na zawołanie ledwie znanego kolesia, nawet jeśli posiadał jakieś umiejętności stawiające go wyżej od przeciętnych ludzi. Jako jednostka potencjalnie bardziej wybitna niż on nie musiał w żadnym stopniu brać pod uwagę jego słów. Nawet jeśli była to zwykła prośba, potencjalnie podyktowana ciekawością. Pomijając rozmowę, cała operacja infiltracji przebiegała spokojnie. Zbyt spokojnie. W każdym momencie ze śniegu bądź lodu mógł wyskoczyć zabójca który wyrzuci paczkę notek wybuchowych bądź użyje silnej obszarowej techniki żywiołowej. Szanse na to że grupa jest obserwowana wzrasta z każdym kolejnym krokiem. Niepewność wzrastała. Dotarcie do budynku i zobaczenie krwawego napisu nie było specjalnie przerażające. Miało wystraszyć ludzi którzy przypadkiem zapuścili się w te strony? Możliwe. Bestia i... Antykreator? Dużo razy słyszał ten tytuł, ale nigdy nie badał dogłębnie jego genezy. Będzie musiał nadrobić tą lukę. Weszli do budynku pewnie i szybko. Najwidoczniej nie było żadnego zagrożenia, ale Murai przyzwyczaiwszy się do mniejszej ilości światła ostrożnie patrzył na wszystkie strony. Bycie zaskoczonym w mroku było bardzo prawdopodobne, szczęśliwie jednak ten scenariusz okazał się nietrafiony. Po jakimś czasie dotarli do wyjścia i oczom Kakuzu ukazał się widok dość zaskakujący swoimi walorami estetycznymi. I autentycznie budzącym podziw.
- Ani trochę. - odpowiedział na pytanie, ujawniając swój brak znajomości technik barierowych. Był w tym absolutnym laikiem.
KEKKEI GENKAI: -
NATURA CHAKRY: Doton (Katon)
STYLE WALKI: Gōken
UMIEJĘTNOŚCI:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:161% (100% bazowe + 55% z Katonowego Serca + 6 z Wytrzymałości)
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NATURA CHAKRY: Doton (Katon)
STYLE WALKI: Gōken
UMIEJĘTNOŚCI:
- Wrodzona -
- Nabyta -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 10 (1 poziom)
WYTRZYMAŁOŚĆ 65 (2 poziom)
SZYBKOŚĆ 170 (5 poziom)
PERCEPCJA 124 (4 poziom)
PSYCHIKA 1 (1 poziom)
KONSEKWENCJA 95 (3 poziom)
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY:161% (100% bazowe + 55% z Katonowego Serca + 6 z Wytrzymałości)
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
- JUTSU:
NINJUTSU:
Wszystkie E
KATON:
Katon: Ryūka no Jutsu (C)
Katon: Endan (C)
Katon: Karyū Endan (B)
Katon: Ryūgyō no Jutsu (B) (WT)
TAIJUTSU
Ogólne:
Dainamikku Akushyon (D)
Dainamikku Entorī (D)
Aian Kurōī (D)
Kage Buyō (C)
Gōken:
Konoha Senpū (D)
Konoha Reppū (D)
Konoha Shōfū (C)
KLANOWE:
Jiongu (D)
Ugoku (D) (WT)
Bunri (D) (WT)
Echin Shishi no Jutsu (C)
Jiongu Teashi (C) (WT)
Nuuhada no Jutsu (B)
Shinto Numei no Jutsu (B)
Jiongu Hyōshi (B) (WT)
Jiongu Esa (B) (WT)
Jingou Henkan (B) (WT)
Karagoki (B) (WT)
Jiongu: Reberu Ei (Pasywna) (A)
Kyushu Hato (A)
- Przy pasie:
- - 2 Tonfy Drewniane
- - 2 Tonfy Metalowe
- Kabura na broń |Zapełnienie: 20/20 obj.| (prawe udo):
- 10 shuriken - 8 obj.
- 1 kunai z notką wybuchową - 2 obj.
- 2 porcje Makibishi - 10 obj.
- Torba |Zapełnienie: 10,5,5/20 obj.|(lewy bok):
- 1 notka oślepiająca - 0,5 obj.
- 1 bomba dymna - 1 obj.
- 2 porcje Makibishi - 10 obj.
- 3 kunai - 3 obj.
- Metalowy ochraniacz
- Ukryte w ciele:
- 4 kunai z notką oślepiającą (po 1 na kończynę)
- 4 kunai z notką wybuchową (po 1 na kończynę)
- 4 kunai - brzuch
- Metalowe kolce - 4 w każdej ręce, 1 w nadgarstku, 10 w klatce piersiowej (nie obok serc)
- W domu:
- 2 kastety z ostrzami - 16 obj.
- 15 dzwoneczków - 7,5 obj.
- 50m żyłki - 150 obj.
- 19 notek wybuchowych 9,5 obj.
- 3 notek oślepiających - 1,5 obj.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Droga do muru była coraz bliższa. Wcześniejsze niepewność walki i wątpliwości zostały zamienione na odwagę jak również powagę. Wszystko skazywało na to, że przez wszystkich oczekiwane starcie zaraz się rozpocznie. Było bowiem już bardzo blisko do celu. Dziewczyna postanowiła się kierować uczuciami Seikiego. To znaczy wierzyć, że wygrają wojnę. Dzięki temu zdobędzie motywację, która doda jej siły i rozwagi. Rzeczy, które wcześniej były dla bohaterki istotne, czyli rozstawienie i umiejętności wrogów, zostały zrzucone na drugi plan. Najważniejszym celem było aktualnie nie dopuszczenie do przegrania tejże walki. Natomiast informacji o wrogach można się dowiedzieć podczas samej bitwy.
Jednak jedna rzecz cały czas krążyła po głowie Ayako. Jak będzie wyglądało ukształtowanie terenu tej walki. Będzie to bowiem miało bardzo istotny wpływ na przebieg starcia. Jeżeli ród Yukich będzie się znajdował na wzniesieniu, plany pod dowództwem Zangetsu, zostaną obrócone o trzysta sześćdziesiąt stopni. No, ale cóż nie morze przecież być, aż tak źle, prawda?
Tupot żołnierzy gotowych do walki dało się chyba słyszeć z bardzo daleka. Tam gdzie można było zobaczyć wystające kawałki muru. Było już bardzo blisko. No i dziewczyna wykrakała. Oczywiście główny cel znajdował się na jakimś wzniesieniu. Czyli stu procentowa wygrana, jednak może się okazać wielką porażką. Jednak Aykao nie miała prawa tak myśleć. Musi mieć jakąś motywację a myślenie o tym co będzie później tylko ją doszczętnie zgubi. Nawet jeżeli wrogie jednostki mają teraz przewagę, może to się zmienić podczas walki, prawda? Właśnie wrogie jednostki... Z dala dało się ujrzeć, że byli oni uzbrojeni w łuki. Na szczęście nie znajdowali się w ich polu rażenia. Byli jeszcze dostatecznie daleko od nich.
- Strzały tak? Już wiem po co są te wo gule wielkie tarcze.
Wymamrotała sobie pod nosem Ayako. Bała się jednak jednej wielkiej rzeczy. Mieli oni ogromną motywację i chęć do walki. Co prawda nie była to chęć do walki, lecz zemsty za wypowiedzenie wojny. Wszystkimi tymi uczuciami kierował zapewne mus bronienia osadników i generalne całej wioski. Na szczęście i wojska Zangetsu miały wielką motywację. Aczkolwiek z obłędnie innego powodu. Wtem, ni z gruszki ni z pietruszki dowództwo kazało się zatrzymać. Był to bardzo dobry ruch, ponieważ pójście w przód mogłoby się tragicznie skończyć dla Hoozukich, Shabondama i Hoshikagi. W końcu wojska Yukich by ich po prostu rozstrzelały jeden za drugim. Nagle głos zabrał San. Ayako tym razem nie chciała niczego pominąć i uważnie słuchała. Po skończonej przemowie ta się nieco zdziwiła. Jeśli dobrze zrozumiała musiała czekać, aż zostaną rozbite bańki jakiejś innej Ayako. Czyżby chodziło tutaj o jakiś niespodziewany sygnał. A może drugim powodem było również wykorzystanie kilku strzał obrońców? Było to dla dziewczyny bardzo dziwne. Jednak zrozumiała co ma robić. Następnie musiała jeszcze dostać się do środka muru. Wszystko niby proste a zarazem zaskakujące. Teraz trzeba było jedynie czekać na sygnał.
I się rozpoczęło. Liderka szczepu Shabondama wypuściła kilkanaście baniek w stronę muru. Ayako zaczęła się nim przypatrzyć. Po chwili, dziewczyna zrozumiała, że jest to doskonała pułapka. Obrońcy bowiem nie wiedzieli co zrobić. W końcu po raz pierwszy widzi się chyba lecące bańki podczas walki. Bali się pewnie co się stanie jak te dotkną muru. Wrogi jednostki zaczęły więc po kolei przebijać bańki. Zaraz miało się zacząć. Już prawie wszystkie zostały przebite, tylko kilka zostało. Wtem ni stąd ni zowąd pojawiła się jakaś strzała obok nich. Czyżby ktoś już nie powstrzymał swoich emocji i wypuścił strzałę? Nie miało by to zbytnio sensu. Dziewczyna jednak nie miała czasu na zastanowienie się bowiem lider Hoshikagich krzyknął do ataku. Wszystkie wojska ruszyła wraz z Ayako. Ta jednak na chwilę się zatrzymała.
- Ta strzała to zasadzka!!
Nikt jej niestety nie usłyszał. Wtem z nieba pojawił się grad strzał. Było ich tak mnóstwo, że wielu z ludzi może przez nie zginąć. Najgorzej miała teraz dziewczyna. Była bowiem nieco oddalona od wojsk a nie miała czasu już się wycofać.
- Cholera...
Powiedziała tylko jedno słowo i zaczęła biec. Strzały dosięgały już prawie ziemi a ta jeszcze nie zdążyła się schować. Biegła ile miała sił w nogach,a te zaczęły już jej prawie odpadać. Wtem kilka metrów od niej zobaczyła jakiegoś kolesia który trzymał tarczę. Szybko odbiła się od ziemi robiąc salto w przód. Wtedy mogła się już uspokoić. Na szczęście zdążyła na czas. teraz opatuliła ją wielka metalowa tarcza. Nagle coś z całej siły walnęło o ziemię. Wydało bardzo głośny dźwięk. Wszystko to dobiegało po lewej stronie Ayako. Spojrzała w tamtą stronę i ujrzała straszne rzeczy. Dwie ogromne metalowe kule walnęły o taflę wody zabijając rybo-człeku i niektórych piratów. Dodatkowo śnieg się uniósł w górę i zasypał paręnastu ludzi. Najgorsze było to, iż piękny bieluchny krew zabarwił się teraz prawie cały na czerwono.
Ayako klęczała kilkanaście sekund w bezruchu patrząc na te dziwne rzeczy. Strzały cały czas opadały na pole bitwy, na szczęście nie mogły skaleczyć one dziewczyny. Ta popatrzyła na tarczownika. On również był przerażony tą całą sytuacją. Kiedy się trochę ogarnął dziewczyna do niego zaczęła mówić.
- Posłuchaj, musimy jak najszybciej dostać się do muru. Aktualnie cały czas strzelają więc dobrym pomysłem jest ciągłe przesuwanie się z tarczą. Walka bezpośrednia jest jedyną szansą na przeżycie, szczególnie po tym czymś co nagle walnęło.
Ayako powiedziała mniej więcej plan działania. Była oczywiście bardzo zdziwiona tymi rzeczami, ale nie mogła marnować czasu.Musiała jak najszybciej się dostać do muru.
- Plan jest taki. Ty i ja wykorzystamy tarczę jako zaporę. Będziemy ją powoli przesuwać w stronę muru. Rozumiesz?
Dziewczyna wymyśliła jakiś tam plan. Co prawda nie był zbytnio dobry, ale zawsze coś.
Jednak jedna rzecz cały czas krążyła po głowie Ayako. Jak będzie wyglądało ukształtowanie terenu tej walki. Będzie to bowiem miało bardzo istotny wpływ na przebieg starcia. Jeżeli ród Yukich będzie się znajdował na wzniesieniu, plany pod dowództwem Zangetsu, zostaną obrócone o trzysta sześćdziesiąt stopni. No, ale cóż nie morze przecież być, aż tak źle, prawda?
Tupot żołnierzy gotowych do walki dało się chyba słyszeć z bardzo daleka. Tam gdzie można było zobaczyć wystające kawałki muru. Było już bardzo blisko. No i dziewczyna wykrakała. Oczywiście główny cel znajdował się na jakimś wzniesieniu. Czyli stu procentowa wygrana, jednak może się okazać wielką porażką. Jednak Aykao nie miała prawa tak myśleć. Musi mieć jakąś motywację a myślenie o tym co będzie później tylko ją doszczętnie zgubi. Nawet jeżeli wrogie jednostki mają teraz przewagę, może to się zmienić podczas walki, prawda? Właśnie wrogie jednostki... Z dala dało się ujrzeć, że byli oni uzbrojeni w łuki. Na szczęście nie znajdowali się w ich polu rażenia. Byli jeszcze dostatecznie daleko od nich.
- Strzały tak? Już wiem po co są te wo gule wielkie tarcze.
Wymamrotała sobie pod nosem Ayako. Bała się jednak jednej wielkiej rzeczy. Mieli oni ogromną motywację i chęć do walki. Co prawda nie była to chęć do walki, lecz zemsty za wypowiedzenie wojny. Wszystkimi tymi uczuciami kierował zapewne mus bronienia osadników i generalne całej wioski. Na szczęście i wojska Zangetsu miały wielką motywację. Aczkolwiek z obłędnie innego powodu. Wtem, ni z gruszki ni z pietruszki dowództwo kazało się zatrzymać. Był to bardzo dobry ruch, ponieważ pójście w przód mogłoby się tragicznie skończyć dla Hoozukich, Shabondama i Hoshikagi. W końcu wojska Yukich by ich po prostu rozstrzelały jeden za drugim. Nagle głos zabrał San. Ayako tym razem nie chciała niczego pominąć i uważnie słuchała. Po skończonej przemowie ta się nieco zdziwiła. Jeśli dobrze zrozumiała musiała czekać, aż zostaną rozbite bańki jakiejś innej Ayako. Czyżby chodziło tutaj o jakiś niespodziewany sygnał. A może drugim powodem było również wykorzystanie kilku strzał obrońców? Było to dla dziewczyny bardzo dziwne. Jednak zrozumiała co ma robić. Następnie musiała jeszcze dostać się do środka muru. Wszystko niby proste a zarazem zaskakujące. Teraz trzeba było jedynie czekać na sygnał.
I się rozpoczęło. Liderka szczepu Shabondama wypuściła kilkanaście baniek w stronę muru. Ayako zaczęła się nim przypatrzyć. Po chwili, dziewczyna zrozumiała, że jest to doskonała pułapka. Obrońcy bowiem nie wiedzieli co zrobić. W końcu po raz pierwszy widzi się chyba lecące bańki podczas walki. Bali się pewnie co się stanie jak te dotkną muru. Wrogi jednostki zaczęły więc po kolei przebijać bańki. Zaraz miało się zacząć. Już prawie wszystkie zostały przebite, tylko kilka zostało. Wtem ni stąd ni zowąd pojawiła się jakaś strzała obok nich. Czyżby ktoś już nie powstrzymał swoich emocji i wypuścił strzałę? Nie miało by to zbytnio sensu. Dziewczyna jednak nie miała czasu na zastanowienie się bowiem lider Hoshikagich krzyknął do ataku. Wszystkie wojska ruszyła wraz z Ayako. Ta jednak na chwilę się zatrzymała.
- Ta strzała to zasadzka!!
Nikt jej niestety nie usłyszał. Wtem z nieba pojawił się grad strzał. Było ich tak mnóstwo, że wielu z ludzi może przez nie zginąć. Najgorzej miała teraz dziewczyna. Była bowiem nieco oddalona od wojsk a nie miała czasu już się wycofać.
- Cholera...
Powiedziała tylko jedno słowo i zaczęła biec. Strzały dosięgały już prawie ziemi a ta jeszcze nie zdążyła się schować. Biegła ile miała sił w nogach,a te zaczęły już jej prawie odpadać. Wtem kilka metrów od niej zobaczyła jakiegoś kolesia który trzymał tarczę. Szybko odbiła się od ziemi robiąc salto w przód. Wtedy mogła się już uspokoić. Na szczęście zdążyła na czas. teraz opatuliła ją wielka metalowa tarcza. Nagle coś z całej siły walnęło o ziemię. Wydało bardzo głośny dźwięk. Wszystko to dobiegało po lewej stronie Ayako. Spojrzała w tamtą stronę i ujrzała straszne rzeczy. Dwie ogromne metalowe kule walnęły o taflę wody zabijając rybo-człeku i niektórych piratów. Dodatkowo śnieg się uniósł w górę i zasypał paręnastu ludzi. Najgorsze było to, iż piękny bieluchny krew zabarwił się teraz prawie cały na czerwono.
Ayako klęczała kilkanaście sekund w bezruchu patrząc na te dziwne rzeczy. Strzały cały czas opadały na pole bitwy, na szczęście nie mogły skaleczyć one dziewczyny. Ta popatrzyła na tarczownika. On również był przerażony tą całą sytuacją. Kiedy się trochę ogarnął dziewczyna do niego zaczęła mówić.
- Posłuchaj, musimy jak najszybciej dostać się do muru. Aktualnie cały czas strzelają więc dobrym pomysłem jest ciągłe przesuwanie się z tarczą. Walka bezpośrednia jest jedyną szansą na przeżycie, szczególnie po tym czymś co nagle walnęło.
Ayako powiedziała mniej więcej plan działania. Była oczywiście bardzo zdziwiona tymi rzeczami, ale nie mogła marnować czasu.Musiała jak najszybciej się dostać do muru.
- Plan jest taki. Ty i ja wykorzystamy tarczę jako zaporę. Będziemy ją powoli przesuwać w stronę muru. Rozumiesz?
Dziewczyna wymyśliła jakiś tam plan. Co prawda nie był zbytnio dobry, ale zawsze coś.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Przemarsz jeżeli można było tak to nazwać był kontynuowany i przebiegał niezwykle sprawnie. Trzeba przyznać, że umiejętności Ranmaru są idealne do wykonywania wszelkiego rodzaju zwiadów jak i podejść pod pozycję wroga. To właśnie podczas takich akcji każda informacja o położeniu oponenta jest na wagę złota a tych za sprawą nadzwyczajnych umiejętności, nie brakowało. Kolejne metry były pokonywane przez grupę infiltrującą i poza okresami zakazu prowadzenia rozmów, Kyoto w miarę możliwości dokończył rozmowę ze świeżo poznanym członkiem swego klanu. Wymiana uprzejmości miała ciąg dalszy, ponieważ Ryuji błyskawicznie zaproponował by zwracać się do niego bezpośrednio po imieniu. W odpowiedzi młodszy przedstawiciel Sabaku skinął głową w geście zrozumienia. To zdecydowanie bardziej odpowiadało samemu Kyoto, który przywykł raczej do powierzchownego traktowania napotkane przez niego osoby. Tutaj sprawa miała nieco inne barwy zważając na powinowactwo krwi tej dwójki. Dalekie nie dalekie lecz na pewno wymagało innego podejścia niż zwykle. Rozwinięcie wypowiedzi chłopaka na temat powodów zjawienia się tutaj było już znacznie bardziej zadowalające i całkowicie wyczerpujące temat jeśli chodziło o motywację swoich działań. Jednocześnie Kyoto obawiał się teraz pytania odbijającego piłeczkę w jego stronę i nim się zastanowił co z tym zrobić to właśnie takie pytanie padło z ust blondyna. Bez chwili zawahania padła też odpowiedź:
- Te same, mój przyjacielu, te same...Gdzieżby indziej sprawdzić siebie pod względem umiejętności jak i wytrwałości jak w tych surowych warunkach i w miejscu, gdzie każda decyzja niesie za sobą konsekwencję a niebezpieczeństwo jest twym cieniem.
Kyoto oczywiście nie mógł zdradzić początkowych swoich ambicji, które kończyły się tylko na zgarnięciu sowitej wypłaty jak i nie mógł przyznać, ze to co tu zastał, kompletnie go zaskoczyło. W tym momencie przez jedną z warstw ubrania przedostało się gdzieś zimne powietrze powodując u ciemnoskórego chłopca, gęsią skórkę.
Te zdawkowe rozmowy to niestety było wszystko na co mogli sobie pozwolić podczas warunków podróży aż po czasie okazję do miłych pogawędek odeszły w zapomnienie. Cała grupa pojawiła się przed kolejnym punktem jakim okazały się kamienne wrota. Trzeba przyznać, ze całość robiła wrażenie i już niczym nie przypominała losowo ułożonych form skalnych żłobionych przez siły matki natury. Napis, który się nad nimi znajdował wcale nie zachęcał do ich przekroczenia ale jak widać wszelkiego rodzaju ostrzeżenia to woda na młyn dowódców oddziału, ponieważ Ci w iście sprinterskim tempie zdecydowali, że trzeba je przekroczyć. Za przejściem oczywiście niespodzianek ciąg dalszy i zupełna zmiana klimatu, która była miłą odmianą podczas tej wędrówki. Jednak pojawił się też kolejny problem w postaci bariery i to właśnie teraz Kyoto miał nieodparte wrażenie, że wcześniejsze porównanie niebezpieczeństwa do własnego cienia miało jak najbardziej sens.
Padło pytanie. Pierwsza wyrwała się dziwna dziewczyna, która chyba byłą tu za karę by odpokutować jakieś swoje grzechy, ponieważ niczym męczennik zaproponowała, że w ramach wcześniej wspomnianej ofiary może przez barierę przejść. Co prawda nie użyła dokładnie takich słów i argumentów lecz Kyoto tak to przyjął. Następnie dało też się słyszeć kilka przeczących zdań jakoby ktoś miał pjęcie o barierze a taka bezradność trochę irytowała chłopaka. Odczekał jeszcze chwlę po czym poczynił kilka kroków w przód i przemówił:
- Ciężko będzie rozpoznać typ bariery bez jej naruszenia, jednak będzie można śmiało szacować..
- Bariera jest widoczna a sama idea pułapek raczej skupia się na tym by zaskakiwały i były jak najlepiej ukryte. Pozwala to przypuszczać, ze po jej przekroczeniu nic nie zwali nam się na głowę ani też tych głów nam nie zetnie. Przypuszczać można też, że jest to bariera alarmująca tylko co tak na prawdę owy alarm wzbudzi. Można powątpiewać, ze będzie to chakra, skoro przemaszerowało tędy spore wojsko to wątpliwe jest to, ze każdy z nich odznaczałby się solidnymi jej pokładami więc najpewniej będzie to ruch. Z kolei jeśli nie jesteśmy w stanie jej zdjąć to i tak musimy ją przekroczyć ale wtedy też nasza iniltracja powinna raczej zmienić nazwę bo tracimy już naszą anonimowość co do pobytu tutaj.
Słowa wypowiedziane przez Kyoto, nie rozwiązały problemu lecz mogły pozwolić ukierunkowac myslenie niektóych jednostek. Zawsze lepsze to niż rozłożenie bezradnie rąk.
- Te same, mój przyjacielu, te same...Gdzieżby indziej sprawdzić siebie pod względem umiejętności jak i wytrwałości jak w tych surowych warunkach i w miejscu, gdzie każda decyzja niesie za sobą konsekwencję a niebezpieczeństwo jest twym cieniem.
Kyoto oczywiście nie mógł zdradzić początkowych swoich ambicji, które kończyły się tylko na zgarnięciu sowitej wypłaty jak i nie mógł przyznać, ze to co tu zastał, kompletnie go zaskoczyło. W tym momencie przez jedną z warstw ubrania przedostało się gdzieś zimne powietrze powodując u ciemnoskórego chłopca, gęsią skórkę.
Te zdawkowe rozmowy to niestety było wszystko na co mogli sobie pozwolić podczas warunków podróży aż po czasie okazję do miłych pogawędek odeszły w zapomnienie. Cała grupa pojawiła się przed kolejnym punktem jakim okazały się kamienne wrota. Trzeba przyznać, ze całość robiła wrażenie i już niczym nie przypominała losowo ułożonych form skalnych żłobionych przez siły matki natury. Napis, który się nad nimi znajdował wcale nie zachęcał do ich przekroczenia ale jak widać wszelkiego rodzaju ostrzeżenia to woda na młyn dowódców oddziału, ponieważ Ci w iście sprinterskim tempie zdecydowali, że trzeba je przekroczyć. Za przejściem oczywiście niespodzianek ciąg dalszy i zupełna zmiana klimatu, która była miłą odmianą podczas tej wędrówki. Jednak pojawił się też kolejny problem w postaci bariery i to właśnie teraz Kyoto miał nieodparte wrażenie, że wcześniejsze porównanie niebezpieczeństwa do własnego cienia miało jak najbardziej sens.
Padło pytanie. Pierwsza wyrwała się dziwna dziewczyna, która chyba byłą tu za karę by odpokutować jakieś swoje grzechy, ponieważ niczym męczennik zaproponowała, że w ramach wcześniej wspomnianej ofiary może przez barierę przejść. Co prawda nie użyła dokładnie takich słów i argumentów lecz Kyoto tak to przyjął. Następnie dało też się słyszeć kilka przeczących zdań jakoby ktoś miał pjęcie o barierze a taka bezradność trochę irytowała chłopaka. Odczekał jeszcze chwlę po czym poczynił kilka kroków w przód i przemówił:
- Ciężko będzie rozpoznać typ bariery bez jej naruszenia, jednak będzie można śmiało szacować..
- Bariera jest widoczna a sama idea pułapek raczej skupia się na tym by zaskakiwały i były jak najlepiej ukryte. Pozwala to przypuszczać, ze po jej przekroczeniu nic nie zwali nam się na głowę ani też tych głów nam nie zetnie. Przypuszczać można też, że jest to bariera alarmująca tylko co tak na prawdę owy alarm wzbudzi. Można powątpiewać, ze będzie to chakra, skoro przemaszerowało tędy spore wojsko to wątpliwe jest to, ze każdy z nich odznaczałby się solidnymi jej pokładami więc najpewniej będzie to ruch. Z kolei jeśli nie jesteśmy w stanie jej zdjąć to i tak musimy ją przekroczyć ale wtedy też nasza iniltracja powinna raczej zmienić nazwę bo tracimy już naszą anonimowość co do pobytu tutaj.
Słowa wypowiedziane przez Kyoto, nie rozwiązały problemu lecz mogły pozwolić ukierunkowac myslenie niektóych jednostek. Zawsze lepsze to niż rozłożenie bezradnie rąk.
0 x
- Natsume Yuki
- Postać porzucona
- Posty: 1885
- Rejestracja: 11 lut 2015, o 23:22
- Wiek postaci: 31
- Ranga: Nukenin S
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=199
- GG/Discord: 6078035 / Exevanis#4988
- Multikonta: Iwan zza Miedzy
Re: [Event] Wielka wojna
Natsume westchnął ciężko, znowu zresztą. Obecna sytuacja nie zapowiadała się najlepiej, a na dodatek oczekiwanie zaczynało ich powoli dobijać. Przeciwnicy zbliżali się wyjątkowo powoli, śmiejąc się maniakalnie, zupełnie nie zważając na to, że coraz więcej z nich zaczyna padać na śnieg bez życia. Ba, im więcej ich padało, tym bardziej się radowali? Czym oni, do kurwy nędzy, byli? Zachowywali się jak cholerni szaleńcy, wariaci nastawieni na atakowanie wszystkiego, co im się napatoczy, nie zważając na to ilu z nich padnie w procesie szturmu. A najgorsze było to, że wszyscy oni wyglądali na zwykłych cywili... Czyżby wróg posunął się do czegoś tak zwyrodniałego, jak schwytanie bogu ducha winnych mieszkańców i zniszczenie ich umysłów za pomocą genjutsu, trucizny czy jeszcze jakiegoś innego tałatajstwa?
Zaczął oddychać głęboko, czując że powoli narasta w nim gniew. Uczucie, którego dawno nie miał okazji zaznać, mogące zasnuć logiczne myślenie, ale też pozwalające na walkę jak mało kto. Chociaż nie dał po sobie tego poznać i zewnętrznie wciąż zachowywał spokój (i tak by niczego nie zauważyli, zważając że miał maskę), czuł że ktoś tu zaraz będzie musiał zostać przez niego zestrzelony.
Im prędzej się wyładuje, tym szybciej będzie mógł wrócić do poprzedniego, logicznego sposobu funkcjonowania. I chłodnego, spokojnego oceniania sytuacji, czyli tego, czego teraz tak bardzo będzie potrzebował. W trakcie tak dużej bitwy nie będzie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę roztargnienia.
-Gareki-sama, czy mam zaatakować tych z tyłu? Odnoszę wrażenie, że ta szalona agresja tych tutaj jest... spowodowana zachowaniami tamtej grupy.
Miał dodać "skurwieli", ale ugryzł się w język. Takie wyrażenie od razu by zdradziło jego gniew, a nie chciał, by lider Sakki i lider szczepu Ranmaru dowiedzieli się, jak krótki bywa lont Natsumego. A trzeba było przyznać, że był on znacznie krótszy niż u większości Yuki, i wystarczyło niewiele by faktycznie zaczął walczyć za pomocą gniewu, a nie korzystając z spokoju. Młody Kenshi bardzo długo pracował nad tym, by stać się osobnikiem o większej cierpliwości, lecz nie zawsze mu się to udawało.
Wypuścił powoli powietrze z płuc. Ech, cholera. Uspokój się, nie bądź raptusem który musi od razu skakać do nie zawsze właściwych konkluzji.
Nastawił się na misję. Czas ją wykonać. Przeciwnicy nie zamierzali się poddać i byli zagrożeniem, więc trzeba ich wyeliminować. Proste.
-Niech ktoś patrzy czasem na niebo, czy nie spróbują nam zrobić nieprzyjemnej niespodzianki od góry - powiedział głosem bez wyrazu, identycznym jak gdyby mówił o pogodzie. - Musimy zająć się naszymi gośćmi tak, jak Yuki potrafią najlepiej. Zamrozić, czy po prostu wybić? I który cel?
Poczekał na opinię Garekiego. Jeżeli ten stwierdził, że wystarczy przymrożenie, aby wystawić wroga na ostrzał, to podporządkował się i również pomógł w unieruchamianiu celów. Korzystając z techniki klanowej, Hyoton no Jutsu, stara się zamrozić dolne kończyny oponentów, by zatrzymać ich bieg i przerobić ich na łatwy cel dla ich łuczników. Im szybciej, tym lepiej. Cały czas obserwował uważnie pole walki, czasem też rzucając okiem na oddział z tyłu, żeby nie dać się zaskoczyć. Gdyby zaś zauważył jakiś pocisk, od razu chowa się za tarczę jakiegoś żołnierza lub blankę (tego, co jest bliżej). Stara się też ostrzegać w razie zagrożenia.
Jeśli zaś otrzymał polecenie żniw, młodzieniec uśmiechnął się pod maską, stanął w luźnym rozkroku i przyłożył do siebie dłonie. Chakra Hyotonu w formie biało-błękitnej mgiełki zaczęła unosić się z jego ciała, a stojący niedaleko byli w stanie wyczuć lekkie wibracje jego energii duchowej. Złożył sekwencję pięciu pieczęci, po czym stanął w pozycji jak do uderzenia pięścią.
-Kokuryū Bōfūsetsu. Poznajcie smoczą furię!
Poczekał, aż nie będzie wystawiony przy okazji na ostrzał ze strony przeciwnika, po czym machnął pięścią w kierunku nadchodzących agresorów (lub oddziału z tyłu, jeśli Gareki uzna że zaatakowanie ich to dobry pomysł).
-ŌKAMI YO, WAGA TEKI WO KURAE!
Z pięści młodzieńca wystrzelił duży smok z czarnego lodu, poruszający się z dużą prędkością. Stworzenie wyszczerzyło kły i rzuciło się na pierwszego oponenta, czy to z tych poniżej, czy to tych z tyłu, wedle głosu Garekiego (jeśli ten zostawi wybór jemu, postanawia posłać smoka na zwykłą piechotę, lecz z tyłu, by móc w każdej chwili odbić i zaatakować czekających). Zadaniem stworzenia jest wymordowanie jak największej ilości agresorów w jak najkrótszym czasie - łapanie kłami i rzucanie wysoko w powietrze, by zginęli od upadku, rozrywanie na pół, odgryzanie kończyn, rzucanie jednymi w drugich... ot, standardzik przy grupowym mordowaniu.
Niezależnie od taktyki, którą przyjął i którą mu zaproponował jego lider, cały czas stara się zachować oczy szeroko otwarte i obserwować otoczenie, by nie dać się zaskoczyć żadnym pociskiem, pułapką z powietrza czy czymś w tym stylu. Gdyby zaś coś zauważył, stara się odskoczyć lub uniknąć, tak by nie stracić kontaktu ze smokiem / nie przerywać zamrażania (zależnie od tego, co robi).
Zaczął oddychać głęboko, czując że powoli narasta w nim gniew. Uczucie, którego dawno nie miał okazji zaznać, mogące zasnuć logiczne myślenie, ale też pozwalające na walkę jak mało kto. Chociaż nie dał po sobie tego poznać i zewnętrznie wciąż zachowywał spokój (i tak by niczego nie zauważyli, zważając że miał maskę), czuł że ktoś tu zaraz będzie musiał zostać przez niego zestrzelony.
Im prędzej się wyładuje, tym szybciej będzie mógł wrócić do poprzedniego, logicznego sposobu funkcjonowania. I chłodnego, spokojnego oceniania sytuacji, czyli tego, czego teraz tak bardzo będzie potrzebował. W trakcie tak dużej bitwy nie będzie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę roztargnienia.
-Gareki-sama, czy mam zaatakować tych z tyłu? Odnoszę wrażenie, że ta szalona agresja tych tutaj jest... spowodowana zachowaniami tamtej grupy.
Miał dodać "skurwieli", ale ugryzł się w język. Takie wyrażenie od razu by zdradziło jego gniew, a nie chciał, by lider Sakki i lider szczepu Ranmaru dowiedzieli się, jak krótki bywa lont Natsumego. A trzeba było przyznać, że był on znacznie krótszy niż u większości Yuki, i wystarczyło niewiele by faktycznie zaczął walczyć za pomocą gniewu, a nie korzystając z spokoju. Młody Kenshi bardzo długo pracował nad tym, by stać się osobnikiem o większej cierpliwości, lecz nie zawsze mu się to udawało.
Wypuścił powoli powietrze z płuc. Ech, cholera. Uspokój się, nie bądź raptusem który musi od razu skakać do nie zawsze właściwych konkluzji.
Nastawił się na misję. Czas ją wykonać. Przeciwnicy nie zamierzali się poddać i byli zagrożeniem, więc trzeba ich wyeliminować. Proste.
-Niech ktoś patrzy czasem na niebo, czy nie spróbują nam zrobić nieprzyjemnej niespodzianki od góry - powiedział głosem bez wyrazu, identycznym jak gdyby mówił o pogodzie. - Musimy zająć się naszymi gośćmi tak, jak Yuki potrafią najlepiej. Zamrozić, czy po prostu wybić? I który cel?
Poczekał na opinię Garekiego. Jeżeli ten stwierdził, że wystarczy przymrożenie, aby wystawić wroga na ostrzał, to podporządkował się i również pomógł w unieruchamianiu celów. Korzystając z techniki klanowej, Hyoton no Jutsu, stara się zamrozić dolne kończyny oponentów, by zatrzymać ich bieg i przerobić ich na łatwy cel dla ich łuczników. Im szybciej, tym lepiej. Cały czas obserwował uważnie pole walki, czasem też rzucając okiem na oddział z tyłu, żeby nie dać się zaskoczyć. Gdyby zaś zauważył jakiś pocisk, od razu chowa się za tarczę jakiegoś żołnierza lub blankę (tego, co jest bliżej). Stara się też ostrzegać w razie zagrożenia.
Jeśli zaś otrzymał polecenie żniw, młodzieniec uśmiechnął się pod maską, stanął w luźnym rozkroku i przyłożył do siebie dłonie. Chakra Hyotonu w formie biało-błękitnej mgiełki zaczęła unosić się z jego ciała, a stojący niedaleko byli w stanie wyczuć lekkie wibracje jego energii duchowej. Złożył sekwencję pięciu pieczęci, po czym stanął w pozycji jak do uderzenia pięścią.
-Kokuryū Bōfūsetsu. Poznajcie smoczą furię!
Poczekał, aż nie będzie wystawiony przy okazji na ostrzał ze strony przeciwnika, po czym machnął pięścią w kierunku nadchodzących agresorów (lub oddziału z tyłu, jeśli Gareki uzna że zaatakowanie ich to dobry pomysł).
-ŌKAMI YO, WAGA TEKI WO KURAE!
Z pięści młodzieńca wystrzelił duży smok z czarnego lodu, poruszający się z dużą prędkością. Stworzenie wyszczerzyło kły i rzuciło się na pierwszego oponenta, czy to z tych poniżej, czy to tych z tyłu, wedle głosu Garekiego (jeśli ten zostawi wybór jemu, postanawia posłać smoka na zwykłą piechotę, lecz z tyłu, by móc w każdej chwili odbić i zaatakować czekających). Zadaniem stworzenia jest wymordowanie jak największej ilości agresorów w jak najkrótszym czasie - łapanie kłami i rzucanie wysoko w powietrze, by zginęli od upadku, rozrywanie na pół, odgryzanie kończyn, rzucanie jednymi w drugich... ot, standardzik przy grupowym mordowaniu.
Niezależnie od taktyki, którą przyjął i którą mu zaproponował jego lider, cały czas stara się zachować oczy szeroko otwarte i obserwować otoczenie, by nie dać się zaskoczyć żadnym pociskiem, pułapką z powietrza czy czymś w tym stylu. Gdyby zaś coś zauważył, stara się odskoczyć lub uniknąć, tak by nie stracić kontaktu ze smokiem / nie przerywać zamrażania (zależnie od tego, co robi).
Ukryty tekst
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Stopniowo wciąż zbliżali się do celu. Jak na razie szło dobrze. Sprawnie przemierzali tereny wyspy, nie zostali wykryci, ani nie było żadnej wpadki. Zapewne zawdzięczali to wszystko temu Ranmaru, który prowadził ich na czele. Te oczy były tak użyteczne, jak Isei zakładał. Pozwalały na wiele, chociaż w jego przypadku byłyby zbędne. I tak walczył w zwarciu oraz nie zamierzał się ukrywać zazwyczaj. Wcześniejsze dojrzenie przeciwnika to zdolność do przygotowania się, jednak młodzieniec nie czuł, iż potrafiłby wykorzystać potencjał tego doujutsu w pełni. Nie jako samuraj. W każdym razie - im bliżej byli celu, tym bardziej czarnowłosy czuł narastającą w nim ekscytację. Zwyczajnie napięcie rosło i nie było sposobu na rozładowanie go. Isei mimo wszystko starał się zachować trzeźwość umysłu. Nie chciał dać się porwać emocjom i w tym momencie czuł jeszcze, że ma pod kontrolą swoją żywiołową duszę. Jeszcze miał, ale na jak długo? W ferworze walki mógł stracić opanowanie. To wydarzenie będzie prawdziwym testem jego upragnionej osobowości, której trzyma się tak kurczowo.
Zapisane ostrzeżenie niewiele powiedziało samurajowi. Zamknięty zdrajca, czyli Bestia, gdyż to jego baza. Tylko kogo zdradził? Kto go wyklął? Antykreator? Dlaczego go zatem nie pozbawił życia? Było tyle pytań, a odpowiedzi żadnych. Oczywiście większą karą jest wieczne życie w zamknięciu, niż łagodna śmierć. Raczej torturą. Isei poprawił się w myślach. Dalsza cześć napisu wskazywała na to, że niby Bestia potrafi przeciągnąć na swoją stronę każdego, kto ośmieli się wejść na jego teren. Samuraj, gdy żył jeszcze w Daishi, słyszał o rodzie Yamanaka, który potrafił w jakiś sposób wpływać na umysł. Na myślenie też jakoś oddziaływało genjutsu, jednak niestety młodzieniec miał na te tematy wiedzę wyjątkowo znikomą. Chakra była dla niego już wystarczającą zagadką, a co dopiero jej dziwne zastosowania. Czy ostrzeżenie w jakiś sposób wpłynęło na czarnowłosego? Nie, nawet w najmniejszy. Uznał je za zwyczajną przestrogę, aby nikt nie zbliżał się i nie zakłócał spokoju. Odstraszacz na ciekawskich i tyle. Zresztą był wraz z całym oddziałem - nie było czego się obawiać. Odwrót nie wchodził w grę.
Ślady stacjonowania wojsk były oczywiste - w końcu to baza Bestii, więc gdzieś jego armia musiała się znajdować. Bardziej zaskakujące były spore wrota, które niemalże natychmiast zostały otwarte, po wcześniejszej informacji od przewodnika. Oślepiające światło sprawiło, iż Isei natychmiast przymknął oczy. Zmrużył je, odchylił głowę na bok, lecz nadal trzymał dłonie w gotowości do skorzystania z Iaido. Lewa ręka na sayi, a prawa gotowa sięgnąć do tsuki. Wzrok dostosował się do zmiany oświetlenia i okazało się, że zagrożenie jeszcze nie nadeszło. Widok jednak zapierał dech w piersiach. Długi most stworzony jakby z lodu, a pod nim przepaść tak głęboka, że wzrok nie sięgał jej dna. Na końcu przejścia znajdowała się brama w kształcie twarzy potwora... albo i bestii, może nawet samej Bestii. Krwistoczerwona bariera również była widoczna - to właśnie ten dziwny twór blokował doskonały wzrok tamtego Ranmaru. Tamotsu zadał pytanie, zaś Isei milczał. Nie znał się zupełnie na takich sprawach. Dla niego było to równie abstrakcyjne, co niesamowite stworzenia z opowiadań. Wielogłowe węże, skrzydlate jaszczury i fuzje różnych zwierząt. Mniej-więcej w tym samym przedziale. Wiedział o barierze tyle, ile mówiła sama nazwa. Blokowała coś i... i tyle. Samuraj za to znał się na pytaniach jakie można wysunąć. Czy wpuszczała z zewnątrz? Czy wypuszczała od wewnątrz? Czy dotknięcie jej lub zbliżenie się było niebezpieczne? Czy ma swoją granicę? Czy to kopuła, czy kula? I masa innych spraw, które mogły być istotne, ale nie musiały. Równie mocno młodzieniec zastanawiał się nad tą dziurą. Jak głęboka musiała być, że nie widać było dna? Sam most przy niej wydawał się niepewny. Isei miał lekkie obawy, że może zarwać się pod ciężarem całego oddziału. Ewentualnie mógł być obłożony od spodu tymi inskrypcjami, które widział w sklepie z wyposażeniem, w głównej mierze, dla shinobich. Potrafiły one tworzyć eksplozję. Wystarczyło uruchomić je w odpowiednim momencie i cała drużyna złożona z elity oraz żółtodziobów zapewne zginie, nawet nie dosięgając wzrokiem Bestii. Poprawka - on by zginął, gdyż jako samuraj nie miał żadnej możliwości uratowania się. Kto tam wiedział czy shinobi nie ma jakiejś dziwacznej zdolności, która pozwoliłaby mu wytworzyć linę do wspinania się po niej czy skrzydła jak u ptaka. Cokolwiek, co mogłoby uchronić od niechybnej śmierci w czeluściach wyspy.
I wtem z zamyślenia wyrwał go głos, który już kojarzył. To znowu ta dziewczyna. Jak zwykle zaczynała mówić tak, jakby była z zupełnie innego świata. Wyskakiwała z takimi bzdurami, które innym by nie przyszły nawet do głowy. A to opowiedzenie o zdolnościach, a to pytanie o jedzenie, a to robienie z dowódców potworów, którzy skłonni są zabić za byle odezwanie się. Chociaż zapewne po takich słowach przychodziła ochota na wyeliminowanie jej. Śpieszno jej było umierać. Sama się o to prosiła. Widać było. Isei teraz rozumiał dlaczego zachowuje się w tak nieracjonalny sposób. Ona chciała zginąć, ale nie chciała umierać bez sensu, nie chciała sama się zabijać, by nie wyjść na tchórza. Jeżeli przewiniłaby i została zabita, to nie jej wina. Zapewne tak myślała. Samuraj westchnął lekko. Shinobi mieli wyjątkowo nietypowe, bezsensowne oraz idiotyczne podejście do tematów życia oraz śmierci. Brak było w tym logiki, brak uczuć, brak duszy i filozofii. Jakby kierowali się jedynie intuicją. Kolejne słowa nieznajomej lekko zirytowały Iseia. Po co te wszystkie słowa? Nie było to miejsce, nie był to moment, nie byli to ludzie, którzy by się przejmowali jej wewnętrznym kryzysem. Użalała się nad sobą, była depresyjna, czyli jej dusza była chora. Umrzeć, aby chronić innych to dumna i piękna śmierć, ale w tym przypadku to zwykły brak rozsądku.
- Głupia. - odezwał się Isei przerywając ciszę, jaka zapadła po słowach dziewczyny. Nie patrzył na nią i na początku nawet nie zdał sobie sprawy, że wypowiedział to określenie na głos. Kiedy zdał sobie sprawę, to było już za późno. Musiał pociągnąć to dalej. - Wzrok naszego przewodnika jest blokowany przez barierę, więc ciało zapewne również zostanie. Istnieje wiele innych sposobów, aby przetestować czy rzeczywiście miejsce to jest pułapką. Twa ofiara byłaby zbędna. Tak samo jak śmierć. Zbędna i głupia. - po tej wypowiedzi głośno odetchnął. Mógł sobie oszczędzić własne zdanie. Jak chciała umierać, to jej wola. Jednak coś go ruszyło - bezsensowna śmierć nie była na miejscu. Szczególnie, gdy to jej dusza była chora, trawiona przez smutek. Tak zakładał Isei. - Na barierach jednak się nie znam. Wyrazić mogę jedynie swoje zdanie, jeżeli tylko zechcecie mnie wysłuchać. Za pozwoleniem, wydaję mi się, że jeżeli miałaby się tutaj znajdować pułapka, to nie byłaby nią bariera, a ten most. Wystarczy go zniszczyć kiedy wejdziemy na niego, a przynajmniej połowa oddziału zostanie wyeliminowana. Sposobów na zniszczenie jest wiele. To jedynie możliwość, którą należy brać pod uwagę. - dokończył i ukłonił się w formie grzecznościowej przez to, że zajął czas dowódców i może myśli swoimi, możliwe, bzdurami. Nie miał żadnych przesłanek, że gdziekolwiek mogłaby się znajdować pułapka. To było jego luźne przemyślenie, na które i oni mogli wpaść. Chociaż niekoniecznie - widać było, że każdy polegał zbyt bardzo na oczach Ranmaru, a nikt nie jest nieomylny. Isei zwyczajnie obawiał się, iż most pod nimi się zarwie. Śmierć w ten sposób byłaby niegodna samuraja, ani żadnego wojownika. Podstęp to haniebny czyn, jednak należało uważać na niego. W świecie pełnym ninja był on chlebem powszednim. Brak honoru to codzienność, więc samuraj kwestionował nawet otoczenie.
Wypowiedź ciemnoskórego chłopaka z trumną dodawała trochę informacji, lecz nadal były to jedynie przypuszczenia, które do niczego nie zmierzały. Tak samo jak w przypadku Iseia. Mogli jedynie przygotować się na każdą ewentualność, jednak i tak ostatecznie nie upewnią się co się wydarzy, zanim się to wydarzy. Tak już niestety było. Jeżeli jednak znalazł się ktoś, kto na barierach się znał, to sprawa nieco nabierała kolorów. Taki ktoś mógłby rzucić na światło na problem co z pewnością zawęziłoby okręg domysłów. Samuraj postanowił mimo wszystko wciąż być gotowym na atak. Szczególnie teraz, kiedy każdy zastanawiał się nad krwistoczerwoną blokadą. Każdy się rozkojarzył, zatem czarnowłosy wrócił do gotowości. Był nawet przygotowany na ewentualne zawalenie się pod nim podłogi - gdyż obawiał się tego szczególnie. Przeciwnika dało się pokonać, ale coś takiego? Walczyć z naturą się nie dało. Przed nią dało się jedynie bronić. Zatem w razie zarwania się podłoża Isei był gotowy spróbować odbić się od niego na tyle, by doskoczyć do jakiejś ściany i skorzystać z podstawowej techniki ninjutsu, żeby przylgnąć do niej. A w razie ataków oczywiście przygotowany był do użycia Iaido.
Zapisane ostrzeżenie niewiele powiedziało samurajowi. Zamknięty zdrajca, czyli Bestia, gdyż to jego baza. Tylko kogo zdradził? Kto go wyklął? Antykreator? Dlaczego go zatem nie pozbawił życia? Było tyle pytań, a odpowiedzi żadnych. Oczywiście większą karą jest wieczne życie w zamknięciu, niż łagodna śmierć. Raczej torturą. Isei poprawił się w myślach. Dalsza cześć napisu wskazywała na to, że niby Bestia potrafi przeciągnąć na swoją stronę każdego, kto ośmieli się wejść na jego teren. Samuraj, gdy żył jeszcze w Daishi, słyszał o rodzie Yamanaka, który potrafił w jakiś sposób wpływać na umysł. Na myślenie też jakoś oddziaływało genjutsu, jednak niestety młodzieniec miał na te tematy wiedzę wyjątkowo znikomą. Chakra była dla niego już wystarczającą zagadką, a co dopiero jej dziwne zastosowania. Czy ostrzeżenie w jakiś sposób wpłynęło na czarnowłosego? Nie, nawet w najmniejszy. Uznał je za zwyczajną przestrogę, aby nikt nie zbliżał się i nie zakłócał spokoju. Odstraszacz na ciekawskich i tyle. Zresztą był wraz z całym oddziałem - nie było czego się obawiać. Odwrót nie wchodził w grę.
Ślady stacjonowania wojsk były oczywiste - w końcu to baza Bestii, więc gdzieś jego armia musiała się znajdować. Bardziej zaskakujące były spore wrota, które niemalże natychmiast zostały otwarte, po wcześniejszej informacji od przewodnika. Oślepiające światło sprawiło, iż Isei natychmiast przymknął oczy. Zmrużył je, odchylił głowę na bok, lecz nadal trzymał dłonie w gotowości do skorzystania z Iaido. Lewa ręka na sayi, a prawa gotowa sięgnąć do tsuki. Wzrok dostosował się do zmiany oświetlenia i okazało się, że zagrożenie jeszcze nie nadeszło. Widok jednak zapierał dech w piersiach. Długi most stworzony jakby z lodu, a pod nim przepaść tak głęboka, że wzrok nie sięgał jej dna. Na końcu przejścia znajdowała się brama w kształcie twarzy potwora... albo i bestii, może nawet samej Bestii. Krwistoczerwona bariera również była widoczna - to właśnie ten dziwny twór blokował doskonały wzrok tamtego Ranmaru. Tamotsu zadał pytanie, zaś Isei milczał. Nie znał się zupełnie na takich sprawach. Dla niego było to równie abstrakcyjne, co niesamowite stworzenia z opowiadań. Wielogłowe węże, skrzydlate jaszczury i fuzje różnych zwierząt. Mniej-więcej w tym samym przedziale. Wiedział o barierze tyle, ile mówiła sama nazwa. Blokowała coś i... i tyle. Samuraj za to znał się na pytaniach jakie można wysunąć. Czy wpuszczała z zewnątrz? Czy wypuszczała od wewnątrz? Czy dotknięcie jej lub zbliżenie się było niebezpieczne? Czy ma swoją granicę? Czy to kopuła, czy kula? I masa innych spraw, które mogły być istotne, ale nie musiały. Równie mocno młodzieniec zastanawiał się nad tą dziurą. Jak głęboka musiała być, że nie widać było dna? Sam most przy niej wydawał się niepewny. Isei miał lekkie obawy, że może zarwać się pod ciężarem całego oddziału. Ewentualnie mógł być obłożony od spodu tymi inskrypcjami, które widział w sklepie z wyposażeniem, w głównej mierze, dla shinobich. Potrafiły one tworzyć eksplozję. Wystarczyło uruchomić je w odpowiednim momencie i cała drużyna złożona z elity oraz żółtodziobów zapewne zginie, nawet nie dosięgając wzrokiem Bestii. Poprawka - on by zginął, gdyż jako samuraj nie miał żadnej możliwości uratowania się. Kto tam wiedział czy shinobi nie ma jakiejś dziwacznej zdolności, która pozwoliłaby mu wytworzyć linę do wspinania się po niej czy skrzydła jak u ptaka. Cokolwiek, co mogłoby uchronić od niechybnej śmierci w czeluściach wyspy.
I wtem z zamyślenia wyrwał go głos, który już kojarzył. To znowu ta dziewczyna. Jak zwykle zaczynała mówić tak, jakby była z zupełnie innego świata. Wyskakiwała z takimi bzdurami, które innym by nie przyszły nawet do głowy. A to opowiedzenie o zdolnościach, a to pytanie o jedzenie, a to robienie z dowódców potworów, którzy skłonni są zabić za byle odezwanie się. Chociaż zapewne po takich słowach przychodziła ochota na wyeliminowanie jej. Śpieszno jej było umierać. Sama się o to prosiła. Widać było. Isei teraz rozumiał dlaczego zachowuje się w tak nieracjonalny sposób. Ona chciała zginąć, ale nie chciała umierać bez sensu, nie chciała sama się zabijać, by nie wyjść na tchórza. Jeżeli przewiniłaby i została zabita, to nie jej wina. Zapewne tak myślała. Samuraj westchnął lekko. Shinobi mieli wyjątkowo nietypowe, bezsensowne oraz idiotyczne podejście do tematów życia oraz śmierci. Brak było w tym logiki, brak uczuć, brak duszy i filozofii. Jakby kierowali się jedynie intuicją. Kolejne słowa nieznajomej lekko zirytowały Iseia. Po co te wszystkie słowa? Nie było to miejsce, nie był to moment, nie byli to ludzie, którzy by się przejmowali jej wewnętrznym kryzysem. Użalała się nad sobą, była depresyjna, czyli jej dusza była chora. Umrzeć, aby chronić innych to dumna i piękna śmierć, ale w tym przypadku to zwykły brak rozsądku.
- Głupia. - odezwał się Isei przerywając ciszę, jaka zapadła po słowach dziewczyny. Nie patrzył na nią i na początku nawet nie zdał sobie sprawy, że wypowiedział to określenie na głos. Kiedy zdał sobie sprawę, to było już za późno. Musiał pociągnąć to dalej. - Wzrok naszego przewodnika jest blokowany przez barierę, więc ciało zapewne również zostanie. Istnieje wiele innych sposobów, aby przetestować czy rzeczywiście miejsce to jest pułapką. Twa ofiara byłaby zbędna. Tak samo jak śmierć. Zbędna i głupia. - po tej wypowiedzi głośno odetchnął. Mógł sobie oszczędzić własne zdanie. Jak chciała umierać, to jej wola. Jednak coś go ruszyło - bezsensowna śmierć nie była na miejscu. Szczególnie, gdy to jej dusza była chora, trawiona przez smutek. Tak zakładał Isei. - Na barierach jednak się nie znam. Wyrazić mogę jedynie swoje zdanie, jeżeli tylko zechcecie mnie wysłuchać. Za pozwoleniem, wydaję mi się, że jeżeli miałaby się tutaj znajdować pułapka, to nie byłaby nią bariera, a ten most. Wystarczy go zniszczyć kiedy wejdziemy na niego, a przynajmniej połowa oddziału zostanie wyeliminowana. Sposobów na zniszczenie jest wiele. To jedynie możliwość, którą należy brać pod uwagę. - dokończył i ukłonił się w formie grzecznościowej przez to, że zajął czas dowódców i może myśli swoimi, możliwe, bzdurami. Nie miał żadnych przesłanek, że gdziekolwiek mogłaby się znajdować pułapka. To było jego luźne przemyślenie, na które i oni mogli wpaść. Chociaż niekoniecznie - widać było, że każdy polegał zbyt bardzo na oczach Ranmaru, a nikt nie jest nieomylny. Isei zwyczajnie obawiał się, iż most pod nimi się zarwie. Śmierć w ten sposób byłaby niegodna samuraja, ani żadnego wojownika. Podstęp to haniebny czyn, jednak należało uważać na niego. W świecie pełnym ninja był on chlebem powszednim. Brak honoru to codzienność, więc samuraj kwestionował nawet otoczenie.
Wypowiedź ciemnoskórego chłopaka z trumną dodawała trochę informacji, lecz nadal były to jedynie przypuszczenia, które do niczego nie zmierzały. Tak samo jak w przypadku Iseia. Mogli jedynie przygotować się na każdą ewentualność, jednak i tak ostatecznie nie upewnią się co się wydarzy, zanim się to wydarzy. Tak już niestety było. Jeżeli jednak znalazł się ktoś, kto na barierach się znał, to sprawa nieco nabierała kolorów. Taki ktoś mógłby rzucić na światło na problem co z pewnością zawęziłoby okręg domysłów. Samuraj postanowił mimo wszystko wciąż być gotowym na atak. Szczególnie teraz, kiedy każdy zastanawiał się nad krwistoczerwoną blokadą. Każdy się rozkojarzył, zatem czarnowłosy wrócił do gotowości. Był nawet przygotowany na ewentualne zawalenie się pod nim podłogi - gdyż obawiał się tego szczególnie. Przeciwnika dało się pokonać, ale coś takiego? Walczyć z naturą się nie dało. Przed nią dało się jedynie bronić. Zatem w razie zarwania się podłoża Isei był gotowy spróbować odbić się od niego na tyle, by doskoczyć do jakiejś ściany i skorzystać z podstawowej techniki ninjutsu, żeby przylgnąć do niej. A w razie ataków oczywiście przygotowany był do użycia Iaido.
Techniki:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 105%
MNOŻNIKI: Szkoła Taka (+20% Szybkość)
Suma atrybutów fizycznych: 203 PA
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPO:
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Katana - Mugen 無限 (przy lewym boku)
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):Zestaw do czyszczenia ostrzy w drewnianym pudełeczku - Zawiera mosiężny młoteczek, flakonik goździkowego olejku, kulkę proszku polerskiego i bawełnianą tkaninę (schowane w kieszeni).
- Nazwa
- Kinobori no Waza
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Na ciało
- Koszt
- Minimalny, nieodczuwalny
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Kolejna z podstawowych jutsu, które potrafią wykorzystać nawet największe świeżaki spomiędzy ninja. Technika ta pozwala na odpowiednią kontrolę i kumulację chakry w z góry określonym miejscu - tu są to stopy. Dzięki temu shinobi jest w stanie poruszać się po powierzchniach pionowych, a nawet poziomych (tylko w sprzeczności z grawitacją), czyli prościej - po ścianach i sufitach, drzewach, gałęziach, i po czym tylko nam przyjdzie ochota - nie wliczając wody.
Uwaga: Odpowiednio skumulowana chakra w stopach nie wyklucza korzystania z innych technik w trakcie jej używania.
- Nazwa
- Iaidō
- Pieczęci
- Brak
- Zasięg
- Zależy od długości ostrza
- Koszt
- Brak
- Dodatkowe Wysoka szybkość (ok. 80), posiadanie obu rąk, na czas używania techniki otrzymujemy +15 do szybkości
- Opis Technika stanowiąca "podstyl" walki w obrębie Battodo. Jest to umiejętność zadania błyskawicznego ataku z miecza znajdującego się w saya - cięcie może być zarówno horyzontalne, jaki i pionowe, skośne czy też w ogóle nie być cięciem lecz uderzeniem rękojeści, a nawet wykonanie bloku - wszystko to zależy od sytuacji oraz wyszkolenia wojownika.
Praktyk Iaido stawia na rozwiązanie walki w jednym, celnym uderzeniu, które dzięki zastosowaniu tzw. saya-biki (cofnięcia saya), zyskuje ogromną prędkość.
Warunki:
- Cięcia są zadawane z szybkością użytkownika zwiększoną o 15
- By ponownie użyć techniki Iaido należy schować miecz.
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 22
WYTRZYMAŁOŚĆ 50
SZYBKOŚĆ 68 | 81
PERCEPCJA 50
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 105%
MNOŻNIKI: Szkoła Taka (+20% Szybkość)
Suma atrybutów fizycznych: 203 PA
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPO:
- NINJUTSU E
RAITON D
STYLE WALKI 1 (dziedzina D)- Battodo - A
- ---
- ---
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Katana - Mugen 無限 (przy lewym boku)
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):Zestaw do czyszczenia ostrzy w drewnianym pudełeczku - Zawiera mosiężny młoteczek, flakonik goździkowego olejku, kulkę proszku polerskiego i bawełnianą tkaninę (schowane w kieszeni).
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Wydawało jej się, że czas stanął w miejscu. Wydawało jej się, że postawiła już z 10 kroków, a nadal była w tym samym miejscu... mając wątpliwości.Owszem, wiedziała ile mają po swojej stronie ludzi, ale śmierć nigdy nie była czymś z czego można było się cieszyć. Szczególnie w perspektywie jej wielkiej ilości. Słyszała wszystko jakby zza wielkiej wodnej bańki, ale zaraz po chwili coś ją wyrwało z tego stanu. Był to głos lidera Hoshigaki, który była naprawdę dobrym koordynatorem tego syfu. Musiała przyznać, że Zangetsu-san, mając takiego sojusznika, na pewno mógł lżej odetchnąć. Atak miał rozpocząć się po przebiciu baniek przez wroga. Spodziewała się łuczników, ale widok przebitych strzałą baniek był dla niej jakiś dziwnie zaskakujący. Byli przecież na wojnie shinobi, więc można było się spodziewać, że wypuszczą w ich stronę salwę technik. Z drugiej stroni oni szli z tarczami, więc czuła się jak zwykły cywil, który podąża na wojnę. Nie czuła się bezpiecznie, ale co mogła teraz zrobić? Trzymając się blisko Seikiego, odnalazła tarczownika, za którym mogła się schować. Wiedziała, że jej zdolność klanowa raczej ją ochroni, jednak instynkt wziął górę. Poza tym, lepiej nie marnować chakry tak po prostu.
Nagle usłyszała ogromny huk, poczuła wibracje ziemi, a następnie krzyki. Krzyki kogoś z ich strony. Obejrzała się w tamtą stronę, szukając źródła, ale niestety mało co to dało. Tłum szedł dalej, jakby liderzy nie przejmowali się tym. Jakby była to mała ofiara, którą są w stanie ponieść za atak. Zacisnęła wargę i pięści. Jeśli się teraz cofnie, zostanie zdeptana przez żołnierzy. Teraz można było już podążać tylko na przód. Niestety póki nie podejdą bliżej zmuszeni będą chować się za tarczownikami. Nie chciała być pierwszym mięsem armatnim. Była tylko niedoświadczonym uczniem. Z przodu podążał ich lider, który z pewnością już rwał się do walki. Jak wszyscy Hoozuki lubił rywalizować i walczyć, dlatego z pewnością czuł się dobrze. Była gotowa. Przemogła w głowie wszystkie złe myśli i niemal z czystą głową mogła wejść na pole i walczyć. Da z siebie wszystko, a po tym całym bajzlu w końcu odpocznie. Razem ze swoim kompanem we własnej wiosce. Taki był jej plan.
Nagle usłyszała ogromny huk, poczuła wibracje ziemi, a następnie krzyki. Krzyki kogoś z ich strony. Obejrzała się w tamtą stronę, szukając źródła, ale niestety mało co to dało. Tłum szedł dalej, jakby liderzy nie przejmowali się tym. Jakby była to mała ofiara, którą są w stanie ponieść za atak. Zacisnęła wargę i pięści. Jeśli się teraz cofnie, zostanie zdeptana przez żołnierzy. Teraz można było już podążać tylko na przód. Niestety póki nie podejdą bliżej zmuszeni będą chować się za tarczownikami. Nie chciała być pierwszym mięsem armatnim. Była tylko niedoświadczonym uczniem. Z przodu podążał ich lider, który z pewnością już rwał się do walki. Jak wszyscy Hoozuki lubił rywalizować i walczyć, dlatego z pewnością czuł się dobrze. Była gotowa. Przemogła w głowie wszystkie złe myśli i niemal z czystą głową mogła wejść na pole i walczyć. Da z siebie wszystko, a po tym całym bajzlu w końcu odpocznie. Razem ze swoim kompanem we własnej wiosce. Taki był jej plan.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Atmosfera gęstniała i dało się to wyraźnie poczuć idąc pośród setek jeśli nie tysięcy innych, zdenerwowanych osób należących do tej wielkiej armii. Idąc krok w krok z Saiką, obserwowałem powoli zbliżający się cel naszego ataku czyli fortecę Yukich. Nie wiedziałem jeszcze jak ktoś taki jak ja mógłby przydać się w tej walce ale wiedziałem, że muszę trzymać się blisko Saiki, a wtedy będziemy mieli większe szanse na przeżycie.
Komenda dotycząca baniek zwróciła moją szczególną uwagę, dlatego uważnie obserwowałem ich lot. Dopiero po chwili domyśliłem się, jaki był cel tego zabiegu i faktycznie zdawał się on logiczny. Byłem po wrażeniem tego, jak ta wielka armia jest prowadzona jednak ten krótki podziw został szybko przerwany przez potężne uderzenie z lewej strony. Odruchowo spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem coś co przeraziło mnie nie na żarty. Ogromne, metalowe kule dosłownie rozgniotły część naszych sojuszników i splamiły ich krwią czysty śnieg tej ziemi. Wśród zabitych widziałem swoich pobratymców co wzburzyło moją krew i nakazywało ruszyć w tamtą stronę by znaleźć odpowiedzialnego za ten atak. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu., kiedy grad strzał nadlatujących z fortecy zaczął przecinać niebo wydając kolejny, przerażający dźwięk. Szybko posłuchałem wcześniej wydanych rozkazów i dobiegłem do najbliższego człowieka dzierżącego tarczę po czym przylgnąłem do niego chowając się przed nadlatującym atakiem.
Strach który narastał do tej pory w mojej głowie, powoli zaczął przekształcać się w zwykłe zdenerwowanie, a następnie w złość za to co zostało uczynione moim sojusznikom. Stawiałem coraz pewniejsze kroki i zacząłem nasłuchiwać i obserwować kiedy grad strzał całkowicie opadnie na ziemię. W międzyczasie, ciągle schowany za tarczą zacząłem składać pieczęci (Smok → Tygrys → Zając) przygotowując się tym samym do wykonania wodnej techniki Suiton: Mizurappa. Po opadnięciu strzał, miałem zamiar ostrożnie wyjrzeć spod tarczy i ocenić sytuację. Musiałem wiedzieć czy nadlatuje kolejna salwa i jak daleko jesteśmy od fortecy. Swojej techniki chciałem użyć albo do zestrzelenia nadlatujących kolejnych strzał łuczników, albo do zestrzelenia ich samych z murów o ile będziemy już wystarczająco blisko by strumień wody mógł ich dosięgnąć.
Saika! Przypilnuj przez moment naszych pleców i boków! Najwyraźniej coś dla nas przygotowali! - krzyknąłem do oddalonej nieznacznie koleżanki, bojąc się o to, że znowu zostaniemy zaskoczeni jakimś niespodziewanym i bardzo groźnym atakiem. Saika była silna i z pewnością dałaby radę osłonić mnie przed czymkolwiek, bym wtedy ja mógł użyć swojej techniki.
W przypadku gdy nie będą nadlatywały żadne strzały a mury będą jeszcze zbyt daleko, nie użyję swojej techniki Suiton by nie marnować chakry.
Komenda dotycząca baniek zwróciła moją szczególną uwagę, dlatego uważnie obserwowałem ich lot. Dopiero po chwili domyśliłem się, jaki był cel tego zabiegu i faktycznie zdawał się on logiczny. Byłem po wrażeniem tego, jak ta wielka armia jest prowadzona jednak ten krótki podziw został szybko przerwany przez potężne uderzenie z lewej strony. Odruchowo spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem coś co przeraziło mnie nie na żarty. Ogromne, metalowe kule dosłownie rozgniotły część naszych sojuszników i splamiły ich krwią czysty śnieg tej ziemi. Wśród zabitych widziałem swoich pobratymców co wzburzyło moją krew i nakazywało ruszyć w tamtą stronę by znaleźć odpowiedzialnego za ten atak. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu., kiedy grad strzał nadlatujących z fortecy zaczął przecinać niebo wydając kolejny, przerażający dźwięk. Szybko posłuchałem wcześniej wydanych rozkazów i dobiegłem do najbliższego człowieka dzierżącego tarczę po czym przylgnąłem do niego chowając się przed nadlatującym atakiem.
Strach który narastał do tej pory w mojej głowie, powoli zaczął przekształcać się w zwykłe zdenerwowanie, a następnie w złość za to co zostało uczynione moim sojusznikom. Stawiałem coraz pewniejsze kroki i zacząłem nasłuchiwać i obserwować kiedy grad strzał całkowicie opadnie na ziemię. W międzyczasie, ciągle schowany za tarczą zacząłem składać pieczęci (Smok → Tygrys → Zając) przygotowując się tym samym do wykonania wodnej techniki Suiton: Mizurappa. Po opadnięciu strzał, miałem zamiar ostrożnie wyjrzeć spod tarczy i ocenić sytuację. Musiałem wiedzieć czy nadlatuje kolejna salwa i jak daleko jesteśmy od fortecy. Swojej techniki chciałem użyć albo do zestrzelenia nadlatujących kolejnych strzał łuczników, albo do zestrzelenia ich samych z murów o ile będziemy już wystarczająco blisko by strumień wody mógł ich dosięgnąć.
Saika! Przypilnuj przez moment naszych pleców i boków! Najwyraźniej coś dla nas przygotowali! - krzyknąłem do oddalonej nieznacznie koleżanki, bojąc się o to, że znowu zostaniemy zaskoczeni jakimś niespodziewanym i bardzo groźnym atakiem. Saika była silna i z pewnością dałaby radę osłonić mnie przed czymkolwiek, bym wtedy ja mógł użyć swojej techniki.
W przypadku gdy nie będą nadlatywały żadne strzały a mury będą jeszcze zbyt daleko, nie użyję swojej techniki Suiton by nie marnować chakry.
- Nazwa
- Suiton: Mizurappa
- Pieczęci
- Smok → Tygrys → Zając
- Zasięg Max.
- 20 metrów
- Koszt
- E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3%
- Dodatkowe
- Brak dodatkowych wymagań
- Opis Niezbyt skomplikowane jutsu, będące wodną wersją techniki Katon: Goukakyuu no Jutsu. Użytkownik wytwarza wewnątrz swojego ciała dużą ilość wody, a następnie wystrzeliwuje ją pod ogromnym ciśnieniem w kierunku przeciwnika. Technika sama w sobie jest dosyć łopatologiczna, za to skuteczna - może zadać dość dobre obrażenia, jeżeli przeciwnik nie jest daleko. Kolejnym plusem jest to, że wytwarzamy w ten sposób wodę, której możemy użyć do innych technik!
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Cała ta wyprawa póki co mogła zostać oceniona jako bułka z masłem. Naprawdę. Udało się im ominąć bodajże główne siły wroga, które zmierzały w kierunku miejsca z którego wyruszyli. Nie napotkali niczego więcej. Ba! Nawet był czas na luźne pogawędki z nowym-starym znajomym zależy jak interpretować jego relację z Murai'em. No właśnie. Stanowił on swojego rodzaju zagadkę, ale można było wywnioskować że nie jest szczególnie agresywny sam z siebie. Chociaż kto tam wie. Może również go badał i nie był pewien co do jego możliwości? Jakby nie patrzeć Shinji emanował dosyć sporą pewnością siebie, znacznie większą niż pozwalała na to jego obecna siła. Miał okazję podziwiać przez chwilę umiejętności niciowca i wnioskując po szybkości ruchów nie miał z nim na obecny moment żadnych szans. Można by próbować tłumaczyć się mylną oceną sytuacji, ale nie w tym wypadku. Oglądał całe starcie przy pomocy cholernego Sharingana. O ile zwykłe oczy mogły okazać się czasami zwodnicze to nie te. Nie było nawet takiej możliwości.
- Cóż jak nie chcesz to nie. Przecież nie będę cię zmuszał. Byłem po prostu ciekawy jak to ja, a nie ukrywam, że twoje umiejętności są lekko nietypowe. Obiły mi się co prawda pewne pogłoski o czymś naprawdę dziwnym, ale nie sądziłem że posuwa się to aż tak daleko. Dobrze, że jesteśmy po tej samej stronie barykady. Mam nadzieję, że będziemy sobie pomagać co? Nie wiadomo co znajdziemy w środku, a chyba możemy sobie zaufać skoro braliśmy już udział w jednej wojnie i ani ty, ani ja nie wbiliśmy sobie kosy pod żebra.
Był całkowicie spokojny, mówił to bez większej ekscytacji, ale dało się wyczuć w głosie lekką nutkę ciepła. Tak to było chyba najbardziej trafne określenie tego jak to wyglądało. Pamiętał także o dyskrecji. Wszystko zostało wypowiedziane szeptem tak by niepowołani odbiorcy nawet nie mogli myśleć o dowiedzeniu się co jest tematem konwersacji. Warto wspomnieć, że Shinji szanował Murai'a gdyż zdawał się on reprezentować całkiem podobne podejście do niego chociaż nie wynikało to z ogólnej wiedzy. Po prostu obserwacji. Wolał nie wyjawiać dookoła swoich sekretów oraz dbał na dobrą sprawę o własne cztery litery. To drugie objawiło się podczas wojny gdy miał całkowicie gdzieś rannych, chciał po prostu zaleczyć ranne serce. Nutka dobrego taktu nakazywała jednak nie dopytywać się przynajmniej na razie czym dokładnie były dla niego owe serce skoro o nie tak dbał. Nie był z pewnością zwykłym człowiekiem w końcu kto wyjmuje tak istotny narząd na zewnątrz, każe go zaleczyć i wsadza z powrotem. Następnie idzie do martwej osoby i zabiera jej. Z jakiegoś powodu wszystko kręciło się właśnie wokół nich.
W międzyczasie zdążyła ich ogarnąć ciemność spowijająca dosłownie wszystko dookoła. W normalnej sytuacji unikałby tego typu miejsc aczkolwiek ufał, że ich przewodnik wie co robi. Skoro był w stanie wykryć maszerującą armię i ją wymanewrować to ewentualną pułapkę także powinien być w stanie wykryć. Sama podróż nawet w ciemności nie stanowiła niczego pasjonującego. Ot ukryta prawda o tym jak wyglądają wojny. Bitwa to tylko niewielki odcinek tego wszystkiego. Największą część stanowi stałe przemieszczanie się w miarę możliwości próba zajęcie faworyzującego nas miejsca. Mieliśmy tu nieco odmienną sytuację aczkolwiek to wszystko było aż nazbyt podejrzane. Trudno byłoby uwierzyć, że absolutnie nikt nie pilnuje tego miejsca. Co prawda widać było oznaki obozowania przynajmniej części armii, ale naprawdę nie założyliby nawet możliwości podjęcia tego typu działań ofensywnych? Coś tu śmierdziało i to mocno. Przed wejściem do tej przeklętej ciemności spróbował usłyszeć to o czym rozmawiało dowództwo. Rzucił się także napis wyryty na skale. Nie przyłożył do niego większej wagi, aczkolwiek potem miał wziąć udział w jego rozważaniach. Jakich? Na temat bariery, który ujrzeli po przekroczeniu ogromnych wrót...
Po oczach uderzyło wszystkich bez wyjątku dosyć intensywne światło. Przez ich przystosowanie do ciemności można to było porównać do oślepienia bo tak w istocie było. Instynktowną reakcją wydało się zasłonięcie ich przy pomocy dłoni i tak też uczynił. Nie myślał o tym po prostu się stało. Mimo to malutkie promyki przebijały się, ale nie wywoływało to aż takiego "bólu". Trudno to przyrównać do zwykłego. Po prostu bardzo nieprzyjemne uczucie, którego każdy doświadczył kilka razy w życiu, gdy pośród absolutnej ciemności nagle pojawiło się światło dziwnym trafem skierowane w oczy. Po upływie około 60 sekund wzrok zdołał przyzwyczaić się przyzwyczaić całkowicie do nowego oświetlenia. Być może było to nieco lekkomyślne, ale spróbował się przecisnąć na początek formacji tak by znaleźć się blisko dowództwa. Mimo wszystko nie był tu dla samej walki chociaż ta stanowiła nieodzowną część misji. Jak musiał zgłosić Krukom przebieg wszystkiego co tu się stanie. Nie ważne czy byli tu także inni wolał mieć pewność, że nic go nie ominie. O ile z początku zatrzymała go obecność Murai'a to miał przeczucie, że bariera może stanowić lekki problem i być może na coś się przyda. Lekko durne podejście prawda? Zdawać by się mogło że tak, ale należy tu pamiętać o jednej bardzo istotnej kwestii. Shinji może i nie był na obecny moment wybitnym wojownikiem, ani nie posiadał nie wiadomo jakiej wiedzy. Nadal jednak był cholernym Uchiha i to nie totalną płotką tylko z w pełni rozwiniętym Sharinganem, który potrafił dosłownie czytać techniki niczym książki.
Zgodne z oczekiwaniami nie olali bariery, a stała się ona całkiem interesującym tematem dyskusji. Kto by się spodziewał? Pierwszą osobą, która wyrwała się z szeregu była dziewczyna znana już całej ekipie z wyjawienia sekretów Dojutsu klanu Ranmaru oraz głupiej prośby o to czy mogą lekko opóźnić wymarsz bo jest głodna. To nie był pierdolony koncert życzeń, a mimo wszystko musieli jej wysłuchać. Tak więc rozpoczęła się jej mowa. On wykorzystał ten czas w konstruktywny sposób. Zamiast wyrywać się z szeregu dopchał się na sam początek kolumny gdzie mógł widzieć całe zajście. Co zaproponowała? Chciała się poświęcić i zobaczyć czym jest bariera, ewentualnie aktywować jakąś pułapkę. Plan jak plan tym razem nie uznawał tego za pajacerkę tylko realną propozycję. Takowego zdania nie był samuraj, który próbował odwieźć dowództwo jeśli rozważało możliwość poświęcenia jednej osoby by sprawdzić czym to jest. Stwierdził, że pułapką byłby most i faktycznie to także mogło być realne zagrożenie. Wyglądał solidnie, ale kto wie czy nie ma pod nim nalepionych wybuchowych notek. Poczekał gdyż mu się nie śpieszyło na to aż także i on skończy swoją kwestię i dopiero zaczął sam.
- Witam szanowne dowództwo.
Lekko się ukłonił, ale bez szczególnej przesady. Chciał okazać jedynie w ten sposób szacunek do osób stojących wyżej w hierarchii. Często to olewał, aczkolwiek tym razem postanowił inaczej.
- Specem od barier nie jestem, ale posiadam zdolności, które mogłyby powiedzieć nam coś na temat bariery. Pewności nie będzie, ale lepiej spróbować niż potem pluć sobie w brodę. Sposób nieinwazyjny dojutsu zwane Sharinganem. Co do przedmówców także uważam, że bardziej prawdopodobne jest to, że most będzie pułapką, ale samo puszczenie kogoś przodem jeśli nie uda się nam ustalić czym dokładnie jest ta bariera mogłoby okazać się dobrym pomysłem. Na dobrą sprawę może działać tak, że w przypadku zetknięcia z kimś nieautoryzowanym most się zawala. Może także po prostu blokować przejście albo zadawać obrażenia przy dotyku. Najlepiej byłoby jej dotknąć jakąś kataną czy czymś w tym rodzaju jeśli nie uda się nam nic ustalić. Istnieje także trzecia opcja, najbardziej niepokojąca.
Tutaj przełknął ślinę i kontynuował.
- Jakiś kawałek wcześniej znajdował się napis: "W górze zamknięty zdrajca, poprzez krew na zawsze wyklęty. Kto wejść się ośmieli ten sobą nie pozostanie, a jego sługą się stanie". Z pewną dozą prawdopodobieństwa można założyć, że może to być pewnego rodzaju genjutsu, ale to powinienem być w stanie zauważyć.
Jeśli dowództwo wyraziło zgodę oczy Shinji'ego zmieniły swój wygląd na nieco specyficzny. Powinno to pozwolić przynajmniej na rozpoznanie czy ma ona jakiś związek z naturami chakry, czy jest to ninjutsu. Ewentualny związek z genjutsu teoretycznie powinien zostać także ujawniony. Były to rzecz jasna jedynie pobożne życzenia. Równie dobrze dokładna inspekcja mogła nie dać całkowicie nic. Tak samo jak i zagrożenie ze strony bariery mogło nie istnieć, a pułapka na moście była jedynie ich wyobraźnią płatającą figle pod wpływem zagrożenie, które mogło czyhać praktycznie wszędzie. Jeśli coś znalazł to rzecz jasna zakomunikował swoje odkrycie jeśli nie to trudno. Pozostało czekać na to co się stanie. Być może znajdował się tu jakiś spec od barier a oni tylko marnują czas? Kto wie.
Chakra i techniki:
Karta postaci:
ZDOLNOŚCI
TECHNIKI
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE :
- Cóż jak nie chcesz to nie. Przecież nie będę cię zmuszał. Byłem po prostu ciekawy jak to ja, a nie ukrywam, że twoje umiejętności są lekko nietypowe. Obiły mi się co prawda pewne pogłoski o czymś naprawdę dziwnym, ale nie sądziłem że posuwa się to aż tak daleko. Dobrze, że jesteśmy po tej samej stronie barykady. Mam nadzieję, że będziemy sobie pomagać co? Nie wiadomo co znajdziemy w środku, a chyba możemy sobie zaufać skoro braliśmy już udział w jednej wojnie i ani ty, ani ja nie wbiliśmy sobie kosy pod żebra.
Był całkowicie spokojny, mówił to bez większej ekscytacji, ale dało się wyczuć w głosie lekką nutkę ciepła. Tak to było chyba najbardziej trafne określenie tego jak to wyglądało. Pamiętał także o dyskrecji. Wszystko zostało wypowiedziane szeptem tak by niepowołani odbiorcy nawet nie mogli myśleć o dowiedzeniu się co jest tematem konwersacji. Warto wspomnieć, że Shinji szanował Murai'a gdyż zdawał się on reprezentować całkiem podobne podejście do niego chociaż nie wynikało to z ogólnej wiedzy. Po prostu obserwacji. Wolał nie wyjawiać dookoła swoich sekretów oraz dbał na dobrą sprawę o własne cztery litery. To drugie objawiło się podczas wojny gdy miał całkowicie gdzieś rannych, chciał po prostu zaleczyć ranne serce. Nutka dobrego taktu nakazywała jednak nie dopytywać się przynajmniej na razie czym dokładnie były dla niego owe serce skoro o nie tak dbał. Nie był z pewnością zwykłym człowiekiem w końcu kto wyjmuje tak istotny narząd na zewnątrz, każe go zaleczyć i wsadza z powrotem. Następnie idzie do martwej osoby i zabiera jej. Z jakiegoś powodu wszystko kręciło się właśnie wokół nich.
W międzyczasie zdążyła ich ogarnąć ciemność spowijająca dosłownie wszystko dookoła. W normalnej sytuacji unikałby tego typu miejsc aczkolwiek ufał, że ich przewodnik wie co robi. Skoro był w stanie wykryć maszerującą armię i ją wymanewrować to ewentualną pułapkę także powinien być w stanie wykryć. Sama podróż nawet w ciemności nie stanowiła niczego pasjonującego. Ot ukryta prawda o tym jak wyglądają wojny. Bitwa to tylko niewielki odcinek tego wszystkiego. Największą część stanowi stałe przemieszczanie się w miarę możliwości próba zajęcie faworyzującego nas miejsca. Mieliśmy tu nieco odmienną sytuację aczkolwiek to wszystko było aż nazbyt podejrzane. Trudno byłoby uwierzyć, że absolutnie nikt nie pilnuje tego miejsca. Co prawda widać było oznaki obozowania przynajmniej części armii, ale naprawdę nie założyliby nawet możliwości podjęcia tego typu działań ofensywnych? Coś tu śmierdziało i to mocno. Przed wejściem do tej przeklętej ciemności spróbował usłyszeć to o czym rozmawiało dowództwo. Rzucił się także napis wyryty na skale. Nie przyłożył do niego większej wagi, aczkolwiek potem miał wziąć udział w jego rozważaniach. Jakich? Na temat bariery, który ujrzeli po przekroczeniu ogromnych wrót...
Po oczach uderzyło wszystkich bez wyjątku dosyć intensywne światło. Przez ich przystosowanie do ciemności można to było porównać do oślepienia bo tak w istocie było. Instynktowną reakcją wydało się zasłonięcie ich przy pomocy dłoni i tak też uczynił. Nie myślał o tym po prostu się stało. Mimo to malutkie promyki przebijały się, ale nie wywoływało to aż takiego "bólu". Trudno to przyrównać do zwykłego. Po prostu bardzo nieprzyjemne uczucie, którego każdy doświadczył kilka razy w życiu, gdy pośród absolutnej ciemności nagle pojawiło się światło dziwnym trafem skierowane w oczy. Po upływie około 60 sekund wzrok zdołał przyzwyczaić się przyzwyczaić całkowicie do nowego oświetlenia. Być może było to nieco lekkomyślne, ale spróbował się przecisnąć na początek formacji tak by znaleźć się blisko dowództwa. Mimo wszystko nie był tu dla samej walki chociaż ta stanowiła nieodzowną część misji. Jak musiał zgłosić Krukom przebieg wszystkiego co tu się stanie. Nie ważne czy byli tu także inni wolał mieć pewność, że nic go nie ominie. O ile z początku zatrzymała go obecność Murai'a to miał przeczucie, że bariera może stanowić lekki problem i być może na coś się przyda. Lekko durne podejście prawda? Zdawać by się mogło że tak, ale należy tu pamiętać o jednej bardzo istotnej kwestii. Shinji może i nie był na obecny moment wybitnym wojownikiem, ani nie posiadał nie wiadomo jakiej wiedzy. Nadal jednak był cholernym Uchiha i to nie totalną płotką tylko z w pełni rozwiniętym Sharinganem, który potrafił dosłownie czytać techniki niczym książki.
Zgodne z oczekiwaniami nie olali bariery, a stała się ona całkiem interesującym tematem dyskusji. Kto by się spodziewał? Pierwszą osobą, która wyrwała się z szeregu była dziewczyna znana już całej ekipie z wyjawienia sekretów Dojutsu klanu Ranmaru oraz głupiej prośby o to czy mogą lekko opóźnić wymarsz bo jest głodna. To nie był pierdolony koncert życzeń, a mimo wszystko musieli jej wysłuchać. Tak więc rozpoczęła się jej mowa. On wykorzystał ten czas w konstruktywny sposób. Zamiast wyrywać się z szeregu dopchał się na sam początek kolumny gdzie mógł widzieć całe zajście. Co zaproponowała? Chciała się poświęcić i zobaczyć czym jest bariera, ewentualnie aktywować jakąś pułapkę. Plan jak plan tym razem nie uznawał tego za pajacerkę tylko realną propozycję. Takowego zdania nie był samuraj, który próbował odwieźć dowództwo jeśli rozważało możliwość poświęcenia jednej osoby by sprawdzić czym to jest. Stwierdził, że pułapką byłby most i faktycznie to także mogło być realne zagrożenie. Wyglądał solidnie, ale kto wie czy nie ma pod nim nalepionych wybuchowych notek. Poczekał gdyż mu się nie śpieszyło na to aż także i on skończy swoją kwestię i dopiero zaczął sam.
- Witam szanowne dowództwo.
Lekko się ukłonił, ale bez szczególnej przesady. Chciał okazać jedynie w ten sposób szacunek do osób stojących wyżej w hierarchii. Często to olewał, aczkolwiek tym razem postanowił inaczej.
- Specem od barier nie jestem, ale posiadam zdolności, które mogłyby powiedzieć nam coś na temat bariery. Pewności nie będzie, ale lepiej spróbować niż potem pluć sobie w brodę. Sposób nieinwazyjny dojutsu zwane Sharinganem. Co do przedmówców także uważam, że bardziej prawdopodobne jest to, że most będzie pułapką, ale samo puszczenie kogoś przodem jeśli nie uda się nam ustalić czym dokładnie jest ta bariera mogłoby okazać się dobrym pomysłem. Na dobrą sprawę może działać tak, że w przypadku zetknięcia z kimś nieautoryzowanym most się zawala. Może także po prostu blokować przejście albo zadawać obrażenia przy dotyku. Najlepiej byłoby jej dotknąć jakąś kataną czy czymś w tym rodzaju jeśli nie uda się nam nic ustalić. Istnieje także trzecia opcja, najbardziej niepokojąca.
Tutaj przełknął ślinę i kontynuował.
- Jakiś kawałek wcześniej znajdował się napis: "W górze zamknięty zdrajca, poprzez krew na zawsze wyklęty. Kto wejść się ośmieli ten sobą nie pozostanie, a jego sługą się stanie". Z pewną dozą prawdopodobieństwa można założyć, że może to być pewnego rodzaju genjutsu, ale to powinienem być w stanie zauważyć.
Jeśli dowództwo wyraziło zgodę oczy Shinji'ego zmieniły swój wygląd na nieco specyficzny. Powinno to pozwolić przynajmniej na rozpoznanie czy ma ona jakiś związek z naturami chakry, czy jest to ninjutsu. Ewentualny związek z genjutsu teoretycznie powinien zostać także ujawniony. Były to rzecz jasna jedynie pobożne życzenia. Równie dobrze dokładna inspekcja mogła nie dać całkowicie nic. Tak samo jak i zagrożenie ze strony bariery mogło nie istnieć, a pułapka na moście była jedynie ich wyobraźnią płatającą figle pod wpływem zagrożenie, które mogło czyhać praktycznie wszędzie. Jeśli coś znalazł to rzecz jasna zakomunikował swoje odkrycie jeśli nie to trudno. Pozostało czekać na to co się stanie. Być może znajdował się tu jakiś spec od barier a oni tylko marnują czas? Kto wie.
Chakra i techniki:
- Chakra
- 102% - 3% = 99%
- Nazwa
- Sharingan: San Tomoe
- Środkowy i ostatni powszechnie znany poziom Sharingana - powyżej niego sięgają już bardzo nieliczni. Na tej randze Uchiha staje się niezwykle niebezpiecznym przeciwnikiem. Po pierwsze, znacząco rośnie jego możliwość kopiowania jutsu. Nie tylko może on kopiować praktycznie wszystkie jutsu i wykonywać je jednocześnie z wrogiem - wygląda to tak, jakby czytał on w jego myślach. Miażdżąco rośnie jego percepcja, a na dodatek zyskuje on możliwość wejścia do umysłu Jinchuriki, a tym samym dowiedzenia się za czym stoi jego niezwykła siła.
- Możliwości
- Widzenie i szacowanie chakry przeciwnika - brak takiej możliwości przez obiekty
- Dostrzeganie obiektów niewidocznych gołym okiem - np. cienkie żyłki
- Rozpoznawanie genjutsu
- Wejście do umysłu Jinchuuriki - na krótki moment, możemy zobaczyć demona
- Odróżnianie klonów od oryginału - Klony rangi B w dół
- Bonus atrybutów - percepcja użytkownika rośnie o 60 punktów
- Kopiowanie technik - Można kopiować wszystkie widziane techniki (oprócz innych KG i Hijutsu oraz wspomagających rangi S) i wykonywać je w tym samym momencie co przeciwnik.
- Możliwość przełamania słabszych genjutsu - Przełamanie odbywa się tak samo jak przy pomocy Kai. Nie wymaga jednak złożonej pieczęci, a bonus do konsekwencji wynosi +50.
- Wymagania
- Przebudzenie, w przypadku misji minimum A, dziedzina klanowa D.
- Koszt
- E: 8% | D: 6% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: niezauważalne (1/2 podtrzymanie)
ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Sharingan: San Tomoe
NATURA CHAKRY: Katon
STYLE WALKI:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
MNOŻNIKI STAŁE:
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100% + 2% = 102%
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NATURA CHAKRY: Katon
STYLE WALKI:
- Kenjutsu Chanbara
- Wrodzona -
- Nabyta -
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- Siła: 11
Wytrzymałość: 25
Szybkość: 41
Percepcja: 41 (101)
Psychika: 1
Konsekwencja: 11
MNOŻNIKI STAŁE:
- Wytrzymałość +2% do chakry
- Sharingan: San Tomoe +60 do percepcji
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100% + 2% = 102%
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
- Ninjutsu - Ranga E
- Klanowe - Ranga B
- Katon - Ranga B
- Kenjutsu - Ranga C
TECHNIKI
Ninjutsu:
- Ranga E:
- Bunshin no Jutsu - 3%
- Henge no Jutsu - 3%
- Kai - Brak
- Kawarimi no Jutsu - 3%
- Kinobori no Waza - Minimalny, nieodczuwalny
- Suimen Hokō no Waza - Minimalny, nieodczuwalny
- Nawanuke no Jutsu - 3%
- Ranga D:
- Kaengiri - 3%
- Fūma Ninken - Brak
- Chanbara - Pasywna
- Ranga D:
- Katon: Hōsenka no Jutsu - 4% (od pocisku)
- Ranga C:
- Katon: Gōkakyū no Jutsu - 7% za 10m (mała) | 14% za 25m (duża)
- Katon: Kasumi Enbu no Jutsu - 7%
- Katon: Endan - 7%
- Katon: Ryūka no Jutsu - 7%
- Katon: Kaen Senpū - 7%
- Ranga B:
- Katon: Dai Endan - 15%
- Katon: Hibashiri - 15% (5% za turę)
- Katon: Furemasu (WT) - 4%
- Katon: Benijigumo - 15%
- Katon: Haisekishō - 15%
- Katon: Netsu - 15% (1/2 na turę)
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE :
- Katana w pochwie na broń przypięta do pasa
- Torba na broń I z tyłu, przypięta do pasa z lewej strony pleców
- Torba na broń II z tyłu, przypięta do pasa z prawej strony pleców
- Kabura na broń, przyczepiona do prawego uda
Kabura na broń:
- 1x kunai
- 12x kunai z wybuchową notką [2]
- 10x Shuriken [1]
- 2x bojowa pigułka żywnościowa [0,5]
- 1x pigułka ze skrzepniętą krwią [0,5]
- 20x kunai z wybuchową notką [2]
- Mapa portu Ryuzaki no Taki
- 2 specjalne monety (do kontaktu z Krukami)
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Stopyotulone obuwiem powoli zapadały się w rozorany teren. Zatrzymanie się jednostek spowodowało iż większość z cięższych mężczyzn uświadczyło lepiej mazi wdzierającej się przez szczeliny. Młoda pustynna Amazonka nie miała aż takiego problemu. Jej waga i ciężar ekwipunku nie wbijał tak mocno w rozlazły grunt. Wbijając się na poziom kostek, co chwilę jednak unosiła nogi niczym bocian starając się tym samym nie zapaść zbyt głęboko. Skupiła na tym oraz na lustrowaniu otoczenia niemalże całą uwagę, przez co nawet nie wiedziała jaki sygnał miał odpowiadać rozpoczęciu natarcia.
Porwana przed ostatni rząd, parła przed siebie niechętnie nie widząc szansy, ani możliwości skutecznego uniknięcia rozbijania się o mur przy okazji łapiąc kilka strzał. Dziwna strategia, wydawanie bitwy zamkniętemu przeciwnikowi. Zamiast głodzenia go i wystrzelania z machin oblężniczych. Chociaż, może sroga pogoda była wyznacznikiem i pomocnikiem położenia wszystkiego na jedną kartę. Kierując się na przód w bitwę ciężko było kalkulować i rozmyślać o słuszności, czy też jej braku. Meguri miała inne zadanie i polegało ono na obmyśleniu planu jak uniknąć całego tego karnawału. Gdyby odbiegła tak po prostu to podania o umilaniu życia dezerterom mogłyby wejść w życie, a umierać przez kilka dni w mękach nie było idealnym spędzeniem popołudnia. Biegłą więc w akompaniamencie światów strzał używając całej swej spostrzegawczości, aby nie oberwać za tak głupią i nic nie znaczącą sprawę jaką była wojna o posiadanie władzy w tym terytorium świata.
Cień wlókł się pozornie wolno zwiększając swoją objętość i szybkość z każdym uderzeniem serca. Wkradał się niczym żmija na coraz to większe zastępy wojska. Część jednostek przystanęła - szczególnie tych na tyłach, które miały chyba najlepszy pogląd na to co się stało. Zaćmienie słońca to pierwsza co przyszło na myśl, lecz gdy dłoń przywarła do czoła nad oczami, aby lepiej widzieć przez oślepiający blask promieni gwiazdy, duży pocisk drobił się o ziemie w hukiem. W okół rozerwała się ziemia, rozsypując swoje członki. Ziemia zadrżała, aż nogi kobiety ugięły się, a chwilę po ogłuszającym trzasku słychać było niemiłosierne krzyki. - Trebuszet! - Jęknęła głośno niezadowolona, jakby ona sama dostała pociskiem. Mieli w lasach schowany trebusz, pieprzony trebusz! Przecież to bydle jest wielkości domostwa i to pokaźnego, jakim sposobem nikt nie poczuł się, aby sprawdzić okolice! W jednym momencie, młoda Amazonka zrozumiała, że może być to jej szansa na oddalenie się i obserwacje bitwy z bezpiecznej odległości. W końcu gdyby wojska najeźdźców odbiłyby machinę to mogłaby się przydać do okupowania twierdzy. Wystarczyłoby tylko zmienić jej cel i posłać kilka pocisków wprost na właścicieli. Wyłomy w murach, rozbite budynki z zaopatrzeniami, rozgniecione oddziały obrońców. Tyle możliwości! A przede wszystkim nie ryzykowanie swoim życiem w chaosie miotających się mężczyzn.
Zadanie jednak nie było tak proste jak ułożenie go w głowie. Sama w pojedynkę nie zamierzała tam iść, a w obecnej chaotycznej i hałaśliwej sytuacji, mogła mieć wielką trudność znaleźć chętnych na wyprawę odbicia trebusza. Stać w miejscu też nie mogła, bo nie zamierzała być łatwym celem i zarobić strzałę w kolano. Wtedy tylko można byłoby obejść się smakiem i koniec z bycia poszukiwaczem przygód. Koniec z epickimi potyczkami z ewentualnym przeciwnikiem jakim byłby smok. Wznowiła więc przemieszczenie się, lecz teraz w kierunku wgniecionego w ziemię pocisku. Przerzuciła kunai wiszący na prawym małym pacu do lewej dłoni i po drodze łapała ramiona żołnierzy krzycząc do nich i pokazując kierunek skąd nadleciał śmiercionośny głaz. To jednak raczej nie zachęciłoby nikogo. Nikogo oprócz grupy stojącej przy miejscu w którym owy głaz spadł. Ci możliwe, że stracili bliską osobę, albo prawie zginęli i potencjalnie mają większą ochotę uskutecznić odebranie życia tym, którzy trebuszem operowali. Łapała więc kogo popadnie krzycząc jak najgłośniej mogła, że trzeba odbić trebusz, licząc na to, że uda się jej zgarnąć chociaż tuzin mężczyzn.
Będąc jednak pewna niższości inteligencji płci przeciwnej, zdawała sobie sprawę, że mogą nie dostrzec potrzeby ani wynikającej z niej zysków do zajęcia ukrytego do tej pory stanowiska machiny obronnej. Mogą również nie poczuć istoty przez to, że była drobną kobietką, a nie rosłym, pompatycznym dowódcą wykrzykującym niepotrzebne, durne frazy mające pokrzepić i połechtać męskie ego. Do tego usprawiedliwić ich mord i krew na rękach, jakaś słuszną sprawą. W końcu to oni mieli mojszą rację niż obrońcy. W każdym razie spróbować było warto, a jeśli się nie uda to po prostu będzie trzeba przystąpić do szturmu. Chociaż szturmem tego nazwać nie można było, a raczej swoistym tańcem na granicy śmierci i życia, unikając pocisków o ostrych grotach rozrywających skórę i mięśnie bez problemu, jak mi miażdżących kamiennych pocisków przysłaniających niebo.
Porwana przed ostatni rząd, parła przed siebie niechętnie nie widząc szansy, ani możliwości skutecznego uniknięcia rozbijania się o mur przy okazji łapiąc kilka strzał. Dziwna strategia, wydawanie bitwy zamkniętemu przeciwnikowi. Zamiast głodzenia go i wystrzelania z machin oblężniczych. Chociaż, może sroga pogoda była wyznacznikiem i pomocnikiem położenia wszystkiego na jedną kartę. Kierując się na przód w bitwę ciężko było kalkulować i rozmyślać o słuszności, czy też jej braku. Meguri miała inne zadanie i polegało ono na obmyśleniu planu jak uniknąć całego tego karnawału. Gdyby odbiegła tak po prostu to podania o umilaniu życia dezerterom mogłyby wejść w życie, a umierać przez kilka dni w mękach nie było idealnym spędzeniem popołudnia. Biegłą więc w akompaniamencie światów strzał używając całej swej spostrzegawczości, aby nie oberwać za tak głupią i nic nie znaczącą sprawę jaką była wojna o posiadanie władzy w tym terytorium świata.
Cień wlókł się pozornie wolno zwiększając swoją objętość i szybkość z każdym uderzeniem serca. Wkradał się niczym żmija na coraz to większe zastępy wojska. Część jednostek przystanęła - szczególnie tych na tyłach, które miały chyba najlepszy pogląd na to co się stało. Zaćmienie słońca to pierwsza co przyszło na myśl, lecz gdy dłoń przywarła do czoła nad oczami, aby lepiej widzieć przez oślepiający blask promieni gwiazdy, duży pocisk drobił się o ziemie w hukiem. W okół rozerwała się ziemia, rozsypując swoje członki. Ziemia zadrżała, aż nogi kobiety ugięły się, a chwilę po ogłuszającym trzasku słychać było niemiłosierne krzyki. - Trebuszet! - Jęknęła głośno niezadowolona, jakby ona sama dostała pociskiem. Mieli w lasach schowany trebusz, pieprzony trebusz! Przecież to bydle jest wielkości domostwa i to pokaźnego, jakim sposobem nikt nie poczuł się, aby sprawdzić okolice! W jednym momencie, młoda Amazonka zrozumiała, że może być to jej szansa na oddalenie się i obserwacje bitwy z bezpiecznej odległości. W końcu gdyby wojska najeźdźców odbiłyby machinę to mogłaby się przydać do okupowania twierdzy. Wystarczyłoby tylko zmienić jej cel i posłać kilka pocisków wprost na właścicieli. Wyłomy w murach, rozbite budynki z zaopatrzeniami, rozgniecione oddziały obrońców. Tyle możliwości! A przede wszystkim nie ryzykowanie swoim życiem w chaosie miotających się mężczyzn.
Zadanie jednak nie było tak proste jak ułożenie go w głowie. Sama w pojedynkę nie zamierzała tam iść, a w obecnej chaotycznej i hałaśliwej sytuacji, mogła mieć wielką trudność znaleźć chętnych na wyprawę odbicia trebusza. Stać w miejscu też nie mogła, bo nie zamierzała być łatwym celem i zarobić strzałę w kolano. Wtedy tylko można byłoby obejść się smakiem i koniec z bycia poszukiwaczem przygód. Koniec z epickimi potyczkami z ewentualnym przeciwnikiem jakim byłby smok. Wznowiła więc przemieszczenie się, lecz teraz w kierunku wgniecionego w ziemię pocisku. Przerzuciła kunai wiszący na prawym małym pacu do lewej dłoni i po drodze łapała ramiona żołnierzy krzycząc do nich i pokazując kierunek skąd nadleciał śmiercionośny głaz. To jednak raczej nie zachęciłoby nikogo. Nikogo oprócz grupy stojącej przy miejscu w którym owy głaz spadł. Ci możliwe, że stracili bliską osobę, albo prawie zginęli i potencjalnie mają większą ochotę uskutecznić odebranie życia tym, którzy trebuszem operowali. Łapała więc kogo popadnie krzycząc jak najgłośniej mogła, że trzeba odbić trebusz, licząc na to, że uda się jej zgarnąć chociaż tuzin mężczyzn.
Będąc jednak pewna niższości inteligencji płci przeciwnej, zdawała sobie sprawę, że mogą nie dostrzec potrzeby ani wynikającej z niej zysków do zajęcia ukrytego do tej pory stanowiska machiny obronnej. Mogą również nie poczuć istoty przez to, że była drobną kobietką, a nie rosłym, pompatycznym dowódcą wykrzykującym niepotrzebne, durne frazy mające pokrzepić i połechtać męskie ego. Do tego usprawiedliwić ich mord i krew na rękach, jakaś słuszną sprawą. W końcu to oni mieli mojszą rację niż obrońcy. W każdym razie spróbować było warto, a jeśli się nie uda to po prostu będzie trzeba przystąpić do szturmu. Chociaż szturmem tego nazwać nie można było, a raczej swoistym tańcem na granicy śmierci i życia, unikając pocisków o ostrych grotach rozrywających skórę i mięśnie bez problemu, jak mi miażdżących kamiennych pocisków przysłaniających niebo.
0 x
Re: [Event] Wielka wojna
Bieg czy chód - wszystko jedno. Poruszali się do przodu i każdy swoim tempem w początkowym chaosie próbując odnaleźć swoją rolę. Byli armią tylko w ogólnym zarysie tego słowa, ale brakowało im wykształcenia, doświadczenia i zgrania jakie przynosiło największe korzyści podczas potyczek. Zgraja, zwykła banda oszołomów, którym przyświecał jeden cel i próbowali coś zrobić wspólnymi siłami. Wrzaski - te agonalne, te z wysiłku i te od dowódców oddziałów. Wszystkie zmieszane tak samo jak ich banda. Parszywcy chcący się pokazać i czymś zasłynąć. W pobliżu rybolud słyszał innego ze swoich, tego który zapewne był ich dowodzącym - Sana. I w tym momencie szczerze nie żałował, że nie jest aż tak związany ze swoimi. Skoro lider nie potrafił zdyscyplinować swoich ludzi, zapanować nad nimi i zorganizować tak, by byli maszynami do zabijania. Niezgrabne krzyki tylko pogarszały ich już i tak dużą dezorganizację. Ale dawało to jakiś efekt, bo nie stali w miejscu, nie wycofywali się mimo poniesionych ran. Parli przed siebie. I tak samo rybolud parł razem z wojskami obok swojego dzielnego tarczownika trzymając się go blisko jak mamusinego cycka, który zwiastował posiłek i dobrobyt. To okrągłe i to okrągłe, tylko trochę bardziej twarde i nie wygodne jeżeli człowiek chciał się położyć. Huk, wbijanie się strzał - oby wytrzymała - pomyślał, gdy groty uderzały o piracką tarczę. Nie to żeby powątpiewał w jej jakość, ale wiedział, że człowiek obok niego wolałby się rzucić na hura razem ze wszystkimi, z szabelką w dłoni i ciachać na oślep, by wieczór spędzić przy gorzałce i panienkach. Dlatego w każdej chwili, w każdym momencie był gotów przejąć od niego tarczę i ewentualnie bronić się na własną rękę. Pochwycić drewniany twór i niczym krasnoludzki wojownik (bo co to za krasnolud bez tarczy) przeć przed siebie, by związać jakąś walkę, a nie być tylko wystawiony na wrogi ostrzał. To chyba jedyne, czego obecnie się obawiał. Wielkie, wręcz ogromne metalowe kule stanowiły bodaj największe dlań zagrożenie, bo nie miał jak przed nimi się bronić. Był zdany na łaskę wielkiego oka opatrzności, czy co tam na nich parzyło z góry. Rozglądał się nerwowo, patrzył pod nogi, obecnie to jedyne co mu zostało, co mógł robić prócz parcia przed siebie. No i tu się zdziwił. W całej tej zgrai spoconych facetów, którzy krzyczeli jak opętani chcąc w końcu uwolnić nagromadzone negatywne emocje stawiła się także i jakaś dziołcha. Okryta pewnie pośpiesznie płaszczem, bo nie wyglądała jakby była przygotowana na mróz. Pokiwał głową i spojrzał na zamek pełen zwisającego lodu. W niektórych to dopiero płynie gorąca krew - skomentował pod nosem i popatrzył na mury, na rozciągające się na całej szerokości formacje przeciwnika i wyczekiwał kiedy będzie musiał schować się tuż obok pirata-tarczownika. Krok za krokiem liczył w myślach ile jemu zajęłoby naciągnięcie łuku, jak robił to za małego dzieciaka podczas zabawy. Strzała, naciągnij, unieś, puść. O ile jego ówczesne niezgrabne łapki nie za bardzo chwytały co działo się po kolei, tak wyszkoleni żołnierze wytyczeni do obrony takiej fortecy powinni już wypuścić co najmniej jedną, jeżeli nie trzy salwy strzał dziesiątkując armię prowadzoną przez samozwańczego lidera ich wojsk.
Wtem nastąpił przełom brama. Najbardziej wrażliwy i najważniejszy fragment umocnień. Uprzednio przecież musieli ją wyważyć, lecz ta zaczęła się otwierać tak o, tak po prostu. Czyżby dlatego kolejna salwa nie nadchodziła? Czyżby mieli w środku swoich ludzi, którzy już zaczęli walczyć, którzy... Zobaczył trzy spadające postacie i pokiwał w zadumie głową.
-No to se chłopaki powalczyli tam w środku - rzucił już na głos, w tym całym zgiełku i tak mało kto to słyszał, a jeszcze mniej osób zwróciło na to uwagę. Nie chciałby być na miejscu tego, który w przebitym - w sumie wszystkim, całymi wnętrznościami - spadał teraz sobie wziuuuu jakby gdyby nigdy nic. San przyspieszył, mknął pomiędzy oddziałami, by brama pozostała otwarta. Widząc jak ich dowódca mknie zapewne i cała armia teraz już nie miała przeszkód, by ruszyć za nim. By razem z nim doprowadzić do upadku statku, by spalić go doszczętnie (bo czemu nie) i ewentualnie wyrżnąć wszystkich, którzy jeszcze tam się ostali. Teraz jednak Takeshi musiał być przygotowany, bo mogła nastąpić następna salwa. Coś przemknęło mu przed oczyma. Jasna postać, której tylko zarysy mógł dostrzec swoimi małymi oczkami. Nie wiedział nawet kto to jest, czy może w ogóle jest to człowiek, czy może błyskawica przecięła nieboskłon. Lecz gdy zatrzymała się przy ogromnym ryboludzie poznał jednego z Hozukich. Była z nimi i trzymała ogromnym łapskiem bramę pozwalając wlać się do środka swoim oddziałom. Nie... chwila. Czyżby było jednak inaczej? Wyglądało na to, że otworzona brama zaczyna się zamykać i to nie z powodu takiego, że szło im za łatwo i chcieli mieć jakieś wyzwanie. To była jej rola? Wolał myśleć, że to dziewczę będzie po ich stronie...Ciekaw był tylko czy San w końcu pokaże na co stać ryboludów i ze swojej pozycji po prostu zaleje zamek. Mając tak ogromne pokłady chakry mógł wytworzyć jeszcze większe jezioro w tym zamku, a to... byłaby niesamowita przewaga. Woda to było ich środowisko, podobnie jak Hozukich. Shabondama pewnie by sobie jakoś poradzili ze swoimi bąblami, lecz Yuki byliby w niemałych tarapatach. O ile pewnie mogli zamrozić wodny pocisk, tak będąc pochłonięci przez wodę... byliby w stanie zamrozić co najwyżej siebie i okolicę, a wszelkie lodowe kolce w wodzie po prostu spowolniłyby nie robiąc nikomu krzywdy. On sam był jednak na tyłach, nie był na tyle szybki by wspiąć się na ścianę i zalać zamek z tej odległości nie wystawiając się na ostrzał łuczników. Biegł więc razem z oddziałami czekając na dogodną okazję, gdzie jego techniki miałyby zasięg. Jeżeli chociaż któryś rybolud wytworzy zbiornik, jeżeli pojawi się woda to będzie mógł działać. Gdyby nie jego towarzysze to mógłby zrobić coś już teraz lecz... no nie zamierzał niszczyć ziemi, po której podążały wojska.
Wtem nastąpił przełom brama. Najbardziej wrażliwy i najważniejszy fragment umocnień. Uprzednio przecież musieli ją wyważyć, lecz ta zaczęła się otwierać tak o, tak po prostu. Czyżby dlatego kolejna salwa nie nadchodziła? Czyżby mieli w środku swoich ludzi, którzy już zaczęli walczyć, którzy... Zobaczył trzy spadające postacie i pokiwał w zadumie głową.
-No to se chłopaki powalczyli tam w środku - rzucił już na głos, w tym całym zgiełku i tak mało kto to słyszał, a jeszcze mniej osób zwróciło na to uwagę. Nie chciałby być na miejscu tego, który w przebitym - w sumie wszystkim, całymi wnętrznościami - spadał teraz sobie wziuuuu jakby gdyby nigdy nic. San przyspieszył, mknął pomiędzy oddziałami, by brama pozostała otwarta. Widząc jak ich dowódca mknie zapewne i cała armia teraz już nie miała przeszkód, by ruszyć za nim. By razem z nim doprowadzić do upadku statku, by spalić go doszczętnie (bo czemu nie) i ewentualnie wyrżnąć wszystkich, którzy jeszcze tam się ostali. Teraz jednak Takeshi musiał być przygotowany, bo mogła nastąpić następna salwa. Coś przemknęło mu przed oczyma. Jasna postać, której tylko zarysy mógł dostrzec swoimi małymi oczkami. Nie wiedział nawet kto to jest, czy może w ogóle jest to człowiek, czy może błyskawica przecięła nieboskłon. Lecz gdy zatrzymała się przy ogromnym ryboludzie poznał jednego z Hozukich. Była z nimi i trzymała ogromnym łapskiem bramę pozwalając wlać się do środka swoim oddziałom. Nie... chwila. Czyżby było jednak inaczej? Wyglądało na to, że otworzona brama zaczyna się zamykać i to nie z powodu takiego, że szło im za łatwo i chcieli mieć jakieś wyzwanie. To była jej rola? Wolał myśleć, że to dziewczę będzie po ich stronie...Ciekaw był tylko czy San w końcu pokaże na co stać ryboludów i ze swojej pozycji po prostu zaleje zamek. Mając tak ogromne pokłady chakry mógł wytworzyć jeszcze większe jezioro w tym zamku, a to... byłaby niesamowita przewaga. Woda to było ich środowisko, podobnie jak Hozukich. Shabondama pewnie by sobie jakoś poradzili ze swoimi bąblami, lecz Yuki byliby w niemałych tarapatach. O ile pewnie mogli zamrozić wodny pocisk, tak będąc pochłonięci przez wodę... byliby w stanie zamrozić co najwyżej siebie i okolicę, a wszelkie lodowe kolce w wodzie po prostu spowolniłyby nie robiąc nikomu krzywdy. On sam był jednak na tyłach, nie był na tyle szybki by wspiąć się na ścianę i zalać zamek z tej odległości nie wystawiając się na ostrzał łuczników. Biegł więc razem z oddziałami czekając na dogodną okazję, gdzie jego techniki miałyby zasięg. Jeżeli chociaż któryś rybolud wytworzy zbiornik, jeżeli pojawi się woda to będzie mógł działać. Gdyby nie jego towarzysze to mógłby zrobić coś już teraz lecz... no nie zamierzał niszczyć ziemi, po której podążały wojska.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości